Goniąc Słońce – VIII
„Człowiek, który posiada tylko kilka rzeczy, których pożąda i wiele, których się obawia jest nieszczęśliwy”
Sir Francis Bacon
Reszta roku minęła Severusowi monotonnie. Weasleyowie w końcu sobie przypomnieli, że Granger jest ich przyjaciółką i zabrali ją gdzieś – Mungo, Nora, Kwatera Główna czy gdziekolwiek indziej – i ponownie w kompletnej ciszy biegał sam. Przez cały ostatni miesiąc marzył o tym, by znowu mieć poranki tylko dla siebie, a teraz zdał sobie sprawę z tego, że brakowało mu dźwięku kroków dziewczyny i widoku pary z jej oddechu – co więcej, biegał w tempie, które wspólnie opracowali, czyli wolniej niż zwykle. To było dziwne, wziąwszy pod uwagę, jak bardzo cenił swoją samotność, ale miał ważniejsze rzeczy na głowie niż roztrząsanie tej sytuacji.
Było dziwnie spokojnie. Uczniowie zachowywali się cicho, on nie miał lekcji i mało papierkowej roboty oraz niewiele rzeczy do zrobienia; właściwie to zaszył się w swoim lochu i niemalże pogrążył w hibernacji, większość czasu spędzając w łóżku z książką. Dla innych ludzi to może było nudne, ale dla Snape’a było błogosławionym, spokojnym, cichym i niezakłóconym odpoczynkiem.
Nawet Śmierciożercy się nie wychylali. Czarnemu Panu się to nie podobało, ale wielu z jego wysokich rangą sług miało rodziny i nie mogło sobie pozwolić na nieobecność podczas Bożego Narodzenia – wywołałoby to niepotrzebne podejrzenia (a przynajmniej tak twierdzili). Nawet słudzy zła potrzebowali wakacji od czasu do czasu. Natomiast Zakon był cichy i szczęśliwy, bo Artur zaczął zdrowieć.
Gwiazdka sama w sobie nie była warta wspominania; nigdy nie otrzymywał prezentów i właściwie nie martwił się tym, bo nie musiał się odwdzięczać. Był zszokowany, gdy otrzymał bożonarodzeniową kartkę, nawet jeśli nie była szczytem artyzmu – kawałek pergaminu z napisanym „Wesołych Świąt, Profesorze” – i długo jej się przyglądał. Nie był specjalnie poruszony gestem, ale to było… miłe. Tak jakby. I podejrzane. W końcu wrzucił podarunek do swojego biurka, schowawszy go pod stertę papierów, która od lat czekała na uporządkowanie i robił, co mógł, by o niej zapomnieć.
Nowy Rok był jeszcze mniej wart wspominania; zazwyczaj kadra urządzała sobie przyjęcie, na które siłą go zaciągano, ale przy Umbridge nikt nie miał ochoty świętować i Severus spędził tę noc w samotności pijąc i zastanawiając się, czy to będzie ostatni rok jego życia.
Severus nie był szczęśliwy, gdy go obudzono przed świtem w dniu jego trzydziestych szóstych urodzin. Rzadko sypiał, w dalszym ciągu miał wakacje i nie miałby nic przeciwko, gdyby w dniu swojego święta mógł dłużej poleżeć w łóżku. Przecierając nieogoloną szczękę, wolno wyszedł z łóżka i otworzył drzwi Dumbledore’owi. Spojrzał niemiło na pracodawcę.
– Lepiej, żeby to było ważne, bo cię przeklnę – warknął.
– Tobie również dzień dobry, Severusie – jak zawsze radośnie odpowiedział Dyrektor, przechodząc obok niego. – Jak się czujesz?
– Zmęczony. Zły. – Wszystko mnie boli. – Marzę o tym, żebyś się odczepił.
– Czyli tak samo jak zawsze. Cieszę się – staruszek mrugnął do niego, a potem wyraz radości zniknął z jego twarzy i Severus automatycznie się spiął.
– Co?
– Wciąż ta paranoja, Severusie? – ostudził go Dumbledore.
– Dzięki niej żyję. Czego chcesz, Dyrektorze?
– Mam prośbę – Snape w to wątpił. Nie ważne jakich słów używał, Dyrektor nie prosił. Rozkazywał. Dumbledore kontynuował grobowym tonem. – Co myślisz o tym, co przydarzyło się Arturowi? Chciałbym usłyszeć twoje zdanie na ten temat.
Walcząc z ziewaniem, mężczyzna próbował zebrać myśli, co nie było łatwe tak wcześnie rano.
– Nic, czego byśmy się nie spodziewali. Próba rozbicia naszej straży nie pomogła, więc użył siły, tak jak cię ostrzegałem. Arturowi nic nie będzie.
– Wiesz, że nie o to pytałem. Co myślisz o tym, co widział Harry?
Severus złapał się za nasadę nosa. Zastanawiał się nad tym – od czasu do czasu, bo nie tylko o tym rozmyślał – od kilku dni i nie podobały mu się własne teorie. Jedyną pewną rzeczą był fakt, że Potter będzie przyczyną jego śmierci; był zaskoczony, że jeszcze nie miał siwych włosów – choć pojawiło się kilka szarych pasm, co było raczej depresyjne, wziąwszy jego wiek pod uwagę.
– Wydaje mi się, że to samo co ty. Połączenie, które podejrzewałeś, istnieje naprawdę i jest silniejsze niż się obawialiśmy. Chłopak ma połączenie z umysłem Czarnego Pana.
– Czy jest tego świadom?
– Jeszcze nie, ale to tylko kwestia czasu.
– A Harry?
– Nie mam pojęcia o czym myśli ten chłopak, Dumbledore, z prostego powodu. Rzadko to robi. Wątpię w to. Jestem pewien, że ma milion pomysłów, każdy bardziej dramatyczny od poprzedniego, ale nie sądzę, by się domyślał prawdy. Nawet jeśli przyszło mu to do głowy i tak nic nie powie. Wiesz o tym tak samo jak ja.
Dumbledore powoli pokiwał głową.
– Więc musimy działać szybko, zanim Voldemort odkryje połączenie.
Severus zwalczył wzdrygnięcie; naprawdę chciałby, by Dumbledore przestał używać jego imienia przy nim. To bolało. Powoli rozprostowywał i relaksował mięśnie lewego przedramienia, by rozluźnić skurcz i wolno powtórzył:
– Musimy działać?
