Sojusz, Granger? – Rozdział 68

— Następna stacja: Hogsmeade — oznajmił konduktor, a podekscytowana Hermiona zerknęła w jego stronę przelotnie. Tęgi mężczyzna zniknął w przejściu między wagonami, zamykając za sobą skrzypiące cicho drzwi i ruszył przez kolejne, otwarte przedziały, oznajmiając koniec podróży.

— Zdaje się, że dotarliśmy — zagaił siedzący naprzeciw gryfonki starszy czarodziej, który przysiadł się do niej na początku podróży. Rozmowa z nim umiliła Hermionie czas i zniwelowała stres, jaki czuła na myśl o spotkaniu z Severusem, choć wiedziała, że jest on absolutnie bezpodstawny. Bez sensu. Miała wrażenie, jakby dookoła niej trwało odliczanie, a każda minuta, każda przemierzana mila, zmierzały do czegoś nieuchronnego. Coś, czego paradoksalnie nie mogła się doczekać.

— Tak — mruknęła, kierując spojrzenie za okno ospale poruszającego się pociągu. — Nie sądziłam, że jesteśmy już na miejscu.

— Czas szybciej płynie w miłym towarzystwie. — Mężczyzna uśmiechnął się do Hermiony, która przytaknęła mu z wesołym śmiechem, kątem oka obserwując, jak powoli zza drzew wyłaniają się pierwsze zabudowania wioski, przełamując błogi, leśny krajobraz. Ciemne dachy coraz gęściej zaczęły wypełniać przestrzeń, aż w końcu ciężka maszyna zwolniła na dobre i mozolnie dotoczyła się do peronu, niemal złowrogo wydając z siebie przy tym dźwięki agonii. — Proszę, panienka pozwoli — mruknął jej kompan, sięgając po walizkę, którą Hermiona w pewnej chwili zsunęła ostrożnie z półki zawieszonej ponad ich głowami. 

— Och, nie trzeba, naprawdę — zaśmiała się pod nosem. — Nie jest ciężka. — Uśmiechnęła się wdzięcznie, kiedy niestrudzony mężczyzna odebrał od niej bagaż i pokręciła pobłażliwie głową na ludzką upartość. — Dziękuję.

— Drobiazg.

Siwy czarodziej ruszył wąskim korytarzem przez przedział, kierując się do wyjścia, a Hermiona podążyła za nim, zerkając przez podłużną okiennicę na platformę, gdzie kręciło się zaledwie kilku pasażerów. Hogsmeade nie wyglądało na bardzo zatłoczone, co nie zdziwiło kobiety z uwagi na niedzielną, popołudniową porę. Ulżyło jej jednak, że nie będzie musiała przeciskać się przez ludzi, żeby dotrzeć do Hogwartu.

Starszy mężczyzna przepuścił ją w drzwiach, czekając, aż zejdzie po schodkach na peron po czym sam opuścił pociąg i podał jej walizkę, kłaniając się lekko. Gryfonka uśmiechnęła się w odpowiedzi, jednak w tej samej chwili w polu jej widzenia pojawiła się wysoka, długa sylwetka stojąca tuż przy wyjściu ze stacji, na uboczu. Severus. Opierał się o ciemny, kamienny łuk, który prowadził z powrotem do wioski i krzyżował ramiona na piersi, przyglądając się jej z nieodgadnionym wyrazem na twarzy. Musiał dopiero ją dostrzec, bo odepchnął się od metalowej poręczy i otaksował ją przeciągłym spojrzeniem, robiąc kilka kroków w jej stronę. Hermiona nie spodziewała się go zobaczyć już teraz — chociaż właściwie nie powinna być zaskoczona. Severus wziął sobie przecież za punkt honoru, aby podwyższyć jej nieistniejące standardy.

— Spokojnej drogi — mruknął jej towarzysz, kłaniając się ostatni raz. Hermiona zerknęła na niego z szerokim uśmiechem, kiwając na pożegnanie głową.

— I wzajemnie — odparła. 

Odwrócił się, a ona podążyła wzrokiem ku zejściu z peronu, czując dziwne ściskanie w żołądku. Odnalazła znajome, ciemne szaty, a jej usta same rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy podeszła do Severusa mocno zaciskając palce na uchwycie podręcznego bagażu.

Zlustrowała jego sylwetkę całkowicie nieświadomie zalotnym wzrokiem i zagadnęła:

— Spodziewałam się całego komitetu powitalnego.

Snape prychnął, słysząc komentarz młodej czarownicy. Jej widok gwałtownie wprowadził nową dawkę adrenaliny w jego żyły, co było dość niespodziewanym i nie do końca przyjemnym uczuciem — choć sam głos Granger wystarczył, aby je zniwelować, a jej uśmiech skutecznie wymazał jego istnienie z pamięci. 

— W każdej chwili możemy go zorganizować — stwierdził obojętnie.

— Nie mówiłam, że bym go chciała, tylko, że się spodziewałam — odparła Hermiona, wymownie poruszając brwią. 

Mężczyzna nie odpowiedział, taksując wzrokiem zaczerwienioną od mrozu twarz czarownicy, która rozpromieniła się, kiedy tylko dostrzegła jego spojrzenie. Spuściła podbródek, zadzierając oczy, a Snape aż zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, jak brakowało mu tego widoku. 

— Daj — mruknął, marszcząc mocno brwi.

Pochylił się ku Hermionie, sięgając po jej walizkę, jednak kiedy tylko jego twarz znalazła się na wysokości twarzy panny Granger, poczuł, że kobieta odwróciła ją ku niemu. Na moment, na ułamek sekundy, co dostrzegł ledwie kątem oka — jej usta znalazły się w zasięgu jego wzroku, kiedy odsuwał się dzierżąc skórzaną torbę w dłoni, a do jego uszu dobiegło ciche, urywane westchnienie. 

Och, na brodę Merlina. Hermiona przymknęła oczy, czując, że intensywny zapach, który wdarł się do jej nozdrzy, wydrążył przeraźliwie wielką, pustą dziurę w jej głowie. Obserwowała kątem oka, jak Severus odsuwa się od niej i uśmiechnęła się pod nosem, mrucząc cicho podziękowania.

— A więc? — zapytał Snape, unosząc wysoko brew. 

Hermiona zerknęła na niego pytająco, dostrzegając, że mężczyzna wyciąga w jej stronę przedramię. Dlaczego musi być taki…

— Więc co? — powtórzyła nieco mimowolnie i wsunęła dłoń pod ciepły, gruby materiał, czując, że męskie ramię spięło się w odpowiedzi na jej dotyk. 

— Znalazłaś w Londynie coś interesującego?

Jego pytanie było tak normalne, tak na miejscu, że młoda czarownica niemal nie wybuchnęła śmiechem. Popatrzyła na idącego obok niej wysokiego czarodzieja, który poprowadził ją wzdłuż przestronnego, kamiennego tunelu ku ścieżce głównej Hogsmeade. A ona podążyła za nim, bez wahania, bez pytania.

— Tak — odparła wesoło. — Tak, znalazłam. Nie mogę powiedzieć, to były męczące dwa tygodnie — przyznała, mocniej zaciskając dłoń na przedramieniu Severusa. — Męczące, ale bardzo produktywne.

Wyszli na opustoszałą ulicę główną i skierowali kroki w stronę ścieżki do zamku, prowadzącej w głąb lasu, nieco pod górę, między strzelistymi, ośnieżonymi sosnami i ogołoconymi brzozami, nieprzystosowanymi do zimowych warunków. Hermiona westchnęła, kiedy lodowaty podmuch wiatru uderzył nagle w jej twarz i skryła ją odruchowo w wełnianym szaliku otulonym wokół szyi.

— To co takiego robiłaś? — zapytał Severus, czując, że kobieta odwraca się w jego stronę. Spojrzał na nią, dostrzegając, że Hermiona wpatruje się w niego nieco podejrzliwie, niepewnie. Uniósł pytająco brew, a na ustach gryfonki niespodziewanie pojawił się szeroki, pełen zachwytu uśmiech. Uśmiech tak piękny, że Snape poczuł, jakby cały ból został mu po prostu odebrany.

Naprawdę chcesz o tym słuchać, przeszło przez myśl Hermionie, która chwilę obserwowała skonsternowanego Severusa. Uśmiechnęła się, czując, że nie może dłużej tłumić w sobie czystej, niemal dziecięcej radości i szczęścia, jakie rozlało się po jej ciele. Pozwolił jej opowiedzieć sobie o wszystkim, czego doświadczyła, pozwolił jej podzielić się z nim wszystkim, co ją spotkało, cierpliwie słuchając coraz bardziej podnieconego tonu głosu i przyglądając się ukradkiem zaróżowionej od emocji twarzy.

— A ostatnio udało mi się nawet coś stworzyć — powiedziała w pewnej chwili Hermiona. 

W momencie, w którym zauważyła, że Severusowi nie przeszkadza jej słowotok, pozwoliła sobie na spuszczenie emocji z wodzy. W momencie, w którym zrozumiała, że mężczyzna reaguje na jej słowa w sposób, który dał jej odczuć, że poświęca jej uwagę — pozwoliła sobie zapomnieć, z kim rozmawia. Poczuła, że bariera oporów opada, a ona ma ochotę opowiedzieć mu o wszystkim. Jak staremu, dobremu przyjacielowi. Komuś bliskiemu. 

— Stworzyć? — powtórzył zaintrygowany Snape, zerkając na idącą u jego boku kobietę; ciążącą przyjemnie na ramieniu i nadającą rytmicznego kroku ich spacerowi. Czuł, że lekko podtrzymywała się jego ciała, zachowując równowagę na mocno zaśnieżonej ścieżce, którą nieustannie przysypywał gęsto opadający z nieba śnieg. Mimo, iż marzec powoli dobiegał końca, zima najwyraźniej nie zamierzała tego roku tak łatwo odpuścić, dręcząc spragnionych wiosennych promieni słońca mieszkańców Szkocji swoim humorzastym zachowaniem. 

Hermiona podniosła wzrok, odnajdując utkwione w niej ciemne tęczówki i uśmiechnęła się chełpliwie. Wysunęła delikatnie rękę spod ramienia Severusa i zwolniła kroku, ściągając sprawnym ruchem eleganckie rękawiczki, które przykuły uwagę czujnego spojrzenia, na moment uciekającego w stronę drobnych dłoni wyłaniających się zza ciemnego materiału. 

— To zaklęcie regenerujące tkankę łączną — powiedziała kobieta. — Może mogłoby trochę złagodzić obrzęk twojej rany.

Jej słowa, wypowiedziane najnormalniejszym, najspokojniejszych tonem, jaki Snape kiedykolwiek słyszał, wywołały w nim dziwne, niezrozumiałe uczucie pełne mieszanki ciepła, którego nie znał i ściskającego żołądek niezrozumienia. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Hermiona uniosła dłonie i rozłożyła je powoli przed sobą, kierując wnętrzami ku sobie.

Duże, pojedyncze płatki śniegu opadały na skórę, od razu rozpuszczając się pod wpływem jej ciepła, co jednak nie przeszkadzało w niczym skupionej kobiecie. Utkwiła wzrok we wgłębieniach, które uformowały się, kiedy ścisnęła lekko palce, a na jej ustach pojawił się słaby uśmiech, kiedy w tych samych zagłębieniach chwilę później uformowały się dwie błękitne helisy, które powoli zaczęły zbliżać się krętym ruchem w swoją stronę. Przecięły się w połowie, docierając do drugiego końca i połączyły w nierozerwalną nić materii, którą Snape doskonale poznał, a która wywołała w nim niepokojące uczucie potencjalnego zagrożenia. Zbyt dobrze pamiętał, jak skończył się ostatni popis magii panny Granger, choć ten zaskoczył go spokojem, z jakim został wyegzekwowany.

— To tylko pierwsza z dwunastu sekwencji — mruknęła Hermiona, zaciskając dłonie, a błękitna mgiełka, która wytworzyła się wokół jej rąk, rozpłynęła się w mroźnym, popołudniowym powietrzu. Kobieta wyciągnęła z kieszeni płaszcza rękawiczki, kątem oka kontrolując, czy Severus obserwował jej poczynania. Obserwował. Jak zawsze zresztą — ilekroć odwracała wzrok w jego stronę, ciemne tęczówki taksowały jej sylwetkę, dłonie czy twarz. Choć najlepiej wszystko naraz. 

— Całkiem imponująca podzielność uwagi — zakpił pod nosem Severus. — Spodziewałem się, że wylądujesz w którejś zaspie, próbując to zrobić. 

Hermiona uchyliła usta i uśmiechnęła się teatralnie oburzona. 

— Masz mnie za amatora? — zapytała, siląc się na śmiertelnie poważny ton, ale pobłażliwe spojrzenie ciemnowłosego czarodzieja wytrąciło ją z równowagi. Uniosła wymownie brew, prychając z rozbawieniem pod nosem, a Severus wywrócił oczami. Kiedy jednak ponownie zerknął w stronę kobiety, dostrzegł, że zadzierała spojrzenie wysoko nad głowę i mimowolnie podążył za jej wzrokiem. — Piękne… — usłyszał.

Snape zatrzymał się, marszcząc brwi, a zahipnotyzowana widokiem czarownica minęła go i stanęła kilka kroków dalej, rozchylając usta w niemym zachwycie. Przytłumione, przedzierające się przez chmury promienie zachodzącego słońca wdarły się pomiędzy ośnieżone czubki iglastych drzew, z których pod wpływem silnych podmuchów wiatru co jakiś czas zsuwały się śnieżne zaspy. Gęsty puch opadał powoli ku ziemi, rozdzierany jaskrawymi promieniami światła, które tworzyły nierealne wręcz wrażenie, jakby patrzyło się na coś zatrzymanego w czasie i przestrzeni.

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, kiedy śnieg osiadł na jej ramionach i włosach. Rozłożyła ręce, mrugając szybko, kiedy lodowe płatki osiadły i na jej powiekach, a z jej piersi wyrwał się cichy śmiech. Obróciła się do Severusa, odnajdując jego baczne spojrzenie i uśmiechnęła się szeroko, zbliżając do niego i zamykając nieco dystans. Jasne, orzechowe tęczówki, do których docierały przemykające niżej promienie słońca, zlustrowały przeciągle wysoką, szczupłą sylwetkę, a dłoń kobiety powoli uniosła się wyżej, w stronę twarzy ciemnowłosego czarodzieja. Ten stał jak posąg, obserwując kątem oka, jak Hermiona sięga do jego twarzy i odgarnia z włosów osiadły na nich śnieg. Musnęła przy tym skórę jego policzka, niby niezauważalnie, niby ukradkiem — wystarczyło jednak, aby wycisnąć na spierzchniętych od mrozu wargach krzywy grymas, który zupełnie kłócił się z reakcją na subtelny, kobiecy dotyk. 

Złapał jej dłoń, zanim zdążyła całkowicie ją opuścić, a brwi kobiety zmarszczyły się ponad jej pytającym, zaskoczonym spojrzeniem. Zerknęła przelotnie w dół, dostrzegając, że Severus dosięgnął rękawiczki, którą trzymała w drugiej dłoni i powoli obrócił materiał w jej stronę. Hermiona zadarła wzrok, odnajdując wyczekującą minę Snape’a i bez słowa wsunęła dłoń w ciepłe okrycie, czując jak sztywne palce sprawnym ruchem naciągają materiał na jej skórę. Ten krótki, na pozór nic nie znaczący gest, wydał się młodej kobiecie czymś niesamowicie intymnym, czymś przesiąkniętym erotyzmem i pożądaniem, jakby sam dotyk potrafił wzniecić pożar gotowy pochłonąć świat — w sposób, którego nie znała, a sama myśl o nim przyprawiła ją o dziwne, uporczywe mrowienie. Świdrujące spojrzenie uciekło na ułamek chwili w stronę jej ust, zrzucając kamień na dno żołądka Hermiony, która nie potrafiła ani się ruszyć, ani przestać patrzeć. 

— Przynajmniej nauczyłaś się je nosić — rzucił Severus, unosząc wymownie brew. 

Młoda gryfonka prychnęła pod nosem, wzruszając ramionami i wyswobodziła dłoń z uścisku dłoni Snape’a, który zmiął palce, kiedy przyjemny materiał uciekł spod jego dotyku.

— Czasami, owszem, wolno się uczę. — Kobieta posłała mu figlarne, choć nieco niepewne spojrzenie i dodała: — Ale w końcu się uczę. 

Nie potrafił przestać słuchać melodyjnego, wesołego głosu, kiedy młoda kobieta kontynuowała spacer ku wyłaniającemu się zza drzew zamkowi, opowiadając mu o ostatnim wykładzie, w którym brała udział. Wspomniała o jednym z zabawniejszych spotkań z wyjazdu i o anegdocie, którą usłyszała — która absolutnie nie miała sensu w jej opinii, czym nie omieszkała nie podzielić się z cierpliwie słuchającym ją Severusem — a jej śmiech niósł się razem z wiatrem pomiędzy wysokimi pniami strzelistych iglaków, ginąc dopiero po jakimś czasie w oddali rozległego lasu. 

Przecięli opustoszały dziedziniec i dotarli do Hogwartu, a kiedy ciężkie drzwi zamknęły się za ich plecami, Hermiona głęboko westchnęła. W domu. Zsunęła z szyi szalik, czując, że włosy przesuwają się wraz z ruchem jej ręki i sprawnym gestem poprawiła je, rozprostowując zmęczony po podróży kark. Kątem oka dostrzegła, że ciemne spojrzenie ucieka w przeciwnym kierunku, kiedy zwróciła się w stronę mężczyzny i uśmiechnęła się pod nosem, bez słowa kierując ku schodom.

— Czy w takim razie pośród tylu fascynujących zajęć — zaczął nagle nieco kpiąco Snape, a młoda gryfonka niemal odruchowo uniosła brew w obronnym geście — znalazłaś w ogóle czas na to, po co tam pojechałaś?

— Niestety — odparła Hermiona, lekko się krzywiąc. — Aurora miała rację, kompletne bzdury. Nie wiem, kto to wymyślił, ale warto poszukać mu specjalisty.

Severus uniósł brew w geście zaskoczenia słowami panny Granger, która z absolutnie niewzruszoną miną wspięła się po schodach na pierwsze piętro. Kiedy jednak znaleźli się na szczycie, niespodziewanie nad ich głowami rozległ się donośny świst. Podmuch powietrza wzburzył włosami nauczycieli, którzy zadarli jednocześnie głowy, obserwując szybującego pod sufitem Irytka. 

— SRANGER — wydarł się bezpardonowo, a młoda kobieta skrzywiła się, słysząc bluźniercze przezwisko. — Myślałem, że nie wrócisz już na dobre — jęknął teatralnie niezadowolony, a na jego usta wypłynął złośliwy uśmieszek, kiedy dostrzegł minę Hermiony. Podpłynął przed nich, zagradzając przejście na korytarz i zmierzył ich wyczekującym, łobuzerskim spojrzeniem.

— Pod tym względem jesteśmy tacy sami — stwierdziła obojętnie nauczycielka, mijając ducha. Skierowała się ku schodom prowadzącym na drugie piętro stwierdziwszy, że skoro nie mogła dostać się do swojego gabinetu, będzie musiała skorzystać z cudzego. Tylko na chwilę. — Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.

Poltergeist zarechotał, wywijając fikołka w powietrzu i dodał:

— Lubię wyzwania.

Hermiona posłała mu przelotne spojrzenie przez ramię, a Snape zmarszczył brwi, kiedy się zatrzymała. Podążył za jej wzrokiem, dostrzegając, że wychudzony, blady duch skłonił się lekko, zanim odleciał w swoją stronę i rozpłynął się w kamiennej ścianie nieopodal nich. 

— Chwała Merlinowi — mruknęła odruchowo kobieta i ku zaskoczeniu Severusa kontynuowała wędrówkę na trzecie piętro, czego nie zamierzał komentować w żaden sposób. Wspiął się za Hermioną po schodach, obserwując kątem oka przyjemnie poruszającą się obok niego sylwetkę. 

Brakowało mu jej. Zdał sobie z tego sprawę w momencie, w którym zobaczył ją wysiadającą z pociągu. Stanęła w drzwiach pociągu z tak żywą twarzą, że sam przypomniał sobie, że nie jest martwy. Ponownie dzięki niej odzyskał życie, ale nie zamierzał za nic w świecie się do tego przyznawać — jego ego wystarczająco ucierpiało, kiedy został zmuszony poddać się władzy młodej kobiety i kiedy zrozumiał, że mu się to podobało.

Zaprosił ją do swojego gabinetu i przepuścił w drzwiach, chłonąc delikatny zapach perfum, który dotarł do jego nozdrzy. Obserwował, jak Hermiona wchodzi w głąb pomieszczenia i usłyszał jej ciche westchnienie, pełne ulgi i spokoju. Odstawił na bok bagaż kobiety i podszedł do niej, sięgając dłońmi do mankietów płaszcza. Otoczył ją tym samym ramionami, a młoda kobieta zaskoczona nieco jego nagłą bliskością, zerknęła na niego przez ramię. Uśmiechnęła się, kiedy zrozumiała, co Severus chciał zrobić i odsunęła delikatnie włosy, odsłaniając przy tym szyję w bardzo subtelny, jednocześnie wyzywający sposób. 

Severus uśmiechnął się półgębkiem. Ściągnął powoli płaszcz z ramion kobiety i dostrzegł, że przymknęła na moment powieki, kiedy jeden z jego palców niby przypadkiem musnął skórę na jej karku. Hermiona wyprostowała się odruchowo, mając wrażenie, że zsuwający się z jej ramion materiał wypala ślad na jej ciele, a sztywne palce, które go prowadziły, znaczyły trwałe i nieodwracalne bruzdy na jej skórze. Niemal w ostatniej chwili powstrzymała westchnienie, kiedy dłonie uwolniły się spod płaszcza, który wylądował w rękach Snape’a. Poczuła, że mężczyzna nie odsunął się od razu, chwilę stojąc za nią, blisko, za blisko. 

Odwróć się, podszeptywał głos w głowie.

Severus odsunął się od niej niespodziewanie i odszedł z powrotem pod drzwi. Odwiesił jej płaszcz na wieszaku, przy którym wcześniej zostawił walizkę panny Granger i wyciągnął z kieszeni różdżkę. Machnął nią szybko, a rzeczy kobiety teleportowały się do jej komnat w akompaniamencie cichego śmiechu ich właścicielki.

— A więc? — zapytała, odwracając się w stronę Severusa, który ściął ją krótkim, pytającym spojrzeniem. Podeszła do kanapy, siadając na niej bezceremonialnie i uśmiechnęła się, czując przyjemny, skórzany materiał obicia pod udami. — Ja opowiedziałam ci, co działo się u mnie. Nawet pokazałam ci, nad czym pracowałam. Teraz twoja kolej. — Miała ochotę roześmiać się, widząc minę Severusa. — Co robiłeś, jak mnie nie było?

— Trzymałem się z dala od kłopotów — prychnął gorzko mężczyzna. Odwiesił swój płaszcz i podwinął rękawy koszuli, podchodząc bliżej Hermiony, która na ułamek sekundy zapomniała, że nie powinna wpatrywać się w niego jak cielę. Nie potrafiła jednak oderwać wzroku od bladych, żylastych dłoni i przedramion, które napinały się pod każdym, najmniejszym ruchem. 

— Widać nie tylko ja się czegoś uczę — mruknęła, unosząc brew, a Snape prychnął.

— Napijesz się czegoś? 

Przytaknęła bez słowa i uśmiechnęła się pod nosem, obserwując jak wysoki czarodziej podchodzi do gabloty przy kominku i sięga dwa szklane naczynia oraz karafkę ze złotym jak miód alkoholem. 

— Minerwa dotrzymywała ci towarzystwa w niedoli?

Hermiona zaśmiała się w odpowiedzi na spojrzenie, jakie posłał jej Severus i podziękowała mu skinieniem głowy, kiedy podał jej napełnioną do połowy szklankę. 

— Nie ma powodów do zazdrości, kochanie — sarknął uszczypliwie. — To tylko partyjka brydża.

Miał ochotę szczerze i nieskrępowanie parsknąć śmiechem, kiedy zobaczył szok i niedowierzanie wypływające na twarz panny Granger. Kobieta rozchyliła lekko usta, a jej powieki powiększyły się w niemym zaskoczeniu jego słowami.

— Nie gadaj… — sapnęła, szeroko się uśmiechając. Snape prychnął pod nosem, obchodząc stół i przysiadł na drugim końcu kanapy. Gdzie wiedział, że kończyła się granica jego władzy. — Grałeś w brydża z Minerwą? Przeciwko komu?

Och, ileż satysfakcji przyniosło mu podzielenie się z nią tą informacją.

— Sinistrze i Tuckerowi.

Usta młodej kobiety jeszcze szerzej się rozchyliły, kiedy pokręciła głową i przytknęła szklankę z alkoholem, mocząc wargi w gorzkiej nalewce. 

— Nie wierzę, że mnie to ominęło — jęknęła zawiedziona. 

Szybko jednak rozproszyła się, kiedy rozbawiony Severus upił łyk alkoholu i poprawił się na kanapie, podciągając lewą nogę za kostkę. 

— Nie masz czego żałować — stwierdził. — To była tylko przykrywka, żeby nie przejmować się sprawą Pottera. — Hermiona zmarszczyła brwi, zerkając pytająco na swojego rozmówcę, który zauważył jej minę i dodał: — Wyznaczyli termin rozprawy. Dostaliśmy list z zaproszeniem do Malfoy’s Manor.

Ciemne oczy zwęziły się, obserwując czujnie reakcję kobiety. Hermiona spoważniała, kiedy sens słów Snape’a dotarł do niej w pełni i opuściła dłoń, odkładając szklane naczynie na stół. Jej oczy stały się na ułamek sekundy absolutnie puste; a potem pojawiło się w nich niczym nieskrępowane, krystalicznie czyste szczęście i ulga.

— To znaczy, że… — zaczęła kobieta, ale zamilkła niespodziewanie, uśmiechając się szeroko. Zdała sobie nagle sprawę, że wyznaczenie terminu rozprawy oznaczało współpracę Draco i jego zgodę na zeznania. Udało się, pomyślała. Poczuła się nagle lekka niczym piórko; jakby ktoś ściągnął ciężko kamień z jej ramion i uwolnił od jego ciężaru.

— Nie rozumiem, co cię tak zaskoczyło — mruknął nagle Snape, unosząc brew. — W końcu sama przyłożyłaś do tego rękę. Sama próbowałaś przekonać Malfoya.

— Właśnie dlatego jestem zaskoczona — przyznała Hermiona, ponownie kręcąc głową. Uśmiech na jej ustach stał się jeszcze szerszy, co wydawało się wręcz niemożliwe, a oczy zalśniły we wzruszonym wyrazie i skierowały się na Snape’a, lustrując jego twarz przeciągle. — Kiedy jest to spotkanie?

Mężczyzna przez chwilę milczał, w ciszy obserwując napiętą w emocjach twarz panny Granger. Była bardziej przejęta informacją o postępach w sprawie przyjaciela, niż się spodziewał. Sprawiała wrażenie, jakby zmęczenie spotęgowało jej reakcję i niemal wycisnęło łzy wzruszenia z drżącej piersi. 

— We wtorek — odparł Severus. — Akurat zdążysz się rozpakować. 

Hermiona zaśmiała się, wyraźnie zaskoczona odpowiedzią swojego organizmu. Wciąż nie mogła uwierzyć, że Draco naprawdę zgodził się zeznawać. Do tej pory pamiętała zbolały, męczeński wyraz na jego twarzy, kiedy zamknięty w osamotnionej celi zarzekał się, że nie zasługuje na szczęście. 

— Kto by chciał mieć nudne życie — prychnęła nagle, ponownie sięgając po szklankę. Upiła łyk alkoholu, czując, że paląca substancja niespodziewanie łagodzi ucisk w piersi. Przechyliła naczynie, biorąc głębszy haust, a Severus parsknął śmiechem, zaskakując swoją towarzyszkę i przyprawiając ją o pytający uśmiech. Nie powiedziała jednak nic, poprawiając się jedynie na kanapie i podciągając bliżej siebie ścierpnięte nogi. 

Siedzieli w ciszy, co jakiś czas sącząc cierpki napój i wymieniając się ukradkowymi spojrzeniami. Oboje ich zaskoczyło uczucie, które przyszło wraz z powrotem rutyny, przez Severusa mocno utożsamianej już z osobą Hermiony. Kobieta zresztą również czuła, że powrót do znajomego gabinetu, pod ostrzał znajomego spojrzenia, wypełnił brakujący element układanki, który drażnił ją przez ostatnie tygodnie. 

Mimo to nie potrafiła zdobyć się na żaden gest. 

Wciąż zastanawiała się, czy chce brnąć w coś, co w końcu i tak się skończy. Spotkanie serbskich studentów w Londynie i wspomnienie o Rodovicu przypomniały Hermionie, co tak naprawdę było przedmiotem ich sojuszu. Przypomniały o jego istnieniu. Biła się z myślami, bo w swojej głupocie zaczęła się zastanawiać, co mogłoby wyjść z jej romansu z Severusem. Czym mógłby się on stać, w co mógłby się przerodzić. Nie wiedziała nawet, czego sama od tego związku by chciała, ani czego chciałby Snape.

Była głupia, bo nie powinna w ogóle o tym myśleć. 

Powinna po prostu iść za ciosem. 

Przekonała się, że i tak będzie zmuszona w końcu podjąć jakąś decyzję — czy tego chciała, czy nie. Obecność mężczyzny, zwłaszcza po powrocie do Hogwartu, zbyt mocno na nią działała i zbyt mocno wyryła pragnienie jego bliskości w jej głowie. A w momencie, w którym Hermiona zrozumiała, że jej kiełkujące uczucia nie są jednostronne, w sercu kobiety zagnieździło się nieznośne, chciwe marzenie. 

Zatrzymać czas w miejscu, tu i teraz.

— Chciałbym ci coś pokazać — powiedział następnego dnia wieczorem Snape, kiedy odprowadzał ją po kolacji do gabinetu. 

Hermiona zerknęła na niego ciekawsko i uniosła brew.

— Czy to niespodzianka? — zapytała przekornie, wiedząc, że mężczyzna nie powie jej od razu, gdzie chce ją zabrać. 

Snape — zgodnie z jej przewidywaniami — prychnął pod nosem i wysunął ramię spod dłoni Hermiony. Objął ją, kładąc rękę na plecach w miejscu, gdzie kończyły się rozpuszczone, kasztanowe loki, a kobieta wyprostowała się lekko, nabierając głęboko powietrza.

— Można powiedzieć, że niespodzianka — stwierdził niespodziewanie Severus, prowadząc młodą nauczycielkę pod znajome drzwi. Uchylił skrzydło, wpuszczając Hermionę do pracowni, a zaskoczona czarownica nawet nie zająknęła się jednym słowem. Weszła do ciepłego pomieszczenia, pogrążonego w przyjemnie mdłym świetle świec zawieszonych na żyrandolu przy wysokim suficie i uśmiechnęła się, zerkając przez ramię na wysokiego mężczyznę, który jakby obrażony wcisnął dłonie do kieszeni spodni i minął ją, kierując kroki do kantorka. — Poczekaj tu — poprosił.

Zaintrygowana gryfonka podążyła za nim wzrokiem, mając ochotę roześmiać się wesoło, kiedy dostrzegła teatralny wyraz na twarzy Severusa, kiedy wrócił do niej z długą, drewnianą deską. Hermiona zmarszczyła brwi, podchodząc bliżej stołu, na którym mężczyzna ustawił szereg jednakowych fiolek, w których znajdowała się ta sama, jasno-fioletowa substancja.

— Co to? — zapytała, bezwiednie dotykając opuszkiem jednego ze szklanych naczynek. 

Snape przyglądał się szczupłej dłoni przez zdecydowanie za długą chwilę, aż w końcu podniósł spojrzenie na twarz stojącej bokiem do niego kobiety i powiedział:

— Powłoka wybuchowa do twojego eliksiru.

W ciepłym świetle świec obramówki tęczówek młodej czarownicy nabrały miedzianego odcieniu, co przyciągnęło uwagę Severusa, kiedy kobieta zwróciła na niego mocno zaskoczone spojrzenie. Uniósł brew, nieco odruchowo ścinając jej sylwetkę wzrokiem, który zastygł, kiedy napotkał oczy Hermiony. 

— Żartujesz — szepnęła, kręcąc głową. Snape nie poruszył się nawet o cal. — Nie żartujesz… 

— Oczywiście, że nie żartuję, Granger — mruknął gorzko. Sięgnął do kieszeni szaty i wyciągnął na blat kolejne kilka fiolek, mniejszych i pełnych srebrnego, gęstego płynu. — Stabilizator do osłony, jak już skończysz cały eliksir. 

— Severusie…

Miękki, pieszczotliwy głos uderzył w zakończenia nerwowe jego ciała jak piorun. Snape spojrzał na Hermionę, dostrzegając, że utkwiła wzruszone spojrzenie we fiolkach ustawionych w równym, długim rzędzie. Udało mu się stworzyć kilkanaście próbek, aby kobieta w spokoju i bez presji mogła poddawać je próbom, kiedy już uda jej się opracować przepis na eliksir zasadniczy. Miała bazę, a teraz dzięki niemu i dwa dodatkowe elementy, będąc bliżej ukończenia samozwańczego przedsięwzięcia niż kiedykolwiek wcześniej. 

— Nie rozklejaj się, musiałem mieć zajęcie, żeby Minerwa już na dobre nie zaczęła mi matkować — zakpił Severus, wywracając oczami. Usłyszał wesoły śmiech Hermiony, która jednak nie podniosła na niego spojrzenia; wodziła wzrokiem od naczynka do naczynka, badawczo przyglądając się opalizującej w świetle cieczy zawieszonej pomiędzy szklanymi ściankami. — Poza tym skoro już porwałaś się z motyką na słońce, uznałem, że przyda ci się pomoc. 

Mężczyzna oparł się biodrem o blat stanowiska, przy którym stali i z zadowolonym wyrazem obserwował uśmiech, jaki wypłynął na usta młodej czarownicy. Odwróciła się do niego, mierząc go wzrokiem i pokręciła delikatnie głową, wprawiając w ruch luźne kosmyki włosów tuż przy twarzy.

— Kim jesteś i co zrobiłeś z Severusem Snape’em? — zapytała, naśladując sarkastyczny ton mężczyzny, który uśmiechnął się półgębkiem, słysząc żałosne próby zaczepek panny Granger. 

— Mówiłem, nie rozklejaj się. — Wysoki czarodziej wyprostował się nagle, a kobieta zadarła wzrok, czując, że jej ciało instynktownie zdrętwiało. — Mam z tego więcej korzyści niż ty. — Po co mi się tłumaczysz? Hermiona poczuła, że jej gardło ścisnęło się od nagłej bliskości Severusa, który pochylił się ku niej powoli i wyciągnął z jej dłoni trzymaną fiolkę. — I uważaj z tym, drugi raz nie porwę się na tak m gest.

Wesoły śmiech gryfonki poniósł się aż pod sufit i dopiero po chwili ciężko osiadł na gęstym powietrzu dookoła nich. 

— W takim razie z całego serca dziękuję ci za twą hojność i poświęcenie, Severusie — mruknęła, zaciskając usta w cienką linię i powstrzymując śmiech. — Naprawdę… — Spoważniała nagle, a Snape zmarszczył brwi, przyglądając się tężejącemu powoli wyrazowi na zarumienionej twarzy. — Nie mam pojęcia, jak ci się odwdzięczyć. 

— To tego nie rób — odparł tak niskim głosem, że zabrzmiało to niemal jak warknięcie, a brwi Hermiony ściągnęły się w odruchowym geście. — Póki co to ja spłacam swoje długi.

Pobłażliwa, do granic możliwości wzruszona mina młodej kobiety wycisnęła na jego usta kwaśny grymas. Sprawiła również, że zapragnął nagle poczuć pod palcami miękką skórę na jej policzku, przejechać opuszkiem kciuka po wgłębieniu, które formowało się tuż obok jej ust. 

To ona jednak pierwsza przysunęła się w jego stronę. Obróciła ciało przodem do niego, zacieśniając dystans półkrokiem, a Severus niemal odruchowo ujął ułożoną na blacie szczupłą dłoń, która wzdrygnęła się, gdy kobieta wyczuła jego sztywne palce. Hermiona spojrzała prosto w jego oczy, czując że ręka mężczyzny powoli przesunęła się w górę jej ramienia, a kiedy ścisnął jej łokieć, przyciągając do siebie bezwładne ciało, niemal bezwiednie przylgnęła do jego chłodnych ust.

Cholera, cholera, cholera. Tak bardzo tęskniła za jego obecnością. Za jego czułością. Spojrzeniem. Zrozumiała, ile dla niej znaczył i jak dużą część jej życia wypełniał, kiedy po powrocie szybko odniosła wrażenie, jakby nigdy nie wyjechała. Severus wrócił, jak gdyby nigdy nic, do jej codzienności, a wizja utratu tej stałej zawisła nad jej głową niczym burzowa chmura. Nie puszczaj, prosiła, pchając się w jego sztywne ramiona. Poczuła, że Snape sięgnął do jej policzka drugą dłonią i bezwiednie złapała materiał szaty na jego piersi, oddając pocałunki, które mężczyzna chciwie składał na jej ustach. 

Wiedzieli, że to koniec. 

Kłamstwo się skończyło.

Hermiona podążyła palcami wyżej, odnajdując szorstki policzek, który połaskotał wnętrze jej dłoni. Dotknęła go mimo to, a Severus zaskoczony jej dotykiem wyprostował się, odsuwając o krok. Kobieta nie zabrała jednak ręki, wpatrując się w ciemne oczy, które taksowały każdy cal jej rozgrzanej twarzy.

— Nie masz wobec mnie żadnego długu — powiedziała nagle, marszcząc brwi. Przesunęła drobną dłoń, przyciągając twarz zaskoczonego Snape’a do siebie, a on poddał się jej, zbliżając wedle jej woli i pozwolił, aby ponownie pocałowała czule jego usta. Ten pocałunek jednak od razu wydał mu się inny. Pełny. Nie potrafił wytłumaczyć, co dokładnie poczuł, ale jej usta przycisnęły się do jego spierzchniętych warg w zupełnie inny, pełny tęsknoty sposób. I oderwały zdecydowanie zbyt nagle, zbyt szybko. — Nigdy więcej tak nie mów.

Wiedział, że zrobiłby wszystko, o co by go poprosiła. 

Kobieta odwróciła się bokiem, odsuwając fiolki od brzegu blatu i posłała Severusowi wymowne spojrzenie. 

— Faktycznie, w końcu się uczysz — wytknął, przyprawiając młodą nauczycielkę o szeroki uśmiech. 

— Każdy potrzebuje czasu, żeby zrozumieć pewne rzeczy — stwierdziła. Zerknęła ostatni raz na szereg naczynek ustawionych na drewnianej podstawce i uniosła kącik ust, odwracając się do Snape’a bardziej energicznie. — To mówisz, że uciekałeś przed Minerwą, ale na brydża się zgodziłeś? 

Aż roześmiała się słysząc gorycz w parsknięciu mężczyzny. 

— Cóż, szkoda było nie wykorzystać okazji, żeby jednak trochę ją podręczyć — mruknął, kątem oka dostrzegając marszczące się brwi Hermiony.

— W końcu jeszcze nie osiwiała.

Spojrzenie, które wymienili, było pełne pytań, ale i wyrzutu, zawodu. Udawali sami przed sobą, że ich sojusz jeszcze istniał, stwarzając pewne bezpieczne miejsce, do którego mogli uciec. 

Przed czym uciekasz? 

Severus zmarszczył brwi i odwrócił się, chowając próbki z powrotem do kantorka, a Hermiona czekała na niego przy blacie, nie poruszywszy się nawet o cal. Dopiero kiedy wyszedł z niewielkiego pomieszczenia, ruszyła w stronę drzwi. Zerknęła na niego ukradkiem, przez ramię, tak, że ledwo to spostrzegł. Ale widział. Tak jak widział unoszący się kącik ust, kiedy odwracała głowę.

Hermiona miała ogromny problem z zaśnięciem tej nocy. Leżała, wpatrując się tępo w spód baldachimu w swojej sypialni, która pogrążona w absolutnej ciemności przygniatała kobietę ciszą rozrywającą jej bębenki. Podniosła się gwałtownie, siadając prosto i z gniewną miną wpatrzyła się w poręcz łóżka. Czemu nie mogła po prostu się uspokoić? Wyrównać oddechu, uciąć myśli… Przestać myśleć…

Myśl o spotkaniu w Malfoy’s Manor napawała ją dziwnym niepokojem. Przywołała wspomnienia, których Hermiona nie chciała oglądać, a które nawiedzały jej umysł, jawiąc się przed oczami nawet wtedy, kiedy zaciskała je z całych sił. Kobieta rzuciła się na poduszkę, agresywnie obracając na bok i fuknęła pod nosem na samą siebie. Obiecałaś, pamiętasz? Obiecała sobie nie rozmyślać niepotrzebnie nad rzeczami, które już były, które dawno temu się skończyły. Które nie miały wpływu na jej życie. Już nie. Mogła rozpamiętywać łapczywe pocałunki Snape’a, owszem, bo one całkowicie złamały jej hart ducha i przejęły kontrolę nad ciałem, umysłem i wszystkim, co posiadała.

Uśmiechnęła się, obejmując szczelnie ramionami i dotknęła lewego ramienia, niemal czując sztywne, silne palce, które jak stal zaciskają się na jej skórze. Merlinie. Zwariowała. Zwariowała, a jej chory umysł robił sobie z niej po prostu żarty. Przecież to nie mogło się dziać naprawdę, nikt nie mógł mieć takiej władzy nad drugim człowiekiem. Ale Hermiona wiedziała, że to nieprawda. 

Tak jak wiedziała, że nie było sensu w podejmowaniu prób celem zaśnięcia. Nie była w stanie pozbyć się z głowy myśli, które zatruły jej umysł. Do rana opracowała plan na najbliższe tygodnie zajęć zgodnie z harmonogramem, który podesłała jej Minerwa i przeczytała list, o którym wspominał Severus z wiadomością od Harry’ego. Jej zawiadomienie wydawało się jednak personalne, z dopiskiem od Pottera, jak bardzo nie może doczekać się spotkania z przyjaciółką. 

Czytała je ponownie, kiedy zastał ją świt, a pierwsze promienie słońca wdarły się gwałtownie przez półokrągłą okiennicę za jej plecami. Zerknęła na ośnieżone, pogrążone w mglistej kąpieli korony drzew, które lekko, ledwo dostrzegalnie poruszały się pod wpływem mroźnego, porannego wiatru. Hermiona ziewnęła, mrugając szybko powiekami i odłożyła kawałek pergaminu na stos książek w rogu biurka. 

Bała się. Bała się zeznań, bała się powrotu do wspomnień wojny, bała się na nowo przeżywać ten dzień, ten okres w swoim życiu. To, co widziała. Co słyszała. Do tej pory czuła odór palonej szaty, kiedy zamaskowany śmierciożerca podpalony lecącą w jego stronę pochodnią przebiegł tuż obok niej, muskając jej zakurzone ubranie. Wystarczająco blisko, aby poczuła gorąc bijący od buchających płomieni. Smród powoli nadpalanego ciała. 

Zrezygnowała tego dnia z posiłków, informując Severusa, że spotka się z nim przed kolacją, którą mieli zjeść w dworze Narcyzy. Nie miała sił udawać. Nie mogła skupić się na wizji pogawędek z nauczycielami przy stole wspólnym w Wielkiej Sali. Odwiedziła Aurorę poprzedniego wieczora, po tym jak opuściła gabinet Snape’a — tyle jej wystarczyło. Ich “sojusz” nie mógł przecież ucierpieć, jeśli zniknie na jeden dzień. 

Severus nie oponował. Wrócił do zajęć, poświęcając jedynie zdawkowe myśli ustom Granger, które wciąż czuł na swoich. Kiedy późnym popołudniem usłyszał pukanie do drzwi, aż zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy kobieta może jednak potrzebowała trochę towarzystwa przed spotkaniem u Malfoyów. Rozczarowany stwierdził jednak, że to nie ona dobijała się do jego drzwi, a stara wiedźma, która uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i wprosiła się do jego gabinetu bez zbędnych uprzejmości.

— A gdzie Hermiona? — zapytała Minerwa, kiedy Severus zamknął za nią drzwi i bez słowa podszedł do biurka. 

— Jeszcze nie gotowa — prychnął, obrzucając przyjaciółkę ciętym spojrzeniem, któremu odpowiedziała wymowna mina. — Spotka się z nami przy wyjściu, musiała coś załatwić — skłamał. 

Znając ją, pewnie dramatyzuje, pomyślał kwaśno Snape. Był niemal pewien, że Hermiona byłaby na tyle głupia, aby poddać się władzy wspomnień, które naturalnie przyszły wraz ze zbliżającym się procesem młodego Malfoya. Wiedział, że była rozsądna, ale wiedział też, że nie potrafiła trzymać emocji na wodzy. Jedna rzecz, której Hermiona Granger pewnie nigdy nie miała nauczyć się robić to powstrzymywać przed okazywaniem tego, co czuła. Nie na pokaz, nie na pozór — zawsze w końcu pokazywała prawdziwą twarz, a na niej wszystko, jak na złotej tacy. 

Dokładnie tak, jak przewidział; kiedy późnym popołudniem spotkała się z nim pod wielkim, ściennym zegarem w holu wejściowym, zauważył, że miała lekko podpuchnięte powieki. Mrużyła oczy, przez co domyślił się, że nie zaznała wiele snu poprzedniej nocy i nie poprosiła o pomoc, aby ulżyć swoim udrękom. Przynajmniej nie poprosiła o pomoc jego.

— Dobry wieczór, moja droga — powiedziała Minerwa, kiedy razem z Severusem podeszli do czekającej na nich młodszej nauczycielki. Kobieta skinęła dyrektorce głową i uśmiechnęła się słabo, kiedy Severus podszedł do niej, obejmując ramieniem. Złożył przelotny pocałunek na jej skroni i ku zaskoczeniu Hermiony, mocno zacisnął palce na materiale płaszcza tuż przy jej lędźwiach. 

Dając jej tym samym znak, że ma w nim wsparcie, nawet jeśli nie chce o nie prosić. 

Dotarli poza bramy Hogwartu, gdzie Snape teleportował całą trójkę prosto pod bramy wielkiego, pogrążonego w półmroku dworu. Młoda gryfonka westchnęła, kiedy obróciwszy głowę dostrzegła strzelisty dach, podłużne, wysokie okiennice i palące się za nimi przytłumione światło. Ostatnim razem znalazła się w Malfoy’s Manor wbrew własnej woli. Ścigana, schwytana. Zaszczuta. Stała pod tą samą, stalową bramą, prowadzona jednak nie czułym, bezpiecznym ramieniem, a brutalną, nieokrzesaną ręką szmalcownika. Po tylu latach nie pamiętała nawet, jak wyglądała jego twarz. Nie pamiętała nic, prócz uścisku jego dłoni i syczącego, żmijowego głosu Bellatrix Lestrange. 

— Nazwisko — warknął skrzekliwie skrzat, który pojawił się z cichym pyknięciem za bramą, kiedy ich obecność aktywowała bariery ochronne nałożone na posesję. 

— Hermiona Granger — powiedziała szatynka, czując, jak zaschnięta gula podchodzi wysoko do jej gardła. 

— Severus Snape — usłyszała obok siebie, a niskie stworzenie zmierzyło wysokiego, ciemnowłosego czarodzieja krótkim, oschłym spojrzeniem.

— Minerwa McGonagall — dodała dyrektorka, a ciemne oczy zwróciły się na nią, taksując czujnym spojrzeniem. Choć oni ledwo widzieli skrzata w półmroku wieczoru, on zdawał się nie mieć żadnych problemów z oceną przybyłych gości; po chwili ciszy machnął długim ramieniem, a brama rozstąpiła się przed nimi, pozwalając przejść. 

Severus wyczuł, że Hermiona zdawała się zwalniać kroku, im bliżej byli. Ułożył dłoń na jej plecach, zmuszając tym samym, aby przemierzyła długą ścieżkę prowadzącą pod wyniosły, elegancki dwór; porośnięty bluszczem, który ciągnął się po wysokich, miejscami draśniętych czasem murach posiadłości. Skrzat przeprowadził ich przez dziedziniec i wprowadził po niewysokich schodach do przedsionka, a Severus od razu sięgnął po płaszcz swojej “narzeczonej” i oddał go wraz ze swoim czekającej na nich mniejszej skrzatce. 

— Panienka pozwoli — mruknęło stworzenie, wyciągając pomarszczoną dłoń w stronę Hermiony, kiedy ta ściągała rękawiczki i szalik. Zanim czarownica zdążyła zaprotestować, skrzatka pstryknęła palcami, a elementy garderoby wylądowały samoczynnie na szczycie lewitujących obok ubrań. — Hiacynt zaprowadzi państwa do salonu.

Skrzat, który przyprowadził ich spod bramy skinął im głową, a Hermiona bez słowa podążyła za nim, uczepiona sztywnego ramienia Severusa. Dwór był zupełnie inny, niż pamiętała — zadbany, oświetlony ciepłym, przytulnym światłem i wyraźnie pielęgnowany wydawał się o wiele mniej przerażający, niż kilka lat temu, kiedy jedyne światło, jakie wpadało do pomieszczeń, dochodziło zza wysokich okiennic. 

Rozglądnęła się po wysokim holu, do którego przeszli i podążyła wzrokiem po krętych, wyłożonych ozdobną wykładziną schodach prowadzących na piętro. Dostrzegła, że wzdłuż stopni, ale i na każdej innej ścianie znajduje się pełno obrazów, a każdy z nich przedstawia niemal to samo — blade jak papier twarze, śpiące, zaklęte. Hermiona posłała przelotne spojrzenie idącemu przy niej mężczyźnie, kątem oka dostrzegając jednak wielkie drzwi, pod które podprowadził ich Hiacynt; a za nimi przestronny salon, zastawiony do kolacji stół oraz wielki, staroświecki kominek, który palił się przyjemnym, ciepłym ogniem. 

— Harry — szepnęła w pewnej chwili, kiedy spostrzegła wysoką postać przyjaciela pod wysoką okiennicą. Przyspieszyła kroku odruchowo, mimowolnie, a Potter zauważył zbliżającą się do niego czarownicę i uśmiechnął się szeroko, ruszając jej naprzeciw. Gryfonka dopadła jego ramion i uczepiła się na ich mocno, przymykając oczy z uśmiechem na ustach. — Och, tak dobrze cię widzieć, Harry! — mruknęła, czując zaciskający się uścisk na jej ciele.

— Ciebie również — odparł ciemnowłosy mężczyzna, wypuszczając przyjaciółkę z objęć po dłuższej chwili. Zlustrował ją radosnym, podekscytowanym wzrokiem, kiedy nagle ponad jej ramieniem dostrzegł zbliżającego się w ich stronę Snape’a. Starszy czarodziej przystanął przy “narzeczonej”, a Harry skinął mu głową. — Severusie.

— Potter. — Severus objął kobietę ramieniem, choć ten gest był niemal niezauważalny. Wyczuł, że Hermiona spięła się w odpowiedzi na jego dotyk, ale był to zdawkowy odruch, który szybko zamienił się w przyjemne mrowienie na lędźwiach. Mężczyzna zerknął na wysoką czarownicę, która dołączyła do towarzystwa i uśmiechnął się półgębkiem. — Narcyzo. Dobrze wyglądasz.

Szczupła, elegancka blondynka pojawiła się obok Pottera z przyjemnym uśmiechem na ustach. Skinęła głową w krótkim, dystyngowanym wręcz geście i uniosła dłoń, wskazując wnętrze pomieszczenia.

— Cieszę się, że do nas dołączyliście. Proszę, rozgośćcie się. — Błękitne jak ocean oczy skierowały się na przybyłą wraz z parą Minerwę, której gospodyni posłała nieco szerszy uśmiech. — Profesor McGonagall.

— Dobry wieczór. — Dyrektorka uśmiechnęła się, widząc, że Potter podchodzi w jej stronę i westchnęła zaskoczona, kiedy mężczyzna delikatnie ją objął. Starsza czarownica poklepała go po ramieniu w matczynym geście i mruknęła: — No już, Potter. Bo pomyślę, że na dobre oszalałeś.

Hermiona zawtórowała towarzystwu w cichym śmiechu i ukradkiem zerknęła na wciąż obejmującego ją Severusa. Nawet on wykrzywił usta w kwaśnym, rozbawionym grymasie. Niespodziewanie w otwartych drzwiach do mniejszego, przylegającego do salonu pokoju pojawiła się wysoka, rudowłosa postać, której brązowe oczy rozszerzyły entuzjastycznie się na widok przybyłych gości.

— Hermiona!

Ginewra podeszła do nich energicznie i uwiesiła się na niższej czarownicy, która sapnęła ze śmiechem, ale zacisnęła ramiona na ramionach rudowłosej kobiety, uśmiechając się szeroko.

— Udusisz mnie, Ginny — jęknęła, wyswobadzając się niezdarnie z uścisku młodszej gryfonki. — Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ile masz siły — zaśmiała się, pocierając ramię, które najbardziej ucierpiało w agresywnej wymianie czułości. 

— Mogłam trochę przypakować, moja wina — odparła Ginny, teatralnie napinając mięśnie i uśmiechnęła się wesoło. — Profesor McGonagall!

Minerwa skinęła jej głową, unosząc jednak dłoń w powietrze.

— Ciebie również miło widzieć, panno Weasley — powiedziała z kwaśnym uśmiechem i dodała: — Pozwolisz, że oszczędzimy sobie czułości.

Rudowłosa czarownica roześmiała się wesoło i zerknęła ponad ramieniem Hermiony na stojącego za nią Severusa. Otaksowała go krótkim spojrzeniem i skinęła mężczyźnie głową z szerokim uśmiechem na ustach.

— Wygląda na to, że mamy prawie komplet — stwierdziła.

Zanim młoda nauczycielka zdążyła spytać, gdzie jest reszta towarzystwa, w tych samych drzwiach, zza których wyłoniła się Ginny, pojawili się Artur i Molly, przyciągnięci odgłosami wesołych rozmów z salonu. Hermiona niemal od razu dostrzegła, że pani Weasley, której ciemne, rude włosy miejscami przyprószyła już siwizna, nie jest w szampańskim nastroju. Marszczyła brwi, chociaż na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech, kiedy skinęła wszystkim głową. 

Chwila wspólnej rozmowy szybko przerodziła się w rozpierzchnięte po zastawionym do kolacji salonie grupy, a każdy mimo okoliczności wydawał się cieszyć z możliwości spotkania z innymi, bliskimi osobami. Artur dotrzymywał towarzystwa żonie, która gawędziła w niewielkiej bibliotece za ścianą z Minerwą, podczas kiedy najmłodsza trójka czarodziejów rozmawiała żywo przy stole. 

— Dobrze wyglądasz — zagadnęła Narcyza, podchodząc do Severusa i podała mężczyźnie niewysoką, wypełnioną w połowie szklankę. Brandy, pomyślał, wąchając przelotnie zawartość naczynia. 

— Ma kto o mnie dbać — zakpił, mocząc język w alkoholu. 

Blondynka zerknęła na niego przez ramię, opierając się biodrami o parapet i również pociągnęła łyk ze swojej szklanki.

— Zdaje się, że to taka cecha charakteru — mruknęła nieco melancholijnie. Wzrok Severusa podążył za błękitnymi tęczówkami i odnalazł Hermionę siedzącą profilem do niego, uśmiechającą się i uważnie słuchającą opowiadającej o czymś Ginewry. — Mój syn nie zasłużył na taką pomoc — stwierdziła nagle Narcyza.

Snape zmarszczył brwi, spoglądając na kobietę z pytającym wyrazem na twarzy. Nie spodziewał się usłyszeć od niej takich słów i nie sądził, że takie było jej zdanie — w końcu Draco był jej jedynym synem. Pierworodnym dziedzicem. 

— Ma wiele za uszami, ale nie można za to skazać go na wieczne potępienie — powiedział pod nosem, badając czujnie zachowanie stojącej obok czarownicy.

— Był taki moment… — Jasne oczy zaszły niespodziewanie mgłą, a powieki zmrużyły się wokół nich w krzywym grymasie. — Wiem, że sprawiało mu to przyjemność. Całe to cierpienie, które zadawał i… — Kobieta zamilkła, a Severus wyprostował się nieco. — Może on też o tym pamiętał. Może dlatego… tak bardzo nie chciał dać sobie pomóc. 

Bo wiedział, że zasługuje na karę za to, co zrobił. Severus Snape również pamiętał okres, kiedy Draco był najdalej od bycia człowiekiem, jak tylko można być. Napawał się władzą, jaką dawała mu przynależność społeczna i czerpał haustami z potęgi, jaka przyszła wraz z powrotem Voldemorta. Z rosnącą pozycją jego rodziny. Jego ojca. Severus doskonale rozumiał, dlaczego Malfoy chciałby się za to ukarać. Był też jednak hipokrytą i potępiał takie zachowanie — choć potrzebował czasu i pomocy pewnej niestrudzonej jego upartością, przemądrzałej gryfonki, żeby nauczyć się, że nie odkupi ono żadnych win, z którymi po prostu trzeba nauczyć się żyć. 

— Harry? — Artur Weasley wystawił nagle tułów zza framugi drzwi biblioteki i odnalazł wzrokiem ciemnowłosego mężczyznę. — Pozwolisz do nas na moment?

Cała trójka siedząca przy stole odwróciła się, posyłając rudowłosemu czarodziejowi zaciekawiony wzrok. Potter zareagował po chwili, podnosząc się z krzesła, a cztery pary oczu odprowadziły go w stronę mniejszego pomieszczenia. Jedna z nich szybko odłączyła się od reszty, odnajdując rdzawe w świetle żyrandola włosy. Niespodziewanie ich właścicielka spojrzała w stronę Severusa, napotykając utkwione w niej spojrzenie i uśmiechnęła się pod nosem, lustrując przy tym jego twarz w sposób, który zawsze na moment go dezorientował. 

— Nigdy bym nie pomyślała, że to będzie taki przyjemny widok — mruknęła nagle Ginny, a Hermiona jakby wyrwana z hipnozy, spojrzała na nią skonsternowana. — Ty i Snape — wyjaśniła młodsza czarownica z wymowną miną, po czym zmrużyła oczy i zlustrowała siedzącą po drugiej stronie stołu kobietę. — To jest takie… dziwacznie urocze.

Dziwacznie? 

— Powinnam to uznać za komplement, czy… 

Hermiona urwała, śmiejąc się cicho, kiedy dostrzegła, że Ginny wywróciła oczami. Zerknęła ponownie w kierunku, gdzie stał Snape, jednak zanim zdążyła odnaleźć jego sylwetkę po przeciwnej stronie pomieszczenia, usłyszała głos Harry’ego.

— To naprawdę żaden problem, panie Weasley — powiedział Potter, wracając do salonu. Artur wyszedł za nim przez drzwi, kręcąc głową.

— Harry, nie ma potrzeby…

Molly, która pojawiła się za plecami męża próbowała przekonać ciemnowłosego czarodzieja do czegoś, na co ten najwyraźniej już się zdecydował. 

— Poczekamy, ile będzie trzeba, a jeśli Ron do nas nie dotrze, przełożymy spotkanie — oznajmił kategorycznie.

Ginny i Hermiona wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, a młodsza z kobiet wywróciła oczami.

— Ron jest w szpitalu u Lavender — mruknęła cicho. Spojrzała na matkę i wyjaśniła: — Mama nie wie, czy się zjawi, bo w ogóle się stamtąd nie rusza. Dlatego nie chce, żeby Harry czekał. Ja jej mówiłam, że przecież obiecał, ale ona cały czas gada swoje.

Hermiona zrozumiała, że to, co widziała wcześniej w oczach Molly to było zmartwienie i troska. Podejrzewała, że kobieta mocno przeżywała całą sytuację z Lavender; w końcu w grę wchodziło życie jej wnuka. Choć miała już ich sporo, Ronald, jako najmłodszy syn, zawsze zajmował w jej sercu specjalne miejsce. Choćby zarzekała się, że jest inaczej. Młoda kobieta chwilę przyglądała się parze starszych czarodziejów, którzy jeszcze chwilę próbowali przemówić do Pottera, aż w końcu poddali się i pozwolili mu działać po swojemu. Pod względem upartości Wybraniec miał szansę dorównać Weasleyowi. 

Zanim zdążyli się rozejść, w drzwiach salonu pojawił się skrzat, a za nim postawna, rudowłosa postać. Hermiona, podobnie jak reszta zebranych w pomieszczeniu gości, zerknęła w tamtą stronę, uśmiechając się, kiedy dostrzegła znajomą twarz. Ron wyglądał dobrze, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności — zaczerwieniony i wyraźnie rozczochrany podszedł do Harry’ego, mocno ściskając jego dłoń na przywitanie. Kobiety siedzące przy stole wstały, a Severus bez słowa obserwował radość wypływającą na twarz ciemnowłosej gryfonki, która szybko zniknęła z zasięgu jego wzroku, kiedy kobieta również zbliżyła się do przybyłego na spotkanie Weasleya.

— Ron.

Hermiona uśmiechnęła się, kiedy przyjaciel zwrócił się do niej, taksując jej sylwetkę krótkim spojrzeniem.

— Wybaczcie mi spóźnienie — poprosił, kiwając głową Narcyzie Malfoy i uśmiechnął się krzywo. — Nie chciałem zostawiać Lav na dłużej, niż to konieczne.

Harry skinął mu naprędce głową w geście zrozumienia.

— Jeśli chcesz to przełożyć, mów śmiało — stwierdził, ale ku zaskoczeniu całej trójki, Ronald zmierzył przyjaciela cierpkim spojrzeniem. 

— Nie — odparł. — Miejmy to już za sobą, skoro Malfoy w końcu się zgodził.

Ton, z jakim wypowiedział te słowa uświadomił Hermionie, jak poirytowany koniecznością bycia na spotkaniu jest Ron. Nie ukrywał tego, choć w minie, jaka wypłynęła na jego twarz, dało się dostrzec nieco przepraszający wyraz. Harry nie skomentował tego w żaden sposób, bez słowa odwracając się, kiedy wysoki mężczyzna wyminął go i podszedł do matki. Przywitał się z nią oraz z ojcem, a na końcu skinął głową Minerwie, stojącej przy framudze z tyłu całej grupy. 

— Zacznijmy zatem. — Harry podszedł do Narcyzy, która skinęła głową Severusowi i machnęła do skrzata czekającego przy zejściu do kuchni. Stworzenie posłusznie skłoniło się i deportowało, a ciche pyknięcie zagłuszył odgłos obcasów pani Malfoy, która zbliżyła się do Pottera i rozejrzała po zebranych ze słabym uśmiechem na ustach. — Dziękuję, że wszyscy przybyliście — powiedział głośniej młody mężczyzna. Wszystkim wam i każdemu z osobna dziękuję, że znów pomagacie mi w moich problemach. Z waszą pomocą i z pomocą Winstona Pratneya, udało  mi się z powodzeniem złożyć apelację do Wizengamotu, a rozprawę w sprawie Draco wyznaczono na piętnastego kwietnia. 

Na moment w salonie pełnym ludzi zapadła cisza. Hermiona poczuła, że tuż za jej plecami bez żadnego uprzedzenia pojawiło się sztywne ciało, dając jej swoiste poczucie stabilności, którego nawet nie wiedziała, że potrzebuje. 

— Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie odpłacić się wam za to, co dla mnie zrobiliście, ani za to, co jeszcze zrobicie — kontynuował Harry, zerkając ze wzruszeniem po zebranych przed nim czarodziejach. — Dla mnie, ale zwłaszcza dla Draco, wasze wsparcie znaczy więcej, niż możecie przypuszczać.

Jego spojrzenie skierowało się na Narcyzę, która skinęła na zgodę głową.

— Ja również jestem wam wdzięczna, wszystkim, za pomoc, którą okazaliście mojej rodzinie. — Na cienkich wargach blondynki pojawił się cierpki uśmiech, okraszony krzywym, choć przelotnym grymasem. — Zwłaszcza, że w przeszłości nie otrzymaliście jej wiele od nas. Niektórzy ze strony naszej rodziny zaznali jedynie cierpienia. 

Wzrok Narcyzy niespodziewanie zwrócił się ku Hermionie i napotkał utkwione w niej orzechowe oczy. Młoda gryfonka zesztywniała, a ramiona, którymi szczelnie się obejmowała, zacisnęła mocniej na ciele. Nie chciała pamiętać, nie chciała wspominać. Nie potrafiła jednak odeprzeć fali, jaka natarła jej umysł. Spięła się, czując, że niemal w tej samej chwili — z dala od widoku wszystkich, przeznaczona tylko dla niej — na jej plecach pojawiła się uspokajająca dłoń Severusa. Sztywna, ale pewna.

— Ta kolacja to znikoma rekompensata w ramach podziękowań za to, co dla nas robicie — dodała pani Malfoy.

— To żadna rekompensata, będąc szczerym — dodał gorzko Potter. — Zwłaszcza, że gdyby nie pomoc niektórych osób tu obecnych, nie ruszylibyśmy z tą sprawą prawdopodobnie nigdy — powiedział niespodziewanie Harry, posyłając Hermionie porozumiewawcze spojrzenie. 

Błagam, nie, pomyślała kobieta, ale zanim zdążyła uchylić usta, przy Narcyzie pojawił się skrzat z wielką, srebrną tacą, na której ustawiono dziewięć prostych, wysokich kieliszków. Stworzenie podeszło do Ginny stojącej ze skraja i po kolei podstawiło każdemu pod dłonie naczynie pełne musującego alkoholu. Hermiona zawahała się, kątem oka dostrzegając, że w pewnej chwili w zasięgu jej wzroku pojawia się obejmujące ją ramię Snape’a. Mężczyzna sięgnął dwa kieliszki, podając jej jeden z nich i zerknął na nią krótko, a ona odebrała od niego naczynie i mocno zacisnęła palce na zimnym szkle.

— Dziękuję — szepnęła, niepewna, czy Severus w ogóle usłyszał jej słowa.

— Hermiono. — Harry zwrócił się do przyjaciółki, która natychmiast wyprostowała się, słysząc swoje imię i spojrzała w jego stronę. — Jestem pewien, że nie ma rzeczy, którą musiałbym zrobić, żeby odpłacić ci się za to, co dla mnie zrobiłaś. Sukces tego przedsięwzięcia tak naprawdę zawdzięczam tobie i nigdy nie odwdzięczę ci się, że pomogłaś mi przekonać tego osła do współpracy. 

Młoda gryfonka poczuła, że jej gardło ścisnęło się, tłumiąc wzruszony płacz, który wycisnęły z niej zdawkowe słowa Harry’ego. Niespodziewanie usłyszała cichy głos Ronalda:

— Lepiej późno, niż wcale. 

Potter uśmiechnął się kwaśno, posyłając przyjacielowi krótkie spojrzenie.

— Lepiej — stwierdził. 

Uniósł kieliszek, kiwając głową wymownie w stronę zebranych i upił łyk, a towarzystwo zgodnie podążyło za jego przykładem. Przyjemny, przytłumiony szum rozmów na nowo wypełnił pomieszczenie, które żyło jakby obok, oddzielone od zamkniętej w swojej głowie Hermiony. Patrzyła przed siebie, w miejsce, gdzie stał Harry, choć jej spojrzenie nie skupiało się na jego osobie, a na słowach, które od niego usłyszała.

— Nie wypijesz za swoje bohaterstwo? — zakpił tuż przy jej uchu Snape, a młoda czarownica zmarszczyła brwi. Odwróciła się do niego, spoglądając na nieco beznamiętny wyraz jego twarzy, który szybko zmienił się w pytający, kiedy dostrzegł jej minę. 

— Nie jestem żadną bohaterką, Severusie — powiedziała cicho, mrużąc oczy na ułamek sekundy. Zacisnęła mocniej palce, czując w dłoni nieprzyjemny chłód kieliszka, którego zawartości nawet nie tknęła. — Nie zrobiłam niczego, czego nie zrobiłby każdy przyjaciel na moim miejscu.

— Nie umniejszaj na siłę swoim dokonaniom — mruknął niemal szeptem Severus.

— A ty nie dodawaj im sztucznej dramaturgii, jakby…

Hermiona zamilkła nagle, w pół słowa, a mężczyzna zmarszczył brwi i badawczo przyjrzał się jej twarzy. Chciała mu coś powiedzieć, widział, że coś chciała z siebie wyrzucić. Nie powiedziała jednak nic, a Snape stwierdził, że może to dobry moment, aby w takim razie usłyszała to, co najwyraźniej musiała usłyszeć, aby zrozumieć pewne rzeczy. Zwłaszcza, że właśnie w tej chwili Potter zaprosił wszystkich do stołu, więc nikt nie zwracał na nich uwagi.

— Udałaś się do Azkabanu, do miejsca, o którym wiele ludzi boi się nawet myśleć — zaczął cicho, uważnie cedząc słowa przez zęby, a ciemne brwi Hermiony zmarszczyły się mocniej. — Żeby przekonać człowieka, który gnębił i prześladował cię całe życie, że powinien o siebie walczyć, bo zasługuje na drugą szansę. — Gryfonka pokręciła głową, niezadowolona z nuty sarkazmu w tonie Snape’a, ale ten nie zamierzał przestawać. — Nie wmówisz mi, że to coś, co zrobiłby każdy na twoim miejscu. 

Spojrzała na niego z bólem, którego się po niej nie spodziewał.

— Nie wiem, czy gdyby nie Harry, w ogóle bym to zrobiła — odparła niemal szeptem Hermiona, czując, jakby istniała dla niej tylko ciasna przestrzeń, w której nagle znalazła się zamknięta wyłącznie w towarzystwie Snape’a. Zerknęła na przyjaciela, marszcząc mocniej brwi, choć czoło bolało ją już od krzywego grymasu, który gościł coraz częściej na jej twarzy. — Nie wiem, czy w innych okolicznościach… Zrobiłabym to samo. — Hermiona spojrzała na Snape’a, który nie spuszczał z niej wzroku i ledwo dostrzegalnie pokręciła głową. — To nie czyni ze mnie dobrego człowieka.

Był autentycznie zaskoczony tym, co powiedziała. Nie miał jednak wątpliwości, co odpowiedzieć.

— Nie czyni z ciebie też tego złego. 

— Właśnie. — Kobieta odwróciła się w stronę stołu, uśmiechając gorzko. — Co sprowadza się do zera, nie do bohatera. 

Severus uniósł brew, ale nie odpowiedział, nie bardzo wiedząc, czy kobieta chciała słuchać od niego zaprzeczeń swoich niedorzecznych słów. Odsunął jej krzesło, jednak niespodziewanie spostrzegł, że kobieta odwróciła się energicznie przez ramię i podążył za jej spojrzeniem.

— Wybaczcie, że nie zostanę dłużej, ale nie mogę marnować cennego czasu — powiedział Ron, spoglądając przepraszająco na Harry’ego, który skinął przyjacielowi głową.

— Dzięki, że wpadłeś, Ron — odparł Potter. 

Hermiona, która podeszła do nich bez słowa, uśmiechnęła się do rudowłosego mężczyzny przyjaźnie, czując komfort i ciepło, kiedy jego jasne oczy skierowały się w jej stronę. Niespodziewanie ponad jej ramieniem Ronald dostrzegł ciemnowłosego, wysokiego czarodzieja i skrzywił się lekko, urywając szybko kontakt wzrokowy.

— Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, pojawię się w sądzie — mruknął, kiwając porozumiewawczo głową w stronę przyjaciela. — Ale myślę, że sam rozumiesz… W razie problemów nie przedłożę zdrowia mojej przyszłej żony ponad byłego śmierciożercę.

— Rozumiem, stary — przerwał mu Harry, czując, że słowa młodego Weasleya zbyt mocno i zbyt głęboko uderzyły zarówno w niego, jak i w stojącą obok Hermionę.

— Dobrze, że Malfoy podjął w końcu męską decyzję — dodał nagle Ron. Wymienił wymowne spojrzenie z przyjaciółmi, kiwając im na pożegnanie głową, po czym odwrócił się, odchodząc powoli długim holem. Młoda gryfonka obserwowała, jak jego postać oddala się, a kątem oka dostrzegła, że Harry zrobił krok przed siebie. Zacisnął mocno dłonie, marszcząc brwi w nieco gniewnym wyrazie i odetchnął, spoglądając za przyjacielem, jakby cisnęły mu się na usta słowa, których nie zdążył wypowiedzieć.

Hermiona miała już do niego podejść, kiedy Potter niespodziewanie ruszył przed siebie, znikając w tym samym holu, którym oddalił się Ron. Młody czarodziej skierował się jednak na piętro, a ciężkie odgłosy jego kroków zrównały się z miarowym biciem serca Hermiony, która jak zaklęta stała na środku salonu, otoczona zewsząd ludźmi, którzy ciekawsko przyglądali się całej sytuacji. 

Sama. 

Severus zmarszczył brwi, widząc, że drobne dłonie zacisnęły się lekko, po czym nerwowo odbiły od bioder. Kobieta odwróciła się w ich stronę, zerkając pytająco na Ginny, która wzruszyła ramionami z przepraszającą miną.

— Nie pytaj mnie, Hermiona — mruknęła.

— Porozmawiam z nim — powiedziała Narcyza, która wstała od stołu i podeszła bliżej niewysokiej szatynki. Ta zmarszczyła brwi i odparła szybko:

— Ja to zrobię. Zacznijcie kolację, a ja go znajdę.

Hermiona zerknęła na Severusa, który jedynie skinął jej głową na znak zgody i uśmiechnęła się cierpko do Narcyzy, która skinęła głową. Zgodnie z życzeniem młodej kobiety poleciła skrzatom nakrycie do stołu gorących dań, które nieco odwróciły uwagę od dramatu, niezrozumiałego w swojej prostocie. 

Gryfonka wyszła z przestronnego salonu do holu pełnego niepokojących obrazów i wspięła się kamiennymi schodami na piętro, czując chłodną stal pod palcami, kiedy dotknęła dłonią metalowej poręczy. Rozglądnęła się, dostrzegając więcej obrazów i długi korytarz pełen zamkniętych drzwi, z których żadne nie wyglądały, jakby miał za nimi przebywać utrapiony czarodziej. Poza jednymi, znajdującymi się tuż obok schodów — kobieta odruchowo podeszła pod uchylone skrzydło i popchnęła je lekko, zerkając do środka.

Harry siedział oparty o wysokie, drewniane biurko, a jego skrzyżowane kolana poruszały się nerwowo, sugerując zdenerwowanie. Hermiona weszła do pomieszczenia, orientując się szybko, że znajdują się w niewielkiej, ale bogatej bibliotece, najwyraźniej jednej z wielu w ogromnym dworze. Zbliżyła się do przyjaciela, badawczo przyglądając się jego twarzy, która nagle podniosła się na nią ciężko.

— Jestem już tym zmęczony, wiesz — powiedział, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Kobieta zmarszczyła brwi i zatrzymała się naprzeciw Pottera, czekając na jego następne słowa. — Zmęczony tym, że nie może być po prostu dobrze. Tak, o.

Hermiona miała ochotę gorzko roześmiać się w zbolałą twarz Harry’ego.

— Nigdy nie jest łatwo — odparła. Wytrzymała świdrujące spojrzenie zielonych, choć o wiele ciemniejszych niż zwykle tęczówek i dodała: — Ale zawsze jakoś dawaliśmy radę.

Niespodziewanie Potter prychnął.

— Mam wrażenie, że tym razem naprostowanie wszystkiego trwa wieczność — stwierdził. 

Gryfonka zaśmiała się urywanie pod nosem i obeszła mebel, na którym siedział ciemnowłosy czarodziej, zatrzymując dopiero przy parapecie. Spojrzała przez szybę na balkon, widoczny za przestronną, odsłoniętą okiennicą, do którego przejście znajdowało się w sąsiednim pomieszczeniu. Zdołała jednak stwierdzić, że widok stamtąd musiał zapierać dech w piersiach, bo ponad kamiennym murem dało dostrzec się rozległy ogród i las, który nawet jeśli nie należał już do posiadłości Malfoyów, estetycznie współgrał z jego granicami. 

— Wszystko potrzebuje czasu. Niektórym rzeczom potrzeba go więcej, ale w końcu… W końcu to wszystko się uspokoi. — Głupiutka, naiwna Granger. Pragnęła w to wierzyć, co pewnie było powodem, dla którego nawet we własnych uszach brzmiała przekonująco. — Ja go rozumiem, Harry — dodała dość nagle, przyciągając uwagę przyjaciela, który odwrócił się w jej stronę, podciągając kolano bliżej torsu. — Czuje się bezradny. Chciałby zrobić dla niej wszystkie rzeczy, które jak na złość wydają się być poza jego zasięgiem i w rezultacie może jedynie… patrzeć. Czekać. 

— Wiem — przerwał jej szybko Potter. — Wiem o tym. — Hermiona zerknęła na niego przez ramię i zmarszczyła lekko brwi. — Nie winię go zupełnie za jego zachowanie, chociaż mam ochotę wywrócić oczami czasem, jak coś powie. — Harry wywinął spojrzenie w teatralnym geście, czym przyprawił swoją przyjaciółkę o cichy śmiech. — Zwyczajnie denerwuje mnie, że się tak separuje.

— Ron tak ma — stwierdziła Hermiona, uśmiechając się pod nosem. — Zawsze zresztą tak miał. Dusza towarzystwa na zewnątrz, samotnik wewnątrz.

Harry posłał jej bardzo przeciągłe, pełne wzajemnego zrozumienia spojrzenie, które na moment przywiodło jej przed oczy wspomnienie, które na zawsze zmieniło w jej głowie obraz młodego wówczas Pottera. Kiedy zostali sami, podczas poszukiwań horkruksów, zrozumiała, jakim wsparciem dla niej jest — jak bliskim człowiekiem się dla niej stał. Jak wartościowym przyjacielem się okazał. 

— To jedna z tych rzeczy, które się nie zmieniają — powiedział Potter, unosząc wymownie brew. — Tak jak to, że Ron dalej nie znosi Snape’a. Nie wierzę, że to się kiedyś zmieni, nie po tym, jak widziałem dziś, w jaki sposób na niego patrzył.

Ona również to zauważyła. Spinała się na samo wspomnienie krzywego grymasu na twarzy Rona, zwłaszcza, że kłamstwo, które usilnie próbowali ze Snape’em sprzedać w towarzystwie, powoli gniło i ją samą przyprawiało o skręt żołądka. 

— Nie spodziewam się, że będzie się tym ekscytował jak Ginny, ale w końcu się przyzwyczai — odparła Hermiona, uśmiechając się krzywo. 

Zerknęła przez ramię na Harry’ego, nie zdając sobie nawet sprawy, że gdyby uniosła spojrzenie odrobinę wyżej, być może jakimś cudem udałoby się jej dostrzec bardzo niewyraźny, wtapiający się w tło zarys wysokiej, szczupłej postaci, która pojawiła się bezszelestnie w drzwiach. Severus wyszedł z salonu, oferując sprowadzenie dwójki zaginionych przyjaciół, których powoli omijała kolacja. Narcyza martwiła się, że nic nie zjedzą, co było idealnym pretekstem, aby mężczyzna mógł na moment odetchnąć od towarzystwa tylu osób, z którymi normalnie nie miał wątpliwej przyjemności przebywać zbyt długo.

Niefortunnie stając się przy tym samym świadkiem rozmowy, która nie była przeznaczona dla jego uszu. Rozmowy, która miała wiele zmienić w jego życiu, ale i w życiu Hermiony, absolutnie nieświadomej, że mężczyzna słyszy każde jej słowo. 

— Pewnie, że się przyzwyczai — prychnął Potter, poprawiając się na biurku i odwrócił ciało w stronę stojącej przy parapecie czarownicy. — Chociaż pewnie uspokoiłoby część jego nerwów gdyby wiedział, że ty i Snape to ściema.

Ciemne brwi ściągnęły się mocno, obserwując w półmroku jak Hermiona Granger odwraca się do przyjaciela i uśmiecha do niego pobłażliwie.

— Ron chyba nie byłby zachwycony, gdyby musiał brać udział w tak zagmatwanym kłamstwie, kiedy sam ma tyle swoich problemów na głowie — mruknęła wymownie, choć na jej twarzy pojawił się poważniejszy, skonsternowany wyraz. — Wystarczy, że wciągnęłam w to ciebie. 

— Racja. — Potter wygiął usta w podkówkę, unosząc brwi i dodał: — Pewnie masz rację. A co w takim razie ze Snape’em?

Hermiona zerknęła na niego pytająco.

— Co z nim?

— Powiedziałaś mu, że o wszystkim wiem? — To pytanie, krótkie, pojedyncze pytanie, zawisło na moment w powietrzu, elektryzując je niczym tuż przed uderzeniem pioruna. — Ostatnio, jak rozmawialiśmy, wciąż trzymałaś to w sekrecie. 

Odpowiedz. Severus uniósł kącik ust w grymasie złości i w bezruchu przyglądał się, jak młoda kobieta najpierw spogląda na swojego rozmówcę ze słabym uśmiechem na ustach, a potem kręci głową, wprawiając w ruch włosy rozsypane luźno wokół jej twarzy. Twarzy pełnej zrezygnowania i zmęczenia. 

— To jedna z tych rzeczy, które łatwo się nie zmieniają, Harry — odparła Hermiona, odwracając się przodem w stronę Severusa skrytego w cieniu uchylonych drzwi. Oparła biodra o parapet, krzyżując ramiona na piersi i spuściła wzrok przed zaskoczonym, oskarżycielskim nieco spojrzeniem przyjaciela, nie zdając sobie sprawy, że inne oczy śledzą czujnie jej mimikę i każdy gest.

— Nie żartuj… — zaczął Potter, niespodziewanie prychając i kręcąc z teatralną dezaprobatą głową. — Robisz sobie większą krzywdę, niż jakbyś mu po prostu o wszystkim powiedziała. Wiesz o tym, prawda?

Wiedziała. A mimo to nie była w stanie przyznać się do błędu z przeszłości, którego konsekwencji nie chciała ponosić. 

— Wiem, Harry, ale nie mogę mu powiedzieć — powiedziała hardo. Severus poruszył się nieznacznie, marszcząc brwi tak mocno, że aż przebiegł przez nie nieprzyjemny skurcz. — Próbowałam, wierz mi. Koniec końców zawsze tchórzę. 

Boisz się, Granger? Ciekawiło go, ile razy kobieta próbowała wyjawić mu prawdę. Ciekawiło go, jak jej usta układały się w momencie, kiedy rezygnowała, jak jej oczy marszczyły się w absolutnym poddaniu. Spojrzał na nią i jedyne, o czym pomyślał, to czy tak wyglądała, kiedy zdawała sobie sprawę, że czuje strach przed wyjawieniem mu prawdy. Kiedy uświadamiała sobie, że się go boi.

— Mówiłaś, że da się z nim dogadać — przypomniał kwaśno Harry, unosząc wymownie dłoń. — Może zrozumiałby, gdybyś mu to wytłumaczyła.

Hermiona zaśmiała się urywanie. Naprawdę chciała w to wierzyć; ale ścisły, naukowy umysł, w dodatku mugolskiego pochodzenia, a do tego znikoma, choć intensywna znajomość z Severusem, dość jasno zabraniały jej na powierzanie losu domysłom, kiedy mogła mieć pewność, że mężczyzna po prostu się nie dowie.

Co właśnie się działo — tuż pod jej nosem, niemal przed jej oczami. 

A ona nie mogła nic z tym zrobić.

— To nie tak, że w to nie wierzę — mruknęła, zerkając przez ramię za okno. — Musiałabym przyznać, jak długo to trwa, a… — Jej wzrok nagle stał się cięty, a marszczące się w konsternacji brwi uświadomiły Severusowi, że kobieta przeżywała wewnętrzną, emocjonalną rozterkę, którą w końcu mogła się z kimś podzielić. Nie wyobrażał sobie, ile ulgi musiało jej to przynieść. — Nie chcę, żeby pomyślał, że mu nie ufam, ale nie wiem, jak wyjaśnić mu, że to przyszło z czasem. Że zwyczajnie musiałam się tego nauczyć. 

Słowa Hermiony, choć proste, były jednocześnie pełne niezrozumiałego dla Snape’a uczucia. Ciepła, które otuliło zranione ego, warczące inwektywy w stronę młodej kobiety, której zachowanie zawiodło jego zaufanie. Choć nie powinien, czuł się zraniony — bo oto Harry Potter wiedział o czymś, co do tej pory było tylko ich tajemnicą. Oto Harry Potter pocieszał swoją przyjaciółkę, która wplątała się w układ z byłym profesorem na rzecz prestiżowych studiów i kariery, zmuszona ukrywać prawdę przed całym światem. 

Sama. 

Nie ufała mu na tyle, żeby zająknąć się choć słowem, że wygadała się komuś ze swoich rozterek. Nie ufała, że obchodziłoby go, że po prostu tego potrzebowała i nie ufała, że zawierzyłby w jej zdolności i inteligencję. Po prawdzie musiał przyznać — doskonale to rozumiał. Nie zawierzyłby. Teraz, owszem, choć wciąż z dozą rozwagi; ale sam musiał nauczyć się, że Granger nie jest już roztrzepaną nastolatką, a dorosłą, kompetentną czarownicą, z którą współpraca była owocna, tylko jeśli umiał jej zaufać. 

— To naprawdę dobry facet, Harry — powiedziała nagle Hermiona, zerkając poważniej na Pottera. — Ale potrzebuje czasu i chęci, żeby go poznać. — Snape dostrzegł, że wzrok kobiety na moment uciekł ku drewnianej posadzce. — Jestem zła na siebie, że tyle czasu zajęło mi, żeby to zrozumieć i zwyczajnie boję się to teraz stracić. 

Musiał oderwać od niej wzrok. Nie mógł patrzeć na piękną, wykrzywioną w przeraźliwym zrezygnowaniu twarz, podczas kiedy w jego głowie szalała gonitwa myśli, z których każda próbowała przekonać go, że to, co zrobiła kobieta, klasyfikuje się jako pospolite kłamstwo.

Kłamstwo. 

Severus zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, że zatajenie prawdy to nie kłamstwo, a on nigdy nie zapytał jej wprost, czy komukolwiek powiedziała o ich układzie. Po drugie — miała cholerną rację. Oczywiście, że wziął to za przejaw braku zaufania. Tylko jak mógł mieć pretensje, że go nie miała, skoro zrobił wiele, żeby tak było? I w końcu żałowała. Widział po niej, ile emocji kosztowało ją mówienie o tym, więc mógł jedynie domyślać się, ile energii pożytkowała, aby udawać przed nim, że jest jedyną osobą, która wie o ich sojuszu. Wiedział, że nie może całkowicie winić jej za tę sytuację. Wiedział, że i on dołożył cegiełkę, która teraz urosła i ważyła zbyt wiele, aby móc cokolwiek z nią zrobić. Poza zaakceptowaniem faktu, że istniała.

Odszedł bezgłośnie, decydując się nie przerywać rozmowy dwójki młodych gryfonów. Zostawił ich, tak jak ich zastał; nieświadomych jego obecności, rozmawiających przyciszonymi głosami w odosobnieniu.

— Czyli Snape to teraz twój nowy przyjaciel, tak?

Harry Potter posłał starszej koleżance wymowne spojrzenie, a ta wywróciła oczami, śmiejąc się pod nosem. 

— Nie musisz się obawiać, Harry, ty zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem — mruknęła nieco pobłażliwie, co mężczyzna skomentował urywanym prychnięciem. Niespodziewanie jednak mina Hermiony zmieniła się, przybierając na ułamek sekundy poważniejszy wyraz. — Chociaż… Sama nie wiem, czy mogę go w ogóle tak nazywać. 

Zielone, jasne oczy skierowały się w stronę okna, odnajdując wzrok młodej czarownicy. Potter zmarszczył brwi, lustrując przyjaciółkę pytającym spojrzeniem i przekrzywił lekko głowę.

— Dlaczego? — Nie musiała odpowiadać. Jej spojrzenie — taksujące twarz przyjaciela z pragnieniem zrozumienia — oraz usta, zza których nie chciało wyrwać się przyznanie do czegoś, co najwyraźniej było oczywiste, powiedziały Potterowi tyle, ile musiał wiedzieć, aby domyślić się prawdy. — Och — mruknął, unosząc brwi.

Och, pomyślała Hermiona. Speszone oczy uciekające ku posadzce były niczym przyznanie do winy, ale kobieta nie umiała wytrzymać spojrzenia przyjaciela. Miała wrażenie, że spali się ze wstydu pod jego ostrzałem. 

— Nie wiem, co z tym zrobić, Harry, ale to jest takie…

Zamilkła, nie mając absolutnie pojęcia, jak nazwać to, co czuła do Severusa. Fascynował ją. Oszałamiał tym, ile w sobie krył. Skradał drobne części jej serca każdego dnia, który spędzali razem i była pewna, że posiadł już jego większość. Tak jak posiadał władzę nad jej pragnieniami, które zaczęły krążyć wyłącznie wokół jego osoby. 

— Ekscytujące? — dopowiedział Potter, kiedy jego przyjaciółka nie odzywała się dłuższą chwilę. Orzechowe tęczówki z nadzieją, że Harry zrozumie jej niewypowiedziane emocje, zwróciły się na ciemnowłosego czarodzieja, który skinął głową z uśmiechem. — Cóż… Wygląda na to, że wpakowałaś się w niezłe gówno. 

Przetworzenie słów Pottera zajęło Hermionie kilka sekund. Kobieta roześmiała się wesoło, pochylając do przodu i oparła dłonie na udach, oddychając głęboko. Poczuła, jakby ktoś wypompował z niej powietrze, które zdecydowanie za długo wstrzymywała w płucach. Uśmiech sam wypłynął na jej usta, kiedy zerknęła na przyjaciela, który z rozbawioną miną przyglądał się jej zachowaniu. 

— Chodźmy, bo zaczną nas szukać — powiedziała gryfonka, zsuwając się na podłogę. Skinęła porozumiewawczo głową, a Harry zawtórował jej tym samym gestem, kierując się za nią z powrotem do salonu. 

Gdyby tylko…

Gdyby tylko wiedziała, że wszystko się wydało.

Gdyby tylko wiedziała, jakie konsekwencje to za sobą pociągnie. 

Gdyby tylko.

Severus usłyszał ich kroki jeszcze zanim do pomieszczenia dotarł melodyjny, niosący się echem głos Hermiony. Weszła pod ramię z Potterem, który równie żywiołowo odpowiadał na jej gesty, po czym Snape wywnioskował — podobnie jak reszta ukradkiem obserwujących ich gości — że cichy dramat niegdyś Złotego Trio w pewnym stopniu został zażegnany. 

— Jesteście wreszcie — rzuciła Narcyza niecierpliwie, kręcąc z dezaprobatą głową. — Siadajcie, póki nie wystygło. 

Snape wstał, kiedy niewysoka szatynka podeszła do stołu, gdzie siedział i odsunął jej krzesło, pozwalając, aby zajęła miejsce obok niego. Uśmiech, który mu posłała, niemal sprawił, że zapomniał, co usłyszał chwilę wcześniej.

— Och, umieram z głodu — jęknęła Hermiona, poprawiając się na siedzeniu i sięgnęła po półmisek z jedzeniem.

— Popatrz tutaj — powiedział nagle Harry, który zajął miejsce po przeciwnej stronie stołu obok Ginewry i Narcyzy. Wskazał na paterę, na której Hermiona dostrzegła niewielkie, przyozdobione kandyzowanymi wiśniami tarty i uchyliła usta w zaskoczeniu. — Pigwa specjalnie dla ciebie upiekła bakewelle.

Snape miał ochotę roześmiać się gorzko, kiedy dostrzegł minę kobiety na widok wypełnionych truskawkowym nadzieniem wypieków, które przykrywała sowita warstwa mleczno-białego lukru. 

— No coś ty, Harry — szepnęła wzruszona, a Ginny zachichotała, widząc jej rozczulone spojrzenie. 

— Mówiłam — mruknęła wymownie w stronę Pottera, który uśmiechnął się jedynie, porozumiewawczo kiwając głową rozpromienionej Hermionie. 

Taka szczęśliwa. 

Snape nie chciał, żeby wiedziała, co usłyszał. Jeszcze nie teraz. Zaskoczyło go, jak ciężko przyszło mu jednocześnie patrzeć na nią i odczuwać złość, choć każda komórka jego ciała zdawała się pragnąć… potrzebować wręcz tego uczucia. Chciał usłyszeć słowa, które usłyszał Potter — ale kierowane bezpośrednio do niego. Czuł, że to jemu się one należą, to jemu jest je winna, a chęć skonfrontowania nabytej wiedzy z Hermioną zawładnęła umysłem Severusa, który do końca wieczoru nie potrafił zmusić się, aby spojrzeć w stronę swojej “narzeczonej” na dłużej, niż przelotny moment. 

Taka żywa. 

Miał wrażenie, że każdy jej uśmiech pogłębiał jego złość. Czuł się zawiedziony tym, że tak łatwo przychodziło jej okłamywanie go, choć zarzekała się, że nie jest to dla niej proste. Nie wydawało się takie być. Jej wesołe spojrzenie lawirowało pomiędzy siedzącymi naprzeciw niej przyjaciółmi, a na ustach co chwilę pojawiał się szeroki uśmiech pełen szczęścia i beztroski. Choć wiedział, że sam nauczył ją być dobrą aktorką, czuł się oszukany. Hipokryta. 

Młoda kobieta zaśmiała się nagle, a jej ramię wystrzeliło w bezwiednym odruchu, dosięgając splecionych na udach dłoni Severusa. Niespodziewany kontakt z chłodną skórą zaskoczył ją, aż skierowała na niego wzrok, odnajdując ciemne oczy w połowie drogi. Nie odsunęła jednak ręki, czując, że sztywne palce oplotły jej dłoń w zdawkowym geście, który zdawał się istnieć wyłącznie dla nich — nikt nie zwrócił uwagi na ukradkowy uśmiech jaki Hermiona posłała siedzącemu obok mężczyźnie, ani jego krótkiego, przelotnego spojrzenia w stronę jej lekko rozchylonych ust. Nikt, poza nimi, zdawał się zupełnie tego nie widzieć. 

Ginewra entuzjastycznie dokończyła opowieść, a Hermiona skierowała na nią wzrok, czując jak cierpki dreszcz przebiega wzdłuż jej kręgosłupa. Rudowłosa kobieta podała przyjaciółce półmisek z parzonymi bułkami, a krótki, nagły dotyk z dłonią Severusa został przerwany, wysyłając impuls aż do opuszków palców młodej gryfonki.

Nie patrz. Nie mogła znieść jego spojrzenia, choć jednocześnie miała wrażenie, że tylko tego w tej chwili pragnęła. Rozmowa z Harrym uświadomiła jej, że to jedna z rzeczy, których musiała zwyczajnie się nauczyć — wszelkie próby porzucenia myśli o Severusie miały spełznąć na niczym, więc Hermiona nie zamierzała podejmować jałowych prób. Nawet jeśli miało się to skończyć, nawet jeśli miałoby to być tylko na chwilę, ona chciała wszystkiego. Była zbyt chciwa. 

Zauważyła jednak, że coś było nie tak. Severus wydawał się zdystansowany, choć pozornie w jego zachowaniu nic się nie zmieniło. Wciąż opierał rękę o poręcz jej krzesła, tak, że jego ramię muskało ledwie spięte ramiona, ale jego wzrok nie uciekał już tak często w jej stronę. Jego odpowiedzi nie świadczyły o zainteresowaniu. Hermiona zerknęła na niego kilka razy, spotykając jedynie beznamiętny profil i wzrok utkwiony w pustej przestrzeni i za każdym razem upewniała się w przekonaniu, że coś się stało. A ona nie miała pojęcia co.

Do końca wieczoru nie podjęła więcej prób zwrócenia na siebie uwagi Severusa. Oddała się przyjemnej, luźnej rozmowie z Ginny, wysłuchując historii o randce z Milesem, którego kobieta zamierzała wkrótce przedstawić przyjaciółce, oczywiście w nieco swobodniejszych okolicznościach. Hermiona cieszyła się, widząc, ile radości przyniosła młodszej kobiecie chwila wspomnień o dziennikarzu, który zdawał się znaczyć dla Ginewry więcej, niż początkowo twierdziła. Jej zarumieniona twarz przybrała odcień dorodnego pomidora, kiedy Molly wymownie zaczęła komentować “tajemnice” i “sekrety” swojej jedynej córki. Na nic zdały się tłumaczenia i wymówki młodej gryfonki, która zarzekała się, że zwyczajnie nie wie, czy to coś poważnego. Mina Weasleyówny świadczyła jednak, że takie właśnie było jej uczucie — przynajmniej jej.

— Mam nadzieję, że uda nam się spotkać przed procesem — mruknął Harry, mocno obejmując ciało przyjaciółki, kiedy kolacja dobiegła końca. Hermiona objęła go tęskno, przymykając na moment powieki i uśmiechnęła się szeroko.

— W takim razie czekam na list — powiedziała, odwracając się do Severusa, który podał jej płaszcz i pomógł założyć go na ramiona. Obróciła głowę, jedynie kątem oka przyglądając się zarysowi szczęki, który majaczył w rogu pola jej widzenia. — Dziękuję — mruknęła.

Snape, jak cały wieczór, jedynie zlustrował ją spojrzeniem w odpowiedzi. Ilekroć napotykał jej oczy, marszczył brwi, nie mogąc powstrzymać rosnącego w nim powoli rozgoryczenia i złości, której brakowało ujścia. Pożegnał się z Potterem i Narcyzą, po czym bez ani jednego słowa odprowadził “narzeczoną” oraz przełożoną poza bramy posiadłości Malfoyów.

Dotarli do punktu deportacyjnego w absolutnej ciszy, a Severus zatrzymał się, odwracając w stronę kobiet. Wyciągnął ściśniętą dłoń przed siebie, a Minerwa od razu ją złapała, zerkając zachęcająco w stronę Hermiony. Młoda kobieta spojrzała na wysokiego czarodzieja ukradkiem, a na jej twarzy pojawił się nieco waleczny wyraz. Podeszła do nich, układając dłoń na ich złączonych ramionach i poczuła szarpnięcie, zanim zdążyła choćby nabrać powietrza.

Zachwiała się, czując, że silne ramię znalazło się obok niej niemal natychmiast — uniosła wzrok na Snape’a, ale odnalazła ciemne oczy utkwione w pustej, ciemnej ścieżce do Hogwartu. Hermiona rozglądnęła się po opustoszałym Hogsmeade, ale niespodziewanie Severus zabrał ramię i ruszył w stronę drogi do zamku. Kobieta bez wahania podążyła za nim, przyspieszając kroku i dopadła jego ramienia, bez słowa podążając u jego boku zaśnieżoną ścieżką, którą oświetlały słabe światła ich różdżek. 

Nie popatrzyła na niego. Nie odwróciła nawet w jego stronę głowy. Nie potrafiła patrzeć na niego i nie zastanawiać się, czy to przebywanie wśród zbyt wielu Weasleyów naraz tak na niego wpłynęło, czy stało się coś, o czym chciałby z nią porozmawiać. Głupia, pomyślała ostro. Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć. 

— Dobranoc, moi drodzy — pożegnała się Minerwa, kiedy znaleźli się w przytulnym, pogrążonym w przyjemnej ciszy holu wejściowym. Hermiona posłała jej wdzięczne spojrzenie i uśmiechnęła się, zaciskając mocno usta. — Dziękuję, za uroczy wieczór.

— To my dziękujemy — odparła szybko. Zerknęła na Severusa, unosząc jedynie kącik ust i skinęła głową, kiedy McGonagall opuściła ich i odeszła w stronę swojego gabinetu. 

Zostawiając po sobie jedynie ciężką niczym smoła ciszę. 

Hermiona ruszyła w stronę schodów, a wysoki mężczyzna jak cień podążył za nią na pierwsze piętro. Nie wiedziała co powiedzieć; co zrobić, aby w końcu odpowiedział jej coś więcej, niż zdawkowe “tak” bądź “nie. Chciała zaprosić go na drinka, zapytać, o co chodzi — i w swojej naiwności naprawdę wierzyła, że dowie się od niego prawdy. A nie usłyszy, jak to nie jest zwyczajnie jej sprawa.

Machnęła dłonią, zdejmując zaklęciach ochronne ze swojego gabinetu i weszła do środka, celowo uchylając szerzej drzwi. Liczyła, że Severus wciąż za nią szedł, ale dla pewności zerknęła przez ramię, kiedy stanęła bliżej biurka. Alberta nie było, już od kilku dni jego rama świeciła pustkami, ale kobieta i tak rzuciła na nią zaklęcie wygłuszenia, chcąc żeby ta rozmowa pozostała jedynie między nią, a Snape’em. 

Tylko ona i on. 

Mężczyzna zamknął drzwi, od razu wciskając dłonie do kieszeni spodni i podszedł bliżej kominka. Milczał, jakby nie miał jej absolutnie nic do powiedzenia — a ona potrafiła tylko na niego patrzeć. Czekać w kompletnej ciszy, aż w końcu coś zrobi. Coś powie. Za cicho. Wiedziała, że chciał coś powiedzieć. Czuła, że było między nimi jakieś niedopowiedzenie, które wisiało w powietrzu, co jakiś czas wysyłając impuls. Choć twarz Severusa wyrażała jeszcze mniej emocji, niż zazwyczaj, Hermiona jakiś czas temu zaczęła powoli uczyć się języka jego ciała, który szeptał do niej coraz głośniej i wyraźniej. 

W momencie, w którym miała się odezwać, Snape niespodziewanie zapytał:

— Od jak dawna Potter o wszystkim wie?

Zamarła. Jakby przeraźliwie ciężki kamień opadł na dno jej żołądka i przygwoździł ją do ziemi. 

Wiedział, kołatało się w jej głowie.

Severus o wszystkim wiedział.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 67Sojusz, Granger? – Rozdział 69 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 6 komentarzy

Dodaj komentarz