Sojusz, Granger? – Rozdział 21

Christina Blakers decyzją matki została w szkole, cały czas spędzając w skrzydle szpitalnym pod baczną kontrolą pani Pomfrey. Nerwy, jakie zaserwował jej ojciec niedzielnego poranka mocno odbiły się na zdrowiu jej i dziecka, które dla odmiany stało się oczkiem w głowie przyszłej matki. Kilka dni później wydawało się, że sytuacja jest już pod kontrolą i młodym nic nie grozi.

Hermiona otworzyła ciężkie drzwi ambulatorium, do którego przyszła z zamiarem spotkania się z Poppy, kiedy niespodziewanie natknęła się na profesora Snape’a. Siedział na łóżku dziewczyny, podczas kiedy ona czytała coś przyciszonym głosem. Podniosła spojrzenie, uśmiechając się na widok młodej nauczycielki, jednak Snape nie zareagował w żaden sposób. 

— Jak się czujesz? — spytała z uśmiechem, podchodząc do łóżka pacjentki. Christina odłożyła książkę na kolana i skinęła głową, zerkając niepewnie na Snape’a.

— Dziękuję, lepiej. Najadłam się trochę strachu, kiedy pani Pomfrey powiedziała, że maluch się obrócił i owinął w pępowinę.

Brzmiała o wiele lepiej, niż kilka dni wcześniej. Jej skóra nabrała kolorów, a na ustach częściej pojawiał się uśmiech, zupełnie jakby była inna osobą. 

— Zdenerwowałaś się, więc dziecko to odczuło. Normalne — mruknął Snape profesorskim tonem. — Poppy mówiła, żebyś się nie denerwowała.

— Wiem i słucham się jej — przypomniała Christina nieco obrażonym tonem. Spojrzała na Snape’a niepewnie i spuściła wzrok na dłonie. — Moja mama pisała. Wyprowadziła się do ciotki w Liverpoorze. 

— To dobra wiadomość — odparła Hermiona, przysiadając się na łóżku naprzeciw. — Odetchnie, nabierze dystansu…

— Podobno chce się rozwieść z ojcem, ale ja jej nie wierzę — dodała posępnie nastolatka. 

— Nie myśl o tym teraz — wtrącił Snape, nie podnosząc wzroku. Hermiona zauważyła, że unikał jej wzroku i nie mogła zrozumieć dlaczego. Bała się spytać, po tym jak ją zbeształ, że się wtrąca. Dlatego tym bardziej zaskoczyły ją jego słowa. — Profesor Granger ma rację, potrzeba jej dystansu. Jest dorosła, wie co ma robić.

— Wiem o tym — mruknęła Christina. 

— Więc nie martw się na zapas — dodała weselej Hermiona i objęła jej dłoń. — Inaczej pani Pomfrey będzie zła, że nie dbasz o dziecko.

Christina uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na nauczycielkę. Ta jedynie skinęła głową i wstała, zamierzając w końcu udać się do Poppy. Zanim jednak dotarła do drzwi jej gabinetu usłyszała skrzypnięcie materaca, a chwilę później poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.

Odwróciła się, zaskoczona widząc przed sobą Severusa. 

— Jesteś wolna dziś wieczorem? — spytał bez ogródek, a dziewczyna zdobyła się jedynie na uniesienie brwi. — Nie rób takiej miny, chciałem porozmawiać. 

— Jestem — odparła po chwili, zakładając ręce na piersi. — Porozmawiać o czym?

— O pewnej ważnej sprawie, przeznaczonej tylko dla twoich uszu. 

Hermiona spojrzała na niego niepewnie. Od niedzieli nie rozmawiał z nią, poza chwilami, kiedy znajdowali się w towarzystwie innych osób, a dziś rano po raz kolejny wygarnął jej, że wtrąca się w jego życie. Może chciał przeprosić? Kobieta odrzuciła tę myśl tak szybko, jak pojawiła się ona w jej głowie. 

— Nie możesz powiedzieć, o co chodzi?

Jego mina dobitnie uświadomiła jej, co miał na myśli mówiąc „zawsze musisz drążyć temat”. Skinęła więc głową, jakby sama odpowiedziała sobie na pytanie. Nagle za jej plecami pojawiła się Poppy z tacką w ręku, na której znajdowało się kilka fiolek z eliksirami.

— O Merlinie, ale mnie przestraszyliście — sapnęła, mało nie wypuszczając z rąk tacy. Ruszyła energicznie pod okno, gdzie na łóżku leżał poturbowany zawodnik Quidditcha i wydzieliła mu porcję lekarstw. — Hermiono, ty tutaj?

— Mam małą prośbę — mruknęła, zerkając niepewnie na Snape’a. Uniósł pytająco brew, jakby wciąż czekał na jej odpowiedź. 

— O dwudziestej u mnie? — spytał, upewniając się, że Poppy doskonale słyszała jego pytanie. Zgodnie z jego przewidywaniami kobieta zerknęła w ich stronę wścibskim wzrokiem, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Podeszła do łóżka Christiny i jej również zostawiła fiolkę z eliksirem. 

— O dwudziestej — przytaknęła Hermiona i skinęła delikatnie głową, nie spuszczając spojrzenia ze Snape’a. Mężczyzna zlustrował ją na odchodne wzrokiem, po czym wrócił do Christiny, zajmując miejsce w nogach jej łóżka. 

Poppy w tym czasie zdążyła zostawić u ostatniego pacjenta lekarstwa i podeszła do Hermiony, gestem zapraszając ją do środka. 

— Czegoś ci potrzeba? — spytała, zerkając na nią pytająco. Dziewczyna przez chwilę wydawała się nieobecna, myślami wciąż wracając do rozmowy ze Snape’em. Czego mógł od niej chcieć? Czy to była tylko gra przed Poppy?

— Ziółek przeciwbólowych — mruknęła zdawkowo, co wystarczyło jednak pielęgniarce w postawieniu diagnozy. Zawsze w okolicach środka miesiąca Hermiona przychodziła do niej po pomoc związaną z wyjątkowo silną miesiączką. Już od dziecka, kiedy przyszła do pierwszej klasy, borykała się z tym problemem, a dla wprawionej pielęgniarki nigdy nie stanowiło to problemu. Wydzieliła jej porcję eliksiru, który miał starczyć jej na kolejne kilka dni, a Hermiona szybko podziękowała i ruszyła do drzwi. Zatrzymała jednak dłoń na klamce, czując, że na język ciśnie jej się pewne pytanie. — Jak się czuje panna Blakers?

Poppy podniosła głowę znad ceramicznej menażki i spojrzała na Hermionę poważnie.

— Lepiej. Uspokoiła się, a w jej stanie było to co najmniej wskazane. 

— Pytam o… — Hermiona urwała, nie do końca wiedząc, jak ugryźć temat. — O kwestię psychiczną. Wygląda lepiej, ale na początku też nic nie wskazywało, że będzie chciała się zabijać.

Samo wypowiedzenie tego zdania przyprawiło ją o ciarki. Nie sądziła, że w Hogwarcie, miejscu, które uchodziło za bezpieczne, o mało nie doszło do takiej tragedii. 

— Severus monitoruje jej stan, jak sama mogłaś zauważyć. Często tu przesiaduje, zwłaszcza po niedzieli — zauważyła pielęgniarka, a jej słowa przykuły uwagę Hermiony. — Nie wiem, czy zawracać głowę Minerwie, ale trochę mnie to niepokoi. Bądź, co bądź, ona jest jego uczennicą. Sporo młodszą. 

Uniosła wymownie brwi, posyłając Hermionie porozumiewawcze spojrzenie. Młoda kobieta spojrzała na drzwi, przez ułamek sekundy rozważając prawdopodobieństwo takiego scenariusza, jednak szybko pokręciła głową.

— To nie jest w stylu Severusa. Nigdy nie związałby się z uczennicą — mruknęła kategorycznie. — Jest na to zbyt rozsądny.

— Miłość nie wybiera, kochanie — stwierdziła Poppy, celując w nią palcem. — Kiedyś sama się o tym przekonasz. 

— Z pewnością — zaśmiała się Hermiona pobłażliwie.

Zmarszczyła jednak brwi, zerkając na drzwi. Poczuła nieprzyjemnie ukłucie, że Severus przesiaduje w wolnych chwilach w skrzydle szpitalnym, ale jej próby rozmowy odrzucał w przedbiegach. Następne pytanie Poppy jednak skutecznie odwróciło jej uwagę.

— Czyżbyś już się o tym przekonała? — spytała podejrzliwie, mrużąc nieco brązowe oczy. Hermiona zdała sobie sprawę, jak mogła wyglądać jej reakcja i poczuła, że serce na chwilę przyspieszyło.

— Nonsens — prychnęła ostro, nerwowo przestępując z nogi na nogę. — Pójdę już lepiej.

Doskonale wiedząc, że pielęgniarka obserwuje jej ruchy, otworzyła zamaszyście drzwi, a przy wyjściu celowo rzuciła profesorowi ukradkowe spojrzenie. Coś jednak musiało być w słowach Poppy, bo gdy dziewczyna dotarła pod drzwi swojego pokoju, zalała ją fala wspomnień z wyjścia nad jezioro.

Nie miała pojęcia, czemu jej umysł wciąż do tego wracał. Traktowała to jak trening, jak ćwiczenia przed egzaminem. I choć dotyk mężczyzny wyrył swoją obecność na jej skórze niemal palącymi znamionami, to Hermiona była pewna, że działo się tak tylko dlatego, że i sytuacja była dla niej nowa.

Nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby się w nim zakochać.

Nie chciała tego, bo wiedziała, że on tego nie zechce.

Zawsze wydawało jej się, że miłość to grom z jasnego nieba. Pojawia się nagle i człowiek doskonale wie, że to ona. Hermiona nie czuła nic takiego. W jej brzuchu nie fruwały motyle, a myśli o mężczyźnie nie powodowały rumieńców. Więc skoro go nie kochała, dlaczego odczuła boleśnie jego złość? Dlaczego zabolało ją tak mocno to, że przez kilka dni się do niej nie odzywał? 

Odkręciła korki w wannie, czując, że takie myślenie daleko jej nie zaprowadzi. Wiedziała, że robi się niezwykle emocjonalna podczas okresu, a nie chciała dopuścić do wysunięcia pochopnych wniosków. 

Spojrzała na trzymaną w dłoniach niewielką fiolkę, która powinna starczyć jej na kilka dni i wlała kilka kropel do wody. Po ponownym zastanowieniu i bolesnym uścisku, jaki przetoczył się przez jej podbrzusze, zdecydowała, że kilka kropel więcej nie zaszkodzi i ponownie odkorkowała naczynie. 

Zamieszana mikstura przyjemnie pachniała ziołami, a zapach ten od razu ukoił jej nerwy. Rozebrała się i zanurzyła w wodzie po samą brodę, wdychając zapach różanecznika, aloesu i czegoś jeszcze, czego nie rozpoznała. 

Zupełnie nie miała pojęcia, że stała się gorącym tematem rozmów innych nauczycieli, którzy zaczynali wyczuwać, że coś pomiędzy nią i Snape’em jest coś na rzeczy. Horacy i Anabella, czyli dwójka najłatwiejszych celów na liście do zmanipulowania, przechadzali się właśnie zapełnionymi korytarzami na trzecim piętrze, gdzie obydwoje pełnili dyżur. Mieli zajęcia w tym samym skrzydle, a przerwę między nimi spędzali patrolując korytarze i jak się okazało – zgłębiając pewien interesujący temat.

— Mówię ci, Horacy, ja wiem, że coś się święci — mruknęła w stronę idącego obok niej mężczyzny, który pogładził wąs i zmrużył oczy. 

— Nie wyolbrzymiasz aby przypadkiem, Anabello? W końcu to Snape — odparł sceptycznie, jednak przypomniał sobie reakcję Hermiony, kiedy odważył się powiedzieć złe słowo na młodszego kolegę. 

— A może ona lubi takich mężczyzn? Nie każdej musi się podobać ten sam typ — stwierdziła obojętnie czarownica, wzruszając ramionami. 

— Ten sam, znaczy jaki?

— No umięśniony, przystojny — wyliczała na palcach kobieta, a jej spojrzenie zginęło gdzieś daleko z przodu. — Może ona po prostu ceni inteligencję.

— Może — mruknął Horacy mało przekonująco. — A może po prostu ci się przywidziało.

— Co? Przywidziało mi się, że ją całował? — żachnęła się Anabella, patrząc oskarżycielsko na towarzysza, który nagle zatrzymał się i spojrzał na nią kompletnie zaskoczony. Jej usta wykrzywiły się w tryumfalnym uśmiechu, a Horacy odciągnął ją nieco na bok. 

— Całował? — powtórzył niepewny tego, czy dobrze usłyszał. Nie mógł wyobrazić sobie młodej gryfonki całującej się ze starszym mężczyzną, co dopiero ze Snape’em. Wyobraźnia podsuwała mu wyjątkowo obrzydliwe obrazy. 

— No całował… Znaczy pocałował w czoło — uściśliła szybko profesor Clark, wywracając oczy ku górze i machając obojętnie ręką. — Ale liczy się sam gest.

— Coś mi się wydaje, że to już sobie wymyśliłaś — mruknął Slughorn. — Nie uwierzę w to, że taka inteligentna dziewczyna miałaby związać się z… — Zamilkł na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. — Z kimś takim.

— Nadal będziesz go obrażał po tym, jak zachował się w niedzielę? — spytała nieco kpiąco Anabella, unosząc jedną brew. Wszyscy nauczyciele dowiedzieli się o przebiegu zajścia, ale tylko ktoś tak wytrwały i dociekliwy jak Anabella mógł poznać pikantne szczegóły. A mając za źródło informacji samego Horacy’ego Slughorna nie miała większych problemów. — Słuchaj, nie ma sensu spekulować. Trzeba ich obserwować i wtedy będzie jasne, kto z nas miał rację.

— Nie jestem pewien, czy chcę się w to mieszać — stwierdził niespodziewanie Slughorn. — Bądź, co bądź… To Snape. 

— I?

Anabella wydawała się nie dostrzegać zagrożenia, jakie nad nią zawisło. 

— I to, że jak dowie się, że myszkujesz za jego plecami i go obserwujesz to wylądujemy na oddziale w Mungo, o ile nie od razu na cmentarzu — oznajmił śmiertelnie poważnym tonem Horacy. — Mówię ci, daj sobie z nimi spokój. 

— Co się tu dzieje? — usłyszeli nagle i odwrócili się w stronę idącej Aurory. Rozdzieliła bijących się uczniów, grożąc szlabanem, a kiedy sytuacja się opanowała, dołączyła do rozmawiających nauczycieli. — Macie ciekawsze zajęcia niż pilnowanie porządku? — rzuciła na powitanie, gdyż z racji późnej pory przeprowadzanych zajęć w czwartki zawsze wstawała później. 

— Nie wyspałaś się, kochaniutka? — spytała Anabella przesłodzonym tonem, posyłając koleżance rozbawione spojrzenie, na które czarnoskóra profesor zareagowała jedynie wywróceniem oczu. Nauczycielka starożytnych run nagle ożywiła się, jakby przypomniała sobie coś istotnego. — Dobrze, że przyszłaś. Rozmawialiśmy właśnie o pannie Granger i jej nowym chłopaku.

Aurora uniosła brew, zerkając na Anabellę nieco niechętnie.

— Chłopaku? Z tego co wiem, panna Granger nie jest z nikim związana — odparła, jednak po minie starszej koleżanki zrozumiała, że właśnie rozpętała lawinę. Nie miała ochoty mieszać się do plotek, chciała tylko przedostać się przez korytarz. Jęknęła w duchu, widząc zaaferowaną twarz Anabelli.

— Przecież sama ich widziałaś, na własne oczy! — oburzyła się ciemnowłosa nauczycielka. Miała na sobie ładną, elegancko skrojoną szatę w kolorze ciemnej czekolady, która pasowała do koloru jej włosów. Zdaniem Aurory jednak była dość staroświecka, podobnie zresztą jak sama Anabella. — Wtedy w nocy, pamiętasz?

Horacy zerknął wyczekująco na Aurorę, która znużona wpatrywała się w twarz profesor Clark. Czemu szukała afery tam, gdzie nie trzeba – nie wiedziała.

— Nie, nie widziałam — odparła po chwili. — Spotkałyśmy ich, owszem, ale nie wiem skąd pomysł, że są razem. 

— Nie są, ale na pewno coś jest na rzeczy. Mówię wam — poprawiła ją Anabella i uśmiechnęła się tajemniczo. — A teraz w raju nastąpiły kłopoty.

Aurora zmarszczyła ciemne brwi, zerkając pytająco na koleżankę.

— Co masz na myśli? — spytał Slughorn, wyraźnie zainteresowany. 

— A to, że słyszałam ich kłótnię. 

— Doprawdy? — Aurora wydawała się nieco zaciekawiona, ale jej oczy lekko się zmrużyły. — Kiedy, jeśli można spytać?

— Dzisiaj rano, przed śniadaniem. Myśleli, że są sami więc nie szczędzili sobie słów. — Anabella wydawała się bardzo dumna, że podsłuchała ich rozmowę i mogła się nią podzielić z kolegami. I o ile Horacy wydawał się żywo zainteresowany tematem, po głowie Aurory chodziły zupełnie inne myśli. — Ona mówiła coś, że chciała dobrze, a on, że ciągle się wtrąca. Więc podejrzewam kryzys w raju.

— Wątpię, aby taka nowinka nie rozeszła się po szkole, Anabello. Więc wydaje mi się, że trochę koloryzujesz. Mogli kłócić się o cokolwiek, wiesz, że akurat im nie potrzeba wielkiego powodu — oznajmiła sceptycznie czarnoskóra profesor, po czym przeprosiła kolegów i skierowała się w stronę, w którą zmierzała. 

Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś ewidentnie jest na rzeczy. Długo biła się ze sobą, czy powinna się mieszać, jednak do końca dnia zapomniała o słowach Anabelli i jej przypuszczeniach. 

Hermiona nieświadoma tego, że wzbudza aż takie zainteresowanie w reszcie ciała pedagogicznego, zapukała do drzwi Severusa Snape’a równo o dwudziestej. Usłyszała kroki zza grubych drzwi, a chwilę później mężczyzna otworzył i bez słowa zaprosił ją do środka. 

Przełknęła ślinę, przypominając sobie ich kolejną kłótnię tego poranka, ale zanim dotarła do biurka, zdążyła wyczyścić swój umysł. Usiadła na wskazanym przez mężczyznę miejscu i nie umknęło jej uwadze, że na blacie czekała na nią herbata. Jaśminowa, jeśli dobrze zidentyfikowała zapachy roznoszące się po niewielkim pomieszczeniu.

— O czym chciał pan ze mną porozmawiać? — zaczęła, kiedy Severus usiadł na swoim miejscu za biurkiem. Przyjrzał się jej uważnie i powoli sięgnął po swój napój. 

— Na początek należą ci się przeprosiny — odparł, co z miejsca wbiło Hermionę w siedzenie. Uniosła brwi, zaskoczona tym, co jej powiedział, ale bez słowa dała mu dokończyć. — Nie zmienia to oczywiście tego, że miałem na myśli wszystko, co ode mnie usłyszałaś.

Oczywiście, pomyślała, ale w porę ugryzła się w język. Nie przyszła tu po to, aby się kłócić. Nie powstrzymała jednak oczu, które zbyt szybko wywróciła ku górze. 

— Zakładam, że takie przeprosiny muszą wystarczyć — stwierdziła cierpko. — Ale to nie jest jedyny powód, dla którego chciał się pan ze mną widzieć.

— Oczywiście, że nie. — Mężczyzna na chwilę zamilkł, dając czas pannie Granger na dokładną obserwację znikomej mimiki jego twarzy. Nie mogła nic z niej wyczytać, co irytowało ją niemal tak mocno, jak ton, którym się do niej zwracał. Jak do pięciolatka. — Jaki mamy dzisiaj dzień, Granger?

Dziewczyna zmarszczyła brwi, zastanawiając się, jaki haczyk kryje się w tym prostym na pozór pytaniu. Kiedy nie wpadła na żaden pomysł, odparła niepewnie:

— Piętnasty listopada. Czwartek, dokładniej rzecz biorąc.

Snape pokiwał wolno głową, wpatrując się pustym wzrokiem w przestrzeń. Jego zachowanie stresowało Hermionę, z każdą kolejną sekundą coraz bardziej głowiła się nad tym, do czego zmierza jej rozmówca.

— Wiesz, czego nam brakuje?

Wzruszyła lekko ramionami i pokręciła głową, próbując zrozumieć drugie dno jego pytań. Na które, co gorsza, nie miała żadnej sensownej odpowiedzi.

— Nie wiem, profesorze, może pan…

— Tempa, Granger. Brakuje nam tempa — odparł Snape, ignorując fakt, że Hermiona zaczęła mówić. Powoli skierował na nią spojrzenie, obserwując pytający wyraz, jaki pojawił się na jej twarzy. 

— Rozumiem, że mówi pan o naszym… związku… — odparła wolno. — Myślałam, że wszystko idzie dobrze.

— Rzecz w tym, że za wolno. — Snape podniósł się z krzesła i założywszy dłonie za plecami zaczął krążyć po pomieszczeniu. Biorąc pod uwagę jego niewielki metraż i ułożenie mebli, Hermiona z każdym jego krokiem czuła się coraz bardziej osaczona. Krążył koło niej jak sęp wokół padliny. — Bal odbędzie się za półtora miesiąca.

Hermiona starała się nie patrzeć na jego sylwetkę, która co jakiś czas pojawiała się w jej polu widzenia. Wlepiała wzrok w parującą filiżankę, przerażona wizjami, jakie zsyłał jej niepokorny umysł. 

— Pamiętam co pan mówił o prowadzeniu za rączkę — zaczęła cicho, czując suchość, jaka nagle pojawiła się w jej gardle. — Ale czy mógłby pan sprecyzować co ma pan dokładnie na myśli?

Usłyszała prychnięcie za plecami, a chwilę później Snape pojawił się obok biurka i spojrzał na nią poważnie.

— Dokładnie to co ty, sądząc po twojej przerażonej minie — mruknął, a dziewczyna zaskoczona jego słowami, podniosła wzrok. Miała wrażenie, że widzi w jego oczach zawód, jakiś rodzaj upokorzenia. Domyślała się, że nie tylko dla niej cała ta gra nie jest prosta, choć Snape nigdy nie pokazał, jak jest naprawdę. Ciągle miał na sobie maskę powagi, próbował ukryć wszystko, co kryło się głęboko w psychice. — Obiecałem ci, że nie zrobię nic, co ujmie twojej godności.

— Wiem o tym — powiedziała niemal od razu. Przełknęła ślinę i musiała mocniej ścisnąć dłonie złożone na kolanach, aby przestały drżeć. — I nie jestem przerażona, po prostu…

Kiedy ucichła i spuściła głowę, Snape zmrużył oczy. Wyglądała na zagubioną, jakby ktoś podmienił pannę Granger na nieudolnego sobowtóra, który miał ją udawać. 

— Po prostu? — powtórzył, tłumiąc irytujący głos z tyłu głowy, który podpowiadał odpowiedź. — Chcesz się wycofać?

Twarz Hermiony nagle stężała, a jej usta rozchyliły się, jakby na końcu języka miała słowa, które chce wypowiedzieć. Snape przez chwilę miał wrażenie, że faktycznie zamierza to wszystko skończyć, choć wiedział, że po przekonaniu sporej części grona pedagogicznego mogłoby to być ciężkie. 

Ułamek sekundy wystarczył, aby zdezorientować umysł wytrawnego szpiega. Ułamek sekundy trwała zmiana, jaka zaszła na twarzy Hermiony Granger, a kiedy podniosła na niego spojrzenie, Snape nie był już pewien niczego.

— Obiecałam panu, że dam z siebie wszystko — mruknęła. Mimo, że usłyszał drżenie w jej głosie to wciąż brzmiał on stanowczo, pewnie. Zmarszczył brwi, a kobieta dodała na wydechu: — Po prostu się boję.

Widok szczerze zaskoczonego Severusa Snape’a był czymś naprawdę wyjątkowym. Niepowtarzalnym. Hermiona pewnie zwróciłaby na to uwagę, gdyby nie to, że zdążyła znów spuścić spojrzenie na własne dłonie, w których mięła materiał szaty. 

— Ustaliliśmy, że jeśli jakaś część planu nie będzie ci odpowiadać to ją przedyskutujemy — zaczął mężczyzna, siadając z powrotem na swoim miejscu. Nie spuszczał wzroku z Hermiony, która niespodziewanie zaśmiała się pod nosem. 

— Nie chodzi o to, że boję się tego, co mamy w planach — przyznała. W jednej chwili jej ciało zaczęło się rozluźniać, jakby zrzuciła z siebie ciężki kamień. — Przekonanie Anabelli to była formalność, co zresztą sam pan przewidział. Ona łyka wszystko jak pelikan, podobnie jak profesor Slughorn. 

— Owszem, to była formalność. Zresztą sytuacja bardzo temu sprzyjała, dosłownie sama się nadarzyła — stwierdził pod nosem Snape. Hermiona przytaknęła, sięgając po herbatę i wdychając przyjemny dla zmysłów zapach. 

— Tak. Szczęście w nieszczęściu, dosłownie — mruknęła. — Dzisiaj rano, kiedy spotkaliśmy się w skrzydle szpitalnym, rozmawiałam też z Poppy. 

— Słyszałem, całkiem sprawnie sobie z nią poradziłaś.

Hermiona uniosła brew, zerkając pytająco na mężczyznę.

— Podsłuchiwał pan? — spytała, jednak zanim Severus zdążył odpowiedzieć, dodała: — Zresztą to nie ma znaczenia. Chodzi o to, że wybraliśmy sobie na początek łatwe cele. 

Snape obserwował jeszcze przez chwilę twarz Hermiony, po chwili rozumiejąc sedno jej niewypowiedzianej obawy. 

— Boisz się Minerwy — stwierdził, starając się ukryć kpinę w głosie. Minerwa potrafiła wzbudzać strach, zwłaszcza kiedy igrało się z nią nie po jej myśli, jednak Snape traktował to bardziej jak wyzwanie, niż powód do paniki. — Pomyśl, zanim przytakniesz.

— Dla pana to się wydaje proste, bo ma pan z nią lepsze kontakty. Poza tym panu kłamanie wychodzi o wiele lepiej. 

Dopiero kiedy wypowiedziała te słowa na głos, zdała sobie sprawę jak zły wydźwięk miały. Zerknęła przepraszająco na Snape’a, który jedynie zmrużył oczy. Czekał, aż Granger wyrzuci z siebie wszystko, co leży jej na sercu, jednocześnie próbując nieco zrozumieć jej argumentację.

Kiedy Hermiona długą chwilę milczała, Severus wpadł na pewien pomysł. Wstał z krzesła i podszedł do wysokiej półki, wyciągając spomiędzy książek drewniane pudełko. Hermiona zmarszczyła brwi, nie mając pojęcia co się w nim znajduje. 

— Co to? — spytała, przypatrując się uważniej skromnym, ale eleganckim zdobieniom na wieczku, kiedy Snape położył na blacie pomiędzy nimi pudełko. Wgłębienia układały się w prosty, nieskomplikowany wzór, a wyryty w ciemnym drewnie napis tłumaczył zawartość. — Karty?

— Karty — potwierdził mężczyzna, ostrożnie otwierając pudełko. W środku znajdowały się dwie talie, spięte ciasno rzemykami oraz dzwonek. Zaintrygowana Hermiona uniosła brew, obserwując jak Snape wyciąga ze środka karty i ostrożnym ruchem rozwiązuje sznurowania wokół nich. — To jedna z niewielu metod Albusa, które uważam za wyjątkowo przydatne. Trenują nie tylko wyobraźnię, ale i sztukę manipulacji. 

— Co jest celem gry? — Snape podniósł spojrzenie na zaciekawioną gryfonkę, nie przerywając tasowania kart, a widząc błysk ciekawości w jej oczach, uśmiechnął się krzywo. 

— Masz mnie oszukać — wyjaśnił, przykuwając uwagę Hermiony. Zerknęła na niego pytająco, unosząc brew. Odczekała, aż rozłoży po jednej talii po każdej stronie, a kiedy sięgnęła po swoją, dłoń Snape’a niespodziewanie ją powstrzymała. — Nie podglądaj.

W pierwszym odruchu miała odsunąć rękę, jednak przypomniała sobie jego dotyk na dziedzińcu i słowa, które jej po tym powiedział. Nie mogła reagować na takie czułości zbyt gwałtownie, inaczej przy pierwszej okazji wyda się przed Minerwą. 

— Zasady są proste — odezwał się, zabierając niespodziewanie dłoń. Hermiona ułożyła swoją na biodrze, czując lekkie mrowienie w miejscu, gdzie zetknęła się ze skórą Severusa. — Wykładamy ze swojej talii po jednej karcie, po kolei, zakrytą, na głos mówiąc, co na niej jest.

— Rozumiem, że nie zawsze musimy mówić prawdę — sprecyzowała Hermiona, pochylając się do przodu, aby mieć lepszy obraz sytuacji.

— To zależy od ciebie. Masz przekonać mnie, że nie kłamiesz, ale jeśli zauważę, że oszukujesz wtedy robię to. — Przerwał na chwilę i podniósł dzwonek, leżący pośrodku blatu. Poruszył nim delikatnie, a kowadełko odbiło się od metalowych osłon i wydało cichy dźwięk. 

— Wtedy odkrywamy kartę i jeśli miał pan rację, to zabiera ją pan do siebie — dodała Hermiona, rozumiejąc już, na czym polega zabawa. Zaciekawiło ją, że dwoje potężnych czarodziejów jak Snape i Dumbledore oddawali się tak przyziemnym grom, jednak powoli dostrzegała w tym ukryty motyw. 

— Widzę, że dwa razy nie będę musiał powtarzać — zakpił Snape, a Hermiona posłała mu w odpowiedzi wymowny uśmiech.

— Wiem, jak pan tego nienawidzi.

Wymienili szybkie spojrzenia i przystąpili do gry. Hermiona pierwsza wyłożyła na stół kartę, w ostatniej chwili zmieniając zdanie i nie kłamiąc. Snape nie spuszczał z niej wzroku, sam nie obawiając się, że dziewczyna odkryje jego kłamstwa. Kolejne karty lądowały na stół, a dzwonek milczał, do chwili kiedy Hermiona zdecydowała się pierwszy raz skłamać.

— Skąd pan wiedział? — jęknęła, obserwując jak mężczyzna odkłada na bok kilkanaście kart. 

— Tonacja głosu. Zniżyłaś go, kiedy zmieniłaś zdanie — stwierdził, na co Hermiona rozchyliła lekko usta. Nie wiedziała jakim cudem zgadł i to, że się rozmyśliła.

— Ta gra nie jest sprawiedliwa — burknęła. Snape prychnął pod nosem.

— Życie nie jest sprawiedliwe, Granger — stwierdził, wyciągając ze środka talii kartę. — Dwójka kier.

Kiedy odłożył ją rewersem do góry, Hermiona uważnie wpatrzyła się w jego twarz. Denerwowało ją to, że nie widzi na niej kompletnie nic prócz rozbawienia. Miał z niej ubaw, kiedy ona próbowała go przejrzeć, ale zdecydowała, że tak łatwo się nie podda. Przez jej głowę przebiegało milion sposobów, w jaki ukryć kłamstwo i nie wiedziała, na który z nich mógłby nabrać się Snape. Zerknęła na trzymane w dłoni karty, a kiedy jej oczom ukazała się czerwona dwójka z serce na awersie, miała ochotę parsknąć śmiechem. Nagle wpadł jej do głowy pomysł, który mógł nie tyle pomóc jej przejrzeć przeciwnika, ale chociaż go rozkojarzyć.

— Dwójka kier — powiedziała wyraźnie, kładąc na karcie Snape’a swoją. Mężczyzna zmrużył lekko oczy, oceniając jej prawdomówność, a kiedy sięgał po swoją kartę, zauważyła, że jego wzrok uciekł na stosik pomiędzy nimi. 

— Czwórka karo — oznajmił. Hermiona nie spuszczając z niego wzroku wyciągnęła kolejną kartę, przypatrując się jej dosłownie przez sekundę.

— Czwórka karo — powtórzyła. Liczyła, że druga taka sytuacja rozkojarzy Snape’a i pozwoli jej go oszukać, nie do końca na jego zasadach, ale zawsze. Mężczyzna wyglądał jednak, jakby wyczuł jej grę i beznamiętnie sięgnął po kartę z brzegu.

— Siódemka karo.

Hermiona poczuła rosnącą irytację. Miała wygrać, a Snape się nabrać, tymczasem on wyglądał na coraz bardziej znużonego ich grą. Wyciągnęła z talii ósemkę pik i ułożyła ją na stosie.

— Siódemka karo.

Dźwięk dzwonka nieprzyjemnie podrażnił jej nerwy słuchowe, a zdenerwowana kobieta odłożyła karty na stół.

— Jak? — spytała, co jednak bardziej zabrzmiało jak jęk. — Przecież panowałam nad głosem.

— Twój wzrok. — Snape przyciągnął do siebie stos kart i podniósł na Hermionę ciemne oczy. Ogień z kominka, który do tej pory dawał im przyjemne ciepło, odbił się w jego tęczówkach i na chwilę zaabsorbował młodą gryfonkę. — Zdradziłaś w nich, że cię zdenerwowałem. 

Hermiona przełknęła ślinę, kręcąc głową. Loki rozsypały się na jej ramionach, przykrywając nieco twarz, jednak kobieta szybko zaczesała je na bok. Zdeterminowana, aby grać do końca, zaczęła zastanawiać się, jak niby miała z nim wygrać, kiedy on czytał z niej jak z otwartej księgi.

— Może zamiast mówić, co robię źle, powie mi pan jak to naprawić? — mruknęła, rozsiadając się wygodniej na krześle. Snape odłożył na stół swoje karty i oparł łokcie na blacie. 

— Napijesz się czegoś? — spytał niespodziewanie, a Hermiona najpierw uniosła brwi, a kiedy podszedł do szafki i wyciągnął z niej butelkę z likierem, pokręciła głową. 

— Jeszcze tego mi brakuje. Wtedy to już mogłabym zapomnieć o wygranej.

— Dopóki będziesz skupiać się na przeciwniku, tak naprawdę nie masz co na nią liczyć — odparł Snape, polewając sobie niewielką ilość do szklanki. Zajął z powrotem swoje miejsce, przypatrując się byłej uczennicy, która uważnie mu się przyglądała. — Cały czas przyglądałaś się temu, co robię, zamiast skupić na tym, żeby mnie oszukać. W ten sposób rozkojarzyłaś się do tego stopnia, że pozwoliłaś mi odczytać wszystko.

— Jak z otwartej księgi — dodała pod nosem. Snape upił łyk i przytaknął jej bez słowa. 

— Spróbujesz jeszcze raz, tylko tym razem zdecyduj się, czy chcesz mnie oszukać czy przejrzeć.

Hermiona spojrzała na niego pytająco.

— Myślałam, że gra polega na jednym i drugim — stwierdziła niepewnie, ale widząc wzrok Snape’a domyśliła się, że była w błędzie. 

— Może za drugim razem, kiedy będziesz nieco bardziej wprawiona — oznajmił kąśliwie. Gryfonka wydęła usta, sięgając energicznie po swoje karty.

— Do trzech razy sztuka — mruknęła, sięgając po pierwszą kartę z brzegu. — As pik.

Snape prychnął pod nosem, doskonale zdając sobie sprawę, że wybrała drugą opcję. Bawiło go to, bo nie wierzył, że Granger byłaby w stanie przejrzeć jego zagrywki podczas pierwszej próby. Nawet Dumbledore miał z tym problemy, a za jego życia dość często grywali w karty. Dopiero pod koniec starzec zaczynał zauważać przebłyski, jakie czasem pojawiały się na twarzy Snape’a, który jakby na to nie patrzeć, szkolony był w sztuce kłamania. A i tak często dawał się ograć jak dziecko. 

— Dama pik — powiedział, rzucając na pokaźny stosik swojego waleta. Spojrzał na Granger, która sięgnęła po kolejną z brzegu kartę, znów wyrzucając ją na stół i znów mówiąc prawdę. — Wiesz, że taka taktyka donikąd cię nie doprowadzi?

Jego pytanie jednak odbiło się echem po pomieszczeniu, a panna Granger nie spuściła z niego wzroku, co po dłuższej chwili zaczęło go nieco drażnić. Czuł jej spojrzenie, które śledziło każdy ruch i każdy, najdrobniejszy gest, podczas kiedy sama wyrzucała karty, bez cienia emocji wypowiadając ich prawdziwe kolory i figury. Kilkanaście minut później, na blacie pomiędzy nauczycielami pojawiła się pokaźna kupka kart, a napięcie osiągnęło punkt kulminacyjny.

— Dama kier — powiedziała zadowolona z siebie Hermiona. Snape przyjrzał się jej uważnie, a widząc tryumf na jej twarzy domyślił się, że coś mu umyka. Nie miała już kart, co jasno sugerowało przegraną, a jednak ona się cieszyła. Patrzyła mu prosto w oczy i dosłownie śmiała mu się w twarz. — Musi pan odkryć kartę.

Snape szybko zrozumiał, że dziewczyna zastosowała bardzo prostą, a jednak wyjątkowo skuteczną taktykę. Odkrył kartę, a kiedy ich oczom ukazała się czerwona dama z sercem w rogu, nie był nawet zdziwiony. 

— Najwyraźniej cię nie doceniłem — przyznał skołowany Snape, jednak skutecznie zamaskował swoje zdziwienie sięgając po szklankę z alkoholem.

—  Nie byłby to pierwszy raz, profesorze.

Hermiona z tryumfalnym uśmiechem zaczęła zgarniać na swoją stronę karty, a Severus na chwilę zawiesił wzrok na jej twarzy. Po chwili jednak zerknął na talię i zmrużył oczy. Tym razem nie udało mu się ukryć zdumienia, a na jego twarzy pojawił się nikły grymas. 

— Oszukiwałaś cały czas — mruknął, a Hermiona uśmiechnęła się, układając karty w równy stosik. 

— W połowie zdałam sobie sprawę, że w ogóle nie słucha pan tego co mówię, ani w jaki sposób. Myślał pan, że próbuję pana odczytać, a kiedy upewnił się pan, że wybieram karty po kolei, wiedziałam, że mogę to wykorzystać.

Jej pewność siebie zirytowała Severusa bardziej niż to, że dał się jej oszukać. Nawet Albusowi nie udało się to za pierwszym razem, a miał go za trudnego przeciwnika. I o ile Hermiona nie wygrała tej gry, to udało jej się go przechytrzyć. Przez ponad kwadrans dał z siebie robić głupca. 

Oparł się plecami na krześle, wciąż wpatrując się w Hermionę. Zaskoczyła go, nie mógł tego nie przyznać. Nie po tym, co właśnie się stało. Myślał, że pod szopą nieokiełznanych włosów kryje się jedynie przemądrzała dziewucha, która zna na pamięć same regułki, a tymczasem ona najzwyczajniej w świecie była bystra. Nie chciała go ograć, od początku chodziło tylko o oszukanie go. Wykiwanie. Uniósł kącik ust, zdając sobie sprawę, że na samym początku dokładnie to kazał jej zrobić. Oszukać. Nie wygrać. 

— Na dzisiaj wystarczy — oznajmił, widząc gotową do gry dziewczynę. Jej uśmiech nieco przygasł, kiedy Snape zaczął chować do pudełka karty, więc dodał: — Teraz powiedz mi, co miała na celu twoja strategia.

— Oszukanie pana — odparła natychmiast Hermiona. Spuściła z tonu i nie wydawała się już tak dumna z siebie, a jej ciało przyjemnie się rozluźniło. 

— Źle — rzucił lakonicznie w jej stronę i wrócił do wiązania kart rzemykiem. Kobieta uniosła brew, słysząc jego odpowiedź i zastanowiła się ponownie.

— Chciałam, żeby zwrócił pan uwagę na coś, co było istotne jedynie na pierwszy rzut oka — mruknęła powoli, obserwując cały czas twarz profesora. Mężczyzna uniósł brew, jednak nie odpowiedział nic, jakby dając jej czas na dokończenie wypowiedzi. — Na odwróceniu uwagi.

— Na odwróceniu uwagi — powtórzył, zamykając pudełko. Odsunął je na bok i dopił resztkę alkoholu, po czym rozsiadł się na krześle i spojrzał na swoją byłą uczennicę. — Miałem widzieć to, co chcesz, żebym widział.

— I tak samo mam zrobić z Minerwą, taka jest puenta? — spytała Hermiona, wzdychając ciężko. — To była tylko gra, profesorze. Prawdziwe życie…

— To nie jest gra, tak wiem, Granger, brawo za stwierdzenie oczywistego faktu — wtrącił Severus kwaśnym tonem. — Nie znasz pojęcia analogii? Metafory?

Hermiona uśmiechnęła się pobłażliwie pod nosem. Spuściła głowę, wpatrując się w dłonie złożone na udach, a Snape wstał i odłożył pudełko z kartami na szafkę. 

— Żeby to wszystko miało sens, musisz przestać się bać — powiedział zza jej pleców. Dziewczyna podniosła wzrok, wlepiając go w półkę za biurkiem, na której w równych rzędach poustawiane były tony ksiąg. Wiedziała, że Snape ma rację. 

— Może mi pan zatem opowie, jaki ma pan plan — mruknęła, zerkając przez ramię na mężczyznę. Dostrzegła, że chował do półki niedużą fiolkę z eliksirem, którego konsystencji nie rozpoznała. Zamknął jednak barek tak szybko, że prawie podskoczyła na krześle. Odwróciła się, udając, że nic nie widziała i zerknęła na Snape’a dopiero, kiedy pojawił się w jej polu widzenia. — Jeśli mam przestać się jej bać, musi mnie pan przekonać, że nie jest taka straszna.

Snape zerknął na nią, mrużąc lekko oczy. Nie zamierzał jej przekonywać, że słońce gaśnie na noc, a właśnie tak widział przekonywanie jej do Minerwy. Miał jednak świadomość, że dla własnego dobra będzie zmuszony nieco się poświęcić.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 20Sojusz, Granger? – Rozdział 22 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 4 komentarzy

Dodaj komentarz