Donośne pukanie przerwało grobową ciszę, jaka panowała w gabinecie Hermiony Granger, która jak oparzona poderwała się z niewygodnej pozycji. Uniosła zdezorientowane spojrzenie, zerkając na karcącego ją wzrokiem profesora Stallsbury’ego.
— Spanie w tak niekorzystnej pozycji jest wysoce nieodpowiedzialne, panno Granger — stwierdził głosem obieżyświata, kiedy kobieta przecierała skostniały kark.
— Wczoraj wydawało się bardzo kuszące — odparła Hermiona pod nosem. Zerknęła na porozwalane po całym biurku papiery, które tej nocy pełniły funkcję jej poduszek i jęknęła, widząc, że wiele z nich wymaga przepisania. — Po prostu fantastycznie.
— Może będzie pani miała nauczkę na przyszłość — stwierdził mężczyzna, którego Hermiona starała się z wszystkich sił ignorować. Jego przemądrzałe docinki z samego rana zupełnie jej nie pomagały.
— Nie sądzę — mruknęła, wstając na obolałe nogi i przeciągając się. Zastanawiała się, kto mógłby chcieć złożyć jej wizytę o tak wczesnej porze, jednak szybkie zerknięcie na zegarek uświadomiło jej, że to ona zwyczajnie zaspała na śniadanie.
Podeszła do drzwi i uchyliła je, mrugając kilka razy, kiedy spostrzegła w nich Aurorę. Jej ostatniej spodziewała się tu o takiej godzinie, gdyż z reguły nauczycielka po nocnym dyżurze jaki wypadał jej w czwartki odsypiała śniadanie i pojawiała się dopiero na obiedzie.
— Ciężki poranek? — spytała z uśmiechem, widząc podkrążone oczy Hermiony. Ta tylko skinęła głową i wpuściła starszą koleżankę do środka.
— Napijesz się czegoś? — zaproponowała Hermiona, marząc w tej chwili o kawie, która postawiłaby ją na nogi. Aurora zaprzeczyła ruchem głowy i usiadła na jednym z dwóch foteli przed wygaszonym kominkiem, dając czas młodej gryfonce na przywołanie skrzata. Panna Granger z ciężkim sercem poprosiła go o kawę i opadła na fotel. Nienawidziła tego robić, ale czasem nie miała wyboru. — Ominęło mnie coś ciekawego?
— To co zwykle na śniadaniu — odparła Aurora, przyglądając się Hermionie uważniej. Miała na końcu języka pytanie odnośnie jej stanu, ale wtedy pomiędzy kobietami pojawiła się skrzatka z tacą, na której poza filiżanką kawy znajdował się talerzyk z bajglem i porcją jajek. Hermiona podziękowała rozczulona i upiła łyk kawy, czekając, aż stworzenie opuści jej gabinet. Podniosła wzrok na wciąż siedzącego w ramie profesora i wyciągnęła różdżkę, rzucając cicho zaklęcie wyciszające. — Widzę, że stałaś się nieco przewrażliwiona — zaśmiała się cicho Aurora.
— Ostrożności nigdy za wiele — mruknęła pod nosem Granger. Spojrzała na czarnoskórą nauczycielkę, która założywszy nogę na nogę bacznie się jej przyglądała. — Co cię do mnie sprowadza? Nie powinnaś odsypiać zajęć?
— To ta migrena — wyjaśniła niemrawo Aurora. — Nie mogę przez nią sypiać.
Hermiona zmarszczyła brwi, czując, że kobieta nie jest skora do rozwijania tematu swoich problemów zdrowotnych. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie spytała:
— Może powinnaś poprosić Poppy o pomoc? Albo Horacy’ego? Na pewno dałby ci coś nasennego, coś co by ci pomogło…
Zanim jednak zdążyła dokończyć, profesorka potrząsnęła głową i uśmiechnęła się zdawkowo.
— To nic. Powiedz mi… Rozmawiałaś z Severusem?
Nagła zmiana tematu nieco zaniepokoiła Hermionę, która nerwowo założyła nogę na nogę i złączyła na udach dłonie. Martwiło ją, czy kobieta zdążyła tego ranka wyjawić prawdę Severusowi, chociaż podejrzewała, że jeśli mężczyzna do tej pory nie złożył jej niezapowiedzianej wizyty, to raczej nic takiego nie miało miejsca.
— Jeszcze nie — przyznała. — Przepraszam, nie było zbyt wielu okazji, żeby porozmawiać w cztery oczy. Poza tym nie do końca wiem, jak mu o tym powiedzieć.
Nagle w głowie młodej nauczycielki pojawiło się wspomnienie ostatniego wieczora. Na samą myśl o dotyku jego dłoni na talii kobieta wyprostowała się, czując palące pieczenie w miejscach, gdzie jego dłonie podtrzymywały jej ciało. Aurora potarła dłonią podbródek, ale ku uldze Hermiony, nie zamierzała robić jej z tego powodu wyrzutów.
— Widzę, że mimo bycia częścią jego super-planu nadal nie czujesz się w jego towarzystwie do końca komfortowo? — spytała z kwaśnym uśmiechem. Hermiona zerknęła na nią przerażona zastanawiając się, czy wyraz jej twarzy zdradza aż tyle emocji. Aurora widząc jej minę zaśmiała się urywanie pod nosem i dodała: — Spokojnie, ja pracując z nim tyle lat też tego nie czuję.
— To nie tylko to — wyjaśniła z ulgą Hermiona. — On ma teraz na głowie całą tę sprawę z magomedykiem, a ja zwyczajnie nie chcę dokładać mu nerwów. A wiem, że to nie byłaby łatwa rozmowa.
— Mogę się tylko domyślać — mruknęła Aurora, myśląc nad czymś przez chwilę. — W takim razie… Cóż, myślę, że póki co może to pozostać naszą małą tajemnicą. Nie chciałabym po prostu, żeby przez takie głupie nieporozumienie cały plan spalił na panewce.
— Kilka dni — zapewniła Hermiona. — Potrzebuję go jakoś psychicznie na to przygotować.
Aurora niespodziewanie roześmiała się, kręcąc pobłażliwie głową.
— Podziwiam cię, wiesz? — stwierdziła. — Mało kto dobrowolnie zgodziłby się na coś równie pokręconego.
— W życiu nic nie dostaje się bezinteresownie i choć ciężko mi to przyznać, dotyczy to nawet mnie — odparła z uśmiechem Hermiona. Jej rozmówczyni spojrzała na nią zaciekawiona, a młoda gryfonka dodała: — Severus zaproponował mi w zamian pewną… przysługę, której nie mogłam odmówić.
— Cały Snape — mruknęła Aurora. — Miał na ciebie haka?
— Wiedział, że stawiając mnie przed takim wyborem nie będę umiała odmówić — oznajmiła Hermiona, wzruszając ramionami. — I miał rację.
— Jak widać — dodała czarnoskóra nauczyciela, marszcząc ciemne brwi. — Nie obawiasz się?
Hermiona spoważniała, zerkając pytająco na starszą czarownicę.
— A mam czego?
— Spokojnie, nie wydam was, jeśli do tego pijesz — mruknęła Aurora. — Po prostu… Nawet robiąc to w zamian za przysługę wydaje się, że palisz za sobą wszelkie mosty. Nie będzie powrotu, kiedy to wszystko wyjdzie na jaw.
— Między innymi dlatego nie zamierzaliśmy nikomu mówić. Minerwa ma uwierzyć, że nawet związek z inteligentną czarownicą na jego poziomie nie jest dla niego. Ale nie z jego, czy mojej winy — wyjaśniła Hermiona.
— Czyli zamierzacie rozwiązać to polubownie?
— Tak — przytaknęła Hermiona, biorąc talerzyk ze śniadaniem w dłonie. — Rozstajemy się, ja wyjeżdżam i liczę, że kiedyś będę mogła wrócić nie będąc napiętnowana, bo zostawiłam człowieka w potrzebie.
Aurora zamyśliła się, patrząc uważnie na ściągniętą twarz panny Granger.
— Mam tylko nadzieję, że Severus zrobi to samo dla ciebie. Że nie odwróci kota ogonem, chcąc dokończyć to, co zaczęliście — stwierdziła pod nosem.
— Nie zrobi tego — odparła Hermiona, naprawdę nie chcąc zaczynać kłótni na ten temat. Kolejna osoba zwątpiła w uczciwość Snape’a, a ona wciąż tkwiła przy nim i wierzyła, że koniec końców okaże się wartym zaufania człowiekiem. Bała się, że przez naiwność da się wykiwać, ale chciała, z całego serca pragnęła wierzyć, że głęboko w środku ludzie są uczciwi. Wszyscy, włącznie ze Snape’em.
Kiedy kobiety omówiły udział Aurory w planie — składający się póki co głównie z rozmów z Minerwą i wskazywanie jej drobnych spraw codziennych, w których Severus wyraźnie się zmienił — ciemnoskóra nauczycielka opuściła gabinet, pozwalając młodej gryfonce dokończyć w spokoju śniadanie. W pokoju wciąż jednak panowała gęsta atmosfera, a jej słowa wisiały w powietrzu i odbijały się echem po głowie Hermiony, która coraz bardziej żałowała, że dała się wciągnąć w taką intrygę.
Szczytny cel i płonne obietnice okazały się zupełnie bezwartościowe, zwłaszcza, kiedy Hermiona lądowała blisko Severusa i miała okazję, aby z nim porozmawiać. Potrafiła tylko grać, odpowiadać na jego słowne zaczepki i uśmiechać się, jak gdyby nic się nie wydarzyło. A Merlin jeden wiedział, ile ją to kosztowało. Ile razy próbowała zacząć temat, ugryźć go chociaż od tej najdelikatniejszej strony tyle razy tchórzyła, pewna, że nie jest gotowa na kolejną kłótnię z mężczyzną. Dopiero co powrócili do normalnych rozmów po konflikcie dotyczącym jego matki. Hermiona zwyczajnie nie chciała stracić sojusznika.
Z Harrym nie mogła porozmawiać, bo bała się, że list mógłby znaleźć ktoś niepowołany, a umówić się z chłopakiem teraz, kiedy cały jego wolny od pracy czas pochłaniała sprawa Dracona, graniczyło z cudem. Aurora nie wydawała się na tyle bliską osobą, aby żalić się jej o swoich uczuciach i Hermiona została sama z kłopotami, które z dnia na dzień piętrzyły się w jej głowie. Chciała móc odpocząć, na jeden dzień zapomnieć, że musi cokolwiek udawać. Że musi kłamać. Poprosiła o kilka dni, a przetrwanie jednego wydawało się ogromnym wyzwaniem.
Miała jednak świadomość, że utrzymanie Severusa w niewiedzy nie może trwać w nieskończoność. Aurora miała rację — takie zachowanie mogłoby doprowadzić do przypadkowej konfrontacji, która zakończyłaby się porażką całej trójki. Której łatwo można by uniknąć, mówiąc mu prawdę. Bała się tylko, że kiedy wyjawi prawdę o Aurorze to w przypływie szczerości wyzna, że nie jest ona jedyną osobą, która wie o ich planie. I o ile wierzyła, że w kobiecie Snape mógłby znaleźć sprzymierzeńca, tak nie podejrzewała go o takie myśli w stosunku do Harry’ego.
Dwa dni później była już pewna, że nie umie, nie chce i nie zamierza okłamywać Severusa. Rozważyła w głowie wszystkie za i przeciw, ważąc na szali swoją sytuację, która niestety nie rysowała się kolorowo. Obiecała sobie, że po śniadaniu znajdzie chwilę, aby zaczepić mężczyznę i rozmówić się z nim, pewna, że przekona go, aby pozwolił Aurorze im pomóc.
— Dzień dobry — przywitała się, siadając koło mężczyzny przy stole nauczycielskim. Sięgnęła od razu po sok, starając się zachowywać zupełnie naturalnie, ale miała wrażenie, że wszyscy patrzą na jej dłonie, co tylko potęgowało ich drżenie. Kątem oka spostrzegła, że Severus podsuwa w jej stronę kopertę i zerknęła na nią podejrzliwie. — Co to?
— List, o ile mnie wzrok nie myli — odparł Snape, upijając niespiesznie łyk kawy. — Adresowany do ciebie.
— Chwała Merlinowi, przynajmniej wiem od kogo — jęknęła pod nosem Hermiona, rozpoznając pismo, którym wykaligrafowane było jej imię i nazwisko. Naoglądała się tych liter dość sporo, podczas sprawdzania esejów koleżanki jeszcze w czasach szkolnych. Nie spodziewała się jednak niczego dobrego. Z ciężkim sercem rozerwała kopertę i wyciągnęła złożoną na pół kartkę papieru.
— Czyżby pogróżki? — spytał kpiąco Snape, unosząc lewą brew.
Hermiona parsknęła nerwowo pod nosem, wodząc wzrokiem po pierwszych akapitach listu. Powiedzieć w tamtej chwili, że Ginewra była wściekła to byłoby niedopowiedzenie roku. Z każdego zdania wylewał się żal i złość, że jak zwykle dowiaduje się o wszystkim ostatnia. Zarzekała się, że kiedy tylko noga Hermiony postanie w Norze, zostanie osobiście przez przyjaciółkę zamordowana. Młoda nauczycielka uśmiechnęła się pobłażliwie pod nosem, czując na sobie wzrok zarówno Severusa, jak i Aurory.
— Zwykłe życzenia bolesnej śmierci — mruknęła, składając list i wciskając go z powrotem do koperty.
Kącik ust Severusa uniósł się na ułamek sekundy, a z jego ust wydobyło się urywane parsknięcie. Bez słowa dopił swoją kawę, przyglądając się beznamiętnie uczniom zgromadzonym na posiłku. Dopiero po dłuższej chwili poczuł, że coś jest nie tak. Zerknął na siedzącą po jego prawicy gryfonkę, która nie odzywała się ani słowem. Skoncentrowana na swoim rogaliku z dżemem nie rozmawiała nawet z Aurorą, która pochłonięta rozmową z Minerwą nie zwracała na nich uwagi.
A to była nowość. Milcząca Granger była fenomenem, którego nie doświadczał często i wiedział, że kryło się za tym coś więcej. Nie miał pojęcia, że kobieta robiła wszystko, aby nie zerknąć w jego stronę, choć spojrzenie ciemnych oczu wypalało dziury w jej twarzy.
— Może powinienem odpisać Ginewrze — stwierdził, odchylając się obojętnie na krześle. — Nie jestem pewien, czy ma świadomość, że groźby są karalne.
— Sama z przyjemnością jej to uświadomię, kiedy się spotkamy, chociaż nie wiem czy nie musimy zweryfikować nieco planów. Chciałabym jednak wrócić do szkoły żywa — odparła Hermiona pod nosem.
Snape zerknął na nią z ukosa, unosząc nieco lewą brew.
— Nie wiedziałem, że były jakieś plany związane ze świętami w Norze — mruknął.
— Tak to jest, jak jednym uchem wpada, a drugim wypada — odcięła się gryfonka, z satysfakcją uśmiechając się do siebie. Severus oddał jej tę małą potyczkę słowną, poruszając tylko wymownie brwiami. Zdecydowanie wolał trzymać swoją towarzyszkę zbrodni w dobrym humorze, żeby przypadkiem nie zaprzepaścić planu, który wbrew jego wcześniejszym obawom zaszedł na naprawdę dalekie stadium.
Będąc ze sobą całkiem szczerym, Snape nie sądził, że uda im się kogokolwiek oszukać. Nie to, że wątpił w swoje, czy panny Granger umiejętności aktorskie — choć w swoje zdecydowanie mniej — lecz zwyczajnie obawiał się, że nikt nie będzie na tyle naiwny, by uwierzyć w ich romans. A jednak. Kadra pedagogiczna zdawała się oswajać z tym stanem rzeczy, a i uczniowie coraz mniej entuzjastycznie reagowali na ich wspólne pojawienie się na korytarzach podczas przechadzek. Wszyscy jakby pogodzili się z faktem, że on i panna Granger są ze sobą szczęśliwi.
Od kilku dni ten fakt spędzał mu sen z powiek. Zastanawiał się, czy faktycznie osiągnął ten wiek, w którym ludzie statkują się, zakładają rodziny i żyją we dwójkę, dzieląc ze sobą troski i radości. Zawsze potępiał ten sposób życia, będąc przekonanym, że w samotności człowiekowi jest zwyczajnie lepiej. Nikt nie naruszał jego prywatnej strefy, nikt nie wymagał jego atencji i przede wszystkim wzajemnego uczucia. Ciężko mu było przyznać, że czuł się wyprany z emocji do tego stopnia, że nie był pewien, czy byłby w stanie odwzajemnić miłość ofiarowaną mu przez jakąkolwiek kobietę. Nigdy nie próbował. Nie miał porównania.
A ten jeden raz, kiedy niefortunnie to on był stroną uczuciową, zwyczajnie się nie liczył. Przez lata upewnił się, że nie mając żadnej kobiety jako przyjaciółki, ani nawet znajomej, Lily Evans stała się dość oczywistym obiektem jego nastoletnich, infantylnych uczuć. Teraz wiedział, że gdyby w tamtym okresie życia rozmawiał z jakąkolwiek inną dziewczyną prawdopodobnie nie zawierzyłby ich rudowłosej gryfonce.
Zafrasowany swoimi własnymi rozważaniami przegapił moment, w którym uczniowie powoli zaczęli się rozchodzić. Zauważył, że Hermiona nie poruszyła się ani nie wstała, czekając na jego ruch. Tradycją stało się, że po każdym posiłku mężczyzna odprowadzał ją pod gabinet i chciał czy nie, musiał przyznać, że nieco mu się to spodobało.
— Lektura się podobała? — spytał, kiedy wolnym krokiem zmierzali w stronę gabinetu Hermiony. Młoda kobieta, obejmująca lekko jego ramię, uśmiechnęła się krzywo pod nosem.
— Nie miałam jeszcze okazji się za nią zabrać. Minerwa zawaliła mnie papierkową robotą, żebyśmy przypadkiem nie spędzali ze sobą więcej czasu — wyjaśniła nieco przepraszającym tonem.
— Co ta zazdrość robi z ludźmi — zakpił Snape, wywracając oczy ku sklepieniu sufitu. Nie doczekawszy się komentarza ze strony Granger mężczyzna spojrzał na nią ukradkiem, widząc, że jej wzrok krąży gdzieś daleko przed nimi. Było w nim jednak coś dziwnego, nieobecnego. Nie kwapiła się do rozmów, do dyskusji, ani do żartów. Severus zmrużył oczy, czując, że kolejna tajemnica pojawiła się na horyzoncie. — Pracoholizm to choroba, wiesz o tym?
— Coś tam kiedyś czytałam — mruknęła Hermiona, wspinając się kolejne stopnie. Ulżyło jej, kiedy Snape zaprzestał prób kontaktu z nią i dał spokojnie namyśleć się, jak rozegrać rozmowę. Każdy krok, który przybliżał ich do drzwi jej gabinetu odbijał się echem w jej głowie. Jak wskazówka sekundnika, zawieszonego tuż przy jej uchu. Obawy rosły z każdym przemierzonym metrem, a każda wizja ich dyskusji w głowie Hermiony kończyła się tak samo. Kłótnią.
— Do zobaczenia na lunchu — mruknął niespodziewanie Severus, całując kobietę w skroń. Podniosła głowę zdecydowanie za szybko, znajdując się znów zbyt blisko jego twarzy. Przełknęła ślinę i mając na końcu języka prośbę, aby wszedł do środka, skinęła głową. Stchórzyła.
Patrzyła za odchodzącym mężczyzną i widziała szansę, którą zmarnowała. Widziała oddalającą się wraz z nim silną wolę, aby w końcu wyjawić prawdę. Swoją godność gryfona, która jak szmaciana lalka ciągnęła się za szatą Severusa. Osunęła się na ścianę, wypuszczając ciężko powietrze i przymknęła oczy. Nie rozumiała, dlaczego tak ciężko przychodziło powiedzenie prawdy komuś, kto zawsze stawiał uczciwość na pierwszym miejscu. I wtedy ją olśniło. Ona już nie była kimś, kto nie umie kłamać.
— Kłopociki? — usłyszała wysoko ponad głową i zadarła podbródek, widząc uczepionego na żyrandolu Irytka. Posłała mu groźne, ostrzegawcze spojrzenie, wcale nie licząc na to, że poltergeist się nim przejmie. — Ach ta miłość. Taka piękna, krucha…
— Zamyka ci się kiedyś ta niewyparzona jadaczka? — spytała wrogo Hermiona, unosząc wysoko brew.
Duch jak na zawołanie puścił wystający kawałek metalu i zleciał ku ziemi, lądując głucho tuż przed młodą nauczycielką. Zmierzył ją spojrzeniem, a jego szerokie, karykaturalne usta rozciągnęły się w złowrogim uśmiechu.
— Może — odparł wyjątkowo normalnym jak na siebie głosem. Nie zniekształconym przez idiotyczny śmiech. — Ale moje milczenie ma swoją cenę.
Hermiona spuściła podbródek, nie odrywając ciętego spojrzenia od zawieszonego nad ziemią Irytka. Zamierzał ją szantażować, a kobieta przerażona myślą, co duch może wiedzieć, tylko przełknęła ślinę.
— Nic ode mnie nie dostaniesz — prychnęła dumnie. W końcu miała okazję wykorzystać w praktyce umiejętności, jakie próbował jej przyswoić Snape. — Nic mi nie możesz zrobić.
Złośliwy błysk na twarzy poltergeista udowodnił jej jednak, że nie była pilną uczennicą.
— Chcesz się przekonać? — spytał złowieszczo Irytek, zbliżając się do Hermiony. Lewitował przed nią jakby chciał ją zahipnotyzować i choć przychodziło jej to z trudem, nie spuściła oczu. — Może mały zakładzik?
Duch był tak zadowolony z siebie, że ciało nauczycielki aż przeszły ciarki. Wiedziała, że zakłady z Irytkiem nie kończą się dobrze dla nikogo. Nie zamierzała udowadniać innym ani samej sobie, że ona będzie wyjątkowa. Nie była idiotką.
— Idź znaleźć sobie jakieś bardziej pożyteczne zajęcie — warknęła, zaciskając mocno zęby. — Nie uda ci się ze mną, a jeśli dowiem się, że w odwecie poleciałeś nękać jakiegoś ucznia, gorzko tego pożałujesz.
— Jeszcze się przekonamy, kto będzie żałował bardziej — syknął Irytek, odrywając się od ziemi tak nagle, że Hermiona aż cofnęła się o krok. Odetchnęła głęboko, kiedy poltergeist zniknął z jej pola widzenia i wycofała się do swojego gabinetu, ryglując się w nim na cztery spusty.
Tam też spędziła większą część wolnego dnia, nie wychodząc nawet wtedy, kiedy żołądek boleśnie przypomniał jej o porze lunchu. Próbowała zająć myśli przepisywaniem formularzy dla Minerwy i przygotowywaniem testu dla swoich uczniów, jednak nie była w stanie skupić się na niczym dłużej niż przez kilkanaście minut. Jęknęła, opadając na fotel i spojrzała na księgę od Severusa, która spoczywała na rogu jej biurka.
Pierwszy raz nie miała ochoty czytać. Pierwszy raz, mając możliwość zdobycia niezaprzeczalnie unikatowej wiedzy, po prostu nie miała na to chęci. Patrzyła na oprawkę, na promienie słońca odbijające się od metalowych zdobień i nie potrafiła zdobyć się na nic więcej. Jednak w pewnej chwili uświadomiła sobie, że jest Snape’owi to winna. Zrobił coś, co z pewnością nie było dla niego łatwe — przyznał się do błędu i przeprosił. A ona go okłamywała.
Niespodziewany bodziec postawił ją na nogi i zmusił, aby opuściła swój gabinet. Ruszyła ku Wielkiej Sali, licząc, że złapie Severusa wychodzącego z posiłku. Raz kozie śmierć, pomyślała. Szybkim krokiem zbiegła po schodach, w ostatniej chwili spostrzegając odchodzącego w przeciwną stronę mężczyznę.
— Severusie, poczekaj — zawołała, pokonując niemal biegiem ostatnią prostą i dopadła ramienia czarodzieja. Nagły skok adrenaliny wycisnął uśmiech na jej usta, zupełnie jakby ktoś przełączył jej humor diametralnie o sto osiemdziesiąt stopni. — Muszę z tobą porozmawiać.
— Już, teraz, zaraz? — zakpił, widząc jej rozwianą grzywkę, która niechlujnie opadała na oczy. Uniósł brew, pobłażliwie zerkając w dół na zaczerwienioną twarz Hermiony. — Uznam to za odpowiedź twierdzącą.
Mimo, iż zachowała promienny wyraz twarzy, w jej oczach Severus dostrzegł, że coś mocno ją niepokoi. Wiedział, że to będzie natychmiastowa odpowiedź na wszystkie pytania, jakie od kilku dni zaprzątały jego myśl na temat jej zachowania. Rozejrzał się po korytarzu i skinął głową, ciągnąc kobietę lekko w stronę swojego gabinetu. Nie dane im jednak było ujść dalej niż kilka stóp, ponieważ zatrzymał ich donośny rechot i pisk.
— No proszę, czy to nie nasza ulubiona para. — Irytek pojawił się nad nimi tak niespodziewanie, że Hermiona aż cofnęła się i skryła nieco za ramieniem Severusa. Mężczyzna w pierwszej chwili posłał jej pytające spojrzenie, nie mając pojęcia o porannym spięciu młodej nauczycielki z poltergeistem. — Romantyczny spacerek?
— Z drogi — warknął kpiąco Snape, którego sam widok ducha wyprowadzał z równowagi. Machnął różdżką, odrzucając Irytka na przeciwległą ścianę, co Hermiona obserwowała z szeroko otwartymi oczami.
— Musisz mnie tego nauczyć — szepnęła, zanim poltergeist zebrał się w sobie. Para natychmiast ruszyła przed siebie, chcąc uciec przed natrętnym duchem. Ten jednak nie dał tak łatwo za wygraną i przeleciał tuż przed ich twarzami z ogromną prędkością.
— Chwila, chwila — krzyknął głośno, przyciągając coraz więcej uwagi na złapanych w potrzask nauczycieli. Mogli bronić się przed nim jedynie zaklęciami, a robienie tego na korytarzu pełnym uczniów nie wchodziło w grę. — Co z naszym zakładzikiem, Sranger? Tchórzysz tak łatwo?
— Zdurniałaś do reszty? — spytał pod nosem Snape, na co Hermiona zdążyła jedynie pokręcić głową.
— Słyszałeś Severusa. Z drogi — warknęła głośno, posyłając Irytkowi groźne spojrzenie. Ten jedynie roześmiał się tubalnie, co zaalarmowało resztę nauczycieli wychodzących z Wielkiej Sali.
— Co tu się dzieje? — spytała poważnie Minerwa, z oddali widząc lawirującego w powietrzu ducha.
— Zakochana para — wydarł się na cały głos Irytek, zmuszając stojących w pobliżu uczniów do zakrycia uszu dłońmi. Rechotał sprośne wyzwiska, odbijając się od jednej ściany do drugiej, a Severus wywrócił oczami i spojrzał pytająco na Minerwę.
— Zrobię to, nawet jeśli ma mnie to kosztować wypowiedzenie — stwierdził stanowczo. Anabella, Horacy i Aurora, którzy towarzyszyli dyrektorce, posłali sobie wymowne spojrzenia, ale żadne z nich nie odezwało się ani słowem. — Jeszcze jedno słowo…
Jak na zawołanie Irytek zarechotał i uwieszony wysoko przy suficie zaczął śpiewać, swoją nową, wyjątkowo niepochlebną piosenkę.
— Granger, Sranger, co za żałość, poszlibyście już na całość. Nie bądź cnotka, wszyscy wiedzą, co robiłaś z rudą jędzą…
Jasne światło przecięło niespodziewanie przyciemniony korytarz, a Irytek z wrzaskiem odleciał daleko na drugi koniec korytarza. Severus schował różdżkę do kieszeni i objął Hermionę ramieniem w geście obronnym, pchając w stronę schodów.
— Doigrasz się! — krzyczał z oddali Irytek, jednak jego donośnie wrzaski przyciągnęły uwagę jedynej osoby, której poltergeist się bał. Będąc z dala od zasięgu wzroku ducha, do uszu Hermiony dobiegły groźby Krwawego Barona i Minerwy.
— Dziękuję — mruknęła, kiedy znaleźli się sami. Przełknęła ślinę, czując ucisk w gardle na samo wspomnienie zaistniałej sytuacji. — Myślałam, że da mi spokój…
— Nie powinnaś była się z nim o nic zakładać — przerwał jej Snape. — Ten idiota nie potrafi grać fair, a ty nie jesteś na tyle nikczemna, żeby się bawić w coś takiego.
— Nie miałam takiego zamiaru — burknęła pretensjonalnie kobieta. — To on nie daje mi spokoju, nie wiem, co ja mu takiego zrobiłam, że się na mnie uwziął.
Severus prychnął, otwierając przed Hermioną drzwi do swojego gabinetu i wpuszczając ją do środka. Weszła posłusznie, wiedząc, że tu będzie bezpieczna.
— Wie, na ile może sobie pozwolić i będzie to wykorzystywał, dopóki nic z tym nie zrobisz — stwierdził mężczyzna, proponując młodszej nauczycielce miejsce na kanapie. Zajęła je, przygładzając na udach materiał szaty i wzdychając ciężko.
— Wiem o tym — mruknęła pod nosem. — Dlatego dziękuję, że się pan za mną wstawił.
Snape zmarszczył brwi, zatrzymując się przy swoim biurku. Wyciągnął z szuflady fiolkę z eliksirem, a następnie lewitował z barku dwie szklanki. Do jednej wlał zawartość naczynka, do drugiej natomiast miodowy likier. Podał szklankę z alkoholem pannie Granger, która popatrzyła na niego badawczo.
— Jest weekend — stwierdził. — Chyba możesz sobie darować bycie idealną nauczycielką.
Hermiona westchnęła głęboko i przymknęła zmęczone oczy. Po dłuższej chwili skinęła głową i podziękowała, upijając niewielki łyk napoju. Był słodki, a zarazem mocno czuć w nim było alkohol, przez co skrzywiła się, przyprawiając Severusa o gorzki śmiech.
— Chciałaś o czymś porozmawiać, więc słucham — zaczął, zajmując miejsce koło niej ze szklanką wody w dłoni. Hermiona długo nie odrywała od niej wzroku, nie wiedząc, jak właściwie zacząć rozmowę.
— Ja… — mruknęła, a widząc unoszącą się z irytacji brew Snape’a, dodała szybko: — Chodzi o Ginny.
— Masz wyrzuty sumienia, bo okłamujesz przyjaciół. To naturalne — odparł Severus. — Ale to część planu, na który się zgodziłaś.
— Pamiętam — przerwała mu Hermiona nieco zbyt wojowniczo, zanim zdążył dodać coś jeszcze. — Ale czy nie mogłabym chociaż jednej osobie powiedzieć prawdy? Może… Może wtedy byłoby nam nieco łatwiej, moglibyśmy jakoś…
Severus pokręcił głową, zanim zdążyła dokończyć zdanie.
— Wykluczone. Wyraziłem się na ten temat dość jasno. Nikt nie ma prawa wiedzieć. Nikomu nie ufam na tyle, że wprowadzać go w tak zawoalowane kłamstwo — wyjaśnił ostrym tonem.
Hermiona przełknęła ślinę, czując, że jej dłonie zaczynają niekontrolowanie drżeć.
— Mnie pan zaufał — mruknęła, podnosząc wzrok na Snape‘a. Mężczyzna zmrużył oczy, widząc, że to nie wszystko co miała do powiedzenia, ale kiedy zamilkła na dobre, odparł:
— Ty jesteś częścią tego planu, Granger. Razem go układaliśmy, znasz go od podszewki. A i twój wybór nie był przypadkowy, wiesz o tym.
Kobieta skinęła głową, zawieszając spojrzenie na szklance, którą obracała co jakiś czas w dłoniach. Nie było mowy, żeby mogła wyjawić mu prawdę. Nie po tym, co jej właśnie powiedział. Ona nawet nie chciała pytać go o zdanie. Miała postawić go przed faktem dokonanym. Najpewniej skończyłoby się to jej śmiercią.
— Mam trochę pracy — stwierdził niespodziewanie Snape, wstając z kanapy. Podszedł do biurka, lewitując na nie stosik prac ze stolika w kącie, po czym dodał: — Możesz wybrać sobie coś do czytania, jeśli chcesz.
Zasiadł do pracy, zostawiając Hermionę samą sobie. Z braku lepszej opcji kobieta podeszła do półki z książkami i wybrała pierwszy lepszy tytuł, wiedząc, że i tak nie skupi się na jego zawartości.
Nie miała pojęcia, jak udało jej się gryźć w język cały czas spędzony tego popołudnia w gabinecie Severusa. Zerkała co jakiś czas w jego stronę, przyglądając się skupionej twarzy i poruszającej się z precyzją dłoni. Nie potrafiła oderwać od niego wzroku, czując, że jej wnętrzności skręcają się za każdym razem, kiedy poruszał głową. Chowała wtedy twarz w księdze rozłożonej na podkurczonych na kanapie kolanach i udawała, że czyta. A tak naprawdę ani jedno zdanie z „Wielkiego Atlasu Trujących Roślin” nie zostało przetworzone przez jej umysł. Myśli błądziły wciąż i wciąż wokół tych samych spraw — Aurory, Harry’ego i Ginny. Wiedziała, że akurat z najmłodszą córką Weasleyów da sobie radę. Nie przyjaźniły się aż tak mocno, żeby Hermiona miała problem kłamać w jej oczy, chociaż wiedziała, że nie będzie to najłatwiejsze zadanie. Miała sporo czasu na przygotowanie. Całe trzy tygodnie pozostałe do świąt Bożego Narodzenia.
W pewnym momencie Hermiona boleśnie uświadomiła sobie, że czas, który powinna poświęcić na odpoczynek i świętowanie z najbliższymi będzie w tym roku najgorszym przekleństwem, jakie mogła sobie wyobrazić. Zaczęła zastanawiać się, czy Severus będzie w stanie ulżyć nieco jej cierpieniom, ale szybko odrzuciła tę myśl — mężczyzna jej nie pomoże. Nikt tego nie zrobi. Została sama, nosząc w sercu brzemię, które z każdym dniem przybliżającym ich do świąt stawało się coraz bardziej bolesne.
Reszta przyjemnie zapowiadającego się dnia minęła im w atmosferze znudzenia i pod koniec dnia Hermiona miała wrażenie, że ten dzień — jak wiele poprzednich w ostatnim czasie — przeciekał przez palce w zupełnie niekontrolowanym tempie. Noc na dobre spowiła puste, pokryte śniegiem błonia. Korony drzew lekko uginały się pod ciężarem puchu, który z każdym powiewem wiatru zanoszony był w coraz głębsze zakamarki Zakazanego Lasu. Zima była jedyną porą roku, kiedy tej części Hogwartu udzielała się jego magia.
Młoda kobieta siedziała w bezruchu dobre pół godziny i czuła, że jej nogi powoli zaczynają drętwieć. Zapatrzona beznamiętnie w wielkie okno nie potrafiła wyrzucić z pamięci rozmowy z Severusem o jego rodzicach, wciąż przywołując w myślach twarze swoich. Czuła ciężar na sercu, ilekroć jej myśli zbaczały na ten tor, ale nie znała sposobu na powstrzymanie ich. Im mocniej się starała, im bardziej próbowała zagłuszyć nawracające wspomnienia, tym boleśniejsze porażki odnosiła. Łzy same zaczęły cieknąć po jej policzku i musiała mocno je zacisnąć, aby nie rozpłakać się jak dziecko. Była taką cholerną hipokrytką. Zmuszała Severusa, aby zwierzał jej się ze swojego życia, ale sama nie potrafiła się zdobyć i z kimś porozmawiać. Chociażby po to, aby ulżyć trochę swojemu cierpieniu.
Była świadoma jednak, co ją powstrzymuje. Bała się odrzucenia. Wiedziała doskonale, jak zareagowaliby jej przyjaciele, gdyby odkryli całą prawdę o tym, co stało się po wojnie. Jak stchórzyła i wycofała się z życia rodziców. Dała im to, co uważała za słuszne. I to zaczęło powoli zabijać ją od środka.
Przyjaciołom nie powiedziała, ale mam przeczucie, że Snape się w jakiś sposób dowie.Wróć do czytania