Sojusz, Granger? – Rozdział 46

Hermiona nie spodziewała się, że obudzi się pierwsza. Nie oszukiwała się, że ma na to jakiekolwiek szanse biorąc pod uwagę harmonogram snu Severusa i fakt, że w święta jej umysł absolutnie nie czuł potrzeby wstawania o wczesnych porach. Przeciągnęła się, czując przyjemne rozluźnienie w mięśniach, które dawał miękki materac pod jej ciałem. Świeżo rozbudzony umysł nie od razu rozpoznał, który element nie pasuje do reszty.

Nie zasypiałam na łóżku.

Zmarszczyła brwi, podnosząc się na łokciach i skanując wzrokiem otoczenie. Poczuła dziwne uczucie, jakby kiedyś już to przeżyła. Rozglądnęła się, widząc, że pomieszczenie jasno rozświetlały promienie wpadające przez kwieciste zasłony. Jest wcześnie, pomyślała. Zgodnie z oczekiwaniami Severusa nie było w pomieszczeniu. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem zadowolona, że choć jedna rzecz w ich planie jest stała. Poczuła, że na myśl o mężczyźnie na jej policzki wypływa krwisty rumieniec. 

To, co stało się poprzedniego wieczora pokazało jej dlaczego obdarzyła uczuciem akurat jego. Utwierdziło ją w przekonaniu, że istniał powód, dla którego zainteresowała się akurat Severusem Snape’em. On jak nikt inny rozumiał jej umysł. Miała wrażenie, że doskonale znał każdą jej emocję, każde uczucie. Każdą myśl i rozterkę. Rozumiał je i choć nie czerpał przyjemności z ich obecności, był ich świadomy.

Kobieta opadła ciężko na łóżko, przymykając powieki i powracając wspomnieniami do wydarzeń poprzedniej nocy. 

Dyskusja na temat podziału miejsca do spania była niesamowicie krótka. Severus oddał jej komplet pościeli, który Eileen przyszykowała dla nich obojga i nie chcąc słuchać słowa sprzeciwu transmutował obrus w ciepły koc dla siebie. 

Hermiona obserwowała go rozbawiona, wiedząc zbyt dobrze, że nic co powie nie będzie miało znaczenia. Nie była jednak typem, któremu by to przeszkadzało.

— Nie mam nic przeciwko spaniu na kanapie — powiedziała. 

— W takim razie możesz się gdzieś tu wcisnąć — stwierdził bez pardonu Snape, siadając wygodnie na długim, starym meblu. Posłał jej wymowne spojrzenie, a jego lewa brew lekko drgnęła. 

— Czy twój kręgosłup nie byłby ci wdzięczny, gdybyś po takim dniu dał mu trochę odpocząć i spał na czymś wygodnym? — spytała kobieta, unosząc kącik ust. 

Severus prychnął pod nosem.

— Słaby sposób na zaciągnięcie kogoś do łóżka — mruknął. 

Nie powinien był mówić tego w ten sposób. Hermiona niemal od razu zarumieniła się, a jej usta zacisnęły się w wymownym uśmiechu. Przez chwilę próbowała sklecić sensowną odpowiedź w głowie, ale jej umysł nie potrafił skupić się na niczym innym, tylko na jego słowach i niskim, zachrypniętym głosie. I oczach, które wierciły jej dziurę w brzuchu.

— Rozumiem, że znasz lepsze? — spytała w końcu, przestając się uśmiechać.

— Nie — odparł kpiąco, marszcząc brwi. — Gdybym chciał, byłabyś w moim łóżku szybciej, niż zdążyłabyś się zorientować. 

Doskonale wiedziała, co miał na myśli, ale jakaś część niej pragnęła, aby mówił to do niej. Tylko do niej. I chyba ta część przemówiła przez nią, kiedy uniosła brew i mruknęła:

— Chciałabym widzieć, jak próbujesz. 

Spaliła się wtedy pod jego wzrokiem. Zlustrował każdy cal jej ciała; od bosych stóp, przez nagie, szczupłe nogi i schowane pod szlafrokiem ramiona. Dreszcz, jaki przeszył jej ciało, musiał być dla niego widoczny. 

— To nie są lekcje na teraz, Granger — zakpił, ale w jego głosie usłyszała coś innego. Ciężkiego. Coś, co zaintrygowało ją i sprawiło, że chciała wiedzieć, czym to coś jest.

— Nie poddaję się, żeby była jasność — powiedziała, wymownie poruszając brwią. Snape prychnął pod nosem i do końca wieczoru nie powiedział już ani słowa. Co, ku jej własnemu zaskoczeniu, na równi ją cieszyło, jak i irytowało. 

Nawet nie pamiętała, kiedy zasnęła. Leżała w łóżku już dłuższą chwilę, opierając głowę na poduszce w taki sposób, że jej wzrok utkwiony był w profilu Severusa siedzącego na kanapie. Wodziła wzrokiem po granicy jego żuchwy, po uchu, za które wciśnięte miał włosy. Zarys haczykowatego nosa odbijał się w poświacie, jaka unosiła się znad paleniska, aż w pewnej chwili zniknął z jej pola widzenia, kiedy mężczyzna odwrócił od niej twarz i położył się, chowając całkowicie za oparciem kanapy. Wtedy, dosłownie na moment, Hermiona przymknęła oczy i pozwoliła emocjom płynąć, nie kontrolując zupełnie tego, o czym myśli. Zmęczona zasnęła, budząc się dopiero, kiedy jej ciałem wstrząsnął przeraźliwy dreszcz.

