Sojusz, Granger? – Rozdział 28

Uczniowie Hogwartu mieli zaskakująco monotonne sposoby spędzania wolnego czasu. Ci, którzy nie wylegiwali się w łóżkach — lub nie spędzali czasu na nauce, ale o to Hermiona nie podejrzewała dużej ich liczby — rozsiani po korytarzach przestronnego zamku grali w gargulki, eksplodującego durnia albo szachy czarodziejów, choć i to zdarzało się okazjonalnie. Stukot jej obcasów przyciągnął uwagę uczniów na tyle, że wszelkie krzyki przycichły i stały się jedynie entuzjastycznie wymienianymi uwagami. Minęła kolejny zakręt z nadzieją na szybki odpoczynek, jednak niespodziewanie zauważyła pod drzwiami swojego gabinetu woźnego, Argusa Filcha.

Po wstąpieniu do grona nauczycielskiego nie miała z nim wielkiego kontaktu. Ograniczał się on jedynie do informowania o szlabanach tych uczniów, którzy mocno zaleźli jej za skórę i znikomych prośbach, które woźny czasem do niej miał. 

— Co tu się stało? — spytała, widząc jak charłak z zaciętą miną szoruje ścianę tuż przy drzwiach oznaczonych jej nazwiskiem. Spojrzał na nią mętnym wzrokiem, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa. — Panie Filch?

Zza jego krzywych nóg wyłoniła się kotka, ocierając ogon o postrzępione szaty swojego pana. Fuknęła nieprzyjaźnie w stronę nauczycielki, która nauczona doświadczeniem, nie patrzyła zbyt długo na wyjątkowo brzydkie zwierzę.

— Przebrzydły łachmyta, jak go dorwę to mu nogi z tej jego przezroczystej dupy powyrywam — warknął, a Hermiona szybko domyśliła się kogo ma na myśli. Kątem oka zerknęła na umorusaną farbą ścianę – wielka, czerwona plama sięgała prawie samego sufitu i znaczyła przestrzeń ponad i wokół drzwi. Kobieta zmarszczyła brwi, próbując doczytać resztki zdania, na wpół startego brudną, poczerniałą szmatą, która właśnie z plaskiem wylądowała w kuble z wodą. — To nie koniec…

Hermiona przełknęła ciężko ślinę, czując jak nagle każdy mięsień w jej ciele tężeje.  Groźba Irytka do złudzenia przypominała tę wymalowaną krwią na ścianie przez Ginny Weasley, kiedy ta była pod wpływem Toma Riddle’a. Hermiona nie podejrzewała ducha o tak okrutne poczucie humoru, jednak jej ciało przeszły niekontrolowane ciarki, a dłonie automatycznie się spociły. 

— Przepraszam — mruknęła, przeciskając się obok woźnego i zanim mógł on zauważyć jej zdenerwowanie, zamknęła się w gabinecie. Chwilę zajęło jej uspokojenie się i choćby poruszenie pojedynczym mięśniem. Stała pośrodku pomieszczenia i drżała, mając w głowie coraz czarniejsze scenariusze. — Weź się w garść — szepnęła do siebie, trzęsąc głową. Loki, które już dawno powróciły do naturalnego, napuszonego wyglądu rozsypały się wokół jej rozgrzanej twarzy. Kobieta miała wrażenie, że jej ciało trawi gorączka, a po plecach cieknie zimny jak lód pot. Zrzuciła z siebie naprędce płaszcz i razem z torebką cisnęła go na fotel w akompaniamencie niewybrednych komentarzy o etykiecie sprezentowanych jej przez Alberta. Wywróciła tylko oczami i zamknęła się w łazience z zamiarem wzięcia zimnego prysznica, który choć trochę otrzeźwiłby jej znerwicowany umysł.

Kiedy odświeżona wróciła do pokoju spostrzegła, że na biurku mieni się zaczarowana notatka — sposób komunikacji między nauczycielami, który ponoć sam Albus Dumbledore wymyślił, kiedy okazało się, że nawet jego męczy chodzenie z każdą błahą sprawą po ogromnym zamku. Zmarszczyła brwi, patrząc w napięciu na wibrującą lekko karteczkę. Podniosła ją niepewnie, od razu rozpoznając pismo Minerwy. 

— Cholera… — wyrwało się jej pod nosem. 

Albert Stallsbury spojrzał na nią krzywo, ale Hermiona, zbyt zaaferowana wiadomością od Minerwy, nie zwróciła uwagi na jego wzrok.

— Panno Granger, naprawdę. Taka inteligentna kobieta jak pani, a taki niechlujny język — wymamrotał, kiedy kobieta w pośpiechu narzucała na siebie nauczycielską, granatową szatę. 

— Proszę mi wybaczyć, profesorze.

— W ostatnim czasie nieustannie widzę panią w emocjach. Być może przydałby się odpoczynek? Lub interesująca lektura, która ukoiłaby pani nerwy? 

Mężczyzna uwieszony w obrazie wysoko nad głową Hermiony uniósł zachęcająco brew, potrząsając trzymaną w dłoni opasłą książką. Gryfonka zatrzymała się przed drzwiami i przyglądnęła się jej uważnie.

— Właściwie… To nie jest taki zły pomysł.

Albert uniósł kącik ust i wrócił do czytania, nie pozostawiając Hermionie innego wyboru jak tylko opuszczenie gabinetu. Dotarła w kilka minut pod gabinet dyrektorki, a kiedy gargulec przepuścił ją na schody, jej nogi śmiało można było już zastąpić watą.

— Proszę — odezwał się głos ze środka, kiedy Hermiona zapukała nerwowo. Nacisnęła klamkę i weszła do przyciemnionego gabinetu. Minerwa w spokoju siedziała za swoim biurkiem, otoczona zewsząd równo poustawianymi w szeregi papierami. 

— Hermiono. — Słysząc sztuczny głos przełożonej, Granger aż skrzywiła usta. — Jak ci minął dzień?

Oczy błysnęły znad okularów, kiedy Minerwa podniosła nieco szyderczy wzrok na młodą nauczycielkę. To, że miała coś wspólnego z manipulacją kominka było jasne, a swoim zachowaniem jedynie to potwierdzała. Wyzywając w myślach Minerwę i jej żałosne próby rozbicia jej „związku“, Hermiona zaczęła podejrzewać, co stoi za tak późnym wezwaniem. I dlaczego papiery leżą na widoku. Uśmiechnęła się najbardziej naturalnie, jak tylko mogła w takiej sytuacji i założyła ręce za plecami.

— Wspaniale. 

— Słyszałam, że spędziliście urocze popołudnie z matką Severusa — napomknęła niby mimochodem Minerwa, udając troskliwą ciotkę, których Hermiona osobiście nienawidziła. Była niemal w stu procentach przekonana, że wylądowanie w domu Eileen miało im zepsuć dzień. I choć tak się stało, Minerwa nie musiała o tym wiedzieć. A Hermiona zamierzała dopilnować, aby tak się stało.

— Naprawdę wspaniała kobieta — stwierdziła z uśmiechem, który zaskakująco łatwo jej przyszedł, kiedy tylko wyobraziła sobie minę Minerwy. Brwi starszej czarownicy drgnęły, a jej oczy uważnie ślizgały się po twarzy Hermiony, która na sam ten widok od razu zapomniała o kłótni ze Snape’em. — W życiu chyba nie jadłam tak pysznej szarlotki.

Minerwa ułożyła łokcie na blacie, marszcząc szare, rzadkie brwi. Przytakiwała słabo głową, jednak wyraźnie widać było, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Jakby w ogóle nie znała ani Hermiony Granger ani Severusa Snape’a. 

— To fantastycznie. Przykro mi w takim razie, że zepsuję ci wolny dzień. Potrzebuję jednak twojej pomocy. — Jej szczupła, pomarszczona na wierzchu dłoń wylądowała na jednej z większych stert, a długie palce poruszyły się nerwowo. Hermiona spojrzała wyzywająco w jej oczy, które wciąż utkwione były gdzieś pomiędzy nosem, a oczami młodej podwładnej. — Masz najwięcej wolnego czasu ze wszystkich członków kadry, więc nie odbierz tego jako coś złośliwego.

— Skądże — mruknęła Hermiona, powstrzymując zmarszczenie w złości ust. — W czym mogę pomóc?

— Potrzebuję, abyś wypełniła te oświadczenia. Moje samopiszące pióro, jak widzisz — skrzywiła teatralnie wargi, wskazując na leżący w rogu biurka przyrząd — zaniemogło. 

— Może w takim razie w ramach zbliżających się świąt chciałaby pani dostać nowe? — spytała przesłodzonym tonem Hermiona. Nie miała pojęcia, co pchało ją w stronę takiej kąśliwej, wyczuwalnie dwuznacznej konwersacji z własną przełożoną. Może zranione uczucia, może podważony autorytet. A może zwyczajnie chęć zemsty na Minerwie. Która póki co i tak miała przewagę.

— Pomyślimy o tym kiedy indziej — odparła z krzywym uśmiechem Minerwa. Obróciła jeden z egzemplarzy dokumentu w stronę Hermiony i wskazała końcówką pióra na pierwszą linijkę. — Tutaj masz dokładną instrukcję, jak powinno to wyglądać. Imię i nazwisko, data ferii jest tutaj, a tutaj moje imię i nazwisko — tłumaczyła, jeżdżąc po pergaminie. — Razem powinny wyjść ci trzysta dziewięćdziesiąt cztery sztuki.

Hermiona nagle spoważniała, zapominając w jednej chwili o złości na Minerwę i analizując dokładniej jej słowa. Coś wzbudziło jej podejrzenia i kiedy zmarszczyła brwi, kalkulując szybko w głowie, uchyliła usta.

— Trzysta dziewięćdziesiąt cztery? — powtórzyła niepewnie, rozglądając się po powierzchni biurka. Faktycznie, nie wyglądało, aby na biurku znajdowało się więcej dokumentów, ale nadal ta liczba nie dawała jej spokoju.

— Jeśli to zbyt wiele, dam ci więcej czasu — odparła Minerwa, zabierając pióro i układając je obok jednej ze starannych kupek. Szatynka pokręciła w odpowiedzi głową, wciąż marszcząc ciemne brwi.

— Właściwie… To zdecydowanie mniej, niż się spodziewałam. 

Przypomniała sobie o artykule, który przeczytała w Proroku Codziennym niedługo po tym, jak przyjechała do szkoły po raz pierwszy. Pisano w nim o rekordowo niskiej ilości studentów, jaka uczęszczała do szkoły. Oczywiście zmieniło się to, kiedy na jaw wyszło, że tego samego roku edukację rozpoczął sławny Harry Potter. Potem, z tego co dziewczyna wciąż pamiętała, liczba ta oscylowała w granicach czterystu studentów i rosła nieustannie z roku na rok. 

— Cóż. Wojna wyrządziła wiele zniszczeń, a z niektórymi zmagamy się do dzisiaj — odparła wymijająco Minerwa. Hermiona zauważyła na jej twarzy mignięcie zdenerwowania, jednak kobieta szybko zmieniła temat. — Przesyłam je do ciebie do gabinetu, mam nadzieję, że szybko uda ci się z nimi uporać.

— Postaram się skończyć do końca tygodnia — mruknęła Hermiona, przyglądając się przełożonej uważniej. 

— Nie musisz się spieszyć, moja droga. Miłego wieczoru — stwierdziła jedynie Minerwa, odwracając się do młodszej czarownicy plecami. Hermiona skinęła głową i opuściła gabinet, dosłownie na moment przystając, kiedy znalazła się na pustym, pogrążonym w totalnej cichy korytarzu. 

Dlaczego, pomimo iż dyrektorka wyraźnie odgrywała się na niej za nieudany sabotaż randki, Hermiona nie czuła nic? Żadnej satysfakcji. Żaden uśmiech nie miał ochoty wypłynąć na jej twarz. Zdała sobie sprawę, że parszywy humor odebrał jej jedyną przyjemność, jaką miała wynieść z sojuszu ze Snapem. 

Zdeterminowana, aby zmienić istniejący stan rzeczy, młoda kobieta ruszyła energicznie korytarzem, a stukot jej obcasów jak zawsze niósł się echem po wysokim, zaczarowanym sklepieniu. Mimo późnej pory Hermiona nie zastanawiała się nad tym, że niektóre duchy mogą poczuć się urażone jej obcesowym zachowaniem. Skoro ona miała cierpieć przez Severusa, to duchy mogą trochę pocierpieć z nią. Jakby robiło im to jakąkolwiek różnicę, pomyślała gryfonka. 

Z każdym calem zbliżającym ją do gabinetu Snape’a kobieta czuła jednak niepokój. Brwi marszczyły się coraz mocniej, wyciskając delikatne wgłębienia na czole, a chód spowalniał, im bliżej drzwi się znajdowała. Nie była pewna, czy chce ponownie przechodzić przez rozmowę z nim. Bo i co miała mu do powiedzenia? Przeprosić i przyznać, że przeciągnęła strunę? Przyznać, że ich relacja dała jej fałszywe poczucie, że się zżyli na tyle, aby miała prawo wtrącać się w jego prywatne, rodzinne sprawy? 

To, że zaczęła żywić do niego coś na kształt sympatii zupełnie nie miało wpływu na to, że chciała mu pomóc. Ona po prostu taka była. Cholerna samarytanka. Musiała zaakceptować ten fakt, albo dalej żyć w kłamstwie sama ze sobą, próbując negować dość oczywisty fakt. Nie miała innego wyboru. Pytanie brzmiało jednak, czy była gotowa na kolejne kłamstwo w swoim życiu? Hermiona Granger, patologiczna kłamczucha. Nie była pewna ile na swoich barkach może unieść jeden człowiek ani czy zbliżała się powoli do granicy. Pewna była tylko tego, że nie chce się przekonać. Nie było to niczego warte.

W połowie korytarza stukot obcasów ustał, a młoda kobieta zatrzymawszy się w pół kroku odwróciła się na pięcie i ruszyła w przeciwną stronę. Nie dam rady, kołatało się po jej głowie, kiedy niemal biegła w stronę swoich komnat. 

Cholerny Snape. 

Przez niego nie dość, że okazała się samarytanką od siedmiu boleści, to do tego wszystkiego wychodziło, że była napuszoną hipokrytką. Gryffindor nie byłby dumny.

~

Severus Snape dawno nie obudził się w tak paskudnym humorze. Nie dość, że był poniedziałek, a jego ostatnia rozmowa z Granger skończyła się — a jakże — kłótnią i obrazą majestatu, to w dodatku zapas jego eliksiru wyczerpał się poprzedniego wieczora i był zmuszony udać się do Horacy’ego. Jakby mało było upokorzeń w ostatnim czasie w życiu jednego, tak okrutnie pokrzywdzonego człowieka. Bo Severus tak się właśnie czuł — pokrzywdzony. Głównie przez czarownice go otaczające, które na siłę starały się naprawić jego życie. 

Minerwę jeszcze rozumiał. Od zawsze miała syndrom matki, kiedy chodziło o młodszych, słabszych w jej oczach ludzi. A Snape niewątpliwie wpisywał się w ten schemat. Wciąż przeżywający traumę wojenną i bycie podwójnym szpiegiem co z pewnością odcisnęło piętno na jego wrażliwej duszy, która wszak nie otrząsnęła się po wydarzeniach z przeszłości. 

Spojrzał w lustro zawieszone nad starą marmurową umywalką i okręcił powoli głową. Przyglądał się każdemu fragmentowi zmęczonej twarzy, oceniając jak co dzień ile szkód przyniósł mu stresujący poprzedni dzień. 

Był w tym wszystkim jeden plus. Będzie miał dzisiaj okazję upokorzyć kogoś w ramach karmy i nikt, nawet Minerwa McGonagall, nie będzie miała prawa mu tego zabronić. W obawie przed jego zszarganym zdrowiem pozwoli mu zmieszać z błotem uzdrowiciela, który — naturalnie —  nic nie zdziała. A Severus wiedział, że to będzie najsłodsze i najbardziej gorzkie zarazem „a nie mówiłem” jakie wypowie w życiu patrząc prosto w oczy pewnej małej, wściekłej gryfonce.

Chociaż nie mógł zaprzeczyć, że sojusz jaki zawarli przyniósł mu kilka ciekawych konkluzji. Zachował je oczywiście dla siebie, ale jednak były zbyt interesujące, aby nad nimi nie debatować. Odkrywał, że poza przerośniętym ego Granger posiadała inne, równie irytujące cechy i był coraz bardziej skonsternowany tym, co jawiło się mu przed oczami. Jej reakcja na wczorajszą kłótnię zastanawiała go do tej pory i nie potrafił rozgryźć, co za nią stało. 

Była bohaterką wojenną, żyła. W jaki sposób była więc w stanie spieprzyć swoje życie? Myślał, że jest w stanie wyczytać z jej postawy i twarzy niemal wszystko, a tu niespodzianka — młoda kobieta miała swoją tajemnicę. A Severus poczuł, że bardzo chciałby ją poznać. Czuł, że jej nie docenił i być może faktycznie kryło się coś godnego jego uwagi pod tą już-nie-napuszoną czupryną. Która, swoją drogą, bardzo jej pasowała. W sensie stricte obiektywnym, oczywiście.

Idąc na śniadanie Severus nie zwracał większej uwagi na to, co się wokół niego dzieje. Obiecał Minerwie, że nie będzie rozdawał ujemnych punktów ani szlabanów i trzymał się tego, jednak takie zachowanie niosło za sobą konsekwencje. Nie mógł również zwracać uwagi na zachowanie uczniów. 

— Oddawaj to! — krzyknęła niska blondynka sięgając rękami wysoko w powietrze, gdzie lewitowała jej skórzana, ciemnobrązowa torba. Chłopak, który celował w nią różdżką zaśmiał się wesoło, a stojący obok niego czarnoskóry nastolatek dźgnął go w ramię, kiedy zauważył kroczącego ku nim odzianego w czerń nauczyciela. Torba upadła z hukiem na ziemię, a chłopcy zamarli jak posągi. Severus Snape jednak nie zwrócił na nich uwagi, dopóki na jego drodze nie pojawiła się ta sama drobna blondynka, która zbierała rozsypane po ziemi rzeczy z torebki. 

— Graceland — chrząknął, stając tuż nad nią i unosząc wyżej podbródek. Ślizgonka zastygła w bezruchu, wciąż klęcząc na podłodze, a kilka sekund później odwróciła głowę tak wolno, że Snape aż wywrócił oczami. — Z drogi — dodał ciszej.

Cała trójka w popłochu zebrała swoje rzeczy i uciekła w przeciwną stronę, a Severus Snape uśmiechnął się kpiąco pod nosem. Wiedział, że nie rozda żadnych ujemnych punktów jeśli nie będzie niczego widział. 

W pokoju nauczycielskim czekała go jednak kolejna niespodzianka. Otworzył drzwi przekonany, że nie zastanie tam nikogo, a tymczasem kilkanaście par oczu jak na sygnał zwróciło się w jego kierunku. 

— Jak zwykle na czas, Severusie — przywitała go Minerwa, stojąca najdalej od wejścia. Mężczyzna posłał jej krzywy uśmiech, zakładając ramiona na klatce piersiowej i ustawił się w rogu, oczekując przemówienia. Odnalazł w tłumie Hermionę i posłał jej przeciągłe spojrzenie, jednak ona zupełnie nie zwracała na niego uwagi, pochłonięta przyciszoną rozmową z profesor Sprout. — Dobrze, jesteśmy wszyscy, więc chciałabym rozpocząć. 

— Rolanda do nas nie dołączy? — spytała Anabella, ubrana w wyjątkowo staroświecką, ciemnooliwkową szatę, na widok której Severus niemal poczuł zawrót w żołądku. 

— Nie, Rolanda jest obecnie w Londynie i wróci dopiero jutro — wyjaśniła szybko Minerwa i rozglądnęła się po swoich współpracownikach, a Severus spostrzegł, że wzrok ten wcale nie był zadowolony. — Chciałabym porozmawiać z wami o szkoleniach.

— Jakich szkoleniach, Minerwo? — wypaliła jak burza Sybilla, a wokół nagle podniosły się szepty. Pozostali nauczyciele wymienili między sobą ciche spostrzeżenia, a Minerwa spokojnie odczekała, aż pierwsza fala zaciekawienia z nich opadnie i odparła:

— Szkoleniach pedagogicznych. — Jedna z jej dłoni uniosła się nieco, kiedy niewielkie pomieszczenie ponownie zalała fala pytań. — Dajcie mi wyjaśnić, moi drodzy. Jak wiecie po wojnie Ministerstwo robiło wszystko, aby edukacja w Hogwarcie była na coraz wyższym poziomie. W pierwszym roku jak pamiętacie mieliśmy pomoc tymczasowych nauczycieli i psychologów z Ministerstwa, potem lekcje pojedynków i rozszerzony zakres obrony. 

— Cóż, na tym cierpieli tylko niektórzy — mruknął Horacy, zerkając wymownie na Severusa. Ten nie mając zupełnie ochoty na dysputy wywrócił oczami, jednak nie byłby sobą, gdyby w ostatniej chwili czegoś nie odpowiedział.

— Jeśli uważasz lekcje za cierpienie to może powinieneś zmienić zawód. Nie wiem, może garncarz? — mruknął pod nosem pewny, że starszy czarodziej doskonale go usłyszy. — Chociaż Filchowi pewnie przydałaby się pomoc. 

— Wystarczy, proszę — upomniała ich Minerwa, zanim Horacy zdążył chociaż pomyśleć nad odpowiedzią. Severus pokręcił głową i zamilkł, choć jeden Merlin wiedział, ile go to kosztowało. — Jak mówiłam wszystko to było po to, aby w Hogwarcie wzrósł poziom edukacji. I w tym roku nasze drogie Ministerstwo uznało, że czas zabrać się za kadrę.

— Czyżbyśmy byli za mało wyedukowani? — spytała Anabella i choć na to pytanie istniała idealna odpowiedź, która przyszła Severusowi do głowy, mężczyzna nie odezwał się ani słowem. Widok skonsternowanej twarzy Minerwy skutecznie przykuł jego uwagę i zmrużył oczy, kiedy kobieta nabrała głęboko powietrza.

— Nie chodzi o edukację. — Oczy czarownicy skierowały się na każdego z nauczycieli po kolei, zatrzymując się na Severusie ułamek sekundy dłużej. — Chodzi o podejście do uczniów. Skoro mają oni dostać odpowiednią wiedzę, musi być też odpowiedni sposób, aby tę wiedzę przekazać. 

— Czyli jednym słowem będąc nas uczyć jak uczyć — skomentował Horacy, unosząc lekko brew. Minerwa ścisnęła wargi w wąską linię i przymknęła oczy, kiwając powoli głową. — Może Ministerstwo powinno zacząć martwić się o swój poziom, bo póki co wydaje się być poniżej zera…

— Nie nam to oceniać — odparła Minerwa, zerkając na starszego czarodzieja. — Nie tobie, nie mnie. Będziemy musieli dostosować się do ich warunków i dlatego po świętach zaczniecie wyjeżdżać na kilkudniowe szkolenia do Londynu. Terminarz prześlę każdemu z was, więc nie obawiajcie się, że kogoś to ominie. 

Severus poruszył sugestywnie brwiami i rozejrzał się po gronie zebranych. Żaden członek kadry nie wyglądał, jakby był zadowolony z takiego obrotu spraw i pierwszy raz w karierze mężczyzna podzielał ich zdanie w pełni. Nie czuł potrzeby, aby ktoś tłumaczył mu tak fundamentalne elementy jego własnej pracy. 

Kiedy krótkie zebranie dobiegło końca, Severus odczekał chwilę, zanim ruszył w stronę drzwi. Jego wzrok wciąż utkwiony był w spokojnej i wyjątkowo milczącej Hermionie, która wyglądała na wyraźnie zmęczoną. Z reguły po weekendzie widział wypoczęte, wesołe twarze, a jej oczy były podkrążone, czego tym razem nie próbowała ukrywać. 

— Dzień dobry — mruknął, podchodząc w końcu do gryfonki. Poczuł, że drgnęła, kiedy jego dłoń musnęła subtelnie jej talię i odwróciła się, czując oddech mężczyzny przy uchu. Nie oponowała jednak, kiedy Severus złożył ukradkowy pocałunek na jej skroni i uśmiechnęła się do niego promiennie.

— Jak się czujesz? — spytała, kiedy przepuścił ją w drzwiach i ruszyła od razu do swojego miejsca. Zmiany, jakie zaszły przy stole nauczycielskim po ich oficjalnym ujawnieniu związku przyjęły się zaskakująco szybko i teraz obydwoje zasiadali niemal przy lewej krawędzi stołu, tuż obok Aurory. Dla nich była to pozycja niemal idealna. 

— Bywało lepiej — odpadł, odsuwając kobiecie krzesło. Posłała mu krótkie spojrzenie, w którym doskonale dało się zobaczyć wczorajszą złość. Najwyraźniej była lepszą aktorką, niż podejrzewał. Usiadł obok niej, oferując sok, który Hermiona z uśmiechem przyjęła. — Czyżbym nie ja jeden spędził stresujący weekend?

Aurora wyhaczyła złośliwość spośród gwaru zbierających się w sali uczniów i podniosła mętne spojrzenie na Severusa. Na pierwszy rzut oka było widać, że kobieta nie czuje się najlepiej i nie trzeba było magomedyka, aby to stwierdzić. Jej ruchy były ociężałe, jakby każdy najmniejszy ruch mięśni sprawiał jej ogromny ból.

— Gratuluję bystrego wzroku — sarknęła pod nosem, imitując niemal idealnie zwyczajowy ton Snape’a. Hermiona prychnęła kpiąco, udając natychmiast, że zakrztusiła się sokiem, jednak Severus przyjrzał się uważniej czarnoskórej koleżance. — Czyżbyś miał jeszcze jakieś uwagi co do mojego wyglądu?

Ciemne oczy Aurory doskonale oddawały jej ból, co nieco sprowadziło mężczyznę na ziemię. Przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę na temat męczących ją migren i zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy mają z tym jakiś związek.

— Gdybym dostawał galeona za jedną uwagę na ten temat, to pewnie byłbym już bogaty — odparł Severus, poruszając wymownie brwiami. Odwrócił się lekko w stronę Hermiony i dodał ciszej, ale wciąż słyszalnie: — Choć niektórym to pewnie by się spodobało.

— Przykro mi, że cenisz mnie tak nisko — prychnęła gryfonka, nakładając sobie na talerz grzanki. Unikała jego spojrzenia tak ostentacyjnie, że mało nie przyprawiła Severusa o gorzki śmiech. Postanowił jednak poruszyć ten temat później.

— Jeśli zamierzasz pomóc, to to zrób. Jeśli nie, po prostu zamilknij. Nie są mi potrzebne twoje uwagi, nie dzisiaj — odparła zgryźliwie Aurora, sięgając po dzban z kawą. Severus zdążył odwrócić głowę w porę, by zauważyć, jak naczynie wyślizguje się z jej słabej dłoni i upada z łomotem na stół. Wyciągnął szybko różdżkę i rzucił na niego zaklęcie, które natychmiast uprzątnęło bałagan. — Cholera jasna…

Snape machnął różdżką po raz ostatni i schował ją do kieszeni obszernych szat, po czym posłał kobiecie przeciągłe spojrzenie. Zdążył zauważyć, że wypadek przyciągnął uwagę pozostałych nauczycieli, jednak nie na długo.

— Jeśli zamierzasz upaprać mi szaty radziłbym wybrać mniej oczywisty sposób — mruknął pod nosem. Aurora wywróciła oczami i po raz kolejny sięgnęła po dzbanek, jednak dłoń Severusa ją uprzedziła. Wymienili spojrzenia i kobieta odpuściła, opadając ciężko na oparcie krzesła.

— Wszystko w porządku? — spytała Hermiona za plecami Severusa, zerkając z niepokojem na starszą nauczycielkę. 

— Chyba jeszcze na dobre się nie obudziłam — zaśmiała się kwaśno Aurora, kiwając w podziękowaniu Severusowi, kiedy ten nalał jej filiżankę kawy. Sięgnęła po nią zdecydowanie pewniej i tym razem nie wydarzyło się nic niepokojącego. Poza tym, że mężczyzna zdążył zanotować drżenie jej dłoni, kiedy porcelanowa filiżanka zastukała lekko o talerzyk. — Związek rzeczywiście działa na ciebie w dobry sposób.

Severus uśmiechnął się kpiąco pod nosem i wiedząc, że siedzą wystarczająco blisko Minerwy, oparł się wygodniej na krześle i położył dłoń na udzie Hermiony. Odczuł drgnięcie mięśni pod szatą, jednak młoda kobieta usilnie utrzymała neutralne spojrzenie, wciąż bardziej zainteresowana swoim talerzem niż jego obecnością.

— Cóż, jak widać potrzebna mi była po prostu odpowiednia kobieta, a nie pierwsza lepsza, która by się napatoczyła — odparł głośniej Severus, zerkając krótko w stronę Hermiony. Zauważył, że kącik jej ust uniósł się delikatnie i dosłownie na ułamek sekundy. Widział jednak, że wciąż żywiła do niej urazę. Choć pozwoliła, aby jego dłoń długi czas spoczywała na jej udzie, jej spojrzenie kierowało się wszędzie tam, gdzie nie mogło dosięgnąć jego oczu. Nawet rozmawiając z Aurorą – wciąż nieco osowiałą – pochylała się tak, aby Severus nie stanął w jej polu widzenia. 

— To co, Severusie, teraz pozostaje wybrać odpowiedni pierścionek — stwierdziła sugestywnie Aurora, obserwując Hermionę, która z zażenowaniem uśmiechnęła się i spuściła nerwowo wzrok. Mężczyzna nie odezwał się początkowo ani słowem, bacznie przyglądając się swojej „dziewczynie”. 

— Jeśli taki moment nadejdzie, wierz mi — odparł w końcu — nie przejdzie to bez echa.

— Nie wątpię. Wasz związek wywołał wystarczająco wiele kontrowersji, a co dopiero zaręczyny i ślub. — Aurora pokręciła głową, a na jej ustach pojawił się weselszy uśmiech. — To chyba będzie pierwszy taki przypadek w historii Hogwartu.

— Trzeci — odparła mimochodem Hermiona, a zauważywszy, że dwójka starszych profesorów spogląda na nią z zaciekawieniem, uśmiechnęła się pod nosem. — Pierwsi byli Ursine Fernsby i Antonius Groom, z tą różnicą, że ona uczyła transmutacji, a on zaklęć. 

— Zapewne rok ich ślubu też sprawdziłaś — sarknął Severus, będąc autentycznie pod wrażeniem poznanej właśnie informacji. Nigdy nie czuł potrzeby śledzenia historii Hogwartu, a nawet jeśli takową by odczuł wątpił, aby zapamiętał takie szczegóły. Zerknął na dumną z siebie gryfonkę, która z ożywieniem i znajomym błyskiem w oczach opowiadała Aurorze o drugiej parze nauczycieli, która w latach siedemdziesiątych osiemnastego wieku pobrała się na błoniach Hogwartu. 

— Tyle lat pracować w jednym miejscu i nie znać takich historii — mruknęła kobieta, kiedy Hermiona przystawiła filiżankę do ust z tryumfalnym uśmiechem. — Czuję się jak pierwszoroczniak — dodała ze śmiechem.

— W końcu nie od parady ktoś tu ma taką wielką głowę — stwierdził Severus, posyłając Hermionie wymowne spojrzenie. Kobieta jednak uśmiechnęła się pod nosem, nie odwracając głowy w jego stronę. Mężczyzna miał ochotę warknąć i zmusić ją, aby w końcu przestała zachowywać się jak uparty uczniak. Zanim jednak zdążył chociaż pomyśleć, w jaki sposób zrobić to tak, aby nie zauważyła tego siedząca obok Aurora, ktoś zastukał donośnie w szklankę, a dźwięk poniósł się po strzelistej sali przykuwając uwagę nawet tych najbardziej skupionych na śniadaniu uczniów.

— Moi drodzy, proszę was o chwilę uwagi. — Minerwa podniosła się z krzesła i skrzyżowała dłonie przed sobą. Kiedy rozmowy ucichły, a każdy skupiony był na jej osobie, kobieta oznajmiła: — Jak wiecie, do przerwy świątecznej zostało już tylko nieco ponad trzy tygodnie. Dlatego, aby wszystko poszło nam tak sprawnie jak w zeszłym roku i aby żadne przykre incydenty nie miały miejsca, chciałabym, abyście powoli składali deklarację na temat tego, czy opuszczacie szkołę na święta. Oświadczenia zostaną wam dostarczone przez opiekunów w przyszłym tygodniu i tak, jak w latach ubiegłych, musicie załączyć do niego pisemną zgodę rodziców lub opiekunów. Jeśli takowej nie posiadacie macie jeszcze czas, aby wysłać list z prośbą, aby rodzice taką zgodę dla was podpisali. Bez niej niestety nie będzie możliwości opuszczenia szkoły i chciałabym, aby każdy kto ma pytanie w tej kwestii zgłosił się do jakiegokolwiek nauczyciela. Nie chcemy wybuchu paniki na dzień przed wyjazdem, bo ktoś zapomniał, że to już. — Dyrektor uśmiechnęła się przyjaźnie i rozglądnęła po swoich podopiecznych, którzy zaaferowani zbliżającą się przerwą, zaczęli rozmawiać między sobą przyciszonymi głosami. — Termin składania oświadczeń mija dziesiątego grudnia. Zapamiętajcie sobie proszę tę datę, albo zapiszcie. Wasi opiekunowie będą wam o tym przypominać, ale chciałabym, abyście wykazali się w tej kwestii odpowiedzialnością. Możecie prosić o pomoc prefektów swoich domów lub prefektów naczelnych, pannę Rosaline Hurt z Gryffindoru i pana Tysona Bethany’ego z Hufflepuffu. — Młodziutka gryfonka zamachała ręką wysoko ponad głową, a ciemnoskóry puchon zawtórował jej chwilę później. Minerwa odczekała, aż wszyscy dobrze zobaczą o kim mówiła i dodała: — Przerwa w tym roku rozpocznie się siedemnastego grudnia i trwać będzie do trzeciego stycznia. Dla tych, którzy w szkole pozostaną, jak co roku, zostanie zorganizowana kolacja wigilijna i bal, a o szczegółach możecie porozmawiać ze swoimi prefektami. Mnie pozostaje życzyć przyjemnego tygodnia i powodzenia na zbliżających się egzaminach. 

— Wybaczcie, muszę udać się do Poppy — mruknęła Aurora, kiedy tylko Minerwa skończyła przemowę. Hermiona spojrzała na nią i kiwnęła głową, obserwując odchodzące kobiety. Poczuła, że dłoń Severusa wciąż spoczywająca na jej udzie lekko się zaciska i posłała mu obojętne spojrzenie. 

Szyderczy błysk w oczach i poczucie, że mężczyzna czuje się zupełnie niewinny w zaistniałej sytuacji sprawiło, że Hermiona nagle wyzbyła się wyrzutów sumienia. Miała go przeprosić, przyznać się do błędu. Liczyła, że to załagodzi ich konflikt, bo nie mogła znieść tego, że odbierał on jej chęć do robienia na złość Minerwie. Ale jego mina jasno dała kobiecie do zrozumienia, że byłaby jedyną stroną, która zamierza to zrobić. I choć czuła dziwne prądy w miejscu, gdzie leżała dłoń mężczyzny wiedziała, że nie jest już dziewczyną, którą łatwo da się manipulować. Patrząc prosto w ciemne oczy Severusa sięgnęła lewą dłonią do uda i delikatnie, ale wciąż stanowczo odsunęła jego rękę. Tak, aby Minerwa naprawdę tego nie zauważyła.

— Czytałam ostatnio fascynujący artykuł — mruknęła, natychmiast przybierając maskę. Powtarzała sobie, że przedstawienie musi trwać i jej złość na Severusa tego nie zniszczy, choć przychodziło jej to z trudem, kiedy prywatnie ostatnim, na co miała ochotę było rozmawianie z nim. 

— Nie wolałabyś mi o nim opowiedzieć na osobności? — spytał mężczyzna, podejmując jej grę. Ścisnął mocno pięść, która jeszcze chwilę temu obejmowała szczupłe udo Hermiony i upił łyk kawy. — Chętnie zgłębiłbym ten temat powiedzmy… dziś wieczorem?

— Myślę, że muchy siatkoskrzydłe są kiepskim sposobem na rozpoczęcie spotkania, ale skoro tak wolisz — odparła z kwaśnym uśmiechem kobieta. Obawiała się, że będzie to brzmiało sztucznie, że jej głos załamie się w pewnym momencie, że przebije się przez niego gorycz. Nawet jeśli tak się stało, zauważył to jedynie Snape. Ku ogromnemu rozczarowaniu Hermiony, nikt poza nim nie zwracał na nią uwagi. — Muszę coś załatwić przed rozpoczęciem zajęć — dodała niemal szeptem i dopiła herbatę, szybko podnosząc się zza stołu. Severus pomógł jej wstać i ruszył za nią wolnym krokiem, starając się wywrzeć jak najbardziej naturalne wrażenie. Dostrzegł, że odprowadziły ich ciekawskie spojrzenia Horacy’ego i Anabelli, którzy nagle jakby przypomnieli sobie o ich istnieniu. 

— Jakieś plany na wieczór? — zagadnął Snape, kiedy kroczyli spacerowym krokiem w stronę jej gabinetu. Hermiona widząc, że zbliżają się do rozwidlenia, złapała się zdrowego ramienia mężczyzny, które wręcz powaliło ją swoją sztywnością. Zachowywał się jak marionetka, poddając gestom z gracją godną robota. 

— Minerwa sądzi, że zamykając mnie przy papierach jednocześnie pozbawi czasu wolnego, który mogłabym spożytkować w twoim towarzystwie — odparła z uśmiechem Hermiona, widząc za rogiem uczniów, zgodnie z przypuszczeniem. Przeszli pomiędzy nimi wciąż trzymając się pod ramię i rzucając ciche „dzień dobry” tym, którzy odważyli się odezwać. Severus prychnął pod nosem, widząc dwie uczennice siedzące na ławce, które wskazały ich palcami. 

— W takim razie przyjdę do ciebie i uwolnię cię od męki. Dwudziesta będzie w porządku? — Severus zerknął na idącą koło niego czarownicę, która zachowywała się całkowicie normalnie. Był pod wrażeniem i gdyby nie wiedział, że jest wściekła, nigdy by się nie poznał. 

— Nie zapomnij, że doktor Whitlock dzisiaj przyjeżdża — przypomniała rezolutnie, kiedy wspięli się po schodach. Uczniowie w tej części nie pojawiali się tak często, a mimo to Hermiona zdecydowała utrzymać maskę z uśmiechem, od którego powoli zaczęły boleć ją policzki. — Zresztą… Nie jestem damą w opałach i nie potrzebuję bohatera, żeby mnie ratował z opresji.

Snape wyczuł jej idiotycznie brzmiący sarkazm i prychnął, choć coś ciężkiego upadło w jego żołądku, kiedy zrozumiał ukryte znaczenie. Wcisnął wolną dłoń do kieszeni i prychnął:

— Oczywiście, że nie. Musiałabyś porzucić tytuł Panny-Wiem-To-Wszystko, a na to najwyraźniej się nie zanosi.

Hermiona okręciła lekko głowę i zdołał zauważyć nikły uśmiech na jej ustach. Pierwszy prawdziwy odkąd zostali sami. I zbyt krótki, aby móc cieszyć nim oczy choć przez chwilę. Hermiona zatrzymała się przed drzwiami do swojego gabinetu i wydawało się, że ma coś na końcu języka. Zamiast słów, z jej gardła wydobyło się westchnienie i zanim Severus zdążył zareagować, zniknęła w swoim pokoju. Unikając jak ognia jego wzroku, kiedy zamykała drzwi. 

Chwilę wpatrywał się w klamkę, zastanawiając się, czy nie powinien jednak przeprosić. Powiedział za dużo i w gruncie rzeczy nie chciał jej urazić. Póki co była jedyną osobą, z którą mógł normalnie porozmawiać, a która nie budziła w nim żądzy mordu. Poza tym jednym razem, kiedy wróciła jej mania zbawiania świata. Albo kiedy on dostrzegł, że nigdy nie zniknęła. Odszedł, zupełnie nie zauważywszy postaci, która zaraz potem wyłoniła się zza rogu. 

Mówi się, że nieużywany organ z biegiem czasu zanika i traci swoje właściwości. Podobnie jest w przypadku umiejętności, a po skończeniu wojny, Severus Snape nie miał wielu okazji do szpiegowania. Część jego umiejętności, jak ostrożność czy obserwacja otoczenia zostały. Nie był w stanie wyzbyć się ich całkowicie, jednak sam zauważał, że nieco się stępiły. Nie podejrzewał jednak, do czego może to doprowadzić, zwłaszcza, że sam wpakował się w kolejną szpiegowską sprawę.

— Opróżnić stoły — zakomenderował, wchodząc z rozmachem do sali pełnej oczekujących jego obecności uczniów. Początkowo oszołomieni poleceniem rozglądnęli się po sobie, zupełnie zdezorientowani. — Ogłuchliście? Opróżnić stoły — powtórzył mężczyzna dużo wolniej, delektując się strachem, jaki zaczął unosić się w powietrzu. Polecenie zostało wykonane, a wszelkie książki i pergaminy zostały usunięte z uczniowskich pulpitów. Snape przeszedł się pomiędzy skonsternowanymi nastolatkami, przyglądając im się z kompletną obojętnością. Uwielbiał wywierać na nich takie wrażenie. Czuł się wtedy całkowicie w swoim żywiole. I nikt nie był w stanie mu wmówić, że miał dobre serce. — Trzy tygodnie do świąt. To oznacza piętnaście szybkich testów sprawdzających waszą wiedzę. Zdajecie w tym roku OWTM-y, a ja nie zamierzam z tego tytułu traktować was ulgowo.

Dwie krukonki z pierwszego rzędu spojrzały po sobie przerażone, lecz nie ośmieliły wymienić się uwagami na głos. Podobnie gryfon i ślizgonka z ostatniej ławki, którzy mimo różnic dzielących domy, wyglądali na równie stremowanych.

— Polecenia znajdujące się na pergaminach macie wypełnić co do joty, a jeśli którekolwiek z was polegnie na tym etapie, zostaje automatycznie zdyskwalifikowane. To są podstawy, coś, co powinniście wiedzieć po pierwszym roku. Potraktujcie to jako… powtórkę materiału — dodał Severus, niewerbalnym zaklęciem przywołując na stoły kredowe pergaminy. — Pierwsze z was, które ukończy swoją pracę, zarobi piętnaście punktów dla domu. Zaczynajcie. 

Salę wypełnił przyjemny dla ucha odgłos skrobania piór po kartkach, a napięcie osiągnęło apogeum. Przeznaczył na tę atrakcję piętnaście minut, o czym zamierzał poinformować uczniów dopiero po upływie czternastu. Stres i panika o poranku to lepsze niż kawa, tę zasadę wyznawał od prawie dwudziestu lat i jak do tej pory widok w pośpiechu kończących pracę uczniów przynosił mu najwięcej satysfakcji.

— Profesorze? — Podniósł wzrok na siedzącą po lewej stronie pomieszczenia gryfonkę, której dłoń sztywnie unosiła się w powietrzu. Miał ochotę parsknąć śmiechem, przypominając sobie właścicielkę identycznej, wiecznie wystawionej ku górze dłoni. 

— Skończyła pani, panno Andrews? — spytał kpiąco, nakazując gestem dłoni, aby wstała i podeszła do biurka. Uderzyła się biodrem o kant ławki i syknęła, rozpraszając tym samym pozostałych uczniów. — Pozostało pani jeszcze osiem minut — dodał, kiedy uczennica znalazła się przy jego biurku. Kiedy nastolatka nie odpowiedziała, zbyt zdenerwowana jego badawczym spojrzeniem, Snape zmrużył oczy, dopiero po chwili zerkając na jej pracę. Drobne, zgrabne litery zapełniły niemal całą stronę i ku zdumieniu mężczyzny, układały się w całkiem logiczne wypowiedzi. 

— Piętnaście punktów dla Gryffindoru — mruknął Snape, czując niemal natychmiast gorycz na języku. Te słowa padały w jego karierze wyjątkowo rzadko i zawsze wywoływały te same emocje, jednak nie byłby sobą, gdyby nie towarzyszył im zgryźliwy komentarz. — Następnym razem zrób to bez zakłócania ciszy w klasie.

Gryfonka zacisnęła wargi w wąską linię i skinęła posłusznie głową. Wróciła na swoje miejsce, uśmiechając się pod nosem dumnie, a Snape po raz kolejny zawiesił na niej spojrzenie. Znał tę radość i niezamierzenie widok uśmiechniętej nastolatki przykuł jego uwagę na zbyt długą chwilę. Błysk w jej oku obudził uśpione, głęboko zakopane wspomnienia, których mężczyzna miał nadzieję nigdy nie doświadczać ponownie. A które – ku jego rozgoryczeniu – przyniosły ze sobą coś kojącego. Jako pedagog, jako naukowiec, nie mógł sobie wyobrazić lepszej widowni niż Granger czy Andrews. Chociaż nigdy, za żadne skarby świata, nie przeszłoby to przez jego gardło, Severus wiedział, że wiedza i ochota do pogłębiania jej to cechy, które uczniowie co najwyżej mieli w nosie. Uchroń Merlinie, żeby je posiadali. A one dwie posiadały je w stopniu, który go satysfakcjonował. Nie mówił tu o uczniach, którzy zakuwali, żeby zapomnieć po wyjściu z sali. Doskonale umiał odróżnić głód wiedzy od wykutych na pamięć regułek.

Kiedy to samo spojrzenie zobaczył na obiedzie, witając się ponownie ze swoją „dziewczyną”, miał ochotę gorzko się roześmiać.

— Chyba masz sobowtóra — mruknął, delektując się wyjątkowo dobrym kawałkiem mięsa. Hermiona zerknęła na niego zza szklanki soku i uniosła brwi, czekając na ciąg dalszy. — Albo ktoś próbuje pozbawić cię tytułu Zawsze-Przed-Wszystkimi Granger.

— Wtedy będę mogła śmiało zostać twoją damą w opałach — odparła pod nosem kobieta, uśmiechając się jednak krzywo. — Gryffindor?

— Andrews, ta blondynka z przodu sali. — Severus pochylił się w stronę Hermiony i widząc, że rozgląda się za wspomnianą uczennicą, nakierował delikatnym ruchem podbródka kąt jej wzroku. Poczuł, że żuchwa Hermiony stężała, a kiedy odsunął dłoń, brązowe tęczówki spojrzały na niego z dziwnym skrępowaniem.

— Więc mówisz, że już rozglądasz się za innymi? — spytała, szybko odwracając wzrok i wciskając luźno puszczone włosy za ucho. Snape przyglądał się jej chwilę w milczeniu, obserwując uważnie profil jej twarzy i pracujące na policzkach mięśnie. Kobieta wyraźnie walczyła ze sobą, żeby zachować neutralny wyraz, jednak on wystarczająco naoglądał się jej z bliska, aby nie umieć tego dostrzec. Podobnie jak ledwo widocznego rumieńca, który wstąpił na blady jak pergamin policzek Granger. Co jednak zaskoczyło mężczyznę, to to, że nie towarzyszył temu żaden uśmiech jak dotychczas. 

— Jakby którakolwiek zasługiwała na choć część mojej uwagi — prychnął w końcu i odwrócił się, opierając wygodniej na krześle. 

— Chyba poproszę Minerwę o wcześniejszy wyjazd na te szkolenia — stwierdziła Hermiona, nabierając na widelec tłuczone ziemniaki. — Żebyś się nie przyzwyczaił.

— Och, czyli nie jesteś z typu zdobądź i miej? — zakpił Snape. 

Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie pod nosem w odpowiedzi, czując, jak jej mięśnie naturalnie i powoli rozluźniają w obecności Severusa. Mimo, iż wciąż była na niego zła, a zimna dłoń odcisnęła palące piętno na jej żuchwie, kobieta nie potrafiła zignorować odprężenia i spokoju, jakie dawały jej błahe rozmowy z mężczyzną. Nie rozumiała tego, jak Severus Snape był w stanie sprawić, że czuła jednocześnie dwie tak skrajne emocje.

Bańka pękła jednak, kiedy po skończonym posiłku Hermiona przemierzała korytarze Hogwartu uczepiona ramienia swojego towarzysza zbrodni, który nie uraczył jej ani jednym, krótkim spojrzeniem. Skonsternowana swoimi własnymi myślami kobieta dość długo nie odzywała się ani słowem, a Severus nie zagadnął jej w tym czasie ani razu. 

— Może wejdziesz? — zaproponowała, kiedy dotarli pod jej gabinet. Odprowadzanie stało się częścią ich dnia i Hermiona musiała przyznać, że nawet jej się to podobało. — Chciałam porozmawiać. W cztery oczy.

— Mam zajęcia — odparł niemal natychmiast Snape, a po jego minie widać było jasno, że gra powoli dobiega końca. Gryfonka zmarszczyła brwi, kiwając słabo głową i pozwoliła, aby Severus jak zwykle ucałował delikatnie jej skroń. Niespodziewanie ten subtelny gest spowodował w Hermionie kolejny przypływ bezsilności. Dlaczego ona nie potrafi wyłączać emocji na zawołanie?

— Nie dam rady dłużej — powiedziała cicho, kiedy mężczyzna odsuwał się z zamiarem odejścia. Snape zerknął na nią uważniej, a w jego oczach wyraźnie malował się gniew. 

— Może jednak poczekasz z tym do wieczora? — spytał równie przyciszonym głosem, starając się brzmieć naturalnie, co w rezultacie dało dość komiczny efekt. 

— Nie ma tu nikogo, zresztą i tak nikt już nie zwraca na nas uwagi — stwierdziła gorzko Hermiona. — Chciałam udawać, że to co stało się wczoraj nie ma żadnego znaczenia, ale…

— Bo nie ma — przerwał jej Snape, podchodząc tak blisko, że kobieta musiała mocno zadrzeć brodę, aby spojrzeć mu w oczy. Wstrzymała powietrze, czując jego zapach nachalnie wdzierający się do nozdrzy. — Po prostu zachowujesz się jak naburmuszony dzieciak, któremu ktoś zabronił się bawić jego ulubioną zabawką.

Hermiona zapowietrzyła się na sekundę, po czym mocno zmarszczyła brwi. Jej wargi zadrżały ze zdenerwowania, a Snape widząc to, zganił się w myślach, że nie mógł tym razem odpuścić sobie uszczypliwego komentarza.

— Naburmuszony dzieciak? — powtórzyła, zupełnie nie bacząc na ton. W tej chwili zupełnie zapomniała, że ktokolwiek może ich usłyszeć, a zraniona duma odezwała się przez nią odrobinę zbyt głośno. — To pan nie umie zachować się jak dorosły i porozmawiać, ani ze mną, ani ze swoją matką.

— Drążysz dziury, które ktoś usilnie próbuje zakopywać — warknął Snape. Starał się pozostać opanowany, naprawdę się starał. Ale jej brak wyczucia czasu wyprowadzał go z równowagi bardziej niż idiotyczne komentarze Horacy’ego. — Wyciągasz na wierzch wciąż te same sprawy, w ogóle nie licząc się z tym, że może ja nie życzę sobie, żebyś się w nie wtrącała.

— Niech pan nie udaje, że poszanowanie prywatności cokolwiek dla pana znaczy — wypomniała ze złością Hermiona. — W moje życie z buciorami można wchodzić, a w pańskie już nie?

— Ucisz się — warknął Severus niemal niedosłyszalnie. Hermiona posłała mu jednak wrogie spojrzenie, w którym czaiła się buta. — Chcesz zniszczyć cały plan przez jakieś babskie widzimisię? 

— Cały plan opierał się na nas — syknęła pod nosem. —  Przez pańskie zachowanie nie jesteśmy w stanie ze sobą rozmawiać, więc jak niby mamy udawać zakochaną parę?

Snape zareagował instynktownie — dopadł zdenerwowaną kobietę i ścisnął jej ramię, o wiele mocniej niż planował. Popatrzył z góry na wstępujący w jej orzechowe tęczówki strach, ale musiał ją uciszyć. Za wszelką cenę. Ktoś z nich musiał myśleć racjonalnie. 

— Odłożymy tę rozmowę na wieczór — wycedził przez zaciśnięte zęby. — W cztery oczy.

— Żeby mógł się pan migać od odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie? — zakpiła Hermiona, wyszarpując ramię z żelaznego uścisku. Potarła je drugą ręką i zerknęła na Severusa o wiele spokojniej. — Nie zamierzam z panem rozmawiać, dopóki nie obieca pan, że będzie to szczere. — Ogień z kinkietu zawieszonego nieopodal rzucił niezwykle groźny cień na twarz Snape‘a, a światło świecy odbiło się w jego ciemnych oczach. Ciarki przebiegły wzdłuż kręgosłupa wciąż oszołomionej Hermiony, która jednak hardo wpatrywała się w byłego nauczyciela. Musiała mieć jakąś gwarancję. — Wiem, że pan potrafi — dodała ciszej.

— Jak dostaniesz tą swoją durną obietnicę to przymkniesz się w końcu? — warknął w odpowiedzi Severus. Ciśnienie mało nie rozsadziło mu skroni i miał ochotę pogratulować wścibskiej nauczycielce. Dawno nikt tak szybko nie zagotował mu krwi w żyłach jak jej udało się to zrobić w zaledwie trzy minuty.

Hermiona skinęła głową, na co reakcją Snape’a było jedynie gorzkie westchnięcie. 

— W takim razie zgoda, dostaniesz to, czego chcesz — rzucił na odchodnym. Zamierzał odwrócić się i odejść, jednak zamiast tego zlustrował ją spojrzeniem i wygiął wargi w grymasie. — Nic się nie zmieniłaś. Dalej jesteś tą samą Wiem-To-Wszystko, tylko jeszcze bardziej irytującą. Gratuluję. Zawsze to jakiś sukces.

Szaty zaszeleściły, kiedy z impetem ruszył ku rozwidleniu korytarza. Hermiona opadła ciężko na ścianę i przymknęła oczy, czując piekące łzy pod powiekami. Nie sądziła, że ta obelga jeszcze kiedykolwiek ją zaboli.

— I vice versa — warknęła pod nosem, wyłapując wzrokiem postać mężczyzny znikającą za rogiem. Wpadła do swojego gabinetu, uderzając pięścią w oparcie miękkiego fotela. 

— Panno Granger! — usłyszała, jednak zupełnie zignorowała słowa Alberta.

Zamknęła się w łazience i usiadła ciężko na krawędzi wanny, przełykając co chwila ślinę, która przyszła zaraz po łzach. Jak jeden człowiek był w stanie wywoływać w kimś tyle skrajnych emocji? Najpierw… Poczuła coś dziwnego. Skurcz w żołądku, kiedy Severus powiedział, że jest warta jego uwagi. Wiedziała, że nie mówił tego na poważnie, a jednak jakaś część jej chciała, aby było inaczej. Nie miała pojęcia dlaczego. Po prostu pragnęła, aby ktoś cenił ją tak, jak Severus robił to na pokaz. Przypomniała sobie o jego dłoni, delikatnie, niemal bez siły kierującą jej podróbkiem na obiedzie. A zaraz potem poczuła przeszywający ból w ramieniu, gdzie ta sama ręka pokazała jaka jest zaskakująco silna i bezwzględna. 

Po co ja się w ogóle na coś takiego godziłam?, wyrzucała sobie, siedząc samotnie w łazience, a za przyjaciela mając jedynie smętnie stojącą w rogu parapetu paprotkę. Po co mi to w ogóle było? Mało wrażeń? 

Drobna dłoń wylądowała na skraju wanny z cichy pacnięciem. Hermiona podniosła się energicznie, czując w nogach wszystkie emocje, które chciały opuścić jej organizm. Szybko znalazła się przy umywalce i przemyła twarz zimną wodą. Nie, pomyślała. Nie dam się Snape’owi znów doprowadzać do łez. Ten etap mam już za sobą.

Podniosła spojrzenie na taflę lustra i przełknęła ślinę. Musiała wymyślić coś, żeby pokazać mu, że się myli. Nie była tą samą Hermioną Granger. Nie była naburmuszonym dzieciakiem. 

— Hermiono! — usłyszała nagle i zaskoczona zerknęła w stronę drzwi. Zza ciężkiego drewna dało się słyszeć przytłumione pukanie, więc kobieta szybko opłukała twarz i doprowadziła emocje do porządku. Naiwnie pomyślała, że to Severus, po czym szybko zdała sobie sprawę, że on nigdy nie zniżyłby się do tego poziomu. Przeszła do salonu w akompaniamencie narzekania Alberta, co natychmiast spotkało się z wyciągnięciem różdżki. 

Muffliato — mruknęła i otrzepawszy szatę, uchyliła drzwi. Kompletnie nie wiedziała, kogo może się spodziewać.

— Mogę zająć momencik?

Aurora Sinistra uśmiechnęła się przyjaźnie do Hermiony, po której zupełnie nie było widać śladów emocji sprzed chwili.

— Oczywiście, zapraszam — odparła, wpuszczając starszą czarownicę do środka. — Herbaty?

Wskazała gestem jeden z foteli wyściełanych czerwonym, miękkim obszyciem. Aurora pokręciła głową, przysiadając ciężko na wskazanym miejscu.

— Lepiej się pani czuje?

— Hermiono, proszę. — Kobieta uśmiechnęła się do niej pobłażliwie. — Ile razy mam powtarzać, żebyś darowała sobie tą „panią”?

— Wybacz — zaśmiała się nerwowo gryfonka. — Lepiej się czujesz?

— O niebo. — Hermiona podświadomie wyczuła, że coś musi stać za wizytą nauczycielki astronomii. Nie miała w zwyczaju wpadać na ploteczki, zwłaszcza, że wszyscy wiedzieli jaki ma do nich stosunek. I wiele by dała, aby w tamtym momencie pomylić się w osądzie. — Poppy jest wspaniała, chociaż wciąż podkreśla, że bez eliksirów Severusa nie poradziłaby sobie tak dobrze.

— To tylko znikomy udział. Severus wciąż ma problemy z pracą nad kociołkiem i zaczynam się o niego nieco martwić.

Aurora uniosła brew, a jej usta drgnęły.

— Ja również. Tym bardziej dziwi mnie, że zdecydował się na coś takiego. — Hermiona zmarszczyła brwi i uśmiechnęła się, nie rozumiejąc o czym kobieta mówi. Przez moment przyszło jej do głowy, że kobieta przyszła, żeby namawiać ją do zakończenia związku. Żeby po raz kolejny wmawiać jej, jakim to złym człowiekiem jest Snape. Miała już westchnąć zrezygnowana, kiedy nagle Aurora odezwała się bez cienia wahania: — W końcu udawanie przed całą szkołą, że jesteście razem to nie lada wyzwanie. Nawet jak na was.

Szok.

Paraliż.

Tępy wyraz twarzy.

Serce, które zatrzymało się na ułamek sekundy.

Tylko na tyle zdobyła się w tamtej chwili młoda gryfonka, siedząc naprzeciw kobiety, która wierciła przeraźliwą dziurę w jej brzuchu. I nie wyglądało na to, żeby zamierzała odpuścić.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 27Sojusz, Granger? – Rozdział 29 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 2 komentarzy

Dodaj komentarz