Ciemność. Tylko tyle widział za oknem, które pogrążone w półmroku gabinetu nie dawało zbyt wiele światła. Księżyc wisiał wysoko na niebie, jaśniejąc na nim w pełnej okazałości i nie pozwalał zażyć snu. Severus ułożył dłonie na parapecie, pochylając się w stronę dekorowanej okiennicy i odetchnął głęboko.
Orchidea. Odwrócił nieco głowę, zerkając przez ramię na pustą kanapę i zmarszczył brwi. Nie wiedział, czy to już był ten moment, w którym musiał przyznać, że… Nie, pomyślał kwaśno. Nie musiał.
Usłyszał zduszony krzyk niemal w tym samym momencie, w którym rozległo się donośne pukanie do drzwi.
— Profesorze Snape!
Spiął się, czując ciarki na dźwięk swojego własnego nazwiska i zerknął na ścienny zegar. Kpina, pomyślał. Odepchnął się gwałtownie od parapetu i podszedł do drzwi, bez uprzedzenia otwierając skrzydło. Dwie wysokie nastolatki spojrzały na niego zaskoczone, odsuwając się o krok, kiedy nauczyciel pojawił się w progu dość niespodziewanie.
— Co wy, do cholery, wyprawiacie? — zapytał oschle Severus, unosząc brew, a jedna z dziewcząt wskazała dłonią koniec korytarza i mruknęła:
— Pani Pomfrey po pana wzywa, do skrzydła szpitalnego.
— To pilne — dodała druga, kiwając porozumiewawczo głową.
Snape zmierzył uczennice przelotnym spojrzeniem, ale skinął im, odprawiając je bez słowa. Poppy nie wzywałaby go tuż przed północą, gdyby to nie było coś ważnego. Zgarnął różdżkę leżącą na biurku i wyszedł, kierując szybkie kroki do ambulatorium.
Ciekawiło go, co się stało. Ciekawiło go, co było powodem wezwania w środku nocy, tuż przed weekendem. Dotarł na pierwsze piętro, jedynie przelotnie spoglądając w stronę korytarza prowadzącego na wschodnie skrzydło i skierował się pod ciężkie, przeszklone drzwi. Tym razem nie czekał tam na niego żaden nastolatek, chwała Merlinowi. Jego niechęć do uczniów nieco osłabła, zamieniając się w obojętność i lekceważenie, przez większość czasu oczywiście. Musiał przecież zachowywać pozory.
— Severusie. — Poppy przywitała go niemal od razu, kiedy przekroczył próg. Podeszła do niego, kiwając mu głową i posłała mu nieco zmęczone spojrzenie. — Dziękuje, że przyszedłeś. Aurora Sinistra straciła przytomność na zajęciach.
Choćby Snape lata się zastanawiał, nie wymyśliłby takiego powodu wezwania do skrzydła szpitalnego. Uniósł brew, szukając wzrokiem znajomej sylwetki i odnalazł ją na jednym z dalszych łóżek, pod wysokim, gołym oknem. Pielęgniarka podążyła za jego wzrokiem i mruknęła:
— Słyszałam, że coś dla niej sprowadziłeś.
Tyle w temacie dyskrecji, pomyślał kwaśno Severus.
— Owszem — odparł. — Na jej wyraźne życzenie.
— Co to było?
Ciemna brew uniosła się kpiąco, a Poppy wywróciła oczami.
— Nic groźnego, zaufaj mi — stwierdził pod nosem Snape. — Mieszanka ziół ze specyfikami rozkurczowymi.
Pani Pomfrey cmoknęła, przytakując wcześniejszym słowom mężczyzny i spojrzała na odpoczywającą kobietę na kozetce.
— Niech tu zostanie chociaż dzień lub dwa — powiedziała, kiwając głową. — W jej stanie prowadzenie zajęć to naprawdę zły pomysł. Minerwa z pewnością to zrozumie.
Severus posłał jej przelotne spojrzenie i skinął krótko głową.
— Zostaw to mnie — poprosił.
— Dostarcz mi proszę fiolkę po tym eliksirze.
Poppy skinęła mu wymownie głową, po czym skierowała się do swojego kantorka. Severus zerknął na łóżko zajęte przez czarnoskórą czarownicę i po chwili bezruchu podszedł do kobiety. Stanął przy poręczy, wciskając dłonie do kieszeni spodni i posłał półprzytomnej nauczycielce badawcze spojrzenie.
— A jednak po ciebie posłała — mruknęła zbolałym tonem Aurora, podnosząc się na łokciach. Usiadła słabo, ociężale opierając się o poduszkę, a Snape zlustrował ją bez słowa. — Wybacz zamieszanie.
— I tak byłem na nogach — stwierdził nieco obojętnie. — Lek nie pomaga?
— Pomaga — skłamała Sinistra, marszcząc brwi. — Trochę. Czasami.
Czyli prawie wcale, pomyślał gorzko mężczyzna. Rzucił kolejne, oceniające spojrzenie w stronę czarownicy i zauważył, że skóra na jej twarzy poszarzała, opadła, a kości policzkowe uwydatniły się w niekorzystny, chorobliwy wręcz sposób. Do tej pory pory udawało jej się ukrywać swój stan, ale Severus widział, że choroba postępowała za szybko. Odbierając kobiecie dużo więcej, niż możliwość swobodnego życia.
— Potrzebujesz kolejnego zamówienia? — zapytał, ale szybko odpowiedziało mu zmęczone kiwnięcie głowy.
— Za drogie cholerstwo na mój portfel — mruknęła zeźlona Aurora. — Naprawdę, Severusie, nie ma potrzeby, żebyś się mną przejmował.
Coś w sposobie, w jaki wypowiedziała te słowa poruszyło strunę, o istnieniu której Snape nie był do tej pory świadom. Posłał jej pytające, wyjątkowo spokojne spojrzenie i stwierdził:
— Tak jak nie było potrzeby, żebyś ty przejmowała się całym tym zamieszaniem z Murphy. — Mężczyzna nie dokończył, wymownie poruszając brwiami, a Aurora zaśmiała się gorzko pod nosem, wzdychając ze zmęczenia, kiedy fala rozbawienia opuściła jej organizm. — Jeśli byłabyś zainteresowana, mógłbym spróbować użyć swoich kontaktów i zobaczyć, czy uda mi się zorganizować spotkanie ze specjalistą.
Sam był zaskoczony swoją propozycją, chociaż właściwie — nie powinien. W końcu przez ostatnie pół roku ktoś usilnie próbował wmówić mu, że pomaganie innym to nie przejaw słabości.
— Szkoda twojego czasu — parsknęła słabo Sinistra, posyłając Severusowi przeraźliwie otępiałe spojrzenie.
— Skoro i tak nie zostało ci go wiele, nie ma powodu, żeby nie spróbować — stwierdził obojętnie, a ciemnoskóra czarownica wywróciła oczami. Po chwili jednak skierowała na niego wzrok, ale tym razem jej słabemu spojrzeniu brakowało hartu ducha. Brakowało kpiny i pewności siebie, jaką zawsze było w nim widać.
— Zawsze musisz mieć ostatnie słowo — powiedziała w końcu, a po chwili skinęła głową i dodała: — Dobrze. Tylko nie puść mnie z torbami.
Severus prychnął kwaśno pod nosem i mocniej zacisnął dłonie w kieszeni.
— Myślisz, że poleciłbym ci kogoś, na kogo pomoc mnie samego nie stać? — zapytał, a kącik jego ust zadrżał lekko pogardliwie.
Aurora Sinistra uśmiechnęła się pobłażliwie pod nosem.
— Nie śmiem wątpić w twoją inteligencję, Severusie — mruknęła. Poprawiła się ciężko na poduszce, a mężczyzna dostrzegł, że miała wyraźne problemy, aby utrzymać swój własny ciężar na przedramionach. Mimo to starała się nie dać nic po sobie poznać, a na jej twarzy nie pojawił się nawet przelotny grymas. — I wybacz, że powiedziałam Poppy o eliksirze. Dość jasno wyraziła się w sprawie zatajania przed nią istotnych informacji.
Ciemnoskóra nauczycielka uśmiechnęła się, zerkając kątem oka w stronę składziku, gdzie kręciła się madame Pomfrey, a Snape bez słowa podążył za nią wzrokiem. Nie był zły, nie był nawet zawiedziony. Po prawdzie informacja o tym, że Sinistra powiedziała pielęgniarce o leku, który przyjmowała, nie wywołała w Severusie żadnej reakcji. Mógł kpić ze złamanej dyskrecji, ale nie był idiotą.
— W końcu straciłaś przytomność — stwierdził. — Ufam, że umiesz stwierdzić, kiedy zachować dyskrecję.
Zerknął na leżącą na kozetce czarownicę, dostrzegając, że zmarszczyła brwi.
— To nie tyczy się tylko mnie, wiesz.
Aurora nie powstrzymała wymownej miny, która niemal od razu wzbudziła podejrzenia Snape’a. Niespecjalnie silne, ale wyczuwalne; niczym mrowienie, jakby coś nieustannie łaskotało kark i nie dało się tego pozbyć.
— Sama chciałaś trzymać to przed nią w tajemnicy — wypomniał niemrawo. — Zresztą czy to nie dlatego Henry też o niczym nie wie?
Ciemne, słabe oczy skierowały się znów na niego z jeszcze większą dozą zmęczenia niż dotychczas.
— Henry to naprawdę dobry człowiek — powiedziała cicho. — Wiem, że chciałby dać mi gwiazdkę z nieba, ale… — Kobieta zamilkła na moment, spuszczając wzrok na własne dłonie. — Chyba właśnie dlatego nie chce dawać mu nadziei. Złamać serca, kiedy już…
Tym razem to Sinistra nie dokończyła, a Severus, tak jak ona wcześniej, zrozumiał jej słowa. Wiedziała, że dla Henry’ego jej choroba byłaby równie ciężka, co dla niej samej. Cięższa, zważywszy, że zostałby sam, w żałobie i z pustką, która wypełniła się namiastką szczęścia i normalności tylko na chwilę. Którą wiedziała od początku, że w końcu mu odbierze. Czy uważał, że postępowała niesprawiedliwie? Nie. Czuł, że coś podobnego stało za wszystkimi myślami, które chciały odepchnąć od niego pragnienie posiadania Granger — nie chciał jej skrzywdzić, tak jak Aurora nie chciała krzywdzić Henry’ego.
— Może Tucker to masochista, w końcu coś was musi łączyć — zakpił pod nosem Snape, a ciemnoskóra kobieta prychnęła gorzko.
— Sam doskonale wiesz, jak niespodziewane rzeczy potrafią czasem połączyć ludzi — odparła, poruszając brwiami.
Snape nie chciał dodawać drugiego dna do jej słów, ale nic nie mógł na to poradzić. Jego umysł już po prostu tak miał. Czy istniała możliwość, żeby Granger wypaplała swojej nowej przyjaciółce detale ich sojuszu? Czy powiedziała jej o tym, co się między nimi działo? Zerknął uważniej na leżącą na łóżku nauczycielkę astronomii i zmrużył oczy. Nie wiedział. Nie podejrzewał takiego obrotu spraw, ale będąc całkiem szczery — dopuszczał do siebie taką możliwość. Zdawał sobie sprawę, że nikomu nie mógł ufać w stu procentach.
Choć nie był pewien, czy tylko o zaufanie chodziło. Hermiona zbyt wiele razy udowodniła mu już, że mógł jej ufać, mógł powierzyć jej decyzje i zawierzyć w jej zdrowy rozsądek. Nawet jeśli powiedziała Aurorze o wszystkim, zadbała o jej dyskrecję i profesjonalizm, bo nawet Severus miał problem ze stwierdzeniem tego faktu z pewnością. Czy w takim razie byłby takim hipokrytą, żeby zwyczajnie czuć się zawiedziony, że to nie był już tylko ich sekret?
— Severusie?
Poppy wystawiła głowę ze swojego kantorka i pomachała wymownie mężczyźnie, który przeprosił skinieniem głowy Aurorę i podszedł do drzwi, w których stała pielęgniarka.
— Wygonisz mnie jak pospolitego uczniaka, bo godziny odwiedzin się skończyły? — rzucił, a pani Pomfrey jedynie cmoknęła ustami, niezadowolona z sarkastycznego tonu młodszego czarodzieja.
— Miałabym do ciebie prośbę, skoro już tu zaglądnąłeś — powiedziała. Weszła w głąb składziku, podchodząc do przestronnego blatu przy którym stało wysokie, metalowe krzesło. — Wiem, że to nie jest jeszcze czas na kolejną dostawę, ale skończył mi się wywar ze szczuroszczeta. Ostatnio strasznie dużo dzieciaków się kaleczy, nie wiem, czy to taki wiek, czy co to innego może być…
Severus wyłączył się na ułamek sekundy, wywracając oczami na tłumaczenia Poppy.
— Uzupełnię ci zapas — powiedział, kiedy skończyła. — A jeśli potrzebujesz czegoś wcześniej, niż o regularnych porach, to po prostu przyślij mi notatkę. Posłańców możesz mi oszczędzić.
Posłał pielęgniarce wymowne spojrzenie i wcisnął dłonie do kieszeni.
— Dziękuję, Severusie — odparła Poppy z krzywym uśmiechem. — Co jak co, ale interesy robi się z tobą wybitnie profesjonalnie. — Cmoknęła z aprobatą ustami i wyszła, niosąc ze sobą niewielką, srebrną tacę. — No dobrze, pora spać. Proszę. — Wręczyła Aurorze niewielkie naczynie z eliksirem, a ciemnoskóra nauczycielka posłała jedynie przelotne spojrzenie Severusowi i wychyliła lekarstwo duszkiem. — A teraz dobranoc, obydwoje. Odpoczynek dobrze robi każdemu.
Severus miał ochotę prychnąć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Opuścił ambulatorium, na odchodnym zerkając na łóżko i odwróconą od niego postać Sinistry. Zaintrygowało go, jak bardzo utożsamiał się z podejściem kobiety do życia, a jednak wbrew temu kazał jej o siebie walczyć. Przeklęte sentymenty, pomyślał wracając do swojego gabinetu.
Nie usnął tej nocy. Siedział za biurkiem, nad pustym arkuszem pergaminu i wpatrywał się w niego tępo, wdychając przyjemny, choć zdecydowanie zbyt płytki zapach goździków z palącej się na parapecie świecy. Myśląc o tym, jak sformułować do Rodovica pytanie o możliwość konsultacji Sinistry, w jego głowie pojawiła się myśl o wspomnieniu o stażu Hermiony i jego aktualności. Nie wiedział jednak, czy chciał o to pytać. Pochylił się nad pergaminem nakreślając kilka zwięzłych słów i zakończył list grzecznościowym zwrotem. Na moment zatrzymał się nad schnącą kartką papieru, marszcząc mocno brwi. Zdawał sobie sprawę, że podjął już decyzję — nie chciał przedkładać swojej chciwości ponad marzenia młodej czarownicy. Choć kiedyś nie byłby to dla niego wybór, kobieta nauczyła go, żeby i takie okazje dostrzegać. Dopisał w post scriptum pytanie, czy ich umowa odnośnie przybycia do Belgradu panny Granger nadal jest z jego strony aktualna i odłożył pióro, godząc się ze swoją decyzją.
To, że liczył na rozmyślenie się gryfonki ze stażu nie znaczyło, że powinien odrzucać możliwość, iż kobieta jednak zdecyduje się sięgnąć po swoją nagrodę. W końcu na tym polegał ich sojusz. W zamian za udawanie jego ukochanej — prestiżowe studia. Prosty, klarowny układ, który kończy się z momentem jej wyjazdu. Więc dlaczego doprowadził do tego, aby skomplikować go do granic możliwości? Wiedział, że to było winą jedynie jednej osoby. Hermiona. Ona i jej cholerne, piękne oczy. Ciepłe, dobre serce; dłonie, które do niego wyciągała. Ona była winna tej całej sytuacji. Tak, pomyślał Snape, kiwając samemu sobie głową na zgodę i odłożył gotowy list na bok, pozwalając tuszowi wyschnąć, a słowom osiąść na papierze. Podjął decyzję i nie zamierzał się z niej wycofać. Nie byłby w stanie odebrać Hermionie szansy, którą sam jej ofiarował. Był samolubny, ale nie okrutny.
~
— Poproszę ten kawałek szarlotki.
Hermiona z uśmiechem wskazała palcem na placek znajdujący się za szybą cukiernianej wystawy, a wysoka ekspedientka nałożyła go do kartonowego pudełka na wynos. Zapłaciła, opuszczając lokal z ciepłym jeszcze deserem w dłoniach i skierowała kroki z powrotem do hotelu. Była zmęczona. Zmęczona, ale szczęśliwa i pełna adrenaliny, która buzowała w jej żyłach.
Czekając na ostatni zaplanowany tego dnia wykład, kobieta usłyszała przypadkiem rozmowę przechodzących obok niej czarodziejów, którzy wspomnieli o prezentacji nowego zaklęcia na regenerację naskórka. Krótka, ale intrygująca uwaga jednego z przechodniów wzbudziła ciekawość w Hermionie, która uniosła jedynie brew, zerkając na tablicę informacyjną przed salą, przy której czekała. Nie zamierzała gardzić możliwościami, jakie dawało jej Ministerstwo w celu bycia lepszym pedagogiem, co to to nie. Młoda kobieta wiedziała jednak, że to nie było to, co chciała robić.
Chciała się uczyć. Chciała pracować nad rzeczami, ulepszać je, wykorzystać pokłady pomysłów, które kłębiły się w jej głowie. A jeśli przy okazji mogła pomóc ludziom, wybór był oczywisty. Choć polubiła bycie nauczycielem bardziej, niż początkowo się spodziewała, nigdy nie zakładała, że to praca na całe życie. Nigdy nie planowała takiego rozwoju wydarzeń.
Dopóki nie podjęła sojuszu z Severusem. Severus. Uśmiechnęła się, wchodząc po schodach pod drzwi hotelowe i szarpnęła za klamkę, uchylając ciężkie skrzydło. Z ulgą weszła do przedsionka, rozpinając guziki płaszcza skryte pod wełnianym szalikiem, który po prawdzie miała ze sobą tylko dlatego, że ktoś uparcie ganił ją, ilekroć pojawiła się na zewnątrz bez okrycia. Przeklęty hipokryta, pomyślała Hermiona. Mimo to na jej ustach pojawił się kolejny uśmiech, a rumieniec powstały od mrozu jedynie się pogłębił.
Zamknęła się w swoim pokoju, odkładając pakunek ze słodkościami na stolik i szybko rozebrała płaszcz. Zamierzała wykorzystać fakt, iż mieszkała sama i chciała odtworzyć zaklęcie, które widziała na pokazie. A przynajmniej chciała spróbować je odtworzyć, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że powinna przygotować się na porażkę. Miała za sobą bardzo produktywny tydzień i nie była pewna, czy starczy jej sił, aby podołać nieco skomplikowanej formule. Rozebrała buty i usiadła z podkurczonymi nogami na łóżku, zerkając przelotem na pudełko z szarlotką. Zamierzała rozkoszować się nią jako nagrodą bądź pocieszeniem. W każdym razie — uśmiechnęła się pod nosem na myśl o przepysznym cieście.
Ułożyła przedramiona na udach i popatrzyła zacięcie na swoje dłonie. Dasz radę, powtórzyła sobie kilka razy i poruszyła nadgarstkami w sposób, jaki podpatrzyła na pokazie. Jeden okrąg palcem wskazującym, obrót dłoni grzbietem do dołu, w prawo, powoli, palce delikatnie do siebie, kciuki zataczają lekki okrąg do wewnątrz. Pomiędzy skierowanymi ku sobie opuszkami wytworzyła się cienka, pulsująca wiązka światła, formująca się w zwinięte ze sobą spirale, wolno obracające się wokół siebie nawzajem. Młoda kobieta otworzyła szerzej oczy, natychmiast przyciągając do siebie dłonie. Nie spodziewała się, że od razu jej się uda, a jednak zaklęcie zadziałało. A przynajmniej wyglądało, jakby miało, bo Hermiona przerwała w kluczowym momencie. Pooddychała chwilę głęboko, czując w uszach znajome pulsowanie i ponownie ułożyła dłonie przed sobą. Powtórzyła gesty, kontynuując formułę, kiedy pomiędzy jej dłońmi pojawiły się wąskie strużki światła. Zmarszczyła brwi, koncentrując pokłady magii, aż jej palce zadrżały, kiedy impuls dotarł do zakończeń nerwowych.
Spirale zaczęły zacieśniać się i jednocześnie powiększać się, tworząc coraz gęstszą helisę zawieszoną ponad skrzyżowanymi nogami kobiety w powietrzu. Hermiona poczuła, jak przez jej kręgosłup przebiega gorący dreszcz, któremu niemal natychmiast zawtórował lodowaty spazm. Przymknęła oczy, skupiając całą swoją moc i sapnęła, kiedy poczuła szarpnięcie w ramieniu. Uchyliła jedno oko, widząc iskrzącą się przed nią wiązkę energii, a jej wargi niemal machinalnie rozchyliły się z zachwytu. Coś pięknego, pomyślała odruchowo. Opuściła dłonie, czując, że nieprzyjemny, bolesny skurcz przechodzi przez ich grzbiety aż po opuszki i zacisnęła palce, uśmiechając się pod nosem.
Udało się. Udało jej się wykonać poprawnie zaklęcie i to za pierwszym — praktycznie — podejściem. Dokonała czegoś, co przekonywała samą siebie, że nie jest raczej możliwe z uwagi na jej stan. Po raz kolejny jednak udowodniła samej sobie, że powinna bardziej wierzyć w swoje umiejętności. Udowodniła sobie, że jest kompetentna na tyle, aby zrobić coś, co wydawało się jej nieosiągalne. Severus byłby dumny, zakpiła gorzko w myślach. Choć wiedziała, że mężczyzna prędzej wyśmiałby jej roztrzepanie i podjęcie kolejnej, eksperymentalnej próby niż brak wiary w siebie.
Mimo to chciała móc mu się pochwalić. Chciała pokazać mu, co udało jej się osiągnąć. Choć z pewnością okrasiłby ten fakt jakąś kąśliwą uwagą, chciała móc podzielić się z nim swoimi dokonaniami i zadowoleniem, jakie odczuwała. Nie uzyskać aprobatę — ale zobaczyć nikły cień dumy w jego spojrzeniu. Dumy, która rozpierała jej pierś, kiedy z szerokim uśmiechem sięgała po pudełko z szarlotką. Spisałaś się.
Cierpliwa kropla drąży skałęWróć do czytania
Piękne przemyślenia 😀Wróć do czytania
podoba mi się podwójna funkcja szarlotki :dWróć do czytania