Sojusz, Granger? – Rozdział 35

Już niedługo, skarbie.

Hermiona obudziła się nagle, wyrwana ze snu słowami, które teraz szumiały z tyłu jej głowy. Łagodny, kobiecy głos mamił jej umysł obietnicami lepszej przyszłości, która nie miała szybko nadejść. O ile w ogóle.

Młoda kobieta przymknęła oczy i nabrała głęboko powietrza. Próbowała uspokoić oddech i przypomnieć sobie sen, który został niespodziewanie przerwany. Na próżno jednak czekała, aż jej myśli zaleje fala wspomnień z minionej nocy. Chciała choć jeszcze przez chwilę zobaczyć twarze rodziców. Móc cieszyć się ich obecnością, nawet jeśli nie byli prawdziwi. Jedyne co słyszała, to głos matki szepczącej do jej ucha. 

To, a także głośny trzask rozbijanego o posadzkę szkła. Otworzyła oczy i przetarła twarz dłonią, przypominając sobie gdzie się znajduje. Leżała na kanapie u Severusa Snape’a — w pełnym ubraniu, butach i okryta miękkim, wełnianym kocem. Uśmiechnęła się mimowolnie, w duchu dziękując mężczyźnie za ten gest. Kominek wyglądał na dawno wypalony, a noce w Hogwarcie nie należały ostatnio na tych cieplejszych. 

Ziewając przeciągle Hermiona usiadła na kanapie i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nigdzie nie dostrzegła jego lokatora, więc domyśliła się, że huk dochodził z części sypialnianej. Odłożyła na bok koc, składając go schludnie i wstała, przetrzepując ubranie. Wciąż miała na sobie grafitowy golf i sztruksowe spodnie, w których wczoraj patrolowała nocą korytarze. Poczuła nagle przemożną chęć wzięcia prysznica i doprowadzenia się do porządku. Górę jednak wzięła ciekawość pomieszana z niepokojem. Przeczesując włosy dłonią wstała i podeszła powoli ku drewnianym, sosnowym drzwiom. Słyszała krzątanie i ciche pomruki, ale obawiała się, co może zastać po drugiej stronie. Wyciągnęła rękę, żeby zapukać, lecz w tym momencie za jej plecami rozległ się głos Severusa:

— Dzień dobry.

Hermiona odwróciła się gwałtownie, a świat przed jej oczami na chwilę zawirował. Nie do końca rozbudzona zachwiała się lekko i spojrzała na mężczyznę zaskoczona. 

— Dzień dobry — wydukała pod nosem. Zmarszczyła brwi, zerkając przez ramię na drzwi i niepewnie wskazała je palcem. — Myślałam, że…

— Ach to — przerwał jej Snape, kręcąc głową pobłażliwie. — To tylko skrzat. 

— Słyszałam jakieś trzaski…

Snape przyjrzał się uważniej Hermionie i mało nie prychnął ze śmiechu, widząc niewyraźny, ale wciąż odznaczający się czerwony ślad na jej policzku. Faktura obicia kanapy nie była jak widać dobrym materiałem na poduszkę. 

— Pewnie po klasyce rozbiła lampkę nocną — powiedział nonszalancko, jakby zupełnie się tym nie przejmując. Podszedł bliżej wymijając Hermionę i uchylił drzwi sypialni. Drobna kreatura spojrzała na niego przestraszona i ukłoniła się nisko. — Różyczko.

— Profesorze — przywitała się skrzatka, za której plecami ostatnie kawałki porcelany dolatywały na swoje miejsce. Zlepiły się w całość bez żadnego śladu wypadku. 

— Ile razy ci powtarzałem, żebyś odstawiała tacę na stolik? — spytał Snape, a zaciekawiona Hermiona zbliżyła się kilka kroków i stanęła tuż za ramieniem Severusa. Mężczyzna posłał jej przelotne spojrzenie, kiedy poczuł jej obecność. Z kolei skrzatka, która dostrzegła kobietę, skłoniła się niemal do samej ziemi, po czym spuściła głowę ku ziemi, posłusznie dając się rugać. 

— Z pewnością nie zrobiła tego specjalnie — wtrąciła się Hermiona, posyłając mężczyźnie nieco karcące spojrzenie. — To tylko lampa, poza tym wygląda jak nowa.

Różyczka posłała niepewne spojrzenie kobiecie, która uśmiechała się do niej przyjaźnie. Snape z kolei uniósł wysoko brew i odwrócił się lekko przez ramię. 

— Wygląda to kluczowe słowo — rzekł oschle. 

— Zawsze może pan pić kawę przy stole wspólnym — sarknęła ciszej Hermiona, wymownie wzruszając ramionami. Snape uznał za wybitnie komiczne, że kobieta stanęła w obronie skrzatki. Uznał, że póki co nie wyprowadzi jej z błędu, bo przekomarzanie się z Granger było bądź co bądź dobrą rozrywką.

— Pozwoliłem ci na wiele, ale nie będziesz mi dyktować, jak mam pić swoją kawę — warknął ostrzegawczo. Sam był zaskoczony, jak autentycznie to zabrzmiało. Zdezorientowana Hermiona posłała mu pytające spojrzenie i uchyliła usta, jednak zanim zdążyła coś odpowiedzieć, Snape spojrzał w stronę skrzatki i dodał: — Znikaj, Różyczko. I na brodę Merlina postaraj się jutro nie narobić takiego rabanu. Nie chcesz chyba, żeby to się skończyło jak ostatnim razem.

Skrzatka skłoniła się nisko, niemal wodząc długim nosem po samej posadzce. Zgarnęła metalową tacę i spojrzała ciekawsko na Severusa.

— Czy życzy pan sobie, aby jutro Różyczka przygotowała dwie kawy? — spytała, patrząc wymownie na Hermionę. Kobieta zaskoczona uchyliła lekko usta i oblała się rumieńcem, natomiast Snape posłał jej mordercze spojrzenie.

— Wykluczone. Jeśli kiedykolwiek zajdzie taka potrzeba, sam cię o tym poinformuję — warknął pod nosem. 

Różyczka skinęła głową i deportowała się z cichym pyknięciem, a Severus podszedł do stolika nocnego, gdzie czekała na niego filiżanka czarnej, gorzkiej kawy z imbirem. Dokładnie taką, jaką lubił najbardziej. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że Granger wciąż stała w drzwiach. 

— Zachowuje się pan, jakby ta lampa była ze złota — mruknęła kobieta, zakładając butnie ramiona na piersi. Snape uniósł brew i posłał jej kpiące spojrzenie, ale po chwilowej wymianie walecznych spojrzeń prychnął gorzko pod nosem.

— Ta porcelana akurat jest warta o wiele więcej, niż złoto — stwierdził pod nosem Severus, sięgając po filiżankę. Hermiona pokręciła z dezaprobatą głową, obserwując jak mężczyzna upija łyk kawy. Zanim jednak zdążyła coś powiedzieć, Snape dodał: — Co nie zmienia faktu, że i tak nic dla mnie nie znaczy.

Młoda kobieta zmarszczyła brwi. 

— Po co w takim razie cała ta afera? — spytała bezwiednie, a wymowne spojrzenie Snape’a odpowiedziało jej na pytanie. Westchnęła, przymykając oczy i ponownie pokręciła głową, tym razem ganiąc się w myślach, że tak łatwo dała się podpuścić. — Chyba nigdy nie nauczę się wyczuwać, kiedy pan żartuje. 

— Masz jeszcze trochę czasu — odparł Snape.

Jego słowa jednak miały o wiele gorszy wydźwięk, niż planował. Mężczyzna ruszył w stronę salonu, wymijając Hermionę bez słowa. Ona jednak również nie miała wiele do powiedzenia. Zdała sobie sprawę, że “jeszcze trochę czasu” kurczy się z każdym dniem.

— Pójdę już — stwierdziła, kiedy Severus przysiadł za biurkiem. — Chciałabym odświeżyć się przed śniadaniem. 

— Przyjdę po ciebie za kwadrans — odparł mężczyzna, zerkając na zegarek, który wskazywał dziesięć minut po siódmej. Hermiona podążyła za jego wzrokiem i skinęła głową na znak zgody. Ruszyła do wyjścia, jednak zanim nacisnęła klamkę, odwróciła się i spojrzała na Severusa.

— Dziękuję za koc — mruknęła, uśmiechając się delikatnie i wskazując na zwinięte okrycie leżące na kanapie. Snape podniósł na nią spojrzenie, podążył za jej dłonią, a po chwili bez słowa skinął kobiecie głową. — Do zobaczenia.

Hermiona opuściła gabinet, zamykając za sobą ciężkie drzwi i szybkim krokiem oddaliła się w stronę klatki schodowej. Niepostrzeżenie przemknęła na pierwsze piętro doskonale wiedząc, że szanse na spotkanie kogoś o tej porze są bardzo nikłe. Dotarła pod drzwi swojego gabinetu i otworzyła je powoli, nie chcąc budzić profesora Stallbury’ego. Starzec na całe szczęście spał w najlepsze i nie wyglądało na to, że nawet trzęsienie ziemi miałoby go obudzić. Kobieta odetchnęła z ulgą i zamknąwszy za sobą drzwi, ruszyła prosto do sypialni. Przeszła do łazienki, po drodze pozbywając się brudnych ubrań i wzięła szybki prysznic od razu czując błogą ulgę rozlewającą się po jej ciele. Nie dość, że była zmarznięta to jeszcze kark niemiłosiernie ją bolał z powodu niewygodnej pozycji. Stojąc jednak naprzeciw lustra, owinięta puchowym ręcznikiem i z wodą cieknąca po włosach wprost na posadzkę nie potrafiła się nie uśmiechnąć. 

Kwadrans później rozległo się pukanie do drzwi. Hermiona przywitała Severusa z szerokim uśmiechem i pożegnawszy się z profesorem Stallburym opuściła gabinet. 

— Mam nadzieję, że mój plan zadziała — mruknęła cicho, kiedy spacerowym krokiem powoli zbliżali się ku rozwidleniu korytarzy pod Wielką Salą. Snape posłał jej pytające spojrzenie, na co kobieta odparła: — Inaczej następnym razem będę musiała poprosić o jakąś poduszkę.

Snape prychnął, rozumiejąc, że chodzi o nadwyrężony kręgosłup Hermiony. 

— Cóż, następnym razem może zwyczajnie zaśnij w wygodniejszej pozycji — stwierdził, unosząc wymownie brew. Kobieta wywróciła oczami i uśmiechnęła się kwaśno.

— Akurat tego niestety na kanapie nie da się zrobić — stwierdziła pod nosem.

Nie zdążyła jednak doczekać się odpowiedzi, ponieważ mimo wczesnej pory i względnie zapowiadającego się spokoju, przed Wielką Salą rozgrywały się istne dantejskie sceny. Para zwolniła kroku, przypatrując się z nieco lekkim oszołomieniem temu, co wyprawiało się w holu.

— Złaź stamtąd ty parszywy wieprzu! — wrzasnął Argus Filch wymachując długą miotłą ku sufitowi, gdzie ku uldze Hermiony czekał na nich Irytek. Ten jeden dzień kobieta cieszyła się z jego obecności. Pierwszy i najprawdopodobniej ostatni raz. — Skończ te wygłupy, natychmiast!

Irytek zarechotał wniebogłosy, przyciągając coraz więcej uwagi. Wokół widowiska zgromadziło się już sporo uczniów — jedni z niepokojem obserwując otoczenie poltergeista, w razie, gdyby rozpoczął ostrzał z góry, a drudzy ze śmiechem rozkoszując się sobotnim widowiskiem z samego rana. 

— Krótkie nóżki, krótkie rączki, weź zabieraj stąd te strączki — śpiewał duch, robiąc zwinne uniki wokół miotły. Zleciał niżej, kręcąc się wokół woźnego, który w desperacji próbował uderzyć go brudną szmatą. Jego wysiłek był jednak marny. Irytek zaśmiał się tubalnie, a dźwięk rozniósł się po wysokim sklepieniu i dotarł do niemal każdej komórki ciała Hermiony. Wciąż uczepiona ramienia Severusa kobieta rozglądnęła się po korytarzu, dostrzegając, że nie tylko uczniowie zjawili się już pod Wielką Salą. Aurora właśnie dotarła do holu i pobłażliwie pokręciła głową, wymijając zbiorowisko, które rosło z każdą chwilą. Niewielka liczba uczniów, która nie była zainteresowana wyczynami Irytka — głównie składająca się z najstarszych uczniów — siedziała wewnątrz Wielkiej Sali i spokojnie czekała na rozwój wydarzeń. — A niech mnie, są i oni!

Młoda nauczycielka zorientowała się, że ich obecność została dostrzeżona. Zacisnęła dłonie mocniej na ramieniu Severusa, który nie poruszył się ani o milimetr. Obserwował bez słowa idiotyczne wygłupy, czekając na apogeum, które dopiero miało nadejść. Wiedział, kogo brakuje w tym całym przedstawieniu.

— Nie macie nic lepszego do roboty? — warknął, rzucając srogie spojrzenie w kierunku najbliżej stojących niego uczniów. Rozpierzchli się, a część z nich uciekła do Wielkiej Sali.

Widząc to Irytek natychmiast zleciał ku powierzchni i uczepił się rękami oraz nogami, barykadując drzwi i uniemożliwiając komukolwiek wejście. Chociaż zapewne każdy zdawał sobie sprawę, iż nie jest bytem materialnym, sposób w jaki spoglądał na uczniów i maniakalny śmiech skutecznie odstraszyły uczniów przed wejściem do pomieszczenia.

— Czyż to nie nasza ulubiona para — zakpił duch, uchylając się po raz kolejny przez miotłą Filcha. 

— Złaź nam z drogi, Irytku — powiedziała donośnie Hermiona, doskonale wiedząc, że jej słowa nie mają większego wpływu na zachowanie Irytka. I całe szczęście, pomyślała. Liczyła, że Minerwa zdąży dotrzeć na czas, aby doczekać się finału tej komedii.

— Powiedz… Sranger — zaczął poltergeist, a na jakiego blade, przezroczyste usta wypłynął lubieżny uśmiech. Hermiona aż skrzywiła się na ten widok, w myślach przypominając sobie, że musi udawać przestraszoną. Posłała Irytkowi teatralnie wymownie spojrzenie, ale on nie miał zamiaru odpuszczać. — Jak ci się dziś spało?

Severus zlustrował zbiorowisko szybkim, dokładnym spojrzeniem. Minerwa wciąż nie pojawiła się na horyzoncie, a nie chciał, żeby przegapiła show. Skoro już poświęcił kręgosłup Granger, musiał teraz zagrać na czas, aby cokolwiek z tego mieli.

— Spływaj stąd, chyba, że chcesz powtórki z ostatniego — zagroził. Irytek tylko roześmiał się kpiąco, robiąc fikołka w powietrzu. 

— Oh błagam was — odparł, przeciągając samogłoski. — Nie liczcie, że drugi raz się na to nabiorę. 

— Skądże znowu — mruknęła pod nosem Hermiona, czego duch już nie dosłyszał. Severus posłał jej krótkie spojrzenie, dostrzegając, że z zachodniego skrzydła dociera do nich gwóźdź atrakcji. 

Irytek również dostrzegł zbliżającą się Minerwę McGonagall, która prężnym krokiem dotarła do holu i przyglądnęła się surowo zbiorowisku. Jej wzrok na chwilę zawiesił się na Severusie, a niewielkie oczy dosłownie na ułamek sekundy zwęziły się.

— Co to ma znaczyć, Irytku? — spytała, podchodząc bliżej. Onieśmielony nieco jej osobą poltergeist poszybował do góry, odgradzając przejście, a część najbliżej stojących uczniów czmychnęła niepostrzeżenie do środka. Nie chcieli podpaść dyrektor, która nie wyglądała, jakby była w humorze. — Znów narobiłeś harmidru?

Duch prychnął, siadając po turecku i zakładając ramiona na piersi. Lewitował nieopodal nich, tym razem na bezpiecznej wysokości kilkunastu stóp. Spojrzał zadziornie po zebranych i odparł po chwili:

— Ależ skąd, pani psor. — Jego wzrok powędrował centralnie na Hermionę, która pokręciła głową, dając mu niewerbalny znak, aby zamilkł. Jak wszyscy mogli się spodziewać, nic takiego się nie stało. — To nie ja. To Sranger-Gra…

Wskazał na nią przezroczystym palcem, a kobieta posłała przestraszone spojrzenie Minerwie. Serce biło jej jak szalone, a adrenalina pulsowała w żyłach powodując suchość w ustach. Nie mogła zaprzeczyć, podobało jej się to.

— Zamilcz, dobrze ci radzę — warknął ponownie Snape, nie dając dokończyć wypowiedzi Irytkowi. Tym razem brzmiało to o wiele bardziej gardłowo i agresywnie, niż poprzednio. Hermiona spojrzała na mężczyznę, delikatnie opierając dłoń na jego ramieniu w o wiele bardziej widocznym miejscu. Podejrzewała, że wyglądają teraz komicznie — ona jak mały, bezbronny szczeniak, a on jak pies obronny. Spostrzegła, że Aurora nadal przebywa na korytarzu i zza niewielkiej grupki studentów spogląda na nich z lekkim uśmiechem uznania. Chwała Merlinowi, pomyślała Hermiona. 

— Bo co? — przedrzeźnił go Irytek, wystawiając w stronę czarnowłosego nauczyciela język. 

Minerwa McGonagall nie miała jednak zamiaru słuchać tych przepychanek. Podeszła kilka kroków bliżej ducha i spojrzała na niego poważnie.

— Czy mam w tej chwili poszukać Barona, aby zdyscyplinował cię po raz kolejny? — spytała. — Tego chcesz?

Irytek skrzywił się nieco, ale zdawał się nic nie robić sobie z gróźb dyrektorki.

— Nie boję się ani Barona, ani was — zarechotał. 

— A uciekałeś przed nim tak szybko, że aż się kurzyło — stwierdziła Hermiona, przyciągając na siebie uwagę Minerwy. Czarownica zmrużyła oczy, a młoda kobieta zmusiła się do opuszczenia głowy w teatralnym wstydzie. Na szczęście dla niej, poltergeist łykał przynęty niczym pelikan. Rozwarł usta w szyderczym uśmieszku i odparł:

— Szybciej, niż ty pędziłaś wczoraj do sypialni Snapusia?

Hermiona była bliska wybuchnięcia śmiechem. Nawet Severus miał ochotę prychnąć. Włożyli ogrom sił w to, aby zachować śmiertelnie poważne twarze, nie dając po sobie poznać, jak bawi ich zaistniała sytuacja. Chociaż Snape wcale nie miał ochoty się śmiać. Nienawidził być w centrum uwagi, a nagle każda para oczu na korytarzy wodziła pomiędzy nim, a czerwoną jak piwonia Hermioną. Grupka stojących w rogu uczennic piszczała cicho pod nosem i bezczelnie wskazywała ich sobie palcami, komentując plotki, które właśnie rozpuścił Irytek. Bądź jak wolała o tym myśleć Hermiona — perfekcyjnie zaprogramowaną bombę. 

Irytek zniżył dryf, podlatując nieco bliżej schodów, przy których stali nauczyciele i zlustrował każdego z nich kpiącym spojrzeniem.

— No daj spoookój, Sranger — zawył, oblatując ich dookoła, aż spódnica kobiety zawirowała pod pędem powietrza. — Przecież wiem, że gździcie się po kątach całymi dniami.

Brew Minerwy drgnęła niebezpiecznie, a jej uważne spojrzenie skierowało się na Severusa i Hermionę. Nie miała pojęcia, że finał miał dopiero nadejść. Hermiona uśmiechnęła się wyzywająco i powtórzyła spojrzenie Irytka.

— Nie dniami, tylko nocami — odpysknęła tak, żeby wszyscy doskonale ją słyszeli. — I nie po kątach, jeśli już musisz wiedzieć. A teraz z drogi!

Irytek wydał z siebie wrzask ekstazy i z ogromną prędkością poszybował pod sufit. Zaczął krzyczeć, piszczeć i zawodzić, jednak Hermiona nie skupiała się na jego słowach. Czuła się, jakby ktoś wyczarował wokół niej bańkę. Niczym w spowolnionym tempie wyłapała w chaosie wściekłe oczy Minerwy, a jej dłonie instynktownie zacisnęły się mocniej na ramieniu Severusa. Poczuła, że uwolnił ramię z jej uścisku, a jego dłoń powędrowała ku jej plecom. Pchnął ją do przodu, dając sygnał, że czas ulotnić się z miejsca zbrodni.

Posłała mu krótkie spojrzenie, kiedy skierowali się w korytarz ku pokojowi nauczycielskiemu i spostrzegła, że Aurora powolnym krokiem ruszyła za nimi. Czarnoskóra czarownica skinęła jej głową, wykrzywiając usta w podkówkę. Jasno dało to Hermionie do zrozumienia, że pochwaliła całą tę sytuację i ich aktorstwo było przekonujące. A przynajmniej na to liczyła. Nie potrafiła ukryć ulgi i westchnęła przeciągle. 

Zanim zniknęli w pokoju nauczycielskim, ich uszom dobiegły donośne groźby Minerwy. Oktawa jej głosu wskazywała na to, że porzuciła myśli o humanitarnym karaniu Irytka. I choć nie dosłyszeli dokładnie, jaka kara czekała poltergeista, Hermiona liczyła, że uspokoi go ona na tyle, że da im spokój na długi czas.

— Chyba podaruję sobie dzisiaj kawę — skomentowała zajście Aurora, kiedy cała trójka zasiadała do stołu nauczycielskiego. — Skoro dzień nam się rozpoczął w taki sposób, aż strach pomyśleć jak się skończy.

Hermiona posłała jej rozbawione spojrzenie.

— Oby skończył się szybko i spokojnie. Inaczej wszystko pójdzie na marne — odparła. Dopiero wypowiedziawszy te słowa na głos zdała sobie sprawę z ich dwuznacznego wydźwięku. Snape nie wie, że Aurora wie, pomyślała Hermiona, a jej oddech na chwilę się zatrzymał. 

Severus jednak nie zwracał na nią uwagi. Siedział wyprostowany na swoim krześle, obserwując w kompletnej ciszy, jak Minerwa wchodzi do sali i zdenerwowana siada na swoim miejscu. Nie wiedział, czy to, co czuł można było nazwać szczęściem — jego serce przepełniało coś, dzięki czemu czuł, że potrzeba zemsty została spełniona i zapragnął więcej. Skierował spojrzenie na siedzącą obok młodą kobietę, która żywo rozmawiała z czarnoskórą czarownicą i uniósł kwaśno kącik ust. Co rusz udowadniała mu, że jest nie tylko inteligentna, ale i zdeterminowana, a jednak wciąż oczekiwała od niego pewnego rodzaju pochwały i aprobaty. Czyżby był dla niej aż takim autorytetem? Czy może zwyczajnie się bała? Nie, pomyślał. Strach nie jest w jej stylu. Wiele razy pokazała mu, że nie jest już uczennicą przerażoną jego obecnością. Jeśli oczekiwała pochwały z jego strony, to z innych pobudek. Które teraz zaabsorbowały całe jego samolubne myśli. 

Zgodnie z życzeniem Hermiony, występek Irytka rozszedł się echem po Hogwarcie w zatrważająco szybkim tempie. Już następnego dnia plotki na ich temat obiegły niemal każdy zakamarek zamku, a uczniowie — głównie uczennice — zupełnie jak na początku ich “związku” nieśmiało wskazywali ich sobie na korytarzu, kiedy spacerowali pomiędzy zajęciami. Nauczyciele, którzy zdecydowali przejmować się ich relacją nie szczędzili im komentarzy na ten temat, jednak zarówno Severus jak i Hermiona akceptowali je — on absolutną ciszą, ona głośno żartując, że za niedługo prywatności nie będzie już nigdzie.

Obowiązki Severusa niestety zmusiły ich do powrotu do starych nawyków — ostatni tydzień przed przerwą świąteczną nie był wesołym, ani spokojnym okresem z perspektywy nauczycieli. Uczniowie też nie mieli łatwego życia. Egzaminy, poprawki na ostatnią chwilę i jak co roku okazywało się, że nadgorliwe uczennice chcą zrobić dodatkowe eseje, aby móc na koniec roku otrzymać Wybitny. 

Hermiona postanowiła, że jak co roku przeprowadzi wśród swoich studentów niezobowiązujący test — studenci wiedzieli, że dla niej liczył się bardziej koniec roku i to na nim skupiała swoją uwagę. Półroczny egzamin miał jedynie zweryfikować, jaki materiał wymaga ewentualnego powtórzenia w następnym semestrze i jak wygląda efektywność zajęć pod kątem wynoszonej przez uczniów wiedzy. 

Severus jednak miał zupełnie inne plany. Owszem, cały ostatni tydzień przeznaczył na uprzykrzanie życia studentom jak tylko się dało — począwszy od wymagających zadań do ćwiczenia na zajęciach, przez niespodziewane zaliczenia tychże ćwiczeń, na które przeznaczał ostatni kwadrans zajęć, a skończywszy na niezliczonej liczbie nowych esejów, które doskonale wiedział, zajmą cały wolny czas studentów podczas przerwy świątecznej. Wszystko po to, aby móc wbić ostatnią szpilę w oko Minerwy McGonagall.

W ostatni dzień zajęć zjawił się do klasy w zaskakująco dobrym humorze. Lubił dezorientować w ten sposób swoich studentów. Opuszczali gardę, czuli się pewniej i zaczynali wierzyć, że być może nauczyciel to też człowiek i odpuści im na ostatnich zajęciach. Jednak naiwność to piękna, choć krucha cecha. Nic takiego nie miało mieć miejsca w klasie Severusa Snape’a. 

— Zanim opuścicie klasę — dodał, kończąc wyczerpujące ostatnie zajęcia i posłał kpiące spojrzenia po sali. Każda para oczu skierowała się na niego z przerażeniem, błagając, aby nie powiedział na sam koniec tego, czego w głębi się spodziewali. — Oto lista zadań i esejów, których oddania wymagam pierwszego dnia po przerwie świątecznej. — Machnął różdżką, a siedemnaście kawałków pergaminu poszybowało powoli w górę. Uczniowie w pośpiechu rzucili się do czytania, a z każdą chwilą dało się słyszeć coraz głośniejsze jęki i szepty. Severus słuchał ich z nieukrywaną przyjemnością, rozglądając się po pomieszczeniu z satysfakcją. Jego wzrok natrafił po drodze na drobną postać, która opierała się o drewnianą framugę z założonymi na piersi ramionami. Hermiona uśmiechnęła się do niego, kiedy ich spojrzenia na siebie trafiły. 

— Przecież nie zdążymy tego wszystkiego zrobić — jęknęła Amanda Murphy siedząca nieopodal biurka nauczycielskiego, a Severus opierający się o nie, spojrzał w jej kierunku. Tylko czekał, aż to ona się odezwie. Cały tydzień czekał na dzisiejszy dzień. 

— Trzeba było uczyć się na bieżąco, Murphy. Nie jest to mój pomysł, choć nie ukrywam… całkowicie się z nim zgadzam — skwitował. — Mężczyzna odepchnął się od biurka i ruszył wolnym krokiem w kierunku drzwi. Hermiona zacisnęła mocniej dłonie na swoich ramionach, czując, jak coś przeskakuje w jej żołądku. Zastanawiała się, czy Severus zawsze wyglądał tak dominująco, jak się przechadzał pomiędzy ławkami czy po prostu ona nigdy tak na niego nie patrzyła. — Taka decyzja padła ze strony dyrekcji, aby poprawić wasze fatalne wyniki i wręcz karygodne braki w wiedzy. Banda bezmózgich trolli lepiej napisałaby zeszłotygodniowy test. 

W klasie podniosły się coraz głośniejsze szepty, a Hermiona zmarszczyła brwi. Wiedziała, że Snape zdawał sobie sprawę, kim jest Amanda Murphy. Każdy nauczyciel wiedział kim była zarówno ona, jak i jej matka. A jednak on zupełnie nic sobie z tego nie robił, ba — on celowo przeszył nastolatkę wzrokiem, mówiąc o brakach w wiedzy. Samobójca, pomyślała młoda kobieta, kręcąc z niedowierzaniem głową.

Kiedy uczniowie — zrezygnowani, a niektórzy niemal z płaczem — opuszczali salę zajęć, Hermiona podeszła bliżej biurka i uniosła pytająco brew.

— To naprawdę było konieczne? 

— Przypominam ci, że nie ja rozpocząłem tę wojnę — mruknął, podchodząc do niej i całując jej czoło. Kobieta przymknęła powieki, czując nagły zapach ziół w nozdrzach. 

— Byłeś u Pomony — stwierdziła, kiedy się odsuwał.

— Zazdrosna? — Snape uniósł brew, na co Hermiona zaśmiała się wesoło.

— Zawsze — odparła. Spoważniała nieco, ale dała się wyprowadzić z klasy. Dłoń, która często w ten sposób kierowała jej ciałem niczym marionetką paliła skórę na jej plecach, mimo, iż kobieta miała na sobie kilka warstw ubrań. — Naprawdę nie było nikogo lepszego, niż ona? 

Severus posłał Hermionie sugestywne spojrzenie. Nie miał ani ochoty ani sił słuchać jej wywodów. Podobnie, jak nie miał ochoty na posiłek. Zdecydował, że skierują kroki ku jego kwaterom, kończąc dzień w choć odrobinę przyjemniejszej atmosferze, niż początkowo się zapowiadało. Zanim zdążył odpowiedzieć, dostrzegł, że kobieta wyciąga dłonie i zdaje sobie sprawę, że stoi po złej stronie — zwinnym ruchem obeszła go i uczepiła się zdrowego ramienia, podnosząc wzrok dopiero, kiedy jej dłonie lekko zacisnęły się na rękawie surduta. 

— Najpierw kawa, teraz metody wychowawcze — zaczął, kręcąc głową, a Hermiona uśmiechnęła się pobłażliwie. — Jeśli chcesz, żebym został pantoflarzem, to muszę cię rozczarować. 

— Musisz? — spytała teatralnie Hermiona, a jej usta wygięły się w podkówkę dosłownie na chwilę. Jej twarz szybko rozciągnęła się w szerokim uśmiechu. — Trudno. Jeszcze przyjdzie na to czas.

— Po moim trupie, owszem — skwitował Snape, unosząc brew. Hermiona zorientowała się, że idą w przeciwnym kierunku, ale nie oponowała. Brakowało jej takich swobodnych rozmów, które nie były do końca inscenizowane, bo przecież nikt na nich nie patrzył. 

— Biorąc po uwagę z kim zadzierasz, to może się stać szybciej, niż myślisz — stwierdziła. Posłała Severusowi nieco zmartwione spojrzenie, bo o ile sama również chciała dopiec Minerwie, to nie chciała, aby stało się to kosztem kariery jednego z nich. Wystarczająco palili za sobą pewne mosty swoim sojuszem. — Wiesz, że Minerwa nie odpuści ci tym razem.

— Na szczęście nic nie może mi zrobić — odparł pewnie Snape.  

— Ona może nie, ale pani Murphy – tak.

Severus zatrzymał się, odwracając w stronę młodej kobiety i zlustrował ją wzrokiem. Mała hipokrytka, stwierdził. Tak próbowała go bronić, tłumacząc, że ludzie się zmieniają, a dalej jest taka sama. 

— Jeśli Murphy będzie chciała mnie wyrzucić, zrobi to zupełnie bez względu na to, czy jej córeczka dostanie stos wypracować do zrobienia na święta czy nie — oznajmił. — Poza tym obrażasz mnie, Granger. To nie ja będę mieć przez to problemy.

Hermiona posłała mu pytające spojrzenie.

— A jak niby Minerwa ma mieć przez to kłopoty? — spytała, po chwili przypominając sobie, co dokładnie powiedział Severus do swoich uczniów. — Zarządzenie dyrekcji.

— Minerwa jeszcze pożałuje, że zachciało jej się ingerować w nasze świąteczne plany — zakpił. Kobieta nie spodziewała się, że chęć zemsty na Minerwie będzie tak silna, że Snape gotowy będzie ryzykować swoją karierą. A jednak.

— Naprawdę aż tak cię boli to, że twoja matka zaprosiła nas na kolację? — spytała zupełnie szczerze. Jednak Severus, który nie był przyzwyczajony do dobroci i szczerych chęci, jak zwykle odebrał jej słowa na opak. 

— Ten wieczór zapowiadał się tak dobrze, że aż jestem zaskoczony jak niewiele czasu potrzebowałaś, żeby go zniszczyć — odparł jadowitym tonem. 

Sama jestem zaskoczona, pomyślała Hermiona. Nie zorientowała się w porę, że jej dobroć zostanie odebrana jako atak, jej troska jako niepotrzebna ingerencja, a zainteresowanie jako wścibstwo. Mężczyzna odwrócił się, nie posyłając jej nawet jednego spojrzenia i odszedł w kierunku swoich komnat. Bez żadnych aluzji, że można jakoś uratować ten wieczór. 

Hermiona westchnęła. Dla nich obojga czas świąt Bożego Narodzenia miał być ciężki i nieprzyjemny — podczas gdy innym kojarzył się on z ciepłem rodzinnego domu, miłością bliźniego i dzieleniem się dobrocią, dla nich był próbą. Próbowali przetrwać, jakoś poradzić sobie z własnymi, przytłaczającymi emocjami, które — mimo ukrywania — obydwoje czuli. Ona płakała, on patrzył w pustkę. Ona śniła koszmary, on nie zasypiał. Ona obwiniała się o wszystko, on nie brał winy za nic. Żadne z nich nie miało racji, żadne nie potrafiło tego przyjąć do wiadomości.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 34Sojusz, Granger? – Rozdział 36 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 3 komentarzy

Dodaj komentarz