— Spisałaś się, moja droga — stwierdziła po obiedzie Minerwa, kiedy Hermiona właśnie wracała do swojego gabinetu. Młoda kobieta zwolniła kroku, dając szansę starszej nauczycielce na zrównanie z nią kroku i uśmiechnęła się cierpko.
— Mówi pani o pannie Jensen? — spytała nieco rozbawiona, domyślając się, że profesor kontrolowała poczynania pana Graya. Nie zdziwiło jej to, ponieważ jako dyrektor McGonagall starała się wiedzieć o wszystkim i na bieżąco kontrolować zaistniałe incydenty. Nie można było jej zarzucić ani stronniczości ani braku obiektywizmu – nie faworyzowała nikogo, nawet Gryfonów.
— Och, nie tylko — odparła promiennie dyrektor. Hermiona zerknęła na jej spokojną twarz, po której przemknął wyraz zadowolenia. Czarownica nie zmieniła się wiele od czasu, kiedy Hermiona chodziła jeszcze do szkoły. Wojna dodała jej zmarszczek, a między włosami pojawiło się kilka dodatkowych, siwych kosmyków. To charakter kobiety uległ największej, choć pozornie niezauważalnej zmianie. Zaczęła bardziej korzystać z życia, co na własnej skórze poczuł Severus Snape, ponieważ uważała, że zmarnowane życie odbije się w chwili śmierci. — Uczniowie bardzo sobie chwalą zajęcia z tobą.
Opiekunka Gryffindoru spojrzała na Hermionę wymownie.
— Cieszy mnie to, pani dyrektor. — Ton kobiety sugerował nieuchronne nadejście słowa „ale”, więc Hermiona przygotowała się mentalnie na wywód. — Naprawdę polubiłam to, co robię i sama nie wiem… odnajduję się w tym.
— Radzie również podoba się twój zapał do pracy.
Kobiety szły chwilę w milczeniu, skręcając w skrzydło, gdzie znajdował się pokój młodej nauczycielki mugoloznawstwa.
— Hermiono, moja droga, mogę mieć do ciebie pytanie?
— Oczywiście, pani profesor — odparła z uśmiechem młoda czarownica, czując jednak dziwną nutę w głosie byłej opiekunki. Po rozmowie, którą usłyszała poprzedniego wieczora opinia na temat dyrektor McGonagall nieco ucierpiała i Hermiona poczuła, że temat może być podobny.
— Naprawdę dobrze czujesz się z tym, co robisz w tej chwili?
Młodsza Gryfonka spojrzała na swoją rozmówczynię, lekko marszcząc brwi. Nie tego się spodziewała, choć i nie zaskoczyło jej to tak bardzo jak myślała. Nie chcąc jednak od razu przechodzić do ataku, uśmiechnęła się kwaśno i odparła:
— Nie do końca rozumiem, co ma pani na myśli.
— Masz z pewnością świadomość swojego potencjału — zaczęła Minerwa. Hermiona ledwo powstrzymała się od wywrócenia oczami, ponieważ starsza czarownica dodała nieco cichszym tonem: — Taki umysł i inteligencja… nieco się tępią w prostej pracy nauczyciela, zwłaszcza mugoloznawstwa.
Tym razem dziewczynie nie udało się powstrzymać odruchowej reakcji. Uniosła wysoko brwi, uchylając przy tym usta, z których przez zaskoczenie nie wydobyło się ani jedno słowo. Wiedziała, naturalnie, o przekonaniu Minerwy McGonagall o wyższości transmutacji nad innymi naukami. Wszyscy wiedzieli. Nie dała im nigdy tego zapomnieć. Ale tak śmiałego stwierdzenia nie sądziła usłyszeć od niej nigdy.
— Nie uważam tak, pani profesor — zaczęła ostrożnie po dłuższej chwili, aby przypadkiem nie nadepnąć starszej profesorce na przysłowiowy odcisk. Nie do końca miała pojęcie, na jakie tereny tematu może się zapuścić i wolała podejść do sprawy dyplomatycznie. — Mugoloznawstwo daje wiele możliwości, na przykład pokazania czegoś nieznanego, czegoś, co ma wpływ na społeczeństwo czarodziejów, a co niektórzy lekceważą. Zwłaszcza po wojnie.
— Zgadzam się, moja droga, naturalnie. — Opiekunka domu lwa wydawała się nie czuć tego niezręcznego napięcia, które elektryzowało powietrze pomiędzy nimi. Szła z rękoma założonymi za plecami, patrząc prosto przed siebie. — Po prostu zawsze uważałam, że potencjał jaki w sobie kryjesz może zostać wykorzystany do celów bardziej ambitnych. Wzniosłych.
— Nie wyobrażam sobie, pani profesor, co ma pani na myśli — zaśmiała się nerwowo panna Granger, widząc nieco karcące spojrzenie Minerwy. — Owszem, myślałam o studiowaniu zaklęć zaraz po ukończeniu szkoły, jednak nie wiem, czy nie porwałabym się z motyką na słońce.
Brwi McGonagall nieco się uniosły.
— To takie powiedzenie. Mugolskie — wyjaśniła Hermiona pospiesznie. Zbliżały się do drzwi jej gabinetu i nagle Hermiona poczuła przemożną ochotę ucieczki. Wiedziała, że ta rozmowa ma na celu tylko jedno. Uświadomienie jej, jak bardzo się marnuje.
— Uważam wręcz przeciwnie, Hermiono. Miałabyś szansę zostać mistrzynią, zresztą nadal masz. Jeśli wyrazisz chęć myślę, że mogłabyś połączyć nauczanie ze studiami, poza tym istnieje korespondencja listowna, a wiem, że Uniwersytet w Waszyngtonie dopuszcza taką formę zdawania…
— Pani profesor — przerwała jej nieco zdenerwowana gryfonka — z całym szacunkiem. Nie czuję się na siłach, aby podejmować na chwilę obecną dalszą naukę. Naprawdę, podoba mi się to, co robię. Nie jest to absorbujące zajęcie, zgadzam się, z pewnością nie tak jak zaklęcia czy eliksiry. — Widząc wzrok dyrektorki, dodała: — Albo transmutacja. Niemniej jednak jest równie ważne dla młodszych pokoleń.
— Nie denerwuj się, moja droga, to tylko luźna propozycja. Profesor Adams zgodził się ze mną i byłby w stanie przyjąć cię choćby jutro…
— Pisała pani do Uniwersytetu w moim imieniu? — przerwała jej poważnie już zdenerwowana Hermiona, a nie widząc żadnych oznak wyrzutów sumienia na twarzy swojej przełożonej, przymknęła oczy i odetchnęła kilka razy głęboko.
— Przemyśl to, Hermiono. Dla swojego własnego dobra, oczywiście. Nie chcemy przecież, żeby taki umysł się zmarnował.
Nie, oczywiście, że nie, pomyślała gorzko dziewczyna. I to oczywiście nie ona zaproponowała mi posadę nauczycielską trzy lata temu, no przecież, że nie.
— Z pewnością się tak nie stanie — odparła dziewczyna i skinęła głową Minerwie, przepraszając ją i znikając szybko w swoim gabinecie. Oparła się o drzwi i wypuściła powietrze wstrzymywane w płucach.
Rozumiała obawy McGonagall. Sama przez pewien czas żałowała, że nie kontynuowała nauki. Uważała jednak, że jest to jej prywatna sprawa i nikt, nawet szanowana dyrektorka Hogwartu, nie miała prawa mówić o tym w tak ostentacyjny sposób. Merlin jeden wiedział jak bardzo zdenerwowała ją ta rozmowa. Poczuła ból i podniosła do ust dłoń, a opuszek palca wskazującego zabarwił się krwistą czerwienią. Pogryzła sobie wargę i teraz cienka strużka spływała po jej podbródku, więc szybko udała się do łazienki i wciąż trzęsąc się ze zdenerwowania, przemyła usta.
Spojrzała na swoje odbicie i na moment zawiesiła wzrok. Widziała rozczarowanie, jakim się okazała. Widziała żal i rozgoryczenie we własnych oczach i lekko rozchylone usta, z których wciąż kapała szkarłatna krew. Brudna krew.
Zacisnęła dłonie na umywalce i nagle poczuła złość. Wszechogarniającą, przemożną złość. Uderzyła zaciśniętą pięścią we własne odbicie szybciej, niż pomyślała co robi. Szklana powłoka pękła, a drobne kawałki posypały się do umywalki, odbijając się echem od ścian małego pomieszczenia. Niewielka, wyszczerbiona dziura odzwierciedlała dokładnie tę pustkę, jaką Hermiona od dawna czuła we własnej głowie. Spojrzała w swoje oczy, które rozdzieliły się na czworo pod pęknięciem i westchnęła.
Łzy pojawiły się pierwsze. Spuściła drżącą dłoń, kiedy adrenalina powoli ustępowała miejsca bólowi i lewą ręką zaczęła wyciągać drobne kawałeczki szkła. Przemyła kłykcie zimną wodą i syknęła, czując szczypanie. Biała kamionka zabarwiła się czerwienią, która zaczęła spływać nieregularnymi strużkami do odpływu, a zahipnotyzowana gryfonka wpatrywała się w nie w milczeniu. Płacz nie przejął nad nią kontroli, mimo iż na policzkach i brodzie czuła cieknące łzy.
Otrząsnęła się i wyciągnęła z kieszeni szaty różdżkę.
— Enervate — szepnęła, kierując promień na dłoń i po chwili drobne odłamki lustra wyleciały w powietrze, a niewielkie rozcięcia zaczęły się zasklepiać. Przez jej głowę zaczęły przewijać się ciemne myśli. Może ona faktycznie zmarnowała potencjał, jaki w niej drzemał?
Patrząc na swoją dłoń z bólem zdała sobie sprawę, że nigdy nie udało jej się opanować zaklęcia usuwającego rany. Małe, blade wzgórki będą zdobić jej kłykcie, bo wolała spełnić się jako mugolskie dziecko niż jako czarodziej.
Nagle podniosła wzrok, zerkając na swoje odbicie ostatni raz. Chwilowa nienawiść urosła do tego stopnia, że w jednej chwili podjęła od dawna nurtującą ją decyzję. Opuściła gabinet, zostawiając roztrzaskane lustro w łazience. Podobnie jak zdrowy rozsądek. Szła szybko, uderzając niewielkimi obcasami o kamienną podłogę. Zbiegła ze schodów, czując przejmujący chłód, który w ogóle jej nie poruszył. Otrzeźwił ją na tyle, że kiedy tym razem podniosła dłoń do drzwi, nie cofnęła jej i mocno zapukała do drzwi.
Z bijącym sercem usłyszała stłumione kroki i po chwili stanęła twarzą w twarz z Severusem, bez pytania wchodząc do jego gabinetu.
— Kultura osobista to nie jest trudna rzecz — mruknął, śledząc ją wzrokiem i unosząc z zaciekawieniem brew. Widział jej czerwone policzki i zagryzioną dolną wargę, które jasno sugerowały zdenerwowanie.
— Więc mógłby się jej pan w końcu nauczyć — warknęła, wskazując wymownie głową na wciąż uchylone drzwi. Zaskoczony, ale i pod wrażeniem jej zachowania, Snape przymknął drzwi i dla pewności rzucił na pokój zaklęcie wyciszające.
— Usiądź zatem. Herbaty? — spytał, ale Hermiona spojrzała na niego twardo.
— Alkoholu.
Gęsta brew Snape’a uniosła się jeszcze wyżej, jeśli było to w ogóle możliwe. Bez pytania nalał jej literatkę likieru miodowego, sobie samemu dzieląc jedną trzecią szklanki whisky. Podał zdenerwowanej kobiecie naczynko i nie spuszczając z niej wzroku usiadł naprzeciw za dużym, hebanowym biurkiem.
— Mów, Granger. Co cię do mnie sprowadza tego… — przerwał na moment, widząc jak panna Granger, przykładna, wszechwiedząca gryfonka, o zawsze perfekcyjnych notatkach, pochłania połowę szklanki alkoholu naraz i odkłada resztę na biurko. — … pięknego wieczora.
Spojrzała na niego i widząc brew oraz nieco kpiący uśmieszek poczuła, że zdenerwowanie odchodzi na bok. Wiedziała, że decyzje podejmowane pod wpływem emocji są złe i przynoszą równie złe skutki, ale w chwili, w której przekroczyła próg komnat Severusa, wyłączyła racjonalne myślenie.
— Zanim na cokolwiek się zgodzę, chcę mieć od pana przysięgę — oznajmiła kategorycznie tonem, który nie znosił sprzeciwu. Nie lubiła go, ale wiedziała, że potrafiła go skutecznie użyć. Zdała sobie z tego sprawę podczas jednej z rozmów z Harrym i Ronem.
Snape upił łyk whisky, nie odrywając badawczego spojrzenia z twarzy Granger. Nie miał pojęcia co tak mocno wyprowadziło ją z równowagi, ale jego czarna dusza cieszyła się, że kobieta położyła w końcu kres nieznośnemu wyczekiwaniu.
— Przysięgę — powtórzył wolno, przeciągając samogłoski do granic możliwości. — A co takiego miałbym ci obiecać?
— Że profesor McGonagall będzie wściekła — odparła bez zastanowienia Hermiona. — Albo gorzej. Chcę żeby już całkowicie osiwiała.
Snape prychnął niemo i uniósł kącik ust w nieco złowieszczym wyrazie. Nie spodziewał się tego, co usłyszał z ust młodej nauczycielki, ale nie mógł zaprzeczyć, że ta wizja mu się spodobała. Podniósł do ust szklankę z alkoholem i upijając łyk gorzkiej whisky, wbił wnikliwe spojrzenie w Granger.