Harry zjawił się w kawiarni chwilę po tym, jak Hermiona zdążyła wybrać stolik na uboczu. Przyjaźnie uśmiechająca się kelnerka, ubrana w białą koszulę i z brązowym fartuszkiem oplecionym ciasno wokół ciemnych spodni podała jej kartę i uprzejmie zaoferowała swoją pomoc. Młoda nauczycielka jedynie skinęła głową, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku.
— Nawet nie wiesz, jak dobrze cię widzieć. Jesteś sam? — spytała, wtulając się w ciało przyjaciela. Zmierzył ją badawczym spojrzeniem, ściągając z siebie szary płaszcz, który dodawał mu powagi i uroku. Usiadł naprzeciw Hermiony, przy stoliku w rogu niewielkiej, urządzonej w stylu vintage kawiarni i od razu sięgnął po kartę.
— Zmartwiłaś mnie trochę, więc uznałem, że rozmowa w cztery oczy będzie lepszym wyjściem. Poza tym Ginny miała swoje sprawy do załatwienia — przyznał, wertując wzrokiem menu. Wybrał czarne espresso, zamawiając dla Hermiony wybrane przez nią latte. — Czemu chciałaś się spotkać tak nagle?
Młoda szatynka miała ochotę roześmiać się na głos. Bajeczka o tęsknocie i chęci pomocy Draconowi nie była do przyjęcia w sytuacji, w której Potter znał swoją przyjaciółkę na wylot. Hermiona jednak musiała zrobić wszystko, aby chłopak w nią uwierzył. Mimo, iż Merlin jeden wiedział, jak bardzo chciała powiedzieć mu całą prawdę. Westchnęła ciężko, opierając łokcie na blacie. Zaczęła nieświadomie wyginać palce, które Harry bez słowa obserwował nieco zdenerwowanym wzrokiem.
— Hej. — Hermiona poczuła, że zmarznięte dłonie Pottera układają się na jej własnych i posłała mu niepewne spojrzenie. — W porządku?
— Tak — mruknęła, posyłając mu najszczerszy uśmiech, na jaki mogła się zdobyć. — Chciałam porozmawiać o Draconie, mam… Pewien pomysł.
— Jaki pomysł? — podchwycił Potter, dziękując w międzyczasie kelnerce, która przyniosła ich zamówienie.
— Mówiłeś, że potrzebujesz wspomnień — zaczęła Hermiona, usilnie próbując zamaskować drżenie głosu. — Wiesz, że jeśli będzie trzeba pomogę, ile będę w stanie. W końcu widziałam na własne oczy, jak Draco ratuje tę nieszczęsną dziewczynkę.
— Boję się, że to co powiedział mi prawnik może być prawdą — wtrącił niechętnie Harry. — Że to nie wystarczy. Że to wciąż za mało, żeby udało się cokolwiek ugrać.
— Domyśliłam się — zaczęła niepewnie Hermiona, widząc przebłysk smutku, jaki pojawił się w zielonych oczach przyjaciela. — Jest jedna osoba, która mogłaby nam pomóc. Wie o tym, że Draco został zmuszony do przyłączenia się do śmierciożerców i nie podołał zleceniu na Dumbledore’a.
Posłała Harry’emu wymowne spojrzenie, obserwując, jak jego brwi najpierw się marszczą, a potem unoszą w geście zaskoczenia.
— Snape? — spytał tępo Potter, pochylając się w stronę Hermiony. — A jak niby zdołasz go przekonać, żeby zjawił się w sądzie i łaskawie zeznał na korzyść Dracona? Przecież on nas nienawidzi. Jeśli w ogóle otworzy nam drzwi, to z pewnością nie po to, żeby z radością pochwalić nasz pomysł.
— Przekonam, o to nie musisz się martwić — odparła hardo Hermiona. Od razu zauważyła pytający wzrok przyjaciela i westchnęła, mocniej ściskając luźno złożone przed sobą dłonie. — Od jakiegoś czasu…
Słowa ugrzęzły jej w gardle. Musiała grać twardą i nie mogła dać po sobie poznać, że kłamie, a jednak przeraźliwy głosik z tyłu jej głowy uniemożliwiał jej granie swojej roli.
— Co, Hermiona? — spytał powoli Harry, a po jego minie widać było wyraźnie, że nie dopuszcza do siebie podejrzeń. — No co?
— Od jakiegoś czasu się spotykamy — mruknęła cicho, przełykając zaschniętą gulę w gardle. Brwi Harry’ego uniosły się wysoko ponad linię ciemnej grzywki i przed dłuższą chwilę nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Wpatrywał się w przyjaciółkę z mieszaniną szoku, niedowierzania i za wszelką cenę próbował doszukać się ukrytego żartu. Twarz jego przyjaciółki nie wyrażała jednak żadnych emocji, co kosztowało ją sporo energii. — Postaram się go przekonać, zresztą wstępnie zgodził się uczestniczyć w rozprawie i oddać swoje wspomnienia…
Potter niespodziewanie uniósł dłoń, mrużąc oczy. Potarł czoło, mierzwiąc nerwowo włosy na czubku głowy, a kiedy spojrzał w oczy przyjaciółki, ta miała wrażenie, że grunt usuwa się spod jej stóp.
— Jak to się spotykacie? — spytał, ignorując wszystko to, co Hermiona powiedziała o pomocy Severusa. I robiąc przy okazji najgłupszą z najgłupszych min wyrażające niedowierzanie. — Chcesz mi powiedzieć, że ty i Snape…
— Tak, Harry, jesteśmy razem — odparła kobieta szybko, udając nonszalancję, do której było jej jednak zdecydowanie zbyt daleko. Nie mogła wytrzymać natarczywego, pełnego niezrozumienia wzroku przyjaciela i sięgnęła po prostą, porcelanową filiżankę, upijając łyk kawy. Napój zostawił na języku nieprzyjemny posmak – mieszaninę słodyczy i goryczy kłamstwa, którym uraczyła Pottera.
— Tak po prostu? Nic więcej nie powiesz? — spytał Harry, przekręcając lekko głowę. — Jak w ogóle… Jak to się w ogóle stało?
Jego pytania rozbawiły Hermionę i to całkiem szczerze.
— Co ci mam powiedzieć, Harry, to wyszło samo z siebie — odparła pogodniej, wlepiając wzrok w białą, kremową konsystencję napoju. — Nie ma co tego roztrząsać. Tylko błagam, daruj sobie umoralniające pogadanki — dodała, zerkając ostrzej na chłopaka.
Ten jedynie odchylił się do tyłu na krześle, wciąż w zbyt wielkim szoku, aby poskładać jedno, pełne zdanie. Przypatrzył się przyjaciółce, a kiedy szok powoli ustąpił, chłopak opadł ciężko na blat. Założył dłonie pod brodą i palcem wskazującym uderzał raz za razem czubek swojego nosa.
— Nie jestem hipokrytą — mruknął po długiej chwili. — Jestem po prostu zaskoczony, że nic wcześniej nie powiedziałaś.
— Nie było o czym mówić, to… Świeża sprawa — wyjaśniła Hermiona z ulgą. Po Harrym jako jedynym mogła spodziewać się zrozumienia i w duchu dziękowała, że jednak postanowił przyjść sam.
Potter pokiwał głową, upijając w końcu łyk gorzkiej kawy. Skrzywił się lekko, nie spuszczając jednak wzroku z przyjaciółki.
— O tym chciałaś ze mną porozmawiać? — spytał, unosząc nieco brwi, a Hermiona zaśmiała się nerwowo pod nosem.
— Też. Chciałam po prostu, żebyś wiedział, że w razie procesu możesz liczyć na naszą pomoc.
— To już coś — mruknął Harry, marszcząc brwi. Zaczął nerwowo poruszać palcami, splecionymi wciąż przed twarzą. Hermiona obserwowała go, czując jak uporczywe napięcie w udach zaczyna ustępować. Ręce coraz mniej drżały, a w piersi jakby mniej kłuło. Kiedy już myślała, że jej przyjaciel łyknął kłamstwo, chłopak podniósł na nią uważne spojrzenie. — Czy to znaczy, że będę musiał mu podziękować?
Wbrew zdenerwowaniu towarzyszka Pottera roześmiała się, natychmiast łapiąc się za usta, kiedy przypomniała sobie, że siedzą w publicznej kawiarni. Rozglądnęła się szybko po sali, jednak poza nimi o tej godzinie nie przebywało tam wielu klientów. A ci, którzy raczyli się kawiarnianymi przysmakami, nie zwracali na nich uwagi.
— Myślę, że obejdzie się bez takich gestów — mruknęła, tłumiąc chichot.
— Jak na niego to i tak sukces, że zdecydował się pomóc komuś bezinteresownie — odparł Harry, poruszając wymownie brwiami. — Z tego, co pamiętam, nigdy nie był do tego skory.
— Mam wrażenie, że mimo iż nie są spokrewnieni on trochę traktował Draco jak część rodziny — wyjaśniła gryfonka, zerkając melancholijnie za okno kawiarni.
Okolica była naprawdę przyjemna, mimo iż znajdowali się praktycznie w centrum samego Londynu. Pobliski park Lincolna przebijał się swoją zielenią pomiędzy budynkami i nawet pomimo niesprzyjającej pogodzie na zewnątrz wciąż tętnił życiem. Podobnie jak ulice. Mugolom nie przeszkadzał ani wiatr, ani jesienny deszcz. Wydawali się Hermionie tacy pozbawieni zmartwień. Tacy normalni.
— To trochę tak jak z nami. Niby nie jesteśmy rodzeństwem, a jednak jesteś dla mnie jak siostra — stwierdził Harry mimochodem.
Jednak coś w jego słowach sprawiło, że w oczach Hermiony niespodziewanie pojawił się cień wyrzutów sumienia. Jak siostra, zabrzęczało w jej głowie. Musiała przymknąć oczy, aby odepchnąć od siebie wszystkie wyzwiska, jakie przychodziły jej na myśl. Jak mogła nazywać się jego przyjaciółką, skoro tak po prostu go okłamała? Jak mogła przytakiwać, kiedy nazywał ją siostrą, skoro bez mrugnięcia okiem sprezentowała mu stek kłamstw wyuczonych przed lustrem?
— Hej, wszystko w porządku?
Hermiona wiedziała, że pozwoliła masce rozpaść się na milion kawałków, ale w tamtej chwili nie mogła go okłamywać. Był dla niej zdecydowanie kimś więcej, niż przyjacielem.
— Nie, Harry — szepnęła słabo, uchylając nieco wargi. — Nic nie jest w porządku.
Potter zmarszczył brwi, widząc nagłą zmianę w przyjaciółce. Przysunął się bliżej i ścisnął ułożone na blacie dłonie Hermiony.
— Powiedz mi, co się dzieje — poprosił cicho. Szatynka zagryzła dolną wargę, licząc swoje szanse na przeżycie.
— To wszystko… — zaczęła, ale słowa znów ugrzęzły w jej gardle. Wiedziała, że właśnie popełnia błąd i gdyby Snape się o tym dowiedział, zrugałby ją jak ostatniego śmiecia. Ale nie potrafiła inaczej. — Nie wiem, od czego zacząć — mruknęła, lekko wyszarpując dłonie z uścisku. Przetarła palcami zmęczone oczy i nabrała głęboki oddech, próbując poskładać galopujące myśli. Harry obserwował ją w milczeniu, wiedząc, że poganianiem nic nie zdziała. Posłał jej zaniepokojone spojrzenie, kiedy kobieta znów na niego spojrzała. — Przyrzeknij, że nikomu nic nie powiesz — poprosiła nagle Hermiona.
— Oczywiście, że nie powiem — odparł poważnie Harry. Widział, że cokolwiek dręczyło jego przyjaciółkę, odbijało się na jej zdrowiu. Zauważył sińce pod oczami, które próbowała maskować i zmęczenie, które dosłownie ją złamało. — To coś… w waszym związku?
— To… Merlinie, nawet nie wiem, jak zacząć — zaśmiała się nerwowo, kręcąc głową. Przyłożyła do ust złączone dłonie i z całych sił próbowała nie poddać się emocjom.
— Najlepiej od początku — odparł Harry. Hermiona nabrała głęboko powietrza i wyrzuciła na jednym wydechu wszystko, co zdarzyło się w jej życiu od początku roku szkolnego. Wszystko, co dotyczyło Severusa Snape’a, ich sojuszu i planów, jakie jeszcze przed nimi były. Z każdym słowem coraz mocniej czuła wyrzuty sumienia, że łamie obietnicę daną mężczyźnie, ale słowa samoistnie opuszczały jej usta.
— Nie wiem, co robić — mruknęła na sam koniec, obserwując szok, który powoli zstępował z twarzy Harry’ego. Siedział wyprostowany naprzeciw niej i wysoko unosił brwi, co jakiś czas uchylając wargi. Wyraźnie nie wiedział, jak zareagować.
— Przede wszystkim się uspokój — stwierdził, kiedy Hermiona już myślała, że nie doczeka się reakcji. — Naprawdę nie ma opcji na zerwanie tego układu?
— Nie teraz, kiedy cała szkoła wie — odparła ciężko Hermiona. — Powiedzieliśmy o wszystkim Minerwie więc jest za późno, żeby cokolwiek odwoływać. Poza tym ja nie chcę z tego rezygnować, tylko…
Potter uniósł pytająco brwi, przekręcając lekko głowę. Jego wiecznie zmierzwione włosy poruszyły się wokół twarzy, wpadając na przymrużone oczy. Zignorował to jednak, zbyt poruszony wyznaniem Hermiony.
— Mówiłaś, że ze Snape’em da się dogadać. Że jeśli cokolwiek nie będzie ci odpowiadało, możecie to przedyskutować — mruknął, krzywiąc się na wspomnienie byłego nauczyciela. Do tej pory nawet nie myślał o tym, jak Hermiona czuje się w towarzystwie człowieka, który uprzykrzał im życie przez sześć lat nauki w szkole. W dodatku zdecydowała się na przyjęcie jego chorej propozycji, byleby tylko zdobyć upragnione studia. Podziwiał ją podwójnie, doskonale wiedząc, jakim wrzodem potrafi być Snape. Nie potrafił uwierzyć, że mężczyzna tak po prostu mógłby się zmienić.
— Wiem. Tylko, że pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć — odparła Hermiona. — Pewnie się możesz domyślać jak wiarygodnie to wszystko musi wyglądać.
Młody mężczyzna skrzywił się niespodziewanie, kiedy w jego głowie pojawiły się dziwne wizje.
— A czy wy… daleko posunęliście się w tych grach? — spytał powoli, a widząc, że w odpowiedzi Hermiona zacisnęła wargi i spuściła wzrok, przymknął oczy, kręcąc głową, aby nieprzyjemne wizje przyjaciółki całującej się z ich nauczycielem szybko opuściły jego umysł. — Merlinie, wpakowałaś się w niezłe gówno.
— Dzięki za pocieszenie — zaśmiała się nerwowo kobieta. — Nie chodzi o to, co muszę zrobić tylko o to, co jeszcze Snape ma w zanadrzu. On chce ciągnąć to do końca. Do ślubu — mruknęła ciszej, obserwując, jak brwi Pottera znów unoszą się wysoko ponad linię ciemnej grzywki. Ten gest wydawał się tak zabawny, że gdyby nie obezwładniające zdenerwowanie, Hermiona pewnie by się zaśmiała.
Harry zamrugał kilka razy i upił łyk kawy, czując, że gorycz napoju zdecydowanie nie poprawiła jego samopoczucia.
— Ślubu — powtórzył tępo. Hermiona skinęła słabo głową i również pociągnęła łyk z filiżanki. — Wiedziałaś o tym wszystkim i mimo to się zgodziłaś?
— Dlatego nie mam prawa mieć pretensji do nikogo, tylko do siebie — przyznała. Słodycz kawy zmieszała się z goryczą słów, zostawiając nieprzyjemnie drażniące uczucie na języku. — Chyba zwyczajnie się przeliczyłam.
— Patrząc na to obiektywnie, nagroda chyba jest tego warta — stwierdził Harry, bacznie przyglądając się reakcji Hermiony. Ta skinęła głową niepewnie, jakby sama nie była do tego przekonana. — Zawsze marzyłaś o takich studiach.
— I nadal marzę — odparła nieco wojowniczo. — Za wszelką cenę.
— Za wszelką cenę? — Potter przetarł czoło, mierzwiąc włosy na czubku głowy i zmarszczył brwi. — Skoro jesteś taka zdeterminowana, żeby to wszystko doprowadzić do końca to nie rozumiem, skąd właściwie ten strach. Mówiłaś, że wszystko idzie dobrze, póki co wszyscy wierzą w to, że ty i Snape… No, że jesteście razem — wydusił, krzywiąc usta w grymasie.
Hermiona spojrzała na niego, uchylając lekko usta. Miała szczerą ochotę powiedzieć mu całą prawdę. Całą – o uczuciu, jakie wbrew jej woli kiełkowało w jej sercu, o reakcjach, jakie wywołują czułości Snape’a. O wszystkich emocjach, które kłębiły się w jej głowie. I o niepewności, skąd się biorą. Jak jednak powinna zadać pytanie, aby odpowiedź ją satysfakcjonowała?
Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, Potter poruszył się niespokojnie na krześle. Jego mina jasno dała do zrozumienia Hermionie, co za chwilę usłyszy. Zbyt dobrze znała jego twarz, żeby nie móc tego przewidzieć.
— Naprawdę zamierzałaś nas okłamywać przez tyle miesięcy? — spytał Harry z wyrzutem, którego nie udało mu się ukryć. Jednak to pytanie odbijało się rykoszetem po jego głowie, nie dając upragnionego spokoju. — Już nawet nie chodzi o nas, Hermiona, ale swoich rodziców też chciałaś okłamywać?
— A miałam wyjście? — odparła kobieta nieco zbyt ostro, a pod powiekami łzy zapiekły ostrzegawczo. Wspomnienie rodziców bolało, ale ten sekret przyrzekła zatrzymać dla siebie. Tylko dla siebie. — Taki był warunek, miałam trzymać gębę na kłódkę i nikomu nie mówić ani słowa, a potem i tak bym wyjechała, wszystko rozeszłoby się po kościach…
Z każdym słowem w głosie młodej nauczycielki dało się słyszeć coraz większą determinację. Jęki, jakie z początku wydobywały się z jej ściśniętego gardła przerodziły się w wojowniczą, obronną postawę. Godną prawdziwej gryfonki.
— A my nigdy nie dowiedzielibyśmy się prawdy. Poza tą, którą na sam koniec sprzedałby nam sam Snape — stwierdził ponuro Harry. — Bo dobrze wiesz, że zrobiłby wszystko, żeby tylko ludzie dali mu spokój.
— Jak widać — mruknęła cicho Hermiona, spuszczając wzrok na blat stolika. Liczyła się z tym, że Potter będzie miał do niej pretensje. Miał do nich pełne prawo. On jednak odetchnął głośno i zaczął wystukiwać palcami sobie tylko znaną melodię. — Mogę liczyć na twoją dyskrecję?
— Nie dałaś mi wielkiego wyboru. — Widok rozgoryczonego Harry’ego był dla Hermiony ciosem w serce. Zdała sobie jednak sprawę, że kiedyś – za kilka, kilkanaście lat – prawda w końcu ujrzałaby światło dzienne, a wtedy pretensje byłyby nieporównywalnie większe. — Nie musisz się bać, nikt się nie dowie.
— Przepraszam — wydukała pod nosem, mnąc serwetkę w dłoniach. — Nie powinnam była się na to godzić, nie powinnam była w ogóle zgadzać się was okłamywać, a…
— Nie przesadzaj — przerwał jej niespodziewanie Potter, uśmiechając się pod nosem. — Jestem trochę zły, ale to nie znaczy, że chciałbym, żebyś rezygnowała ze swoich marzeń. Co nie znaczy, że nie uważam tego sposobu za dość podły ze strony Snape’a.
— Sam mówiłeś. On nigdy nie robi nic bezinteresownie. — Hermiona uśmiechnęła się słabo, z ulgą widząc, że jej towarzysz zrobił to samo. Nie miała pojęcia czym zasłużyła sobie na tak wspaniałych przyjaciół. — Ale w jednym się pomyliłeś. On naprawdę się zmienił.
Harry zaśmiał się wesoło, przeczesując dłonią ciemne włosy.
— W wasz związek bym jeszcze uwierzył, ale w to?
— Uwierzyłeś — poprawiła go rozbawiona Hermiona. — Na początku.
— No bo… — Harry zawahał się, nie zamykając jednak ust. Spojrzał na przyjaciółkę, która wyczekująco uniosła brew. — Sam nie wiem, nie byłaby to chyba najdziwniejsza rzecz, jaka mogłaby się stać.
— Czy ja dobrze słyszę? — spytała roześmiana szatynka, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Związek dwudziestotrzylatki z dwukrotnie starszym facetem nie byłby czymś dziwnym?
— Czepiasz się — burknął Potter, na co Hermiona tylko uśmiechnęła się pobłażliwie. — Różnica wieku to nie jest coś niecodziennego.
— I nic poza tym nie wzbudziło twoich podejrzeń?
— Czy ty się właśnie podkładasz? — spytał zaczepnie Harry, co wywołało chichot jego towarzyszki. — Ja mam cię przekonywać, że twój rzekomy związek ze Snape’em miałby prawo bytu?
Hermiona spojrzała na niego nagle spokojniejszym wzrokiem, marszcząc przy tym brwi.
— Może po prostu sama potrzebuję się o tym przekonać.
Potter wyczuł wahanie w jej głosie i odchylił się nieco na krześle, przyglądając się jej uważnie. Chwilę ważył słowa w ustach, a po chwili stwierdził:
— Owszem, jest od ciebie starszy, ale jakby na to nie patrzeć… Pasuje do ciebie lepiej, niż ktokolwiek inny, kto przychodzi mi na myśl. — Hermiona posłała pytające spojrzenie przyjacielowi, jednak ten szybko dodał: — Na pewno lepiej niż ten cymbał, McLaggen.
— Nawet mi nie przypominaj — jęknęła ze śmiechem kobieta.
— Jak chcecie to rozegrać? — spytał nagle Potter, marszcząc nieco brwi. — Za miesiąc święta, a wiesz, że Molly nie odpuści ci kolacji wigilijnej.
— Wydawało mi się to dobrym momentem — stwierdziła sceptycznie Hermiona. — Chyba, że… Nie miałbyś nic przeciwko, gdybym poprosiła cię o drobną przysługę?
Harry zaśmiał się tubalnie, zerkając na przyjaciółkę nieco pobłażliwym wzrokiem. Od razu domyślił się, że jego udział w tej szopce nie będzie tak znikomy, jak kobieta planowała.
— Mam ich na to psychicznie nastawić? Molly i całą resztę?
— Spanikują, jeśli wyciągnę to tak nagle. Molly od razu zacznie wariować i mówić, jakie to niestosowne, a Ginny nie da mi żyć. O Ronie nawet nie chcę myśleć. Już słyszę, jak się wścieka na Snape’a, że pewnie czymś mnie szprycuje — mruknęła Hermiona, unosząc wymownie brwi. Potter przytaknął bez słowa, po czym zmarszczył brwi, jakby rozważając prośbę przyjaciółki.
— Powiedzmy, że będę w stanie coś w tej kwestii zdziałać. Pytanie brzmi, czy ty naprawdę zamierzasz ciągnąć to do samego ślubu i dać sobie wylać na głowę wiadro pomyj? — Harry obawiał się, że tym pytaniem może zdenerwować Hermionę, ale widząc jej posępne spojrzenie domyślił się, że Granger sama nie jest przekonana o słuszności takiego zakończenia. — Niby nikt Snape’a nie lubi, ale wiesz, jak przekonujący potrafi być.
— Czasem trzeba się zdobyć na trochę zaufania, Harry — mruknęła pod nosem Hermiona. — Zwłaszcza, że ma wobec mnie dług.
Harry natychmiast podchwycił jej słowa i spojrzał na przyjaciółkę pytająco.
— Dług? O czym ty mówisz? — spytał, przysuwając się jeszcze bliżej.
— O tym, co stało się pięć lat temu we Wrzeszczącej Chacie — szepnęła szatynka, pochylając się w stronę przyjaciela. — Nigdy nie zastanawiałeś się, jakim cudem on w ogóle przeżył?
Potter prychnął kwaśno.
— Oczywiście, że się zastanawiałem. Ale doszedłem do wniosku, że i tak pewnie nigdy się tego nie dowiemy — stwierdził, unosząc wymownie brwi. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie wyznanie Snape’a.
— Ja wiem, Harry. Powiedział mi — szepnęła, obserwując, jak ciekawość na twarzy przyjaciela rośnie z każdym jej słowem. — Czekał na nas, wiedział, że ruszymy mu na pomoc po tym, czego dowiedzieliśmy się na jego temat ze wspomnień.
— Przewidział to? A co on jest, jasnowidz jakiś? — spytał głupkowatym tonem Harry, co rozbawiło nieco Hermionę.
— To się nazywa dedukcja. I wcale mnie nie dziwi, że był do tego zdolny. On jest naprawdę piekielnie inteligentny i zna się na ludzkiej psychice jak mało kto. — Kobieta zawiesiła na chwilę głos, zmuszona do przełknięcia śliny w zaschniętym gardle. Wspomnienie wojny, mimo że odległe, wciąż powodowało bolesne ukłucie w sercu. — Przeciągał wszystko do momentu, kiedy nie dotrzemy na miejsce. Wiedział, że będę próbowała go ratować. Jak to stwierdził — Hermiona uśmiechnęła się i wydęła usta, parodiując ton Snape’a: — „Samarytanka od siedmiu boleści”.
— A gdyby któryś z nas próbował cię powstrzymać? — Harry zmarszczył brwi, nie mogą uwierzyć w jej słowa. — Gdyby nie wiem, Ron chciał cię odciągnąć? To też brał pod uwagę? Albo gdyby Voldemort wrócił, a my musielibyśmy uciekać?
— Raczej wątpię, aby zostawił cokolwiek przypadkowi — stwierdziła Hermiona. — Musiał być pewien, że uda mi się chociaż załatać jego rany.
— I chcesz mi powiedzieć, że to wystarczyło? Zatamowanie krwotoku?
— To i antidotum na jad Nagini — wyjaśniła cicho, rozglądając się konspiracyjnie po pomieszczeniu kawiarni. — Jak go znaleźliśmy był otruty, ale wciąż przytomny.
— A ty zasklepiłaś jego rany, przez co się nie wykrwawił — dodał olśniony nagle Potter, unosząc wysoko brwi. Przez chwilę nie mówił nic, a jedynie w ciszy obserwował Hermionę, która przytakiwała mu powoli. Jej loki rozsypały się wokół jej twarzy, tworząc wokół niej rozczochraną nieco otoczkę. — Przebiegły sukinsyn.
Hermiona skarciła przyjaciela spojrzeniem, ale zaraz potem uśmiechnęła się szeroko, widząc podziw na twarzy Harry’ego.
— Więc widzisz, na czym polega jego dług — mruknęła. Niespodziewanie Potter znów zmarszczył brwi, kiedy zdał sobie sprawę, w jaki sposób Hermiona chciała ten dług odebrać.
— Nie, nie, nie — zaoponował, ignorując pytające spojrzenie przyjaciółki. — Skoro ma wobec ciebie dług, możesz raz na zawsze zerwać ten chory układ, w który cię wciągnął. Możesz powiedzieć, że chcesz skończyć go przed czasem i odebrać dług, od razu jadąc do tego całego Rodovica.
Hermiona zaskoczona nawet nie zamierzała przerywać nerwowego monologu czarnowłosego chłopaka. Wpatrywała się w niego z rosnącym szokiem, kiedy powoli docierało do niej, że miał rację. Gdyby wiedziała wcześniej, nie musiałaby godzić się na sojusz ze Snape’em. A on pewnie domyślił się, że z taką wiedzą nie zgodzi się udawać jego narzeczonej. W pewnym sensie ją oszukał. Miał na nią haka, podobnie jak ona — z tą różnicą, że Hermiona nie była niczego świadoma.
Kobieta pokręciła głową, marszcząc gęste brwi.
— Nie ma o czym mówić, Harry. Mówiłam ci, że jest za późno, żeby to wszystko odkręcić — stwierdziła. — Możemy to wykorzystać i przekonać go do pomocy Draco. Może wie, kto jeszcze byłby w stanie zeznawać, albo…
— Po moim trupie — przerwał jej ostro Harry. — Zależy mi na nim, Hermiona, ale nie pozwolę, żebyś się dla niego tak poświęcała.
— Poświęcała? — prychnęła nerwowo starsza gryfonka, zerkając pytająco na Pottera. — To nie poświęcenie, Harry. I nie robię tego tylko dla Draco. — Hermiona złapała dłonie przyjaciela, które spoczywały luźno na blacie i spojrzała mu prosto w oczy. Widząc znajomy błysk Harry wiedział, że nie zdoła jej przemówić do rozsądku, który najwyraźniej straciła. — Sam powiedziałeś, jesteśmy jak rodzina. A rodzinie się pomaga, niezależnie od sytuacji. Poza tym… Mieszkałeś z Dursleyami tyle lat, że pewnie znasz powiedzenie, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Może… Może to jest sposób, żeby w końcu Draco przestał mnie nienawidzić.
Zielone tęczówki ślizgały się tępo po twarzy Hermiony, która uśmiechała się słabo i z nadzieją, jakiej Harry dawno u niej nie widział. Ścisnął dłonie przyjaciółki, marszcząc brwi, kiedy dotarł do niego pełny sens jej słów.
— On cię nie nienawidzi — mruknął, nie spuszczając wzroku.
— Może tak, może nie — odparła Hermiona. — Po czymś takim będzie musiał mnie polubić.
Potter prychnął niekontrolowanym śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— Jesteś niemożliwa — stwierdził, obserwując łagodny uśmiech, który pojawił się na ustach Hermiony. Przyjaciółka wzruszyła jedynie ramionami, kończąc tym samym temat Dracona, Snape’a i wszystkich problemów, które się nagromadziły w ich młodych głowach.
— Daj mi znać, jeśli ustalisz cokolwiek nowego z adwokatem, dobrze? — Hermiona wtuliła się w ciało Harry’ego. Wdychała zapach, którym przesiąkł szary płaszcz i przymknęła oczy, czując silnie ramiona chłopaka zaciskające się wokół jej ciała. Skinął głową, na pożegnanie cmokając ją w czoło. Niczym starszy brat, którego nigdy nie miała. Hermiona odprowadziła go wzrokiem do zaułka, w którym zniknął, aby deportować się z Londynu. Sama przez chwilę nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Wrócić tak po prostu do Hogwartu? Spotkać się ze Snape’em, którego smaku na ustach nie zabiła nawet przeraźliwie słodka kawa?
Postanowiła przeciągnąć wizytę w mieście tak długo, jak pozwalała jej na przepustka z Hogwartu. Nie była to żadna prawdziwa przepustka, a jedynie umowna godzina, o której Hermiona obiecała wrócić. Podejrzewała zresztą, że Snape nie będzie cierpiał z samotności, którą przecież uwielbiał.
Zaglądnęła do antykwariatu, który zupełnie przypadkowo rzucił się w jej oczy. Stary, obdarty szyld co prawda nie zachęcał do wejścia, jednak kobieta zupełnie nie zwróciła na niego uwagi. Pokręciła się po wnętrzu, szukając wzrokiem czegoś, co przyciągnie ją na dłużej niż kilka sekund. I choć wszystko wydawało się fascynujące, w jej głowie wciąż jak natrętny owad kołatała się myśl, że teraz będzie musiała kłamać nie tylko przed Minerwą. Będzie musiała oszukać Snape’a. Co może być najtrudniejszym zadaniem, jakie mogła sobie wyobrazić. A które sama sobie sprezentowała, bez niczyjej pomocy.
— Głupia, durna, idiotka — wyklinała, przemierzając długą ścieżkę prowadzącą pod bramy Hogwartu. Liście szeleściły pod jej stopami, na których co prawda miała ciepłe, skórzane kozaki. Nie dawały jednak wystarczająco ciepła i po kilku godzinach odczuła, że palce przemarzły jej do szpiku kości. Nagle poczuła na policzku coś mokrego i zamrugała, podnosząc wzrok ku niebu.
Znikąd, dosłownie w przeciągu ułamku sekundy, z góry zaczęły lecieć malutkie płatki śniegu. Hermiona ściągnęła wełnianą rękawiczkę i wystawiła dłoń, na którą już po chwili opadło kilka niemal niewidocznych kropel. Roztopiły się tak szybko, jak pojawiły się na niebie, a kobieta z dziwną satysfakcją obserwowała, jak jesień powoli ustępuje miejsca nadchodzącej zimie. Wystawiła zmarznięte policzki w górę, pozwalając, aby płatki śniegu moczyły jej policzki, rzęsy i czerwony od zimna nos. Uśmiechnęła się, zupełnie jakby miała znów pięć lat i szła na spacer z rodzicami lepić pierwszego w tym roku bałwana. To wspomnienie było przyjemne. Najprzyjemniejsze, co pojawiło się w jej głowie w przeciągu ostatniego miesiąca.