Sojusz, Granger? – Rozdział 48

Stał przed kominkiem ubrany w krótki, nieco swobodniejszy surdut, który zdobił szereg równo zapiętych, czarnych guzików zakończonych aksamitnymi główkami. Przyglądał się pełzającym po drewnianych konarach płomieniom, bardzo chcąc zostać tu najdłużej jak się dało. Wiedział, co musiał zrobić i bynajmniej nie czekał na to z utęsknieniem — celebrowanie Nowego Roku było w jego mniemaniu zbyt hucznie obchodzone. Ludzie zachowywali się, jakby zmiana daty wiązała się z czymś więcej, niż upływem czasu, a ich życia miały ulec zmianie tylko dlatego, że rozpoczęli odliczanie od początku. Koniec roku i urodziny, które obchodził niedługo po nim, uświadamiały mu, że nie jest w stanie zatrzymać upływu czasu, ale on wcale tego nie chciał. Wbrew wszystkiemu, co mogła mówić o nim Minerwa czy Hermiona, Severus cieszył się, że może kolejny rok przeżyć w spokoju od wojny i służby. Od rozmowy z kobietą czasem myślał o tym, co się wydarzyło. Starał się jednak nie powracać do wspomnień, wiedząc, że to, co było, nie może wpływać na jego teraźniejsze życie. Sam nie chciał, żeby tak było. 

Spojrzał na zegar zawieszony obok komina i zmarszczył brwi. Kolacja miała za niedługo się rozpocząć, a on dalej nie miał pojęcia, czy Granger w ogóle się pojawi. Wysłał jej zaczarowaną notatkę, że spotka się z nią o dziewiętnastej w Wielkim Holu. Nie odpowiedziała. Cholerna. Miał nadzieję, że się mylił, ale był niemal pewien, że kobieta dużo gorzej zniosła ich rozmowę niż on. Widział wtedy, kiedy wychodziła, że nie potrafiła poskładać myśli. Była rozbita. A on nie wiedział, co powiedzieć. Puścił ją tylko dlatego, że na usta nie cisnęły mu się żadne odpowiednie słowa. 

Zostań.

Zapomnij.

Zgasił palenisko szybkim zaklęciem i wyszedł z gabinetu, ostatni raz rzucając spojrzenie w stronę swojego biurka. Oddałby wiele, żeby móc zostać i w spokoju wypić filiżankę herbaty. Skierował kroki ku schodom, szybko pokonując klatkę schodową i wychodząc na korytarz prowadzący ku przedsionkowi. Zatrzymał się na łączeniu odnóg prowadzących w inne części zamku i zerknął w stronę ruchomych schodów, które przemieszczały się ku górnym piętrom. Nie dostrzegł nigdzie znajomej sylwetki, więc odwrócił się ku schodom prowadzącym ku Wielkiemu Holowi i dostrzegł ją stojącą pod wielkim, ściennym zegarem. Rozmawiała z Aurorą, zwrócona profilem do niego. W subtelnej, granatowej szacie prezentowała się rewelacyjnie; sięgająca kostek, ciemna sukienka opinała przyjemnie jej talię, rozpościerając się szerzej wokół bioder i kończąc zabudowanymi ramionami. 

Kobieta dostrzegła go w chwili, kiedy zaczął ku nim schodzić. Aurora posłała jej wymowne spojrzenie, uderzając lekko jej ramię, a Hermiona zerknęła w stronę schodów, na których pojawił się Severus. Merlinie. Do tej pory kobieta zupełnie nie zwracała uwagi na wygląd zewnętrzny, ale w czarnym, dopasowanym surducie ciemnowłosy czarodziej wyglądał cholernie dobrze i nie widziała powodu, dla którego miałaby temu zaprzeczać. Mimowolnie uchyliła usta, szybko się jednak na tym łapiąc. Severus zszedł do nich, podchodząc do Hermiony i kiwając jej lekko głową.

To, w jaki sposób złapał jej talię i przyciągnął ją do siebie, niemal wytrąciło ją z równowagi, a pocałunek, który złożył na jej skroni, pozbawił ją oddechu. 

— Dobry wieczór, Severusie — przywitała się Aurora. Mężczyzna skinął jej głową, przyglądając się uważniej ciemnoskórej nauczycielce. Wyglądała dobrze, wbrew tego co Snape słyszał o jej stanie od Poppy. Nie sprawiała wrażenia, jakby cierpiała. Choć Severus doskonale wiedział, że ludzie potrafią udawać przedziwne emocje. Czego sam był przykładem. — Dobrze wyglądasz.

Hermiona zaśmiała się, słysząc uwagę Sinistry, a Snape wywrócił oczami.

— Zdaję sobie z tego sprawę — odparł. Posłał przelotne spojrzenie nauczycielce astronomii i uniósł brew. — Ty też nie wyglądasz najgorzej.

Usta Aurory wykrzywiły się w nieco kpiącym uśmieszku, który szybko zmienił się w grymas, kiedy za plecami Severusa dostrzegła znajomą, wysoką sylwetkę. 

— Dobry wieczór — usłyszeli, kiedy Henry podszedł bliżej nich. Prezentował się elegancko i z klasą, w dwuczęściowym garniturze z jasną kamizelką oraz ciemną, szarą marynarką i spodniami w identycznym kolorze. 

Czarnoskóra nauczycielka posłała mu nieco oschłe spojrzenie. Hermiona widziała jednak błysk w jej oku, kiedy kobieta spoglądała na wysokiego czarodzieja. 

— Dobry wieczór — mruknęła. — Kolejny elegant. Widzisz to, Hermiono? 

— Widzę — zaśmiała się młoda gryfonka, a Henry posłał im pytające spojrzenie.

— O czym ty mówisz? — spytał, lustrując ją wzrokiem, w którym czaiła się lekka kpina i rozbawienie. — Sama wyglądasz jakbyś szła na spotkanie z królową. Zresztą obie panie wyglądacie przepięknie. Zgodzisz się, Severusie?

Niespecjalnie miał wyjście. Snape posłał przelotne spojrzenie Aurorze i zerknął w dół, wyłapując rozbawione, ale zaciekawione spojrzenie Hermiony. Teatralnie uniósł brew, powoli lustrując młodą gryfonkę cal po calu. 

— Zgodzę — powiedział w końcu. 

Kącik ust kobiety drgnął, kiedy spuszczała zarumienioną twarz z dala od wzroku Severusa, Aurory i Henry’ego. Na jej szczęście para starszych czarodziei szybko zaproponowała im udanie się na kolację, co Hermiona przyjęła z ulgą i nieoczekiwaną chęcią. Nie jadła nic od śniadania i czuła, że jej żołądek nie jest zadowolony z tego, jak jest traktowany. Nałożyła sobie pełny talerz jedzenia, co Severus skomentował cichym prychnięciem.

— Trzeba było przyjść na obiad jak człowiek — zakpił pod nosem, wiedząc, że jedynie Hermiona może go usłyszeć.

— Zaczytałam się — odparła równie cicho kobieta. Ugryzła kęs mięsa, a na jej twarzy pojawił się błogi zachwyt. Snape dostrzegł, że kobieta była zmęczona; ładne upięcie włosów i elegancka sukienka nie były w stanie zamaskować słabego spojrzenia, którego nie rozświetlał nawet uśmiech pojawiający się na jej ustach. Fałszywy uśmiech. 

Pierwszy raz mężczyzna miał jej za złe, że kłamała. 

Zabawa sylwestrowa była o wiele swobodniejsza niż uczta bożonarodzeniowa. Uczniowie dość szybko rozpierzchli się po zamku, czerpiąc pełnymi garściami z wolności, jaką dawały ostatnie dni przerwy świątecznej. Do końca tygodnia pozostało kilka dni, a od poniedziałku musieli wrócić do szarej, nudnej rzeczywistości i zmierzyć się z nowymi wyzwaniami. Niektórzy profesorowi dawali czas wokół świąt na naukę do egzaminów, które przeprowadzali zaraz po powrocie na zajęcia, więc dla części uczniów nowy rok wiązał się ze starymi zaległościami. 

Severus już od jakiegoś czasu obserwował Hermionę, której twarz była w jego ocenie zbyt spokojna. Nie podobało mu się, że jej uśmiech nie docierał do orzechowych oczu. Że ilekroć Aurora odwracała spojrzenie, usta gryfonki zastygały w pustym, niemym wyrazie. Kiedy Henry zaprosił ich na parkiet, Snape wyciągnął do młodej kobiety dłoń z pytaniem wymalowanym na twarzy.

— Ale tylko jeden taniec — zaśmiała się cicho, a w jej oczach pojawiło się coś żywszego. — Nie ufam wystarczająco swoim umiejętnościom.

— Całe szczęście ja ufam swoim — mruknął Severus. 

Poprowadził Hermionę na parkiet, obracając ją wokół jej własnej osi, zanim zdążyła odwrócił się w jego stronę. Wesoły śmiech dotarł do jego uszu, kiedy przyciągał ją do siebie i ucichł, kiedy kobieta znalazła się zdecydowanie za blisko. Ich ciała zetknęły się na ułamek sekundy, w którym coś wybuchło w powietrzu, elektryzując otoczenie dookoła. Nikt jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi. Snape odepchnął od siebie Hermionę, zmuszając jej ciało do tańca. Kobieta ułożyła dłoń na jego ramieniu i pozwoliła prowadzić się w wolnym, spokojnym rytmie, do którego kroki przychodziły jej wyjątkowo naturalnie. Czując silną dłoń obejmującą jej talię wiedziała, że nawet jeśli popełni błąd on będzie tam, żeby ją nakierować. Uśmiechnęła się, kiedy mężczyzna po raz kolejny zakręcił nią pod swoim ramieniem i posłała mu wymowne spojrzenie. 

Do końca wieczoru dało się zauważyć, że cień w spojrzeniu Hermiony Granger malał z każdym uśmiechem, którym obdarzała Severusa Snape’a. Każde spojrzenie, które mężczyzna posłał w jej stronę dawało jej siłę, aby przeżyć ten wieczór, który pod koniec okazał się mniej wymagający, niż Hermiona zakładała. Cieszyła się ze spokojnej muzyki, czerpała przyjemność z siedzenia obok Severusa, który co jakiś czas raczył ją kąśliwą uwagą lub żartem, które w swojej niezręczności naprawdę poprawiły jej humor.

— Mam wrażenie, jakbyśmy już to robili — mruknęła, kiedy kilka minut przed północą podążali za tłumem w stronę wyjścia na dziedziniec. Tym razem był on  zabezpieczony szczelną tarczą ochronną, która chroniła uczniów przed zimnem i wiatrem, a także fajerwerkami, które miały być o wiele bardziej spektakularne niż podczas przyjęcia bożonarodzeniowego. Severus prychnął, zdając sobie sprawę, że kobieta ma rację. Sytuacja była niemal identyczna. Niemal, bo miał w zanadrzu coś, czego liczył, że Hermiona się nie spodziewała. 

