Sojusz, Granger? – Rozdział 78

Zgodnie z oczekiwaniami, miniona noc nie była łatwa dla żadnego z nich. Dzięki rozmowie z Aurorą, Hermionie udało się zasnąć niemal od razu, kiedy tylko przyłożyła głowę do poduszki — choć podejrzewała, że przewlekłe zmęczenie również się do tego przyczyniło — jednak obudziła się nad ranem, czując, że jej gorące czoło lepi się całe od potu, a kołdrę nieświadomie skopała w nogi przestronnego łóżka. Znów śniła sen, podobny do tego, który na początku sojuszu z Severusem nawiedził pewnej nocy jej umysł — że była panną młodą, na którą czekał pod łukiem weselnym, jednak tym razem, kiedy podeszła do niego w białej sukni, nie powiedział nic. Spojrzał na nią tak, jak poprzedniego wieczoru — z niechęcią. Odrazą. I widziała, że był nią zawiedziony.

Cały poranek poświęciła na szukaniu w podręcznikach nabytych w Londynie wszystkiego, co dotyczyło i w jakikolwiek sposób wiązało się z utratą pamięci. Słowa jednak nie docierały do niej z pełnym sensem, a jej wzrok miał problem z koncentracją na poszczególnych linijkach, do których musiała wracać po kilka razy. Zerknęła w pewnej chwili na notatkę, rozproszona jej nagłym pojawieniem się na biurku i zmarszczyła lekko brwi.

Minerwa McGonagall powiadomiła personel Hogwartu o zaistniałej sytuacji, wyjaśniając tym samym konieczność pokrycia zastępstwa za Severusa oraz potencjalne rozbieżności w komunikacji międzyludzkimi — których, na nieszczęście, mężczyzna posiadał coraz więcej, głównie dzięki rozgadanej, wszędobylskiej gryfonce, kręcącej się przez ostatnie miesiące u jego boku. Dyrektorka poprosiła również o dyskrecję, z którą Hermiona w stu procentach się zgadzała i ulżyło jej, że Minerwa prewencyjnie podjęła takie środki. Nie było sensu siać paniki, zwłaszcza wśród uczniów. Nikt tego nie potrzebował.

Młoda szatynka odłożyła zaczarowany kawałek pergaminu na bok i przewertowała wzrokiem dołączony do niej plan zajęć Snape’a z informacją, które wykłady pozostają do pokrycia przez nią. McGonagall udało się przekonać do pomocy zarówno profesora Slughorna, jak i Filiusa Flitwicka, a jedne z zajęć — ku zaskoczeniu Hermiony — zadeklarowała, że poprowadzi sama. Może mimo wszystko za tym tęskni, uznała w duchu gryfonka. To również ją cieszyło. Nie czuła się ani trochę kompetentna, aby prowadzić zajęcia za Severusa, który przewyższał ją niemal w każdym aspekcie, który się z tym wiązał — zarówno pod względem stażu pracy, jak i umiejętnościami opanowania zaklęć. Była ledwie mierną kopią.

Jej dłonie opadły na drewniany blat, a wzrok mimowolnie skierował się ku pozłacanemu zegarowi wiszącemu nad gzymsem kominka. Powinien już tu być, pomyślała odruchowo. Wiedziała, że nie przyjdzie, a mimo to zerknęła na drzwi, łudząc się, że w każdej chwili może usłyszeć pukanie. Sama sobie to robiła, a mimo to nie umiała tego powstrzymać. Nie miała na te myśli żadnego wpływu. Ponownie jednak zmarszczyła brwi, kiedy zorientowała się, że było przecież coś, na co na szczęście nawet w tej sytuacji miała wpływ.

Wstała, poprawiając szatę i wyszła ze swojego gabinetu, kierując kroki na trzecie piętro. Najwyraźniej rola troskliwej narzeczonej przypadła teraz jej i choć Snape nie pamiętał tego, jak wyglądało ich życie, nic nie stało na przeszkodzie, żeby je poznał, podczas kiedy ona będzie szukała wyjścia z tej sytuacji. W końcu sam tego chciał, prawda? W połowie drogi przystanęła jednak na klatce schodowej, czując, że jej oddech przyspiesza. Przypomniała sobie ich rozmowę z dnia poprzedniego, jak zabronił jej używać swojego imienia. Jak odciął się od niej, stawiając na nowo mur, który sam usilnie próbował przez tak długi czas zburzyć.

To wszystko to część życia, którego nie znam, rozbrzmiało w jej uszach, niemal jakby Snape stał tuż obok niej. Coś co ty znasz, nie ja. Nie mogła tego zrobić. Nie mogła narzucić mu życia, które tylko ona pamiętała — zrozumiała, że każda taka próba mogła  skończyć się nawet gorzej, niż tamta rozmowa, a ona nigdy więcej nie chciała prowadzić z nim takiej dyskusji. Po chwili wahania ruszyła z powrotem, kierując się do Wielkiej Sali, w rezultacie docierając tam jako ostatnia i zorientowała się, że jej decyzja — jeszcze — i tak nie miała mieć większego znaczenia. 

Severus zszedł na śniadanie wcześnie, zupełnie jak przed laty zjawiając się w pokoju nauczycielskim jako jeden z pierwszych. Od razu dostrzegł, że rządy dyrektora uległy zmianie; co nie było trudne po wydedukowaniu tego, że Albus dokonał swego żywota, zapewne na wspomnianej przez Granger wojnie. Minerwa, która najwyraźniej objęła jego stanowisko, czekała na niewielkim podeście na końcu podłużnego pomieszczenia, aż wszyscy członkowie grona pedagogicznego zbiorą się i wspólnie zasiądą do stołu, a obok niej mężczyzna dostrzegł znajome, choć faktycznie starsze twarze. Snape nie skomentował nowych zwyczajów w żaden sposób, choć nie czuł się z nimi komfortowo i poniekąd aż ucieszył się, że zdziadziały starzec nie praktykował takich obyczajów za swojej kadencji — głównie dlatego, że sam Albus często zasypiał na pierwsze posiłki bądź spędzał je samotnie, robiąc Merlin wie jeden co. Snape zdecydowanie nie chciał wiedzieć, dlatego nigdy nawet nie przyszło mu do głowy pytać.

Niemal od progu poczuł też na sobie cudzy wzrok; nie jeden, a niemal każdy, w którego zasięgu pojawił się, podchodząc wolnym krokiem do Minerwy. Kobieta posłała mu dziwne, porozumiewawcze spojrzenie, w którym dostrzegł nieznaną mu troskę, ale ku jego zaskoczeniu — nie powiedziała nic poza zdawkowym powitaniem. Czuł, że to jedynie opóźniony zapłon, ale zamierzał wykorzystać ten fakt, skoro Granger nie potrafiła dać mu tego, czego potrzebował. W końcu nie była jedyną, która wszystko pamiętała.

Granger. Severus zerknął po tłumie, jednak nie dostrzegł jej pośród rozsiadających się do śniadania nauczycieli. Nie przyszła. Zmarszczył brwi, mając ochotę prychnąć w duchu, ale jego uwagę pochłonęło rozpraszające się towarzystwo, zasiadające do stołu w kompletnym nieporządku. Minerwa dyskretnie wskazała mu miejsce zdecydowanie zbyt blisko swojego własnego, a Aurora Sinistra zajmująca fotel bezpośrednio po jej lewicy, posłała w jego stronę dziwnie ciekawskie spojrzenie. Jakiego do tej pory raczej nie widywał na twarzy ciemnoskórej nauczycielki, z którą zamienił może dwa zdania na krzyż w ciągu całej swojej kariery. Od niej dzielił go tylko jeden, pusty fotel, a Severus mimowolnie skrzywił się, szybko rozumiejąc, kto go zajmie.

Nie potrafił oswoić się z miejscem, na którym przyszło mu siedzieć. Do tej pory starał się być zawsze na skraju, aby w razie konieczności, móc niepostrzeżenie opuścić grobową atmosferę, którą — niezmiennie — wśród grona pedagogicznego siała Sybilla. Ta jednak teraz zajmowała jego niegdysiejsze miejsce, daleko po prawej stronie. Tuż obok niej Snape dostrzegł kilka nieznajomych twarzy, ale i kilka, których zdecydowanie się nie spodziewał; Horacy Slughorn najwyraźniej w końcu dał się przekonać Albusowi na powrót do Hogwartu, a skoro on sam uczył rzekomo Obrony, stary grzyb pewnie objął jego dawny urząd Mistrza Eliksirów. A Snape kompletnie nie wiedział, jak się z tym czuć. 

Niespodziewanie drzwi pokoju nauczycielskiego uchyliły się, a Hermiona Granger pojawiła się w nich zupełnie nie przypominając uczennicy, jaką Severus wyrytą miał w pamięci. Długa, wcięta w pasie szata w kolorze ciemnego granatu nadawała jej dziwnie dojrzałej elegancji, ale ciemna kamizelka i błękitna spódnica skryte pod wierzchnim materiałem, przyprawiały całość o kontrastującą, młodzieńczą swobodę. Upięte z tyłu głowy włosy za to dodawały jej powagi, która na zdecydowanie za długą chwilę przykuła uwagę Snape’a. Jak, do cholery, miał jej nie wierzyć? 

— Dzień dobry — przywitała się, siadając obok niego i wymieniła przyjazne spojrzenie z Sinistrą, która uśmiechnęła się do niej krzywo. Młoda czarownica zerknęła niepewnie na siedzącego obok mężczyznę, jednak niemal natychmiast odwróciła wzrok, czując jak niezręczność spada na nią jak grom z jasnego nieba. 

Zupełnie jej nie przewidziała. Nigdy do tej pory jej nie czuła. Nie tak.

Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo przyzwyczaiła się do drobnych gestów Severusa, dopóki kątem oka nie dostrzegła, że mężczyzna sięga po dzbanek z kawą. Obserwowała ukradkiem, jak nalewa sobie porcję do filiżanki i odstawia naczynie, nagle dostrzegając, że Hermiona mu się przygląda. Kobieta uniosła spojrzenie, widząc, że zwrócił ku niej twarz i odnalazła ciemne, puste oczy, w których — o dziwo — zobaczyła wymalowane pytanie. Skinęła głową bez słowa, chcąc odebrać od niego naczynie, ale Severus nie oddał go jej, podsuwając bliżej porcelanową filiżankę stojącą przy talerzu Hermiony i nalał do niej ciemnego, aromatycznego napoju. 

— Dziękuję — mruknęła pod nosem kobieta.

Snape nie odpowiedział, przyglądając się, jak szatynka dosypuje cukru do filiżanki i miesza w niej energicznie łyżeczką. Choć nie miał prawa pamiętać, jaką kawę pijała Granger ani faktu, że od jakiegoś czasu codziennie rano zawsze ją dla niej przygotowywał, nadal był dżentelmenem, a tego — na szczęście — utrata wspomnień nie mogła wymazać.

Wymazała jednak pamięć o swobodzie, jaką przy sobie zaczęli odczuwać, co skutkowało dłużącym się, milczącym śniadaniem, podczas którego przy tej części stołu nauczycielskiego nie padło nawet jedno, krótkie zdanie. Hermiona oparła się w fotelu, ściskając w dłoniach filiżankę, za którą teraz dziękowała Merlinowi — czytaj: Severusowi — nie bardzo wiedząc, gdzie podziać wzrok, który co jakiś czas uciekał w stronę posągowej sylwetki siedzącego obok niej ciemnowłosego czarodzieja.

