Hermiona zupełnie nie miała pojęcia, że Severus Snape również nie potrafił zasnąć tej nocy. Zdążył przyzwyczaić się do bezsenności przez lata wyczulonej postawy oraz paranoi i oswoił się już z myślą, że noc jest jego jedynym przyjacielem. Siedział za biurkiem, otoczony przez półmrok rozświetlany jedynie blaskiem pojedynczej świecy i gładził dłonią chore ramię, które choć nie drżało, to co jakiś przypominało mu o swoim istnieniu. Podobnie jak Granger — choć nie znajdowała się obok niego, to z jakiegoś powodu mężczyzna bezskutecznie próbował pozbyć się myśli o jej sekrecie. Widział, że cokolwiek to było, bardzo źle wpływało na jej samopoczucie. Ugryzł się w język, ale cisnęło mu się na usta wyrzucenie jej kłamstwa, którym go raczyła. Wiedział, że myślała na temat świąt, a sądząc po jej minie i zachowaniu był niemal pewien, że robiła to aż nazbyt intensywnie. Nie pojmował jednak, dlaczego budziło w niej to takie emocje. Czyżby miała z tym związane jakieś nieprzyjemne wspomnienia?
W środku nocy był na siebie tak wściekły za poświęcanie myśli Granger, że ledwo powstrzymał się przed zejściem do pracowni i uwarzeniem kilku eliksirów. Zdrowy rozsądek podpowiedział mu, że ta czynność zdecydowanie kwalifikowała się pod „nadwyrężanie chorego ramienia“, a Merlin jeden wiedział, jak mężczyźnie doskwierało ono i bez dodatkowo obciążającego wysiłku. Choć próbował to ukryć, najbardziej sam przed sobą, część rad Whitlocka wziął sobie do serca. Mniejszą, ale jednak.
Nad ranem zaczynał przeklinać samego siebie. Dociekliwość była cechą, do której żywił mocno ambiwalentne uczucia, raz dziękując sobie za nią, raz jej nienawidząc. Pod pokój Granger zaszedł mocno przed czasem czując, jak krew – mimo niewyspania – buzuje w jego żyłach. W myślach stwierdził, że to nie był prawdopodobnie jeden z lepszych pomysłów.
Ku jego zaskoczeniu zamek w drzwiach wydał z siebie cichy dźwięk, kiedy zapukał trzy razy. Hermiona, która pojawiła się w szparze, posłała mu zaskoczone spojrzenie wyraźnie zakłopotana jego wczesnym pojawieniem się. Owinęła się szczelniej szlafrokiem i zmarszczyła brwi.
— Dzień dobry — mruknęła nieco sennie, zapraszając go do środka. Snape wszedł, od razu zwracając uwagę na krótką, satynową narzutkę, która otulała jej ciało. W kolorze popiołu, na którym mocno odznaczały się nieco rozczochrane loki. — Jesteś dziś wcześnie.
Hermiona zerknęła ukradkiem na obraz zawieszony tuż nad kominkiem, a kiedy upewniła się, że jego lokator śpi w najlepsze, wskazała Severusowi fotel.
— Ciężka noc — wyjaśnił Snape, sam nie wiedząc czemu tłumaczy się młodej nauczycielce. — Ty też nie wyglądasz najlepiej.
Granger zaśmiała się cicho, poprawiając włosy za uchem. Pod jej oczami dość wyraźnie malowały się ciemne okręgi świadczące o niewyspaniu, co dodatkowo poruszyło ciekawość mężczyzny.
— Pójdę się szybko przebrać — stwierdziła kobieta, posyłając Severusowi przelotne spojrzenie. Nie uzyskawszy żadnej odpowiedzi przeszła do sypialni i doprowadziła się do porządku. Stanęła przed nim w granatowej, nauczycielskiej szacie i z włosami związanymi z tyłu głowy w luźny kok. — Czy teraz zasługuję, żeby pokazać się u twojego boku? — zażartowała, rozkładając ramiona.
Snape prychnął, wywracając oczami, jednak ułamek sekundy później oceniająco otaksował Hermionę spojrzeniem.
— Zmieniłbym kilka detali, chyba że w skali na dziesięć satysfakcjonuje cię mocne sześć — odparł pogardliwym tonem. Hermiona uchyliła teatralnie usta, uśmiechając się szeroko i uniosła wysoko brwi.
— Nie wiedziałam, że na modzie również się znasz. Ile talentów jeszcze przede mną ukrywasz? — spytała, posyłając Severusowi rozbawione spojrzenie. Wciąż przygaszone tłumionym w sobie cierpieniem.
— Tego akurat nigdy nie ukrywałem — żachnął się Snape, kpiąco usadawiając się w fotelu. Uniósł brew i wydął usta w teatralnym grymasie. — Surdut to chyba ewidentny dowód.
Dostrzegł, że Hermiona zaciska wargi w cienką linię, powstrzymując uśmiech i bardzo powoli zaczyna kręcić głową. Z niemal pobłażliwym wyrazem twarzy.
— Bez urazy, ale… — Nie udało jej się wytrzymać śmiertelnie poważnego spojrzenia Severusa i rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu. — Jest przestarzały. O jakieś kilkadziesiąt lat.
— Nonsens — zaprzeczył Snape. — Nie będę z tobą rozmawiał o doborze garderoby, jeśli nie masz szacunku dla tradycyjnych strojów szlachty.
Parsknięcie gryfonki przykuło jego uwagę, a jej cichy śmiech obudził śpiącego do tej pory Alberta Stallsbury’ego.
— Panno Granger! — Duch zganił młodą kobietę i zlustrował zaspanym spojrzeniem najpierw Hermionę, a następnie jej gościa. — Też mi coś…
— Nie przejmuj się, Severusie — odparła dostatecznie głośno kobieta. — Profesor często budzi się nie w humorze. Pana również miło dziś widzieć, profesorze Stallsbury — dodała wyraźniej i uśmiechnęła się serdecznie do starego czarodzieja w ramie.
— Za grosz wstydu, doprawdy — mruczał pod nosem czarodziej, a otrzepawszy kamizelkę i szatę, odwrócił się do nich bokiem i ponownie zapadł w sen. Severus z dziwną fascynacją przyglądał się niewzruszonej zruganiem Hermionie, która na chwilę odzyskała utraconą w nocy energię.
— Idziemy? — spytała w końcu, zerkając pytająco na swojego gościa. Snape podniósł się szybko z fotela, czując lekkie pieczenie, kiedy zbyt mocno oparł ciężar ciała na chorym ramieniu. Nie dał jednak nic po sobie poznać i podszedł do drzwi, bez słowa przepuszczając w nich Hermionę.
Pozwolił, aby delikatnie złapała się jego prawego ramienia i ruszył w stronę Wielkiej Sali wyjątkowo spokojnym, monotonnym krokiem. Mieli mnóstwo czasu i podejrzewali, że będą jednymi z pierwszych obecnych na śniadaniu. Hermionie jednak zupełnie to nie przeszkadzało — szczerze powiedziawszy lubiła spacery w towarzystwie Severusa. Było w nich coś uzależniającego, choć nigdy nie poruszali żadnych egzystencjalnych tematów.
— Brakowało mi tego — przyznała cicho, kiedy przecinali kolejny korytarz. Snape spojrzał na nią pytająco, nie do końca rozumiejąc jej słowa.
— Codziennie rano po ciebie przychodzę — przypomniał nieco kpiącym tonem. — Pomyślałbym prędzej, że ci się to znudzi.
— Dlaczego miałoby? — spytała zaczepnie Hermiona i uśmiechnęła się pod nosem. — Zresztą, nie mówię o spacerze. Mówię o tej ciszy.
Zadarła głowę rozglądając się po suficie, jakby był najpiękniejszą rzeczą, jaką widziała w życiu. Snape uniósł brew, ale z czystej ciekawości wsłuchał się w głuchy odgłos ich kroków odbijających się od sklepienia. Poza tym nie dało się słyszeć kompletnie nic; jakby zamek był zupełnie opuszczony. Nie dało się słyszeć zwyczajowych krzyków, pisków i śmiechów wszechobecnych uczniów, nigdzie nie walały się gargulki ani inne dziecięce gry. Nikt nigdzie się nie spieszył. Nikt nikogo nie gonił. Severus spojrzał na oczarowaną Hermionę i prychnął pod nosem.
— Ja tam słyszę tylko twoje obcasy — stwierdził. — Wytłumacz mi, jaki jest sens chodzenia w niewygodnych butach, skoro mogłabyś zamienić je na jakiekolwiek inne?
— Rozumiem, że masz dużo doświadczenia w chodzeniu na wysokich obcasach, ale te są akurat bardzo wygodne — zaśmiała się w odpowiedzi Hermiona, jednak po chwili dodała: — No i muszę jakoś nadrobić tę karykaturalną różnicę, skoro natura obdarzyła cię nadludzkim wzrostem.
— To tobie poskąpiła centymetrów, ode mnie wara — odparł Severus. Ukradkiem jednak zerknął na idącą obok kobietę, która rzeczywiście czubkiem głowy ledwo sięgała mu ramienia. Nawet w wysokich obcasach. Hermiona wyczuła jego oceniające spojrzenie i prychnęła cicho. — Złość piękności szkodzi, więc nie marszcz tak tego nosa.
— Wcale tego nie robię — mruknęła hardym tonem.
— Robisz. Zawsze jak się złościsz.
Severus sam nie wiedział, po co w ogóle powiedział coś tak błahego. Nie zauważył, że policzki Hermiony oblały się delikatnym rumieńcem, kiedy dotarło do niej jak dobrze mężczyzna zdążył poznać jej reakcje i mimikę twarzy. Nie chciała wmawiać sobie, że robi to ze względów estetycznych, ale jakaś część niej zapragnęła, aby tak było. Skarciła się w myślach i odetchnęła z ulgą, kiedy ich oczom ukazały się schody prowadzące bezpośrednio na korytarz pod Wielką Salę.
Ku ich zaskoczeniu ze środka dało się słyszeć już kilka przytłumionych głosów. Para zasiadła na swoich miejscach przy stole nauczycielskim i dostrzegła kilka małych, rozproszonych grup uczniów, z których część albo dosypiała na stole albo zażarcie uczyła się przed ostatnimi egzaminami. Snape prychnął, widząc w tej drugiej grupie kilkoro swoich uczniów i obiecał sobie zapamiętać ich twarze. Skoro z takim zapałem wstali wcześniej, aby powtórzyć materiał nie może ich zawieść i nie sprawdzić ich wiedzy.
W kilkanaście minut pomieszczenie zapełniło się nowo przybyłymi uczniami i powoli schodzącymi się nauczycielami. Posiłek minął w wyjątkowo spokojnej atmosferze i Severus zaczął podejrzewać, że konsekwencje wczorajszej kłótni dopiero do nich dojdą. Nie pomylił się i wymienili porozumiewawcze spojrzenie z Hermioną, kiedy Minerwa poprosiła wszystkich na krótkie zebranie.
— Moi drodzy — zaczęła spokojnym tonem. Zbyt spokojnym, jak stwierdził Snape. Starsza czarownica obserwowała uważnie zarówno jego, jak i stojącą obok gryfonkę, która nerwowo marszczyła brwi. — Jak pewnie niektórzy pamiętają, w ten weekend wypada ostatnie przed Bożym Narodzeniem wyjście do Hogsmeade. I choć grafik opiekunów został ustalony dużo wcześniej, zaszły pewne zmiany, które chciałabym z wami omówić. Ponieważ stanowimy zespół i powinniśmy pracować wspólnie na sukces szkoły.
Wymowny wzrok, jaki Minerwa skierowała na Severusa, tylko utwierdził go w przekonaniu co zaraz miał usłyszeć. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, jak bardzo mężczyzna nienawidzi obowiązku opiekowania się uczniami podczas wyjść do miasteczka i do tej pory pozwalano mu korzystać z tego dnia jak z dnia wolnego. Sądząc jednak po minie Minerwy, Snape przypuszczał jaka kara czeka go za niesubordynację.
— Najbliższe wyjście miało odbyć się pod okiem profesor Clarke, profesor Sprout oraz profesor Hooch — kontynuowała dyrektor. — Jednakże zaistniały pewne okoliczności uniemożliwiające Rolandzie obecność podczas weekendu zatem potrzebne będzie zastępstwo na jej miejsce. — Severus zmrużył oczy, a jego spojrzenie wpadło w ogień krzyżowy ze wzrokiem Minerwy, w którym czaiła się iskierka złośliwości. — Przykro mi, Severusie, ale jesteś jedynym dostępnym w tym czasie nauczycielem. Zastąpisz Rolandę.
Zanim mężczyzna zdążył cokolwiek odpowiedzieć, poczuł na ramieniu delikatny ucisk dłoni Hermiony. Nie spojrzał na nią, ale wyczuł subtelną sugestię do milczenia, do której — naturalnie — nie zamierzał się dostosować. Nie dane mu było jednak zaprotestować w tej sprawie, bo Minerwa szybko przeszła do następnego ogłoszenia.
— Ta sama sytuacja niestety zmusza mnie do rozdzielenia dodatkowych dyżurów nocnych, które jak wiemy w większości obejmowała właśnie Rolanda — ciągnęła niewzruszona miną swojego przyjaciela. — Prześlę wam dokładną rozpiskę, kiedy już uporam się z tym na spokojnie jednak chciałabym, abyście liczyli się ze sporymi zmianami.
Informacja wywołała poruszenie wśród pozostałych nauczycieli i w pomieszczeniu rozniosły się z początku ciche, a z czasem coraz żywsze rozmowy. Severus nie chciał wszczynać kłótni z Minerwą nawet w cztery oczy i postanowił na chwilę obecną odpuścić sprawę. Nie porzucić, a odłożyć ją w czasie, którego niestety do soboty nie zostało wiele.
— Minerwa jeszcze pożałuje, że zaczęła coś, czego nie może wygrać — stwierdził gburowatym tonem, kiedy odprowadzał Hermionę na zajęcia. Uczniowie, którzy przywykli już do ich wspólnych przechadzek, kiwali im co chwile głowami lub szeptali ciche „dzień dobry”, jednak para straciła dobry humor sprzed kilkudziesięciu minut. Większą część trasy przebyli w milczeniu i tak też się rozstali. Snape jak co dzień złożył na skroni Hermiony przelotny pocałunek, a na jej skórze od pewnego czasu pozostawał piekący ślad po tym geście. Obserwując odchodzącego w złości Snape’a Hermiona potarła miejsce, gdzie jego usta zetknęły się z jej skórą i uśmiechnęła się krzywo.
Na nieszczęście dla nich obojga, w dalszej części dnia wyszło na jaw, że to nie koniec niespodzianek jak na jedną dobę. W swoim gabinecie Hermiona odnalazła zaczarowaną notatkę z nowym harmonogramem nocnych dyżurów i z oburzenia aż cisnęła ją w płomienie. Profesor Stallsbury, który nie komentował jej zachowania od czasu małej wymiany zdań o jej postępowaniu, spojrzał na nią krytycznie.
— Skąd w tak drobnym ciele bierze się tyle agresji? — spytał nicości, nie oczekując żadnej odpowiedzi. Hermiona zbyt zdenerwowana nawet nie dosłyszała jego słów i przysiadła za swoim biurkiem, sięgając po ostatnie eseje, jakie w tym semestrze miała do sprawdzenia.
Wiedziała, że Minerwa wykorzystuje ją, aby odegrać swoją złość na Severusie, a świadomość, że nie może w tej sprawie nic zrobić tylko mocniej ją irytowała. Kłótnią ani dyskusją nie osiągnęłaby nic, bo wiedziała, że argumenty starszej czarownicy skutecznie ją uciszą. Emocje zupełnie nie pozwoliły jej skupić się nad pracami, które od jakiegoś czasu zalegały na jej biurku i Hermiona z westchnieniem opadła na oparcie fotela. Odwróciła się w stronę okna, pragnąc aby i tym razem ukoiło jej nerwy. Rozpościerające się pod wieżą puste pola dawały pewien spokój, jednak nie na tyle, aby mogła powrócić do pracy. Zerknęła na zegarek i stwierdziwszy, że nie jest jeszcze zbyt późno, szybko zebrała się do wyjścia.
Potrzebowała odpocząć od tego miejsca. Nie okłamała Snape’a, że dokładnie tak chciałaby spędzić święta. Marzyła, aby pobyć chwilę sama — zupełnie odcięta od szkoły, Snape’a, ich sojuszu i Minerwy. Wiedziała na co się godziła, ale zwyczajnie miała już tego dość. Choć na chwilę chciała uciec od wszystkiego.
Krocząc po korytarzach liczyła na chociażby namiastkę tego, czego potrzebowała. Cisza skutecznie wypełniła jej umysł, a pogrążone w półmroku korytarze pozwoliły ukryć jej obecność przed wszystkimi niepożądanymi osobami. Z wyjątkiem jednej, która zawsze pojawiała się w najmniej odpowiedniej chwili.
Skrzywiła się, kiedy nad jej głową dało się słyszeć charakterystyczne świśnięcie powietrza. Uniosła pochmurne spojrzenie na Irytka, który wyszczerzył półprzezroczyste zęby w geście złośliwego rozbawienia.
— A co to, humorek nie dopisuje? — zaczął szydzić duch uczepiwszy się żyrandola pod sufitem. Młoda czarownica przezornie przyspieszyła kroku, nie chcąc znaleźć się pod kolejnym lecącym z góry „prezentem”. — Ej, poczekaj! Myślisz, że możesz mnie tak łatwo spławić?
Ani słowa, upomniała się w myślach. Ignorowanie Irytka było najlepszym rozwiązaniem, jakie istniało na jego zaczepki. Jakiś głos wewnątrz niej próbował wyrwać się na zewnątrz i dać upust swojej złości, ale gryfonka wiedziała, że tym samym da poltergeistowi ogromne pole do popisu. On żywił się cudzą złością i nieszczęściem, a ona nie zamierzała być jego ofiarą.
— Sranger, nooo — zawył duch, przelatując tuż obok niej. Rozburzył staranną fryzurę Hermiony, której włosy oblepiły twarz i wpadły do ust. Kobieta nabrała głęboko powietrza, próbując z całych sił nie reagować. — A gdzie zgubiłaś swojego przydupasa? Bez obstawy nie jesteś już taka twarda, co? — Widząc, że młoda czarownica jedynie przyspieszyła kroku, Irytek postanowił wykorzystać swoją szansę i zawył: — BOI SIĘ MNIE CAŁA SZKOŁA, BOI SIĘ TEŻ GRANGER, PATRZCIE PAŃSTWO, CO ZA TCHÓRZ, UCIEKA NICZYM KARALUCH!
Hermiona zatrzymała się gwałtownie, mając serdecznie dość siedzącego na jej ogonie ducha. Odwróciła się i wycelowała w niego różdżką. Doskonale pamiętała, jak taka sytuacja zakończyła się ostatnim razem. Jednak była tylko człowiekiem. Jak każdy miała swoje pokłady cierpliwości na jeden dzień.
— Dobrze ci radzę odpłyń stąd, bo pożałujesz, że się odezwałeś — zagroziła, a widząc niewzruszony wyraz twarzy ducha, dodała kpiąco: — Poza tym twoje rymy są beznadziejne i zupełnie nie robią na nikim wrażenia.
— Tylko ty tak twierdzisz, Sranger — stwierdził Irytek i zaczął przedrzeźniać młodą nauczycielkę, podpierając się pod boki rękoma i robiąc głupie miny. — Skoro nie robi to na tobie wrażenia, czemu się odezwałaś?
Ma rację, przeszło jej przez myśl. Choć dała się sprowokować, dalej mogła odejść. Nie chciała dać mu satysfakcji i nie chciała po raz kolejny wściekać się na siebie, że nie umie nad sobą panować. Nie spuszczając wzroku z Irytka opuściła powoli różdżkę i schowała ją do kieszeni szaty. Poltergeist zmarszczył brwi i przestał na ułamek sekundy swoje cyrki.
— Idź do diabła — skwitowała Hermiona, odwracając się na pięcie i ruszając sprężystym krokiem przed siebie. Była naiwna, jeśli sądziła, że to wystarczy i Irytek da się nabrać na jej obojętność.
— Chętnie, ale mnie tam nie chcieli — stwierdził, lewitując ponad jej głową.
— Wcale mnie to nie dziwi — szepnęła do siebie Hermiona. Zobaczyła w oddali jaśniejącą poświatę z holu głównego i nie mając lepszego pomysłu, postanowiła w jednej chwili uciec. Wiedziała o jednym tajnym przejściu przy posągu stojącym obok schodów i liczyła, że uda jej się zgubić Irytka i dotrzeć z powrotem do swoich komnat niepostrzeżenie.
Umiejętnie ważyła kroki, aby zmylić ducha i w ostatniej chwili czmychnęła za posąg, przechodząc wąskim przejściem do tunelu. Niemal natychmiast znalazła się na trzecim piętrze i widząc, że jest zupełnie sama, niemal rzuciła się biegiem w stronę schodów. Zbiegła na drugie piętro i rozglądnęła się po korytarzu. Czuła się jak dziecko, uciekając przed Irytkiem, ale nie miała ani sił ani ochoty na użeranie się z nim. Najciemniejszymi zakamarkami jakie udało jej się znaleźć, dotarła na korytarz prowadzący już pod jej gabinet, pod którym niespodziewanie spostrzegła wysoką, odzianą w czerń postać.
— Severus? — spytała, wciąż ciężko oddychając i spojrzała na mężczyznę pytająco. Nauczyciel odwrócił się w jej stronę, wyraźnie zaskoczony jej nagłym pojawieniem się. — Co tu robisz?
— Byliśmy umówieni, jeśli raczyłaś zapomnieć — wyjaśnił. Zauważył zaczerwienienia na policzkach kobiety i rozwiane włosy wokół jej twarzy, przez co zmrużył oczy i bacznie przyglądnął się Hermionie. — Coś ty robiła? Urządziłaś sobie jogging?
— Można tak powiedzieć — mruknęła. Sięgnęła do klamki i już niemal udało jej się otworzyć drzwi, kiedy na raz przed jej twarzą zmaterializował się znikąd Irytek.
— Akuku — prychnął, a jego nagłe pojawienie się przyprawiło Hermionę o pisk. Odskoczyła do tyłu przestraszona i wpadła na Snape’a, równie skonsternowanego, co ona sama. — Myślałaś, że tak łatwo mi uciekniesz?
— Spływaj stąd, zdurniały wieprzu — warknął Severus, otaczając młodą gryfonkę ramieniem. Pstryknął palcami, jednak przezorny po ostatniej porażce Irytek złapał się mocno framugi i wciąż tarasując wejście do gabinetu, zaśmiał się szyderczo.
— Ten sam numer nie przejdzie dwa razy, psorku — zakpił.
— Jak to, do cholery, działa? — warknęła Hermiona, nie rozumiejąc mechanizmu, który pozwolił się Irytkowi oprzeć zaklęciu. Budowa i anatomia duchów nigdy nie ciekawiła ją do tego stopnia, aby chciała zagłębiać się w jej szczegóły, czego w tamtej chwili gorzko żałowała. — Czego jeszcze chcesz, co? Nie wystarczy ci, że sobie poużywałeś?
— Absolutnie ani trochę mi to nie wystarczy — stwierdził dumnie Irytek i zmierzył parę spojrzeniem. — Nocne schadzki, hmm?
Severus, który nie zamierzał marnować czasu na gierki z duchem postąpił krok w przód i spojrzał pogardliwie na ducha. Wiedział, że duchy mogą na życzenie materializować swoją obecność, czego przykład mieli dosłownie kilka chwil wcześniej i podejrzewał, że przejście przez lawirującego w powietrzu ducha wcale nie było możliwe.
— Przypominam ci, że ostatnim razem nie skończyło się to dla ciebie dobrze — powiedział niskim, gardłowym głosem, który budził strach we wszystkich uczniach, których miał do tej pory okazje nauczać.
Poltergeist zdawał jednak nic sobie nie robić z jego gróźb.
— Krwawy może mi naskoczyć — prychnął i zarechotał z własnego żartu. — To co, może jakiś buziak?
Hermiona uniosła brwi, a Snape przysunął różdżkę bliżej przezroczystej twarzy Irytka i warknął:
— A może znów chcesz oberwać? Baron wcale nie jest nam do tego potrzebny.
— Ależ wy jesteście nuuudni — jęknął rozgoryczony duch. — Dobrały się dwa sztywne badyle.
Hermiona wiedziała, że jest jedna rzecz, która pomoże im skończyć tę farsę. Ta sama rzecz przyczyniłaby się również do pozytywnego rozwoju ich planu. Nie mając lepszego pomysłu kobieta podeszła do Severusa, złapała lekko jego zdrowe ramię i niejako zmusiła, aby odwrócił się w jej stronę. Stojąc naprzeciw niego wspięła się na palce i przyciągnęła poły jego surduta łącząc ich usta w pocałunku. Snape, początkowo zaskoczony, zareagował na jej czułość dość instynktownie — objął delikatnie jej talię, przyciągając lekko do siebie. Poczuł dziwny przewrót w żołądku, kiedy niespodziewanie kobieta odsunęła się, zabierając mu tę krótką, niezrozumiale przyjemną chwilę.
— Resztę sobie wyobraź — syknęła Hermiona. Irytek zaczął wrzeszczeć z emocji i uniósł się wysoko pod sufit, a kobieta szybko dopadła klamki własnego pokoju. W mgnieniu oka znalazła się w środku i machnęła do Snape’a. Mężczyzna w kilka kroków znalazł się za drzwiami, które trzasnęły, a chwilę później skrzypnęły, kiedy Hermiona opadła na nie plecami.
Dłuższą chwilę, która wydawała się ciągnąć niczym godzina, żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Hermiona wciąż oparta o drzwi próbowała opanować szalejące w piersi serce. Obserwowała jak Snape — najwyraźniej równie zdezorientowany jak ona — powoli podchodzi do foteli naprzeciw kominka. Zajął jedno z miejsc, wyciągając różdżkę z kieszeni, po czym rozpalił palenisko i wyciszył pomieszczenie. Marszczył brwi, próbując nie myśleć o ustach Granger, które dopiero co z lekką agresją napierały na jego własne. I o mrowieniu, które czuł w tym miejscu.
— Musimy dojść do jakiegoś kompromisu w sprawie świąt — powiedział w końcu, kiedy cisza stała się niezręczna nawet dla niego. Nie spojrzał w stronę kobiety, ale wnioskując po ciszy podejrzewał, że nie poruszyła się ani o milimetr. Nie miał pojęcia o bitwie, jaka właśnie toczyła się w myślach Hermiony. Próbowała racjonalnie uzasadnić swoje zachowanie, a tak naprawdę bała się przyznać, że poza oczywistym powodem, jakim było udawanie jego dziewczyny, w tamtej chwili zwyczajnie poczuła, że jej się to podoba. Była wściekła, że nie umiała tego wytłumaczyć. Zawsze miała odpowiedź na wszystko. Czemu teraz było inaczej? — Granger.
Podniosła tępe spojrzenie na mężczyznę, zdając sobie sprawę, że ten przygląda się jej badawczo. Wskazał głową na drugi, wolny fotel, a Hermiona powoli wypuściła powietrze z płuc i na miękkich jak galareta nogach podeszła bliżej.
— Tak — mruknęła, siadając powoli na sąsiednim fotelu. Wcisnęła się głęboko w siedzenie i założyła nogę na nogę, a dłonie swobodnie położyła na udzie. Nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo wstrząsnął nią ten pocałunek. Zwłaszcza, kiedy zobaczyła, że na twarzy Snape’a nie malują się żadne emocje. Wiedziała, że jej pocałunki zupełnie na niego nie wpływają, ale mimo wszystko poczuła lekkie ukłucie w sercu. — A o jakim kompromisie dokładnie pan mówi? To już zdążyliśmy ustalić, że nie wchodzi w grę.
Nie chciała zabrzmieć obcesowo, ale pojawienie się Irytka skutecznie psuło jej humor. Snape natychmiast wyłapał jej poirytowanie w jej głosie, przez co i na jego ustach pojawił się niewyraźny grymas.
— Po to użeraliśmy się z Irytkiem? Żebyś teraz ty stałaś się irytująca? — spytał Snape, któremu choć udzielił się podły humor, łatwiej przychodziło normalne zachowanie.
— Przyganiał kocioł garnkowi. — Młoda kobieta spojrzała na byłego nauczyciela spode łba. Złe emocje spiętrzyły się w niej zbyt nagle. Poczuła się jak przepełnione naczynie, rozciągnięte do granic możliwości i niepotrafiące wytrzymać obciążenia.
Snape powstrzymał się przed rzuceniem złośliwego komentarza w jej stronę, bo wiedział zbyt dobrze, że ktoś z nich dwojga musi być dorosły. Mogła myśleć, że nie zależy mu na utrzymaniu dobrych kontaktów z nią, ale on sam zdawał sobie sprawę, że chcąc nie chcąc Hermiona stała się jedyną bliską osobą, jaką Severus miał w zamku poza Minerwą. A skoro tamtej relacji szybko nie uda mu się naprawić, nie mógł zrazić do siebie ostatniej istoty, jaka żywiła do niego choć trochę sympatii.
— Posłuchaj — zaczął dość cicho, pocierając zmęczonymi dłońmi brwi. — Nie mam zamiaru tracić czasu na kłótnie, bo zdecydowanie nie mam ochoty patrzeć, jak znów płaczesz. I nigdzie się nie wybieram. Nie skończyliśmy rozmawiać. — Ciemne, przepełnione pustką tęczówki skierowały się ku Hermionie, która zrozumiała w tamtej chwili, że przesadziła. Była wściekła, ale nie na niego. Raz kolejny zachowała się jak rozhisteryzowana nastolatka, którą przecież już dawno nie była. — Zresztą sama zawsze powtarzałaś, co wciąż uważam za niezwykle irytujące, że nie można pozwolić złości kierować zdrowym rozsądkiem.
— Frazes — mruknęła w końcu kobieta. Jej spojrzenie złagodniało, a usta ułożyły się w nieco przepraszający uśmiech. Snape, widząc jej winę, uśmiechnął się krzywo pod nosem.
— Czy to już przyznanie, że jesteś hipokrytką? — spytał bez krzty pogardy, na co gryfonka lekko się uśmiechnęła. — Zastosuj się do własnych rad, Granger, albo nigdy więcej mnie nie pouczaj.
— Tak jakby to kiedykolwiek poskutkowało — mruknęła Hermiona nieco rozbawionym tonem. Sama była zaskoczona, jak krótka wypowiedź mężczyzny odgoniła złe myśli. To zawsze ona była tą, która poprawiała humor jemu. Nie spodziewała się, że dożyje momentu, kiedy role się odwrócą. — Uczeń jednak przerósł mistrza.
— Uczeń nigdy nie dorówna mistrzowi, zapamiętaj to sobie — odparł Snape. — Jak chcesz się z kimś kłócić, musisz mieć albo mocny charakter, albo mocny tyłek. A tobie brak obydwu tych rzeczy.
Kłamał, oczywiście, ale lubił widzieć lekko teatralny wyraz oburzenia na twarzy Hermiony Granger. Kąciki jej rozchylonych ust wyginały się lekko ku górze, a na policzkach pojawiały się nikłe wgłębienia, nadające zupełnie nowy kształt jej twarzy.
— Niech będzie — skapitulowała w końcu czarownica. — Domyślam się, że coś pan wymyślił.
— Owszem — odparł Snape. — Zacznijmy od tego, że ani do Nory ani do mojej matki w te święta nie zawitamy — stwierdził kategorycznie, a Hermiona zaśmiała się wesoło, przechylając głowę i przeczesując rozpuszczone włosy na jedno ramię. — To nie był żart.
— Jest pan pewien? — Hermiona nie potrafiła ukryć rozbawienia w głosie, choć jej śmiech podszyty był goryczą. Spoważniała i założywszy ponownie nogę na nogę, pochyliła się nieco w stronę Severusa. — A jak pan chce się od tego wymigać? Mówimy tu o Molly Weasley i pana matce, która wiemy już, że jest w kontakcie z Minerwą.
— Podwójny blef — stwierdził, zakładając ramiona na klatce piersiowej.
Hermiona zmarszczyła brwi, rozumiejąc po chwili, co mężczyzna miał na myśli.
— Chce pan powiedzieć Molly, że święta spędzimy u pana matki, a pana matce, że zostaniemy u Weasleyów — mruknęła, widząc, jak Snape z aprobatą przytakuje jej w milczeniu.
— W końcu zaczęłaś używać tego swojego przerośniętego mózgu, gratuluję — prychnął, na co Hermiona jedynie krzywo się uśmiechnęła. Jedna myśl nie dawała jej spokoju i czuła, że poruszenie tego tematu nie było przekraczaniem granic.
— Nie rozumiem tylko jednego — powiedziała, poprawiając się na fotelu. — Czemu aż tak bardzo zależy panu, żeby wyłgać się ze wszystkich wizyt? Czy nie mieliśmy tego wykorzystać, żeby pokazać, jacy jesteśmy razem szczęśliwi?
Słowa Hermiony zawisły na moment w powietrzu. W jej głowie nie brzmiały tak niezręcznie, jak wypowiedziane na głos, a teraz w dodatku powodowały, że dłonie kobiety niepowstrzymanie zaczęły lekko drżeć. Mina Snape’a z kolei świadczyła, że jej słowa nawet nie przykuły jego uwagi — co oczywiście było nieprawdą, zwłaszcza po niespodziewanym pocałunku Granger.
— Skoro Minerwa zaczęła w to wierzyć, więcej nie jest nam potrzebne — odparł mężczyzna po chwili. Posłał przelotne spojrzenie Hermionie, która wpatrywała się zamyślona w płomienie. — Poza tym, od kiedy zależy ci tak bardzo na wizytach w Norze? Sama mówiłaś, że nie jesteś tego wielką fanką.
— Polubiłam to, od kiedy… — Kobieta niespodziewanie zamilkła, a pomiędzy jej gęstymi brwiami pojawiła się mała zmarszczka. Zacisnęła usta w cienką linię i dodała ciszej: — Po prostu zmieniłam zdanie.
Jej chłodny wyraz twarzy przykuł uwagę Severusa na zbyt długą chwilę. Kolejna wskazówka pozwoliła mu poszerzyć pogląd na sytuację Granger i był już niemal pewien, że jej sekret i podły nastrój dotyczy rodziców, do których z jakiegoś powodu kobieta nie może się wybrać.
— Ale ja nie — stwierdził w końcu, opierając się głębiej na fotelu. — Wystarczy mi, że na co dzień muszę znosić twoje jazgotanie.
Hermiona zaśmiała się, widząc, że kącik jego ust drgnął delikatnie, kiedy to powiedział.
— Zgodziliśmy się na kompromis — stwierdziła, unosząc lekko brew. Snape posłał jej mordercze spojrzenie i nie odpowiedział ani słowem. — Sam pan wie, że nie możemy przepuścić takiej okazji.
— Uczta w zamku jest wystarczającym kompromisem — burknął, na co Hermiona pobłażliwie pokręciła głową. Mężczyzna westchnął ciężko. Wiedział, że kobieta ma rację. Cholerna wiedźma.
— Pozostawię decyzję panu — stwierdziła w końcu kobieta. — Na tyle mogę się zgodzić.
— Nie przypominam sobie momentu, w którym to ty zaczęłaś stawiać warunki.
— A to już nie moja wina, że ma pan problemy z pamięcią.
Severus posłał Hermionie kpiące spojrzenie, ale widząc jej wesołą minę, na chwilę zawiesił na niej wzrok. Tyle lat wzbraniał się przed okazywaniem jakichkolwiek uczuć, że teraz miał problem z ich poprawnym rozpoznaniem. Irytował go też fakt, że chciał takie rzeczy wiedzieć. Dopóki Granger nie wtargnęła do jego życia, zupełnie nie przejmował się cudzymi emocjami. Ale, bądź co bądź, nie mógł jej za to winić. Sam, osobiście i bez niczyjej pomocy sprowadził na siebie klęskę w postaci kobiety.
— Chciałabym się położyć, jeśli nie ma pan nic przeciwko — dodała w końcu Hermiona. — Dość dużo wrażeń mieliśmy jak na jeden dzień.
Niefortunny dobór słów sprawił, że para wymieniła przelotne spojrzenie po raz kolejny tego wieczora. Na wspomnienie niespodziewanego pocałunku Hermiona poczuła gorąc wypływający na policzki, który bynajmniej nie pochodził od paleniska.
— Sypialnię masz za drzwiami, nie będę tu słyszał twojego chrapania — prychnął mężczyzna, po raz kolejny tego wieczora przyprawiając swoją rozmówczynię o serdeczny śmiech. Wstał, poprawiając poły szaty i ruszył do drzwi. — Dobranoc, Granger.
Hermiona odprowadziła go pod drzwi i odparła:
— Dobranoc, profesorze.
Zanim nacisnął klamkę, Snape odwrócił się w stronę kobiety i zlustrował ją bacznym spojrzeniem.
— Powinnaś przestać się tak do mnie zwracać. Bądź co bądź, oboje jesteśmy dorośli. Nie ma potrzeby tytułowania się nawzajem — powiedział, chociaż podejrzewał, jaka będzie reakcja Hermiony.
— Obiecuję to przemyśleć. Za kilka lat — odparła z uśmiechem.
Ruszyła do przodu, chcąc przytrzymać drzwi, które Severus uchylił, jednak niemal wpadła na plecy mężczyzny, kiedy ten niespodziewanie się zatrzymał. Podniosła spojrzenie w górę chcąc zapytać, czy czegoś zapomniał, jednak w tamtej chwili to ona zdawała się zapomnieć jak poruszyć ustami i wypowiedzieć choćby jedno słowo. Nienawidziła tego, co robiła z jej ciałem jego bliskość. Zwłaszcza tak dominująca.
Kompletnie nie spodziewała się, że dystans jaki ich dzielił zostanie zniwelowany do minimum w ułamku sekundy. Mężczyzna zrobił krok, wyciągając dłoń w stronę jej twarzy i sięgnął po pukiel luźno zwisających na ramieniu włosów. Odrzucił go lekko do tyłu, nie patrząc na Hermionę, która stała jak słup soli i nie pozwoliła sobie na chociaż jeden oddech. Tak nagle, jak się zatrzymał, w ułamku sekundy Severus pocałował czoło kobiety i odwrócił się, znikając w ciemniejącym korytarzu. Zostawił pannę Granger oniemiałą i oszołomioną — nie do końca rozumiejącą, co się właściwie wydarzyło. Nie rozumiała, że chcąc nie chcąc owinęła sobie mężczyznę wokół palca i tak jak ona, Severus Snape nie umiał już reagować normalnie na jej obecność.
Świetny pomysł na pozbycie się szkodnikaWróć do czytania
zupełnie to się dziewczę mylisz 🙂Wróć do czytania