Sojusz, Granger? – Rozdział 70

Hermiona Granger miała problem z uporządkowaniem w głowie kolejności wydarzeń, które miały miejsce poprzedniego wieczora. Stała przy półokrągłym oknie w swoim gabinecie, obejmując się szczelnie ramionami i uśmiechała się sama do siebie na wspomnienie tego, co Severus Snape zrobił z jej ciałem. Jak zbezcześcił je w najprzyjemniejszy możliwy sposób.

Była jego. 

Jasna cholera.

Przespała się z Severusem Snape’em.

Uniosła spojrzenie na szczyty pokrytych śnieżnym okryciem gór i zamrugała szybko, kiedy promienie prześwitującego przez ciężkie chmury słońca nagle ją oślepiły. W tej samej chwili jednak usłyszała pukanie do drzwi i odwróciła się, odruchowo składając dłonie na brzuchu. Przyszedł, pomyślała. Zerknęła na zegarek, upewniając się, że za drzwiami jej gabinetu mogła stać tylko jedna osoba i uśmiechnęła się pod nosem. Severus zjawił się, żeby jak co dzień eskortować ją do Wielkiej Sali. Jak gdyby nigdy nic się nie zmieniło.

Kobieta ruszyła do drzwi, zastanawiając się, co jeśli to jednak nie on — jaki zawód odczuje tym, że to nie jego twarz zobaczy jako pierwszą tego dnia. Kiedy jednak nacisnęła klamkę, uchylając skrzydło, dostrzegła znajome spojrzenie, które zwróciło się w jej kierunku, kiedy tylko pojawiła się w progu. 

A jednak on. 

Severus z pobłażliwą miną obserwował, jak wesołe, przebudzone oczy lustrują jego sylwetkę, jakby Hermiona była zaskoczona faktem, że stoi przed nią, że jak co dzień przyszedł po nią i zamierzał zjeść z nią śniadanie. Jak gdyby nigdy nic. 

— Dzień dobry — mruknął, a na usta kobiety powoli wypłynął jeden z piękniejszych uśmiechów, jakie dane było do tej pory Severusowi widzieć. 

— Dzień dobry — odparła Hermiona, lawirując wzrokiem pomiędzy oczami, a wąskimi, nieruchomymi wargami, których smak wyrył się w jej pamięci aż za dobrze. 

Wyszła na korytarz, zamykając za sobą drzwi, jednak zanim jej dłoń zsunęła się z klamki, Snape zapytał:

— Dobrze spałaś?

Ton, z jakim wypowiedział to krótkie pytanie był tak nonszalancki, tak wyzuty z jakiejkolwiek niezręczności, że Hermiona aż uchyliła usta w zaskoczonym wyrazie.

— Rewelacyjnie — odparła, a w jej głosie dało się wyczuć nutę rozbawionej pobłażliwości. Oparła się o drzwi i zacisnęła dłoń na zimnej, mosiężnej klamce, czując jak wbija się w jej plecy, kiedy przywarła nimi do chłodnego drewna wciąż przyglądając się Severusowi.

— Dobrze słyszeć — powiedział mężczyzna, wyciągając w jej stronę ramię. — W przeciwnym razie musielibyśmy powtórzyć wczorajszy wieczór, żeby to była udana randka ze śniadaniem.

Nagły, niespodziewany śmiech Hermiony zdezorientował go, aż zmarszczył brwi.

— Ach, faktycznie — sapnęła rozbawiona kobieta. — W końcu mam swoje standardy. — Ujęła ramię Snape’a wciąż szeroko się uśmiechając i pozwoliła poprowadzić się wysokiemu czarodziejowi wzdłuż korytarza ku klatce schodowej. — Tak właściwie… spałam całkiem źle. Fatalnie wręcz. 

Nawet jeśli Severus próbowałby dopuścić do siebie wątpliwości, co do istoty uczuć panny Granger, jej wymowna mina skutecznie wyeliminowała taką możliwość. Szatynka uniosła brew, chełpliwie uśmiechając się samymi kącikami ust i choć nie popatrzyła na niego, mężczyzna mógł niemal wyobrazić sobie ogniki w jej oczach. 

Prychnął pod nosem, prowadząc kobietę schodami i podał jej teatralnie dłoń, kiedy schodziła z ostatniego stopnia. Usłyszał ciche, stłumione prychnięcie, ale zanim zdążył posłać Hermionie spojrzenie, ta przywarła na nowo do jego ramienia, ciągnąc go wesoło w stronę Wielkiej Sali. Snape wywrócił oczami, dotrzymując jej jednak kroku i zerknął na nią przez ramię, nie mogąc odeprzeć od siebie przyjemnego wrażenia, że cała ta sytuacja była zaskakująco normalna. Hermiona nie zachowywała się, jakby nic się między nimi nie wydarzyło, ale jakby było to naturalną koleją rzeczy. Czymś, co wbrew pozorom oboje zaakceptowali bez żadnego słowa sprzeciwu, bez zbędnego kwestionowania. Po raz pierwszy zresztą żadne nie czuło takiej potrzeby. Z natury dociekliwi, powściągliwi w decyzjach, stanęli przed faktem dokonanym, który przyjęli bez konieczności jego analizy. Tak, o — wiedząc doskonale, jakie niesie to za sobą konsekwencje. 

— O, proszę — przywitała ich Aurora, kiedy tylko zjawili się w pokoju nauczycielskim. Hermiona rzuciła ciemnoskórej czarownicy zaskoczone spojrzenie i na moment zastygła, kiedy jej mózg połączył kropki. W końcu wszystko się wydało, pomyślała. Snape przecież dowiedział się prawdy. Miała wrażenie, że zupełnie zapomniała, że od tego zaczęła się ich wczorajsza rozmowa. — Spodziewałam się, że po świętowaniu nie wrócicie do szkoły.

— W końcu mamy swoje obowiązki — stwierdziła Hermiona, zmuszając się do kwaśnego uśmiechu. Zerknęła na Snape’a, a ten zmarszczył brwi, dostrzegając coś dziwnego w jej spojrzeniu. Nie umiał określić czym to “coś” było, ani czy istniało naprawdę, ale zapragnął nagle znać odpowiedzi na oba te pytania. — A szkoda… — dodała nagle kobieta, uśmiechając się pod nosem. — Bo wieczór był naprawdę fantastyczny i mógłby tak trwać bez końca. 

Severus powstrzymał prychnięcie, słysząc marną imitację swojego własnego tonu w ustach Granger, których faktura wyrżnęła trwałe bruzdy na jego wargach.

— Znasz to powiedzenie, wszystko co dobre…

Aurora wzruszyła wymownie ramionami, posyłając Hermionie rozbawione spojrzenie, a młoda gryfonka jedynie uśmiechnęła się w odpowiedzi. Szybko się kończy. Zacisnęła lekko dłoń na miękkim materiale szaty Severusa, który niespodziewanie wyswobodził ramię z jej uścisku i objął ją, pchając lekko ku drzwiom, za którymi powoli zaczęli znikać pozostali nauczyciele. 

Skoro to wszystko i tak się skończy… Jej oczy ukradkiem odnalazły ciemne szaty i jego właściciela, który kroczył za nią dostojnie, przyglądając się, jak zerka na niego przez ramię. Skoro to wszystko i tak miało się skończyć, Hermiona chciała mieć z tego jak najwięcej. Chciała wszystkiego. To, że po cichu liczyła na inny obrót spraw w kwestii stażu nie zmieniało faktu, że musiała liczyć się z tym, że cokolwiek zrodziło się pomiędzy nią, a Snape’em, musiało mieć w końcu swój koniec. Na tym przecież polegał ich sojusz — miała udawać narzeczoną Severusa, aby po zerwaniu, Minerwa w końcu odpuściła próby swatania go na siłę. Kłamstwo uszyte grubymi nićmi tylko po to, aby ukrócić konieczność posiadania przez niego stałej partnerki, której najwyraźniej mieć nie chciał. 

Ale chciał jej

Hermiona uśmiechnęła się promiennie, zmuszając Severusa do zmarszczenia brwi. Mężczyzna wciąż nie rozgryzł, jaka zmiana w niej zaszła; widział ją, niemal jak na dłoni, jednak zupełnie nie umiał jej nazwać. Choć czuł, jakby siedziało to na końcu jego języka i dręczyło myśli. 

— Wszystko co dobre, to człowieka akurat omija, jak wyjeżdża na dwa tygodnie — powiedziała Hermiona, zanim usiadła do stołu. Zerknęła na Aurorę, opierając dłoń o zagłówek swojego krzesła i zlustrowała starszą nauczycielkę teatralnie urażonym spojrzeniem. — Dalej pamiętam o brydżu. — Uniosła wymownie brew, czując nagle, że oparcie wymyka się z jej uścisku. Posłała przelotne spojrzenie w stronę Severusa, widząc, że ten bez słowa odsunął jej siedzenie i na moment wstrzymała powietrze. — Dziękuję — mruknęła, zajmując swoje miejsce.

Cudem uniknęła samozapłonu. 

— Wiń Minerwę, to nie był mój pomysł — odparła niezrażona Sinistra. Posłała spojrzenie w stronę pustego miejsca dyrektorki, a Snape podążył za jej wzrokiem dosłownie na ułamek sekundy. Miał zdecydowanie ciekawsze, bardziej interesujące widoki.

