Sojusz, Granger? – Rozdział 32

Poniedziałkowy poranek zastał ich o wiele szybciej, niż chcieli. Severus Snape podszedł pod drzwi, na których widniała plakietka z nazwiskiem „Granger” i zapukał trzy razy, jak robił każdego jednego poranka. Odsunął się nieco i oparł zdrowym ramieniem o zimny kamień na ścianie, czekając na odpowiedź ze środka, która — ku jego zdziwieniu — nie nadeszła. Zapukał ponownie, podejrzewając, że być może Hermiona zwyczajnie nie słyszała donośnego odgłosu odbijającej się od drzwi pięści, ale i tym razem nic się nie stało. 

Zafrasowany jej nieobecnością Snape rozglądnął się po korytarzu i delikatnie nacisnął klamkę. Drzwi nie odpuściły, zgodnie z wszelkimi przewidywaniami. Jeśli Granger nie było w środku, mało prawdopodobne, aby zostawiła drzwi otwarte. Mężczyzna westchnął przeciągle pod nosem i już miał skierować swoje kroki ku Wielkiej Sali, kiedy jednak dziwne uczucie kazało mu się zatrzymać. 

Może poszła do biblioteki, pomyślał. Zaczął wolno kierować się w tamtym kierunku, jednak zawrócił szybko, licząc, że nikt go nie widział. Może i miał udawać szczęśliwie zakochanego, ale nie stracił rozumu do końca. Zamek był ogromny, Granger mogła być gdziekolwiek, a on nie zamierzał się bawić w kotka i myszkę. Miał ciekawsze rzeczy do roboty niż tracenie czasu na szukanie kobiety, która była przecież dorosła i nawet mając „chłopaka”, nie potrzebowała jego opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ruszył ku Wielkiej Sali, zamierzając w spokoju spożyć śniadanie.

Był już niemal u samych drzwi, kiedy w zasięgu jego wzroku pojawiła się niespodziewanie Christina Blakers. Rzucił zdawkowe spojrzenie dziewczynie, która pod obszerną szatą ukrywała źródło problemów sprzed kilku tygodni. Na jej twarzy nie widać było grama pozostałości po złych emocjach, ani cienia zaniepokojenia jak tego wieczora, kiedy uchronił ją od samobójstwa. Severus zdążył pomyśleć, że to dobrze dla niej. W końcu dziewczyna zasługiwała na spokojne życie. 

Zdążył szybko zmienić zdanie, kiedy oczy nastolatki napotkały jego spojrzenie. Wpadając w krzyżowy ogień jej emocje dosłownie na chwilę ukazały się pod maską uśmiechu, jaki wciąż widniał na jej twarzy. Był wystarczająco blisko, aby być tego pewien. Ta radość była fałszywa. Christina uchyliła usta, kiedy przechodził tuż obok niej, ale po namyśle złączyła je i zacisnęła w cienką linię. Skinęła profesorowi głową, odprowadzając go wzrokiem do Wielkiej Sali, aż zniknął z pola jej widzenia. 

To krótkie wydarzenie było jednym z dziwniejszych rzeczy, jakie ostatnio przytrafiały się mężczyźnie. Coś niepokojącego czaiło się w oczach nastolatki, a być może to przewrażliwienie mężczyzny kazało mu podejrzewać, że Christina spróbuje po raz kolejny odebrać sobie życie. Nie ufał jej zdrowemu rozsądkowi.

— Dzień dobry. — Minerwa, na którą wpadł w pokoju nauczycielskim spojrzała na niego, a jej brwi na sekundę ściągnęły się bliżej siebie. — Hermiona nie dotrze na śniadanie?

Snape posłał przyjaciółce pytające spojrzenie. 

— Zawiedziona? — zakpił w odpowiedzi, widząc w minie kobiety o wiele więcej spokoju, niż zazwyczaj. Uśmiechnęła się pod nosem, wzruszając ramionami, kiedy z jej ust wydobyło się ciche prychnięcie. 