– Harry musi się nauczyć Oklumencji.
– Nie waż się.
– Severusie…
– Nie. Nawet tego nie mów. Nie zrobię tego.
Głos Dyrektora stał się ostrzejszy.
– Zrobisz. Musisz. Kto inny, Severusie? Jesteś najlepszym Oklumentą o jakim słyszałem, lepszym od kogokolwiek z drugiej strony. Harry potrzebuje twojej umiejętności.
– Sam go naucz.
– Nie mogę.
– Dlaczego? – zapytał z prychnięciem Severus. – Zbyt zajęty?
Ostatnio nie istniało coś takiego jak czas wolny dla Zakonu, ale on wykonywał dwie pełnoetatowe prace jednocześnie – nauczyciel i Śmierciożerca – wraz z warzeniem eliksirów dla Hogwartu i Zakonu, i miał własne zajęcia. Szybko zmierzał do punktu, w którym zacznie rozważać kradzież Zmieniacza Czasu, by zyskać czas na sen.
– W rzeczy samej, jestem bardzo zajęty, – spokojnie odpowiedział Dumbledore – ale to nie jedyny powód. Harry jest na mnie bardzo zły i jego gniew wraz z opinią Voldemorta na mój temat sprawiają, że nie chcę ryzykować.
Severus zaśmiał się pusto.
– I myślisz, że na mnie jest mniej zły, Dumbledore? Dobrze wiesz, że się nawzajem nie znosimy.
Każdy mówił, że to wina Snape’a, ale nie można było zaprzeczyć faktom; tak, nienawidził chłopaka, odkąd po raz pierwszy go zobaczył, ale w tym samym czasie on również go znienawidził. Choć było to dziwne, ich wzajemna niechęć powstała w tym samym momencie… tak samo jak z ojcem Pottera.
Oczy Dumbledore’a stały się zimne. To było prawdziwe oblicze lidera Zakonu. Oblicze, którego nikt inny nie widział; nie było w nim śladu po genialnym, radosnym staruszku.
– Odłożysz na bok swoją dziecinną niechęć, Severusie i nauczysz Harry’ego Pottera jak okludować umysł. Rozumiesz?
Mężczyzna ugryzł się w język, wiedząc, że nie warto tłumaczyć swojej dziecinnej niechęci. Równie łatwo można by tłumaczyć kolory ślepemu. W historii chodziło o coś więcej niż o to, że James był dręczycielem, ale ani nie miał ochoty tego tłumaczyć, ani nie miało to sensu.
– Rozumiem, ale ty nie – warknął, zanim się uspokoił; musiał przekonać Dumbledore’a, że to nie był tylko napad złości. – Nie rozumiesz, o co prosisz, Dyrektorze. Nie mogę go uczyć.
– Dlaczego nie? – zapytał chłodno Dumbledore z poważnym wyrazem twarzy.
Severus złapał się za nasadę nosa i spróbował wytłumaczyć.
– Po pierwsze, Oklumencja była dla mnie naturalna i uczyłem się jej instynktownie, a nie z jakimś wysiłkiem. Nie mam pojęcia jak tego uczyć, nie wiedziałbym nawet gdzie zacząć. Po drugie, nawet milion lat po tym jak piekło zamarznie Potter mi nie zaufa. Jeśli mi nie ufa, nie mogę swobodnie wejść do jego umysłu, tylko siłą. A jeśli nie mogę wejść bez oporu, nie będę w stanie pokazać mu, co musi zrobić. Co za tym idzie, jeśli mi nie ufa, nie uwierzy w nic co powiem i nie będzie robił nic, o co go poproszę. Wiesz, że to prawda – zawahał się, zanim podał kolejny powód. Zastanawiał sie, czy powinien, ale w końcu niechętnie powiedział. – I nie sądzę, że będę w stanie kontrolować swój temperament, jeśli zostanę z nim sam na sam przez dłuższy czas. Poza tym, – dodał szybko – nie sądzę, że będzie w stanie od kogokolwiek nauczyć się Oklumencji.
– Bez względu na to, ile razy to powiesz, Harry nie jest głupi, Severusie.
– Tym razem tego nie powiedziałem i nie miałem takiego zamiaru. – powiedział zirytowany, wiedząc, że przegrał bitwę. Dumbledore nie słuchał żadnego argumentu; zapewne nie słyszał nic poza Nie lubię Pottera. – Jest po prostu zbyt gryfoński. Oklumencja nie polega na lekkomyślnej odwadze czy szczerości. To ukrywanie, a on nie jest w stanie tego zrobić, nawet jeśli zależałoby od tego jego życie. Tu trzeba zachować spokój, a do tego nie był zdolny nawet zanim zaczął dojrzewać. Nie ma tego w naturze.
– Bez względu na to, musi się nauczyć. A ty wiesz o oklumencji najwięcej, więc musisz go uczyć. To nie jest prośba, Severusie.
– A jednak powiedziałeś, że jest – odpowiedział, gdy przeczucie czegoś złego i bezsens sytuacji go uspokoiły. To będzie katastrofa. Spróbował jeszcze raz. – Czy słyszałeś cokolwiek z tego, co powiedziałem, Dumbledore? Nie sądzę, żeby w ogóle był w stanie się tego nauczyć, a nawet jeśli, z pewnością nie ode mnie.
– Wystarczy, Severusie. Nie chcę słyszeć nic więcej na ten temat od ciebie. Zrobisz, jak kazałem.
A czy kiedykolwiek zrobiłem inaczej? Severus spojrzał w oczy mężczyźnie i zimno odpowiedział
– Jak sobie życzysz. Powiedziałbym, żebyś mnie nie obwiniał, jeśli się nie uda, ale obydwaj wiemy, że i tak to zrobisz, nie ważne co się stanie. Coś jeszcze?
– Nie. Dobrego dnia, Severusie.
Gdy Dyrektor wyszedł, Severus wpatrywał się pustym wzrokiem w drzwi. Następnie ciężko westchnął, obrócił się i poszedł do łazienki, by wziąć prysznic i ogolić się, nim zacznie dzień. Wszystkiego najlepszego…
Hermiona otrzymała kolejną lekcję patrzenia z innej perspektywy, gdy ona i reszta domowników weszła do kuchni przy Grimmauld Place i zastała Syriusza i Snape’a z wyciągniętymi na siebie różdżkami. Po wyjaśnieniach Harry’ego okazało się, iż przyczyna kłótni była błaha – właściwie to Hermiona była podniecona, nawet jeśli jej przyjaciel obawiał się tego; Oklumencja brzmiała interesująco i bardzo użytecznie. To, co ją zaniepokoiło, to był wzrok Snape’a i właśnie jego wspomnienie nawiedzało ją do końca ferii i powrotu do Hogwartu. Tak, był w nim gniew i wystarczająco wiele dzikiej nienawiści, która potwierdziła jej domysły o relacji tych dwóch mężczyzn. Ale pod tym wszystkim było jeszcze coś zimniejszego, wykalkulowanego i bardzo nieprzyjemnego.
Pamiętała Wrzeszczącą Chatę i Snape’a szepczącego „Daj mi powód”. Bez prowokacji nic by nie zrobił, w końcu miał to dziwne poczucie honoru, o którym mówił jej Fineas, ale z pewnością prowokacja usprawiedliwiłaby jego działania. Powiedziała sobie, że musi zachować zimną krew i być realistką; w Snape’ie może być coś więcej niż złośliwy i niebezpieczny mężczyzna, którego ona i jej przyjaciele zawsze widzieli. Jednakże to też było częścią jego natury i musi o tym pamiętać. Ich osobliwa relacja jak na razie funkcjonowała dobrze, ale nie zmienił się przez nią.
To, co ją martwiło to fakt, że każdy w Zakonie uważał, że to jedynie dziecięca uraza. Nie było ciężko dostrzec, że ten etap minął już dawno i korzenie sięgały głębiej; nie wiedziała, dlaczego nikt inny tego nie dostrzegł. Nawet przed poznaniem całej historii, nawet na trzecim roku była w stanie zobaczyć, że z nieznanego powodu ci dwaj mężczyźni szczerze się nienawidzili i widziała, że dla Snape’a to było osobiste, a dla Syriusza stanowiło już tylko przyzwyczajenie. Wtedy była po stronie Syriusza – teraz czuła się przez to winna, ale na swoją obronę miała to, że tamtej nocy Snape był niezrównoważony i przerażający – ale i tak dostrzegła to „coś”. Dlaczego więc nikt inny, zwłaszcza Dumbledore nie dostrzegał prawdy?
Przez te kilka dni dręczyło ją wciąż jedno pytanie. Jak daleko posunąłby się Snape, gdyby im nie przerwali kłótni? Z pewnością Syriusz próbowałby go przekląć i choć nie znała rezultatów ich wcześniejszych potyczek, była pewna, że po dwunastu latach w Azkabanie Huncwot nie wytrzymałby długo w pojedynku z kimś takim jak Snape. Być może jej profesor celowo zaczął kłótnię i w pełni się kontrolował – w przeciwieństwie do kąpanego w gorącej wodzie Syriusza – ale stawiała swoją różdżkę na to, że taki stan nie trwałby długo, gdyby zaczęli używać magii. Kiedy Snape naprawdę się wkurzał i jego stalowa samokontrola puszczała, był najbardziej przerażającą osobą, którą dziewczyna kiedykolwiek widziała. Była pewna, że pojedynek byłby krwawy, ale nie wiedziała jak bardzo. Nie widziała nic, co mogłoby się równać nienawiści Snape’a do jego prześladowcy. Nie znała jego ograniczeń i to ja martwiło; był nieprzewidywalny i nie była pewna, czy będzie mogła mu całkowicie zaufać.
Jak na razie, ostrożnie stwierdził Severus, pierwsza lekcja Oklumencji nie była taką katastrofą, jaką być mogła. To nie zadziała – miał rację, że umysł Pottera nie był do niej przystosowany i chłopak nie miał wystarczająco dużo samodyscypliny – ale przynajmniej się starał, dzięki czemu Dumbledore się od niego odczepi. Poza tym, ktoś powinien nauczyć czegoś tego smarkacza; Severus prędzej wypiłby Odorosok niż się do tego przyznał, ale martwił się, że Potter wie o korytarzu prowadzącym do Departamentu Tajemnic.
A co do tego, co zobaczył w umyśle chłopaka – cóż, to też nie było katastrofą. Co dziwne, Severus był raczej wdzięczny Lupinowi, że ciągle opowiadał o Potterze; próbował nie słuchać tego, co wilkołak miał do powiedzenia, ale zapamiętał dyskusje o tym, co dzieciak słyszał, gdy w pobliżu byli dementorzy. W innym wypadku poddałby się pragnieniu i szukałby wspomnień o Lily, mimo iż chłopak miał zaledwie rok, kiedy umarła. Nie miał ochoty słyszeć jej krzyku i bardzo uważał, by czegoś nie poruszyć.
Podejrzewał, że częścią planu Dumbledore’a było to, by zobaczył jakie tragiczne dzieciństwo miał Potter. Być może miał nadzieję, że będzie milszy dla chłopaka, jeśli zobaczy, ile wycierpiał. To nie zadziała. Severus wiedział, że bachor nie miał wesoło w domu; nawet jeśli Zakon nie pilnowałby chłopaka od niemowlaka, miał talent do znajdowania dzieci z niezbyt miłych domów. To go nie ruszało; po pierwsze wiedział, że Petunia Dursley bez względu na swoje uczucia nie posunęłaby się daleko, nie przeciwko dziecku. A po drugie, nic co mógłby zobaczyć nie będzie gorsze od jego dzieciństwa.
W każdym razie miał teraz inne rzeczy na głowie – jego ramię zaczęło piec i zamarł. Dzisiejszej nocy Czarny Pan planował napad na Azkaban. Albo się nie udało i będzie oszalały z wściekłości, i będzie na nich wszystkich rzucał klątwy… albo się udało i będzie trwała krwawa jatka, gdy każdy będzie próbował się przystosować do nowego porządku. Severus będzie musiał zawalczyć o swoje miejsce w wewnętrznym kręgu i wcale mu się to nie uśmiechało.
Jak zawsze Hermiona spotkała się ze Snape’em przed lochem. Tak wcześnie w styczniowy poranek nadal było ciemno, ale wydawało się, iż śnieg lśni własnym światłem, a to wiele ułatwiało; przed świtem śnieg był dobrze ubity i wciąż zamarznięty, więc jeżeli się uważało, bieganie nie sprawiało problemów. Jak zawsze milczał, ale wyglądał mizerniej i na bardziej niż zwykle zmęczonego; dziewczyna wciąż się zastanawiała jakim cudem jest w stanie się zebrać i stać się zwykłym sobą między ich bieganiem a śniadaniem. Masowa ucieczka z Azkabanu miała miejsce dwa dni wcześniej; wydawało się, że mężczyzna nie był w żadnym stopniu poruszony tym faktem, ale zanim zobaczyła poranną gazetę i poznała powód, następnego ranka czuła od niego zapach silnych eliksirów leczących – najwidoczniej to była ciężka noc. Gryfońska odwaga nie była wystarczającym powodem, by go zapytała o to wydarzenie, nawet jeżeli zżerała ją ciekawość.
