Sojusz, Granger? – Rozdział 84

Severus Snape nie lubił wielu rzeczy — zimnej kawy, nowych, niewyrobionych piór do pisania, zapachu roztartej w moździerzu lawendy. Nie lubił lekkiego deszczu, który był za słaby, aby przerodzić się w ulewę, ale który był jednocześnie zbyt mocny, żeby go zignorować. Nie znosił, kiedy zapominał, o czymś, o czym obiecał sobie pamiętać, ale nienawidził wręcz, kiedy udowadniano mu coś, co zarzekał się, że jest nieprawdą — co niestety w wyniku nieszczęśliwych splotów okoliczności niekiedy sam sobie robił.

— Dzień dobry, profesorze — usłyszał zaraz po czwartkowych zajęciach.

Odwrócił się przez ramię i zlustrował zbliżającą ku niemu nastolatkę, po czym beznamiętnie wrócił do porządkowania papierów, co zostało skwitowane jej słabym uśmiechem.

— Znasz koncepcję „przerwy” od zajęć? — zapytał, licząc, że Christina Blakers da się spławić standardowym tonem odstraszającym.

Ona najwyraźniej jednak zdawała się nie reagować ani na ton ani na złowrogi wzrok. Ciekawe dlaczego, pomyślał. Kątem oka dostrzegł znikającego razem z resztą uczniów Bena Starricka, który zerknął niepewnie na swoją dziewczynę, wychodząc jednak z sali. 

— A zamierza pan dać mi wykład? — zapytała krnąbrnie, a Snape poruszył brwiami w wymownym geście. — W takim razie traktuję to jako przerwę.

— Powinienem był ci odjąć kilka punktów na zajęciach, to nie marnowałabyś teraz mojego czasu — stwierdził pod nosem mężczyzna.

Christina uśmiechnęła się pobłażliwie, krzyżując ramiona na piersi, co uwydatniło skrywany pod szatą ciążowy brzuszek — wciąż dość subtelny i niewidoczny, jak na szósty miesiąc.

— Chciałam tylko sprawdzić, czy już wszystko z panem w porządku — powiedziała dość nieoczekiwanie.

Ciemnowłosy czarodziej obszedł biurko, przelotnie zerkając na dziewczynę i odłożył leżące na nim pergaminy do szuflady.

— To troska w głosie, Blakers? — zakpił, na co nastolatka niemal od razu się obruszyła.

— Nie było pana prawie cały tydzień — wyjaśniła pobłażliwie.

Dostrzegła jego wzrok zza drugiej strony ciemnego, szerokiego blatu, ale wytrzymała je zawzięcie, mając w głowie prosty cel — dowiedzieć się, co się stało. Była zła i zmartwiona, poza tym nie mogła ukryć, teraz była już też wściekle zaintrygowana. Przez kilka ostatnich lat, kiedy uczyła się w Hogwarcie, to był pierwszy raz, kiedy jej były opiekun był nieobecny na zajęciach, w dodatku tak długo. A fakt, że nie opuścił szkoły, dodawał tajemnicy do całej historii, której nastolatka wręcz musiała się dowiedzieć. Nie zamierzała opuścić sali bez tej informacji.

— Więc? — zapytała z wyczekiwaniem, niezrażona obojętną miną Snape’a. — Co się stało?

Ciemne oczy zawiesiły się w końcu na niej, mrużąc odruchowo w niechętnym geście. Choć trzymanie jego małego “wypadku” w tajemnicy nie było dla niego dziwne, tak to, że Christina do tej pory nie wydobyła tej informacji pokątną drogą nieco go zaskoczyło. Zwłaszcza, że Granger nie należała do osób raczej asertywnych. Z reguły.

— Nic, czym powinnaś się przejmować — stwierdził, ignorując spojrzenie wścibskiej nastolatki.

— No właśnie! Nie powinnam się denerwować, zwłaszcza teraz — powtórzyła po nim Christina, ale w tak wymowny sposób, że Snape ledwo powstrzymał poirytowane westchnięcie. — Więc musi mi pan powiedzieć.

Smarkata szantażystka, prychnął w myślach. W pewien sposób jednak bawiła go zaciętość Blakers, a w pewnej chwili jej nieugiętość zaczęła stanowić dla niego potencjalną możliwość do drażnienia się z nią. W końcu sama tu przylazła, tak?

Chwilę przyglądał się jej bez słowa z oceniającym wyrazem na twarzy, który na jego szczęście zadziałał dokładnie tak, jak Severus tego chciał.

— Och, no niech pan taki nie będzie — jęknęła nieco zrezygnowana Christina.

— Póki co, to jestem cierpliwy — sprostował Snape kpiącym, ale wciąż spokojnym tonem.

W natychmiastowej odpowiedzi na jego słowa, dziewczyna wywróciła ciemne oczy ku sklepieniu wysokiej klasy i prychnęła niezadowolona pod nosem.

— Nie rozumiem, czemu robicie z tego taką tajemnicę, zwłaszcza, że to nic poważnego — mruknęła naburmuszonym tonem.

Kącik ust Severusa drgnął, choć nie dał jej tego zobaczyć.

— Jeśli ktoś odmówił ci wcześniej udzielenia tej informacji — zaczął powolnym, sugestywnym tonem — to pewnie był ku temu powód.

Z każdą kolejną odmową, oczy Christiny wypełniały się coraz większym szokiem i rozczarowaniem. Oburzeniem, że komu jak komu, ale jej nie została ta informacja wyjawiona. Uchyliła lekko usta i pokręciła głową, nie spuszczając ze Snape’a wzroku, cały czas krzyżując ramiona na piersi.

— Myślałam, że akurat pan mi powie — powiedziała z kwaśnym wyrzutem, choć doskonale wyczuł, że wcale się nie poddała. Chciała wziąć go na litość z innej strony.

Zanim jednak zdążył rzucić w jej stronę kolejną kpiącą uwagę, drzwi sali lekcyjnej uchyliły się, a w ich progu zjawiła się — a jakże — nieodżałowana niańka dla starych zgredów, Hermiona Granger. Nie przepuszczała okazji, aby odwiedzać go i kontrolować, czy wszystko z nim w porządku, co teraz, na jej szczęście, zadziałało na jego korzyść.

— Panno Blakers — przywitała się, kiedy tylko dostrzegła ciemnowłosą nastolatkę stojącą przy podeście nauczycielskim. — Jak się czujesz?

Christina popatrzyła na nią nieco skonsternowana, a jej wzrok szybko przeniósł się na Snape’a, który wiedziała, że teraz nabierze wody w usta już kompletnie. Świetnie, zakpiła w myślach.

— Dobrze, dziękuję — mruknęła skwaszonym tonem.

Który szybko zmienił barwę na szczerze zbulwersowany, gdy tylko nastolatka usłyszała drwiące, jadowite słowa swojego nauczyciela wypowiedziane do jego narzeczonej, która zbliżyła się do jego profesorskiego stanowiska.

— Panna Blakers stwierdziła, że skoro ty nie chciałaś jej powiedzieć, dlaczego nie było mnie na zajęciach, dowie się tego ode mnie — stwierdził z teatralną pogardą Severus.

Hermiona stanęła przy nim, posyłając mu szczerze rozbawione spojrzenie, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, usłyszała cichy jęk:

— Ale z pana kabel!

Dziewczyna popatrzyła po nich obojgu szeroko rozwartymi oczami, zdewastowana swoją porażką i tym, jak została zdemaskowana. I zdradzona. Nie do wiary!

— Panno Blakers — zaczęła wesoło Hermiona, posyłając jej rozczulone spojrzenie — to naprawdę nic, czym powinnaś się przejmować. Przecież ci mówiłam.

Chirstina zatknęła ręce na biodrach, patrząc to na swojego byłego opiekuna, to na stojącą obok niego nauczycielkę i nie mogła zrozumieć, jakim cudem jedno było gorsze od drugiego.

— Niewiarygodne — skomentowała pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem. 

— Lepiej bym tego nie ujął — zakpił pod nosem Snape zza biurka.

Hermiona stojąca na rogu blatu, posłała mu karcący wzrok i ponownie zwróciła się do Christiny:

— Nie ma potrzeby siać paniki, panno Blakers. — Młoda szatynka ukradkiem zerknęła na Severusa, taksując jego sylwetkę. — Zwłaszcza, że już wszystko jest w porządku.

— Tym bardziej możecie mi powiedzieć — powiedziała nieznużenie nastolatka, zarabiając od Hermiony i Snape’a pobłażliwe spojrzenia, które choć podobne, miały zupełnie inny wydźwięk. Widząc to ciemnowłosa ślizgonka stwierdziła, że nie ma wyjścia; musiała posunąć się do szantażu. A skoro nie działał on na jej byłego opiekuna, liczyła, że uderzy w instynkt macierzyński jego przyszłej żony. — Żeby mały się uspokoił — dodała teatralnie.

Położyła dłoń na brzuchu z tak bezczelną miną na twarzy, że przez chwilę stojący przed nią nauczyciele po prostu się jej przyglądali. Bez słowa i bez zielonego pojęcia skąd w jednej nastolatce tyle wścibstwa, samozaparcia, ale przede wszystkim arogancji i braku jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego.

Hermiona zerknęła na Severusa, marszcząc brwi, a ten odpowiedział jej obojętnym spojrzeniem, któremu — ku jej ogromnemu zaskoczeniu — towarzyszyło niemal niedostrzegalne skinienie głowy. Przez sekundę jedynie kwestionowała, czy dobrze go zrozumiała, ale kiedy odwrócił się z niezainteresowanym wyrazem na twarzy, wiedziała, że tak naprawdę było mu to wszystko jedno — chciał tylko, żeby to ona powiedziała Christinie prawdę. Na którą się zgodził, ale nie miał ochoty. Interesujące. 

— Profesor Snape stracił pamięć — powiedziała po chwili, dopiero po upływie kolejnej sekundy zwracając twarz ku uczennicy. Niemal parsknęła śmiechem, widząc jej minę, choć wtedy jej samej zupełnie nie było do śmiechu. Podobnie jak Christinie Blakers w tym momencie. — Ostatni raz, kiedy go widziałaś, nie był sobą.

Oczy dziewczyny ponownie rozszerzyły się, ale tym razem z zaskoczenia, które zmusiło ją do uchylenia ust, kiedy zerkała na odwróconego do niej bokiem Snape’a. Nie, nie tego się spodziewała — nie oczekiwała ani usłyszeć prawdy, ani tym bardziej tego, że tak będzie ona wyglądać. Szczerze mówiąc, nie umiała powiedzieć, co liczyła usłyszeć. Ale zdecydowanie nie to.

— Nie pamiętał pan nic? — zapytała w pewnej chwili, marszcząc ciemne brwi, a Severus z równie skonsternowaną miną posłał jej milczące, krótkie spojrzenie.

— Tak jak cię zapewnialiśmy — odpowiedziała jej Hermiona — wszystko jest już w porządku. Profesor widział się z lekarzem i zadba, żeby to sprawdzić. — Uśmiechnęła się pod nosem, widząc lekceważąco wywracające się oczy ciemnowłosego czarodzieja, ale dodała: — A póki co naprawdę nie ma powodów do niepokoju.

Nie umiała powiedzieć, kto miał bardziej skorzystać z jej słów — ona sama, Snape, czy Christina Blakers.

— A czy to… — Mina nastolatki stężała, a jej brwi ściągnęły się jeszcze mocniej, ryjąc głęboką bruzdę zdezorientowania na jej czole. — Czy to ma związek z tymi… bólami, które pan wcześniej miał?

Hermiona uchyliła usta przypomniawszy sobie wydarzenie, o którym mówiła uczennica i aż uniosła zaskoczona brew. Dostrzegła, że mina Severusa była równie zdezorientowana, ale ponownie, wbrew temu czego się spodziewała, mężczyzna skinął nastolatce głową. Bez słowa dalszego wyjaśnienia, którego ta najwyraźniej wcale nie potrzebowała, bo przymknęła z ulgą oczy, gładząc szatę  na brzuchu czułym gestem.

Jeśli myśleli jednak, że tyle jej wystarczy — nie mieli pojęcia, jak bardzo się mylili.

— Ale nie odwołacie ślubu, prawda?

Żadne z nich nie spodziewało się tego pytania. Nie dziś, najlepiej nigdy — ale usłyszeli je i wbrew pozorom, oboje dali po sobie poznać, że nie było ono dla nich komfortowe. To Snape jednak pierwszy się zreflektował i obrzucił dziewczynę ciętym spojrzeniem, unosząc drwiąco brew, po czym stwierdził:

— Ciężko odwołać coś, czego się jeszcze nie zaplanowało.

Jeszcze, powtórzyła w głowie Hermiona, a Christina Blakers zrobiła to za nią na głos.

— Jeszcze.

Nastolatka uśmiechnęła się wymownie, uspokojona najwyraźniej przebiegiem rozmowy, która nie zakończyła się tak, jak chciał tego Snape. Mężczyzna zmrużył oczy, taksując ciemnowłosą dziewczynę surowym spojrzeniem i nie odrywając od niej wzroku, zwrócił się do stojącej obok panny Granger:

— Czy regulamin przewiduje jakieś specjalnie ulgi dla ciężarnych nastolatek?

Christina prychnęła pod nosem, kręcąc głową z rozbawieniem, a młoda nauczycielka od razu odparła:

— Najwyraźniej powinien.

Ich zachowanie zostało zlekceważone i skomentowane milczącym wywróceniem oczu panny Blakers, która przyjrzała się nauczycielom z przekorą wymalowaną w całej postawie.

— Spadaj na obiad, Blakers — rzucił oschle Snape.

Nastolatka nie poruszyła się. Patrzyła na niego tak chełpliwie, jakby poznała każdy jego sekret i dowiedziała wszystkiego, czego chciała — co jednocześnie pokrywało się z jej idiotycznymi, mimo wszystko nieco przekoloryzowanymi teoriami o wielkiej miłości dwójki profesorów, których związek wywołał wśród uczennic sensację nie przez różnicę wieku, fakt, że Hermiona Granger niedawno sama się tu uczyła czy że Severus Snape uchodził za najnieprzyjemniejszego człowieka na świecie. Nie.

Nastolatki w Hogwarcie po prostu pokochały ideę, że ta dwójka się zeszła, bo obserwując ich razem — na korytarzach, w salach lekcyjnych, przy posiłkach — zamiast jazgotać z niezadowolenia, jedyne, co mogły zrobić to uśmiechać się zza maślanych oczu. Mimo, a może właśnie dzięki różnicom, jakie dzieliły ich na pierwszy rzut oka, sposób, w jaki Hermiona i Severus na siebie patrzyli, nie pozwalał na żadną inną reakcję. Nie, kiedy oni sami zrobili wszystko, aby dokładnie taki efekt uzyskać.

Sztuka idealna.

— Cieszę się, że z panem już wszystko dobrze — powiedziała Christina, w końcu odwracając się na pięcie w stronę drzwi.

Stojący przy blacie Snape zerknął na nią pospieszająco i z mordem, który natychmiast ją rozśmieszył, a Hermiona rzuciła ukradkowe spojrzenie jego opartej o blat sylwetce. Ułożył dłonie po obu stronach bioder na krawędzi biurka, pochylając się ciałem do przodu i mierząc dziewczynę spojrzeniem spod byka, co raczej zdawało się ją bawić — a młodą nauczycielkę niepotrzebnie rozproszyło, dlatego szybko odwróciła głowę i sama obserwowała, jak panna Blakers opuszcza salę lekcyjną.

— Tego jednego nie szkoda mi, że nie pamiętałem — rzucił Severus, odpychając się od biurka.

Wyprostował się, wciskając ręce do kieszeni i od razu wyczuł na sobie ciekawski wzrok orzechowych oczu. Zerknął na Granger, która unosiła nieco kpiąco brew, przypatrując mu się tak, jak jej nastoletni cień, którego przecież dopiero co się pozbył.

— Dlatego raczej spodziewałam się, że ją wygonisz — przyznała Hermiona, posyłając mu wymowne spojrzenie. Wiedziała, że wcale nie miał tego na myśli. Był na tyle bezczelny, że niespecjalnie próbował ukryć fakt, iż jego komentarz był zwykłym wynikiem przyzwyczajenia. — A nie, że powiesz jej prawdę.

— Ty jej wszystko powiedziałaś — przypomniał Snape, lustrując ją przeciągle, po czym dodał ostrzej: — Poza tym, jak sądzisz, co próbowałem zrobić, zanim łaskawie przyszłaś? Nie moja wina, że gówniara ucieka się do szantażu emocjonalnego.

Hermiona roześmiała się wesoło, krzyżując ramiona na piersi. Ciężarna nastolatka — pięta achillesowa Severusa Snape’a. Nie wiedziała, co brzmiało bardziej absurdalnie; to, że w ogóle ją posiadał, czy fakt, czym owa słabość była. I, że dziwnym zbiegiem okoliczności przypominała samego Severusa. W większości istotnych aspektów. 

Popatrzyła na mężczyznę, który rękami i nogami próbował się zapierać przed czymś, co nagle wydało się Hermionie wręcz idiotyczne oczywiste.

— Nie wiedziałam, że zacząłeś na niego reagować — stwierdziła zaczepnie.

Ogniki w ciemnych oczach przybrały wyzywającą barwę, a Snape zerknął z góry na młodą kobietę, która drażniła się z nim, co o dziwo, zupełnie go nie rozdrażniło. Nic zresztą, co dotyczyło całej tej interakcji — z nią, czy Blakers — go nie zirytowało. Co z kolei mocno go zdezorientowało.

— Radzę ci nie sprawdzać, czy rzeczywiście tak jest — odparł pod nosem.

Tembr jego głosu przyprawił Hermionę o ciarki, ale nie mogła się na tym za długo skupić, bo radosny uśmiech wprosił się zarówno na jej usta, jak i do krnąbrnego spojrzenia, które nie odrywało się od Severusa nawet na chwilę.

— Och, daj spokój — powiedziała nagle, a jej ton przyprawił Snape’a o mocniejsze ściągnięcie brwi. — Lubisz tę dziewczynę.

Poważna, mordercza mina, grobowy wzrok i kąciki ust drżące w jadowitym grymasie zniesmaczenia niemal doprowadziły do gwałtownego wybuchu śmiechu Hermiony, za to Snape’a z równowagi prawie wyprowadził fakt, że jej wypowiedź nawet nie sugerowała potencjalnej odmowy.

— Jest ledwie znośna — burknął, odwracając się od kobiety.

Machnął różdżką, zamykając na klucz szuflady w biurku i drzwi do gabinetu na półpiętrze, a młoda gryfonka przyglądała się rozczulona jego naburmuszeniu. Tak bardzo chciał temu wszystkiemu zaprzeczyć, że najwyraźniej udowodnił przy okazji sam sobie, że to nieprawda. A ona była dumna, że nie szedł w zaparte i mimo wszystko umiał się do tego przyznać — zwłaszcza, że domyślała się natury uczuć, jakie zaczęły z jego strony formować się w kierunku skrzywdzonej przez ojca dziewczyny, która maskowała wszystko sarkastycznym humorem i ciętymi odzywkami.

Została wręcz wyprowadzona z sali przez pomrukującego z niezadowoleniem Severusa, który na szczęście szybko pogodził się ze swoją sytuacją i do końca obiadu przestał zachowywać się jak posępny dzieciak.

Nieświadomie jednak wyłapał z całej tej rozmowy coś, czego jego mózg uczepił się o wiele mocniej niż przyznanie, że zwyczajnie lubił Christinę Blakers. Coś, co dość nieoczekiwanie przywołało wspomnienie, które jakby tylko czekało, aby mu się ukazać — i zrobiło to, kiedy tego wieczora Hermiona zasnęła w jego łóżku, przykryta jego pościelą i na poduszce, którą z chęcią jej oddał.

… dlatego, że cię kocham…

Snape obudził się nagle. Jego spojrzenie wytrzeźwiało od razu, a brwi zmarszczyły mocno, kiedy po chwili konsternacji mężczyzna zerknął w bok, na wątły zarys sylwetki malujący się w ciemności tuż obok niego. Pośród gąszczu sennej mgły usłyszał tylko te kilka słów, jednak choć nie widział absolutnie ani skrawka scenerii czy otoczenia, w którym się znajdowali, wiedział, że wypowiedziała je Granger. Za dobrze znał tembr jej głosu, żeby pomylić go z jakimkolwiek innym dźwiękiem.

Kochała go?

Nie miał zielonego pojęcia, co właściwie usłyszał — wyznanie czy wytwór wyobraźni; coś, co podświadomie chciał usłyszeć. O ile faktycznie tego chciał. Nie wiedział. Zorientował się, że jeśli Hermiona rzeczywiście coś do niego poczuła, on nie potrafił odpowiedzieć tym samym. Nie dlatego, że jej nie kochał. Severus po prostu nie poczuł nic. Nie było w tym ani ekscytacji, ani niechęci, bo zwyczajnie nie było w tym wszystkim nic.

Kochała go, a on miał wrażenie, że nic to dla niego nie znaczy.

Choć kłamał; zdanie sobie z tego sprawy nie zrobiło na nim wrażenia. Potencjalna możliwość, że młoda kobieta sama mu to powiedziała, nie wywołała w nim absolutnie żadnych emocji. Ona sama jednak — wręcz przeciwnie. Pociągała go, owszem, był nawet skłonny przyznać, że naprawdę komfortowo czuł się w jej towarzystwie. Była bystra, rezolutna, momentami całkiem zabawna, a poziom drwiny w jej głosie odpowiadał jego oczekiwaniom i coraz częściej wywoływał na jego własnych ustach grymas aprobaty. Tylko czy mógł powiedzieć, że było w tym coś romantycznego? Coś więcej niż przywiązanie i przyzwyczajenie, że ktoś obdarzył go dobrocią, czułością? Miłością? 

Wiele i tak zależało od tego, czy naprawdę to powiedziała. Nie widział we śnie nic i nie umiał umiejscowić tego wspomnienia w przeszłości, która powoli do niego wracała. Dlatego zwątpił — wmówił sobie, że to stworzyło lukę w rozumowaniu, potencjalną możliwość, że to kłamstwo. Wytwór jego umysłu. W końcu ten przecież nie był w pewni sprawny. Jego mózg jak najbardziej mógł podsunąć mu sfabrykowane wspomnienie czegoś, co tak naprawdę nigdy nie miało miejsca. Jedyną opcją na rozwianie wątpliwości było zapytanie samej Granger — tylko jak, do cholery, miałby zadać takie pytanie?

Poczuł niespodziewanie lekki skurcz w ramieniu, którym poruszył dość odruchowo, niemal od razu słysząc ciche westchnięcie obok siebie. Hermiona obróciła się twarzą do niego, lekko wytrącona ze snu jego niespokojnym ruchem i wciąż pozostając na swojej połowie łóżka, instynktownie wysunęła ramię w jego stronę. A on po prostu zastygł.

Patrzył kątem oka jak w rozproszonej już nieco ciemności jego była uczennica, obecna fałszywa narzeczona i potajemna kochanka, układa szczupłą dłoń na jego ramieniu i lgnie do niego, marszcząc lekko brwi.

Cholera.

Wątpił chyba tylko dlatego, że chciał wątpić. Nie chciał, żeby coś do niego czuła, nie chciał, żeby się przywiązywała. Nie chciał jej, nie chciał tego. Wbrew temu jak idiotycznie to brzmiało, naprawdę uważał, że nie powinna szukać w nim partnera — tak jak dobrodusznie radziła jej swego czasu niczego nieświadoma Minerwa.

Nie dlatego jednak, że był zgorzkniały i w pewnej chwili nawet jej obecność miałaby przestać sprawiać mu przyjemność. Nie dlatego, że był chory, wymagał pewnego rodzaju opieki czy dlatego, że był paskudny — zarówno charakterem jak i wyglądem — a ona była jednocześnie młoda i względnie, a nawet ponadprzeciętnie atrakcyjna. Nie chciał tego nawet nie dlatego, że to wszystko miało być jednym wielkim kłamstwem, a oni zwyczajnie udawali i tak było wygodniej.

Nie. 

Nie chciał tego, bo wiedział, że nigdy jej tego nie odda. Nie potrafiłby jej pokochać tak, jak ona miała pokochać jego i nawet jeśli poświęciłby każdy skrawek serca, każdy fragment duszy byle tylko spróbować — to zawsze miało być mało. Ona była gotowa pokochać go bezwarunkowo i zawsze miała dać z siebie więcej. I nawet jeśli nie przeszkadzało jej, ile otrzymywała w zamian, zasługiwała na więcej.

Zasługiwała na dużo więcej — a Severus i tak nie zamierzał tego uszanować. Pieprzony egoista. Zmarszczył brwi i uniósł zdrowe ramię w jej stronę, odgarniając z czoła kosmyk włosów i przyglądając się spokojnemu obliczu rozświetlonemu przez wpadające do sypialni światło wysoko zawieszonego na niebie księżyca. Nie umiał przestać — patrzeć, chcieć, brać. Nie umiał odejść, nie umiał odpuścić; zwłaszcza teraz, kiedy ją miał. 

I wiedział o tym. Wiedział, że jeśli ona faktycznie go pokochała, będzie w stanie poświęcić dla tego powodu wszystko, byle ją przy sobie zatrzymać. 

~

— Zamierzasz w ogóle dziś stąd wyjść? — rzucił Severus, wychodząc następnego ranka z łazienki. 

Podszedł do łóżka, zbierając z niego przygotowaną szatę i otaksował wzrokiem Hermionę, wciąż siedzącą przy zagłówku łóżka z podciągniętymi pod brodę nogami. Wpatrywała się przy tym w okno z nieco nieobecną miną, ale kiedy usłyszała jego drwiące pytanie, odwróciła na niego wzrok z rozbawionym, nieco niesfornym pytaniem na ustach.

— Mam jeszcze mnóstwo czasu — stwierdziła nieco leniwym tonem, wygodniej opierając się na poduszkach z jasnym zamiarem pozostania w łóżku dłużej. Nie było jej winą zresztą, że to Snape miał manierę zbierania się z niego skoro świt; nawet, kiedy bardzo okazjonalnie spała w jego komnatach. — Chyba, że zamierzasz mnie stąd wyrzucić.

Duże, żylaste dłonie zatrzymały się na ostatnim guziku surduta, a ciemne oczy zmrużyły w wyzywającym wyrazie. Severus postanowił poobserwować zachowanie Hermiony przez chwilę, zanim zapyta ją wprost o to, co usłyszał poprzedniej nocy, ale nie miał najmniejszego zamiaru niczego zmieniać w międzyczasie. Był zbyt wygodny, a ona zbyt chętna.

Uklęknął jednym kolanem na łóżku, pochylając się w kierunku ciekawsko przyglądającej się mu kobiety, jednak zanim ta zdążyła choć pisnąć, złapał jej kostki i zsunął ciało po materacu tak zwinnym ruchem, że Hermiona w mgnieniu oka znalazła się pod nim.

Zaśmiała się urywanie, patrząc na niego w taki sposób, że wiedział już — zdecydowanie spóźni się na spotkanie z Minerwą i nie miał nawet cienia wyrzutów sumienia.

— To wciąż są moje kwatery — przypomniał jej.

Z satysfakcją dostrzegł gęsią skórę, którą wywołał niski ton jego głosu, co doskonale wiedział, że działało na nią lepiej niż jakikolwiek dotyk. Dziwne, nie mógł tego ukryć — ale nie zamierzał tego kwestionować. Jedynie wykorzystać.

Nie on jeden jednak miał taki plan.

— A zamierzasz mnie z nich wyrzucić, Severusie?

Choć powtórzyła się niemal co do słowa, przeciągnęła przy tym samogłoski, jednocześnie rzucając spojrzenie jego ustom, co dało tak prowokujący wydźwięk, że mężczyzna nie miał zbyt wielkiego wyboru. Musiał jej pokazać, że drażnienie się z nim nawet dla niej wciąż miało swoje granice.

Niedopięty guzik został szybko zlokalizowany przez szczupłe, kobiece dłonie, które błyskawicznie pozbyły się ciemnych ubrań i owinęły wokół szyi Snape’a. Palce mięły skórę na jego karku, wsuwając się w ciemne włosy, kiedy mężczyzna dociskał Hermionę do materaca, nie dając jej chwili oddechu, który ta z radością traciła na rzecz jego zachłannych pocałunków. Zwłaszcza, że najwyraźniej Severus obudził się tego poranka z zamiarem przetestowania teorii, że musi ją mieć czym szybciej, tym lepiej — na co ona zdecydowanie nie zamierzała narzekać.

Tak jak na to, że choć nieświadoma powodu, mimo wszystko dostrzegła zmianę w jego zachowaniu. Świadomą, czy też nie.

~

Hermiona skończyła ostatnie przed lunchem zajęcia, zbierając od grupy uczennic eseje, którego napisania podjęły się w ramach dodatkowego zaliczenia. Młoda nauczycielka podziękowała im, wesoło uśmiechając się i odwzajemniając życzenia miłego weekendu kiedy wychodziły, jednak zanim usłyszała dźwięk zamykanych drzwi, zza pleców dobiegł ją inny dźwięk.

— Dzień dobry, profesorze.

Chórek niepewnych, dalej nieco przestraszonych głosów, w których pobrzmiewała ostentacyjna, podekscytowana nuta zaintrygował Hermionę, która odwróciła się od biurka, zerkając na wchodzącego do sali lekcyjnej Snape’a. Na którego twarzy dostrzegła tak cierpiętniczy, zdegustowany zachowaniem nastolatek wyraz, że kobieta odruchowo się uśmiechnęła.

— Myślałam, że nie bawimy się w niańczenie — rzuciła, kiedy zostali sami.

Ciemnowłosy czarodziej podszedł do niej, obserwując jak Hermiona z zawadiackim uśmieszkiem majaczącym w kącikach ust porządkowała biurko, zupełnie od niechcenia ignorując jego wzrok.

— Całe szczęście, że w niczym nie przypominam niańki — stwierdził.

Szatynka posłała mu rozbawione spojrzenie, nieco obruszona tym, że stał tuż przy niej, bezczelnie przyglądając się esejowi jednej z jej studentek, który leżał na wierzchu.

— Nie? — zapytała wymownie, jednak jej głos nie zabrzmiał tak przekornie, jak chciała.

Ciemne oczy zwróciły się na nią w momencie, kiedy sięgnęła po pergaminy i zabrała je sprzed oceniającego wzroku. Kobieta posprzątała blat i dołączyła do Snape’a, czując się dziwnie nieswojo pod jego spojrzeniem. Było takie… inne. Czujne, ale nie w normalny sposób — było w tym coś aż zbyt spokojnego. Spodobało jej się to, choć ciekawiło ją, co było tego powodem.

Kiedy siadali do posiłku, aż wzdrygnęła się czując dłoń mężczyzny zupełnie od niechcenia muskającą materiał jej szaty na plecach. Spojrzała na Severusa ukradkiem, ale on wydawał się tak samo nieobecny jak zawsze, tak samo niezainteresowany tym, co działo się dookoła jak co dzień. W takim razie dlaczego zdawało się jej, że nawet nie patrząc na nią, poświęcał jej całą swoją uwagę? 

— ACH! — usłyszeli niespodziewanie zanim na dobre zabrali się do przepysznie prezentującej się ryby, a Hermiona zaskoczona obróciła głowę. Widelec trzymany w dłoni zastygł tuż nad talerzem i dosłownie o cal ominął spotkanie z porcelaną, kiedy młoda kobieta aż mocniej zacisnęła na nim palce. — Wybaczcie, zupełnie nie mogłam dziś spać — jęknęła Sybilla Trelawney.

Po trudach pokonania całego jednego stopnia prowadzącego na podest, gdzie usytuowany był stół nauczycielski, usiadła ciężko na swoim miejscu, pod ostrzałem wielu ciekawskich, pobłażliwych oczu.

— A mogła spać dalej, jest dopiero południe — mruknęła cicho Hermiona.

Snape, który akurat nalewał do jej pucharu korzennego kompotu, posłał kobiecie kpiące spojrzenie.

— Wtedy nie dowiedziałabyś się, co cię dziś czeka — sarknął pod nosem ledwo dosłyszalnie, czemu odpowiedział jeszcze cichszy i do tego teatralnie zniesmaczony głos panny Granger:

— Chyba jednak wolałabym, żeby o tym nie wiedziała.

— Merlinie, Sybillo!

Anabella Clark gwałtownie wstała odsuwając krzesło, które zaskrzypiało nieprzyjemnie, przyciągając przy tym uwagę siedzących dookoła nauczycieli.

— Och, Bello, na wszystkie świętości Hekate — sapnęła profesor Trelawney, rzucając się chaotycznie do pomocy młodszej koleżance, której spódnicę przyozdobiła całą zawartością swojej filiżanki.

— To tylko kawa, poradzę sobie — fuknęła na nią profesor Clark, odtrącając szpakowate ręce Sybilli, której brwi niespodziewanie mocno ściągnęły się ku sobie.

— Nie, nie, nie ruszaj! — powiedziała niespodziewanie, wpatrując się w ślady po fusach, które zostały na jasnym materiale, ale Anabella popatrzyła na nią, jak na wariatkę i wyrwała z jej rąk swoje ubranie, którego skrawek wieszczka zdążyła złapać. — To znak, Bello, popatrz! Straszne wieści, och straszne… O tu…

Hermiona obserwowała całą scenę kątem oka, w końcu odwracając głowę z powrotem do talerza.

— Może to lepiej, że jednak przyszła — mruknęła cicho pod nosem.

Brew Snape’a poszybowała w górę i aż pokusił się o zerknięcie w stronę swojej towarzyszki, ale zamiast chełpliwego uśmieszku, zobaczył dobrze zamaskowaną, mściwą wręcz satysfakcję, która paliła się w orzechowych oczach.

Nie zdążył jednak skomentować tego w żaden sposób, bo dostrzegł, że te same oczy podrywają się do góry i od razu za nimi podążył, dostrzegając szybującą ku nim powoli dużą, ciemną sowę.

— Errol? — szepnęła do siebie Hermiona, marszcząc brwi, kiedy zauważyła, że za nieokrzesanym puchaczem jak cień podąża druga, mniejsza, ale widocznie młodsza i sprawniejsza sowa. Nie była to jednak Świstoświnka, której kobieta najprędzej się spodziewała.

Severus spojrzał przelotnie na siedzącą obok kobietę, zastanawiając się do kogo należał ptak, skoro od razu go rozpoznała, ale szybko domyślił się odpowiedzi. Ciekawiło go tylko, jakie licho sprowadziło posłańca Weasleyów do Hogwartu. Z pewnością nic dobrego, tego był pewien.

Ciemny puchacz niemal bez żadnej kontroli nad własnym ciałem zanurkował w dół, jednak zanim bezwładnie władował się na stół pełen jedzenia, towarzysząca mu uszatka znalazła się tuż pod nim, całym swoim ciałem dosłownie asystując mu w lądowaniu i wspierając, zanim nie osiedli na szerokim blacie.

— Dzień dobry — mruknęła zafrasowana Hermiona, głaskając Errola pod dziobem, na co ten zagruchał z zadowoleniem, wyglądając jednak przy tym, jakby zaraz miał się przewrócić.

Miał do nóżki przywiązany niewielki liścik, za to druga sowa, ku zaskoczeniu młodej nauczycielki, nie przyniosła ze sobą żadnej przesyłki — jedynie ciekawskimi, jaskrawo-żółtymi oczami przypatrując się im z krawędzi stołu, na której przysiadła.

— Nie znam tej sowy — powiedziała bardziej do siebie, niż do Snape’a, jednak on i tak jej odpowiedział.

— To może nie otwieraj? — zakpił, wymownie zerkając na liścik, który kobieta zdążyła odczepić od nóżki Errola.

Hermiona posłała mężczyźnie pobłażliwy uśmiech i zerknęła ponownie na obce zwierzę, bardzo podobne do tego należącego do Weasleyów, ale nieco mniejsze i o wiele bardziej zadbane. Nie odważyła się jednak wyciągnąć ku niemu ręki, nie mając pojęcia, czy sowa pozwoliłaby jej na takie spoufalanie się bez przysmaków, których jak na złość nigdzie w pobliżu nie było.

Nie zdążyła się nawet za nimi rozejrzeć, kiedy uszatka rozpostarła nieduże skrzydła i zatrzepotała nimi, wydając z siebie cichy, nieco rozdrażniony skrzekot. Errol popatrzył na nią swoimi pomarańczowymi, zmęczonymi ślepiami i jak na komendę odepchnął się od stołu, strącając przy okazji misę z owocami — która na szczęście Hermiony stała po drugiej stronie szerokiego blatu i wylądowała przed nim, zamiast na jej kolanach.

— Czego chce od ciebie Weasley? — usłyszała niespodziewanie i oderwała oczy od oddalających się sów, przenosząc spojrzenie na Snape’a.

Chwilę przyglądała mu się, zamierzając podroczyć się z mężczyzną, ale nagle spoważniała, odpowiadając w głowie na jego pytanie. Lavender. Uchyliła mimowolnie usta, ściskając mocniej liścik, który szybko rozwinęła i przewertowała wzrokiem. Ten szybko nabrał przejęcia; emocji, jakich Severus nie do końca się spodziewał.

— To zaproszenie od pani Weasley — powiedziała, kiedy sens listu w pełni do niej dotarł. Uśmiechnęła się wzruszona pod nosem i dodała: — Lavender wróciła z Cordelią do Nory.

Zanim zdołała dostrzec skonsternowaną minę Snape’a i zrozumieć, co ona oznacza, odwróciła się i pochyliła w stronę Minerwy, przepraszając siedzącą pomiędzy nimi Aurorę z szerokim uśmiechem.

— Pani dyrektor — powiedziała nieco głośniej, przyciągając uwagę swojej przełożonej. — Wybierze się pani z nami?

McGonagall zerknęła na nią, kiwając jej głową.

— Oczywiście, kochana, to w końcu wyjątkowa okazja — odparła wyraźnie rozweselona nowinami. — Kiedy?

— Jutro. — Hermiona uniosła wymownie liścik, uśmiechając się pod nosem i mruknęła: — Mamy wpaść po południu na herbatę.

Chciała tam iść nie tylko dlatego, że naprawde cieszyła się ze szczęścia przyjaciela, ale i też po części, aby zapomnieć co się zbliża i z czym będzie musiała sobie poradzić. Choć nie bała się, o dziwo, poświęcając zaledwie kilka myśli zbliżającej się rocznicy wojny, która zeszła na dalszy plan przez wszystko co działo się w jej życiu. Nie mogła ukrywać — było jej to bardzo na rękę, choć bała się, że to dopiero początek.

Dopiero kiedy odwróciła spojrzenie na Severusa zobaczyła, że coś jest nie tak. Siedział wpatrzony przed siebie, bez słowa przysłuchując się ich rozmowie, a kiedy kątem oka zobaczył jej twarz, skierował na nią wzrok pełen pytań, na które miał ledwie niejednoznaczne odpowiedzi; wymagające natychmiastowego sprostowania.

No tak, przypomniała sobie. Przecież on o niczym nie wiedział.

Zupełnie wyleciało jej to z głowy. Zupełnie zapomniała, że wtedy to nie on dowiedział się o narodzinach córki Rona i Lavender, że to nie on przecież wyśmiewał fakt, że ta dwójka w ogóle się ze sobą zeszła. Zastanawiając się przy tym, czy sama Hermiona nie ma z tym problemu. Absurd.

— Lavender Brown urodziła córkę — zaczęła, choć domyśliła się, że tyle sam zdążył wydedukować. — Cordelię — dodała, uśmiechając się pod nosem. — Tydzień temu, w piątek, kiedy ty…

Zamilkła, mnąc w ustach wspomnienie o jego utracie pamięci, ale Snape jedynie zmierzył ją bez słowa przeciągle. Skinął jej głową, nie za bardzo wiedząc, jaki komentarz w ogóle miałby jej dać, poza takim, że za nic nie zamierzał się tam z nią wybierać — choć mogła próbować go przekonać, o czym zamierzał wspomnieć dopiero, kiedy zostaną sami. Spaliłoby to na panewce, oczywiście, a on nigdy nie miał się dać na to namówić, ale o tym akurat nie musiała wiedzieć.

— Jak się czują? — zapytał od niechcenia, przyciągając tym uwagę Hermiony, która uniosła brew, nieco zaskoczona jego pytaniem.

— Dobrze — odparła. To, czy kierowała nim fałszywa troska, dobre maniery czy autentyczne zainteresowanie nie miało dla niej znaczenia; miał go jedynie fakt, że zapytał. — Molly pisała, że mała dużo śpi, a Lavender jest jeszcze osłabiona, ale wszystkie badania wyszły wręcz książkowo.

Widział po niej, że jej ulżyło; pewnie mniej, ze względu na samą Brown, a bardziej z uwagi na Weasleya, ale Snape i tak docenił iskierkę radości, jaka zapaliła się w jej oczach. Sam zresztą nie życzył im źle, choć obawiał się tego, na jakiego pomiota wyrośnie latorośl tak… interesującej mieszanki. A myśl, że miał szansę dożyć i doczekać kolejnego pokolenia rudowłosych głów w Hogwarcie przyprawił go o nikły grymas. Liczył, że chociaż kolor włosów nie będzie się tak rzucał w oczy.

Hermiona nie spodziewała się, że tak dobrą nowinę uda się zepsuć jednym, krótkim zdaniem, które usłyszała zaraz po tym, jak zaczęli zbierać się do wyjścia.

— Wygląda na to, że jednak nie wybierzemy się jutro do Londynu — powiedziała Aurora, łapiąc ją pod ramię, zanim wyszli z Wielkiej Sali.

Snape, który szedł obok nich, zerknął przelotnie na ciemnoskórą czarownicę, która bezczelnie zajęła jego miejsce obok niewysokiej szatynki i z ostentacyjnym westchnieniem wycofał się krok za kobiety. Próbując odszukać w tłumie Tuckera, żeby zaopiekował się ich nieproszoną towarzyszką, ale mężczyzna najwyraźniej przepadł jak kamień w wodę. Kolejny wygodny, pomyślał kwaśno.

— Merlinie — sapnęła nagle panna Granger, zwalniając kroku i posłała starszej nauczycielce przerażone, przepraszające spojrzenie. — Na śmierć o tym zapomniałam!

Ku jej zaskoczeniu Sinistra roześmiała się wesoło, czemu jednak szybko zawtórował urywany, suchy kaszel.

— Pozbawiłaś mnie wymówki — stwierdziła dość niespodziewanie. Zerknęła przez ramię na idącego za nimi Severusa i przysunęła się bliżej Hermiony, zniżając ton niemal do szeptu. — Henry zaprosił mnie jutro na kolację, więc teraz nie mam wyboru.

Młoda gryfonka zastygła w pół kroku, patrząc na wyższą czarownicę z podekscytowanym szokiem wymalowanym na twarzy, co wywołało kolejny zdawkowy śmiech Aurory i zdegustowaną minę Snape’a, który podobnie jak kobiety zatrzymał się tuż pod drzwi pokoju nauczycielskiego.

— Zaprosił cię na randkę? — powtórzyła entuzjastycznie Hermiona, czując od razu zaciskającą się dłoń Sinistry, którą ta obejmowała jej ramię.

— Ciszej! — fuknęła kobieta teatralnie oburzonym szeptem. — Jaka tam znów randka, na Merlina, wspólne jedzenie na mieście to nie od razu randka.

Severus usłyszał zarówno pytanie swojej “narzeczonej” oraz absurdalną, kompletnie nieudaną próbę zaprzeczenia przez Aurorę, której odpowiedział wymowny wzrok Hermiony, posłany również i w jego kierunku.

— Teraz to już zdecydowanie nie mam wyrzutów sumienia, że tak wyszło — stwierdziła nieco bezczelnie gryfonka, ale uśmiechnęła się przy tym do Sinistry, która uniosła brew; podobnie jak Snape, nieco zaskoczony bezpośredniością młodszej kobiety.

— Widzę, że wlazłaś między wrony i już kraczesz jak one — burknęła Aurora, choć towarzyszył temu nikły uśmiech, który utwierdził Hermionę w przekonaniu, że kobieta wcale się na nią nie boczyła; ona chciała iść na tę randkę. 

Chciała, ale szukała wymówki, a fakt, że towarzyszka ją jej pozbawiła, postawił ją w niezręcznej, ale koniecznej najwyraźniej sytuacji. Opierała się Henry’emu tak długo, że sama już czuła, że nie ma to sensu; uznała, że może czas najwyższy iść śladami panny Granger i skorzystać z okazji, nawet jeśli miałaby być ona tylko na chwilę. 

Tylko na moment.

Choć w obu tych przypadkach zakończenie miało być zgoła inne.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 83Sojusz, Granger? – Rozdział 85 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 3 komentarzy

Dodaj komentarz