Sojusz, Granger? – Rozdział 77

Hermiona jeszcze nigdy tak szybko nie wchodziła po krętych schodach prowadzących pod gabinet dyrektora Hogwartu. Jej serce wyrywało się z piersi, a myśli pędziły z prędkością światła, próbując ułożyć logiczny ciąg w głowie, jednak brak możliwości nabrania pełnego oddechu skutecznie jej to uniemożliwiał.

Severus stracił pamięć. Wyszła dosłownie na kwadrans. Kwadrans! Tyle wystarczyło, żeby wymazać osiem lat jego życia i odwrócić je do góry nogami. Tylko dlaczego? Co wywołało tak nagłą reakcję, co takiego stało się, że nagle cofnął się pamięcią i to właśnie do tego roku? Tyle pytań, żadnych odpowiedzi. 

Musiała najpierw porozmawiać z Minerwą. Później zamierzała zabrać mężczyznę do Poppy, żeby choć pobieżnie ocenić jego stan, a potem… Hermiona przystanęła przed ciemnymi drzwiami gabinetu dyrektorki i westchnęła, czując, że jej dłonie drżą niekontrolowanie. Panikowała. Nie wiedziała, co robić. Nie wiedziała jak do tego wszystkiego doszło. Jak dowiedzieć się, czy to trwałe uszkodzenie, czy… Nie, skarciła się. Nie mogła o tym myśleć. Musiała zachować spokój.

Wyprostowała się, odgarniając z twarzy niedbale wysuwające się z upięcia kosmyki i szybko poprawiła ubranie. Tak jakby ten niepozorny gest miał pomóc opanować jej emocje.

Zapukała szybko, słysząc po chwili kroki ze środka, a Minerwa pojawiła się w drzwiach dosłownie minutę później.

— Hermiono?

McGonagall była mocno zaskoczona zarówno samym widokiem młodej podwładnej, jak i jej wyglądem. Od razu dostrzegła przejęty wzrok szatynki oraz jej niespokojnie przygryzane wargi.

— Pani dyrektor. — Gryfonka posłała byłej opiekunce nerwowe spojrzenie i skrzyżowała ramiona na piersi. — Musimy porozmawiać.

Cienkie brwi starszej czarownicy ściągnęły się w skonsternowanym wyrazie. Panna Granger rzadko bywała tak ostentacyjna i bezpośrednia, rzadko również Minerwa miała okazję widzieć na jej twarzy tak zdenerwowaną, przestraszoną wręcz minę. Dlatego bez słowa skinęła głową, wpuszczając drobną kobietę do środka i zamknęła za nią drzwi, wyciszając pomieszczenie.

— Usiądź — poprosiła, wskazując kobiecie fotel stojący przed biurkiem. — Co się stało?

Hermiona zerknęła na ramę obrazu, w którym siedział profesor Dumbledore, a kiedy ponownie spojrzała na McGonagall, cały stres uszedł z niej jak z rozplątanego balonika.

— Severus stracił pamięć — powiedziała, zanim starsza czarownica zdążyła zająć swoje miejsce. Obserwowała, jak ciało czarownicy opada na fotel, a jej brwi marszczą się w przeraźliwie niezrozumiałym wyrazie, kiedy dotarło do niej, co właśnie usłyszała. — Nie wiem jak ani dlaczego… — ciągnęła Hermiona, nabierając powietrza do płuc. — Podejrzewam, że jego choroba za to odpowiada, czymkolwiek jest. Nic innego… się nie stało. Nic… — Zamilkła na moment, kręcąc głową, która opadła, kiedy jej wzrok na moment podążył ku złączonym na udach dłoniom. Spojrzała w końcu ponownie na Minerwę i dodała: — Dla niego jest teraz dziewięćdziesiąty szósty rok. Syriusz Black… jeszcze żyje. A cała wojna… nie miała miejsca.

W okrągłym, przestronnym gabinecie zapadła kompletna cisza. Siwiejąca czarownica wpatrywała się w milczeniu w byłą uczennicę, a Albus spoglądał to na swoją następczynię, to na młodą szatynkę siedzącą naprzeciw niej. Nikt nie wiedział za bardzo, co powiedzieć — jak skomentować nowiny, które przyniosła panna Granger. Która sama po raz kolejny poczuła przeszywający pierś ból, kiedy powiedziała na głos słowa, którym za nic nie chciała dawać wiary. Chciała, żeby to był żart, podstęp, jak to nazwał w pierwszym odruchu Severus — albo sen, z którego za chwilę się obudzi.

— Nie pamięta niczego? — zapytała Minerwa, mrugając szybko, kiedy jej spojrzenie wytrzeźwiało w ułamku sekundy. 

— Nie. — Hermiona zaprzeczyła ruchem głowy i mruknęła: — Wezmę go do Poppy, poproszę… Poproszę ją, żeby go obejrzała. — Młoda kobieta sama sobie przytaknęła, jakby klepała się po ramieniu, wiedząc, że to dobry początek. Jakiś początek. — Chciałabym się upewnić, że poza… tym… wszystko z nim w porządku. Że to nie jest… trwałe.

Przymknęła oczy, szybko odpędzając od siebie nieprzyjemne myśli. 

