Sojusz, Granger? – Rozdział 49

Rok dwa tysiące czwarty zapowiadał się obiecująco. Kilka ostatnich dni przed powrotem na zajęcia upłynęło mieszkańcom Hogwartu w pięknej, niemal wiosennej atmosferze. Słońce zachęcało do spacerów, a zawodnicy wrócili na treningi Quidditcha korzystając z bezwietrznej, ciepłej pogody. Jak na styczeń, powietrze zrobiło się niesamowicie przyjemne. 

Minerwa McGonagall siedziała w swoim gabinecie, pogrążona w kompletnej ciszy i skupieniu. Pracowała nad papierami, które odkładała już od jakiegoś czasu i które musiała dziś dokończyć. Namoczyła pióro w kałamarzu, składając podpis w prawym dolnym rogu pisma ułożonego przed sobą i usłyszała donośnie pukanie.

Zmarszczyła brwi dosłownie na moment. W następnej chwili ciężkie drzwi do jej gabinetu otworzyły się z impetem, a wysoka, szczupła blondynka pojawiła się w progu. Elizabeth Murphy była dostojną, zawsze elegancko ubraną kobietą w średnim wieku, a jej surowe spojrzenie niemal ciągle wyrażało pogardę. Minerwa nigdy nie rozumiała, jak taka nieprzyjemna i na pozór antyspołeczna czarownica została przewodniczącą Rady Rodziców w Hogwarcie, ale musiała się z tym pogodzić. Tak jak z tym, że kobieta pofatygowała się do niej w sobotę, w ostatni wolny weekend przed końcem przerwy świątecznej, co mogło jedynie świadczyć, że nie zjawiła się z błahego powodu.

Minerwa wstała i uśmiechnęła się do przybyłej czarownicy, choć nie była zadowolona z jej obecności. Nie miała na to spotkanie ochoty jeszcze przed południem. 

— Profesor McGonagall — przywitała się oschle kobieta i skinęła przez ramię do Filcha, który wprowadził ją do gabinetu. Charłak skłonił się lekko, wycofując ku drzwiom i w końcu za nimi znikając. 

— Pani Murphy — odparła Minerwa, kiwając lekko głową i wskazała kobiecie wolne krzesło przed swoim biurkiem. — Co panią do mnie sprowadza?

Jasne tęczówki zwróciły się w stronę dyrektorki, która mocniej zacisnęła dłonie skrzyżowane przed sobą. 

— Nie co, a kto. — Wysoka czarownica podeszła do biurka, stając naprzeciw McGonagall i mierząc ją ostrym spojrzeniem. — Severus Snape.

Gdyby mogła, Minerwa prawdopodobnie westchnęłaby głęboko i wywróciła oczami. Musiała jednak zachować resztki profesjonalizmu w zaistniałej sytuacji, która czekała na jej wyjaśnienie. 

— Czy Amanda znowu poczuła się urażona zachowaniem profesora Snape’a? — zapytała łagodnie, zerkając pytająco na panią Murphy. Kobieta zmarszczyła jasne brwi i zlustrowała swoją rozmówczynię ostrym spojrzeniem.

— Rzekomo nakazała pani swoim podwładnym zadać dzieciom na święta prace domowe, żeby się nie nudzili w domach — powiedziała, dość jasno dając kobiecie do zrozumienia swoim tonem, co sądzi o takim pomyśle.

— Słucham? — zapytała Minerwa, na tyle uprzejmie, na ile pozwalało jej zaskoczenie, w które wprawiła ją przybyła czarownica. — Przepraszam, pani Murphy, ale nie mam pojęcia o czym pani mówi.

— Profesor Snape zadał klasie Amandy absurdalną ilość pracy domowej na święta — wyjaśniła pani Murphy, mocniej marszcząc brwi. Dostrzegła na twarzy McGonagall niezrozumienie i przyjrzała się jej uważniej, rozumiejąc, że ten “rozkaz” nie wyszedł z gabinetu dyrektorki. — Ten mężczyzna na zbyt wiele sobie pozwala.

— Pani Murphy, z całym szacunkiem, ale nauczyciele mają prawo zadawać prace domowe na czas trwania przerwy świątecznej — przerwała jej Minerwa, unosząc łagodnie kącik ust. Chciała uspokoić kobietę, bo nie zamierzała kwestionować metod wychowawczych Severusa dopóki przynosiły rezultaty. Był dobrym nauczycielem; wymagającym, często aż nadto, ale nadal jednym z najlepszych, jakich Minerwa miała. 

Murphy zlustrowała ją oschłym, nieco oburzonym spojrzeniem i zacisnęła pomalowane czerwoną szminką usta w cienką linię. Nie była zadowolona z postawy Minerwy. 

— Myślę, że obie zgodzimy się, że istnieje we wszystkim granica — powiedziała cicho, niemal sycząc jak żmija. Nie była niestety typem rodzica, który sprowadzony na miejsce zostaje tam na długo. Nie. Elisabeth Murphy zdecydowanie nie była typem, który łatwo się poddaje. — Oczekuję, że udzieli pani profesorowi Snape’owi reprymendy. I proszę przypomnieć mu, że pracuje tu tylko dzięki dobroci Rady Rodziców. — Jej błękitne tęczówki zwęziły się, kiedy przyjrzała się Minerwie uważniej. — Tak jak daliśmy pozwolenie, tak możemy je odebrać. A lista powodów stale się powiększa.

Nie czekała nawet na odpowiedź Minerwy, wywierając wrażenie, że żadne z jej poleceń nie podlegało dyskusji. Odwróciła się na pięcie, zarzucając szalik przez ramię i wyszła, zatrzaskując za sobą ciężkie drzwi.

— Niech to szlag — zaklęła McGonagall. Usiadła ciężko za biurkiem i potarła zmęczone skronie. 

— Minerwo — upomniał ją Albus, do tej pory w ciszy przysłuchujący się wymianie zdań z eleganckiej, pozłacanej ramy na jednej z zewnętrznych ścian. Przyglądał się siwiejącej przyjaciółce z troską dosłownie wymalowaną w pastelowych oczach. — Ja tam lubiłem metody Severusa, nie wiem o co jej chodzi — powiedział nagle weselszym tonem, śmiejąc się, kiedy Minerwa posłała mu zbolałe spojrzenie.

— Nie pomagasz, Albusie — mruknęła. — Murphy nie cierpi Severusa jak mało kto. Najchętniej od razu by się go pozbyła. Wyobrażasz sobie? — Odwróciła się w stronę portretu zmarłego dyrektora i żywo uniosła dłoń, mając ochotę uderzyć się nią w czoło. Zachowanie Murphy ją zirytowało. Wyolbrzymiała nieudolność córki, a że ta wyjątkowo stresowała się w obecności Snape’a, doprowadzało to do częstych konfrontacji. — Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ona może to zrobić.

Albus zmarszczył posiwiałe, gęste brwi i pogładził długą brodę. Złapał jeden z srebrnych koralików i okręcił go w palcach, myśląc nad czymś intensywnie. 

— Nie przekonasz go, żeby tym razem odpuścił? — zapytał bez większej nadziei Dumbledore, a Minerwa uniosła brew.

— Nie wiem — odparła. Opadła ciężko na oparcie skórzanego fotela i spojrzała beznamiętnie za okno. — Może. Bez wsparcia Murphy i tak będziemy musieli obciąć budżet, co skończy się czyimś zwolnieniem. A wiesz, kto postara się najbardziej, żeby to Snape poleciał.

— Zrozumie, zobaczysz — powiedział naiwnie Dumbledore.

Minerwa posłała mu pobłażliwe spojrzenie i zaśmiała się pod nosem. 

— Nie pokładaj w nim tyle nadziei, Albusie — stwierdziła, krzywiąc się lekko. — Jest tak… uparty. Twardo brnie w ten związek z panną Granger. Nawet się jej oświadczył. — Kobieta zmarszczyła brwi, przypatrując się krajobrazowi za niedużym, owalnym oknem. — Myślisz, że ona może być w ciąży, dlatego tak szybko chcą się pobrać?

Albus uniósł brew, widząc minę Minerwy.

— Przecież to zupełnie nie w ich stylu — stwierdził trzeźwo, a kobieta posłała mu przeciągłe spojrzenie i dłuższą chwilę milczała.

— Masz rację. — McGonagall westchnęła i uśmiechnęła się. — Oczywiście.

Jej ton jasno sugerował, że dalej brała swoje podejrzenia pod uwagę. Miało to dla niej sens. Oświadczyny Severusa zaskoczyły ją. Cały ten związek ją zaskoczył. Nie spodziewała się, żeby akurat on i panna Granger znaleźli jakikolwiek wspólny język, a para ogłosiła zaręczyny.

Najgorsze w tym było to, że Minerwa dostrzegała zmianę w Severusie. Był o wiele spokojniejszy. Nie chodził jak bomba, czekająca, aby wybuchnąć, a na jego ustach coraz częściej pojawiały się grymasy przypominające uśmiech. Nie mogła tego nie widzieć. Jak bardzo chciała temu zaprzeczać, tak związek z Hermioną miał korzystny wpływ na Severusa. 

Co nie zmieniało faktu, że oświadczyny po kilku miesiącach związku nie były zupełnie w jego stylu. Podejrzewała, że zrobił to złośliwie — domyślała się, że planował w przyszłości związać się z Hermioną na poważnie, więc tylko przyspieszył nieuniknione, żeby jej dopiec. To, albo wpadli i próbują to ukryć. Biorąc pod uwagę absurd sytuacji, Minerwa była skłonna uwierzyć we wszystko.

Sami zainteresowani znajdowali się jednak w o wiele bardziej skomplikowanej sytuacji. Dziwnej, dla obojga zupełnie nowej i niekomfortowej. Pocałunek w sylwestrową noc uruchomił machinę, która produkowała coraz gęstsze, częstsze myśli. Nie do końca chciane, choć po czasie fascynujące. Inne. Okupujące coraz większą przestrzeń, nie pozwalające się skupić. 

— Szlag…

Hermiona jęknęła, schylając się ku podłodze i sięgnęła metalową kulę, która z głuchym dźwiękiem upadła na dywan i potoczyła się pod jej stopy. Była tak blisko opanowania zaklęcia, że każda porażka zdawała się boleć podwójnie. Zwłaszcza, że wiedziała, że to dopiero pierwsza z wielu części, jaka ją czekała — całość była skomplikowana, jednak obiecująca. Kobieta zdała sobie sprawę, że dawno nie czuła tej ekscytacji, która towarzyszyła człowiekowi przy odkrywaniu nowych rzeczy. Adrenaliny, która motywowała w dążeniu do celu. Brakowało jej tego uczucia.

Obróciła w dłoniach zimną, metalową kulę, która dotychczas służyła za dekorację stołu kawowego w gabinecie Severusa. Jak niemal już co dzień siedziała u niego na kanapie, studiując podręczniki i ćwicząc powoli drobne, nieszkodliwe zaklęcia. Podstawową lewitację udało jej się opanować jako pierwszą, jeszcze tak naprawdę przed rozpoczęciem nauki. Podobnie jak manipulowanie zupełnie niekontrolowaną materią, tak jak podczas napaści Irytka w łazience. Jednak to było dla niej za mało. Chciała całą sobą czuć, co robi. Mieć kontrolę nad każdym, najmniejszym ruchem.

Ciężka kula uniosła się w powietrze i zawisła bezwładnie kilka cali nad podłogą. Hermiona nie spuszczała z niej wzroku, skupiając całą energię w prawej dłoni, która swobodnie leżała na jej kolanie wnętrzem ku górze i kontrolowała zachowanie przedmiotu. Kobieta zerknęła w dół, otwierając lewą dłoń w identycznym geście i uniosła spojrzenie. Skup się. Jej dłoń drgnęła, kiedy obok metalowej kuli pojawiła się jej kopia — powoli formowała się z materii, która błyszczała przezroczystym, mieniącym się błękitem światłem. Orzechowe oczy kobiety rozszerzyły się, kiedy dostrzegła, że poświata staje się coraz gęstsza. Tak blisko. Ostatnim razem w tym momencie poczuła, że jej energia wymyka się spod kontroli. Przerwała zaklęcie, czując, że traci władzę. Tym razem nie zamierzała do tego dopuścić. Zmarszczyła brwi, delikatnym ruchem zbliżając kulę do jej kopii i skupiła myśli wyłącznie na tym, aby utrzymać stabilność materii w powietrzu, kiedy wnikała do jej wnętrza. Błękitna powłoka zakleszczyła się szczelnie wokół metalowej ozdoby i ciasno ochraniała ją przed dostępem zzewnątrz. 

Młoda gryfonka sapnęła zadowolona pod nosem. Spazm zmęczenia przebiegł wzdłuż jej tułowia, powodując skurcz w ramionach. Dłonie kobiety zadrżały, a zawieszona w powietrzu poświata zniknęła niespodziewanie. Metalowa kula upadła na dywan, tocząc się pod kanapę i znikając pod meblem.

Snape usłyszał, że Hermiona ponownie zaklęła. Pierwszy raz to zignorował, bo kobiecie czasem wyrywało się spontanicznie przekleństwo, jednak były to rzadkie przypadki. Teraz jednak w przeciągu kilku minut mężczyzna po raz kolejny usłyszał Granger siarczyście klącą nad swoimi niepowodzeniami. Zaciekawiony oderwał wzrok znad esejów drugoklasistów, które zebrał przed świętami i musiał sprawdzić do końca przerwy. Zastanawiało go, co wyprowadziło zwykle spokojną kobietę z równowagi. Oparł się wygodniej na krześle i przeciągnął się, rozprostowując zmęczone nieco plecy. Wstał i cichym krokiem podszedł do drzwi, czując krew na nowo płynącą w ścierpniętych nogach. Było późno. Nie był pewien jak bardzo, ale sądząc po ciemnym krajobrazie za oknem — nieprzyzwoicie późno. Podszedł bliżej drzwi, przystając bezgłośnie przy framudze i zaglądając w głąb pomieszczenia przez szparę. Hermiona siedziała na kanapie, twarzą zwrócona ku drzwiom wyjściowym. Odsunęła stolik, robiąc sobie miejsce na eksperymenty sądząc po metalowej kuli, którą trzymała w dłoniach. 

Severus zmarszczył brwi, kiedy dostrzegł jak przedmiot nagle unosi się w powietrze. Zawisł w przestrzeni gładko, pewnie, bez żadnego wysiłku. Niespodziewanie tuż obok kuli zaczęła formować się wiązka materii. Błyszcząca błękitem, czerwienią i złotem. Snape przyglądał się, jak kształtuje się powoli, przybierając w końcu postać przedmiotu wiszącego tuż obok. Zgęstniała, przybierając ciemniejszy, pełen jaskrawych przebłysków kolor, a w pewnej chwili zbliżyła się do metalowego przedmiotu i wchłonęła go. Mężczyzna nie potrafił oderwać oczu od zawieszonej kilka cali nad ziemią kształtnej wiązki energii, która pochodziła z dłoni Hermiony. Posłał jej przelotne spojrzenie, widząc, jak jej ramiona drżą pod wpływem wysiłku. Nie spodziewał się, że aż tyle energii kosztowało ją tak niepozorne zaklęcie.

Zanim którekolwiek zdążyło zareagować materia wyczarowana przez Hermionę eksplodowała, rozlewając się po pomieszczeniu. Zawisła obok nich, mieniąc się tysiącem kolorów i jasnymi, sporadycznymi błyskami. Severus przekroczył próg, mocno zaciskając palce na różdżce, która pojawiła się w jego dłoni i czujnie przyglądał się powłoce dookoła nich. Ufał umiejętnościom Granger, wbrew pozorom bardziej, niż był skłonny przyznać, ale to było coś, czego mocy nie znała. Nie umiała jej oszacować. Jej umiejętności tutaj nie miały żadnego znaczenia. 

Tak nagle, jak się pojawiła, tak materia dookoła nich zniknęła, rozpływając się w powietrzu niczym kamfora. Ciężka kula po raz kolejny upadła na podłogę, głucho uderzając w dywan, tym razem jednak tocząc się o wiele dalej. Hermiona nie poruszyła się ani nie wydała z siebie żadnego dźwięku, tępo spoglądając na przedmiot, który zatrzymał się na nodze fotela pod kominkiem po drugiej stronie pokoju. Znów coś zrobiła. Tym razem o wiele bardziej świadomie, choć z efektami, których się nie spodziewała. Chciała tylko trochę powiększyć powłokę na kuli. Trochę, nie na cały gabinet. 

Kobieta podniosła się z kanapy, wolnym krokiem podchodząc do kominka. Snape zauważył, że nie miała na sobie obuwia, co rozbawiło go nieco i cicho prychnął pod nosem. Kobieta usłyszała go w momencie, w którym sięgała z podłogi metalową kulę. Obróciła się, zaskoczona jego obecnością i niespodziewanie czarny ekran przesłonił jej pole widzenia. Gdyby Severus nie miał w dłoni różdżki, mogłaby wtedy wylądować jak długa na posadzce, a w miejscu, w którym stała, upadek byłby bolesny. Snape złapał ją, podchodząc do bezwładnego ciała i kręcąc głową objął ją, biorąc w ramiona. Do trzech razy sztuka, zakpił. Dlaczego musiała być taka uparta? To było jego zadanie, ona powinna być rozsądna. 

Zanim zdążył podejść do kanapy, Hermiona ocknęła się i podniosła na Severusa zaskoczone, nieco mętne spojrzenie.

— Co… — wyrwało się jej, orientując się szybko w jakiej sytuacji się znajduje. Nie czuła się na siłach uciekać w popłochu, jednak uczucie takiej bliskości było niekomfortowe. O wiele intensywniejsze, niż się spodziewała. Żartowała, że przegapiła poprzednie razy, kiedy niósł ją na rękach i teraz wiedziała, że nie powinna sobie tego życzyć. Silne dłonie zaciskały się na jej skórze, pozostawiając na niej piętno w miejscu, w której się z nią stykały. Czuła mięśnie, poruszające się pod skórą, kiedy pomógł jej zejść na ziemię. — Co się stało?

Mężczyzna posłał jej pobłażliwe spojrzenie.

— Ciśnienie, Granger. Usiądź — polecił, a Hermiona bez wahania podeszła do kanapy i powoli przysiadła na jej rogu. Snape nie spuszczał z niej wzroku, badawczo lustrując posturę kobiety. Był zaskoczony jej postępami. Wiedział, że miała potencjał, bo sam zapał do nauki był podstawą drogi do sukcesu. Ona jednak udowodniła mu, że było w tym coś więcej. — Zamierzasz jeszcze stracić przytomność?

Hermiona podniosła na niego zmęczone spojrzenie i uśmiechnęła się słabo.

— Postaram się nie — odparła. Widziała po jego spojrzeniu, że inaczej na nią patrzył i domyśliła się, że pewnie był świadkiem całego zajścia. Rozglądnęła się, oceniając czy jej nieudane zaklęcie wywołało jakieś szkody, ale na szczęście nie dostrzegła, aby cokolwiek się stało. Żadnych śladów, poza jej drżącymi dłońmi. — Widziałeś?

Severus chwilę przyglądał się jej twarzy, w końcu krótko kiwając głową.

— Ciężko było się nie zainteresować, kiedy chciałaś zdemolować mój gabinet — zakpił, a Hermiona cicho się zaśmiała. 

— Ale tego nie zrobiłam — stwierdziła wymownym tonem.

— A co zrobiłaś? — zapytał Snape, marszcząc brwi i zerkając na kobietę. Ta wlepiła w niego puste spojrzenie, powoli przestając się uśmiechać. — Co to było?

Młoda gryfonka oparła się głębiej na kanapie, czując, że nie wie jak odpowiedzieć na pytanie Severusa. Nie była pewna, co zrobiła. Wiedziała, co chce zrobić, ale czym było to, co stworzyła… nie miała pojęcia. 

— Tarcza — odparła w końcu. — Tylko nie taka, o jaką mi chodziło.

— Tarcza — powtórzył Snape, mocniej mrużąc oczy. — Miała chronić kulę?

Kobieta skinęła głową.

— W późniejszym stadium manipuluje się oboma elementami jednocześnie, ale… — Zawahała się, marszcząc brwi i zerkając na swoje dłonie. — Do tego jeszcze daleka droga — dodała z cichym śmiechem.

— Nie wiem, jak to zaklęcie powinno działać, ale cokolwiek zrobiłaś, nie wyglądało jak nieudana próba — stwierdził Severus. Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. Rzadko kiedy słyszała z jego ust tyle słów naraz i to w dodatku chwalących jej dokonania. Uśmiechnęła się do niego i wygięła usta w krzywym grymasie.

— Nie była nieudana — wyjaśniła. — Przesadzona, ale zdecydowanie udana.

Mimo wszystko była z siebie dumna. Czuła się potężna. Nowe umiejętności dawały jej zupełnie inną, nieznaną energię, która objawiała się błyskiem w oku i uśmiechem czającym się w kącikach ust. Snape dostrzegł to — musiałby być ślepy, żeby nie widzieć przemądrzałego uśmieszku i uniesionej brwi. 

— Odpocznij — polecił kobiecie, która od razu przytaknęła mu skinieniem głowy. — Jeśli chcesz, mogę transmutować ci tę cholerną kanapę w łóżko.

Hermiona zaśmiała się urywanie, posyłając mężczyźnie rozczulone spojrzenie.

— Dziękuję, ale zdecydowanie wolę spać we własnym łóżku — odparła. Nie to, że sama nie była zdolna do rzucenia zaklęcia. Zerknęła na zegarek, zdając sobie sprawę, która jest godzina i jej mina nieco zrzedła. — Przepraszam, strasznie się zasiedziałam.

Severus zmarszczył brwi.

— I tak jestem na nogach — mruknął. Nie przeszkadzała mu przedłużająca się obecność Hermiony w jego gabinecie. Złapał się nawet na tym, że nie miałby nic przeciwko, gdyby jednak chciała zostać dłużej. Niekoniecznie na kanapie.

— Więc idź za swoją własną radą i też odpocznij — powiedziała kobieta, wstając powoli z kanapy i poprawiając materiał luźnej, półdługiej spódnicy. Posłała Severusowi wymowne, zmęczone spojrzenie i ruszyła ku drzwiom, zabierając po drodze podręczniki ze stolika. 

— Zrobiłem ci na nie miejsce — powiedział, wystawiając dłonie w kierunku kobiety i wymownie wskazując głową na trzymane przez nią książki. Hermiona uniosła brew, uśmiechając się z zaskoczeniem, ale posłusznie podała mężczyźnie lektury i obserwowała, jak Severus podchodzi z nimi do gabloty. Odstawił je na pustej przestrzeni, z której zniknęło kilka jego własnych pozycji i zamknął szklane drzwiczki, odwracając się w stronę uśmiechającej się do niego gryfonki. — Tylko nie znoś ich tu nie wiadomo ile.

— Póki co tyle mi wystarczy — zaśmiała się Hermiona. Podeszła do drzwi i pozwoliła, aby Severus otworzył je przed nią i wypuścił ją z gabinetu. — Dobranoc.

— Dobranoc, Granger — odparł Snape, kiwając jej głową. Kątem oka zdążył spostrzec, że kobieta zbliża się do niego i wyczuł jej zapach, kiedy stanęła tuż przed nim. Wspięła się na palce i pocałowała czule jego policzek; zupełnie nie w sposób, w jaki on całował jej czoło. Odruchowo objął jej talię, jednak Hermiona zwinnie wyswobodziła się z jego ramion i uśmiechnęła się słabo. Skinęła mu głową i ruszyła korytarzem w stronę schodów, po chwili znikając za rogiem i zostawiając po sobie dziwny niedosyt i pustkę.

Następnego dnia okazało się, że istniał sposób, aby te uczucia zagłuszyć. Na całe szczęście zarówno dla Hermiony, jak i Severusa do Hogwartu wróciła Anabella Clark — a co za tym szło, nadarzyła się kolejna okazja, aby dopiec Minerwie i pośmiać się z naiwności plotkującej profesorki. Młoda gryfonka spostrzegła nauczycielkę starożytnych runów kątem oka, kiedy razem z Severusem skręcali w korytarz prowadzący pod pokój nauczycielski. Wysoka czarownica w towarzystwie Horacy’ego Slughorna zeszła właśnie po schodach i ruszyła powoli w ich stronę.

— Nie możemy odpuścić takiej okazji — szepnęła niemal bezgłośnie Hermiona, będąc pewna, że mężczyzna idący obok ją usłyszał. — Ona nie wie o zaręczynach.

— W takim razie uświadomimy ją — odparł Severus, uśmiechając się pod nosem. Wiedząc, że są obserwowani objął ostentacyjnie talię Hermiony, a ciałem kobiety wstrząsnął delikatny dreszcz. Przeklęty Snape, pomyślała. 

Po stole nauczycielskim widać było, że przerwa świąteczna dobiegła końca. Niemal wszyscy nauczyciele wrócili już do Hogwartu, a gwar rozmów przyjemnie wypełniał przestrzeń unosząc się pod wysoki, murowany sufit i zlewając się z wesołymi odgłosami rozmów i śmiechów uczniów. Hermiona zajęła swoje miejsce, witając się z Aurorą i od razu sięgnęła po kawę. Severus usiadł obok, bez słowa obserwując Minerwę, której minę dostrzegł od progu. Coś dość wyraźnie zniszczyło jej humor, a dopiero zasiadali do lunchu. Severus pomyślał, że przykro byłoby, gdyby okazało się, że atrakcje miały się jeszcze nie skończyć. 

Oderwał na ułamek sekundy wzrok, zerkając przelotnie na Granger. Odżyła. Orzechowe oczy rozglądały się z entuzjazmem dookoła, a jej usta układały się w przyjemny, szczery uśmiech. Zauważył, że co jakiś czas na niego spoglądała, nigdy jednak nie zawieszając wzroku na dłużej. Podobały mu się takie podchody, choć nie był pewien, czy to samo mógł powiedzieć o uczuciach, które zaczął żywić do młodej kobiety. Starał się o nich nie myśleć, pozwalając sytuacji się rozwinąć, ale one tylko mocniej kłębiły się w jego głowie. Nie miał nawet pojęcia, że był równie zdezorientowany w tym wszystkim jak Hermiona — czuła się jednocześnie spokojna i podekscytowana. Miała wrażenie, że zdradza się nerwowym zachowaniem, choć Aurora nie sprawiała wrażenia, jakby zwróciła uwagę na zachowanie młodszej kobiety. Z drugiej strony obecność mężczyzny dawała jej niesamowity spokój, który pozwolił jej się cieszyć ostatnimi posiłkami, po których nie będą musieli iść na zajęcia.

Kiedy wychodzili z Wielkiej Sali, Hermiona dostrzegła, że Anabella wstaje od stołu i mówi coś do Horacy’ego. Wiedziała, że lepszej okazji nie będzie. Chwyciła dyskretnie rękę Snape’a idącego za nią i po chwili poczuła, jak jego palce zaciskają się na jej dłoni. Uśmiechnęła się i zerknęła na Aurorę.

— Będziesz musiała pomóc mi wybrać suknię ślubną, bo sama to chyba zwariuję szybciej niż się zdecyduję — powiedziała z przekąsem. 

Doskonale wiedziała, że jej słowa usłyszała zarówno Anabella, jak i Minerwa. Nie miała natomiast pojęcia, że piątoklasistka z chóru profesora Flitwicka, która akurat z nim rozmawiała nieopodal stołu nauczycielskiego, również wyłapie wśród gwaru jej wymowne stwierdzenie.

— Z wielką przyjemnością. Suknię, welon, buty, co tylko trzeba — zaśmiała się w odpowiedzi Sinistra.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Hermiona zdążyła przekroczyć próg pokoju nauczycielskiego, kiedy wysoka nauczycielka w towarzystwie profesora Slughorna dogoniła ich i zagadnęła:

— No, no, gratulacje, moi drodzy. — Choć zapewne nie miała takiego zamiaru, Anabella zabrzmiała nieco sarkastycznie. — Jak się czuje świeżo upieczona narzeczona?

Ostatkiem sił Hermiona powstrzymała się, żeby nie prychnąć. Liczyła, że profesor Clark nawet nie będzie próbować kwestionować faktu, że przejmowanie się wyglądem zupełnie nie leżało w naturze Hermiony. Cieszyła się, że mieli ze Snape’em widownię, która łykała ich słowa niczym stado pelikanów. 

— Wspaniale. To chyba najlepszy prezent świąteczny, jaki dostałam — odparła, uśmiechając się szeroko. Nie wiedziała, czy to przez adrenalinę, ale poczuła, że stała się na moment tą Hermioną, która naprawdę zaręczyła się z Severusem. Tą, którą mężczyzna kochał. Ścisnęła mocniej dłoń, wciąż zamkniętą w żelaznym uścisku dłoni Severusa i dodała: — Choć nie ukrywam, dość zaskakujący.

Snape prawie prychnął, rozbawiony jej teatralną miną.

— Kochana, a co my mamy powiedzieć? — zaśmiała się Anabella. Horacy zawtórował jej urywanym prychnięciem, a Aurora pokręciła głową z rozbawieniem i pobłażaniem. Naiwność koleżanki rozczulała ją, zważywszy, że kobieta była od niej starsza zaledwie o kilka lat. Chociaż na jej usprawiedliwienie Aurora musiała przyznać, że Severus i Hermiona odstawiali naprawdę wiarygodne przedstawienie. — Ja byłam w szoku, nie będę nawet kłamać. 

— W szoku? Ja myślałem, że to żart — dodał Horacy nieco ciszej, ale dalej na tyle głośno, że zarówno Hermiona jak i Severus go usłyszeli. 

Młoda kobieta uniosła kącik ust pozornie rozbawiona słowami starszych profesorów. Tak naprawdę jednak była zadowolona, że zareagowali w sposób, którego się po nich spodziewała. Nagle jednak zmarszczyła brwi, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku. Żart. Słowa Slughorna uświadomiły jej po raz kolejny, jakie zdanie o młodszym koledze po fachu ma stary, konserwatywny czarodziej. Nie tylko zresztą on. Zerknęła ukradkiem na Severusa, nie wyłapując na jego twarzy ani jednej oznaki, że słowa Horacy’ego zrobiły na nim jakiekolwiek wrażenie. Wiedziała jednak, że to mogła być tylko przykrywka. Gra. Przecież sam nauczył ją kłamać. A to, że udało jej się go ograć w karty nie znaczyło, że nie miał przed nią tajemnic. 

— Rozgryzłeś nas, Horacy — zakpił Snape. — Ukartowaliśmy te zaręczyny, jak zresztą cały ten związek.

Hermiona parsknęła śmiechem, zwracając na siebie uwagę całej czwórki nauczycieli oraz Minerwy, która pojawiła się za ich plecami. Powiedziane tak dosadnie, choć prawdziwe, jego słowa brzmiały nawet bardziej absurdalnie niż sugerował pogardliwy ton Severusa.

— Nie ma potrzeby do złośliwości, Severusie — mruknął nieco zbity z tropu Horacy. Minerwa, która dołączyła do nich w towarzystwie profesor Vector, dopełniła wizję idealnego scenariusza, aby zrzucić bombę. I na całe szczęście dla Hermiony, oraz zupełnie nieświadomego Snape’a, odpowiednia osoba sama wiedziała, że to jej kolej na jej podłożenie.

— W takim razie nie ma również potrzeby sugerowania tak okrutnego poczucia humoru — odparła Aurora, unosząc wymownie brew. Hermiona, naprawdę usilnie próbując zmyć z twarzy kpiący uśmieszek, posłała starszej czarownicy ukradkowe spojrzenie. — Czy może to zazdrość, Horacy, bo jednak nie każda potwora znalazła swojego amatora?

Nawet Snape musiał przyznać, że słowa Sinistry były zaskakujące. Uważnie zeskanował twarze zebranych w pokoju nauczycielskim osób i z satysfakcją spostrzegł, że Anabella unosi brwi, a jej wargi lekko rozchylają się, zapewne z oburzeniem cisnącym się na usta. Horacy zapowietrzył się, czerwieniąc się niczym dojrzała piwonia i ze zdenerwowaniem dotknął guzików na bordowej kamizelce, obracając jeden z nich między palcami. Minerwa natomiast zawiodła oczekiwania mężczyzny, choć nie była nawet świadoma, że je miał. Jej twarz pozostała niewzruszona, choć brew delikatnie drgnęła, a kącik ust uniósł się ledwo dostrzegalnie. To Hermiona w tej sytuacji nie powstrzymała swojej reakcji, ale Severus ani trochę nie miał jej tego za złe — kobieta rozchyliła szeroko wargi, uśmiechając się pełna szoku i niedowierzania w to, co usłyszała.

— Auroro, na Merlina — powiedziała cicho Anabella, kręcąc głową z dezaprobatą. — Akurat ciebie nie podejrzewałam o tak rażący brak szacunku.

Ciemnoskóra nauczycielka ponownie uniosła wysoko brew, dając koleżance jasno do zrozumienia, że nie pochwala jej zarzutów. 

— A co z szacunkiem dla nas, profesor Clark? — spytała Hermiona.

— Hermiona ma rację — przerwała im Minerwa, widząc, że ta rozmowa dość wyraźnie zmierza w kierunku kłótni. Związek młodej nauczycielki mugoloznawstwa i starszego o dwie dekady mistrza eliksirów nie sprzyjał niestety koleżeńskiej, przyjemnej atmosferze pomiędzy gronem nauczycielskim i choć McGonagall wciąż stała w opozycji, wiedziała, że to ich niechęć jest głównym źródłem problemu. Nie uczucie dwójki ludzi, którego oni nie pochwalali i nie akceptowali. — Zresztą wszyscy macie. Auroro, hamuj proszę ton. — Sinistra skinęła głową, widząc zmęczone spojrzenie Minerwy. — Horacy, przejdźmy się — poprosiła dyrektorka, kiwając na pożegnanie głową Septimie. Nie zaszczyciła przyjaciela nawet przelotnym spojrzeniem, co jasno sugerowało Severusowi, że choć sprawiała wrażenie niewzruszonej, nie było jej na rękę rozdzielanie zwaśnionych nauczycieli, zwłaszcza w niedzielne popołudnie. 

Zgodnie z planem, pomyślał mężczyzna. 

Anabella wyszła z pomieszczenia dosłownie sekundę po tym, jak Minerwa i Horacy zniknęli za drzwiami. Septima również nie zamierzała brać czynnego udziału w rozmowie, więc podążyła jej śladem, a Aurora posłała Hermionie krótkie, dość wymowne spojrzenie i mruknęła:

— Nie przejmujcie się tym starym capem. Baby to on na oczy nie widział już pewnie z pół wieku — zakpiła, unosząc brew i ze śmiechem na ustach ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych.

— I to na oko, w rzeczywistości może nawet dłużej — dodał podobnym tonem Severus. Cała trójka ruszyła w ślad za pozostałymi profesorami, kierując się przez drzwi długim, wąskim korytarzem w stronę wyjścia do holu. 

Hermiona nie mogła wyrzucić z pamięci tego jednego, niefortunnego słowa. Żart. Nie chodziło nawet o to, że to naprawdę był dowcip; oszustwo szyte grubymi nićmi. Dotarło do niej, że Severus Snape był w oczach innych osobą, która nie była skłonna znaleźć kogoś, kto będzie o niego dbał. Najwyraźniej nie zasługiwał na to, żeby doświadczyć w życiu uczucia miłości i troski. W imieniu Hermiony Granger, jego narzeczonej, kobieta poczuła się urażona takim zarzutem.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 48Sojusz, Granger? – Rozdział 50 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 7 komentarzy

Dodaj komentarz