Podniosła się na łokciach, marszcząc brwi i zaspanym spojrzeniem rozglądając się po pokoju. Nie spała długo, wnioskując po ciemnym, nocnym niebie widocznym zza niedużej okiennicy. Jej szyby chroniła ładna, ręcznie haftowana zasłona z kwiecistym motywem, która poruszała się lekko pod wpływem wiatru. Hermiona zmarszczyła brwi, kiedy zdała sobie sprawę, że jeden z zatrzasków jest poluzowany. Mroźne powietrze wpadało do pomieszczenia przez szparę w okiennicy, wdzierając się natarczywie pod kołdrę i drażniąc jej ciało. Wstała, podchodząc szybko do okna i zaryglowała szczelnie zawiasy. Sięgnęła po szlafrok i narzuciła go na koszulę nocną, którą dała jej Eileen. Mimo wszystko dziękowała jej za to, że nie musi kolejnej nocy spędzać w niewygodnych do spania ubraniach. Kiedy zrozumiała, że szlafrok nie dał jej wiele ciepła, kobieta sięgnęła po koc ułożony na kołdrze i owinęła go wokół ramion. 

Odwróciła głowę, widząc, że Severus nie śpi. Siedział nieruchomo, twarzą zwrócony do kominka. Hermiona tylko przez ułamek sekundy się wahała — widząc łunę zza jego pleców poczuła, że pragnie ciepła, jakie daje rozgrzane palenisko. Podeszła powoli do kanapy, a Snape odwrócił głowę, słysząc że wstała. Przyjrzał się jej bacznie, ale nic nie powiedział. Bez słowa obserwował, jak kobieta szczelniej otula się kocem i siada obok niego, podciągając nogi pod siebie. 

Siedzieli tak — w ciszy, bez ruchu, obserwując pełzające na palenisku płomienie. Hermiona co jakiś czas posyłała Severusowi przelotne spojrzenie, mając wrażenie, że czuje na sobie jego wzrok. Nie przyłapała go jednak ani razu. Odchyliła głowę, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele i westchnęła, przymykając powieki. 

To było ostatnie, co pamiętała. Musiała zasnąć niedługo potem, skuszona przyjemnym ciepłem ogniska i miękkim oparciem pod głową. Merlinie, pomyślała. Zdała sobie sprawę, w jaki sposób znalazła się w łóżku i zarumieniła się, chowając twarz w poduszkę. Żałowała, że po raz drugi przespała bycie niesioną na rękach przez Snape’a.

Wstała energicznie, szybko narzucając na siebie szlafrok i sięgając po ubrania ułożone na krześle. Przeszła cicho do łazienki usytuowanej po drugiej stronie korytarza i zamknęła się w niej, chcąc doprowadzić ciało do porządku. Opłukała twarz i przeczesała palcami rozpuszczone włosy. Splotła je w luźnego koka na karku i ubrała ciuchy, w których wczoraj opuszczała Hogwart. Czuła, że powoli tęskni do swojego gabinetu i łazienki, w której mogłaby wziąć długi, gorący prysznic. 

Zeszła na dół kilka minut później, już ze schodów słysząc dźwięki krzątania się po kuchni. Będąc na ostatnim stopniu dostrzegła, że we wnęce przedsionka wisi obraz, którego wcześniej nie dostrzegła. Zmarszczyła brwi, zerkając w stronę salonu, jednak na horyzoncie nie było śladu ani po Eileen, ani po Severusie. Podeszła powoli do ramki, która okazała się nie obrazem, a fotografią — przedstawiającą małego chłopca stojącego przed wysokim, ciemnowłosym mężczyzną i drobną kobietą, która uśmiechała się w stronę kamery. Szybko zrozumiała, że patrzy na rodzinny portret Snape’ów. Trudno było zaprzeczyć pokrewieństwu całej trójki. Hermiona spojrzała na mężczyznę stojącego z tyłu scenografii, a jego twarz wydała jej się niesamowicie znajoma. Ciemne, ale nieco krótsze włosy. Ten sam nos. Oczy. Usta nieco pełniejsze, jednak wykrzywione w o wiele większym grymasie. Severus. Jej wzrok skierował się na małego chłopca, którego przydługa grzywka wchodziła niemal na oczy. Ile mógł mieć lat? Pięć? Marszczył brwi, patrząc nieufnie w aparat, a jego drobne dłonie obejmowały otaczające go ramię matki. 

W odbiciu szyby dostrzegła ruch i odwróciła się, dostrzegając, że Severus stanął w przejściu opierając się ramieniem o drewnianą framugę. Ubrany w te same ubrania co wczoraj, ale wyraźnie wypoczęty. Czy wyspany — nie miała pojęcia. Podejrzewała, że zajmując miejsce na kanapie odebrała mu możliwość zażycia jakkolwiek wartościowego snu. Uśmiechał się jednak półgębkiem, co kobieta wzięła za dobry znak. 

