Goniąc Słońce – Rozdział LVII

Goniąc Słońce LVII

Nie jestem supermanem
Nie dam ci żadnych powodów
Nie jestem bohaterem, to na pewno
Ale wiem jedno
Gdzie jesteś ty, tam i moje miejsce
Wiem, że chcę być tam dokąd pójdziesz”

– Dave Matthews Band, 'Where Are You Going?’

 

Hermiona spodziewała się, że Severus (jak i zapewne ona) będzie miał koszmary po ich ostatniej rozmowie, ale przespał spokojnie całą noc, mając zapewne kilka raczej przyjemnych snów, jeśli oceniać po sposobie, w jaki obudził ją we wczesnych godzinach porannych. Nie mogła powiedzieć, że była z tego powodu szczególnie niezadowolona. Po przebudzeniu o bardziej cywilizowanej godzinie obietnica powtórki została przerwana przez dość ostre chrząknięcie ze ściany; Hermiona westchnęła mamrocząc coś niegrzecznego w usta Severusa i niechętnie przerwała pocałunek.

– Dzień dobry, Fineasie…

– Dzień dobry – odparł sucho portret.

– Ufam, że masz dobry powód – warknął Severus, nie próbując przesunąć się z ich obecnej pozycji, w której połowicznie leżał na dziewczynie. Irytacja zastąpiła pożądanie w jego ciemnych oczach. – W przeciwnym razie dostaniesz zakaz wstępu do każdego obrazu w tym domu. Co więcej, mogę stawić czoła obronie Hogwartu, aby uwięzić cię w ramie w łazience Marty.

– Ja również życzę ci miłego dnia, Severusie. Zapewniam cię, że też nie mam ochoty tu być, ale czułem że wolisz, żebym to ja wam przerwał, a nie Minerwa.

Po chwili Severus powtórzył wcześniejszą niegrzeczną uwagę Hermiony i stoczył się z niej, uważając by nie przygnieść koca, żeby mogła go na siebie naciągnąć. 

 – Punkt dla ciebie. Czego więc chce Minerwa?

– Na początek dać ci klapsa za to, że nie zostałeś we własnej sypialni jak grzeczny chłopiec – powiedział Fineas, uśmiechając się złośliwie. – Ale przede wszystkim chce się upewnić, że oboje przyjdziecie na śniadanie, razem ze wszystkimi innymi obecnymi w domu, ponieważ czas zacząć właściwe planowanie.

– O Boże, po co spotkanie przy śniadaniu? Już zapomniała jak okropne były wszystkie zebrania nauczycieli, gdy w grę wchodziło jedzenie? – poskarżył się, brzmiąc na mocno rozdrażnionego.

Ignorując swojego gburowatego partnera – nie była szczęśliwa, że im przeszkodzono, ale jakoś przeżyją – Hermiona usiadła, podpierając się na łóżku. 

– Kto jest teraz w domu?

– Tylko Weasleyowie, pan Potter, wy dwoje, Minerwa, Lupin i Tonks. Innymi słowy, dowódcy i cała reszta rudowłosych wazeliniarzy. To wszystko, co pozostało z wewnętrznego kręgu. Piechota czeka gdzie indziej na wezwanie do bitwy – dodał dość sarkastycznie.

– Kiedy ma się odbyć to bezsensowne ćwiczenie niczego? – zapytał Severus, odwracając się, by spojrzeć na zegar.

– Za wcześnie żebyś zdążył z jakimikolwiek sprośnymi aktywnościami, którym chciałeś się oddać tego ranka – powiedział mu portret. – Wstawaj.

Odpowiedź Severusa była na tyle nieuprzejma, że ​​Hermiona wyciągnęła nogę na materacu pod pościelą i bezceremonialnie kopnęła go w stronę krawędzi łóżka. 

– Chodź, zrzędo. Jeśli nie zejdziemy tam wystarczająco wcześnie, żebyś przed rozpoczęciem wypalił papierosa i wypił kawę, prawdopodobnie kogoś zabijesz.

– W porządku – mruknął, niechętnie wstając z łóżka i podnosząc różdżkę. Podszedł do okna, by mieć wystarczająco dużo światła do golenia.

Uśmiechając się do niego czule, Hermiona odwróciła się, by spojrzeć na portret. 

– Chciałam zadać ci pytanie.

– Och?

– Co się stało, gdy przebudził się portret Dumbledore’a? – zapytała niewinnie, świadoma nagłego zainteresowania Severusa po drugiej stronie pokoju.

Fineas przechylił głowę i obdarzył ją jednym z najbardziej złowrogich uśmiechów, jakie kiedykolwiek widziała. 

– Naprawdę mi przykro, że oboje to przegapiliście – powiedział im szczerze. – Dilys przez całe trzy dni czekała w jego ramie, unosząc się bezpośrednio przed nim z wyciągniętą różdżką…

– Do jakiego stopnia możecie wchodzić w interakcje z innymi obrazami? – zapytała z zainteresowaniem. – Wiem, że Gruba Dama upijała się malowanym winem w każde Boże Narodzenie…

– Możemy wykorzystywać wszystko, co jest częścią obrazu, do którego mamy dostęp – odparł. – Dlatego, jeśli przyjrzysz się uważnie, większość z nas ma książki w tle naszych portretów. Możemy je wymieniać. Przez większość czasu bycie obrazem jest bardzo, bardzo nudne.

– Stąd twoje zamiłowanie do wtrącania się w życie innych ludzi – zauważył sucho Severus.

– No właśnie – odparł Fineas, zupełnie bez wstydu. – Podziękujesz nam później. 

Ponad szorstkim śmiechem czarodzieja, portret kontynuował łagodnie: 

– I tak, możemy używać przeciwko sobie magii, do pewnego stopnia. Nie jest to łatwe i nie zadaje większych obrażeń, ale jest możliwe, chociaż nie czujemy bólu. W każdym razie, kiedy Dumbledore się obudził, Dilys była tuż przed nim w pełni słusznego gniewu. Wytrzymał mniej niż dwie minuty jej przemowy, zanim próbował uciec.

– Przemowy? – Hermiona powtórzyła, uśmiechając się. – Napisała przemowę?

– Od czerwca nie miała nikogo, komu mogłaby się wtrącać w życie i jedyną jej rozrywką były moje raporty. Napisała kilka przemówień. Bardzo długich i pełnych gniewu. Zajęło to jej większość tygodnia – mniej lub bardziej nasilonego, nieprzerwanego narzekania, zanim zaczęła się powtarzać, nie licząc czasu spędzonego na szukaniu kryjówki, w której się chował. Myślę, że był bardzo urażony, że ani jeden obraz w zamku nie chciał go schronić. Od tego czasu rzeczywiście siedział bardzo cicho, za wyjątkiem nieudanych prób wyciągnięcia ode mnie wiadomości.

– Och, żałuję, że ​​nie możesz nam tego pokazać – powiedziała tęsknie, potrząsając głową i uśmiechając się.

Skończywszy golenie Severus odwrócił się od okna i uśmiechnął trochę nieprzyjemnie, przechodząc przez pokój, by znaleźć ubrania porozrzucane po podłodze. 

– Ja też. Nie mogę się doczekać powrotu do Hogwartu, by odebrać swój dobytek; powiedz Dilys, że chcę pełną rekonstrukcję. I ufam, że pozostawisz go w nieświadomości tak długo, jak to możliwe. Niech dla odmiany zostanie sam, bezradny i zagubiony w ciemności.

– Jak sobie życzysz. Zostałem również poinstruowany, aby przypomnieć ci, że Remus Lupin będzie obecny, a ty masz grzecznie się zachowywać. To cytat.

– Na to wygląda. Idź sobie, Fineasie.

Portret uśmiechnął się i odszedł nie mówiąc nic więcej, a Hermiona spojrzała z rozbawieniem na Severusa, gdy zaczął się ubierać. To była jego strona, której nikt inny nie widywał – wciąż był niechlujny od snu, miał rozczochrane włosy i odgniecenie od poduszki na jednym policzku. Zobaczyła też, że miał zauważalną malinkę na szyi i ślady samozadowolenia w oczach. Uśmiechnęła się i niechętnie zaczęła zbierać swoje ubrania.

Widząc własne odbicie wkładające dżinsy, zaśmiała się cicho. 

– Każdy, kto by teraz na nas spojrzał, mógłby dokładnie powiedzieć co robiliśmy – stwierdziła, po czym przerwała, gdy na coś wpadła.

Severus spojrzał ostro w górę, a jego oczy zwęziły się na chwilę. Zrozumiał o co jej chodziło i lekko się uśmiechnął. 

– Naprawdę chcesz, żeby ludzie dowiedzieli się w ten sposób? – zapytał.

– Cóż, czemu nie? Jedyne osoby, które nie wiedzą to niektórzy Weasleyowie, Lupin i Tonks. Nie ukrywanie tego dłużej i pozwolenie im, by sami to rozpracowali jest o wiele mniej wstydliwe niż ustny komunikat. Nie chcę zrobić z tego wielkiego przedstawienia. 

Poza tym pewnie byłoby to całkiem zabawne. Po błysku w oczach jej partnera widziała, że myśli to samo.

Jego usta drgnęły, ale zwalczył uśmieszek, ponownie zerkając w lustro. 

– Czemu nie? To powinno ich trochę ożywić. Wątpię, czy na tym spotkaniu i tak wydarzy się coś produktywnego.

 

Severus musiał przyznać, że to dziecinny i prawdopodobnie zły pomysł. Nie było mowy, żeby to się dobrze skończyło, a jego żołądek ściskał niepokój, który zawsze czuł, kiedy pozwalał komukolwiek zobaczyć ułamek swojego życia.

Z drugiej strony, zapowiadało się zabawnie. Istniała również bardzo duża szansa, że ​​Lupin zamierzał powiedzieć lub zrobić coś, co dałoby Severusowi wymówkę do skopania mu tyłka; co prawda w sferze magicznej wciąż był dość wyczerpany, ale nie potrzebował magii, aby stawić czoła ostatniemu z Huncwotów. Dreszcz oczekiwania sprawił, że jego usta wykrzywiły się w uśmieszku, gdy on i Hermiona dotarli do kuchennych drzwi. Dziewczyna spojrzała na niego, a jej brązowe oczy tańczyły figlarnie; skinął głową, a ona prześlizgnęła się obok niego, radośnie odwzajemniając powitania.

Severus czekał nasłuchując, aż jedna czy dwie osoby – nieuchronnie bliźniacy – zauważyli, że jest lekko rozczochrana i senna; w chwili, gdy usłyszał pierwszy komentarz, popchnął drzwi i wszedł do środka. Z rękami w kieszeniach i rozpiętym górnym guzikiem koszuli, by wyeksponować siniaka na gardle, wyglądał o wiele swobodniej niż kiedykolwiek przy nich, nie wspominając o leniwie przymkniętych oczach i lekko zadowolonym uśmiechu, którego pomimo najszczerszych chęci nie mógł zdjąć z twarzy.

– Dzień dobry – powiedział przeciągając głoski w pełnej zaskoczenia ciszy i kontynuował swój zrelaksowany spacer przez pomieszczenie, by opaść na wolne krzesło obok Hermiony, która obdarzyła go olśniewającym uśmiechem i filiżanką kawy.

Usłyszał westchnienie Minerwy. 

– Naprawdę, Severusie – skarciła go ze znużeniem. – Czy to było konieczne?

Ku jego osobistemu rozbawieniu odezwał się Potter, nie podnosząc wzroku znad herbaty: 

– Tym razem przynajmniej oboje są w pełni ubrani.

I to wystarczyło, by przełamać nastrój. Ronald zaczął się śmiać, a chwilę później zawtórowało mu kilku jego braci, podobnie jak Hermiona. Minerwa posłała mu groźne spojrzenie,  ale jej usta drżały.

Severus powoli przesunął wzrokiem po zgromadzonych wokół stołu. Artur uśmiechał się do niego, najwyraźniej niezaskoczony; Molly próbowała wyglądać na niezadowoloną, ale nie najlepiej jej to wychodziło. Starsi synowie Weasleyów gapili się na niego, panna Delacour, narzeczona Billa, wyglądała na zamyśloną, a bliźniacy wpadli w totalną histerię, do której dołączyła ich siostra. Tonks zakryła usta dłonią i walczyła między wyglądaniem na zbulwersowaną, a własnym śmiechem, a Lupin… Severus poczuł, jak jego uśmiech się rozszerza. Wilkołak wyglądał na absolutnie przerażonego.

Pociągnął nonszalancko łyk kawy i uniósł brew. 

– Czy przegapiłem coś zabawnego? – zapytał łagodnie.

– Nie drocz się – powiedziała Hermiona, przełykając śmiech i podnosząc herbatę, po czym odwróciła się do Minerwy. – Więc o czym rozmawiamy dzisiejszego ranka? – spytała radosnym głosem, który Severus rozpoznał jako ten, którego używała kiedyś do denerwowania go podczas porannych biegów w zeszłym roku.