Aurora przyglądała się im z niepokojem przez dłuższy moment, odnajdując w pewnej chwili równie skonsternowany wzrok Henry’ego. Współczuła im obojgu, bo wydawało się, że nie mogą zaznać chwili spokoju, jednak nie mogła zaprzeczyć; zażyłość jaka zrodziła się między nią, a jej własną byłą uczennicą sprawiła, że Aurora siłą rzeczy była nieco stronnicza. Doskonale widziała zmianę, jaka stopniowo zachodziła w młodej gryfonce i jak udawane uczucie powoli zmieniało się w coś, co stworzyli od zera ze swoich wzajemnych upodobań — choć do końca nie spodziewała się, że Hermiona zakocha się w Severusie i to ze wzajemnością, najwyraźniej, bo doskonale pamiętała ich ostatnią rozmowę, podczas której gryfonka zrelacjonowała jej przebieg rozmowy z mężczyzną. A teraz straciła to; nie całkiem dosłownie, ale na tyle wyraźnie, żeby wycisnąć w spojrzeniu orzechowych oczu zmartwienie.

Widziała też, że młoda kobieta przejęła się zdrowiem Snape’a jako człowieka. Poprzedniego wieczoru, po opanowaniu szoku, jaki w końcu, po całym dniu, opuścił jej zmęczony organizm — i wylaniu kolejnych łez, których myślała, że już nie ma — Hermiona nakręciła się jak katarynka, szukając wszelkich możliwych powiązań pomiędzy potencjalną chorobą mężczyzny, a jego utratą pamięci. Aurora widziała też, jak zdesperowana na wizytę doktora Whitlocka młoda kobieta się stała, jak wyraźnie błaganie odcisnęło się w jej spojrzeniu, kiedy mówiła o tym, jak liczy, że magomedyk zjawi się jednak w Hogwarcie.

Dlatego nie zdziwiło jej, że Hermiona poderwała gwałtownie głowę, kiedy pierwsze sowy z charakterystycznym piskiem wleciały do Wielkiej Sali tego poranka. Aurora powiodła za jej spojrzeniem, kątem oka widząc, że i Minerwa nerwowo zerka na chmarę ptactwa, która rozpierzchła się pod przestronnym sufitem, szukając swoich docelowych adresatów. Niestety — żadna z sów nie podleciała do stołu nauczycielskiego. Sinistra zmarszczyła brwi, widząc zawód na twarzach kobiet siedzących po obu jej stronach i nagle poczuła się niesamowicie niezręcznie.

Ponad ramieniem Hermiony ciemnoskóra czarownica spojrzała przelotnie na Severusa, którego wzrok nieruchomo utkwiony był w martwym punkcie gdzieś w głębi sali. A tak beształeś mnie za zaniedbanie swojego zdrowia, zakpiła w myślach, czując jednak coś na kształt niepokoju. Również zaczęła liczyć, że doktor Whitlock szybko zjawi się w szkole i będzie w stanie pomóc mężczyźnie. Dla dobra ich wszystkich.

— Może przejdę się z tobą pod salę? — zaproponowała, kiedy wstawali od stołu. — Rozprostuję nieco nogi, a spacer przyda się nam obu.

Hermiona odsunęła krzesło, nieopatrznie trącając ramieniem Severusa, który odsunął się z drogi mijającym go nauczycielom. Posłała mu przepraszające spojrzenie, widząc, że on również zerknął w jej kierunku i natychmiast odwróciła się do Aurory, czując, że jej ciało przeszywa dreszcz.

— Chętnie — odparła z wymuszonym uśmiechem i skierowała się w stronę wyjścia, podążając za grupą, która opuszczała przed nimi Wielką Salę. 

Snape odprowadził ją spojrzeniem do drzwi, zerkając na towarzyszących jej Sinistrę i profesora Tuckera. A ten jaką rolę w tej szopce gra?, pomyślał, kątem oka dostrzegając, że Minerwa czeka na niego i zachęcająco uśmiecha się w jego kierunku. Przepuścił kobietę w drzwiach, wychodząc do pokoju nauczycielskiego, kiedy usłyszał za plecami:

— Dobrze cię widzieć, Severusie.

Odwrócił się, lustrując pytającym spojrzeniem zbliżającego się w jego stronę Horacy’ego Slughorna. Zza jego pleców wyłoniła się wysoka, szczupła kobieta o siwiejących blond włosach i wyjątkowo fałszywej twarz. Marszczyła cienkie, jasne brwi, nie spuszczając wzroku z Severusa, a on nie mając pojęcia, kim kobieta jest, nie miał oporów odpowiedzieć jej dokładnie tym samym.

— Słyszeliśmy, co się stało — powiedziała czarownica, która najwyraźniej po wojnie objęła któreś ze stanowisk, prawdopodobnie po którymś zmarłym nauczycielu. — Jak się czujesz?

— Mam nadzieję, że lepiej — wtrącił Slughorn. Snape, który ostatni raz widział go na pamiątkowych fotografiach — przy okazji szpiegując na polecenie Dumbledore’a, ale wtedy niespecjalnie miał okazję przypatrywać się jego pomarszczonej, poszarzałej twarzy — zmrużył oczy w odpowiedzi. — I że szybko wrócisz do pełnego zdrowia.

Hermiona, która zatrzymała się w progu, wymieniła skonsternowane spojrzenie z Aurorą i podeszła powoli do Severusa, przystając nieco za jego ramieniem. Co oni robią? Myślała, że notatka Minerwy była wystarczająco jasna, ale Horacy i Anabella najwyraźniej nie mogli się powstrzymać. Albo na starość stracili umiejętność czytania ze zrozumieniem. Jakikolwiek był powód ich żenujących zaczepek — zirytował młodą kobietę.

— Ja również mam taką nadzieję — dodała nauczycielka starożytnych run.

Snape dostrzegł, że drobna szatynka pojawiła się u jego boku, a niespodziewanie w zasięgu jego wzroku pojawił się również i Tucker. Minerwa, Aurora, Septima i Poppy, które im towarzyszyły, stały nieopodal, czujnie przysłuchując się niewinnej póki co wymianie zdań. Zdezorientowany Severus spojrzał po swoich “obrońcach”, których samo pojawienie się wystarczyło najwyraźniej, aby Slughorn wyprostował się, nieco zmieszany.

— Profesorze — przywitała się chłodno Hermiona, kiwając mu głową, a Horacy zmarszczył brwi, przez chwilę przypatrując się jej w milczeniu.

— Panno Granger.

Skinął jej głową, a Severus ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu obserwował, jak mężczyzna mija ich, a blondynka towarzysząca mu, również opuszcza pokój nauczycielski. Hermiona odprowadziła ich nieco zbyt ciętym spojrzeniem i zerknęła niepewnie na ciemnowłosego mężczyznę, ale ten wściekle wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknęła dwójka starszych nauczycieli.

I znów nie powiedział ani słowa.

Zanim kobieta zdążyła sama to zrobić, Snape odwrócił się, mierząc całe zbiorowisko oschłym spojrzeniem i wyszedł, a Hermiona uchyliła usta, przestępując krok do przodu. Nie powstrzymała go jednak. Patrzyła, jak odchodzi i nie zrobiła nic, nie wiedząc co właściwie miałaby zrobić. Co chciałby od niej usłyszeć.

— Pójdę z nim — powiedziała Minerwa, kiwając na pożegnanie głową pozostałym w pokoju nauczycielom. 

Hermiona, Aurora i Henry obserwowali, jak dyrektorka wychodzi, a zaraz za nią z podłużnego pomieszczenia ulotniły się profesor Vector i pani Pomfrey. Ciemnoskóra czarownica zerknęła niepewnie na wysokiego mężczyznę, który podszedł do niej i sam posłał drobnej gryfonce zaniepokojone spojrzenie.

Minerwa jednak dopięła swego, pomyślała gorzko Hermiona. Poruszyła niespokojnie ramionami, poprawiając nerwowo szatę i obróciła się do Aurory, posyłając jej kolejny wymuszony uśmiech.

— Dziękuję za propozycję, ale — zacisnęła na moment usta w cienką linię i skrzywiła się zmieszana — trafię do sali sama.

Sinistra jedynie skinęła na zgodę głową i posłała młodej gryfonce pocieszające spojrzenie. Kiedy drzwi zamknęły się za jej sylwetką, ciemnoskóra kobieta zmarszczyła mocno brwi, krzyżując ramiona na piersi i kręcąc głową.

— Może Sybilla wcale nie jest taka walnięta, za jaką ją mieliśmy i to faktycznie jakieś przekleństwo — mruknęła. — Fatum.

Henry spojrzał na nią przez ramię i prychnął pod nosem.

— Jak ją poprosisz, pewnie powróży ci z fusów — stwierdził. Wskazał w końcu gestem dłoni drzwi, a kobieta ruszyła w ich stronę, wdzięcznie kiwając głową, kiedy przepuścił ją w progu. 

Udali się w swoje strony, podobnie jak Hermiona, która szybkim krokiem zaszła pod salę na trzecim piętrze, gdzie Severus prowadził zajęcia. Musiała w samotności ochłonąć i z powrotem przywdziać maskę poukładanej nauczycielki, żeby móc zachować twarz przed uczniami, ale i samą sobą. Liczyła też, że w ten sposób zamaskuje ból, jaki przeszył ponownie jej serce, kiedy ciemnowłosy mężczyzna odrzucił jej dobroć.

Odetchnęła głęboko i weszła do sali, zamykając za sobą drzwi, co przyciągnęło uwagę grupy studentów. Szmery w pomieszczeniu ucichły, a Hermiona omiotła wzrokiem salę, podchodząc pod biurko ustawione na podeście, tuż pod krętymi schodami prowadzącymi do gabinetu nauczycielskiego. Przypomniała sobie nagle, jak sama siedziała kiedyś w tej sali, za jednym z ciemnych, drewnianych biurek, wpatrując się w przechadzającego się pomiędzy nimi Snape’owi.

Odwróciła się, zerkając na klasę przed nią i zmarszczyła brwi, przełykając nerwowo ślinę.

— Słuchajcie — zaczęła, składając dłonie na brzuchu. — Nie jestem nauczycielem Obrony przed Czarną Magią. Nie ma co ukrywać tego faktu ani się oszukiwać. — Kilkoro uczniów spojrzało po sobie z konsternacją, a ciche szepty na chwilę wypełniły salę lekcyjną. — Profesor Snape nie będzie w stanie przez kilka najbliższych dni prowadzić zajęć, dlatego postaram się, na tyle, na ile zdołam, żeby nie zmarnować ani waszego, ani swojego czasu. I liczę na waszą współpracę w tej kwestii.

Hermiona zamilkła na moment, przypatrując się zdezorientowanym czwartoklasistom. Szybko jednak ich uwaga na nowo skupiła się na niewysokiej nauczycielce, która podeszła do pierwszej z brzegu ławki, posyłając siedzącej przy niej blondynce przyjazne spojrzenie.

— Ruby, prawda? — zapytała, po szacie widząc, że dziewczynka należała do Hufflepuffu. Nie była jednak pewna, czy dobrze pamiętała jej imię, kojarząc ją wyłącznie ze spotkań wspólnych, jako że nastolatka nie uczęszczała na jej zajęcia.

— Tak — mruknęła cicho uczennica, kiwając pospiesznie głową.

— Czego się teraz uczycie?

Hermiona uniosła pytająco brew, obserwując jak blondynka najpierw zerka na swoją koleżankę, siedzącą w ławce obok, a kiedy ta przytaknęła jej głową — co nieco rozczuliło młodą nauczycielkę — podnosi wciąż speszony wzrok wyżej.

— Zaklęcia Protego — powiedziała.

Ulżyło jej, że przynajmniej było to coś relatywnie prostego. Uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie, w jakich okolicznościach sama uczyła się tego zaklęcia i skinęła głową, zachęcając samą siebie do planu, na który zdecydowała się tego poranka.

— W porządku — mruknęła i przestąpiła kilka kroków do tyłu, stając znów przed całą klasą. — Kto z was nie opanował tego zaklęcia?

Nie zgłosił się ani jeden uczeń. Hermiona zmarszczyła brwi, bojąc się przez chwilę, że może zabrzmiała zbyt groźnie, może przestraszyła ich, a to, że ani jedna ręka nie uniosła się w powietrze, było rezultatem strachu przed przyznaniem się do braku wiedzy. Zorientowała się jednak, że ten argument uderzał w kompetencje Severusa, podważając skuteczność jego nauczania i niemal zbeształa się w myślach za taką próbę.

— Dobrze — powiedziała, spoglądając nieco łagodniej po siedzących przed nią nastolatkach. — A kto opanował to zaklęcie, ale chciałby poćwiczyć jego wykonanie?

Aż wyprostowała się, kiedy las rąk wypełnił z cichym szelestem całe pomieszczenie. Uśmiechnęła się szeroko, czując jak jej serce zwiększa swoją objętość i pompuje w jej żyły nową, świeżą krew. W końcu.

Szybko okazało się, że niepotrzebnie się martwiła. Była jak najbardziej kompetentna, aby prowadzić zastępstwo za Severusa i w pewnej chwili zorientowała się, że sprawiało jej to nawet przyjemność. Ustawiła uczniów w dwóch rzędach, parami, chcąc, aby na zmianę ćwiczyli zarówno zaklęcie rozbrajające, jak i zaklęcie tarczy — zupełnie jak Harry chciał, aby na piątym roku walczyli przeciwko sobie w Pokoju Życzeń. Wolała jednak, aby robili to pojedynczo, a nie wszyscy naraz, bojąc się, że mogłaby nieumyślnie stracić kontrolę nad pojedynkującymi się czternastolatkami. 

Tak, pomyślała. To zdecydowanie zły pomysł.

~

Strzał w dziesiątkę, pomyślał Snape, przybijając sobie mentalną piątkę.

Rozmowa z Minerwą okazała się dokładnie tym, czego potrzebował. Siedząc w jej gabinecie z filiżanką herbaty w dłoniach, przysłuchiwał się o wszystkich szczegółach, których Granger nie zdołała mu opowiedzieć. Im dłużej jednak słuchał i im więcej detali poznawał, tym bardziej rozumiał, dlaczego dla młodej gryfonki było to takie traumatyczne. Starsza czarownica opowiedziała mu o Bitwie w Departamencie Tajemnic, do której ponoć się przyczynił oraz o pierścieniu Gaunta, który zatruł Dumbledore’a, o czym ona sama dowiedziała się dopiero po jego śmierci.

Która — ku ogromnemu zaskoczeniu Severusa — była jego dziełem. Chwilę siedział oniemiały, słuchając, jak odkryli, że Voldemort stworzył siedem horkruksów, a po odnalezieniu jednego z nich, Albus zaczął opadać z sił. Po wyjawieniu przez Minerwę prawdy o zleceniu jego zabójstwa młodemu Malfoyowi, połączył kropki i zrozumiał, czemu starzec doszedł do wniosku, że to on musi go zabić.

Co nie zmieniło faktu, że był tym faktem rozsierdzony. Patrzył na jego pustą, bardzo wygodnie zresztą, ramę i tłumił w sobie złość, której żałował, że nie może okazać Dumbledore’owi prosto w oczy. Stary manipulant był gotów go poświęcić, jak świnię na rzeź. Mimo, iż nie był nieskazitelny, to wciąż była jego dusza. Chociaż z tego co zrozumiał — Pottera zresztą też gotów był poświęcić. Mężczyzna posłał w końcu Minerwie gorzkie, pełne wyrzutu spojrzenie, nie kierując jednak swojej irytacji w jej stronę. Nie przerwał jej też, pozwalając, aby kontynuowała i poznał całą historię wojny, której opowieść przerosła Granger. Co nagle potrafił usprawiedliwić.

Zostali zaprzężeni jak konie do dokończenia planu Albusa, który najwyraźniej na starość kompletnie postradał zmysły. Choć Snape nie mógł ukryć — poznanie prawdy o istnieniu części duszy Voldemorta, które Potter musiał zniszczyć, aby móc go ostatecznie pokonać, wywołała niechciane ciarki na jego ciele. Najwyraźniej szpiegowanie Horacy’ego w celu jego odnalezienia i sprowadzenia do szkoły faktycznie miało swój cel, o czym zapewniał go Albus, a w co Snape wątpił do samego końca.

Opuścił gabinet Minerwy skołowany. Chciał poznać całą prawdę i dokładnie to się stało, więc dlaczego czuł się taki nieusatysfakcjonowany? Puste słowa, składające się na historię jego życia z ostatniej dekady, nie przyniosły mu tego, czego oczekiwał. Nie przyniosły mu właściwie nic. Nie potrafił wczuć się w nie, mając problem z pojęciem faktu, że to wszystko się już wydarzyło, było przeszłością, która zmieszała się z teraźniejszością w irytujący, dezorientujący sposób.

Wiedząc, gdzie trwały teraz “jego” zajęcia, zaszedł na trzecie piętro i tuż pod drzwiami usłyszał dobiegające z wewnątrz głosy. Zmarszczył brwi, wchodząc niepostrzeżenie do klasy i stanął przy ścianie, krzyżując ramiona na piersi. Obserwował, jak Granger lawiruje pomiędzy pojedynkującymi się po kolei parami uczniów, poprawiając zarówno wymowę zaklęć, które rzucali, jak i ruchy ich różdżek. Zaklęcia przecinały powietrze, rozświetlając pomieszczenie jaskrawymi promieniami, które rozbijały się o iskrzące się tarcze rzucane w ich kierunku. A ona, stojąca pośrodku tego wszystkiego, wydawała się taka zafascynowana. 

Severus zmrużył oczy, przyglądając się precyzyjnym ruchom jej dłoni i przysłuchując idealnej inkantacji zaklęcia, które zademonstrowała jednemu z maruderów, którzy najwyraźniej sobie nie radzili. Chłopiec powtórzył po niej ruch różdżki, a kiedy nagły promień światła wypłynął z jej końca, nastolatek aż wzdrygnął się zaskoczony, że mu się udało. Mina godna samego Longbottoma, pomyślał Snape.

Ciekawiło go, czym banda nierozgarniętych gówniarzy, którą znał, zajmowała się po opuszczeniu szkoły. I ilu z nich faktycznie edukację ukończyło. Te informacje zamierzał wyciągnąć już od Granger, spodziewając się, że opowieści o jej teraźniejszym życiu nie będą tak trudne, jak mówienie o ciężkiej przeszłości. Cóż. Nadzieja matką głupich.

Hermiona dostrzegła go zaraz po tym, jak wszedł, ale nie zdradziła się z tym, starając za wszelką cenę skupić na uczniach, których miała pod opieką. Początkowo jego obecność ją zaskoczyła, a młoda kobieta przestraszyła się, że wytrąci ją z równowagi i doprowadzi do czegoś, czego zdecydowanie nie chciała. Na przykład wypadku, za który któreś z nich mogłoby zostać zwolnione. Cóż, pomyślała. To na szczęście stać się nie może.

Udało jej się jednak dokończyć zajęcia, a kiedy uczniowie zbierali swoje rzeczy, a ławki wróciły na prawowite miejsca, Severus podszedł w głąb sali, przyciągając zdezorientowane spojrzenia uczniów, których twarze widział pierwszy raz na oczy. Mimo to — odnalazł w nich tę samą grozę, ten sam strach, który towarzyszył każdemu studentowi, którego drogi krzyżowały się z surowym wzrokiem wymagającego nauczyciela. To ulżyło nieco dziwnemu uczuciu zagubienia, którego doznał w tak dobrze znanym mu do tej pory otoczeniu.

— Czy to znaczy, że wraca pan na zajęcia? — zapytała w pewnej chwili wysoka dziewczynka w szatach Slytherinu.

Zarówno Severus, jak i Hermiona posłali w jej stronę pytające spojrzenie, ale tylko jedno z nich było życzliwe. Młoda kobieta uśmiechnęła się nieco pobłażliwie, za to Snape zmrużył oczy, słysząc przejmujący niepokój w głosie uczennicy.

— Przez kilka dni będziecie musieli obejść się bez profesora Snape’a — powiedziała Hermiona, posyłając mu niepewne spojrzenie, którego jednak nie zdążył wyłapać. — Ale dacie radę. Zostaliście bardzo dobrze nauczeni, jak rzucać to zaklęcie.

Severus miał ochotę prychnąć gorzko pod nosem, jednak nie zdobył się na żaden komentarz w związku z jej pochwalnymi słowami. Zerknął na uczniów, którzy zaczęli powoli zbierać się do wyjścia, jednak niespodziewanie usłyszał nieopodal siebie:

— Fajnie, że mogliśmy je poćwiczyć.

Obserwował, jak Granger uśmiecha się łagodnie do żegnających się z nią uczniów i odprawia ich na kolejne zajęcia. Odczekał, aż ostatni student opuści salę lekcyjną i posłał kobiecie przelotne spojrzenie, widząc, że zmieszała się i ścisnęła mocniej dłonie. 

Żadne z nich tak na dobrą sprawę nie miało pojęcia, jak zacząć rozmowę.

— Zebrałam wypracowania, które zadałeś im w zeszłym tygodniu — powiedziała w końcu Hermiona, podchodząc do biurka. Zerknęła na ciemnowłosego mężczyznę, który uniósł wysoko brew, nie mówiąc jednak nic. — Sami się przyznali — dodała wymownie. Pragnąc przy tym bardzo mocno, aby jej maska nonszalancji nie rozpadła się na milion kawałków.

— Coś nowego — mruknął pod nosem Snape.

Młoda gryfonka uśmiechnęła się słabo, obserwując kątem oka jak wysoki czarodziej podchodzi bliżej, zerkając na równo ułożone na biurku pergaminy. Chwilę wodził wzrokiem po nabazgranych na nich bredniach, czując jednak, że sam pozostaje pod czujnym ostrzałem czyichś oczu.

— Nie wiedziałam, jak je segregujesz, więc ułożyłam je alfabetycznie — powiedziała Hermiona, odwracając spojrzenie na stosik esejów. — Według domów.

Severus zerknął na nią pytająco, marszcząc brwi i chwilę nie komentując w żaden sposób jej słów. Czuł się nieswojo z tym, co dla niego robiła; podobnie jak irytująco niezręczna była sytuacja, w jakiej oboje się znaleźli i do jakich konwersacji ich zmuszała. Kobieta niespodziewanie obróciła ku niemu twarz, która zastygła na ułamek sekundy, po tym jak odnalazła jego świdrujące spojrzenie.

— Z reguły segregowałem je już po sprawdzeniu — odparł Snape. Młoda szatynka stojąca przed nim zdążyła jedynie przytaknąć głową, zanim dodał: — Alfabetycznie, domami.

Panna Granger uśmiechnęła się do niego tak promiennie, że na moment zapomniał o całej złości, jaką czuł w jej stronę. Miał czas, żeby ochłonąć, oswoić się ze wszystkim, co się dookoła niego działo i zrozumiał, że nie miał prawa obarczać jej winą za wszystko. Owszem, zawiodła jego nadzieje, ale po rozmowie z Minerwą był skłonny jej to wybaczyć. Będąc w obcym — mimo wszystko — otoczeniu, nie zależało mu na tym, żeby z ludzi, którzy chcieli mu pomóc, zrobić sobie wrogów.

— W takim razie masz je już przygotowane do oceny — stwierdziła wesoło kobieta, unosząc wymownie brew. — Co może poczekać do czasu, aż wydobrzejesz.

Snape posłał jej pytające spojrzenie i skrzywił się, kiedy dostrzegł w jej uśmiechu obrzydliwą, ociekającą litością troskę. Nie była to jednak ta sama litość, jaką do tej pory widywał; a jej troska podszyta była czymś, czego nie rozpoznał, a co zaintrygowało go do tego stopnia, że nawet nie zdążył zirytować się jej zachowaniem.

Poza tym wiedział, po co tu przyszedł. Było coś, co chciał z nią wyjaśnić i nie mógł rozpocząć tej rozmowy od kolejnych wyrzutów.

— Słuchaj, Granger — zaczął, wciskając dłonie do kieszeni ciemnych spodni. — Odnośnie wczorajszej rozmowy…

Jego słowa zagłuszył szczęk otwieranych drzwi. Severus i Hermiona jednocześnie spojrzeli w kierunku wyjścia z sali, dostrzegając, że niewysoki brunet zamiera w progu, najwyraźniej nie spodziewając się, że zastanie kogoś w klasie lekcyjnej.

— Ja… — burknął pod nosem. — Zapomniałem podręcznika.

Młoda kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie, natomiast Snape ściął chłopca złowrogim spojrzeniem. Uczeń podszedł szybko do ławki, na której leżała samotna, pozostawiona w roztargnieniu książka i zabrał ją, w popłochu uciekając z sali. Mamrocząc pod nosem przeprosiny, jakby którekolwiek z nich miało odebrać mu punkty za zapominalstwo.

— Nie musimy wracać do wczorajszej rozmowy — powiedziała Hermiona, kiedy zostali sami. Ciemne oczy zwróciły się ku niej z pytającym wyrazem, który pogłębił się w momencie, w którym kobieta dodała z lekkim uśmiechem: — Myślę, że możemy pójść na kompromis i… przyznać, że oboje daliśmy się ponieść.

Severus milczał chwilę jak zaklęty, przysłuchując się padającym z ust Granger słowom, które przybierały niepokojąco podobną formę, co jego własne myśli. Drobna szatynka niespodziewanie zmarszczyła brwi, ściskając nerwowo dłonie i zerknęła na niego poważniej.

— Nie chciałam, żebyś poczuł się osaczony — mruknęła. — Wiem, że to wszystko jest… cholernie dziwne. — Kobieta pokręciła głową, a jej brwi tylko mocniej ściągnęły się ku sobie, uwydatniając bruzdy na bladym czole. — Jesteś w miejscu, które znasz, ale wszystko wydaje się obce. Nie takie, jakie pamiętasz — dodała. — Ja też… nie umiem się w tym odnaleźć.

Spojrzała na niego tak, że zamiast wygarnąć jej użalanie się nad nim, miał ochotę prosić, aby nie przestawała mówić. Nie zrozumiał, co tak kojącego było w jej tonie, w jej słowach, ale nie spodobało mu się to uczucie. Wciąż mowa była o Hermionie Granger, której oktawa głosu przyprawiała go o nieustanne, cholerne migreny.

— Odzwyczajenie się od czegoś jest o wiele trudniejsze, niż przyzwyczajenie — stwierdził Snape. Wyprostował się, widząc ulgę malującą się w ciepłych, orzechowych oczach, kiedy najwyraźniej powiedział coś, co kobieta liczyła, że od niego usłyszy. Coś co jej samej pozwoliło uspokoić wyrzuty sumienia. — Nie powinienem był oczekiwać, że zrobisz to bez mrugnięcia okiem, z dnia na dzień.

Ku jego zaskoczeniu, Hermiona ponownie się uśmiechnęła.

— Miałeś za to prawo oczekiwać, że dowiesz się prawdy — przyznała, jednak mężczyzna dość szybko odpowiedział jej uniesieniem brwi.

— I dowiedziałem się jej, tak czy inaczej — mruknął, a gryfonka posłała mu pytające spojrzenie. — Nie jesteś jedyną osobą, która wszystko pamięta. Minerwa jest całkiem znośnym korespondentem, jeśli dasz radę przymknąć oko na matkowanie.

Jego drwiącej uwadze odpowiedział odruchowy, rozbawiony śmiech, zagłuszony szybko przez przytkniętą do ust dłoń. Hermiona zerknęła na niego pobłażliwie, nagle jednak wywracając oczy i krzywiąc się w wymowny sposób, co przykuło wytężoną uwagę Snape’a. 

— Co to za mina? — zapytał, wprawiając swoją rozmówczynię w konsternację.

— Jaka mina? — Severus uniósł powoli brew, a gryfonka pokręciła lekceważąco głową. — Nie wiem, o czym mówisz — odparła wymijająco.

— W takim razie dopisz halucynacje do listy objawów — rzucił cierpko ciemnowłosy czarodziej.

Ten ton… Hermiona chwilę przyglądała się stojącemu przed nią mężczyźnie, który zbulwersowany jej ostentacyjnym zachowaniem odwrócił się bokiem i mocniej zacisnął dłonie skryte w kieszeniach. Było w tym coś tak bardzo… znajomego. Coś, co pamiętała. Choć pojawił się między nimi mur niezręczności, wydawał się być z papieru — jakby w każdej chwili miał runąć, pozwalając im powrócić do rzeczywistości.

— Muszę iść na swoje zajęcia — powiedziała w końcu kobieta. Snape zerknął na nią przez ramię, marszcząc ciemne brwi. — Jeśli masz ochotę rozprostować nogi po posiedzeniu u Minerwy — dodała, szybko jednak pesząc się, zupełnie jakby to, co miała mu zaproponować, było co najmniej nieprzyzwoite — chętnie skorzystałabym z towarzystwa. — Ciemne oczy zmrużyły się, nie odrywając od niej nawet na chwilę, ale Hermiona jedynie uśmiechnęła się pod nosem. — Irytek upodobał sobie robienie mi psikusów w najgorszych, możliwych momentach, więc w każdej chwili spodziewam się czymś oberwać.

— Szukasz eskorty czy kogoś, komu dostanie się rykoszetem? — zadrwił Severus, kiwając jednak głową na znak zgody, kiedy gryfonka stojąca przed nim jedynie uśmiechnęła się w odpowiedzi. 

Zauważył, że robiła to zaskakująco często i w zupełnie inny sposób, niż znał. Granger, którą pamiętał, uśmiechała się przy nim tylko wtedy, kiedy udało jej się — cudem — uwarzyć poprawny eliksir albo odpowiedzieć na zadane pytanie, których poziom celowo i złośliwie dla niej zawyżał. Zdawała się jednak nigdy tym nie przejmować, podobnie jak teraz, nic nie robiąc sobie z jego słów, choć wciąż ważyła je na szali z godnym starszemu mężczyźnie szacunkiem. Tamte uśmiechy były jednak agresywne, przepełnione pychą, próżnością i satysfakcją z rywalizacji. Te natomiast pełne był ciepła, spokoju, ale i subtelnej kokieterii, z którą chyba najciężej przyszło mu się pogodzić.

Ruszył za niską czarownicą na korytarz, uchylając drzwi i przepuszczając ją w progu. Hermiona skierowała się ku klatce schodowej, kiedy niespodziewanie usłyszała:

— Dlaczego zostałaś w Hogwarcie, Granger?

Zerknęła przez ramię na idącego obok mężczyznę i przekornie wydęła wargi.

— Ach — mruknęła, słysząc w głosie Severusa ton, z jakim Minerwa potraktowała ją podczas jednej z rozmów, które ostatecznie powiodły młodą gryfonkę do przyjęcia propozycji sojuszu. — Pytasz, dlaczego zmarnowałam swój potencjał, czy nie miałam większych ambicji, niż bycie nauczycielem mugoloznawstwa?

Ciemne oczy zmierzyły ją nieco zbite z tropu.

— Kariery psychologa jak widać nie przemyślałaś — sarknął Snape.

Hermiona obruszyła się, szybko jednak uśmiechając pod nosem.

— Nie chciałam tu pracować — powiedziała nagle. — Przynajmniej tego nie planowałam. — Snape zwolnił, widząc, że niższa o niemal głowę kobieta ma problem z dotrzymaniem mu kroku. Nic dziwnego, skoro lata po zamku w obcasach, pomyślał. — Po wojnie skończyłam szkołę, zdałam egzaminy… z najwyższymi notami, oczywiście — mruknęła, unosząc chełpliwie kącik ust.

— Podejrzewam, że jako jedyna — wtrącił Severus.

— Wszyscy ją skończyliśmy — odparła buntowniczo Hermiona i dodała pod nosem: — Nie pozwoliłabym im zaprzepaścić tylu lat pracy.

Niespodziewanie usłyszała obok siebie prychnięcie.

— Kto by się spodziewał, Wszystko-Wiem-Najlepiej Granger głosem rozsądku.

Wywróciła oczami zupełnie bezwiednie. Zerknęła pod nogi, kiedy schodziła z ostatnich stopni i posłała idącemu obok mężczyźnie baczne spojrzenie. Ten ton… Myliła się. Brzmiał podobnie, brzmiał znajomo, ale było w nim coś, o czym zapomniała, coś, czego pamiętać nie chciała — dystans.

— Potem chciałam aplikować do Ministerstwa, długo mieli otwarte wakaty, bo wielu… wielu pracowników straciło swoje posady — powiedziała, kiedy szli wzdłuż skrzydła, mijając pojedynczą grupę uczniów, którzy normalnie nie przebywali w tej części zamku za często. — Ale wiedziałam, że chcąc nie chcąc przyjmą mnie z uwagi na nazwisko. Staliśmy się dość… sławni. Po wojnie. Wszyscy — wyjaśniła, widząc, że Snape posłał jej pytające spojrzenie. Skrzywił się, tracąc nadzieję, że akurat jego dobra czy zła “sława” oszczędziła. — Zrozumiałam też, że wcale tego nie chciałam, poza tym… to chyba nie byłoby coś dla mnie. 

Severus bez słowa komentarza poruszył brwiami.

— Za to bycie lekarzem mam we krwi — zażartowała nagle słabo. — Skłoniłam się ku Mungo, ale… — Hermiona zwolniła, skubiąc nerwowo sprzączkę przy kamizelce. — Kiedy dowiedziałam się, jakie mają wymagania, pomyślałam od razu, że nie mam szans. Nie do końca dlatego, że w siebie nie wierzyłam, ale nie skupiałam się na tym wcześniej, więc moje wyniki były… mierne. Mimo wszystko, w porównaniu z innymi. I dałam pokonać się swojemu zwątpieniu. Znowu — dodała niespodziewanie, marszcząc mocno brwi, a jej głos przybrał dziwną, ciężką barwę, zupełnie niepodobną do tej, którą dotychczas rozbrzmiewał. — Zanim zdążyłam podjąć jakąś decyzję, dostałam propozycję pracy od Minerwy. Uznałam, że taki półśrodek będzie lepszy niż żaden. Mogłam przygotować się w spokoju do egzaminów, podnieść swoje kwalifikacje, nauczyć się o wiele więcej i spróbować później…

Zamilkła w pół słowa, a Snape zerknął na nią, mrużąc ciemne oczy.

— Więc co poszło nie tak? — zapytał, całkiem szczerze zainteresowany. 

Granger wydawała się paść ofiarą swojej własnej, przerośniętej ambicji, ale wyczuł, że we wszystkim, co mu powiedziała, było jeszcze jakieś drugie, ukryte dno. 

— Wszystko i nic — przyznała z nikłym uśmiechem Hermiona. — Po pierwszym roku była pewna, że się zwolnię. Naprawdę, nie… — Zacisnęła usta w cienką linię, próbując poskładać ze sobą odpowiednie słowa. — Naprawdę myślałam, że to nie jest dla mnie. Kompletnie mi się to nie podobało, nie umiałam jakoś wczuć się w tę… rolę.

— A myślałem, że poznanie Trelawney od drugiej strony przelało czarę — wtrącił Severus z kpiną.

Hermiona prychnęła w odpowiedzi.

— To było jak gwóźdź do trumny — mruknęła żartobliwie. Spoważniała jednak, przygryzając wargi i po chwili dodała: — Wszystko było takie nieswoje, dziwaczne…

— Dlatego tym bardziej nie rozumiem, jakim cudem dalej tu uczysz?

Snape odnalazł jej skonsternowane spojrzenie i zmrużył oczy, czekając jednak cierpliwie na jej odpowiedź. Sam nie wiedział czemu, ale czas zainwestowany w wysłuchanie historii chciał, aby odpłacił mu się poznaniem jej puenty.

— To chyba jakiś rodzaj pokuty — powiedziała cicho gryfonka, odwracając wzrok. — Nie chciałam znowu w siebie zwątpić do punktu, w którym coś stracę i stwierdziłam, że się nie poddam, dam temu szansę. Dam sobie szansę.

Jej głos stał się przeraźliwie pusty, wyzuty z jakichkolwiek emocji. Dosłownie na moment, bo kiedy ponownie się odezwała, znów brzmiała jak Granger; choć nie całkiem ta, której obraz Severus miał w pamięci.

— Potem na szczęście okazało się, że to było tylko złe pierwsze wrażenie. Znalazłam w tym jakiś złoty środek, jakiś sposób i… zaczęłam to naprawdę lubić — dodała, uśmiechając się ciepło.

— Właśnie widziałem — mruknął pod nosem ciemnowłosy czarodziej. 

Zwrócił tym na siebie uwagę idącej obok szatynki, która posłała mu pobłażliwe spojrzenie.

— Twoje zajęcia to zupełnie co innego — stwierdziła. — Do tej pory pamiętam eliksiry, które prowadziłeś i to zupełnie inna liga.

Snape uniósł brew, zerkając na rozbawioną Hermionę. Drażniło go to, że nie czuła się przy nim skrępowana — mimo oczywistej niezgrabności, jaka towarzyszyła mimowolnie ich rozmowom — i że zachowywała się dokładnie tak, jak mógł wyobrazić sobie kiedykolwiek dorosłą Granger. Widział, że w ten sposób czuła się swobodniej — co zamierzał później wykorzystać i wyciągnąć jeszcze więcej informacji na temat swojego życia.

— Nie wyglądało, jakbyś sobie nie radziła — mruknął pod nosem.

Niespodziewanie kobieta zatrzymała się, odwracając twarzą w stronę Severusa. Dostrzegł ciemne, wzmacniane drzwi za jej plecami, jednak szybko przeniósł wzrok na przyjazny uśmiech rzucony w jego stronę, co mimowolnie wywołało dyskomfort w całym jego ciele.

— Tak to się kończy, kiedy przejmuje się zastępstwo za dobrego pedagoga — powiedziała Hermiona. Zaskoczyła go szczerość w jej głosie i zaskoczyła go siła spojrzeń, które wpadły w krzyżowy ogień. Gryfonka zmieszała się, zerkając na drewniane skrzydło za sobą i mruknęła: — To moja klasa. Tam dalej jest mój gabinet.

Wskazała dłonią w głąb korytarza, a Severus podążył wzrokiem w tamtą stronę przelotnie, mrużąc nieco oczy, kiedy spostrzegły kolejne drzwi na końcu długiego holu.

— Dobrze wiedzieć — prychnął, a Hermiona odsunęła się o krok, posyłając mu szeroki uśmiech.

— Dziękuję za eskortę — mruknęła. — Widzimy się na lunchu?

Mężczyzna spojrzał na nią, skanując uważnie jej twarz, a ona aż wyprostowała się w pierwszym odruchu. Oświetlone dziennym światłem źrenice czarnych oczu zwęziły się, ale zanim młoda kobieta cokolwiek powiedziała, ciemnowłosy czarodziej skinął jej bez słowa głową. Instynktownie — zrobiła dokładnie to samo. Zniknęła w sali, uwagę całkiem skupiając na prowadzeniu zajęć i zapomniała o całym świecie, pierwszy raz czując coś na kształt ulgi. 

Radzili sobie. Mimo niecodziennych okoliczności, odnaleźli wspólny język, tak jakby umiejętność swobodnej rozmowy wcale nie miała nic do czynienia z ich zażyłością — wystarczyło, żeby zrozumieli, że wzajemna konwersacja obojgu im przyniesie coś dobrego, że są sobie równi i jeśli odłożą na bok utarte w głowie wspomnienia wzajemnego wyobrażenia, będą mogli zacząć z czystą kartą.

Co niezwykle pomogło, kiedy niepokój ponownie ogarnął Hermionę na lunchu. Żadna spóźniona poczta nie dotarła do Hogwartu, żadna późna sowa nie wleciała do Wielkiej Sali, niosąc ze sobą tak wyczekiwany list. To zmartwienie pochłaniało zdecydowanie za dużo myśli, których mimo wszystko kobieta cieszyła się, że nie musiała poświęcać dodatkowo na Snape’a niedowiarka i w dodatku traktującego ją jak nastolatkę.

Chociaż tyle, pomyślała kwaśno.

— Zjedz coś — mruknęła w pewnej chwili Aurora, widząc, że młodsza czarownica najwyraźniej zamierzała potraktować kolejną kawę jako posiłek. 

Hermiona zmarszczyła brwi znad parującej filiżanki, czując ścisk żołądka na samo wspomnienie jedzenia. Nie zjadła wiele na śniadaniu, teraz żałując, że osłabiała swój organizm, tym samym tylko potęgując stres, jaki odczuła. Uśmiechnęła się gorzko do ciemnoskórej nauczycielki, rozczulona jej zachowaniem. Nie spodziewała się, że ich rozmowa wyciśnie u niej aż taką troskę.

— Pytanie tylko co — odparła, wzruszając ramionami i zerknęła na półmiski ustawione na podłużnym blacie. — Wszystko wygląda za dobrze, kiedy człowiek jest głodny jak wilk.

Ku jej ogromnemu zaskoczeniu, to nie Sinistra odpowiedziała na jej słowa.

— To tylko pieczywo, Granger — stwierdził nieco oschle Severus, przyciągając spojrzenie Hermiony, które jednak zignorował i poruszył wymownie brwiami, dodając: — Nie wybrzydzaj.

Zastygła maska pękła, a na ustach młodej gryfonki pojawił się słaby uśmiech.

— To nie wybrzydzanie — odparła odruchowo pod nosem. — Po prostu się zastanawiam.

— Wszystko wygląda tak samo — prychnął obojętnie Snape, sięgając po pierwszą z brzegu maślaną bułeczkę. 

Hermiona zlustrowała go pytającym spojrzeniem, a na jej uchylających się w proteście ustach zamajaczył krnąbrny uśmiech.

— Ale nie wszystko smakuje tak samo — stwierdziła. Papierowy mur Severusa runął, zabierając resztki niezręczności, które tliły się pomiędzy nimi. Zupełnie, jakby nigdy jej tam nie było. — Różnią się niemal wszystkim, nadzieniem, teksturą…

— Smakiem — wtrącił kpiąco Snape i poruszył wymownie brwiami, nie patrząc jednak w stronę swojej rozmówczyni, która oparła się wygodniej w fotelu z filiżanką w dłoniach. 

— Który zmienia się z dnia na dzień — dodała niemal od razu, mimikując instynktownie jego gest. Niemal umknął on ciemnym oczom, które akurat w tej chwili skierowały się w kierunku młodej szatynki. — A ja zwyczajnie nie wiem, na co mam dziś ochotę.

— Niektóre decyzje nie są takie trudne, jak się wydają — stwierdził w końcu Severus.

Tym razem to Hermiona zaskoczyła jego. Ich spojrzenia spotkały się przelotnie, a ułamek sekundy później stłumiony śmiech panny Granger dobiegł do jego uszu, przyprawiając go o kwaśną, zdezorientowaną minę. 

— Nikt nie mówił, że są — odparła kobieta, uciekając wzrokiem ku półmiskom stojącym przed nimi. Pochyliła się, sięgając zawinięty, zarumieniony rogalik wypełniony słodkim cynamonowym kremem, ale niespodziewanie usłyszała obok siebie stłumione prychnięcie. Uniosła brew, zerkając przez ramię na Snape’a i zapytała: — Jakieś uwagi?

— Poza tym, że nie jestem zaskoczony — stwierdził pod nosem ciemnowłosy czarodziej, ignorując jej wyzywający wzrok — nie.

Hermiona uniosła brwi wysoko, a na jej czole pojawiło się kilka głębokich, podłużnych bruzd.

— A co to niby ma znaczyć? — zapytała przekornie, oniemiała nieco zadziornością Snape’a, której, szczerze mówiąc, po prostu się nie spodziewała. 

Nie chciała mu nic narzucać, nie chciała na siłę forsować relacji, jaką mieli, bo jasno dał jej do zrozumienia, że nie jest to dla niego komfortowe i przekracza granice  jego prywatnej strefy, ale w jakiś sposób, małymi krokami — i tak odnaleźli drogę powrotną. Nawet, jeśli rozmowa miała dotyczyć cholernych słodkich wypieków.

Severus prychnął w odpowiedzi na jej pytanie i zmierzył ją krótkim spojrzeniem, które automatycznie wywołało ciarki na całym jej ciele.

— Wyglądasz na ten typ — rzucił.

— Ten typ? — powtórzyła pytająco Hermiona, podkreślając absurd jego wypowiedzi jeszcze wyraźniejszym uniesieniem brwi, co Snape skomentował wywracając oczami.

— Cynamonowy — sarknął.

Nie podejrzewała nawet, ile może zdziałać krótka, idiotycznie głupia rozmowa. Ile szczęścia i niewypowiedzianej radości mogło sprawić zaledwie kilka nic nieznaczących zdań.

— To tylko pieczywo — stwierdziła, naśladując nonszalancję Severusa i rozerwała płat rogalika. — Nie ma potrzeby dodawania temu drugiego dna. 

Mężczyzna obserwował, jak Granger bez pardonu wtyka wypiek do ust, które wykrzywiały się w triumfalnym, chełpliwym uśmieszku. Normalnie już dawno zakończyłby tę żenującą, jałową dyskusję, odejmując przy tym masę punktów za impertynencję gryfonki, jednak nie mając takiej władzy, poczuł się mocno wytrącony z równowagi. Ku swojemu własnemu zaskoczeniu, nie odnalazł w tym wszystkim również nic, co wywołałoby u niego irytację, dlatego ciągnął tę rozmowę, odkrywając w niej przy okazji coś dziwnie znajomego.

Ten ton… Spokojny, wciąż okraszony odpowiednią dozą szacunku, miał w sobie jednak iskrę buntu i absolutnie żadnego cienia pokory. Severus nie znał go, a mimo to nie zapałał do niego niechęcią, wbrew temu, czego mógłby się spodziewać. Ciepły głos dopełnił tło rozmów, wprawiając mężczyznę w nieustanną konsternację — bo jego drwiąca barwa była jak sygnowana jego nazwiskiem. Jakbym rozmawiał sam ze sobą.

— Poza tym, co to niby znaczy “cynamonowy typ”? — mruknęła w pewnej chwili Hermiona nieco retorycznie, a Snape zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem, zatrzymując dłoń z filiżanką tuż przy wąskich wargach.

— Poważnie, Granger?

Kobieta prychnęła pod nosem i dodała szybko:

— Lubię je! — Zerknęła na siedzącego obok mężczyznę rozbawiona, wzruszając ramionami i dostrzegła jego kpiący wzrok. — To o niczym nie świadczy.

Nie rozumiał, dlaczego tak łatwo przychodziło mu znajdowanie odpowiedzi idealnie pasujących do jej słów.

— Podobnie jak twój wybór — rzucił, upijając łyk kawy. — Aż przez chwilę myślałem, że sarkazm przestał sprawiać ci problem.

Hermiona wpatrywała się w niego chwilę, a kąciki jej ust aż drżały od szerokiego, wesołego uśmiechu. Odwróciła w końcu głowę, wracając do jedzenia i czując nawracającą niezręczność, która — ku jej zaskoczeniu — tym razem zrodziła się z tego, jak łatwo przyszło im płynąć ze starym nurtem. Snape najwyraźniej też był tym nieco zdezorientowany, bo zmarszczył brwi, pochylając się do przodu i oparł łokcie na stole, całkowicie skupiając swoją uwagę na filiżance i chmarze uczniów w zasięgu jego wzroku.

Aurora Sinistra natomiast patrzyła na nich z boku, nie wiedząc czyja mina w tym momencie była dziwniejsza. Podejrzewała, że jej własna — sądząc po pobłażliwym spojrzeniu Henry’ego, które wyłapała ponad stołem nauczycielskim. Czarownicę cieszyło jednak, że atmosfera nie przypominała już stypy ze śniadania, a grobowe humory i zaskakująco irytująca cisza odeszły w niepamięć. Przynajmniej na chwilę.

Kiedy opuszczali Wielką Salę, Hermiona i Severus mimowolnie skierowali się w tym samym kierunku. Nie dotarli jednak nawet do schodów, zanim młoda kobieta niespodziewanie usłyszała za plecami znajomy głos.

— Profesorze Snape!

Christina podbiegła do nich zdyszana, a Ben, który dotarł do zbiorowiska dosłownie kilka sekund za swoją dziewczyną, posłał jej karcące spojrzenie, które jednak sugerowało, jak bezradny w rzeczywistości był.

— Panno Blakers — przywitała ją Hermiona.

Od razu zerknęła też na Severusa, który patrzył na nastolatkę jak na ducha. Kilka długich sekund zajęło mu przetworzenie faktu, że dziewczynka nosząca to nazwisko była teraz dorosłą niemal nastolatką. Chłopaka też kojarzył, choć przez chwilę nie potrafił zupełnie dopasować potencjalnego nazwiska do twarzy. Sam? Tim?

— Słyszeliśmy, że odwołał pan zajęcia — powiedziała bezpardonowo Christina, patrząc na Snape’a, który zmierzył ją zdystansowanym spojrzeniem i zmarszczył brwi. — Coś się stało?

— Wszystko jest w porządku — odparła młoda nauczycielka, wiedząc, że uczennica nie doczeka się żadnej odpowiedzi ze strony swojego byłego opiekuna. — Profesor Snape za kilka dni wróci na zajęcia.

Ciemne oczy skanowały na zmianę dwie, nastoletnie sylwetki stojące przed nim i Hermionę Granger, która ze stoicką, nauczycielską manierą zamierzała ich odprawić. Niespodziewanie ciemnowłosa dziewczyna skinęła głową, układając dłoń na brzuchu w dość wymownym geście, a ten kompletnie zaskoczył Severusa, który aż uniósł brew. Spodziewa się dziecka, pomyślał od razu. Do czego to, cholera jasna, doszło?

— Uciekajcie już — dodała nieco surowiej Hermiona, machając dłonią. Towarzyszył temu jednak tak ciepły, wyrozumiały uśmiech, że Snape aż zdziwił się, że jej słowa przyniosły jakikolwiek skutek. — Tylko żadnego biegania.

Christina Blakers uśmiechnęła się krnąbrnie, ale bez słowa skinęła młodej nauczycielce głową, rzucając w stronę Snape’a ostatnie, czujne spojrzenie. Odeszła razem z Benem, który od razu zaczął ją besztać i przypominać, że pani Pomfrey zakazała jej wysiłku, co nastolatka zbyła jedynie wywróceniem oczami.

— Nie jestem pewien, czy chcę znać akurat tę część historii — mruknął Severus, wciskając dłonie do kieszeni.

Hermiona zaśmiała się cicho w odpowiedzi, posyłając mu nieco pobłażliwe spojrzenie. Żebyś się nie zdziwił, pomyślała.

— Prawdziwa nastoletnia tragedia — stwierdziła, zerkając na plecy uczniów, znikających za winklem klatki schodowej. — Nie wiesz, co tracisz.

— Jakoś zupełnie mi nie szkoda — stwierdził pod nosem Snape. — Musiałabyś opowiedzieć mi też o upadku wartości ślizgonów, a nie wiem, czy jestem gotów słuchać o tym, jak się stoczyli.

— Miałeś okazję się o tym przekonać — powiedziała wymownie Hermiona, przypominając sobie poranne spotkanie z profesorem Slughornem.

Najwyraźniej zdradziła tym zbyt wiele, bo po minie ciemnowłosego czarodzieja zorientowała się, że zrozumiał, o czym mówiła. Nieco zaskoczony jej ostentacyjną niechęcią do starszego profesora, Severus uniósł brew w krótkim, zdawkowym geście.

— Dlatego póki co minimalizuję szkody dla swojego zdrowia psychicznego i pozostanę przy zadawaniu się z tobą i Minerwą — powiedział. Młoda kobieta spojrzała na niego, o mało co nie wybuchając śmiechem, ale niespodziewanie Snape dodał: — Cała reszta wydaje się zbyt obca.

Chwilę wpatrywała się w jego ciemne oczy, zdając sobie sprawę, jak brakuje jej tego, aby móc w nich po prostu zatonąć.

— To normalne — odparła, przestępując z nogi na nogę. Zacisnęła mocniej dłonie złożone na brzuchu i dodała z nutą pobłażliwości: — Christina miała dwanaście lat, kiedy ostatni raz ją widziałeś, więc to nic dziwnego, że ciężko ci na nią patrzeć jak na prawie dorosłą kobietę.

Mężczyzna skrzywił się mimowolnie na wspomnienie ciężarnej nastolatki, w dramat której był najwyraźniej wplątany; wnioskując po tonie, z jakim wołała jego nazwisko i braku jakiejkolwiek samokontroli przed spoufalaniem się z budzącym grozę nauczycielem. Naprawdę, Merlinie, jakby sam fakt utraty pamięci nie był wystarczająco dziwny.

— Nie tylko jej się to tyczy — mruknął nagle Severus. Zawiesił spojrzenie na młodej gryfonce, która zwróciła na niego wzrok, lustrując przeciągle każdy cal jego twarzy, co jedynie spotęgowało osobliwe uczucie dyskomfortu, jaki czuł będąc pod ostrzałem jej oczu. — Że też akurat ty w tym wszystkim wydajesz się najnormalniejsza — prychnął pod nosem.

Hermiona Granger niespodziewanie roześmiała się wesoło.

— To — wskazała palcem w stronę wyższego czarodzieja — chętnie uznam za komplement. 

Jej słowa wywołały krzywy grymas na wąskich ustach; krótki, przelotny i tak łatwy do przeoczenia, że szatynka jedynie szerzej uśmiechnęła się, kiedy go dostrzegła. Abstrakcyjna sytuacja, w której Hermiona znów na nowo odnalazła drobną przyjemność w obserwowaniu, jak mimika twarzy Snape’a zmieniała się, reagowała na jej zachowanie, kiedy ponownie próbował przyzwyczaić się do jej obecności.

— Mogę przyjść później — zaczęła powoli, marszcząc czujnie brwi — jeśli… masz jeszcze jakieś pytania. — Severus uniósł brew, choć jego spojrzenie wciąż pozostawało kompletnie puste, co natychmiast zrodziło w młodej czarownicy potrzebę wytłumaczenia się. — To znaczy wiem, że pewnie masz ich masę, nawet po rozmowie z Minerwą, bo przecież nie da się tego wszystkiego opowiedzieć w tak krótkim czasie…

— Granger — przerwał jej Snape. Kobieta zamilkła w sekundzie, patrząc na pobłażliwy, drwiący wyraz na jego ustach. — Przyjdź po kolacji.

Jasne, miodowo-orzechowe oczy — obiektywnie estetyczne, kiedy padały na nie ciepłe wiązki dziennego światła — zwróciły się na niego, mrużąc pod wpływem podnoszących się w uśmiechu policzków. Hermiona skinęła głową na znak zgody i tyle wystarczyło, aby oczyścić nerwową atmosferę, jaką sama na siebie sprowadziła bezwiednym słowotokiem.

Niestety te krótkie interakcje, tworzące naiwne poczucie, że nie wrócili do samego początku — a jedynie zaczęli od pewnego, istniejącego już punktu — zostały brutalnie zmiażdżone, kiedy po zajęciach młoda nauczycielka wróciła do siebie. Przygotowując materiały do konsultacji, które prowadziła dla kilku uczniów chcących zdobyć dodatkowe punkty, usłyszała niespodziewanie stukot za plecami i skrobanie po szkle. Odwróciła się zaskoczona, patrząc na przepiękną, elegancką sowę siedzącą na wystającym ustępie przy oknie i od razu wpuściła zwierzę do środka.

Whitlock. Hermiona odebrała przesyłkę, drżącymi rękami rozrywając kopertę zaadresowaną bezpośrednio do niej. Nie pomyślała nawet o tym, żeby zakwestionować fakt, że list nie dotarł do niej pocztą razem z resztą — i szybko niestety zorientowała się, że powinna była to zrobić.

 

Droga panno Granger,

 

Z przyjemnością pragniemy pogratulować zakwalifikowania się do pierwszej tury tegorocznej rekrutacji Akademii Veliko. W dołączonych do listu dokumentach znajdzie Pani wszystkie informacje dotyczące rozpoczęcia oficjalnych egzaminów wstępnych oraz dokumentów, które oczekujemy otrzymać w wyznaczonym terminie, aby dopełnić procesu naboru do naszej uczelni.

Z niecierpliwością oczekujemy Pani odpowiedzi i nie możemy doczekać się Pani przyjazdu.

 

Z poważaniem,

Marija Kramer

 

podpisano w imieniu dr. Aleksieja Rodovica

 

Młoda kobieta zastygła z twardym pergaminem w dłoniach. Czy naprawdę nie działo się w jej życiu już wystarczająco wiele, aby jeszcze teraz musiała martwić się tym, co zrobić ze swoją przyszłością, jak rozwiązać dręczące ją dylematy? Teraz, kiedy nie mogła nawet podjąć próby rozmowy z osobą, której dotyczyło to w takim samym stopniu, jak jej. 

Severus.

Hermiona zerknęła przez ramię na drzwi. Musiała to wszystko uporządkować po kolei. Zerknęła jedynie pobieżnie na terminarz dołączony do zaproszenia, upewniając się, że ma czas na odpowiedź, którego tak bardzo teraz potrzebowała. Schowała dokumenty do szuflady, zamykając ją szczelnie, kiedy niespodziewanie usłyszała pukanie do drzwi.

— Proszę!

Dwie nastolatki wparowały do jej gabinetu tak żywiołowo, że młoda nauczycielka szybko została zmuszona porzucić na bok wszystkie troski i zmartwienia. Co wyszło jej na dobre, bo po kilku minutach w towarzystwie roześmianych, wygadanych uczennic z Ravenclawu, Hermiona poczuła się wręcz zarażona ich optymizmem, a ich uśmiechy wyciskały na jej własnych ustach coraz częstszy, luźniejszy grymas.

Kiedy jednak szła wieczorem na trzecie piętro — zwłaszcza po tym, jak Snape nie zjawił się na kolacji — czuła, że jej nogi wiotczeją i powoli poddają się przejmującemu strachowi. Zadeklarowała, że odpowie na jego pytania, a teraz żałowała, że musiała zawsze zgrywać taką odważną. Choć doskonale wiedziała, że tylko w ten sposób pokona swój własny, powoli irytujący ją samą strach, nadal walczyła sama ze sobą, aby utwierdzić się w przekonaniu, że podjęła słuszną decyzję.

Zapukała do drzwi, zanim zdążyła się zawahać. Usłyszała kroki ze środka, które zagłuszyły donośne bicie jej serca, a chwilę później Severus pojawił się za uchylonym skrzydłem ciężkich, ciemnych drzwi. Wpuścił ją bez słowa, kłaniając się lekko, kiedy mijała go w progu, a kobieta jak automat podeszła do stolika kawowego. Nie kontrolowała zupełnie dłoni, które zaciskały się pod wpływem nerwowych gestów.

— Zatem? — zapytał niespodziewanie Snape, a Hermiona odwróciła się przez ramię, zerkając na niego pytająco. Wysoki mężczyzna minął ją, posyłając jej wymowne spojrzenie i podszedł powoli do biurka. — W jaki sposób spędzaliśmy wieczory takie jak ten?

Kobieta zawahała się, nieco zaskoczona jego pytaniem. Wieczory takie jak ten? Nigdy nie znajdowali się w podobnej sytuacji, więc skąd niby miała wiedzieć, co robić? Jak patrzeć na niego i nie widzieć, nie pamiętać? Zdała sobie nagle sprawę, że kiedyś już przełamali barierę. Kiedyś przecież nie umieli ze sobą rozmawiać.

— Poza oczywistym — dodał Severus, a jego brew drgnęła w kpiącym odruchu — musiało być coś równie… zajmującego umysłowo — wyjaśnił dosadniej.

Hermiona uchyliła usta, zanim zdążyła się powstrzymać. Czuła, że spala się ze wstydu jak piwonia, a jej mina musiała być doprawdy komiczna — patrzyła na stojącego przed nią mężczyznę w kompletnym szoku, szybko uciekając wzrokiem byle dalej od świdrujących ją ciemnych tęczówek. Obruszyła się, kiedy jej wargi samoczynnie uniosły się w uśmiechu i zerknęła na Snape’a.

Kiedy powtórzyła w głowie jego słowa, chcąc coś odpowiedzieć, zdała sobie sprawę, że wybrzmiały one wyzwaniem, na którym skupiła całą swoją uwagę, aby tylko nie myśleć o absurdalnie niezręcznej uwadze ciemnowłosego czarodzieja.

— Różyczko! — powiedziała nagle donośnym głosem, a ciemna brew mężczyzny niemal natychmiast poszybowała w górę.

Dosłownie ułamek sekundy później w pomieszczeniu pojawiła się drobna skrzatka, która zaskoczona spojrzała po wzywających ją nauczycielach.

— Profesor Granger, profesorze Snape — przywitała się uprzejmie, kłaniając niemal do samej ziemi.

Hermiona posłała rozczulony uśmiech w jej stronę.

— Dwie herbaty — poprosiła, zerkając przelotnie na Severusa. — Jedna podwójna, długo parzona. Druga zielona.

Mężczyzna zmarszczył mocno brwi, obcinając sylwetkę Granger nieco zaskoczonym spojrzeniem. Wiedziała doskonale, jaką pijał herbatę, co znaczyło, że dobrze znała jego nawyki — a to niemal odruchowo zrodziło w jego głowie pytanie, w jakim stopniu jej obecność wypełniła jego życie. Do jakiego stopnia ją do niego wpuścił. Ile poznała z prawdy, która — miał nadzieję — jednak uchroniła się przed światłem dziennym. Nie miał jednak bladego pojęcia, jak o to zapytać, a póki co, czerpał zaskakująco relaksującą przyjemność z towarzystwa dziewczyny… Kobiety, poprawił się.

To, co powiedział wcześniej o Blakers, dotyczyło również jej samej — patrzył na nią przez pryzmat tego, jaką ją pamiętał i ciężko było oczekiwać, że zmieni tę perspektywę z dnia na dzień. Widział jednak, że kobieta starała się powściągać pamięć mięśniową i nie narzucać mu absolutnie niczego, dając mu tym samym komfort, który umiał zarówno docenić, jak i wykorzystać. Nie mógł zaprzeczyć — ułatwiała mu to wszystko.

Różyczka deportowała się z cichym pyknięciem, a Snape posłał Hermionie nieco drwiące spojrzenie.

— Tylko mi nie mów, że zaprzyjaźniłaś się z moją skrzatką — sarknął.

Młoda gryfonka zignorowała jawne uprzedmiotowienie bijące z jego postawy i wywróciła oczami z pobłażliwą miną.

— Och, zrobiłam o wiele więcej — odparła, wymownie poruszając brwiami. — Jeszcze jak byłam w szkole, chciałam, żeby warunki w jakich pracowały nie były takie… nieludzkie.

Severus uniósł brew, ale nie zdążył skomentować doboru słów panny Granger, bo ta jakby czytając mu w myślach, rzuciła w jego stronę krótkie spojrzenie pełne teatralnego oburzenia i uśmiechnęła się szerzej.

— Chcieliśmy, żeby dostawały normalne pieniądze za swoją pracę, chociażby. One oczywiście uparcie twierdziły, że żyje im się dobrze, ale po wojnie… — Kobieta zmarszczyła lekko brwi. — Po wojnie nie ostało się wielu panów, którym mogły służyć. Duża część z nich musiała podjąć się pracy na nowo, nie wszystkie chciały wrócić do Hogwartu, więc… koniec końców obie strony skorzystały — dodała z dumnym uśmiechem, któremu zawtórował urwany kolejnymi słowami śmiech. — Nie dały się co prawda przekonać na skrócone godziny pracy, więc w tej kwestii poszliśmy na kompromis. Skrzaty są… niezwykle upartymi stworzeniami.

Dlaczego jeszcze jej nie przerwał? Nienawidził, jak ktoś mówił tyle co ona. Czuł znużenie, ale i frustrację, zwłaszcza, kiedy nie mógł wypowiedzieć się na jakiś temat, a mimo to… ani teraz, ani wcześniej, nie przerwał jej, nie szukał podświadomie rozwiązań, aby zakończyć dyskusję. Może czekał na jakieś informacje i liczył, że wyłapie je w słowotokach młodej kobiety, które po prostu musiał poświęcić się i wysłuchać. A być może miał na to trochę wpływ fakt, że słuchając o czym mówiła, musiał cały czas zmuszać się, aby pamiętać, że sam — rzekomo — pozwolił Hermionie Granger zarówno na spoufalanie się z nim, krnąbrny ton i sarkastyczne odzywki, które teraz nieustannie wywoływały w nim konsternację. Co pobudzało w pewien dziwny sposób jego umysł do pracy na niecodziennych obrotach, nawet, jeśli wiązało się z dyskomfortem.

— W życiu nie spodziewałem się, że można z taką pasją mówić o skrzatach domowych — zakpił pod nosem Snape.

Odpowiedział mu wymowny uśmiech.

— Zdziwiłbyś się, ile takich drobnych przyjemności z życia nauczyłeś się odkrywać — żachnęła się kobieta, jednak na jej twarzy szybko pojawił się krzywy, zdystansowany wyraz. Jakby przekroczyła pewną niewidzialną barierę, co wywołało sprzeciw w jej ciele. — Podejrzewam, że przebywanie ze mną nie pozostawiło ci wiele wyboru, bo ja w przeciwieństwie do ciebie jestem wieczną optymistką, co pewnie było niesamowicie irytujące.

Chciała rozładować jakoś napięcie, a tylko pogorszyła swoją sytuację. Odwróciła zażenowana wzrok, niespodziewanie słysząc cichy, nieco pobłażliwy głos mężczyzny.

— Zaskakująco tak nie brzmi. — Severus zmrużył oczy, kiedy kobieta wyprostowała się, zerkając na niego spod zmarszczonych brwi i dodał: — Brzmi jak coś, do czego da się przywyknąć.

Hermiona dziękowała Merlinowi za Różyczkę, która w tamtej chwili aportowała się do gabinetu. Skrzatka z szerokim uśmiechem zestawiła dwie porcelanowe filiżanki na stół, posyłając wesołe spojrzenie na swojego “pana” oraz jego “narzeczoną”. Na tą drugą zerknęła jednak z pytaniem wymalowanym w wielkich, szklistych oczach. Młoda nauczycielka dostrzegła, jak stworzenie wymownie zerka na siadającego na fotelu naprzeciw mężczyznę i zrozumiała, jakie obawy przemawiały przez zachowanie Różyczki. Uśmiechnęła się do niej pocieszająco, dając tym samym znak, że nie ma potrzeby, aby martwiła się o stan zdrowia Snape’a. Miała wszystko pod kontrolą, póki co. Optymistka, też mi coś, zakpiła w myślach.

Kiedy ponownie zostali sami, Hermiona zrozumiała, że nie było dłużej sensu wzbraniać się przed odpowiedzią na pytanie Severusa.

— Pytałeś, co robiliśmy podczas wieczorów takich jak ten — powtórzyła, spoglądając na ciemnowłosego czarodzieja. Ten jedynie zmarszczył brwi, czekając na to, co miał usłyszeć. — Poza oczywistym — dodała z przekąsem Hermiona, posyłając Severusowi spojrzenie pełne posępnej satysfakcji — robiliśmy właśnie to. Siedzieliśmy głównie u ciebie, rzadziej u mnie, piliśmy herbatę, bo kawy po osiemnastej zwykle nie pijamy. Czego nie można powiedzieć o alkoholu. — Mężczyzna prychnął, dostrzegając nikły uśmiech w kącikach ust Granger. — Czytaliśmy książki albo zwyczajnie zajmowaliśmy się swoimi sprawami. Każde swoimi, w ciszy. Choć nie całkiem, bo… często słuchaliśmy muzyki.

Snape ponownie uniósł brew, zastanawiając się, czy był w ogóle sens ją opuszczać. Chwilę wpatrywał się w sztywną, spiętą sylwetkę drobnej kobiety, która sięgnęła po swoją herbatę, szukając desperacko zajęcia dla drżących dłoni.

— Muzyki? — powtórzył szczerze zaskoczony i oparł się wygodniej w fotelu. — Aż strach pomyśleć, co by to miało być. Czego słucha się w dzisiejszych czasach?

Hermiona uchyliła usta, rozbawiona jego słowa. Uznała jednak, że ponownie, zamiast odpowiadać na zaczepkę, po prostu zrobi coś, co zamknie jego usta. To, co zamierzała zrobić miało zresztą przynieść wiele przyjemności jej samej. Uniosła wyzywająco brew i pstryknęła palcami, a Snape zaintrygowany obserwował, jak zza rozchylających się drzwi do jego sypialni, lewituje w ich stronę gramofon. Kobieta niewerbalnym zaklęciem ustawiła go na biurku, nakładając na igłę płytę pewnym, subtelnym gestem dłoni, a chwilę później pomieszczenie wypełniła cicha, spokojna muzyka.

Severus zdążył przesłuchać zaledwie kilka nut, zanim znajomą melodię przerwał śmiech panny Granger.

— Widzę, że zupełnie nie tego się spodziewałeś — rzuciła z uśmiechem na ustach. 

Ciemne oczy zmrużyły się z krótkim geście szczerego rozbawienia, zmieszanego z zaskoczeniem, które faktycznie odczuł.

— Pominąwszy fakt, że nie miałem pojęcia, czego się spodziewać — stwierdził gorzko, jednak kącik jego wąskich warg zadrżał ledwo widocznie, kiedy Hermiona wywróciła oczami, kolejny raz cicho śmiejąc się pod nosem.

Spojrzała jednak na niego w pewnej chwili, mrużąc oczy, które w mdłym świetle wieczornego półmroku przybrały przyjemnie czekoladowy, momentami mieniący się złotem odcień. A fakt, że wyłapał coś tak idiotycznie błahego, wcale nie poprawił niezręcznej atmosfery, która mimo wszystko wciąż nad nimi wisiała, jak sęp nad zwierzyną.

— Pozytywnie zaskoczony? — zapytała nagle Hermiona, upijając łyk herbaty i nie odrywając przy tym oczu z jego twarzy.

— Zwyczajnie zaskoczony — odparł niemal od razu Severus i dodał wyczuwalnie kwaśniejszym tonem: — Ale to chyba ostatnio jakaś przewlekła przypadłość.

Młoda gryfonka prychnęła, a gwałtowny ruch tułowia trącił niespokojnie podstawką, którą kobieta trzymała w drugiej ręce. Hermiona od razu opanowała się, stabilizując naczynko, aby nie dopuścić do żadnego wypadku i zerknęła na mężczyznę z pobłażliwym uśmiechem.

— Herbata, książki, muzyka — wyliczył niespodziewanie Snape i uniósł brew. — Coś jeszcze?

Ku swojemu własnemu zaskoczeniu, zamiast wzdrygnąć się na wspomnienie utraconej przeszłości, Hermiona aż zarumieniła się na myśl o wszystkich wspólnych wieczorach, podczas których żyli ze sobą, jakby idealnie wypełniali wolne przestrzenie we wzajemnych życiach. Przypomniała sobie o wszystkich miejscach, które zdążyli razem odwiedzić, wszystkie spacery, które odbyli i rozmowy, które im towarzyszyły. Poza oczywistym, pomyślała, przeżyli razem naprawdę wiele i dzielili mnóstwo wspomnień, które mogły stanowić korzeń interesującej przyszłości.

— Czasem zdarzało nam się tańczyć — powiedziała, zupełnie nie myśląc nad swoimi słowami.

Severus jednak nie sprawiał wrażenia, jakby usłyszał w jej słowach cokolwiek więcej, niż absurd.

— Już widzę, czyj to był pomysł — rzucił sarkastycznie.

Hermiona posłała mu buńczuczne spojrzenie, w którym jednak czaiło się zbyt wiele radości, aby wziął je na poważnie.

— Nie lubię się powtarzać — mruknęła wymownie — ale zdziwiłbyś się.

Brew mężczyzny poruszyła się kpiąco, kiedy jego ciemne oczy zeskanowały otwarcie drwiącą z niego twarz siedzącej naprzeciw gryfonki.

— Chcesz mi powiedzieć — zaczął wolno Snape, cedząc słowa zdecydowanie zbyt kpiąco, bo Hermiona aż szerzej się uśmiechnęła — że robiłem to dobrowolnie?

Nie spodziewał się zobaczyć tak odważnego, pewnego siebie spojrzenia z jej strony. Młoda kobieta usiadła wygodniej na kanapie, krzyżując przed sobą nogi i uniosła chełpliwie kącik ust.

— Dobrowolnie? — powtórzyła nieco teatralnie i od razu wyjaśniła, bardzo dosadnym tonem: — Uparłeś się, że nie skompromituję cię na balu bożonarodzeniowym ze swoim brakiem jakichkolwiek umiejętności koordynacji na parkiecie i… cóż — dodała, wymownie poruszając brwiami — “uparłeś się” to dość adekwatna reprezentacja.

Severus prychnął, domyślając się jedynie, jak wiele byłby w stanie zrobić, jeśli faktycznie na coś się zawziął. A uniknięcie publicznej kompromitacji dla człowieka, który nienawidził przyciągać cudzej uwagi, byłoby czymś prowadzącym do drastycznych kroków. Jak na przykład…

— Nauczyłeś mnie tańczyć — sprecyzowała młoda kobieta, posyłając mu przelotne spojrzenie — a potem stało się to pewnego rodzaju… tradycją. — Zawiesiła niespodziewanie wzrok na jego oczach, dodając: — Bardzo relaksującą, muszę przyznać, kiedy już przestałam deptać cię po nogach i nauczyłam się słuchać melodii.

— Czyli przypłaciłem to uszczerbkiem zarówno na zdrowiu psychicznym, jak i fizycznym, fantastycznie — burknął nieco teatralnie Severus, unosząc wysoko brew, a Hermiona po raz kolejny tego wieczora wesoło się roześmiała. — Przyniosło to chociaż rezultaty?

Przypomniała sobie wieczór balu, ich taniec i cały wspaniały czas, który mimo wszystko spędzili w swoim towarzystwie. I pocałunek, który obojgu im uświadomił, że tam, gdzie najmniej się tego spodziewali, zrodziło się uczucie; sztywne, niezręczne, ale na tyle silne, aby teraz tylko dolać oliwy do ognia. 

Młoda kobieta poczuła, że jej policzki niemal od razu znów stają się gorące.

— Gdyby w Hogwarcie wybierali króla i królową balu, pewnie by nas nimi koronowali — rzuciła pod nosem i zaskoczona podniosła wzrok, kiedy w odpowiedzi na jej słowa, siedzący naprzeciw czarodziej parsknął gorzkim śmiechem.

— Winszuję, Granger — zakpił Snape. — Nie wiem, czy słyszałem kiedyś coś bardziej abstrakcyjnego, mimo wszystkiego, czego dowiedziałem się w ciągu minionej doby.

Tym razem to Hermiona prychnęła w reakcji na jego wypowiedź.

— Poczekaj, aż usłyszysz, jak ogrywałam cię w karty — powiedziała, unosząc brew, a twarz mężczyzny przybrała nagle poważniejszy wyraz.

— Aż tak wstydzisz się przeszłości, że zaczynasz ją przeinaczać? — zapytał kpiąco, a szatynka uchyliła zaskoczona usta.

— Doskonale umiesz rozpoznać kłamstwo — rzuciła wymownie. — Uważasz, że nie byłabym w stanie tego zrobić?

— Uważam, że samo podjęcie próby, które zakładam miało miejsce, było bardzo odważnym przedsięwzięciem i najwyraźniej wysoce traumatycznym — zaczął Severus, pochylając się ku siedzącej przed nim kobiecie i dodał: — Ale mówimy tu o grze logicznej. Nie uwierzę, że jesteś ode mnie sprytniejsza.

Oczy kobiety zmrużyły się lekko, kiedy zaczęła rozumieć, co mężczyzna ma na myśli.

— Och — mruknęła z przekąsem. — Myślisz, że nie pokonałabym szpiega.

Wzdrygnął się, kiedy powiedziała to tak ostentacyjnie. Posłał jej przelotne spojrzenie, widząc, że wyłapała je od razu i obruszyła się swoją bezpośredniością. On jednak wcale nie zamierzał przykładać do tego wielkiej uwagi, skoro już pogodził się z tym, że jego brudy wypłynęły na światło dzienne.

— Cóż.

To było najkrótsze, a jednocześnie najbardziej wymowne, najdosadniej wypowiedziane słowo, jakie chyba kiedykolwiek od niego usłyszała.

— Możemy przekonać się o tym w każdej chwili — powiedziała.

Nie spodziewała się, że jej głupia, niezobowiązująca propozycja zakończy się podniesieniem przez Snape’a rękawicy, której wcale nie chciała rzucać. Mężczyzna odpowiedział równie prowokującą miną, podnosząc się z fotela ułamek sekundy później i przyniósł do stołu talię kart, zamierzając pokazać smarkuli, że nawet jeśli zdołała go oszukać bądź przejrzeć — musiało wynikać to stricte z faktu, że na starość i w wyniku szkód powojennych stępił swoje zmysły. Nie było na to innego wytłumaczenia.

— Naprawdę jesteś gotowa ponieść taką porażkę? — zapytał, drwiąco uśmiechając się w stronę szatynki, która zbyła jego pytanie wywróceniem oczami.

— Nie wiesz nawet, na co jestem gotowa, żeby tylko zobaczyć twoją minę po tym, jak już cię pokonam — odparła.

Potwierdzając jedynie twierdzenia o własnej zawziętości, Severus rozpoczął rozgrywkę, początkowo zaskoczony, że twarz Hermiony Granger nagle stała się zupełnie pusta. Rozproszony nieco tym faktem, chwilę grał pasywnie, dając kobiecie cień nadziei, że uda jej się — tak jak jeden z nielicznych razów, którymi być może zbyt dumnie się pochwaliła — pokonać czujny umysł i uśpioną podświadomość.

Nie przewidziała tylko jednego. Siedzący przed nią czarodziej, choć wyglądający dokładnie tak samo, w swojej własnej głowie był niemal dekadę młodszy. Jego mózg, mimo wszystko, działał inaczej. Pracował na innych obrotach, sprawniejszych, szybszych, skupionych tylko na osiągnięciu celu. Miał zupełnie inną pamięć mięśniową, która powodowała zupełnie inne reakcje — nie tylko te, które mężczyzna okazywał.

To szybko doprowadziło do tragicznej klęski, kiedy Severus niespodziewanie przyłapał swoją przeciwniczkę na kłamstwie, a potem zdeptał jej ego, manipulując nią tak, żeby myślała, że sam próbował ją oszukać. Hermiona niezwykle oburzona siedziała chwilę wpatrując się w stosik, który uformował się po jej stronie stołu, a kiedy dostrzegła, że Snape zerka na nią, wygodniej opierając się w fotelu z pustymi rękoma, westchnęła głęboko.

Zapadła się w kanapie, krzywiąc nad własną, żenującą porażką. Taka była pewna siebie, tak chwaliła się, puszyła, tak zdeterminowana była, żeby i tym razem jej się udało. A on zrobił z niej pośmiewisko. O dziwo jednak — szybko pozbierała się po tej tragedii, a Snape zdecydowanie, choć zupełnie nieświadomie, jej w tym pomógł. Posłała mu ponure spojrzenie, które szybko nabrało cieplejszego wyrazu, kiedy tylko Hermiona dostrzegła triumfalny grymas na do tej pory mocno zaciśniętych wargach. Severus wywrócił pobłażliwie oczami, widząc jej minę i dopił chłodną już herbatę, która czekała, aż mężczyzna ustawi zarozumiałą gryfonkę do pionu. Musiał przyznać — sprawiło mu to wiele niezdrowej satysfakcji, ale i przyjemności, której dawno nie czuł, ostatnie dni poświęcając na bezowocne próby nauczenia Pottera oklumencji. Ostatnie, które pamiętał — a które w rzeczywistości były tak odległym wspomnieniem, że zaskakująco szybko przestały mieć znaczenie.

Stracił pamięć. Wielka mi rzecz, pomyślał gorzko. Miał ją wkrótce odzyskać, wiedział, że kto jak kto, ale uparta wychowanka, była, domu Gryffindora miała dojść do sedna zagadki, jaką był jego wypadek. W międzyczasie wiedział, że nie było sensu roztrząsać faktu, iż istniała dziwna luka i rozbieżność pomiędzy tym, co znał on, a co było rzeczywistością dla Hermiony Granger. 

Zdecydowanie wolał poświęcać energię na poznawanie tej rzeczywistości, niż marnować ją zadręczaniem się i irytowaniem tym, że przyszło mu w niej żyć. Przynajmniej nie jestem w tym sam, pomyślał kwaśno, posyłając młodej kobiecie przeciągłe spojrzenie. Jej dotychczasowy obraz powoli rozmazywał się, przybierając zupełnie nową, plastyczną formę, której Snape czuł, że mógł nadać jakikolwiek kształt. Co było niezwykle dziwną, ale intrygującą myślą, która coraz częściej zaczęła mu towarzyszyć.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 77Sojusz, Granger? – Rozdział 79 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 3 komentarzy

Dodaj komentarz