Sojusz, Granger? – Rozdział 25

Krwawy Baron nie był typem człowieka, z którym ktokolwiek rozmawiałby dla przyjemności. Dumny, napuszony jak paw, snuł się po korytarzach niosąc za sobą brzdękolenie łańcuchów i ciężkie szaty, które powiewały za nim jak ogon. Mierzył wszystkich tym samym, wywyższającym się spojrzeniem, które gasło jedynie wtedy, kiedy Slytherin przegrywał Puchar Domów. Hermiona podejrzewała, że to pewnie było powodem, dla którego teraz zamiast dumnie, włóczył się po korytarzach dość posępnie. W końcu od kilku lat Slytherin nie zdobył tego zaszczytnego tytułu. 

— Minerwa już u mnie była — mruknął napuszonym tonem, odlatując kawałek w swoją stronę. Hermiona podążyła zanim w kierunku holu, chcąc dowiedzieć się więcej.

— Nie ma żadnego sposobu, żeby się go pozbyć? — pytała, choć Baron nie zaszczycił jej ani jednym spojrzeniem. Prychnął, słysząc jej propozycję i wydął blade usta.

— Cóż za naiwna postawa, panno Granger — oznajmił pogardliwie, a Hermiona ścisnęła mocno usta. Merlin jeden wiedział jak dobrze znała ten ton. — To prawda, że ten… — Duch zamachał przezroczystą dłonią w powietrzu, wyraźnie zirytowany. — Ten duch jest zakałą zamku, odkąd tylko pamiętam. Niemniej jednak nie ma sposobu, aby wydalić go ze szkoły. Nie jesteś pierwszą, która o to pyta.

— Domyślam się — mruknęła posępnie Hermiona. — A co z pułapkami? Wiem, że nie zadziałały kiedyś, ale gdybyśmy nauczyli się na tamtych błędach…

— Pułapki — zaśmiał się gorzko Krwawy Baron. — Pułapki, panno Granger, to są dobre na myszy. Ewentualnie zające. A nie na wrzody na dupie jak ten tam.

— Czy zatem możemy liczyć na pańską pomoc, sir? — spytała z nadzieję Hermiona, licząc, że Baron będzie w stanie zrobić dla nich więcej, niż jednorazowo upomnieć poltergeista. — Może gdyby przemówił pan mu do rozumu, udałoby się chociaż trochę stępić jego wybryki…

— A czy próbowała pani kiedyś przemówić do rozumu krowie? Albo kozie? — spytał kpiąco duch, unosząc się ponad ziemię raz za razem, dając wyraz swemu ogromnemu zniecierpliwieniu. Zatrzymał się, posyłając młodej kobiecie kwaśne, dumne spojrzenie, jakby sama rozmowa z nią była dla niego obrazą. — Nie? Widzi pani, rozmowa z nim jest niemal na dokładnie takim samym poziomie. 

— Jednak słucha się tylko pana, a to znaczy, że coś do niego dociera — odparła natychmiast gryfonka. Krwawy Baron uniósł podbródek, dumnie wypinając pierś, na której ukazało się kilka białych, jaśniejących plam. — Jeśli zna pojęcie szacunku, to darzy nim wyłącznie pana.

— Jak już powiedziałem — wtrącił Baron niecierpliwie. — Minerwa rozmawiała ze mną w tej sprawie. 

— Rozumiem — mruknęła Hermiona. — W takim razie mam nadzieję, że uda się panu cokolwiek osiągnąć.

— Powiedziałem, że rozmawiała. Nie, że się zgodziłem — stwierdził Baron. Młoda nauczycielka z całej siły zacisnęła zęby, aby powstrzymać się przed kąśliwą uwagą i jedynie skinęła głową. Odwróciła się na pięcie, kierując kroki w przeciwną stronę. Jej uwagę przyciągnęły stłumione krzyki dobiegające z holu, a im bardziej zbliżała się do źródła hałasu, tym lepiej mogła rozpoznać głosy.

— Starrick, duparik — wrzeszczał Irytek na całe gardło, uwieszony na największym żyrandolu w tej części zamku. Rzucał w zebranych pod nim uczniów oślizgłą mazią, która konsystencją przypominała smarki z nosa. Trafieni uczniowie z piskami uciekali z okolicy, a duch śmiał się jeszcze głośniej, najwyraźniej mocno dumny ze swoich osiągnięć. — Wacka w spodniach nie utrzymał, więc dziewczynę swą wydymał!

— Wystarczy! — krzyknęła Hermiona, przepchnąwszy się przez zbiorowisko. Wyciągnęła różdżkę, celując jej końcem w zawieszony wysoko nad ziemią żyrandol, a Irytek zamilkł, zerkając na nią chytrze. — Jeszcze jedno słowo…

— O, o, mam jeszcze jeden — zarechotał, zlatując w trybie ekspresowym ku młodej nauczycielce. Mierzyli się wojowniczymi spojrzeniami, a Irytek nic nie robił sobie z wystawionej w jego kierunku różdżki. — Kto mi powie, no któż powie, co ta Granger myśli sobie. Czarnowłosy się w niej kocha, a ta przed nim wciąż się chowa! Jakby dała mu pomacać, może by się chłop wykazał! Bo kto wie, no kto to wie, co w tych gaciach kryje się!

Ostre, białe światło przecięło korytarz, a duch odleciał na przeciwległą ścianę, rażony promieniem. Wrzasnął z bólu, którego oczywiście nie odczuł i spojrzał oburzony na Hermionę, której oddech nienaturalnie przyspieszył. 

— Ostrzegałam cię, Irytku — powiedziała surowo mocniej ściskając w dłoni różdżkę. Duch otrzepał swoje ozdobne szaty i przekrzywiając głowę, spojrzał na młodą nauczycielkę. — Zawołam zaraz Krwawego Barona, a wiesz, jak on nie cierpi, kiedy mu się przerywa odpoczynek.

— MYŚLISZ, ŻE SIĘ CIEBIE BOJĘ? — zawył Irytek, odbijając się od ziemi i pojawiając się z hukiem na sklepieniu sufitu. — JA CI ZARAZ POKAŻĘ CO TO ZNACZY ZACZYNAĆ Z IRYTKIEM!

Odskoczył od ściany, przelatując pomiędzy gawiedzią na dole i uderzył z impetem w łańcuchy, utrzymujące żyrandol pod sufitem. Hermiona w ostatniej chwili odepchnęła na bok uczniów stojących najbliżej i rzuciła tarczę, chroniącą ją samą przed oberwaniem ciężkim kawałem metalu. Świecznik roztrzaskał się na kawałki, zasypując podłogę wokół zgromadzonych uczniów. Głuchy huk rozniósł się po korytarzach, przyciągając coraz więcej gapiów, którzy jednocześnie przerażeni i zaintrygowani patrzyli na zaistniałą wojnę pomiędzy nauczycielką mugoloznawstwa, a Irytkiem. 

— Dosyć tego! — krzyknęła Hermiona, celując ponownie w ducha końcem różdżki, ale ten szybko odskoczył w bok, zanosząc się szaleńczym śmiechem. Wiedziała, że jeśli nie trafi w niego zaklęciem, może uszkodzić mury i zawalić strop na uczniów. — Wszyscy rozejść się, natychmiast!

— O nie! — zaprotestował Irytek, chytrze się uśmiechając. — Nie oszukujemy!

Z prędkością światła zniknął za jedną ze ścian i wyłonił się z innej, na końcu korytarza. Wpadł na wszystkie zbroje, które ustawione były wzdłuż parapetów, a drogę odwrotu uczniom zatarasowały ich szczątki. Widząc, że po przeciwnej stronie dzieci również próbują odejść, wyciągnął z kieszeni rurkę i przykładając ją do ust, zaczął wydmuchiwać z niej zwitki papieru. Trafiały we wszystko, co popadło, włącznie z oczami zaskoczonych uczniów. 

— WYSTARCZY! — usłyszeli donośny głos Krwawego Barona, który pojawił się tuż za rozwrzeszczanym poltergeistem. Irytek zastygł w bezruchu, kuląc się jak małe dziecko i zerkając przerażonym wzrokiem na ponurego ducha. — Ty mały nikczemniku…

Podleciał do Irytka, który z piskiem godnym nastolatki czmychnął za plecy Hermiony. Kobieta uniosła brew, zerkając na jego wystawioną głowę.

— Doigrałeś się — stwierdziła kąśliwie. Krwawy Baron poszybował w jej stronę, a uczniowie rozpierzchli się na boki, przerażeni jego nagłym pojawieniem się. Irytek zawył, na co Hermiona aż skrzywiła się z bólu, po czym rzucił się do ucieczki i zniknął za jedną ze ścian. 

Krwawy Baron chwilę patrzył w to miejsce, pośród kompletnej ciszy, jaka nagle zapadła na korytarzu. Hermiona była wdzięczna, że wtrącił się do rozmowy i ukrócił terror złośliwego poltergeista. Nie była jednak pewna, ile czasu minie, zanim wszystko nie wróci do normy. 

— Dziękuję — mruknęła, kiedy Krwawy Baron posłał jej spokojne spojrzenie. Skinął leniwie głową, płynnie odlatując w stronę lochów, a po chwili na korytarzu znów zapanowała atmosfera, jakby nic się nie wydarzyło.

— To było takie super! — pisnęła młodziutka uczennica, znajdująca się obok Hermiony. — To zaklęcie i w ogóle!

— Rozejdźcie się — poprosiła nauczycielka, zerkając na stertę porozwalanych zbroi i zniszczony żyrandol. Dała się ponieść emocjom i była zła na siebie z tego powodu. Wiedziała jednak, że nie miała innego wyjścia. Mogła pozwolić, aby duch do woli nabijał się ze wszystkich, ale wolała, aby wiedział z kim nie zadzierać. Choć w jego przypadku to tak nie działało. On nie bał się nikogo.

— Co tu się stało? — usłyszała za plecami głos Aurory i odwróciła się powoli, zerkając na nią z ulgą. 

— Irytek. Cóżby innego — mruknęła Hermiona, kierując różdżkę na porozrzucane elementy uzbrojenia. Zaczęły unosić się w powietrze, powracając powoli na swoje miejsca, a Aurora, widząc minę młodszej koleżanki, chętnie jej pomogła. 

— Słyszałam, że Minerwa odwołała zajęcia z Severusem. Coś się stało? — spytała, kiedy kończyły przywieszać odnowiony żyrandol pod sufitem.

— Profesor miał mały wypadek, ale już z nim lepiej — mruknęła Hermiona, zbyt skupiona na wykonywanej czynności, aby w pierwszym odruchu przemyśleć swoje słowa. Dopiero spojrzenie Aurory sprowadziło ją na ziemię. Kompletnie nie wiedząc, jak wybrnąć z sytuacji, otrzepała szatę i postanowiła uciec. Cholerny Gryffindor nie byłby z niej dumny, ale nie miała pojęcia, jak odkręcić swój błąd.

— Profesor? — Aurora najwyraźniej podłapała wpadkę Hermiony i ruszyła za nią wolnym krokiem, drążąc spojrzeniem palącą dziurę w jej plecach. — Czyżbyście się pokłócili?

— Nie, to zwykłe przejęzyczenie — wypaliła młodsza czarownica. Starała się za wszelką cenę uspokoić oddech i szalejące w piersi serce. Mogła faktycznie grać na takich zasadach, ale musiała do tego dobrać dobrą minę. — Wciąż czasem zapominam, że nie jest już moim profesorem.

— Od tego czasu minęły cztery lata — stwierdziła podejrzliwie czarnoskóra nauczycielka. 

— Niektórzy po prostu wolniej się przestawiają — zaśmiała się Hermiona, próbując brzmieć jak najbardziej naturalnie. Aurora chwilę patrzyła w jej oczy, doszukując się podstępu, ale w końcu wzruszyła ramionami. Młoda kobieta z trudem powstrzymała westchnienie ulgi. — Idziemy na kolację? Padam z głodu.

— Zdecydowanie. Serwują dzisiaj rybę. Na samą myśl aż mi ślinka cieknie — przyznała z wymownym uśmiechem profesor Sinistra. Hermiona zaśmiała się, kierując w stronę drzwi pokoju nauczycielskiego. Zasiadając przy stole, zerknęła na puste miejsce Severusa, od razu przypominając sobie ich wcześniejszą rozmowę. I to, że po kolacji miała spotkać się z Minerwą. Musiała wypić mocną kawę, aby pozostać trzeźwa na umyśle. O mały włos nie wydała się przed Aurorą.

— Usiądź proszę. — Minerwa zaprosiła ją gestem za biurko, kiedy pół godziny później dziewczyna zawitała do jej gabinetu. Przysiadła na wskazanym miejscu, próbując opanować drżenie dłoni. — Napijesz się czegoś?

— Czy niestosownym byłoby prosić, abyśmy miały już to za sobą? — spytała niepewnie Hermiona, podążając za wskazówkami Snape’a. Graj, jakby to było ostatnie, o czym chcesz rozmawiać, przypomniała sobie. Zdała sobie sprawę, że w tej chwili to jest faktycznie ostatnie, o czym chciała rozmawiać.

— Oczywiście, że nie — odparła z ciepłym uśmiechem Minerwa. Lewitowała elegancką, szklaną karafkę z wodą na biurko, obok której niemal natychmiast pojawiły się dwie szklaneczki. — Wody?

Hermiona pokręciła głową, nie czując się na siłach do odpowiedzi. Bała się, że zdradzi głosem za dużo, że powie coś, co ją zdemaskuje. Wpadka przy Aurorze odebrała jej resztki odwagi. 

— Nie bój się mnie, moja droga, nie zamierzam cię linczować — zaśmiała się dyrektorka, nalewając do swojego naczynka odrobinę napoju. Posłała wyprostowanej Hermionie pogodne spojrzenie, chcąc, aby choć trochę się rozluźniła. — Chcę porozmawiać z tobą po przyjacielsku.

— Myślałam, że jest pani wściekła o to, że ja i Severus… 

Słowa gryfonki zagłuszył urywany śmiech Minerwy. Hermiona aż uniosła brew wyżej, zdezorientowana reakcją swojej przełożonej.

— Cóż mogę powiedzieć, moje zachowanie chyba mówiło samo za siebie — stwierdziła Minerwa, upijając łyk ze szklanki. — Czasem działanie pod wpływem emocji nie wychodzi nam na dobre. 

Gdyby tylko pani wiedziała, przeszło przez myśl Hermionie. Przełknęła ślinę, czując nieprzyjemną suchość w gardle i niepewnie sięgnęła po szklankę z wodą.  

— Należą ci się przeprosiny, Hermiono — ciągnęła McGonagall. Jej słowa wywołały natychmiastowy efetk – jej rozmówczyni podniosła na nią pytający wzrok nie potrafiąc zdobyć się na żadne słowo. — Nie powinnam tak na was naskakiwać. Nie mniej jednak… Chciałabym, abyś zrozumiała moje obawy.

— Pani obawy względem czego? — rzuciła Hermiona, poprawiając się na niewygodnym fotelu. Miała wrażenie, że choćby wyściełany był najdroższym i najmiększym materiałem to i tak odczuwałaby dyskomfort. — Tego, że jestem za młoda, aby wiązać się z Severusem? Czy tego, że był kiedyś moim nauczycielem?

Starała się, aby jej głos brzmiał nerwowo, co udało jej się bez trudu – była przerażona tym, że mogłaby się zdradzić.

— Tego, że to nie jest odpowiedni mężczyzna dla ciebie — dodała Minerwa. Hermiona uniosła brew, zaskoczona wyznaniem kobiety. — Severus jest moim przyjacielem, a o nich nie powinno mówić się źle, ale… Sztuką jest nie tylko widzieć czyjeś dobre strony, ale również i te złe. A ja wiem zbyt dobrze, jaki on jest.

— A jaki jest? — spytała gorzko Granger. Zbyt dobrze pamiętała rozmowę starszej czarownicy z Horacym, którą przypadkiem podsłuchała. Miała wyjątkowo złe zdanie o swoim „przyjacielu”, a przynajmniej takie wrażenie odniosła Hermiona. Owszem, broniła go, ale nie w taki sposób, w jaki powinno się bronić bliską osobę.

— Myślę, że zdążyłaś nieco poznać go zarówno z lepszej, jak i gorszej strony. Bywa spokojny i miły, ale to tylko pozory. Sporadyczne humory, jakie miewa. W gruncie rzeczy… Życie go zniszczyło — wyznała Minerwa ciężkim od emocji tonem. Ułożyła łokcie na blacie, obracając w dłoniach szklankę i przykuwając uwagę Hermiony, która nie spuszczała z niej butnego spojrzenia. — Całe szpiegowanie dla Voldemorta, praca dla Albusa i wojna odbiły się w nim za mocno i nadwyrężyły już wystarczająco ciężki charakter.

— Wiem, że życie go doświadczyło — zaczęła powoli młoda gryfonka, przełykając nerwowo ślinę — ale wiem też, że potrzebuje kogoś, kto pokazałby mu tę lepszą stronę. Każdemu przecież należy się odrobina szczęścia w życiu.

— Oczywiście, zgadzam się — przytaknęła McGonagall. — Pod warunkiem, że ktoś umie doceniać takie gesty, a nie widzi w nich przejawów litości i niepotrzebnej troski. 

— Sugeruje pani, że ja lituję się nad Severusem i dlatego z nim jestem? — Hermiona nie umiała ukryć zaskoczenia, ani w głosie ani w mimice twarzy. Uniosła wysoko brwi, odstawiając szklankę na stół i przyglądnęła się hardo byłej opiekunce. — Z całym szacunkiem, nie ma pani prawa oceniać ani mnie, ani jego. To, co między nami jest może wydawać się niekompetentne, nieprzyzwoite czy nawet niesmaczne, ale wie pani co? Tylko utwierdza mnie to w przekonaniu, że miałam rację.

— Nie denerwuj się, drogie dziecko, ja po prostu chcę dla ciebie jak najlepiej — powiedziała spokojnie Minerwa, posyłając jej cierpkie spojrzenie. — Nie chciałabym, aby sytuacja skończyła się tak, jak każda poprzednia.

— To znaczy jak? Jak kończyły się poprzednie takie sytuacje? — spytała nerwowo Hermiona. Była zdegustowana rozmową z Minerwą. Ona naprawdę nie wierzyła, że Snape mógłby być szczęśliwy z jakąś kobietą, co wydawało się wręcz idiotyczne w połączeniu z faktem, że sama próbowała go zeswatać. Merlin jeden wiedział, ile kosztowało ją nie wspomnienie tego przy Minerwie. Wiedziała jednak, że wtedy cały plan i wszystkie tygodnie spędzone na knuciu poszłyby na marne. 

— Severus jest ciężki w obyciu. Z każdym, a zwłaszcza z kobietami. Często traktuje je jako odwrócenie uwagi, jako substytut rozrywki, jako coś na chwilę. Problem polega na tym, że wszystkie poprzednie kobiety w jego życiu miały tego świadomość od początku ich relacji.

Hermiona zmarszczyła brwi i spuściła spojrzenie, nie będąc już nagle tak pewna swojego stanowiska. Coś w słowach Minerwy sprawiło, że miała ochotę się skrzywić, choć wiedziała, że to zniszczy cała grę, jaką do tej pory zdołała przeprowadzić. Nie chciała zaprzepaścić tej szansy, więc odrzuciła od siebie myśli o schadzkach profesora Snape’a.

— Nie zrozum mnie źle, Hermiono, Severus nie jest jakimś bawidamkiem i nie zmienia kobiet jak rękawiczki — dodała szybko dyrektor, widząc minę swojej podwładnej, którą kompletnie źle zinterpretowała. — Ale jest mężczyzną, to oczywiste, że miał w swoim życiu kilka kobiet.

— Jaki to ma związek ze mną? — spytała Hermiona po chwili. — Zakłada pani, że Severus zabawi się mną, porzuci, a ja potem będę płakać i wściekać się, bo miała pani rację, a ja nie posłuchałam?

Minerwa przymknęła oczy. Upartość byłej uczennicy nie była dla niej zaskoczeniem, ale jednak miała nadzieję, że dziewczyna nieco obiektywniej podejdzie do tematu.

— Tak, tak właśnie zakładam — przyznała gorzko po dłuższej chwili milczenia. Atmosfera powoli się zagęszczała, elektryzując powietrze w pomieszczeniu, a obie kobiety czuły lekki dyskomfort spowodowany napięciem. — Na dłuższą metę nie wyobrażam sobie, abyś dała radę wytrzymać z kimś równie upartym, jak ty sama. Macie zbyt podobne charaktery, zbyt różne poglądy i przede wszystkim odmienne priorytety.

Hermiona zmarszczyła mocno brwi i spojrzała na dyrektor McGonagall nieco zbyt ostro. Porzuciła rolę zakochanej, ponieważ słowa Minerwy naprawdę ją zdenerwowały i odebrała je personalnie. Snape nie będzie mógł jej za to winić.

— Wie pani, że nie jestem już nastolatką, prawda? — spytała pod nosem łapiąc się, że jej ton brzmi nieco zbyt agresywnie. — Wie pani, że umiem zachować się jak dorosły i jak dorosły umiem rozwiązywać problemy?  

— Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Słyszałam co stało się na korytarzu przed kolacją — odparła mimochodem Minerwa. 

Młoda kobieta skinęła głową, a jej nos zmarszczył się, kiedy ponownie się odezwała. 

— Może i jestem dla niego czymś tymczasowym. Jakimś rodzajem rozrywki — stwierdziła beznamiętnym tonem, jednak po chwili dodała niepewniej: — Ale zbyt dobrze rozumiem, jak to jest być samotnym. Potrzebuję tego, podobnie jak on. Nawet na chwilę.

Dopiero po wypowiedzeniu tych słów na głos, zdała sobie sprawę, że powiedziała je szczerze. Z głębi serca. Czuła się samotna i ta namiastka romansu, jaka łączyła ją ze Snape’em – nawet jeśli udawana – była dla niej ucieczką. Czując jego bliskość zapominała o tym, że nie ma do kogo przytulić się po ciężkim dniu. Zapominała o tym, że dla nikogo nie jest ani piękna, ani najważniejsza. Takie rzeczy bolały, nieważne jak człowiek chciał zaprzeczać. Nieważne, jak człowiek był twardy.

— Nie zamierzałam cię namawiać, abyś to skończyła, bo wiem, że mi sie to nie uda — stwierdziła ciepło Minerwa, widząc minę Hermiony. — Chciałam jedynie, żebyś to przemyślała. Severus nie będzie w stanie dać ci ciepłego domu, ani stabilnej przyszłości. On po prostu nie potrafi. W pewnym momencie zacznie wątpić w szczerość twoich uczuć, albo po prostu uzna, że dostał za dużo. Ludzie skrzywdzeni często mają takie myśli. Że nie zasługują na szczęście, albo że to tylko ułuda. 

Hermiona spojrzała na kobietę, analizując w głowie jej słowa. Dotarło do niej, że to mógł być powód, przez który tak trudno było jej dotrzeć do Severusa. Zamykał się, bo uważał, że nie zasługuje na jej pomoc. Albo dlatego, że skazywał się na cierpienie. 

Będąc w swoim łóżku, pod ciepłą kołdrą, Hermiona długo nie mogła zasnąć. Zastanawiała się, jak daleko może posunąć się w analizie charakteru Snape’a i które wnioski są tymi prawidłowymi. 

Czy on faktycznie był taki, jakim opisywała go Minerwa? Był męczennikiem? Czy to również była gra, a ona zbyt wiele sobie dopowiadała? Zasnęła w końcu, zmęczona myśleniem o Severusie i jego zachowaniu. Może był skrzywdzonym człowiekiem. Może nie chciał przyjmować pomocy, bo uważał, że na nią nie zasługiwał. A może zwyczajnie taki miał charakter.

Pomimo niewyspania kobieta obudziła w wyśmienitym nastroju. Skutecznie pozbyła się z głowy myśli o Severusie wiedząc, że dziś na głowie będzie mieć zupełnie innego mężczyznę i jego problemy. To dodawało jej otuchy i sprawiało, że od razu szerzej się uśmiechała.

Postanowiła jednak przed wyjściem sprawdzić, jak miewa się jej „ukochany“.

— Dzień dobry — przywitała się ciepło, kiedy przekraczała próg ambulatorium i  przysiadła obok Severusa na jego łóżku. — Lepiej się czujesz?

— Teraz zdecydowanie — mruknął mężczyzna. Opierał się o zagłówek szpitalnego łóżka, z którego Poppy uparcie nie chciała go wypuścić dopóki nie uzna, że jego stan jest dobry. Posłał kręcącej się po skrzydle pielęgniarce kwaśnie spojrzenie, po czym przeniósł je na Hermionę, zauważając jej wierzchnie szaty. — Wychodzisz?

— Umówiłam się z Harrym. 

Nie umknęło jej uwadze, że Snape wygląda dużo lepiej. Jego skóra nabrała kolorów i nie przypominała już kolorem ściany, a wzrok śledził otoczenie z o wiele bystrzejszym wyrazem, niż dotychczas. Na chwilę zawiesiła wzrok na jego bladych wargach, które zaciśnięte w prostą linię, nie układały się nawet w grymas. 

— A kiedy wrócisz? — spytał mimochodem, powracając do lektury, którą mu przerwała swoimi odwiedzinami. 

— A co, stęsknisz się, jak nie będzie mnie kilka godzin? — zaśmiała się Hermiona, chcąc rozładować nieco atmosferę. Snape posłał jej pobłażliwe spojrzenie, kątem oka zauważając, że Poppy jakby zwolniła ruchy. 

— Przekonasz się, jak wrócisz — odparł pod nosem.

— Będę przed szóstą — obiecała kobieta. Zmrużyła oczy pytająco, widząc uniesioną brew mężczyzny. W duchu dziękowała Merlinowi, że siedzi plecami do wścibskiej pielęgniarki. — Mam do ciebie wpaść?

— Wolę to niż kolejne odwiedziny Minerwy — stwierdził gorzko Severus, a pomiędzy jego brwiami pojawiła się podłużna zmarszczka. — Co powiesz na mały, weekendowy wypad? 

Hermiona spojrzała na niego niepewnie. 

— Co masz na myśli?

— Powiedzmy u mnie. Pod warunkiem, że dostanę przepustkę z więzienia — dodał głośniej Severus, upewniając się, że Poppy doskonale go usłyszy. Hermiona zaśmiała się cicho, kiedy kobieta podeszła do łóżka Severusa i posłała mu surowe spojrzenie.

— Zapomnij. 

— Widzisz, co ja tu przeżywam? — mruknął teatralnie Snape, zerkając na chichoczącą Hermionę. — A ciebie to bawi.

— Nie, skądże. Pani Pomfrey. — Młoda czarownica odwróciła się nieco w stronę ubranej w biały kitel pielęgniarki i uśmiechnęła się przyjaźnie. — Jeśli obiecam, że przypilnuję, żeby nie pił alkoholu, wypuści go pani ze szpitala?

Severus przeniósł spojrzenie z Hermiony na Poppy, która uniosła wysoko krzaczastą brew i spojrzała na dwójkę oceniająco. Chwilę warzyła wszystkie za i przeciw, a po chwili odparła:

— W drodze wyjątku. — Twarz Hermiony rozpromieniła się, a w przypływie radości dotknęła dłoni Severusa, którą trzymał na zamkniętej księdze. Mężczyzna posłał jej krótkie, ledwo dostrzegalne spojrzenie. Pytające spojrzenie. — Ale tylko na jeden dzień. Wolę mieć go na oku, póki nie wydobrzał do końca.

— Oczywiście — przytaknęła uśmiechnięta Hermiona i zerknęła na swojego Severusa. — W takim razie jutro?

— Niech będzie — mruknął pod nosem Snape, udając wielce obrażonego. Bawiła go ta rozmowa, ta sytuacja i mina Poppy, którą posłała im na odchodne. Kiedy zniknęła w gabinecie, nadal niepewny tego, czy ich słyszy, wyciągnął z książki czysty pergamin i uniósł brew, patrząc na Hermionę.

Nie zrozumiała, o co mu chodzi, dopóki nie sięgnął po pióro i napisał na nich trzy słowa, które skutecznie starły uśmiech z jej ust. Spojrzała kwaśno na kartkę, czując nieprzyjemne, delikatne ukłucie pod sercem.

„Znajdź sobie zajęcie”.

Oczywiście, że weekend w domu Severusa to tylko przykrywka. Gra. Besztając się w myślach, Hermiona odebrała mężczyźnie kartkę i wcisnęła ją do kieszeni płaszcza. Skinęła głową, zamierzając opuścić szpital, ale wtedy Poppy ponownie wyłoniła się z gabinetu.

Wiedząc, że nie może ot tak opuścić pomieszczenia, kiedy czujny wzrok zaciekawionej pielęgniarki co chwilę kierował się w ich stronę, Hermiona przysunęła się bliżej i złożyła szybki pocałunek na zimnym policzku Severusa. Niespodziewanie jednak poczuła ramię mężczyzny, które objęło jej pas i zesztywniała odruchowo, kiedy ten przyciągnął ją bliżej. Hermiona posłała obruszone spojrzenie Snape’owi, który jedynie przyglądał się nad jej ramieniem krążącej w tyle pielęgniarce. Kiedy jednak do jego nozdrzy dotarł nikły, subtelny zapach perfum, podniósł spojrzenie odnajdując wielkie, brązowe oczy. Znajdowała się tak blisko, że mógł niemal policzyć piegi na jej niewielkim nosie. Chwilę nie potrafił oderwać wzroku od jej twarzy, która znajdowała się zdecydowanie za blisko.

To Hermiona odsunęła się od niego bez żadnego ostrzeżenia i speszona spuściła wzrok. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce, które próbowała zakryć rozpuszczonymi włosami. Snape przyglądnął się jej bacznie, zaciekawiony jej reakcją.

Złapała torebkę i zarzuciwszy ją na ramię wyszła w pośpiechu, rzucając przez ramię spojrzenie Poppy, która zdawała się w ogóle nieświadoma sytuacji, jaka przed chwilą miała miejsce.

Co ja robię?, pomyślała, przystając za drzwiami. Oparła się ciężko o ścianę przy drzwiach, odchylając głowę do tyłu i spróbowała nabrać kilka głębokich oddechów. Serce chciało wyskoczyć z jej piersi, a nogi zaczęły mięknąć na samo wspomnienie bliskości mężczyzny.

Co mogła poradzić na to, że im bliżej była, tym więcej chciała? Odrzucała od siebie te myśli, bo to miała być tylko gra. Romans bez przyszłości. Ale Hermiona zbyt dobrze wiedziała, że to, co powiedziała Minerwie to prawda. W desperackich próbach nawiązania bliskości niestety trafiła na Severusa Snape’a i jej serce najwyraźniej zdawało się ignorować krzyk zdrowego rozsądku podążając tylko sobie znaną ścieżką. Ku niemu. Ku jego bliskości.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 24Sojusz, Granger? – Rozdział 26 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 5 komentarzy

Dodaj komentarz