– Och, okej, po prostu udajemy, że to się nie stało, prawda? – zapytał wesoło jeden z bliźniaków – George; Severus był jedynym nauczycielem, który nigdy ich nie mylił – Spoko.

– Czyżbyś miał coś do powiedzenia, Weasley? – zapytał cicho, odwracając powoli głowę, by na nich spojrzeć.

Obaj chłopcy wymienili spojrzenia i przełknęli teatralnie. 

– Nie, proszę pana – odpowiedzieli chórem.

– To dobrze.

– Hermiono, czy nie możesz go nakłonić, żeby przestał zastraszać ludzi? – spytał dobrodusznie Potter.

– Nie – zachichotała. 

– Harry, wiedziałeś o tym? – zapytał Lupin; śmiech wokół stołu ucichł. Wilkołak nie brzmiał na zadowolonego. Severus uśmiechnął się pod nosem i wziął kolejny łyk kawy, kiedy Potter podniósł wzrok.

– Tak.

– Jak długo to trwa?

– Och, nie wiem. Jakoś od lata. Mniej więcej od moich urodzin. – Chłopak bardzo starał się brzmieć swobodnie, ale był jednym z nielicznych w pokoju, którzy mogli sobie wyobrazić, jak zły obrót mogą przybrać sprawy.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?

– Co? – Potter spojrzał na niego zdezorientowany. – Emm, dlaczego miałbym?

Dobre pytanie, zadumał się Severus. Jak dotąd Lupin reagował dokładnie tak, jak miał nadzieję. Poruszył się swobodnie na krześle, ostrożnie napinając i rozluźniając mięśnie, przygotowując się na kłopoty, gdy atmosfera zaczęła się zmieniać.

– Więc Ron – zaczął pospiesznie Fred. – Jak to jest…

– … wiedzieć, że przegrałeś z profesorem Snape’em? – dokończył jego brat.

Najmłodszy syn Weasleyów uśmiechnął się z zakłopotaniem i potrząsnął głową. 

– Nie przegrałem, to nie był konkurs. Ja i Hermiona nigdy nie byliśmy… jesteśmy tylko przyjaciółmi. Rozmawialiśmy o tym wieki temu, właściwie w ostatnie święta i zdaliśmy sobie sprawę, że to nigdy nie wypali. To nie ma ze mną nic wspólnego.

W pewnym momencie, pomyślał Severus, naprawdę powinienem przeprosić chłopca za złamanie mu nosa. Weasley potrafił być niezmiernie irytujący, ale prawdopodobnie nie powinien był go bić – przynajmniej nie tak sumiennie. To zdecydowanie nie było najlepsze posunięcie.

– Severusie, masz coś na swoje wytłumaczenie? – zapytał chłodno Lupin.

– Zwykle tak – odpowiedział spokojnie. – Dla ciebie? Nie, niezupełnie.

– Zachowajmy pewien poziom, dobrze, panowie? – powiedziała Minerwa szorstko, rzucając im obu spojrzenie pełne dezaprobaty. Severus dał sobie chwilę na utrwalenie w pamięci dźwięku jej podniesionego głosu odbijającego się echem w kominku, gdy w końcu potępiła Huncwota za jego grzechy z przeszłości i nie próbował ukryć uśmieszku, kiedy Lupin spojrzał na nią zszokowany.

– Nie wyglądasz na zaskoczoną Minerwo. Też wiedziałaś?

– Tak, zostałam poinformowana o tej sytuacji jakiś czas temu. Remusie, uspokój się. Rozmawiałam zarówno z Severusem, jak i z Hermioną i nie mam żadnych zastrzeżeń.

– On jest jej nauczycielem!

– Nie, nie jestem – zauważył łagodnie Severus. – Moja kariera nauczycielska w końcu dobiegła długo wyczekiwanego końca w czerwcu, jeśli sobie przypominasz. Bez wątpienia uczniowie będą świętować, gdy skończą kulić się ze strachu o swoje życie. Co sprowadza nas z powrotem do pierwotnego punktu tego spotkania, jako że ostatnio gdy sprawdzałem, wojna z Czarnym Panem była trochę ważniejsza niż moje życie osobiste – dodał z rozmyślnym sarkazmem. Dalej, wilku. Spróbuj.

Ignorując go – prawdopodobnie całkiem mądrze, biorąc pod uwagę okoliczności – Lupin zwrócił się do Hermiony, przybierając wyraz naiwnej szczerości. 

– Hermiono, cokolwiek się stało, cokolwiek ci powiedział, co cię do tego skłoniło

– O rany – mruknął Weasley, ostrożnie przesuwając krzesło. Severus poczuł powolny uśmiech przechodzący przez jego twarz, gdy włosy na jego ramionach stanęły dęba w odpowiedzi na subtelną zmianę w powietrzu i z przyjemnością obserwował, jak brązowe oczy jego ukochanej zapłonęły cichym gniewem. Jej włosy zaczęły się puszyć – cóż, wcześniej i tak nie było dobrze, ale teraz robiło się coraz gorzej.

– Przepraszam? – zapytała bardzo uprzejmym głosem. Reszta młodszych Weasleyów zaczęła powoli oddalać się od linii ognia, tłumiąc uśmiechy, gdy byli już z dala od niebezpieczeństwa. Hermiona kontynuowała zdecydowanie zbyt spokojnym głosem: – Czegoś tu nie rozumiem. Dlaczego zakłada pan, że Severus po pierwsze w ogóle to zaczął, a po drugie użył przymusu?

– Remusie – powiedziała cicho Tonks. Wyglądało na to, że oboje pogodzili się po poprzednim razie, jakby to Severusa obchodziło. Metamorfag wyciągnęła rękę i chwyciła go za ramię. – Daj spokój. Oboje znamy Hermionę i Severusa od dawna. Naprawdę myślisz, że stałoby się coś złego?

– Nie znasz go tak jak ja – odpowiedział wilkołak. – Nigdy nie dbał o nikogo poza sobą. Co nie powstrzymało go od wypatrywania oczu za Lily Evans, gdy James okazał jej zainteresowanie – dodał nieco złośliwie i zupełnie nieprawdziwie.

Ku własnemu zaskoczeniu, Severus parsknął śmiechem. Boże, czasami jesteś takim pieprzonym kretynem. I powinieneś wiedzieć, że nieładnie chrzanić takie farmazony

– Ja? – odparł. – To nie ja wysyłałem jej anonimowe walentynki przez trzy lata z rzędu. 

Chociaż, prawdę mówiąc, większość ich roku właśnie to robiła.

Lupin zbladł jak ściana, a Severus uśmiechnął się chłodno, niejasno świadom, że gdzieś z boku Potter wydaje zdławiony dźwięk. Jego wzrok zawęził się, gdy skupił się na zagrożeniu, ignorując wszystkich innych w pokoju.

– No, Lupin? Przed chwilą byłeś taki odważny. – wycedził. – Skończyły ci się mądre rzeczy do powiedzenia? 

Huncwotom nigdy nie udało się wygrać z nim wojny na słowa. To dlatego Potter Senior i jego przydupasy zwykle uciekali się do bicia go.

– Ty chory draniu. Co, nie możesz już poużywać sobie bezbronnych kobiet jako Śmierciożerca, więc myślałeś, że uwiedziesz niewinną dziewczynę dla zabawy? A może po prostu dlatego, że jest przyjaciółką Harry’ego?

Magia przepłynęła przez zmysły Severusa, ale pozostał nieruchomy, gdy usłyszał zgrzyt odsuwanego krzesła, który odepchnął jego gniew. Hermiona wstała i z twarzą bez wyrazu powoli obeszła stół do miejsca, gdzie siedział Lupin. Spojrzała na niego dość spokojnie, gdy odchrząknął. 

– Hermiono…

Uderzyła go w twarz, odwracając swoje ciało, by włożyć w cios jak najwięcej siły. To była jej lewa ręka, a oprawa klejnotów na jej pierścionku zaręczynowym rozcięła do krwi policzek wilkołaka. Severus poczuł niemal seksualny impuls przyjemności na widok jej broniącej ich obojga. Po plecach przebiegł mu dreszcz i rozluźnił się na swoim krześle, gotowy na dobrą zabawę.

Wyraz twarzy Hermiony wciąż był zaskakująco spokojny, ale jej oczy błyszczały wściekle, a włosy zaczęły się poruszać niekontrolowanie i trzeszczeć od naelektryzowania. 

– Bo to oczywiście jedyny powód, dla którego by mnie chciał. Że byłam jedyną kobietą w pobliżu, albo dlatego, że zraniłoby to Harry’ego.

– Hermiono, nie o to mi chodziło – zaprotestował słabo Lupin, delikatnie dotykając swojego policzka.

– Powiedzenie czegoś takiego o kimkolwiek jest obrzydlistwem, a już szczególnie o Severusie. Pan naprawdę nie wie, o czym pan mówi – powiedziała chłodno patrząc na niego gniewnie, po czym odwróciła się i spokojnie wróciła na swoje krzesło, podnosząc filiżankę z herbatą, jakby nic się nie stało.

Molly wstała zdecydowanie, z roztargnieniem trzepiąc w ucho najbliższego bliźniaka, aby powstrzymać jego chichot. 

– Przykro mi, Remusie, ale zasłużyłeś – powiedziała energicznie. – Czas zabrać się do pracy, podczas gdy ja zacznę od śniadania dla wszystkich. Minerwo?

– Tak, dziękuję Molly. Remusie, ani słowa. Nie jestem Albusem; nie zamierzam wzdychać z rozczarowania, bo ty i Severus nie możecie się dogadać; mogę za to przekląć pierwszego z was, który zacznie sprawiać kłopoty i nie zawaham się tego zrobić, a na ten moment zdaje się, że będziesz to ty. Stąpasz po bardzo cienkim lodzie.

Tonks odchrząknęła z wyraźnym dyskomfortem. 

– Hermiono, Severusie, przepraszam. Nie bądźcie zbyt surowi dla Remusa. Kilka dni temu była pełnia księżyca, a bez Eliksiru Tojadowego jest mu dość ciężko.

Wybacz, że nie rzucę się na kolana zanosząc szlochem, pomyślał ponuro Severus. Transformacja prawdopodobnie była bardzo bolesna, podobnie jak klątwa Cruciatus. W odpowiedzi wzruszył ramionami i odwrócił się, skupiając na Minerwie, która stała obok zlewu i była w trakcie transmutowania czegoś w prawdziwą tablicę.

Pośród chaosu pełnego śniadania z Weasleyami – wystarczającego, by odstraszyć każdego, szczerze mówiąc na całe życie – atmosfera w kuchni rozluźniła się. Prawdopodobnie pomogła w tym Tonks, która zauważyła pierścionek Hermiony; obie kobiety były teraz pogrążone w szeptanej rozmowie pełnej chichotów i Severus był całkiem pewien, że nie chciał wiedzieć o czym rozmawiają. Postanowił również pozostać głuchym na treść konwersacji małego węzła składającego się z trzech najmłodszych Weasleyów, Pottera i jego dziewczyny; lepiej nie wiedzieć. Lupin stroił fochy, co nie było zbyt zaskakujące, ale przynajmniej milczał. I zapomniał, jak dobra była kuchnia Molly – niewielu ludzi mogło pozostać w złym humorze z pełnymi ustami.

Kiedy wszyscy skończyli jeść i znów usadowili się wygodnie, pałeczkę przejęła Minerwa, pisząc na tablicy wypunktowane listy i zaczynając kalkulować liczbę członków Zakonu nadających się do walki oraz liczbę niewalczących, którym można było wyznaczyć role uzdrowicieli, strażników lub kogoś innego. Próbowała także obliczyć z iloma Śmierciożercami mogliby się mierzyć oraz wymyślić strategię zbliżenia Pottera do Czarnego Pana. Wszyscy bardzo się angażowali; Severus siedział i patrzył, cierpliwie czekając, aż ktoś dostrzeże istotną wadę tego planu.

W końcu Minerwa rozłożyła ręce. 

– Nie mamy więcej informacji, żeby iść dalej. Severusie, czy możesz dodać jakieś wskazówki z tego, co wiesz o Śmierciożercach i Sam-Wiesz-Kim?

Potrząsnął głową, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Lupin odparł ponuro: 

– Oczywiście, że nie może.

Och, do cholery, mam tego dość. Severus posłał wilkołakowi przeciągłe spojrzenie

– Pamiętasz dzień, w którym zmarł Dumbledore, Lupin? Powiedziałem ci, że jeśli kiedykolwiek mnie dotkniesz, zabiję cię. Pozwól, że to rozwinę – nie odzywaj się do mnie więcej, bo wylądujesz w szpitalu. Po prostu zamknij się, do diabła. Wszystko, czego kiedykolwiek od ciebie chciałem, to żebyś zostawił mnie w spokoju; zrób to.

Lupin zrobił wtedy coś bardzo, bardzo głupiego – wyciągnął różdżkę.

Severus wstał z krzesła i znalazł się w połowie drogi do Lupina, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Wyciągając wilkołaka z krzesła, popchnął go na ścianę, trzymając własną różdżkę około cala od oka Lupina. Huncwot był od niego wyższy, ale przez całe życie znajdował się na celowniku większych chłopców, a teraz wręcz rwał się do bójki.

Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, Severus odchrząknął; całe jego ciało było napięte i drżące, gdy walczył sam ze sobą, by nie zamienić swojego znienawidzonego wroga w tłustą plamę na podłodze. 

– Śmiało, Huncwocie – szepnął. – Spróbuj. Wypruję ci flaki i pozostawię wyjącego z bólu. Będziesz żałował, że Greyback cię nie dobił, zanim z tobą skończę. Po prostu Daj.Mi.Powód.

Znowu odchrząknął i przełknął ślinę, próbując odegnać z pola widzenia czerwoną mgłę. Bardziej konwersacyjnie dodał: 

– Powinieneś być naprawdę wdzięczny, że jestem z Hermioną. Nikt w tym pokoju nie ma żadnej szansy, by fizycznie powstrzymać mnie przed zabiciem ciebie, a ona jest jedyną osobą, która może mnie od tego odwieść. Rób tak dalej, Lupin, zobaczmy, czy powstrzyma mnie przed rozerwaniem cię na strzępy po twoim wcześniejszym zachowaniu.

– Nieszczególnie – powiedziała spokojnie Hermiona ze swojego krzesła; słyszał nutę zmartwienia w jej głosie, ale wątpił, by ktokolwiek inny ją wychwycił. – Ale bardzo lubię Tonks, a ona będzie za nim tęsknić.

Severus spojrzał Lupinowi w oczy, mierząc go wzrokiem i w końcu dostrzegając świadomość Huncwota, w jakim niebezpieczeństwie się znajdował. Wiedział, że wilkołak do tej pory nigdy tak naprawdę nie wierzył, że to zrobi. 

– Nie będzie kolejnej szansy, nawet ze względu na nią – powiedział bardzo cicho. – Następnym razem, gdy mnie sprowokujesz, nie żyjesz. Żadnych gróźb, pozerstwa, obelg. Zabiję cię. Rozumiesz?

Cały ten czas spędzony na badaniu wilkołaków opłacił się; zobaczył, że wilkołak kurczy się w sobie i spuszcza wzrok;  Lupin nawet nie musiał nic mówić. Puściwszy go, odwrócił się wsuwając różdżkę z powrotem do rękawa i próbując rozluźnić napięcie w ramionach. Przełknął złość, zmuszając się do uspokojenia. Ponownie zajął swoje miejsce, a Hermiona bez słowa sięgnęła pod stołem i położyła dłoń na jego udzie; przykrył ją swoją, splatając ich palce, gdy Lupin potulnie wrócił na swoje krzesło.

– Severusie, wykorzystałeś całą taryfę ulgową, jaką miałeś – powiedziała cicho Minerwa. – Nie chcę tu więcej problemów. – Skinął głową, a ona wskazała ręką tablicę. – No dobrze. Co jeszcze możesz dodać?

Wpatrywał się w schludne listy i notatki i potrząsnął głową, głaszcząc kciukiem knykcie dziewczyny. Rozejrzał się dookoła. Hermiona wyglądała na zmartwioną, czego się spodziewał – nawet bez o włos ominiętego pojedynku który im groził, martwiła się o nadchodzącą walkę, o to, że ludzie zostaną ranni. Wróci do logicznego myślenia, gdy tylko przestanie przygryzać wargę i stresować na tyle, by przywrócić trzeźwość umysłu. Potter i Weasley obaj mieli identyczne grymasy i nie sądził, by byli daleko od rozwiązania tej sprawy; nikt inny w pokoju nie miał pojęcia.

Wzdychając, wolną ręką uszczypnął grzbiet nosa. 

– Co dokładnie próbujesz zrobić, Minerwo? Jaki jest sens tego spotkania?

Spojrzała na niego. 

– … Zaplanowanie ostatecznej bitwy – powiedziała w końcu ostrożnym tonem, który sugerował, że szuka pułapki.

– A gdzie ona się odbędzie?

Zapadła kolejna długa cisza. Severus westchnął. 

– Nie wiesz, gdzie on jest i nie masz możliwości, żeby go znaleźć. Wie, co robiła nasza czwórka; widziałeś w gazetach plakaty z listami gończymi. Wie, że uczyniliśmy go śmiertelnym. Słabym. Dlaczego, u diabła, miałby nadstawiać karku, by rzucić wyzwanie grupie zadufanych w sobie Gryfonów? Nie zjawi się stawić wam czoła jak w jakiejś chwalebnej walce rodem ze średniowiecznej sagi. Dlaczego miałby to robić?

Kontynuował cicho. 

– A ty nadal zbyt mocno wierzysz w przepowiednię i to, co według Dumbledore’a powinno się wydarzyć. Spójrz na Pottera. – Chłopak natychmiast się zarumienił, gdy wszyscy odwrócili się, by na niego spojrzeć. Severus mówił cicho. – Nie jest bohaterem. Nie jest naszym zbawicielem. Nie jest Wybrańcem. Jest siedemnastoletnim chłopcem. To prawda, przeżył wiele rzeczy, które naprawdę powinny były go zabić, ale nie ma żadnego powodu, dla którego w ogóle miałby stawić czoła którejkolwiek z nich. Dlaczego w pokoju pełnym potężniejszych, bardziej kompetentnych, doświadczonych, uzdolnionych i prawdopodobnie bardziej inteligentnych czarownic i czarodziejów mielibyśmy złożyć losy naszego świata na jego barkach?

– Ma rację, Harry – powiedział uroczyście jeden z bliźniaków po krótkiej przerwie.

– Tak, nigdy nie przeżylibyśmy wstydu bycia uratowanymi przez kościstego dupka w okularach – zgodził się jego brat.

– Mi pasuje – powiedział wesoło Potter. – Zdecydowanie kolej na kogoś innego, by uratował świat.

– Myślisz, że Albus się wtedy mylił, Severusie? – zapytał Artur.

Severus skinął głową. 

– Tak. Czarny Pan jest teraz w pełni śmiertelny. Może zostać zabity przez pierwszą lepszą osobę, która go odnajdzie. A wszystko, co robią chwalebne bitwy, to zabijanie niewinnych ludzi. Machnął ręką w stronę tablicy. – To jest wyjęte z jakiejś fikcyjnej historii. Życie tak nie działa. Nie chcę ryzykować swojego życia, aby poświęcić się w blasku chwały Gryffindoru. Żartujcie sobie ile chcecie ze sposobu myślenia Ślizgonów, ale my wiemy jak przeżyć. Twój plan doprowadzi do śmierci co najmniej połowy Zakonu, a honory wojskowe nie będą miały żadnego znaczenia dla zmarłych, ani ich pogrążonych w żałobie krewnych. Nie uda nam się wygrać w uczciwej walce. Mają przewagę liczebną i dużo większą chęć do zabijania niż ktokolwiek z was. Jeśli w jakiś sposób uda wam się go znaleźć, przegracie i umrzecie.

– Więc jaka jest twoja sugestia? – spytała cicho Molly.

Wzruszył ramionami. 

– Przez ostatnie kilka miesięcy próbowaliśmy znaleźć inny sposób. Nie mam jeszcze planu, ale wiem, że to nie jest właściwa droga. Jeśli wymyślę lepszy plan i będzie w nim miejsce dla ciebie, dam ci znać, ale do tego czasu myślę, że będzie mi lepiej samemu.

– Mhmm – wymruczała cicho Hermiona, ściskając jego dłoń i nagle zorientował się, że walczy z uśmiechem wypływającym na jego usta.

– Poprawię się. Będzie nam lepiej samym. Co myślisz, Potter? Nadal chcesz być bohaterem?

– Myślę, że w końcu mnie z tego wyleczyłeś – odpowiedział chłopiec ze smutnym uśmiechem.

– Musisz pękać z dumy – powiedział sucho Arthur; kiedy nie był przyćmiony przez swoją bardziej rozkrzyczaną rodzinę, miał bardzo dobre poczucie humoru.

– Ze wzruszenia brakuje mi słów – odparł sarkastycznie Severus.

– Mogę pójść z wami? – zapytała żałośnie Ginevra.

– Nie.

– Proszę?

– Nie.

– Ale…

–  Ginny – powiedziała stanowczo Molly. – Dość. Udało ci się wytrzymać bez Harry’ego długie tygodnie.

– A więc to tyle? – zapytała cicho Minerwa. – Stajesz po innej stronie?

Severus potrząsnął głową. 

– Jesteśmy po tej samej stronie, Minerwo. Ale nigdy nie byłem częścią tego. Nigdy nie byłem częścią planów Zakonu i nie chcę umrzeć chwalebnie i bohatersko. Planuję żyć i planuję wygrać. 

– Pierwszy, który zabije Sami-Wiecie-Kogo dostaje prawa do książki! – wrzasnął jeden z bliźniaków.

Spotkanie właściwie zakończyło się w tym momencie i cała czwórka po cichu zebrała swoje rzeczy. Umysł Severusa był teraz gdzie indziej, ale zachował wystarczającą świadomość, by zatrzymać się w drzwiach kiedy wychodzili i spojrzeć raz jeszcze na zgromadzony Zakon. Czysta, dziecinna psotliwość wzięła górę. Grzecznie odchrząknął. 

– Pozwól, że zostawię cię z pewną myślą, Lupin. W ciągu ostatnich lat mogłem nasikać do twojego Eliksiru Tojadowego w dowolnym momencie. I nigdy się nie dowiesz, czy to zrobiłem, czy nie.

Powstrzymując śmiech, zamknął drzwi wystarczająco mocno, by rozwścieczyć panią Black.

 

– Czy naprawdę kiedyś nasikałeś do Eliksiru Tojadowego? – zapytał Weasley, gdy ponownie weszli do odrapanego domu.

Severus prychnął. 

– Oczywiście, że nie. Ale mogę zagwarantować, że on teraz wierzy, że tak.

– Naprawdę sprawiasz kłopoty – powiedziała Hermiona, posyłając mu rozbawione spojrzenie, a on uniósł brew.

– To nie ja zdzieliłem go do krwi – zauważył, starając się zachować neutralny głos, by ukryć swoją reakcję. Później, obiecał sobie.

Uśmiechnęła się, rumieniąc. 

– Trochę mi głupio. Ale nie za bardzo.

– Zasłużył na to – powiedział Potter, nieco zaskakująco. Wyglądał dość nieszczęśliwego. – Nie wiem, dlaczego się tak zachowuje. Nigdy taki nie był.

– Ostatnio często kłócił się z Tonks – zapewniła Hermiona. – Ona uważa, że ​​to częściowo stare kompleksy, częściowo tłumiony żal z powodu Syriusza, częściowo złość, że nie jest w stanie odciągnąć wilkołaków od Sami-Wiecie-Kogo, a częściowo martwi się, co może się stać, jeśli teraz uwolni się podczas pełni księżyca i będzie odczuwał o wiele większy ból towarzyszący swoim przemianom niż wcześniej. Więc wyładowuje to na Severusie, ponieważ już się nie lubią, więc jeśli się pokłócą nie będzie miało to znaczenia.

– Robisz się dobra w tych psychologicznych rzeczach – powiedział jej z podziwem Weasley. – Wiedziałaś o tym przed czy po tym, jak go spoliczkowałaś?

– Czy to ma znaczenie?

– Dobra, to przed.

– Zamknij się, Ron.

Cała czwórka udała się na górę, żeby się rozpakować. Potter zawołał z sypialni, którą dzielili chłopcy: 

– Wiem, że nie chcesz wielkiej sceny, ale… dziękuję.

Po raz pierwszy Severus nie wiedział, o czym mówi. 

– Za co?

Para pojawiła się w drzwiach i Potter spojrzał na niego poważnie. 

– Wiem, że nigdy tak naprawdę nie wierzyłeś w przepowiednię i tak dalej, ale… wszyscy inni wierzyli. Widziałeś, jak wszyscy po prostu założyli, że będę musiał stoczyć pojedynek z Sam-Wiesz-Kim. I że będzie jakaś wielka bitwa. 

– Tak myślą Gryfoni – odparł sucho, tłumiąc uśmiech na widok trzech niemal identycznych spojrzeń.

– Nie bądź nieprzyjemny – powiedziała mu Hermiona.

– Pospieszyłbym z przeprosinami, ale jestem sparaliżowany tym, że nie przejmuję się zbytnio. Właśnie widzieliście pokój pełen Gryfonów – i Tonks – wszystkich radośnie planujących samobójczy atak na maszynkę do mięsa, mimo że większość z nich była obecna w Hogwarcie podczas walki, w której zginęli Moody i Kingsley, a kilku z nich zostało rannych. Widzieliście spojrzenia, jakie mi rzucali. Żadnemu z nich nie przyszło do głowy, żeby zrobić coś innego poza szlachetnym poświęceniem się na ołtarzu czegoś, co dwie dekady temu powiedziała Sybilla Trelawney. Mam nadzieję, że chociaż wasza trójka rozważyła, że może istnieć inna opcja.

Wymienili spojrzenia, zanim Hermiona skinęła głową. 

– Rozmawialiśmy o tym trochę, próbując ustalić, co się stanie. Nikt z nas nie chciał kolejnej bitwy. Nie po Ministerstwie oraz późniejszym Hogwarcie. I zdaliśmy sobie sprawę, że nie wiemy, gdzie Sam-Wiesz-Kto w ogóle jest.

– Dobrze. Może jednak jest dla was jakaś nadzieja.

– Więc jak zamierzasz go znaleźć? – zapytał Potter.

Severus wzruszył ramionami. 

– Nie mam pojęcia. Musimy się nad tym zastanowić.

 

– Dobra, naprawdę nie widzę innej opcji – powiedział cicho Ron kilka dni później w środku kolejnej burzy mózgów, która nie przyniosła żadnych użytecznych pomysłów. – Będziemy musieli spróbować porwać Śmierciożercę i zmusić go do zdradzenia nam, gdzie ukrywa się Sami-Wiecie-Kto. Powiedziałeś, że możesz zdobyć Veritaserum.

– Jeśli absolutnie będę musiał to tak, znam kilka miejsc, w których mogę na szybko i nielegalnie zdobyć trochę. Zawsze zostaje Legilimencja. Albo staromodne tortury, jeśli zmusi mnie sytuacja. Ale powiedziałem wam, Weasley, że tak łatwo nie będzie. Przede wszystkim, porwanie czarownicy lub czarodzieja jest dość trudne.

– Poza tym to ten sam problem, który już mamy – rozwinęła Hermiona. – Prawdopodobnie nie wiedzą co, ale zdają sobie sprawę, że dzieje się coś dziwnego. Nie wiemy gdzie szukać, aby namierzyć większość Śmierciożerców, a ci których damy radę zlokalizować będą ukrywać się za dość silną obroną lub przebywać zupełnie gdzie indziej. Nie ma nas wystarczająco dużo, by sobie z tym poradzić.

– Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale prawie żałuję, że zabiłem Pettigrewa – mruknął Severus, odgarniając z twarzy proste włosy dłonią, która drżała lekko od zbyt dużej ilości kawy i zbyt małej ilości snu. – Ten jedyny raz szczur mógłby się przydać…

– Powiedziałeś mi w zeszłym tygodniu, że od lata myślałeś o kilku możliwościach – zasugerowała Hermiona, patrząc na niego z nadzieją, a on ze znużeniem potrząsnął głową.

– Myślałem, ale gdyby któraś z nich miała zostać zrealizowana, już by to nastąpiło. Myślę, że jesteśmy zdani na siebie. 

Podrapał się w szczękę i skrzywił, opierając podbródek na dłoni.

– Hipotetycznie, co by się stało, gdybyśmy po prostu weszli do Ministerstwa? – zapytał Harry, a Severus spojrzał na niego z niesmakiem.

– Zostałbyś zabity lub schwytany. Nie byłbym na tyle głupi, żeby to zrobić. To nie czas na bycie idiotą, Potter. Czytałeś gazety, w tej chwili wszystko ucichło. Mamy czas, żeby wymyślić plan niekonieczne à la kamikaze.

– Że co? – spytał Ron i skrzywił się, widząc grymas, który otrzymał w odpowiedzi. – Racja, mugolska sprawa, to ja już się zamknę.

– Gdybyś tylko naprawdę to zrobił.

– Chłopcy – mruknęła ze zmęczeniem Hermiona.

 

Kolejna kłótnia miała miejsce następnego dnia – Ron i Harry byli o krok od rozpoczęcia bójki, która na szczęście została przerwana przez nieludzki raban dobiegający z ogrodu. Severus zaklął cicho, gdy chłopcy podnieśli wzrok. 

– Cholera, Potter. Ostrzegałem cię, jeśli twoja sowa zwróci na siebie uwagę, któryś z moich sąsiadów prawdopodobnie ją zastrzeli.

– To nie Hedwiga – zameldowała Hermiona, wyglądając przez kuchenne okno. – W każdym razie nie tylko. Ona i Świstoświnka robią nalot na inną sowę, której nie rozpoznaję. To nie jest jedna z sów Proroka ani Zakonu.

– Hedwiga i tak nie zaatakowałaby sowy pocztowej – powiedział defensywnie Harry, otwierając okno. – Hedwigo, do środka i zostaw ją w spokoju.

– Ty też, Świnko – powiedział Ron ze znużeniem, wpatrując się w swoją sowę. Obie wleciały  do środka i przysiadły na oparciu krzesła, strosząc pióra i wyglądając na zirytowane.

Severus wpatrywał się w ogród zmrużonymi oczami, po czym trochę się odprężył. 

– Znam tę sowę. Nie próbujcie jej dotykać, to wściekły drań i odetnie wam palce. Diogenes! Do mnie!

– Diogenes? – powtórzyła Hermiona, gdy sowa wleciała, a Severus zatrzasnął okno.

– Wiem. Upiorne, prawda? Z jakiegoś powodu chciał imię greckiego filozofa i to właśnie wybrał. – Severus podszedł do sowy. – Pamiętasz, co się stało, kiedy ostatnim razem kombinowałeś? – zapytał. Ptak odwrócił głowę i w wyniosły sposób wyciągnął przed siebie szpony. – Tak myślałem.

– Co to za gatunek sowy? – zapytał z zainteresowaniem Ron. – Nie rozpoznaję jej.

– Prawdopodobnie uszatka, chociaż ja wolę myśleć, że jest skrzyżowaniem miotełki do kurzu i wściekłego rosomaka.

– Do kogo należy?

Severus zwyczajowo zignorował pytanie, rozwijając kawałek pergaminu przywiązany do nogi sowy. Inni stłoczyli się za nim, próbując coś zobaczyć; Hermiona zmarszczyła brwi, widząc nieznane pismo, które zawierało dzisiejszą datę i godzinę – wpół do czwartej tego popołudnia – poprzedzone znakiem zapytania. Kartka nie była podpisana i nie miała adresu.

– Cóż, bardzo pomocne – powiedziała w końcu. – Co to znaczy, Severusie?

Mężczyzna patrzył na papier spode łba. 

– Liczyłem na coś takiego od dnia, w którym zabiliśmy Nagini – powiedział cicho – ale minęło już wystarczająco dużo czasu, aby wzbudzić podejrzenia co do mojej osoby. To albo pułapka, albo coś, co wygra nam wojnę. 

– Co?

Już miał odpowiedzieć, ale zatrzymał się i spojrzał na nią. Jego ciemne oczy zabłysły nagłym humorem, co stanowiło miłą odmianę w porównaniu z grymasem ostatnich kilku dni. 

– Jeśli znowu spróbuję być tajemniczy, stracisz panowanie nad sobą, prawda?

Powstrzymując uśmiech, stanowczo skinęła głową. 

– Tak. Wiem, jak bardzo to lubisz, ale jeśli to pismo jest możliwą pułapką musimy wiedzieć, co się dzieje.

– Tak sądzę. W porządku. Ta sowa należy do Lucjusza Malfoya.

– Co? – wykrzyknął Harry.

– Słyszałeś mnie – powiedział z irytacją Severus. Postukał w notatkę palcem. – Chce się spotkać.

– Odszyfrowałeś to z daty i kilku liczb? – zapytał Ron.

– Sugeruje termin. Jeśli się zgodzę, odpowiem, podając miejsce. Między nami to standard – odpowiedział z roztargnieniem Severus, ponownie wpatrując się w kartkę.

– Wiem, że się z nim przyjaźnisz… – powiedziała powoli Hermiona.

Wzruszył ramionami. 

– Przyjaźniłem. Ale to było zanim złamałem przysięgę obiecującą chronić jego syna i odszedłem od nich. Nie mam pojęcia, jak się teraz sprawy mają. Miałem nadzieję, że kiedy Czarny Pan zrozumie co się dzieje, da upust swojej wściekłości na jego zwolennikach do tego stopnia, że ​​ktoś będzie skłonny zaryzykować zdradę, ale od tamtego momentu minęło trochę czasu. To może być pułapka. 

Wydychając powietrze, odchylił się do tyłu lekko odsuwając rękę, gdy dziób Diogenesa zacisnął się o cal przed jego palcami.

– Nie spotkasz się z nim, prawda? – spytał Harry z niedowierzaniem.

– Nie widzę wielkiego wyboru, Potter. Jeśli jest szczery, zdecydowanie warto zaryzykować. Mając Lucjusza po naszej stronie wiem dokładnie, jak wygramy. Ta gra jest warta świeczki.

– A jeśli to pułapka? – zapytała Hermiona.

Uśmiechnął się do niej, częściowo rozbawiony, ale w dużej mierze szczery. 

– Ucieknę oczywiście. Nie zamierzam potulnie wejść mu w sidła. Przecież dobrze mnie znasz.

– Nie pozwolę ci pójść samemu.

– Hermiono…

– Nawet o tym nie myśl, Severusie. Idziemy z tobą. Żadnych dyskusji.

Jego usta drgnęły, gdy przyjrzał się wyrazowi jej twarzy, zanim spojrzał na Harry’ego i Rona i przewrócił oczami. 

– No dobrze, dobrze. Ale możecie mi towarzyszyć tylko wtedy, gdy obiecacie, że zrobicie to co wam powiem. Przekażę mu współrzędne magazynu, w którym znajduje się tylne wejście Gringotta – szanse na udaną zasadzkę w ruchliwej mugolskiej dzielnicy są raczej niewielkie, a my dotrzemy tam wcześnie, aby upewnić się, że nie ma żadnych niespodzianek. Wyciągnijcie różdżki, ale nie używajcie magii, chyba że ktoś nas zaatakuje. Mówię poważnie. Bez względu na to co się stanie, nie uderzajcie pierwsi. Osobiście przeklnę pierwszego, który rzuci zaklęcie. Nawet ciebie, Hermiono.

Osobiście raczej w to wątpiła, ale wyraził się dość jasno. 

– Będzie sam?

– Jeśli ma trochę rozsądku. Lucjusz zna mnie odkąd miałem jedenaście lat; wie, że jeżeli pojawi się z kimś innym, przeklnę go i wyjdę. Jeśli przybędzie w towarzystwie, to pułapka i wszyscy uciekamy. Nie traćcie czasu na zaklęcia, po prostu aportujcie się prosto tutaj. Nie starajcie też trzymać się razem; każde z was jest w stanie samo się wydostać. To nie podlega negocjacjom; jeśli nie chcecie grać według tych zasad, zostajecie tutaj.

– W porządku – zgodziła się cicho, rozpoznając po intensywności w jego głosie, że naprawdę bardzo się tym przejmował. – Obiecuję. 

Posłała Harry’emu i Ronowi znaczące spojrzenie.

Chłopcy wymienili spojrzenia, po czym wzruszyli ramionami. 

– Myślę, że to pułapka, ale zgoda – zgodził się Harry. Ron skinął głową.

– W porządku. – Severus znalazł długopis i nabazgrał zestaw współrzędnych na dole pergaminu, ostrożnie przywiązując go z powrotem do nogi sowy.

– Czy zawracamy sobie głowę, aby powiedzieć Zakonowi? – spytał Harry, otwierając okno by wypuścić Diogenesa.

– Oczywiście, że nie. Jedyne co zrobią, to zbesztają nas za takie ryzyko. Ale ja znam Lucjusza, a oni nie. Nie jestem na tyle głupi, by zakładać szczerość jego intencji tylko dlatego, że byliśmy przyjaciółmi, ale myślę, że istnieją całkiem spore szanse, iż właśnie wygraliśmy wojnę, nawet jeśli nikt jeszcze o tym nie wie.

Rozdziały<< Goniąc Słońce – Rozdział LVIGoniąc Słońce – Rozdział LVIII >>

Seyli

Wierna i zapalona czytelniczka Sevmione od niemalże dekady. Miłośniczka kotów, gór, tańców hulańców, dobrego jedzenia i szczęśliwych zakończeń we wszystkich fickach, które czytuje :). Od grudnia także samozwańcza tłumaczka, która wreszcie odważyła się wrzucić w Internet coś chociaż połowicznie swojego autorstwa.

Dodaj komentarz