Jej pierwotny plan zakładał, że pozna enigmatycznego mistrza eliksirów, ale szybko zrozumiała, że to szalony pomysł, bo Snape nie wdawał się w gadki-szmatki i nie przeszkadzał mu brak konwersacji. Mimo to dziewczyna trzymała się swojego postanowienia. Częściowo z upartości, a częściowo by go pilnować. Poza tym ćwiczenia dobrze jej robiły; czuła się silniejsza i lepiej spała. Ale w tym wszystkim było więcej… milczenie ze Snape’em miało dziwną właściwość. Niczego od niej nie oczekiwał; nie oczekiwał, że coś powie lub zrobi. On po prostu był, a jego obecność oznaczała, że ona nie musiała się niczym martwić. Przez godzinę mogła się zrelaksować i przestać uważać na wszystko dokoła. Te poranne chwile podczas biegania były jedynymi spokojnymi momentami, tak samo jak jego i odkryła, że to lubi.
Poza tym, kiedy miał coś do powiedzenia, rozmawiał z nią. Miała nadzieję, że kiedy powiedział – Niech pani zaczeka chwilę, panno Granger. – będzie mogła go zapytać o lekcje Oklumencji Harry’ego, ale kiedy skończył zgarniać śnieg z twarzy i posłał jej dziwne spojrzenie, którego nie lubiła, zrozumiała, że nie będzie miała szansy zapytać.
– Chodź ze mną. – w końcu powiedział i poprowadził ja przez labirynt lochów do swojego składziku. Zdjął duży, ciężki słoik z półki i podał jej go. – Wiesz co to jest?
Dziewczyna ostrożnie się temu przyjrzała; pomarańczowa substancja znajdująca się w środku nie wyglądała zbyt przyjemnie.
– Nie, proszę pana.
– To bardziej zaawansowany, czystszy wyciąg ze Szczuroszczeta.
Hermiona zamrugała.
– To przecież na rany i tego typu rzeczy, prawda, proszę pana?
Dlaczego jej to dawał?
Snape pokiwał głową; nie patrzył na nią, a to było dziwne.
– Lepiej niż to, czego używasz pomoże na rękę Pottera.
Zagapiła się na niego w kompletnym szoku.
– Wie pan o tych szlabanach?
– Najwidoczniej – odpowiedział, ale że nie był w pełni rozbudzony, nie było w jego głosie sarkazmu. Szok dziewczyny zaczął zamieniać się w złość.
– Więc dlaczego nikt nic nie zrobił, by ją powstrzymać? – zażądała odpowiedzi.
W normalnych okolicznościach użycie takiego tonu głosu w stosunku do Snape’a zwiastowałoby długą i bolesną śmierć, a przynajmniej utratę punktów i szlaban, ale tym razem mężczyzna nie zauważył jej tonu. Prawie na nią patrząc, cicho odpowiedział:
– Ponieważ nikomu innemu o tym nie powiedziałem, panno Granger.
– Czemu nie? Dlaczego nic pan z tym nie zrobił?
– Nic nie można zrobić.
– Co? – czując się dziwnie zdradzona, wpadała w coraz większy gniew.
– Przestań skrzeczeć i zacznij myśleć – warknął, wciąż unikając jej wzroku. – Prawa, które zostały stworzone, by chronić studentów, prawa, które miały chronić przed takimi sytuacjami zostały napisane przez ludzi, którzy przysłali tutaj Umbridge. Wspierają ją i muszą to robić nadal bez względu na to, co o niej prywatnie myślą; poza tym albo wierzą, że Potter oszalał i na siłę szuka uwagi publiczności albo po prostu im wygodniej w to wierzyć. Nikt nie uwierzy ani jemu, ani mnie, zwłaszcza jeśli weźmiesz pod uwagę kim i czym jestem. Uwierzą jej. Hogwart nie może wyzwać Ministerstwa. I pamiętaj o tym, że Lucjusz Malfoy wciąż posiada duży wpływ na Ministerstwo i zasiada w Radzie.
– Powinien pan przynajmniej powiedzieć Dyrektorowi!
– Myślę, że on wie. A nawet jeśli nie, co to da? Nic więcej niż ja nie może zrobić, nawet jeśli jest lepszym świadkiem ode mnie. Jest dokładnie obserwowany, panno Granger. Wszyscy jesteśmy. Minister szuka najmniejszego powodu, by móc się go pozbyć i przejąć szkołę, a wtedy wszystkie wasze lekcje będą tak samo bezużyteczne jak Obrona. Nic byś się nie nauczyła i Śmierciożercy szybko by cię pojmali.
Hermiona poczuła jak uderza ją zimno wraz ze świadomością tego, że mężczyzna ma rację. Nieprzyjemna była świadomość, iż nauczyciele są tak samo bezsilni jak uczniowie; widziała w oczach Snape’a jak bardzo mu się to nie podoba. Bez względu na to jak się zachowywał w stosunku do Harry’ego czy innych uczniów, nigdy żadnego nie skrzywdził fizycznie, wręcz przeciwnie, chronił ich; nawet on miał swoje granice, coś, czego Umbridge nie posiadała.
– Więc nic pan nie zrobi? – zapytała przygaszonym głosem.
– Nic nie mogę zrobić – odpowiedział jej miękko. – Jeśli będę miał szansę, być może uda mi się zabrać jej to przeklęte pióro, ale to powstrzyma ją najwyżej na dzień czy dwa i sprawi, że będzie jeszcze bardziej zła.
– Powinien pan komuś powiedzieć… – raz jeszcze słabo zaprotestowała, ale nie przychodził jej do głowy nikt, kto mógłby coś z tym zrobić. Z wyrazu jego twarzy wywnioskowała, że Snape’owi też nie.
– Tak jak Potter? – zapytał ponuro.
– Jest zbyt uparty. Myślę, że uważa, iż w ten sposób coś udowadnia.
– Być może, ale przede wszystkim dlatego, że jest większym realistą niż pani, panno Granger. Po co prosić o pomoc, skoro wiesz, że jej nie otrzymasz? Po co pokazywać swojemu prześladowcy, udrękę jaką ci sprawia i że nic z tym nie możesz zrobić, bo są nietykalni? – jego głos był łagodniejszy, a oczy patrzyły w dal.
– Nie powinno tak być.
– Nie – zgodził się bardzo cicho – nie powinno. Ale jest jak jest i musimy rozegrać swoją partię kartami, które dostaliśmy… – przerwał i spojrzał się na dziewczynę takim samym wzrokiem, jak zawsze, gdy mówił coś ważnego. – Tak długo, jak Ministerstwo będzie mogło opowiadać swoje historie bez sprzeciwu, jak długo nie ma alternatywnej wersji wydarzeń, jak długo ich opinia wśród ludzi jest lepsza od naszej, tak długo nie możemy działać przeciwko nim.
Hermiona spojrzała na niego, zastanawiając się nad jego słowami, aż w końcu mężczyzna odwrócił wzrok. Przygryzła wargę i zaczęła rozważać słowa nauczyciela. Powoli zaczął kształtować się w jej głowie pomysł.
– Do czego próbuje mnie pan namówić, proszę pana?
– Ja? – zapytał zaskoczony. Dziewczyna nie uwierzyła w jego zdziwienie. – Ależ nic, panno Granger. Jeżeli przez rozmowy ze mną zaczęła pani inaczej patrzeć na niektóre rzeczy, to już nie moja wina.
Nie do końca przekonana, spojrzała na niego.
– Czy w ten sposób próbuje mnie pan zamienić w Ślizgonkę?
Snape zaśmiał się bez humoru.
– Boże, nie. Straszna myśl. Byłabyś marną Ślizgonką. Gdybyś trafiła do mojego domu, nie przetrwałabyś nawet tygodnia. A teraz ruszaj się, naciągnęliśmy grafik i śniadanie jest za dwadzieścia minut.
Spojrzała na zegarek i krzyknęła z przerażenia. Złapała słoik z eliksirem i zaczęła biec. Mężczyzna patrzył się za nią z niepokojem, następnie wolno się odwrócił. Wyglądał raczej ponuro.
Severus potrzebował całej swojej samokontroli, by nie zacząć się śmiać, gdy w pokoju nauczycielskim Minerwa podała mu kopię Żonglera. Będzie musiał znaleźć jakiś sposób, by subtelnie dać Granger kilka punktów; zdecydowanie nie traciła czasu. Wiedział, że ma haka na tą dziennikarkę, skoro tylko szantaż mógł zakończyć obsmarowywanie dziewczyny w zeszłym roku, ale nie sądził, by była zdolna do czegoś takiego. Nawet jeśli artykuł ukazał się w takiej gazecie, ludzie po nią sięgną, bo Skeeter miała niezłą reputację wśród dziennikarzy. I chociaż większość jej historii była zwykłymi śmieciami, z pewnością wywiad nabierze autentyczności.
Jego podziw zniknął, gdy przeczytał artykuł.
– Cholera.
– Co? – zapytała go cicho McGonagall.
– Nie sądziłem, że posunie się tak daleko. Będę miał mnóstwo problemów na następnym spotkaniu za to, że go nie powstrzymałem. Wymienił z nazwiska cały drugi krąg i większość wewnętrznego.
– Niby jak miałeś go powstrzymać? W żaden sposób nie mogłeś o tym wcześniej wiedzieć.
Granger jest zbyt inteligentna i doskonale wie, jak wykorzystać wskazówki. Jego psucie krwi wydawało się mniej śmieszne niż wcześniej, choć powinien to przewidzieć.
– To moja praca. Wiedzieć. – odpowiedział nieobecnym głosem i zamyślony spojrzał na gazetę. Najbliższe wezwanie zapewne będzie miało miejsce dzisiaj i nie będzie należało do najprzyjemniejszych… Ale… cholera, to było tego warte, zdecydował nagle. Prędzej wypiłby jakieś paskudztwo niż przyznał się do tej myśli głośno, ale uważał ze te dzieciaki były odważne i właściwie nie przeszkadzało mu to, że będzie przez nie zraniony.
Nadszedł czas, by zmienić temat, bo w innym wypadku zwymiotuje z powodu własnego wewnętrznego monologu.
– Jak pozostali przyjęli ten mistrzowski kawałek dziennikarstwa?
– Ciesz się, że cię to ominęło. Byłbyś zniesmaczony.
– O Merlinie. Płacz?
– Tak – obydwoje się skrzywili. – To było do przewidzenia – kontynuowała miękko Minerwa. – Nie znali całej historii. My tak, ale nikt więcej – wyglądała na zadowoloną z siebie. – Potter dostanie dużo punktów w tym tygodniu.
– W takim razie będę musiał się postarać, by zaprowadzić równowagę – stwierdził cierpko, ale tak naprawdę nie miał nic przeciwko. Chłopakowi należało się odrobinę uznania za samo wkurzenie Umbridge, ale rywalizacja o Puchar Domów nie znajdowała się wysoko na liście jego priorytetów. Już nie. Poza tym, dzięki temu nie będzie musiał szukać sposobu, żeby nagrodzić Granger. – Co myśli Dumbledore? – zapytał nagle.
Jego koleżanka wzruszyła ramionami.
– Nie jestem pewna. Był zadowolony i dumy z odwagi Harry’ego, ale myślę, że wolałby, aby to nie miało miejsca. Ministerstwo będzie się zachowywało jeszcze gorzej. Już większość naszych członków jest śledzona, a teraz będzie jeszcze więcej trudności…
– Ciekawy jestem, jak to jest mieć utrudnione życie – sarkastycznie odparł Severus. Kobieta parsknęła.
– Prawda, ale wiesz, o co mi chodziło.
Mężczyzna skinął głową.
– Zwiększy wysiłki, by odkryć AD, będzie ciężej pracować nad zdyskredytowaniem Dumbledore’a… – gdy o tym pomyślał, wzdrygnął się, a potem westchnął. – Powiedz mu, żeby zrobił to, co planował w związku z Wróżbiarstwem. Założę się o własną różdżkę, że w przeciągu miesiąca pozbędzie się Trelawney. Może i Hagrida.
– Tak myślisz?
