— Dziękuję za pomoc, panno Granger.
Drobny, siwiejący czarodziej podszedł do niej i skinął w podziękowaniu głową. Hermiona uśmiechnęła się do niego szeroko i schowała różdżkę do kieszeni płaszcza. Objęła się szczelnie ramionami, czując przeszywający chłód, który uderzył w nią wraz z podmuchem mroźnego, wieczornego powietrza.
— Cała przyjemność po mojej stronie, profesorze — odparła. Flitwick przyjrzał się jej uważnie, po czym ruszył w stronę Hogwartu. Młoda kobieta podążyła za nim, wzrokiem upewniając się, że wszyscy uczniowie wrócili już do szkoły.
— Wygląda na to, że odzyskałaś już sprawność — zagadnął starszy profesor.
Hermiona otrzepała płaszcz z pozostałego na ramionach śniegu i uśmiechnęła się pod nosem.
— Nawet zdołałam nauczyć się kilku nowych zaklęć bez użycia różdżki — przyznała. Filius posłał jej zaskoczone spojrzenie, a jego krzaczasta brew uniosła się lekko.
— Dobra robota — stwierdził. — Miło widzieć, że chociaż część uczniów wynosi zapał do nauki poza mury szkolne. Chociaż… — Flitwick zachichotał pod nosem z własnego dowcipu. — Ty właściwie tych murów nie opuściłaś.
Skinął młodej gryfonce głową i oddalił się w kierunku grupy uczniów wciąż przebywających na korytarzu. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, nieco rozbawiona słowami Filiusa. Ruszyła pospiesznie w stronę ruchomych schodów, powoli czując ciepło rozchodzące się po jej przemarzniętym ciele i odetchnęła głęboko, kiedy dotarła na trzecie piętro.
“Dobra robota” zabrzęczało w jej głowie, kiedy powoli przemierzała ciemny, mroczny korytarz. To już drugi raz, kiedy były profesor chwalił jej dokonania. Nie chciała czuć rozpierającej dumy, ale nie umiała tego powstrzymać. Poczuła potrzebę satysfakcji. Pochwały. Ciężko na to pracowała.
Podeszła pod drzwi gabinetu Severusa Snape’a i odruchowo chciała zapukać. Przypomniała sobie jednak, że przecież według oficjalnych informacji jest jego dziewczyną i nie powinna musieć tego robić — sięgnęła więc do klamki, wchodząc powoli do środka. Rozejrzała się po pogrążonym w półmroku pomieszczeniu, jednak nigdzie nie dostrzegła znajomej sylwetki. Zamknęła za sobą drzwi, podeszła do kanapy i opadła ciężko na nią zmęczona całym, długim dniem. Poczuła, jak napięte mięśnie w końcu rozluźniają się w uldze i przymknęła oczy, pozwalając sobie na odrobinę relaksu. Nagle zza uchylonych drzwi sypialni Severusa usłyszała huk — gwałtownie otworzyła oczy i podniosła się, wytrącona z równowagi nagłym dźwiękiem i spojrzała w kierunku, z którego dochodził.
Nie spodziewała się, że jej święty spokój zostanie tak brutalnie przerwany. W niewielkiej szparze pomiędzy drzwiami dostrzegła poruszającą się, półnagą sylwetkę. W pierwszym odruchu chciała oderwać wzrok, jednak nie potrafiła zmusić się do najmniejszego ruchu. Mężczyzna stał tyłem do niej, lekko pochylając się nad krawędzią łóżka. Jego blada skóra odznaczała się na tle ciemnych, dopasowanych spodni i nosiła na sobie tyle detali, że Hermiona w pierwszej chwili aż uchyliła usta. Wodziła wzrokiem za ramionami, które poruszając się uwydatniły wychudzone, wystające łopatki. Jednocześnie jego ruchy były tak pewne, tak precyzyjne, że sprawiały wrażenie, jakby wykonywały je niesamowicie silne dłonie. Hermiona drgnęła, kiedy niespodziewanie mężczyzna wyprostował się i naciągnął powoli koszulę. Przez ułamek sekundy widziała zarys mięśni, kiedy napinał ramiona i zanim zrozumiała, co się dzieje to jedyne o czym marzyła, to aby poczuć jego dłonie na swoim ciele.
W porę dostrzegła, że Severus odwraca się i zanim mężczyzna zdążył się zorientować Hermiona wstała, pospiesznie ściągając z siebie płaszcz. Snape pojawił się w salonie zastając ją tak, jakby dopiero przyszła. Podszedł do niej powoli i odebrał od niej płaszcz, wieszając go na starym, mosiężnym wieszaku tuż przy drzwiach. Minął ją bez ani jednego słowa, bez najmniejszego spojrzenia. Dopiero kiedy podszedł do biurka odwrócił się i spojrzał na kobietę, która nie spuszczała z niego oczu.
Hermiona poruszyła się niespokojnie i otworzyła lekko oczy. Jasne światło wpadające do salonu przez wysokie, strzeliste okno sugerowało, że jest dość wcześnie. Kobieta podniosła się nieco i zerknęła na zegar wiszący nad starym, eleganckim kominkiem. Dochodziła ledwo piąta rano.
Kobieta usiadła powoli na kanapie i przetarła zmęczone oczy. Wydarzenia poprzedniego dnia zalały jej wspomnienia i wywołały niekontrolowany uśmiech na twarzy, który Hermiona próbowała ukryć własnymi dłońmi. Zsunęła na podłogę bose nogi i ubrała powoli buty. Ukradkiem zerknęła na drzwi do sypialni Severusa, które zamknięte były szczelnie na cztery spusty. Może to i lepiej, pomyślała. Sytuacje takie, jak ta której świadkiem była minionego wieczora nie wpływały korzystnie na jej stan skupienia i wolała ich unikać. Kilka najbliższych dni nie zapowiadało się spokojnie, więc dodatkowy stres nie był jej potrzebny.
Hermiona zgarnęła z oparcia długą, granatową szatę i narzuciła ją na wymiętą koszulę w kolorze musztardy. Czuła, że musi zmyć z siebie emocje, zarówno te przeszłe jak i nadchodzące. Wychodząc zabrała płaszcz, który Severus odwiesił tuż przy drzwiach i ostatni raz zerknęła na drzwi.
Czym prędzej wróciła do siebie i od razu skierowała się do łazienki. Albert nawet nie zanotował jej obecności, absolutnie pochłonięty głębokim snem. Ku uldze Hermiony w ostatnim czasie jeśli zdarzało się, że czarodziej przebywał w ramie to z reguły spał. Co i tak zdarzało się bardzo rzadko. Wzięła gorący, długi prysznic próbując z całych sił wyprzeć z umysłu wspomnienia ramion Severusa. Coś w jej głowie nie pozwalało jej pozbyć się tego jednego obrazu, który powodował w niej zbyt wiele emocji naraz. Nie potrafiła ich kontrolować. Czuła się jak przelewająca się czara i nie podobało jej się to.
Musiała się opanować.
Ubrała koszulę i wcisnęła ją w błękitną spódnicę. Upewniła się, że nie wygląda tak, jak się czuje po kolejnej nocy spędzonej na kanapie Severusa i narzuciła na siebie granatową kamizelkę. Stojąc przed lustrem próbowała wmówić sobie, że to wszystko wkrótce się skończy. Święta miną, zanim się obejrzy, a potem do wakacji to zaledwie kilka miesięcy… Hermiona spojrzała w swoje odbicie, opierając się dłońmi o krawędź umywalki. Kilka miesięcy, powtórzyła marszcząc brwi. Panika nagle ogarnęła jej umysł, przyprawiając o szybszy oddech i bicie serca.
Dlaczego tak bardzo musiała tego pragnąć?
Hermiona przypomniała sobie nagle ich ostatnie spotkanie w jego gabinecie. Jej dłonie na jego ramionach, jego spojrzenie, pełne zaskoczenia i dumy, która do tej pory przyprawiała ją o uśmiech. To, w jaki sposób zbliżył się do niej i zdominował ją tak niepozornym gestem do tej pory ją prześladowało.
Zdecydowała, że musi odrzucić od siebie te myśli — mimo wczesnej pory usiadła przy biurku i otworzyła księgę, która w ostatnim czasie zajmowała jej główny czas wolny. “Magomedycyna dla laików” stała się jej najlepszym przyjacielem, kiedy zorientowała się w całym zamieszaniu z sojuszem i nadchodzącymi świętami, że do jej stażu pozostało zaledwie pół roku. Mijający czas był nieubłagany, a skoro Snape dostawał to, czego chciał, to ona nie mogła być gorsza. Jeśli miała znosić to, co działo się dookoła to chociaż postanowiła wynieść z tego ile się dało dla własnej korzyści. Dla swojej przyszłości, powtarzała sobie.
Ułożyła dłoń na otwartych stronach książki i przymknęła oczy. Delikatna, jaskrawa poświata uniosła się dookoła jej dłoni, niczym płomień pożerający jej skórę. Hermiona skupiła całą uwagę na wypowiadaniu w myślach inkantacji, których wymowa sprawiała jej więcej trudności, niż powinna. Do tej pory nie udało jej się wypowiedzieć całej bez mieszania choć jednego słowa.