Nie, pomyślała. To niemożliwe, żeby stracił pamięć na stałe.

— Powiadomię doktora Whitlocka — powiedziała niespodziewanie dyrektorka. 

Hermiona przytaknęła jej instynktownie.

— Skontaktuję się z uzdrowicielem, którego polecił…

— Z tego co wiem — przerwała jej od razu Minerwa — Severus już do niego pisał. — Zamilkła, a młodsza gryfonka zmarszczyła brwi, przyglądając się jej z wyczekiwaniem wymalowanym na twarzy. — Poczekajmy na jego odpowiedź. W międzyczasie poproszę Hugh, żeby nas odwiedził. — Szatynka poczuła, że kosmyki znów opadły na jej twarz i nerwowo wsunęła je za ucho, natychmiast jednak składając dłonie znów przed sobą i nerwowo skubiąc palce. — Szczerze liczę, że to przejściowy problem — dodała McGonagall. — Miejmy nadzieję, że za kilka dni wszystko wróci do normy, ale jeśli nie, wtedy podejmiemy bardziej radykalne kroki. 

Zgodziła się, bo wiedziała, że panika nigdy nie działa na korzyść — a skoro Severus faktycznie zdążył skontaktować się z uzdrowicielem od doktora Whitlocka, jego odpowiedź nie miała przyjść szybciej, jeśli wysłaliby mu kolejny list. Poza tym, Hermiona sama podzielała naiwne życzenie dyrektorki i łudziła się, że za kilka dni wszystko będzie po staremu, a Severus odzyska pamięć i nigdy więcej jej nie straci. 

Zamierzała też wtedy zmusić go — czytaj: spróbować przekonać, że nie ma innej opcji — do podjęcia kroków w sprawie swojego leczenia. Bagatelizował to zbyt długo, a ona pozwalała mu na to, póki nic się nie działo. To się jednak zmieniło. Zatem i oni musieli podjąć inne kroki.

— Co z zajęciami? — zapytała nagle, spoglądając trzeźwiej na Minerwę.

Kobieta chwilę milczała, układając w głowie sensowny plan.

— Dzisiejsze naturalnie odwołam — stwierdziła, sięgając po czysty kawałek pergaminu. — Myślę, że nikomu nie sprawi to większej krzywdy. Severus jest dość skrupulatny, jeśli chodzi o materiał, więc akurat o to bym się nie bała, a i uczniom nie zaszkodzi dzień przerwy — dodała, chcąc nieco rozładować napięcie. Zerknęła na Albusa, który bez słowa przysłuchiwał się całej rozmowie ze swojej ramy, jedynie poprawiwszy się w dostojnym fotelu, po czym wzięła do ręki pióro i zanotowała coś na papierze. — Zapytam Horacy’ego i Filiusa, czy podejmą się zastępstwa w najbliższych dniach — oznajmiła. — Nie spodziewam się odmowy, choć to taka nagła sprawa, ale pewnie jutro również będę zmuszona odwołać część wykładów.

— Mogę poprowadzić poranne zajęcia — mruknęła Hermiona niespodziewanie. Zerknęła na dyrektorkę, która posłała jej znad pergaminu pytające spojrzenie i dodała: — Mam wolne przedpołudnie. 

— Dziękuję — odparła Minerwa. Odłożyła niespodziewanie pióro, spoglądając na młodą czarownicę i zmarszczyła mocniej brwi, taksując ją z dziwnym, zatroskanym pytaniem wymalowanym na twarzy. — Hermiono… Jak on się czuje?

Szatynka chwilę wpatrywała się w nią w milczeniu. Nie była pewna. Domyślała się, że był zagubiony i kompletnie rozkojarzony, to z pewnością. Ciekawiło ją, czy to dlatego przyjął to tak spokojnie, czy był po prostu w zbyt wielkim szoku — teraz, siedząc w gabinecie McGonagall, kobieta zdała sobie sprawę, że mężczyzna dość łatwo poddał się całej sytuacji, zaskakująco szybko, wręcz podejrzanie, wierząc w jej słowa. Nie wiedziała, czy to wina zaskoczenia, czy Severus po prostu był na tyle rozsądnym człowiekiem, że przyjął jej wytłumaczenia, które, choć szokujące i pozornie bez sensu, kleiły się jako tako w całość — na tyle, na ile mogły w zaistniałej sytuacji.

Nie wiedziała, że to brak jakiegokolwiek kłamstwa na jej twarzy, jej szczerze zaskoczony, oniemiały wzrok i przerażony głos, po raz kolejny sprawiły, że Snape — w innych okolicznościach — znów zaczął jej wierzyć. Choć nie umiał rozpoznawać na jej twarzy emocji, których nauczył się dzięki ich zażyłości, wciąż wiedział, jak rozpoznać fałsz i dlatego, że żadnego w niej nie odnalazł, wiedział, że powinien był jej wierzyć. Wbrew temu, co podpowiadał mu jego własny, rzekomo zdrowy rozsądek.

