Sojusz, Granger? – Rozdział 19

Severus ustawił kociołek na jednym z obszerniejszych stanowisk i zajął się pracą. Musiał odsunąć myśli od rozmowy z Aurorą, bo zaczynał wyobrażać sobie wszystkie możliwe scenariusze reakcji Minerwy. Oczywiście ten najbardziej satysfakcjonujący zawierał w sobie wyrzucenie Granger ze szkoły. Upiekłby dwie pieczenie na jednym ogniu – pozbył się przemądrzałej gryfonki, która wciąż działała mu na nerwy swoją pogodą ducha i wściekł swoją przełożoną do tego stopnia, że zlekceważyłaby regulamin, który jasno zakazuje bezpodstawnego wydalenia kogokolwiek ze szkoły. Wiedział niestety, że ten plan był tylko płonnym wyobrażeniem – Minerwa zbyt mocno trzymała się zasad i nawet doprowadzona do ostateczności nie wyrzuciłaby jej ze szkoły. Podobnie jak Severusa, czym próbowała mu wielokrotnie grozić.

Drugą opcją była śmierć obu czarownic. Zacierał ręce, kiedy wyobrażał sobie rozwścieczoną Minerwę, z której ust szła piana i Hermionę z włosami nastroszonymi jak u dzikiego zwierzęcia. Musiał przyznać, że takie widowisko zaspokoiło jego wewnętrzne fantazje na temat spokoju do tego stopnia, że kiedy usłyszał szczęk w zamku drzwi, mimowolnie warknął pod nosem. Baza do eliksirów cicho bulgotała w podgrzanym kociołku, a Severus zerknął na nią kontrolnie, natychmiast jednak przenosząc wzrok na postać, która pojawiła się w drzwiach.

 Nie spodziewałem się, że cię tu spotkam — mruknął niemrawo Horacy, podchodząc niepewnie w głąb sali. Zbliżył się do stolika, na którym walały się receptury i przyrządy, jednak młodszy czarodziej nie zaszczycił go przywitaniem. Mierzył go jedynie spokojnym spojrzeniem, w którym jednak kryła się pewnego rodzaju groźba – że jeśli zbliży się zbyt blisko, czeka go śmierć. — Ciągnie wilka do lasu, prawda?

Severus nie odpowiedział ani słowem. Spuścił wzrok na korzeń, który czekał na desce do krojenia i wolnym gestem podniósł ostry nóż. Srebrne ostrze odbiło światło świec poustawianych dookoła, a Horacy przełknął cicho ślinę.

— Severusie… Nie zachowujmy się jak dzieci. Sytuacja rozwiązała się pomyślnie, może czas najwyższy odłożyć na bok jakąś… dumę… — zaczął, licząc, że przemówi koledze do rozsądku. Jednak niefortunny dobór słów i ton, z jakim je wypowiadał, skreśliły go w przedbiegach. — Rozumiem, że możesz mieć do mnie żal, naprawdę.

Severus nie podniósł wzroku z przygotowywanego składnika, precyzyjnym ruchem przenosząc go z deski do kociołka. Rzadka, biała mgiełka uniosła się w powietrze, tworząc swoisty mur pomiędzy nauczycielami.

— Nie, żeby nie na rękę było mi twoje milczenie, ale tym sposobem nie dojdziemy do żadnego kompromisu — dodał po chwili Horacy, stając już przy samym stole. Obserwował twarz czarnowłosego mężczyzny, która nie zmieniła swojego wyrazu dopóki nie pokroił ostatniego kawałka. Odłożył nóż, wycierając uprzednio ostrze suchą szmatką i spojrzał powoli na starszego czarodzieja, na twarzy którego można było jasno wyczytać zniecierpliwienie. 

— Nie przypominam sobie, abyśmy próbowali jakiś osiągnąć. 

Snape wydawał się być znużony rozmową, a raczej monologiem Slughorna. Miał wielką ochotę ziewnąć i wywrócić oczami, ale niestety – nie miał już dwunastu lat. 

— Minerwie zależy, abyśmy… 

— Jeśli Minerwie na czymś zależy, powinna sama się pofatygować. Jeśli natomiast wyręczasz się jej osobą, aby wzbudzić we mnie litość i chęć do ustępstw, to jesteś jeszcze głupszy, niż myślałem — wtrącił Snape, patrząc wyzywająco w ciemne oczy kolegi. Horacy zmieszał się, co Severus uznał za potwierdzenie swoich przypuszczeń. 

— Oczekujesz przeprosin? Laurki i kwiatków? — zaczął licytować się czarodziej, a Snape prychnął w odpowiedzi. — Zachowałeś się bezdusznie, a ja nie zamierzam tego ukrywać.

— Ani ja — odparł Snape spokojnie, niemal z satysfakcją. — Ale wolę być bezdusznym sukinsynem niż nieodpowiedzialnym głupkiem, który myśli, że wciąż coś znaczy.

Horacy zapowietrzył się na moment, obserwując w napięciu Severusa, który nie wyrażał ani cienia skruchy za swoje słowa. Wrócił jak gdyby nigdy nic do przygotowywania składników pod eliksir, zostawiając zdezorientowanego czarodzieja samemu sobie. 

— Problem polega na tym, Snape, że ja umiem przyznać się do błędu i mogę spróbować go naprawić. Nie twierdzę, że zachowałem się dobrze, ba – dałem ciała na całej linii — przyznał niespodziewanie Horacy, kierując się ku drzwiom nieco zrezygnowanym krokiem. — Tylko, że kiedy ja już naprawię swoje błędy, ty wciąż będziesz bezdusznym chamem. Serce, które raz przestało bić pozostanie martwe na zawsze.

Wyszedł z pracowni, nawet nie czekając na reakcję młodszego czarodzieja. Ten jedynie zerknął na drzwi, kiedy się zatrzasnęły i zagryzł mocniej zęby, nie przerywając swojej pracy. Nigdy nie miał skłonności do przejmowania się cudzą opinią, ale jednak Horacy miał trochę racji, o czym Snape zdawał sobie boleśnie sprawę. To, że nie słuchał nie oznaczało, że nie słyszał. A to, że lekceważył nie znaczyło, że nie rozumiał. 

Był jednak przekonany, że to życie uczyniło z niego bezdusznego śmierciożercę. To doświadczenie, które zdobył w swojej czterdziestoletniej karierze sprawiło, że zamknął się na emocje i wolał nie czuć nic, niż czuć zbyt wiele. Wolał siebie takim, jak teraz niż dwadzieścia lat temu. Zniewieściały, dający sobą pomiatać, wykorzystywany i tępiony na każdym kroku. O tak – Severus Snape zdecydowanie wolał pomiatać, wykorzystywać i tępić. Nie była to kwestia wyboru. Życie zweryfikowało jego pogląd i nie widział dla siebie innej drogi.

— Znajome zapachy — usłyszał nagle, a kiedy podniósł głowę ujrzał Hermionę stojącą pod jednym z filarów. Nie zanotował jej obecności w porę, co rozproszyło go na tyle, aby zmarszczyć brwi. — I znajome widoki. Wciągające hobby, prawda?

Uśmiechała się w sposób, jaki chyba najbardziej drażnił Severusa Snape’a. Tak niewinny i delikatny, łagodny jak kamfora. Taki, którym obdarza się ludzi, którym się współczuje. 

— Nie hobby, ale owszem, bywa absorbujące. Więc nie przerywaj z łaski swojej — warknął, wracając do pracy. Usłyszał szelest jej szaty, a następnie ciche kroki, kiedy zbliżyła się do jego biurka. — Mówię niewyraźnie?

— Nie odezwałam się ani słowem — zaśmiała się kobieta, siadając w ławce nieopodal stoiska. — Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale lubię patrzeć jak pan pracuje. Zawsze lubiłam. Odprężało mnie to i… — Granger przekręciła lekko głowę, a jej wydłużająca się pauza zmusiła Snape’a do zerknięcia w jej stronę. — Fascynowało.

— Ludzi często fascynują rzeczy, których sami nie potrafią — mruknął, sięgając po skrzydła much. 

— Eliksiry nie były moją pasją, owszem, ale nie może pan powiedzieć, że nie potrafię ich warzyć — żachnęła się, uśmiechając jednocześnie pod nosem. Snape wywrócił oczami, jednak wciąż nie przerywał pracy. 

— Brakowało ci właśnie tej pasji, Granger. Siekałaś składniki jak ziemniaki — przyznał beznamiętnie, poruszając lekko brwią. Hermiona parsknęła śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Wykonać eliksir to jedno, ale zrozumieć dlaczego działa tak, a nie inaczej to zupełnie co innego.

— Cóż, to pan w końcu jest mistrzem w tej dziedzinie — zaśmiała się. Jej oczy wodziły za dłońmi Snape’a, które w zgrabny sposób chwyciły nóż, za palcami, które ułożyły się na jego ostrzu, za ruchem nadgarstka, gdy siekał zioła. Było w tym coś hipnotyzującego, coś co nie pozwalało jej oderwać wzroku. 

Niespodziewanie mężczyzna odłożył narzędzie na stół, co wyrwało Hermionę z zamyślenia. Spojrzał na nią wyczekująco, wycierając jednocześnie ręce o czystą szmatkę. 

— Przyszłaś w jakimś konkretnym celu? — spytał, kierując się ku składzikowi w rogu pomieszczenia. Zabrał z niego kilka potrzebnych przyrządów i składników, a kiedy wrócił zauważył, że panna Granger stoi koło stołu i przygląda się badawczo jego notatkom. — Nie żartowałem mówiąc, żebyś mi nie przerywała.

— Póki co to pan zadaje więcej pytań — mruknęła. Spojrzała na niego uważniej i dodała: — Chciałam wyciągnąć pana na spacer.

Severus Snape odłożył trzymane ingrediencje na stół i uniósł brew, przypatrując się swojej rozmówczyni z nieukrywanym zaskoczeniem. Młoda czarownica uśmiechała się do niego nieśmiało, a w jej oczach błądziły ogniki odbijające się od świec. 

— Spacer — powtórzył przeciągle, upewniając się, że dobrze usłyszał. — Myślałem, że blefowałaś przed Slughornem.

— Owszem, ale czy skoro jest taka piękna sobota, to nie moglibyśmy tego wykorzystać? Słońce jeszcze nikomu nie zaszkodziło — stwierdziła, po czym uśmiechnęła się i pospiesznie dodała: — Obiecuję, że nie będę zadawać głupich pytań.

Snape prychnął, zakładając ręce na piersi. Dopiero teraz zauważył, że Granger miała rozpuszczone włosy, które luźno układały się wokół jej drobnej twarzy. Granat jej szaty – wpadający nieco w błękit – podkreślał dość mocno delikatny typ urody i kolor loków, które w słabym oświetleniu wydawały się o wiele ciemniejsze.

— W razie jakbyś nie zauważyła — zaczął powoli — mam tutaj trochę pracy. 

— Naprawdę, profesorze, nie sposób nie zauważyć ogromu pracy i poświęcenia, jakie pan w nią wkłada — zakpiła gryfonka. Ułożyła ręce na biodrach, jasno dając do zrozumienia, że nie odpuści. Snape westchnął. — No niech się pan nie da dłużej prosić. Połączymy przyjemne z pożytecznym.

— Czy przyjemne to kwestia sporna — mruknął pod nosem Severus. Hermiona jednak nie dawała za wygraną – podeszła bliżej, ułożywszy na krawędzi stolika dłonie i pochyliła się lekko do przodu. 

— Mówiłam panu, że spróbuję pana do siebie przekonać — powiedziała, wpatrując się mu prosto w oczy. — A ja nie rzucam słów na wiatr. 

Snape nie zerwał kontaktu wzrokowego, dopóki Hermiona nie uśmiechnęła się i nie zrobiła tego pierwsza. Musiał przyznać, że jej opór był w pewien sposób godny podziwu. Oraz to, że z własnej woli chciała z nim spędzać czas.

— Powoli zaczynam żałować, że nie nagadałem Minerwie przy pierwszej okazji — mruknął posępnie. Nie wygasił ognia pod kociołkiem od razu, testując cierpliwość panny Granger, która po raz kolejny go zaskoczyła i zajęła miejsce w ławce. Zerknął na nią ukradkiem, akurat kiedy poprawiała włosy. 

Dokończył pierwszy, bazowy eliksir, na którym opierał w większości całą resztę receptur, a dziewczyna nie spuszczała z niego oczu, uważając, aby jej na tym nie przyłapał. Mówiła prawdę, że fascynował ją ruch jego dłoni – spokojny, stonowany, a jednocześnie pewny i w pewien sposób agresywny.

Po pół godzinie, podczas której żadne z nich się nie odezwało, Snape uporządkował miejsce dotychczasowej pracy i uniósł brew, spoglądając na Granger. 

— Przestań — poprosił, choć zabrzmiało to bardziej jak rozkaz. Hermiona, widząc, że jej towarzysz jest gotowy do wyjścia, podniosła się z krzesła jednocześnie zerkając na niego pytająco. — Myśleć — dodał, przepuszczając ją w drzwiach. 

— Od kiedy przeszkadza panu, że ktokolwiek używa mózgu zgodnie z jego przeznaczeniem? — zaśmiała się gryfonka, kiedy przemierzali spokojnym, spacerowym krokiem korytarze Hogwartu, kierując się ku drzwiom wyjściowym. 

— Bardziej chodzi o nos. Marszczysz go w dość irytujący sposób — wyjaśnił Severus, co wywołało gromki śmiech u panny Granger. 

— Ja się nie czepiam pana nosa, a też mogłabym powiedzieć słowo lub dwa — odparła.

Wyszli na zewnątrz, gdzie powietrze odczuwalnie stało się chłodniejsze. Lekki wiatr unosił w górę liście zrzucane przez drzewa rosnące wszędzie dookoła, a ich szelest przerywał ciszę, która zapadała co jakiś czas pomiędzy Snape’em a Hermioną. Nie przeszkadzała ani nie stawała się niezręczna, co oboje przyjęli ze skrytą ulgą. 

Dziedziniec przy wieży zegarowej, gdzie się znaleźli, posiadał kilka miejsc, w których znaleźli odrobinę prywatności, jednocześnie wciąż pozostając na widoku. Uczniowie chętnie korzystali z dnia wolnego i kilkoro samotników kręciło się po dziedzińcu wracając do zamku, albo z niego wychodząc. Mijali nauczycieli z dziwnymi minami wymalowanymi na zmarzniętych twarzach, jednak żadne z nich nie odważyło się spojrzeć w ich stronę dłużej niż kilka sekund. 

— Profesorze… — zaczęła w pewnym momencie Granger, kiedy rozsiedli się na ławce pod rozłożystym dębem stojącym po lewej stronie dziedzińca. — Jak się pan czuje?

— Chyba jasno dałem do zrozumienia, że to nie jest twoja sprawa — przypomniał Severus ostrzejszym tonem. Dlatego właśnie nie lubił spoufalać się z ludźmi – bo zawsze wtykali nos, gdzie nie trzeba i drążyli dziury, które on starał się trzymać dla siebie.

— Tak, dość jasno — mruknęła speszona gryfonka, zakładając włosy za ucho. — Ale naprawdę nie wyglądało to dobrze. I nie — dodała szybko, widząc, że Snape znów chce ją zbesztać — to nie wtrącanie się, a zwykła troska.

— Nikt cię o nią nie prosił.

Hermiona spojrzała na mężczyznę, wokół którego pojawił się niemal namacalny mur. Budował go pieczołowicie przez te wszystkie lata i jakakolwiek ingerencja w jego podstawy irytowała go i doprowadzała do złości. Rozumiała to, ale miała zbyt dobre serce, aby po prostu odpuścić.

— Wiem, że pewnie będzie to ciężko panu zrozumieć… Ale ludzie czasem tak mają, że robią coś bezinteresownie — oznajmiła, patrząc niepewnie na wyraz jego twarzy. Zauważyła, że zmarszczył brwi, a jego szczęka mocniej się zacisnęła.

— Kto by pomyślał — prychnął Snape — Granger i dobre serce.

— Wypraszam sobie — zaśmiała się w odpowiedzi Hermiona, chcąc nieco rozładować kwaśną atmosferę. — Skoro już zostaliśmy partnerami to wypadałoby się o siebie troszczyć choć w minimalnym stopniu.

— Bzdury. Troska to przejaw słabości, jaką wywołują u nas inni ludzie czy rzeczy. 

Usta kobiety lekko rozchyliły się, słysząc tak odważne stwierdzenie.

— Bardzo pesymistyczne podejście. Rozumiem, że panu nigdy na niczym nie zależało? — spytała, czując, że naciska znów na barierę. Miała jednak nadzieję, że Snape tego nie odczuje.

— A cisza i spokój też się liczą? 

Severus zerknął na jej roześmianą twarz i na oczy, które w blasku słońca mieniły się odcieniami złota. 

— Dobry taki start niż żaden — przyznała rozbawiona.

— Czyli jednak nie jestem takim sukinsynem za jakiego wszyscy mnie mają — prychnął Snape, zbyt późno orientując się, że pozwolił sobie na zbyt wiele. Hermiona jednak od razu podchwyciła jego wypowiedź, marszcząc brwi i zerkając na niego z ukosa. 

— Domyślam się, że nie wpadł pan na to całkowicie sam — mruknęła. Tak jak przypuszczała mężczyzna natychmiast przybrał obronną pozę, jak zawsze kiedy padało takie pytanie i uniósł brew. 

— Obiecałaś nie zadawać głupich pytań. 

— Och niech pan da spokój — żachnęła się, siadając nieco bardziej przodem do rozmówcy. — Nie lubi pan towarzyskich rozmów, w porządku, ale skoro zdecydowaliśmy się na współpracę to będzie pan musiał się choć trochę otworzyć.

— Nie jestem małżą, Granger. Pod skorupą nie kryje się perła, co najwyżej zgniły trup.

Hermiona westchnęła, czując się niesamowicie bezradna. Naprawdę chciała z nim rozmawiać, nie tylko na naukowe i egzystencjalne tematy, ale także na przyziemne, osobiste. Musiała, skoro miała udawać zakochaną w nim po uszy. Nie wiedziała tylko jak go do tego przekonać, jak zmusić kogoś tak zamkniętego w sobie, aby choć trochę się otworzył. Owszem, podejrzewała że pod skorupą nie kryje się perła – mogła jedynie domyślać się jak zgorzkniałym człowiekiem był w środku. Ale była gotowa się tego dowiedzieć, bo uważała to za kluczowe w sytuacji, do jakiej doprowadzili.

— Przestanę — stwierdziła spokojnym tonem — ale tylko dlatego, że nie chcę, aby ta rozmowa zmieniła się w kłótnię.

— W końcu mówisz z sensem — mruknął Snape, na co kobieta niemal natychmiast dodała:

— Co nie zmienia faktu, że spróbuję kiedy indziej. 

Uśmiechnęła się tryumfująco, widząc jak Snape wywraca oczy ku niebu. Wystawiła twarz do przyjemnie ciepłych promieni słońca, które na chwilę wyłoniły się zza chmur i przymknęła oczy. Jej ciało odprężyło się na powietrzu, a ona napawała się chwilą, która była dla niej zupełnie nowa. Dziwna. Nie umiała określić, co znajduje się pomiędzy przyjemnością a dyskomfortem, ale wiedziała, że właśnie to teraz odczuwała. 

— Tylko nie zacznij chrapać — mruknął pod nosem mężczyzna, wywołując na ustach Hermiony uśmiech. Spojrzała na niego z ukosa, lekko otwierając jedno oko, a z jego ust wyrwało się prychnięcie.

— Staram się czerpać z naszego małego spaceru ile się da — stwierdziła leniwym tonem. — Może pan też powinien.

— Za wiele to my nie spacerujemy — wtrącił Snape, unosząc wymownie brew. Hermiona spojrzała na niego poważnie, mrużąc lekko oczy, po czym energicznie podniosła się z ławki i skinęła głową na błonia.

— Może czas rozprostować kości — rzuciła z wymownym uśmiechem, kierując ku alejkom. Jej towarzysz, nie mając zbyt wielu możliwości, udał się za nią niespiesznym krokiem. 

— Czy ty kiedykolwiek przestajesz być taka… — zaczął, ale nie znalazł odpowiedniego słowa na określenie jej zachowania. Zamierzał użyć „irytująca“, zdając sobie jednak sprawę, że nie to miał na myśli.

— Irytująca? — spytała Hermiona po chwili. Schodziła ostrożnie po kamiennych schodach, co jakiś czas jednak posyłając swojemu kompanowi ciekawskie spojrzenia. Kiedy dotarli na kamienistą plażę przy jeziorze, a Snape nie zaszczycił ją odpowiedzią, postanowiła zmienić temat. — Nie powiedział mi pan, jak poznaliście się z Rodovicem.

— A jakie to ma znaczenie? — spytał Snape, marszcząc brwi. — Chyba ustaliliśmy, że nie mam zamiaru cię przechytrzyć.

— Jestem zwyczajnie ciekawska, profesorze — zaśmiała się Hermiona wesoło, przykuwając uwagę swojego towarzysza. Szła sprężystym, ale dość wolnym krokiem, a on ten jeden raz nie zamierzał jej wyprzedzać. Pozwolił, aby szła krok przed nim, przy okazji obserwując falujące na wietrze włosy i szklące się oczy. 

— To był bodajże dziewięćdziesiąty rok — powiedział. Wcisnął dłonie do kieszeni spodni, napawając się rzeczywiście przyjemną pogodą i lekko chłodnym wiatrem, który ciągnął od wody. Dawno nie przebywał na powietrzu dłużej, niż to było konieczne. I bynajmniej nie uznawał tego za coś nieprzyjemnego. — Uniwersytet Badań Magomedycznych w Kanadzie zorganizował otwartą konferencję dla alchemików, na którą dostałem zaproszenie od ichniejszego profesora, Hieronima Bullo. Znaliśmy się jeszcze z czasów… — zawiesił na chwilę głos, zdając sobie sprawę, że pozwala sobie na zbyt wiele. — Z dawnych czasów. 

— A czego dotyczyła ta konferencja? — dopytała Hermiona, patrząc na niego z żywym zainteresowaniem. 

— Mikroorganizmów i ich wpływów na tworzenie eliksirów. Hieronim zajął się badaniem sposobów, w jaki mikroby podnoszą lub zaniżają wartość danych eliksirów i przedstawiał ze swoim zespołem wszystkie zgromadzone informacje — odparł Snape, udając kompletnie znużonego tematem. Reakcja Granger go zaskoczyła, a kiedy zatrzymała się wsłuchując w jego głos, uniósł brew. 

— Ma pan na myśli części składniowe czy to, co na nich pasożytuje? 

— Właściwie to jedno i drugie — mruknął, mając wielką ochotę unieść kącik ust. — Odkryli, że im dojrzalsze organizmy tym eliksiry stają się mocniejsze. Dlatego, między innymi, nie używa się młodych mandragor. 

— Przecież mandragora to nie mikroorganizm — wypaliła bezmyślnie Hermiona, a mina Snape’a niespodziewanie ją rozśmieszyła. — Chyba, że to tylko taki przykład.

— Dałbym ci punkty za spostrzegawczość, gdyby nie to, że jesteś moją współpracownicą, a nie uczennicą — odparł, uśmiechając się krzywo. Hermiona wyłapała dowcip, a właściwie aluzję do swoich własnych słów i spojrzała na niego wymownie. — I gdyby nie to, że to najbardziej idiotycznie stwierdzenie faktu z jakim spotkałem się w ostatnim czasie.

— Biorąc pod uwagę fakt, jak narzeka pan na uczniów to nie jest to jakaś wielka ujma — przypomniała mu uprzejmie gryfonka. Była mile zaskoczona tym, jak przebiegała dotychczas ich rozmowa. Z początku obawiała się, że Snape nie da się wyciągnąć na spacer albo będzie marudził, że słońce zbyt mocno świeci mu w twarz. On jednak okazał się ciekawszym towarzyszem, niż mogła przypuszczać.

— Mam ci udowodnić, że to nie są bezpodstawne narzekania? — żachnął się mężczyzna, zerkając na nią wyzywająco. — A po czym rozpoznasz wampira?

— Po jego cerze, naturalnie — odparła instynktownie, wywracając oczy, jakby to było pytanie o to, czy słońce świeci. — Jest szara, w porównaniu do cery człowieka wręcz przezroczysta. I lodowata, jeśli już komuś uda się jej dotknąć.

— Widzisz — mruknął Snape, lekko zdezorientowany precyzyjnością jej szybkiej odpowiedzi. — A niektórzy uczniowie twierdzą, że po kłach.

Hermiona parsknęła pod nosem, zginając się lekko do przodu. 

— Czy to nie oczywiste? — spytała przez śmiech, który udzielił się Severusowi do tego stopnia, że wciąż unosił kącik ust. — I jakby na to nie spojrzeć… Ktokolwiek to napisał miał trochę racji.

— Rozczulasz mnie, Granger, bynajmniej nie w ten pozytywny sposób — warknął pod nosem Snape, doprowadzając swoją towarzyszkę do jeszcze weselszego śmiechu. — Masz jakiś atak czy co?

— Skądże — odparła poważniej Hermiona, jednak jej mina nie wytrzymała długo. Uśmiechnęła się szeroko i dodała: — Rozczula mnie fakt, jak poważnie pan do tego podchodzi. 

Snape zmrużył oczy, przyglądając się szczerze rozbawionej kobiecie. Jej młodość i radość z życia powoli zaczynała mu się udzielać, zwłaszcza podczas niezobowiązujących, towarzyskich rozmów. Może Minerwa miała jednak trochę racji. Nigdy by tego naturalnie nie przyznał, ale nie mógł uparcie twierdzić, że był najprzyjemniejszą osobą na świecie. A przy Granger powoli stawał się kimś innym. Nie wiedział jeszcze czy lepszym, ale zdecydowanie innym.

Czuł jednak, że wszystko idzie za dobrze. Jego spaczony umysł podsuwał mu powoli sygnały, że coś w każdej chwili może pójść nie tak, choć sam nie wiedział co. To mogła być głupia drobnostka, która jednak doprowadzi do poważniejszych skutków. A może zwyczajnie jego umysł zbyt długo był zmuszany do przedwczesnego wykrywania zmian.

Zerknął ponownie na Hermionę, która łapczywym wzrokiem obserwowała krajobraz dookoła. Zupełnie jakby było to dla niej coś nowego, jakby nigdy wcześniej tu nie była. Jednak coś w jej postawie go zastanowiło, coś zwróciło jego uwagę. Trzymała się w pewien sposób na dystans, odsunięta od niego na odległość kilkunastu cali. I kurczowo trzymała przy sobie dłonie. 

Niespodziewanie znad jeziora podniósł się ostrzejszy wiatr, a siła jego podmuchu rozwiała starannie ułożoną fryzurę panny Granger. Powstrzymując własne włosy przed dostaniem się do oczu, Snape zauważył okazję do przetestowania swojej teorii. Dziewczyna zatrzymała się, okrywając mocniej szalem, a mężczyzna powoli zbliżył się do niej i wyciągnął dłoń.

Zastygła, kiedy sięgając do twarzy napotkała jego zimną skórę. Spojrzała na niego pytająco, kiedy zatykał niesforne kosmyki za czerwone od zimna uszy. Kiedy jednak przeciągnął gest, czubkiem palców gładząc skórę na jej policzku, natychmiast powstrzymała jego dłoń. 

Wytrzymała jego spojrzenie, czując, że zacisnął pięść, którą obejmowała. 

— Krępuje cię dotyk w ogóle, czy tylko jak robię to ja? — spytał poważnie, mrużąc lekko oczy i ze zniecierpliwieniem wyczekując jej odpowiedzi. Miała dość kluczowe znaczenie dla jego wcześniejszych obaw, których nie brał do tej pory pod uwagę, bo nie dostrzegał jej wahania. W końcu dała mu się dotknąć po pierwszej wyprawie do Hogsmeade. Dała mu złożyć pocałunek na czole na nocnym obchodzie. Hermiona odsunęła się o krok, chowając drżące dłonie pod pachy i mocno zacisnęła ramiona wokół własnego ciała. 

— Przecież nikt nas nie widzi — mruknęła wymijająco i zmarszczyła brwi. Snape odczekał chwilę, dając jej surowym spojrzeniem jasno do zrozumienia, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Kobieta przestąpiła z nogi na nogę, co jednak mogło być wynikiem chłodu, jaki powoli rozchodził się po jej ciele. — Nie krępuje, po prostu… Po prostu mnie pan zaskoczył.

— Będę zmuszony to robić częściej, zwłaszcza, kiedy przyjdzie nam odgrywać sceny przed Minerwą — przypomniał Snape, a Hermiona skinęła pospiesznie głową. 

— Wiem. 

Snape spodziewał się z jej strony tłumaczeń, jednak młoda nauczycielka sprawiała wrażenie zakłopotanej. 

— Jeśli masz problem z moim dotykiem, to lepiej powiedz to teraz, póki jeszcze możemy przedyskutować plan — stwierdził kwaśno, wkładając dłonie do kieszeni. Hermiona uniosła na niego spojrzenie, w którym krył się zdezorientowanie. — Mówiłem, że ze mną można się dogadać.

— To nie z panem jest problem, to…

Zawiesiła spojrzenie na guzikach jego szaty wierzchniej, gryząc dolną wargę, aż zrobiła się czerwona. Bała się przyznać, że nie wie, jak jej ciało zareaguje. Pierwszy dotyk, wtedy w holu wejściowym, był inny. Spodziewała się go. Dostała sygnał, wiedziała, na co się przygotować. A teraz była zwyczajnie zaskoczona. Ostatnie czego chciała, to obnażyć przed Snape’em swoje naiwne emocje. Była w końcu jedynie kobietą, a kobiety różnie reagują na męski dotyk. 

— Wyduś to z siebie — rozkazał, jednak pod agresją w głosie krył się spokój. 

— Tak, mam problem z dotykiem — syknęła Hermiona. Zdziwiła ją złość, jaka nagle przepełniła jej ciało. I widziała, że Severusa też ona zaskoczyła, co zamanifestował uniesioną wyżej brwią. — Nigdy nikt nie okazywał mi czułości, nie w taki sposób. Taka odpowiedź pana satysfakcjonuje?

Snape przyglądnął się jej uważnej. Wyglądała na zawstydzoną swoim wybuchem, za który jednak był jej wdzięczny. Wiedział teraz, że będzie musiał nad tym popracować. 

— Cóż — zaczął, ruszając dalej wzdłuż wybrzeża. — Lepiej późno niż wcale. Na drugi raz zwyczajnie mi powiedz.

— To nie jest takie proste. Przyznawanie się do krępujących rzeczy… Jest po prostu wstydliwe — przyznała słabym głosem. 

— I rozumiem, że fakt bycia dziewicą w tym wieku to sprawa krępująca? — prychnął Snape pobłażliwie, obserwując ukradkiem jak na twarzy Hermiony pojawia się niemal purpurowy rumieniec. — Nie wyglądałaś mi na taką, co przejmuje się takimi rzeczami.

— Bo tak nie jest. Ale rozmawianie o tym i to w dodatku z panem…

— Sama chciałaś wchodzić na prywatne tematy — przypomniał Snape z wyrzutem. — Dowodzisz swojej hipokryzji.

— W porządku — stwierdziła niespodziewanie Hermiona hardym tonem. — Moja wina. Możemy zacząć od początku?

Mężczyzna zatrzymał się, zaintrygowany jej słowami. Kiedy zbliżyła się do niego, zdradzając cichym westchnieniem swoje zdenerwowanie, był już mocno zaciekawiony. Obserwował, jak wyciąga zmarznięte dłonie w jego kierunku, a kiedy poczuł szarpnięcie na materiale rękawa, uniósł brew. 

Hermiona powoli wyciągnęła jego rękę z kieszeni, delikatnie obejmując ją oburącz. Nie spuszczała wzroku ze złączonych palców, a opuszkiem swoich nakreślała nieregularne wzory na skórze mężczyzny. Zmrużył oczy, czując dziwne ciepło w miejscach, gdzie zostawiały ślad. Śledził uważnie jej ruchy, które były nerwowe i niepewne. Obróciła jego dłoń, wodząc końcem palca po jej wnętrzu, badając wszystkie wgłębienia i zmarszczki.

To było najdziwniejsze przeżycie, jakiego doświadczyli. 

— Wydają się przyjemne — mruknęła, a jej głos niemal zginął tłumiony przez wycie wiatru. Podniosła wzrok na Severusa, który nagle miał ochotę schować dłoń do kieszeni. Nie tego się spodziewał. — Może pan… Powtórzyć to, co… wcześniej zrobił?

Jej czerwone policzki sugerowały, jak zażenowana była swoją prośbą. Zdawała sobie jednak sprawę z intencji, jakie nim kierowały. Wiedziała, że nie może podskoczyć, jeśli Severus zrobi coś podobnego przy kimkolwiek innym. Chciała poznać jego dotyk, żeby wiedzieć, czego się spodziewać.

Bez słowa puściła dłoń mężczyzny, która wolnym ruchem zbliżyła się do jej twarzy. Snape zauważył, że zamrugała szybciej, kiedy jego skóra zetknęła się z gorącym policzkiem. To była najdziwniejsza czynność, jaką w życiu wykonywał, jednak nie umiał do końca stwierdzić, czy była nieprzyjemna. Skóra dziewczyny była subtelna w dotyku, jedwabista, choć lodowata. Jedynie policzki płonęły od rumieńców, których nabawiła się od ich rozmowy. 

Nie spuszczał wzroku z jej twarzy, na której co rusz malowały się nowe emocje. Choć nie patrzyła na niego, widział jak szybko mrugała powiekami i jak lekko drżała jej dolna warga. Nagle kobieta podniosła na niego spojrzenie, a Snape odruchowo odsunął dłoń i cofnął się o krok.

— To zdecydowanie najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam — wyznała Hermiona nieco stłamszona przez emocje. Snape wydawał się równie zakłopotany, jak ona, co nieco dodało jej otuchy.

— Przynajmniej myślimy podobnie — mruknął mężczyzna w odpowiedzi. Kompletnie nie tego się spodziewał. Myślał, że nic go nie może już w życiu zaskoczyć, a Granger robiła to na każdym kroku i nie był z tego zadowolony. — Czas na nas. 

Ruszył ku schodkom, które prowadziły bezpośrednio na dziedziniec, a Hermiona podążyła za nim bez słowa, które i tak zostałyby zablokowane przez włosy, które nieustannie atakowały jej twarz i wchodziły między wargi.

Popędzani przez silnie podmuchy wiatru dotarli do głównego wejścia, a kiedy znaleźli się w środku, dziewczyna cicho zaśmiała się pod nosem. Widok rozczochranego Snape’a to było coś, czego jeszcze nie grali. 

— Miał pan rację — zaczęła, marszcząc czoło. Snape spojrzał na nią, słysząc ton, z jakim wypowiedziała te słowa i zaciekawiony uniósł brew.

— W czym tym razem?

Hermiona posłała mu rozbawione spojrzenie, które jednak szybko zmieniło się na poważniejsze.

— Chciałam, żeby pan się przede mną otworzył, a sama nie dałam niczego w zamian. Nie wiem… Nie wiem nawet dlaczego. Chyba zwyczajnie bałam się pana reakcji.

— Myślałaś, że powiem ci jak dziecinne są twoje problemy? Że zwyzywam cię od idiotek, bo czegoś się boisz? 

Severus spojrzał wyzywająco na Hermionę, na której ustach pojawił się grymas. 

— Niech pan przyzna, że pana kusiło — mruknęła.

Mężczyzna zmrużył oczy, przyznając jej rację jedynie w myślach. Nie uważał jej problemów za dziecinne, choć miał ochotę nazwać ją głupią, kiedy już mu o nich powiedziała. Dla niego był to najwyraźniej mniejszy problem i nie spodziewał się, że ona może traktować to poważnie.

— Ludzie obawiają się różnych rzeczy, ale nie mnie oceniać, w jakim stopniu powinni się ich bać — przyznał po chwili. — Strach to subiektywne uczucie.

— Niemniej dziękuję za wyrozumiałość. I za spacer — dodała Hermiona, posyłając Severusowi słaby uśmiech. — Musi pan przyznać, że to była miła odmiana.

— Muszę? — spytał zaczepnie Snape, a widząc rozpromieniającą się twarzy panny Granger, sam uśmiechnął się krzywo. Nie powstrzymał jej, kiedy skinęła mu głową i odwróciła się ku schodom. Obserwował, jak jej sylwetka powoli się oddala i znika na piętrze, aż został sam. Wrócił do sali, gdzie zostawił niedokończone eliksiry i zerknął na zegar, zawieszony nad drzwiami. Wskazówki sugerowały kilka minut po piętnastej, w co z początku ciężko było mu uwierzyć, zważywszy, że spacer wydawał się krótki. Złapał się na tym, że czasu spędzonego z Granger nie odczuwał tak, jak tego w towarzystwie Minerwy czy niegdyś Albusa. Przez jego głowę przemknęła myśl, że być może to faktycznie miła odmiana.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 18Sojusz, Granger? – Rozdział 20 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Dodaj komentarz