Sojusz, Granger? – Rozdział 55

Severus Snape zerknął na puste miejsce po swojej prawicy i zmarszczył brwi. Hermiona nie pojawiła się na śniadaniu, podobnie jak na wielu innych posiłkach w ciągu ostatnich dni. Sporadycznie wpadała do Wielkiej Sali, zachowując się wtedy jakby zupełnie nic się nie stało — i choć przytępiony bólem umysł nie działał na pełnych obrotach, Severus dostrzegł, że nie był jedyną osobą, w stosunku do której młoda kobieta zachowywała się powściągliwie. 

Aurora wyłapała jego spojrzenie, kątem oka zerkając na puste krzesło panny Granger i przez chwilę wyglądała, jakby zamierzała się odezwać. Szybko jednak zrezygnowała, odwracając głowę i sięgając po grzanki. Choć migrena skutecznie niwelowała jej apetyt, wmuszała w siebie jedzenie z czysto pragmatycznych powodów — wciąż miała zajęcia i obowiązki do wypełnienia, zwyczajnie nie mogąc pozwolić sobie na to, aby doprowadzić swój organizm do wycieńczenia. 

— Widzę, że eliksir pomógł — stwierdził Snape, kiedy po posiłku opuścili Wielką Salę. 

Aurora zerknęła na niego przez ramię i uśmiechnęła się krzywo, kierując ku klatce schodowej.

— Na tyle, na ile mógł — mruknęła. — Za to ty nie wyglądasz najlepiej.

Na ustach Snape’a pojawił się krzywy grymas. Czuł się o wiele lepiej, niż najwyraźniej wyglądał, co było wyłącznie zasługą Minerwy. Dzięki eliksirowi nasennemu, który kobieta podprowadziła dla niego z prywatnych zapasów Poppy przeznaczonych do wyjątkowych przypadków, był w stanie zaznać dobrej jakości snu po raz pierwszy od bardzo dawna. Nie zamierzał jej jednak tego mówić — jego ego było wystarczająco zdruzgotane po wydarzeniach poprzedniego wieczoru. 

Czuł do siebie odrazę. Całe życie uczył się, jak powściągać emocje, jak zachować zimną krew i jak nie dać agresji ujrzeć światła dziennego. Całe życie poświęcił, aby nauczyć się kontrolować swoje emocje. Teraz jednak okazywało się, że to wszystko było na marne — a on utknął pod jarzmem kolejnego okrutnego pana, jakim był nieznośny, rozprzestrzeniający się po jego ciele ból.

— Ponoć jesteś dobrze wychowana — prychnął Snape, a Sinistra zaśmiała się pod nosem.

— To nie wyklucza szczerości — stwierdziła. Jej brwi ściągnęły się ku sobie. — Powiedz… Rozmawiałeś z Hermioną?

Severus skrzywił się, słysząc imię “narzeczonej”.

— Wiele razy — odparł kpiąco, widząc wymowną minę czarnoskórej kobiety.

Aurora nie zamierzała wdawać się w szczegóły, nie chcąc prowokować Severusa; mężczyzna wciąż nie wiedział o jej udziale w ich planie i na tym etapie kobieta wolała, aby tak pozostało — zresztą decyzja o wyjawieniu mu prawdy zawsze leżała po stronie Hermiony. Chciała jednak wybadać, czy konflikt Severusa i Hermiony zelżał, aby móc pomówić z kobietą na spokojnie. Musiała wyjaśnić jej, że zatajanie przed nią prawdy nie było personalne, ale wiedziała jednocześnie, że wzburzenie nie pomaga w chłodnej ocenie sytuacji.

— Domyśliła się, że mi pomagasz — powiedziała. — Nie wiem dokładnie jak, ani co powiedziałam, żeby dać jej do tego podstawy, ale… Cóż. Najwyraźniej wynosi z tego związku o wiele więcej, niż przypuszczałam. — Kobieta uśmiechnęła się krzywo i dodała: — Tylko zbyt wiele sobie dopowiedziała. 

Severus przywiódł w pamięci kłótnię z poprzedniego wieczora, podczas której niefortunnie pozwolił sobie na wybuch agresji względem młodej kobiety i zrozumiał, co powodowało w niej aż takie wzburzenie. Zrozumiał, skąd w Granger nagromadziło się aż tyle rozgoryczenia. Dziwnie było mu to przyznać, ale potrafił to zrozumieć. Choć wciąż uważał, że słusznie postąpił zatajając przed nią informację o wizycie u Whitlocka, domyślił się, że po odkryciu, że on i Sinistra mają przed nią sekret, Hermiona poczuła się podwójnie oszukana. Zdążył poznać ją na tyle, że był niemal pewien co dokładnie sobie dopowiedziała — byłaby na tyle głupia, żeby wziąć to do siebie i stwierdzić, że uznali pewnie, iż jest za młoda, aby dzielić się z nią takimi informacjami. 

— Oczekujesz, że zostanę mediatorem? — zapytał, unosząc brew, a Aurora prychnęła pod nosem. 

— Skądże znowu — odparła ze słabym uśmiechem. — Sama zamierzam z nią pomówić, kiedy emocje opadną. Chciałam zwyczajnie wybadać, czy to już się stało.

Aurora liczyła, że podchwytliwym pytaniem dowie się wszystkiego, czego potrzebowała bez ujawniania, że wie o ich konflikcie. Snape zmrużył oczy, chwilę obserwując ją bez słowa i próbując ułożyć dyplomatyczną odpowiedź, która nie będzie w żaden sposób sugerować, że on i panna Granger nie rozmawiali ze sobą od niemal tygodnia. 

— Dzisiaj i tak jej nie złapiesz. Ma załatwienia w Londynie — stwierdził, po czym uniósł kpiąco brew i dodał: — Ale jeśli chcesz mojej rady…

— Nie śmiałam pytać, ale chętnie ją przyjmę — wtrąciła Sinistra.

— Hermiona jest… elastyczna — powiedział Snape, ignorując, że kobieta mu przerwała i uniosła pytająco brew w odpowiedzi na dobór słów, których użył. — Łatwo dostosowuje się do cudzego zachowania. I do humoru osoby, z którą rozmawia.

Naczelny hipokryta Hogwartu, Severus Snape, skrzywił się słysząc własne słowa. Gdyby tylko potrafił stosować się do rad, których udzielał, cała ta sytuacja nie miałaby miejsca — i z pewnością nie byłaby aż tak rozdmuchana. Resztki godności, które mu pozostały powstrzymały go do przyznania się przed samym sobą, że jest w tym trochę jego winy; to, że dla niego informacja o wizycie u Whitlocka była nieistotna nie znaczyło, że nie mógł się wcześniej domyślić, że tylko on tak czuje. Przyzwyczaił się już, że Granger próbowała, czasem na siłę, zmusić go do dbania o samego siebie i sama robiła dokładnie to samo. Przyzwyczaił się, że czasem, na siłę, zmuszała go do robienia rzeczy, które zwyczajnie miały poprawić mu humor przy okazji robiąc to samo dla samej siebie. Słuchanie narzekania na jej własną bezradność w związku z brakiem możliwości towarzyszenia mu nie byłoby najgorszym, co zmuszony był robić. 

— I w przeciwieństwie do nas ma uczucia, które można zranić — mruknęła Aurora, unosząc wymownie brwi. 

Snape zatrzymał się, kiedy dotarli pod ruchome schody i zlustrował młodszą nauczycielkę uważnym wzrokiem. Ta jedynie skinęła mu głową i złapała odjeżdżającą właśnie platformę, która niestety dowiozła ją zaledwie na drugie piętro. Aurora westchnęła, schodząc na podest i skierowała się w stronę korytarza, znikając Snape’owi z widoku. 

Mężczyzna zerknął na zegarek przewieszony przez kościsty nadgarstek i zaklął pod nosem. Miał jeszcze trochę czasu. Wspiął się pospiesznie na pierwsze piętro i ruszył korytarzem w stronę wschodniego skrzydła, czując mrowienie w miejscu, gdzie jego ramię uciskał opatrunek Granger. Dotknął go, marszcząc brwi i skrzywił się, w myślach jak mantrę powtarzając, że robi to dla samego siebie — ktoś musiał zakończyć ten bezsensowny spór i to właśnie on zamierzał to zrobić. Tak, pomyślał. Powie jej co sądzi o jej dziecinnym zachowaniu i jasno da do zrozumienia, że jest po prostu głupia myśląc, że trzymanie przez niego informacji dla siebie znaczyło cokolwiek więcej. Tylko tym razem zrobi to bez podnoszenia na nią głosu. 

Dotarł pod drzwi gabinetu Granger przygotowując w głowie listę obelg, które nie byłyby zbyt obraźliwe, ale i nie za łagodne, żeby tym raz dobrze go zrozumiała. Wyciągnął dłoń, zamierzając zapukać, jednak zanim jego dłoń dosięgnęła drewnianego skrzydła, mężczyzna zawahał się. Przecież to idiotyczne. Dlaczego w ogóle tu przyszedł? Nigdy nie robił czegoś takiego — nigdy nie wyciągał pierwszy ręki. Dlaczego więc jego nogi przywiodły go pod gabinet Hermiony, a w głowie rozegrała się już rozmowa, w której choć nie przyznaje się do błędu, jest w stanie częściowo wziąć na siebie winę? Nie, pomyślał. To za dużo. Musiał iść na kompromis z samym sobą — coś za coś. Skoro podjął decyzję, że to on zakończy ten spór należał mu się przywilej pozostawienia takich wniosków dla siebie. Jego ego i godność były wystarczająco nadszarpnięte jak na tak krótki okres czasu.

Zapukał trzy razy i odsunął się o krok. Nasłuchiwał kroków po drugiej stronie, jednak jedyne co mu odpowiedziało to cisza. Zmarszczył brwi i zacisnął mocno szczękę, kiedy przez chwilę absolutnie nic się nie stało. Zapukał ponownie, jednak efekt był ten sam. 

— Ojej, Snapuś się stęsknił? — usłyszał i odwrócił się, dostrzegając wiszącego z sufitu Irytka. — Nie ma jej — zakpił duch. Severus zmarszczył brwi, myśląc, że mają z nim spokój, jednak najwyraźniej jedyne, co zrobili, to uśpili swoją własną czujność. — Spakowała manatki i się wyniosła.

— A ty od razu cwaniakujesz — rzucił pogardliwie Snape i uniósł brew. — Żałosna kreatura — wycedził i machnął dłonią, odganiając poltergeista. — Precz.

Odwrócił się na pięcie, nie zamierzając nawet zaczynać dyskusji. Irytek, zachęcony brakiem obecności Hermiony w Hogwarcie, krzyczał jeszcze chwilę wyzywając go od sztywniaków, ale szybko przestał, kiedy tylko Snape zniknął z jego pola widzenia. Mężczyzna uznał, że takie rozwiązanie jest mu za rękę — musiał mentalnie przygotować się na tę rozmowę. Nie mógł ot tak pójść i przyznać, że on też miał udział w całej tej żenującej kłótni. Musiał pomyśleć.

Szybko jednak zrozumiał, że nie będzie miał na to czasu — kiedy wrócił do siebie szybkie zerknięcie na biurko przypomniało mu, że zadał eseje, których sprawdzenie odłożył na ostatnią chwilę, a ta nieubłaganie nadeszła. Zabrał się do pracy, przekreślając kolejne durne zdania i nawet nie zorientował się, że wybiło południe. Uświadomiło mu to dopiero donośne bicie ściennego zegara i Minerwa McGonagall, która zapukała do drzwi jego gabinetu.

— Wejść — odparł, a widząc postać przyjaciółki w progu, wywrócił oczami. — Przyszłaś ocenić mój stan zdrowia czy zmieniłaś zdanie i jednak wystawiłaś rachunek za szkody? 

— Jak widać stanu zdrowia oceniać nie muszę — powiedziała kobieta wymownie, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. — A co do szkód… — Minerwa uśmiechnęła się pod nosem, podchodząc bliżej. — Cóż. Czego Horacy nie zobaczy, to Horacy’ego nie zaboli. — Czarownica usiadła na jednym z foteli przed biurkiem i uniosła brew, przyglądając się przyjacielowi z rozbawieniem. — Nie możesz sobie odpuścić, prawda? 

Snape prychnął, odkładając pióro do kałamarza i spojrzał na Minerwę kpiąco.

— Zachowuj się bardziej jak przełożona, a mniej jak matka.

— Nie jesteś na to gotów, mój drogi — zaśmiała się McGonagall. — Wbrew temu, co chcesz sobie twierdzić, ja wiem, że taka protekcja ci odpowiada.

Kolejne gorzkie prychnięcie poprzedziło skrzypnięcie biurka, kiedy Severus pochylił się w stronę dyrektorki, składając dłonie przed sobą. Przyjrzał się Minerwie zastanawiając czy do reszty postradała zmysły, czy może zaraz po śniadaniu strzeliła sobie kieliszek czegoś mocniejszego. 

— Wiem, że chciałabyś, żeby tak było — stwierdził. — Wtedy miałabyś dobrą wymówkę, żeby móc zachowywać się tak, jak się zachowujesz. Oko za oko.

Tym razem to Minerwa prychnęła, odchylając się nieco na krześle i krzyżując ramiona na piersi.

— Doceniam twoje starania, Severusie, ale nie przekonasz mnie, że jest inaczej — odparła. — Jeśli naprawdę potrzebujesz dowodów…

— Jeśli jakiekolwiek posiadasz — wtrącił Snape, a Minerwa na moment zamilkła.

— Usilnie próbujesz się doprosić tego rachunku, czyż nie? — zapytała, unosząc kpiąco brew, a Snape prychnął pod nosem. 

Zorientował się, że od czasu ogłoszenia przez niego zaręczyn z Granger jego rozmowy z Minerwą były czysto profesjonalne i ta rozmowa była prawdopodobnie jedną z pierwszych, o ile nie pierwszą, w której byli w stanie żartować i komunikować się jak za dawnych czasów. Snape przestał przychodzić na herbaty głównie dlatego, że kobieta stała się bardzo monotematyczna, a początkowo sama konieczność udawania zakochanego po uszy w młodej, gadatliwej kobiecie wysysała z niego dostatecznie dużo energii. Teraz jednak Minerwa powoli popadała w stan stagnacji, który przewidział, i przyzwyczajała się powoli do faktu, że jej przyjaciel naprawdę związał się z Hermioną — i nie zamierzał najwyraźniej tego zmieniać bez względu na jej zachowanie.

— Pod warunkiem, że do tego dołożysz podwyżkę — sarknął.

Minerwa uśmiechnęła się, kiwając pobłażliwie głową. Cieszyło ją, że sytuacja z wczoraj póki co wyglądała na zażegnaną. Martwiła się o zdrowie Severusa bardziej, niż mu się wydawało. Bardziej niż mogły na to wskazywać jej czyny, które poniekąd dokładnie z tej troski wynikały — chciała dla niego jak najlepiej, jednak obawiała się, że mężczyzna fałszywie wierzył, że związek z panną Granger da mu szczęście. Minerwa wiedziała, że tak nie będzie. Chciała oszczędzić mu cierpienia, zawodu i goryczy, która przyszłaby za nieuchronnym rozstaniem. Nie miała absolutnie nic do samej panny Granger — pod względem wyboru partnerki była wręcz zaskoczona, jak szybko oswoiła się z myślą, że to właśnie nią zainteresował się Severus. Wiedziała jednak, że to nie wystarczy. Zgodność charakterów w tym przypadku nie miała żadnego znaczenia.

Kiedy ponad dwa kwadranse później dotarli do Munga przedstawili cel swojej wizyty przemiłej, acz bardzo nonszalancko zachowującej się recepcjonistce, która wskazała im krzesła w poczekalni i kazała poczekać. Duże, obskurne pomieszczenie przepełnione było oczekującymi na przyjęcie pacjentami, od których aż czuć było odór chorób. Severus skrzywił się, widząc dwa gobliny siedzące w rogu pomieszczenia, które wyglądały, jakby zaraz miały paść trupem na posadzkę. Na jego szczęście Hugh Whitlock przywitał ich niedługo po tym, jak przybyli do szpitala. Ubrany w żółto-zielonkawy kitel z emblematem szpitala wyglądał jeszcze bardziej przyjaźnie, niż poprzednim razem, kiedy Severus miał okazję go widzieć co wywołało na twarzy Snape’a niemal natychmiastowy grymas. 

— Bardzo cieszy mnie, że zdecydował się pan jednak odpowiedzieć na moje zaproszenie, panie Snape — powiedział uzdrowiciel, kiedy minęli podwójne, obdarte z farby drzwi i skierowali się ku klatce schodowej. — Przygotowałem wszystko, na nasze dzisiejsze testy, ale muszę prosić o pańską cierpliwość. Sprzęt jest dość… cóż, wysłużony to jedyne słowo, jakie nasuwa się na myśl, choć to mocne niedopowiedzenie.

— Skoro i tak marnujemy czas to nie robi to absolutnie żadnej różnicy — stwierdził Snape, wspinając się za uzdrowicielem po schodach. Minerwa zgromiła przyjaciela karcącym spojrzeniem, zupełnie jakby był pięciolatkiem, który nie umie zachowywać się w towarzystwie.

— O tym przekonamy się dopiero za kilka godzin — stwierdził niezrażony Whitlock. — Przy tej okazji warto, żebym wspomniał, że testy i tak mogą nie być rozstrzygające. Być może zajdzie konieczność powtórzenia ich części albo wykonania dodatkowych konsultacji. — Mężczyzna przystanął na stopniu i spojrzał na Snape’a oceniająco, lustrując go jasnozielonymi tęczówkami. — Jadł pan dzisiaj?

Minerwa uniosła brew, w duchu nieco rozbawiona miną Severusa, który zaczynał powoli żałować, że dał się namówić na tę maskaradę. Posłał wściekłe spojrzenie Whitlockowi, który jedynie skinął głową i ruszył schodami w górę, prowadząc ich aż na czwarte piętro. Biały, brudny nieco baner oznajmiał, że wkraczają na teren oddziały Urazów Pozaklęciowych — Severus dostrzegł nazwiska uzdrowicieli wypisane na niedużej, szarej tablicy, według której dyżur pełnił tego dnia niejaki Cillian Hawkins w asyście Mabel Hill. Do jego nozdrzy niemal od razu dotarł charakterystyczny zapach sterylności, którego nie zakłócały żadne nieprzyjemne odory tak jak to miało miejsce w poczekalni. Snape zmarszczył brwi, przypominając sobie dokładnie czas, kiedy po wojnie przyszło mu spędzić na tym samym oddziale kilka długich, wyczerpujących wbrew pozorom tygodni.

— Dzień dobry. — Niska, nieco tęższa pielęgniarka przywitała ich, kiedy wkroczyli za Whitlockiem do jednej z sal, w której znajdowało się pojedyncze łóżko oraz masa sprzętów ustawionych dookoła. — Proszę rozebrać płaszcz, wieszak jest w rogu — powiedziała, wskazując Severusowi i Minerwie stojak pod niewielkim oknem, które chroniły grube, metalowe kraty. 

— Jeśli chce pani skorzystać z kawiarni, może pani udać się na piąte piętro — zaproponował Whitlock, kiedy Minerwa ściągała płaszcz. — Testy chwile potrwają, nie ma konieczności, aby była tu pani cały czas.

Minerwa zerknęła na Severusa, który posłał jej obojętne spojrzenie.

— Nic nie szkodzi — odparła z uśmiechem. — Jeśli tylko moja obecność wam nie przeszkadza, chętnie zostanę.

— Moje zdanie w ogóle bierzesz pod uwagę? — zakpił Snape, co spotkało się z wymowną miną McGonagall. 

— Dobrze, w takim razie zacznijmy — oznajmił uzdrowiciel. Machnął różdżką, a drzwi pomieszczenia zamknęły się. Z ich czubka zsunęła się szaro-niebieska kotara, przysłaniając szybę i dając im odpowiednią dawkę prywatności. — Proszę rozebrać koszulę i usiąść na łóżku.

Snape zacisnął mocno szczękę i dopiero po chwili wykonał polecenie. Kątem oka dostrzegł, że Minerwa przysiadła na krześle w rogu pomieszczenia i z niepokojem obserwowała, jak czarny materiał odsłania ranę na piersi przyjaciela. 

— Będę musiała go ściągnąć — powiedziała pielęgniarka, kiedy Snape zdążył usiąść na kozetce. Podeszła bliżej i zmarszczyła brwi, przyglądając się opatrunkowi rozciągniętemu przez ramię aż do wystającej, kościstej łopatki. — Doktorze?

— Tak, tego też się pozbędziemy — mruknął Hugh, marszcząc lekko brwi. — Skąd pan to ma?

Roześmiana twarz Hermiony pojawiła się przed oczami Severusa dosłownie na ułamek sekundy.

— To prezent — odparł. 

Minerwa zmarszczyła brwi, widząc, że przyjaciel skrzywił się nieco, kiedy korpulentna pielęgniarka oderwała pewnym ruchem plaster od jego skóry. 

— Jaki wyciąg zawiera? — zapytał Whitlock. 

— Nagietek, walerianę, pięciornik i głóg — odparł Snape.

Uzdrowiciel uniósł krzaczastą brew.

— Pięciornik i głóg — mruknął, intensywnie nad czymś rozmyślając, a Severus dostrzegł na jego skroni podłużną, pojedynczą żyłę. W pewnej chwili cmoknął ustami i wydął je w podkówkę z aprobatą, kiwając głową. — No dobrze. Proszę to wypić — polecił, podając Snape’owi naczynko z przygotowaną porcją eliksiru. Od razu zauważył uniesioną brew i nieufne spojrzenie ciemnowłosego czarodzieja, na co prychnął w odpowiedzi. — To eliksir na bazie wywaru przywracającego, panie Snape — wyjaśnił. — Gwarantuję, nie zadawałbym sobie tyle trudu tylko po to, aby pana otruć. — Severus zagryzł mocno szczękę, ale w końcu sięgnął po fiolkę stojącą na metalowej tacce i przechylił ją, czując od razu gorzki, cierpki smak piołunu na języku. — Dobrze. A teraz proszę się położyć — polecił Whitlock, kiwając głową w kierunku asystującej mu kobiety.

Snape wykonał polecenie dopiero po chwili. Od razu przypomniał sobie, jak obudził się po wojnie dokładnie w takiej samej pozycji. Ten sam pęknięty, brudnawy sufit był jego jedynym towarzyszem przez bardzo długi czas. Pielęgniarka pojawiła się w zasięgu wzroku Snape’a i pochyliła się, dotykając delikatnie skóry wokół jego rany i przemywając ją gazikiem. Zaraz potem mężczyzna poczuł, że zimna stal dotyka tego samego miejsca, a kiedy zerknął w dół spostrzegł, że do jego piersi przyklejona została metalowa płytka od której ciągnęło się multum kabli.

— Poczuje pan lekkie szczypanie — uprzedziła pielęgniarka, uśmiechając się pocieszająco do Severusa, który beznamiętnie odwrócił spojrzenie na sufit. 

Rzeczywiście, poczuł. Było niczym w porównaniu z bólem, który zdarzało mu się odczuwać, a po chwili zmieniło się w przyjemne wręcz pieczenie, jakby ciepły prąd zaczął przepływać przez stal. Whitlock bacznie obserwował wyraz twarzy Snape’a, który jednak nie poruszył się do momentu, kiedy gorąco nie ustało — a potem jedynie zerknął przelotnie na pielęgniarkę, która w skupieniu przyglądała się blaszce. W pewnej chwili jej błękitne oczy uniosły się na uzdrowiciela.

— Trzy razy, po dziesięć jednostek — mruknął Hugh, marszcząc brwi i zerknął ponownie na Severusa, który jedynie przymknął oczy.

Nie mógł dłużej patrzeć na poobdzierany sufit nie pamiętając zbolałych spojrzeń pielęgniarek i lekarzy, którzy ponad pięć lat temu ślęczeli nad nim próbując znaleźć coś, co nie istniało. Rozwiązanie, po które — o zgrozo — znów prosił. W głowie jak dzwon kołatały mu się słowa, które wtedy nad nim wypowiadano, a jego wnętrzności znowu obrosło uczucie obezwładniającej niemocy i bezsilności. Słabości. Zupełnie jak wtedy, po wojnie — z tą różnicą, że teraz, kiedy zamykał oczy, nie widział już ciemnego, zabitego podmokłymi deskami sufitu Wrzeszczącej Chaty. 

Widział czerwień aksamitnego materiału balowej sukni, który falował pod wpływem energicznych ruchów. Widział piękne, miodowe refleksy na brązowych włosach, które pojawiały się tylko wtedy, kiedy światło padało na nie pod odpowiednim kątem. Widział orzechowe tęczówki okolone bardzo cienką, zielonkawą obwódką widoczną tylko w ciepłym płomieniu świec. 

Severus syknął, czując że ciepło zmienia się w drażniące szczypanie, którego nie był w stanie dłużej ignorować. Otworzył oczy, chcąc posłać mordercze spojrzenie pielęgniarce, ale nie dostrzegł jej nigdzie — za to zauważył Whitlocka, który marszczył brwi w skupieniu przyglądając się Snape’owi. 

— W skali od jeden do pięć na ile ocenia pan ból? — zapytał uzdrowiciel, na co Severus wykrzywił usta w grymasie i nieco obnażył zęby. 

Powstrzymał się od kąśliwej odpowiedzi tylko dlatego, że nienawidził marnować czasu. Wiedział, że żadnemu z nich nie zależało, aby sztucznie rozciągać tę wizytę w czasie.

— Jeden — odparł. — Mocno naciągane.

Minerwa wywróciła oczami, śmiejąc się w duchu, choć po prawdzie widok leżącego pod kablami przyjaciela ściskał jej serce i powodował, że kobieta mocno zaciskała szczękę. Widziała, że on również to przeżywał choć maskował to ciętym humorem i sarkazmem — zbyt dobrze pamiętała, jak zachowywał się po wyjściu ze szpitala po wojnie.

Whitlock cmoknął, kręcąc głową. 

— Kontynuujemy dziesięć jednostek, ale zwiększamy do pięciu razy — zarządził, a pielęgniarka pojawiła się w zasięgu wzroku Severusa. 

Severus widział jednak, że cokolwiek się działo, nie satysfakcjonowało Whitlocka. Choć jego ból był znikomy, co powinno raczej cieszyć, uzdrowiciel z jakiegoś powodu uznał ten symptom za niepokojący. Mimo, iż starał się zachować profesjonalną twarz i nie dać nic po sobie poznać, Snape dostrzegł cień zaskoczenia przemykający przez jego wzrok oraz lekkie drżenie warg, kiedy powstrzymywał niezadowolony grymas. 

Nie był pewien, ile czasu minęło zanim blaszka stała się kompletnie zimna. Pielęgniarka kręcąca się koło jego łóżka odczepiła ją pewnym ruchem od jego nagiej skóry, przemywając okolicę rany tym samym płynem, w którym Severus rozpoznał dość charakterystyczny zapach soku z chorbotka. 

— To wszystko? — zapytał kpiąco Snape, podnosząc się na łokciach, ale po minie Whitlocka domyślił się, jak brzmiała odpowiedź na jego pytanie. 

— To była tylko diagnostyka — stwierdził Hugh, unosząc wymownie brew. — Za moment rozpoczniemy badanie, jednak z tego miejsca chciałbym uprzedzić… — Magomedyk zawahał się, marszcząc brwi i lustrując swojego pacjenta uważnym spojrzeniem. — To będzie czasochłonne. Nie może się pan poruszać, nie może pan nawet drgnąć, dlatego…

Minerwa uniosła wysoko brwi, widząc jak pielęgniarka wyciąga spod wysłużonej kozetki pasy zabezpieczające.

— Wykluczone — warknął Snape. 

— To nie jest coś, co podlega dyskusji, panie Snape — upomniał go uzdrowiciel. — Żeby badanie przyniosło jak najbardziej jednoznaczne rezultaty będę zmuszony pana unieruchomić. — Whitlock i pielęgniarka wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym mężczyzna dodał: — Poza tym wchodzą tu w grę względy bezpieczeństwa.

— Proszę mi wierzyć, potrafię wytrzymać wiele czasu w bezruchu — powiedział ostro Severus, licząc, że jego cięte spojrzenie uświadomi medykowi, że nie ma siły na świecie, która zmusi go do przypięcia się pasami do stołu. 

— To nie kwestia wiary — odparł nieco łagodniej Hugh. — Alicjo, proszę.

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować pielęgniarka wypuściła z dłoni pasy, które z zawrotną prędkością poszybowały na drugą stronę łóżka i oplotły Severusa, przygważdżając go do łóżka z taką siłą, że ten w pierwszej chwili stracił oddech. 

— Co…

Minerwa zmarszczyła brwi, słysząc jego stłumione warknięcie.

— Panie Snape, im bardziej będzie się pan wyrywał, tym pasy mocniej się zacisną — powiedział spokojnie Whitlock, posyłając mężczyźnie wymowne spojrzenie. — Rozumiem, że to niekomfortowe…

— I przede wszystkim wbrew mojej woli — wtrącił wściekle Snape.

— Przypominam, że to pan się do mnie zgłosił. — Whitlock nie wyglądał, jakby był wzruszony zachowaniem leżącego przed nim mężczyzny. — Proszę leżeć spokojnie.

Minerwa uchyliła usta, spodziewając się, że Severus zaoponuje, jednak ku jej zaskoczeniu ten jedynie milczał. Zamknął oczy, czując sztywny materiał pasów zaciskających się na jego ciele i zagryzł mocno szczękę, kiedy fala zimna obezwładniła jego ciało. Znów leżał na wilgotnej, kamiennej posadzce lochu pod Hogwartem i czuł, jak jego ciałem wstrząsa dreszcz. Przyzwyczaił się do chłodu, ale wtedy — związany grubym, samozaciskającym się sznurem, który wrzynał się w jego poranioną skórę aż do samej krwi — jedyne czego chciał, to żeby się go pozbyć. Doskonale pamiętał, jak bardzo chciał wtedy nie czuć nic — ani zimna, ani bólu, który sprawiały mu klątwy Voldemorta śmiejącemu się mu prosto w twarz. 

Stracił rachubę czasu. Słyszał nad sobą mamrotanie Whitlocka oraz kroki pielęgniarki, która obchodziła jego łóżko, co jakiś czas wychodząc z pomieszczenia. Kiedy nie wracała dłuższą chwilę, a szepty uzdrowiciela ucichły, Severus otworzył oczy. Jego oczom ukazało się coś, czego zdecydowanie się nie spodziewał. Musiał przyznać, że było to coś, co w całej tej farsie go zaskoczyło — nad jego ciałem rozciągała się błękitna, tląca się mdłym światłem bańka, którą Whitlock kontrolował w skupieniu nawet jej nie dotykając. Bańka stworzona z materii, którą Severus kiedyś już widział. 

I wtedy poczuł coś innego.

Coś, czego nie spodziewał się poczuć.

Ból tak przeraźliwy, że niemal spalił jego wnętrzności — dotarł do każdej komórki jego ciała wyrywając obrzydliwy, nagły jęk z zaciśniętych w męce ust. Severus nie potrafił go powstrzymać, a kiedy ból uczepił się jego mózgu niczym wyniszczający pasożyt nie potrafił również go wyprzeć. Jedyne, co potrafił zrobić to bezsilnie pozwolić, aby potężna siła przetoczyła się przez jego ciało i zasiała w nim spustoszenie. Nie zostawiając ani jednej, żywej komórki. Ani jednej kropli krwi. Ani pojedynczego bicia serca. 

Severus miał wrażenie, że świat wokół niego pociemniał. Zamknął oczy, próbując utrzymać w umyśle jedyne wspomnienie, jakie tliło się ponad gęstniejącą mgłą osłabienia. Granger. Zobaczył jej zmartwione oczy, wpatrujące się w niego w troską. Niemal czuł gorące dłonie na swojej skórze, zupełnie jak wtedy, kiedy zaklęciem ukoiła na moment jego ból. Niemal czuł wibracje przepływające wraz z jej magią do jego zmęczonego ciała. I choć ból nie ustąpił, nie zmalał, Snape miał wrażenie, że stał się nagle znośny — a przeraźliwe uczucie zimna zostało wyparte ciepłem, które rozlało się po jego ciele.

Minerwa podniosła się gwałtownie, widząc, że pomimo cierpienia Snape’a Whitlock nie przerwał zaklęcia. Podeszła powoli do łóżka, kładąc szczupłe dłonie na metalowym oparciu i zmarszczyła brwi. Widziała, że cierpiał. Choć nie miał możliwości ruchu, jego ciałem raz po raz wstrząsał dreszcz, a na ustach pojawił się makabryczny grymas, jakiego nigdy do tej pory u niego nie zauważyła. Nigdy, nawet w najgorszym akcie słabości spowodowanej katorgą, jakiej doświadczał. 

Wytrzymaj, poprosiła, kiedy z gardła Severusa wydobyło się kolejne zbolałe warknięcie. Nie było jednak gardłowe, ciche — rozdarło powietrze ilością emocji, jakie ze sobą niosło i zmusiło Minerwę do przymknięcia powiek. Człowiek rzadko kiedy miał okazję słyszeć aż tak żałosny, mrożący krew w żyłach zew agonii, a kiedy dodatkowo pochodził on od bliskiej osoby, sprawiał niemal fizyczne bolesne odczucie. Jakby dźwięk ranił skórę niczym najcieńszy papier, zostawiając na niej małe, nieznośne blizny.

Severus nie miał pojęcia, jak długo wytrzymał. Jak długo wegetował na skrawkach silnej woli, aby pozostać przytomnym — nie był nawet pewien, czy mu się to udało. Jeśli stracił świadomość to musiał odzyskać ją niemal od razu, bo doskonale pamiętał każdą sekundę, w której jego ciało zalewała przytłaczająca fala agonii. Przyćmiła wszystkie receptory i odebrała Severusowi wszystko — włącznie z poczuciem czasu i kontrolą nad własnym jestestwem. 

— Panie Snape. — Przytłumiony głos Whitlocka dotarł do niego z opóźnieniem i zamajaczył ponad powoli opadającą mgłą bólu i zmęczenia. Severus uchylił powieki, czując jakby ważyły co najmniej tonę i zamrugał, czekając aż rozmazany obraz nabierze ostrości. Orzechowe tęczówki ze wspomnień rozmyły się, a w ich miejsce pojawiły się jasnozielone oczy lustrujące go uważnie. — Żyje pan, to dobrze. Alicjo.

Snape poczuł, że ucisk pasów zelżał. Poruszył zdrętwiałymi kończynami, kiedy tyko materiałowe kajdany uwolniły jego ciało, które wydało się mężczyźnie jak z ołowiu — zupełnie jakby tym razem to nie coś fizycznego powstrzymywało go od ruchu. Leżał chwilę, absolutnie wyczerpany i wyzuty z całej energii, potrafiąc jedynie wpatrywać się w sufit, którego nie oddzielała od niego żadna magiczna bańka.

— Proszę poruszyć palcami — poleciła pielęgniarka, łapiąc delikatnie jego nadgarstek, a Severus skrzywił się, mocno zaciskając pięść. — Dobrze. Teraz druga — poprosiła, sięgając przez łóżko, jednak zanim zdążyła ponownie go dotknąć, Snape uniósł dłoń i ponowił gest, posyłając jej butne, choć wciąż wycieńczone spojrzenie. — Podwójnie responsywny. 

Whitlock zmrużył oczy i skinął głową, czekając, aż Severus podniesie się i usiądzie na łóżku. Rana na jego piersi nieco zbladła, choć w miejscu, gdzie magia przenikała przez jego ciało pozostały czerwone, wyraźnie widoczne ślady. 

— Więc? — Snape zmierzył go wyczekującym spojrzeniem, unosząc nieco lewą brew. Whitlock podszedł do niego, stając naprzeciw i zmierzył go równie intensywnym, ale o wiele pewniejszym i żywszym spojrzeniem. — Który z nas pierwszy przyzna, że było to absolutnie niepotrzebne?

Bez ani jednego słowa Hugh zrobił krok w stronę Severusa, przykładając dużą dłoń do nagiej, rozgrzanej piersi. Niemal bez wysiłku pchnął go do tyłu, jednak ku zaskoczeniu Snape’a druga dłoń mężczyzny w ułamku sekundy znalazła się po drugiej stronie, na łopatce, stanowiąc opór dla zaklęcia, które wydobyło się spod palców Whitlocka. Severus poczuł jak przyjemny, niezwykle relaksujący impuls rozlewa się po jego ciele i rozluźnia spięte, zwiotczałe bólem mięśnie. 

— Wątpię, aby był to pan — stwierdził Whitlock wymownie, widząc wyraz ulgi na twarzy czarodzieja. Minerwa, która nie opuszczała boku Snape’a, podeszła bliżej wciąż marszcząc brwi w zmartwionym wyrazie. 

— Jak się czujesz? — zapytała, widząc, że ciemne brwi przyjaciela marszczą się w niezrozumiałym dla niej wyrazie.

Whitlock zerknął na Severusa, chcąc usłyszeć jego odpowiedź. Kiedy jednak nic takiego się nie wydarzyło, skierował spojrzenie na pielęgniarkę.

— Alicjo, eliksir. Przynieś też proszę fiolkę wywaru regeneracyjnego — powiedział, a kobieta skinęła mu porozumiewawczo głową i opuściła gabinet. Whitlock zerknął na Snape’a, który w milczeniu przyglądał się ścianie sali szpitalnej. — Zaklęcie potrwa kilka dni. Rozluźni mięśnie, miejmy nadzieję, że napady bólu będą słabsze i rzadsze. 

— Kolejny środek tymczasowy? — zapytała Minerwa mimochodem, kręcąc głową nieco rozczarowana.

— Niestety na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie zaoferować nic więcej — odparł uzdrowiciel, odwracając się ku kobiecie, ale kątem oka wciąż kontrolując stan Severusa. — Badanie… Nie dało jednoznacznego rezultatu.

Snape gorzko prychnął. Spuścił głowę, obnażając zęby w pogardliwym grymasie, zupełnie jakby na jego usta cisnęło się jadowite “a nie mówiłem”.

— To dalej nie oznacza, że sprawa jest stracona — powiedziała Minerwa, choć bardziej do przyjaciela, niż w odpowiedzi na słowa Whitlocka.

— Właściwie to wręcz neguje taką teorię — dodał uzdrowiciel. Jego niespodziewane stwierdzenie przyciągnęło uwagę Severusa, który podniósł na mężczyznę ospałe, agresywne spojrzenie i zmarszczył brwi. — To, czego pan teraz doświadczył nie powinno mieć miejsca. Nie po eliksirze, który został panu podany — wyjaśnił Whitlock. — Dzięki temu wykluczyliśmy chociaż jedną teorię. 

Minerwa zmarszczyła brwi, zerkając na Snape’a, który ociężale podniósł się ze szpitalnego łóżka i pstryknięciem palca przywołał do siebie koszulę.

— Severusie… 

— Klątwa nie powoduje bólu — mruknął, naciągając na siebie czarny materiał. Zmierzył Whitlocka wyczekującym, natarczywym spojrzeniem, a magomedyk w końcu skinął głową. McGonagall uchyliła wargi w zaskoczeniu.

— Obserwowałem aktywność magii i jej skupiska w momencie, w którym miał pan atak — powiedział Whitlock, marszcząc brwi. — To nie jest uraz pozaklęciowy. Muszę to skonsultować, aby mieć pewność, ale objawy są absolutnie niestandardowe. Na tyle, że niemal z pewnością mogę stwierdzić, że pana ból nie jest bezpośrednim wynikiem klątwy, jakiej pan doznał. 

— Więc czego? — zapytała Minerwa. — I dlaczego w takim razie wcześniej nie było żadnych objawów?

— Jestem specjalistą od urazów czarnomagicznych, pani McGonagall — odparł wymownie Whitlock. — I bazując na całym moim zawodowym doświadczeniu stwierdzam, że to nie należy do jednego z nich. Nie znam się niestety na wszystkich dziedzinach magomedycyny.

Pielęgniarka wróciła do pomieszczenia i wręczyła uzdrowicielowi dużą, szklaną kolbę. Severus zmrużył oczy przyglądając się zawartości, którą rozpoznał od razu — naczynie wypełnione było tym samym eliksirem, który dostał od magomedyka ostatnim razem. Niespodziewanie kobieta wyciągnęła drugą, małą fiolkę, którą podała Severusowi z wymowną miną. 

— Więc co teraz? — zapytała Minerwa.

— Póki co proszę skupić się na środkach tymczasowych, będą łagodziły objawy — powiedział Whitlock, podając kolbę Snape’owi i zerknął wymownie na fiolkę, którą Snape otrzymał od pielęgniarki. — Proszę to wypić. Postawi pana na nogi. Dawkowanie tego — dodał, wskazując kolbę — pan zna, w razie konieczności proszę stosować z dwoma kroplami Eliksiru Wiggenowego, ale nie częściej niż raz na dobę. Napiszę do pana tak szybko, jak tylko otrzymam potwierdzenie swoich podejrzeń. Postaram się znaleźć kogoś, do kogo będzie mógł się pan zwrócić, ale póki co nie jestem pewien, czy znam taką osobę. — Uzdrowiciel na moment zamilkł, a jego wzrok skierował się na szafkę ustawioną przy łóżku, gdzie kręciła się pielęgniarka. Kobieta odwróciła się i podeszła do Severusa, odbierając od niego pustą fiolkę po eliksirze. — I proszę korzystać w tych opatrunków, jeśli ma pan taką możliwość — dodał Whitlock, wskazując dłonią na ranę ukrytą pod koszulą Snape’a. — Zdecydowanie poprawiają stan wizualny rany i najwyraźniej przyspieszają jej gojenie. Zbladła, odkąd widzieliśmy się ostatnim razem.

Minerwa dostrzegła krzywy wyraz na ustach Severusa. Zmarszczyła brwi, ciekawa czy to możliwe, żeby prezent pochodził od Hermiony — intuicja podpowiadała jej, że przyjaciel nie przyjąłby prezentu od nikogo innego, a kobieta posiadała wachlarz umiejętności, których McGonagall nie zdążyła jeszcze poznać. 

Snape skinął głową, nie wypowiadając ani słowa, a Whitlock wykonał identyczny gest i pozwolił mężczyźnie oddalić się, prosząc, aby uważał przy teleportacji. Minerwa pożegnała się z uzdrowicielem i podziękowała mu za pomoc, po czym ruszyła za przyjacielem, doganiając go dopiero poza budynkiem szpitala. Stał na chodniku z dłońmi wciśniętymi do kieszeni spodni i marszczył brwi. Wyglądał na potwornie zmęczonego — jego ciemne oczy wodziły po otoczeniu bez energii, bez wigoru i bez normalnego dla nich zaciekawienia. Ruszył powoli chodnikiem w stronę punktu deportacji, z którego przyszli i beznamiętnie obserwował okolicę, pozwalając, aby ciężki, gęsty śnieg osiadał na jego ramionach i włosach.

— Wiesz, tak myślę, że może… — Minerwa zlustrowała Severusa łagodnym spojrzeniem. — Może potrzebujesz wolnego. Szkoła i obowiązki nie uciekną, a ty odpocząłbyś i nabrał sił…

— I pozwolił, żeby ci kretyni do reszty się rozleniwili? — zakpił pod nosem Snape, unosząc brew, a Minerwa odetchnęła z ulgą mimo ostrych słów, jakie padły z ust jej przyjaciela odnośnie niepełnoletnich, bądź co bądź, uczniów. — Po moim trupie.

— Wbrew temu, co uważasz, są w tej szkole nauczyciele, którzy z powodzeniem mogliby cię zastąpić — mruknęła, widząc powracający nieco humor Severusa.

— Nie ma absolutnie jednego nazwiska, któremu bym przyklasnął — stwierdził.

McGonagall uniosła brew, zerkając przez ramię na przyjaciela.

— Ani jednego? — powtórzyła wymownie, śmiejąc się, kiedy Snape posłał jej mordercze spojrzenie. — Severusie… Powiedz. Te opatrunki to prezent od Hermiony, prawda?

Ciemnowłosy czarodziej skrzywił się nieznacznie, zaciskając pięści w kieszeniach. Dziękował Merlinowi, że powoli zbliżali się do zaułka i nieunikniona rozmowa o jego związku z Granger przynajmniej nie będzie długa. 

— Dobrze widzieć, że na stare lata dalej zachowujesz bystrość umysłu — sarknął.

— To zwykła intuicja — prychnęła Minerwa. — Zrobiła je na twoją prośbę?

Severus zmierzył przyjaciółkę uważnym wzrokiem, wyczuwając dobrą okazję do ukazania idealnego wizerunku Hermiony, który miał wyryć się w głowie McGonagall — czułej i troskliwej partnerki, która jest dla niego tak dobra, że fakt, iż złamie Severusowi serce odbije się również na Minerwie. Dzięki czemu odwali się ona od tej strefy jego życia raz na zawsze. 

— Zrobiła je, bo jest uparta. Jeszcze bardziej niż ja — stwierdził pod nosem i dodał, udając nonszalancję i wywracając oczami: — I nie rozumie idei odpuszczenia pewnych spraw, zwłaszcza tych beznadziejnych.

Dopiero kiedy wypowiedział te słowa na głos, zrozumiał przekaz jaki za nimi szedł. Minerwa nie odpowiedziała, idąc chwilę w milczeniu, co zaskoczyło Snape’a — domyślał się jednak, że to z pewnością przez uwagę na jego stan zdrowia kobieta zdecydowała się odpuścić temat.

— Skoro jesteśmy już przy temacie spraw beznadziejnych… Poppy mówiła, że Christina Blakers znów nie sypia — powiedziała Minerwa. — Znów ma ponoć jakieś bóle, na tle pewnie nerwowym.

Severus uniósł brew, mierząc przyjaciółkę pytającym spojrzeniem.

— Czy ja wyglądam ci na psychologa? — zapytał, kiedy skręcali w ślepy zaułek, który śmierdział zgniłymi resztkami jedzenia z kontenera ustawionego na jego końcu. 

— Cóż, zabawiłeś się w niego ratując tę dziewczynę przed samobójstwem — mruknęła wymownie McGonagall. — Dlatego myślałam, że może coś wiesz. 

Mężczyzna zaśmiał się gorzko.

— Myślisz, że panna Blakers zwierza mi się ze swoich problemów? — zapytał kpiąco. — Myślisz, że jakikolwiek uczeń odważyłby się chociaż spróbować to zrobić?

— Myślę, że w ostatnim czasie dzieje się wiele rzeczy, które podważają moje pojęcie zarówno o tobie jak i o zachowaniu młodzieży — stwierdziła Minerwa pod nosem. Zatrzymała się, zerkając na Severusa, który pokręcił pobłażliwie głową i dotknął jej ramienia, bez słowa teleportując ich do Hogsmeade.

Pożałował jednak tego, że nie posłuchał w tej kwestii Whitlocka i nie przygotował się do zużycia takiej ilości energii — Severus zachwiał się, kiedy tylko dotarli do punktu aportacji w wiosce i posłał śmiertelnie poważne spojrzenie Minerwie, która podtrzymała go ramieniem.

— Mam już prywatną opiekunkę, dziękuję — warknął cicho, a McGonagall skrzywiła się, marszcząc zdegustowana brwi.

— Nigdzie jej tutaj nie widzę — mruknęła.

Ach, pomyślał kwaśno Snape. To o to ci chodziło.

— A to zrobiła całkowicie na moją prośbę — stwierdził kąśliwie. — Całe szczęście ma gdzie być, żeby się na coś przydać.

Ruszył w stronę ścieżki prowadzącej ku wyłaniającemu się ponad koronami drzew zamkowi, a Minerwa westchnęła zrezygnowana i podążyła za nim. Śnieg skrzypiał pod ich stopami i osiadał na płaszczach, kiedy wolnym krokiem zbliżali się do bram Hogwartu, który powoli nikł na tle wstępującego, popołudniowego nieboskłonu — ściemniło się na tyle, że Severus domyślił się, że powoli dochodził wieczór i pora kolacji. Pozwolił sobie jednak stwierdzić, że nie zamierza spieszyć się z powrotem. Mimo bólu, który wyrył się w jego pamięci i na zmęczonym ciele, mężczyzna czuł ulgę, że może w końcu zmienić nieco otoczenie i odetchnąć od szkolnego zgiełku. Pierwszy rok od dawna nie miał okazji odpocząć podczas przerwy świątecznej i choć w żadnym stopniu nie uważał tego czasu za stracony, czuł, że Minerwa miała rację — należał mu się odpoczynek. Wiedział jednak, że zanim to nastąpi miał kilka spraw do załatwienia. Spraw, które nie opuściłyby jego umysłu dopóki nie położyłby im kresu i nie uzyskał odpowiedzi na pytania, które rodziły się w jego głowie. Kiedy znalazł się w swoich kwaterach, wyciągnął z kieszeni płaszcza naczynie z eliksirem od Whitlocka i chwilę obracał je w dłoni. 

Znów znalazł się w punkcie wyjścia — nie dość, że nie wiedział co mu jest, to w dodatku znał jeszcze mniej szczegółów niż na początku. Choć, jak pewnie wytknęłaby mu Granger, szklanka nie jest w połowie pusta, a pełna — w końcu wiedział czym to coś nie jest. Wiedział, że cokolwiek zatruwało jego organizm nie było dziełem Voldemorta. Nie było wynikiem jego działań na wojnie. Odstawił naczynie na szafkę łazienkową, zerkając na lewe przedramię i podwinął rękaw ciemnej koszuli, odsłaniając wyblakłą bliznę.

Na co liczył? Że Mroczny Znak pewnego dnia po prostu zniknie? Że pewnego dnia podwinie rękaw i — o, Merlinie, cóż za niespodzianka, jego ręka nie będzie dłużej nosiła żadnych śladów hańbiącej posługi? Prychnął, kręcąc głową i zacisnął mocno dłoń, widząc jak ciemne żyły uwydatniają się pod bladym, ledwie widocznym już znamieniem. Wiedział, że to niemożliwe. Jeśli nie rana na piersi to Mroczny Znak — w ten czy inny sposób jego blizny już zawsze miały mu przypominać o tym, co zrobił. Czego się dopuścił.

Z niezrozumiałych dla siebie powodów przypomniał sobie nagle minę Granger, kiedy natknęła się na niego opuszczającego łazienkę podczas jednego z ich regularnych posiedzeń. Wtedy, kiedy bezczelnie wtargnęła do jego sypialni pod pretekstem troski o jego zdrowie. Złapał ją wtedy na tym, że jej pozornie niewinny wzrok uciekł ku częściowo odsłoniętej klatce piersiowej i ranie pod lewym obojczykiem. Nie wydawała się obrzydzona ani zniechęcona. Wręcz przeciwnie — tworząc dla niego opatrunki pokazała, że chciała pomóc mu zapomnieć, żeby mógł w końcu ruszyć do przodu.

Nie patrzyła na jego rany przez pryzmat przeszłości, a Snape zrozumiał nagle, że tego właśnie potrzebował — sam nie potrafił tego zrobić, nie wiedział jak pozbyć się gorzkich myśli z własnej głowy. Potrzebował do tego Granger. Potrzebował kogoś, kto odciągnąłby jego uwagę od tego, do czego nie powinien wracać, co działo się zawsze, kiedy przebywał w jej towarzystwie. Potrzebował kogoś, kto łagodził wspomnienia — a to jej oczy zobaczył, kiedy nawiedziło go tego dnia widmo przeszłości. To one dały mu ukojenie. Cholera jasna, pomyślał, opierając się ciężko na krawędzi umywalki. 

Cholerna, przeklęta… Hermiona.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 54Sojusz, Granger? – Rozdział 56 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 3 komentarzy

  1. O matko. Co za rozdział! Już nie mogę doczekać się kolejnego 😍 Severus chyba powoli zaczyna rozumieć co czuje Hermiona i co on czuje do niej. A może mi się wydaje? 🤔 Chyba pozostaje mi czekać na dalsze poczynania tej dwójki.

Dodaj komentarz