– Tak. Jak osłabić czyjąś pozycję? Zabierz mu zwolenników. Większość nauczycieli jest zbyt dobra i bez wyraźnej przyczyny nic nam nie może zrobić, ale ta dwójka nie ma szans. I spróbuj jeszcze raz porozmawiać z Potterem. Teraz będzie chciała jego krwi. – W zasadzie już ją ma. Nawet nie chcę wiedzieć, co teraz zrobi. Umbridge nie miała zielonego pojęcia jak kontrolować Pottera, tak samo jak ani Czarny Pan, ani Dumbledore nie byli w stanie kontrolować Severusa, ale ta kobieta zrobi wszystko, by osiągnąć cel. Jeżeli była zdolna używać Krwawego Pióra jako tortury na dzieciach, była zdolna do absolutnie wszystkiego.
Mężczyzna puknął palcami w gazetę.
– To był dobry pomysł. Dzięki temu cała czarodziejska Brytania będzie miała dostęp do prawdziwej historii. Nagle ludzie zrobią się silniejsi. Jednakże to utrudni wiele rzeczy. Musimy stąpać ostrożnie.
– To jest tego warte.
– Gryfoni – burknął nieszczerze, przewracając oczami.
Dopiero kiedy przeczytała cały wydrukowany artykuł dotarło do Hermiony, co to oznacza. Furia Malfoy’a na widok nazwiska swojego ojca sprawiła, że zrozumiała, iż pozostali Śmierciożercy również będą wściekli, a tym, który za to zapłaci będzie jedyny spośród nich, który znajduje się tak blisko Harry’ego i go nie powstrzymał. Właśnie dlatego w okolicach bram Hogwartu wpół do pierwszej w nocy kręciła się pod Peleryną Niewidką przyjaciela i ogrzewana czarem. Przynajmniej peleryna była wodoodporna; siąpiła mieszanka zamarzniętego deszczu z mokrym śniegiem. Uświadomiwszy sobie, że zobaczy ją jako jedyne miejsce, w którym nic nie pada, stanęła pod drzewem i od czasu do czasu, by się rozgrzać i nie zasnąć, spacerowała.
Ostry dźwięk aportacji przyprawił ją prawie o zawał. Dziewczyna wyciągnęła swoje stare Omniokulary i przestawiła je w tryb noktowizora. Dzięki temu mogła wyraźnie zobaczyć ciemną postać, która pojawiła się poza bramą, upadła na kolana i chwilę tak trwała, nim podniosła się powoli. Obserwowała, jak mężczyzna zdejmuje maskę i wierzchni płaszcz. Następnie Snape wszedł na błonia Hogwartu, zmniejszył obydwa przedmioty i schował je do kieszeni szaty. Ku jej zdziwieniu, wyciągnął mocno spłaszczoną paczkę papierosów i zapalniczkę, podpalił papierosa i zamknął bramę. Nie miała pojęcia, że palił. Właściwie to nie znała żadnego czarodzieja, który palił, zwłaszcza mugolskie papierosy – Lucky Strike; nie wiedziała, że nadal je produkują. Kiedy była bardzo mała, jej dziadek je palił.
Poruszał się wolno i ostrożnie. Gdy uniósł różdżkę, by oświetlić sobie drogę i przeszedł obok niej, dziewczyna dostrzegła, że mężczyzna się trzęsie, i to wcale nie z zimna. Słyszała jak nierówno i boleśnie oddycha. Ruszyła za nim, próbując dopasować swoje kroki do jego i unikając robienia hałasu. Pocieszającym był fakt, że nie widziała ani nie czuła zapachu krwi, ale z pewnością mężczyzna bardzo cierpiał, bo wędrówka do zamku zajęła wiele czasu.
Gdy na horyzoncie pojawił się zamek, Snape wziął głębszy oddech i prawie konwersacyjnym tonem powiedział:
– Panno Granger, czy może mi pani podać powód, dla którego miałbym pani nie wlepić szlabanu do końca roku szkolnego?
Drugi raz tej nocy dziewczyna mało nie dostała zawału. Gdy szok już minął, Hermiona zastanawiała się co ją zdradziło. Snape był najbardziej inteligentnym mężczyzna jakiego znała i gdyby nie miał daru obserwacji, zginąłby lata wcześniej. Szybko rozmyślała nad tym, co zrobić. Nie brzmiał na złego, ale słowa dobierał ostrożnie i starannie, co oznaczało, że szybko straci cierpliwość.
– Więc?
Dziewczyna westchnęła, przyznając się do porażki. Mocno się starała, by jej głos był niewinnie radosny, ale nie denerwujący, gdy odpowiedziała:
– Ponieważ wtedy musiałby pan mnie widywać jeszcze częściej?
Trzęsąc się, Severus zaśmiał się.
– Pewnie tak. Co tu robisz?
– Czekałam na pana.
– Tyle się domyśliłem. Dlaczego?
Dziewczyna wpatrzyła się w niego, ciesząc się z właściwości Peleryny. Jego głos brzmiał, jakby nie znał odpowiedzi, bo w innym wypadku nabijałby się z jej gryfońskich uczuć. Naprawdę nie wiedział, że się o niego martwiła. To… właściwie to smutne.
– Chciałam się upewnić, że nie zostanie pan mocno zraniony przez to, co powiedział Harry, proszę pana.
Mężczyzna zakaszlał boleśnie i westchnął.
– Taki był powód tym razem, ale gdyby nie to, z pewnością znalazłby inną wymówkę. Żadne z was nie jest winne. I…
– Niech pan się nawet nie waży mówić, że nie jest tak źle jak wygląda. Ledwo może pan stać.
Snape się zatrzymał.
– Słucham? – zapytał zimno.
Hermiona poczuła ogromną ulgę na myśl, że jest niewidoczna i przełknęła nerwowo.
– Przepraszam, proszę pana. Chodziło mi…
– Panno Granger, – powiedział cicho z nutą ostrzeżenia – nie jest pani ani moją matką, ani pielęgniarką, Uzdrowicielem czy panem. Dopóki Uzdrowiciel, pod którym odbywa pani staż nie zawoła pani, mój stan nie jest pani zmartwieniem. Czy wyrażam się jasno?
Czy wszyscy mężczyźni są tak uparci?
– Tak, proszę pana – zgodziła się potulnie.
– Dobrze. A teraz idź do łóżka, zanim Filch cię złapie. Nie rób tak nigdy więcej.
– Tak jest. Proszę pana?
– Co?
– Skąd pan wiedział, że tu jestem?
