Sojusz, Granger? – Rozdział 41

Ignorowanie to może i nie kłamstwo, ale i nie to samo co ignorancja.

Ignorancja to wypracowana postawa — mechanizm obronny stosowany przez człowieka, który zapewnia mu tarczę chroniącą go od tego, co uważa dla siebie za szkodliwe. Ignorancja może być nabyta; lata patrzenia na obojętność i pogardę dla drugiej istoty wyciągają z ludzi wszystkie emocje, a pustka, która w nich zostaje ma kompletnie gdzieś to, co się dzieje dookoła. Ignorancja może być jednak wrodzona — zupełnie jak kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą. Człowiek wmawia sobie pewne rzeczy i w pewnym momencie orientuje się, że padły one ofiarą totalnej ignorancji ze strony mózgu, ponieważ były tak często powtarzane. 

Hermiona spojrzała nieco roztargniona przez ramię, słysząc otwierające się drzwi pokoju nauczycielskiego. Aurora podeszła do stołu i usiadła obok młodej kobiety, uśmiechając się do niej pogodnie.

— Piękne dekoracje — powiedziała, sięgając po dzbanek z kawą. — Filius mówił, że też brałaś w tym udział.

— Miło, że ktoś zauważył — odparła Hermiona, zerkając na Severusa. Prychnął pod nosem, ale nie zaszczycił jej spojrzeniem. — Jak się czujesz?

— Wyśmienicie — stwierdziła Aurora. Wyglądała o wiele lepiej, niż kiedy młoda gryfonka widziała ją dwa dni wcześniej; jej oczy nie były już tak podkrążone, a skóra wydawała się nabrać nieco cieplejszych kolorów. — Nawet pomyślałam, że mogłybyśmy się dziś wybrać do Londynu, jeśli nie masz planów. 

Perspektywa spędzenia dnia poza Hogwartem, z dala od Severusa i ich sojuszu, wydała się Hermionie niesamowicie kusząca. Kilka ostatnich dni obfitowało w wiele emocji, które powoli przyprawiały kobietę o ból głowy, dlatego szybko pokręciła głową i odparła:

— Nie mam. Mogę być gotowa choćby po śniadaniu. 

— Wspaniale — mruknęła Aurora. Upiła łyk kawy i z apetytem pochłonęła śniadanie, a Hermiona przyglądała jej się zadowolona. Czuła na sobie spojrzenie Severusa, który mało co odzywał się do niej odkąd spotkali się tego poranka. Podejrzewała, że mężczyzna skorzysta z okazji i również wybierze się do Londynu po pierścionek, co Hermiona próbowała po raz kolejny mu wyperswadować poprzedniego wieczora. Łudziła się, że uda jej się odwieść Severusa od tego pomysłu, ale jego spojrzenie dość jasno dało jej do zrozumienia, że zdania nie zmieni. W słowniku Snape’a nie znajdowało się takie słowo jak “odpuścić”. Tu powiedzenie “do trzech razy sztuka” nie zadziała. Nie w jego przypadku. 

Zastanawiała się, co tak naprawdę stało za naciskiem Snape’a na kupno pierścionka. Nie rozumiała, dlaczego tak rozsądny człowiek mógł dać się wodzić przyziemnym pobudkom i to w imię czego? Zrobienia na złość Minerwie? Nie wiedziała, czy może szanować upór, kiedy na szali mężczyzna stawiał swoje zdrowie. 

Godzinę później Hermiona razem z Aurorą szły spacerowym krokiem ku Hogsmeade, aby teleportować się do Londynu. Starsza czarownica żywo ekscytowała się nadchodzącym balem i świętami, planując samotne upojenie się alkoholem w ramach czasu wolnego. Hermiona zaśmiała się, po części rozumiejąc zalety takiej perspektywy — wtedy z pewnością pozbyłaby się niechcianych myśli i wspomnień, które dręczyły jej umysł. Ciekawe, czego chciała pozbyć się Aurora.

Kobiety dotarły do Londynu, a oczom Hermiony ukazała się niewielka, ale imponująco kolorowa alejka z butikami, którą wbrew wczesnej pory przechadzało się wielu czarodziejów i czarownic. Aurora zerknęła przez szybkę do jednego ze sklepów, gdzie na lewitujących podstawkach ustawiono eleganckie, skórzane buty. Czarnoskóra czarownica pokręciła nosem i ruszyła dalej, a młoda gryfonka uśmiechnęła się pod nosem. Podeszła za Aurorą do jednego z wysokich, ozdobionych świątecznymi dekoracjami okien. Czarny atłas spływał po kolumnach wewnątrz butiku w środku którego niewielkimi grupkami ustawiono kilka manekinów. 

— To jest to — mruknęła podekscytowana Aurora. Hermiona poczuła szybsze bicie serca na widok pięknych tkanin, które zdobiły wystawne posągi. Dostrzegła, że manekiny ruszają się, delikatnie obracając się i uśmiechając ku gościom, którzy wchodzą do sklepu. 

— Witamy — usłyszały zza kurtyny, a chwilę później ich oczom ukazała się wysoka blondynka w średnim wieku. Kobieta miała na sobie przepiękną, ciemno-fioletową szatę, spod której wystawała falbana czarnego tiulu. Ukłoniła się nisko i zaprosiła kobiety do środka.

Hermiona nigdy nie podejrzewała, że tak proste, przyziemne czynności mogą ją odprężyć do tego stopnia, że na dłuższą chwilę zapomni zupełnie o istnieniu kogoś, kto nosił imię Severus Snape. Wyłączyła się, odcięła absolutnie od wszystkiego, co go dotyczyło i obserwowała, jak Aurora zafascynowana pokazuje jej kolejną przepiękną suknię. Trzymała w rękach już dwie, jak ciemnoskóra czarownica twierdziła, te “jedyne”. 

— Ta jest jeszcze lepsza — jęknęła kobieta, wychodząc z przymierzalni. Hermiona zaśmiała się pod nosem. Przyglądała się Aurorze obracającej się delikatnie  stwierdzając, że nauczycielka astronomii dobrze prezentuje się mimo swojego wieku. Choć Hermiona sama zaczęła zastanawiać się ile “ten wiek” wynosił – gdyby gryfonka miała zgadywać, powiedziałaby, że Sinistra nie mogła być od niej dekadę starsza. — Nie wiem co robić.

— Przyszłaś po jedną, prawda? — spytała Hermiona, unosząc brew. Uśmiechnęła się do Aurory, która westchnęła i skinęła głową. — To zdecyduj się na jedną.

— To jest doskonały pomysł — powiedziała czarownica. — Wezmę dwie.

Młoda gryfonka parsknęła śmiechem.

— Przynajmniej to jakaś decyzja.

— Nie będę na siebie żałować — stwierdziła pod nosem Aurora. — Ty też powinnaś sobie coś wybrać.

Właściwie dlaczego nie?, pomyślała Hermiona. Owszem, nie musiała próbować zadowolić gustu Severusa, ale poczuła przez to potrzebę zrobienia dokładnie tego. Zwłaszcza, że zasugerował jej, że przynależność do Gryffindoru jest jej zaletą. Hermiona rozejrzała się po wysokich, metalowych wieszakach wzrokiem zastanawiając się, czy faktycznie znalazłoby się tam coś dla niej. 

— Tę i-Hermiona! — Aurora wyciągnęła do niej ręce, odbierając oliwkową szatę. Czarne akcenty na ramionach podbijały aksamitne wykończenia, a na ciemnej karnacji prezentowały się wyjątkowo korzystnie, dlatego Hermiony nie zdziwił wybór kobiety. Podała ją ekspedientce wraz z trzymaną w dłoniach różaną szatą z koronkowym wykończeniem przy dekolcie i dokończyła transakcję. Kobiety pożegnały się z ekspedientką, która odprowadziła je do wyjścia życząc powodzenia na dalszych zakupach. 

Ludzie mówią, że życzenia w święta mają specjalną moc. Choć usilnie próbowała, Hermiona nie mogła zaprzeczyć, że ziarno prawdy musiało znajdować się w porzekadle, bo zaledwie w sąsiednim butiku znalazła to, czego szukała. Stanęła naprzeciw mężczyzny, który prezentował jej suknię-marzenie, którą dojrzała przez absolutny przypadek. Młoda kobieta uchyliła usta będąc pod wrażeniem estetyki wykonania ubrania; czerwony tiul ciągnął się wzdłuż ramion i spięty był czarnym, skórzanym gorsetem. Na jego powierzchni znajdowały się dostrzegalne, choć nie dominujące złote zdobienia. Hermiona przejechała dłonią po materiale i uśmiechnęła się pod nosem.

— No leć, daj płaszcz i przymierzaj — powiedziała Aurora, machając do towarzyszki zachęcająco. Hermiona odebrała suknię od krawca i popędziła za zasłonę, ściągając z siebie ubranie. Suknia pasowała jak ulał. Jak szyta na miarę. Kobieta czuła, jak gorset zaciska się, kiedy chwilę później asystentka mężczyzny zaklęciem sznurowała wiązania na jej plecach. Odwróciła się, zerkając pytająco na Aurorę. Ta pokiwała z uznaniem i mruknęła: — Zdecydowanie tak.

Hermiona spojrzała na lustro stojące w rogu pomieszczenia i podeszła kilka kroków stając przed pozłacaną ramą. Ciemno-czerwony materiał lekko opływał wzdłuż jej dłoni zaskakująco nie krępując ruchów i nie przeszkadzając w manewrowaniu nimi. Gorset wyraźnie podkreślał jej talię i klatkę piersiową, a subtelne wykończenie przy dekolcie dodawało poważniejszego efektu. Spojrzała w dół, widząc ile materiału leży swobodnie na ziemi i skrzywiła się. Obsługujący ją mężczyzna dostrzegł jej minę i wysunął spod surduta pas. Machnął różdżką, a z małej kieszonki poderwały się igła z nicią. Zaskoczone kobiety obserwowały, jak w mgnieniu oka magiczne akcesoria dobrały się do dolnej części szaty i odszyły zbędny materiał. Skrawki zostały usunięte magiczną miotełką, a Hermiona uchyliła usta w szoku obracając się dookoła.

— Idealna — szepnęła z niedowierzaniem. 

Jej powieka nawet nie drgnęła, kiedy mężczyzna podał cenę. Wiedziała, że właśnie zyskała sobie co najmniej “zadowalający” w ocenie Snape’a i już nie potrafiła odmówić sobie widoku zaskoczenia na jego twarzy, kiedy zobaczy ją na żywo.

Okazało się, że poszukiwania idealnej sukni zakończyły się sukcesem wyłącznie dla Hermiony. Aurora wkroczyła do kolejnego butiku z zamiarem kupna następnej, absolutnie zbędnej sukni. Hermiona uśmiechnęła się, kiedy Sinistra podała jej płaszcz, który został natychmiast odebrany przez pracownicę butiku. 

— Chcę coś… niesamowitego — powiedziała Aurora przyprawiając zarówno Hermionę, jak i pracownicę sklepu o cichy śmiech. Czarownica obsługująca kobiety podeszła do niej i zerknęła na nią oceniająco. 

— Niesamowitego — powtórzyła. — Proszę zaczekać.

Wróciła do nich kilka minut później ciągnąc za sobą wieszak na metalowych kółkach. Machnęła różdżką, a szata uniosła się prezentując całą okazałość kilka stóp nad ziemią. 

— Zbankrutuję — mruknęła Aurora, a w następnej chwili już mierzyła szatę. Słysząc radosne odgłosy ze środka Hermiona spodziewała się, że trafiły w dziesiątkę. Czarownica wyszła zza kotary w długiej, ciemno-granatowej szacie z czarnym, ozdobnym tiulem przy ramionach. Długie, ciasne rękawy wydłużały figurę kobiety, którą dodatkowo podkreślało odcięcie gorsetu w talii. Aurora spojrzała załamana w lustro i jęknęła. — Mam nadzieję, że Minerwa przewidziała w tym roku jakieś podwyżki.

Hermiona prychnęła pod nosem, obserwując jak starsza czarownica kieruje się w kierunki przymierzalni. Nie spodziewała się wiele po tegorocznych nowinach jeśli chodziło o ich zarobki. Młoda nauczycielka już jakiś czas temu zaobserwowała, że roczniki z biegiem kolejnych lat są coraz mniejsze, choć nie była świadoma, że tego roku frekwencja była najniższa. Choć była usatysfakcjonowana swoim stanem majątkowym, to zastrzyk galeonów przed stażem u Rodovica nie byłby czymś, koło czego przeszłaby obojętnie. 

— Błagam, następnym razem po prostu mi powiedz, żebym dała sobie spokój — poprosiła Aurora, kiedy wyszły z butiku z kolejną magicznie zmniejszoną torbą. Hermiona zaśmiała się kpiąco.