— Chodź — mruknął, kiedy dotarli na korytarz i pociągnął ją za ramię w przeciwną stronę. Zaskoczona jego zachowaniem gryfonka zmarszczyła brwi, ale ciekawość wzięła nad nią górę i posłusznie podążyła za nim, dając się prowadzić długim korytarzem ku południowej części zamku. 

— Gdzie idziemy? — spytała, kiedy dotarli do rozwidlenia korytarza. Severus posłał jej przelotne spojrzenie, a Hermiona dostrzegła nikły uśmiech na jego ustach.

— Zobaczysz. 

Przesunął dłoń na jej plecy, lekko popychając ją w jeden z korytarzy. Kobieta wzdrygnęła się, czując jego dotyk, a on z kolei wyczuł jej reakcję. Zmarszczył brwi, zabierając rękę i podchodząc pod ciemne, szerokie drzwi.

— Co my tu robimy? — Kobieta wydawała się rozbawiona, ale i zaintrygowana. Zlustrowała Severusa pytającym spojrzeniem i zerknęła na ciemne drewno, na którym wisiała pozłacana plakietka. — Klasa Pomony?

Nie doczekała się odpowiedzi; musiała zadowolić się skinieniem głowy, po którym mężczyzna odwrócił się i otworzył drzwi. Ku zaskoczeniu Hermiony, nie stawiały żadnego oporu. Obserwowała, jak Severus przekracza próg, rzucając jej wymowne spojrzenie, zanim jego sylwetka zniknęła wewnątrz pogrążonego w ciemności pomieszczenia. W dodatku Hermiona miała wrażenie, że coś kompletnie przesłania widok wnętrza — stanowiąc niemal namacalną barierę. 

— Nie stój tak — polecił Severus nieco przytłumionym głosem. 

— Nie powinniśmy tu być — odparła szeptem Hermiona, choć nikt nie miał prawa jej usłyszeć. Mimo iż nie widziała jego twarzy, wyobrażała sobie, że Snape wywrócił oczami na jej słowa. 

— Nie marudź — prychnął mężczyzna, którego głos zagłuszała bariera za drzwiami. Hermiona wykrzywiła usta w grymasie i zmarszczyła brwi. — I nie krzyw się tak, złość piękności szkodzi — zakpił, a kobieta zaśmiała się. 

Bez słowa podeszła do drzwi, przekraczając próg i szybko zdała sobie sprawę czym była owa bariera. Gęsto porastające pracownię zaczarowane rośliny wypełniały niemal każdą wolną przestrzeń, przywodząc na myśl kobiety ogród botaniczny, w którym jako mała dziewczynka była na wycieczce szkolnej. Przez gąszcz prowadziła wąska ścieżka, oświetlana łuną księżyca przebijającą się przez ogromne, półokrągłe okno na szczycie sufitu. Hermiona uchyliła usta, zaskoczona przepięknym widokiem.

— Co to za miejsce? — spytała, nie pamiętając, aby była kiedykolwiek w tej części zamku. Podeszła powoli do Severusa, który czekał na nią po drugiej stronie okrągłej pracowni, pod niedużymi, stalowymi drzwiami. Domyślała się, że to zapewne nieużywana pracownia, jednak mężczyzna nie uraczył jej wyjaśnieniem. Wskazał wymownie na drzwi, uchylając je przed Hermioną. 

— Uznaj to za prezent dla nas obojga, Granger — powiedział, kiedy go mijała. 

Posłała mu przelotne spojrzenie i wyszła na twardą kostkę brukową, od razu czując chłód wieczoru, który dotarł do jej ciała. Balkon, a właściwie niewielki taras usytuowany był nisko na wzgórzu i było tu o wiele spokojniej, niż w innych częściach zamku. Hermiona uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła, że tuż za rogiem widać dziedziniec, na którym gromadzili się teraz wszyscy uczniowie, których jej wzrok nie obejmował. 

— Niesamowite — szepnęła, kręcąc głową z niedowierzania. Podeszła do murowanej bariery i oparła dłonie na zimnym kamieniu, uśmiechając się pod nosem. — Ten zamek nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

— Teraz to zasługa zamku? — zapytał kpiąco Snape, przyprawiając swoją towarzyszkę o śmiech. Podszedł bliżej niej, sprawnym zaklęciem aportując płaszcze i pomógł kobiecie założyć ubranie. Hermiona posłała mu wdzięczne spojrzenie, lustrując go przelotnie wzrokiem, kiedy ubierał swój płaszcz. Nagle mężczyzna z kieszeni wyciągnął czarne, eleganckie rękawiczki i wręczył je zaskoczonej kobiecie. Stanął obok niej opierając się biodrem o mur i uniósł brew, widząc, że Hermiona mu się przypatruje.

— Oczywiście, że nie — mruknęła pobłażliwie. Posłała mu wymowne spojrzenie i uśmiechnęła się słabo, dodając: — Dziękuję.

Gęste, ciemne brwi zmarszczyły się w krzywym grymasie, który pojawił się na twarzy Severusa. Przyglądał się jak młoda kobieta naciąga rękawiczki na szczupłe dłonie i dopiero po chwili oderwał od nich wzrok.

— Nie masz za co — stwierdził oschle i niemal od razu się skrzywił. — Tak jak mówiłem, to prezent dla nas obojga. — Zauważył, że ramiona Hermiony drgnęły, kiedy cicho prychnęła. — Minerwę nie zaboli, jak podarujemy sobie jedno wydarzenie.

— Właśnie za to ci dziękuję — odparła kobieta. — Od naszej ostatniej rozmowy nie mogłam… — Zawahała się nie wiedząc, czy może mu o tym powiedzieć. Czy on chce o tym słuchać. — Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. 

Snape dostrzegł, że jej mina zrzedła. Chciała coś z siebie wydusić. 

— Wiem — mruknął, marszcząc brwi. 

— Nie wiesz — szepnęła. Na jej ustach pojawił się grymas, kiedy wspomnienia znów do niej powróciły. Tym razem jednak nie uderzyły w nią, jakby czekały na odpowiedni moment. — Wciąż śnią mi się te wszystkie ciała. Wciąż widzę je na ziemi, a kiedy zamykam oczy…

Zmarszczyła brwi, a Severus skrzywił się lekko.

— Widzisz krew na rękach — dokończył, widząc, jak jej oczy odnajdują jego spojrzenie. — I nie możesz się jej pozbyć. Wierz mi, Granger — zmrużył oczy, na moment ukazując skazę w masce — wiem. — Jeśli ktokolwiek miał zrozumieć, jak uciążliwe potrafią być duchy przeszłości to był to właśnie on; zniszczony wojną, zdeprawowany chorą ideologią. On ze wszystkich najlepiej rozumiał, jak to jest walczyć z własnym umysłem, próbując wyprzeć emocje. — Jeśli chcesz, możesz mi pokazać.

Młoda kobieta posłała mu pytające spojrzenie, zerkając ku dłoni, którą wyciągał w jej stronę. Po chwili zrozumiała, co miał na myśli i drgnęła.

— Nie, to cholernie nieprzyjemne — zaprotestowała. Severus rzadko słyszał, żeby przeklinała. Zmarszczył brwi, widząc jej wyraźną niechęć do penetracji umysłu i absolutnie rozumiał jej stanowisko. Legilimencja nie była przyjemna. Zostawiała rysę na człowieku, zarówno u jednej, jak i drugiej strony. Nieprzyjemne uczucie czyjejś obecności, czające się gdzieś z tyłu głowy. — Ale dziękuję za propozycję. Potrzebuję… chyba czasu — dodała, wzdychając głęboko. — Dużo czasu.

Niespodziewanie w niebo uniosła się pierwsza wiązka jaskrawego światła, która przykuła całkowicie uwagę Hermiony. Kobieta przyglądała się, jak kula zastyga w powietrzu i wybucha, a jej części rozpryskują się dookoła, opadając powoli ku ziemi. Obraz zakrwawionej twarzy Snape’a zupełnie rozmył się przed jej oczami, a jedyne, co zaprzątało umysł młodej nauczycielki to coraz jaśniejsze eksplozje, które zaczęły przybierać na sile. Zgodnie z zapowiedzią sylwestrowy pokaz sztucznych ogni przyćmił fajerwerki, które oglądali w święta. W dodatku miejsce, do którego przyprowadził ją Severus sprawiało, że była w stanie zobaczyć o wiele więcej, niż uczniowie na dziedzińcu. Zaśmiała się, kiedy opadające wiązki światła ponownie zaiskrzyły w niespodziewanym wybuchu i wskazała dłonią w tamtą stronę, odwracając się do mężczyzny. 

To był błąd, który chciała popełnić.

Snape patrzył na nią, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co działo się za jej plecami. Nie obchodziły go fajerwerki. Nie obchodził go Hogwart. Skupił całą swoją uwagę na Hermionie, marszcząc brwi, kiedy dostrzegł jasne rozbłyski światła odbijające się w orzechowych tęczówkach. Posłał przelotne spojrzenie jej ustom, które rozchyliły się lekko, jakby chciała mu coś powiedzieć.

Zrób to. Kobieta nie wiedziała, czy prosiła o to jego czy samą siebie. Tak bardzo chciała, żeby ją wtedy pocałował. Tak bardzo pragnęła znów poczuć na sobie jego dłonie. Tak bardzo. Wiedziona czymś, czego nie rozumiała zrobiła krok w stronę Severusa, czując, jak silna dłoń przyciąga ją bliżej. 

Pocałował ją bez ostrzeżenia. Bez jakiegokolwiek uprzedzenia. Naparł agresywnie na jej wargi, a jej szczupłe dłonie niemal od razu wczepiły się w jego ramiona. Trzymał ją w mocnym, choć powściągliwym uścisku. Jego usta za to wyrażały emocje, których on sam nie umiał nazwać — tęsknotę, pożądanie, pragnienie. Poczuł, jak chętnie Hermiona odpowiedziała na jego pocałunek i przyciągnął ją do siebie mocniej. Było mu mało. Chciał więcej. Chciał wszystkiego.

Poczuł, że kobieta zsunęła dłoń z jego ramienia. Zamknęła ją w żelaznym uścisku na mankiecie jego płaszcza, a Severus poczuł, że przyciągała go do siebie lekko, jakby niepewna, czy on tego chce. Chciał. Objął jej talię, układając dłoń na jej plecach i przyciągając ją, łącząc ich usta w kolejnym pełnym emocji pocałunku. Nie mógł zmusić się, żeby przestać. Ona nie chciała, żeby przestawał. Wyczuł, że drgnęła, kiedy jego dłoń dotknęła materiału na jej plecach. Nie oderwała się jednak od niego — przylgnęła ciałem do jego klatki piersiowej, dłonią dotykając jego twarzy i oddała mu się całkowicie, prowadzona nieznanym uczuciem i chęcią wzięcia więcej. Znacznie więcej.

Sam nie wiedział, jak udało mu się od niej odsunąć i po co właściwie to zrobił. Spojrzał na jej zaczerwienioną twarz, którą oświetlały jedynie jaskrawe wybuchy i księżyc wiszący wysoko na nieboskłonie. Dlaczego musiała być taka piękna? Zdecydowanie łatwiej byłoby mu się wyprzeć uczuć do niej, gdyby nie patrzyła na niego wielkimi, orzechowymi oczami. Choć zdał sobie sprawę, że wygląd nie był powodem, dla którego coś do niej poczuł. Był powodem, dla którego tak bardzo jej pragnął. Ale to cała reszta sprawiła, że młoda kobieta zniewoliła jego zgorzkniałe serce.

Ona była powodem, że żył.

Niespodziewanie usłyszał jej cichy śmiech. Spierzchnięte usta ułożyły się w słaby uśmiech, a jej oczy odnalazły jego spojrzenie i patrzyły na niego… Jak, Snape? Co chcesz tam zobaczyć? Zmarszczył brwi, rozluźniając uścisk dłoni, którą trzymał na jej talii. Nie zabrał jej jednak od razu, chwilę badając reakcję Hermiony na jego dotyk. Ona jednak nawet nie drgnęła. Patrzyła na niego z oczekiwaniem, choć sama nie była pewna, na co czeka. Na wyznanie? Nie. Sama nie była skłonna go dać, więc nie miała prawa oczekiwać go od Severusa. Zdała sobie sprawę, że czeka na jego ruch. Na reakcję. 

Uśmiechnęła się, co nieco zbiło go z tropu. Choć nie tak bardzo jak to, co zrobiła potem — zaczerwienione usta zacisnęły się lekko, uwydatniając wgłębienia w policzkach, a oczy zlustrowały go szybko, ukradkiem. Nie widział jej wyraźnie, ale mógłby przysiąc, że się zarumieniła. A przynajmniej jakaś część niego chciała, aby tak było. Podobała mu się myśl, że ma na nią taki wpływ. Podobało mu się, że bezwarunkowo reagowała na jego zachowanie w sposób, którego chciał. 

Bez ani jednego słowa Hermiona odwróciła się do niego plecami i tak pozostała na dłuższą chwilę, w ciszy obserwując ciągnący się pokaz sztucznych ogni. Atrakcja wieczoru, zakpiła w myślach. Serce wciąż pulsowało w jej piersi, choć starała się nie dać tego po sobie poznać. Liczyła, że Severus nie zauważy, jak wielki wpływ wywarł na niej jego pocałunek. Jakie konsekwencje ze sobą niósł. Była pewna, że gdyby tylko poprosił, spełniłaby każdą jego prośbę. Nie rozumiała w jaki sposób nabył taką władzę i jak mogła dopuścić do tego, że życie wymknęło się spod jej kontroli. 

Objęła się szczelniej ramionami, uśmiechając się z fascynacją, kiedy podwójna eksplozja zaiskrzyła intensywnym, pomarańczowym światłem. Mogła patrzeć w nie bez końca, czując przyjemne buzowanie serotoniny w żyłach. Czuła też, jak zimno przejmuje jej ciało mimo okrycia, a jej kończyny kamienieją. Nie przeszkadzało jej to jednak, a piękne widoki i kolorowe rozbłyski zdecydowanie rekompensowały jej chwilowy dyskomfort. Z żalem dostrzegła, że pokaz powoli dobiega końca, a eksplozje powoli słabną, nie będąc tak majestatyczne jak na początku. Kiedy duży, jasny promień wystrzelił nagle w niebo wiedziała, że to koniec. Nieboskłon rozbłysł granatem, czerwienią, zielenią oraz żółcią, a iskrzące cząsteczki uformowały się w cztery cyfry. Dwa tysiące cztery. 

Hermiona uchyliła usta, zdając sobie sprawę, że minął kolejny rok, a ona jedyne co osiągnęła to status udawanej narzeczonej Severusa Snape’a. Uśmiechnęła się pod nosem i stwierdziła jednak, że i tak może nazwać to sukcesem — w końcu jeszcze rok temu nie byłaby na tyle pewna siebie, aby otwarcie z nim flirtować. Obiecała sobie, że przekona się, jak daleko sięgają granice jej odwagi. Małymi krokami zamierzała dowiedzieć się, na ile ją stać.

— Szczęśliwego Nowego Roku, Severusie — powiedziała, zerkając przez ramię na wysokiego mężczyznę. Ten prychnął w odpowiedzi.

— Szczęśliwego Nowego Roku, Granger — zakpił. 

Hermiona zaśmiała się, kręcąc nieco pobłażliwie głową. Jak on to robił, że nawet po tak niespodziewanym, niesamowicie namiętnym pocałunku nie czuła się niezręcznie? Odnalazła jego ciemne oczy i poczuła, że jej twarz płonie pod jego spojrzeniem. Nie dała nic po sobie poznać, choć podobało jej się, co jego obecność robi z jej ciałem. Chciała nawet przekonać się, gdzie leżą granice jego władzy. 

— Myślisz, że Minerwa będzie się martwić, jeśli chwilę dłużej nas nie będzie? — spytała, unosząc brew.

— Myślę, że nie powinnaś się nią przejmować — stwierdził kpiąco Snape, posyłając jej wymowne spojrzenie. Młoda kobieta uśmiechnęła się do niego szeroko, odwracając się bokiem i układając dłonie na zimnym, betonowym murze. Przymknęła oczy, wdychając przyjemny zapach iglastych drzew, który niósł wiatr przemykający przez dolinę pod jej stopami. Nie był intensywny, ale dość wyraźnie przebijał się przez mróz i docierał do zmarzniętego nosa Hermiony. 

— Chciałabym móc się tym nie przejmować — mruknęła.

Nie miała pojęcia, że zarówno dla niej, jak i dla Severusa te słowa znaczyły o wiele więcej, niż się wydawało. Wyeliminowanie z ich planu Minerwy zniszczyłoby całą jego istotę. Byliby wtedy zwykłą parą ludzi, która musiała odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to, co się pomiędzy nimi pojawiło, miało jakieś szanse — pytanie, na które żadne z nich nie chciało odpowiadać. Musieliby podjąć decyzję, czy próbują tworzyć z tego coś więcej, czy rozchodzą się w swoje strony — decyzję, której żadne nie chciało podejmować. 

— Są na to sposoby — odparł Snape. Uniósł brew, widząc, że Hermiona zerka na niego z ukosa i odepchnął się od muru, posyłając jej wymowne spojrzenie. — Chętna?

O mały włos nie odpowiedziała. Skinęła głową, podążając za nim do drzwi i przekraczając próg. Severus zamknął drzwi, zerkając na nią przelotnie, kiedy go mijała. Nie uciekła. Nie odwróciła wzroku. Uśmiechała się do niego, a jej orzechowe oczy, ilekroć napotykały wzrok Severusa, uciekały ku jego ustom na ułamek sekundy. Tyle mu wystarczyło, żeby ją wtedy pocałować. Taką władzę miała nad nim Hermiona Granger. 

Wyprowadził ją z pracowni, którą Pomona pokazała mu kiedyś jako miejsce, gdzie może przeprowadzać eksperymenty. Na początku swojej kariery w Hogwarcie był już śmierciożercą, co często wiązało się z koniecznością testowania nowych eliksirów i mikstur, a mało uczęszczana część zamku z dostępem do świeżego powietrza stanowiła idealne rozwiązanie. Epizod ten nie trwał jednak krótko, bo jeszcze tego samego roku rozegrała się tragedia, która miała zmienić życie wielu ludzi. W tym zarówno Severusa, jak i Hermiony. 

W milczeniu szli korytarzem wypełnionym przyjemnym ciepłem. Dotarli bliżej łączenia korytarzy, kiedy do ich uszu dotarła muzyka z Wielkiej Sali, a Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Ku jej zaskoczeniu Severus nie poprowadził jej jednak w tamtą stronę. Delikatnie objął jej talię, nakierowując ją ku ruchomym platformom.

— Myślałam, że wracamy — mruknęła z niepewnym uśmiechem.

Weszła na platformę i złapała się mocno barierki, kiedy schody ruszyły w górę i powoli sunęły ociężałym ruchem. Kiedy zatrzymały się niespodziewanie przy wysepce na trzecim piętrze, Snape prychnął.

— Wracamy — powiedział. Do twojego gabinetu, przeszło jej przez myśl. Posłała mu przelotne spojrzenie, kiedy schodził na stabilny grunt i podał jej dłoń. Pomógł kobiecie zejść i ruszył pustym, cichym korytarzem ku znajomym drzwiom. — Zarzekałaś się kiedyś, że jak jeszcze raz zagramy w karty to z pewnością mnie ograsz. — Hermiona spojrzała na niego, uchylając usta w teatralnym szoku. — Chciałbym widzieć, jak próbujesz.

Jej usta zacisnęły się w figlarnym uśmiechu, który początkowo nieco ją speszył. Uciekła wzrokiem ku posadzce, jednak poczuła, że nie chce tego robić. Ponownie na niego spojrzała, ale tym razem zlustrowała jego twarz nie mrugnąwszy nawet powieką.

Merlinie, jak mu się to spodobało.

Przepuścił ją w drzwiach, zapraszając gestem do gabinetu. Rozpalił w kominku pozwalając, aby kobieta zajęła swoje stałe miejsce na kanapie i dostrzegł, że przygląda mu się rozbawiona.

— Dla jasności, kiedy mówiłam, że cię ogram, byłam nietrzeźwa — wyjaśniła, poruszając wymownie brwiami. — Nie powinieneś brać tego jak wyzwanie.

— Tchórzysz? — zakpił Snape, kątem oka kontrolując płomienie buchające na palenisku. Podszedł powoli do kanapy nie zajmując jednak na niej miejsca. Wiedział, że wtedy wieczór najprawdopodobniej potoczyłby się w jednym, konkretnym kierunku. — Cóż, spodziewałem się tego. 

Doskonale wiedział, że się z nią drażni, ale jej uniesiona wymownie brew tylko go rozbawiła. Podobnie jak grymas, który pojawił się na jej ustach.

— Nie — odparła Hermiona, poprawiając się na kanapie. — Nie tchórzę.

Mężczyzna prychnął i bez słowa podszedł do gabloty zawieszonej na ścianie obok kominka. Sięgnął z niej rzeźbione, drewniane pudełko, a Hermiona nie odrywała wzroku od jego dłoni i szczupłych palców, kiedy wracał do stolika. Wciąż czuła je na swoim ciele. Nie sądziła, że coś tak niepozornego będzie dla niej tyle znaczyć, ale nie dorównywało to nawet jego pocałunkom — żelazna dłoń na jej plecach, przyciągająca ją pewnym ruchem. Palce mocno zaciskające się na jej talii. Nie potrafiła opisać, ile emocji wzbudzał w niej tak drobny, subtelny gest. 

— Zacznij zatem — polecił Snape, wymownie podając jej jedną z dwóch talii. Kobieta odebrała od niego karty, posyłając mu waleczne spojrzenie. Skoro już nadarzyła się okazja, równie dobrze mogła spróbować. Liczyła, że skoro od ich ostatniej rozgrywki sytuacja nieco uległa zmianie, to być może to pozwoli jej wygrać z Severusem. Poczuła przypływ adrenaliny na myśl o jego minie, kiedy przegrywa. 

Podniosła pierwszą kartę. Czwórka karo. Nie była pewna, jak chce to rozegrać. Przypomniała sobie, jak Snape tłumaczył jej, że najlepiej obrać jedną z dwóch strategii — albo będzie próbowała wmówić mu, że kłamie, albo spróbuje wyłapać kłamstwo na jego twarzy. Musiała jednak wybrać. 

— Czwórka karo — mruknęła. 

Severus oparł się wygodniej na fotelu i posłał jej przeciągłe spojrzenie. Ciekawiło go, jak kobieta chce to rozegrać. Czego chcesz, Granger? Bez słowa sięgnął jedną ze swoich kart, przyglądając się jej chwilę.

— Ósemka pik — powiedział. Jego głos był ciężki i zawisł w powietrzu, powodując drżenie na ciele Hermiony. Próbowała wypierać myśli o ich pocałunku. Naprawdę mocno się starała. Ale spojrzenie ciemnych oczu, które lustrowało każdy cal jej ciała nie pomagało. 

Długo nie odważyła się skłamać. W pewnej chwili jednak w jej głowie pojawił się nikły, ale jadowity głos. Przecież i tak go okłamujesz. Zmarszczyła brwi, sięgając po kartę i rzuciła jej przelotne spojrzenie.

— Król kier.

Dźwięk dzwonka rozdarł powietrze i dotarł do uszu Hermiony, która drgnęła zaskoczona. Snape posłał jej kpiące spojrzenie, wyłapując krzywy uśmiech i niezadowolenie w oczach.

— Nie tego cię uczyłem — prychnął pod nosem. Rozbawiła go jej marna próba, chociaż miał wątpliwości przed podniesieniem dzwonka. Wciąż widział rysę na jej twarzy, kiedy kłamała, ale musiał przyznać, że robiła to nieco lepiej, niż na początku.

Hermiona jednak wydawała się nie przejmować jego uwagami. Do końca wieczoru spróbowała jeszcze kilka razy, jednak za każdym razem przegrała. Dźwięk agresywnie odbijającego się kowadełka od metalowej powłoki co jakiś czas przerywał ciszę, za każdym razem przynosząc ze sobą nową dawkę determinacji.

— As kier — powiedziała, kładąc na stół odwróconą rewersem szóstkę trefl. Odchyliła się na kanapie, przymykając z ulgą powieki, kiedy mięśnie na plecach rozluźniły się pod miękkim, obitym skórą materiałem. 

— Piątka wino. — Kobieta drgnęła, szybko jednak powstrzymując się przed widoczną reakcją. Udało się, pomyślała. Zerknęła przelotnie na mężczyznę pod pretekstem wykrycia na jego twarzy kłamstwa, podczas kiedy jedyne, o czym potrafiła myśleć to to, że z powodzeniem oszukała wzrok Severusa Snape’a. 

Nagle dostrzegła na jego twarzy zmarszczkę. Jedną, maleńką rysę. Charakterystycznie pojawiającą się tuż przy załamaniu powieki, kiedy lustrował ją spojrzeniem. Wciąż krzyżując nogi pochyliła się pospiesznie i sięgnęła dzwonek, z satysfakcją obserwując unoszącą się brew Snape’a.

Odwróć, poprosiła w myślach. Liczyła, że nie dostrzegł w jej spojrzeniu jak podniecona była wizją tego, że udało jej się wyłapać fałsz na jego twarzy. Jak ekscytowała ją myśl, że mogła umieć odczytać emocje z jego spojrzenia. 

— Gratulacje — mruknął Severus, odwracając rewers karty i ukazując kobiecie czerwoną królową. Serce Hermiony przeskoczyło jedno bicie, kiedy w kącikach ust mężczyzny pojawił się nikły uśmiech.

Udało się, pomyślała. Znowu. 

Ku jej własnemu zaskoczeniu okazało się, że nie były to odosobnione przypadki tego wieczoru. Snape prychał gorzko pod nosem, kiedy kobiecie po raz kolejny udało się go przyłapać, a Hermiona czuła, że jej policzki czerwienią się. Dostrzegła szansę na wygraną i Merlin jeden wiedział, że zamierzała ją wykorzystać. Widząc, że Snape daje się nabierać na jej próby oszustwa, kobieta zdecydowała, że to jest jej decyzja. Żeby wygrać, musiała go oszukać. 

W pewnej chwili jej wzrok przeniósł się na karty rozłożone po obu stronach stołu. Była bliska wygranej, a fakt jak blisko tego się znajdowała, zaskoczył ją. Zdeterminowana zdecydowała, że postawi wszystko na jedną kartę i na jedną emocję, której Snape się nie spodziewa. 

— Dama wino — powiedziała, odkładając rewersem czarną królową na szklany blat stolika. Wytrzymała spojrzenie Severusa, kiedy rzucali kolejne karty na stół, jednak żadne kłamstwo nie padło z jej ust. Czekała cierpliwie, aż w jej dłoni zostanie jedna, ostatnia figura, która miała przynieść jej zwycięstwo. Mężczyzna spojrzał na nią, dostrzegając, w jakiej znaleźli się sytuacji i uniósł kącik ust. Rzucił na stół kartę, ponownie kłamiąc co się na niej znajduje, a Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Pochyliła się, układając na karcie Severusa czarną szóstkę i powiedziała: — As kier. 

Podwójny blef. Pierwszy raz, kiedy udało jej się wygrać z Severusem zdecydowała się nie kłamać i oszukała go, mówiąc prawdę. Teraz liczyła, że widząc jej zachowanie Snape uzna, że robi to samo i nie domyśli się, że kłamie. Gdyby tylko, pomyślała. 

— Dobra robota, Granger — powiedział Snape, odkładając pozostałe w dłoni karty na stos. Hermiona nie poruszyła się, co nieco go zastanowiło. Spojrzał na nią pytająco, na co ta jedynie uśmiechnęła się pod nosem.

— Odwróć — poprosiła cicho. Mężczyzna zlustrował ją uważnym spojrzeniem. Coś tu nie gra, przeszło mu przez myśl. Zmarszczył brwi i sięgnął po kartę, którą kobieta wyrzuciła. Zrozumiał, że go okłamała. A on naiwnie uwierzył, że znowu mówiła prawdę. Wygrała z nim w sposób, którego nie przewidywały zasady. Błysk, jaki pojawił się w orzechowych oczach nieco zrekompensował gorycz porażki, jaką odczuł Snape. Nie miał nawet pojęcia, że serce Hermiony niemal eksplodowało z emocji, kiedy adrenalina zabuzowała w jej żyłach. — Czy takie próby chciałeś zobaczyć? — spytała z przekąsem, zaskakując samą siebie jak i Severusa tonem głosu. Zrozumiał, że pije do jego wcześniejszej zaczepki i prychnął pod nosem, odkładając pozostałe karty na stół. Oparł się głębiej na fotelu, układając ramiona na drewnianych, żłobionych oparciach i zerknął na nią przeciągle.

Nie był pewien.

Nie był pewien, czy to miał na myśli. To on stracił swoje umiejętności, czy ona nabyła nowe? Przecenił swoje możliwości czy umniejszył jej inteligencji?

— Przyzwoite jak na pierwszy raz — odparł.

Widział, jaka była z siebie dumna i nie mógł zaprzeczyć, poczuł coś dziwnego widząc szczerą radość na twarzy. Wyraz zadowolenia w spojrzeniu, które do końca wieczoru uciekało ku mężczyźnie nie odrywającego od niej wzroku. 

Nie pamiętał nawet o czym rozmawiali. Co jej powiedział, a co ona mówiła do niego. Obecność kobiety w jego gabinecie, ciepło, jakie ze sobą przyniosła i komfort dla nerwów i zszarganych zmysłów były dla Severusa nieco przytłaczające. To było coś, czego nie doświadczał nigdy wcześniej i sam nie do końca wiedział, czy mu to odpowiadało. Nie, wróć, pomyślał. Odpowiadało. Zdał sobie sprawę, że towarzystwo młodej nauczycielki mugoloznawstwa wpisywało się w definicję spokojnego, harmonijnego życia, którego Severus pragnął.

Nie wadziła mu. Nie przeszkadzała. Żyła obok niego, wtapiając się w jego dzień niepostrzeżenie i wypełniając lukę, o istnieniu której nie wiedział. A jej nieobecność sprawiła, że poczuł swego rodzaju pustkę. Ostatnich kilka dni spędził samotnie, dając jej przestrzeń, której najwyraźniej potrzebowała nie kontaktując się z nim. Wiedział, że przyszłaby, gdyby chciała. Nieraz udowodniła mu, że jest skłonna do wyznań. Szukał sobie zajęcia na siłę, w rezultacie doprowadzając do stworzenia egzaminu dla swoich uczniów, który zamierzał przeprowadzić zaraz po przerwie świątecznej. Granger jednak okupowała jego myśli, nie dając mu spokoju.

Kiedy wróciła do siebie, jeszcze długo nie zasnął. Siedział w fotelu przed kominkiem, przypatrując się pełzającym płomieniom i wspominał rozmowę z młodą kobietą, kiedy wyznała mu, że dręczą ją wspomnienia wojny. Nie spodziewał się, że to wydarzenie aż tak na nią wpłynęło. Nie sądził, że młody umysł mógł zostać tym tak zniszczony. Z jakiegoś powodu chciał jednak, żeby Hermiona wiedziała, że on rozumie. Wie. Doskonale wiedział jak to jest być ściganym przez coś, czego nie widać, ale co czuje się każdą komórką ciała. Każdą częścią siebie. Coś, co nie odpuszcza mimo prób i starań. Coś, co nie rozumie koncepcji poddania się.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 47Sojusz, Granger? – Rozdział 49 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 3 komentarzy

  1. U nich to chronologia wydarzeń zdecydowanie leży — najpierw się zaręczają i „płodzą dziecko”, a dopiero potem całują, chociaż na wyznania trzeba będzie poczekać pewnie z 10 czy 15 rozdziałów 🙂Wróć do czytania

Dodaj komentarz