Sojusz, Granger? – Rozdział 42

Nie, to bez sensu. 

Hermiona machnęła różdżką odrzucając do tyłu włosy, które za nic nie chciały z nią współpracować. Układały się w dokładnie odwrotne strony, niż kobieta chciała i nie potrafiły poddać się jej zaklęciom w sposób, który by ją satysfakcjonował. 

Spojrzała na swoje odbicie błagając, aby tak ładny makijaż nie został zmarnowany brzydką fryzurą. Wyjątkowo udało jej się nie przesadzić z kosmetykami i była dumna z efektu, jaki uzyskała. Podkreślający, ale nie dominujący. 

Machnęła ponownie różdżką, podkręcając końcówki włosów spływające po jej nagich plecach. Jak ma zadowolić gust Snape’a, skoro nie potrafi zadowolić własnego? To jest to, pomyślała. Pewność siebie. Nie była głupia, widziała, jak mężczyzna uśmiecha się, kiedy pokazywała swoją władzę nad nim. Czuła napięcie, jakie się między nimi wtedy tworzyło i jeśli cokolwiek miało zadowolić jego gust, to zdecydowanie to. 

Postanowiła uczesać się tak, jak podobało się jej najbardziej. Odrzuciła włosy na plecy i wyciągnęła dwa kosmyki znad uszu, sprawnym zaklęciem ściągając je do tyłu. Zakręciła kosmyki i spięła je spinką, przyglądając się jak krótsze pasemka przy skroniach powoli uwalniają się spod upięcia. Szybkim ruchem różdżki ułożyła je w dwie, delikatne fale i zadowolona uśmiechnęła się do tafli lustra. Posłała spojrzenie sukni, która czekała na nią rozłożona na pościeli i powoli podeszła do łóżka.

Czuła stres. Niemiłosierny, nieznośny, rozdzierający jej wnętrzności odkąd wstała tego poranka. Widziała się z Severusem na śniadaniu, po którym mężczyzna oświadczył jej, że spotka się z nią dopiero przed kolacją. Kobieta nie zamierzała protestować. Na samą myśl o tym, co czeka ich wieczorem skręcało jej organy wewnętrzne, dlatego każda chwilowa separacja od mężczyzny była jak zbawienie. Teraz, stojąc przed lustrem w rajstopach i butach miała wrażenie, że to uczucie rozmyło się, będąc jedynie delikatnym kłuciem w żołądku. 

Nie chcesz chyba, żeby Severus był jedynym powodem dla którego uśmiechniesz się w te święta. Słowa Aurory brzęczały w jej głowie, od kiedy wybrały się do Londynu. Mimo, iż minęło już kilka dni, w ciągu których Hermiona miała wiele okazji, aby zapomnieć o chwilowym odpoczynku, to słowa starszej czarownicy utkwiły z nią jak nieprzyjemny odór. Krzywiła się ilekroć je sobie przypomniała. Nie chcę, powtarzała sobie. Chcę uśmiechnąć się w te święta sama do siebie. Szczerze. 

Naprawdę liczyła, że nie będą to kolejne smutne, samotne dni. Liczyła, że plan Snape’a nieco odsunie jej uwagę od rodziców, którzy przeżyli kolejny rok w niewiedzy, że mają córkę. Córkę, która oddałaby wszystko, aby móc w tej chwili przytulić się do nich i powiedzieć im, jak bardzo ich kocha. Dlatego tak cieszyła się, że w rezultacie Severus zgodził się chociaż na wizytę w Norze — rodzina Rona była dla niej substytutem czegoś, czego nie miała. Wypełnili lukę w jej sercu, którą kobieta próbowała bezustannie zasklepić. Pustkę, którą powoli zaczęło obrastać niepokorne uczucie do Severusa Snape’a. 

Hermiona usłyszała dźwięk, którego obawiała się cały wieczór — pukanie do drzwi. Spojrzała w panice w kierunku, z którego dobiegał i przestąpiła z nogi na nogę. Doskonale wiedziała, kto czeka po drugiej stronie.

— Wejdź! — krzyknęła, podchodząc bliżej drzwi oddzielających sypialnię od gabinetu. Usłyszała trzask zamka i ciężkie kroki mężczyzny, który przemieścił się po pomieszczeniu bliżej jej sypialni. — Potrzebuję jeszcze chwili.

— Całe szczęście przyszedłem za wcześnie — prychnął Snape. Zerknął na tytułu ksiąg leżących na biurku Granger i uniósł brew, odnajdując tam znajome nazwiska. Podniósł cienki tom i otworzył pierwsze strony, przyglądając się notatkom na luźnych kawałkach pergaminu. Kobieta miała bardzo estetyczne pismo; zaskoczył go też logiczny sposób, w jaki zapisywała swoje spostrzeżenia. Zmarszczył brwi, kiedy nagle słyszał stukot dochodzący z łazienki i pokręcił głową. — Spokojnie, Granger, nie musisz się starać na siłę. 

Hermiona prychnęła, podnosząc wieszak, który wysunął się z jej rąk i uderzył w umywalkę, upadając na podłogę. Papugując ton mężczyzny przedrzeźniła go pod nosem, rzucając przedmiot na łóżko i powoli podniosła ciężką suknię. Raz kozie śmierć, pomyślała, nabierając głęboki oddech. Spodoba się czy nie, najważniejsze, że kobieta czuła się pewnie ubierając na siebie aksamitny, czerwony materiał. Wsunęła na siebie ubranie, poprawiając rękawy i dół sukni, po czym sięgnęła po różdżkę. Obróciła się, obserwując w tafli lustra jak wstążki na jej plecach sznurują się pod wpływem zaklęcia. Dopięła go ciasno, czując, jak twardy materiał ze wstawkami opina jej talię i mocno usztywnia klatkę piersiową. Zawiązała kokardkę na końcu i po raz kolejny okręciła się wokół siebie, żeby tiul rozprostował się pod własnym ciężarem. Uśmiechnęła się przeglądając w małym lusterku nad umywalką. Duże lustro przeniosła wcześniej do salonu, żeby móc zapiąć suknię w lepszym świetle, ale życie po raz kolejny zweryfikowało jej plany. I tak zrobiła co w jej mocy.

Teraz była gotowa odebrać swoją nagrodę. 

Podeszła do drzwi i uchyliła je, spoglądając do środka w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Severus stał przy biurku zajęty czytaniem; miał na sobie dopasowane spodnie i czarny, elegancki surdut. Nowy. Krótszy, niż ten, który nosił na co dzień i wyglądający na mniej znoszony. Hermiona otaksowała go spojrzeniem i zrobiła kilka kroków naprzód.

— Nie staram się na siłę — powiedziała.

Snape zerknął na nią przelotnie, od razu jednak zauważając intensywny odcień czerwieni, który przykuł jego uwagę. Nie powstrzymał drugiego, o wiele bardziej uważnego spojrzenia, które zlustrowało niemal każdy cal jej postury.

Cholera.

Wyglądała… doskonale. Nie potrafił inaczej tego nazwać — żadne wymyślne określenie nie oddałoby zresztą tego, jak estetycznie i satysfakcjonująco kobieta prezentowała się tego wieczora. Severus przez kilka sekund czuł się jakby ktoś rzucił na niego potężne zaklęcie, a on nie mógł się poruszyć. Potrafił jedynie obserwować. 

Hermiona podeszła powoli do lustra ustawionego przy jednej z gablot na ściance i obróciła się, poprawiając dłonią lejący się materiał. Dostrzegła, że jej towarzysz nie oderwał od niej oczu i uśmiechnęła się, unosząc brew.

—  Zadowalająco? — zapytała.

Co miał jej odpowiedzieć? Spełniała oczekiwania, które Snape nie wiedział, że ma. Każdy detal jej wyglądu współgrał ze sobą perfekcyjnie. Jej włosy przyjemnie opływały wokół ramion, które podkreślało subtelne, aksamitne wykończenie sukni. Snape na zdecydowanie zbyt długą chwilę zawiesił spojrzenie na mocno wciętej talii, którą opinał skórzany gorset. Nie mógł wyprzeć z głowy myśli, czy w jego dłoniach byłaby równie drobna. 

— Dostatecznie — odparł, prychając pod nosem. Odłożył tomik trzymany w dłoniach z powrotem na biurko i podszedł w stronę Hermiony. Kobieta odwróciła się w jego stronę dłonią poprawiając marszczenia gorsetu na brzuchu i popatrzyła na niego z uśmiechem. 

— W takim razie jesteśmy gotowi — stwierdziła nieco pytająco. 

Była tak cholernie dumna. Tak niesamowicie spełniona. Jego mina, błysk w oku i lekko uchylające się z zachwytu usta, kiedy ją zobaczył wynagrodziły jej wszystko, co przeszła, aby móc się tym cieszyć. Czuła kołatające w piersi serce i krew, którą pompowało. Jak cholera było warto, pomyślała.

— Nie do końca — mruknął Snape. Zmrużył oczy sięgając do wewnętrznej kieszeni surduta, a Hermiona poczuła, jak uśmiech zamiera na jej ustach. Pierścionek. Mężczyzna wyciągnął ciemne pudełeczko i posłał stojącej przed nim kobiecie nieco kpiące spojrzenie. — Zostaniesz moją żoną?

Powietrze zawibrowało pod wesołym, niespodziewanym śmiechem kobiety. Przyłożyła dłoń do ust tłumiąc nagłą reakcję i popatrzyła na swojego kompana pobłażliwym spojrzeniem.

— Tak — odparła, wciąż szeroko się uśmiechając. 

Snape uchylił wieczko pudełka i wyciągnął dłoń w stronę Hermiony, która z szerokim uśmiechem spojrzała w dół. Kiedy jej wzrok padł na subtelny, elegancki pierścionek zamarła, a z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie zachwytu; nie wiedziała, czy istniało określenie w jej słowniku, które oddałoby zachwyt pięknem biżuterii. Uniosła brwi nieświadomie rozchylając usta, kiedy Severus wyciągnął pierścionek z podkładki i zauważyła, że mężczyzna przypatruje się jej wyczekująco. Hermiona uniosła dłoń, nie spuszczając wzroku z delikatnego kamienia na szczycie błyskotki. Nie chciała mieć takich myśli, ale nie była w stanie ich wyprzeć; pierścionek, który kupił dla niej Severus był takim, jaki Hermiona mogłaby nosić. Delikatny, subtelny, nie przeszkadzający w codziennych czynnościach. Spełniający wszystkie kryteria, które przychodziły kobiecie do głowy. Idealny.

Uśmiechnęła się, kiedy Severus wsunął błyskotkę na jej palec. Poczuła dotyk jego chłodnej skóry, lekko muskający wierzch jej dłoni i drgnęła, kiedy dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. Mężczyzna nie wypuścił z objęć jej ręki, lekko obracając pierścionek na palcu kobiety. Hermiona bez słowa podążała wzrokiem za ruchami Snape’a, czując nagle kciuk, który delikatnie pogładził wnętrze jej dłoni. Poza jej widokiem. Ten gest wydał się jej tak ledwo wyczuwalny, że kobieta nie była nawet pewna, czy był prawdziwy.

— Tak jak mówiłem, nie masz nic do powiedzenia na temat pierścionka. Radzę ci się do niego przyzwyczaić — powiedział nagle Snape, przyciągając uwagę Hermiony. Kobieta chwilę przypatrywała mu się pytająco, po czym uniosła brew.

— A mogę powiedzieć, że mi się podoba? — spytała. Popatrzyła na mężczyznę, którego brew uniosła się wysoko, kiedy zlustrował ją szybkim spojrzeniem i niemal niedostrzegalnie skinął głową. — Jest piękny. Dziękuję. 

Nie kłamała. Czarne oczy dokładnie taksowały każdy skrawek twarzy młodej kobiety i nie znalazły na niej nawet grama kłamstwa. Nawet cienia oszustwa. 

— To inwestycja — mruknął Snape. — Zrób z niej użytek.

Żadnego wypominania? Zupełnie jakby słyszała jego myśli, Hermiona posłała mu wymowne spojrzenie i zaśmiała się wesoło. Severus zmarszczył brwi. Dlaczego nie mogła być paskudna? Mieć szeroko rozstawionych, zezowatych oczu albo wielkiego nosa? Obrzydliwej cery? 

— Nic nie obiecuję — powiedziała w końcu Hermiona. — Jak widać planowanie wychodzi nam dużo gorzej niż improwizowanie.

Miała rację. Wielokrotnie się o tym przekonali, a teraz udowadniali sobie to w dość dobitny sposób. A wieczór dopiero się zaczął. Snape spostrzegł, że Hermiona uśmiecha się pod nosem i odsunął się, widząc, że kobieta chce go wyminąć. Podeszła do biurka i uchyliła szufladę, sięgając z niej czarne, prezentowe pudełko owinięte długą, czerwoną wstążką. Kobieta odwróciła się w stronę Severusa i uśmiechnęła się.

— Wesołych świąt — powiedziała. Wyciągnęła prezent w stronę mężczyzny, który zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem. Gryfonka zaśmiała się, kręcąc głową. — Proszę otworzyć.

— Prosisz o zaufanie? — zakpił Snape, ale odebrał od młodej kobiety prezent i marszcząc brwi rozwiązał wstążkę. — Innego koloru nie było?

— Wybierałam specjalnie — prychnęła teatralnie Hermiona. Przyglądała się niecierpliwie, jak Severus otwiera wieko pudełka i marszczy brwi. — Na pana bóle.

W pudełku znajdowały się trzy podłużne, białe paski materiału ułożone na ładnej, złotej bibule. W dotyku materiał wydawał się twardy, wręcz sztywny. Snape szybko jednak zrozumiał, że jest elastyczny. Obok w smukłych, owalnych fiolkach leżały trzy porcje eliksiru i rulonik pergaminu z czymś, co zapewne było instrukcjami Granger. Mężczyzna podniósł ostre spojrzenie na drobną kobietę, która przypatrywała mu się w oczekiwaniu. 

— Mówiłem, że to nic poważnego — stwierdził. Hermiona nie zamierzała przeprowadzać z nim tej rozmowy w święta; to był prezent, a on musiał to uszanować.

— To pan uczył mnie kłamać, pamięta pan? — spytała kpiąco. — Niech pan je po prostu weźmie i zrobi z nich dobry użytek. O ile w ogóle zadziałają. 

Kobieta zmarszczyła nieco brwi, przyciągając uwagę Severusa. 

— Znów jestem królikiem doświadczalnym?

— Można tak powiedzieć — odparła ze śmiechem. — W teorii powinny uzdatnić przepływ krwi i rozluźnić mięśnie, kiedy się je zaleje eliksirem i przymocuje do skóry.

— W jaki sposób? — zapytał Snape.

Hermiona jedynie wzruszyła ramionami i powiedziała:

— Przez substancje aktywne z ziół.

Snape nie wiedział, czy bardziej imponowała mu jej wiedza i to, co dla niego zrobiła czy irytowała go jej arogancja i chęć niesienia mu pomocy. 

— Co to za mieszanka? — Był autentycznie zaintrygowany. Granger robiła coś, czego dawno nie doświadczył; zmuszała go, aby użył zmysłów w nieco ambitniejszym celu, niż czytanie esejów. 

— Nagietek, pięciornik, waleriana i głóg — odpowiedziała, unosząc kącik ust. Severus uświadomił sobie, że użyła niemal identycznej mieszanki, jak ta na której bazował jego lek. Głóg go zaskoczył, chociaż po dłuższym zastanowieniu odnalazł zasadność użycia tego składnika. — Niech pan da im szansę — poprosiła Hermiona. — Zrobiłam trzy, więc może choć jeden się do czegoś nada.

Na moment w gabinecie zapadła cisza. Severus zastanawiał się, w jaki sposób podziękować Granger — czy powinien po prostu wydukać z siebie jedno, bzdurne słowo czy może zmuszony był zrobić coś więcej? Docierała do niego powoli skala prezentu, który kobieta mu ofiarowała i jak mogło to poprawić komfort jego życia. Czuł się dziwnie z faktem, że zrobiła to dla niego własnoręcznie zamiast kupować kolejny, oklepany bibelot, o którym oboje zapomną.

— Przekonamy się — odparł. Posłał kobiecie krótkie spojrzenie, po czym sięgnął po różdżkę i szybkim zaklęciem zmniejszył prezent. Schował go do wewnętrznej kieszeni surduta, kątem oka dostrzegając, że Hermiona uśmiecha się szeroko.

— Teraz już chyba możemy iść — stwierdziła. Nie wyglądała, jakby cała sytuacja choć trochę ją stresowała. Severus zaczął zastanawiać się, ile z tego to jej gra, a ile to faktycznie dobry humor. Wydawała się odprężona. 

— Panie przodem — mruknął, pokazując wymownie na drzwi. 

Hermiona uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła rękę. Mężczyzna przyjął ją niemal bez wahania; podszedł do kobiety i wsunął jej dłoń pod swoje ramię, prowadząc ku drzwiom i wyprowadzając na korytarz. Ruszyli ku Wielkiej Sali ciesząc się swoim towarzystwem i nie spiesząc się, aby zakończyć ten wieczór. Oboje nieświadomie chcieli, aby przewyższył ich oczekiwania i okazał się przyjemnym doświadczeniem. Bez niepotrzebnych atrakcji i przygód, które zniszczą ich dobre nastroje.

Dotarli do schodów przy holu, a Hermiona dostrzegła w oddali grupę uczennic, które na ich widok zaczęły cicho między sobą plotkować. Młoda kobieta stłumiła parsknięcie śmiechem i przytuliła się mocniej do ramienia swojego towarzysza, który wymamrotał pod nosem kilka niezidentyfikowanych słów. 

— Nie wątpię, że będziemy gwiazdami wieczoru — mruknęła i dodała ciszej: — Uśmiechnij się.