— Naprawdę uważasz, że to cokolwiek pomoże? — spytała, widząc, że Aurora krzywi się pod nosem. Ciemnoskóra czarownica zerknęła przez ramię, rozglądając się dookoła i w pewnej chwili uniosła dłoń. 

— Ostatni przystanek — powiedziała. Zaprowadziła Hermionę do miejsca, którego kobieta nie chciała w tej chwili oglądać; kiedy stanęła przed szyldem o mało co nie jęknęła. Ernst & Warren ze wszystkich rzeczy musieli sprzedawać akurat biżuterię. Po raz kolejny tego dnia Hermiona zaklęła, próbując usilnie nie wierzyć w los.

— Jubiler? — spytała niepewnie, a Aurora machnęła do niej ponaglająco dłonią. 

— Nie narzekaj, też ci coś ładnego wybierzemy — odparła.

Młoda gryfonka posłała jej zbolałe spojrzenie.

— Wystarczy mi już prezentów na jeden dzień — mruknęła posępnie. Czarnoskóra czarownica zmarszczyła brwi, zerkając na nią uważnie. — Severus właśnie wybiera pierścionek zaręczynowy.

Drzwi do butiku zatrzasnęły się, kiedy Aurora puściła uchwyt i podeszła do młodszej kobiety przechylając pytająco głowę.

— Pierścionek? I dopiero teraz o tym mówisz? — spytała, co niemal natychmiast wywołało śmiech młodej gryfonki. 

— Nie było jakoś okazji — zaśmiała się przepraszająco Hermiona.

— Nie spodziewałam się, że naprawdę tak daleko chcecie w to brnąć — mruknęła Aurora, przypatrując się uważnie swojej rozmówczyni. — Severus jest aż tak zdesperowany?

Choć nie takie określenie miała na myśli, Hermiona nie mogła zaprzeczyć, że to również pasowało do zachowania Snape’a. Był w stanie ponieść niezbędne koszta, byle jego plan powiódł się i przyniósł mu zamierzony zysk. 

— Ubzdurał sobie, że ludzie nie mogą myśleć, że szkoda mu na mnie pieniędzy.

Hermiona posłała towarzyszce wymowne spojrzenie, przyprawiając ją o śmiech. 

— Z drugiej strony to całkiem miłe — stwierdziła w pewnym momencie Aurora. 

— Może gdyby nie miał swoich problemów to byłoby miłe, a tak jest zwyczajnie nierozsądne — odparła Hermiona. Wcisnęła zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza, rozglądając się po wystawie w głębokim, obudowanym drewnem oknie. — To i tak wszystko na pokaz.

— W takim razie powinnaś cieszyć się, że się tym przejął — stwierdziła nieco wymownie Aurora. — Bądź wdzięczna. 

Naprawdę powinnam?, pomyślała Hermiona. Robił coś dla niej kosztem swojego zdrowia. Wdzięczność to ostatnie, co czuła. Wywróciła oczami i wskazała głową na drzwi za plecami Aurory.

— Wchodzisz? Marzniemy na darmo — powiedziała. Starsza czarownica wspięła się po schodach i weszła do środka, pozwalając Hermionie w końcu odetchnąć ciepłym, przyjemnym powietrzem. Kobiety podeszły do lady przypatrując się bransoletom ułożonym elegancko na wystawkach, które powoli obracały się wokół własnych osi. 

— Popatrz — usłyszała w pewnej chwili Hermiona i zerknęła w stronę swojej towarzyszki, która wskazywała wymownie na czarną kolię złożoną z czterech równych rzędów kamieni. Oczy młodej nauczycielki rozchyliły się widząc przepych błyskotki, a po chwili skierowały się na Aurorę nieco niepewnie. 

— Czy to już ten moment, w którym mówię ci, żebyś nie przesadzała? — spytała, unosząc nieco brew, a starsza kobieta zaśmiała się. 

— Masz rację. Ale w takim razie musimy znaleźć coś dla ciebie — powiedziała niespodziewanie Sinistra. Hermiona posłała jej wymowne spojrzenie, co ponownie wprawiło Aurorę w rozbawienie. — Skądś znam ten wyraz.

— Nie potrzeba mi więcej błyskotek — mruknęła gryfonka. 

— Nonsens. Nie chcesz chyba, żeby Severus był jedynym powodem dla którego uśmiechniesz się w te święta — stwierdziła. 

Merlinie. Aurora miała absolutną, niepodważalną rację. Może w trywialny sposób, ale Hermiona mogła dzięki temu pokazać, że sama umie o siebie zadbać i nie potrzebuje jego pieniędzy. Martwiła się, że kiedy to wszystko się skończy on zupełnie zaniedba całą troskę o swoje zdrowie. Poniesie konsekwencje swoich zachcianek, żeby dopiec Minerwie, a Hermiony nie będzie, żeby mu w tym pomóc. Będzie daleko, w zupełnie nowej, nieznanej rzeczywistości w otoczeniu ludzi, których nie zna robiąc rzeczy, których nawet nie umie. Brzmi jak wyzwanie, usłyszała w głowie głos Severusa. 

— Dla panienki mam coś w sam raz — powiedział starszy czarodziej zza lady zerkając na Hermionę jednym okiem. Pstryknął palcami, a z jednej z wyższych półek przylewitował do nich stojak z pięknym, finezyjnym naszyjnikiem. Hermiona westchnęła zachwycona, a kiedy sprzedawca podsunął jej model nieco bliżej kobieta niepewnie przejechała palcami po kamieniach.  

— Jest taki śliczny — mruknęła wodząc palcami po srebrnych wykończeniach. Układały się w kształt pięknego wieńca różanego; cienkiego, ledwo widocznego z daleka. Dopiero przyglądając się z bliska dostrzegało się drobne, złote kamienie wplecione w bluszcz. Całość prezentowała się jednocześnie bardzo subtelnie jak i wyzywająco, przyciągając uwagę swoją delikatnością. — Wezmę go.

Poczuła dziwne uczucie, które wykluczało coś, co czuła w momencie oglądania naszyjnika. Z jednej strony żałowała, ponieważ zachcianka ta nadwyrężyła mocno jej budżet. Z drugiej jednak strony była niesamowicie podekscytowana myślą o tym, jak naszyjnik będzie współgrał z nowo kupioną suknią. I pierścionkiem. 

Przeklęty. To wszystko jego wina. 

Mógł nie być tak uparty i podarować sobie ten gest. Nie potrzebowali tego, żeby wywołać pożądany efekt; byli zdolni, aby odstawić szopkę przy Minerwie doprowadzając ją do zawału. Hermiona nie potrafiła ukryć, że taka perspektywa wydarzeń też brzmiała kusząco.

— Mówiłaś, że jedziecie do Molly Weasley na święta, prawda? — spytała nagle Aurora, kiedy spacerowym krokiem wracały przez alejkę butików. Posłała młodszej czarownicy wymowne spojrzenie i pociągnęła jej ramię w stronę pobliskiego sklepiku. 

— Jest ci źle, że wydałaś wszystkie galeony więc starasz się i mnie pozbawić grosza przy duszy? — spytała kpiąco Hermiona, na co Aurora jedynie wywróciła oczami. Machnęła na towarzyszkę naciskając, aby weszły do środka; od progu przywitał ich delikatny, różany zapach aromatycznych kadzidełek, których dym unosił się pod sufitem. Stara, niska wiedźma zlustrowała klientki nieco niechętnym spojrzeniem, po chwili uśmiechając się do nich kwaśno.

— Szukamy jakichś eleganckich, ale nie “za” eleganckich ciuchów dla tej panny, o tu — powiedziała czarnoskóra czarownica. Ekspedientka zlustrowała ją oschłym spojrzeniem, po czym podeszła do Hermiony. Podniosła jej ramię oglądając figurę młodej kobiety po czym mrucząc pod nosem przywołała do nich kilka różnych manekinów. Hermiona spojrzała po nich, zawieszając wzrok na błękitno-musztardowej sukience. Na pierwszy rzut oka kolorystyka przyciągała uwagę swoją niecodziennością, ale po dłuższym spojrzeniu odkryło się, że pastelowy błękit naprawdę dobrze współgra z intensywną, wpadającą w pomarańcz żółcią. Młoda gryfonka podeszła do modelu i wskazała na niego głową.

— Mogę przymierzyć? — Sprzedawczyni poprowadziła kobiety do niewielkiej wnęki. Hermiona zniknęła w niej mierząc suknię i z satysfakcją stwierdziła, że pasuje; wychodząc złapała wymownie nadmiar materiału, a krawcowa podeszła do niej i machnęła różdżką. Materiał skurczył się pod wpływem jej zaklęcia, a Hermiona poczuła, jak coraz ciaśniej opiął jej ciało. — Dziękuję. I jak?

Aurora skinęła z pochwałą głową i uniosła kciuk. 

— Ta nada się nawet na lekcje, nie jest taka imprezowa, jak ta pierwsza — stwierdziła. Hermiona przeglądnęła się w wiszącym z sufitu lustrze i musiała przyznać kobiecie rację. Błękitna kamizelka kończyła się w talii i odcinała dolną część, którą stanowiła ciemno-granatowa spódnica. Spod obcisłego materiału widać było poszarzałe, musztardowe rękawy koszuli, które delikatnie opływały wokół ramion. Faktycznie, suknia mogła być jej profesorskim strojem, co nie byłoby takim złym zakupem. Miała ochotę zaśmiać się z naiwności Aurory, która to ją prosiła o powstrzymywanie przed podejmowaniem nierozsądnych decyzji. Ją, która właśnie po raz kolejny uszczupliła swoje oszczędności. Obiecała sobie, że to ostatni zakup na dzisiaj – a może jakoś dociągnie do nowego roku. 

— Kawa? — spytała Aurora, a Hermiona zaśmiała się wesoło. — Ja stawiam. 

— Koniecznie — stwierdziła młoda kobieta. — Muszę ci opowiedzieć, co będzie się działo na balu.

— No tak — mruknęła Sinistra. Zmrużyła brwi, zatrzymując się przed kawiarnią. — Czy Minerwa będzie wiedziała o waszych zaręczynach?

Hermiona uniosła brew.

— Zamierzaliśmy ją uświadomić na kolacji u Weasleyów — odparła. — Tak jak pozostałych uczestników, którzy wywołają za nas sztuczne zamieszanie. 

— Niezły plan — prychnęła Aurora. Usiadły w kawiarni na piętrze, chowając się w kąt przy niewielkim, ale mocno rozgrzanym kominku. Hermiona ze smakiem sączyła białą kawę z piernikiem, przypatrując się jak jej towarzyszka z entuzjazmem godnym dzieciaka pałaszuje świąteczny torcik. — To co z tym balem? — zapytała w pewnej chwili odrywając się od lukrowanego deseru. — Opowiedz mi wszystko ze szczegółami. 

— Snape chciał “oświadczyć się” podczas fajerwerków — zaczęła powoli Hermiona. — Stwierdziłam, że gdyby to miało być naprawdę to raczej by czegoś takiego nie zrobił.

— Zupełnie nie w jego stylu — przyznała Aurora. 

— Prawda? — Młoda gryfonka upiła kolejny łyk ciepłego, aromatycznego napoju i kontynuowała: — No więc stanęło na pocałunku.

— Nie brzmi jak fantastyczna alternatywa — zaśmiała się starsza czarownica. Kłóciłabym się, przemknęło przez myśl Hermiony, która jedynie uśmiechnęła się pod nosem. — Rozumiem, że Minerwa ma to wszystko zobaczyć i paść na zawał.

— Mniej więcej tak — odparła gryfonka. — Ciężko mi powiedzieć, kiedy to się stanie. 

— Spokojnie. Będę czuwać, za nic nie przegapiłabym takiego widowiska — zaśmiała się Aurora i sięgnęła po ostatni kawałek ciasta. Popiła deser kawą, znad której unosił się intensywny zapach nugatu. 

— Dziękuję, że nam pomagasz — powiedziała nagle Hermiona, poważniejąc na chwilę. — Podejrzewam, że wtedy nie byłoby tak łatwo.

Starsza czarownica złapała pocieszająco jej ramię i uśmiechnęła się szeroko. 

— Daj spokój. Sama do ciebie przyszłam, pamiętasz?

Hermiona zaśmiała się. Owszem, pamiętała. Nie spodziewała się, żeby do końca życia miała zapomnieć to uczucie pustki i przerażenia, kiedy nauczycielka astronomii powiedziała jej, że wie o wszystkim, co uknuła razem z Severusem. 

— Chyba nigdy się tak nie bałam. Nawet Snape’a — przyznała ze śmiechem. 

— A jak jest teraz? Dogadujecie się? — spytała nagle Aurora, a młoda kobieta spojrzała na nią dość otępiale. 

— Rozmawiamy — powiedziała odruchowo. Posłała rozmówczyni przeciągłe spojrzenie próbując dobrać w głowie odpowiednie słowa. — Całkiem sporo jak na fakt, że to Snape.

Aurora prychnęła. Dokończyła swoją kawę i odchyliła się na fotelu, przyglądając się z zaciekawieniem Hermionie. 

— Nie traktuje cię źle, prawda?

Choć młoda gryfonka mogła spodziewać się podobnego pytania to mimo wszystko poczuła lekki zawód. Ciekawiło ją jak Aurora wyobrażała sobie jej relację ze Snape’em; naprawdę myślała, że Severus nieustannie ją obraża i ubliża jej przy każdej możliwej okazji? Czy może wydawało jej się, że zupełnie ją ignoruje, nie mówiąc do niej ani słowa? Cokolwiek to nie było, Hermiona wiedziała jedno. Aurora za nic nie miała prawa się domyślić. Nie, kiedy ona sama nie miała pojęcia, czym była jej relacja ze Snape’em. 

Czuła, że jej emocje są niepokorne. Usilnie próbowały sięgać ku mężczyźnie, który miał władzę, jakiej kobieta nigdy nikomu nie chciała dać. Nie miała pojęcia, jak mu ją odebrać. Jak wyzbyć się niepożądanych myśli i słabości.

— Nie, nie traktuje mnie źle — prychnęła Hermiona, dopijając ostatni łyk kawy. Odstawiła filiżankę na ładną, ceramiczną podstawkę i posłała Aurorze rozbawione spojrzenie. — Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, zwłaszcza po sześciu latach bycia jego studentką, ale ze Snape’em da się dogadać. I wiele wynieść z jego towarzystwa. 

— Mówisz, że dobrze się bawisz? — zakpiła starsza czarownica, na co Hermiona z uśmiechem wzruszyła ramionami. — Nie wiedziałam, że ze Snape’a jest taki interesujący kompan.

— Zdziwiłabyś się — mruknęła młoda kobieta. — Im dłużej z nim przebywam, tym lepiej rozumiem, dlaczego wydaje się tak podły. 

— On jest podły, Hermiona — przerwała jej nagle Aurora. Wymieniła z Hermioną krótkie spojrzenie, a po jej minie młoda gryfonka widziała, że kobieta ma coś do dodania. — Tylko po prostu się zestarzał.

Hermiona prychnęła marszcząc gęste brwi.

— W życiu by się do tego nie przyznał. Myśli, że nie ma prawa czuć bólu, że jemu się nie należy. — Młoda kobieta przymknęła oczy na ułamek sekundy, po czym uśmiechnęła się szerzej. — Dlatego pierścionek to bardzo miły, ale zbędny pomysł. 

— Dlatego właśnie powinnaś to docenić podwójnie — odparła Aurora, zerkając na nią wymownie. — On zdania nie zmieni, to chociaż uciesz się z prezentu. 

Chyba i tak nie pozostanie mi nic innego. Przyszło jej nagle na myśl, że przecież ona też robi coś wbrew jego zdaniu. Wtedy nad jeziorem powiedział jej, że nie musi starać się, żeby zadowolić jego gust. Nie musi próbować sprostać jego oczekiwaniom. Hermiona zorientowała się, że podświadomie i tak chciała to zrobić. Spróbowała. I liczyła, że jej starania będą warte nagrody. 

Wracając do Hogwartu Hermiona żałowała, że nie wzięła czapki i rękawiczek. Niepozorny, drobny śnieg, który prószył z nieba, kiedy kobiety opuszczały szkołę na wieczór przerodził się w dość intensywną śnieżycę. Hermiona i Aurora dotarły do zamku przemarznięte, ledwo trzymające się nawet pod zaklęciami ochronnymi. 

— Kto by się spodziewał — jęknęła Aurora, kiedy otrzepywały płaszcze ze śniegu w holu ciepłego, przystrojonego zamku. — Zima ponownie zaskoczyła. 

Młodsza czarownica sięgnęła po różdżkę i sprawnym zaklęciem osuszyła ubranie i włosy. Jej towarzyszka poszła w jej ślady i po chwili obie jak gdyby nigdy nic ruszyły schodami ku ruchomym platformom. 

— Dziękuję, że mnie wyciągnęłaś — powiedziała Hermiona, kiedy zbliżały się do stopnia na pierwszym piętrze. — Dobrze mi to zrobiło.

— Mnie też. Musimy to kiedyś powtórzyć — odparła Aurora i uśmiechnęła się pod nosem kwaśno. — Tylko po następnej wypłacie. 

Hermiona zaśmiała się wesoło i ostrożnie przestąpiła na próg. Odsunęła się i odczekała, aż stopnie ruszą, a starsza czarownica dotrze na swoje piętro. Wróciła do swojego gabinetu z szerokim uśmiechem na ustach mocno ściskając w dłoniach torby z nowo nabytymi rzeczami. Miała nadzieję, że mina Severusa Snape’a zrekompensuje jej przemarznięte do szpiku kości palce i nos. Odstawiła torby w rogu sypialni i zamknęła się w łazience doprowadzając do porządku potargane włosy, po czym od razu nalała wody do wanny — nie zamierzała szybko wracać do gabinetu mężczyzny, chcąc skorzystać z chwili oddechu na pobycie absolutnie samą. Jeszcze będzie miała wiele okazji, aby pobyć w jego towarzystwie. 

Tak jak obiecała, tak też zrobiła. Spędziła resztę popołudnia w samotności, nie mogąc odmówić sobie przyjemności z ponownego przymierzenia naszyjnika. Stanęła przed lustrem patrząc, jak drobne kamienie bardzo delikatnie odbijają światło świecy subtelnie podkreślając kształt szyi i ramion. Hermiona zerknęła na owinięty ochronnym futerałem wieszak i powoli do niego podeszła. Wyciągnęła ostrożnie suknię wracając z nią do lustra — i tak jak liczyła, naszyjnik współgrał z materiałem szaty wprost idealnie. Dopełniał wizerunek formalnej, ale nie przesadnie eleganckiej nauczycielki, która spotyka się z dwie dekady starszym profesorem. 

Przymknęła oczy osuwając się z suknią na łóżko. Nie jest mi to potrzebne, powtarzała sobie jak mantrę. A może właśnie wręcz przeciwnie? W końcu była tylko kobietą. Co właściwie złego było w tym, że zaczynała coś czuć? Jedyne, czego powinna się obawiać to to, że on nie odwzajemnia jej uczuć. Przecież i tak cała reszta nie miała znaczenia; wiedziała, że jeśli poprosiłby o jej serce była skłonna oddać mu je na złotej tacy. 

Usiadła nagle prosto potrząsając nerwowo głową. Głupia. Za dużo czasu pozwoliła sobie poświęcić na tak bzdurne myśli. Miała plan do wykonania, zarówno ten w związku z ich sojuszem jak i własny, egoistyczny. Musiała skupić się na tym, aby wykorzystać czas jaki jej pozostał w Hogwarcie na robieniu rzeczy produktywnych — a myślenie o Severusie Snape’ie nie było nawet blisko. Schowała suknię do materiałowego ochraniacza i ubrała się naprędce. Wyszła z gabinetu i skierowała kroki ku bibliotece. Odwlekała wizytę tam od kilku dni, kiedy w czytanej lekturze napotkała inny, wspomniany tytuł. Informacje, które miały się w nim znajdować zaintrygowały Hermionę, która obrała sobie za kurs skarbnicę wiedzy w nadziei, że pani Pince posiada poszukiwany tytuł.

Ponownie odkryła, że świąteczne życzenia faktycznie mają sprawczą moc. Starsza, siwiejąca czarownica z uśmiechem podała jej “Ziołolecznictwo u podstaw eliksirów”, a Hermiona podziękowała jej i niemal biegiem wróciła do swoich komnat. Usiadła podekscytowana za biurkiem od razu odwracając pierwsze strony pięknej, minimalistycznie zdobionej księgi i zagłębiła się w lekturę. Obiecała sobie, że przeczyta choć kilka akapitów, jednak przegapiła moment, w którym słowa pochłonęły ją bez litości i kiedy podniosła roztargnione spojrzenie na zegar zorientowała się, że kolacja już się rozpoczęła.

Czym prędzej uprzątnęła biurko i wyszła z gabinetu. Udała się szybkim krokiem do Wielkiej Sali, nieco zdyszana docierając do pokoju nauczycielskiego. Para starszych czarodziejów wychodziła właśnie, kiwając jej na powitanie głowami. Hermiona uśmiechnęła się do nich, zerkając przez szparę w drzwiach na stół nauczycielski. Żadne z dwójki jej starszych towarzyszy nie było obecne na posiłku — Minerwa była zajęta rozmową z Horacym, a Sybilla podsypiała na krześle obok pustego miejsca Flitwicka. 

Ku jej zaskoczeniu kiedy podeszła bliżej drzwi zorientowała się, że ktoś niespodziewany gościł na kolacji tego wieczora. Ciężka do przeoczenia sylwetka pół-olbrzyma kiwała się wesoło, kiedy Hagrid pochylał się sięgając dzbanek z winem. 

Hermiona bez większego namysłu podeszła do niego i usiadła na miejscu obok. 

— Co za niespodzianka — przywitała się, przyciągając uwagę gajowego. Ten ucieszył się na jej widok, dość niezręcznie obejmując drobne ciało kobiety i odparł:

— Pani psor, no prosz. — Uśmiechnął się wesoło i nalał kobiecie szklankę wina. — Za spotkanie.

— Co tu robisz? — spytała Hermiona, kiedy pół-olbrzym opróżnił swoje naczynie jednym łykiem. — Wyjeżdżasz?

— Tja — mruknął Hagrid. — Zabieram Graupa do jego starego. Przyda mu się zmiana otoczenia.

Dobry plan. 

Hermiona poczuła nagle ogromne wyrzuty sumienia, że tak długo zwlekała z odwiedzinami u przyjaciela. Po ich ostatniej rozmowie miała wrażenie, że nieustannie coś się działo w jej życiu, a ona zapominała o całym świecie. Chociaż Hagrid nigdy nie wypomniał jej, jak rzadko go odwiedza, kobieta sama miała to sobie za złe. 

— Kiedy?

— Dziś wieczór. — Pół-olbrzym sięgnął po pajdę chleba i nałożył sobie ciepłej zupy do niewysokiej, zdobionej miski. Małe naczynie karykaturalnie prezentowało się w porównaniu z masywnymi dłońmi Hagrida, jednak nie wyglądało, jakby sprawiało mu to problem. Hermiona wzięła na widelec kilka pieczonych ziemniaków i uśmiechnęła się do olbrzyma. 

— W takim razie życzę wam spokojnej podróży. Uważajcie na zamieć — dodała, śmiejąc się pod nosem. 

— Taka toć zamieć, jak ze mnie psor — prychnął Hagrid. — Ni bój nic, takich jak my wiaterek nie porywa.

Młoda nauczycielka zaśmiała się wesoło. Wsunęła z apetytem posiłek, delektując się ziołowym smakiem przyprawionych ziemniaków i przyjemnie aromatycznej zupy. Kiedy skończyli, Hagrid mocno objął jej ciało żegnając się czule.

— Wesołych świąt, Hermiona — powiedział, zanim zniknął za wielkimi, ciężkimi drzwiami. 

— Wesołych świąt! — zawołała za nim. Kobieta uśmiechnęła się do jego pleców, machając mu na pożegnanie dłonią i energicznym krokiem oddaliła się od wyziębionego korytarza. Przez moment zawahała się, w którym kierunku się skierować. Czy to już czas, żeby odwiedzić Severusa? Nie podejrzewała, żeby był sens w odwlekaniu tego, co i tak musiało się stać. 

Zaszła powoli pod drzwi jego gabinetu i niepewnie zapukała. Odetchnęła głęboko nastawiając się pozytywnie i odpychając od siebie wszystkie myśli. Mężczyzna otworzył jej chwilę później, lustrując ją uważnie spojrzeniem.

— Dobry wieczór — przywitała się z nim, uśmiechając się szeroko. 

— Wejdź — poprosił, otwierając szerzej drzwi. Hermiona podeszła do biurka i odwróciła się do stronę Severusa, który zamknąwszy drzwi zbliżył się do niej. — Herbaty?

Hermiona przytaknęła entuzjastycznie i usiadła w jednym z dwóch foteli przy biurku Severusa. Mężczyzna nie miał na sobie swoich nauczycielskich szat, co na krótką chwilę przykuło uwagę kobiety. W ciemno-szarej marynarce i dopasowanych, materiałowych spodniach wyglądał naprawdę dobrze. Podejrzanie dobrze, jeśli Hermiona miała być szczera. Obserwowała, jak mężczyzna siada naprzeciw niej i wzywa skrzatkę, która chwilę później z cichym pyknięciem aportowała się do pomieszczenia. 

Snape poprosił Różyczkę o dwie ciemne herbaty, a kiedy stworzenie zniknęło spojrzał z zaciekawieniem na siedzącą za biurkiem Hermionę. 

— Wypad się udał? — spytał, na co kobieta zareagowała szerokim uśmiechem.

— Nie ma pan nawet pojęcia jak — przyznała szczerze. Oparła się wygodnie na krześle i założyła nogę na nogę, pozwalając mięśniom odpocząć. — Świetnie się bawiłam. Aurora zaskakująco dobrze sprawdza się w roli kompana do takich wypraw.

— Chyba do roztrwonienia pieniędzy — zakpił Snape.

Młoda kobieta posłała mu rozbawione spojrzenie.

— Śmiało, może mnie pan nazwać hipokrytką — zaśmiała się. — Panu kazałam rozważniej wydawać pieniądze, a sama wydałam pół wypłaty.

— Pytanie, czy było warto — stwierdził Severus. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Hermioną, która ugryzła się w język nie chcąc nic zdradzać przed balem. 

Usłyszeli pyknięcie, a w pomieszczeniu ponownie pojawiła się Różyczka. Tym razem jednak niosła srebrną tacę, na której ustawione stały dwie parujące filiżanki i talerzyk herbatników. Skrzatka zestawiła je sprawnie na biurko, kłaniając się nisko i deportując po krótkiej chwili. 

— A pan? Zadowolony jest pan z zakupu? — spytała nagle Hermiona. Sięgnęła po filiżankę, znad której unosił się intensywny, ziołowy zapach i odetchnęła głęboko wciągając opar do płuc. Snape przyglądał się jej bez słowa zastanawiając się, co odpowiedzieć. 

Tak, był usatysfakcjonowany. 

Udało mu się kupić pierścionek, który w jego ocenie idealnie pasował do kogoś takiego jak Granger. Subtelnej, nierzucającej się w oczy kobiety, która po dłuższym namyśle przykuwała wzrok i sprawiała, że człowiek chciał poświęcać jej drugą myśl. Nawet Severus Snape. Ignorował je, oczywiście, ale miewał je i to o wiele częściej, niż chciał. Zwłaszcza, kiedy młoda czarownica siedziała swobodnie naprzeciw niego i uśmiechała się do niego wyczekująco.

— Na tyle, na ile mogę w zaistniałych okolicznościach — odparł. Uniósł brew i posłał Hermionie pytające spojrzenie. — Na co mogłaś wydać pół wypłaty? 

— To naprawdę całkowicie wina Aurory — powiedziała natychmiast gryfonka. Wyprostowała się nieco i wykrzywiła usta w grymasie. — Wpadłam pod jej feministyczny wpływ i musiałam zadbać o swoje kobiece potrzeby, sam pan rozumie. 

Snape prychnął, kręcąc głową. Upił łyk naparu, czując przyjemne szczypanie na języku i gorzki posmak na ustach. 

— Skoro jesteś w takim fantastycznym nastroju to nie możemy zmarnować okazji — stwierdził, wstając nagle i posyłając kpiący uśmiech zaskoczonej kobiecie. 

— O nie — jęknęła Hermiona, doskonale wiedząc co to znaczy. Poprzednim razem, kiedy ćwiczyli nieco swobodniejszy taniec kobieta była zmęczona i poirytowana swoimi błędami do tego stopnia, że zupełnie straciła ochotę na towarzystwo Snape’a. Mężczyzna uszanował wtedy jej niechęć i zgodnie z obietnicą nic na niej nie wymusił. Honor Slytherina by mu na to nigdy nie pozwolił. 

— O tak, Granger — prychnął Snape, lewitując za sobą gramofon. — Dobrze wiesz, że to co sobą reprezentujesz nie nadaje się absolutnie do niczego. 

— Bez przesady, przecież już przestałam deptać pana stopy — żachnęła się teatralnie, ale wstała z krzesła i poprawiła spódnicę. — I tak wystarczy, że zatańczymy jeden taniec. 

— Jestem skłonny uwierzyć, że byłabyś zdolna zrobić krzywdę zarówno mnie jak i sobie w ciągu tych kilku minut — zakpił Snape. Zerknął na śmiejącą się wesoło Hermionę i zmarszczył brwi, widząc, jak kobieta ożyła po zaledwie kilku godzinach spędzonych w innym otoczeniu. Jak zmieniły się jej ruchy i mimika. 

— Wyolbrzymia pan — mruknęła kobieta.

— Do roboty, Granger. — Severus machnął różdżką nastawiając płytę winylową na miejscu, a kiedy mechanizm ruszył po pomieszczeniu rozległa się cicha, stonowana melodia. Hermiona sięgnęła po filiżankę z herbatą, kątem oka dostrzegając, że mężczyzna odchodzi ku segmentowi przy kominku. — To co kupiłaś, suknię? I to na nią wydałaś pół wypłaty?

Hermiona parsknęła śmiechem, ledwo ratując się przed opluciem napojem. Odstawiła podstawkę na biurko i posłała Snape’owi rozbawione spojrzenie.

— Dlaczego to pana aż tak interesuje? Myślałam, że szanujemy swoją przestrzeń osobistą — prychnęła. 

Snape sięgnął ze szklanej gabloty fiolkę i odwracając się nieco tyłem upił z niej spory łyk. Młoda gryfonka z zaciekawieniem przyglądała się, jak lekki dreszcz przebiegł jego ciało po zażyciu eliksiru. Severus odwrócił się i dostrzegł, że Hermiona mu się przygląda. 

— Ja szanuję swoją, nie twoją — odparł, unosząc brew.

— Oczywiście — zakpiła Hermiona. — Tak, kupiłam suknię na jutrzejszy bal.

— Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że jeden kawałek materiału kosztował cię tyle galeonów — prychnął Snape, jednak jego brew drgnęła podejrzliwie. 

— Na Merlina, nie — żachnęła się od razu Hermiona. — Nie jestem Aurorą.

— Więc co, dwie suknie? — Snape podszedł do biurka popijając miksturę swoją herbatą i posłał kobiecie nieco rozbawione spojrzenie. 

— Tak, dwie, jeśli naprawdę interesują pana moje wydatki to zakupiłam dwie szaty, na bal i na kolację u Weasley’ów — odparła ze śmiechem Hermiona. Co go to, na Merlina, obchodzi? — Ta druga przyda mi się w nowym semestrze, więc to nie tak, że wydałam te pieniądze na zachciankę.

— To już ma więcej sensu, choć nadal brzmi podejrzanie. — Hermiona spojrzała na Severusa, który odkładał pusty flakonik po eliksirze do szuflady i wskazała na niego głową.

— Co to?

Nagła zmiana tematu zaskoczyła zarówno Severusa jak i Hermionę. Mężczyzna zmarszczył brwi i podszedł do młodej gryfonki, która żałowała, że nie ugryzła się w język.

— Kto pyta? — zapytał niespodziewanie Snape, stając naprzeciwko Hermiony i patrząc na nią z góry. Wyglądała wyjątkowo ładnie tego wieczora i Severus musiałby być ślepy, żeby tego nie dostrzec. Odpoczynek dobrze jej zrobił i dodał blasku do jej twarzy, która rozpromieniała się przy najmniejszym uśmiechu. Który nieustannie gościł na jej ustach i nie pozwalał Severusowi oderwać od niej wzroku za zdecydowanie za długie chwile. 

— Zawodowa ciekawość — odparła Hermiona. Pozwoliła, aby Snape poprowadził ją nieco w głąb salonu i sapnęła, kiedy niespodziewanie mężczyzna przyciągnął ją do siebie łapiąc mocno jej talię. Bez słowa ostrzeżenia ujął jej drugą dłoń i zaczął płynnie prowadzić ją w lekkim, swobodnym tańcu. 

— Pierwsze słyszę — mruknął, obracając kobietę wokół jej własnej osi. Ta zaśmiała się pod nosem, ale sprawnie wydostała się z obrotu i złapała w locie jego dłoń. Pozwoliła, aby przyciągnął ją jednak stawiła lekki opór, nie chcąc znów wylądować w jego ramionach zupełnie bezwładnie. — Nagietek, pięciornik, waleriana i bylica.

Hermiona zatrzymała się w pół obrotu i zmarszczyła brwi, lustrując Severusa nieco pytającym spojrzeniem. Mężczyzna uniósł brew i wciąż trzymając jej dłoń zmusił ją do kontynuowania ruchów, co kobieta zrobiła nieco opornie.

— Organiczne, jednorodne — powiedziała. Snape będąc wystarczająco blisko niej usłyszał jej słowa i tym razem to on nieco zwolnił, przyglądając się kobiecie zaciekawionym spojrzeniem. Nie takiego komentarza się spodziewał, choć będąc całkiem szczerym w ogóle nie spodziewał się od niej go usłyszeć. — Jednoroczne?

Albo jednosezonowe, pomyślała Hermiona. Widziała, że jej pytanie nieco wytrąciło Snape’a z zamyślenia i uśmiechnęła się nieco wyzywająco, czekając na jego odpowiedź. 

— Jednosezonowe — odparł mężczyzna. 

— Drugi strzał — zaśmiała się Hermiona. 

To nie może być przypadek. Kobieta była pewna, że te składniki mają coś ze sobą wspólnego i to coś łączy się z przypadłością Snape’a. To “coś” było odpowiedzią na jej pytania i obawy. A ona być może wiedziała jak to “coś” znaleźć. 

— Dobry strzał — dodał Severus. Obserwował, jak na usta Hermiony wypływa szeroki, rozmarzony niemal uśmiech, a jej oczy rozświetliły się, kiedy obrócił ją pod swoim ramieniem. Przyciągnął ją do siebie ponownie łapiąc ją w talii jednak tym razem nie odsunął jej od siebie.

Kobieta przywarła do niego nieco zaskoczona nagłą zmianą położenia i podniosła spojrzenie w górę napotykając parę czarnych, zmrużonych tęczówek, które przypatrywały się jej enigmatycznie. 

— Uczę się od najlepszych — mruknęła, czując dłoń mężczyzny, która lekko zacisnęła się na materiale jej kamizelki. Oparła dłonie na ramionach Severusa i pozwoliła, aby to on prowadził ją delikatnie w rytm spokojnej, dużo lżejszej muzyki. Zauważyła, że w kącikach jego ust pojawił się przelotny, krzywy uśmiech, a następnie Snape posłał jej nieco pobłażliwe spojrzenie. 

— Widać, Granger — stwierdził w końcu.

Nie miał pojęcia, że dwa słowa wywołają tak emocjonalną reakcję kobiety, która sunęła powoli po kamiennej posadzce jego gabinetu trzymana sztywno przez jego ramiona. Hermiona spojrzała na niego mrugając szybko, a szeroki uśmiech wycisnął na jej twarz wzruszenie. Zmęczona emocjami dnia zaczęła nagle śmiać się wesoło, opadając nieco na Severusa, którego zaskoczył niespodziewany ciężar na rękach. Podtrzymał ją jednak, pozwalając, aby wyczuła jego oparcie i stabilność. 

Tylko tyle mógł jej na ten czas ofiarować. Usilnie odpychał od siebie myśli o tym, że jej jedno słowo sprawiłoby, że oddałby jej wszystko. Wziąłby od niej wszystko, co ona skłonna byłaby mu dać. A nawet więcej. On jednak miał plan do zrealizowania. Plan, który nie zakładał romansu z młodą, niesamowicie pociągającą kobietą, która z każdym dniem wydawała się coraz bardziej mięknąć pod jego spojrzeniem. To skomplikowałoby wiele spraw, tego Severus był pewien. 

Tańczył z nią długo. Tańczył z nią tak, jakby to była wigilia. Jakby to był bal. Nie było nic innego poza nimi — żadnych sojuszy, żadnych kłamstw, żadnych udawanych emocji. Czyste, szczere zainteresowanie przepełnione uczuciami, których oboje woleliby się wyprzeć. 

Ona młoda, spragniona uwagi i atencji. 

On doświadczony w tym, jak taką uwagę poświęcić. 

Ona chętna, żeby dawać.

On chętny, żeby brać.

Jak dwa ostatnie puzzle układanki, którą ktoś próbował ukończyć od długiego czasu.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 40Sojusz, Granger? – Rozdział 42 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 6 komentarzy

  1. W RPGach gracze często zapominają, że jakiś NPC może z nimi współpracować, ale tak naprawdę to trzyma swoją stronę 😀 Snape jest idealnym przykładem – nie służył Voldiemu, nie służył Albusowi, tylko sobie samemu 😀Wróć do czytania

Dodaj komentarz