— Jest spokojny — powiedziała w końcu. — Wytłumaczyłam mu, co się stało i jakoś… przyjął to do wiadomości. — Minerwa uniosła zaskoczona brew, nieco kpiąco wykrzywiając kącik ust, jednak dostrzegła, że siedząca naprzeciw kobieta dotknęła swojego prawego ramienia, marszcząc lekko brwi. — Choć z początku nie było łatwo.

— I tak jestem zaskoczona, że udało ci się przemówić mu do rozumu — stwierdziła dyrektorka. Zerknęła na Albusa, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie i mruknęła: — Widać masz dar przekonywania.

Hermiona niespodziewanie się uśmiechnęła.

— Bycie niedowiarkiem to jedno — odparła. — Bycie rozsądnym to na szczęście zupełnie inna sprawa.

— Podobnie jak bycie paranoikiem — dodała wymownie Minerwa. — Porozmawiam z nim później. Jeśli, oczywiście, będzie w dobrym stanie.

— Proszę… — zaczęła niespodziewanie młodsza gryfonka, ale urwała w pół słowa, marszcząc brwi, kiedy jej spojrzenie odnalazło pytający wzrok przełożonej. — Proszę mu jeszcze nic nie mówić. O przeszłości — dodała, widząc, że starsza czarownica nie do końca zrozumiała jej prośbę. — Widziałam wcześniej, że… jest jeszcze tym wszystkim zbyt zdezorientowany. Więc jeśli sam nie spyta…

— Oczywiście — wtrąciła Minerwa. Może i bywała brutalnie bezpośrednia i nie miała czasami wyczucia, ale postawiona przed tak oczywistym faktem, nie zamierzała się mu sprzeciwiać. — Dziewięćdziesiąty szósty rok? — zapytała nagle, ponownie zerkając na Albusa, który wyprostował się na fotelu, mrużąc błękitne oczy.

— Ach, co to były za czasy — powiedział melancholijnie, a Hermiona posłała mu spojrzenie pełne niezrozumienia. Po śmierci stał się jeszcze dziwniejszy, stwierdziła, jednak nie skomentowała słów byłego dyrektora. Nie miała pojęcia jak. — Jeszcze wtedy żyłem — dodał nagle, a w kącikach jego wąskich ust zamajaczył rozbawiony, łobuzerski uśmiech.

Minerwa McGonagall wywróciła oczami, wzdychając pod nosem.

— I mogłeś tego nie zmieniać — wyrzuciła ciężko.

Hermionie ulżyło, że krótka wymiana zdań przyniosła zamierzony skutek i pozwoliła na moment ulżyć jej niepokojowi oraz nerwowej atmosferze, jaka mimo zachowania zimnej krwi i opanowania przez kobiety, wciąż unosiła się w owalnym gabinecie na drugim piętrze.

Kiedy jednak młoda gryfonka wyszła na korytarz, zamierzając wrócić, wszystko się rozpadło. Jej ciało instynktownie odczekało, aż ciężkie drzwi zamkną się za jej plecami i bezwładnie opadło na pobliski parapet, poddając się spazmatycznym oddechom, które przejęły nad nim kontrolę. Bała się tego, co miała zastać na trzecim piętrze. Nie chciała wracać do tego, do czego przyszło jej wracać.

Skierowała kroki do skrzydła szpitalnego po naprawdę długiej chwili; kiedy bicie w jej piersi nieco się unormowało, a dłonie nie drżały już tak mocno i puściły w końcu zimną krawędź parapetu. Zamierzała sprowadzić Poppy jako towarzysza w niedoli, z jaką przyszło się jej zmierzyć. Musiała mieć pewność, że utrata pamięci to jedyne, co dolegało Severusowi na ten moment, choć obawiała się, że szkolna pielęgniarka nie będzie w stanie w pełni odpowiedzieć na jej obawy. Liczyła, że te rozwieje Whitlock — o ile znajdzie czas, aby tak nagle się z nimi spotkać. Mungo i tak nie miało go wiele, zwłaszcza dla pacjentów, którym tak naprawdę nie mogli pomóc.

Pani Pomfrey była równie zaskoczona nowinami na temat zdrowia Snape’a, co Minerwa, ale ku uldze Hermiony, nie będąc emocjonalnie związana ze Snape’em, nie zadała jej praktycznie żadnego pytania, poza wyciągnięciem od niej najważniejszych informacji. Ścisły umysł mimo wszystko trzymał się faktów i pomógł młodej gryfonce odnaleźć upragnioną ciszę w głowie, która huczała od szalejących w niej myśli.

— Nie sądzę, żeby to było konieczne — mruknął niezadowolony Severus, kiedy kobiety w końcu znalazły się w jego gabinecie.

— Straciłeś pamięć — przypomniała mu spokojnie Hermiona, unosząc brew. — Nie uważasz chyba, że to normalne. 

— Oczywiście, że nie, dlatego siadaj, nie gadaj — pogoniła go Poppy. 

Zupełnie bez jakiegokolwiek współczucia dla jego sytuacji, mając jedno, proste zadanie: zbadać pacjenta. Ciemne oczy zwróciły się na nią ze znajomą żądzą mordu, ale mężczyzna posłusznie wykonał polecenie i usiadł na kanapie, pozwalając, aby pielęgniarka zajęła miejsce obok niego.