Hermiona sięgnęła po miskę z pieczywem i zgarnęła największego bajgla, jakiego znalazła. Głodna jak wilk posmarowała go marmoladą, orientując się nagle, że obok jej talerza pojawiła się filiżanka pełna parującego, ciemnobrązowego napoju. Kobieta zerknęła na Snape’a, który odstawił dzbanek na miejsce i bez słowa, ani nawet zdawkowego spojrzenia w jej stronę, przytknął swoje naczynie do ust i w ciszy sączył kawę. Jak gdyby nigdy nic. Choć chciała coś powiedzieć, ostateczny brak odpowiedzi nie wydał jej się niezręczny. Uśmiechnęła się, wracając do śniadania, a Severus dopiero wtedy posłał jej ukradkowe spojrzenie okraszone nikłym, chełpliwym grymasem.

Gdyby nie to, że widział rano ślady na ramieniu, który pozostawiły na jego skórze paznokcie Hermiony, dałby wmówić sobie, że wydarzenia poprzedniego dnia to zwykłe halucynacje. Cały posiłek spędzili robiąc dokładnie to samo, co przez ostatnie miesiące — ona wesoło opowiadała, on cierpliwie słuchał. Odpowiadał czasem sarkastycznie, a ona śmiała się wtedy cicho, przytykając do ust dłoń, na której wciąż lśnił pierścionek zaręczynowy. Prezent od niego. 

Severus korzystał z każdej okazji, aby być blisko niej, a w pewnej chwili zaczęło wydawać mu się, że Hermiona dawała mu je jak na złotej tacy. Pochylała się w jego stronę podczas rozmowy bardziej niż zwykle, a jej dłoń kilka razy wylądowała na jego ramieniu, kiedy kobieta wesoło się zaśmiała. Gesty z pozoru naturalne, choć niezauważalnie inne, tak, że pewnie gdyby ich nie szukał, nie dostrzegłby żadnej różnicy. 

— Odprowadzisz mnie, Severusie? — zapytała Hermiona, kiedy opuszczali Wielką Salę razem z niewielką grupą nauczycieli, którzy udawali się jako pierwsi na zajęcia. 

Snape otaksował swoją “narzeczoną” przelotnym spojrzeniem, dostrzegając kątem oka, że idąca obok niej Aurora uniosła brew w wymownej, rozbawionej minie. Po raz kolejny — co powoli zaczynało go irytować — zaskoczył go fakt, że wcale nie miał wyrzutów do kobiety o zatajanie przed nim tego, że wiedziała o jego układzie z Granger. Podobnie, jak nie miał tego za złego samej zainteresowanej. Owszem; początkowo był zły. Próbował wmawiać sobie kiedyś, że właściwie mógłby się tego spodziewać, ale zwyczajnie zaskoczył go fakt, że tak nagle otrzymał potwierdzenie swoich spekulacji. I podejrzewał, że stąd wzięła się cała złość, którą później jak ostatni kretyn próbował wyładować na kobiecie, która oszukiwała go, bo mu nie ufała. Kobiecie, która nauczyła się mu ufać i oddała przy tym wszystko, co posiadała.

Zaprowadził Hermionę pod same drzwi sali lekcyjnej, przyglądając się jej kątem oka, kiedy odwróciła się do niego z przeciągłym, ciekawskim spojrzeniem. 

— Potrzebujesz też eskorty z powrotem? — zapytał z przekąsem, dostając w natychmiastowej reakcji piękny, szeroki uśmiech. Szybko jednak nabrał on przekornego, niemal złośliwego wyrazu, a młoda kobieta odparła:

— Nie, nie potrzebuję. — Uniosła brew, lustrując ukradkiem usta Snape’a i dodała: — Doskonale znam drogę do twojego gabinetu.

Kilka bezmyślnych, odruchowych słów spowodowało efekt domina; kącik ust Hermiony drgnął w zalotnym uśmieszku, a Severus uniósł brew, prychając pod nosem, kiedy usłyszał jej słowa. Młoda kobieta roześmiała się wesoło i odsunęła o krok, składając dłonie na brzuchu. 

— W takim razie spodziewam się tam ciebie zaraz po zajęciach — stwierdził nieco obojętnie Snape. 

To będą najdłuższe zajęcia w moim życiu, pomyślała Hermiona. Czuła, że spojrzenie mężczyzny trzyma ją w miejscu, nie pozwala się poruszyć. Odwrócić. Odejść. Skinęła głową, wyswobadzając się z paraliżu i ponownie uśmiechnęła się do Severusa, wykrzywiając przy tym zuchwale kącik ust. Nie widział jeszcze nigdy, żeby jej wargi układały się w ten sposób.

Hermiona odwróciła się na pięcie, wiedząc, że musi przerwać kontakt wzrokowy, jeśli chce w końcu wejść do sali i poprowadzić lekcje. Wbrew swoim zasadom i profesjonalizmowi, który ciągle sobie wmawiała, nie udało jej się całkowicie odsunąć myśli od Snape’a, którego postać dostrzegła jeszcze ukradkiem, zanim zamknęły się drzwi do sali lekcyjnej. Mimo to dzielnie starała się być odpowiedzialnym pedagogiem, który notabene właśnie uczestniczył w warsztatach z nauczania. Ironia losu, myślała cały dzień.

Ironią było również to, że tego dnia — wyjątkowo ze wszystkich dni — Severus Snape nie przywitał swojej “narzeczonej” zwyczajowym pocałunkiem w czoło. Żadne z nich zdawało się nie zwrócić na to uwagi, jakby jego brak wcale nie był brakiem, a czymś, co łatwo można wymienić. Zastąpić. Pocałunek, który był wytworem ich układu, kłamstwa, które uknuli — choć zostawiany z czułością, a otrzymywany z wyczekiwaniem — nadal był fałszywy. A podświadomie żadne z nich nie zamierzało dłużej udawać zainteresowania drugą stroną, skoro dość jasne było, że istniało ono naprawdę. 

Ponury dzień nie zniszczył dobrego humoru Hermiony Granger, jednak kobieta odczuła gwałtowny spadek ciśnienia spowodowany ciężkimi, burzowymi chmurami, które zawisły nad Hogwartem niemal zaraz po wybiciu przez zegar południa. Kobieta obserwowała w ciszy, jak ciężkie krople deszczu obijają się o wysokie okiennice pod zacinającą wichurą, która rozpętała się popołudniu wokół zamku, podczas kiedy jej uczniowie w ciszy i skupieniu próbowali nadziewać nitkę na igłę. Rozmowa z Aurorą na temat garderoby jeszcze przed wyjazdem do Londynu natchnęła młodą nauczycielkę, która wprowadziła szycie jako jeden z tematów zajęć w nowym semestrze. 

Dopiero później zdała sobie sprawę, że była to zła decyzja. Wspomnienie rozerwanej kamizelki, którą Hermiona swoją drogą bardzo lubiła, prześladowało jej myśli niemal całe ostatnie zajęcia. Ze wszystkich sił próbowała skupić się na pracy, pod koniec mając wrażenie, że nigdy chyba nie mówiła tyle na lekcji, aby odwrócić swoją własną uwagę.

Kiedy studenci opuścili klasę, kobieta sięgnęła po filiżankę z kawą, którą udało jej się wyprosić u zarządczyni szkolnej kuchni, Flory. Bardzo lubiła pulchną skrzatkę, choć bywała złośliwa i czasem zdarzało jej się dokuczyć młodej czarownicy. Nie było to coś uciążliwego, a bardziej pobłażliwie rozczulającego.

Niespodziewanie Hermiona dostrzegła ruch za uchylonymi drzwiami sali i odruchowo skierowała wzrok w tamtą stronę. Uśmiechnęła się, kryjąc usta w filiżance i dopiła ostatni łyk zimnego już napoju. Odstawiając naczynie zerknęła na Severusa, który zdążył podejść do jej biurka i stanął przed nim z nonszalanckim wyrazem na twarzy i jak zwykle wciśniętymi do kieszeni spodni dłońmi.

— Mówiłam ci, nie potrzebuję eskorty — mruknęła kąśliwie Hermiona. Uprzątnęła biurko i odesłała pustą filiżankę do kuchni, wiedząc, że Flora pewnie skomentuje głośno jej brak manier. — Nie miałeś być zajęty?

— Skończyłem wcześniej — odparł Snape beznamiętnie, lustrując kobietę przelotnym spojrzeniem.

— Myślałam, że egzamin będzie trwał do samego wieczora.

Fakt, że pamiętała o wyrywkowej rzeczy, o której powiedział jej w niezobowiązującej rozmowie zaraz po jej powrocie, przyprawił go o krzywy uśmiech.

— Oblałem wszystkich — stwierdził kompletnie obojętnym tonem Severus. Miał ochotę prychnąć, widząc teatralnie oburzony wyraz na twarzy Hermiony, jednak zamiast tego dodał: — Wolałem przyjść i upewnić się, że na pewno znasz drogę. 

Nie sądziła nigdy, że jest w stanie uśmiechnąć się aż tak szeroko.

— A mówili, że wysoka zdawalność wykładów to miernik wartości umiejętności pedagogicznych — prychnęła kobieta, schodząc z podestu na którym stało jej biurko. Stanęła przed wysokim czarodziejem, zadzierając na niego rozbawione spojrzenie i uniosła nieco brew.

— Faktycznie kompletne bzdury — mruknął pogardliwie Snape. Wywrócił oczami, odwracając się do Hermiony i podał jej wymownie ramię. Gryfonka wdzięcznie dosięgnęła sztywnego ciała i dała poprowadzić się ku wyjściu, czując, że całe zmęczenie opuściło jej organizm w momencie, w którym znalazła się blisko Severusa. 

Zaprosił ją do swojego gabinetu i uchylił przed nią drzwi, chcąc zaproponować drinka bądź kawę — w końcu był dżentelmenem. Szybko jednak zrozumiał, że żadna jego propozycja nie miałaby większego sensu. Hermiona odwróciła się do niego, składając dłonie przed sobą i posłała mu pytające spojrzenie. Z jej ust nie padło jednak ani jedno słowo, a Snape widział, że powstrzymanie się przypłaciła bitwą myśli. Jej wzrok zmienił się nagle i zmusił mężczyznę do podejścia bliżej. Jakby nie mógł tego powstrzymać. 

Sięgnął do jej ramienia, zupełnie jak wtedy, w pracowni, ale zanim dotarł do łokcia, jego dłoń zsunęła się na szczupłą talię. Młoda czarownica westchnęła, kiedy poczuła, jak Severus pewnym ruchem przyciągnął do siebie jej ciało i zastygła kilka cali od jego twarzy, wpatrując się wyczekująco w ciemne tęczówki, w których z tej odległości mogłaby niemal dostrzec własne odbicie. 

Poczuła, że Snape rozpiął najniższe zapięcie jej kamizelki i wytrzymała zacięte spojrzenie, kiedy mężczyzna odpinał kolejne metalowe zaczepy. Zimne palce wślizgnęły się pod materiał jej koszuli i powoli zsunęły ubranie z bladych, pokrytych ciemnymi piegami ramion, a Hermiona sapnęła, kiedy przelotny chłód ogarnął jej ciało. Jej ręce jednak niemal samoczynnie powędrowały do guzików czarnej koszuli. Rozpięła je po kolei od samego dołu, czując, jak sztywna dłoń eksploruje granice jej talii, a kciuk Severusa muska delikatną skórę wokół jej pępka. 

Odsunęła się nieco, zsuwając materiał z ramion mężczyzny, jednak pozwoliła, aby to on odrzucił ubranie na posadzkę. Przesunęła rękę wzdłuż bladego ramienia, docierając w pewnej chwili do kościstego obojczyka, a jej dłoń zwolniła, powoli przesuwając się ku ciemnej ranie na piersi mężczyzny. Niespodziewanie młoda kobieta poczuła silny uścisk na nadgarstku, kiedy Severus złapał jej rękę nieco zbyt brutalnie. 

— Nie… — szepnęła cicho Hermiona. 

Stała tak blisko, że czuła każdy jego oddech, każdy mięsień w sztywnym ciele. Poruszyła ręką, dosięgając opuszkami palców chropowatej skóry, a Severus aż napiął się, kiedy poczuł mrowiące, elektryzujące impulsy przenikające przez jego ramię. Ledwo wyczuwalne, łaskoczące jego nerwy. Wypuścił nadgarstek kobiety, pozwalając, aby podążyła dłonią wzdłuż jego torsu wyżynając prostą drogę aż po linię spodni. Kiedy drobne palce ułożyły się na jego pasku, wślizgując pod sztywny materiał, zrozumiał, że czas jej kontroli musiał dobiec końca. 

Pchnął Hermionę w stronę kanapy, łapiąc jej ciało, zanim zdążyło opaść na skórzane obicie mebla. Przylgnęła do niego tak instynktownie, że pocałował ją zanim choć jedna myśl zdążyła uformować się w jego głowie. Młoda szatynka oddała pieszczotę, otaczając jego sztywne ramiona w nieco chaotycznym uścisku, zupełnie jakby chciała za dużo naraz. Severus przycisnął ją swoim ciałem do zimnego oparcia, a kobieta uniosła biodra instynktownie, doskonale wiedząc, jak się do niego dopasować. Jak idealnie pasujące do siebie elementy układanki.

Severus poczuł zaciskające się na jego biodrach uda i przywarł mocniej do rozgrzanych warg Hermiony, pozbawiając ją bielizny zanim zdążyła choćby westchnąć. Zdusił jej jęk głębokim pocałunkiem i wszedł w nią, przyciskając drżące ciało do swojej klatki piersiowej, a kobieta zastygła w jego ramionach, mając wrażenie, że każdy mięsień w jej ciele nagle się skurczył. Jęknęła głośno, kiedy Snape pchnął mocniej biodrami, a nacisk na ściany jej wnętrza stał się tak nieznośny, że aż przyjemny. 

Nie miała pojęcia, czy to twarde obicie kanapy obcierające jej plecy, czy ból paznokci wrzynających się w skórzaną fakturę mebla wywołały zaskakującą falę przyjemności, jaka nagle ogarnęła jej ciało. Agresywne posunięcia i zachłanne pocałunki tylko potęgowały to uczucie, a pożądliwa chciwość, z jaką Severus ją brał, wzbudzała w niej niepokojącą fascynację. Chciała przekonać się, na ile mogła pozwolić dać mu się zdominować.

Uniosła rękę, którą ciasno obejmowała ramiona mężczyzny i wsunęła dłoń w czarne włosy, zaciskając palce na splątanych kosmykach. Snape warknął cicho przerywając pocałunek i zerknął na Hermionę, której oczy niespodziewanie odnalazły jego spojrzenie. Ten widok zgubił go; sprawił, że mężczyzna porzucił wszelkie myśli o zachowaniu jakiejkolwiek samokontroli. Zacisnął sztywno ramiona wokół talii szatynki, która zadrżała pod wpływem przerażająco przyjemnego skurczu, jaki przeszył ją niemal na wylot, kiedy ruchy Severusa stały się jeszcze brutalniejsze, pozbawione jakiejkolwiek czułości i wyzute z choćby szczypty delikatności. 

Kobieta wstrzymała oddech, kiedy usta Snape’a znalazły się przy jej wargach i jęknęła, kiedy poczuła wrzynający się w jej plecy drewniany bal pod skórzanym obiciem. Patrzyła prosto w ciemne, bezdenne oczy, kiedy mężczyzna raz za razem wchodził w nią, mocno, niemal do samego końca, czując jednocześnie, że każde jego warknięcie rusza wyjątkowo czułymi strunami w jej ciele. Pozycja, w jakiej się znajdowali miała chyba stać się jedną z jej ulubionych — a kanapa na zawsze już miała znaczyć coś więcej, niż tylko tymczasowe miejsce do spania. 

Kobieta poczuła nagle, że mężczyzna przyspieszył, a jego ciało spięło się, coraz mocniej przyciskając do jej piersi. Zmarszczyła brwi, wyciskając na jego ustach pospieszny, łapczywy pocałunek i zacisnęła mocniej ramię, kiedy Snape niespodziewanie zastygł. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, Hermiona oderwała się cal od jego ust i wyszeptała błagalnie:

— Nie przestawaj.

Jej prośba była dla niego rozkazem. Mimo uporczywego nacisku pchnął jeszcze kilka razy biodrami, a widząc, jak blisko kobieta była spełnienia, zignorował wszelkie niedogodności i przyspieszył. Warknął gardłowo, kiedy Hermiona jęknęła przeciągle w jego usta i przytrzymał stanowczo jej ciało, które zadrżało w rozlewającej się satysfakcji powodowanej jego gwałtownymi ruchami. Ruchami, które powoli, stopniowo zaczęły tracić na sile, aż w końcu ustały i zamieniły się w kompletną ciszę. 

Severus odsunął się, podciągając sprawnie spodnie i opadł ciężko na miejsce obok Hermiony. Kobieta zsunęła się po rozgrzanym od tarcia zagłówku kanapy, czując, że nagie pośladki zetknęły się nagle z chłodnym kawałkiem skórzanego obicia. Poprawiła materiał spódnicy, który rozrzucony zajmował niemal dwa miejsca obok niej, co niespodziewanie rozbawiło ją i przyprawiło o cichy śmiech.

— Znowu to samo — prychnął Snape, wywracając oczami, a zdezorientowana gryfonka spojrzała na niego, wciąż nieco ciężko oddychając. 

Jego wzrok powiedział jej wszystko, co chciała wiedzieć. Uśmiechnęła się, wiedząc, że wcale nie było tak samo; zdała sobie sprawę, że ich ciała zaskakująco szybko znalazły wspólny język i dostosowały się do wzajemnych pragnień, niewypowiedzianych, ale zrozumiałych dla obydwojga. Wystarczył raz, aby zaczęli uczyć się tego, co chcieli sobie w ten sposób przekazać. 

Severus zmarszczył brwi. Dostrzegł, że Hermiona zbliżyła się do niego i nie zaprotestował, kiedy kobieta przysiadła obok niego, a jej twarz znalazła się ponownie cale od jego własnej. Nie zrobiła nic, poza wpatrywaniem się w niego z uśmiechem na ustach i wzrokiem lustrując marszczące się czoło pokryte czarnymi, rozczochranymi włosami. 

Po raz drugi przespała się z Severusem Snape’em.

Hermiona zaśmiała się ponownie, spuszczając wzrok i usiadła bokiem do mężczyzny, stykając ich ramiona. Oparła wygodnie głowę o zagłówek, na którym jeszcze przed chwilą wisiała uczepiona sztywnych ramion Snape’a, kiedy ten dociskał ją do niego agresywnymi pchnięciami i uśmiechnęła się pod nosem. O, Merlinie… Chociaż nie była dziewicą, miała wrażenie, że do tej pory zupełnie nie wiedziała, jak seks z mężczyzną może wyglądać. To, co na krótko połączyło ją z Ronaldem było kompletnym niewypałem — a to, co dawał jej Severus było… uzależniające. Ekscytujące, pomyślała kpiąco. Choć nie powinna porównywać tych relacji, siłą rzeczy nie umiała się powstrzymać.

Mężczyzna wstał niespodziewanie, odnajdując koszulę rzuconą w pośpiechu na posadzkę i naciągnął ją na ramiona, zapinając sprawnie rząd guzików. Posłał Hermionie przelotne spojrzenie, prychając pod nosem, kiedy dostrzegł rzuconą pod kanapę cielistą bieliznę kobiety i zlustrował jej ciało krótkim spojrzeniem.

— Ubierz się — polecił krótko.

Zaskoczona szatynka wyprostowała się, czując, że jej ciało się spina. Sięgnęła po koszulę, która leżała przerzucona przez podłokietnik i bez słowa ubrała ją, wciskając drżącymi wciąż dłońmi materiał pod nagle przyciasny pas spódnicy. Hermiona zorientowała się nagle, której części odzieży jej brakuje i niemal spaliła się ze wstydu, w popłochu odnajdując porzucone majtki. — Różyczko — powiedział nagle Snape.

Gryfonka podniosła przerażone spojrzenie i złapała cienki materiał bielizny, a Severus prychnął pod nosem, złośliwie uśmiechając się pod nosem. Chwilę później, wystarczająco długą, aby kobieta zdążyła ukryć bieliznę za plecami, w pomieszczeniu rozległo się ciche pyknięcie, a drobna skrzatka pojawiła się na jego środku, kłaniając nisko, kiedy dostrzegła nauczycieli.

— Profesor Granger, profesorze Snape — mruknęła cicho, a Severus posłał jej przelotne spojrzenie.

— Dwie czarne kawy, jedna z łyżeczką cukru.

Słysząc jego słowa Hermiona miała ochotę się roześmiać, ale zamiast tego uśmiechnęła się, czując, że jej policzki płoną pod przejmującym rumieńcem. Przypomniała sobie kpiny Ginny, która wyśmiewała fakt, że starsza gryfonka wie jaką herbatę pija Snape i zerknęła na mężczyznę, tnąc wzrokiem całą jego szczupłą sylwetkę. Musiała przyznać; nie spodziewała się po nim siły, z jaką ją traktował. Kiedy pierwszy raz pokazał jej, ile skrytej brutalności kryją jego ruchy, nie myślała, że to może być zaledwie wierzchołek góry lodowej. Teraz — nawet bardziej pewna, niż wcześniej — wiedziała, że chciała poczuć więcej. 

— Zazdroszczę ci, że nie masz jutro rano zajęć — mruknęła, kiedy Różyczka deportowała się z gabinetu. 

— Łatwo da się to załatwić — stwierdził nieco kpiąco Snape. 

Mężczyzna podwinął rękawy koszuli i podszedł do biurka, sięgając po małą, szklaną fiolkę z porcją eliksiru od Whitlocka, którego zapasy ponownie zaczynały się powoli się kończyć. Hermiona w milczeniu obserwowała jego ruchy, po omacku poprawiając kamizelkę niedbale narzuconą na ramiona i próbowała stłumić w sobie podniecenie, które ogarniało ją na każde wspomnienie bliskości Severusa. Nie mogła być aż tak chciwa; czuła, że nie powinna chcieć od niego aż tak wiele. 

— To ilu tak naprawdę oblałeś?

Wysoki czarodziej podszedł do kanapy, zajmując miejsce obok wciąż zarumienionej Hermiony i pozwolił, aby podciągnęła luźno nogi, dotykając kolanami jego uda. 

— Dwóch — prychnął, ale zanim zdążył cokolwiek dodać, Różyczka pojawiła się z powrotem w jego kwaterach z tacą i dwiema parującymi filiżankami kawy. Snape skinął głową skrzatce, która uśmiechnęła się ukradkiem do młodej nauczycielki, zestawiając podstawki na szklany stół. Kobieta jednak wpatrywała się w beznamiętne oblicze ciemnowłosego czarodzieja, wesoło kręcąc głową z teatralną dezaprobatą na twarzy. 

— W granicach normy — parsknęła pod nosem.

Różyczka skłoniła się, zabierając tacę i zniknęła z pyknięciem, a Hermiona zerknęła na parującą filiżankę. Gdyby nie ukryta w pośpiechu bielizna, którą wyciągnęła zza pleców i nieco niezręcznie naciągnęła na uda, byłaby pewna, że to wszystko po prostu jej się przyśniło. Snape nie zachowywał się, jakby w ogóle wpłynął na niego fakt przekroczenia przez nich pewnej granicy. Jakby tak naprawdę nic się dla nich nie zmieniło. Kobieta pochyliła się po filiżankę i podała drugą Severusowi, taksując jego zaskoczoną twarz z figlarnym uśmieszkiem na ustach. 

— Mogłeś chociaż dać mi się ubrać — mruknęła z przekąsem. 

Snape parsknął pod nosem, upijając łyk kawy i podciągnął nogę za kostkę. Tym razem to jego kolano dotknęło uda Hermiony, które znajdowało się wyjątkowo blisko, emitując przyjemne ciepło.

— I miałbym zmarnować okazję zobaczenia tej przekomicznej paniki w twoich oczach? — prychnął, a usta kobiety rozciągnęły się w szerokim, promiennym uśmiechu. — Nigdy. 

— Chociaż po czymś takim mógłbyś odpuścić sobie złośliwości — stwierdziła wymownie, unosząc brew, a jej spojrzenie uciekło ku ciemnej cieczy w porcelanowej filiżance. Uśmiechnęła się pod nosem, a Severus na zdecydowanie za długą chwilę zawiesił wzrok na pełnych ustach młodej kobiety. 

Niewielu rzeczy tak pragnął w życiu, jak znów móc poczuć ich smak. 

Na jego szczęście dane mu było to o wiele częściej, niż kiedykolwiek by się spodziewał. Romans — choć oboje zażarcie wypierali takie nazewnictwo ze swoich słowników — z początku nieco niepewny, jakby badający grunt i granice terytorium, wbrew wszelkim oczekiwaniom rozkwitł i przez kilka następnych dni Hermiona coraz częściej odwiedzała kwatery Severusa, eksplorując zakamarki pomieszczeń, o których nawet nie miała pojęcia. Wzajemna fascynacja pogłębiała się z dnia na dzień, choć oboje zorientowali się, że nie stała się jedyną rzeczą, jaka ich łączyła i nie zdominowała ich relacji — w przeciwieństwie do Severusa, który zawładnął ciałem Hermiony w sposób, jakiego ta zupełnie nie oczekiwała. 

Trzeciego wieczora to Snape do niej przyszedł. Skończył późno i czuł, że tylko jej obecność pomoże mu złagodzić stres i zdenerwowanie męczącym dniem. Nie chciał jej tego robić, nie chciał zrzucać na nią odpowiedzialności za swoje samopoczucie, ale Hermiona i jej chętne ramiona nie wydawały się mieć z tym problemu. Przyjęła go, proponując drinka, którego wypili w akompaniamencie przyjemnego, przytulnego trzaskania drewna w kominku i rozmowy o niczym. Potrzebował tego. Potrzebował jej. 

Zaczął przychodzić coraz częściej. Szukał protestu na jej twarzy, jakiegokolwiek znaku niezadowolenia; ale dostrzegał jedynie pragnienie w ciemniejących z pożądania oczach i uśmiech, którego do tej pory nie widywał. Lubieżny, w wyjątkowo subtelny, kokieteryjny sposób. Podobało mu się to, ona — ona podobała mu się taka, jaka teraz była. Krocząca dumnie koło niego, kiedy spacerowali korytarzami Hogwartu za dnia, a jęczącą jego imię pod osłoną nocy. Śmiejąca się do niego przy stole nauczycielskim czy stojąca obok w pokoju pełnym oceniających ich profesorów, po to by później być wyłącznie jego. Jego.

Snape miał wrażenie, że w Hermionie zachodziła nagła zmiana osobowości, kiedy tylko zostawali sami. Zupełnie jakby przełączał się w niej jakiś tryb i z profesjonalnej, wesołej nauczycielki stawała się kochanką, jakiej Severus nie wiedział, że potrzebuje. Był zaskoczony, jak beznamiętnie przyjął taki obrót rzeczy — jak naturalny się on wydawał. 

Zrozumiał też, co się w Granger zmieniło. Brakowało jej pokory. Zorientował się, że z orzechowych tęczówek zniknęło skrępowanie, a spojrzenie, jakie posyłała w jego stronę stało się wyjątkowo skupione, kierując prosto na niego — jakby doskonale wiedziała, gdzie patrzeć. Jej gesty i ruchy stały się pewne, zdecydowane — jakby doskonale wiedziała, czego chce i gdzie musi sięgnąć, aby to dostać. 

Poczuł się niesamowicie połechtany faktem, że to w jego stronę kierowało się zarówno jej spojrzenie, jak i chętne ramiona i przez to miał wrażenie, że odruchowo zaczął dawać jej od siebie więcej, niż kiedykolwiek zakładał, że może być w stanie.

Na całe szczęście dla Hermiony, nadchodzący Prima Aprilis był świetną wymówką do częstego śmiechu i radości, której nie była w stanie utrzymać w wątłym ciele. Miała wrażenie, że wpadła do worka bez dna, a jej relacja z Severus rozwijała się z intensywnością, jaka wyłącznie pogłębiała pragnienie przebywania blisko niego. Nie spodziewała się, że można tak bardzo czegoś pragnąć tym bardziej, niż dłużej się to ma.

— Gdzie idziesz? — zapytał Snape, kiedy w czwartkowy wieczór Hermiona, leżąca obok niego na łóżku, nagle podniosła się i usiadła, narzucając na ramiona jego szlafrok. Ostatnio często pożyczała go z czystej, egoistycznej pobudki ogrzania zmarzniętego ciała, ale i możliwości wdychania cudownie kojącego zapachu mieszanki ziół, jaki na nim zostawał. 

Kobieta podciągnęła kolano i obróciła się przodem do Severusa, przyglądając przeciągle nagiemu ciału skrytemu pod cienkim materiałem kołdry. Mężczyzna patrzył na nią spod zmarszczonych brwi bez żadnych emocji na twarzy, ale jego klatka piersiowa poruszała się głęboko po intensywnym, wyjątkowo satysfakcjonującym wysiłku. Hermiona uśmiechnęła się, kiedy Snape podniósł się na łokciu i zlustrował ją wyczekującym spojrzeniem. 

— Mam konsultacje o dwudziestej — wyjaśniła, unosząc z rozbawieniem brew, kiedy Snape prychnął w odpowiedzi i opadł na poduszki, wywracając ostentacyjnie oczami. — A to co ma niby znaczyć?

Niespodziewanie zanim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, z salonu usłyszeli ciche, nieco głuche pyknięcie. Hermiona odwróciła głowę, ciekawsko spoglądając przez uchylone drzwi sypialni w stronę salonu, ale nie dostrzegła żadnego skrzata, który naruszyłby ich prywatność. Zerknęła na Severusa, który niewzruszony podłożył przedramię pod głowę, co mimowolnie napięło nikłe mięśnie przy splocie słonecznym i na tylnej części żeber. 

Hermionie szalenie podobało się jego ciało. Wbrew temu, co mogłaby przypuszczać jeszcze kilka miesięcy temu, szczupła, niespecjalnie atletyczna sylwetka kryła w sobie niepozorne pokłady siły i zachłanności, która wywoływała uzależniające drgawki i przyjemne spięcie mięśni. Blada skóra, którą pokrywała zaskakująca ilość blizn, o których kobieta nie miała pojęcia, była miękka, choć sucha, a miejscami niemal papierowa. Młoda szatynka lubiła jednak wodzić opuszkami po jej granicach, badając wypukłości i wyblakłe rany pod czujnym spojrzeniem Severusa, który pozwalał jej na dotyk, który na jego szczęście był na tyle znikomy, że nie sprawiał dyskomfortu. 

Miał w dodatku wrażenie, że kobieta nie oczekiwała tego samego w zamian. Owszem — kiedy kochał się z nią, zauważył, że sposób, w jaki miął jej skórę w palcach potęgował jej odczucia. Im ciaśniej jego dłonie zaciskały się na jej talii, udach, czy wokół szczupłych kostek, tym ona głośniej jęczała. A w miarę, jak rosła jego siła, tym bardziej błagalne stawały się jej prośby. Wtedy jego dotyk był wręcz pożądany. 

Zdał sobie jednak sprawę, że Hermiona Granger nie lubiła romantycznej bliskości. Nie chciała, aby trzymał jej dłoń — wystarczało jej ramię, które było zawsze obok, kiedy go potrzebowała. Nie chciała też, aby ją przytulał czy pocieszał, bo wystarczyło jej, że mogła siedzieć w ciszy na fotelu w jego gabinecie, ze szklanką nalewki Rosmerty w dłoni, pogrążona we własnych myślach, muskając wyciągniętą, bosą stopą łydkę Severusa, skrytą pod materiałem ciemnych spodni. 

— Jak będziesz wychodzić, zobacz co to — stwierdził obojętnie Snape, a na jego wąskich ustach zamajaczył kpiący uśmieszek.

Hermiona posłała mu rozbawione spojrzenie i rozciągnęła usta w uśmiechu.

— Dajesz mi pozwolenie na czytanie swojej korespondencji? — zapytała, mimowolnie przyjmując kpiący ton glosu Severusa i parsknęła: — Brzmi jakbyśmy byli co najmniej zaręczeni, albo coś.

Ciemnowłosy czarodziej niespodziewanie zawtórował jej zdawkowym prychnięciem, przyciągając na moment uwagę szczęśliwych, orzechowych oczu. 

— Nie spieszyłaś się, albo coś? — zapytał Snape, a Hermiona aż zadrżała na dźwięk czającej się w jego głosie złośliwej nuty. Uśmiechnęła się pod nosem i wstała energicznie, zaciskając mocniej pasek szlafroka wokół talii, po czym przeszła na boso do salonu, a ciemne oczy powiodły za jej przyjemną, drobną sylwetką, taksując każdy jej cal, aż zatrzymała się przy ciemnym, drewnianym biurku.

Hermiona zastygła, a uśmiech na jej ustach przybrał przerażony, krzywy grymas, kiedy dostrzegła kopertę leżącą równo na samym środku blatu. Od razu rozpoznała godło na pieczęci listu i na moment wstrzymała powietrze, wodząc spojrzeniem po krwistym stemplu. Ministerstwo Magii. Wyciągnęła bezwiednie dłoń, przejeżdżając opuszkiem po czerwonym atramencie, którym wykaligrafowano nazwisko Severusa i zmarszczyła brwi, czując, jak nieprzyjemnie sucha gula zatrzymuje się na szczycie jej gardła. 

— To coś pilnego? — zapytał obojętnie Snape, którego uwadze nie umknęło zachowanie młodej kobiety, z której nie spuszczał rozleniwionego nieco spojrzenia. Przyjrzał się jej uważniej marszcząc brwi, kiedy Hermiona dość długą chwilę jak słup soli stała wyprostowana, z ramieniem zamrożonym w bezruchu i dłonią na czymś, co znajdowało się na jego biurku. — Hermiona?

Jego głos wyrwał ją z letargu. Gryfonka uniosła wzrok i spojrzała na Severusa, który wstał z łóżka i naciągnął na biodra ciemne spodnie. Podszedł do biurka śledzony kompletnie pustym spojrzeniem Hermiony i zerknął na kopertę, którą kobieta podniosła z biurka. Stanął obok, dostrzegając znajome, czerwone logo pieczęci Ministerstwa na kremowym papierze, który drobne dłonie wyciągnęły w jego stronę.

Bez ani jednego słowa odebrał od kobiety przesyłkę i jednym, sprawnym ruchem rozerwał pieczęć, wyciągając ze środka złożony na trzy części list. Gruby papier łatwo się rozwinął, a Severus przewertował pospiesznie jego zawartość, marszcząc nieco brwi.

— Wezwanie do Wizengamotu — mruknął pod nosem, podając list Hermionie. Dostrzegł, że jej ciało nawet nie drgnęło, sparaliżowane nagłym przypływem strachu. Severus zmarszczył brwi, a młoda gryfonka obruszyła się nagle, nabierając głęboko powietrza i odeszła kilka kroków, stając przy oparciu kanapy. 

Niemal zdążyła zapomnieć, że mieli przed sobą proces Draco Malfoya. Niemal zapomniała o tym, że będzie musiała wrócić do bolesnych, niechcianych wspomnień, żeby pomóc ślizgonowi odzyskać wolność. Prawie udało jej się zapomnieć, jak bardzo nie chciała tego robić, mimo całej miłości do Harry’ego i chęci pomocy ich sprawie. 

— Nie obchodzi mnie Ministerstwo — powiedział nagle Snape, odkładając list na blat biurka. Hermiona odwróciła się w jego stronę, dostrzegając, że podszedł bliżej, badawczo mierząc ją wzrokiem i zmarszczyła mocno brwi. Nie odpowiedziała nic; nie miała sił, ani nie wiedziała, jak uporządkować i ubrać w słowa myśli, które rozszalały się w jej głowie. Wysoki mężczyzna zatrzymał się przed nią, mrużąc oczy, jakby nie miał bladego pojęcia, co robić. Wiedział jednak, czego ona mogła chcieć. — Ale jeśli ciebie obchodzi, możesz mi powiedzieć. 

Nie wiedział, jakiej reakcji się spodziewać. Hermiona uchyliła usta, kiedy sens słów Severusa w pełni do niej dotarł i spojrzała na niego ze wzruszonymi ognikami w wyjątkowo spokojnych oczach. Mężczyzna nie był pewien dlaczego, ale odkąd zaczął z nią sypiać, chciał być dla niej dobry. Nie zwyczajnie mniej niemiły — dobry. Jej czułość, jej młodzieńcze, żywiołowe uczucie, dawało mu dziwną chęć do sprawiania jej przyjemność, nawet w przyziemnych, codziennych sprawach.

Normalnie nigdy nie dopuściłby do sytuacji, w której staje się powiernikiem czyichś problemów, ale Hermiona Granger nauczyła go, że czasem tak trzeba. Czasem sytuacja tego wymaga i nie należało się z tym faktem kłócić — i choć Severus nie miał bladego pojęcia, jak dać kobiecie upragniony komfort, chciał spróbować. Dla niej, dla siebie, dla spełnienia egoistycznej zachcianki zobaczenia ponownie jej uśmiechu. 

Poza tym widział, że chciała coś powiedzieć. Zlustrowała jego twarz, z początku mocno zaskoczona jego propozycją, a potem dość wyraźnie się nad nią zastanawiając. Jej mina wyrażała o wiele więcej, niż Hermiona podejrzewała, a gonitwa myśli uwidoczniła się lekko ściągającymi się ku sobie brwiami i ustami, które zacisnęły się w cienką linię. 

— Jestem po prostu trochę zaskoczona tym, jak szybko to wszystko się dzieje — powiedziała w końcu, składając dłonie na brzuchu.

Nie kłamała, ale nie powiedziała mu całej prawdy; widział po jej oczach, że coś dalej w niej siedziało, że coś dalej ją dręczyło. Poza tym dostrzegł pewną prawidłowość w zachowaniu kobiety, która tylko utwierdziła go w tym przekonaniu — Hermiona miała odruch składania dłoni przed sobą, kiedy chciała, aby ktoś jej uwierzył. Jakby jej ciało podświadomie chciało pokazać, że nie ma w jej zachowaniu oszustwa, nie ma skrzyżowanych palców za plecami, symbolizujących podstęp. Już jakiś cza temu zauważył ten gest i próbował rozszyfrować, jaki kontekst za nim stoi, a rozwój relacji zdecydowanie mu w tym pomógł. 

Severus postanowił nie narzucać się ze swoją propozycją, wiedząc, że szczerość była rzeczą, która musiała dziać się w odpowiednich momentach. Jeśli Hermiona nie była gotowa, aby mu w tej chwili mówić, co ją dręczy — zamierzał poczekać. 

— Jakby wszystko czekało tylko na Malfoya — stwierdził, unosząc nieco obojętnie brew.

— Tak — odparła kobieta szybko, mając wrażenie, że Snape rozczytał jej myśli. — Jakby był ostatnim elementem układanki. 

Snape chwilę badał jej twarz, dostrzegając grymas, jaki wypłynął na zaróżowione usta. Szatynka nabrała głęboko powietrza i spuściła nagle spojrzenie, mnąc w palcach materiał spódnicy, jakby miało to pomóc uspokoić oddech, który niespodziewanie przyspieszył. Chwilę oddychała głęboko, a jej szczupłe, wąskie ramiona podnosiły się raz za razem, kiedy nabierała spazmatycznie powietrza do płuc. Przetarła twarz drżącymi dłońmi, czując jak ich wnętrza palą jej policzki. 

Nie dam rady, pomyślała. Tak bardzo nie chciała do tego wracać. Nie chciała musieć znów pogrążać się we wspomnieniach wojny, mając wrażenie, że ich ciężar rósł z każdym razem, kiedy je przywoływała. Ale musiała. Musiała i wiedziała o tym za dobrze; jednak przerażenie, jakie ogarnęło nagle jej ciało wywołało na nim widoczne drgawki, a kobieta aż wyprostowała się i oplotła ciasno ramionami.

Ku swojemu zaskoczeniu, kiedy podniosła spojrzenie zobaczyła Severusa stojącego tuż przed nią. Wpatrywał się w nią bez słowa, uważnie obserwując jej zachowanie i jakby czekał na jej ruch, aby wiedzieć, jak zareagować. Ona jednak nie miała siły unieść ramion, aby skorzystać z ciepła, jakie mógł jej dać. Severus dostrzegł jej minę i zmarszczył brwi, nie wiedząc do końca, co powinien zrobić — co powinien powiedzieć? Sięgnął do szczupłej szyi, wsuwając dłoń w gęste, kasztanowe loki i przyciągnął drobne, drżące ciało do swojej klatki piersiowej, a Hermiona zrozumiała, co się dzieje i na moment wstrzymała powietrze. 

Snape zrobił coś, czego zupełnie się po nim nie spodziewała — ofiarował jej azyl, ucieczkę; swoje ramiona, aby mogła ukoić zszargane wspomnieniami nerwy i zapomnieć na moment, że jej problemy w ogóle istniały. Kobieta zmarszczyła brwi i dotknęła dłonią sztywnego torsu, czując żebra poruszające się pod wpływem ruchu ciała, kiedy znalazła się tuż obok niego i zupełnie odruchowo, nie myśląc wiele nad tym, co robi, oparła czoło o klatkę Severusa. Przymknęła oczy, wypuszczając ciężko powietrze z płuc w spazmatycznym westchnieniu, które przerodziło się w urywany oddech, a palce na jej szyi poruszyły się i zacisnęły mocniej. Spokojnie, rytmicznie poruszająca się klatka piersiowa uspokoiła ją, pozwoliła wrócić do rytmu, który kobieta na moment zgubiła. 

Hermiona rozluźniła nagle uścisk dłoni, odsuwając od mężczyzny na krok i zadarła na niego spojrzenie, marszcząc mocniej brwi. To nie w porządku. Nie chciała się tak zachowywać, nie powinna się tak zachowywać. Musiała wyjść. Musiała zostać sama ze swoimi myślami, musiała uspokoić się na własnych warunkach. 

Wyminęła wysokiego mężczyznę bez słowa, pstryknięciem palców przywołując do siebie szatę i zwinnie zmieniła ubranie, zostawiając na oparciu łóżka szlafrok Snape’a. Posłała przelotne spojrzenie w stronę jego właściciela, widząc, że podszedł nieco bliżej, ale najwyraźniej nie zamierzał jej zatrzymywać, bo skrzyżował ramiona na piersi, w milczeniu wodząc za nią wzrokiem. I dobrze, pomyślała Hermiona. Nie wiedziałaby, co powiedzieć, miała kompletną pustkę w głowie. Severus bez słowa odprowadził ją spojrzeniem i zmarszczył mocniej brwi, kiedy drobna postać zniknęła za ciężkimi drzwiami. 

Wspomnienie jej ciała przylegającego do niego w rozpaczliwym poszukiwaniu pocieszenia wycisnęło na jego ustach gorzki grymas. Nie powinien był jej go dawać — ona najwyraźniej wcale go nie potrzebowała. Wahała się, widział to po niej, ale ostatecznie podjęła decyzję, że nie tego chciała. Musiała poradzić sobie ze swoją głową sama — i o ile mógł pomóc jej uspokoić oddech, zniwelować drżenie rąk, a nawet załagodzić sny, tak nie miał władzy nad ukojeniem jej myśli. Pozwolił jej odejść i dał czas, którego potrzebowała, bo tak naprawdę tylko tyle mógł zrobić. 

Minerwa McGonagall natomiast nie miała ani wyczucia, ani litości. Zaledwie dzień po otrzymania listu z Ministerstwa, Hermiona odnalazła na swoim biurku zaczarowaną notatkę z zaproszeniem na wieczorną herbatkę od szanownej pani dyrektor. Młoda kobieta zmięła w dłoni pergamin i cisnęła go w stronę półki z książkami, ciężko opadając dłońmi na blat swojego biurka. Była wystarczająco wykończona samą myślą, że będzie musiała wspominać wojnę w sądzie i podejrzewała, że spotkanie z przełożoną wcale jej nie pomoże.

Stawiła się jednak pod jej gabinetem dokładnie o dwudziestej. Zatrzymała się przed drzwiami, niepewnie na nie zerkając i chwilę wahała się, czy ma jeszcze czas wymówić się złym samopoczuciem. Zanim zdążyła jednak cokolwiek zrobić, usłyszała szczęk betonowych schodów, których strzegła Chimera. Klatka schodowa przemieściła się, a Hermiona zmarszczyła brwi, kiedy dostrzegła, że Severus wspina się na ostatnie stopnie. Tak jak się umawiali, mężczyzna zjawił się pod gabinetem Minerwy zaraz po ostatnich zajęciach i podszedł do czekającej na niego Hermiony, taksując ją uważnym wzrokiem. Bez słowa skinął głową i obserwował, jak młoda czarownica w milczeniu odwraca się, pukając donośnie do ciężkich, dębowych drzwi. Uniósł kącik ust, kiedy kobieta wycofała się, stając u jego boku. 

— Wejdźcie! — usłyszeli ze środka, a skrzydło uchyliło się samoczynnie, zapraszając ich do przytulnego, okrągłego gabinetu. 

Hermiona pierwsza przekroczyła próg, wchodząc w głąb pomieszczenia i odszukała wzrokiem biurko Minerwy McGonagall. Starsza czarownica wstała ze swojego fotela, gestem zapraszając parę do podejścia bliżej, a Severus zerknął czujnie  na ramę obrazu byłego dyrektora stojącą niebezpiecznie blisko czekających na nich miejsc.

— Dobry wieczór, kochani — przywitała ich dyrektorka. — Proszę, usiądźcie.

Wskazała szczupłą dłonią na dwa fotele przed swoim biurkiem, a Hermiona podeszła do jednego z nich, dostrzegając ramę obrazu stojącą na podeście nieopodal nich.

— Profesor Dumbledore — powiedziała, kiedy zobaczyła siwego czarodzieja na płótnie, który pojawił się w ramie i uśmiechnął się do niej i skinął lekko głową. — Miło profesora widzieć.

Severus odsunął Hermionie fotel, zajmując miejsce obok niej, a jego wzrok wciąż uważnie lawirował pomiędzy twarzą Minerwy, ramą Albusa, a tacą z alkoholem, którą przyjaciółka ustawiła na widoku. Chociaż tyle, pomyślał gorzko. 

— Ciebie również, panno Granger — odparł Dumbledore i posłał wymowne spojrzenie Snape’owi, który z nonszalancką miną zarzucił nogę na nogę i wyczekiwał cierpliwie na ujawnienie powodu zaproszenia ich na tę cudowną posiadówkę. — Dobrze widzieć was razem. Severusie, drogi chłopcze, czyżbyś wstał dziś lewą nogą i dalej cierpiał z tego powodu?

Hermiona posłała rozbawione spojrzenie ciemnowłosemu czarodziejowi, który wywrócił oczami i zerknął wyczekująco na Minerwę.

— Napijecie się czegoś? Mam wyborny likier lipowy, idealny na taką pogodę — mruknęła czarownica, sięgając po ładne, żłobione kieliszki, do których bez oczekiwania na odpowiedź rozlała trzy porcje bardzo jasnej, seledynowej cieczy. Podstawiła naczynka gościom, dostrzegając utkwiony w niej wzrok byłej podopiecznej i uniosła do ust kieliszek z alkoholem.

— Dostała pani wezwanie z Wizengamotu, tak? — zapytała Hermiona, marszcząc lekko brwi, a Minerwa odstawiła kryształowe naczynie na blat i skinęła powoli głową. 

— Dostałam również list od pana Pottera — dodała, spoglądając powoli po swoich gościach. — Prosił, żebym przekazała wam, że przysięgę wieczystą złożymy wyjątkowo dzień wcześniej. O tej samej godzinie, w Biurze Głównym na drugim piętrze.

Z początku niepozorne słowa opiekunki Gryffindoru wywołały w Hermionie nagły, niezidentyfikowany niepokój. Młoda kobieta zmarszczyła brwi, lustrując nieporuszoną twarz dyrektorki i ukradkiem zerknęła na Severusa, który oparł dłonie z kieliszkiem na skrzyżowanych udach. 

— Złożenie przysięgi wieczystej? — powtórzyła nieco otępiale, prostując się na fotelu. 

— Przed procesem — wyjaśniła McGonagall. — Ta sama, którą składa się zawsze w dzień procesu, zakazująca rozmów o rozprawie do czasu ogłoszenia wyroku.

Hermiona zamarła. Pamiętała, że podczas procesu Severusa również składali taką przysięgę, ale stało się to na początku rozprawy, więc zupełnie tego nie odczuli z racji, że i tak wszyscy byli razem w Ministerstwie. Teraz jednak mieli całą dobę milczeć na temat procesu, i to w dodatku ostatnią dobę przed rozprawą. Początkowo nie zdawała sobie sprawy, co brak możliwości poruszania tematu zeznań znaczył dla niej w szerszej perspektywie. Kiedy jednak zrozumiała, że nie będzie mogła powiedzieć, co czuje, że nie będzie mogła odpowiedzieć na gest Severusa, na pomoc, którą jej oferował… 

Z początku nie potrafiła zrobić nic. Wpatrywała się w Minerwę bez słowa, ciesząc się, że chociaż usiadła, zanim usłyszała nowiny. Inaczej była pewna, że dawno już straciłaby oparcie w swoich nogach. 

— Dlatego właśnie uznałam, że herbatka, bądź drink w tym przypadku — cienka brew McGonagall poruszyła się wymownie, kiedy kobieta uniosła wyżej kieliszek trzymany w dłoni — to dobry pomysł. Żebyśmy porozmawiali o tym, póki możemy.

Severus był szalenie ciekawy, w którym momencie jego przyjaciółka uznała poruszenie tematu procesu Malfoya za dobry pomysł. Zerknął kątem oka na Hermionę, widząc, że próbowała opanować emocje, które jednak on doskonale dostrzegał na pięknej, do tej pory radosnej twarzy. Zbyt dobrze znał każdy jej cal, aby nie widzieć zmian, jakie na niej zachodziły. 

— Ja, muszę wam powiedzieć, nie mogę przestać myśleć o jednym — dodała Minerwa.

Snape prychnął, licząc, że swoim zachowaniem jasno da starszej czarownicy do zrozumienia, żeby nie ciągnęła tematu.

— Od tego są specjaliści, Minerwo — zakpił.

Albus Dumbledore parsknął pod nosem, zarabiając gromy od oburzonej dyrektorki, a Hermiona spojrzała na ciemnowłosego mężczyznę siedzącego obok niej i zmarszczyła brwi, kierując wzrok na rozbawionego profesora Dumbledore’a.

— Pamiętam, jak widziałam Lucjusza Malfoya znęcającego się nad tym chłopakiem — kontynuowała dyrektorka, kiedy dezaprobata zachowaniem Severusa zamieniła się w przejęcie i niepokój. — Szarpał go, poniżał, a on miał ledwie dziesięć lat. Wściekł się, jak próbowałam cokolwiek powiedzieć, jakby oszalał. 

— Lucjusz od dawna był niepoczytalny, postradał resztki rozumu już lata temu — stwierdził Snape niespodziewanie. — A młody Malfoy zasłużył, żeby rozliczać go wyłącznie z jego własnych grzechów. 

— Jak najbardziej — wtrącił Albus. — Każdy jest kowalem własnego losu.

Hermiona zerknęła w stronę Severusa, który wywrócił oczami i upił sowity łyk alkoholu. Uśmiechnęła się słabo, sięgając w końcu po swój nietknięty kieliszek i przechyliła go, sącząc napój mimo, iż palił jej gardło niczym rozżarzone węgielki. 

— O właśnie, skoro o losie mowa. — Uważne spojrzenie Minerwy zlustrowało siedzących naprzeciw nauczycieli, którzy w jednej chwili zmarszczyli brwi, przybierając niemal identyczne wyrazy twarzy. — Przy okazji sprawy pana Malfoya, pomyślałam sobie o was. 

O nas? Ciemniejsze w mdłym świetle żyrandola oczy Hermiony skierowały się na dyrektorkę, która niewzruszona kontynuowała rozmowę, której najwyraźniej chciała wyłącznie ona i Albus — który z rozbawioną miną przyglądał się całej trójce, zasiadając na ogromnym, zdobionym krześle w pozłacanej ramie na podstawce przy wysokiej, murowanej kolumnie. 

— W jakim kontekście, jeśli pozwolisz spytać?

Snape nie był specjalnie ciekaw, ale wiedział, że Minerwa i tak zamierzała im to wyjawić; mógł równie dobrze stwarzać pozory zainteresowania. Chociaż tyle pozostało mu z udawania. 

— Rozmawialiśmy kiedyś z Albusem o tym, kto wstawia się za panem Malfoyem — ciągnęła siwiejąca czarownica niestrudzona kpiącym spojrzeniem młodszego przyjaciela. — Ma Weasleyów, szanowanych w społeczności czarodziejów, nas, równie szanowanych pedagogów… — Severus zmrużył oczy, rozumiejąc już dokąd zmierza wywód czarownicy. — Biorąc pod uwagę okoliczności, ciekawiło mnie czy Ministerstwo będzie chciało podważyć twoją stronniczość. 

Nie oczekiwał, że jego przyjaciółka posunie się do wyciągnięcia ciężkiej amunicji i to w kompletnie niezrozumiałym dla niego celu. W końcu zawiesili broń. Nie prowadzili otwartej wojny, a idiotyczne złośliwości mieli już za sobą. Czy to w takim razie w ten sposób McGonagall okazywała troskę? 

— Może próbować — mruknął obojętnie Snape. 

Dostrzegł kątem oka, że spojrzenie Hermiony ponownie uciekło na moment w jego kierunku. Widział, jak niekomfortowo czuła się przebywając w gabinecie Minerwy, jak ściskała dłonie na udach, mnąc materiał spódnicy pod blatem, z dala od wzroku starszej czarownicy. Ale on widział. I nie wiedział co zrobić, żeby jej pomóc, nawet, gdyby chciał to zrobić.

— Na pewno spróbuje — stwierdził nagle Dumbledore, przyciągając uwagę pozostałej trójki nauczycieli. — Więc skoro i tak zamierzaliście się pobrać, może przemyślelibyście przyspieszenie tego procederu — dodał niespodziewanie, a Minerwa natychmiast przytknęła do ust kieliszek z alkoholem. 

Zgodnie z jej przypuszczeniami, miny siedzących naprzeciw niej młodszych profesorów odzwierciedliły za jak idiotyczny uznali pomysł byłego dyrektora, któremu McGonagall zamierzała przyklasnąć. 

— Chcecie, żebyśmy przyspieszyli ślub — powtórzyła Hermiona, upewniając się, że dobrze zrozumiała propozycję dyrektorów. Posłała Severusowi przelotne spojrzenie, ale kiedy dostrzegła ciemne, zaniepokojone tęczówki, poczuła, że coś ciężkiego opada na dno jej żołądka. 

Sojusz. 

— Uwiarygodniłoby to Severusa jako świadka — wyjaśniła McGonagall. 

Snape był autentycznie zaskoczony, że udało jej się znaleźć tak wiarygodną i racjonalną wymówkę swojego absurdalnego pomysłu. Zmuszony był zignorować spojrzenie Granger, próbując doszukać się w twarzy starszej czarownicy jakiegokolwiek znaku, wyjaśnienia. Czegokolwiek, co tłumaczyłoby zachowanie starej wiedźmy. 

— Nonsens — prychnął. — Albusa zrozumiem, bo był martwy, ale ty powinnaś pamiętać, że Ministerstwo ostatecznie przyznało mi ten zasrany order Merlina, a to czyni ze mnie wystarczająco wiarygodnego świadka. 

Drobne ciało siedzącej na fotelu Hermiony spięło się w reakcji na słowa Severusa i ton, z jakim je wypowiedział. Spojrzała na niego, ignorując zupełnie istnienie Minerwy czy Albusa i zmarszczyła brwi, przyglądając się tężejącej, bladej twarzy ciemnowłosego mężczyzny. 

— Dobrze jest mieć za dużo zaufania, niż za mało — odparła Minerwa.

Snape zmarszczył brwi, lustrując twarz przyjaciółki i upił łyk z kieliszka, opróżniając naczynie szybkim ruchem. Odstawił je na biurko i wstał, a Hermiona zaskoczona jego zachowaniem podniosła się instynktownie, marszcząc brwi, kiedy mężczyzna bez słowa obszedł fotel i skierował się do wyjścia.

— Ta taktyka też cię do niczego nie doprowadzi, wiesz? — rzucił przez ramię, zanim otworzył drzwi, a Minerwa wywróciła oczami, śmiejąc się cicho pod nosem. 

Albus Dumbledore posłał Hermionie rozbawione spojrzenie, kiwając na pożegnanie głową i mruknął:

— Miłego wieczoru, panno Granger.

Młoda czarownica zadrżała, czując, że jej ramiona pokryła gęsia skórka, która zaczęła łaskotać jej skórę. Jakby wiedział wszystko… Przenikliwe spojrzenie akwamarynowych tęczówek skrytych za okularami-połówkami zdawało się przedzierać przez zakamarki jej duszy, odkrywając wszystkie tajemnice, wszystkie sekrety — zwłaszcza te, które kryła głęboko, nawet przed samą sobą. 

— Do widzenia, profesorze — mruknęła Hermiona. Kiwnęła głową, odstawiając kieliszek na blat biurka Minerwy i posłała starszej czarownicy nieco przepraszające spojrzenie. Kobieta zlustrowała ją wzrokiem i powiedziała:

— To była luźna propozycja, moja droga. — Mina dyrektorki przybrała łagodniejszy wyraz, a na jej ustach pojawił się przyjazny uśmiech. — Nikt nie każe wam jutro stanąć przed ołtarzem. 

Hermiona nie była pewna, czy może się zaśmiać, więc po prostu skinęła głową z krzywym uśmiechem i wyszła za Severusem z gabinetu. Nie dotarła nawet do progu pomieszczenia, zanim nogi odmówiły jej posłuszeństwa — wyszła na korytarz, gdzie oparty o ścianę czekał na nią ciemnowłosy mężczyzna i popatrzyła na niego przez moment; wystarczająco długi, aby odzyskała częściowy spokój i zbyt krótki, aby pomógł odgonić skłębione myśli.

Wrócili na trzecie piętro w absolutnej ciszy, idąc ramię w ramię, ale nie pod rękę; jakby musieli najpierw sami ze sobą przetrawić nowości, jakie sprezentowała im przełożona. Severus przepuścił Hermionę w drzwiach swojego gabinetu, dostrzegając, że kobieta szczelnie obejmowała się ramionami. Zmarszczył brwi, widząc, że drobna szatynka od razu skierowała kroki ku gablocie z alkoholem.

Co miał powiedzieć? Na moment zapomniał, po co to wszystko było. Zapomniał, że mieli układ. Przez ostatnie dni zupełnie nie istniał dla niego fakt, że to wszystko opierało się na kłamstwie. Przyjrzał się Hermionie, która sięgnęła niewielką szklankę z przeszklonej półki, polewając do niej złocistego napoju i uniósł brew, kiedy zawartość naczynia zniknęła w jednym, szybkim hauście, a twarz gryfonki wykrzywiła się w nieprzyjemnym grymasie.

 Bez z słowa obserwował, jak jej sylwetka przemieszcza się powoli i zatrzymuje przy parapecie pod wysoką okiennicą. Hermiona ułożyła dłonie na zimnym kamieniu, wpatrując się w przestronne, przejrzyste niebo, jakby kryło odpowiedzi na wszystkie jej pytania. Rozwiązanie na wszystkie problemy. Wiedziała, że tak nie było, a jedynym, co mogła zrobić, to po prostu stawić czoła powierzonemu zadaniu i swoim własnym obawom. Zmierzyć się z nimi, jak dorosły człowiek.

Spuściła głowę, oddychając głęboko i przyjrzała się swoim dłoniom, czerwonym od nerwowego ściskania. Poruszyła palcami lewej ręki, obracając pierścionek kamieniem do góry i zmarszczyła brwi, czując ciężar w piersi, który nie pozwalał jej mówić.

— Ten jeden raz możesz odezwać się niepytana — mruknął nieco kąśliwie Severus, co liczył, że wywoła choć nikły, krzywy uśmiech na ustach Hermiony.

Kobieta odwróciła się do niego, odrywając dłonie od parapetu i zadarła na niego zmęczone, pełne pragnienia wolności spojrzenie. 

— Odezwałabym się, gdybym wiedziała co powiedzieć — mruknęła cicho.

Po raz pierwszy w życiu naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć. Zbyt wiele myśli kłębiło się na końcu jej języka, jednak żadne z nich nie chciało opuścić jej ust. W milczeniu przyglądała się Snape’owi, który podszedł do gabloty i podobnie jak ona, polał sobie porcję nalewki. 

— Czyżby to pierwszy raz? — zakpił nieco odruchowo, zerkając kątem oka na Hermionę, która oderwała wzrok od jego dłoni zaciśniętej na kryształowej karafce i posłała mu nieco rozbawione spojrzenie. — Mówiłem ci, że nie zrobię niczego, na co się nie zgodzisz i to tyczy się też tej sytuacji — dodał nagle, przyglądając się, jak ciemne brwi kobiety marszczą się mocno. 

Czy on… Kobieta zerknęła na ciemnowłosego czarodzieja pytająco, zastanawiając się, czy naprawdę brał pod uwagę możliwość skorzystania z oferty Minerwy. Jej brwi poruszyły się mimowolnie, kiedy Severus odstawił szklaną karafkę na blat biurka i uniósł do ust kieliszek z alkoholem. 

— Pomijając fakt, że ślub i tak nigdy nie był częścią planu — dodał Snape kwaśno, topiąc ostatnie słowo w gorzkiej nalewce.

Hermiona zwróciła na niego zaskoczone spojrzenie, lustrując przeciągle szczupłą sylwetkę, kiedy mężczyzna dopił jednym łykiem swoją porcję alkoholu. Miała ochotę prychnąć. Plan. Mieli przecież plan. Układ, który wymagał od nich pewnych działań. Co w takim razie powinna teraz zrobić?

— Zapomniałam na chwilę, że jakiś mieliśmy — powiedziała cicho, a ciemne oczy, które odnalazły jej wzrok, wyczytały z jej twarzy, co miała na myśli. Ona, tak samo, jak on, zatraciła się w pełnym pasji, burzliwym romansie, zupełnie porzucając misję, której obydwoje dobrowolnie się podjęli.

Severus poczuł się dziwnie, kiedy zdał sobie sprawę, że kobieta podzielała jego chwilową amnezję. Że miała tak samo, jak on. Zmrużył oczy, kiedy Hermiona nagle zaczerpnęła powietrza i spuściła wzrok, uśmiechając się krzywo pod nosem.

— Zapominasz czasem, Severusie? — zapytała, nie podnosząc jednak wzroku. Utkwiła go w splecionych na brzuchu dłoniach, czując, że nie kontrolowała zupełnie słów, które opuszczały jej usta. — Chciałabym na chwilę… — Hermiona podniosła spojrzenie na Snape’a, który podszedł do niej powoli ze skonsternowanym wyrazem na twarzy. — … znów zapomnieć. 

Nie był pewien, czy o to go prosi, dopóki nie poczuł jej chętnych ust odpowiadających na jego ostrożny pocałunek. Severus złapał mocno ciało Hermiony, czując, że jej ramiona wczepiają się w niego rozpaczliwie, pragnąc o wiele więcej, niż był w stanie jej dać. Spełnił jednak jej niewypowiedziane prośby, pozwalając zapomnieć na moment o procesie, ślubie i całym układzie, który miał do niego doprowadzić. 

To wszystko stawało się absolutnie nieważne w chwilach, kiedy to Severus był w centrum uwagi Hermiony, a ona stanowiła jedyny obiekt jego pragnień i zainteresowań. Przez te krótkie, paradoksalnie, momenty zapominali o wszystkim, co było i miało dopiero nadejść. Zapominali o rzeczach, których istnienia woleliby się całkowicie wyprzeć. Czerpali przyjemność z własnego towarzystwa bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, urozmaicając wspólne czytanie sporadycznym, zaskakująco częstym seksem, który — ku zaskoczeniu obojga — stał się czymś niesamowicie uzależniającym. 

Przede wszystkim jednak stanowił idealną odskocznię. Podobnie jak wspólne wieczory przy kartach, lekturze, czy okazjonalnie tańcu, seks pozwalał im zapomnieć, że mieli realne problemy, którym musieli stawić czoła. Udawali, że są to tylko chwile, momenty; nie pochłaniające aż tyle czasu. 

Dopóki tego wieczora po powrocie z gabinetu Severusa, Hermiona nie zorientowała się, jaki właściwie jest dzisiaj dzień. Jak późno jest. Wróciła na pierwsze piętro, podchodząc pod drzwi swojego gabinetu i machnęła dłonią, ściągając z nich zaklęcia zabezpieczające. Sięgnęła do klamki, jednak kiedy spróbowała ją przekręcić, gałka wypadła z otworu, a zaskoczona kobieta złapała ją niezdarnie, marszcząc mocno brwi.

Co do… Hermiona rozglądnęła się po korytarzu, nie widząc jednak nic podejrzanego i zerknęła na klamkę, która utkwiła w jej dłoni. Irytek, pomyślała od razu. Zerknęła na metalowy uchwyt, podnosząc go bliżej twarzy i zmrużyła oczy, dostrzegając coś kolorowego, wciśniętego do dziury w miejscu, gdzie normalnie klamka przytwierdzona była do drzwi. Złapała opuszkami skrawek materiału, a w momencie, w którym lekko pociągnęła go ku sobie, z otworu wystrzeliła kolorowa wstęga lawirując w powietrzu niczym wąż. 

Młoda nauczycielka usłyszała cichy śmiech, który niespodziewanie szybko przybrał na sile. Westchnęła, rozumiejąc, że miała rację i pomiędzy gwałtownie szalejącym dookoła niej wielobarwnym płótnem dostrzegła postać ducha, który czaił się w końcu korytarza. 

Prima Aprilis, pomyślała nagle. Zrozumiała, że dzisiaj było Prima Aprilis. Cały dzisiejszy dzień był żartem. To wiele wyjaśnia.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 69Sojusz, Granger? – Rozdział 71 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz