Zgodnie z obietnicą, Hermiona przyszła do skrzydła szpitalnego z samego rana, nawet wcześniej, niż Snape się jej spodziewał. Uśmiechnięta od ucha do ucha, z włosami zaczesanymi w niezwykle dziewczęcy sposób; dwa zwinięte pasma, spięte z tyłu głowy prostą spinką, nadały rysom jej twarzy uroku, który mężczyzna nawet nie wiedział, że można potraktować jako ekwiwalent kofeiny.
Kobieta towarzyszyła mu w drodze do kwater, gdzie cierpliwie odczekała, aż weźmie prysznic i przebierze się w świeże ubranie. Przysiadła na oparciu kanapy, krzyżując nogi i bawiła się szwem spódnicy, dopóki ciemnowłosy czarodziej nie stanął w drzwiach sypialni w czarnej, bawełnianej koszuli i równie ciemnych, dopasowanych spodniach.
— Żadnego surduta? — zapytała przekornie Hermiona, na co Snape początkowo jedynie uniósł brew.
Pstryknął nagle palcami, a w jego dłoni pojawił się przywołany niewerbalnym zaklęciem ciężki materiał, który mężczyzna ubrał na siebie w akompaniamencie pobłażliwego śmiechu młodej gryfonki.
Udali się na śniadanie, po którym Severus uparł się, że wraca od razu na zajęcia — o czym rzekomo poinformował Minerwę jeszcze poprzedniego dnia wieczorem, nie pozostawiając jej możliwości odmówienia mu. Hermiona skomentowała to jedynie wymownym uniesieniem brwi, ciesząc się wbrew wszystkiemu, że Snape czuł się na tyle dobrze, aby chcieć wrócić do pracy.
Mimo to, zarówno tego, jak i następnego dnia, kiedy kończyła swoje zajęcia, decydowała się do niego zajrzeć. W środę tuż przed przerwą obiadową wypuściła swoich podopiecznych wcześniej, dając im kilka minut dodatkowego odpoczynku i zaszła na trzecie piętro, słysząc zza drzwi znajomy, surowy ton. Wślizgnęła się niepostrzeżenie do klasy, przystając przy niewysokich półkach tuż przy drzwiach, jednak nie była tak cicha, jak jej się wydawało — a uczennice siedzące w ostatnim rzędzie od razu wymieniły wymowne spojrzenia, chichocząc przy tym cicho.
— Panno Andrews — usłyszały nagle, a Hermiona przeniosła nieco rozbawione spojrzenie na Snape’a, który podszedł bliżej i przystanął w połowie rzędów, wciskając ręce do kieszeni surduta. — Jest coś zabawnego w tym, co usłyszałaś czy może masz w zanadrzu dowcip, którym chciałabyś się z nami podzielić?
Dziewczynka speszyła się i schowała za kurtyną jasnych, kręconych włosów, a jej koleżanka zastygła, licząc, że nauczyciel nie dostrzeże jej, jeśli pozostanie w bezruchu wystarczająco długo. Nie miały pojęcia, że oczywiście żadne konsekwencje nie miały zostać wobec nich wyciągnięte, gdyż dokładnie w tej chwili rozległ się dźwięk dzwonu oznajmiającego koniec zajęć.
Hermiona powiodła wzrokiem ponad las głów, jaki nagle wyrósł w sali i uśmiechnęła się, widząc odchodzącego w błąd sali Severusa, który kątem oka kontrolował jej obecność. Ta została jednak zauważona dość ostentacyjnie przez wychodzących powoli uczniów.
— Profesor Granger!
— Będzie pani miała z nami jeszcze zastępstwo?
Niemal roześmiała się, widząc kątem unoszącą się kpiąco brew mężczyzny, ale powstrzymała się i uśmiechnęła szeroko, patrząc na niewielką grupę nastolatków, która zatrzymała się przy niej z pytającymi wyrazami na twarzach.
— Pod warunkiem, że profesor Snape przejmie za mnie mugoloznawstwo — stwierdziła zaczepnie.
Jeden z chłopców parsknął dość głośno śmiechem, za co zarobił solidne uderzenie od ciemnowłosej krukonki stojącej obok niego. Hermiona posłała im karcące spojrzenie, słysząc jednak z boku ciche:
— Po moim trupie.
Sama aż uśmiechnęła się pod nosem, kiedy salę wypełniły ciche, niepewne chichoty, ale powstrzymała wywrócenie oczami.
— Kwestia rozstrzygnięta — powiedziała. — A teraz zmykajcie.
— Fajnie było, jak pani prowadziła zajęcia — stwierdził pod nosem ten sam chłopiec, któremu wcześniej wyrwało się rozbawione prychnięcie. — Może by pani przyszła ze swoją klasą do nas?
Niespodziewanie odpowiedział mu chłodny, pospieszający głos.
— Nie słyszałeś profesor Granger, Hodges? — zapytał Snape, po czym niemal od razu dodał ostrzejszym tonem: — Zmiatajcie stąd. Już.
Hermiona patrzyła pełna podziwu, jak grupa w popłochu opuszcza salę lekcyjną, a kiedy zniknęli, mimowolnie uśmiechnęła się półgębkiem, kątem oka obserwując, jak wysoka sylwetka podchodzi bliżej biurka ustawionego na niewysokim podeście.
— Widziałem posegregowane wypracowania — mruknął Severus, wskazując brodą na stos, który wyciągnął z szuflady, gdzie zostawiła go młoda kobieta.
Ta w odpowiedzi uniosła krnąbrnie brew.
— Czekały na to, żebyś sam mógł je ocenić — odparła.
Dostrzegła przelotne spojrzenie ciemnowłosego mężczyzny, kiedy zbliżyła się powoli do podestu, na który jednak nie weszła, zatrzymując się tuż przed stopniem.
— Jeszcze tobie mógłbym ostatecznie zaufać — stwierdził Snape.
Hermionie nie udało się powstrzymać mocno zaskoczonego, a przez to aż komicznie prześmiewczego wyrazu na twarzy, która niespodziewanie zrobiła się czerwona tuż na szczycie policzków, co zmusiło kobietę do odwrócenia głowy.
— Nie czułabym się komfortowo — przyznała z kwaśnym śmiechem. — Wiedzę może i jakąś mam, ale odpowiadać na twoje pytania było wystarczająco trudno. Co dopiero kogoś za to ocenić.
Severus odwrócił się w jej stronę i oparł biodra na krawędzi ciemnego blatu, krzyżując ramiona na piersi. Hermiona aż wyprostowała się, w pierwszej chwili wręcz zahipnotyzowana jego postawą, której jednak nie chciała dać się rozproszyć.
— Mówiłem ci, nie potrzebuję niańki — przypomniał po chwili milczenia, nawiązując do rozmowy z dnia poprzedniego, kiedy kobieta pierwszy raz przyszła w przerwie pomiędzy lekcjami sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.
— Nie przyszłam cię niańczyć — odparła z pobłażliwym uśmiechem Hermiona. — Chciałam wyciągnąć cię na spacer.
Jej propozycja zaskoczyła go głównie dlatego, że była tak bardzo przyziemna. Tak bardzo normalna. Była czymś, czego nie chciał odmówić. Zlustrował drobną sylwetkę przeciągłym spojrzeniem, po czym powtórzył powoli:
— Spacer.
— Mamy długą przerwę obiadową — przypomniała gryfonka, od razu dodając: — Poza tym dawno nie byliśmy się tak po prostu gdzieś przejść.
— I ktoś tu jest fanem świeżego powietrza — wtrącił Snape kpiąco. Skrzywił się, ale w zdecydowanie przyjemny sposób, kiedy młoda szatynka uśmiechnęła się do niego szeroko i odepchnął od biurka dość gwałtownie, przyciągając tym samym uwagę orzechowych oczu. — Prowadź zatem — polecił.
Hermiona uniosła brew, przyglądając mu się chwilę nieco podejrzliwie, ale jej twarz szybko nabrała podekscytowanego wyrazu. Kobieta ruszyła ku wyjściu, zerkając przez ramię tuż przed drzwiami i upewniając się, że Snape za nią idzie, a on w tej samej chwili sięgnął obok jej ramienia, uchylając przed nią ciężkie skrzydło.
Skinęła mu głową, uśmiechając się przy tym wdzięcznie i wyszła na korytarz. Zdążyli jednak dojść zaledwie do rozwidlenia, kiedy niespodziewanie wysoki czarodziej zwolnił kroku.
— Właściwie — zaczął, a Hermiona zerknęła na niego pytająco — jeśli nie masz nic konkretnego na myśli…
Uśmiechnęła się odruchowo, kiedy tylko usłyszała jego ton.
— Nie mam — mruknęła.
— Wiem — prychnął Snape, nie komentując tego, że weszła mu w słowo. — Jakimś cudem mieszkasz w tej szkole dekadę, a nie znasz większości jej sekretów.
Odpowiedział mu kolejny rozczulony uśmiech.
— Po to mam ciebie — stwierdziła Hermiona.
Czemu w jej ustach brzmi to tak… dobrze?
Poprowadził ją wolnym, spacerowym krokiem na parter, przez Wielki Hol, aż na dziedziniec przed drzwiami głównymi, zagadując od niechcenia o materiale, który Hermiona za niego przerobiła — nie mając przy tym nawet przelotnej myśli, aby odejść i zaszyć się samotnie w swoim gabinecie, za to poważnie rozważając podziękowanie kobiecie za pomoc. Czego, oczywiście, nie zrobił, ale był bliski zastanowienia się nad taką opcją.
Przecięli plac, przechodząc pod murowanym łukiem na zadaszoną część dziedzińca, a Hermiona zerknęła ciekawsko na Severusa, który minął ją i pierwszy zszedł wąskimi, ale na szczęście nie dość stromymi schodami w dół fundamentów zamku. Znała tę ścieżkę — prowadziła do bocznej plaży przy ujściu rzeki płynącej z doliny, ale droga tam nie była absolutnie warta zachodu i kobieta wątpiła, aby to tam prowadził ją Snape.
Zgodnie z jej oczekiwaniami, mężczyzna skręcił w przeciwną stronę, kierując kroki pod wysoki most, gdzie znaleźli się schodząc pod plac dziedzińca.
— Znam to miejsce — powiedziała Hermiona dogoniwszy go pod gzymsem długiego, zaciemnionego przejścia.
Mężczyzna nie spodziewając się po niej takich słów, zerknął na nią marszcząc brwi, ale zobaczył jedynie wymijającą go sylwetkę, wpatrzoną przed siebie z ekscytacją. Podążył za nią bez komentarza, a kiedy Hermiona znalazła się po drugiej stronie i wyszła na przestronny placyk, Snape przystanął przy końcu ścieżki.
Patrzył bez słowa, jak kobieta podchodzi w głąb ogrodu i rozgląda się dookoła z niepocieszoną miną, odwracając, kiedy tylko zrozumiała, na co patrzy.
— Co się stało? — zapytała, a jej brwi ściągnęły się, ryjąc na czole głęboką bruzdę. — Myślałam, że nie są prawdziwe.
Severus zlustrował ją przeciągłym spojrzeniem, mrużąc oczy.
— Nie są.
Hermiona odwróciła się i omiotła raz jeszcze spojrzeniem rozciągnięte przed nią pasmo kwiatów, które teraz były jedynie nagimi, surowymi korzonkami — niczym trupowisko po bitwie. Wiedziała, że ogród był iluzją, tylko w takim razie dlaczego wyglądał, jakby nikt nie opiekował się nim przez bardzo długi czas i przez to podupadł?
— W takim razie dlaczego są uschnięte?
Snape nie odpowiedział, przez chwilę po prostu się jej przyglądając, a w pewnej chwili uniósł brew i uśmiechnął się półgębkiem. Ruszył w jej stronę, nie spuszczając z niej wzroku, czego Hermiona również nie zrobiła, wstrzymując na ułamek sekundy oddech, gdy stanął tuż obok.
— Mówiłaś, że znasz to miejsce — zadrwił, ale kobieta od razu uśmiechnęła się wymownie, unosząc brew i odgryzła się:
— Stąd wiem, że ogród nie jest prawdziwy.
Nie jej dane było jednak wygrać niewinnego popisu siły, a fakt, że Severus nie zdołał jej zaskoczyć samym faktem istnienia ogrodów pod dziedzińcem, nie oznaczał, że mężczyzna zamierzał się poddać.
Zerknął ponad jej ramieniem na pozornie obumarłe kwiaty i wyciągnął z kieszeni różdżkę, kierując jej koniec na zniszczoną rabatę.
— Lumos — mruknął.
Hermiona, która bez słowa obserwowała jego ruchy, aż uchyliła usta ze zdumienia, kiedy promień z końca różdżki rozpostarł się ponad podłużnym pasmem, a w miarę, jak Snape przesunął ręką, a z nią wiązką światła, kwiaty rozkwitły za ich oczach, zamieniając trupowisko w piękny, różnokolorowy pejzaż.
— Nie jest prawdziwy — powiedział ciemnowłosy czarodziej, opuszczając różdżkę — ale zaklęcie żywi się prawdziwą energią i na nią reaguje. Ona je napędza — Hermiona zerknęła na niego przez ramię. Napędza? — a ono zmienia się razem z nią.
Zrozumiała nagle, co do niej mówił.
— Wczoraj padało — powiedziała cicho pod nosem.
Iluzja musiała najwyraźniej zmienić swój wygląd pod wpływem gorszej pogody, a że słońce wyszło zza chmur dopiero dzisiaj koło południa, wciąż nie dało się odczuć ciepła wiosennego powietrza — jedynie chłód po niedającej o sobie zapomnieć zimie.
Ten sam chłód, który pojawił się na twarzy Severusa i mimo, że mężczyzna na nią nie patrzył, Hermiona szybko zrozumiała, że coś za tą miną stało. Wiedziała, że nie powinna pytać, ale nie sądziła, że nawet nie musi.
— W nocy jest tu wyjątkowo… uspokajająco. Przychodziłem tu czasem, kiedy nie mogłem spać — wyznał nieoczekiwanie Snape tonem, jakiego zdecydowanie się po sobie nie spodziewał.
Hermiona chwilę milczała, obserwując jego nieprzenikniony profil, a po chwili zapytała cicho:
— Dlatego mnie tu przyprowadziłeś?
Milczące odpowiedzi zawarte w wymownych spojrzeniach stały się dla nich taką codziennością, że kiedy tylko Hermiona zobaczyła odwracający się w jej stronę wzrok Severusa, wiedziała, że najwyraźniej miała rację, a jego męczyła bezsenność. Pytanie pozostawało — dlaczego.
— Śniło mi się coś dziwnego — powiedział mężczyzna. — Coś, czego nie pamiętam.
Hermiona zamarła. Pamiętał? Ale jak? Domyśliła się, że zapewne widział w snach coś, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu, kiedy niczego nie pamiętał. Dlaczego tylko to do niego wracało? Myślała, że znów zapomni o tym, co się stało — że zadziała to jak przełącznik, przywracając pamięć Severusa do momentu, w którym to wszystko się zaczęło. Nie wzięła pod uwagę tego, że jego umysł może połączyć wszystko w całość.
— To chyba dobrze — stwierdziła niespodziewanie, przykuwając tym uwagę Snape’a. — Nie straciłeś całkiem pamięci tak, jak poprzednio. Twój mózg najwyraźniej wie, co się wydarzyło — dodała, odwracając spojrzenie na ogród. — A przynajmniej zaczyna sobie przypominać.
Wiedziała, co to dla niej oznaczało. Kończył jej się czas, a Severus w każdej chwili mógł przypomnieć sobie o rozmowie, która skończyła to wszystko. Prędzej niż później będzie zmuszona przyznać się do swoich uczuć nie tylko przed samą sobą. Co nagle zaczęło ją jednocześnie przerażać i ekscytować.
— A co… widziałeś? — zapytała, zanim mężczyzna zdążył coś powiedzieć.
Ciemne oczy zlustrowały uważnie jej sylwetkę, a gęste brwi zmarszczyły mocno w dociekliwym wyrazie, co natychmiast wywołało ciarki na ciele kobiety.
— Kłótnię z Horacym — odparł Severus. — Tę, o której mówiłaś.
Ulżyło jej i nie powstrzymała urwanego śmiechu.
— Ze wszystkich rzeczy, musiało ci się przyśnić akurat to — zakpiła Hermiona, kręcąc głową i odwracając twarz od Snape’a, który jednak nie spuścił z niej wzroku.
— Miałaś rację, żenujące przedstawienie — rzucił gorzko, samemu uśmiechając się pod nosem, kiedy dostrzegł unoszące się kąciki ust kobiety. Spoważniał jednak po chwili, marszcząc na nowo brwi, po czym dodał nieoczekiwanie: — Mimo to nie powinnaś była się wtrącać.
Dzień świra, pomyślała gryfonka. Zerknęła na Severusa, chwilę ze szczerym niedowierzaniem wpatrując się w jego oblicze, ale nie dostrzegła tam niczego, poza obojętnym, nieco ostrym grymasem.
— Nie mogłam stać z boku — żachnęła się.
— Mogła ci się stać krzywda — powiedział Snape surowo.
Sen, w którym zobaczył jej ciało rzucające się pomiędzy jego drugie „ja”, a Slughorna, utwierdził go w przekonaniu, że Granger miała czasem więcej rozumu niż on — zwłaszcza z czasów, kiedy wolał ignorować zdroworozsądkowe hamulce i wdawać się właśnie w takie scysje. Wbrew wszystkiemu wiedział, że dobrze się stało, a obecność młodej kobiety zapobiegła potencjalnym kłopotom.
Nie chciał jednak, żeby była tak lekkomyślna. Nie, kiedy istniał choć cień szansy, że coś się jej stanie, a on będzie tego sprawcą. Widział własnymi oczami całą rozmowę, która miała miejsce tamtego poranka. Widział, jak Hermiona nagle pojawia się w zasięgu jego wzroku, a następne, co zarejestrował, to jej oczy zastygłe w przerażeniu, kiedy złapał jej ramię. Które roztarła po tym, jak ją od siebie odepchnął. Nie chciał tego widzieć i zdecydowanie nie zamierzał dopuścić, aby to się kiedykolwiek powtórzyło.
Hermiona uchyliła usta, zaskoczona jego słowami ale i szczerą, poważną barwą głosu. I tym, jak obruszył się, marszcząc brwi w rozzłoszczonym wyrazie. Martwił się, ale nie tak jak za pierwszym razem — kiedy brzmiało to bardziej jak groźba, niż troska.
— Ale nie stała — odpowiedziała łagodnie, ale jej wzrok nieoczekiwanie nabrał ciętości. — Nie zamierzam zresztą drugi raz ci się z tego tłumaczyć.
Severus prychnął pod nosem, mierząc ją pobłażliwym spojrzeniem.
— Nie musisz z niczego mi się tłumaczyć — rzucił. — Oboje wiemy, że i tak zrobiłabyś to samo drugi raz.
Hermiona zerknęła na niego z rozbawieniem i odwróciła głowę, uśmiechając się pod nosem. Owszem, zrobiłaby to drugi raz. I trzeci i czwarty — zawsze miała pomagać mu walczyć z samym sobą, zamiast pozwalać, aby oddał władzę swoim wadom i słabościom.
Rozejrzała się dookoła, chwilę chłonąc przyjemne dla oka mieszanki kolorów, którymi mieniły się delikatnie poruszające się pod wpływem wiatru kielichy kwiatów, po czym zerknęła przez ramię na profil Snape’a.
— Nie znam żadnego dobrego zaklęcia — zaczęła, a wahanie w jej głosie przykuło jego uwagę — ale… jeśli te sny będą bardzo ci przeszkadzać, mogę się jakiegoś nauczyć.
Właściwie mógł się po niej spodziewać takiej propozycji, co nie zmieniło tego, że na jego twarzy pojawił się przelotny, ale dostrzegalny wyraz zaskoczenia. Zlustrował Hermionę powolnym spojrzeniem, które w pewnej chwili zdominowała kpina.
— Nie uważasz, że wystarczająco już zrobiłaś? — zapytał, unosząc brew.
Wesoły uśmiech od razu wykwitł na ustach młodej kobiety i rozświetlił jej zarumienione policzki, nabierając przekory.
— A mimo to wciąż wyszłam z propozycją — stwierdziła, wymownie wzruszając ramionami.
To nigdy nie miało przestać go zadziwiać, choć stawało się powoli czymś, do czego się przyzwyczaił. Ponownie zmierzył ją wzrokiem, ale tym razem przedłużył odpowiedź o kilka sekund, podczas których orzechowe oczy nie oderwały się od niego nawet na moment. A on nigdy nie czuł się tak dobrze będąc w centrum czyjejś uwagi.
— Nie ma takiej potrzeby — stwierdził w końcu Severus. Dostrzegł przelotne pytanie na twarzy młodej kobiety i otaksował ją szybko, dodając: — Chociaż nie pogardziłbym towarzystwem kogoś, kto potrafi zrozumieć problemy ze snem.
Kiedy tylko do Hermiony dotarło, co Severus miał na myśli, z jej piersi wyrwał się nerwowy, ale wbrew pozorom wesoły śmiech. Odwróciła się bokiem do mężczyzny, nie przerywając kontaktu wzrokowego i rzuciła rozbawiona:
— Interesujący sposób na zaciągnięcie kogoś do łóżka.
Podobał mu się ton, z jakim pewne siebie słowa wybrzmiały z jej ust. I jak te ułożyły się w krnąbrny uśmiech pełen zalotnej impertynencji.
— Ważne, żeby był skuteczny — stwierdził pod nosem.
Kobieta znów się zaśmiała, ale tym razem oderwała spojrzenie, kierując je na rozpościerający się przed nimi rozkwitnięty ogród. Snape’owi ułamek sekundy dłużej zajęło zrobienie tego samego.
— Jest — usłyszał z boku.
Żadne z nich nie spojrzało w swoim kierunku, zapatrzone w tylko sobie znane punkty krajobrazu przed ich oczami. Hermiona uśmiechnęła się półgębkiem, czując, że jest już cała czerwona i tylko nieco chłodnawe momentami powietrze mogło ostudziło jej entuzjazm. Była taka szczęśliwa. Pełna ulgi i spokoju, że wszystko się ułożyło. Wróciło, póki co, do normy — a on był sobą i znów zachowywał się tak, jak kochała.
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy zdała sobie sprawę, że we własnej głowie była skłonna nazywać rzeczy po imieniu dość swobodnie, po tym jak pogodziła się w końcu ze swoim sercem — a każde nazwanie uczuć tym, czym były naprawdę, przynosiło jej niewiarygodnie wiele przyjemności i sprawiało, że chciała więcej. O wiele więcej.
Niespodziewanie Hermiona dostrzegła ruch i zmarszczyła brwi, zerkając na jeden z większych, jaskrawo-fioletowych kwiatów. Jego płaty — przyozdobione czarnymi i białymi plamami biegnącymi w poprzek blaszki — zamknęły się i skurczyły, chowając do wewnątrz i zmieniając w to, czym zastali ogród, kiedy wcześniej do niego przybyli. Dosłownie ułamek sekundy później kolejny kwiat zamknął swój kielich i przybrał zgniłą formę, a kobieta zadarła głowę, kiedy zrozumiała, skąd brało się zachowanie roślin.
Drobne, pojedyncze krople zaczęły sączyć się z nieba, gdzie powoli zbierały się szare, gęste obłoki zwiastujące nadchodzący deszcz. Słońce najwyraźniej już jakiś czas temu zniknęło z nieboskłonu, chowając za ciemniejącą zasłoną chmur, a oni rozproszeni i zajęci sobą nawzajem zupełnie tego nie zarejestrowali.
— Chodź — polecił miękko Severus, kładąc dłoń na jej plecach.
Podążyła za nim bez wahania, rzucając przelotne spojrzenie na ogród, który ponownie zmienił się w trupowisko. Ciężkie krople coraz gęściej zaczęły padać z nieba, które teraz przybrało burzowe barwy, tylko potęgując ponurą atmosferę, ale oni umknęli deszczowi przechodząc pod wysokim tunelem i wrócili do szkoły, odprowadzeni przez porywisty wiatr, który zerwał się, gdy przecinali dziedziniec.
Snape odprowadził Hermionę na lunch, który zjedli bacznie obserwowani zarówno przez Aurorę — niezwykle szczęśliwą, że stan Severusa uległ znacznej poprawie, a Hermiona w końcu odżyła i przestała się zamartwiać przynajmniej o to — ale i Minerwę, której oczy co jakiś czas kierowały się ku parze nauczycieli, prowadzących cichą dyskusję przez niemal cały posiłek.
Widziała, jak na siebie patrzyli, jak się zachowywali; zupełnie inaczej niż przez ostatnie dni, zwłaszcza Severus — po nim wyraźnie widać było zmianę, która zaszła w nim na przestrzeni tych kilku lat. Drastyczna różnica na chwilę otępiła dyrektorkę, która zrozumiała, że to jak mężczyzna zmienił się dzięki Hermionie i jak jej wpływ odznaczył się w całej jego postawie, było tylko częścią tej zmiany. Nie był tym samym człowiekiem i choć doskonale o tym wiedziała, moment w którym tak wyraźnie objawiło się to przed jej oczami, przyprawił ją o konsternację.
Snape sam zresztą miał wiele czasu na przemyślenie tej zmiany, po tym jak dowiedział się o utracie pamięci. Zmuszony do wspomnień z roku, w którym się „zatrzymał”, przypomniał sobie wiele detali z tego okresu; wiele rzeczy, których wolał nie pamiętać, które w niczym mu nie pomagały.
Liczył, że obecność Granger załatwi sprawę. Może było to z jego strony nieco egoistyczne, ale kobieta sama zaoferowała mu pomoc, a sposób zdawał się nie mieć dla niej wielkiego znaczenia. Dlatego w ogóle ją o to poprosił. Dlatego zrobił coś, co nie było dla niego naturalne.
Potrzebował jej. Jej towarzystwa, kiepskiego poczucia humoru i rozczulającej momentami niewinności. Roztargnienia, jakie siała i spokoju, którym go otaczała. Chaosu, który ze sobą niosła. Przyzwyczaiła go do bycia remedium jego problemów. Przyzwyczaiła go do tego, że jej obecność załatwi sprawę. Sama jest sobie winna.
~
Hermiona zaszła pod drzwi jego gabinetu dopiero późnym wieczorem, kiedy Snape skończył konsultacje dla siódmych klas, które prowadził po kolacji. Przystanęła, wyciągając rękę z zamiarem zapukania, ale zreflektowała się, zerkając na klamkę i uśmiechnęła się, sama na siebie wywracając oczami. Powinna się tego oduczyć, sam ją kiedyś o to prosił. Ciągle jednak o tym zapominała, nie zdając sobie sprawy, że sama podświadomie się przed tym wzbraniała, zadając sobie coraz więcej pytań, których odpowiedzi nie miała dostać. Zdążyła zacisnąć dłoń, kiedy niespodziewanie usłyszała ze środka:
— Wejdź.
Spojrzała przed siebie, zastygając na moment w bezruchu z dłonią wyciągniętą w powietrzu. Jak…? Zaskoczony wyraz na twarzy zmienił się jednak w przekorny uśmiech i rumieniec, który kompletnie niechcianie wykwitł na policzkach młodej kobiety. Nacisnęła klamkę, wsuwając się powoli do środka, a jej spojrzenie od razu odszukało sylwetkę Severusa, który siedział za biurkiem, jedynie przelotnie podnosząc na nią wzrok.
— Dobry wieczór — mruknęła, podchodząc bliżej. — Jestem za wcześnie?
Ciemne oczy ponownie oderwały się od pergaminu i otaksowały ją przeciągle.
— Właśnie skończyłem — powiedział Snape, odkładając pióro i pergamin, po którym pisał.
Zdał sobie sprawę, że Hermiona przypatruje mu się ciekawsko z nikłym, przyjemnie drżącym uśmiechem majaczącym w kącikach ust i zerknął na nią pytająco.
— Dobrze widzieć cię na znajomym miejscu — powiedziała, widząc jego minę.
Chciałby nie unosić co chwilę brwi, ale ten wyraz wyrył się na trwałe na jego twarzy, wymuszony zachowaniem i słowami panny Granger.
— Napijesz się czegoś? — zapytał, uprzątnąwszy blat biurka i wstał.
Niespodziewanie młoda gryfonka zmarszczyła brwi, a przekora w jej spojrzeniu nabrała poważnego wyrazu.
— Nie jestem pewna, czy Poppy pochwaliłaby takie zachowanie — mruknęła z przekąsem.
Severus zatrzymał się na krawędzi podestu i odwrócił w jej stronę, mierząc ją przeciągłym, nieco drwiącym wzrokiem.
— Pytałem, co polać tobie — stwierdził wymownie, unosząc brew. Nie zamierzał pić; nie był idiotą ani alkoholikiem. — Jeśli masz na coś ochotę.
Bawiło go jej uciekające spojrzenie pełne skrępowania jego tonem. Hermiona szybko jednak ponownie zwróciła na niego oczy, mimikując gest jego brwi i stwierdziła:
— Herbata wystarczy.
Uśmiechnęła się szerzej, kiedy dostrzegła, że kąciki ust mężczyzny drgnęły w rozbawionym, odruchowym geście. Mimowolnie otaksowała całą jego sylwetkę i ramiona wciśnięte do kieszeni, dając przyłapać się na tym całkowicie świadomie i bez wyrzutów sumienia.
— Różyczko — powiedział głośniej Snape, nie odrywając od Hermiony spojrzenia, ale ta również tego nie zrobiła, dopóki dźwięk aportacji nagle nie przeciął względnej ciszy.
Skrzatka pojawiła się obok stolika kawowego i spojrzała po nich przelotnie.
— Profesorze Snape. Panienko.
Różyczka skłoniła się im po kolei, a młoda gryfonka posłała jej pobłażliwy uśmiech, odwracając i podchodząc do kanapy.
— Dwie herbaty. Słabe — polecił ciemnowłosy mężczyzna, śledząc sylwetkę Granger kątem oka.
Odwrócił jednak wzrok z powrotem na skrzatkę, kiedy Hermiona posłała w ich stronę przelotne spojrzenie. Było w niej coś, co tego dnia wyjątkowo przyciągało jego uwagę, ale nie potrafił określić co.
Różyczka skłoniła się ponownie, deportując niemal od razu, a Severus chwilę patrzył w miejsce, gdzie zniknęła. Kątem oka dostrzegł jednak ruch i zerknął na zajmującą miejsce na kanapie Hermionę, samemu ruszając ku gablocie przy kominku po drugiej stronie pokoju.
— Nie wiem, skąd jej się to wzięło, ale muszę jej powiedzieć, żeby mnie tak więcej nie nazywała — usłyszał i aż uniósł brew, kiedy zrozumiał, o co dokładnie chodziło młodej gryfonce.
Zatrzymał się przy regale, zerkając na nią przez ramię i zapytał z drwiną:
— Chcesz oduczyć skrzata kultury?
Choć odwrócił wzrok dość szybko, nie umknęła mu pobłażliwa mina Hermiony i jej wywracające się oczy.
— Nie przesadzajmy — mruknęła wymownie kobieta.
Usłyszała jednak melodię, która nagle rozbrzmiała cicho z gramofonu, przy którym szperał Snape i posłała mu pytające, zaskoczone w przyjemny sposób spojrzenie.
Mężczyzna zwrócił się powoli w jej kierunku, ponownie wciskając dłonie do kieszeni spodni i oparł się biodrami o szafkę, która stała obok, cały czas taksując jej sylwetkę bez słowa. Merlinie, pomyślała Hermiona. Brakowało jej tej energii, którą emanowała jego postawa — milcząca, nieprzenikniona, wymuszająca automatyczne posłuszeństwo.
— Nie widziałem cię w tej szacie — stwierdził niespodziewanie Severus.
Gryfonka aż uniosła brwi w zdumieniu, które szybko otrząsnęła nerwowym uśmiechem.
— Rzadko w niej chodzę — wyjaśniła, udając nonszalancję. W życiu jednak nie podejrzewała, że Snape wypomni jej tak nieistotny detal. — Czasami tylko mam do niej sentyment.
Wyprostowała się nieco, czując na sobie jego wzrok. To była jedna z pierwszych szat, jaką kupiła przed rozpoczęciem pracy w Hogwarcie — prosta, sztywna, w kolorze popiołu, z haftowanymi zdobieniami na piersi tworzącymi wzór na kształt gorsetu. Później wymieniła ją jednak na swoją obecnie ulubioną, granatową szatę i nie nosiła jej bardzo długi czas. Raz na kilka miesięcy odkopując ją z dna szafy i stwierdzając, że mimo wszystko była bardzo wygodna — i najwyraźniej warta uwagi.
— Powinnaś częściej ją ubierać. Pasuje ci — powiedział Snape, po raz kolejny zaskakując Hermionę, która uchyliła lekko usta, rozchylając je w pytającym uśmiechu. — Podkreśla kolor włosów.
Czuła, że zaczyna się rumienić, ale nie umiała tego powstrzymać. Zupełnie jak kiedyś nie umiała w ogóle tego zrobić.
— Zaspokoiła gust estety? — zapytała przekornie, odruchowo unosząc brew, na co Severus wykrzywił wargi w drwiącym, ale mocno sugestywnym grymasie.
— Szata? — sprecyzował, nie dając Hermionie szansy na odpowiedź. — Też.
Musiała być już czerwona jak dojrzały pomidor, ale to była tylko i wyłącznie jego wina. Dzielnie jednak wytrzymała zacięte spojrzenie ciemnych oczu, które chciwie lustrowało jej sylwetkę, cały czas w napięciu trzymającą pion, a ku jej uldze dosłownie chwilę później w gabinecie z powrotem pojawiła się Różyczka.
Dzierżąc tacę w drobnych dłoniach podeszła do stolika i zestawiła naczynia, odsuwając się pospiesznie i zerkając po nauczycielach, którzy w milczeniu obserwowali na zmianę ją i siebie nawzajem.
— Dziękujemy, Różyczko — powiedziała Hermiona, posyłając skrzatce wdzięczny uśmiech.
Ta skłoniła się młodej kobiecie, po czym spojrzała na nią pytająco.
— Czy Różyczka może jeszcze w czymś państwu służyć?
Gryfonka z rozczuleniem pokręciła głową, ale stworzenie skierowało wzrok na Snape’a stojącego przy gablocie i wyczekująco wlepiło w niego perliste oczy. Hermiona z rozbawieniem obserwowała zachowanie Różyczki, podążając za jej spojrzeniem i przyglądając się nieco skonsternowanemu mężczyźnie.
— To wszystko — odparł. — Jesteś wolna.
Skrzatka ponownie ukłoniła się do samej ziemi, zerkając przelotnie na siedzącą na kanapie nauczycielkę i deportowała się z trzeciego piętra w akompaniamencie cichego pyknięcia. Poniosło się ono echem i zmusiło Hermionę do sięgnięcia po filiżankę, aby zagłuszyć brzęczeniem porcelany głuchą ciszę i niezręczność, jaka na moment zawisła w powietrzu.
— Widziałem świeży zapas eliksiru od Whitlocka — powiedział nagle Severus, odpychając się od szafki, a orzechowe oczy śledziły go, dopóki nie zatrzymał się przy niskim blacie.
— Przysłał go zaraz po wizycie — wyjaśniła kobieta. — Żeby upewnić się, że masz wszystko, czego potrzebujesz.
Zamilkła na moment, a Snape widząc uśmiech majaczący w kącikach jej zaróżowionych ust, poczuł, że nie chce zajmować miejsca na fotelu — chciał się znaleźć w ich zasięgu. Nawet nie zamierzał tego ukrywać.
— Brakowało tylko pamięci — zakpił, siadając obok niej, a Hermiona roześmiała się wesoło, choć słychać w tym było dużo niewypowiedzianego ciężaru.
— Tego niestety nie miał w swoich zapasach — odparła kpiąco, biorąc łyk z filiżanki. Spuściła na nią spojrzenie, przyglądając się parującemu naparowi w kolorze pozłacanego bursztynu i odstawiła naczynie na blat, zerkając na Snape’a z łagodniejszą miną. — Dlatego bardzo… bardzo się cieszę, że wszystko wróciło do normy. — Mężczyzna zmarszczył brwi widząc, że jej mina przybrała zmartwiony wyraz. — Naprawdę, nie masz pojęcia…
Odezwał się tylko dlatego, że dostrzegł jak emocje zdusiły słowa w jej gardle.
— Mam — powiedział ledwo słyszalnie.
Hermiona zawiesiła na nim przeciągłe spojrzenie, prostując się mimowolnie, kiedy po chwili Severus zbliżył się do niej, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. Otaksował zastygłe w wyczekiwaniu oczy i lekko rozchylone wargi, których smaku — choć znał go na pamięć — zapragnął w tej chwili mocniej, niż czegokolwiek innego.
Sięgnął do jej twarzy, układając dłoń na linii żuchwy i przejechał opuszkiem kciuka po policzku, marszcząc brwi, kiedy poczuł jak Hermiona zadrżała pod jego dotykiem. Przysunęła się jednak odruchowo, nie potrafiąc oderwać oczu od ciemnych tęczówek ślizgających się po jej twarzy i sama zeskanowała każdy cal bladego oblicza — czując, że szczęście przepełniające jej pierś wywoła eksplozję, której za nic nie powstrzyma.
To ona pierwsza wyszła z pocałunkiem. Nie bacząc na nic, przylgnęła do chłodnych ust spragniona miłości człowieka, za którym tak tęskniła, a który bez wahania jej ją oddał. I o ile płynność, z jaką wpadli we wspólny rytm zaskoczyła ją, tak zachłanność sztywnych warg niemal kompletnie ją oszołomiła.
Oderwała się od niego nagle, ale nie odsunęła na tyle, aby przestał czuć jej ciepły oddech. Spojrzała na niego dziwnie pytająco, z mglistą trwogą lustrując jego usta. A on wiedział, co powie, zanim powiedziała choć jedno słowo.
— Severusie…
— Nie waż się nawet mówić o rzeczach, które powinienem — warknął, wchodząc jej słowo i przyciągnął bliżej jej twarz — kiedy to jest jedyne, czego teraz chcę.
Popatrzył na nią tak stanowczo, że nie umiała się sprzeciwić. Nie chciała zresztą tego robić. Była samolubna, może, ale to była tylko jego wina — pokazał jej, jak to jest być w centrum czyjejś uwagi i co to znaczy nie widzieć nic, poza drugim człowiekiem. Dał jej coś, czego nie wiedziała nawet, że potrzebowała i nie mógł winić jej za to, że teraz sama tego pragnęła, nie licząc się z kosztami.
Pierwszy pocałunek był tylko i wyłącznie skutkiem tęsknoty. Ale kolejny, którym Hermiona obdarowała Severusa wyrażał już wszystko inne — całe uczucie, jakim go darzyła, pasję, z jaką chciała mu je okazać i pragnienie, żeby to robić.
A on poczuł każdą emocję, zrozumiał wszystko, co chciała mu powiedzieć; odpowiadając na to instynktownie, choć tak naprawdę nie umiał nazwać ani jednej z tych rzeczy. Po prostu wiedział. Nie rozumiał tego, ale pierwszy raz w życiu nie liczyło się dla niego, żeby tak się stało. Liczyła się tylko ona.
Hermiona zaparła się ręką o siedzenie kanapy, lgnąc do ciała Snape’a im mocniej on przywierał do jej drżących warg. Spazmatyczne oddechy scaliły się w jeden, a pocałunki stały łapczywe; żądne coraz silniejszego odwzajemnienia, im bardziej stawały się natarczywe.
— Tęskniłam za tobą — wyszeptała w jego usta, a on aż odsunął się, mierząc jej lśniące oczy uważnym wzrokiem.
Wstał, podając jej dłoń, a ona zrobiła to samo zupełnie bezwiednie, podążając jego krokami i przystając dopiero, gdy zatrzymał się przy krawędzi łóżka, odwracając w jej stronę. Wzrok, jakim ją zlustrował, wywołał przyjemne, obezwładniające ciarki na całym jej ciele i sprawił, że odruchowo wyprostowała się, nie chcąc całkowicie pod nim zniknąć. Kiedy jednak mężczyzna zrobił krok w jej stronę, zastygła, drżąc jedynie niekontrolowanie pod ostrzałem ciemnych oczu — głodnych, ale powściągliwych. Pewnych, ale jednocześnie pytających.
Zobaczyła kątem oka jego unoszące się ramię i westchnęła, gdy poczuła sztywną dłoń tuż przy obojczyku. Severus złapał pukiel luźno puszczonych włosów i okręcił go w palcach, odsuwając powolnym ruchem na plecy Hermiony, która wstrzymała oddech, obserwując z wyczekiwaniem jego twarz.
Mężczyzna nie patrzył na nią jednak, śledząc spojrzeniem ruch swojej dłoni i delikatne, eleganckie zdobienia na szacie Hermiony, które mimowolnie oznaczył śladem własnego dotyku. Przejechał palcami wzdłuż szczupłego ramienia, ale kiedy dotarł do zapięcia szaty, jego oczy skierowały się na szatynkę odnajdując jej rozświetlone płynnym złotem oczy.
Rozpiął pierwszy guzik, czując że z każdym kolejnym ruchem jego dłoni, oddech Hermiony przyspieszał. Kiedy pozbawił ją szaty całkowicie, usłyszał głębokie westchnięcie, któremu szybko jednak zawtórowało przekorne, równie chciwe spojrzenie. Młoda kobieta sięgnęła do zapięcia jego własnej koszuli, a Severus pozwolił jej zsunąć ciemny materiał z bladych ramion.
Dosięgnął jej twarzy i zagrabił usta w pocałunku, który przytłoczył ich oboje swoją potwornie przyjemną, ale nieznośnie nie do pokonania siłą. Hermiona nie pozostała mu dłużna, szybko wychodząc naprzeciw czułości i dając od siebie dwa razy więcej. Poczuła, że sztywne ramiona sięgają jej ciała, a kiedy Snape niespodziewanie wciągnął ją na siebie, owinęła nogi wokół jego bioder, czując twardy pasek wrzynający się w jej udo.
Nie miało to jednak znaczenia. Niewiele rzeczy zresztą w tej chwili go miało — nie liczyło się nic, co nie było dłońmi na jej ciele i ustami na jej wargach. Spojrzeniem, które z każdą ukradkową okazją pochłaniało kolejny i kolejny skrawek jej ciała, rozpływającego się pod jego mocą.
Kiedy zapadła się na materacu, a Snape zawisł nad nią na napiętych ramionach, nie miała już nad tym żadnej kontroli. Nie, kiedy patrzył na nią w ten sposób. Chłodne palce znalazły się na jej talii i przesunęły powoli w górę, ryjąc głębokie, palące bruzdy na skórze, a im wyżej się znajdowały, tym ciężej Hermionie przychodziło nabranie oddechu. Severus ponownie zagarnął jej twarz i pocałował, a ona od razu przysunęła się bliżej i wysunęła wyżej biodra — co zerwało nić powściągliwości, jaka gdzieś się w tym wszystkim jeszcze tliła.
Snape pozbył się spodni zwinnym ruchem, a kobieta aż sapnęła w jego usta, gdy zsunął jej bieliznę i poczuła jego napuchniętą męskość między udami. Jęknęła przeciągłe, kiedy wdarł się do jej środka, ale jego ruchy — choć stanowcze i chciwe — były tak niesamowicie subtelne, tak czułe, że Hermionę szybko przytłoczyła przyjemność, jaka za nimi szła.
Sposób, w jaki jej tułów wyginał się pod wpływem jego pchnięć, jak jej ramiona napinały się, eksponując kościste obojczyki i żyły biegnące wzdłuż wyciągniętej ku niemu szyi, doprowadzał go na skraj wytrzymałości. Sprawiał, że Severus miał ochotę tylko brać więcej i więcej; wziąć wszystko, co Hermiona mu dawała, choć pewnie i tego byłoby mu mało. Nie zdawał sobie sprawy, że dostać to mógł jedynie dając od siebie tyle samo; tyle ile tylko był w stanie — co robił i tak, instynktownie, zupełnie tego nieświadomy.
Podciągnął jej biodra wyżej, słysząc gardłowe westchnięcie, kiedy nieznośne rwanie dotarło w głąb jej podbrzusza i przyprawiło ją o niesamowicie przyjemny ból. Hermiona uniosła mimowolnie ramiona, szukając stabilnego oparcia w tych należących do Snape’a, ale kiedy wyczuła pod palcami napinające się mięśnie na jego łopatkach, jej kręgosłup przeszył impuls.
Krótki, cięty i tak potwornie przyjemny, że wywołał skurcze w całym ciele młodej kobiety, która zastygła, gotowa w każdej chwili rozpaść się na milion kawałków. Nie dała rady długo walczyć z zalewającym ją powoli spełnieniem i jęknęła przeciągle, a Snape docisnął ją mocniej do łóżka jeszcze kilka razy, warcząc tuż przy jej uchu i pozwalając jej być jego własnym końcem.
Nie odsunął się od niej jednak. Nie, kiedy tak na niego patrzyła. Jakby nie istniał nikt inny na świecie. Tylko on. Marszczyła brwi, które drżały od przewijających się przez jej twarz emocji i lustrowała powoli trzeźwiejącym spojrzeniem na zmianę jego pociemniałe oczy i usta, przekrwione od jej własnych pocałunków.
Sięgnęła do nich bezwiednie — wyciągnęła dłoń ku jego twarzy, przejeżdżając opuszkiem po wąskiej wardze, którą omiotła przeciągłym spojrzeniem, ale ku jej zaskoczeniu Severus nie odsunął się. Wręcz przeciwnie; pochylił się ku niej, składając na jej ustach powściągliwy pocałunek, a Hermiona odruchowo ujęła jego twarz, pragnąc zatrzymać go przy sobie jak na dłużej. On jednak oderwał się od jej ust i zmierzył ją krótkim spojrzeniem, odsuwając się i opadając ciężko na miejsce obok niej.
~
Tej nocy sen przyszedł, jakby nie musieli w ogóle o niego prosić. Kładli się z naiwną nadzieją, że zagwarantowali sobie spokój, dość szybko pogrążając się w przyjemnie relaksującym odpoczynku i popadając w rutynę, która tylko pogłębiła dziecinne pragnienie — jednak sen, który przychodzi łatwo, może równie łatwo zostać zniszczony. Jest kruchy, nie powinno się mu ufać. A oni powinni wiedzieć o tym najlepiej.
*błąd -> kąt, tylko za chwilę jest „kątem oka”Wróć do czytania
101 sposobów na torturowanie nastolatków mugolskimi sposobami 😀Wróć do czytania
bo mapa jest u Harrego 😀Wróć do czytania
tylko w życiu się do tego nie przyzna ;pWróć do czytania
chwilę jej to zajęło 😀Wróć do czytania