Na całe szczęście dla panny Granger, Ginewra Weasley miała dużo czasu wolnego pomiędzy sporadycznymi spotkaniami z Milesem i treningami z racji tego, że sezon sportowy oficjalnie rozpoczynał się dopiero w maju. Hermiona z ulgą odczytała list, który dostała na śniadaniu już następnego dnia i zdała sobie sprawę, że wraz z odpowiedzią młodszej koleżanki, sama stanęła przed trudnym pytaniem — czy chciała zwierzać się z prawdy na temat jej i Severusa, skoro wszystko i tak szlag trafił?
Miała wrażenie, że chce komuś powiedzieć; czuła mrowienie w opuszkach palców, które co jakiś czas przypominało jej o istnieniu takiego pragnienia i przeszkadzało w pracy, w czytaniu, w skupianiu się na rzeczach ważnych i potrzebnych. Zastanawiała się wtedy, jak miałaby wyjaśnić Ginewrze sytuację, w jakiej się znaleźli. Hej, słuchaj, właściwie to cały mój związek ze Snape’em to ściema, chociaż w sumie nie, bo sypiamy ze sobą i sama nie wiem, co to znaczy. Absurd. Komedia.
Taka była jednak jej rzeczywistość. Rzeczywistość, w której wyznanie prawdy Ginny wiązałoby się z a) wysłuchaniem tyrady o zatajaniu przed nią tego, o czym Harry wiedział od początku, a o czym Ron również powinien się dowiedzieć, b) rozczulaniem nad romantycznością całej sytuacji i słodkim zawodzeniem nad związkiem Hermiony i Severusa, c) uzyskaniem racjonalnych argumentów odnośnie możliwych rozwiązań ich sytuacji, czego Hermiona chyba po prostu nie chciała dostawać.
Wiedziała podświadomie, że po prostu wygodnie było jej trwać w takiej sytuacji — w której nie ciążyła na niej odpowiedzialność podejmowania żadnej decyzji. Zdawała sobie oczywiście sprawę, że taki stan rzeczy nie będzie mógł trwać wiecznie. Ona jednak musiała dojrzeć do jakiegokolwiek ruchu. I musiała to zrobić sama, bez udziału stronniczych opinii innych.
Pod koniec tygodnia Hermiona wpadła na pomysł jak poradzić sobie z uporczywymi zagwozdkami. Zebrała się i udała do biblioteki, odnajdując w zbiorach pani Pince zaledwie trzy tytuły, które w jakikolwiek sposób mogłyby naprowadzić ją na źródło choroby Severusa. Westchnęła, zabierając książki z powrotem do gabinetu mężczyzny, bo póki co, nie miała lepszego pomysłu gdzie rozpocząć poszukiwania. Specjalnie zaaranżowała swój plan zajęć tak, aby załatwić egzamin z samego rana i mieć wolny dzień na poświęcenie się temu zadaniu, czemu oddała się z niewypowiedzianą przyjemnością.
Snape’a zaskoczył fakt, że mimo iż on sam miał niewiele zajęć w piątki, kiedy wrócił do swoich kwater tego dnia, Hermiona już tam była. Rozłożona na jego kanapie w otoczeniu podręczników — Klasycznie, pomyślał — z nogami podwiniętymi pod siebie i zaciętą miną na skupionej twarzy. Prychnął soczyście, ściągając szatę i odwiesił ją przy drzwiach, a kobieta podniosła na niego pytające spojrzenie, nie odzywając się ani słowem. Ułożyła dłonie na książce, przyglądając się, jak wysoki czarodziej podchodzi do biurka, podwijając po drodze rękawy koszuli i westchnęła zrezygnowana, wiedząc, że jej skupienie na dziś właśnie się skończyło.
— Pomyślałby kto, że masz coś takiego jak praca i obowiązki — mruknął nieco kpiąco Severus, odkładając na blat niewielki stos dokumentów, z którym przyszedł.
— Albo umiejętności zarządzania czasem — odgryzła się Hermiona, poprawiając ścierpnięte nogi.
Mężczyzna podszedł bliżej kanapy, sięgając z obojętną miną jeden z tomików leżących na wolnym miejscu i w ciszy przewertował pierwsze strony lektury. Zmarszczył brwi, orientując się, że dotyczą mugolskich chorób układu nerwowego, a młoda gryfonka od razu dostrzegła jego minę i mruknęła:
— W bibliotece nie było zbyt wiele książek na ten temat, ale jutro jestem umówiona z Ginny, więc poszukam czegoś w Londynie. — Ciemne oczy zlustrowały badawczo jej sylwetkę, ale kobieta nie popatrzyła na Snape’a i kontynuowała pod nosem: — Spotykam się też z Whitlockiem.
— Po co? — wyrwało mu się pytanie, choć podejrzewał, że znał odpowiedź.
Hermiona uniosła na niego spojrzenie, w którym dostrzegł cień determinacji.
— Chcę dowiedzieć się, czy zna kogoś, kto może ci pomóc — odparła.
Ku jej zaskoczeniu, reakcja Severusa była nadzwyczajnie prosta — skinął głową, taksując jej twarz w milczeniu i oddał jej książkę, wracając do biurka. Hermiona uśmiechnęła się, zbierając wszystkie trzy tomy i wstała, mówiąc:
— Pójdę już. — Zerknęła na Severusa, który nie odwrócił się w jej stronę, szperając w rzeczach na swoim biurku i dodała: — Może chociaż w swoim gabinecie będę mogła się skupić.
— Usiądź — powiedział nagle Snape kompletnie beznamiętnym tonem, któremu kobieta czuła, że nie może się sprzeciwić. Zmarszczyła brwi, siadając z powrotem na kanapie i nie odrywając spojrzenia od wysokiej sylwetki obserwowała, jak Severus odwraca się w jej stronę. — Nie przeszkadzaj sobie. I tak mam coś do zrobienia.
Jej wzrok zupełnie mimowolnie zsunął się wzdłuż szczupłego ciała, szybko powracając jednak do zerkających na nią ciemnych oczu. Uśmiechnęła się, kiwając głową na znak zgody i zacisnęła mocniej ramiona na trzymanych książkach. Wróciła do poprzedniej pozycji, podkurczając nogi na kanapie, a w czasie, kiedy rozłożyła lekturę, Snape zasiadł za biurkiem, w absolutnej ciszy pogrążając się w analizie pisma z Ministerstwa dotyczącego tegorocznych wytycznych OWTM-ów. Czekało na niego identyczne pismo w sprawie SUM-ów, ale z racji, iż były nieco mniej ważne, musiał odłożyć je na później. Tak jak pogrążoną w skupieniu Hermionę, zaczytaną przy herbacie, która dawno temu zdążyła wystygnąć.
Powinien był to skończyć — wiedział o tym. Pozwoli jej przyzwyczaić go do siebie, a potem wyjedzie, zostawiając po sobie gorzkie rozczarowanie tym, że jednak nie jest mu dane szczęśliwe zakończenie. Choć póki co, słodycz jaką niosły ze sobą ochocze usta Granger wynagradzała mu kwaśną perspektywę przyszłości. Nie spodziewał się, że z czegoś tak niewinnego, z czegoś, co uszyte było grubymi nićmi kłamstwa, rozwinie się burzliwy romans; czego nie mógł już dłużej nazywać inaczej.
Zorientował się, że w jeszcze jednej sprawie Hermiona miała rację — wyśmiałby każdego, kto powiedziałby mu rok, nawet pół roku temu, że niemal co wieczór będzie kończył w łóżku; bądź na kanapie, komodzie, biurku czy w łazience; ze swoją byłą uczennicą jęczącą jego imię, kiedy brał ją jakby jej za to płacił. Sama tego chciała, a on nie miał absolutnie żadnego powodu, by odmówić jej prośbom. Początkowo nie był pewien, na ile może sobie pozwolić, ale dość szybko zrozumiał, że Hermiona Granger nie była już niewinną, naiwną nastolatką, ale dorosłą, doskonale zdającą sobie sprawę ze swoich atutów i pragnień kobietą. Wiedziała czego chce, wiedziała, jak to dostać i jak odwdzięczyć się, utwardzając sobie grunt, aby Severus każdy kolejny raz poświęcał coraz mniej myśli na podjęcie decyzji o wzięciu jej sobie na własność.
Widział przy tym, że brnęła w to wszystko o wiele bardziej, niż on. Choć nie chciał poruszać z nią tego tematu, ciekawiło go, jakie myśli kryją kasztanowe loki, czego kobieta chce, czego oczekuje. Nie wiedział, jak zmusić ją, aby mu to wyjawiła i w pewnej chwili po prostu odpuścił, wiedząc, że jeśli ma się tego dowiedzieć, nie zrobi tego na siłę. W tej jednej kwestii chciał być delikatny, chciał podejść do niej tak, jak ona podchodziła do niego — ostrożnie, czekając na odpowiedni moment.
Odetchnął, kiedy cały sobotni dzień mógł w samotności poświęcić się absolutnemu lenistwu. Czuł, że ostatnie tygodnie spędził przeciążając swój organizm, zarówno psychicznie, zawodowo, jak i fizycznie. Hermiona była młoda i wymagała od niego dużo uwagi w sprawach, w których zdrowie odgrywało ogromną rolę, co tylko utwierdziło Severusa w słuszności porzucenia prób powstrzymania jej przed kontaktem z lekarzem. A fakt, że widziała go, kiedy był najsłabszy, dodatkowo odcisnął na jego dumie wyraźny odcisk, którego nie mógł się pozbyć i którego powstanie wolał przeżyć w samotności.
~
Drzwi przytulnej kawiarni otworzyły się, poruszając niedużym dzwonkiem zaczepionym przy górnej framudze, a rudowłosa kobieta wpadła do środka i entuzjastycznie podeszła do stolika, przy którym czekała na nią przyjaciółka.
— Szczerze liczyłam na jakieś wieczorne wyjście, wiesz, knajpy i te sprawy, ale kawa też może być — zaśmiała się wesoło Ginny, siadając na krześle naprzeciwko Hermiony, a ta natychmiast obrzuciła ją pobłażliwym spojrzeniem, kręcąc lekko głową.
— Wystarczy mi ten jeden raz, dziękuję bardzo — prychnęła kwaśno w odpowiedzi, wywracając oczami, a młoda panna Weasley, która rozebrała płaszcz i przewiesiła go przez oparcie swojego siedzenia, popatrzyła na nią z wyrzutem.
— Hej! — żachnęła się obrażona. — Żadnego wypominania. To naprawdę nie moja wina, że nie umiecie się bawić.
To nie tak, że nie umieli — ale poświęcając nastoletnie lata na walkę z potężnym czarnoksiężnikiem, Złota Trójca tak naprawdę nie miała możliwość poznać wszystkich aspektów dojrzewania. Po wojnie rozbici długo szukali jakiegoś celu w swoim życiu, powoli adaptując w rzeczywistości, gdzie nic im nie grozi i są bezpieczni. A kiedy wszystko zaczynało się układać, Ginny wyciągnęła ich na Pokątną; zgodzili się z kompletnej głupoty, przytakując pompatycznym słowom najmłodszej z towarzystwa rudowłosej latorośli Weasleyów i wszyscy pożałowali tego następnego dnia, zarzekając się, że nigdy więcej nie dadzą się omamić obietnicom Ginewry. Hermiona upiła się wtedy w jakimś dusznym, ciemnym barze, do końca życia chyba mając pamiętać bezsenne godziny, wirujący sufit i chrapiącego obok Ronalda, którego dłoń przygniatała jej brzuch całą noc, przyprawiając o nieustanny dyskomfort.
— Martwię się tą rozprawą, Ginny — powiedziała nagle.
Młodsza gryfonka zmarszczyła brwi, poważniejąc i przyjrzała się jej badawczo.
— Wiem — odparła. — Chyba każdy zastanawia się, co powiedzieć.
Orzechowe oczy skierowały się na rudowłosą postać, orientując się, że kobieta ma rację. Sam powrót do wspomnień nie stanowił takiego problemu, jak ich uważne wertowanie w poszukiwaniu tych fragmentów, które miały pomóc młodemu ślizgonowi odzyskać wolność. Możliwość selekcji jednak wymagała od niej powrotu do wszystkich, nawet tych najdrobniejszych wydarzeń z przeszłości.
— To trochę przykre — stwierdziła nagle Hermiona. — Wyobraź sobie, jak on musi się czuć.
Ginewra nie od razu zrozumiała, co jej rozmówczyni ma na myśli i popatrzyła na nią nieco zdezorientowana. Niespodziewanie obok stolika pojawiła się kelnerka, na moment odwracając uwagę rudowłosej Weasleyówny. Kobiety zamówiły kawy i ciastka, nie żałując sobie słodkości z okazji rzadkich spotkań, przez moment zapominając o powodzie, dla którego umówiły się na Pokątnej.
— Co miałaś na myśli? — zapytała w pewnej chwili Ginny, zerkając ponad bitą śmietaną na Hermionę pałaszującą ciastko malinowe. Starsza gryfonka zmarszczyła pytająco brwi, odkładając widelczyk na podstawkę. — Mówiłaś, że nie wyobrażasz sobie jak on się czuje.
— Draco — powiedziała od razu Hermiona. Zamilkła na moment, obejmując dłońmi wysoką szklankę z mleczną kawą i zmarszczyła mocno czoło. — Wszyscy teraz wspominają jego życie, nieświadomie robiąc mu rachunek sumienia. — Rudowłosa czarownica skrzywiła się, a jej usta zacisnęły w cienką linię, kiedy bezwiednie przytaknęła słowom przyjaciółki. — Myślisz, że żałuje?
— Myślę, że on sam zrobił sobie rachunek sumienia i jest świadomy, w jakiej jest sytuacji — mruknęła. — Nie ma co się oszukiwać, nawarzył sobie piwa i przyszła pora, żeby je wypił.
Tylko dlaczego musiało to wymagać od Hermiony tak wiele? Bo przysięgała przyjaźń Harry’emu, a dla niego znaczyło to więcej, niż jego własne życie. Dopiła kawę i zjadła deser, który jednak nie osłodził goryczy sytuacji — dopiero zmiana tematu przez młodszą z kobiet pomogła.
Ginny opowiedziała Hermionie o Milesie i spotkaniach, które Molly prześmiewczo nazywała schadzkami. Droczyła się z córką, że ta zachowuje się jakby wybranek jej serca był co najmniej żonaty, a ona ukrywała się niczym sekretna kochanka. Ku swojemu zaskoczeniu szatynka dowiedziała się, że matka Ginny wcale nie była tak daleka od prawdy, jak się mogło wydawać — Miles nie był co prawda żonaty, ale jak się okazało, miał dziewczynę. Nie układało się im jednak i mężczyzna planował rozstanie, a Ginewra zachowała się honorowo i postanowiła nie wplątywać się w romans z zajętym facetem do czasu, kiedy ten nie rozwiąże spraw z obecną partnerką. Wystarczająco źle czuła się z tym, że pozwoliła sobie ulec zauroczeniu do czarującego i charyzmatycznego dziennikarza.
Hermionie ulżyło, że mogła wygadać się komuś ze wszystkich swoich zmartwień i obaw. Ginewra co prawda nie usłużyła jej radą, ale gryfonka zdała sobie sprawę, że wcale tego nie potrzebowała — zrzuciła ciężar z ramion, wiedząc, że wszystkie rozwiązania, jakie mogłaby dostać, sprowadzałyby się do jednego. Wykonania przez nią jakiegoś działania.
Pożegnawszy przyjaciółkę, wylewnie przy tym dziękując jej za przybycie na spotkanie, Hermiona udała się do księgarni w poszukiwaniu książek o tematyce chorób układu nerwowego. Nie miała pojęcia jak zacząć szukać, gdzie patrzeć za wskazówkami, ale wiedziała, że musi zrobić cokolwiek. Szybko jednak okazało się, że księgarnie na Pokątnej nie posiadały tytułów, które miałyby jej jakkolwiek pomóc. Zdeterminowana kobieta udała się do znajomego punktu deportacyjnego w niedużym, wąskim zaułku, pod ogromnym, palącym się bladym światłem szyldem sklepu obuwniczego i teleportowała się do Londynu. Chciała skorzystać z wizyty u Whitlocka i zahaczyć o mugolską księgarnię, podejrzewając, że tam jej szanse na znalezienie naukowych tekstów wzrosną diametralnie.
Uzdrowiciel przyjął ją dosłownie na moment, ale więcej nie było jej potrzeba. Zajęty lekarz wysłuchał jej podejrzeń, upewniając ją w jej przypuszczeniach — wyniki badań, które otrzymał podczas ostatniego badania Severusa wykazały zerową aktywność tkanek wokół rany podczas ataku bólu, a samo badanie rady wykazało, że jest ona w dobrym stanie fizycznym nie powinna sprawiać dyskomfortu. Hermiona podziękowała mu, pytając, czy zna kogoś specjalizującego się w dziedzinie, która mogłaby zająć się dolegliwościami Snape’a i o dziwo usłyszała pozytywną odpowiedź. Uzdrowiciel zapisał jej na odwrocie swojej wizytówki adres lekarza, z którym miał okazję kiedyś pracować, zapewniając przy tym, że Hermiona nie ma wiele do stracenia i równie dobrze może próbować warzyć ziołowe eliksiry. Co było dokładnie jej planem.
Zgodnie z planem również odwiedziła ogromną, londyńską księgarnię, w której już na wejściu zrozumiała, że znajdzie coś wartościowego. Skierowała się do działu „medycyna”, z zachwytem oglądając pełne białych okładek półki. Wzrokiem wertowała grzbiety książek, odnajdując w końcu segment z interesującymi tytułami i od razu złapała jeden, a na jej ustach wykwitł szerszy uśmiech.
Do kasy szła z naręczem niemal pół tuzina tomów i podręczników, zadowolona od ucha do ucha, wzrokiem omiatając jeszcze wystawkę przy ladzie. Zapłaciła, wróciła do Hogwartu i stwierdziła, że była szczęśliwa — zrozumienie, że nie potrzebowała wsparcia, a jedynie odwrócenia uwagi i zrzucenia z siebie ciężaru emocji, pomogło jej uspokoić się i nie bać tego, co się nieuchronnie zbliżało.
— Dobry wieczór — mruknęła, uśmiechając się do Severusa, który podniósł na nią wzrok, kiedy przekroczyła próg jego gabinetu. Mężczyzna zlustrował ją przeciągłym spojrzeniem, unosząc zaczepnie brew i zapytał:
— To życzenie czy stwierdzenie?
Hermiona uśmiechnęła się szerzej.
— Jedno i drugie — odparła, odwieszając płaszcz i ściągnęła buty, podchodząc bliżej biurka, za którym siedział Snape, którego kobieta zastała przy pracy. Wodził za nią wzrokiem, ale nie miał w planach rozpraszać się od tego, co robił; zbyt długo to odkładał. Chwila przerwy jednak nigdy jeszcze mu nie zaszkodziła.
— Rozumiem, że plany poszły po twojej myśli — mruknął, wymownie zerkając z uniesioną brwią na ramię Hermiony, w którym pojawiły się wyjęte z torebki książki.
— Owszem — przytaknęła szybko kobieta, podchodząc z zakupionymi lekturami do gabloty, którą oddał jej Severus. — Kupiłam kilka książek, które przeczytam w wolnej chwili i kto wie… może coś tam znajdę. — Hermiona zerknęła przez ramię na siedzącego za biurkiem mężczyznę i chwilę wpatrywała się w jego sylwetkę bez słowa. — Mam też kontakt do lekarza, który może ci pomóc — dodała, kiedy Snape odchylił się na fotelu. Oderwała wzrok od jego torsu i ustawiła dwa ostatnie tomiki na szafce obok reszty swoich rzeczy, powoli zbliżając się do biurka.
Wyciągnęła z torebki wizytówkę, którą położyła na zgrabnym stosie sprawdzonych egzaminów, a ciemne brwi zmarszczyły się nad beznamiętnymi oczami. Severus niespodziewanie skinął głową i pochylił się ku kobiecie, opierając przedramiona na blacie drewnianego mebla.
— Zanim zaczniesz swoje fascynujące poszukiwania, chciałbym gdzieś cię zabrać — powiedział, świdrując ją spojrzeniem.
Hermiona uśmiechnęła się całkowicie odruchowo i uniosła pytająco brew.
— Na randkę? — zapytała, a Snape prychnął pod nosem, co wyłącznie bardziej ją rozbawiło.
— Jeśli musisz nazywać rzeczy po imieniu — stwierdził kpiąco.
Nie musiała, ale spodobała się jej taka myśl. Kobieta zlustrowała nonszalancko nachylającego się ku niej czarodzieja i spytała:
— To dokąd idziemy?
Jakby naprawdę liczyła, że dostanie odpowiedź. Severus ściął ją wymownym wzrokiem, a niewysoka szatynka jedynie wywróciła oczami w odpowiedzi. Zrobiła krok w stronę łazienki, kiedy usłyszała:
— Idź umyj ręce, a potem się dowiesz.
Zatrzymała się w półkroku, teatralnie wściekle obrzucając Snape’a morderczym spojrzeniem. Nie skomentowała w żaden sposób, że właśnie to zamierzała zrobić, a on nie musiał mówić jej, co powinna robić — choć ton, z jakim wypowiedział te słowa zdecydowanie jej się podobał i wycisnął na pełnych ustach zuchwały uśmieszek.
Severus zaciągnął ją aż na siódme piętro, zaskakując tym, że cokolwiek chciał jej pokazać, znajdowało się tak blisko miejsca, w którym mimo wszystko mieszkała prawie siedem lat. Zerkała na niego ciekawsko, kiedy z chełpliwym wyrazem na twarzy prowadził ją ku zachodniemu skrzydłu i zwolniła, kiedy znaleźli się przy wejściu na Wieżę Gryffindoru. Zatrzymała się całkiem w pewnej chwili, spoglądając na Severusa z rozbawionym pytaniem wymalowanym na twarzy, ale mężczyzna nie powiedział ani słowa, wciskając dłonie do kieszeni spodni i odwrócił się na pięcie, mijając portret Grubej Damy.
Podążyła za nim, bo zaintrygował ją fakt, co młody Severus Snape odkrył w Wieży Domu Lwa i jaki ciąg wydarzeń do tego doprowadził. Domyśliła się, że podobnie jak klasę Pomony, Severus poznał tajemnicę siódmego piętra podczas swoich młodzieńczych, bądź nastoletnich lat w Hogwarcie i naprawdę ciekawiło ją, czym owa tajemnica była.
— Powiesz mi, proszę, dokąd idziemy? — zapytała, a wysoki czarodziej zatrzymał się niespodziewanie.
Hermiona podążyła za jego spojrzeniem, nie widząc jednak nic poza pustą, gołą ścianą.
— Nie wyjdę nigdy z podziwu, jak byłaś w stanie spędzić tu tyle lat i nie znać tych wszystkich miejsc — mruknął Severus, podchodząc bliżej ściany w zaułku korytarza w najdalej wysuniętej na zachód części zamku.
— Miałam ciekawsze rzeczy do roboty będąc uczniem — odgryzła się Hermiona, krzyżując ramiona na piersi. — A ty w jaki sposób znalazłeś cokolwiek znajduje się tak daleko od lochów?
Snape zlustrował drobną czarownicę przeciągle i mocno zacisnął dłonie wciśnięte w ciepły materiał kieszeni. Podszedł do niej, stając naprzeciw i zerknął w dół, odnajdując jej pytające, ale i wyczekujące cierpliwie spojrzenie.
— Z tego co rozumiem, zdajesz sobie sprawę, że byłem dość… prześladowanym nastolatkiem — stwierdził niespodziewanie.
Hermiona zamarła na moment, marszcząc mocno brwi, ale przytaknęła po krótkiej chwili, widząc, że Severus najwyraźniej oczekuje potwierdzenia.
— Tak — powiedziała cicho. — Słyszałam historie.
Ciemne oczy ześlizgnęły się po jej sylwetce, mierząc wzrokiem ciepły, popielaty sweter i proste spodnie, które — choć absolutnie normalne — jakoś gryzły się z dotychczasowym obrazem Hermiony w jego głowie. Sentymenty, prychnął w myślach Snape.
— Więc możesz domyślić się, że dręczony dzieciak jest zdesperowany w poszukiwaniu samotności — odparł. — Ucieczki.
Gryfonka zrozumiała, w jakich okolicznościach mężczyzna znalazł miejsce, którym teraz chciał podzielić się z nią i przełknęła ślinę. Obserwowała, jak szczupłe ciało znika nagle w wyrwie, która najwyraźniej znajdowała się za palisadą na środku korytarza i zaskoczona zrobiła krok do przodu.
— Chodź — usłyszała zza wystającego kawałka betonowego muru i podeszła bliżej, zerkając niepewnie na dziurę w ścianie. — Nie każ mi się powtarzać, Granger.
Jego zimny, stłumiony głos podziałał na nią jak spławik. Oglądnęła się przez ramię, upewniając się, że nikt jej nie widzi i wsunęła się w wąską przerwę pomiędzy ścianą, a wspornikiem. Zadarła brodę, uchylając z fascynacją usta i zaśmiała się urywanie pod nosem.
— Ciszej — upomniał ją głos Severusa dochodzący z przenikliwie ponurej dziury prowadzącej w głąb ścian zamku. Hermiona zmarszczyła ponownie brwi, robiąc krok w stronę wysokiego przejścia i poczuła, że w kompletnej ciemności jej ciało odnajdują sztywne, dobrze znane palce. Dała poprowadzić się po omacku, moment później wychodząc na niewielką, ale strzelistą klatkę schodową i zadarła spojrzenie, przyglądając się jej szczytowi.
— Co tam jest? — zapytała, ale kiedy zerknęła na Snape’a, dostrzegła jedynie jego unoszącą się pobłażliwie brew.
Wejdź sama i się przekonaj, mówiło jego spojrzenie, którego siła na moment przytrzymała ją w miejscu. Hermiona uśmiechnęła się, wymownie kiwając głową i zerknęła ponownie na szczyt wysokich, krętych schodów. Wspięła się po nich, aż w końcu zobaczyła jaśniejsze, bardziej wyraziste źródło światła i podtrzymała się mocno, wychodząc na stabilną posadzkę.
— Och — sapnęła.
— Idealne miejsce dla takiego szczura, jakim wtedy byłem — mruknął Severus, kiedy wyszedł po schodach i stanął na środku wieży, w której się znaleźli.
Tajne przejście prowadziło do jednej z małych, wysuniętych na zachód wieżyczek, które dostrzec można było z każdej strony Hogwartu — z błoni, boiska, nawet spod chatki Hagrida widać było najwyżej położone części zamku, przy których dobudowano nieduże, liczne baszty. Hermiona przeszła w poprzek okrągłego pomieszczenia pod okno, które imitowała wyrwa w murowanej ścianie i zapytała:
— Ukrywałeś się tu?
Jej głos złamał mu serce. Severus popatrzył na zerkającą na niego kobietę i jej smutne, choć pełne zainteresowania oczy. Nie odpowiedział od razu, odwracając się od młodej szatynki i podchodząc do niewysokiej okiennicy.
— Głównie się uczyłem — powiedział. — Tu nikt mnie nie szukał, jestem pewien, że nikt nawet nie wiedział o wejściu na tę wieżę.
— Też jestem tego pewna — wtrąciła cicho Hermiona.
Podeszła bliżej Snape’a, stając z nim ramię w ramię i zerknęła za wyrwę w murze, na moment uchylając usta w zachwycie. Z wysokiej części zamku, w której się znajdowali, mogli zobaczyć niemal całe jezioro oraz wyspę na jego środku, a także las oddzielający część błoni od kamienistej plaży. Westchnienie ugrzęzło w jej gardle, kiedy wzrok obojętnie prześlizgiwał się po elementach krajobrazu w końcu kierując w bok, na zapatrzonego przed siebie Snape’a.
— Wracają czasem do ciebie te wspomnienia? — zapytała nagle, a ciemne oczy od razu odnalazły jej spojrzenie. — Po tylu latach… masz czasem dni, że wciąż cię nawiedzają? Jakby to wszystko… wydarzyło się wczoraj?
Snape zmarszczył brwi, nie do końca wiedząc, w jakie słowa ubrać swoją odpowiedź. Chwilę przyglądał się przemykającej przez twarz młodej kobiety niepewności, aż w pewnej chwili odwrócił się, kładąc ramiona na zimnym, kamiennym murze.
— One nigdy nie odchodzą, Granger — powiedział w końcu. — Nie ma sposobu, żeby się ich pozbyć. Możesz je tłumić, sprawić, że wyblakną, aż zupełnie o nich zapomnisz. Ale potem… — Mężczyzna niespodziewanie zamilkł, mocniej się krzywiąc, a Hermiona obserwowała tężejący profil w absolutnym milczeniu. — W końcu zawsze do ciebie wrócą. Choćbyś robiła wszystko, żeby temu zapobiec.
Jasne oczy ześlizgnęły się po sylwetce Severusa i skierowały na rozpostartą przed nimi taflę Czarnego Jeziora, omiatając z chciwością jej majestat i spokój. Młoda gryfonka zastanawiała się, czy naprawdę nie jest w stanie w żaden sposób pomóc sobie z bolesnymi wspomnieniami, poza zwyczajnym stawieniem im czoła. Nawet w szpitalach podają znieczulenie, do jasnej cholery, pomyślała kwaśno.
— Poza tym, to tylko wspomnienia, wiesz? — dodał nagle Snape, a Hermiona obróciła głowę i zadarła na niego pytające spojrzenie. — Nie mogą cię skrzywdzić. — Gęste, ciemne brwi ściągnęły się ku sobie, kiedy mężczyzna zerknął na nią w końcu i mruknął: — To się już stało. Skończyło. Nie ma żadnego powodu, żeby to przeżywać i dodawać niepotrzebnego dramatyzmu.
Nikły uśmiech na ustach Hermiony wynagrodził mu gorycz, jaką czuł na końcu języka po wypowiedzeniu kilku pocieszających słów, których jednak kobieta najwyraźniej potrzebowała, bo opadła na jego ramię, wzdychając ciężko pod nosem.
— Nie zamierzam się nad sobą użalać — sarknęła nieco złośliwie, a Snape wywrócił oczami, domyślając się, że dokładnie tak odbierze jego słowa.
— Nie twierdzę, że to robisz — powiedział gorzko. — I domyślam się, że rozmowa z Ginewrą w tym pomogła.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, opierając zmęczoną głowę na ramieniu wysokiego czarodzieja i wyciągnęła ramiona na kamienny parapet, łącząc dłonie przed sobą. Bezwiednie obróciła w palcach pierścionek zaręczynowy, a Severus chwilę przyglądał się tym ruchom, marszcząc jedynie brwi.
— Upewniłam się tylko, że sama muszę sobie poradzić ze swoją głową — odparła gryfonka. Severus niemal prychnął, dostrzegając jednak kątem oka, że młoda kobieta odwraca się do niego nagle i posyła mu nieco bardziej wyzywający uśmiech. — I jest coś, co chciałabym zrobić, żeby sobie w tym pomóc.
— Tutaj? — zapytał z przekąsem Snape, teatralnie rozglądając się po niewielkiej, zimnej wieży. — Wyobrażam sobie, że ciężko byłoby znaleźć wygodną pozycję, ale skoro nalegasz…
Poczuł drobną, zaskakująco silną pięść uderzającą jego zdrowe ramię i syknął, obrzucając teatralnie zgorszoną Hermionę przelotnym spojrzeniem.
— Nie jestem przekonana, czy publiczne przestrzenie sprzyjają odpowiedniej atmosferze — stwierdziła zaczepnie, szybko jednak poważniejąc. — Whitlock powiedział, że można spróbować doraźnie uwarzyć eliksir, którego bazą są wyłącznie zioła. Ale potrzebuję twojej pomocy, żeby tego nie spieprzyć.
Severus zmarszczył brwi, słysząc przekleństwo w przejętym tonie Granger.
— A co z twoimi poprzednimi projektami? Na przykład to twoje pióro leleka? — zapytał nieco pobłażliwie, a młoda kobieta machnęła obojętnie ręką.
— Mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie, niż jakieś głupie pióro — odparła.
Znów odpowiedziała jej cisza i przeciągłe, przyprawiające o dreszcz spojrzenie. Wysoki mężczyzna przed nią nie poruszył się, taksując bez słowa jej zaróżowioną twarz i po chwili skinął głową, a na ustach Hermiony pojawił się słaby, wdzięczny uśmiech.
Kobieta kątem oka spostrzegła, że promienie wieczornego słońca odbijają się od ciemnej, statecznej tafli jeziora i rzucają rażące, jaskrawe refleksy w ich stronę. Odwróciła głowę, obserwując w ciszy powoli zachodzącą za horyzont ognistą gwiazdę i zamrugała, kiedy ostatnia smuga światła niespodziewanie ją oślepiła.
— Dziękuję, że mnie tu zabrałeś — powiedziała w pewnej chwili, odwracając wesołe spojrzenie na Snape’a.
Mężczyzna prychnął pod nosem, przypatrując się wciąż beznamiętnie bezgranicznej otchłani jeziora.
— Potrzebowałem odetchnąć. Pomyślałem, że też skorzystasz.
Zerknął przez ramię na wpatrzoną w niego Hermionę i uniósł brew, widząc, że uśmiechnęła się szerzej. Naprawdę była piękna. Każdego dnia nie mógł wyjść z podziwu, że tak atrakcyjna kobieta czaiła się w zakamarkach jego życia do tej pory niemal przez niego ignorowana, mając przy tym do zaoferowania o wiele więcej, niż Severus początkowo przypuszczał. O wiele więcej, niż mógł w ogóle sądzić.
— Chodź — mruknął Severus. — Bo noc nas zastanie i znowu nie skończysz tego, co sobie zaplanowałaś.
Hermiona wywróciła oczami, śmiejąc się pod nosem i pozwoliła wyprowadzić się z wieży, zostawiając pogrążające się powoli w ciemności niewielkie schronienie za plecami, na których od razu ułożyła się sztywna dłoń Snape’a. Kobieta zeszła po krętych, wysokich stopniach i zerknęła kątem oka na wysokiego czarodzieja, który dał jej głową znać, aby kontynuowała wędrówkę. Wyszła posłusznie na korytarz, czekając, aż ciemnowłosy czarodziej do niej dołączy i w milczeniu ruszyła za nim do pracowni eliksirów.
— Będę szczerze zaskoczony, jeśli to zadziała — stwierdził Snape, kiedy przyglądał się Hermionie sięgającej z zaplecza pracowni kolejne fiolki.
— Ja też — mruknęła kobieta. — Nie chce mi się wierzyć, że to mogłoby być takie proste… — Wyszła z magazynku, odkładając naręcze przyrządów na blat stanowiska i zerknęła na nie przeciągle. — Ale jeśli tak, to utwierdzę się w przekonaniu, że prokrastynacja naprawdę w niczym nie pomaga.
Mężczyzna prychnął pod nosem, obserwując gryfonkę skrupulatnie przygotowującą miejsce do pracy i skrzyżował ramiona na piersi.
— Wiesz, że można robić obie te rzeczy naraz — powiedział pod nosem, dostrzegając kątem oka ukradkowe, pytające spojrzenie. — Wybierać najprostsze rozwiązania i rozmyślać nadmiernie nad ich słusznością.
Hermiona przez moment wpatrywała się bez ruchu w Severusa, mierząc spokojnym wzrokiem szczupłą sylwetkę opartą o murowany filar.
— Ironiczne, prawda? — zapytała w końcu i ułożyła kociołek na palniku, zapalając pod nim niewielki płomień. — Mam składniki tylko na bazę. Jutro przejdę się do Hagrida i poproszę go o zioła do wywaru.
Ciemne oczy w skupieniu śledziły precyzyjne ruchy szczupłych dłoni, które odmierzyły dwie uncje składnika zasadniczego, a następnie napełniły naczynie wodą.
— Z wyczuciem — upomniał ją Snape, kiedy przelewała zawartość niewielkiego dzbanka do żeliwnego kociołka, pod którym cicho buchał ogień. — Cały sens zalewania rozgrzanego żelaza wodą jest w powstaniu pary, a ty robisz to w tempie, w którym nie stworzy się jej wystarczająco dużo.
— Wybacz — mruknęła pod nosem Hermiona, podciągając ciężkie naczynie w ramionach. Severus podszedł bliżej, stając za nią i choć obiecywał sobie, że nie przyłoży ręki do pomocy Granger, wsparciem siłowym najwyraźniej zmuszony był być. — Poradzę sobie — fuknęła z rozbawieniem kobieta, kiedy poczuła, że silna dłoń wsparła dzbanek, odciążając jej ramiona.
Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a mimo to nie odsunął się, wsuwając rękę nieco bardziej pod ramię Hermiony, która zastygła na moment, czując jego ciało blisko swojego. Odwróciła głowę, nie szukając jednak jego wzroku, a Snape dostrzegł krnąbrny uśmieszek na jej ustach.
— Nie pochlebiaj sobie. Jestem zdziwiony, że w ogóle go uniosłaś — stwierdził, przechylając naczynie i wylał końcówkę wody do kociołka.
— Nie byłeś taki odważny, jak ostatnio cię znokautowałam — przypomniała obrażonym tonem kobieta, odbierając pusty dzban od wysokiego czarodzieja, który gorzko prychnął słysząc jej słowa.
— Mocne słowa, jak na kogoś, kto ledwo odrasta od ziemi — zakpił.
Uchylił się, kiedy szmatka trzymana do tej pory przez Hermionę wystrzeliła w jego stronę. Zerknął karcąco na młodą gryfonkę, na twarzy której pojawił się przepraszający, podszyty szczerym rozbawieniem uśmiech i podniósł ścierkę, odkładając ją na blat.
— Lepiej zacznij mieszać — powiedział, wymownie unosząc brew i kiwnął głową w stronę parującego kociołka. Hermiona szybko sięgnęła po drewnianą szpatułkę i nerwowo przemieszała wywar pięć razy zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara. — Złap ją obiema rękami — zasugerował Severus, wywracając oczami na pytające spojrzenie swojej rozmówczyni. — Człowiek chce dobrze, a kończy się jak zawsze.
Odszedł kilka kroków w tył, opierając się biodrami o blat sąsiedniego stanowiska i kontynuował przyglądanie się pracy młodej nauczycielki w absolutnej ciszy, krzyżując ramiona na piersi w oceniającej pozie. Spodobała mu się jednak perspektywa, z jaką się spotkał i zapatrzył się na lekko odsłonięty dekolt Hermiony, kiedy ta pochyliła się nad blatem, siekając korzeń mandragory. Niespodziewanie orzechowe oczy uniosły się, odnajdując jego spojrzenie, a kobieta uniosła brew, bez słowa komentarza taksując jego twarz.
Kiedy baza cicho gotowała się na stanowisku, przygotowana w akompaniamencie soczystych komentarzy Severusa i cichych, pobłażliwych śmiechów Hermiony, kobieta zajęła się sprzątaniem, kątem oka zerkając na wysokiego czarodzieja.
— Nie patrz tak na mnie, to nie był mój pomysł — prychnął wymownie.
— Nie sposób odmówić ci spostrzegawczości, Severusie, ale czasem rozczula mnie, jak usilnie myślisz, że masz rację, kiedy zwyczajnie się mylisz — odparła słodko Hermiona. Jej podśmiechiwania się poirytowały mężczyznę, który fuknął niezadowolony pod nosem i powiódł wzrokiem za drobną szatynką, kierującą się do kantorka. — Sama zrobiłam ten bałagan, to sama go posprzątam. Wypiłabym też sama eliksir, ale obawiam się, że nie przyniesie to oczekiwanych rezultatów… co najwyżej niepożądane.
Snape wywrócił oczami. Miał ochotę nawtykać jej za aroganckie słowa i bezczelną wręcz postawę, ale zdał sobie sprawę, że nie może tego zrobić — bo zwyczajnie go to kręciło. Drobna, niepozornie wyglądająca kobieta podważała jego autorytet i władzę w sposób, który sprawiał mu niesamowitą przyjemność, być może dlatego, że do tej pory to on zawsze był najsilniejszym charakterem w pomieszczeniu. Przestawał nim jednak być, kiedy pojawiała się ona. Podszedł do drzwi kantorka, a szatynka zerknęła na niego przez ramię.
— Już kończę — powiedziała, kręcąc pobłażliwie głową nad zniecierpliwieniem Severusa.
Niespodziewanie poczuła jego obecność za sobą i uśmiechnęła się pod nosem. Odłożyła ostatnie fiolki na szafkę, czując, że szczupłe palce Severusa powoli odsunęły włosy z jej lewego ramienia i zagarnęły je na plecy. Jego dłoń wyrżnęła subtelny szlak wzdłuż jej kręgosłupa, paląc przez materiał swetra niczym rozżarzony węgielek, a kobieta wyprostowała się odruchowo, czując za sobą sztywną klatkę piersiową. Długie ramię owinęło się wokół jej talii, a zimna dłoń wdarła pod materiał swetra bez ostrzeżenia, przyprawiając młodą kobietę o bezgłośne westchnienie.
Chłodne, sztywne palce przejechały w poprzek jej brzucha, łaskocząc delikatną skórę w okolicy pępka, a Hermiona odruchowo wydała z siebie cichy, niemal niesłyszalny jęk. Niespodziewanie jego dłoń poderwała się agresywnie w górę, kneblując szczelnie usta kobiety, a biodra Snape’a stanowczo przycisnęły jej ciało do wąskiego stołu ustawionego wzdłuż ściany.
— Milcz — warknął tuż przy uchu Hermiony, drugą dłonią ciasno obejmując jej pas.
Szatynka spięła się, nie mając absolutnie żadnej możliwości ruchu i pokiwała głową na znak zgody. Severus rozluźnił uścisk, sprawnym ruchem rozpinając zamek jej spodni i osunął je razem z bielizną po krągłych udach, a Hermiona aż zadrżała w reakcji na jego szybkie i zdecydowane działania. Zanim zdążyła jednak cokolwiek zrobić, usłyszała szczęk klamry paska i poczuła nabrzmiałą męskość wdzierającą się do jej wejścia tak agresywnie, że mimo nakazu Severusa, jęknęła gardłowo przez zaciśnięte zęby. Długie palce znów mocno zacisnęły się na jej ustach, mnąc skórę na policzku w niedelikatny sposób i wyprostowała się, czując jedynie głębiej przeszywające skurcze.
W momencie, w którym lewa dłoń Snape’a odnalazła jej rękę zaciśniętą mocno na krawędzi stołu, brutalność pchnięć przybrała na sile, wyciskając krzywy grymas na twarzy młodej kobiety. Ból mieszał się z falą satysfakcji w tak różnorakich proporcjach, że Hermiona sama nie wiedziała już, czy chciałaby, żeby mężczyzna przestał czy przyspieszył. Dotknęła wolną dłonią ramienia, które wciąż tłumiło jej sporadyczne jęki, a Snape, jakby umiał czytać jej w myślach, zdecydował za nią i przyspieszył, dociskając ją do stołu tak mocno, że aż przymknęła oczy.
Nie miała pojęcia, co zrobiłaby, gdyby ktoś ich wtedy nakrył — zachłanne, agresywne ruchy skutecznie nie pozwalały jej poświęcić nawet jednej myśli temu, co zrobiłaby, gdyby ktoś otworzył wtedy drzwi i zastał ich bezczeszczących składzik pracowni eliksirów. Obróciła twarz w tamtą stronę, czując jednak, że ręka Severusa natychmiast łapie jej brodę i odchyla ją do tyłu. Sztywne ramiona przytrzymały ją, blokując jakikolwiek ruch, kiedy jej potylica została sztywno przygwożdżona do klatki piersiowej Snape’a sprawiając, że przez chwilę jedynym, co Hermiona widziała, był wypłowiały sufit dusznego pomieszczenia. Kilka brutalnych pchnięć miało dodatkowo nauczyć ją, że nie powinna się rozpraszać w takich momentach — że powinna skupić się wyłącznie na rozdzierającym jej wnętrzności twardym przyrodzeniu i gardłowych, ledwo słyszalnych warknięciach Snape’a.
Wciąż przytwierdzona do męskiego torsu Hermiona poczuła nagle, że sztywne palce ześlizgują się po jej ciele, odnajdując drogę wzdłuż jej podbrzusza. Dotknęły fałd jej kobiecości, subtelnie się o nie pocierając, a kobieta pisnęła, czując przebiegający przez uda dreszcz rosnącego podniecenia, kiedy nieczuły uścisk na jej ustach jedynie się wzmocnił. Poruszała się machinalnie, dostosowując do pchnięć i pieszczot Severusa, jakby były wszystkim, co się w tej chwili dla niej liczyło i odniosła wrażenie, że zbyt duża ilość bodźców doprowadza ją na sam skraj szaleństwa.
Tak, pomyślała. Mogłaby w tamtej chwili stracić wraz z godnością resztki rozumu, a i tak zrobiłaby to drugi raz.
Jej ramię odruchowo sięgnęło do półki, szukając podparcia w starciu z natarczywym ciałem Snape’a, a dłoń w roztargnieniu strąciła kilka fiołek ustawionych najbliżej krawędzi. Hermiona zastygła, kiedy usłyszała dźwięk rozbijanego szkła, ale silne ramię przytrzymało ją przy blacie w bezpiecznej odległości od raniących szczątek. Severus poruszył się w niej kilka razy dość mocno, trzymając ich tułowia niemal nieruchomo przyklejone do siebie, a młoda kobieta w jego objęciach jęknęła, wiedząc, że jakakolwiek dyskrecja i tak poszła już na stracenie.
Severus skończył zdecydowanie za szybko, choć Hermiona nie wydawała się ani zawiedziona ani sfrustrowana. Odsunął się od niej, zapijając spodnie i zerknął z nikłym rozbawieniem na poprawiającą się kobietę.
— Odwołuję to, co mówiłam o przestrzeniach publicznych — mruknęła, dopinając guziki sweterka. Dostrzegła jego wzrok, uśmiechając się pod nosem i dodała: — Chociaż mogliśmy wyciszyć salę.
— Pomyślę o tym następnym razem — zakpił Snape, wyciągając z kieszeni różdżkę.
Młoda gryfonka przyglądała się, jak sprawnie uprząta bałagan, którego była sprawczynią i uśmiechnęła się przekornie, kiedy po wszystkim na nią spojrzał.
— Następnym razem po prostu zabierz mnie do siebie — mruknęła miękko.
I ta miękkość spotkała się z chłodem głosu Severusa i jego lodowatym spojrzeniem, kiedy mężczyzna odparł:
— Nie.
Jedno. Proste. Słowo. Sprzeciw, którego Hermiona się nie spodziewała. Adrenalina, która zagotowała się w jej żyłach. Podniosła wzrok na wysokiego mężczyznę, kiedy ten podszedł do niej i odnalazła obsydianowe tęczówki wpatrujące się w nią bezczelnie.
— Nie będziesz mi dyktować kiedy i gdzie — warknął cicho, przeciągając słowa — mogę i będę cię brać. — Nikłe rozbawienie nadało tonowi jego głosu brzmienia, które poruszyło wrażliwą struną w ciele Hermiony. Stłumiła westchnienie, nie odrywając wyczekującego spojrzenia od Snape’a, kiedy ten dodał: — Jeśli tylko tego chcesz, nie ma dla mnie znaczenia, jak i gdzie cię dostanę. Ani co masz na ten temat do powiedzenia.
Mógł mówić do niej całymi godzinami, a ona nigdy nie miałaby tego dość. Aksamitny głos pieścił jej zmysły, łechtając ego i okraszając ją słowami, które docierały do zakamarków jej duszy, jakby znały do niej drogę na pamięć. Choć uprzedmiotawiały ją — ona potrafiła się jedynie uśmiechać. Wiedziała, że była skłonna poświęcić swój honor w tej jednej kwestii. Zrozumiała, że bycie jego nagrodą zwyczajnie ją kręciło. Szanował ją wystarczająco za dnia, żeby w nocy móc bezcześcić jej jestestwo i dopóki czuła się przez to jak najcenniejszy klejnot, a nie pospolity kamień, mogła przymknąć na to oko.
I wiedziała, że każdy taki dzień sprawiał, że tylko mocniej chciała zatrzymać Severusa przy sobie. Każdy taki dzień sprawiał, że uczucie, które powoli rosło w jej sercu jedynie nabierało rozpędu, nieustannie, w zatrważającym tempie. Uzależniając ją od jego bliskości, czułości, obecności. Od niego całego — upodobania, którego nie spodziewała się odkryć, a które do reszty nią zawładnęło.
och, neuroshima 🙂Wróć do czytania
szczególnie w pobliżu „terytorium” wrogaWróć do czytania
uwielbiam ich bantery 😛Wróć do czytania