Mężczyzna prychnął, wyrzucił peta i przydeptał go.
– Odkąd przekroczyłem bramę, wiedziałem, że ktoś mnie obserwuje. Lista osób na terenie Hogwartu, które się o mnie martwią jest bardzo krótka. A lista tych, którzy mogliby mnie obserwować bez zdradzenia swojej obecności jest jeszcze krótsza. Poza tym słyszałem cię wystarczająco dobrze, by zgadnąć jakiego jesteś wzrostu. A teraz idź sobie.
– Jest pan pewien, że nic panu nie jest? Mogłabym iść po Madame Pomfrey…
– I bez twojej pomocy robi wystarczająco dużo zamieszania wokół mnie. Nie potrzebuję niczyjej pomocy, poradzę sobie sam. A teraz niech już pani idzie, panno Granger. Jeżeli nie znikniesz w ciągu dziesięciu sekund z zasięgu mojego słuchu, dostaniesz szlaban do końca roku bez względu na to, ile mnie to będzie kosztować.
Po raz pierwszy od dawna Severus miał wieczór dla siebie i nie mógł się go doczekać. Żadnych szlabanów, lekcji Oklumencji – to była ulga; wciąż mógł się otrząsnąć z tego, że Potter widział jego wspomnienia, nawet jeśli były one nieszkodliwe – żadnych spotkań Śmierciożerców czy grona pedagogicznego, zero papierkowej roboty. Nie pamiętał, kiedy miał ostatnio kilka godzin spokoju. Było wiele rzeczy, które mógłby robić, ale nie były one pilne, więc leniwie się przeciągnął i z westchnieniem ulgi usiadł w swoim zniszczonym fotelu. Zamierzał przez kilka godzin poczytać, później wcześnie się położyć spać i być może złapać choć kilka godzin spokojnego snu.
Pomimo w miarę dobrego nastroju, nadal był cynikiem i nie zdziwił się, gdy pół godziny później ktoś zapukał do drzwi jego prywatnych kwater. Typowe. Powstrzymują westchnięcie, rozważył udawanie, że go nie ma, ale gdy skoncentrował się na swoich tarczach, dowiedział się, że nikt inny, a Wielki Inkwizytor – chyba że ma nowy tytuł – czeka na progu. Wiedział, że kobieta się nie podda i prędzej doprowadzi go do szału. Wstał z fotela, ponownie założył szatę i otworzył drzwi.
– Dobry wieczór, Dolores – powiedział chłodno. – Czemu zawdzięczam ten… zaszczyt?
– Severusie – powiedziała radośnie, przechodząc obok niego – właściwie to przeszłaby obok, gdyby nie była ponad głowę od niego niższa.
– Proszę, wejdź, – powiedział sarkastycznie, zamykając drzwi mocniej niż trzeba było – czuj się jak u siebie w domu.
Ignorując jego słowa – wątpił, czy w ogóle zauważyła szpilkę – odwróciła się do niego przodem i otwarcie powiedziała:
– Potrzebuję Veritaserum.
Uniósł brew.
– Och? – Co tym razem planujesz, ty stuknięta suko? – Czyżby Ministerstwo wyraziło zgodę na używanie nielegalnych substancji na uczniach? Przyznaję, że sam wiele razy chciałem, żeby tak było… – ale nawet on nie posunąłby się tak daleko. Fakt, groził Potterowi serum prawdy w zeszłym roku, ale nie zamierzał spełnić groźby, choć myśl była kusząca. Poza tym nie musiał się zniżać to tak żałosnych metod.
– Minister pozwolił mi działać w taki sposób, jaki uważam za stosowne – warknęła do niego. – Odmawiasz pomocy?
Chciałbym.
– Skądże, Dolores – gładko odpowiedział. – Po prostu chciałbym wiedzieć do czego zostaną wykorzystane moje eliksiry, zwłaszcza, gdy otrzymuję tak uroczą prośbę, jak twoja. Rozumiem, że nadal nie odkryłaś co kombinuje Potter? – Może dlatego, że jesteś głupią, krótkowzroczną krową, która nic nie wie o dzieciach? Posłał jej spojrzenie pełne udawanej niewinności, która nikogo by nie oszukała; był prawie dumny z tak zwanej AD i wcale nie dlatego, że był częściowo odpowiedzialny za jej powstanie. Jednakże tylko prawie i z pewnością nigdy się do tego nie przyzna.
Jej workowata twarz pokryła się nieprzyjemną czerwienią i przybrała wyraz nadąsania.
– Nie – przyznała niechętnie. – Wystarczy, Severusie. Masz eliksir?
Chociaż podkręcanie jej sprawiało mu przyjemność, jego książka i fotel wołały go, a wolny wieczór stawał się coraz krótszy.
– Oczywiście. Chwileczkę.
Minął kobietę i wyszedł z pokoju, zupełnie nie martwiąc się, że została sama; już przeszukała jego pokoje, choć myślała, że on nie jest tego świadom. Wszedł do prywatnego składzika, odszukał Veritasrum i przelał odrobinę do mniejszej buteleczki. Następnie uniósł fiolkę do góry i napluł do środka. Wiedział oczywiście, że istnieją milsze i mniej dziecinne sposoby, by eliksir stał się bezużyteczny, mógł przecież użyć wody z kranu, ale nigdy nie twierdził, że był miły – albo dojrzały. Zatkał palcem fiolkę i potrząsnął nią, by ślina zmieszała się z eliksirem, po czym sprawdził, czy eliksir wyglądał tak samo jak przed napluciem. Zadowolony, że substancja nie zadziała, zakorkował ją i wrócił do salonu.
– Proszę, Dolores. Jeśli sobie życzysz możesz za pomocą tej butelki przesłuchać połowę szkoły, wystarczą trzy kroplę na osobę.
Kobieta szybko zabrała mu buteleczkę i widać było, że w ogóle go nie słuchała. Mężczyzna wzruszył filozoficznie ramionami; jeśli naleje więcej Potterowi, nic mu się nie stanie. Co najwyżej przez kilka dni będzie go bolała głowa albo będzie odczuwał mdłości. Na całe szczęście nie będzie paplał bezsensownie; wystarczająco wiele widział w głowie chłopaka, by wiedzieć, że nie ma ochoty go słuchać. Severus był dumny z siebie, że nie dodał do eliksiru nic, co mogłoby uczynić Pottera naprawdę chorym – choć pomysł był bardzo kuszący.
– Jesteś pewien, że to zadziała? – zapytała Umbridge, gwałtownie mrugając i oblizując usta, gdy przyglądała się zawartości naczynia.
Mężczyzna wykrzywił usta i spojrzał na nią płasko.
– Miałem wrażenie, że po wielu wizytach podczas moich lekcji przekonałaś się o mojej kompetencji – powiedział lodowato. Oczywiście zignorowała jego słowa; zapewne nawet nie zauważyła, iż znowu go obraziła.
– Minister dziękuje za twoją współpracę – powiedziała i wyszła.
Severus spojrzał na drzwi, które za sobą zamknęła.
– Minister może iść wsadzić sobie kołek w dupę – poinformował pusty już pokój, po czym ponownie wrócił do książki i spokoju lochów.
Następnego ranka podczas śniadania Minerwa spojrzała na niego z podniesioną brwią.
– Słyszałeś nowiny, Severusie?
– Jeśli masz na myśli Veritaserum, to tak. Poprosiła o nie wczoraj wieczorem – odpowiedział z wypchanymi tostem ustami.
Jego koleżanka zmarszczyła brwi.
– Nie to miałam na myśli… Czy nie ma granic w szaleństwie tej kobiety?
– Mam nadzieję – wymamrotał, przełykając. – Więc co miałaś na myśli?
– Tak zwana Brygada Inkwizycyjna – Minerwa spojrzała na niego wyczekująco, zakładając, że będzie wiedział o co chodzi. Stanowczo odsuwając od siebie myśli o Monty Pythonie – Umbridge naprawdę powinna używać innej terminologii, jeśli chce być traktowana poważnie – wzruszył ramionami i spojrzał na nią pustym wzrokiem. Kobieta rozwinęła wątek. – Pewna grupa pomocnych uczniów dostała uprawnienia większe niż prefekci, a nawet większe niż prefekci naczelni. Innymi słowy, stworzyła sobie gang.
– Hurra – stwierdził krótko, podnosząc kubek z kawą do ust. Zanim się napił, opuścił go ponownie na dół, uświadamiając sobie, co miała na myśli Minerwa. – Cholera. To Draco, prawda?
Kobieta ponuro skinęła głową.
– Wszyscy Ślizgoni z piątego roku dołączyli do niej i zapewne kilku innych również.
– Cholera – mężczyzna przetarł zmęczonym ruchem oczy i złapał się za nasadę nosa. – Czasami mógłbym ręczyć za tego chłopaka.
– Rozumiem, że nie wiedziałeś?
– Nie wiedziałem – odpowiedział, obracając się, by spojrzeć jej w oczy. – Odkąd połowa z nich dowiedziała się od ojców, że Czarny Pan powróci, przestali mnie słuchać. W ostatnim roku straciłem wszystko, co osiągnąłem przez dekadę w Domu Slytherina. W tym momencie niewiele mogę zrobić, by ich powstrzymać. O ile w ogóle coś.
Kontynuował śniadanie w ciszy i jedząc bez apetytu, ponuro przyglądał się uczniom. Zrobił wszystko, co mógł dla swojego Domu i przez wiele lat Slytherin miał prawie całkowitą przewagę nad innymi Domami, ale… odkąd Potter przyszedł do Hogwartu, zaczął ją tracić. Kiedy niesprawiedliwie Puchar Domów został im zabrany, upokarzając przy tym uczniów, Ślizgoni zaczęli tracić wiarę w swojego Opiekuna, skoro stronniczość Dumbledore’a stała się wyraźniejsza i oni przez to cierpieli. Teraz Severus wiedział, że nie miał szansy ocalić starszych uczniów. Obecni siedmioroczni mają wystarczająco wiele rozsądku, by trzymać się od wszystkiego z daleka, ale większość szóstorocznych była już stracona, a piątoroczni otrzymają znak zanim atrament zdąży wyschnąć na świadectwie ukończenia szkoły.
Gdyby miał więcej czasu, być może odzyskałby wpływ na młodszych uczniów, ale… niestety Slytherin nie był już jego pierwszym priorytetem, a to oznaczało, że oni nie byli dla nikogo ważni, ponieważ tylko ich Opiekun się o nich troszczył. Co gorsza, wielu Ślizgonów dobrze o tym wiedziało. To było właśnie to, czego inni nie rozumieli, powód, przez który większość Ślizgonów stawała się zła. Na każdą osobę, która zwracała się w ciemność dla władzy, dwie robiły to dla zemsty za wszystkie kpiny, złośliwości i niesprawiedliwość, ponieważ – tak jak on – nie mieli dokąd pójść i nikt inny ich nie chciał.
Wzdychając, spojrzał w bok. Wiedział, że on również ich zawodzi. Przynajmniej się starał, a to o wiele więcej niż ktokolwiek dla nich zrobił.
dumy z odwagi -> dumnyWróć do czytania
czarny Pan -> CzarnyWróć do czytania
chciałbym wiedzieć do czego zostaną moje eliksiry -> do czego zostaną wykorzystaneWróć do czytania
O tak, to taka szkoda, że Albus w kanonie nigdy tej twarzy nie pokazałWróć do czytania
Też żałuję. Jako młoda nastolatka, gdy pierwszy raz przeczytałam HP bardzo go lubiłam, wydawał się takim miłym staruszkiem. Teraz już zdecydowanie tak nie myślę i wielka szkoda, że ta jego strona nie została w pełni pokazana w książkach.
Fajny prezent urodzinowy. Nie mógł mu powiedzieć tego dzień później?Wróć do czytania
Och, Albus to widzi, tylko ma gdzieśWróć do czytania
Sorry, Sev, ale tylko dlatego, że ty byłeś z totalnej patoli nie oznacza, że Harry nie miał źle, a nawet bardzo źleWróć do czytania
Tak tylko po cichutku zwrócę uwagę, że wyraźnie zaliczył Hermionę do grupy ludzi, którzy się o niego martwią 😊Wróć do czytania
„nigdy nie twierdził, że był miły, albo dojrzały” 🤣Wróć do czytania
Czytanie książek w łóżku <33Wróć do czytania
optymizm pełną gębą 😛Wróć do czytania
Wiesz, Putin zaczął wojnę z Ukrainą w moje urodziny, więc można powiedzieć, że w porównaniu Dumbledore zachował dozę serdeczności w tej scenie 😛Wróć do czytania
tą -> tęWróć do czytania
uważał ze -> żeWróć do czytania