— Dzień dobry — powiedział, wciskając dłonie do kieszeni spodni.

Hermiona posłała mu słaby uśmiech.

— Dzień dobry — przywitała się. 

— Dobrze spałaś? — Zaskoczyło ją to, jak cicho mówił. W ten sposób Eileen ich nie słyszała, co oznaczało, że ich rozmowa nie miała być przeznaczona dla jej uszu. 

— Tak, ale okno otworzyło się w nocy i strasznie zmarzłam — mruknęła kobieta, odruchowo otulając się ramionami. Nie czuła już chłodu, choć jej palce wciąż były nieco skostniałe. Podejrzewała jednak, że to efekt ogólnego osłabienia organizmu.

— Okna same się nie otwierają — stwierdził kąśliwie Snape, a Hermiona uniosła brew rozbawiona jego uwagą. 

Mężczyzna jedynie prychnął w odpowiedzi, lustrując kobietę wzrokiem. W spiętych włosach wyglądała o wiele lepiej. Nie, żeby puszczone luźno loki prezentowały się źle. Zdecydowanie nie, pomyślał. Jednak upięcie dodawało kobiecie powagi i nadawało ciekawszy, wyraźniejszy wyraz całej jej twarzy. 

— Hermiono, dzień dobry. — Eileen pojawiła się w drzwiach dość niespodziewanie i uśmiechnęła się szeroko do młodej gryfonki. — Zjesz coś?

— Zjemy w Hogwarcie — zaprotestował Severus dość szybko. Hermiona posłała mu wdzięczne spojrzenie, szybko jednak przybierając maskę i uśmiechając się do starszej czarownicy. Ta jedynie westchnęła wiedząc, że nie pokona zaciekłości syna. 

— No dobrze, ale chociaż kawy się napijcie. Jak ludzie. — Uniosła brew, posyłając wymowne spojrzenie najpierw Severusowi, a potem Hermionie. — Tobie, kochanie, herbaty?

W pierwszej chwili młoda czarownica nie zrozumiała pytania Eileen. Zmarszczyła brwi dosłownie na ułamek sekundy, kiedy nagle olśniło ją i o mało co nie wybuchnęła śmiechem. No tak, pomyślała. W końcu mogę być w ciąży.

— Chętnie — powiedziała, posyłając gospodyni szeroki uśmiech. 

Kątem oka dostrzegła, że Severus wywraca oczami i zaśmiała się pod nosem.

— Nie martw się, nieprędko doczekasz się wnuka — powiedział nieco poirytowanym głosem, ruszając za matką do kuchni. Stanął przed blatem kuchennym, opierając się o niego biodrami i krzyżując ramiona na piersi, a Hermiona, która wkroczyła za nim do kuchni, posłała w jego stronę przelotne spojrzenie. Przysiadła przy niewielkim, kwadratowym stoliku, przy którym siedzieli podczas pierwszej wizyty na Spinner’s End i zerknęła w stronę Eileen skupionej na parzeniu naparów.

— Wiesz, co mówią o ludzkiej przezorności — odparła starsza kobieta. Podała parujący kubek Hermionie, na co ta kiwnęła głową w podzięce. Eileen spojrzała na syna i podsunęła mu kubek z kawą. — Zresztą życia nie przybywa, Severusie. Może nie warto odkładać czegoś dla samej idei.

Severus doskonale zdawał sobie sprawę, że według norm społeczeństwa jako czterdziestoczteroletni mężczyzna powinien posiadać już rodzinę. Żonę. Dzieci. Problem polegał jednak na tym, że on tego nie chciał i nie miało to nic wspólnego z jego nieszczęśliwym dzieciństwem. Spotkał w życiu wiele kobiet, jednak żadna nie miała mu do zaoferowania tego, czego szukał. O ile istniało coś takiego — Snape niespecjalnie zastanawiał się, czego właściwie oczekiwałby od związku. Zbyt mało uwagi poświęcał temu aspektowi swojego życia. Był zbyt wygodny, aby zmieniać ten stan rzeczy.

Tak było, oczywiście, do czasu sojuszu z Granger. Początkowo zastanawianie się, jak wiarygodnie zachowywać się w sytuacjach, które wymagały ich publicznych interakcji przychodziło mu z trudem. Śmieszyło go to, że w pewien sposób musiał udawać sam samego siebie, żeby zadowolić wyobrażenie swojej osoby w oczach innych. Musiał spełnić oczekiwania względem swojego własnego zachowania, które byłyby wiarygodne dla wszystkich dookoła. Wszystkich, poza nią. Posłał przelotne spojrzenie w stronę Hermiony, marszcząc brwi, kiedy dostrzegł, że kobieta mu się przygląda. 

Dlaczego miał wrażenie, że ona jako jedyna nie miała o nim żadnego wyobrażenia, które musiał spełnić? Żadnych oczekiwań względem jego zachowania? Być może to był powód, dla którego mężczyzna czuł, że te jedne oczekiwania chce spełnić. 

— Nie czekajcie proszę do kolejnych świąt, żeby mnie odwiedzić — poprosiła Eileen, kiedy para przymierzała się do wyjścia. Hermiona posłała jej wesoły uśmiech, a Severus jedynie prychnął pod nosem. 