— Czas najwyższy, żebyśmy wszyscy zaczęli się zachowywać jak dorośli — stwierdziła. Posłała Severusowi porozumiewawcze spojrzenie, które miało w jej odczuciu zneutralizować cały konflikt, z jakim borykali się w ostatnich tygodniach. Nie mając najmniejszej ochoty wyprowadzać jej z błędu, czarodziej skinął głową i wskazał ramieniem na drzwi. — Masz już plany na święta, Severusie? — spytała niespodziewanie McGonagall, kiedy powoli zbliżali się do stołu nauczycielskiego. — Myślałeś o tym w ogóle?

— Zadajesz pytania, jakbyśmy się w ogóle nie znali — stwierdził Snape. — Masz jakąś propozycję, do której zmierza ta rozmowa?

Minerwa roześmiała się cicho pod nosem, szczerze rozbawiona uwagą przyjaciela. Rozsiedli się na swoich miejscach, rozpoczynając codzienną rutynę nalewania kawy, nakładania porcji jajek i słuchania o sennych wizjach Sybilli. Nic nie mogło zepsuć tego poranka, nic w odczuciu Severusa nie mogło się stać, aby zniszczyć jego wyjątkowo neutralny humor. 

Jak co rano, do sali wleciało mnóstwo różnokolorowych sów, dryfując pod sufitem przez chwilę i wyszukując odpowiednich adresatów. Ku zaskoczeniu wszystkich nauczycieli — a samego Severusa najbardziej — jedna z białych płomykówek przysiadła tuż przed jego talerzem. Wlepiła w niego ślepia koloru płynnego złota i potrzepała głową, najwyraźniej pospieszając mężczyznę, aby odebrał przesyłkę.

— Same niespodzianki w tym roku — usłyszał głos Minerwy, lecz puścił go mimo uszu. Nie dziwił się jednak jej słowom; w swojej karierze Severus niemal w ogóle nie dostawał publicznie poczty. Zdarzało się, że otrzymywał świąteczne kartki — od mniej lub bardziej chcących podlizać się uczniów — lub formalne listy od Ministerstwa, jednak najczęściej były one dostarczane drogą od ręki do ręki, przez skrzaty, specjalnych wysłanników lub przez zaczarowane notatki. 

Sowa zaskrzeczała nieznośnie, przypominając wszystkim dookoła o swojej obecności. Zdezorientowany Severus odwiązał wstążkę przytwierdzoną do jej stópki, a kiedy rulonik potoczył się po stole, zwierzę natychmiast uniosło się w powietrze. Mężczyzna nie zwrócił na nie uwagi, wzrok utwierdziwszy w kawałku pergaminu, jakby ten miał zaraz wybuchnąć. Nie zdążył nawet wypić pierwszej kawy, a jego umysł został zmuszony do podwójnego wysiłku. Nie miał zielonego pojęcia, kim był nadawca i zaczął nawet podejrzewać, że być może to jakaś pułapka. 

Okręcił zwitek między palcami, mrużąc co chwilę oczy. Z letargu wyrwał go odgłos gwałtownie odsuwanego krzesła. Granger usiadła zdyszana obok niego, a jej zaczerwienione od zimna policzki sugerowały rychły powrót z zewnątrz.

— Przepraszam — sapnęła, nalewając sobie pospiesznie herbaty. Uśmiechnęła się znad filiżanki, widząc jego pytające spojrzenie i szybko spostrzegła, że trzyma w dłoniach rulonik. — Przegapiłam pocztę?

— Nie widziałam, żeby któraś sowa cię szukała — wtrąciła Minerwa. Dopiero teraz, kiedy Severus odwrócił głowę w stronę przyjaciółki, spostrzegł, że pomiędzy nimi nie zasiada Aurora. — Nie zobaczysz nawet od kogo?

— Prywatne listy mają to do siebie, że są prywatne — sarknął Snape, akcentując powagę ostatniego słowa. — Naprawdę muszę tłumaczyć takie podstawy?

— Daj spokój, w tej szkole nie istnieje coś takiego jak prywatność — zażartowała Anabella, przysłuchując się dość głośnej wymianie zdań nauczycieli.

— Czemu nie można się dziwić, zważywszy na to, kto tu pracuje — mruknęła Hermiona ruszając wymownie brwią. Snape posłał jej krótkie spojrzenie, z uznaniem unosząc kącik ust. 

— No wiesz — oburzyła się czarownica, wracając do konsumpcji swojego śniadania. — Co za czasy…

— To, że jesteśmy parą nie znaczy, że ciebie też muszą nienawidzić — stwierdził pod nosem Snape, ukradkiem jednak ciesząc się z zaostrzającego się charakteru Granger. 

— Nie znaczy też, że mam pozwolić innym wtrącać się w twoje sprawy — odparła Hermiona. Nie przyznałaby się, ale i ją zżerała ciekawość od kogo jest tajemniczy list. Nie chciała wyjść na hipokrytkę, a czuła, że sam się raczej nie przyzna. Chcąc wybrnąć z sytuacji w iście inteligentny sposób, spytała: — To coś poważnego?

Severus prychnął, od razu rozgryzając dokąd zmierza jej pytanie.

— Cwane, ale hipokryzję wyczuję z kilometra — zakpił pod nosem. Hermiona uśmiechnęła się szeroko i posłała mu rozbawione spojrzenie. Jej oddech uspokoił się po maratonie, jaki urządziła sobie od sowiarni do Wielkiej Sali, jednak rumieńce na policzkach nie chciały szybko zniknąć. Nie spodziewała się, że wycieczka zajmie jej tak dużo czasu. Liczyła, że na spokojnie nada sowę z odpowiedzią dla Ginny, której napisanie zajęło jej Merlin jeden wiedział ile czasu. 

— Z takim wielkim nosem wcale mnie to nie dziwi — odparła w końcu. Severus, który przywykł do uszczypliwości swojej „dziewczyny” miał ochotę gorzko sie roześmiać, kiedy nad ramieniem młodej gryfonki dostrzegł minę Minerwy. Nie myśląc długo odparł: 

— Wiesz, co mówią o facetach z wielkimi nosami.

Granger spłonęła rumieńcem, za to Minerwa McGonagall opluła się pitą właśnie herbatą. Siedząca niedaleko Anabella uchyliła usta w głębokim szoku wymieniając wymowne spojrzenia z Horacym, który na swoje szczęście nie dosłyszał uwagi młodszego kolegi. Severus dumny z zamieszania, jakie wywołał, oparł się wygodniej na krześle i rozkoszował ciszą, jaka zapadła przy stole nauczycielskim.

Dzięki temu do końca śniadania miał święty spokój i nawet świergocząca obok Hermiona nie pomogła mu oderwać myśli od zwitka papieru spoczywającego teraz na dnie kieszeni jego szaty. Ciążył niczym głaz, a Severus z każdą kolejną minutą rozmyślania o nim czuł się mocniej podirytowany. Z drugiej strony nie mógł ukryć, że przesyłka w pewien sposób go zaintrygowała.

Chociaż mężczyzna skłonny był przyznać, że oszukiwał sam siebie. Bardziej niż sam fakt otrzymania listu ciekawiły go intencje nadawcy.  Doskonale poznał eleganckie, kreślone niemal z perfekcją litery, które zdobiły wierzch rulonika. Wiedział, że tylko jedna osoba w ten sposób pisała jego imię. Nie dopuszczał do siebie pomyłki, co tylko potęgowało w nim irytację i ciekawość. 

Hermiona zerkała na niego co jakiś czas, widząc, że zobojętniał na jakiekolwiek próby kontaktu. Owszem, kiwał głową i odpowiadał zdawkowo na jej słowa, jednak jego wzrok był nieobecny i wycofany. Mogła jedynie domyślać się, że ma to związek z tajemniczym listem, który otrzymał tego poranka. Zbyt dobrze jednak pamiętała, jak ostatnio skończyła się jej próba wyciągnięcia z mężczyzny informacji odnośnie jego prywatnego życia. Przemierzając spacerowym krokiem korytarze Hogwartu para delektowała się ciszą i spokojem, jaki w weekendowe poranki panował na korytarzach. 

— Ile galeonów za twoje myśli? — spytała niespodziewanie kobieta, a Severus zerknął na nią z ukosa wytrącony z zamyślenia. Nie zwrócił uwagi, że znaleźli się niemal pod drzwiami jej gabinetu. Zupełnie zignorował również fakt, iż gryfonka cały czas uwieszona była na jego ramieniu.

— Nie wypłacisz się z tej swojej marnej pensji — odparł po chwili nieco zbyt nieobecnym tonem. Hermiona zatrzymała się i stanęła przed mężczyzną, który baczniej się jej przyjrzał. Widział ciekawskie spojrzenie brązowych oczu, które błądziło po jego twarzy przez krótką chwilę. 

— Chodzi o ten list, prawda? — spytała, na co Severus jedynie zmrużył oczy. Kobieta uśmiechnęła się wesoło i złożyła dłonie przed sobą. Nagle w miejscu, gdzie dotąd spoczywała jej dłoń Severus odczuł nieprzyjemne mrowienie. — Nie zamierzam drążyć. Ale w razie czego wiesz gdzie mnie znaleźć — dodała i odwróciwszy się na pięcie zniknęła za drzwiami swojego gabinetu. Oczywiście wiedziała, że Snape nigdy w życiu nie przyjdzie z nią porozmawiać. Zdawała sobie sprawę, że jej propozycja jest czysto abstrakcyjna. Poczuła jednak potrzebę, żeby wiedział.

Severus Snape chwilę wpatrywał się w drzwi nie poruszywszy ani jednym mieśniem. Wcisnął dłonie do kieszeni spodni i zacisnąwszy mocno wargi ruszył sprężystym krokiem do siebie. Dotarł do gabinetu i przystanął przy biurku, wyczuwając dłonią kawałek papieru spoczywający na dnie jego kieszeni. Wyciągnął go powoli i długą chwilę obracał między palcami, a jego uważne spojrzenie nie odrywało się od liter układających się w słowo „Severus“. Czekał, aż przesyłka eksploduje, rozpłynie się. Zrobi cokolwiek, co utwierdzi go w przekonaniu, że nie jest prawdziwa. W końcu jednak zdał sobie sprawę, że zachowuje się jak dziecko. Cóż takiego mogła napisać od niego matka?

Zsunął wstążkę i rozwinął pergamin, nabierając przy tym kilka głębokich oddechów. Szybko przeczytał treść listu — a raczej liściku, bo składał się zaledwie z kilku zdań — i zmrużył oczy.

 

Drogi Severusie,

 

W ramach przeprosin za nasze ostatnie spotkanie chciałabym zaprosić Ciebie i Hermionę na obiad świąteczny. Liczę, że mogłabym ją bliżej poznać. 

 

Eileen 

 

Mężczyzna miał wrażenie, że czyta pojedyncze słowa ale nie rozumie sensu wypowiedzi. Wpatrywał się w piękną kaligrafię, której treści daleko było do przyjemnej. Jego matka nigdy nie proponowała mu spędzania wspólnie świąt, ani razu w ciągu swojego dorosłego życia Severus nie dostał od niej zaproszenia. Wiedział, że je świętuje — w końcu było to bardziej mugolskie, niż czarodziejskie święto, a jego matka miała wręcz chore zamiłowanie do mugolskich tradycji. Rzeczy. Wszystkiego właściwie. 

Nagle mężczyzna coś sobie przypomniał. W ciemnych, przymrużonych oczach odbijały się płomienie ledwo tlącego się kominka potęgowane przez uczucie wściekłości, jakie rosło w jego sercu. Zacisnął pustą dłoń, mając ochotę cisnąć list do ognia. Najpierw jednak musiał mieć pewność. Wypadł z gabinetu od razu kierując kroki ku schodom. Niespełna kilka minut później, z ciężkim, płytkim oddechem znalazł się pod gargulcem. Wściekle podał mu hasło i nie czekając, aż do końca rozchyli przed nim schody ruszył na górę.

— Musisz być z siebie niesamowicie dumna — zaczął bezpardonowo, kiedy wparował jak burza do gabinetu Minerwy. Kobieta podniosła na niego spokojne spojrzenie, w których tliła się nikła, ledwo dostrzegalna złośliwość. 

— Nie rozumiem, o czym mówisz — odparła czarownica, ściągając z nosa okulary. Położyła je spokojnie przed sobą i podniosła spojrzenie na przyjaciela, którego nozdrza niebezpiecznie zadrżały. Rzucił na biurko liścik, na który Minerwa spojrzała z rezerwą. Po chwili jednak podniosła go i przeczytała, a jej brew samoistnie uniosła się do góry.

— Pomyślałby kto, że czarownica twojego pokroju i reputacji nie zniży się do takiego poziomu — stwierdził dość agresywnym tonem, czując, że daje przyjaciółce dokładnie to, czego chciała. Satysfakcję. Minerwa nie spuszczała z niego zawziętego spojrzenia, w którym czaiło się wyzwanie i iskierka goryczy.

— Nie mam z tym nic wspólnego — stwierdziła. Wiedziała, że nic tak nie irytuje mężczyzny, jak zgrywanie głupiego. Tym razem jednak przeliczyła się — obserwowała, jak mężczyzna pochyla się w jej stronę, opierając dłonie ciężko na drewnianym blacie biurka, a w jego spojrzenie wstępuje wściekłość. Cień, spowijający czarne tęczówki dodał im postrachu, który nieco zaniepokoił Minerwę. Postanowiła jednak się nie poddawać. — Skąd w ogóle takie przypuszczenie?

— Ostrzegałem cię kiedyś — warknął Snape. — Tak, jak szybko zaczęła się ta przyjaźń, tak szybko może się skończyć.

— Pytanie brzmi, kto by na tym gorzej wyszedł — odparła Minerwa, podnosząc się z fotela. Będąc na równi wzrostu Severusa, czarownica pochyliła głowę, patrząc na niego nieco spode łba. — Zakończmy tę dyskusję, zanim powiesz o kilka słów za dużo.

Miała rację. Ale Severus Snape był zbyt rozjuszony i wyprowadzony z równowagi, żeby trzeźwo myśleć, a tym bardziej przyznać jej rację. Jej słowa jednak przywołały w jego głowie wspomnienie kłótni z Granger, w której padły dokładnie te same słowa. Wtedy nie umiał się opanować, powiedział zbyt wiele. I nawet jeśli Minerwa miała coś wspólnego z listem od jego matki, robienie jej wyrzutów nie cofnie czasu. 

— Przekroczyłaś pewną granicę — stwierdził, prostując się i odrywając dłonie od biurka. Spojrzał na przyjaciółkę z góry, lustrując jej postawę zimnym, obojętnym spojrzeniem. Minerwa nie pozostała mu jednak dłużna. Z jej ust padły słowa, których Severus spodziewał się tak jak tego, że po dniu przyjdzie noc.

— Zupełnie jak ty, spotykając się z panną Granger.

Nikły uśmiech na twarzy Snape’a i kącik ust, który drgnął w kpiącym grymasie pożegnały Minerwę i oficjalnie zakończyły spotkanie czarodziejów. Nie musiała się przyznawać. Oboje wiedzieli, że pytanie Minerwy nie było przypadkowe, a Eileen nie wpadła na ten pomysł sama. 

Przecinając korytarze Hogwartu Snape czuł, że jego złość jedynie rośnie. Nie dość, że Minerwa używała pozycji jako argumentu, aby wygrać kłótnię, to jeszcze Granger miała na niego zły wpływ — łagodniał, przez nią stawał się słaby. Nie był sobą. Dlaczego musiał przypomnieć sobie jej zaszklone spojrzenie, kiedy próbował pokazać Minerwie, że nie może nim manipulować? Dlaczego jej wścibska natura prześladowała go nawet w jego własnych myślach? Ona nie musiała nawet drążyć dziur ani dopytywać o szczegóły z jego życia. On wystarczająco dużo krzywdy robił sam sobie. 

Na szczęście — w swojej własnej głowie — Severus był typem człowieka, który umie wykorzystać okazję, kiedy się ona nadarza. Myślał, że będzie musiał czekać, aby poznęcać się nad jakimś rozedrganym emocjonalnie uczniem, którego strach połechta jego ego i poprawi mu parszywy humor. Przypomniał sobie jednak, że w przeciwieństwie do Minerwy, potrafi grać długodystansowo. Wiedział, że zwyczajne wlepienie szlabanu czy odjęcie punktów jakiemuś studentowi nie zrobi na Minerwie większego wrażenia. Poprzysiągł sobie, że odegra się w sposób, jaki Minerwa odczuje boleśnie. Dużo boleśniej, niż zbałamucenie jej ulubionej uczennicy.

Siedząc na zajęciach tego dnia Snape wiedział już, że istnieje jedna osoba, która mu w tym celu posłuży. Kandydatka idealna. Wpatrywał się w bladą, pokrytą ledwo widocznymi piegami twarz, która przyciśnięta do pergamin wyrażała skupienie w takim stopniu, że Snape zastanawiał się jak mały mózg Amandy Murphy jeszcze nie pękł pod natłokiem myśli. Czy czuł się źle, zamierzając wykorzystać uczennicę w porachunkach z Minerwą? Absolutnie nie. Czy czuł, że będzie miał z tego tytułu problemy? Naturalnie. Potarł podbródek, mrużąc nieco oczy. Nie, pomyślał. Musiał wymyślić coś, aby wyjść z tego bez szwanku. 

Zbyt pochłonięty snuciem wyobrażeń o wszystkich możliwych scenariuszach zemsty na Minerwie, Severus nie zwrócił uwagi, że dzień niemal przeleciał mu przez palce. Na kolacji stwierdził, że to jedyna pozytywna konsekwencja porannego spięcia z Minerwą — poniedziałki nie były jego ulubionym dniem tygodnia i cieszył się, że ma go już za sobą. Chociaż nie była to do końca prawda. 

— Chciałbym porozmawiać z tobą na osobności — stwierdził, kiedy spacerowym krokiem przemierzał korytarze Hogwartu z panną Granger uczepioną jego ramienia. Musiał przyznać, że młoda kobieta zaimponowała mu. Od ostatniej kłótni wyraźnie starała się uszanować jego sferę prywatną i nie bombardowała go pytaniami, co mężczyzna naprawdę doceniał. Nie miał pojęcia, czy wynikało to z faktu iż Granger wciąż była na niego wściekła, czy po prostu odrobiła lekcję, ale właściwie nie robiło mu to różnicy. Dla niego liczyło się, że ma od niej spokój. Ostatniego, czego jeszcze by teraz pragnął to rozczulające spojrzenia gryfonki i klepanie go po ramieniu.

Hermiona posłała mu zaskoczone spojrzenie. 

— Nie mam zbyt wiele czasu — odparła. — Minerwa nie próżnowała, jeśli chodzi o częstotliwość nocnych dyżurów w moim grafiku.

— Nie próżnowała w wielu innych sprawach — prychnął Severus. Nie był nawet zdziwiony. To było w stylu Minerwy, aby odgrywać się na nim karając Granger. Gdyby tylko wiedziała, pomyślał. — Nie zajmę ci dużo czasu.

Młoda czarownica zatrzymała się przed drzwiami i nacisnęła klamkę, odwracając się w stronę mężczyzny. Starała się utrzymać pokerową twarz, jednak była ciekawa, co tak ważnego miał do obgadania Snape. Ostatnio nie poświęcał jej zbyt wiele uwagi, a ich rozmowy polegały na lakonicznej wymianie błahych stwierdzeń, które powoli irytowały Hermionę.   

— W takim razie wejdź — poprosiła, wchodząc do środka. Wpuściła mężczyznę, a następnie zamknęła za sobą drzwi. Nie umknęło jej uwadze, że pomimo braku Stallsbury’ego w ramie, Severus rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające. Choć mogła domyślić się, że nie przyszedł na pogawędki, gdzieś w głębi serca poczuła lekki zawód. — Co się stało?

Severus nie odpowiedział. Podszedł powoli do jej biurka, przejeżdżając dłonią po jego kancie i przyglądając się papierom posortowanym w niewysokie, zgrabne stosiki. Nie miał pojęcia, że gest jego ręki śledził czujny wzrok Hermiony, którą powoli dopadał stres. Nic złego nie zrobiła, a czuła się, jakby trafiła do niego na dywanik.

— Jakie masz plany na święta? — spytał po chwili mężczyzna, odwracając się w stronę gryfonki. Ta posłała mu pytające spojrzenie, marszcząc lekko brwi.

— Dlaczego to pana interesuje? — Hermiona usiadła na fotelu, przygładzając szatę na udach i wyczekująco obserwowała Severusa, którego wąskie usta sugerowały, że waży jej słowa i mocno się nad czymś zastanawia. 

— Sprawy się nieco skomplikowały. — Snape odepchnął się od drewnianego mebla i ruszył przed siebie. Zanim dotarł do drzwi, okręcił się na pięcie i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Trzeci taki zwrot zirytował, ale i zaniepokoił Hermionę. — Minerwa postanowiła wtrącić się w nasz plan. Nie wiem jak, ale udało jej się przekonać moją matkę, żeby zaprosiła nas na kolację.

Brwi młodej kobiety uniosły się wysoko. Pochyliwszy się do przodu, oparła łokcie na udach i przyłożyła drobne dłonie do ust. 

— I co teraz? — spytała po chwili, nerwowo skubiąc dolną wargę dwoma palcami. — Tego nie było w planie.

— Zacznijmy od tego, że w ogóle nie było żadnego planu — sarknął pod nosem Snape, a widząc, że młoda kobieta otwiera usta dodał: — Kolacja w Norze nigdy nie wchodziła w grę.

Hermiona pokręciła zrezygnowana głową. 

— Doskonale pan wie, że Molly Weasley nie przyjmuje „nie“ jako odpowiedzi — mruknęła, zakładając ramiona na piersi. Oparła się głębiej na fotelu, gorączkowo analizując w głowie rozwiązania niezręcznej sytuacji. 

— W takim razie lepiej się postaraj, bo ja również swoje zdanie wyraziłem i nie zamierzam go zmieniać — warknął Snape, nieco zbyt agresywnym tonem. Hermiona spojrzała na niego, widząc, że agresja ewidentnie nie była skierowana w jej stronę. Domyśliła się, że Snape czuje w środku o wiele więcej, niż chce jej pokazać. Wstała powoli i podeszła bliżej niego, a widząc, że posłał jej ponure spojrzenie przystanęła, zachowując lekki dystans. 

— Może pan na mnie warczeć, ale to nie ja jestem pana wrogiem. Mieliśmy uprzykrzać życie Minerwie, a nie sobie nawzajem — stwierdziła. Nie chciała zabrzmieć ckliwie, a widząc, że Severus zmarszczył brwi, dodała nieco pogodniej: — Do świąt zostało jeszcze trochę czasu. Coś wymyślimy. Co dwie głowy, to nie jedna. Zwłaszcza takie. 

Mężczyzna w końcu poderwał wzrok i zlustrował ją uważnym spojrzeniem. Drażniło go to, że się stara. Choć sam nie był już pewien, czy w równym stopniu mu to po prostu nie imponowało. 

— Nie pochlebiaj sobie. I błagam, skończ z tymi frazesami. 

Hermiona uśmiechnęła się szerzej, widząc, że spod wachlarza negatywnych emocji na chwilę wyłonił się stary, dobrze jej znany Snape. 

— Natury nie oszukam, profesorze — stwierdziła. Mężczyzna wywrócił oczami, przyprawiając młodą kobietę o śmiech. — Spotkajmy się jutro. Może do tego czasu na coś wpadniemy.

— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Granger — oznajmił nagle Snape. Hermiona posłała mu pytające spojrzenie, a w jej oczach niespodziewanie pojawił się cień, jakiego Severus zdecydowanie się nie spodziewał. — Jak planowałaś spędzić święta?

— Ja… — Młoda kobieta wróciła na fotel i przez moment wpatrywała się w materiał swojej szaty. Za wszelką cenę starała się utrzymać pokerową twarz i liczyła, że tygodnie grania u boku Snape’a zrobiły z niej na tyle dobrą aktorkę, że choć na chwilę dadzą jej wytchnienie. — Szczerze mówiąc, nie myślałam o tym. 

Kątem oka dostrzegła, że Severus podszedł bliżej wolnego fotela i oparł chore ramię na jego oparciu. 

— Coś nowego — prychnął pod nosem, co wywołało na twarzy Hermiony lekki uśmiech.

— Czasem najlepszym się zdarza — odparła. Liczyła, że Snape okaże się człowiekiem i nie będzie jej ciągnął za język, skoro sam tego nie cierpiał. Stało się jednak coś o wiele bardziej dziwnego. Snape uniósł brew i niby od niechcenia zapytał:

— A gdyby się jednak nie zdarzyło?

Żadne z nich nie spodziewało się takiego pytania. Hermiona nie była do końca pewna, czy rozumie sens i znaczenie słów mężczyzny i chwilę głowiła się nad odpowiedzią. Za to Severus nie był pewien, co skłoniło go do wypowiedzenia takich słów. Owszem, był ciekawy. Zaintrygowany. Widział, że Granger ma sekret, a sekrety były jego broszką — czuł, jakby kobieta niemal nie miała prawa mieć przed nim tajemnic. Oczywiście racjonalna część rozumu dość jasno oponowała, ponieważ Granger nie była jego prawdziwą “dziewczyną”. On jednak chciał wiedzieć. Musiał. Tylko dlaczego, z pośród wszystkich metod, wybrał akurat rozmowę? Skrzywił się lekko, czując, że to wina Granger. Ale słowo się rzekło.

— Chciałabym wielu rzeczy — mruknęła lakonicznie Hermiona. W jej tonie pojawiło się dotąd skrywane zmęczenie, spotęgowane dodatkowo cichym, ale ciężkim westchnieniem. — Chyba przede wszystkim chciałabym odpocząć.

Snape zmrużył oczy, przypatrując się teraz lekko zgarbionej posturze kobiety. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Liczył, że otworzy się, powie coś, co da mu choć zalążek pojęcia o jej tajemnicy. Choć właściwie… Skrzywił się, zdając sobie sprawę, że właściwie nie był pewien, czego oczekiwał. Przecież nie spodziewał się, że od razu powie mu prawdę. 

— Brzmi jak znośny plan — odparł w końcu. Hermiona posłała mu krótkie spojrzenie, orientując się, że cały ten czas jego ciemne tęczówki utkwione były w jej osobie. Przeszedł ją dreszcz, widząc, jak mężczyzna prostuje się i odchrząka. Podszedł bez słowa do drzwi, a kobieta w ostatniej chwili ugryzła się w język. Nie chciała, żeby wychodził. Nie wiedziała jednak, jak poprosić go, aby został. — Spotkamy się w takim razie jutro po kolacji. 

Hermiona, która jak cień podążyła za nim do drzwi, jedynie skinęła głową na znak zgody. Snape zerknął w jej stronę, widząc niemal jak na dłoni emocje wyryte na bladej twarzy. Smutek wręcz wyciskał łzy do oczu, które niemal nieprzytomnie wodziły po otoczeniu. Dłonie trzymała przed sobą, a o sile zacisku wyraźnie świadczyły pobielałe kłykcie. Zdecydował jednak, że i tak na zbyt wiele sobie pozwolił tego wieczora. Skinął jej głową, po czym bez słowa opuścił pomieszczenie. Wraz z nim zniknęła również ledwo wyczuwalna bariera zaklęcia, a Hermiona, słysząc szczęk zamka, wypuściła głośno powietrze.

Długą chwilę zajęło jej dojście do siebie. Rozmowa ze Snape’em, choć krótka, obudziła w niej emocje, które od dawna próbowała od siebie odgonić. Dla swojego świętego spokoju, ale i dlatego, że nie chciała, aby Snape dociekał jej problemów. Boleśnie zdawała sobie sprawę, że doprowadziła w ten sposób do kumulacji wszystkich złych emocji i teraz stała, sama, opuszczona, wgapiona jak ciele w ciężkie, drewniane drzwi, próbując z całych sił powstrzymać łzy. Każda kropla, której nie powstrzymała, parzyła jej policzek. Każda kolejna strużka powodowała, że ręce drżały niepohamowanie. Snape miał rację. Była słaba. 

Odwróciła się w końcu na pięcie i tępym krokiem przeszła do sypialni. Usiadła na łóżku, czując, że jej ciałem wstrząsa spazm płaczu. Z jednej strony czuła, że nie wypada jej tego robić — w końcu była dorosłym człowiekiem z pozycją społeczną. Z drugiej jednak strony miała to zwyczajnie gdzieś. Nikt na nią nie patrzył. Nikt o niej nie myślał. Mogła robić, co chciała, bo i tak jutro usiądzie i uśmiechnie się promiennie do wszystkich, nie dając poznać po sobie, że cokolwiek miało miejsce. Nie dając poznać, że każde święta były tylko kolejnym cierniem, który coraz mocniej oplatał jej serce. I im bliżej nich, tym coraz gorzej i samotniej kobieta się czuła.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 31Sojusz, Granger? – Rozdział 33 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz