— Kochani, proszę was o chwilkę uwagi. — Minerwa McGonagall uśmiechnęła się do zgromadzonych w pokoju nauczycielskim profesorów, kiedy jak co piątek odbywało się krótkie zebranie grona pedagogicznego. — Jak zapewne zdajecie sobie sprawę, za nieco ponad tydzień czekają nas walentynki. Spodziewam się zatrzęsienia w szkole, jak zresztą co roku, i tak jak co roku proszę was o wyczuloną uwagę w trakcie trwania całego tygodnia — powiedziała dyrektorka. Hermiona poruszyła się nerwowo, poprawiając dłoń, która swobodnie spoczywała na przedramieniu Severusa. Nie zdawała sobie sprawy, że tak szybko upłynęło im kilka pierwszych tygodni nowego roku. — Dyspozycję nowych, wzmożonych dyżurów, zwłaszcza nocnych, dostaniecie w notatkach zaraz po śniadaniu. Wyjście do Hogsmeade zaplanowaliśmy dokładnie w walentynki, w przyszłą sobotę. Liczę, że nieco ułatwi nam to kwestię… aktywności uczniowskiej.
Niewielkie, podłużne pomieszczenie niemal od razu wypełnił przyciszony gwar rozmów. Hermiona posłała Snape’owi przelotne spojrzenie, wiedząc, że mężczyzna zapewne będzie chciał ustalić na wyjście do Hogsmeade jakiś plan działania, jednak mężczyzna nie wyglądał, jakby cokolwiek zajmowało jego myśli. Był spokojny, aż nazbyt. Dopiero po chwili dostrzegł kątem oka, że kobieta mu się przygląda.
— Mam coś na twarzy? — zakpił, unosząc brew, a Hermiona uśmiechnęła się półgębkiem, wywracając oczami.
— Nic poza nieustannym wyrazem zniesmaczenia tym, że musisz uczestniczyć w tych spotkaniach — stwierdziła, naśladując ton Severusa.
Mężczyzna wygiął usta w podkówkę, chwilę analizując jej słowa.
— Właściwie to się nie mylisz — przyznał w końcu.
— Mam rację.
Snape posłał jej krótkie, ostrzegawcze spojrzenie, słysząc że kobieta bezczelnie go poprawiła i w dodatku popatrzyła na niego wyzywająco.
— Nie wkładaj mi w usta słów, których nie powiedziałem — stwierdził kpiąco.
— W takim razie powinieneś popracować nad poprawną artykulacją swoich myśli — żachnęła się Hermiona, unosząc wymownie brew, kiedy stojący obok niej czarodziej prychnął. Zmierzył ją ciętym, niezwykle intensywnym spojrzeniem od czubka głowy aż po same stopy i odparł:
— Nie mam absolutnie żadnych problemów z artykulacją swoich myśli. — Hermiona zadarła podbródek, czując, że ramię, które obejmowała, spięło się. — Za to ty wydajesz się mieć problem z pojęciem tego, jak działają synonimy.
Na ułamek sekundy zapomniał, że dookoła nich znajdują się inni ludzie. Odsunął się od wpatrującej się w niego kobiety i uniósł kącik ust w triumfującym, sarkastycznym wyrazie. Tak jakby to miało kiedykolwiek sprawić, że panna Granger nie podejmie z nim dyskusji.
— Chcesz powiedzieć — zaczęła, powoli unosząc brew — że sam fakt tego, że ktoś się nie myli, automatycznie nie świadczy o tym, że ma rację?
Ani jeden mięsień na twarzy Snape’a się nie poruszył. Wytrzymał wyczekujące spojrzenie Hermiony, akcentując swoją dominację intelektualną i dając jej moment, żeby sama doszła do pewnych wniosków na ten temat. Kiedy jednak zrozumiał, że kobieta oczekuje od niego wyjaśnienia, westchnął, teatralnie poirytowany.
— Myśl wielowymiarowo — upomniał ją.
— Staram się i dalej za nic nie pojmuję twojej logiki — mruknęła Hermiona pobłażliwie, wywracając oczami.
Snape uniósł brew.
— Cóż, w takim razie dobrze, że efekty nie zawsze są miarą sukcesu — stwierdził, prychając, kiedy dostrzegł wymowne spojrzenie Granger.
— A co z powiedzeniem “miałbyś rację, gdybyś się nie mylił”? — zapytała.
Sala powoli zaczęła się przerzedzać, a Hermiona zdała sobie z tego sprawę, kiedy jej głos nagle odbił się echem od sufitu o wiele mocniej, niż dotychczas.
— Załóż jedną zmienną, względem której rozpatrujesz swoje racje — mruknął Snape. — Jakiekolwiek “ale”. Możesz powiedzieć coś, co nie jest nieprawdą, więc teoretycznie masz rację, ale potem dodajesz swoją zmienną do tego samego równania i w tym kontekście nagle okazuje się, że to za mało. — Uniósł brew, przyglądając się słuchającej go w skupieniu Hermionie, która najwyraźniej wciąż nie czuła się przekonana. — Mówisz coś, co nie jest nieprawdą, więc nie mylisz się, ale dalej nie masz racji.
Kobieta zmrużyła oczy i wydęła nieco usta, odsuwając się i stając przodem do Snape’a. Rozumiała sens jego słów, bardzo pokrętny i zawiły w swojej logice, ale dalej nie zgadzała się z jego twierdzeniem. Skrzyżowała ramiona na piersi, posyłając mu butne spojrzenie i odparła:
— To tak jakbyś próbował podejmować zakład po rozpoczęciu walki — odparła. — Albo lepiej, po jej zakończeniu.
— Boli cię, że życie nie jest fair? — zapytał Severus, unosząc brew jeszcze wyżej, ale w tej chwili drzwi niemal całkiem opustoszałego pokoju otworzyły się cicho, przyciągając uwagę pary.
W progu, ku zaskoczeniu obydwojga, pojawiła się Aurora wspierana przez ramię Henry’ego. Hermiona natychmiast spoważniała, przyglądając się zbolałej twarzy starszej nauczycielki, która w piątkowe poranki z reguły odsypiała nocne zajęcia. Zamiast tego stała w progu z przywdzianą na twarz natychmiastowo maską.
— Dzień dobry — przywitała się, wysuwając rękę spod ramienia Henry’ego. Severus nie mógł wyzbyć się odczucia, jakby chciała tym ukryć swoje osłabienie i zbagatelizować swój stan. — Ominęło nas coś?
Hermiona posłała Snape’owi przelotne spojrzenie. Wiedziała, że doszli do podobnych wniosków.
— Nie — stwierdziła, uśmiechając się nieco pobłażliwie. — Minerwa jedynie ostrzegała nas przed walentynkowym zatrzęsieniem głowy.
— Ach — zaśmiał się Henry. — Co roku ta sama śpiewka.
— I co roku okazuje się, że nie doceniliśmy kreatywności nastolatków — dodała pobłażliwie Aurora. Odchrząknęła, uśmiechając się ciepło i zapytała: — Ktoś jeszcze umiera z głodu?
Nie była ślepa. Widziała, że dwie pary czujnych oczu śledzą każdy jej ruch. Kiedy cała czwórka skierowała się ku Wielkiej Sali i zasiadła na swoich miejscach, wciąż czuła się obserwowana, jednak nawet Snape musiał przyznać, że granie przed nimi twardej wychodziłoby jej znośnie, gdyby nie mieli pojęcia o jej problemach.
Nie udało jej się jednak wytrzymać zbyt długo. Jej ciało zdradziło ją i kiedy w pewnej chwili szklany dzbanek upadł z donośnym dźwiękiem na stół, kilkanaście par oczu skierowało się w stronę ciemnoskórej nauczycielki.
— Pozwól, ja to zrobię — mruknęła cicho Hermiona, natychmiast podnosząc się na krześle i odsuwając, kiedy strużka rozlanej wody powoli zaczęła kierować się w kierunku krawędzi stołu. Młoda kobieta machnęła różdżką, doprowadzając otoczenie do porządku i zerknęła na Aurorę. Nauczycielka odchyliła się na krześle, marszcząc mocno brwi w wyrazie bólu, który próbowała zamaskować krzywym uśmiechem i dłonią, którą potarła czoło.
— Niech żyje zgrabność — stwierdziła i zerknęła na Hermionę. — Dziękuję.
Gryfonka skinęła jej głową, zajmując swoje miejsce.
— Nie masz za co. Sama mam dwie lewe ręce — zaśmiała się pod nosem.
Snape prychnął cicho, kręcąc głową.
— To chyba to niewyspanie — mruknęła Aurora. — Z wiekiem coraz bardziej rozumiem, czemu wszyscy tak zażarcie twierdzą, że trzeba się wysypiać.
I choć cała trójka wiedziała, że ten wypadek nie był spowodowany ani niezdarnością ani tym bardziej brakiem snu profesor Sinistry, nikt nie skomentował całego zajścia do momentu, kiedy nie opuścili Wielkiej Sali i skierowali się ku ruchomym schodom.
— Odprowadzę Aurorę do jej gabinetu — powiedziała Hermiona, spoglądając przez ramię na Severusa.
Mężczyzna wyczuł, że jej dłoń zacisnęła się porozumiewawczo na jego ramieniu.
— Żeby trzeba było ratować was obie? — zakpił, unosząc brew. Posłał kobietom pobłażliwe spojrzenie, wzdychając teatralnie.
— Wypraszam sobie — mruknęła rozbawionym tonem Granger.
— To naprawdę niepotrzebne, Hermiono, poradzę sobie — dodała Aurora, uśmiechając się słabo. — Jeszcze umiem trafić do własnych kwater.
— Co nie zmienia faktu, że towarzystwo ci nie zaszkodzi — odparła młodsza czarownica rezolutnie. Nie zamierzała odpuścić i wszyscy doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
— I raczej nie pomoże — wtrącił Snape nieco pogardliwie. Widząc pytające spojrzenie Hermiony, prychnął pod nosem i dodał: — Patrzyłaś na siebie ostatnio? Sama skóra i kości, zero mięśni.
Hermiona uchyliła usta, udając oburzenie, a po chwili prychnęła pod nosem.
— Brzmi jakbyś opisywał samego siebie — stwierdziła.
Aurora zaśmiała się urywanie, widząc wywracające się oczy Snape’a.
— Severusie, naprawdę dziękuję za szlachetną propozycję, ale jeden ochroniarz to aż nazbyt dużo — powiedziała.
Snape zmierzył kobiety uważnym spojrzeniem i pokręcił głową.
— Tylko nie wołajcie o pomoc, jeśli będziecie potrzebować męskiej ręki — stwierdził pod nosem, udając poirytowanie.
— O to nie musisz się martwić — wtrąciła od razu Hermiona.
— To nie zmartwienie, tylko ostrzeżenie — skomentował Severus pogardliwie, wywołując śmiech swoich towarzyszek. Dostrzegł, że spóźniony Henry powoli zbliżał się w ich stronę, więc kiedy znalazł się wystarczająco blisko, rzucił: — Nic tu po nas, Tucker.
Mężczyzna posłał Snape’owi pytające spojrzenie, widząc kątem oka rozbawione czarownice, zerkające po sobie wymownie.
— Nie potrzebujemy eskorty, Henry — wyjaśniła Aurora. — Naprawdę.
— A potem ludzie mówią, że dżentelmeni są na wymarciu — stwierdził kwaśno Henry, ale uśmiechnął się ciepło do ciemnoskórej nauczycielki i dodał: — W takim razie zajrzę do ciebie po zajęciach, może tak być?
— Żeby upewnić się, że potrafię dojść do swojego gabinetu o własnych siłach?
Mężczyzna wzruszył ramionami i dodał:
— Albo zwyczajnie, żeby dotrzymać ci towarzystwa w piątkowy wieczór.
Hermiona nie powstrzymała szerokiego uśmiechu, słysząc ciepłe słowa Henry’ego, a Severus zmarszczył brwi, widząc jej minę. Aurora wywróciła oczami, ale nie skomentowała słów starszego nauczyciela, choć kącik jej ust drgnął.
— Spotkamy się później, mam konsultacje po zajęciach, ale postaram się to szybko załatwić — mruknęła Hermiona do Severusa, przysuwając się i składając przelotny pocałunek na jego policzku.
Jej zapach na moment go rozproszył. Zniknął, kiedy tylko jej ciało wyswobodziło się z jego sztywnego, zdawkowego uścisku, ale wyrył przyjemną, trwałą już bruzdę w jego umyśle, która była tak namacalna, jakby kobieta wciąż stała obok.
— Widzę, że się pogodziliście? — zapytała Aurora, kiedy wolnym krokiem przemierzały korytarze ku Wieży Astronomicznej.
Hermiona przytaknęła.
— Nie mieliśmy wyboru — odparła ze śmiechem. — Porozmawialiśmy i…
Widząc błądzący uśmiech na ustach młodszej nauczycielki, Aurora uniosła brew.
— I jak się z tym czujesz? — zapytała w pewnej chwili.
— Dziwnie — przyznała Hermiona niemal od razu. Tak jak od razu domyśliła się, o co dokładnie pyta czarnoskóra czarownica. — Myślałam… że ciężej mi to przyjdzie.
— Przyznanie się do winy nigdy nie jest łatwe — stwierdziła Aurora.
— Nie taki diabeł straszny, jak go malują — mruknęła Hermiona wesoło. — Wiesz, Severus, on… — Uśmiechnęła się, przypominając sobie rozmowę, którą odbyli kilka dni wcześniej i słowa, które wtedy od niego usłyszała. Do tej pory nie potrafiła powstrzymać rumieńca na myśl o tym, co to dokładnie znaczyło. — Zawsze myślałam, że to najbardziej uparty człowiek na świecie. Dalej tak uważam, ale…
— Ale?
Aurora posłała Hermionie ciekawskie spojrzenie.
— Albo wcześniej tego nie widziałam, albo to, co przeżył trochę go zmieniło. Z nim naprawdę da się dogadać — wyjaśniła. — Nie jest to łatwe…
— Myślę, że w tej kwestii znaleźliście wspólny mianownik — wtrąciła rozbawionym tonem Sinistra, a Hermiona posłała jej wymowne spojrzenie.
— On chyba też doszedł do takich wniosków — odparła Hermiona, unosząc kącik ust. — Spodziewałam się, że nawtyka mi, że zachowałam się jak gówniara, ale on po prostu przyjął przeprosiny.
Aurora uniosła brew, zwalniając nieco kroku.
— Dobrze zrobiłaś — skomentowała w końcu. — Domyślam się, że pewnie sporo cię to kosztowało, ale po twojej minie domyślam się, że było warto.
Hermiona jak na zawołanie uśmiechnęła się, przytakując słowom Sinistry.
— Teraz przynajmniej wiem, że prokrastynacja nie prowadzi do niczego dobrego — zaśmiała się. — Gdybym tego tak obsesyjnie nie roztrząsała we własnej głowie, uniknęlibyśmy całej tej sytuacji. — Wywróciła oczami, przypominając sobie słowa Christiny Blakers. — Choć z drugiej strony dowiedzieliśmy się, że dalej jesteśmy tematem numer jeden wśród uczennic. Niektóre nawet zakładają się o to, co się u nas dzieje.
— Nie żartuj nawet — mruknęła Aurora, słysząc, że i Hermiona nieco ściszyła ton głosu. Na szczęście znajdowały się już blisko odciętego od reszty szkoły skrzydła, gdzie ryzyko podsłuchania ich rozmowy malało niemal do zera.
— Nie żartuję — powtórzyła ze śmiechem Hermiona. — Panna Blakers i panna Hewitt założyły się o to, czy się pokłóciliśmy, bo przestałam się pojawiać w jego towarzystwie na obiadach.
Aurora spoważniała, kiedy usłyszała słowa swojej rozmówczyni, a Hermiona wyłapała jej spojrzenie i zmarszczyła brwi. Nie zrozumiała początkowo, co ono oznaczało, dopóki nie powtórzyła w głowie swoich własnych słów — zrozumiała, że poza humorystycznym akcentem całego tego zajścia, stanowiło ono spory, potencjalny problem. Który mógł skończyć się o wiele gorzej. Cholera, pomyślała. Była gorszą aktorką, niż myślała, a przez naturę ich układy byli pod obserwacją większej ilości osób, niż podejrzewali. Cholera.
— Cóż, dobrze że ten problem jest już za nami — mruknęła Sinistra.
Kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenie, wspinając się powoli schodami ku Wieży Astronomicznej.
— Tak — odparła cicho Hermiona. W pewnej chwili statyczne echo obcasów zostało przerwane nagłym, pojedynczym odgłosem, który wytrącił młodą gryfonkę z zamyślenia. Kątem oka dostrzegła, że Aurora zaczepiła nogą o jeden ze stopni, potykając się, lecz w porę oparła dłoń na ścianie. Hermiona zatrzymała się, podpierając kobietę ramieniem i spojrzała na nią z troską. — Dlaczego przyszłaś na śniadanie? — zapytała. — Dlaczego nie poszłaś spać od razu po zajęciach?
Aurora posłała jej zmęczone spojrzenie.
— Nie dałam rady — mruknęła. — Próbowałam, ale…
Ciemnoskóra czarownica wzruszyła ramionami.
— Jeśli chcesz, poproszę Poppy o coś nasennego… — zaczęła Hermiona, ale niespodziewanie oczy Sinistry podniosły się na nią z nieco ostrzejszym wyrazem.
— Nie ma takiej potrzeby.
— W takim razie porozmawiam z Severusem. — Hermiona zmarszczyła brwi, czując, że Aurora odepchnęła się od ściany, stając pewniej na nogach i otrzepała dłonie o szatę. — On na pewno będzie miał coś, co ci pomoże.
— Naprawdę nie trzeba. Prześpię się i mi przejdzie, zobaczysz — stwierdziła ciemnoskóra kobieta, ale jej rozmówczyni posłała jej wymowne spojrzenie.
— Skoro nie mogłaś zasnąć wcześniej, teraz nie będzie lepiej — mruknęła Hermiona. — Daj spokój. Wiem, że mówiłaś, że nic się nie da zrobić, ale zawsze zostają środki tymczasowe — dodała, marszcząc ostrzej brwi. — Nie musisz skazywać się na cierpienie.
Aurora westchnęła przeciągle.
— Nie skazuję — odparła. — A Severus wystarczająco mi już pomógł, więc kiedy mówię ci, że nie ma potrzeby, żebyś z nim o tym rozmawiała, to naprawdę mam to na myśli.
Hermiona uchyliła usta, zaskoczona jej słowami. Chwilę wpatrywała się w nią bez słowa, na końcu języka mając pytanie o to, co dokładnie Snape dla niej zrobił. Nie była zazdrosna o to, że mieli sekret, w który nie była wtajemniczona, choć w pewnej chwili zaczęła bać się, że tylko sobie to wmawia — dziwne, niepokojące uczucie zmieszało się z ciekawością i troską o starszą koleżankę, pozostawiając nieprzyjemne wrażenie w gardle.
— W porządku — stwierdziła w końcu. — Nie będę naciskać.
— W razie czego wiem, gdzie szukać pomocy — powiedziała łagodniej Aurora, widząc konsternację na twarzy Hermiony. Poklepała ją po ramieniu, wymieniając z młodszą czarownicą porozumiewawcze spojrzenie.
— Na pewno nie u wymierających dżentelmenów — zakpiła gryfonka.
Kobiety zaśmiały się, ruszając w górę schodów, gdzie powoli wyłaniały się drzwi gabinetu Aurory. Kiedy Hermiona wracała do siebie, nie mogła przestać myśleć czy sytuacja kobiety jest naprawdę tak patowa, jak się wydawało. Czy naprawdę nie istniało nic, co dało się dla niej zrobić poza łagodzeniem objawów choroby, która najwyraźniej toczyła walkę z jej organizmem.
Obawy nie ustąpiły, nawet kiedy rozpoczęła zajęcia. Siedziała za swoim biurkiem i w ciszy obserwowała piszących wypracowanie uczniów, których przyciszone głosy stanowiły idealny ambient dla jej przemyśleń. Nie potrafiła skupić się w pełni na swoich obowiązkach, łapiąc się na tym, że kiedy jeden z uczniów uniósł ramię, chcąc zadać jej pytanie, chwilę zajęło jej wyrwanie się z letargu.
Jej roztargnienie nie pozostało niezauważone. Severus przyglądał się jej pytająco, kiedy na obiedzie kobieta grzebała w swoim talerzu ignorując jego marne próby socjalizacji, które uskuteczniał odkąd zaczęli się “spotykać”. Zignorował pierwsze trzy próby, domyślając się, że poranna rozmowa Hermiony z Aurorą wywołała w młodej kobiecie niepokój i zatroskanie. Kiedy jednak skomentował coś, co nie spotkało się z odpowiedzią gryfonki, zacisnął szczękę nieco poirytowany.
— Granger — warknął szeptem przy jej uchu, a czarownica zwróciła na niego spojrzenie. Przełknęła ślinę, zaskoczona tym, jak blisko jego twarzy się znajdowała.
— Przepraszam — mruknęła, marszcząc brwi. — Możesz powtórzyć, co mówiłeś?
— Mówiłem, że mamy ładną pogodę — zakpił Snape, widząc, że tym razem jego słowa wywołały pożądaną reakcję. Hermiona wywróciła oczami, uśmiechając się słabo. — Daję galeona za twoje myśli.
— Dwa — odparła bez wahania, śmiejąc się pod nosem, kiedy Severus prychnął.
— Nie przeginaj — ostrzegł ją cicho.
Zaskoczyło go, że tak krótka interakcja wywołała uśmiech, który w końcu dotarł do jej oczu. Kobieta posłała mu przeciągłe spojrzenie, a jej usta zaczęły powoli przybierać poważniejszy, wykrzywiony wyraz.
— Martwię się o nią — wyznała po chwili. — Cokolwiek jej dałeś, nie działa tak jak powinno. Mówiła, że dalej nie może spać.
Snape zmarszczył brwi. Tyle w temacie dyskrecji, zakpił w myślach, choć doskonale wiedział, że w całej tej sytuacji powinien odłożyć na bok takie przemyślenia. W końcu to jego chęć trzymania tajemnic przed Granger poniekąd doprowadziła ich tam, gdzie się ostatnio znaleźli.
— Nie dałem jej niczego, co miało rozwiązać jej problemy — stwierdził obojętnie. — Co najwyżej złagodzić cierpienie. Zresztą ona doskonale o tym wiedziała.
Hermiona chwilę przyglądała mu się w milczeniu. Wyczuła dziwną zmianę w tonie jego głosu, który wyrył się za dobrze w jej głowie. Zrozumiała, że Severus musiał utożsamiać się z sytuacją Aurory, dlatego pomógł jej pierwszej kolejności — nie należał w końcu do osób, które łatwo dawały wyperswadować sobie cudze poglądy, a tym bardziej prośby.
Jej przypuszczenia potwierdziły się dość szybko i w wyjątkowo zaskakujących, niezręcznych okolicznościach.
— Profesorze!
Byli niemal u szczytu schodów prowadzących na pierwsze piętro, kiedy usłyszeli zaaferowany głos Christiny Blakers za plecami. Odwrócili się równocześnie, a Hermiona zmarszczyła brwi, widząc, że nastolatka wbiega po stopniach z zaskakującą jak na siebie prędkością.
— Chrissy, zwolnij, błagam cię! — krzyknął Ben, który pojawił się za nią i dogonił ją szybko, ciągnąc za rękaw jej szaty. — Opanuj się, nie wolno ci biegać!
— Wiem, cholera, przecież wiem! — warknęła nastolatka, gromiąc go spojrzeniem. Podeszła bliżej profesorów, którzy czekali na nią w konsternacji i zaciekawieniu; przynajmniej jedno z nich. Snape zmrużył ostrzegawczo oczy, zastanawiając się, czy trafi mu się kiedyś jeden piątek bez absolutnie żadnych emocji. — Profesorze Snape, profesor Granger.
— Panno Blakers, czy coś się stało? — zapytała zaniepokojona Hermiona, widząc zaróżowione od wysiłku policzki nastolatki i czujne spojrzenie jej chłopaka.
— Odnalazłam Miriam — wydyszała ślizgonka, posyłając Severusowi porozumiewawcze spojrzenie.
Mężczyzna spoważniał, słysząc jej słowa i zmarszczył brwi.
— Uspokój się, Blakers, chyba że chcesz znów wylądować w skrzydle szpitalnym — powiedział ostro, kiwając głową w stronę klatki schodowej. — Poczekaj pod moim gabinetem.
Christina skinęła głową, zerkając porozumiewawczo na Bena, a chwilę później para nastolatków oddaliła się, zostawiając nauczycieli samych. Hermiona spojrzała na Severusa, którego szczęka mocno zaciskała się w zdenerwowaniu.
— Idź — powiedziała, uśmiechając się do niego łagodnie.
Nie podejrzewała, że tak łatwo przyjdzie jej zdusić w sobie ciekawość, choć po cichu liczyła, że Snape wyjawi jej skrawek tajemnicy — nawet po to, żeby uspokoić jej zaniepokojony umysł. Nie śmiała jednak prosić. Snape spojrzał na nią, widząc, że mimo uśmiechu, jej brwi lekko ściągały się ku sobie. Próbowała ukryć zainteresowanie i gdyby jej nie znał, być może by uwierzył.
Skinął głową, jednak zanim odszedł w jego głowie pojawiła się nieznośna myśl, która zmusiła go do zrobienia kroku w stronę Hermiony. Wyciągnął dłoń, dotykając szyi kobiety i przyciągnął ją lekko do siebie, składając pocałunek na jej czole.
— To nic osobistego, Granger — mruknął niemal szeptem, zanim się od niej odsunął.
Usłyszał cichy śmiech i zerknął w dół, odnajdując rozbawione, orzechowe oczy. Czuł, że jest jej winny choć tyle, nie będąc gotowym, aby zdradzić kobiecie wszystkie poczynania, jakich dopuszczał się za jej plecami. I zaskoczył go fakt, że po ostatnich wydarzeniach Hermiona przyjęła to tak spokojnie — a być może bardziej zaskoczył go fakt, że tak niewiele wystarczyło, aby uzyskać dokładnie to.
Młoda czarownica obserwowała jego oddalającą się sylwetkę, próbując zetrzeć z ust uśmiech. Sięgnęła dłonią do karku, gdzie jeszcze chwilę wcześniej spoczywała dłoń Severusa i przygryzła wargę. Nie prosiła go o nic, a dostała więcej, niż mogła przypuszczać. Zalążek szczerości. Skrawek serca, w którym najwyraźniej zaszła jakaś zmiana — w końcu nie musiał nic jej mówić.
Była pewna, że całe konsultacje musiała wyglądać wręcz komicznie. Siedząc w swojej klasie, słuchając grupy uczniów, którzy dyskutowali na temat zadanego im projektu. Z szerokim, błogim uśmiechem na ustach, przytakując bez słowa, jedynie co jakiś czas wtrącając swoje uwagi.
Severus tymczasem zaprosił Christinę i Bena do gabinetu, wzdychając ciężko nad swoim marnym losem.
— Mów zatem — polecił, kiedy para zasiadła na kanapie, którą im wskazał.
— Nazywa się Miriam De…
— Deschamps — dokończył Ben, kiedy jego dziewczyna trudziła się z wymową francuskiego nazwiska. — Chrissy wysłała list do ciotki stryjecznej swojej babci, która mieszka niedaleko nich.
Christina przytaknęła, wyciągając z kieszeni szaty stare, pożółkłe zdjęcie. Podała je Severusowi, który przelotnie zerknął na fotografię. Cztery pary oczu patrzyły w jego stronę — dwie z nich należały do starszej pary czarodziejów, których Snape domyślnie zidentyfikował jako ciotkę stryjeczną Christiny i jej, zapewne, małżonka. Obok nich stała kolejna para. Młoda, naprawdę atrakcyjna kobieta uśmiechała się zalotnie do aparatu, a jej głowa nieco przekrzywiała się w stronę stojącego obok równie wysokiego i równie przystojnego mężczyzny. Obejmował ją w talii, gestem przyciągając do siebie w momencie uchwycenia zdjęcia. Snape nie miał problemu z rozpoznaniem rzekomej Miriam — ona i pani Blakers posiadały podobną budowę twarzy i zarys kości policzkowych, a także bardzo zbliżony rozstaw oczu. Widział również podobieństwo w niej i Christinie, która uśmiechała się w bardzo podobny sposób, zaledwie unosząc kącik ust.
— I okazało się, że ta cała Miriam wyszła za mąż za jakiegoś francuza — ciągnęła entuzjastycznie dziewczyna, kiedy Snape oddał jej fotografię. — Ciotka nie wie gdzie dokładnie mieszka, ale wie, że wyprowadzili się do Francji zaraz po ślubie. Dlatego pokłóciły się z mamą.
Severus zmarszczył brwi. Stał ze skrzyżowanymi na piersi ramionami, przyglądając się dwójce nastolatków, którzy najwyraźniej uznali, że te informacje są warte marnowania jego czasu. Po prawdzie były jedynie zalążkiem. Słabym, ale obiecującym początkiem.
— Moi rodzice starają się ją znaleźć, ale póki co bezskutecznie — dodał Ben, widząc stoicką minę nauczyciela.
— Francja to nie Londyn, Starrick, kilka dni to zdecydowanie za mało czasu, żeby ją znaleźć — stwierdził pogardliwie Snape. Zerknął na Christinę, która nie wyglądała, jakby uwaga byłego opiekuna ją zniechęciła. — A co z tą twoją ciotką stryjeczną?
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
— Jeśli pyta pan czy mogłaby dać mamie tymczasowe mieszkanie to wątpię — odparła. — Ma na utrzymaniu niepełnosprawnego męża, a z tego co pamiętam ich dom jest malutki. Poza tym…
Wiedział, co dziewczyna chce powiedzieć. Wciąż pozostawał problem samej pani Blakers, nad którą ciążyła presja męża i jego gróźb, których nie byli w stanie przeskoczyć. Snape postanowił jednak, że zajęcie się znalezieniem bezpiecznej kryjówki będzie priorytetem, który mógł wiele zmienić w podejściu kobiety.
— Skupcie się najpierw na znalezieniu tej całej Miriam — oznajmił sucho. — Potem zajmiemy się resztą.
Nieświadomie użył tego sformułowania. Miał na myśli ją, Christinę, ewentualnie Bena i jego rodziców. Z jakiegoś powodu jego mózg uznał jednak, że samego Severusa należy wrzucić do tej cudownej śmietanki towarzyskiej.
— Profesorze… — Christina odwróciła się do niego, kiedy wychodzili. — A co… Co jeśli mama nie zgodzi się…
— Skup się na jednej rzeczy naraz, Blakers — przerwał jej Severus, nie chcąc słuchać nastoletniego jazgotania dłużej, niż to było konieczne. A w piątek nie było mu to w ogóle potrzebne.
Potrzebne mu za to było towarzystwo Granger. Kiedy przyszła do niego wieczorem, porzuciwszy nauczycielską szatę i eleganckie, gładkie upięcie na włosach, poczuł jak nagłe odprężenie przejmuje kontrolę nad jego ciałem. Poczuł, że w końcu może być sobą i nie zostanie za to osądzony, że może wreszcie zrzucić maskę i przestać udawać.
Miał ochotę zaśmiać się gorzko z paradoksu całej tej sytuacji. Do tej pory zawsze z maniakalną wręcz upartością celebrował samotność. Tylko ona dawała mu ukojenie, tylko ona sprawiała, że czuł się w pełni zaspokojony. Kiedy dopuścił, żeby jakakolwiek osoba, w dodatku kobieta i to ona, zabrała mu to, co do tej pory uznawał za jedyną świętą rzecz w swoim życiu? I w którym momencie przestał uważać to za coś godnego potępienia?
Severus zerknął na Hermionę zza swojego biurka, okręcając w dłoni pióro, na którym dawno już wysechł atrament. Siedziała po turecku na kanapie i studiowała treść podręcznika, który spoczywał na jej kolanach, a wolną dłonią wskazywała sobie fragment z księgi leżącej na siedzeniu obok, od której się oderwała. Było w tym widoku coś, co niezwykle go pociągało. Nie był jednak pewien czy chodziło o osobliwy sposób, w jaki twarz kobiety ściągała się w skupieniu czy o marszczący się pod wpływem złości nos, kiedy coś się jej nie udawało. Czy może o urzekający wręcz grymas, który pojawiał się na jej ustach, kiedy zagryzała wargi starając się zrozumieć słowa, które czytała. A może jednak chodziło o sposób, w jaki jej palce wodziły po wnętrzach złączonych dłoni, kiedy myślała?
Cokolwiek to było, długo rozpraszało uwagę Snape’a. Nie na tyle długo i nie na tyle skutecznie, aby udało mu się w spokoju przespać całą noc, co przyniosło mu nieco zawodu. Nie mógł zaprzeczyć — to był jeden z powodów, dla których w ostatnich dniach zapraszał ją do siebie coraz częściej. Jej obecność dawała mu zbyt dużo spokoju, żeby próbował się dłużej bez tego obejść. Tej nocy jednak nie pomogła. Rozmowa z Blakers i niezamierzone, pośrednie zaangażowanie w jej sytuację, powoli wyciągały z jego wspomnień obrazy, których nie chciał widzieć. Obrazy, które wyparł, wciskając je dawno temu do najdalszych zakamarków umysłu. Teraz nawet ten organ go zawiódł.
Obudził się w środku nocy z sykiem na ustach. Usiadł, rozmasowując ścierpnięte ramię i w całkowitej ciemności zwlókł się z łóżka, kierując instynktownie do łazienki. Eliksir od Whitlocka przyniósł ulgę od razu. Był niemal tak gorzki jak wyraz na ustach Severusa, który chwilę przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze. Nie wyglądał jak swój ojciec. Nie zachowywał się jak swój ojciec. Dołożył wszelkich starań, aby nigdy, pod żadnym pozorem nie stać się człowiekiem takim jak on. Dlatego właśnie czuł do siebie takie obrzydzenie faktem, że dał się ponieść i podniósł na Granger głos — raz, nie zasłużyła sobie na to. Ewentualnie odrobinę. Dwa — miał o wiele lepsze sposoby perswazji niż fizyczna agresja.
Mimo to w zmorach sennych widział siebie, nad nią, z ręką wysoko w powietrzu, która ciężko lądowała na jej twarzy. Raz za razem. Z rozrywającym, wdzierającym się pod skórę tępym odgłosem stykania się skóry o skórę. Zaklął. Jego wargi wykrzywiły się w jeszcze paskudniejszym grymasie, który zostawił na nich posmak lekarstwa. Musiał się napić. Gdzieś miał to, że nie powinien, musiał odpędzić od siebie wszystkie złe, świadczące o rosnącej w nim słabości myśli.
Ku jego zaskoczeniu w dziennej części gabinetu paliło się słabe, mdłe światło. Hermiona uniosła głowę, równie zaskoczona co Snape, a niebieskawa mgiełka pomiędzy jej dłońmi zdematerializowała się. Pokój natychmiast pogrążył się w ciemności i przez chwilę żadne z nich się nie poruszyło. Obserwowali powoli wyłaniające się z półmroku sylwetki, czekając aż to drugie odezwie się pierwsze. Aż ktoś pierwszy wykona jakikolwiek ruch. Severus zmarszczył brwi, podchodząc powoli do ściennej gabloty przy kominku.
— Nie możesz spać?
Jej ton głosu niemal go rozbawił. Zamaskował prychnięcie, opróżniając naraz szklankę z niewielką ilością alkoholu. Wyczuł, że kobieta chciała zakwestionować jego zachowanie, że cisnęło się jej na usta pytanie o to, czy coś się stało. Zerknął na nią przez ramię, widząc jedynie zarys jej sylwetki na kanapie.
— A ty bawisz się w Aurorę, że siedzisz po nocach w ciemności?
Hermiona zaśmiała się pod nosem. Wyczuła, że doszli do pewnego niemego porozumienia, w którym żadne nie zamierzało wyciągać z drugiego dlaczego dokładnie nie są w stanie spać. Snape podszedł do kanapy i zajął miejsce obok Hermiony, śledzony przez jej czujne spojrzenie. Wiedział, że nie zazna już tej nocy snu więc równie dobrze mógł pomilczeć w obecności Granger, która — ku jego zaskoczeniu — nie sprawiała wrażenia, jakby miała coś przeciwko temu. Odwróciła się w jego stronę, podkurczając nogi pod siebie i oparła się wygodniej, podpierając głowę o ramię przerzucone przez zagłówek kanapy.
Cisza, jaka pomiędzy nimi zapadła, była tak normalna, że przez chwilę żadne z nich nie śmiało jej przerywać. Snape zerknął kątem oka na siedzącą obok kobietę, której twarz oświetlała jedynie słaba poświata księżyca wpadająca przez wysoką, przysłonioną zasłoną okiennicę.
— Nie przeszkadzaj sobie — stwierdził w pewnej chwili kpiąco.
Hermiona uniosła głowę, marszcząc brwi pytająco, jednak szybko zrozumiała, co Severus miał na myśli. Wyprostowała się, wpatrując w niego chwilę i odruchowo zacisnęła dłonie. Czuła na sobie jego wyczekujące spojrzenie, choć paradoksalnie nie odniosła wrażenia, jakby ją popędzał — wręcz jakby zachęcał ją do pokazania, czego się nauczyła, a nie rozkazywał, aby to zrobiła.
Usiadła przodem do niego, opuszczając jedną nogę na podłogę i przymknęła oczy. Severus nie spodziewał się, że jego sarkastyczna prośba przyniesie taki skutek, ale z rosnącym zainteresowaniem obserwował, jak Hermiona rozkłada na kolanach dłonie, pomiędzy którymi powoli zaczęła materializować się mdła, błękitna poświata. Poznał ją od razu. Whitlock. Snape zmarszczył brwi i w skupieniu obserwował tężejącą twarz kobiety, na której pojawił ledwie widoczny grymas. Materia zaczęła przybierać kształt kuli i powoli powiększyła się pod wpływem niewerbalnych inkantacji, a mężczyzna dostrzegł pojedynczą zmarszczkę pomiędzy ściągniętymi brwiami Hermiony.
Kobieta otworzyła nagle oczy i spostrzegła, że Snape wpatruje się w nią uważnie. Kiedyś wiele oddałaby, aby zobaczyć choć krótki wyraz uznania na jego wiecznie stoickiej, zimnej twarzy — albo chociaż zdawkowe skinienie głowy nad jej dobrze wykonaną pracą. Teraz jednak widząc błysk ciekawości w ciemnych oczach, nie potrafiła zdobyć się nawet na uśmiech. Bardzo ostrożnie obróciła wnętrza dłoni ku górze, jednocześnie kątem oka dostrzegając, że Severus pochylił się w jej stronę, analizując dokładnie to, co działo się przed jego oczami.
Ich spojrzenie spotkało się tuż nad błękitną, pulsującą mgiełką, a Hermiona poczuła dziwną nić porozumienia między nią, a Severusem. Zobaczyła w nim ten sam głód wiedzy, który stanowił filar jej egzystencji. Tę samą iskrę, która zapalała się przed jej oczami, ilekroć odkrywała nowe dla siebie rzeczy. Wysunęła ramiona do przodu nie odrywając wzroku i niespodziewanie poczuła, że Snape zrobił dokładnie to samo. Ujął jej dłonie w swoje, a w momencie, w którym jego skóra zetknęła się z wierzchem dłoni Hermiony, powietrze przeciął impuls.
Powłoka rozszerzyła się gwałtownie, zamykając ich w szczelnej bańce, która natychmiast rozświetliła pomieszczenie. Hermiona uchyliła usta kompletnie zaskoczona tym, co się stało. Podążyła spojrzeniem za Severusem, rozglądając się dookoła i musiała nieskromnie przyznać — było to naprawdę piękne, zapierające dech w piersi zjawisko. Błękitna, mieniąca się srebrną poświatą kula rozciągała się nad ich głowami, pulsując rytmicznie i odcinając ich od tego, co zostało poza jej granicami. Hermiona uśmiechnęła się i spuściła wzrok, rozluźniając dłonie. Z mieszaniną ulgi i zadowolenia zauważyła, że powłoka nawet nie drgnęła. Utrzymała się dookoła nich, mimo, że jej dłonie nie kontrolowały dłużej magii, jaka ich otaczała.
Zupełnie nie spodziewała się tego, że kiedy uniesie spojrzenie napotka wzrok Severusa. Nie spodziewała się dostrzec w jego oczach tego, co tak bardzo pragnęła w nich zobaczyć. Zauważyła, że mężczyzna zmarszczył brwi i zastygła w bezruchu, kiedy jego spojrzenie na moment uciekło ku jej ustom. Odruchowo zrobiła to samo i zrozumiała, że tym samym wkroczyła na ścieżkę, na której on już na nią czekał.
Severus sięgnął do jej twarzy, a ona bez wahania poddała się, kiedy przyciągnął ją do siebie. Zamknął ich usta w nagłym, pożądliwym pocałunku, a Hermiona poczuła, jak coś opada na dno jej żołądka. Wiedziona instynktownym pragnieniem wczepiła dłonie w jego ramiona, oddając czułość w sposób, który wywołał lawinę niewypowiedzianych, chaotycznych emocji. Jej drobne ciało kompletnie rozpłynęło się pod dotykiem silnych dłoni, które z niecierpliwością przyciągnęły ją bliżej i wodziły po rozpalonej skórze, pozostawiając na niej palące ślady.
Sapnęła, kiedy jego zimna dłoń mocno zacisnęła się na jej talii, powodując nieznośny skurcz w podbrzuszu. Niespodziewanie magiczna bariera unosząca się nad ich głowami eksplodowała, powodując nagły, niespodziewany podmuch powietrza. Hermiona oderwała się od Severusa, zerkając dookoła i dostrzegła, jak niewielkie fragmenty rozpadłej materii powoli opadają na podłogę niczym śnieg sypiący się z nieba. Kiedy zniknęły, pomieszczenie na nowo pogrążyło się w ciemności i przez chwilę panowała w nim grobowa cisza.
— Przynajmniej nie zdemolowałaś gabinetu — prychnął Severus.
Hermiona zaśmiała się pod nosem, zerkając kątem oka w jego stronę.
— Byłaby to wyłącznie twoja wina — odparła z przekąsem, a w kącikach jej ust zamajaczył chełpliwy, zalotny uśmiech. — Zresztą sam mówiłeś, że efekty nie zawsze są miarą sukcesu, prawda?
Usłyszała ciche prychnięcie Severusa i zaśmiała ponownie się pod nosem. Czuła, że jej wargi wciąż drżały od jego natarczywych pocałunków. Których, szczerze mówiąc, zupełnie się po nim nie spodziewała. Był tak powściągliwy, tak zamknięty w sobie, tak chłodny. Zrozumiała, że w tym samym chłodzie kryło się pełno agresywnych, niepohamowanych emocji, które coraz ciężej przychodziło mu trzymać na wodzy. Które coraz bardziej udzielały się jej samej, budząc do życia instynkty i uczucia, o istnieniu których nie miała pojęcia.
— To sobie wmawiasz, jak drzesz kolejne przepisy na ten swój eliksir do pióra leleka? — zakpił Snape, niewerbalnym zaklęciem podpalając świecę stojącą na stole.
Kobieta wzdrygnęła się i zmrużyła oczy, zaskoczona nagłym pojawieniem się źródła światła.
— To prywatne rozmowy, nic ci do tego — mruknęła kąśliwie pod nosem.
Zastygła, kiedy poczuła na policzku dłoń Severusa. Zerknęła na niego pytająco i dostrzegła, że marszczył brwi, przyglądając się jej surowo. Uniosła brew, ale w tej samej chwili poczuła coś ciepłego spływającego po wardze i natychmiast odsunęła się, przecierając wierzchem dłoni nos. Szkarłatna krew zostawiła cienki, rozmazany ślad na skórze, jednak zanim kobieta zdążyła cokolwiek zrobić, jej oczy przesłoniła ciemna zasłona, która całkowicie odebrała jej świadomość.
No nie. Nie przerywa się w takich momentach! 🙈
Pewnie to tylko zwykłe przemęczenie, ale i tak korci mnie, aby wiedzieć co będzie dalej 🙈
chyba ze zrywania zaręczyn będa nici 🙂Wróć do czytania