— Postaramy się wpaść chociaż na herbatę — obiecała młoda kobieta, choć doskonale wiedziała, że to nieprędko się wydarzy. Po dwóch świątecznych dniach pełnych głośnych śmiechów i krzyków spodziewała się, że Severus będzie unikał interakcji społecznych przez dłuższą chwilę. Będąc ze sobą całkiem szczera, Hermiona musiała przyznać, że i jej przyda się chwila odpoczynku. Od sojuszu, od niego ale i od innych ludzi.

— I przepraszam, jeśli poczuliście się urażeni moim wścibstwem — powiedziała niespodziewanie Eileen, a Severus spojrzał na nią i nie odrywając wzroku od matki dopiął ostatnie guziki płaszcza. Zmarszczył brwi i przekrzywił lekko głowę.

— Przeprosiny przyjęte — odparł, czując na sobie wzrok Hermiony. — Gotowa?

Posłał młodej kobiecie pytające spojrzenie, na co ta odpowiedziała skinieniem głowy. Eileen odprowadziła ich do drzwi, posyłając im szeroki uśmiech.

— Uważajcie na siebie — mruknęła, klepiąc lekko ramię gryfonki, która przekraczała próg. Hermiona skinęła jej głową na pożegnanie i ruszyła za Severusem w stronę mostu, który prowadził na drugi brzeg niewielkiego potoku. 

Niemal od razu zadrżała, kiedy chłód poranka przedarł się przez jej płaszcz i wdarł się pod materiał spódnicy. Szła szybkim krokiem, jednocześnie goniąc Severusa i chcąc ogrzać zszokowane zmianą temperatury ciało. 

— To nie wyścigi — zakpił Snape, widząc marne próby Granger, która starała się dotrzymać mu tempa. Zwolnił, natrafiając na wdzięczny wzrok kobiety, która szczelnie objęła się ramionami i nieco spokojniejszym krokiem szła obok niego w stronę punktu teleportacyjnego. Dotarli pod wysokie, ciągnące się wzdłuż rzeki kamienice, które z tej perspektywy wydawały się nie mieć końca. Szli chwilę wzdłuż nich, aż w pewnej chwili Severus zwolnił i wskazał dłonią przejście, przepuszczając przodem Hermionę. Kobieta zmarszczyła brwi, wchodząc w wąski korytarz i szybko przechodząc na drugą stronę. Wyszła na dziedziniec, na środku którego stała sucha, ogołocona z liści wierzba. 

— Na wiosnę musi tu być pięknie — mruknęła pod nosem, podchodząc pod niewysoki, betonowy filar. Snape podszedł do niej, stając blisko i łapiąc delikatnie jej ramię. Posłała mu przelotne spojrzenie, zadzierając głowę dosłownie na moment. Kiedy tylko odnalazła czarne tęczówki poczuła ciągnięcie w podbrzuszu. Przymknęła oczy, czekając, aż nieprzyjemne uczucie wirowania i szarpania ustanie. Kiedy dotarli do Hogsmeade, bez słowa ruszyła ku ścieżce do Hogwartu. Chciała jak najszybciej znaleźć się w zamku. O ile tęskniła do rodzinnej atmosfery, tak na dłuższą metę przebywanie w otoczeniu osób jedynie wypełniających lukę było dla młodej kobiety przytłaczające. Obciążające. Zamiast niwelować, wzmagało tęsknotę i smutek, które nie opuszczały jej nawet na moment. — Myślisz, że zasłużyliśmy na wolne popołudnie?

Snape prychnął pod nosem i zerknął przez ramię na idącą obok kobietę.

— Myślę, że nawet na cały weekend — stwierdził. Maska na twarzy Hermiony opadła, kiedy w jej oczach pojawił się wyraz ulgi.

— Brzmi cudownie — odparła cicho. — Ale i tak… — Posłała Severusowi przelotne spojrzenie, uśmiechając się pod nosem. — Miałeś rację, mogło być gorzej. 

— Gdyby nie twoje opatrunki, z pewnością tak by było — stwierdził Snape.

Młoda kobieta zwolniła, słysząc jego słowa, a na jej usta powoli i bardzo niepewnie wypłynął uśmiech. Znała go na tyle dobrze, żeby umieć docenić jego słowa. Zdawała sobie sprawę, że choć wypowiedziane nonszalanckim, wręcz obojętnym tonem niosły ze sobą uznanie i wdzięczność, do których Severus nigdy by się nie przyznał. 

— Cieszę się, że tak mówisz — powiedziała i uśmiechnęła się wymownie, dodając: — Czekałam na werdykt, żeby zrobić kilka kolejnych.

— Nie masz przypadkiem swoich własnych zajęć? 

Wbrew pozorom niewinne pytanie wywołało nagłe napięcie pomiędzy idącymi ramię w ramię Hermioną i Severusem. Kobieta posłała mu przelotne, ale pełne pustki spojrzenie, co Snape wyłapał kątem oka, marszcząc przy tym brwi. Nie do końca takie zamierzenie było w jego pytaniu. Nie chciał, żeby Hermiona poświęcała swój czas na niego. Kłamstwo. Chciał, żeby robiła to z innych powodów. 