— Widzę w pewnych kwestiach niewiele się zmieniło — zakpił.

— Żebyś wiedział — fuknęła na niego starsza czarownica.

Hermiona zmarszczyła brwi, przyglądając im się uważnie. Z jednej strony cieszyła się, że jej początkowe obawy związane z niedowiarstwem Snape’a okazały się być naciągane, a on wydawał przynajmniej nie przeszkadzać, podczas kiedy ona sama próbowała dowiedzieć się, co właściwie się stało. Miała jednak wciąż w głowie słowa Minerwy, która wytknęła łatwowierność Severusa i teraz sama nabawiła się paranoi, że jego zachowanie prędzej czy później odwróci się przeciwko niej. Zapewne w momencie, w którym będzie się tego najmniej spodziewać.

Poppy sprawdziła, co mogła, ale nie dostrzegła żadnych niepokojących objawów. Poza oczywistym, rzecz jasna, mężczyzna wydawał się całkiem zdrowy, jego odruchy były prawidłowe, a funkcjonowanie półkul mózgowych nie wydawało się ani odrobinę odbiegać od normy. Ciało nosiło tylko te ślady, które obie kobiety dobrze już znały, choć jak szybko miało się okazać — wyłącznie one.

— Koszula — powiedziała w pewnej chwili pani Pomfrey, wymownie zerkając na materiał zapięty pod samą szyję. — Zerknę na ranę, żeby mieć pewność, że nic się jej nie dzieje.

Młoda szatynka poczuła się nagle niesamowicie niezręcznie. Choć odkryła już niemal każdy skrawek jego ciała, mężczyzna, który siedział na ciemnej kanapie nie był tym, który jej na to pozwolił. Miała wrażenie, że znała ciało, ale nie człowieka. Poczuła, że coś ścisnęło jej gardło i odwróciła się, musząc nabrać w spokoju oddechu — pewna, że inaczej udusi się w paradoksalnie chłodnym pomieszczeniu.

Snape zmrużył oczy, widząc co zrobiła i wiedział, że jakiekolwiek próby protestu nie miały przynieść efektów, kiedy ona już zdecydowała za nich o kompromisie. Choć naprawdę trudno przychodziło mu postrzeganie siebie jako osoby bezradnej i za nic nie chciał pogodzić się z tym faktem, powaga sytuacji i zaangażowanie osób trzecich skutecznie niwelowały agresywne odruchy i chęć sprzeciwu, wygłuszając je i sprowadzając do morderczych spojrzeń i krzywych grymasów pojawiających się na bladej twarzy.

—  Jest w porządku — stwierdziła Poppy.

Hermiona przymknęła oczy, opierając się ciężej na ścianie, przy której stała. 

— W porządku? — prychnął Severus. — Ktoś ewidentnie próbował nadziać mnie na pal. 

Pielęgniarka pokręciła pobłażliwie głową, jednak zanim odpowiedziała, posłała pytające spojrzenie w stronę stojącej z tyłu pokoju młodej nauczycielki, która jedynie zmarszczyła brwi w odpowiedzi. Mężczyzna widział po ich minach, że za powstaniem jego rany — którą, oczywiście, sam zdążył odkryć podczas nieobecności Granger — stała jakaś historia. Zmrużył oczy, zamierzając dowiedzieć się, co mu się stało i czy było to pozostałością po wojnie, o której wspomniała wcześniej. Zupełnie przypadkiem, co jednak wyłapał w całym chaosie informacji, jakie wypłynęły na światło dzienne.

— Dziękuję, Poppy — powiedziała Hermiona, odprowadzając kobietę do drzwi, kiedy ta stwierdziła, że nic więcej nie jest w stanie orzec przy swoich kompetencjach.

— Nie traktuj tego jako opinię — poprosiła w progu pani Pomfrey. — Powinien trafić do Mungo, mimo wszystko. 

— Minerwa obiecała się tym zająć — odparła ciszej, na co niska czarownica skinęła głową. — Sprowadzi medyka do Hogwartu.

Usatysfakcjonowana jej odpowiedzią Poppy pożegnała się i wyszła, a szatynka chwilę patrzyła na zamknięte drzwi, nie bardzo wiedząc, co robić dalej. Co powiedzieć. Odwróciła się, zerkając czujnie na milczącego mężczyznę, który nie podniósł się z kanapy, siedząc na niej niczym skazaniec.

— Jak się czujesz? — zapytała, podchodząc bliżej, ale zatrzymała się przy jednym z foteli naprzeciw, zachowując bezpieczny dystans. Nie chciała, żeby poczuł się w żaden sposób osaczony jej obecnością, cały czas szukając na jego twarzy jakichkolwiek oznak niepokojącego zachowania. Paranoi, która da o sobie znać.

Przeklęta Minerwa, pomyślała. 

— Bez różnicy — odparł Snape, pochylając się do przodu. Wciąż nie mógł oswoić się z faktem, że zwracała się do niego na “ty”, co brzmiało niezwykle nieodpowiednio i nie na miejscu, ale wiedział, że będzie musiał przymknąć na to oko. Nie mógł oczekiwać od niej, że się tego oduczy, choć bardzo chciał, aby była w stanie to zrobić. Oparł łokcie na udach, podpierając brodę na złączonych dłoniach i zerknął na stojącą przed nim kobietę. — Chyba, że pytasz o coś konkretnego.