— Nie pouczaj mnie, Granger — zakpił Snape. Dyskretnie rozglądnął się upewniając się, czy nikogo w pobliżu nich nie ma. Hermiona posłała mu rozbawione spojrzenie i odparła:

— Nie mówiłam do pana.

Zaśmiała się cicho i pociągnęła mężczyznę ku schodom. Severus podtrzymał jej ramię, kiedy pokonywali kolejne stopnie prowadzące ku długiemu, bogato zdobionemu korytarzowi i podał kobiecie dłoń w bardzo teatralnym geście, kiedy schodziła z ostatniego stopnia.

— Czy jeśli przyznam, że dekoracje są nawet znośne to będziemy kwita? — zapytał, a kobieta uniosła w rozbawieniu brew i spojrzała na mężczyznę pytająco. 

— Nie wiedziałam, że nie byliśmy — stwierdziła. — Ale tak, możesz to przyznać.

— Nie, nie — mruknął Snape. — Jak nie ma takiej potrzeby, to nic nie mówiłem. 

Hermiona prychnęła pod nosem. Zbliżyli się do grupki nastolatek, wśród których młoda nauczycielka z nazwiska rozpoznała dwie; siostry McAdams, wychowanki czwartego i piątego roku Ravenclaw, które trzymały się ze swoją paczką niemal cały czas. Dziewczynki ucichły, kiedy para nauczycieli przechodziła obok, a za plecami Hermiona i Severus usłyszeli, że jedna z dziewczynek zapiszczała cicho. Ten dźwięk sprawił, że niemal od razu wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

Podeszli powoli pod drzwi Wielkiej Sali, z której dobiegała ich spokojna, świąteczna muzyka i ciepłe, stłumione światło. Hermiona podekscytowana pociągnęła Snape’a za ramię, a mężczyzna posłał jej rozdrażnione, ale podszyte rozbawieniem spojrzenie. Jej dziecięca radość z pewien sposób go rozczulała.

Kiedy stanęli w progu zrozumiał jednak, co wywoływało taką ekscytację kobiety.

Wielka, przystrojona choinka górowała na wzniesieniu tuż obok potężnych fiolek z punktacją domów. Stoły nauczycielskie przestawiono na bok podestu, a te, przy których siedzieli uczniowie rozsunięto pod ściany pomieszczenia. Na środku przygotowano parkiet; niewielki, ale odpowiednio widoczny z każdego krańca sali. 

Hermiona rozglądała się zafascynowana efektem, którego dokonał profesor Flitwick. Natężenie ciepłych kolorów i ich kolorystyka dawały przyjemny, świąteczny klimat, a delikatna muzyka w tle dopełniała pięknego obrazu. Odświętne, kolorowe łańcuchy zwisały z okiennic i ciągnęły się wzdłuż najdłuższej ściany Wielkiej Sali dodając miejscu klimatu. 

— To wszystko jest takie przepiękne — szepnęła, uśmiechając się szeroko.

Lepiej bym tego nie określił, pomyślał Snape. Nie mógł oderwać wzroku od rozpromienionej, oczarowanej twarzy Hermiony, której oczy chaotycznie skanowały otoczenie. Na jej usta wypłynął delikatny uśmiech, a w policzkach pojawiły się delikatne wgłębienia. Ich widok spowodował, że mężczyzna aż zmarszczył brwi. 

— Chodź — zakomenderował, popychając lekko kobietę. Ruszyli wzdłuż ściany i stołów Krukonów, którzy powoli zbierali się w większe grupy. Wciąż było dość wcześnie i na sali nie przebywało wielu uczniów, a ci, którzy już przybyli siedzieli w niewielkich skupiskach rozsiani przy stołach wszystkich domów. 

— Napiłabym się szampana — stwierdziła niespodziewanie Hermiona. Posłała Severusowi wymowne spojrzenie i uśmiechnęła się pod nosem. 

— Poczekaj tutaj — poprosił mężczyzna. Podszedł do stolika, na którym ustawiono wielki dzban z ponczem oraz srebrne tace z wysokimi kieliszkami pełnymi musującego, białego alkoholu. Sięgnął jeden i wrócił, podając go Hermionie. — Nie krępuj się.

Młoda gryfonka uśmiechnęła się krzywo, mrużąc nieco oczy.

— Twoje zdrowie — mruknęła, wychylając kieliszek do dna. Snape uniósł brew, prychając kpiąco pod nosem. 

— Będąc na twoim miejscu też bym wolał się wstawić na wstępie — stwierdził. Hermiona jedynie wywróciła oczami i odstawiła pusty kieliszek na tacę. 

— Minerwa już jest — powiedziała cicho, kiedy odwracała się plecami do stołu nauczycielskiego. Severus zerknął ponad jej ramieniem ku drugiemu końcowi sali i podążył za kobietą. Szli wzdłuż dłuższej ściany, schowani za stołem Gryffindoru, przy którym zasiadało jak dotychczas najwięcej uczniów; rozmawiali żywo i śmiali się wesoło, a dwie starsze uczennice z entuzjazmem oglądały swoje kreacje. — Myślisz, że nas widziała?

— Na to liczę — stwierdził Snape. — Nie po to kupowałem nowy surdut.

Hermiona zaśmiała się, kiwając na powitanie dwóm studentom z siódmej klasy, którzy ich mijali.

— Twarzowy — odparła. Odwróciła się przez ramię, lustrując mężczyznę za nią oceniającym spojrzeniem i uniosła brew. — Myślałam, że się obraziłeś po tym, jak powiedziałam, że jest staroświecki.

— Przestarzały — przerwał jej Severus. Hermiona zmarszczyła brwi, łapiąc się na tym, że faktycznie takiego słowa użyła w kontekście odzienia Severusa. Ruszyła dalej czując, że jej serce nieregularnie zabiło i wytrąciło ją z rytmu. Dlaczego musiał to zapamiętać? 

Zerknęła na podest, gdzie ustawiono stół nauczycielski i napotkała czujne spojrzenie Minerwy. Starsza czarownica rozmawiała z siedzącą obok profesor Vector kątem oka kontrolując poczynania swoich podopiecznych, którzy wydawali się być zaskakująco zadowoleni. Dyrektor dostrzegła kwaśny uśmiech na twarzy przyjaciela, kiedy mówił coś rozbawionej Hermionie idącej kilka kroków przed nim. Prezentowali się elegancko i nawet Minerwa nie mogła zaprzeczyć, że do siebie pasowali. Ona przepełniona życiem, a on mający go po dziurki w nosie. Skrzywiła się, upijając łyk wina i odpowiedziała Septimie słabym uśmiechem. 

— Wyglądasz zjawiskowo — powiedziała Aurora, kiedy tylko Hermiona i Severus pojawili się wystarczająco blisko. Para usiadła na swoich miejscach, a młodsza kobieta uśmiechnęła się wzruszona.

— Ty również, ta sukienka naprawdę jest fantastyczna — odparła Hermiona. Aurora postawiła na różaną, festiwalową suknię z koronkowym wykończeniem ciągnącym się przez całe ramiona. W zestawieniu z piękną, srebrną biżuterią prezentowała się fenomenalnie. Kobieta posłała młodszej nauczycielce wymowne spojrzenie i uniosła brew, zerkając ponad ramieniem Hermiony na siedzącego za nią Severusa.

— Ponoć czeka nas występ chóru Filiusa. Taka wiecie, atrakcja wieczoru — mruknęła. Hermiona domyśliła się, co oznacza wzrok czarnoskórej czarownicy i podstawiła jej pod dłonie rękę, na której lśnił pierścionek zaręczynowy. Aurora spojrzała w dół zafascynowana i nieco konspiracyjnie uniosła dłoń młodszej koleżanki. — Jest niesamowity. 

— Ciężko się nie zgodzić — stwierdziła gryfonka, mając nadzieję, że Snape przysłuchuje się ich rozmowie. — A to prawda, że odbędzie się pokaz fajerwerków?

— Oczywiście — usłyszeli za plecami Aurory. Hermiona i siedząca obok niej profesor Sinistra spojrzały na Minerwę, która z szerokim uśmiechem wznosiła kieliszek z alkoholem. — Skromny co prawda, nie taki, jaki mamy przewidziany na nowy rok.

Hermiona zdała sobie sprawę, że czeka ich kolejna szopka do odstawienia. Sylwester. Zupełnie zapomniała, że zaraz po kilku męczących dniach Bożego Narodzenia przyjdzie kolejne święto, które wiąże się z ich obecnością w publicznym wydarzeniu. Spięła się, czując nieprzyjemny dreszcz biegnący wzdłuż jej kręgosłupa. 

— Rada to jednak ma rozmach, co roku takie atrakcje — mruknęła pod nosem Aurora, a Minerwa zaśmiała się cicho, upijając łyk wina. Przypomniała sobie, jak z okazji obchodów zeszłorocznych świąt Rada Rodziców i Ministerstwo zorganizowało w Hogwarcie wszelkiej maści świąteczne atrakcje. Poza pokazem fajerwerków takim, jaki zapowiedziano i na ten rok odbył się kulig po błoniach zamku, a na zachodnim dziedzińcu ustawiono lodowisko, które cieszyło się ogromną popularnością wśród uczniów. Hermiona sama próbowała swoich sił, obijając sobie mocno kolano już pierwszego dnia, a Snape wyśmiał ją wtedy, że słoń w składzie porcelany ma więcej gracji niż ona. 

To był jeden z pierwszych razów, kiedy mężczyzna odezwał się do Hermiony absolutnie nieprofesjonalnie. Po dwóch latach traktowania jej jak przypadkową, niewidoczną pracownicę szkoły Snape w końcu zaakceptował fakt, że Granger objęła stanowisko nauczyciela. Jego mózg wyparł istnienie wspomnień o jej studenckich latach i wszystkich sytuacjach, kiedy nastoletnia Hermiona doprowadzała go do białej gorączki. Wtedy spojrzał na nią jak na młodą, ambitną czarownicę, a teraz, spędzając z nią coraz więcej czasu dostrzegał, jak wiele poświęciła, aby znaleźć się tu, gdzie jest. 

— Moi drodzy, proszę o waszą uwagę. — Minerwa powstała z krzesła, a donośny, rezonujący dźwięk stukania w pusty, szklany kieliszek rozniósł się potężnym echem po wysokim sklepieniu Wielkiej Sali. Hermiona uważnie obserwowała uczniów, którzy odrywali się od wykonywanych czynności i zwracali głowy w kierunku przemawiającej do nich dyrektor McGonagall. — Kochani. Bardzo cieszę się, że możemy świętować razem kolejne spokojne, szczęśliwe święta. Oby ten czas pozwolił wam odpocząć od codziennych trosk i naładował motywację do podejmowania nowych wyzwań. Jedzcie i tańczcie, a o północy zapraszamy na pokaz fajerwerków! Filiusie.

Czarownica skinęła porozumiewawczo w stronę drobnego, siwiejącego profesora stojącego przy choince, który machnął różdżką służącą mu za batutę. Dwa rzędy uczniów, którzy zgromadzili się nieopodal ustawiły się równo i powoli przygotowali się do występu. Skrzypce rozpoczęły solowy występ, do którego szybko dołączył piękny, delikatny sopran. Hermiona jak zaklęta przysłuchiwała się pięknej melodii i śpiewaczce, do której po chwili dołączył chór. Odśpiewali długą, nastrojową kolędę, której nie zagłuszył nawet jeden dźwięk. 

Severus starał się badać otoczenie, ale jego spojrzenie coraz częściej uciekało w stronę zachwyconej przedstawieniem gryfonki. Wciąż nie mógł wyjść z podziwu, że wcześniej nie dostrzegł piękna kryjącego się pod burzą brązowych loków. Zestarzał się, zdecydowanie, dlatego umknęło to jego uwadze.

— Pięknie — powiedziała Sybilla, kiedy chór zakończył występ. Rozległy się brawa, więc odsuwanie krzesła przez spóźnioną profesorkę zostało skutecznie zagłuszone. Czarownica przysiadła pomiędzy Minerwą i Horacym, po czym sięgnęła po puchar i nalała sobie sowitą porcję wina. — Coś mnie ominęło?

— Tylko wspaniała przemowa naszej pani dyrektor — odparł profesor Slughorn, unosząc kielich z winem w stronę Minerwy. Czarownica zrobiła to samo, a Hermiona i Aurora poszły w jej ślad. Severus przyglądał się pozostałym nauczycielom z lekką dezaprobatą i wywrócił oczami. 

— Umieram z głodu — mruknęła Hermiona, kiedy gwar na nowo rozniósł się po wysokich, ustrojonych ścianach i zaczął stanowić przyjemne tło do rozmów. Aurora podała młodszej nauczycielce miskę z pieczonymi ziemniakami, które gryfonka przyjęła z uśmiechem. Nałożyła sobie czubatą łyżkę, słysząc obok prychnięcie Severusa. Spojrzała na niego z ukosa, uśmiechając się krzywo. — Nałożyć ci też, kochanie?

Powiedziała to na tyle cicho, że wyłącznie Snape miał prawo ją usłyszeć. Posłał jej złowrogie spojrzenie, które wywołało natychmiastową reakcję w postaci śmiechu Hermiony. Odłożyła półmisek i nabrała widelcem kawałek mięsa. 

— Dobrze, że Sybilla dotarła chociaż na kolację — powiedziała cicho Aurora. — Z takim grafikiem spodziewałabym się jej prędzej dopiero na pokazie fajerwerków. 

Hermiona uśmiechnęła się wesoło do swojej rozmówczyni i zjadła kolację, z zadowoleniem odkładając przed siebie niemal pusty talerz. Czuła, jakby nic dziś nie zjadła, choć właściwie taka po prostu była prawda. Zestresowana czekającym ją wydarzeniem nie mogła przełknąć wiele na śniadaniu, a później nie miała okazji nic zjeść. Zerknęła na Severusa, który lustrował salę obojętnym spojrzeniem. Widząc, że kobieta mu się przygląda, skierował na nią oczy i zmarszczył brwi widząc szczerą radość w oczach Hermiony. Uśmiechnął się krzywo, wymownie zerkając na talerz.

— Gdzie ty to zmieściłaś? — spytał kpiąco, a kobieta machnęła lekceważąco ręką.

— To? To jest nic — odparła. — Żałuj, że nie widziałeś mnie po owutemach. 

Jej cichy śmiech wybił się ponad ambient tła, a Severus zmarszczył brwi.

— Nie uwierzę, że było tego więcej — prychnął. 

— Przynajmniej dwa razy — przyznała z dumą Hermiona i uniosła brew. Sięgnęła po karafkę z sokiem i nalała sobie szklankę, oferując jedną swojemu towarzyszowi. Ten jednak pokręcił głową, sięgając po parowar z herbatą. — Naprawdę to takie dziwne?

— Patrząc na twoją figurę powiedziałbym, że dość intrygujące — stwierdził dość wymownie Severus. Spostrzegł, że kobieta odwraca się nieco w jego stronę, a jej ciemnobrązowe tęczówki uważnie mierzą go podejrzliwym spojrzeniem. Jak często na mnie patrzysz?, zastanowiła się gryfonka. Jak często Snape musiał przyglądać się jej figurze, żeby móc coś takiego stwierdzić? Myśl o tym nieco rozkojarzyła Hermionę.

— To dobre geny — zaśmiała się nerwowo. Chór zestąpił z podestu pod choinką i rozszedł się do swoich stołów, a w Wielkiej Sali rozległy się dźwięki harf i ciche, subtelne śpiewy wróżek, którym przygrywały zaczarowane instrumenty. — Ja to przynajmniej jem cokolwiek. Ty chyba żywisz się łzami swoich uczniów.

— I ich strachem, tak — dodał Severus, posyłając Hermionie nieco rozbawione spojrzenie. Jej towarzystwo, rozmowy z nią i interakcje, w jakie wchodzili, uspokajały go. Relaksowały. Sprawiały, że nie czuł się tak nie na miejscu jak dotychczas. 

Bawili się już dłuższą chwilę, ale wbrew pozorom upływ czasu nie sprawił, że Severus miał ochotę wyjść. Z niesmakiem musiał przyznać, że bycie kompanem Granger, poza ciągłym wysłuchiwaniem wysokiej oktawy jej głosu i znoszeniem wesołego śmiechu, wiązało się też z pozytywami — gromadziła atencję wokół siebie, a on w spokoju mógł oddać się spożyciu kolacji. Ta sytuacja miała się jednak szybko zmienić, kiedy nagle Hermiona podniosła głowę i wyprostowała się, słysząc znajomą melodię.

— Słyszysz? — spytała, patrząc wymownie na mężczyznę. 

Słyszał. Nie bez powodu wybrał do nauki z Granger jeden z najpopularniejszych, szkockich rytmów. Gwarantowało to, że Minerwa zobaczy ich w chociaż jednym tańcu. Spokojna, ale wciąż nieco energiczna muzyka przyciągnęła na parkiet sporą grupę uczniów, którzy ustawieni w pary swobodnie rozpoczęli taniec nie przejmując się ani krokami, ale rytmem. Widać było, że korzystają z odpoczynku od nauki, od treningów, od nieustannych, codziennych przygód. 

— Ale tylko jeden taniec — powiedział Snape. — Szkoda mi butów. 

Śmiech Hermiony przyciągnął uwagę Minerwy McGonagall. Czarownica przyglądała się uważnie, jak wysoki mężczyzna prowadzi szatynkę na parkiet i niemal od razu bierze ją w obroty. Nie spodziewała się być świadkiem takiego precedensu. Tańczący Snape, do tego wyraźnie rozbawiony towarzystwem dwie dekady młodszej panny Granger, na balu szkolnym i to za jej kadencji. Była pewna, że Albus będzie żałował, że nie może tego zobaczyć. 

— Nie w tę stronę — zaśmiała się do siebie Hermiona, kiedy Snape okręcił ją wokół jej własnej osi, a łapiąc jego dłoń przestąpiła na lewą, zamiast na prawą nogę. Mężczyzna lekko pchnął jej ciało nadając mu prawidłowy tor i pociągnął ją w przeciwną stronę, nie zwalniając kroku. — Uratowałeś mnie.

— Sama powinnaś się ratować, znasz te kroki na pamięć — prychnął Severus.

Wbrew pozorom nie był nawet w najmniejszym stopniu poirytowany jej brakiem koordynacji i swawolnością ruchów. Czerpał dziwną satysfakcję z widoku roześmianej twarzy i jeśli taka była tego cena, był chętny ją ponieść. Ruszali się synchronicznie do innych par, a kiedy w pewnym momencie mężczyźni zaczęli sięgać do talii swoich partnerek, Hermiona zmrużyła oczy. Snape bez ostrzeżenia złapał mocno jej talię, mając wrażenie że za mocny ruch mógłby skończyć się kalectwem panny Granger. Uniósł ją jednym, płynnym ruchem, a zaskoczona kobieta pisnęła i przymknęła powieki, kiedy jej stopy oderwały się od ziemi. Kiedy ponownie wylądowała na posadzce otworzyła oczy i spojrzała podekscytowana na swojego partnera. 

Merlinie, dlaczego musi być taki… Hermiona nie znalazła określenia, jakie oddałoby dokładnie to, co poczuła, kiedy Severus spojrzał na nią w tamtym momencie. Był tak blisko, że mogłaby w każdej chwili po niego sięgnąć. Bez cienia zwątpienia, bez najmniejszego wahania. 

— Tego nie ćwiczyliśmy — sapnęła, w następnej chwili śmiejąc się, kiedy Snape pociągnął jej dłoń i zmusił do dalszego ruchu. 

— Improwizowanie lepiej nam wychodzi — przypomniał jej. Nie umiał spojrzeć na nią do końca melodii, widząc jedynie kątem oka czerwień materiału sukienki, która pojawiała się w zasięgu jego wzroku. Mimowolnie pomyślał o ich rozmowie nad jeziorem i przypomniał sobie, co jej wtedy powiedział. Zaczął zastanawiać się, czy wybór sukni wiązał się z jego opinią, czy może Hermiona Granger nie brała pod uwagę jego uwag na temat mody. Postanowił dowiedzieć się w dość prosty, ale skuteczny sposób. Kiedy melodia zwolniła podszedł do niej, delikatnie umieszczając prawą dłoń na jej talii i powiedział cicho: — Nie taki odcień czerwieni miałem na myśli.

Hermiona zdawała się zaskoczona, ale bardziej faktem jaka była jego opinia, a nie, że w ogóle ją posiadał. Posłała mu nieco kpiące spojrzenie i pozwoliła, aby okręcił ją pod swoim ramieniem.

— Nie sprecyzowałeś — odparła, uśmiechając się pod nosem. 

Snape zmrużył oczy. Spodziewała się jego opinii. Co dowodziło, że wybrała suknię z premedytacją, oczekując jego aprobaty i oceny. Hermiona zrobiła kolejny obrót podążając krokami tańczących dookoła nich uczniów i zaśmiała się, kiedy nie zdążyła się zatrzymać. 

— I nie żałuję — powiedział Snape. 

Czy to była reakcja, jakiej się spodziewała? Nie umiała powiedzieć. Jednak czy satysfakcjonowała ona chęć podziwu i uznania w jego oczach? Jeszcze jak. Hermiona widziała, jak wodził wzrokiem za jej suknią, którą wprawiała w ruch każdym obrotem, każdym mocniejszym krokiem, czy przeskokiem. Chciała wierzyć, że zadowolenie, jakie malowało się w jego oczach było prawdziwe. Że nie widziała tego, co chciała widzieć. Bała się zaufać sobie i swoim zmysłom, będąc przekonana, że mężczyzna taki jak Snape nie dałby złapać na tak przyziemne pobudki jak jej wygląd.

— Oddychaj — zaśmiał się kwaśno Severus, kiedy melodia niespodziewanie się skończyła. Hermiona zastygła w pół-obrocie i próbując uspokoić przyspieszony oddech w przypływie emocji zaśmiała się. Spojrzała na Snape’a, który nieco niechętnie rozglądał się dookoła i w pewnej chwili poczuła, że jest coś, co chce zrobić. Podeszła do Severusa i przyciągnęła poły surduta, składając na policzku mężczyzny przelotny pocałunek. 

Zdążyła zauważyć Minerwę odwracającą od nich wzrok. Czarownica nalała sobie nowy puchar wina i upiła łyk gorzkiego napoju, przyglądając się wracającej do stołu parze. Czemu musieli wyglądać na takich szczęśliwych? Czy naprawdę towarzystwo kobiety wpłynęło na Severusa do tego stopnia, że czerpał przyjemność z zabawy bożonarodzeniowej? Z tańca, głośnych śmiechów i żartów Sybilli? Najwyraźniej. Inaczej nie uśmiechnąłby się krzywo podając dłoń Hermionie, która wspinała się za nim na podest. 

Aurora przywitała ich cichymi brawami, posyłając młodszej nauczycielce szeroki uśmiech, kiedy para siadała przy stole. 

— Nie wiedziałam, że potraficie tak wywijać — mruknęła. 

Hermiona zaśmiała się. Sięgnęła po karafkę z winem i czując na sobie palące spojrzenie Snape’a nalała sobie kieliszek. Zdecydowanie nie zamierzała poprzestać na jednym tańcu. Jej nie szkoda było nowych butów mężczyzny, za to godziny ćwiczeń nie mogły pójść na marne. 

— Severus jest świetnym tancerzem, pokazał mi kilka fajnych ruchów — odpowiedziała, widząc, że Minerwa przestała rozmawiać z profesor Vector. Zgodnie z życzeniem młodej czarownicy dyrektor zerknęła ukradkiem w ich stronę, a Hermiona uśmiechnęła się i dodała: — Takich tanecznych też. 

Snape prychnął na tyle cicho, że wyłącznie siedząca tuż obok gryfonka go usłyszała. Kobieta zacisnęła usta, nie chcąc dać po sobie nic poznać i z satysfakcją dostrzegła, że Minerwa odwraca się z krzywym wyrazem twarzy i sięga po alkohol. 

— Ostatnio ciągle słyszę o tobie jakieś nowości, Snape — stwierdziła pod nosem Aurora. Przyciągnęła uwagę siedzącego z tyłu mężczyzny, który uniósł brew jednak nie zaszczycił rozmówczyni nawet przelotnym spojrzeniem.

— Co poradzę, lubię być w centrum uwagi — zakpił. Hermiona niespodziewanie parsknęła śmiechem i pochyliła się do przodu, chowając przed wzrokiem rozbawionych starszych nauczycieli. — Narzeczona potwierdzi.

Młoda kobieta zastygła, słysząc w jaki sposób Severus się o niej wyraził. Wiedziała, że jedynie Aurora mogłaby go usłyszeć, ale kobieta nawet nie zorientowała się, że cokolwiek miało miejsce poświęcając całą swoją uwagę kawałkowi bezy na talerzyku przed nią. Hermiona nie odwróciła się, walcząc z ochotą posłania Snape’owi wojowniczego, wymownego spojrzenia. 

— Kawa — powiedziała nagle czarnoskóra czarownica. Hermiona z ulgą przyjęła zmianę tematu i wstała, podążając za kobietą w okolice stołu, który ustawiono za ich plecami. Nalała do filiżanki parującego, aromatycznego napoju i skorzystała z okazji posyłając w stronę Severusa przeciągłe spojrzenie. — Nie mogę napatrzeć się na tę czerwień.

Aurora musnęła dłonią materiał sukienki młodszej koleżanki i uśmiechnęła się z aprobatą. 

— Wiem — przyznała Hermiona. — Aż szczęka opada.

— I to nawet tym wybrednym — dodała nieco ciszej nauczyciela astronomii, pochylając się konspiracyjnie ku młodej czarownicy. Szatynka zmierzyła ją rozbawionym spojrzeniem, a widząc jej minę roześmiała się wesoło. — Oh, daj spokój. Nie jesteś chyba ślepa.

— Oczywiście, że nie — odparła Hermiona. — Ale to drugorzędna satysfakcja. 

— Samozadowolenie na pierwszym miejscu — dokończyła Aurora, kiwając z zadowoleniem głową. — Szybko się uczysz. 

Mam dobrych nauczycieli, pomyślała młoda kobieta. Odetchnęła z ulgą, kiedy chwila oddechu od obecności Severusa przeciągała się. Aurora pochłonięta opowieścią o balu arystokracji, na którym była za czasów swojej młodości, zupełnie ignorowała otoczenie, nie zauważając przy okazji starszego czarodzieja, który podszedł od tyłu. Czarnoskóra kobieta machnęła energicznie ręką, która wylądowała na jego ramieniu, co spotkało się z oburzonym prychnięciem i pomrukami dezaprobaty.

— To przez to wino, Hermiona — mruknęła Aurora. Dopiła ostatni łyk z pucharu, który trzymała w dłoniach i westchnęła głęboko, opadając lekko na ramię młodszej nauczycielki. Nie minęło jednak kilka sekund, kiedy Hermiona usłyszała ciche: — Merlinie. 

Młoda kobieta zdążyła zanotować krzywe spojrzenie Aurory, która odwróciła się niespodziewanie w jej stronę i rzuciła jej porozumiewawcze spojrzenie. Niestety, Hermiona nie zorientowała się w porę co ono oznacza. 

— Auroro — usłyszały za plecami. Kobiety spojrzały w stronę przybysza, którym okazał się nieco starszy od nich czarodziej w eleganckiej, ale nie przesadnie staroświeckiej kamizelce. Ukłonił się przed nauczycielkami, posyłając w stronę Sinistry pytające spojrzenie. Uśmiechał się lekko, a jego niewielkie oczy jeszcze bardziej się zmniejszyły. — Zatańczysz ze mną?

Hermiona uniosła brew, posyłając z ukosa spojrzenie swojej towarzyszce. 

— Jesteśmy trochę zajęte, Henry — odparła Aurora. Pociągnęła Hermionę ku drugiemu końcowi stołu, zwiększając dystans między nimi, a wysokim, na oko pięćdziesięcioletnim mężczyzną. Nieugięty podążył za nimi z delikatnym, pobłażliwym uśmiechem. — Naprawdę, odejdź. Teraz nie mam na to czasu.

— Jeden taniec, potem dam ci spokój. Nie daj się długo prosić, to szybciej się mnie pozbędziesz — stwierdził. Hermiona uchyliła zaskoczona usta i posłała swojej towarzyszce rozbawione, ale wyczekujące spojrzenie. Kojarzyła tego profesora, choć za swoich czasów szkolnych nie miała okazji mieć z nim zajęć. Teraz czasem widywała go, jak rozmawia z profesor Sprout na obiadach, siedząc razem z nią przy prawym końcu stołu.

Aurora jęknęła i wywróciła oczami, podając dłoń oczekującemu Henry’emu. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i poprowadził ją na parkiet, a kątem oka Hermiona dostrzegła, że starsza czarownica rzuca jej krzywe spojrzenie. Szybko jednak straciła ją z oczu, kiedy para ruszyła w ślady uczniów podążających za rytmiczną muzyką.

Młoda nauczycielka spojrzała w lewo, odszukując wśród głów przy stole ciemne włosy. Severus zajęty był sączeniem herbaty i zupełnie nie zwracał uwagi na to, co dzieje się dookoła niego. Nie zamierzała zmieniać tego stanu rzeczy; ruszyła powoli ku tańczącym na parkiecie parom, przyglądając się z uśmiechem skrzywionej Aurorze, która mignęła jej w tłumie. Za jej plecami Hermiona dostrzegła nagle kogoś innego i zmarszczyła brwi, zerkając ukradkiem na Snape’a. Dalej w swoim świecie, zakpiła. 

Ruszyła powoli wzdłuż parkietu i dotarła do przeciwległej ściany, w pobliże stołu Ślizgonów. Przeszła za nim wzdłuż długiej ściany, przysłuchując się wesołym rozmowom nielicznych uczniów, którzy nie znajdowali się na parkiecie. Odszukała wzrokiem znajomą sylwetkę i podeszła do stołu Puchonów. Cassie Jensen dostrzegła, że młoda nauczycielka idzie w jej kierunku i przeprosiła Grace i Lucy; siostry, które odwiedziły ją w skrzydle szpitalnym, a które teraz siedziały po przeciwległej stronie stołu i śmiały się wesoło. Młoda uczennica wstała i podeszła z uśmiechem do Hermiony.

— Cassie — przywitała się nauczycielka, kiedy dziewczynka stanęła przed nią. Miała na sobie ładną, kwiecistą sukienkę, a włosy upięła z tyłu głowy nadając wyglądowi bardzo subtelnego wyrazu. — Ślicznie wyglądasz. 

— Dziękuję — powiedziała cicho puchonka, składając dłonie przed sobą. — Podobał się pani koncert? Gracie śpiewała główną solówkę. — Hermiona dopiero teraz zorientowała się, skąd twarz solistki wydała jej się w pierwszej chwili znajoma. Siedząca przy stole przyjaciółka panny Jensen śmiała się wesoło do swojej siostry, przymierzając się do ruszenia na parkiet. 

— Był fantastyczny. Twoja koleżanka ma niesamowity talent — przyznała młoda nauczycielka widząc, że Cassie uśmiechnęła się szerzej słysząc jej słowa. Dziewczynka wychyliła się nieco, spostrzegając kogoś wśród tłumu i zarumieniła się jak piwonia. Hermiona zaciekawiona podążyła za jej wzrokiem i dostrzegła znajomego gryfona, wyłaniającego się z grupki przechodzących obok parkietu uczniów. Uśmiechnęła się mimowolnie, śmiejąc się w duchu na pokrętność losu. — No, no, Cassie. 

— To nie tak — pisnęła nastolatka. — Tylko się przyjaźnimy.

Oczywiście, pomyślała Hermiona zanim zdążyła się powstrzymać. Przyjaźnicie się, a dopiero co nawet ze sobą nie rozmawialiście. Nie chciała o tym teraz myśleć, nie w obecności Cassie. Wystarczyło jej, że miała świadomość obecności Severusa nieopodal, możliwe nawet, że była na jego widoku cały ten czas. 

— To dobrze. Bez tego nic więcej nie miałoby sensu — odparła, mrugając porozumiewawczo do nastolatki. Ta zaczerwieniła się jeszcze mocniej, o ile było to w ogóle możliwe. Ukradkiem oglądnęła się za siebie, jednak Frank zniknął z jej pola widzenia. — Pamiętaj odebrać po świętach tę książkę, o której rozmawiałyśmy.

— Tak! — Cassie klasnęła i wskazała na Hermionę pulchnym palcem. — Miałam strasznie dużo nauki i wyleciało mi to z głowy.

Hermiona uśmiechnęła się przyjaźnie do nastolatki.

— Nic się nie stało, mam nadzieję, że chociaż ci pomoże.

— Oh, to na pewno. Może w końcu uda mi się skończyć ten esej — mruknęła dziewczyna. Usłyszała swoje imię za plecami i odwróciła się, a Hermiona uniosła brew, widząc, że dwie blondynki podchodzą do nich z szerokimi uśmiechami na twarzach.

— Chodź, Cassie! — zawołała Lucy, podbiegając do koleżanki i ciągnąc ją za ramię. Grace podeszła do nich i wskazała ręką na parkiet.

— Chodźcie! — powiedziała rezolutnie. Pulchna puchonka posłała Hermionie pytające spojrzenie, ale zanim obie zdążyły zareagować za plecami młodej nauczycielki pojawiły się trzy nastolatki ze Slytherinu. Ich pojawienie się zmusiło wszystkie kobiety do ruchu, kierując się za tłumem w stronę parkietu.

Hermiona ruszyła za Cassie rozglądając się dookoła i widząc, że uczniowie ustawiają się w dwa okręgi rozdzielając płciami. Kobieta stanęła wewnętrz zbiorowiska, koło wysokiej blondynki z Hufflepuffu i poczuła, że dziewczyna za jej plecami sięga po jej dłoń. Przyjęła ją, drugą dłoń wyciągając do blondynki z lewej. Muzyka zaczęła grać dość niespodziewanie, a Hermiona szybko została zmuszona do zaadoptowania się w nowych warunkach. Nie spuszczała oczu z tańczącej obok nastolatki, dziękując, że kroki nie były za skomplikowane. Szybko rozluźniła się, kiedy powtarzalne ruchy zaczęły sprawiać jej coraz mniej trudności i na moment podniosła wzrok. Chłopcy w zewnętrznym okręgu skończyli sekwencję i ustawili się przodem do swoich partnerek, a melodia zwolniła nieco, pozwalając na moment odetchnąć. 

Hermiona zauważyła kątem oka, że Severus ruszył na jej poszukiwania. Zwolnił, kiedy kobieta go spostrzegła i przystanął przy parapecie nieopodal stołu Slytherinu. Wymienili krótkie spojrzenie, kiedy nagle wysoki uczeń podszedł do młodej kobiety i wyciągnął do niej ramię. Po raz kolejny muzyka niespodziewanie zmieniła rytm, a chłopak prowadzący młodą nauczycielkę starał się utrzymać jej dłoń w uścisku, kiedy obracał ją wokół swojej osi. Kobieta zaśmiała się, widząc, że nastolatek niepewnie na nią spogląda i cofnęła się o krok, widząc, że dziewczynki obok niej wykonują ten sam ruch. Uniosła kciuki w stronę krukona, przynajmniej tak wydawało się Hermionie, a ten uśmiechnął się krzywo. Snape miał ochotę parsknąć ze śmiechu. Dopiero co musiał zmuszać ją do wykonania krótkiego, spokojnego tańca, a tu proszę — nowa twarz Granger. Ciekawe ile ich miała w zanadrzu. 

Obserwował każdy jej ruch, choć co jakiś czas próbował zgubić ją w tłumie. Nie potrzebował teraz o niej myśleć. Spojrzał na zegarek przytwierdzony skórzanym paskiem do nadgarstka i westchnął. Do północy zostały ponad dwie godziny; podejrzewał, że w tempie, w jakim upływał im wieczór, Granger zdąży wstawić się jeszcze przed fajerwerkami, a on będzie musiał pilnować wszystkiego sam. Jak zwykle. Prychnął, widząc jak Hermiona nieudolnie próbowała okręcić się pod ramieniem tańczącego z nią chłopaka, który nie miał wystarczająco sił, aby utrzymać jej rozpędzone ciało. Mi się poddała, pomyślał. Zażenowany, że w swojej własnej głowie brzmiał, jakby chciał porównać się do wychudzonego gówniarza odepchnął się od parapetu i przeszedł wzdłuż parkietu, obserwując uczniów bawiącym się przy stole Ravenclawu. Wcisnął dłonie do kieszeni spodni i stanął w rogu parkietu, gdzie nie sięgały okręgi tańczących uczniów. I nauczycieli.

Hermiona zafascynowana nowo nabytymi umiejętnościami dostrzegła, że Aurora podchodzi właśnie do podestu u boku swojego adoratora. Wyplątała się z okręgu i złapała ramię starszej czarownicy, wymownie kiwając do niej głową. Kobieta z entuzjazmem dołączyła do młodej gryfonki, a chwilę później obie znalazły się w wewnętrznym okręgu naśladując kroki młodych uczennic. Snape zerknął na stojącego przy wzniesieniu Henry’ego i dostrzegł krzywy uśmiech na jego twarzy. Skrzywił się, rozumiejąc, że mężczyzna zadużył się w czarnoskórej czarownicy, która podrygała do muzyki pośród roześmianych nastolatek. W towarzystwie cholernie atrakcyjnej szatynki, której krótka grzywka wysunęła się spod upięcia i rozsypała po zarumienionej twarzy. Kobieta potknęła się nagle, szybko odzyskując równowagę dzięki ramieniu uczennicy obok. Zaśmiała się pod nosem, a cichnąca powoli muzyka coraz słabiej zagłuszała ten dźwięk.

Severus oderwał wzrok tylko po to, aby zachować przed nią pozory. 

— Widziałeś? — szepnęła podniecona Hermiona, kiedy udało jej się przedostać przez przerzedzający się leniwie tłum. Dopadła jego ramienia i uniosła spojrzenie, a dumny uśmiech nie schodził z jej zaróżowionych ust. Poczuła nagle, że mięśnie mężczyzny spięły się, kiedy jej dłoń za mocno zacisnęła materiał jego ubrania. Snape wyswobodził rękę w dość zwinny sposób i spojrzał z góry na Hermionę, która odsunęła się i przejechała dłońmi po materiale sukienki rozprostowując ją nieco.

— Ciężko było nie zauważyć — prychnął. Zupełnie mimowolnie otaksował ją wzrokiem, przyglądając się, jak kobieta sięga dłońmi do sukni i poprawia tiul przy dolnej części gorsetu. Wywróciła oczami, co ledwo dostrzegł pod kosmykami włosów, które opadły na jej twarz.

— Też powinieneś spróbować, podniesie ci poziom endorfin — mruknęła.

Wzrok sam zaprowadził Severusa w okolice dekoltu młodej kobiety, kiedy ta próbowała nieco agresywnie wydostać materiał sukienki spod gorsetu w miejscu, gdzie się zaczepił. Nic nie mógł poradzić na to, że Granger wybrała taki krój, który w subtelny sposób podkreślał jej szczupłe ramiona i długą szyję. Uniósł brew, przyglądając się bliżej naszyjnikowi, który do tej pory jego mózg traktował jako tło. Spoczywał na skórze niemal się z nią zlewając, jednak po bliższym przyjrzeniu się można było dostrzec rząd finezyjnych kamieni, które mieniły się w świetle pokaźnych żyrandoli.

— Mam na to swoje sposoby — stwierdził Snape.

Zauważył, że Hermiona podnosi głowę, jednak nie zdążył w porę zareagować; czujne, orzechowe tęczówki odnotowały jego ruch, a brwi natychmiast zmarszczyły się. Kobieta nie oderwała spojrzenia od jego czarnych, surowych oczu, w których nie widać było za grosz wyrzutów sumienia. 

— Nowy nabytek? — spytał, unosząc wymownie brew. 

Hermiona odruchowo sięgnęła dłonią do szyi, wyczuwając pod palcami zimny kawałek srebra. Przejechała po nim palcem, uśmiechając się do Severusa, który podniósł wzrok i zeskanował spojrzeniem ich otoczenie. 

— Tak. — Kobieta podążyła za jego wzrokiem dostrzegając przedzierającą się ku nim czarnoskórą czarownicę i dodała: — Kupiony całkowicie z winy Aurory.

Kobieta usłyszała swoje imię i podeszła do młodszej czarownicy, zerkając na nią pytająco. Dostrzegła, gdzie spoczywa dłoń Hermiony i prychnęła, krzyżując ramiona na piersi. 

— Zgadza się — przyznała bez cienia skruchy. — Ale nawet nie próbuj wmówić mi, że żałujesz. Nigdy ci w to nie uwierzę. — Snape uniósł brew na ułamek sekundy, przyglądając się reakcji Hermiony. Nie spodziewał się, że to ku niemu Aurory skieruje swoje następne słowa: — Severusie, przyznaj. Czy nie wygląda zjawiskowo?

Hermiona posłała Aurorze wymowne spojrzenie, prosząc w myślach, aby mężczyzna powstrzymał się od odpowiedzi. Po tym, jak przed chwilą przyłapała go na wgapianiu się w jej dekolt, byłoby to co najmniej niezręczne. Wystarczyło jej jednak jedno, krótkie spojrzenie w jego stronę, żeby wiedzieć, że nie wszystkie świąteczne życzenia mają moc sprawczą. 

— Zaprzeczenie byłoby kłamstwem — odparł Snape. W jego opinii dotyczyło to zarówno wyglądu Granger jak i estetyki naszyjnika; kobieta prezentowała się fenomenalnie i jakkolwiek próbowałby zaprzeczać, byłoby to bezskuteczne. A naszyjnik dopełniał każdy detal jej wyglądu stanowiąc jednolitą część z subtelnym makijażem, aksamitnym wykończeniem sukni, a nawet srebrnym pierścionkiem lśniącym na palcu.

Nie miał nawet pojęcia, że młoda kobieta nieco odruchowo pomyślała o tym samym — czy Snape mówi o niej, czy o naszyjniku. Hermiona miała poczucie, jakby Aurora specjalnie nie sprecyzowała pytania, uśmiechając się nieco wymownie, kiedy młoda gryfonka zaczęła się rumienić. Przestań, zganiła się w myślach. 

Z ulgą spostrzegła, że Henry w końcu ich odnalazł i z uśmiechem skinął kobietom głową, podchodząc do trójki nauczycieli. 

— Chylę czoła. To było dopiero widowisko — powiedział czarodziej, bijąc cicho brawo. Aurora zaśmiała się, w opinii Hermiony całkiem szczerze, i posłała Henry’emu teatralnie kwaśne spojrzenie. 

— Nie bawiłam się tak dobrze od balu w dziewięćdziesiątym czwartym — powiedziała, zakładając ręce na biodrach. Ona również próbowała uspokoić oddech, co wychodziło jej jednak marnie; Hermiona widziała po drobnych kroplach na czole, że krótki, ale intensywny taniec porządnie zmordował starszą czarownicę. 

Przypomniała sobie nagle wspomniany bal na czwartym roku, kiedy towarzyszyła Victorowi Krumowi jako uczestnikowi Turnieju Trójmagicznego. Pamiętała, jak bardzo chciała wtedy zabłysnąć. Zostać zauważoną. Błękitna sukienka zdecydowanie się do tego przyczyniła. Wtedy też kupowałam ją dla faceta, pomyślała. Hermiona spojrzała na Severusa, który przyglądał się z krzywym grymasem rozentuzjazmowanej Aurorze. Pochylił głowę, unosząc brew w taki sposób, że Hermiona nagle wstrzymała powietrze, uświadamiając sobie coś, co miało zniszczyć jej światopogląd.

Przed jej oczami stanęła postać Victora. Jego blada, ziemista twarz i czarne, gęste włosy. Brwi, nieco krzaczaste, ale nie w nieestetyczny sposób, bardziej nieokrzesany. Wykonujące niemal identyczny, krótki gest. Przypadek. Kobieta zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że mężczyźni nawet nosy mają podobne. Zaokrąglone, nieco haczykowate, marszczące się z kpiną. 

Merlinie, pomyślała oszołomiona Hermiona. 

Najwyraźniej to, co zaczynała czuć wcale nie było przypadkowe. Choć nie zwracała na to pierwszorzędnej uwagi najwyraźniej podświadomie miała swój typ, w który Severus się wpisywał. Zrozumiała to, kiedy zdała sobie sprawę, że jej początkowe emocje względem niego były bardzo zbliżone do tych, które czuła spotykając się z Victorem. Stała chwilę bez słowa, obserwując jak wysoki mężczyzna odpowiada coś Aurorze, która zaśmiała się do niego w odpowiedzi. Hermiona nie rozumiała, o czym mówią. Wszystko dookoła ucichło, zlało w jedną całość tworząc nieco niepokojący, delikatny szum. Z zamyślenia wyrwał ją dopiero obcy, niski głos. 

— Czy to nie ty pobiłeś wtedy rekord złapanych na gorącym uczynku dzieciaków, Snape?

Henry posłał wymowne spojrzenie w stronę Severusa, który prychnął gorzko wciskając dłonie do kieszeni spodni.

— Rekord, który należał do Minerwy — dodał nieco chełpliwym tonem. 

— Było aż tak źle? — zapytała zaskoczona Hermiona, dla której wspomnienie pamiętnego wieczoru miało zupełnie inny wydźwięk. 

— Sprecyzuj, co masz na myśli mówiąc “źle” — prychnął Snape. — W powozach, klasach, nie wspominając o łazienkach czy schowkach. Wymień jakiekolwiek miejsce, a gwarantuję ci. Na pewno ich tam znalazłem. 

Hermiona uniosła brwi, uchylając wargi w autentycznym szoku.  

— Teraz rozumiem, dlaczego na drugi dzień byłeś taki opryskliwy — zaśmiała się nagle, a Severus dopiero po chwili zrozumiał, co kobieta powiedziała. Sięgnął pamięcią do dnia, o którym mówiła Granger jednak początkowo miał problem z namierzeniem odpowiednich wspomnień. Mglista zasłona przesłoniła jego umysł, blokując dostęp do dnia, w którym najwyraźniej coś się między nimi wydarzyło, skoro kobieta o tym wspomniała. — “Patrz, jak łazisz, Granger” — przedrzeźniła go Hermiona, uśmiechając się coraz szerzej. — “Mogłaś nie wywijać wczoraj jak rozhisteryzowana salamandra. Może wtedy miałabyś choć odrobinę gracji”. 

Severus nagle przypomniał sobie rozmowę, którą przytoczyła kobieta. Spił się poprzedniego wieczora z Igorem Karkarowem, który przyjechał z reprezentacją Durmstrangu na turniej, a na drugi dzień miał tak napuchniętą głowę, że wysoki ton głosu Granger, która wpadła na niego na korytarzu pod Wielką Salą, niemal natychmiast wyprowadził go z równowagi. Ostatkiem sił powstrzymał się, aby jej wtedy nie powiedzieć czegoś naprawdę nieprzyjemnego. 

Mężczyzna prychnął pod nosem, widząc radość w oczach Hermiony, która wspominała ich spotkanie sprzed niemal dekady. Czego nie spodziewał się, że zrobi, bo sam miał mgliste wspomnienie tamtego zdarzenia i musiał zmusić się, aby do nich powrócić. 

— Sama nie byłaś lepsza — zakpił. — Jak to szło? “Nie moja wina, że jestem tak… 

Uniósł brew, nie potrafiąc przypomnieć sobie dokładnie co kobieta mu wtedy powiedziała. Hermiona posłała mu szybkie spojrzenie i dodała nieco kwaśno:

— “Nie moja wina, że jest pan tak zapatrzony w czubek własnego nosa, że nie widzi innych ludzi dookoła siebie”. — Wywróciła oczami, jeszcze zanim skończyła mówić i uśmiechnęła się nieco przepraszająco. — Nie miałeś tego usłyszeć.

— Domyśliłem się, kiedy zaczęłaś błagać o wybaczenie — prychnął Severus. — Odjąłem ci chyba wtedy z trzydzieści punktów.

— Dwadzieścia, ale tylko za to, że na ciebie wpadłam — przypomniała Hermiona z czającym się na ustach uśmiechem. — Za pyskowanie dałeś mi szlaban.

—  Na cały tydzień, pamiętam. — Snape zlustrował młodą nauczycielkę zdawkowym spojrzeniem. — Zajmowałaś się gumochłonami dla kolegów, którzy mieli warzyć Eliksir Wiggenowy na owutemach, nie wiem, czy byłaś świadoma.

Gryfonka prychnęła, kręcąc głową dość energicznie.

— Nie podzieliłeś się ze mną tą informacją, ale miło, że w końcu po tylu latach mi o tym mówisz — zakpiła Hermiona. — Teraz mam poczucie, że godziny szorowania śluzu ze słoików na coś się przydały.

Aurora wydała z siebie jęk obrzydzenia i zmarszczyła nos, posyłając w stronę Hermiony krzywe spojrzenie. Młoda kobieta oraz jej rozmówca odwrócili się jednocześnie, przyciągnięci odgłosem, jaki wydała z siebie czarnoskóra czarownica. Ta widząc synchroniczny ruch zaśmiała się urywanie, unosząc brew. 

— Ktoś jeszcze umiera z pragnienia? — spytała, zerkając wymownie na Henry’ego. Mężczyzna skinął głową, po czym spojrzał na Severusa. Ten jedynie uniósł brew i odwróciwszy się do Hermiony, spytał:

— Masz już dość?

Kobieta dostrzegła jego kpiące spojrzenie i uśmiechnęła się wyzywająco.

— Absolutnie nie — powiedziała, łapiąc energicznie dłoń Severusa. Pociągnęła mężczyznę w stronę parkietu; czemu niespecjalnie się opierał, ale w życiu by się nie przyznał.

Tańczył z nią długo. Tak, jak powinno się tańczyć z kobietą taką, jak ona. Trzymał pewnie jej drobną dłoń nie pozwalając, aby choć na chwilę wysunęła się z jego uścisku. Ramieniem dawał jej oparcie i pozwalał, aby muskała je w nagrodę. Chciał, żeby czuła się z nim bezpieczna. Nie rozumiał dokładnie skąd ta myśl wzięła się w jego głowie ani jak się jej pozbyć, ale należała do tych upartych i za nic nie chciała go opuścić. Być może to ich ostatnia rozmowa powodowała w nim tak idiotyczne uczucia. Dobitnie uświadomił sobie, że mógłby być jej ojcem i związek z nią nie miałby żadnego sensu. Merlinie, dolali czegoś do ponczu? 

Miał ochotę zaśmiać się gorzko z tego, co przyszło mu na myśl. Nagłe pojawienie się Granger w polu jego widzenia skutecznie go jednak od tego odwiodło, zmuszając do ponownego skupienia uwagi na tańcu. Severus okręcił ciało kobiety wokół jej własnej osi, po czym sięgnął po nią niemal bez siły, natychmiast niwelując dystans między nimi. Usłyszał sapnięcie, kiedy przyciągnął Hermionę do siebie płynnym, mocnym ruchem i uśmiechnął się pod nosem nieco chciwie. Kontynuował kroki jakby nic się nie wydarzyło, grając swoją rolę dokładnie tak, jak to zaplanował. 

Prawda była taka, że chciał, żeby czuła się z nim bezpieczna, bo widział, że to ją uszczęśliwiało. Musiał, a nawet był skłonny przyznać, że chciał dać jej to, co sprawiało jej radość, bo ta z kolei korzystnie wpływała na niego. Czuł się lepiej, czuł, że jej wesoły śmiech jest lekiem na wszystko. Samolubne? Może. Ale nie zauważył, żeby Hermiona Granger wyglądała na niezadowoloną. Wręcz przeciwnie — kobieta roześmiała się wesoło, kiedy objął jej talię ramieniem i okręcił ich dookoła. 

Hermiona pozwoliła, aby Severus przejął kontrolę nad jej ciałem dając mu wodzić nią, jak szmacianą lalką. Czuła, że nie ma z nim żadnych szans, a każda próba stawiania oporu zwyczajnie zakończy się porażką. Była zbyt szczęśliwa, aby je teraz ponosić. Nie spodziewała się, że ten wieczór będzie obfitował w tyle drobnych przyjemności, od których miała wrażenie, że aż płonęły jej policzki. Wszystko to jednocześnie wydawało się tak naturalne, że Hermiona niemal zapominała, że to tylko gra. 

Była ona, świeżo upieczona narzeczona Severusa Snape’a. 

Pomagająca mu utrzeć nosa profesor Granger na jeden wieczór przestała istnieć. 

Kiedy puszczał ją z objęć jedyne, o czym potrafiła myśleć to to, żeby tego nie robił. Czuła się tak bardzo na miejscu, otoczona jego ramionami i pod ciągłym ostrzałem czarnych tęczówek. 

— Zazdroszczę ci kondycji — powiedziała Aurora, kiedy w końcu wrócili do stołu nauczycielskiego. Hermiona posłała rozbawione spojrzenie Severusowi, który odsuwał jej krzesło, na co ten wywrócił oczami przyprawiając obie kobiety o śmiech. — Gdzie nauczyłeś się tańczyć, Severusie?

Ledwo pamiętał. Gęsta zasłona spoczywała na odległych wspomnieniach, dla których nie było miejsca w “nowym” życiu Severusa. Wiedział tylko, z kim się wiązały i że z perspektywy czasu były najprawdopodobniej najszczęśliwszymi, jakie mógł z tamtego okresu posiadać. 

— Od mojej babki, fanatyczki dobrych manier i zwyczajów — zakpił. Przez jego umysł przemknął obraz twarzy kobiety. Ulotnił się, zanim mężczyzna zdążył się na nim skupić i odszedł, zostawiając po sobie jedynie gorzką pustkę. 

— Dama z prawdziwego zdarzenia? — spytała ze śmiechem Aurora. Hermiona spojrzała na nią pytająco, dopiero teraz orientując się, że Henry’ego nie było z nimi. Czarnoskóra kobieta najwyraźniej domyśliła się, co chodziło po głowie młodszej koleżance, bo prychnęła pod nosem i wywróciła oczami. — Umowa to umowa, a i tak wyprosił więcej niż jeden taniec.

Hermiona zaśmiała się. Zbyła uniesioną brew Aurory i sięgnęła po puchar z sokiem, nie mogąc przestać myśleć o tym, jak bardzo ona i Henry są podobni. Oboje w pogoni za drugą połówką, nawet tą udawaną, z entuzjazmem dając od siebie dużo więcej, niż oni. Nie czuła się z tym źle. Rozumiała, że każdy człowiek wyraża emocje w inny sposób doskonale zdając sobie sprawę, ile daje drugiej osobie i nie oczekując, że dostanie w zamian tyle samo. Henry był taki sam. Jego radość, kiedy patrzył na Aurorę była namacalnym dowodem bezinteresownego uczucia, a Hermiona musiałaby głupia, aby tego nie rozumieć. Domyślała się, że dla postronnej osoby ona zachowywała się w stosunku do Severusa dokładnie tak samo. 

Ten z kolei z dystansem przyjmował każdy jej gest — nawet te, które sam inicjował. Miał dziwne opory przez przyzwyczajeniem się do jej dotyku, do jej bliskości. Działo się to, oczywiście, ale absolutnie wbrew jego woli i dość opornie. Jakby coś wciąż powstrzymywało go przed otworzeniem się na jej obecność. Wiedział oczywiście, że to czyni z niego hipokrytę, ale to nie zmieniało absolutnie niczego. Aurora wcale nie była lepsza. Tylko z kolei ona doskonale wiedziała, skąd brały się jej opory i nie zamierzała tego nawet przed sobą ukrywać. Serce raz skrzywdzone nie da się uleczyć tak łatwo, a jeśli w dodatku jest uparte i zgorzkniałe, proces jest boleśniejszy. A tylko masochista skazałby się na ból dobrowolnie. Aurora nie była masochistką. I nie była warta kogoś takiego, jak Henry.

— Nie udawaj, że źle się bawisz — powiedziała cicho Hermiona, unosząc wymownie brew. — Widziałam, jak się uśmiechałaś.

Czarnoskóra czarownica uchyliła usta, nie wypowiadając jednak ani słowa. Posłała młodszej nauczycielce teatralnie urażone spojrzenie za to, że kobieta z taką łatwością wytyka jej zachowanie wobec adoratora, podczas kiedy sama mizdrzy się do Snape’a. Bawiło ją obserwowanie ich interakcji i musiała przyznać, że zaskakująco dobrze im to wychodziło. Choć mając świadomość, że to wszystko jest tylko grą, Aurora nie umiała nie dostrzec niezręcznych spojrzeń czy niefortunnych zderzeń ramion i krzywych uśmiechów, które temu towarzyszyły. 

— Bywa zabawny, nie mogę mu tego odmówić — mruknęła. Sięgnęła po wino, choć już wcześniej zarzekała się, że ma go dość i skrzywiła się, upijając łyk. — Ale to nie wystarczy. — Hermiona nie zrozumiała, co starsza czarownica ma na myśli. Zauważyła pustkę przemykającą przez spojrzenie Aurory, jednak zanim zdążyła spytać, kobieta uniosła wysoko brwi i mruknęła cicho: — Na brodę Merlina.

Zaintrygowana gryfonka podążyła za jej wzrokiem, dostrzegając na parkiecie kogoś, kogo zdecydowanie nie spodziewała się tam zobaczyć. Argus Filch sztywno prowadził w objęciach wysoką czarownicę, której zielonkawa suknia falowała delikatnie, kiedy bujali się do muzyki w nieco niezręczny sposób. 

— Czy ja dobrze widzę? — szepnęła, nie mogąc oderwać wzroku od pani Pince, która co jakiś czas na moment znikała za tańczącymi uczniami prowadzona przez swojego partnera. Młoda kobieta spojrzała na Aurorę, której mina sugerowała podobny, jak nie większy szok.

— Ktoś chyba próbuje zgarnąć wasz tytuł gwiazd wieczoru — stwierdziła, posyłając rozmówczyni przelotne spojrzenie i uśmiechając się znacząco. — Będziecie musieli się bardziej postarać.

Hermiona zesztywniała słysząc jej słowa. Jej oczy lekko rozchyliły się, kierując na ciemnoskórą czarownicę siedzącą obok. Ta niemal od razu dostrzegła jej wyraz twarzy i lekko kręcącą się głowę. Aurora odchrząknęła, zerkając ponad ramieniem na Severusa, który absolutnie niezainteresowany ich rozmową przyglądał się spod byka staremu, siwemu czarodziejowi siedzącemu przy prostopadłej odnodze stołu nauczycielskiego. Starsza czarownica odetchnęła z ulgą spodziewając się, że gdyby wydała się swoimi słowami przed mężczyzną to w jakiś sposób dałby im o tym znać. Spojrzała ponownie na Hermionę, która chyba przestała oddychać — zastygła w bezruchu, blada jak ściana i z przerażonym wyrazem na twarzy. Kiedy kobieta zobaczyła uspokajający uśmiech Aurory westchnęła głęboko, przymykając na ułamek sekundy powieki. 

Nagle powietrze przeciął donośny, rezonujący odgłos uderzenia sztućcem o szklany kieliszek, a wszystkie oczy powoli zaczęły zwracać się ku Minerwie McGonagall. Dyrektor powstała ze swojego krzesła zdobionego wysokim, rzeźbionym oparciem i odczekała, aż w sali zapanuje cisza. Machnęła różdżką w powietrzu, a ze sklepienia, które zmieniło barwę imitując granat nocnego nieba, zaczął sypać się drobny śnieg. Nie docierał on jednak do stołów, niknąc w pół drogi i rozmywając się w powietrzu. 

— Moi kochani, powoli zbliża się północ. Pewnie większość z was czeka na pokaz sztucznych ogni, ale mam nadzieję, że i bez tego bawicie się wyśmienicie — powiedziała, a Hermiona poczuła dreszcz przebiegający wzdłuż jej kręgosłupa. Zabawa się nawet nie rozpoczęła, pomyślała. — Usiądźcie, najedzcie się, a w międzyczasie zaproście brawami chór profesora Flitwicka, który ponownie wykona dla nas autorską kompozycję. Filiusie.

Hermiona podążyła za wzrokiem Minerwy ku niskiemu czarodziejowi, który powstał ze swojego miejsca. Nagle kątem oka młoda gryfonka dostrzegła, że Minerwa ponownie unosi dłoń, wykonując różdżką subtelny gest. Wielka Sala powoli zaczęła pogrążać się w półmroku, aż w końcu jedynym źródłem światła pozostały wielkie, lewitujące dookoła choinki świece. Młoda nauczycielka westchnęła, widząc, że grupa uczniów powoli podchodzi na podest, a niski czarodziej kroczy ku nim niespiesznym krokiem. Wiedziała, że kiedy tylko chór stanie na swoim miejscu rozpocznie się bezgłośne odliczanie. 

Tik, tak. 

Serce kobiety kołatało w piersi niczym wskazówki ogromnej tarczy na Wieży Zegarowej wybijające pełną godzinę. Nie pojmowała emocji, które się w niej kotłowały z każdą kolejno upływającą minutą, ale czuła, że powoli ma ich dość. Nie pozwalały jej skupić się na zadaniu, które było zwieńczeniem tego, na co tyle pracowali tak długo. Odciągały jej uwagę. Zupełnie jak ciemne oczy, które śledziły każdy jej ruch. Czuła je na sobie odkąd wrócili z parkietu i wiedziała, że jeśli się obróci, to w nich przepadnie. 

Tik, tak.

Nie miała nawet pojęcia, że oczy Severusa śledziły ją dokładnie z tego samego powodu. Mężczyzna porzucił wymówki, które wmawiał sobie, aby odwracać wzrok od młodej, atrakcyjnej gryfonki i bez cienia wyrzutów sumienia taksował jej twarz, która utkwiona była w chórze przygotowującym się do występu. Wiedział, że nie będzie miał lepszej okazji, aby wyciągnąć z życia coś przyjemnego. Kobieta i tak nie ułatwiała jego marnych prób ignorowania jej, co poniekąd przyczyniło się do jego decyzji. Doskonale wiedziała, co robi wybierając tę suknię. A Snape widział po jej minie, że jest z siebie z tego powodu cholernie dumna. Ten wyraz obudził w nim coś, czego nie znał. 

Nagle zauważył na jej ustach szeroki uśmiech. Hermiona wsunęła się głębiej w krzesło i nie odwracając ku niemu twarzy pochyliła się w jego stronę, mówiąc cicho:

— Ta blondynka w kremowej sukience, co stoi całkiem z boku. — Skinęła lekko głową w kierunku chóru, a Severus zerknął w tamtym kierunku i odnalazł w grupie dziewczynę w jasnej, beżowej sukience do ziemi. Stała na uboczu, rozmawiając z uczennicą podobnie jak ona starszą od pozostałych. Było ich kilka, ale pozostałe trzy stały po drugiej stronie choinki zajęte rozkładaniem tekstów na magicznych, lewitujących podkładkach. — To Grace Mallory. Koleżanka tej otrutej dziewczynki, którą ratowałeś na początku roku szkolnego.

Dopiero wtedy na niego spojrzała. Posłała mu krótkie spojrzenie upewniając się jedynie, że wie o kim mówi i niemal natychmiast odwróciła głowę, zaciskając usta w cienką linię. Bawiła się z nim. Nie podobało mu się to. 

— Ratunkiem bym tego nie nazwał — odparł jedynie, widząc, że Flitwick daje znać do rozpoczęcia przedstawienia. Hermiona pochyliła się do przodu, eksponując plecy, na których spoczywały bujne, brązowe włosy. Układały się w przyjemne fale, swobodnie opływające jej ramiona i zakrywające sznurowanie gorsetu. Snape nie zdążył odrzucić od siebie myśli o tym, z jaką chęcią rozwiązał by go jednym, szybkim zaklęciem. 

Koncert był naprawdę piękny. Młoda gryfonka powstrzymywała emocje, ale czuła rosnącą nostalgię i łzy wzbierające w oczach. Nie miała pojęcia, dlaczego akurat w tym momencie musiała przypomnieć sobie jakąś błahą scenę z przeszłości. Dlaczego przepiękne melodie skrzypiec i harf przypomniały jej o matce, która grywała czasami na pianinie w starym domu jej dziadków. I jak szczęśliwa była, kiedy siadała przy instrumencie. To szczęście wyssało całą energię z Hermiony na koniec wyciskając z niej gorzkie łzy. Zanim jednak spłynęły po policzkach kobieta ochłonęła, przypominając sobie gdzie się znajduje. 

Tik, tak.

Dostrzegła Argusa Filcha stającego w drzwiach wejściowych do Wielkiej Sali; woźny powoli skierował się pomiędzy stołami ku podeście, gdzie siedzieli nauczyciele. Podszedł do Minerwy, która wstała z krzesła i na stronie wysłuchała, co ma do powiedzenia. Severus również przyglądał się tej scenie, dostrzegając skinięcie głowy Minerwy, kiedy kończyli rozmawiać. Mężczyzna zmarszczył brew dostrzegając, że charłak kłania się i odchodzi, lekko kulejąc na lewą nogę. Najwyraźniej podrygi na parkiecie, choć krótkie, były wystarczająco intensywne. 

Severus sam musiał przyznać, że dzisiejszy taniec z Granger różnił się od tego, który znał i zmuszał go do większego wysiłku niż zazwyczaj. Kobieta emanowała energią, której wcześniej nie widział i choć w pierwszej chwili nieco go zaskoczyła, musiał przyznać — taką ją mógł oglądać codziennie. Im szerszy stawał się jej uśmiech, tym więcej sił witalnych wstępowało w znużonego życiem Snape’a. Nie tylko dziś. Z lekkim niepokojem od pewnego czasu zaczął zauważać u siebie te symptomy i zastanawiał się, w jaki sposób mógłby się ich pozbyć. Nie potrzebował przywiązywać się do kogoś, kto i tak za niedługo zniknie z jego życia. Bo i dla czego? Dla chwili przyjemności? Nie.

Chór nagle ucichł, a uczennica, o której wcześniej mówiła Hermiona wystąpiła krok do przodu i nabrała powietrza do płuc. Odśpiewała przepiękną kolędę, a otaczający ją uczniowie cicho wtórowali jej tworząc zgrane, subtelne tło. Snape wyczuł, że powoli zbliżają się do końca. Ukradkiem zerknął na zegarek i zacisnął mocniej szczękę widząc, że od północy dzieli ich już niecały kwadrans. 

Tik, tak.

Podniósł spojrzenie, wyłapując orzechowe tęczówki przyglądające mu się ze zdenerwowaniem. Nie spodziewał się ich i w pierwszej chwili jedynie zmarszczył brwi. Hermiona uchyliła usta, jednak nie wypowiedziała ani słowa, w końcu zaciskając wargi w cienką linię. Chociaż nie ja jedna odliczam czas, pomyślała nieco gorzko. Ciekawiło ją, o czym myśli Snape. Ciekawiło ją co czuł na myśl o tym, że będzie ją całował. Dla niego musiało być to równie niezręczne, co dla niej, tak przynajmniej wydawało się Hermionie. W końcu jeszcze kilka lat temu była jego uczennicą. Co mógł sobie wyobrażać? Że była kimś innym? Obcą kobietą, której nie znał?

Niespodziewanie wszelkie dźwięki dookoła zanikły, a Wielka Sala na ułamek sekundy pogrążyła się w martwej ciszy. W momencie, w którym młoda kobieta odwróciła głowę rozległy się donośne brawa, oszałamiające swoją intensywnością po chwili wszechogarniającej pustki. Snape spostrzegł, że na twarzy Hermiony pojawił się szeroki uśmiech, zupełnie jakby przełączył się w niej jakiś tryb. Nie tego chciał. Jej komfort gwarantował powodzenie misji, więc stał się priorytetem Severusa, choć po chwili mężczyzna zdał sobie sprawę, że nie wie nawet jak zacząć. Co zrobić, aby kobieta poczuła się przy nim swobodniej. Sięgnął ku udzie kobiety, chcąc złapać jedną z jej dłoni, jednak w połowie ruchu zawahał się i nie odrywając wzroku od uśmiechającej się Hermiony cofnął rękę. Kretyn.

Minerwa McGonagall powstała ponownie, uciszając gestem dłoni rozemocjonowanych uczniów, którzy powoli wracali na swoje miejsca. 

— Moi drodzy, dziękujemy wam bardzo za przepiękny występ. Myślę, że każdy zgodzi się ze mną, że było to cudowne doświadczenie — powiedziała, wskazując dłonią na profesora Flitwicka, który skromnie skłonił się, przyjmując kolejną falę oklasków. Kiedy ucichły, dyrektor spojrzała po uczniach i dodała: — A teraz to, na co wszyscy czekaliście. Płaszcze czekają na was w Wielkim Holu i nie zapomnijcie o rękawiczkach! No już, już!

Machnęła różdżką, a światło ponownie rozlało się po pomieszczeniu. Hermiona zmrużyła oczy, po chwili odzyskując ostrość widzenia. Sięgnęła po puchar i upiła ostatni łyk wina, podczas kiedy uczniowie siedzący najbliżej wyjścia powoli zaczęli przemieszczać się na korytarz. Kiedy odstawiała naczynie dostrzegła kątem oka, że siedząca po jej prawicy Aurora przygląda się jej, gotowa do wyjścia. Spojrzała na nią i skinęła ledwo dostrzegalnie głową. Czarnoskóra kobieta uśmiechnęła się pod nosem i wykonała niemal identyczny, niedostrzegalny gest. Były gotowe. Chociaż Hermiona wcale się tak nie czuła. Wiedziała jednak, że ma rolę do odegrania i musi przywdziać maskę, inaczej wszystko pójdzie na marne. Uśmiechnęła się promiennie i widząc, że starsza czarownica podnosi się z krzesła, gryfonka odwróciła się i posłała Severusowi zachęcające spojrzenie. 

— Idziesz czy zostajesz? — spytała zaczepnie, unosząc jedną brew. 

Snape prychnął, odsuwając mocno krzesło i wstając od stołu. Podał dłoń kobiecie, która ze śmiechem przyjęła ją i wstała, łapiąc partnera pod ramię. Pozwoliła poprowadzić się za tłumem, który leniwie przesuwał się ku drzwiom wyjściowym. Za nimi Hermiona dostrzegła jeszcze więcej uczniów, którzy ubrani już w szaty wierzchnie czekali na pozwolenie, żeby wyjść na dziedziniec. 

— Gdzie Minerwa? — spytała cicho, kiedy siwiejące włosy kobiety zniknęły z jej oczu pośród przemieszczającego się zbiorowiska. Snape zmarszczył brwi, unosząc nieco podbródek i przeskanował otoczenie w poszukiwaniu znajomej sylwetki. — Severusie.

Spojrzał przelotnie na Hermionę widząc niepokój wstępujący na jej twarz. Wiedział, o czym myśli i wiedział, dlaczego to takie ważne. Musieli mieć Minerwę na widoku, żeby móc ustawić się w odpowiednim miejscu. Czarownica musiała mieć miejsce w pierwszym rzędzie na przedstawienie, jakie dla niej przygotowali. Dlatego Snape skrzywił się, kiedy dłuższą chwilę zajęło mu odszukanie jej w tłumie.

— Na dwunastej — mruknął, odwracając się lekko w stronę Hermiony, aby tylko ona usłyszała jego słowa. Był zresztą pewien, że nikt nie uznałby ich rozmowy za podejrzaną nawet, gdyby ich słyszał wśród podnieconych głosów uczniów. — Przy drzwiach.

— Wiem, widzę — odparła kobieta nieco urażonym tonem. Jakbym nie zrozumiała za pierwszym razem, prychnęła w myślach, kręcąc z rozbawieniem głową. 

— Tylko się upewniam — zakpił Severus. Zszedł ze stopnia pierwszy i odwrócił się, podając idącej za nim Hermionie dłoń. Dostrzegł jej uniesioną brew i przemykający przez usta uśmiech, kiedy skinęła mu głową w podzięce. — Myślałem, że kobiety kochają dżentelmenów.

— Stereotypy, my lubimy tylko niegrzecznych chłopców — stwierdziła dość odruchowo Hermiona, choć musiała przyznać, gest Snape’a ją urzekł. Albo odnajdywał się w roli opiekuńczego narzeczonego albo był aż tak dobrym aktorem. Hermiona nie potrafiła stwierdzić i nie była pewna, czy chce wiedzieć. 

— Jak bije to kocha? — spytał, unosząc brew, a kobieta posłała mu niepewne spojrzenie przez ramię, na co Snape jedynie prychnął w odpowiedzi. Zapomniał, nie powinien był z nią żartować. Nie miała przecież pojęcia, że dla niego przeszłość nie znaczyła absolutnie nic. Przepuścił ją przodem, kiedy mijali grupę uczniów czekających na kolegów i posłał jej krótkie spojrzenie. Hermiona uśmiechnęła się, widząc jego minę i pokręciła głową. — Mówiłem. Wy po prostu lubicie być dominowane.

Hermiona uchyliła usta i wywróciła oczami.

— Szkoda tylko, że nie każdy się do tego nadaje — odparła, lustrując mężczyznę szybkim, ale uważnym spojrzeniem przez ramię. Odwróciła się natychmiast, patrząc przed siebie, kiedy zbliżyli się do wyjścia.

— Znasz kogoś, kto się nadaje, Granger? — usłyszała tuż przy uchu i o mało co nie przewróciła się, czując nagle jak jej nogi miękną. Nie zatrzymała się jednak, nie dała nawet po sobie poznać, że cokolwiek się stało. Jak gdyby nigdy nic dotarła do drzwi Wielkiej Sali i skierowała kroki ku woźnemu, który sięgnął po ich płaszcze i podał Hermionie jeden, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa.

— Skąd on… — zaczęła, nie chcąc jednak kończyć, bo wiedziała, że jej pytanie może zostać odebrane za głupie. Severus uśmiechnął się kpiąco, naciągając na siebie czarny, krótki płaszcz i poprawił jego zakładki jednym, mocnym szarpnięciem.

— Zwykłe zaklęcie teleportacyjne — odpowiedział. Kobieta uchyliła usta, częściowo przez to, co zobaczyła, a po części dlatego, co usłyszała. Przytaknęła olśniona i zapięła płaszcz, dopinając go do ostatniego guzika. 

Mężczyzna wyciągnął ramię w jej stronę i poprowadził ją w kierunku drzwi na dziedziniec, przez które wpadało mroźne, nocne powietrze. Hermiona zadrżała, kiedy przekraczała próg, a zimny powiew wiatru uderzył w jej nozdrza. Przymknęła na moment oczy, a Severus z kpiną obserwował jej próby ignorowania warunków pogodowych. Zauważył, jak kobieta podciąga niewysoki kołnierz, chcąc jak najbardziej okryć się przed podmuchami mroźnego powietrza. 

— Trzymaj — mruknął. Ściągnął z szyi szalik, podając go zaskoczonej Hermionie, która przystanęła, patrząc na niego pytająco. Snape wywrócił oczami i bez słowa podszedł do niej, sięgając ramionami za jej głowę. Obwiązał szal wokół jej szyi, układając go na brązowych lokach rozsypanych na płaszczu. Kobieta zastygła w bezruchu, nie będąc w stanie poruszyć ani jednym mięśniem i przypatrywała się jego skupionej twarzy. Nagle Severus spojrzał na nią, jakby nie było niczego innego dookoła. Poczuła, że jego dłonie delikatnie wsunęły się pod materiał chroniący jej nagą szyję, muskając przy tym skórę i wypalając na niej ślad. Severus ostrożnie wyciągnął jej włosy spod szalika i poprawił je, odsuwając się o krok.

— Dziękuję — mruknęła Hermiona, choć to jedno słowo kosztowało ją więcej energii, niż całe wyjście. Dotknęła miękkiego, wełnianego materiału i uśmiechnęła się pod nosem. — Ja swojego oczywiście zapomniałam.

— Oczywiście — wtrącił pod nosem Severus. — Już taka jesteś.

— Nierozsądna — odparła Hermiona nieco rozbawiona. — Nieodpowiedzialna.

— Widać wiek to tylko liczba — stwierdził mężczyzna. 

Dlaczego wystarczyła krótka wymiana zdań, a ona czuła, jakby jej mózg zapomniał o stresie i zdenerwowaniu, jakiego doświadczała przez ostatnie godziny? Z drugiej strony cieszyła się, że zadziałało. Swobodna czuła się o wiele lepiej, pewniej. Skupiona na zadaniu. 

Severus odnalazł w tłumie cel ich misji i wskazał Granger odpowiedni kierunek skinieniem głowy. Podążyli w głąb dziedzińca, starając się wyglądać jak najbardziej naturalnie. Stanęli przy fontannie, niedaleko Aurory, Minerwy i Horacy’ego Slughorna, którzy pogrążeni w rozmowie ustawili się przy ścianie zewnętrznej zamku, nieopodal drzwi wejściowych.  

— Która godzina? — spytała niemal szeptem kobieta, a Snape uniósł brew i spojrzał na nią z ukosa. 

— Ponoć szczęśliwi czasu nie liczą — sarknął, a Hermiona parsknęła śmiechem, absolutnie nie spodziewając się usłyszeć od niego tak trywialnego stwierdzenia. — Jeszcze kilka minut.

Młoda gryfonka uniosła brew, przyglądając się z rozbawieniem Severusowi.

— Czyli już wiemy, że jesteś nieszczęśliwy — prychnęła.

Doprawdy? Nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Nie czuł się komfortowo, a to, że chciał czerpać z tego tyle przyjemności, ile mógł, było jedynie oznaką jego egoizmu. Gdyby mógł bez konsekwencji wybrać pomiędzy tym, co teraz ma, a samotnie spędzonym wieczorze przy kominku z ulubioną książką w dłoni — wybrałby samotność. Bez cienia wahania. Bez żadnych wyrzutów sumienia. Ale konsekwencje stanowiły dość sporą część problemu.

— To ty spytałaś — odparł kwaśno. Młoda czarownica uniosła brew, uśmiechając się kpiąco pod nosem. Usłyszała za plecami głośne śmiechy i odwróciła się, zerkając przez ramię i upewniając się przy okazji, że dalej są w zasięgu wzroku Minerwy. Stali wystarczająco blisko, aby kobieta miała idealny punkt widokowy, ale nie na tyle, aby słyszała ich rozmowy.  

— Nie jestem nieszczęśliwa — burknęła pod nosem, odwracając się do Snape’a. Ten zanotował na ustach kobiety uśmiech, który potwierdził jej słowa. — Wbrew oczekiwaniom bawię się całkiem dobrze.

— Trzeba umieć stawiać sobie odpowiednie oczekiwania — stwierdził Severus, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Hermiona zaśmiała się wesoło.

— Mówi to ktoś, kto wymaga od uczniów ponadprogramowej wiedzy — wypomniała mu nagle. Mężczyzna jedynie prychnął w odpowiedzi, kręcąc głową z dezaprobatą.

— Nie wymagam niczego, czego ktoś nie jest w stanie dać — powiedział. Posłał jej złośliwe spojrzenie, doskonale wiedząc, do czego kobieta pije. — Jeśli ktoś usilnie próbuje pokazać, że umie więcej, to nie zamierzam odbierać mu szansy wykazania się.

Kobieta uniosła wymownie brew, przekręcając nieco głowę.

— Miałam piętnaście lat — mruknęła. — Wdałeś się w przepychanki z gówniarą. 

Śmiech Severusa Snape’a, choć krótki i bardzo cichy, dotarł do Hermiony, która uchyliła nieco wargi zastanawiając się, czy kiedykolwiek słyszała go w takim wykonaniu. Uśmiechnęła się zupełnie odruchowo, nie odrywając wzroku od tężejącej powoli twarzy mężczyzny. 

— Sama sobie na to zapracowałaś — zakpił Snape. — Mam ci przypomnieć?

— Nie, dziękuję — burknęła kobieta, krzywiąc się na samo wspomnienie żenującego wspomnienia.

Kiedyś myślała, że pyskowanie do nauczyciela, kiedy myśli się, że ma się rację to dobry pomysł. Severus Snape dał jej wtedy jasno do zrozumienia, że nie dotyczy to jego przedmiotu. Ukarał ją przykładnie, na egzaminie dając jej inny zestaw pytań, który wymagał o wiele większej, ponadprogramowej wiedzy, o którą się pokłócili. Doskonale pamiętała, jak zagotowało się w niej, kiedy przeczytała pytania i zrozumiała, że Snape się na niej odegrał, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Do tej pory nie wyszła z podziwu, że udało jej się wtedy zachować milczenie. Napisała egzamin bez słowa, zdała go “zadowalająco” i nigdy więcej nie odezwała się niepytana na zajęciach Snape’a. Z perspektywy czasu mężczyzna musiał przyznać, że o ile podejściem i wysoką oktawą głosu niesamowicie odstraszała, to jej zapał zdecydowanie spełniał jego oczekiwania względem głodu wiedzy, jakiego szukał u studentów. 

Hermiona przysunęła się bliżej niego, czując zimno przejmujące kontrolę nad jej ciałem. Niemal od razu wyczuła ramię Severusa, które objęło ją w pasie. Nie zrobiła tego specjalnie, ale nie zamierzała narzekać. Choć jego dłoń paliła materiał jej płaszcza, sukienki, paliła skórę aż bólu, ona nie zamierzała się odsuwać. 

— Następnym razem nie wyjdziesz z zamku bez czapki, szalika i rękawiczek — stwierdził pod nosem Severus, na co Hermiona prychnęła.

Wsunęła się pod ramię mężczyzny, który bez słowa pozwolił jej schronić się przed zimnem. Zmarszczył brwi, czując, jak kobieta wtula się w niego i opiera głowę na jego ramieniu, które nagle spięło się, co najmniej jakby była tykająca bombą. Przycisnął ją jednak mocniej do siebie, otaczając ręką niemal całe jej ciało. 

— Denerwuję się — przyznała tak cicho, że ledwo ją usłyszał.

Snape chwilę milczał, nie do końca wiedząc, co jej powiedzieć. Powinien ją pocieszyć? Dodać odwagi? Za kogo ona go miała? Hermiona poruszyła się w jego ramionach, poprawiając szalik ciasno otulający jej szyję. 

— Pomyśl, że jesteś nad jeziorem — powiedział nagle. Poetyckie, zakpił w myślach. Liczył jednak, że na Granger zadziała. — Wyobraź sobie, że jesteś tylko ty i ja. — Niespodziewanie poczuł, że kobieta zadrżała. Hermiona usłyszała urywane prychnięcie i uśmiechnęła się pod nosem. Przeklinała go za to, że wspomniał jezioro. Obrazy tamtego dnia zaczęły z niekontrolowaną siłą zalewać jej umysł, aż w końcu jedyne co widziała to dłoń Severusa obejmująca jej twarzy i jego wzrok na jej ustach. Merlinie, dlaczego chcę tego tak bardzo? — Złe wspomnienie, w takim razie wybierz inne — prychnął Snape. 

— Nie — zaprotestowała szybko Hermiona. Uśmiechnęła się, wiedząc, że mężczyzna jej nie widzi i dodała: — To może być.

— Ważne, żebyś za dużo nie myślała — powiedział Severus. Uniósł brew, zerkając w dół, a kobieta czując jego ruch zerknęła na niego przez ramię. — Potrafisz w ogóle zrobić coś takiego?

Zauważył jej pobłażliwe spojrzenie i uniósł kącik ust, czując, że ciało kobiety znów zmieniło pozycję. Złapał mocno jej talię i poczuł, że tym razem do jego dłoni dołączyła dłoń Hermiony. Nie patrzyła już na niego, ale mocno ścisnęła jego palce. Była mu wdzięczna, że próbował. Ciężko było nie zauważyć jego starań, co tchnęło w Hermionę nową siłę. Szybka akcja, krótki pocałunek i po wszystkim, powtarzała sobie. 

Odwróciła głowę, słysząc poruszenie za plecami i zmarszczyła brwi.

Tik, tak.

— Chyba się zaczyna — mruknęła.

Severus nie przetworzył informacji wystarczająco szybko, aby od razu się odwrócić. Spojrzał na Granger, która zerkała przez ramię w stronę Minerwy podchodzącej do schodów. Nie miał prawa zauważyć, że to czarnoskórej czarownicy rozmawiającej z Horacym Slughornem przyglądała się młoda gryfonka, bo i nie miał pojęcia, dlaczego miałaby to robić. Minerwa przystanęła na jednym z wyższych schodków i wyciągnęła różdżkę w kierunku nieba, a z jej końca wydobył się cienki, jasny strumień światła. Przeleciał nad dziedzińcem i wystrzelił w górę, eksplodując ponad głowami zachwyconych uczniów, którzy od razu zaczęli bić brawo.

— Faktycznie, ministerstwo się szarpnęło — zakpił nagle Snape. Hermiona parsknęła śmiechem nieco głośniej, niż chciała i odruchowo przytknęła dłonie do ust. Schowała się pod ramieniem Severusa czując, jakby wszyscy na nią patrzyli i ukryła twarz, próbując powstrzymać śmiech. Nikt jednak nie zwrócił na nią uwagi, bo większość oczu skupiona była na mężczyźnie, który pojawił się tuż za niewielkim, betonowym murem oddzielającym dziedziniec od zejścia na błonia Hogwartu. Gryfonka zmrużyła oczy wiedząc, że za niedługo rozpocznie się ostateczne odliczanie, którego nie mogła już w żaden sposób zatrzymać.

Tik, tak. Tik, tak.

Znikąd w powietrze wystrzelił pierwszy, cienki strumień światła, który sekundę później rozbłysł nad ich głowami, rozpryskując się na miliony drobnych części. Hermiona goniła wzrokiem na spadającymi w niebyt drobinkami, szybko mrugając powiekami, w które co jakiś czas dmuchał zimny, nocny wiatr. Za pojedynczym strumieniem pojawiły się kolejne, najpierw dwa, potem trzy. Kolejno wylatywały ku górze z ogromną prędkością i eksplodowały na tle przejrzystego nieboskłonu. 

Młoda kobieta zrobiła krok do przodu i zadarła głowę. Zafascynowana piękną kolorystyką i oszałamiającą intensywnością sztucznych ogni nie potrafiła oderwać wzroku od coraz większych eksplozji. Jej brązowe tęczówki rozświetliły się, kiedy potężny wybuch rzucił jasne światło na dziedziniec, a z półprzymkniętych warg wyrwało się ciche westchnięcie. Hermiona uśmiechnęła się, czując, że jej serce rośnie pod wpływem rozlewającego się na nim ciepła. Była szczęśliwa. W tym jednym momencie, w tej dokładniej chwili. Stojąc pod gołym niebem, ciasno oplatając się ramionami i wpatrując jak małe dziecko w kolorowe rozbłyski na niebie, które przyniosły jej o wiele więcej radości, niż mogła przypuszczać czuła, że taka namiastka szczęścia jej wystarczy. 

Tik, tak. Tik, tak.

Świadomość, że Severus stoi za nią i obserwuje każdy jej ruch przestała jej przeszkadzać. Mężczyzna nie widział nic specjalnego w pokazie sztucznych ogni, choć nie mógł zaprzeczyć, że było to okazałe przedstawienie. Zgodnie z zapowiedziami Minerwy nie było przesadne, ani nazbyt widowiskowe, ale wystarczająco interesujące, aby przykuć uwagę wszystkich zebranych, którzy jak zaklęci przypatrywali się kolorowym rozbłyskom i spadającym z nieba strużkom światła. Mężczyzna odwrócił się niepozornie, ukradkiem sprawdzając, czy są gotowi.

Nie byli.

Tik, tak.

Minerwa McGonagall zniknęła. Snape zmarszczył brwi, nie spodziewając się takiego biegu wydarzeń i zagryzł mocniej szczękę. Gdzie do cholery podziała się ta stara wiedźma? Sinistra i Slughorn stali samotnie przy schodach, a czający się w progu Filch wyparował, więc Severus szybko połączył kropki i domyślił się, że to charłak stał za zniknięciem Minerwy. Severus chciałby móc powiedzieć, że liczył, że wszystko pójdzie gładko. Chciałby móc mieć w sobie tyle optymizmu, aby wierzyć, że im się uda. Ale życie ponownie go rozczarowało, na co tym razem był chociaż przygotowany i na szczęście nie odczuł zawodu zbyt boleśnie. 

Chciał dać Minerwie szansę, aby mogła zobaczyć o wiele lepsze przedstawienie niż fajerwerki i to z najlepszego możliwego miejsca, ale kobieta najwyraźniej miała inne plany. Nie mógł jej za to winić. W końcu nie miała bladego pojęcia, że czekała na nią jakakolwiek niespodzianka. Czy to jednak znaczyło, że Severus powinien odmówić sobie przyjemności, która mogłaby osłodzić mu gorycz porażki? Minerwa nie była jedyną osobą, którą musiał przekonać do swojej miłości względem Hermiony Granger. 

Spojrzał na młodą kobietę dochodząc do wniosku, że nie ma takiej opcji. Była jego nagrodą. Nie chciał jej uprzedmiotawiać, ale sama to zrobiła, stając się narzędziem, dzięki któremu mógł odzyskać dobry humor i chęć do czegoś więcej, niż zwykła wegetacja. Sama chciała tym dla niego być. Jasno dała mu to do zrozumienia. Zrobił krok w jej stronę, stając tuż za nią i bez słowa poczekał, aż wyczuje jego bliskość. Wiedział, że nie może jej do niczego zmusić, bo wtedy z nagrody stałaby się łupem, który posiadł bezprawnie. Kobieta taka jak ona nie zasługiwała, by być czymkolwiek mniej niż główną nagrodą. 

Zanim się odwróciła dostrzegł, że spuściła głowę. Nie miał nawet najmniejszej szansy odgadnąć, jakie myśli chodziły właśnie po jej głowie. Ciało Hermiony oblał zimny pot, kiedy wyczuła jego ciało za sobą. Ważne, żebyś za dużo nie myślała, przypomniała sobie, spuszczając głowę i odwracając się do Severusa. Dostrzegła jego ciemne oczy wpatrzone w nią z oczekiwaniem i od razu poczuła, jakby ktoś podmienił jej mięśnie na watę. Nogi ledwo były w stanie utrzymać jej ciało, kiedy mężczyzna zrobił kolejny krok w jej stronę zacieśniając odległość między nimi.

Tik…

Zrobił coś, o co Hermiona sama go poprosiła, a czego nie spodziewała się otrzymać — Severus sięgnął dłonią ku jej twarzy i delikatnie oparł ją o zimny policzek. Jego długie, zimne palce natychmiast wywołały na jej skórze gęsią skórkę, ale kobieta zupełnie zdawała się tego nie czuć. Pomyśl, że jesteś nad jeziorem, słyszała w głowie. Wyobraź sobie, że jesteś tylko ty i ja. Rozbłysk światła rozświetlił na ułamek sekundy twarz Severusa, który skonsternowany przyglądał się Hermionie, marszcząc przy tym brwi. Tym razem chciał być pewny, że nie dostanie w twarz. Widząc, że oczy kobiety na moment uciekły ku jego ustom Severus pochylił się ku niej i pocałował tak, jak powinien pocałować ją za pierwszym razem. 

… tak.

Nie chciał przestraszyć jej tym, jak cholernie bardzo pragnął wziąć ją na własność. Jak bardzo chciał ją w tamtym momencie mieć. Kiedy poczuł, że początkowa niezręczność ustępuje, wiedział już, że to bez znaczenia. Przyciągnął ją do siebie wolną dłonią, którą mocno zacisnął na jej talii i poczuł, że Hermiona objęła jego przedramię oddając kolejny pocałunek z jeszcze większą ochotą. Kobieta poczuła się, jakby potwornie ciężki kamień opadł na dno jej żołądka z ogromną siłą i przygwoździł ją w uczuciu, które zawładnęło jej ciałem. Nie chciała go, ale nie umiała go powstrzymać. Nie teraz, nie kiedy mężczyzna trzymał ją w objęciach całując, jakby naprawdę była jego. 

W pewnej chwili Snape oderwał się od rozgrzanych warg Hermiony, z których wydobyło się ciche sapnięcie i przyjrzał się jej uważnie. Kobieta otworzyła oczy i zamrugała szybko, podnosząc na niego nieco rozkojarzone spojrzenie. Nie odsunął się; wciąż czuła jego dłoń na swojej twarzy i silne palce zaciskające się na materiale jej płaszcza. Orzechowe oczy lawirowały pomiędzy ciemnymi tęczówkami, a ustami, które jeszcze chwilę wcześniej napierały na nią z siłą, jakiej się po nim nie spodziewała. W sposób, który wzbudził w Hermionie przekonanie, że sprawiło mu to przyjemność. Chciała w to wierzyć. Ona nie potrafiła nawet opisać, co dokładnie poczuła. Teraz, kiedy spodziewała się jego ruchu, kiedy była przygotowana na jego bliskość… Niemal jej chciała. Chciała spróbować tego, co jej dawał.

Hermiona poczuła, że dłoń mężczyzny rozluźnia się i odsuwa, a ona w ostatniej chwili powstrzymała się przed zaprotestowaniem. Zrobiła krok w tył, widząc, że Severus zabrał ręce, które następnie wcisnął do kieszeni swojego płaszcza. Kobieta zamrugała kilka razy, rozglądając się dookoła i zmarszczyła brwi, nie od razu rozumiejąc na co patrzy. A właściwie na co nie patrzy. Gdzie do cholery jest Minerwa?, pomyślała w pierwszym odruchu i rozchyliła wargi, przeszukując wzrokiem tłum.

Wyłapała spojrzenie Aurory, która zerkała na nią, kręcąc delikatnie głową. Czyli… Minerwa nic nie widziała. Hermiona prychnęła. Jak mogła wierzyć, że im się uda? Było zbyt dobrze. Zbyt prosto. Powinna się tego spodziewać. Prychnęła ponownie, ale tym razem było w tym coś gorzkiego, niemal maniakalnego. Odwróciła się do mężczyzny, zauważając, że ten przygląda się jej bacznie. Mrużył oczy, obserwując jej reakcję zupełnie, jakby na nią czekał. Wiedział? Zaśmiała się pod nosem, czując, jak nagle coś mocno zaciska się na jej gardle. Wiedział, że Minerwa nie patrzy?

Był jeden sposób, aby się przekonać. Hermiona podeszła do Severusa i stanęła na palcach, przyciągając go do siebie za poły płaszcza mocnym i pewnym ruchem. Pocałowała go po raz drugi, ale tym razem tylko po to, żeby udowodnić swoją rację. Wczepiła palce w mankiet płaszcza i przywarła do mężczyzny, czując, jak po chwili jego dłonie odpowiadają na jej bliskość, zaciskając się na jej przedramionach. Na moment spełniło się życzenie Snape’a; został tylko on i Hermiona — sami na dziedzińcu, tak blisko, jak jeszcze nikt nigdy nie był. Tak blisko, jak żadne nie chciało nikogo dopuszczać. Zrobili to dobrowolnie, wiedząc, na co się piszą. Oboje zawzięci w odpychaniu od siebie bliskości zdecydowali się udawać uczucie, które dokładnie tego od nich wymagało. I żadne z nich w tej chwili nie śmiało nawet próbować kłamać, że żałuje.

Hermiona sięgnęła dłonią do twarzy Severusa, przejeżdżając palcami po chłodnej, szorstkiej skórze i zadrżała, zaskoczona chęcią, z jaką ten przyjął jej gest. Mężczyzna objął mocniej jej talię i przyciągnął bliżej, aż przestał istnieć pomiędzy jakikolwiek dystans. Oddał pocałunek, który był o wiele intensywniejszy niż poprzedni i który wyrażał o wiele więcej emocji. Kobieta poczuła, że jedna z jego dłoni przesuwa się na jej plecy i sapnęła, przerywając nagle pocałunek. Wciąż stojąc na palcach, wspierana obejmującym ją ramieniem, spojrzała prosto w oczy Snape’a, które lustrowały ją pytająco. Nie zrobił nic, dopóki ona się nie poruszyła — choć nie mogła nie zauważyć krótkiego, przelotnego spojrzenia, jakie posłał jej wargom. 

Uniosła kącik ust, a z każdą upływającą sekundą jej uśmiech stawał się szerszy, aż w jej policzkach pojawiły się delikatnie wgłębienia. Severus próbował oderwać wzrok od jej oczu, w których mieniły się odbicia kolorowych rozbłysków, jednak nie potrafił poruszyć ani jednym mięśniem. W co ona pogrywa? Zanim zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, Hermiona odwróciła się od niego, zadzierając ponownie brodę i z fascynacją wróciła do oglądania pokazu sztucznych ogni.

Jak gdyby nic się nie stało.

Choć była to wierutna bzdura, bo Hermiona Granger nie potrafiła zetrzeć z ust uśmiechu. Sama nie wiedziała, czego się spodziewała — pocałuje Severusa, oderwie się, odwróci i będzie udawała, że to najnormalniejsza rzecz, jaką zrobiła? Cokolwiek sobie wyobrażała, nigdzie w planach nie było pocałunku, którego chciała. Najwyraźniej planowanie faktycznie nie wychodziło im tak dobrze, jak improwizowanie. 

Alkohol był pierwszą rzeczą, po jaką sięgnęła, kiedy tylko wróciła do stołu. Upiła sowity łyk i skrzywiła się, słysząc prychnięcie Severusa, które zignorowała wywróceniem oczu. Zerknęła znad pucharu na Aurorę, która początkowo nie odezwała się ani słowem, a jej cienkie brwi zmarszczyły się, kiedy dostrzegła wzrok młodszej nauczycielki. Miała wyrzuty sumienia. Choć nie mogła zrobić nic, aby zatrzymać Minerwę w miejscu czuła, że zawiodła zaufanie Hermiony i Severusa, choć ten nie miał nawet najmniejszego pojęcia o jej pomocy. Nie wyglądał, jakby czuł rozgoryczenie z powodu porażki, chociaż Aurora wolała tego nie zakładać — był mało ekspresyjnym mężczyzną i człowiekiem w ogóle, więc w środku mógł być wściekły. Czuła ulgę, że nawet jeśli tak było, to nie pokazywał tego Hermionie. Starał się uśmiechać; krzywo, ale doceniała starania, bo jego młoda towarzyszka wydawała się czerpać przyjemność z atrakcji wieczoru. Tak przynajmniej Aurora wnioskowała z uśmiechu, czającego się w kącikach ust Hermiony. 

Kiedy dołączył do nich Henry, kobiety straciły poczucie czasu. Rozmowa płynęła tak gładko, że Hermiona zupełnie nie poczuła upływających minut. Odstawiając chwiejnym ruchem puchar zerknęła na Severusa, którego dłoń od jakiegoś czasu spoczywała na jej ramieniu i uśmiechnęła się pytająco.

— W skali od jeden do Severusa Snape’a jak bardzo jesteś nieszczęśliwy? 

Mężczyzna prychnął, zaskoczony pytaniem Granger nie mniej, niż siedząca za nią Aurora, która roześmiała się wesoło i dopiła z pucharu ostatni łyk wina.

— No coś ty — mruknęła. — Popatrz tylko na niego. Chodzący entuzjazm. 

Snape uniósł brew posyłając czarnoskórej czarownicy wymowne spojrzenie, a Hermiona zawtórowała śmiechem Aurorze, przypatrując się mężczyźnie nieco rozkojarzonym spojrzeniem. Bawiła go. Chciał dowiedzieć się, co jeszcze podpita Granger miała w zanadrzu.

Kiedy Hermiona wstawała od stołu, podał jej ramię. Widział, że się zachwiała, choć posłała mu teatralne spojrzenie. Prychnął jedynie, prowadząc ją do wyjścia, a kiedy schodziła z podestu, podtrzymał jej talię. 

— Nie jestem aż tak pijana — szepnęła oburzona Hermiona, przechodząc obok Severusa. Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu i zeskoczyła ze stopnia, wyswobadzając się z uścisku mężczyzny. Ten patrzył jedynie, jak kobieta oddala się wesoło i prychnął pod nosem.

— Kłamczucha — mruknął.

Podążył za nią, przypatrując się, czy jej chwiejny krok nie doprowadzi do rychłego upadku. Zaskakująco jednak Granger trzymała się na nogach, pomimo ilości alkoholu, jaką sobie zafundowała, zwłaszcza na ostatniej prostej. Nie powstrzymywał jej tylko dlatego, że była dorosłą kobietą i jeśli tego potrzebowała, nie zamierzał jej tego odmawiać. Zresztą drażnił się z nią, wyolbrzymiając jej stan, żeby ją zdenerwować.

— Idziesz w złym kierunku — powiedział nagle, widząc, że Hermiona skierowała się ku klatce schodowej. Betonowa platforma przysunęła się w ich stronę z donośnym zgrzytem i zatrzymała się ciężko tuż pod stopami kobiety, która popatrzyła na swojego towarzysza pytająco. — Twój gabinet jest chyba w tamtą stronę, czyż nie?

Severus wskazał niedbałym ruchem korytarz za plecami kobiety, która uchyliła usta zaskoczona jego słowami i przelotnie spojrzała przez ramię. Zmarszczyła brwi i w tej samej chwili usłyszała prychnięcie mężczyzny, który podszedł do niej i lekko pchnął jej ciało na ruchomą platformę, która ruszyła mozolnie w górę. 

— Bardzo zabawne — mruknęła Hermiona, mrużąc oczy. Złapała się mocno zimnej poręczy, kiedy platforma zadrżała i uśmiechnęła się pod nosem. 

— Masz rację. Nie powinienem żartować, kiedy nie jesteś w stanie zrozumieć, co mówię — prychnął Snape, obejmując poręcz tak, że Hermiona znalazła się pod jego ramieniem. Kobieta odruchowo spojrzała w górę, odnajdując jego rozbawione spojrzenie i uśmiechnęła się kpiąco.

— Ja nie jestem w stanie? — zapytała. Platforma nagle uderzyła o podest trzeciego piętra, powodując lekki wstrząs. Kobieta zachwiała się, łapiąc poły surduta w poszukiwaniu czegoś stabilnego i natychmiast posłała Severusowi przepraszające spojrzenie. Ten jedynie zmarszczył brwi, przyglądając się, jak Hermiona zeskoczyła z platformy i ruszyła żwawo ku jego kwaterom. — Jak widzisz, jestem absolutnie zdolna robić cokolwiek tylko byś chciał — dodała, znikając za rogiem korytarza. Severus podążył za nią, początkowo jedynie przypatrując się jej pobłażliwie. 

— To miała być demonstracja rozumiem? — zakpił, unosząc brew, kiedy Hermiona posłała mu przez ramię rozbawione spojrzenie. 

— Mogę się założyć, że jakbyśmy teraz zagrali w tę twoją głupią grę to bym cię ograła — stwierdziła nagle, odwracając się i wyzywająco spoglądając na idącego za nią mężczyznę. Prychnął pod nosem, jakby powiedziała coś niezwykle głupiego. Hermiona poczuła nagle zastrzyk adrenaliny, który wpompował w jej żyły nową, świeżą krew. — Nie wierzysz?

— Dobijanie targu z osobami pod wpływem używek bądź niespełna rozumu są uznawane za karalne — odparł Severus, robiąc większy krok i zacieśniając dystans pomiędzy nimi. Spojrzał na Hermionę, która uniosła brew. Kącik jej ust zadrżał, ale nic nie odpowiedziała. — Chodź, skoro jesteś taka zdolna, to do łóżka chyba trafisz.

Powiedział to takim tonem, że serce Hermiony na sekundę stanęło. Choć doskonale wiedziała, co mężczyzna ma na myśli, w jej głowie pojawiło się drugie, absolutnie niepotrzebne znaczenie jego słów. Odwróciła się na pięcie i przyspieszyła kroku, a Severus — doskonale wiedząc, co powiedział — ruszył za nią niespiesznie. 

— Muszę się czegoś napić — mruknęła Hermiona, kiedy przekraczała próg gabinetu. Snape zamknął za nimi drzwi i wygłuszył pomieszczenie, odkładając różdżkę na gzymsie kominka. Posłał Granger kpiące spojrzenie i powiedział:

— Mam dużo alkoholu, nie wiem co preferujesz.

Hermiona zaśmiała się, patrząc na niego pobłażliwie. 

— Wodę — odparła. — Chyba, że tego nie uświadczę.

Zdecydowanie go bawiła. Prychnął bezgłośnie i podszedł do barku, z którego wyciągnął przezroczystą, kryształową karafkę. Odwracając się zauważył kątem oka, że kobieta ściągnęła buty i odstawiła je przy drzwiach. Podeszła do kanapy i opadła na nią ciężko, wzdychając przy tym z wyraźną ulgą. 

— Czuj się jak u siebie — prychnął Snape. Otrzymał w odpowiedzi szeroki uśmiech, za którym przyszło niespodziewanie ziewnięcie. Hermiona przytknęła dłoń do ust i zaśmiała się. — A nie mówi…

— Nic nie mów — poprosiła ze śmiechem kobieta. Odebrała od Severusa szklankę wody i wsunęła się głębiej w kanapę, śledząc wzrokiem jego ruchy. Wrócił do niej po chwili, rozsiadając się na fotelu naprzeciw. — To nie sen, tylko alkohol. 

— Zarzekałaś się w sprawie obydwu — mruknął wymownie Snape. 

— Tak — przyznała ze śmiechem Hermiona. — Ale pomyliłam się w osądzie sytuacji. Każdemu się zdarza. 

Severus pokręcił głową, widząc, jak kobieta lekko przymyka powieki. Spodziewał się takiego obrotu spraw, ale nie w aż takim tempie. Szatynka nagle podniosła się na kanapie i podciągnęła pod siebie nogi. Jej suknia rozsypała się na ciemnym obiciu, tworząc w nim interesujący kontrast. Mężczyzna chwilę przyglądał się kobiecie, która upijała kolejny łyk wody, a w końcu poruszył brwiami i stwierdził:

— Bzdura.

Gryfonka uniosła brew i prychnęła pod nosem. 

— I kto to mówi. 

— Nie wmówisz mi, że kiedykolwiek się myliłem — stwierdził Snape.

Oczywiście, że mogła to zrobić. Nie musiała się nawet wysilać. Podobało mu się jednak drażnienie jej, bo lubił widzieć oczy, które rozszerzały się pod wpływem rosnącej adrenaliny. Hermiona poprawiła się po raz kolejny, posyłając mu butne spojrzenie, nieco zmącone przez alkohol, który wypiła.

— Och, czyżby? — zapytała, unosząc zaczepnie brew. Severus uśmiechnął się kpiąco pod nosem, co jednak umknęło uwadze kobiety. — Nie uważasz na przykład, że pomyliłeś się w stosunku do mnie?

Naprawdę to pierwsze, co przyszło jej do głowy? 

— Do ciebie? — Nawet nie zamierzał poruszać tematu tego, że Hermiona nieświadomie przestała go tytułować, mimo iż zostali sami. Fakt, co miała do powiedzenia na temat jego rzekomej pomyłki o wiele bardziej go zaintrygował. — W czym się pomyliłem?

— Myślałeś, że jestem głupią gówniarą i zniszczę ci idealny plan — zaśmiała się niespodziewanie Hermiona. Jej głowa swobodnie opadła na oparcie kanapy, a ciało nieco się rozluźniło. Severus widział, że była zmęczona. Dopiero co wyzywała go na pojedynek i chciała się zakładać, a teraz ledwo mogła utrzymać otwarte powieki. Żenujące. 

— Tak myślałem? — zapytał. Mimo, iż nie uniosła głowy doskonale widział, że wywróciła oczami. 

— Myślałeś, że musisz prowadzić mnie za rączkę, choć kazałeś tego nie robić, bo nie umiesz odpuścić kontroli — stwierdziła. Powiedziała to tak pustym tonem, że Snape zmarszczył brwi i na chwilę zawiesił na niej wzrok. — Wystarczyło pamiętać, że jestem dorosła. Wtedy może nie musiałabym… — Zamknij się! — … starać się na siłę tego udowadniać.

Zorientował się? Hermiona podniosła lekko głowę, zerkając na siedzącego przed nią Severusa, który jednak najwyraźniej nie usłyszał w jej słowach nic podejrzanego, bo beznamiętnie przypatrywał się jej w milczeniu. 

— Wierz mi — odparł w pewnej chwili. — Nie rozmawialibyśmy teraz, gdybym traktował cię jak gówniarę.

Kobieta prychnęła, zsuwając się niżej na kanapie i ponownie opierając zmęczoną głowę na oparciu, ale w o wiele wygodniejszej pozycji. Nie miała sił udawać, zwłaszcza, kiedy nie miała już powodu.

— Nie rozmawialibyśmy też, gdybym dalej nią była — mruknęła. Snape zmarszczył brwi, obserwując przymykające się powoli powieki i uśmiech, błąkający się leniwie w kącikach jej ust.

— Zwłaszcza wtedy — stwierdził. 

— Szkolne mundurki cię nie kręcą? — spytała ze śmiechem Hermiona. Czuła się tak przyjemnie, że zapominała o tym, że mieli jakąkolwiek przeszłość zanim zaczęła uczyć w Hogwarcie. 

Severus uniósł brew i wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu.

— Tego nie powiedziałem — odparł. Jego niski ton głosu na moment przyciągnął uwagę kobiety, która uchyliła powieki i posłała mu przelotne spojrzenie nie podrywając jednak głowy. — Wszystko zależy od kontekstu.

Szkoda, że wszystkich się pozbyłam, pomyślała nagle. Przestraszyła się nieco tym, jak odważna stała się w swojej własnej głowie. Jej myśli błądziły po nieodpowiednich drogach, wydobywając z niej uczucia i emocje, których nie znała. Kierując się w stronę, w którą nie chciała iść.

— Czyli jednak kręcą — mruknęła, myśląc, że kpiną zamaskuje ciekawość. — Dlatego wybrałeś mnie.

Przecież rozmawiali o tym, znała odpowiedź. Myśl, upomniała się. 

— Chyba nie sądziłaś, że na decyzji zaważył twój charakter — stwierdził Snape, ale przez jego twarz przetoczył się cień rozbawienia. 

— Mogłam jednak znaleźć ten mundurek, zamiast tworzyć jakieś głupie plastry.

Severus prychnął, słysząc jej teatralnie beznamiętny głos. Nie obraziłby się i z takiego podarunku, choć patrząc na błogo uśmiechającą się kobietę, która ponownie zmieniła pozycję i ułożyła się wygodniej, niemal jak do snu, wiedział, że z opatrunków będzie miał więcej pożytku. Przynajmniej dopóki była na wpół przytomna. Nie ośmieliłby się skorzystać z okazji, choć Merlin jeden wiedział, ile go to kosztowało. Pocałunek, którym tak ochoczo go obdarowała obudził w nim coś, o istnieniu czego dawno zapomniał. Część niego, która myślał, że umarła lata temu. 

— Jeszcze nie wiesz, czy są głupie — odparł. Nie chciał podążać ścieżką, którą wybrała Hermiona. Kobieta podniosła się, rozbudzona nagłym przypływem energii, jaki wywołały w niej jego słowa.

— Możemy się przekonać — powiedziała. 

Skrzyżowała nogi pod udami i w oczekiwaniu spojrzała na mężczyznę. Ten uniósł brew, lustrując ją krzywo i chwilę rozważając jej propozycję. Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale nie wspominają, co jeśli czyjeś życie i tak je przypomina.

— Nie jestem pewien, czy mogę zaufać twoim… — Severus zmrużył oczy, a Hermiona uśmiechnęła się, unosząc brew. — … umiejętnościom. 

— Inaczej nigdy się nie dowiesz — stwierdziła, teatralnie dodając grozy swoim słowom. Zacisnęła usta, powstrzymując uśmiech i wyprostowała się, zacierając dłonie. 

Snape kilka długich sekund jedynie wpatrywał się w jej zaróżowioną, wciąż nieco śpiącą twarz. Choć chwilowa adrenalina wyraźnie dodała jej sił, w oczach kobiety czaiła się mgła zmęczenia i upojenia. 

— Lepiej dla ciebie, żeby się opłaciło — mruknął.

Sięgnął do kieszeni surduta i wyciągnął zmniejszone pudełeczko. Przywołał do siebie różdżkę i powiększył je niewerbalnym zaklęciem, a Hermiona spuściła nogi na ziemię i przysunęła się bliżej, siedząc niemal na skraju kanapy. Obserwowała ruchy Severusa w skupieniu, ignorując zmęczenie i opadające powieki, ponieważ dawno już nie była niczego tak ciekawa, jak tego, czy jest w stanie zrobić od zera coś, co ma jakąś wartość. Musiała wiedzieć. Po prostu musiała.

Mężczyzna odłożył różdżkę na szklanym stoliku i powoli rozwiązał wstążkę. Położył ją na stole z niechęcią, co Hermiona skwitowała cichym prychnięciem. 

— To było odrobinę personalne — rzucił. 

— Tak naprawdę ani trochę nie było — zaprzeczyła, uśmiechając się szerzej. — Taki kolor wybrała kobieta, która pakowała prezent, a ja po prostu… nie odmówiłam.

Snape uniósł brew i spojrzał w dół, odkrywając wieczko pudełka. 

— Więc jak to działa? — zapytał, sięgając po jeden z kawałków materiału. Przejechał po nim palcami, wyczuwając pod opuszkami twardą, żłobioną fakturę, która rozciągnęła się, kiedy mocno odciągnął od siebie dwa końce opaski. Przypomniało mu to pasy uciskowe, jakie w Mungo zaaplikowali mu po wojnie na pogruchotane żebra. Zrozumiał, że ta stabilizacja zapewniała odpowiednie wchłanianie się substancji z eliksiru. Wziął do ręki jedną z fiolek i okręcił ją między palcami, badając uważnym wzrokiem substancję wewnątrz. 

— Są samoprzylepne — wyjaśniła Hermiona. Uniosła się, wyciągając z pudełka drugi opatrunek i zerknęła na swoje przedramię, które zakrywał długi rękaw sukienki. W ostatniej chwili powstrzymała się przed wybraniem drugiej opcji, jaką podpowiedział jej zdeprawowany alkoholem umysł, która wiązała się z demonstracją przyrządu na swoim udzie. Weź się w garść, poleciła sobie. — Nakładasz go tak, żeby jak największa powierzchnia była zakryta, a potem aplikujesz eliksir. 

— I uznałaś, że potrzebuję instrukcji? — zapytał kpiąco Snape, zerkając wymownie na rulonik, który spoczywał w rogu pudełka. Hermiona zaśmiała się krótko, kręcąc głową.

— To składniki eliksiru i przepis — odparła pobłażliwie. — Uznałam, że nie zaufałbyś mi, gdybyś sam tego nie przeczytał.

Ciemne brwi zmarszczyły się, kiedy mężczyzna usłyszał jej słowa. 

— Dobrze myślałaś — prychnął gorzko pod nosem. Rozwinął pergamin i pobieżnie przeczytał jego zawartość, będąc już pewnym, że eliksir, który uwarzyła Hermiona bazował na eliksirze, który przygotowywał dla niego Horacy. — Nie sądziłem, że się do tego posuniesz. Byłaś aż tak zdesperowana? — Widząc, że Hermiona poważnieje i mruży oczy, dodał kpiąco: — Slughorn warzył ten eliksir. 

Nie śmiechu się spodziewał.

— Jakim cudem na to wpadłeś? — spytała rozbawiona kobieta. — Zresztą nie warzył, a pomagał. To zasadnicza różnica.

— Racja. Może gdybyś nie przyłożyła do tego ręki, dałbym temu kredyt zaufania — odparł Snape, celowo godząc w jej ego. Mimo swoich słów odkorkował fiolkę i powąchał jej zawartość. Naprawdę byłby w stanie poznać jakość po zapachu? Hermiona nie była pewna. — Nie patrz się tak, nie rozbiorę się przy tobie — zakpił.

Jego słowa rozbawiły kobietę, która wyrwana z zamyślenia odchyliła się do tyłu i założyła nogę na nogę. Niefortunnie — ale nieprzypadkowo — materiał sukni podwinął się, odsłaniając kolano i szczupłą łydkę. Wiedziała, że Snape to zauważył. Machnęła nieco nogą, przyglądając się uważnie mężczyźnie, który wstał i podszedł do drzwi sypialni.

— Nie pochlebiaj sobie, przecież widziałam cię już bez koszuli — żachnęła się. Coś zmuszało ją, do wypowiadania słów, których nigdy nie miałaby odwagi w tak dosadny sposób powiedzieć. Słów, które ściągały na nią atencję, której jej podświadomość pragnęła. — Nie robi to na mnie wrażenia.

To on nauczył ją kłamać i w tej chwili dobitnie sobie o tym przypomniał. Popatrzyła na niego w taki sposób, że gdyby tylko miała kontrolę nad ciałem i umysłem, Severus nawet nie zastanawiałby się, czy chce się dłużej powstrzymywać. Uniósł brew, bez słowa odwracając się i wychodząc do sypialni. Zatrzasnął za sobą drzwi, zostawiając Hermionę samą. Co ty najlepszego robisz, kretynko? 

Bawiło ją to. Bawiło ją, w jaki sposób Snape reagował na jej głupie słowa, w jaki sposób zerkał na nią, kiedy śmiała się jak idiotka. Nie mogła zaprzeczyć — ten wieczór mógł potoczyć się w każdym kierunku, ale Hermiona była zadowolona, gdzie się znaleźli. Przesunęła się w lewo, dosięgając zewnętrznego oparcia kanapy i ułożyła się na nim wygodnie. Wytrzymała wystarczająco długo, żeby móc na moment odetchnąć. Kątem oka zerknęła na zegar, który niebawem wybić miał godzinę trzecią. A on się tam rozbiera… Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, przymykając ciężkie powieki, pod którymi gromadził się gęsto piasek. A niech się rozbiera. 

Severus Snape poczuł mocne szarpnięcie, kiedy szorstki materiał zacisnął się na jego nagim ramieniu. Nie spodziewał się siły naciągu i musiał mocno zaprzeć się na nogach, aby wytrzymać początkowy dyskomfort. Kiedy ucisk ustabilizował się, mężczyzna spojrzał w odbicie lustrzane, oglądając wynalazek Granger w pełnej okazałości. Zaimponowała mu. Poczuł coś dziwnego, kiedy dotarło do niego, że zrobiła to z bezinteresowną myślą o nim jako drugim człowieku. Cokolwiek wydawało mu się, że do niego czuła, nie miało znaczenia — potraktowała go po ludzku i nie wiedział, jak się czuć z tą myślą. Zmarszczył brwi, zerkając na fiolkę wciąż spoczywającą na złotej bibule i sięgnął po nią, niepewnie odkorkowując. Miejmy nadzieję, że jest tak dobra, jak twierdziła te wszystkie lata, zakpił w myślach i ostrożnie rozlał eliksir, czekając aż wchłonie się w materiał usztywnianego opatrunku. 

Niemal natychmiast poczuł szczypanie, które w palący sposób przedarło się przez bariery ochronne ciała do jego wnętrza. Poczuł gorąc, który rozlał się po jego ramieniu i promieniował aż po dłoń. Severus zacisnął jedną z nich, czując, jak kostki mrowieją pod wpływem drżenia i od razu rozprostował palce. Oparł zdrowe ramię o umywalkę i zagryzł zęby, kiedy gorąc przerodził się w ból. Ból, jakiego dawno nie czuł. Żadna klątwa, którą oberwał nie równała się sile, która uderzyła w jego ciało i niemal zmusiła do upadku. Gdyby nie porcelanowy zlew, Snape podejrzewał, że doszłoby do rychłego spotkania z posadzką. Nagle jednak, jak za dotknięciem magicznej różdżki, ból zniknął. Pozostawił mężczyznę rozdartego, wciąż odczuwającego ból w podświadomości. Snape sapnął pod nosem i zacisnął palce zdrowej ręki na zimnej porcelanie. Kiedy otworzył oczy wiedział już, że cokolwiek stworzyła Granger — zadziałało. 

Nie miał bladego pojęcia, co przeszyło jego ramię. Prąd, który przebiegł wzdłuż obojczyka, po ramieniu i dotarł do opuszków palców zostawił po sobie przyjemne mrowienie, które po chwili ustało. Stał długą chwilę bez słowa przypatrując się swojemu odbiciu. Kolejne ciepłe prądy przeszyły jego ramię, które spinało się pod wpływem nagłych impulsów, a Snape zaczął zauważać ich powtarzalność. Domyślił się, że będzie musiał utrzymać opatrunek przez noc, żeby przyniósł oczekiwany rezultat na dłużej. Cholerna Granger znowu udowodniła mu, że się mylił. 

Prychnął pod nosem i pochylił się, odkręcając kurki przy umywalce. Przemył twarz i wytarł ją, zarzucając na ramiona koszulę. Nie kłopotał się jednak z ubieraniem surduta, skoro zapewne kobieta i tak odpłynęła już do innej krainy. 

Zgodnie z oczekiwaniami — spała. Zwinięta niczym embrion, z głową na oparciu kanapy oddychała spokojnie, szczelnie owijając się ramionami. Snape pokręcił głową, wyśmiewając w myślach jej wcześniejsze groźby. Z pewnością ograłaby go w karty. Bez dwóch zdań. Podszedł do niej, posyłając jej pobłażliwe spojrzenie i schylił się, wsuwając rękę pod jej talię.

— No już, wstawaj — warknął miękko, próbując pomóc jej wstać z kanapy. Hermiona uniosła na niego rozkojarzone spojrzenie, odruchowo obejmując ramionami szyję mężczyzny. Ten bez zastanowienia dźwignął ją w powietrze, prostując się z bezwładną kobietą na rękach. — Za jakie grzechy — prychnął cicho. 

Przeszedł ostrożnie przez salon, mocno zaciskając dłonie na materiale sukni, który okalał ciało Hermiony. Była cięższa, niż się spodziewał, ale wciąż nie stanowiła dla niego problemu — kiedy delikatnie odkładał ją na łóżko miał wręcz ochotę przyznać, że była przyjemnym ciężarem. Który czuł jeszcze chwilę po tym, jak wypuścił ją z objęć. Okrył kobietę kocem i zabrał kołdrę, nie zamierzając oddawać jej wszystkiego. Skoro poświęcił się, żeby choć trochę ulżyć Hermionie w porannym kacu, to chyba coś mu się z tego tytułu należało. 

Transmutował jedną z poduszek w prześcieradło i ułożył się w salonie, na kanapie, gdzie zwykła spać Granger. Poprawił się nieco, kiedy poczuł kolejny ciepły impuls, a w końcu postanowił spać na zdrowym ramieniu. Co dobrze się złożyło zważywszy na fakt, że zostawił za plecami drzwi do sypialni. W ten sposób nie musiał wyobrażać sobie jej, w jego łóżku. 

Kretyn. Przecież umiał sobie odmawiać. Umiał panować nad impulsami, nad zachciankami. A w końcu tym była. Zachcianką. Niczym więcej. Kolejny impuls był niczym karma, która dopadła go za kłamstwa, którymi się karmił. Cholera. Interesowała go. Jej ciało było jedną z rzeczy, jakich pragnął, ale jej umysł go intrygował. Zachcianka w tym przypadku polegała na dostaniu obu tych rzeczy. 

Wiedział jednak, że i tak dostał więcej, niż prosił. Zasnął z krzywym uśmiechem na ustach, mając przed oczami roześmianą twarz kobiety, która odwracała się od niego po tym, jak go pocałowała. Kiedy wiedziała już, że ich cel był spalony. Kogo oszukiwał, w końcu zrobił to samo. Doskonale wiedział, że nie tylko Minerwa ich nie zauważy; kiedy szukał jej wzrokiem dostrzegł, że większość osób na dziedzińcu była zajęta oglądaniem sztucznych ogni. Był pewien, że niemal nikt ich nie widział. Merlinie. Tak bardzo chciałby nie chcieć tego, czego nie mógł mieć.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 41Sojusz, Granger? – Rozdział 43 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 15 komentarzy

Dodaj komentarz