— To nie takie czasochłonne — odparła młoda kobieta. Odwróciła wzrok ku ścieżce, która delikatnie podchodziła pod górę. Droga zwęziła się, a drzewa rosnące po jej obu stronach zagęściły się. Byli blisko drewnianego mostu, który prowadził na dziedziniec zamku. Hermiona już czuła miękki materac swojego łóżka i ciepły strumień wody pod prysznicem. — Zresztą to i tak tylko środek tymczasowy, wiesz o tym.

Wiedział. Spojrzał na nią przez ramię, wyłapując przepraszające spojrzenie. Właściwie jej słowa go nie zirytowały — zdawał sobie sprawę, że kobieta ma rację. Inaczej nie umówiłby się z Whitlockiem. Nie zrobiłby dokładnie tego, czego Hermiona od niego chciała. Mimo iż ona nie spodziewała się, że to zrobi. Cholera, pomyślał. Spełnił oczekiwania Granger wobec swojego zachowania, ale nie dlatego, żeby mu uwierzyła. Zrobił to, żeby ją zadowolić. I dlatego, że rozumiał jej obawy. Hipokryzja niczym karma uderzyła go prosto w twarz, wyciskając na usta krzywy grymas. Sam sobie kopał dołki.

— Dlatego właśnie jestem umówiony z Whitlockiem — powiedział w końcu. 

Hermiona spojrzała na niego przeciągle, zwalniając nieco kroku. 

— Kiedy? — spytała cicho, uśmiechając się lekko.

— Za dwa miesiące. — Snape mocniej zacisnął pięści wciśnięte do kieszeni płaszcza i przyspieszył kroku, zmuszając swoją towarzyszkę do szybkiego marszu.

— To świetna wiadomość — odparła kobieta. Uśmiechnęła się sama do siebie widząc, że mina Severusa zupełnie o tym nie świadczy. — Cieszę się, że zdecydowałeś się z nim spotkać. 

— To wyłącznie twoja wina — mruknął pod nosem Snape. 

— Chyba zasługa — zaśmiała się Hermiona. Dostrzegła, że dotarli do schodów prowadzących na most. Ostrożnie wspięła się po betonowych stopniach, mocno zaciskając dłoń na poręczy. Drewniana konstrukcja zaskrzypiała pod jej ciężarem, kiedy kobieta ruszyła na drugą stronę. — Ale skoro mamy dzielić nieszczęścia na dwoje, chętnie wybiorę się z tobą na wizytę. — Posłała mu przelotne spojrzenie widząc, że zwolnił kroku i zerknął na nią z góry. — Jeśli oczywiście chcesz. 

Szli spokojnym, spacerowym krokiem, chłonąc ciszę i spokój, jaki przyszedł z podmuchem wiatru. Wdarł się pomiędzy drewniane bale, które chroniły granice mostu i zaszumiał złowrogo, a Hermiona zadrżała, czując mroźny powiew.

— Jesteś mi to winna — zakpił Snape, choć wcale tak nie uważał i liczył, że Granger wyczuje sarkazm w jego głosie. Kobieta uniosła kącik ust i prychnęła cicho pod nosem. Nagle coś przykuło jej uwagę i zwolniła, podchodząc do barierki. Stanęła przy wolnej przestrzeni, która pełniła rolę okna i zapatrzyła się w pustkę, a Snape chwilę przyglądał się jej bez słowa. Podążył za jej spojrzeniem, odrywając wzrok od bladej twarzy i zaczerwienionego nosa. Widok z tego miejsca był jedną z przyjemniejszych rzeczy, jakie w ostatnim czasie dane było Severusowi zobaczyć. Mężczyzna chwilę przyglądał się nagim skałom, zabielonym śniegiem spoczywającym na wzniesieniach. Srogie szczyty tworzyły dolinę pod ich stopami, kończąc się dopiero pod ziemiami Hogwartu. Severus oderwał spojrzenie od zapierającego dech w piersiach krajobrazu i zerknął na Hermionę, która lekko uśmiechała się pod nosem, przymykając powieki, kiedy chłodny wiatr muskał jej twarz.  — Dobrze się spisałaś, Granger.

Młoda kobieta zwróciła ku niemu orzechowe oczy i uśmiechnęła się lekko. Widział, że jest zaskoczona i spodziewał się, że ona to samo odczytała po jego minie. Nie zdążył zareagować, kiedy słowa dość samoczynnie opuściły jego usta.

— To akurat twoja zasługa — powiedziała spokojnym tonem. — Dziękuję.

To, co zrobił wywołało reakcję łańcuchową. Zmarszczył brwi, posyłając kobiecie pytające spojrzenie, a ona w odpowiedzi na jego gest również poruszyła nerwowo brwiami. Zacisnęła usta w cienką linię i spuściła wzrok, czując, że dotarła do pewnej granicy, której czuła, że nie powinna przekraczać. 

Uśmiechnęła się do mężczyzny i odwróciła się, wskazując wymownie głową drugi koniec mostu. Bez słowa ani odpowiedzi ze strony Snape’a ruszyła w stronę wyjścia na dziedziniec, wciskając dłonie do kieszeni płaszcza. Nieco szybszym krokiem wrócili na dziedziniec, pokonując go w milczeniu i pchani silnymi podmuchami wiatru. Chronieni zaklęciami dotarli do zamku, a ciężkie drzwi uchyliły się przed nimi, skrzypiąc niemiłosiernie. Hermiona uśmiechnęła się z ulgą, kiedy ciepło powoli dotarło do jej ciała. Rozpięła płaszcz i ruszyła bez słowa ku schodom, chcąc znaleźć się już w swoim gabinecie. Stanęła na półpiętrze, gdzie czekała platforma i spojrzała na Severusa.

— Odpocznij. Zasłużyłaś — powiedział na pożegnanie. Podszedł do niej i złożył na jej czole szybki, ale zaskakująco czuły pocałunek i natychmiast odsunął się od kobiety, stawiając jedną nogę na betonowym podeście. — Spotkamy się jutro. 

— Do zobaczenia jutro — mruknęła Hermiona, uśmiechając się pod nosem. Wyłapała jego spojrzenie i to był błąd, którego nie chciała popełnić. Stojąc wyżej, na wzniesieniu, wydawał się taki… potężny. Miał władzę, której nie powinien mieć. Kobieta poczuła skurcz w podbrzuszu i zmarszczyła brwi, co nie umknęło uwadze ciemnych oczu. — Naprawdę dobrze się bawiłam.

Severus skinął jej głową, lustrując ostatni raz jej ciało uważnym wzrokiem. Doskonale widział, jak malała ilekroć ich oczy się spotkały. Jak nikła pod jego spojrzeniem — niedostrzegalnie dla zwykłego człowieka, dość wymownie dla kogoś, kto życie poświęcił na wytężaniu zmysłów. Uśmiechnął się pod nosem i odepchnął się od podestu, wchodząc na platformę. Konstrukcja ruszyła opornie, wydając z siebie ociężałe odgłosy, a Hermiona bez słowa obserwowała, jak postać mężczyzny oddala się. Zniknął z pola widzenia, zmuszając ją do ruchu, którego nie mogła wykonać, dopóki był blisko. 

Kobieta wróciła szybko do swojego gabinetu, zamykając się w środku i z ulgą stwierdzając, że rama nad kominem jest pusta. Opadła ciężko na drzwi, rozpinając do końca płaszcz i kamizelkę pod spodem. Czując, jak wiązanie luzuje się uwalniając jej klatkę piersiową odetchnęła głęboko, odchylając głowę. Stała tak chwilę, chłonąc przyjemną ciszę znajomego pomieszczenia. Rozpaliła kominek i przeszła do łazienki, szybko pozbywając się ciuchów. Nie były niewygodne, ale po dwóch dniach noszenia stały się nieco niekomfortowe i drażniące. Gorący prysznic zadziałał jeszcze lepiej, niż sobie wyobrażała. Czysta, odprężona i w końcu wolna od niechcianych myśli rzuciła się na pościel, długą chwilę leżąc i wpatrując się w sufit. 

Przypomniała sobie, jak Severus spojrzał na nią, kiedy się żegnali i zarumieniła się, chowając twarz w poduszkach. Kolejny błąd, którego nie powinna była popełnić. Nie mając na czym skupić wzroku wyobraźnia podsunęła jej wspomnienie wzroku Snape’a, kiedy przyciągał ją do siebie wtedy w pokoju w Norze. Do trzech razy sztuka, zakpiła w myślach. Choć teoretycznie nie był to ich trzeci pocałunek — Hermiona nie liczyła jednak tego jednego, niespodziewanego razu, kiedy Snape marnie próbował przyzwyczaić ją do swojej bliskości. Przewróciła się z powrotem na plecy, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Co takiego było w jego ustach, że chciała do nich wracać? Co takiego było w jego ramionach, że czuła potrzebę poczucia ich na swoim ciele? 

Nie wiedziała. Ale to “coś” poważnie kpiło z jej życia, prowadząc ją na drogi, którymi nie chciała kroczyć. Nie chciała pogodzić się z uczuciem, które rodziło się w jej sercu. Wiedziała, że nie będzie to coś, co przyniesie jej szczęście. Nieodwzajemniona miłość nie była jej potrzebna. Nie zasługiwała na nią. “Coś” nagle podsunęło jej myśl, że jej uczucie może nie być jednostronne — odpychała od siebie egocentryczne myśli, w których zachowanie Severusa świadczyło o zainteresowaniu. W końcu nie odepchnął jej, kiedy pocałowała go drugi raz wtedy przy fajerwerkach. Nie odepchnął jej wtedy nad jeziorem. I nie odepchnął jej wczoraj, kiedy go potrzebowała.

Nie wiedziała, że ma rację. Jej uczucie nie było i nie mogło być nieodwzajemnione, choć Severus Snape zapierał się przed tym, a uparty był o wiele bardziej niż młoda gryfonka, Minerwa i jego matka razem wzięte. Wyparł wszystkie myśli, jakie krążyły po jego głowie i energicznym krokiem wrócił do gabinetu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak długo dobrze się czuł. Jego ciało nie sprawiało mu żadnych problemów, nie ograniczało żadnych jego ruchów. Spisywało się, robiąc dokładnie to, czego od niego oczekiwał. Rzucił płaszcz na kanapę i podszedł do biurka, na moment przy nim przystając. 

Nie umiał znaleźć sobie miejsca. Wolny od bólu, pełen nowej energii spojrzał na fotel i nie był pewien, co ze sobą zrobić. Przysiadł za drewnianym blatem, marszcząc brwi i zaczął powoli poruszać palcami lewej dłoni, czując przyjemny ruch mięśni nieskrępowany żadnym uciskiem. Przeklęta Granger, pomyślał, uśmiechając się pod nosem. Nie wiedział, czy była świadoma co właściwie mu ofiarowała. Co dla niego zrobiła. On sam nie rozumiał potęgi jej prezentu dopóki wieczorem tego samego dnia nie trafił do pracowni. Stanął przed stanowiskiem, obserwując bez słowa stelaż na kociołek. Co mu szkodziło spróbować? Mógł równie dobrze skorzystać w pełni z wolności, jaką podarowała mu Hermiona. 

Przeszedł do kantorka, sięgając żeliwny kociołek i deskę do krojenia. Ustawił je ostrożnie na stanowisku, podgrzewając palnik pod stelażem i wyciągnął z kieszeni wysłużony kawałek pergaminu. Lista, którą lata temu dostał od Poppy, kiedy jeszcze zaopatrywał pielęgniarkę w niezbędne eliksiry i mikstury, wyryła mu się niemal cała w pamięci. Dawno jednak nie miał przyjemności pracować nad tym, co kochał najbardziej i wolał mieć pewność, że o niczym nie zapomni. 

Początkowo czuł się, jak kaleka. Nieco niepewnie siekał ingrediencje i po kolei dorzucał je do parującej cieczy w kociołku, a dopiero po dłuższej chwili jego mięśnie przypomniały sobie, jak powinno się pracować. Ruchy stały się pewniejsze, podobnie jak kroki, kiedy przemieszczał się pomiędzy schowkiem, a stanowiskiem przynosząc kolejne składniki. Kiedy kolejny napar z cichym bulgotem dochodził w gorącym kociołku, Snape przysiadł na wysokim krześle przy sąsiednim stanowisku i spojrzał na blat, obserwując zaskakująco przyjemny nieporządek. Nie miał w zwyczaju robić wokół siebie wiele bałaganu, a jego stanowisko zawsze było czyste i gotowe do dalszej pracy. Wyszedł jednak z wprawy i o ile ruchy dłoni było coraz pewniejsze, tak przypomnienie sobie jak wpaść na nowo w rytm i system pracy, jaki wypracował latami, przychodziło mu nieco opornie. Pod koniec dnia zrozumiał jednak, że raz nauczona umiejętność nie zanika całkowicie. Spojrzał na stos fiolek i zmarszczył brwi zdziwiony, że tak bezproblemowo udało mu się wykonać całą zamierzoną pracę. Naprawdę się tego nie spodziewał, licząc, że drżenie dłoni jak zawsze zniweczy jego dalekosiężne plany, jednak nic takiego nie miało miejsca. 

Cholerna, przemądrzała Granger. Z jednej strony chciał jej powiedzieć, chcąc zobaczyć ten jeden, konkretny uśmiech na twarzy kobiety. Taki, jakim obdarzała go zawsze, kiedy czuła się doceniona i dowartościowana jego słowami. Nie umiałaby udawać tego uśmiechu, był tego pewien. Wiedział jednak, że nie zniósłby samozachwytu kobiety, kiedy dowiedziałaby się o swoim sukcesie. Prychnął pod nosem, mimo wszystko będąc wdzięczny za jej podarunek. 

Zgodnie z oczekiwaniami Poppy była wniebowzięta. Początkowo mocno zaskoczona zarówno jego pojawieniem się jak i tym, co niósł ze sobą, kobieta zaprosiła go do swojego gabinetu i marszcząc brwi przyglądała się Severusowi wykładającemu na stół kolejne fiolki.

— Niech mnie — mruknęła pod nosem, podchodząc do stołu na którym stało ponad tuzin różnorodnych rodzajów eliksirów, szczelnie zamkniętych w oznakowanych, posegregowanych naczynkach. Starsza czarownica przyjrzała się uważnie mężczyźnie, który bez słowa uniósł brew oczekując jej aprobaty. — Ratujesz moje marne zapasy. 

— Powinno wystarczyć do końca roku — stwierdził, krzyżując ramiona na piersi. — Szkolnego, oczywiście, żebyśmy mieli jasność.

— Oczywiście — powtórzyła Poppy. Podniosła pierwszą fiolkę z brzegu, przypatrując się bacznie naklejonemu oznaczeniu z ingrediencjami i prychnęła, wymachując niebezpiecznie ręką. — To się przyda. Aurora zużyła cały zapas jeszcze przed świętami.

Snape odebrał od niej fiolkę i spojrzał na naczynie, marszcząc brwi. Czyżby bóle Sinistry nasiliły się do tego stopnia, że funkcjonowała na tak silnych eliksirach wzmacniających? Pamiętał, jak prosiła go o sprowadzenie specyficznego leku, który kosztował ją sporą ilość galeonów. Powiedziała mu wtedy, że to jedyne jest w stanie jej pomóc. Domyślił się, że w takim wypadku jej sytuacja zdrowotna nie uległa poprawie. 

— Mówiła, dlaczego tego potrzebuje? — spytał od niechcenia, będąc jednak odrobinę zaniepokojony i zaintrygowany stanem Sinistry. Kobieta jako jedna z niewielu osób nie była do niego negatywnie nastawiona i nigdy nie odczuł z jej strony żadnej niechęci. W ostatnich tygodniach stała się również częstym towarzyszem posiłków z Granger, która karmiła starszą nauczycielkę plotkami na temat ich związku. W pewnym sensie stała się nieświadomym sojusznikiem w ich planie. Gdyby wiedział, jaka była prawda, nigdy nie użyłby w jej stronę słowa “nieświadoma”. 

— Nie, a ja nie dopytywałam — stwierdziła Poppy, kiedy Severus odkładał fiolkę na stół. Posłała mu wdzięczne spojrzenie i wyszła z gabinetu, odprowadzając mężczyznę do drzwi. Nigdy nie była wylewna i Snape sam nie wiedział, co właściwie oczekiwał od niej usłyszeć. — Dziękuję za wysiłek, Severusie. Wiem, że pewnie kosztowało cię to sporo energii.

— Ciągnie wilka do lasu — mruknął pod nosem, przekraczając próg skrzydła szpitalnego. Kobieta zaśmiała się za jego plecami i przytrzymała drzwi, kiedy jej gość wychodził. — Zresztą wiem, że jakość wyrobów Horacy’ego pozostawia wiele do życzenia. 

— Nie bądź taki surowy — zakpiła pielęgniarka, posyłając mu karcące spojrzenie. — Horacy to dobry człowiek, tylko czasem wychodzi z niego wiek.

— Więc powinien zachowywać się, jak na jego wiek przystało — prychnął Snape.

Poppy uśmiechnęła się do niego, kiwając mu na pożegnanie głową i jeszcze raz dziękując za uwarzenie dla niej eliksirów. Do tej pory obowiązek ten spoczywał na Slughornie, który jednak nie był tak wprawnym mistrzem, jak Snape. Mimo różnicy wieku i doświadczenia, to Severus posiadał go więcej i miał o wiele pewniejszą rękę i intuicję, jeśli chodziło o sporządzanie mikstur. Horacy, mimo swoich wielu ludzkich wad, był bardzo kompetentny jednak był typowym, książkowym przykładem podążania za instrukcjami bez udziału wyobraźni. Snape poczuł pewnego rodzaju satysfakcję, że jego praca była bardziej ceniona przez pielęgniarkę, niż to co tworzył starszy czarodziej.

Dotarł na kolację do Wielkiej Sali i z niesmakiem odkrył, że Granger się nie pojawiła. Usiadł na swoim miejscu, posyłając przelotne spojrzenie Minerwie, która w ciszy jadła posiłek słuchając profesor Vector, mówiącej do niej przyciszonym głosem. 

— Severusie — usłyszał, a kiedy odwrócił głowę spostrzegł, że Henry kiwa mu głową i przysiada się na wolnym miejscu obok. Skinął głową starszemu nauczycielowi, który uśmiechnął się kwaśno. — Widzę ty również bez towarzystwa.

— Już nie — odparł Snape, wymownie unosząc brew. Henry prychnął pod nosem, posyłając młodszemu czarodziejowi rozbawione spojrzenie. — Gdzie twoja towarzyszka, Tucker?

— Zapewne śpi. To nie jest jej pora — zakpił Henry. Z tego, co Snape kojarzył mężczyzna był od niego kilka lat starszy, na oko nie więcej niż pięć, i od niemal dekady uczył arytmetyki i geometrii zaklęć. Widywał go na posiłkach i zebraniach, ale do tej pory sporadycznie miał z nim kontakt z uwagi na to, że nie rozmawiał wiele z nauczycielką astronomii, której mężczyzna był najwyraźniej bliskim znajomym. — Zresztą to żadna moja towarzyszka.

Snape uniósł brew, posyłając wymowne spojrzenie swojemu rozmówcy i sięgnął po dzbanek z herbatą, nalewając sobie naparu do filiżanki. Nie zamierzał wdawać się w żadne rozmowy, które wykraczały poza granice pogawędki. Cieszył go spokój, którego dzisiaj zaznał i nie zamierzał zmieniać tego stanu rzeczy. Ku jego uldze i zaskoczeniu, Henry był powściągliwym człowiekiem i nie kwapił się do ambitniejszych rozmów. Zagadnął Severusa jeszcze kilka razy, rzucając niezobowiązującym żartem czy uwagą, a w końcu opuścił Wielką Salę, żegnając się z nim krótkim skinieniem głowy.

Dlaczego Snape chciał, żeby ktoś zajął jego miejsce? Poczuł dziwne uczucie pustki zerkając przelotnie na miejsce po jego prawej stronie, które zawsze zajmowała Hermiona. Powinien mieć dość towarzystwa, a tymczasem przyłapał się na chęci zobaczenia jej uśmiechu i pełnego radości spojrzenia. Zmarszczył brwi, dopijając herbatę i próbując odepchnąć niechciane myśli, co przyniosło jednak marny skutek.

Cholerna Granger, pomyślał.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 45Sojusz, Granger? – Rozdział 47 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 3 komentarzy

Dodaj komentarz