Jego słowa zbiły Hermionę z tropu i odruchowo zmarszczyła brwi. Zobaczyła na jego twarzy jakiś dziwny wyraz, dziwne pytanie, którego nie umiała do końca sformułować we własnej głowie. Severus natomiast nie zawahał się zrobić tego na głos.

— Skąd mam te blizny, Granger?

Nienawidziła sposobu, w jaki wypowiadał jej nazwisko. Oparła dłonie na zagłówku fotela, za którym stała i chwilę skubała szew, wpatrując się w mężczyznę bez ani jednego słowa.

— To pozostałość po twojej służbie — powiedziała w końcu. Snape zaskoczony wyprostował się lekko, a jego wzrok, który nie oderwał się od niej nawet na chwilę, stał się nagle natarczywy, wręcz zmuszając ją do wyjaśnień. — Ta zagojona, na ramieniu… — Odruchowo wskazała załamanie przy swoim lewym obojczyku, czując, że jej dłoń drży zbyt mocno, aby mogła swobodnie podnosić ją znad oparcia. — To Nagini. — Nie była w stanie powiedzieć więcej, nie mówiąc dokładnie dlaczego poddany Voldemortowi potwór zaatakował go wtedy we Wrzeszczącej Chacie. — A ta druga to…

Chciała zmienić temat, a pozbawiła się słowa w gębie. Niespodziewanie jednak mężczyzna sam domyślił się, kto był twórcą rozległej rany na lewej stronie jego klatki.

— Voldemort — dokończył za nią Snape, na co Hermiona jedynie przytaknęła głową. — Opowiedz mi.

Obawiała się, że usłyszy te słowa. Obawiała się, że w końcu ją o to poprosi, choć miał do tego pełne prawo. Nie sądziła jednak, że zrobi to tak szybko Tak nagle. Popatrzyła na niego niemal błagalnie, orientując się, że mężczyzna nie rozczyta jej prośby — nie znał jej przecież. Jeszcze nie. Nie umiał jeszcze tego robić, a ona nie miała serca powiedzieć mu wprost, że nie ma sił mówić o przeszłości, wiedząc, że zasługiwał na wyjaśnienia, jeśli tylko chciał je usłyszeć.

Tylko kto miał teraz pomóc jej zrobić to, co konieczne, skoro osoba, na której do tej pory polegała w tej kwestii, siedziała przed nią i oczekiwała, że sama sobie z tym poradzi?

— Jesteś pewien? — zapytała słabo. — Zawsze mówiłeś… że rozpamiętywanie tego, co się stało, nie ma wielkiego sensu.

Nie kłamała, ale liczyła, że naiwną wymówką kupi sobie możliwość milczenia. Jedyne jednak, co jej to przyniosło, to wymowny ruch brwi Snape’a, który prychnął, słysząc w jej ustach słowa, które faktycznie sam mógłby powiedzieć. Przedziwne.

— A o tym, co się jeszcze nie stało też tak mówiłem? — zapytał, a Hermiona poczuła, że jej serce opadło na dno żołądka, choć jego ton wcale nie był tak kpiący, jak próbował sprawiać wrażenie.

Odetchnęła głęboko, obchodząc mebel i przysiadła na nim ciężko, nie mając pojęcia, od czego w ogóle powinna zacząć. Jakie informacje przekazać. “Opowiedz mi” brzmiało jednocześnie jak idiotycznie dziecinne polecenie i niemożliwe do wykonania zadanie.

— Nie wiem, od czego zacząć… — mruknęła w pewnej chwili Hermiona, mnąc palce własnych dłoni.

Snape spojrzał na nią uważnie. Oczywiście, że nie był ślepy. Dostrzegł jej nerwowe reakcje, ilekroć przywoływała wspomnienia z przeszłości i domyślił się, że wiele przeszła, jednak sytuacja zmuszała go do poświęcenia jej komfortu psychicznego. Musiał wiedzieć. Czuł, że nie mogąc wpłynąć na te wydarzenia, na swoją przeszłość, przyszłość, chce poznać każdy szczegół — zwłaszcza, że te wspomnienia stworzyły z niego człowieka, którym nie był. Przez co miał wrażenie, że jest intruzem we własnym ciele.

— Najlepiej od początku — powiedział w końcu, opierając się plecami na kanapie. 

Granger zerknęła na niego pobłażliwie, choć widział, że mocno starała się zebrać w sobie, aby opowiedzieć mu historię, którą chciał poznać.

— Minęło osiem lat, Severusie — odparła słabo, próbując udawać drwinę. — To nie jest takie proste, jak może się wydawać.

Gdzie powinna zacząć? Czy powinna opowiedzieć mu wszystko, co stało się po tym, jak został niespodziewanie sprowadzony do obcego otoczenia? Nie była pewna, czy da radę. Więc może wystarczy, jeśli w kilku zdaniach powie… Jak w kilku zdaniach streścić niemal dekadę swojego życia? Dwóch żyć? Tyle powiązanych ze sobą historii, tyle zawiłych kropek… Uniosła na niego nieco zrezygnowane spojrzenie, odchylając jednak głowę niemal od razu w stronę wysokiej okiennicy, zza której docierało do nich wciąż jasne światło kwietniowego popołudnia.