Tym razem nie było inaczej. Kobieta odetchnęła głęboko wiedząc, że w końcu jej się uda, a błędów nie popełnia wyłącznie ten, kto nic nie robi. Ona nie zamierzała taka być. Nigdy nie pozwoliłaby sobie na to, żeby odpuścić. Do śniadania poniosła jeszcze wiele porażek, ale każda budowała ją jeszcze mocniej. Choć bolały, Hermiona wiedziała, że to nie są już egzaminy do których raz się nauczy i więcej tej wiedzy nie wykorzysta. Teraz stało przed nią prawdziwe wyzwanie — musiała nauczyć się przydatnej, praktycznej wiedzy i miała na to mało czasu. Zacisnęła zęby, ściskając dłoń, która bezwładnie spoczywała na kartkach książki. Może muszę spróbować najpierw werbalnie, pomyślała. Spojrzała na zegarek, zdając sobie sprawę, że wciąż ma o wiele więcej czasu, niż by chciała.
Nie zamierzała pozbawić się energii na cały dzień jeszcze przed południem, więc powoli zamknęła księgę i wstała, rozprostowując nogi. Ruszyła do łazienki i przemyła twarz oraz dłonie, które lekko drżały od rzucanych zaklęć. Kiedy kilka minut później wróciła do salonu od razu wyczuła znajomy, niesamowicie przyjemny zapach. Spojrzała na stolik ustawiony przy kominku, znad którego unosiła się gęsta para. Hermiona od razu rozpoznała porcelanowe filiżanki z niebieskimi zdobieniami na szczycie. Uśmiechnęła się domyślając, że to Severus wysłał do niej Różyczkę. Mimowolnie fala wspomnień ponownie zalała umysł kobiety, kiedy sięgała po parującą filiżankę z kawą.
— Ktoś tu ma dobry humor — usłyszała w pewnej chwili i oderwała wzrok od czytanego akapitu. Zrozumiała, że miał ma myśli jej nogę, którą lekko machała w rytm muzyki nuconej w myślach. Spojrzała na Severusa, który złożył trzymane papiery i wstał od biurka, otwierając gwałtownie szufladę.
— Dobrze się bawiłam — odparła Hermiona. Złożyła księgę i ułożyła ją obok siebie na kanapie, po czym dodała: — Niech pan żałuje, że pana tam nie było.
— Do końca życia będę tego żałować, Granger. Czy Flitwick proponował ci drabinę?
Hermiona parsknęła śmiechem dość niekontrolowanie i pochyliła się do przodu, powstrzymując śmiech. Była tak zmęczona, że choć usilnie starała się sprawiać wrażenie zdolnej do funkcjonowania, jej ciało powoli odmawiało współpracy. Oparła łokcie na udach i posłała mężczyźnie oburzone spojrzenie.
— Proponował, ale nie chcieliśmy panu przeszkadzać — mruknęła.
Snape prychnął. Wcisnął do szuflady papiery trzymane w dłoni i spojrzał na świąteczne zawiniątko wciśnięte na tył wnęki. Podniósł je powoli patrząc przelotnie na Hermionę, która przecierała dłońmi twarz.
— Otwórz. Jeśli to bielizna, to znaczy, że masz konkurencję — zakpił.
Młoda kobieta posłała mu przelotne spojrzenie i dostrzegła, że Severus rzuca w jej stronę prezent. Zareagowała odruchowo, wyciągając lewą dłoń przed siebie i łapiąc pakunek niewerbalnym zaklęciem. Przywołała do siebie paczuszkę i rozerwała papier, wyciągając na dłoń dużą kość do gry.
— Jest liścik — powiedziała Hermiona i uniosła brew, podając pergamin stojącemu przy biurku Severusowi. Ten obszedł mebel dookoła powolnym krokiem, jednak stojąc przed kobietą wcisnął dłonie do kieszeni.
— Nie mam nic do ukrycia — stwierdził. Hermiona wyczuła dowcip i posłała mu wymowne spojrzenie. Rozwinęła papier i przeczytała pierwsze zdanie, marszcząc przy tym brwi i zerkając niepewnie na Severusa.
— “Ktoś mądry powiedział kiedyś, że po niektórych ludziach nie spodziewamy się ich drugich oblicz. Pan jest tego idealnym przykładem”. — Hermiona spojrzała na mężczyznę, który odepchnął się od biurka i ruszył wolnym krokiem w kierunku okna. Widziała, że spinał ramiona choć jego dłonie wciśnięte były głęboko do kieszeni spodni. Odwróciła spojrzenie i rozwinęła dalszą część pergaminu, czytając: — “PS. Ta kość przepowiada ile osób znajduje się w pomieszczeniu. Uznałam, że może się panu spodobać. Tylko proszę usilnie nie starać się o trzy w pana gabinecie.”
Hermionie chwilę zajęło przetworzenie informacji. Kiedy dotarł do niej sens słów, które sama przeczytała wybuchnęła śmiechem, przyciągając uwagę nieco zdegustowanego Snape’a.
— Nie wiem, kto wykończy mnie pierwszy, wy z Minerwą czy Blakers — stwierdził nieco gorzko, jednak Hermiona zauważyła w kącikach ust mężczyzny czający się uśmiech.
— Mnie proszę do tego nie mieszać — zakpiła i przerzuciła kostkę z jednej ręki do drugiej. Była ciężka, wykonana z białego kamienia, który wypolerowany mienił się różnorakimi kolorami w przytłumionym świetle świec. — Ja nie mam z tym nic wspólnego.
— Spędzam z tobą więcej czasu, niż ze sobą samym. To zdecydowanie wpływa na moje zdrowie psychiczne — stwierdził Snape. Hermiona posłała mu teatralne spojrzenie.
— Zupełnie jak nadmiernie spędzanie czasu ze sobą samym. Wiem, że potrzebuje pan inteligentnego rozmówcy, ale chyba nie jest tak źle. Prawda?
Zniosła jego przeszywające spojrzenie, choć kosztowało ją to wiele sił. O wiele więcej, niż powinno.
— Zakładam, że mogło być gorzej — odparł Severus.
Młoda kobieta uśmiechnęła się i spuściła wzrok na kostkę, którą wciąż obracała między palcami. Przypomniała sobie słowa na liściku od Christiny i prychnęła pod nosem.
— Proszę pamiętać, nie staramy się o trzy — mruknęła i rzuciła kością przed siebie. Ciężki przedmiot potoczył się z donośnym echem po szklanym stole rezonując przy tym bladą poświatą i upadł w pewnym momencie na jednym boku. Hermiona pochyliła się rozbawiona, jednak uśmiech zamarł na jej ustach, kiedy dostrzegła na kości trzy oczka.
Podniosła przerażony wzrok na Severusa, który zdążył zmarszczyć brwi, zanim w pomieszczeniu nie rozległ się cichy dźwięk aportacji. Różyczka pojawiła się na środku salonu trzymając w dłoniach srebrną tacę, na której ustawione były dwie białe filiżanki z niebieskimi zdobieniami przy krawędziach.
— Pan wzywał — mruknęła skrzatka, podchodząc bliżej stolika. Spojrzała na kość leżącą pomiędzy książkami i sprawnym ruchem odsunęła wszystko na bok.
— Chyba wykończę się szybciej, niż pan — szepnęła Hermiona, poprawiając się na kanapie. Zaśmiała się pod nosem nerwowo i ponownie przetarła zmęczone oczy. Severus posłał jej rozbawione, nieco kpiące spojrzenie i skinął głową Różyczce, która ustawiła podstawki przed nimi.
— Dziękuję, Różyczko. Na dziś to koniec.
Stworzenie ukłoniło się nisko i z cichym pyknięciem zniknęło. Dźwięk ten wywołał iskrę, która przetoczyła się przez pokój i dotarła do najgłębszych zakamarków ciała Hermiony. Spojrzała najpierw na filiżankę, a po chwili przeniosła wzrok na Severusa, który pojawił się obok i bez słowa sięgnął po swoją kawę. Usiadł z nią za biurkiem i dłuższą chwilę siedział w ciszy, a Hermiona delektowała się ciepłem naczynia i przyjemnym, korzennym zapachem.
— Intratny układ.
— Nie jest bezinteresowny — stwierdził Snape. — Ona też dostaje to, czego chciała.
— A co to takiego? — Hermiona usadowiła się na kanapie bokiem, twarzą w stronę mężczyzny, który nieco pochylił się opierając łokcie na drewnianym blacie.
— Różyczka ma dziwne… upodobania — odparł Snape. — Specyficzne hobby.
— Domyślam się, że to cecha wspólna — mruknęła pod nosem kobieta. Czuła, że jej policzki sukcesywnie coraz mocniej czerwieniały, a rozgrzewająca kawa niewiele miała z tym wspólnego. — Co może być aż tak specyficznego?
Snape uniósł brew i posłał jej dość wymowne spojrzenie. Hermiona nagle przypomniała sobie widok jego nagich, bladych ramion i nabrała głęboko powietrza. Spięła się, zaciskając dłonie mocniej na ciepłej porcelanie.
— Witraże — powiedział. Tym razem to kobieta uniosła brew i spojrzała na niego pytająco, co wywołało prychnięcie Severusa. — Lubi je oglądać, kopiować.
— Kopiować? — powtórzyła Hermiona pod nosem dość instynktownie. Od razu zauważyła, że Snape wywrócił oczami i uśmiechnęła się. — Przepraszam. Miał pan rację, dość specyficzne hobby.
— Upatrzyła sobie witraż w mojej sypialni — kontynuował Severus.
— Co jest w nim takiego niezwykłego? — spytała zaciekawiona Hermiona, a Snape uniósł brew najwyraźniej nieco poirytowany faktem, iż znowu mu przerwała.
— Nie pytałem, Granger, dziwne hobby mają to do siebie, że są dziwne — odparł. Jego słowa rozbawiły Hermionę, której wesoły śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Mężczyzna zignorował jej zachowanie i dodał: — Codziennie przynosi mi kawę i w ten sposób może oglądać go przy wschodzie słońca, kiedy mnie już nie ma.
— Poetyckie, nie uważa pan?
Hermiona uniosła brew, zaintrygowana tym, czego się dowiedziała. Chwilę siedziała w ciszy, przypatrując się mężczyźnie siedzącemu głęboko w fotelu.
Jego łokcie spoczywały na oparciach, sprawiając wrażenie postawniejszej postury. Okręcał pomiędzy długimi palcami białą filiżankę patrząc w tylko sobie znanym kierunku, zupełnie nie zwracając uwagi na spojrzenie Hermiony. Kobieta mimowolnie zsunęła spojrzenie na guziki jego koszuli, które były ledwo dostrzegalne w słabym świetle i bezwiednie zaczęła zastanawiać się co zrobiłaby, gdyby Snape nagle się rozebrał. Otrząsnęła się widząc, że Severus podnosi na nią spojrzenie. Musiał dostrzec, gdzie patrzyła, bo na jego usta wypłynął kwaśny, niemal niewidoczny uśmiech. Hermiona poczuła, że krew odpłynęła z jej twarzy, ale coś niemal nakazało jej zrobienie tego samego — uśmiechnęła się do Severusa, taksując wzrokiem jego wykrzywiające się usta, co nie umknęło uwadze czujnych, czarnych oczu.
Hermiona uśmiechnęła się szeroko, czując dreszcz przebiegający wzdłuż jej kręgosłupa. Może i nie powinna tego wyolbrzymiać, ale jak mogła temu zaradzić? Nikt, nigdy tak na nią nie patrzył. W żadnych oczach nie widziała tego, co w oczach Snape’a. Nie rozumiała dlaczego czuła, jakby była skłonna oddać temu spojrzeniu wszystko — dlaczego czuła, że to nie ona ma kontrolę nad swoim ciałem, kiedy przebywa w jego obecności. I dlaczego podobała jej się ta perspektywa.
Sięgnęła po filiżankę i upiła łyk kawy, od razu czując pyszny, wyrazisty smak na języku. Przysiadła na fotelu wiedząc, że ma jeszcze trochę czasu do śniadania i przymknęła oczy, rozkoszując się ciszą i spokojem. Wiedziała, że najbliższe dni nie będą pod tym względem łaskawe. Wolała czerpać ile się dało z samotności, żeby nie zwariować. Kiedy odstawiała puste naczynie na stolik, rozległo się pukanie do drzwi.
Hermiona spojrzała na zegarek. To Snape, przeszło jej przez myśl. Wstała, poprawiając szatę i podeszła powoli do drzwi. Tak, jak się spodziewała stał za nimi wysoki mężczyzna odziany w ciemne, ciężkie szaty.
— Dziękuję za kawę — powiedziała kobieta, kiedy szli pod ramię przyozdobionym korytarzem. Dotarli do holu, który mienił się delikatnym, ale efektywnym światłem lampionów zawieszonych aż pod samym sufitem. Na ogromnych palisadach przy drzwiach wejściowych zawieszono kolorowe łańcuchy, a z Wielkiej Sali słychać było świąteczną muzykę. Hermiona uśmiechnęła się dumnie, co nie umknęło uwadze Severusa.
— Różyczka nalegała — stwierdził. Zeszli ze schodów i ruszyli wąskim korytarzem w stronę pokoju nauczycielskiego. — Biedna przejęła się tym, że uciekałaś nad ranem z mojego gabinetu.
Młoda gryfonka zaśmiała się, rozczulona zachowaniem skrzatki.
— Ciekawe, co sobie pomyślała — mruknęła pod nosem. — Z jej perspektywy musiało to wyglądać okropnie. I jednoznacznie.
— Cóż — odparł ciszej Snape. — W końcu o to chodziło.
Wymienił krzywe spojrzenie z panną Granger, która przytaknęła głową. Mężczyzna otworzył drzwi, wpuszczając ją do niewielkiego pomieszczenia. Nie zastali tłumów, co jednak nie było zaskoczeniem — w okresie świątecznym frekwencja obecności na posiłkach nie była tak wysoka, jak podczas roku szkolnego. Zarówno nauczyciele jak i uczniowie cieszyli się czasem wolnym, spędzając czas wolny w swoich pokojach czy dormitoriach. Mimo mrozów i opadów śniegu wciąż w ciągu dnia wiele osób przebywało na błoniach spacerując, a nawet trenując Quidditch.
Hermiona w ciszy zjadła śniadanie, co jakiś czas zerkając na puste miejsce Aurory. Zastanawiała się, czy powinna odwiedzić kobietę i sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. W ostatnim czasie dość często byli świadkami jej osłabienia i Hermiona zaczynała martwić się o zdrowie kobiety. Nie tylko dlatego, że przeczuwała, że będzie kluczem do sukcesu tego, co mieli w planach na bal. Przez ostatnie tygodnie Aurora stała się dla niej kimś dla kształt przyjaciela. Kogoś, kto był ucieczką Hermiony od zamieszania, stresu, emocji i kłamstw.
Po śniadaniu przeprosiła Severusa, tłumacząc, że chce sprawdzić co z Aurorą. Mężczyzna bez słowa podszedł do niej i pocałował jej czoło, żegnając się z nią w ten sposób. Hermiona z uśmiechem ruszyła ku Wieży Astronomicznej, próbując nie myśleć o intensywnym zapachu, który poczuła, kiedy Snape się do niej zbliżył. Dotarła pod drzwi gabinetu profesor Sinistry i zapukała donośnie, nasłuchując odgłosów z wewnątrz. Usłyszała w końcu kroki i szczęk zamka w drzwiach, które uchyliła się lekko.
— Hermiona? Co tu robisz? — Aurora była wyraźnie zaskoczona widokiem młodszej nauczycielki. Zmarszczyła ciemne brwi, owijając się szczelniej ciemnym swetrem i dodała: — Stało się coś?
Gryfonka zmierzyła starszą kobietę uważnym spojrzeniem i uśmiechnęła się.
— Chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku — powiedziała.
— Tak — odparła szybko czarnoskóra czarownica. — Tak. Potrzebuję się po prostu wyspać. Te ostatnie tygodnie dały mi w kość. — Uśmiechnęła się kwaśno i uniosła nieco brwi. — Spotkamy się na kolacji, pasuje?
— Jasne. — Hermiona uśmiechnęła się ponownie i skinęła głową. Aurora zniknęła w swoim gabinecie zostawiając Hermionę nieco uspokojoną — ostatnie tygodnie były ciężko dla nich wszystkich; choć młoda nauczycielka mugoloznawstwa nie miała wiele pracy, to wiedziała, że są wśród nich inni, o wiele bardziej zapracowani profesorowie. Jak chociażby Aurora czy Severus.
Młoda kobieta powolnym krokiem pokonała wysokie, długie schody i skierowała się w stronę gabinetu profesora Snape’a. Severusa. Wiedziała, że musi utrzymać między nimi ten niepozorny dystans i nie spoufalać się z mężczyzną. Bała się, że w przeciwnym wypadku straci zaufanie do samej siebie i tego, co czuje. Przytłaczało ją to, że nie może tego kontrolować. W przeciwieństwie do mężczyzny, który kompletnie zdominował jej emocje. Kiedy przekroczyła próg jego gabinetu, Severus właśnie chował coś do głębokiej szuflady w biurku. Podniósł na nią spojrzenie i ledwo dostrzegalnie zlustrował jej posturę, kiedy odwieszała szatę na uchwyt.
— Aurora jest zmęczona, to wszystko — powiedziała Hermiona, siadając na kanapie i zakładając nogę na nogę. — Powiedziała, że spotka się z nami na kolacji.
Snape uniósł brew i spytał:
— Nie wierzysz jej?
Zaskoczona tym, że tak łatwo ją przejrzał Hermiona uchyliła nieco usta.
— Wierzę, tylko… — Wzruszyła ramionami i dodała: — Coś jest nie tak, widzę to.
— Domyślam się, że zamierzasz dowiedzieć się co to jest — zakpił mężczyzna, przyciągając spojrzenie młodej gryfonki. Uśmiechnęła się pobłażliwie, kręcąc głową. — Zanim się na tym skupisz chciałbym omówić z tobą jeden temat, Granger. — Severus odsunął od siebie papiery i oparł ramiona na biurku, pochylając się nieco w stronę kobiety. — Rozumiem, że zaręczyny są nie w naszym stylu, ale pierścionka i tak potrzebujesz.
Kobieta zaśmiała się pod nosem i posłała Severusowi rozbawione spojrzenie.
— Naprawdę chce pan, żeby Minerwa zeszła na zawał? — spytała kpiąco, na co Snape tylko pokręcił głową. — Proszę mi wierzyć, sama informacja ją załamie. Nie ma sensu dodatkowo wydawać na to pieniędzy.
— To nie twoje zmartwienie jak rozporządzam swoim majątkiem — prychnął Snape. Hermiona posłała mu dość wymowne spojrzenie i odparła:
— Trochę jednak moje. Oboje wiemy, że ma pan poważniejsze wydatki.
Snape powstrzymał się od wywrócenia oczami i zerknął na kobietę. Usadowiła się wygodniej na kanapie, podciągając jedną nogę pod udo i oparła zmęczone ciało na oparciu. Dostrzegł ulgę przebiegającą przez jej twarz, kiedy przymknęła oczy i przeczesała dłonią rozpuszczone włosy. Nie wyglądały na tak napuszone, jak kiedyś; zdecydowanie straciły na objętości na rzecz długości.
— Rozumiem, jakie masz mniemanie o moim stanie majątkowym, ale zapewniam cię. Nie jest aż tak źle — stwierdził po chwili, krzywiąc się kwaśno. Może i był tylko profesorem, a od jakiegoś czasu stracił dodatkowe źródło zarobku ze sprzedawanych eliksirów, ale nie zamierzał nazywać się biednym. Jeszcze stać go było na błyskotki dla swojej “dziewczyny”
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, krzyżując ramiona na piersi.
— Absolutnie się nie zgadzam — powiedziała. — Nie ma takiej potrzeby. Skoro to tylko na chwilę to wystarczy, że im powiemy.
— Żebym wyszedł na sknerę, któremu szkoda pieniędzy na pierścionek? — Snape uniósł brew i prychnął pod nosem. Zlustrował kobietę zaciekawionym spojrzeniem i dodał: — Skoro nie jesteś zainteresowana, nie będziesz miała w tym udziału.
— Od kiedy przejmuje się pan opinią innych ludzi, profesorze Snape? — spytała kpiąco Hermiona, unosząc wyzywająco brew. Słysząc swoje nazwisko mężczyzna odetchnął głęboko i wykrzywił usta w grymasie.
— Od kiedy od niej zależy, czy nam się uda — stwierdził.
Kobieta prychnęła, w gruncie rzeczy zmuszona przyznać mu rację. Jego reputacja była jedną z rzeczy, o którą obawiali się jeśli chodziło o wiarygodność ich związku — choć dla Hermiony nie stanowiła ona problemu, wiedziała, że nie ze wszystkimi będzie tak łatwo, czego dowód mieli już na samym początku. Cała sytuacja z profesorem Slughornem, choć skończyła się szczęśliwie, była idealnym przykładem tego, że raz nabyte uprzedzenia nie znikają tak łatwo.
— I tak nie zamierzałam brać w niczym udziału — odparła po chwili. Pochyliła się, sięgając jedną z ksiąg leżących na szklanym stoliku i machnęła nią w powietrzu. — Mam tu o wiele ciekawsze rzeczy do roboty.
Snape uniósł brew i skrzywił się pod nosem.
— Stawiasz to sobie za punkt honoru? — zapytał, lustrując kobietę wzrokiem. — Nie odpuszczasz nawet w święta, musisz pokazać, że jesteś najlepsza.
Teraz irytuje go ambicja? Kobieta uniosła teatralnie brew i skrzywiła się.
— Może zwyczajnie sprawia mi to przyjemność, brał pan taką możliwość pod uwagę? — spytała w podobnym tonie. Severus uśmiechnął się kwaśno. — Zresztą… nie wiem, czy pan zauważył, ale niewiele jest tu atrakcji.
— Nie odniosłem wrażenia, żebyś wczoraj źle się bawiła — mruknął pod nosem mężczyzna, ale Hermiona kompletnie go zignorowała.
— Jedni mają specyficzne hobby, inni mają nudne hobby — stwierdziła. Zerknęła na Snape’a i dodała: — I owszem, wczoraj bawiłam się wyśmienicie. Strojenie choinki też było niczego sobie.
Chociaż nie podniósł spojrzenia, Hermiona dostrzegła w kącikach ust niemrawy, krzywy uśmiech. Musiała przyznać, to był to jeden z przyjemniejszych wyrazów, jakie widziała na jego twarzy. Wciąż nieco nowy, niecodzienny, ale powoli stający się jej ulubionym.
— Jeśli faktycznie brakuje ci rozrywki, nie pogardziłbym partią kart — powiedział dość niespodziewanie Severus, a jego brew drgnęła.
Kobieta uśmiechnęła się, kiwając głową. Mężczyzna wstał zza biurka i podszedł do półek ustawionych wzdłuż ściany oddzielającej salon od jego prywatnych kwater. Sięgnął z nich drewniane, ozdobnie żłobione pudełko i podszedł z nim do stołu, wolną ręką przyciągając fotel stojący po przeciwnej stronie stołu. Ustawił go tuż obok nóg Hermiony, która bez słowa obserwowała ruchy mężczyzny i jego beznamiętną twarz.
— Napijesz się czegoś, Granger? — spytał Snape, zanim usiadł.
Z ogromną przyjemnością.
— Chętnie — odparła Hermiona. — Są święta, to może sobie trochę odpuszczę.
Zanotowała bezdźwięczne prychnięcie Severusa, który podszedł do szafki i nalał do wysokiej, zdobionej szklanki miodowego alkoholu. Wrócił do Hermiony, podając jej naczynie, które kobieta przyjęła ze skinieniem głowy.
— Ale tym razem bez żadnych forów — poprosiła, grożąc byłemu profesorowi szklanką z alkoholem. — Umowa stoi?
— Jesteś zabawna, jeśli myślisz, że dałbym ci wygrać — zakpił Severus. Usiadł naprzeciwko Hermiony, siadając na skraju fotela i pochylając się nieco w jej stronę. Sięgnął po szkatułę i wyciągnął z niej piękne, minimalistyczne karty do gry.
Hermiona prychnęła urywanie pod nosem i uniosła do ust szklankę. Posmakowała cierpkiego alkoholu, w którym po dłuższej chwili dało wyczuć się słodkawą nutę. W pierwszej chwili nie spodobało jej się to odczucie, ale z każdą chwilą rozkoszowania się miodowym smakiem przekonywała się do niego.
— Niech pan nie myśli, że łatwo się poddam — mruknęła wyzywająco. — Muszę pokazać, że jestem najlepsza.
Wiedziała, że Severus wyczuje jej przytyk. Ze wszystkich ludzi akurat on powinien wiedzieć, że nie godzi się uderzać w cudze ambicje. Nawet on musiał to uszanować. Mężczyzna skrzywił się i rzucił pierwszą kartę rewersem do góry.
— Siódemka wino — powiedział. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i sięgnęła po swoją talię. Z satysfakcją wyciągnęła jedną z kart i rzuciła ją na stół.
— As wino — odpowiedziała.
Karty kolejno padały na stół pomiędzy dwójką nauczycieli, którzy nie spuszczali z siebie oczu próbując dostrzec, które z nich kłamie. Oboje to robili, oczywiście, ale na zupełnie innych zasadach. Każde z innych pobudek, w tylko sobie znanym celu. Żadne z nich nie przyznałoby się jednak do tego — Severus zwyczajnie ignorował fakt, iż radosny uśmiech Granger, która złapała go na pierwszym kłamstwie przyniósł mu pierwszy wewnętrzny spokój od tygodni, a Hermiona po prostu nie poświęciła drugiej myśli temu, że przebywanie w towarzystwie Severusa na nowo pobudza w niej ambicję i chęć rywalizacji.
Ignorowanie to w końcu nie kłamstwo.
Tu nie brakuje czegoś? I’m confused, nie wiem i co chodzi xdWróć do czytania
Fragmenty pisane kursywą to wspomnienia 😉
„w ostatnim czasie zajmowała jej główny czas wolny” -> w ostatnich tygodniach zajmowała jej większość wolnego czasuWróć do czytania
Jak to mawiał mój geograf, gdy wesoło oznajmiliśmy mu, że „zagęszczenie ludności w żeńskim pokoju wzrosło” – „oby tylko przyrost naturalny też nie wzrósł” 🙂Wróć do czytania
Świetne 😛Wróć do czytania
Na miejscu Snape;a dolałabym jej niepostrzeżenie veritaserum do drinka 🙂 Ostatecznie to on operował butelką 🙂Wróć do czytania
wino?! naprawdę? to się pik nazywa poprawnieWróć do czytania