Sojusz, Granger? – Rozdział 50

Hermiona stała w progu drzwi wejściowych do Hogwartu, nerwowo stukając obcasem o kamienną posadzkę. Z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy obserwowała stojącą przed nią Aurorę — ubraną w długi, ciemny prochowiec i dzierżącą w dłoni niewielką, podręczną walizkę.

— To tylko dwa tygodnie — zażartowała pocieszającym tonem Sinistra, na co w odpowiedzi otrzymała ponure spojrzenie.

— Aż dwa tygodnie, to chciałaś powiedzieć — sprostowała Hermiona, a starsza czarownica zaśmiała się wesoło, co jednak nie poprawiło pannie Granger humoru. — Czuję się jakoś spokojniej, jak jesteś w Hogwarcie.

Ciemnoskóra nauczycielka posłała jej pobłażliwy uśmiech.

— Pamiętaj, ja jestem tylko narzędziem — mruknęła konspiracyjnie cicho, pochylając się i klepiąc młodszą nauczycielkę po ramieniu. — A wy sobie świetnie radzicie sami. Wszystko będzie dobrze.

Obyś miała rację, pomyślała Hermiona. Kiedy Aurora zniknęła z jej pola widzenia, gryfonka jeszcze chwilę stała w bezruchu i wpatrywała się w pusty dziedziniec. Wiedziała, że nie może zostać tu na długo. Odetchnęła i wolnym krokiem ruszyła korytarzem, czując jak jej niepokój i obawy rosną z każdym krokiem, który zbliżał ją do gabinetu na trzecim piętrze. Irracjonalny i totalnie absurdalny strach narósł w niej i oplótł jej wnętrzności niczym cierń, którego sidła zaciskały się coraz mocniej. Zwolniła, przystając przy wysokiej okiennicy z szerokim, głęboko osadzonym w ścianie parapetem.

Odkąd poczuła usta Severusa na swoich, nie potrafiła wyprzeć tego uczucia z pamięci. Towarzyszyło jej nieustannie, nawet podczas posiłków czy rozmów z Aurorą. Im więcej czasu mijało, tym do Hermiony zaczynało coraz bardziej docierać, co właściwie między nimi zaszło. Zdała sobie sprawę, że zaraz po pocałunku zupełnie nie myślała o tym, co on oznacza. Była zbyt oszołomiona bliskością mężczyzny i jego ramionami, które z zaskakującą siłą i ochotą zawładnęły jej ciałem. Nie potrafiła myśleć wtedy o niczym innym. Potrafiła tylko wciąż i wciąż odtwarzać w pamięci ten moment oraz to, jaką władzę miał nad nią Snape. Ekscytowało ją to. Podniecało.

Zadrżała, czując dziwnie nieprzyjemny dreszcz. Nie chciała mieć takich myśli. Nie były jej potrzebne, zupełnie nie miała ochoty… A właściwie dlaczego nie? Hermiona zmarszczyła brwi, zawieszając spojrzenie na krajobrazie za oknem i poczuła nagle wszechogarniający spokój. W oddali, za koronami drzew Zakazanego Lasu, rozciągały się ośnieżone zbocza srogich, zimnych gór. Przypomniała sobie nagle zimne usta Severusa, które agresywnie naparły na jej wargi wtedy na balkonie cieplarni. Nigdy nie sądziła, że coś będzie się jej podobać w taki sposób jednak chciała mieć pewność, że i on tak uważa.

Odepchnęła się od parapetu i dotarła do schodów, powoli wspinając się na trzecie piętro. Zastanawiała się, czy to dlatego właśnie czekała. Chciała wiedzieć, co Severus zrobi, zanim sama podejmie działanie. I co właściwie może zrobić. Jeśli ich pocałunek coś dla niego znaczył, była gotowa przekonać się, w jakim kierunku mogłaby potoczyć się ich relacja. A jeśli nie? Hermiona zwolniła, będąc niemal u schyłku korytarza bezpośrednio prowadzącego pod drzwi gabinetu Snape’a. To niczego nie zmieni, stwierdziła. Jeśli mężczyzna nie będzie chciał więcej poruszać tematu tego, co się między nimi wydarzyło, ona również była gotowa zapomnieć. Z bólem, ale nie zamierzała się o nic prosić. Byli dorośli i jak dorośli powinni umieć rozwiązywać nawet tak kłopotliwe sytuacje. 

Przystanęła pod drewnianymi drzwiami, które wykończone były niewielkimi, metalowymi zdobieniami i spojrzała niepewnie na mosiężną klamkę, przełykając ślinę. Z wahaniem nacisnęła ją, uchylając ciężkie skrzydło i odszukała wzrokiem właściciela, który zerknął na nią przez ramię, na moment zawieszając na niej spojrzenie, kiedy przekraczała próg. Szybko jednak odwrócił wzrok, sięgając z wysokiego regału opasły tom i dołączył go do pozostałych czterech, które lewitował obok siebie.

— Materiały do egzaminu dla pierwszoklasistów? — zagadnęła Hermiona, uśmiechając się na powitanie do czarnowłosego czarodzieja. 

— Ciepło — prychnął Snape. — Ministerstwo dało w tym roku tak śmiesznie niski poziom OWTM-ów, że jeśli ktokolwiek tego nie zda, stracę wiarę w to pokolenie — wyjaśnił. Hermiona zaśmiała się wesoło i podeszła do kanapy, zajmując swoje stałe, ulubione już miejsce. Severus zniknął za drzwiami sypialni z książkami, które wylądowały z głuchym dźwiękiem na biurku i wrócił do gabinetu, przyglądając się uważnie młodej kobiecie. — Gdzie byłaś?

Hermiona posłała mu rozbawione spojrzenie i uniosła brew.

— A co to za pytanie? — zapytała zaczepnie. Choć doskonale znała powód, tak prozaiczne pytania w jego wykonaniu nieco ją bawiły. — Chcesz mnie kontrolować czy po prostu się stęskniłeś?

W jej głowie ten żart brzmiał o wiele zabawniej, niż wypowiedziany na głos. Snape prychnął i przystanął za fotelem, układając przedramiona na drewnianym oparciu. Złączył dłonie przed sobą, pochylając się do przodu, a Hermiona poczuła dreszcz, kiedy mężczyzna spojrzał na nią przeciągle. Nagle zapomniała o strachu, który czuła przychodząc pod jego gabinet, a jedyne, o czym myślała, to ciemne tęczówki taksujące jej twarz.

— Nie pytałbym, gdybyś przez ostatnie dni nie ślęczała tu dzień i noc — odparł w końcu Severus, krzywiąc się lekko. Nawet w żartach tłumaczenie się sprawiło mu zbyt wyraźny dyskomfort. Zauważył, że kąciki ust Granger uniosły się w figlarnym, nieco szelmowskim uśmieszku.

— Czyli stęskniłeś się. — Hermiona była świadoma tego, że Severus szybko wyczyta z jej twarzy ile satysfakcji przynosiło jej przekomarzanie się z nim, jednak nie potrafiła odmówić sobie tej przyjemności. Nie po tym, jak zdała sobie sprawę, że nie dość, że nie istnieje między nimi żadna niezręczność po pocałunku, to w dodatku mężczyzna w żaden sposób nie starał się, aby ją stworzyć. Nie wiedziała, czy to na to czekała, ale zdecydowanie nie było to coś, na co miałaby narzekać. Snape wywrócił oczami, co przyprawiło Hermionę o kolejny, szeroki uśmiech. — Odprowadzałam Aurorę. Wyjechała dziś do Londynu.

Gdyby Snape wiedział, dlaczego nieobecność Sinistry tak bardzo niepokoiła młodą nauczycielkę, być może poświęciłby jej krzywej minie więcej niż przelotną myśl. 

— Widzę, że wzięłaś sobie do serca słowa o zaangażowaniu — zakpił, a kobieta posłała mu nieco pobłażliwe spojrzenie, mając ochotę odpysknąć coś o jego wątpliwościach. Zanim jednak zdążyła się odezwać, Severus dodał: — I nauczyłaś się zawierać strategiczne znajomości.

Nieświadomy znaczenia swoich słów Snape sądził, że na ustach Hermiony pojawi się uśmiech — jak zawsze, kiedy ją chwalił; bezpośrednio bądź na swój, zawoalowany sposób. Kiedy jednak nic takiego się nie stało, a brwi kobiety ściągnęły się w nieco zmartwionym wyrazie, mężczyzna zmrużył oczy.

— Uznałam, że dobrze będzie mieć ją po swojej stronie — odparła w końcu Hermiona. Błagała Merlina, aby jej ciało pozostało jej posłuszne. O ile była gotowa ponieść konsekwencje obnażenia się ze swoimi uczuciami, tak gdyby jej kłamstwo wyszło na jaw, Snape już nigdy by jej nie zaufał. Na to nie mogła sobie pozwolić. — Z tego, co zdążyłam się dowiedzieć regularnie pijają z Minerwą herbaty w każdy czwartek wieczorem, przed zajęciami Aurory. — Nie, żebyś wpadła na to całkowicie sama, skarciła się w myślach, ale szybko odpędziła niesforny głos, który desperacko pragnął jej porażki. W tym jednym zresztą nie kłamała; Aurora Sinistra była wartościowym sojusznikiem w spisku przeciwko Minerwie oraz niesprzyjającej ich związkowi części grona pedagogicznego. Pomijając fakt, z czym wiązała się jej pomoc, nie można było zaprzeczyć jej skuteczności. — Poza tym, ona jedna zdaje się nie tracić zainteresowania naszym związkiem. 

Severus nie oderwał od Hermiony wzroku, nawet kiedy ta skończyła mówić. Kobieta była świadoma swoich wad, a kłamanie — choć przychodziło jej coraz łatwiej — niestety w dalszym ciągu znajdowało się w tej kategorii i liczyła, że nie zrobiła nic, aby się zdradzić. Mimo, iż jej ciało powoli oswajało się z fałszywymi reakcjami i odruchami, głowa wciąż zostawała w tyle. Przeszło jej nagle przez myśl, że Snape wie i dlatego nic nie mówi.

Poczuła, jak mięśnie na jej udach się spinają. Racjonalna część umysłu próbowała wmówić jej, że mężczyzna, który latami prowadził podwójne życie i opierał swoje życie na obłudzie, z łatwością byłby w stanie zauważyć na jej twarzy skazę, którą wyryło kłamstwo. On sam sprawił, że nie była skłonna do końca uwierzyć, że uda jej się go oszukać. Z drugiej jednak strony była pewna, że gdyby Severus w jakiś sposób dowiedział się o jej cichym sojuszu z Aurorą, nie patrzyłby na nią tak, jak robił to w tamtej chwili. Zawahała się i posunęła nawet do myśli, że może to, co dzieje się między nimi było idealnym sposobem na odwrócenie jego uwagi.

Nie, skarciła się ponownie, ale tym razem o wiele surowiej. To, co zaszło między nimi nie miało nic wspólnego z kłamstwami, udawaniem pary narzeczonych ani ślubem, który już wkrótce musieli zacząć planować i hucznie odwołać. Nie chciała, żeby miało z tym cokolwiek wspólnego. 

— To całkiem normalna reakcja — odparł w końcu Snape. Wyprostował się i podszedł do okna, a Hermiona powiodła za nim spojrzeniem, marszcząc brwi, kiedy usłyszała jego słowa. — Kolejna faza.

— Minerwa nie osiwieje od ignorowania nas — stwierdziła nieco niepewnie, a Severus czując w jej głosie chęć podważenia jego zdania, skarcił ją surowym spojrzeniem. 

— Jak pewnie zdążyłaś już zauważyć, Minerwa jest osobą, która wysoce ceni sobie profesjonalizm — odparł. Odwrócił wzrok ku okiennicy i zawiesił spojrzenie na krajobrazie za szybą, na moment przywołując w pamięci twarz przyjaciółki. Ciemne brwi mężczyzny ściągnęły się ku sobie, jak zawsze, kiedy intensywnie nad czymś rozmyślał. — Może wygłaszać swoje niezadowolenie, zdecydowanie za głośno i za często, ale dopóki nie uświadczy z naszej strony łamania zasad, w końcu odpuści.

Hermiona uniosła brew, a kącik jej ust lekko drgnął.

— Wiedziałeś, że tak się stanie — powiedziała i choć było to stwierdzenie czysto retoryczne, Snape odwrócił w jej stronę twarz, a w kącikach jego ust zamajaczył chełpliwy uśmiech. 

— I mogę cię zapewnić, że to zadziała wyłącznie na naszą korzyść.

Młoda gryfonka nie rozumiała, jak brak zainteresowania w tym przypadku mógłby im pomóc. W końcu zależało im na tym, aby wywołać poruszenie, zamieszanie. Wzbudzić jak największą ilość emocji w gronie pedagogicznym i doprowadzić Minerwę na skraj cierpliwości. Do tego wręcz niezbędna była im atencja. Bardziej niż niewiedza irytowało ją jednak to, że Snape pastwił się nad nią trzymając to przed nią w niepotrzebnej tajemnicy. Doskonale wiedziała, ile satysfakcji sprawi mu możliwość odpowiedzi na jej następne pytanie.

— Darując sobie przywary dotyczące mojej inteligencji — mruknęła — możesz wyjaśnić mi w jaki sposób jej obojętność ma nam pomóc?

Severus zrozumiał, że ciągłe odwracanie głowy w stronę panny Granger przyprawi go w końcu o permanentny ból górnego odcinka kręgowego. Odepchnął się od parapetu i podszedł do kanapy, powoli przysiadając na jej oparciu, twarzą zwracając się w stronę Hermiony. Czuł na sobie spojrzenie jej orzechowych, ciekawskich oczu i przyłapał ją, jak ukradkiem zlustrowała jego posturę. Szybko odwróciła wzrok i spojrzała w stronę wygaszonego paleniska, ale Snape dostrzegł, że jeden z kącików jej ust uniósł się na ułamek sekundy. Niemal mimowolnie zrobił to samo.

 — Długoterminowa stagnacja potęguje przyzwyczajenie — wyjaśnił. — Przyzwyczajenie natomiast, z samej definicji, pozwala postrzegać rzeczy dotychczas uważane za nietypowe jako normalne. — Jego słowa przyciągnęły uwagę Hermiony, która na moment zapomniała, że chwilę wcześniej mężczyzna rozproszył ją swoją nonszalancką postawą. Zmarszczyła brwi, zerkając z ukosa na Severusa. — Im dłuższa stagnacja, tym większy ból po odebraniu komuś tego, co w końcu zaczął uznawać za normalne. 

— Nawet jeśli wcześniej był temu przeciwny, bo w końcu się przyzwyczaił — dodała cicho, odwracając spojrzenie. Była w szoku, że sama nie wpadła na tak błahy wniosek. — Genialne — wyrwało się jej, zanim zdążyła zamknąć usta. 

Snape uniósł brew, czerpiąc wręcz chorobliwą satysfakcję z reakcji kobiety.

— Dlatego właśnie to ja jestem mózgiem tej operacji — odparł.

Hermiona prychnęła i odwróciła się nieco w jego stronę, lustrując go walecznym spojrzeniem, w którym jednak wyraźnie czaiło się rozbawienie. 

— W takim razie co zostało dla mnie, bycie wyłącznie ładną twarzą? — zapytała.

Severus skrzyżował ramiona na piersi i uniósł brew. 

— Kwestia podziału ról była raczej oczywista — stwierdził, a widząc wzrok Hermiony dodał: — Zresztą to twoje słowa. Ja nie użyłbym sformułowania “wyłącznie”.

Niespodziewany komplement skutecznie powstrzymał młodą gryfonkę przed powiedzeniem ostatniego słowa i choć mężczyzna domyślał się, że przyszło jej to z trudem, oddała mu przyjemność wygrania tej wymiany zdań. Hermiona chwilę przyglądała się swojemu rozmówcy, a lekko rozchylone w zaskoczeniu wargi ułożyły się w uśmiech, któremu towarzyszył nikły rumieniec. Spuściła na moment wzrok, zaciskając usta w cienką linię, jednak szybko ponownie odnalazła ciemne oczy Snape’a, które nawet na moment nie przestały badać jej zachowania. 

Dopiero kiedy wyszła, pozwolił sobie odrzucić maskę, jaką przywdział nie będąc pewnym, czego się spodziewać. Usiadł za biurkiem, które wróciło na swoje miejsce z uwagi na rozpoczęcie zajęć i wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła Granger. 

Choć od ich pocałunku minęło już kilka dni, kobieta zdawała się nie czuć potrzeby wznoszenia między nimi muru niezręczności. Nie poruszyła tematu sylwestra ani razu, nawet przelotnie, sprawiając wręcz wrażenie, jakby tamto wydarzenie w ogóle nie miało miejsca. Tak przynajmniej myślał Severus, dopóki pierwszy raz od tamtego dnia nie zobaczył tego jednego, konkretnego spojrzenia. Sugerującego jak bardzo mógł się mylić. Hermiona Granger wcale nie udawała, że nic między nimi nie zaszło. Nie. Snape pozwolił sobie nawet posunąć się do dość śmiałego wniosku, że kobieta nie dość, że doskonale pamiętała, co się wtedy stało, to w dodatku tak jak on chciała więcej. W przeciwnym wypadku nie przyłapałby jej na ukradkowych spojrzeniach, które posyłała w jego stronę. Nie widziałby w jej oczach niewypowiedzianej prośby, kiedy spoglądała na jego usta. Nie przyjmowałaby chętnie ani jego gestów, ani komplementów.

Nie mógł jednak być pewien.

Wrodzona, akademicka powściągliwość nie pozwalała mu przestać myśleć o tym, że jej zachowanie to wynik wrodzonej kultury osobistej. Nie podejrzewał jej o fałszywą sympatię, która miałaby zapobiec niezręcznym sytuacjom z uwagi na fakt, iż wciąż razem pracują, ale musiał mieć pewność. Musiał wiedzieć, że poprawnie odczytał jej reakcje i że nie robiła tego tylko po to, aby utrzymać ich układ w profesjonalnych ryzach. Do tego czasu w zupełności satysfakcjonowało go to, w jakim położeniu się znaleźli — zawieszeni w przyjemnej próżni, która najwyraźniej odpowiadała im obojgu. W końcu byli dorośli i nie istniał absolutnie żaden powód, aby zachowywać się jak para nastolatków, która nie może na siebie patrzeć po tym, jak pierwszy raz trzymali się za ręce.

Kolejne dni udowodniły mu również, że podjął słuszną decyzję. Nie wiedział, czy to upływ czasu stępił jego zmysły czy zwyczajnie pomylił się w osądzie, ale stagnacja, którą obiecał Granger, najwyraźniej była jedynie strategicznym posunięciem Minerwy.

— Dzień dobry — mruknęła przyjaźnie Hermiona, kiedy podczas piątkowego śniadania na stole nauczycielskim wylądował piękny, śnieżnobiały puchacz. Kobieta wyciągnęła dłoń i pogłaskała zwierzę po brzuchu, a sowa zapiszczała zadowolona i otrzepała dumnie skrzydła. — Krakersa?

Uśmiechnęła się pod nosem, sięgając kruchy przysmak. Zajęty jedzeniem zwierzak pozwolił, aby młoda nauczycielka odwiązała przyczepiony do nóżki list, a Snape prychnął cicho, kręcąc pobłażliwie głową.

— Jestem pewien, że Potter wystarczająco dobrze dba o wyżywienie swojego posłańca — stwierdził. 

Hermiona zaśmiała się, ignorując przytyk Severusa, jednak jej uwagę szybko przykuła spóźniona płomykówka, która wleciała przez najwyższe okno Wielkiej Sali i poszybowała prosto w dół. Pomimo szybkości, sowa z niesamowitą gracją wylądowała tuż obok puchacza Harry’ego, który napuszył się i zaskrzeczał wojowniczo. Hermiona musiała przyznać — było to niezwykle piękne i eleganckie zwierzę. Biało-kremowe umaszczenie kontrastowało z ciemniejszym pasmem piór, które formowało się w charakterystyczny, cienki obwód wokół pyska przypominając serce. Niespodziewanie płomykówka zwróciła ślepia na Snape’a i upuściła trzymaną w dziobie kopertę, po czym bez chwili zastanowienia wzbiła się w powietrze, znikając z ich pola widzenia w ułamku sekundy. Śnieżnobiały puchacz, najwyraźniej równie zaintrygowany całym zajściem jak Hermiona i Severus, wyrwał ostatniego krakersa z dłoni młodej kobiety i zatrzepotał skrzydłami, szybko odlatując w pogoni za tajemniczą sową. 

— Nie widziałam jej tu nigdy — powiedziała cicho Hermiona, zerkając na siedzącego obok mężczyznę. 

Nie była zaskoczona widząc podejrzliwy, wręcz niechętny wyraz na jego kamiennej twarzy. Wciąż ściskając w dłoniach list od Harry’ego, gryfonka spojrzała na kopertę, którą przyniosła dla Severusa tajemnicza posłanniczka.

— I oby nigdy więcej się tu nie pojawiła — mruknął pod nosem Snape. W tej samej sekundzie, w której jego dłoń skierowała się ku przesyłce, ta uniosła się ponad stół, otwierając się i formując w coś, czego nikt nie chciał widzieć o tak wczesnej porze dnia. — Do jasnej…

Severus Snape nie zdążył nawet przekląć. Tak nagle i niespodziewanie jego głos został zagłuszony przez wyjca, który donośnym, piskliwym głosem zaczął śpiewać urodzinowe życzenia. 

— Niech nam żyje, sto lat! Niechaj żyje sto lat! — Hermiona zasłoniła uszy, czując że wibrujący dźwięk niemal rozrywa jej bębenki. Zaśmiała się zaskoczona, kiedy nagle w powietrze wystrzeliło kolorowe konfetti, rozsypując się na stół, na podłogę, a nawet na ubrania osób siedzących dookoła nich. — Niech nam żyje, niechaj żyjeee, niech nam żyjeee stooo…

Uśmiech zamarł na ustach Hermiony, kiedy wyjec niespodziewanie zajął się ogniem. Kobieta sapnęła, odsuwając się gwałtownie na krześle i spojrzała na Snape’a, który bez słowa wpatrywał się w czarny ślad na stole, znad którego unosił się delikatny, ciemno-szary dym. Widziała wyraźny zarys zaciśniętej w złości żuchwy i rozszerzone nozdrza, a zimne spojrzenie było o wiele bardziej przerażające niż podniesiony ton głosu i jakiekolwiek obelgi. Mężczyzna schował różdżkę do kieszeni, mierząc lodowatym wzrokiem popiół, w który zamieniła się urodzinowa kartka i jak gdyby nigdy nic sięgnął po filiżankę kawy. 

Zdezorientowana Hermiona przez chwilę siedziała w bezruchu. 

— Zdaje się, że ktoś właśnie zafundował sobie weekend szlabanów — usłyszała i zerknęła na starszego profesora, który siedział przy prostopadłej odnodze stołu nauczycielskiego i spoglądał w ich stronę z rozbawieniem. Jego towarzyszka, siwiejąca profesorka w staroświeckiej szacie, posłała im krzywe spojrzenie.

Snape zignorował jego słowa, choć Hermiona była pewna, że doskonale je słyszał. Tak samo jak była niemal pewna, że wyjec nie był sprawką żadnego ucznia. 

— Severusie… — zaczęła odruchowo, szybko łapiąc się na tym, że zabrzmiała protekcjonalnie. Czarne, puste oczy powoli zwróciły się w jej stronę. 

— Dopij kawę — polecił oschle Snape. — Zaraz zaczynają się zajęcia.

Hermiona zacisnęła wargi i bez słowa skinęła głową. Widziała, że z jakiegoś powodu obchodzenie urodzin było dla mężczyzny czymś, co wywoływało w nim wiele niechęci i choć zupełnie tego nie rozumiała, była już na tyle świadoma charakteru Snape’a, że wolała to uszanować, niż dopytywać. Wiedziała, że szanse na otrzymanie odpowiedzi i tak były bliskie zeru.

Nie miała pojęcia, że zwyczajnie nie istniał żaden konkretny powód, dla którego Severus Snape nie znosił celebrowania urodzin. Nigdy nie był fanem niepotrzebnych przyjęć, nietrafionych prezentów ani życzeń, które były jedynie pustymi słowami bez żadnego pokrycia. Z tego właśnie względu informacja o dacie tejże rocznicy była dość poufną informacją, którą mężczyzna nie dzielił się z nikim, kto mógł chociażby pomyśleć o zrobieniu mu takiej właśnie niespodzianki.

Dlatego doskonale wiedział, że nadawcą wyjca był nie kto inny, jak sama Minerwa McGonagall. Wychodząc z Wielkiej Sali zerknął w jej stronę i dostrzegł, że choć unikała jego spojrzenia, na jej ustach czaił się bezczelny, zadufany uśmiech. 

Pozwolił jej wygrać tę bitwę tylko dlatego, że doskonale znał wynik wojny. 

— Wybieram się jutro do Hogsmeade — powiedziała w pewnej chwili Hermiona, kiedy przemierzali korytarz na trzecim piętrze, zbliżając się do klasy Severusa. — Potrzebuję nowych piór od Scrivenshafta. I przydałoby mi się odwiedzić też sklep zielarski, ale nie ten na głównej ulicy. Wiesz który? Ten na rogu, zaraz obok księgarni.

Snape zerknął przelotnie na idącą obok niego czarownicę, która nie sprawiała wrażenia, jakby oczekiwała od niego wyjaśnień odnośnie tego, co zaszło przed chwilą.

— W takim razie jesteśmy umówieni — stwierdził. 

Hermiona zatrzymała się słysząc dochodzące zza uchylonych drzwi śmiechy uczniów. Posłała stojącemu przed nią Severusowi promienny uśmiech, zupełnie bezwiednie lustrując wzrokiem jego twarz.

— Na to wygląda — odparła. 

Zamierzała pożegnać się z nim tak, jak robiła to codziennie, jednak mężczyzna ją uprzedził. Poczuła dłoń mocno obejmującą jej talię i dopiero wtedy dotarło do niej, ile niewidocznej dla oka agresji agresji wezbrało się w mężczyźnie po porannym zajściu. Jego gestom daleko było do subtelności, jednak mimo to Hermiona odruchowo zrobiła krok w stronę Snape’a, bez oporu dając przyciągnąć się bliżej jego sztywnego ciała. Zacisnęła palce na rękawie jego surduta, czując chłodne usta na swojej skroni i przymknęła powieki.

Czy to zawsze było takie… przyjemne?

— Kończę późno — powiedział Snape tuż przy jej uchu. — Zobaczymy się jutro.

Młoda gryfonka podniosła wzrok i chwilę przyglądała się mężczyźnie bez słowa. Spokój w jej oczach był jedyną rzeczą, jaka pozwoliła mu rozluźnić uścisk dłoni na materiale jej szaty. Dostrzegł nikły uśmiech na ustach Granger, która nie odrywając od niego spojrzenia, skinęła głową. Tyle wystarczyło, aby w ciągu całego dnia Severus Snape nie dopuścił się morderstwa — które w jego opinii i tak byłoby kompletnie uzasadnione. 

Nie zamierzał jednak odbierać swoim studentom poczucia strachu, które wywołało w nich poranne zajście. Widział po ich twarzach, że obawiali się wybuchu i zrozumiał, że Minerwa chcąc nie chcąc ofiarowała mu jeden z przyjemniejszych początków weekendu, jaki nauczyciel może sobie wyobrazić.  W jego klasie niemal przez cały dzień nie padło ani jedno, zbędne słowo. Każdy uczeń chodził niemal jak na szpilkach, zważając na gesty, słowa, a nawet myśli w obecności Snape’a. Przez cały dzień nauki nie usłyszał ani jednego, głupiego stwierdzenia i pod koniec musiał przyznać — Minerwa McGonagall zrobiła mu ogromną przysługę.

Hermiona niestety nie miała tyle szczęścia. Po pierwszych zajęciach naiwnie wydawało jej się, że ten dzień nie będzie różnił się od pozostałych w tym tygodniu, który wyjątkowo był dla niej łaskawy. Poświęciła czas na sprawdzaniu prac, które uczniowie zdali jej po przerwie świątecznej, a po lunchu udało jej się nawet zaplanować chronologię egzaminów na nowy semestr. Musiała niechlubnie przyznać — była dumna z faktu, że cały dzień skutecznie udało jej się odpychać myśli o Severusie w zamian wykonując kawał produktywnej roboty. To, że nie chciała pytać czemu nie lubi obchodzić swoich urodzin nie znaczyło, że jej to nie interesowało. Wręcz przeciwnie. Ciekawość w połączeniu z głodem powodowały nieznośny, uporczywy ucisk w żołądku doprowadzając do niepokojących, zdecydowanie zbyt donośnych dźwięków.

Naiwność skończyła się jednak, kiedy mężczyzna nie pojawił się na żadnym posiłku do końca dnia. Nie było w tym fakcie nic nadzwyczajnego, zwłaszcza w przypadku nauczycieli takich jak Snape, chociaż odkąd zaczęli się “spotykać” jego obecność w przestrzeniach publicznych była dość kluczowa. Rok szkolny nie miał jednak litości i choć plan musiał trwać, nie mógł niestety wpływać na pracę żadnego z nich. Hermiona zerknęła na puste miejsce Aurory, a po chwili odwróciła głowę w stronę krzesła Severusa. Nie rozpraszaj się, pomyślała. 

Wróciła do siebie, zamykając się na cztery spusty w gabinecie na resztę dnia i licząc, że przelotna myśl o Severusie nie zniweczy jej całodniowych starań. Usiadła za biurkiem, spoglądając ukradkiem na portret profesora Stallsbury’ego, który od kilku dni świecił kompletną pustką. Nie przeszkadzało jej to, chociaż cisza, jaka panowała w gabinecie wbrew pozorom nie sprzyjała koncentracji. Hermiona sięgnęła do szuflady i wyciągnęła z niej ładną, kremową kopertę, na której charakterystycznym pismem napisano jej imię i nazwisko.

 

Najdroższa Hermiono, 

 

Przede wszystkim — szczęśliwego Nowego Roku. Mam nadzieję, że bawiliście się wyśmienicie i nie mieliście problemów z powrotem do pracy. Po Waszej wizycie w Norze rozumiem już, że umiecie się w Hogwarcie całkiem nieźle bawić. Kto by pomyślał.

Molly i Ginny prosiły jeszcze raz przekazać podziękowania, że się zjawiliście. Ja też się cieszę, że udało nam się spędzić ten dzień razem. Mam nadzieję, że znalazłaś w tym odrobinę odpoczynku, którego tak potrzebowałaś. Jeśli nie, zawsze możemy spotkać się w cztery oczy i porozmawiać. Daj mi tylko znać.

 

Hermiona zmarszczyła brwi. Rozmowy z Aurorą nie dawały tyle satysfakcji, ile dałaby rozmowa z przyjacielem, choć stanowiły solidny ekwiwalent, który młoda nauczycielka coraz mocniej doceniała. Zwłaszcza po jej wyjeździe. Wiedziała jednak, że nie umiałaby spojrzeć Potterowi w oczy i nie powiedzieć wszystkiego, co leży na jej sercu. O wnikliwych oczach, które śledziły każdy jej ruch. O ustach, które prześladowały jej sny i od których nie potrafiła oderwać spojrzenia. O wszystkim, co działo się z jej ciałem, kiedy przebywała w towarzystwie Snape’a. Nie ma opcji, pomyślała. Wstyd nie pozwoliłby jej powiedzieć tego wszystkiego.

Dlaczego całe życie potrafiła odwrócić swoją uwagę od niepotrzebnych myśli, a wystarczyło, że przypomniała sobie ciemne oczy Severusa patrzące na nią w ten sposób i nagle nie istniało nic innego, o czym mogłaby myśleć? Potrząsnęła głową i spojrzała na list, odnajdując linijkę tekstu na której skończyła.

 

Przechodząc do sedna spraw… Ministerstwo wciąż rozpatruje apelację, więc nie wiem, na czym stoimy, ale Kingsley pociągnął kilka sznurków i dostaliśmy zgodę na widzenie. Ostatnie, z uwagi na wznowienie procesu, więc trzeba będzie dobrze je wykorzystać. Pratney oczywiście wybiera się ze mną, ale chciałbym, żebyś też przyszła. Jeśli oczywiście obowiązki pozwolą Ci dotrzeć. Zależy mi na tym, zwłaszcza, że pamiętam naszą pierwszą rozmowę na ten temat. Zapisuję Ci niżej wszystkie szczegóły.

 

31 marca, godzina 13:00 

Biuro Bezpieczeństwa, Atrium, piętro 8 / pokój 813

 

Mam nadzieję, że dzięki temu ruszymy do przodu… jeśli nie z samą sprawą, to chociaż z nastawieniem Dracona. Martwię się o niego. Pratney mówił, że z każdą wizytą coraz bardziej agresywnie się do niego zwraca. Dlatego chyba czuję, że muszę coś zrobić. Nie mogę pozwolić mu stracić resztek nadziei. Nie, kiedy jesteśmy tak blisko celu. Wiem, jak ckliwie to zabrzmi, ale… może dzięki tej wizycie Draco odzyska poczucie normalności. Nie wiem. Mogę tylko na to liczyć.

I pamiętaj proszę, że to tylko propozycja. Zrozumiem, jeśli odmówisz.

 

Twój,

Harry 

 

Hermiona przymknęła powieki. Odłożyła pergamin przed siebie, wpatrując się w niego przez moment z tępym wyrazem twarzy. Harry był dziecinny jeśli sądził, że wzbudza w niej jakiekolwiek poczucie obowiązku. Wiedziała, że opcja odmowy nie wchodziła w grę, nawet jeśli mowa była o Malfoyu. Odchyliła się powoli na fotelu, trawiąc to, co przeczytała w liście i odwróciła się w stronę przestronnego okna, przyglądając koronom drzew pod zboczem urwiska. 

Doskonale pamiętała moment, w którym zdała sobie sprawę, że Malfoy nie jest do końca taki, za jakiego go miała. Pośród popiołu, dymu i krwi, wewnątrz samego epicentrum wojny — Draco Malfoy na jej oczach godził śmiertelnym zaklęciem innego śmierciożercę, który próbował gołymi rękami zamordować nieznaną jej dziewczynkę. Na oko nie miała więcej niż jedenaście lat. W osmolonej, brudnej szacie zwijała się na ziemi, łapiąc ochłapy powietrza, które siłą odbierały jej ręce zamaskowanego mordercy. A Malfoy go zabił. Uratował ją, pomógł wstać i kazał uciekać jak najdalej zdoła, co Hermiona usłyszała doskonale, mimo wrzasków i wybuchów dookoła nich. Nie wiedziała nawet, czy ją wtedy widział. Nigdy nie miała okazji porozmawiać z nim o tym, co zaszło podczas wojny. Miała wrażenie, że nikt nie chciał o tym rozmawiać — wszyscy odcinali tę część przeszłości grubym murem, wracając do niej tylko wtedy, kiedy byli do tego zmuszeni. Co wiedziała, że w końcu czeka i ją, jeśli miała zeznawać przed sądem.

Może dzięki tej wizycie Draco odzyska poczucie normalności.

Kobieta zmarszczyła brwi i wyprostowała się powoli na fotelu. To ona miała być tą ostoją normalności. Brzmiało absurdalnie, jednocześnie nakładając na nią ogromną odpowiedzialność i choć nie miała tego za złe Harry’emu, to zdanie sobie z tego sprawy uświadomiło jej, że Draco Malfoy nie był jedyną osobą, której mogłaby w ten sposób pomóc. 

Nie byłaby jednak sobą, gdyby w końcu nie zakwestionowała swoich własnych argumentów — chcąc nie chcąc Snape dalej stanowił dla niej zagadkę i niestety Hermiona wiele razy przekonała się, że robiąc coś w dobrej wierze można doprowadzić do zupełnie odwrotnego rezultatu. W dodatku miała wrażenie, że w przypadku Snape’a prawdopodobieństwo takiego efektu było o wiele wyższe, niż w przypadku kogokolwiek innego. Mógł przecież chcieć samotności. Mógł mieć w planach spędzenie dnia w sposób, który nie uwzględniał jej obecności. Uznała jednak, że skoro nie lubił obchodzenia urodzin w dosłownym sensie, to zapewne chciałby spędzić je, jakby były zwykłym dniem. A biorąc pod uwagę fakt, że od dłuższego czasu to właśnie samotność była dla nich czymś niecodziennym, stwierdziła, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby spróbować. 

Wracając z wieczornego obchodu była już niemal pewna, że jej plan zadziała. Zanim zapukała do drzwi jego gabinetu, uśmiechnęła się do siebie pod nosem. Wiedziała, że to wszystko to i tak tylko część prawdy, a jej wizyta miała drugie, o wiele bardziej przyziemne wytłumaczenie. Do którego za nic nie chciała się przyznać i które liczyła, że nie stanie się głównym powodem jej wizyty. 

— Granger. — Snape wydawał się zaskoczony, ale nie poirytowany. Skrzyżował ramiona na piersi, przyglądając się podejrzliwie Hermionie i spytał: — Nie masz pod ręką żadnego działającego zegarka czy zwyczajnie nie umiesz się nim posługiwać? 

Kobieta uśmiechnęła się szerzej i splotła dłonie za plecami, bezwiednie obracając w palcach metalową bransoletę zegarka na nadgarstku. 

— Doskonale zdaję sobie sprawę, która jest godzina — odparła niezrażona.

Severus Snape zlustrował ją wyjątkowo przeciągłym, śmiertelnie poważnym spojrzeniem, a jego brew lekko drgnęła. Skinął głową i odsunął się, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając kobietę do środka. 

— Uprzedzam — powiedział, kiedy Hermiona przekraczała próg — jeśli przyszłaś węszyć w sprawie tego, czego dowiedziałaś się na śniadaniu, to wylądujesz za drzwiami szybciej niż zdążysz zadać jakiekolwiek pytanie.

Powinien był już przyzwyczaić się, że Granger uodporniła się na jego ostrzegawczy ton i złowrogie spojrzenia. Czemu zapewne sam był sobie winny.

— Umniejszanie cudzej inteligencji to podłe hobby, Severusie — stwierdziła Hermiona, bez pardonu wchodząc do środka. — Poza tym wydawało mi się, że już o tym rozmawialiśmy. Jestem wścibska, nie głupia. — Snape bez słowa powiódł wzrokiem za drobną sylwetką, mając przemożną ochotę prychnąć. Zamknął drzwi i odwrócił się w stronę gryfonki, wcisnąwszy dłonie do kieszeni spodni. — Zdążyłam nauczyć się, kiedy nie drążyć tematu — dodała Hermiona i uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła charakterystyczny, nieufnie pogardliwy wyraz na twarzy Snape’a. — Spokojnie. Nie przyszłam węszyć.

— W takim razie co tu robisz? — zapytał Severus, mrużąc lekko oczy. — Byliśmy umówieni dopiero na jutro.

Był rozczarowany samym sobą, choć nie wiedział czym bardziej — tym, że nie zakwestionował chęci zadania pytania czy faktem, że istniała odpowiedź, którą chciał usłyszeć. 

— Pomyślałam, że skoro chcesz ten dzień traktować zwyczajnie to spędzimy go tak, jak każdy inny — wyjaśniła Hermiona. — Zwłaszcza, że ostatnio mieliśmy do tego mało okazji. 

Twarz Snape’a w ułamku sekundy na nowo stała się pusta. Choć Hermiona starała się nie pokazać swojego zdenerwowania, z każdą chwilą czuła, że jej pewność siebie słabnie. Niestety postawiła cały swój plan na jedną kartę i nie miała już odwrotu. Przez kilka sekund, które ciągnęły się jak wieczność, jedyne na czym potrafiła się skupić to czarne oczy uważnie skanujące jej twarz.

Nie miała pojęcia, że brak emocji na twarzy Severusa nie był wynikiem niechęci ani zdenerwowania. To, co właśnie usłyszał zaspokoiło nowe, zupełnie nieznane dla niego pragnienie, którego pojawienie się kompletnie przeoczył. 

— Żadnych niespodzianek ani prezentów? — spytał w końcu, przekrzywiając nieco głowę, a Hermiona w przypływie ulgi zaśmiała się pod nosem. Pokręciła głową, widząc, że maska na marmurowym obliczu jej rozmówcy opada i mruknęła z rozbawieniem:

— Chyba, że wyśmienite towarzystwo się liczy.

Pierwszy raz tego dnia na twarzy Snape’a pojawił się grymas, który przypominał wyraz na kształt uśmiechu. Prychnął bezgłośnie, podchodząc bliżej kobiety i stanął naprzeciw niej, zmuszając, aby zadarła głowę. 

— Przyznaj po prostu, że się stęskniłaś — stwierdził. W cichym, niedużym pomieszczeniu niski głos mężczyzny wydawał się rezonować z niesamowicie potężną siłą. Zanim do Hermiony dotarło, że jego słowa to przytyk do jej własnego żartu, na jej policzkach zdążył wykwitnąć krwisty rumieniec. Wywróciła oczami, kręcąc pobłażliwie głową, a Snape zapytał: — Czego się napijesz? — Kiedy odwrócił się i ruszył w stronę ściennej gabloty, wzrok Hermiony zupełnie machinalnie uciekł ku jego szczupłej sylwetce. Przysiadła na kanapie, krzyżując nogi i chwilę wodziła wzrokiem po wąskich, proporcjonalnych ramionach skrytych pod czarną koszulą. Podciągnięte pod łokcie rękawy odsłaniały przedramiona, na których wyraźnie odznaczały się żyły, podobnie jak na wierzchach dużych dłoni. Było w tym coś fascynującego, wręcz hipnotyzującego, a na co do tej pory kompletnie nie zwracała uwagi. — Granger?

Podniosła wzrok, wyłapując wyczekujące spojrzenie ciemnych oczu, któremu towarzyszył kpiący uśmieszek. Merlinie. Dała się przyłapać jak gówniara.

— Nie przypominam sobie, żeby alkohol był częścią rutyny — mruknęła z przekąsem.

— Zaczął się weekend, jeśli umknęło to twojej uwadze — stwierdził kpiąco Snape i uniósł brew, widząc uśmiech w kącikach ust Granger. — Poza tym to, że zachowanie Minerwy nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia nie zmienia faktu, że i tak udało jej się zniszczyć normalność dzisiejszego dnia. Nie widzę zatem żadnego powodu, żeby odmówić sobie małego kieliszka.

Młoda gryfonka pokręciła z niedowierzaniem głową, a kosmyk włosów wysunął się zza jej ucha, na moment odwracając uwagę Severusa.

— Tak czułam, że to jej sprawka — mruknęła. Kolejne spojrzenie w stronę Snape’a uświadomiło jej że to był dokładnie ten moment, w którym nie powinna mówić nic więcej. To, że Severus sam zaczął ten temat nie znaczył, że musieli go kontynuować. Było o wiele więcej przyjemniejszych tematów na piątkowy wieczór, niż dziecinne zachowanie Minerwy, nawet jeśli do niedawna to ono było ich priorytetem. — Cóż. Skoro tak stawiasz sprawę, chętnie napiję się wina. 

 Fakt, że Hermiona nie miała dużego doświadczenia w relacjach z mężczyznami, nie znaczył, że była głupia. Nie urodziła się wczoraj, jak to zwykli mówić mugole. Czuła, że coś się między nimi zmieniło, a mimo to z pełną świadomością przyjęła od Severusa kieliszek z alkoholem. Zrobiła to, bo nie zamierzała na siłę zbaczać ze ścieżki, którą podążali tylko dlatego, że nadarzyła się okazja i była pewna, że pod tym względem ona i Snape byli tacy sami — mężczyzna udowodnił jej już kilkukrotnie, że jest na to zbyt honorowy. 

Miała oczywiście rację, choć zupełnie rozminęła się z uzasadnieniem. Z początku propozycja Hermiony nieco zirytowała Severusa — spodziewał się, że chcąc dać mu obiecaną normalność, zacznie obchodzić się z nim zbyt delikatnie. Zacznie zważać na każde słowo, na każdy gest, przez co stanie się nienaturalną karykaturą samej siebie dając mu dokładnie to, czego nie chciał. Granger po raz kolejny jednak zaskoczyła go swoją dojrzałością, biorąc sobie do serca jego życzenie z nadzwyczajnym jak na siebie wyczuciem. I to właśnie był powód, dla którego Snape nie zamierzał posuwać się ani o krok dalej. Przynajmniej nie tego wieczora. Zbyt szanował to, jakie poczyniła dla niego starania choć dobrze wiedział, że wcale nie musiała tego robić. Poczuł, że chce odpłacić się tym samym — choć coraz ciężej przychodziło mu niemyślenie o tym, co by z nią zrobił, gdyby tylko mu pozwoliła.

Znaleźli się w impasie aż niezręcznym w swojej normalności — doskonale wiedzieli, czego chcieli i choć nie było to póki co w ich zasięgu, żadne nie czuło z tego powodu goryczy zawodu. Spędzili resztę wieczora ciesząc się własnym towarzystwem, rozmawiając znów o błahych, przyziemnych rzeczach i delektując się odpoczynkiem od obowiązków i innych osób. Dokładnie tak, jak robili to niemal codziennie przez ostatnie tygodnie. 

Kończyli drugi kieliszek wina, kiedy z gramofonu, stanowiącego do tej pory idealne, wręcz niezauważalne tło, rozległa się znajoma melodia. Hermiona słysząc ją prychnęła i posłała porozumiewawcze, rozbawione spojrzenie w stronę Severusa, który uniósł brew, krzywiąc się nieco kpiąco. 

— Wygląda na to, że umknęła nam jedna tradycja — stwierdziła. Upiła ostatni łyk i odstawiła kieliszek na stół, zerkając na Snape’a. Ten zlustrował ją z pobłażliwym wyrazem twarzy i prychnął, kiedy wstała, wyciągając ku niemu dłoń.

— Co tam było o umniejszaniu cudzej inteligencji? — zakpił, a Hermiona zaśmiała się pod nosem i wywróciła oczami, słysząc jego uwagę. — Siadaj. Przecież wiem, że tego nie cierpisz. 

Kobieta, nieco zaskoczona jego słowami, uniosła powoli brew.

— To udawaj, że nie wiesz — odparła. 

Z satysfakcją zauważyła, że po chwili namysłu Severus podniósł się z fotela. Odstawił niedopity kieliszek na stół i podszedł powoli do Hermiony, nie odrywając od niej wzroku. Delikatnie ujął jej dłoń, jednak niespodziewanie kobieta poczuła, że pociągnął ją wyżej, ku swojej klatce piersiowej. Zamknął ją wewnątrz swojej, zimnej dłoni, drugą ręką obejmując jej talię. Przyciągnął jej ciało blisko swojego i poprowadził w rytm spokojnej, rytmicznej melodii nie pozwalając, aby kobieta odsunęła się od niego choć na pół cala. I mimo, iż nigdy wcześniej nie tańczyli w ten sposób, Hermiona nagle poczuła, że doskonale zna kroki. Jakby uczyła się ich całe życie. Przesunęła wolną dłoń wzdłuż ramienia mężczyzny i ułożyła ją na jego karku, czując, że przydługie włosy lekko łaskoczą jej skórę. Zerknęła na niego i uśmiechnęła się, kiedy na jego twarzy nie pojawił się żaden grymas, za to dłoń na jej talii nieco mocniej się zacisnęła.

Czasem niespełnione życzenia są dokładnie tym, czego człowiek potrzebuje najbardziej. Próbując za wszelką cenę pozostać w swojej strefie komfortu odbiera sobie szansę na nowe doświadczenia, myśląc, że nic go w życiu nie zaskoczy. W niektórych przypadkach wynika to z megalomanii, zbyt wysokiego mniemania o umiejętnościach przewidywania konsekwencji. Niekiedy wynika to ze strachu. W obu przypadkach wystarczy jednak mała iskra — jedno spojrzenie, jeden dotyk, jedno słowo — aby zniszczyć tę bańkę. Bańkę powstałą na kłamstwie i przeświadczeniu, że wszystko w życiu jest stałe, nawet niezmienność. Pod tym względem życie jednak przypomina hazard — nie zawsze uda się podjąć ryzyko i wyjść z tego zwycięskim. Jednak będąc tchórzem i tkwiąc w swoich zamkniętych przeświadczeniach, z góry staje się przegranym. Odbiera się samemu sobie szansę, nawet połowiczną, na osiągnięcie sukcesu. I choć było wiele rzeczy, które Hermiona i Severus mogli o sobie powiedzieć, to z pewnością nie to, że byli tchórzami.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 49Sojusz, Granger? – Rozdział 51 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 5 komentarzy

Dodaj komentarz