Zdecydowała, że skoro widział ranę i o nią pytał… zacznie od tego. Gdzieś musiała, a nie miała lepszego pomysłu, dlatego postanowiła zignorować fakt, że właściwie zacznie od końca.

— Voldemort dowiedział się o tym, że byłeś podwójnym szpiegiem — wyznała w końcu, a Snape zmrużył ciemne oczy. — Nie miałeś pojęcia jak to zrobił, ani czy ktoś cię zdradził… — dodała. Spuściła spojrzenie, przygryzając wargę i kontynuowała: — Zdecydował, że musi cię za to ukarać. To była bardzo potężna klątwa, jakaś stara, czarna magia… Nie wiem dokładnie, wiem tylko tyle, ile sam mi powiedziałeś. 

— Za dużo, biorąc pod uwagę o czym dokładnie wiesz — rzucił pod nosem Severus, a Hermiona niespodziewanie uśmiechnęła się krzywo, od razu rozumiejąc co ma na myśli.

— O tym akurat dowiedzieli się wszyscy — odparła szybko.

Poczuł dziwny gorąc pomiędzy łopatkami, który promieniował aż do mostka. Więc prawda wyszła na jaw. Nie wiedział, czy powinien chcieć wiedzieć, ile z niej ujrzało światło dzienne ani kto dokładnie przyczynił się do jej ujawnienia — Czy to byłem ja sam? — ale chyba podświadomie obawiał się również tego, z czym przyszło zmierzyć mu się, kiedy to już się stało. Jeśli to był on sam, mógł jedynie domyślać się, że nie bawił się w półśrodki i wyznał całą prawdę; wszystkie niewygodne detale, dręczące go latami i podżegające do autodestrukcji.

Nie pomyślał nawet o rzeczach, których jeszcze nie zrobił.

— Kiedy to wszystko się skończyło — dodała nagle Hermiona, marszcząc brwi — Ministerstwo postawiło przed sąd wszystkich zaangażowanych…

— Zaangażowanych — powtórzył wymownie Severus.

— Śmierciożerców — poprawiła się niechętnie gryfonka, posyłając mężczyźnie niezadowolone spojrzenie, które nie umknęło jego uwadze. — Uniewinnili cię właśnie ze względu na to, czego się dowiedzieli i…

Ciemne oczy zwęziły się nieprzyjemnie.

— I?

Hermiona zerknęła na Snape’a krzywo. Dlaczego nie możesz pamiętać?

— Harry zeznawał w twojej obronie — mruknęła cicho, odwracając wzrok. — Podobnie zresztą, jak ja.

Długą chwilę po prostu milczeli, a siedzący na kanapie czarodziej nie poruszył nawet powieką, utkwiwszy spojrzenie w dobrze znanej twarzy, która jednak nie należała do osoby, którą pamiętał. Mówiła do niego w dodatku słowa, które rozumiał, ale tak bardzo chciałby nie widzieć w nich sensu. Potter. Zasmarkany gówniarz mu pomógł. I ona — pyskata, przemądrzała smarkula, która… 

Severus zmarszczył brwi, czując, że wściekłość wyciska na jego ustach grymas.

— Cała reszta została skazana — ciągnęła Hermiona. — W większości, o ile nie udało im się uciec. Albo nie zginęli… w walce.

Jej oczy zatrzymały się w martwym punkcie za szybą, na którą spoglądała, a źrenice zaczęły poruszać się spazmatycznie, niemal w miejscu, co niespodziewanie przyprawiło Snape’a o dobrze znane, nieprzyjemne mrowienie na potylicy.

— Kto zginął? — zapytał. 

To, jak wtedy na niego popatrzyła tylko pogłębiło uczucie niepokoju. Znał ten wzrok, potrafił połączyć kropki jakie pojawiły się w związku z innymi informacjami, jakie kobieta mu wyjawiła. Widziała za wiele. Przeżyła zbyt wiele.

— Nie znam ich nazwisk — odpowiedziała cicho. 

Prawda i kłamstwo jednocześnie.

— Znasz je wszystkie — mruknął Snape.

I wtedy zrozumiała, czego od niej żądał. O co właściwie pytał. Jak grom uderzył w nią sens jego słów; pytanie, które źle zinterpretowała, łapiąc się jak deski ratunkowej nadziei, że tą częścią historii Severus nie będzie zainteresowany. Głupia. Po co właściwie chciał wiedzieć? Dlaczego? Czy naprawdę nie widział w jej spojrzeniu błagania, aby to wszystko po prostu się skończyło, a on…

Pokręciła głową, patrząc prosto w ciemne jak denka oczy na nieruchomej twarzy i obserwowała, jak mrużą się w reakcji na jej gest. Impuls przeciął powietrze, które wybuchło od nadmiaru emocji, zmuszając Hermionę do natychmiastowego podniesienia się z miejsca. Bicie jej serca wywoływało natomiast drżenie całego ciała, którego nie potrafiła w żaden sposób kontrolować. 

— Nie mogę — wyszeptała, obchodząc fotel.

Snape zmierzył ją poirytowanym spojrzeniem i warknął pod nosem:

— Musisz.

— Nie dam rady…

— Mam prawo wiedzieć, Granger — przerwał jej, ale niespodziewanie kobieta odwróciła się w jego stronę, niemal krzycząc:

— Wiem! — Łzy potoczyły się po gorących policzkach, zanim zdążyła temu zapobiec. Starła je szybko wierzchem dłoni, czując natychmiastowe wyrzuty sumienia, że podniosła głos, co wycisnęło na jej twarzy krzywy grymas i sprawiło, że kolejny raz odezwała się o wiele ciszej. — Wiem, ale… Nie potrafię. — Nie była pewna, czy jej przeczący ruch głową był reakcją na własne słowa, czy częścią prośby, którą kierowała. — Zrozum, proszę…

— To ty zrozum — warknął Snape, niespodziewanie również podnosząc się z miejsca. — Muszę wiedzieć. To wszystko to część życia, którego nie znam. Coś, co rzekomo jest moje. Coś co ty znasz — wskazał na nią długim, szczupłym palcem, a Hermiona mimowolnie objęła się szczelnie ramionami — nie ja.

Nie dane jej było nigdy do tej pory słyszeć takiego tonu jego głosu; oskarżycielskiego, nieufnego, pełnego niechęci. Okraszonego wściekłym, rozgoryczonym wzrokiem. Patrzył na nią przez pryzmat bycia jego uczennicą, ale to na dorosłą już nauczycielkę, na stojącą przed nim rzekomą kochankę, był wściekły. To ona zawiodła jego nadzieje na poukładanie sobie tego wszystkiego w głowie. Irytacja przyszła samoczynnie. 

— Właśnie — powiedziała przejętym głosem Hermiona. — Dla ciebie to nigdy się nie wydarzyło, nie pamiętasz tego, ale ja tak i… — Zamilkła, czując, że brakuje jej oddechu i pokręciła po raz kolejny głową, jakby to miało czemukolwiek pomóc. — Dla mnie to nigdy się nie skończyło — wyszeptała. — Zrujnowało mi życie, zresztą… nie tylko mnie. — Kolejna pauza, której nawet rozdrażniony Snape nie miał czelności przerwać. — I poświęciłam naprawdę wiele czasu na to, żeby o tym zapomnieć, żeby sobie z tym poradzić, a teraz ty — wskazała na niego słabo dłonią — oczekujesz ode mnie… — Zmarszczyła brwi, robiąc krok w tył, co było jedynym planowanym ruchem jej ciała. — Oczekujesz za wiele.

— Tak — przyznał niespodziewanie szybko Severus, mierząc ją ciętym, bezlitosnym spojrzeniem. — Właśnie widzę. 

Wyrzut w jego tonie przeszył jej serce na wylot, a ciepło, jakie wylało się z otwartej rany, tylko dolało oliwy do ognia.

— Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe — powiedziała cicho Hermiona. — Mogę tylko domyślać się, jak skołowany jesteś, jak… zagubiony w tym wszystkim się czujesz. — Dostrzegła, że kącik jego ust drgnął agresywnie w reakcji na jej słowa. — Ja sama mam problem ze zrozumieniem, co się dzieje, ale…

— Więc nie utrudniaj tego — przerwał jej ponownie Snape. Kobieta chwilę walczyła z jego zaciętym spojrzeniem, ale zanim uciekła wzrokiem w innym kierunku, ciemnowłosy czarodziej ponownie się odezwał: — Wszystko co mówisz… to dla mnie puste słowa. Wspomnienia, które nie należą do mnie. — Mężczyzna zmarszczył ciemne brwi, przyprawiając stojącą przed nim gryfonkę o ciarki. — Nie mam żadnego powodu, żeby ci wierzyć — dodał nagle. — Tak samo jak nie mam powodu, żeby tego nie robić. Dlatego musisz dać mi… cokolwiek.

Przecież powiedziała mu już tak wiele. Za mało, podpowiedział jej głos w głowie. Miała wrażenie, że przywołała niemal każde wspomnienie, nie mówiąc tak naprawdę o niczym. Czuła się taka… wykończona. 

— Wierz mi — odparła cicho — staram się.

A mimo to widziała na jego twarzy odrażający zawód. Severus zmierzył ją cierpkim spojrzeniem, czując, że narastająca irytacja powoli zmienia się w gorycz, a każde słowo, które padało z ust Granger, coraz mocniej wyprowadzało go z równowagi. Mówił prawdę — nie miał absolutnie żadnego racjonalnego powodu, żeby jej wierzyć, ani żeby tego nie robić. Postawiony przed faktem, nie miał specjalnie możliwości podważania jej słów, dlatego musiał poznać każdy szczegół, aby uporządkować całą tę historię we własnej głowie. A ona mu nie pomagała.

I wiedział, że to nie była jej wina.

— Zasługujesz na to, żeby wiedzieć — dodała po chwili Hermiona, patrząc na niego słabo. — I żałuję, że nie mogę ci tego dać.

Jej nogi poruszyły się mimowolnie w miejscu, przeszyte nagłym impulsem, który rozlał się aż po lędźwia. To, co powiedział następnie Severus, niestety wcale jej nie pomogło.

— Nic mi nie przyjdzie z twojego żałowania — mruknął.

Naprawdę chciała, żeby zrozumiał. Niemal tak mocno jak chciała móc powiedzieć mu wszystko, co chciał usłyszeć. Była przekonana, że nauczyła się choć trochę nad tym panować, że choć trochę pogodziła się ze wszystkim, co się stało, żeby móc swobodniej o tym myśleć. Mówiła prawdę — poświęciła naprawdę wiele, zarówno czasu jak i energii, żeby znaleźć sposób jak żyć ze swoją przeszłością. Liczyła, że przyniosło to jakiekolwiek efekty, ale jak się okazało… naprawdę wolno się uczyła.

— To nie jest trudne tylko dla ciebie, Severusie — powiedziała. — Nie tylko ty…

— Nie nazywaj mnie tak — warknął mężczyzna, nie dając jej dokończyć.

Mogła niemal usłyszeć dźwięk swojego własnego, pękającego serca, kiedy podniosła na niego kompletnie osłupiałe spojrzenie. Wpatrywała się w zastygłą z wściekłym grymasem twarz, czekając aż… Aż co? Nie pamięta Cię. Nie pamięta niczego.

— Najlepiej, jeśli wyjdziesz — dodał Snape.

Zanim odwrócił wzrok, dostrzegł na ustach Hermiony słowa, których nie zdołała wypowiedzieć. Prośbę, której nie sformułowała. Zacisnęła usta w cienką linię, robiąc krok do tyłu, ale Severus już na nią nie patrzył. Rozmowa dobiegła końca. A jej nie pozostało absolutnie nic poza odejściem. 

Kobieta skinęła głową i ruszyła do wyjścia, nie zatrzymując się i nie odwracając głowy nawet na ułamek cala. Dopiero, kiedy zamknęła za sobą drzwi, przystanęła przy nich plecami i wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze. I coś w niej pękło. Rozpłakała się; zmęczona, wypompowana z resztek energii, niemal pusta w środku. Miała wrażenie, że nie powinna już mieć w sobie łez, ale te toczyły się po jej gorących policzkach w akompaniamencie cichego szlochu, który przedarł się przez ciężkie, niewygłuszone na czas drzwi gabinetu Severusa Snape’a.

Jak miała to wszystko odkręcić? Jak sprawić, żeby kiedy jutro się obudzi, wszystko było po staremu? Przecież jest po staremu, zakpiła w myślach. Pokręciła głową, zapierając się dłońmi na kolanach i odetchnęła kilka razy głęboko. Rozumiała, że był nią zawiedziony — sama czuła dokładnie to samo. Jednak jego złość tylko potęgowała jej dezorientację i przytłoczenie całą sytuacją. Złość wywołana tymi samymi emocjami, ale o wiele surowsza, przepełniona jadem i goryczą, której mimo wszystko Hermiona nie znała.

I wiedziała, że to nie jego wina.

Wiedziała, że to niczyja wina, ale tak bardzo chciałaby mieć coś, na co mogłaby ją zrzucić. Skierowała w końcu kroki wzdłuż korytarza, nie mając pojęcia co robić — nie chciała wracać do swojego gabinetu, bo w akcie desperacji rzuciłaby się w wir poszukiwań potencjalnych źródeł problemu, fiksując nad tym, że brak jej wiedzy, aby tego dokonać. Na trzecim piętrze zostać nie mogła. On tego nie chciał, nie chciał jej tam — wiedziała, że nie pamiętając, jak jej obecność stanowiła dla niego ucieczkę, Severus musi zostać sam. A ona nie miała prawa niczego mu narzucać. 

Wspięła się na Wieżę Astronomiczną, czując, że tam odnajdzie choć zalążek tego czego potrzebowała. Kogoś, kto przypomni jej, że kiedy emocje opadną, na to wszystko znajdzie się rozwiązanie. Kogoś kto zapewni ją, że te emocje przejdą — choć doskonale wiedziała, że są normalne i zrozumiałe, jej serce rozrywało się na kawałki ilekroć Severus boleśnie przypominał jej, jak wyglądała ich relacja przed laty.

Choć Aurora Sinistra nie zrobiła żadnej z tych rzeczy — nie mogąc obiecać niczego i nie zapewniając o czymś, do czego sprawstwa nie mogła przyłożyć ręki — pomogła ukoić nerwy, które również nie powinny przyczyniać się do całej tej sytuacji. Cudzy, zdrowy rozsądek okazał się dokładnie tym, czego Hermiona potrzebowała, kiedy jej własny okazał się zbyt skażony przytłaczającym strachem, do którego nie chciała się przyznać. Co paradoksalnie było dokładnym odzwierciedleniem tego, czym ona sama była w tej chwili dla Severusa — jednak jej strach skutkował łzami, a jego agresją i nie potrafili znaleźć złotego środka, który pomógłby im rozwiązać tę sytuację.

I wiedzieli, że to nie ich wina.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 76Sojusz, Granger? – Rozdział 78 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz