Sojusz, Granger? – Rozdział 44

— Narzeczona — powtórzyła Andromeda, kiedy cisza zaczęła niezręcznie się przeciągać. Słowa Severusa Snape’a wywołały o wiele większe poruszenie, niż można było się spodziewać. Zarówno w salonie jak i w przylegającej do niej drugiej części kuchni zapadło grobowe milczenie, a ludzie zerkali po sobie pytająco. Nagle, wyrywając wszystkich z letargu, Artur Weasley chrząknął i wymownie poruszył brwiami.

— Na brodę Merlina — mruknął, a Severus odwrócił się w stronę gospodarza, przy okazji dostrzegając, że Hermiona utkwiła w nim przerażone spojrzenie. Miał nieco wyrzuty sumienia, że nie uprzedził jej o fakcie, iż zamierzał dość ostentacyjnie ogłosić ich zaręczyny. Na swoje wytłumaczenie miał jedynie to, że nie widział kobiety cały dzień. Odcięła się od niego, czy z powodu pocałunku, czy ich późniejszej rozmowy — nie wiedział, ale niestety niespecjalnie miał okazję, aby dać się jej przygotować.  

— Pierścionek, pokaż pierścionek — nakazała podekscytowana Ginny, podchodząc bliżej Hermiony. W ułamku sekundy na twarzy młodej szatynki pojawił się szeroki, machinalny uśmiech. Snape dostrzegł, że jej oczy nie błyszczą w sposób, w który robiły to, kiedy kobieta była szczera. Musiał jednak przyznać — panna Granger powoli stawała się dobrym kłamcą i manipulatorem. Niemal bez wysiłku przełączała nastroje, dostosowując się do sytuacji.

Przyglądał się uważnie jak rudowłosa gryfonka z ekscytacją ogląda lśniące świecidełko na palcu jego “narzeczonej”, która nieco zażenowana próbowała wyswobodzić dłoń z uścisku przyjaciółki. Snape przeniósł spojrzenie na pozostałych obecnych w salonie, szukając twarzy, która miała wynagrodzić mu nieznośne uczucie bycia w centrum uwagi. 

Minerwa McGonagall nie zawiodła jego oczekiwań. Miała minę nawet lepszą, niż sobie wyobrażał. Jej nozdrza rozszerzały się w nerwowym oddechu, który próbowała zamaskować uśmiechem słuchając uradowanej Molly Weasley. Wąskie usta marszczyły się, zaciskając w cienką linię. Liczył, że przygryzła sobie język. Dostała dokładnie to, czego chciała. Chciała, żeby znalazł sobie żonę. Oto ona, Minerwo, pomyślał kpiąco. 

— Nie spodziewałam się tego, ale to fantastyczna wiadomość — usłyszał głos Molly i przyjrzał się uważniej przyjaciółce. Wymieniła z nim waleczne, wściekłe niemal spojrzenie, po czym przytaknęła Molly z krzywym uśmiechem. 

— Tak, fantastyczna wiadomość — powtórzyła, co Snape odczytał już wyłącznie z ruchu jej warg. Ginewra uwiesiła się na szyi Hermiony, a ta jęknęła, czując ciężar przyjaciółki na ramionach. 

— Gratulacje — powiedział Potter, posyłając wesołe spojrzenie w kierunku kobiet i wyłapując błagalny wzrok Hermiony. Zerknął w stronę Snape’a, który przypatrywał się tej scenie z nieco pobłażliwym wyrazem twarzy. 

— Kiedy wesele? — spytała nagle Ginny, odsuwając się od Hermiony o krok, na co ta parsknęła śmiechem, posyłając Severusowi rozbawione spojrzenie. 

— To stało się wczoraj — odparła. Odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu mogła odetchnąć pełną piersią. — Jeszcze się nie pobieramy — dodała głośniej.

Niemal instynktownie cofnęła się, stając tuż obok Severusa i bezpardonowo objęła jego ramię. Posłała mu szeroki uśmiech i pozwoliła, aby mężczyzna objął jej talię. Delikatnie, nie tak, jak wcześniej. Z kciukiem opierającym się o jej plecy, co czuła mimo twardego materiału kamizelki. 

— Merlinie, Harry, będzie wesele! — pisnęła znowu Ginny, ściskając wesoło ramię przyjaciela. Potter przyglądał się z uśmiechem starszej przyjaciółce, która wpatrywała się w swojego “narzeczonego” wesołym wzrokiem. 

Oderwał wzrok w momencie, w którym Hermiona przeniosła spojrzenie z Severusa na stojącą za nim Minerwę. Musiała to zobaczyć. Musiała widzieć, że było warto. I było. Jak cholera, pomyślała. Starsza czarownica nerwowo piła herbatę stojąc przy kuchennym blacie i wywróciła oczami, kiedy Molly Weasley entuzjastycznie coś do niej powiedziała. Hermiona zastygła na moment, kiedy dyrektorka zwróciła na nią oczy i nie odwróciła wzroku, widząc, że młoda kobieta marszczy brwi. 

To była jedna z bardziej niezręcznych wymian spojrzeń, jakiej Hermiona Granger miała okazję doświadczyć. Odwróciła się zdecydowanie za szybko, zbyt niezręcznie. Nie w sposób, w jaki chciała to zrobić. Spojrzała na Ginny, uśmiechając się, kiedy kobieta ponownie pogratulowała jej zaręczyn. Snape przyciągnął mocniej Hermionę, czując, że zesztywniała, a kobieta posłała mu pytające spojrzenie.

Nagle pośród rozmów usłyszeli dźwięk odsuwanego krzesła. Ronald wstał, posyłając przyjaciółce kwaśne spojrzenie i dość niespodziewanie wyszedł nie mówiąc ani słowa. Hermiona zdezorientowana odprowadziła go wzrokiem, po chwili zerkając pytająco na Harry’ego.

— Ja z nim pogadam — powiedział Potter nieco zrezygnowanym tonem. Poklepał przedramię Ginny i minął ją, przechodząc również obok Hermiony. — Możesz iść ze mną — dodał ciszej, unosząc lekko brew. 

Kiedy odszedł, Hermiona spojrzała na Ginny, która jedynie wzruszyła ramionami.

— Nie rozumiem tego waszego dramatu — mruknęła w odpowiedzi. To jest nas dwie, pomyślała starsza gryfonka. Odwróciła się, posyłając przelotne spojrzenie Snape’owi, który bez słowa przepuścił ją w przejściu. Nie zamierzał brać udziału w ich szopce i był skłonny wypuścić ją z objęć, jeśli miał sobie tego oszczędzić. Co spotkało się z zaskakującym dreszczem, który przebiegł jego ciałem, kiedy kobieta wyswobodziła się z uścisku. — Babeczki? — spytała niespodziewanie Ginewra, kiedy zostali sami i wskazała na paterę, której Snape posłał pytające spojrzenie.

Bez słowa sięgnął po ciastko i zjadł je przyznając, że smakowało o wiele lepiej, niż wyglądało. Najwyraźniej odkrył kolejną rzecz, w której Hermiona Granger nie była dobra. Dekorowanie wypieków cukierniczych dołączyło do zaszczytnego grona tańca, grania w karty oraz warzenia eliksirów. I próby nie zwracania na siebie jego uwagi. Nie mógł oderwać od niej wzroku i nie było absolutnie nic, co mógł z tym zrobić. Nic, co chciał z tym zrobić. Miał na co patrzeć, więc nie widział powodu, dla którego miałby odmawiać sobie przyjemności. Chociaż tyle będzie miał z tego, że musi słuchać opowieści Ginewry o jej karierze sportowej. Po chwili rozmowy musiał jednak przyznać, że kobieta nie brzmiała tak irytująco jak początkowo zakładał i w pewnym momencie zaczął łapać się na tym, że marszczył brwi z zainteresowaniem przysłuchując się jej słowom. Skrzywił się, zerkając na drzwi — a właściwie przejście — do mniejszego salonu, za którym zniknęła cała Złota Trójca. 

Nie wiedział, że trwała tam właśnie niepozorna rozmowa, która miała wiele zmienić w ich życiach. Hermiona spojrzała nieco zrezygnowanym wzrokiem na Rona, który podszedł bez słowa do okna i wpatrzył się w ogródek pogrążony w całkowitej ciemności. 

— Ron… — zaczęła, ale rudowłosy mężczyzna niespodziewanie jej przerwał.

— Przepraszam, Hermiona.

Harry Potter zmarszczył brwi, wciskając dłonie do kieszeni spodni. Przyglądał się przyjacielowi nieco nieufnie, przypominając sobie co Ron mówił, zanim Hermiona i Snape dotarli do Nory. Kłóciło się to z niewinnym spojrzeniem, jakim właśnie obdarzył szatynkę i ciepłym tonem głosu.

— Nie masz za co mnie przepraszać, Ron — odparła Hermiona. — Wiem, że to wszystko stało się dość nagle…

— Nie zdążyłem nawet pogodzić się z faktem, że z nim jesteś, a ty już się hajtasz — przyznał Weasley, marszcząc krzaczaste brwi. Hermiona zaśmiała się, patrząc na przyjaciela pobłażliwie. 

— Nie w najbliższym czasie, nie dramatyzuj — mruknęła, krzyżując ramiona na piersi. Ron zerknął na nią nieco uważniej.

Czy możemy zmienić temat? Hermiona skrzywiła się, czując nagle, że pierścionek na jej palcu waży tonę. Przełknęła ślinę licząc, że nie wygląda podejrzanie i zerknęła na Harry’ego. Wodził spojrzeniem pomiędzy przyjaciółmi czekając na rozwój wydarzeń i mocno zaciskając pięści w kieszeniach.

— Nie przejmuj się mną, Hermiona — powiedział nagle rudowłosy gryfon. Młoda kobieta zmarszczyła brwi, posyłając mu krzywe spojrzenie. — Przyzwyczaję się, tylko po prostu potrzebuję czasu. Nie rozumiem… — Zawahał się widząc wzrok Pottera, który liczył, że Ron właśnie ugryzł się w język. — Dlaczego akurat on?

Harry przymknął oczy zdając sobie sprawę, że jego życzenie było nad wyraz pobożne. Miał nadzieję, że przyjaciel chociaż oszczędzi języka z uwagi na to, że były święta.

— Ponieważ on — odparła twardo kobieta — jest dobrym facetem. 

— Był śmierciożercą — mruknął Ron. — Zapomniałaś?

— Śmierciożercą, który zrobił wszystko, żeby nam pomóc. — Hermiona była zawiedziona. Spodziewała się więcej po kimś, kogo rodzina uchodziła za tolerancyjną, zwłaszcza jeśli chodziło o odmieńców. Ron tymczasem uraczył ją argumentem, którego aż nazbyt się spodziewała. Czy naprawdę tylko tym był dla nich Snape? Byłym zbrodniarzem wojennym, który jedyne, czym się zasłużył, to szpiegowanie i mordowanie na polecenie Czarnego Pana? — Zapomniałeś?

Ronald zmarszczył brwi, agresywnie wciskając dłonie do kieszeni spodni.

— Zabił Dumbledore’a, żeby nam pomóc? — spytał gorzko, a młoda gryfonka zadrżała. 

— Zabił go, bo on sam go o to prosił. Dobrze to wiesz — mruknęła pod nosem Hermiona. — Poza wszystkim, co Severus zrobił jest wiele innych rzeczy, które mu zawdzięczamy, nie wiem, czy umknęło to twojej uwadze. Przez niemal dekadę czuwał nad Harrym, nad nami wszystkimi, ochraniał nas, a kiedy trzeba było nawet dał się zabić. — Złapała się na tym, że jej głos stał się nieco głośniejszy, wyższy i bynajmniej nie dlatego, że musiała wczuć się w rolę przejętej “narzeczonej”. — Nie uważasz, że to wystarczy, żeby w końcu zasłużyć sobie na odkupienie?

— Hermiona ma rację — powiedział nagle Harry, podchodząc krok do przodu. — Nie ma co roztrząsać przeszłości i chować bezsensownej urazy.

— Nie wierzę, że akurat ty to mówisz — odparł Weasley, posyłając krzywe spojrzenie przyjacielowi. 

— Mówię — powtórzył Potter, zanim rudowłosy mężczyzna zdążył coś dodać. — Dopóki Hermiona jest szczęśliwa i bezpieczna, nie ma dla mnie znaczenia, co zdarzyło się kiedyś ani kto jest tego sprawcą.

Kogo usprawiedliwiasz, Harry, mnie czy siebie? Młoda kobieta zmarszczyła brwi, ale uśmiechnęła się, słysząc słowa przyjaciela i posłała Ronowi wymownie spojrzenie.

— To był nasz nauczyciel — powiedział bezradnie rudowłosy mężczyzna, wyciągając dłonie z kieszeni i rozkładając je z gorzkim wyrazem na twarzy. Wiedział, że nie ma szans, ale usilnie starał się nie poddać. — Ile on ma, siedemdziesiąt lat?

Hermiona parsknęła śmiechem tak niespodziewanie, że Harry od razu zawtórował jej śmiechem. Ron widząc ich zachowanie ochłonął nieco, zdając sobie sprawę, że przyjaciółka i tak nie posłucha niczego, co do niej powie. Widział zacięte spojrzenie brązowych oczu, które odpowiadało na jego argumenty. Westchnął, kręcąc głową, kiedy młoda kobieta posłała mu rozbawione spojrzenie.

— Jest ledwo po czterdziestce, Ron — mruknęła Hermiona. — Bez przesady, że to aż tak dziwne.

— Nie wy pierwsi, nie wy ostatni — dodał Potter, unosząc wymownie brew. Przyjaciółka przytaknęła jego słowom spoglądając nieco łagodniej na rudowłosego mężczyznę. 

— Pytanie, czy to naprawdę dobry powód, żeby się kłócić — powiedziała miękko. Nie było. Kochała ich jak braci i naprawdę cierpiała, widząc oddalającego się od niej Rona. I to przez co? Udawany związek bez żadnej przyszłości, który znosiła tylko dla możliwości zdobycia prestiżowego stypendium. Gdyby tylko jej przyjaciel wiedział, jaka była prawda, nie musiałaby tego słuchać. Ale nie, Snape musiał mieć problemy z zaufaniem, a ona musiała okłamywać bliską jej osobę. 

— Jesteśmy przyjaciółmi w trójkę — stwierdził nagle Potter, robiąc kolejny krok w stronę przyjaciół. Posłał Ronowi nieco ostrzejsze spojrzenie i dodał: — Nie wtrącajmy do tego nikogo więcej. 

Ronald Weasley zmarszczył brwi widząc, że jest w mniejszości, a jego przyjaciele nie dadzą mu wyjść z tej konfrontacji zwycięsko. Skinął lekko głową, co Hermiona przyjęła za dobry znak. Może w końcu uda im się zakończyć niepotrzebny spór niemający absolutnie sensu w perspektywie tego, co miało się stać w perspektywie kilku najbliższych miesięcy.

— Naprawdę go kochasz? — spytał Ron tak nagle, że Hermiona aż uchyliła usta. Powiedz cokolwiek, pomyślała. Nie mogła zmusić się ruchu, do oddechu, do ani jednego słowa. Zamrugała kilka razy kompletnie osłupiała. 

— Naprawdę, Ron. — Dobrze, nie daj się złamać głosowi, pomyślała kobieta, próbując dodać sobie otuchy. — Severus to naprawdę dobry człowiek, tylko potrzebuje czasu, żeby go poznać. 

— I jesteś z nim bezpieczna? — Ron, błagam. Hermiona wywróciła oczami, uśmiechając się pobłażliwie pod nosem. 

— Tak, Ronald, jestem z nim bezpieczna. Jestem też dorosła i umiem o siebie zadbać.

Powiedziała to takim tonem, że Ron nie mógł dłużej zachować poważnej miny. Uśmiechnął się kwaśno i skinął głową, starając się cieszyć niewielką satysfakcją z odpowiedzi przyjaciółki. 

— Wiesz, to też nie jest tak, że my lubimy Lavender — wtrącił nagle Potter, a Hermiona i Ron w tym samym momencie spojrzeli na niego pytająco. Harry jedynie wzruszył ramionami wymownie, unosząc brew. — Nie oszukuj się, Hermiona, ale nie przepadasz za nią.

Cóż, pomyślała odruchowo gryfonka, również unosząc brew.

— Ciężko zaprzeczyć — mruknęła. Ron prychnął pod nosem, zerkając na przyjaciół nieco rozbawionym spojrzeniem. 

— No dobra, łapię — powiedział w końcu. — Ale dajcie mi chwilę, żebym się przyzwyczaił. Nie chciałbym następnym razem usłyszeć, że jesteś w ciąży.

Ron nie był głupi, ale niestety nie był również odpowiednio skupiony na minach przyjaciół, aby wyłapać ich porozumiewawcze, rozbawione spojrzenie. Harry powstrzymał prychnięcie, mając przemożną ochotę powiedzenia mu całej prawdy. Irytowało go, że przez kłamstwa Hermiony musieli kłócić się w święta. Rozumiał ją i dopóki ich umowa była niegroźna, mógł jej pomagać. Konflikt z Ronem wykraczał jednak poza pewne granice. Harry milczał tylko dlatego, że chciał być wierny słowu, jakie dał Hermionie. 

— Błagam, nie straciłam resztek rozumu — zakpiła kobieta. Oparła ramiona na biodrach nieco wojowniczo, co Ron skwitował cichym prychnięciem. — To nadal ja.

— Wujek! — usłyszeli nagle z sąsiedniego pokoju i jak jeden mąż odwrócili się w stronę drzwi salonu, skąd dobiegł ich wesoły głos. Harry zdążył zrobić krok do przodu, kiedy zza rogu wyłoniła się drobna, chłopięcia postać. Teddy zauważył ich i z szerokim uśmiechem ruszył szturmem przez salon. Nagle dostrzegł Hermionę, która uśmiechnęła się wzruszona pod nosem. — Ciocia Hermiona!

Młoda kobieta uklęknęła widząc, że Teddy kieruje się w jej stronę. Dziecko wpadło w jej ramiona tak nagle, że aż musiała mocniej przytrzymać się oparcia kanapy obok której stała, żeby nie stracić równowagi. 

— Cześć, szkrabie — zaśmiała się, tuląc drobne ciało chłopczyka. Nagle ponad jego bujną, brązową czupryną spostrzegła wysoką, męską postać, za którą kroczyła drobna kobieta. Hermiona wymieniła krótkie spojrzenie z Severusem, który prychnął pod nosem, widząc ile emocji wzbudziły w pięcioletnim Lupinie odwiedziny ciotki. 

— Na twoim miejscu długo bym nie czekała z tym ślubem — mruknęła wymownie Andromeda. Snape uniósł brew kpiąco, posyłając jej krzywe spojrzenie. — Młode kobiety teraz rzadko chcą rodzić dzieci, więc lepiej znajdź taką, co da ci przynajmniej dwójkę.

— Lepiej zachowaj takie opinie dla siebie — odparł Snape, odwracając się i przez ramię zerkając na stojącą po drugiej stronie pokoju starszą czarownicę. — Wątpię, by wszyscy tu obecni się z tobą zgodzili.

Andromeda prychnęła, kręcąc pobłażliwie głową.

— A co ona ma do tego, Severusie? — spytała kpiąco, od razu orientując się, o kim mówi jej rozmówca. — Nie mów mi, że dalej dajesz komuś dyktować, jak ma wyglądać twoje życie. 

Dalej? Snape zmarszczył brwi, posyłając swojej rozmówczyni ostrzegawcze spojrzenie. To, że znali się jeszcze z czasów szkolnych nie oznaczało, że miała prawo udawać, że cokolwiek o nim wie. Ledwie ją pamiętał z tamtego okresu; była na piątym czy szóstym roku, kiedy pierwszy raz przybył do Hogwartu, nawet tego nie był pewien. Poza sporadycznymi przywitaniami jedyne, co w ciągu tych kilku lat między nimi zaszło, to krótka wymiana zdań w pokoju wspólnym. O czym rozmawiali żadne z nich nie potrafiło sobie przypomnieć.

— Nie rozśmieszaj mnie — powiedział nieco poważniejszym tonem. Andromeda posłała mu przelotne spojrzenie i zerknęła na Teddy’ego, który zafascynowany rozsiadł się na kanapie obok Hermiony. Harry zajął fotel naprzeciw nich, a Ronald stał obok, wciskając dłonie do kieszeni sztruksów. — Ona pierwsza by gratulowała, gdybym się z Granger rozstał. 

— To tego nie rób. — Andromeda skrzyżowała na piersi szczupłe ramiona okryte ciepłym, wełnianym kardiganem. — Jeśli tylko tobie jest z nią dobrze, nie sugeruj się niczym innym. 

Spojrzała na Snape’a dziwnie; mężczyzna nie do końca był w stanie stwierdzić, co dokładnie próbowała mu przekazać. Zmrużył nieco oczy, kątem oka zerkając na Hermionę. 

I to był jego pierwszy błąd. 

Widok młodej kobiety z dzieckiem w ramionach przyprawił go o nieprzyjemny przewrót w żołądku. Mogło to, oczywiście, być spowodowane głodem. Snape nie wykluczał takiej opcji — w końcu jedyne, co od lunchu zjadł to babeczka rąk Ginewry Weasley. Dała niewiele satysfakcji, zarówno tej estetycznej, jak i w kwestii zaspokojenia potrzeb dlatego liczył, że pozostali goście zjawią się niedługo w Norze. Inaczej podejrzewał, że zacznie kwestionować sens reakcji swojego organizmu. 

— Nie, nieee — usłyszeli przeciągły pisk, kiedy Potter w ramach zabawy z chrześniakiem rzucił się w jego stronę i uniósł go wysoko ponad ziemię. Chłopiec krzyczał w niebogłosy, śmiejąc się wesoło, kiedy Harry co jakiś czas obracał go do góry nogami, a Hermiona zachichotała pod nosem. 

Pośród wrzasków Teddy’ego ten jeden dźwięk dotarł do uszu Severusa.

Hermiona usadowiła się wygodniej na kanapie, podciągając pod udo jedną z nóg. Lewy profil, którym w tej chwili była do Snape’a zwrócona był zdecydowanie jej lepszym profilem. Lekko uwydatniona zagięta końcówka nosa i ładne, subtelne kości policzkowe tworzyły pełną gracji twarz, która nagle zwróciła się ku niemu. Hermiona widząc, że przyłapała go na przyglądaniu się jej uniosła lekko kącik ust, poprawiając luźno spięte na karku włosy. Wydawało mu się, że jej ramiona poruszyły się w nieco kpiącym, bezgłośnym prychnięciu. Niech to szlag, pomyślał Snape. 

— Są już! — usłyszeli z kuchni głos Molly Weasley, która ściągnęła przez głowę fartuszek i szybko ruszyła do przedsionka, chcąc powitać najstarszego syna. Hermiona zmarszczyła brwi, podnosząc się szybko z kanapy i podchodząc do Severusa. Harry odstawił Teddy’ego na ziemię, co chłopiec skwitował cichym jękiem zawodu. Potter prychnął rozbawiony, obiecując chrześniakowi, że to dopiero początek zabawy.

— Chodź, przywitamy się z Victoire — powiedział, a twarz pięciolatka rozjaśniła się od szerokiego uśmiechu. Chłopiec ruszył biegiem w stronę drzwi wejściowych, a Harry podążył za nim, mijając przyjaciółkę i jej “narzeczonego”. — No, to jak tak dobrze ci idzie z dziećmi to może czas na własne — zakpił ciszej, a Hermiona posłała mu wymowne spojrzenie. W pierwszej chwili nawet nie pomyślała o tym, że Severus słysząc słowa Pottera może nabrać podejrzeń. Kiedy to do niej dotarło odchrząknęła i popędziła przyjaciela gestem dłoni.

— Nie toruj przejścia, Harry — zaśmiała się. 

Bill wyglądał dobrze. Jak na człowieka, który tyle w życiu przeszedł trzymał się naprawdę świetnie. Jego rude włosy urosły, odkąd Hermiona widziała go ostatni raz i teraz luźno układały się na ramionach. Z Fleur historia była podobna. Macierzyństwo dodało jej blasku i energii, która biła od niej od pierwszego wejrzenia. Hermiona aż uśmiechnęła się szerzej, widząc blondynkę obok której stała jej miniaturowa wersja. 

Hermione — powiedziała Fleur z twardym, francuskim akcentem. Posłała młodszej czarownicy promienny uśmiech i podeszła do niej, obejmując ją czule. — Jak dobrze cię widzieć. Co u ciebie?

— Bill! — usłyszeli z drugiego końca przedsionka. Artur podszedł do syna i mocno go objął, na co wysoki mężczyzna nie pozostał dłużny, wylewnie witając się z ojcem. — Co was tak przytrzymało, już myślałem, że nie dotrzecie.

Fleur zaśmiała się pogodnie, klękając przed córką i pomagając jej ściągnąć jasny płaszczyk. Dziewczynka spokojnym wzrokiem obserwowała otoczenie, przyglądając się zgromadzonym w przedsionku osobom, ale nikomu nie poświęcając dłuższej uwagi. Jak na dziecko, w którego żyłach płynęła krew willi przystało.

— To moja wina, mała nie chciała się dać ubrać — przyznała nieco przepraszającym tonem blondynka, zaciągając końcówki w charakterystyczny sposób. 

— No dobrze, już, dobrze — odparł Artur, machając ręką w powietrzu. — Chodźcie, wszystko gotowe!

Fleur odwiesiła płaszcze na wieszak i posłała Hermionie przyjazny uśmiech, mijając ją w przejściu. Młoda gryfonka dostrzegła, że synowa Weasley’ów rzuciła przelotne spojrzenie i w stronę Severusa, lustrując go szybkim spojrzeniem. Nie powiedziała jednak ani słowa, a Hermiona nie była pewna, czy w jej sytuacji to dobrze czy źle. Ruszyła za blondynką i jej córką do salonu, pozwalając aby Molly rozsadziła ich na odpowiednich miejscach przy stole. 

Towarzyszył temu uspokajający szum głosów, odsuwanych krzeseł i śmiechów. Uspokajający w odczuciu Hermiony, bo Snape stał z krzywą miną czekając na pozwolenie zajęcia wolnego miejsca i zastanawiał się w jaki sposób w zaistniałej sytuacji może zażyć trochę spokoju. Odsunął swojej “narzeczonej” krzesło, kiedy Molly wydała dyspozycje i dostrzegł, że młoda kobieta uśmiechnęła się pod nosem.

Hermiona spodziewała się, że Molly nie odpuści sobie okazji do wykazania się umiejętnościami kulinarnymi, bo takich okazji jak kolacja świąteczna w ciągu roku nie było zbyt wiele. W ciągu ostatnich kilku lat było ich tyle, że młoda gryfonka mogła policzyć je na palcach jednej ręki. Każdy żył swoim życiem, w spokoju, w harmonii, według własnych zasad. Bez obawy o jutro, o przyszłość, o to, co przyniesie następny rok. Kobieta przyglądała się z fascynacją daniom, które pojawiły się na stole i nie wiedziała nawet od czego zacząć. 

Dostrzegła kątem oka, że Severus siedzący po jej lewej stronie sięga do półmiska i bez krępacji nakłada sobie kawałek mięsa. Poszła w jego ślady, pocieszona i podbudowana faktem, że mężczyzna nie czuje się skrępowany towarzystwem tylu rudowłosych głów naraz. A nawet jeśli tak było, to że oszczędził jej tego widoku udając, że nie bawi się najgorzej. Umiała docenić drobny gest.

— Jedz, jedz, nie marudź — powiedziała ostro Andromeda, widząc, że Teddy odrzucił na talerz kawałek ziemniaka. Chłopiec zmarszczył brwi, wydymając przy tym usta i przyprawiając starszą, żeńską część towarzystwa o rozczulony śmiech. 

— Ważne, żeby mięso zjadł — stwierdziła Molly, stawiając na stole kolejny półmisek z jedzeniem. Minerwa posłała jej błagalne spojrzenie, unosząc wymownie brew.

— Usiądź, kochana, wystarczy nam tych dobroci — mruknęła. Rudowłosa gospodyni posłuchała jej ze śmiechem, przysiadając na wolnym miejscu pomiędzy swoim mężem, a synową. Spojrzała po zgromadzonych, uśmiechając się pod nosem nieco rozczulona.

Hermiona rozumiała czemu. Sama nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, kiedy Ginny wesoło zagadnęła do niej opowiadając o ostatnim spotkaniu z Mylesem, dziennikarzem, z którym młoda zawodniczka Quidditcha spotykała się od niedawna. 

— Nie chciał przyjechać na kolację? — spytała z wymownym uśmieszkiem, a rudowłosa gryfonka prychnęła pod nosem. 

— Ja nie chciałam, to nie jest jeszcze na tyle poważne, żeby angażować w to moją mamę — odparła z cichym śmiechem. Spojrzała na starszą kobietę siedzącą po przeciwnej stronie stołu i zarumieniła się wściekle. — Byliśmy dopiero na jednej randce.

To i tak więcej niż ja i Snape, a jesteśmy zaręczeni, prychnęła w myślach Hermiona. Na jej usta wypłynął kwaśny uśmiech, który zamaskowała sięgnięciem po szklankę. Natychmiast upiła łyk, krzywiąc się, kiedy poczuła gorzki smak kompotu na języku ale i tak wolała to, niż alkohol. Dziękowała Merlinowi, że póki co nikt go nie proponował. Mając w pamięci smak wina, Hermiona mimowolnie się skrzywiła. 

— Teddy, zachowuj się! — Andromeda upomniała niesfornego pięciolatka, który sięgał ku jedzeniu znajdującemu się na talerzu Fleur, zajmującej sąsiednie krzesło. Mała Victoire wtulała się w jej ciało matki siedząc okrakiem na jej kolanach i zaczepiała starszego chłopca wymachując wesoło rączkami. 

— Niech się bawi. Tylko nie rozrzucaj jedzenia — powiedziała miękko Fleur, ostatnie słowa kierując ku Teddy’emu, a starsza czarownica spojrzała na nią z niesmakiem. Nie odpowiedziała nic, kręcąc głową nad metodami wychowawczymi francuzki. 

Ku uldze Hermiony, choć przecież taki był ich plan, przez resztę wieczoru nie byli w centrum uwagi, na co głównie wpływała liczba osób przebywających w Norze. Teddy i Victoire skutecznie skupili całą atencję na sobie i swoich wybrykach, które z każdą mijającą godziną stawały się coraz głośniejsze. Zupełnie, jakby dzieci zamiast męczyć się zyskiwały nową energię. Z biegiem wieczoru towarzystwo rozpierzchło się po domu Weasley’ów, nie skupiając się na centralnej części salonu. Przy stole została już tylko Hermiona wraz ze swoim milczącym “narzeczonym”, który nonszalancko opierał ramię na oparciu jej krzesła i muskał końcówkami palców plecy kobiety. Wiedział, że mimo iż najmłodsze pokolenie zgarnęło cały wieczór dla siebie, była jedna osoba, która miała zupełnie kogoś innego na oku. 

Czuł, że Minerwa nie spuszczała z niego spojrzenia przez cały czas trwania kolacji. Opanował do mistrzostwa unikanie jej spojrzenia, kątem oka cały czas śledząc i monitorując jej ruchy. W myślach przeprowadził już kilkanaście różnych scenariuszy rozmów z Minerwą na temat jego zaręczyn z panną Granger i żaden z nich nie kończył się optymistycznie. Na to liczył. Chciała, żeby znalazł sobie żonę. Chciała, żeby skosztował ciepła domowego ogniska. Dostała dokładnie to, czego chciała.

— Kochani, kto napije się domowego wina? Proszę, nie krępujcie się — powiedziała nagle Molly Weasley, wyłaniając się z kuchni. Znów miała na sobie fartuszek i ochoczo oferowała ręcznie robiony trunek gościom, którzy zaskakująco chętnie przyjęli jej propozycję. Kiedy starsza gospodyni zerknęła pytająco na Hermionę, Severus pokiwał głową, odpowiadając za nich oboje.

— My dziękujemy — mruknął.

Hermiona przytaknęła z uśmiechem.

— Wczorajsza zabawa trochę nas wykończyła — dodała wymownie. 

Artur Weasley ubiegł Minerwę w komentarzu, prychając donośnie i zerkając na żonę.

— Nie naciskaj, a co jeśli Hermiona jest w ciąży?

Jego słowa były tak niespodziewane i nagłe, że młoda kobieta parsknęła śmiechem. Zakryła usta w tej samej sekundzie, widząc, że wszystkie pary oczu skierowały się na nią. 

— Dziękuję za troskę, panie Weasley, ale nie ma takiej obawy — wymamrotała, czując, że zupełnie samoczynnie zaczęła się rumienić. Sama myśl o tym, że mogłaby sypiać ze Snape’em wywołała dziwne drgawki w jej udach, co siedzący tuż obok mężczyzna wyczuł przez cienki materiał jej spódnicy.

— Ja bym nie był tego taki pewien — mruknął pod nosem Snape. Zrobił to na tyle “cicho”, że stojąca w drzwiach kuchennych Minerwa zmarszczyła nos i wyszła, a cichy stukot jej butów ustał dopiero, kiedy dotarła na drugi koniec kuchni.

— Dobrze, w takim razie może herbaty — zaproponowała, na co Hermiona entuzjastycznie skinęła głową. 

— Pomogę pani, pani Weasley — powiedziała nagle młoda gryfonka, widząc rudowłosą przyjaciółkę podchodzącą właśnie do blatu kuchennego. Wstała, przepraszając Severusa i ruszyła do kuchni, a mężczyzna bez słowa obserwował jej oddalającą się sylwetkę. Podeszła do Ginewry, która wesoło złapała ją za ramię i szepnęła jej coś na ucho.

Była zupełnie inna, niż w Hogwarcie. Żywsza. Weselsza. Nie tak poważna i zdystansowana, jak próbowała wyglądać, kiedy rozmawiali w jego gabinecie. Choć często miał okazję słyszeć jej śmiech, widzieć błyszczące oczy i wgłębienia w policzkach to czuł, że to nie było to samo. W końcu on nie był dla niej nikim bliskim. Był przypadkową osobą, która stała się kompanem i towarzyszem wielu samotnych popołudni i wieczorów. Partnerem zbrodni. Ucieczką. Namiastką normalnego, socjalnego życia, jakie mogła mieć dwudziestopięcioletnia czarownica. 

— Dziękuję — mruknęła Molly, odbierając od Hermiony kolejny kubek. Gospodyni zalała go wrzącą wodą, a torebki z naparem zaczęły swobodnie pływać po powierzchni. — Severus pije mocną?

— Tak, podwójną — odparła machinalnie młoda gryfonka. 

— No, no. — Ginny cmoknęła wargami, chichocząc pod nosem. — Jak już wiesz, jaką lubi herbatę, to to jest miłość na całe życie.

Hermiona prychnęła soczyście i pokręciła głową pobłażliwie. 

— Spędzamy dużo czasu na czytaniu przy herbacie, to nie ma szansy, żebym nie wiedziała — zakpiła. Ginny wywróciła oczami, nie wierząc przyjaciółce.

— Jasne, jasne. Mam uwierzyć, że siedzicie sobie u niego i czytacie książki — prychnęła pogardliwie. Hermiona zaczerwieniła się na sugestię przyjaciółki, dostrzegając zeźlony wzrok Minerwy. Nie miała szans stać tak daleko, jakby chciała i młoda gryfonka doskonale widziała to po jej twarzy. Poczuła nagły przypływ adrenaliny i ułamek sekundy debatowała, czy podążyć za jej głosem. Wiedziała jednak, że nie zdoła się powstrzymać. Uśmiechnęła się pod nosem i posłała Ginewrze najbardziej wymowne z wymownych spojrzeń, jakie umiała. 

— Czasem trzeba odpoczywać, Ginny — odparła “cicho”. Z satysfakcją spostrzegła, że Minerwa odepchnęła się od blatu, przy którym stała i przemieściła się w kierunku wyjścia z kuchni. 

Molly widząc, że McGonagall odchodzi zerknęła pytająco w jej stronę.

— Zastanawiam się, czy kiedykolwiek wcześniej widziałam, żeby Snape się uśmiechał — powiedziała nagle Ginny, zerkając przez ramię na Severusa, do którego dość szybko dołączyła Andromeda. Siedzieli pogrążeni w spokojnej, cichej rozmowie, którą skutecznie zagłuszał pisk małej Victoire bawiącej się przy kanapie z Ronem.

— To całkiem normalny widok — zaśmiała się Hermiona. Choć rozumiała, skąd w Ginny takie myśli. Sama pierwsze tygodnie musiała przyzwyczajać się, że na twarzy Snape’a widnieje inny wyraz, niż grymas niezadowolenia. Sięgnęła pamięcią do czasów szkolnych, próbując przypomnieć sobie zachowanie mężczyzny na zajęciach, jednak nie potrafiła odtworzyć żadnego wspomnienia wystarczająco dokładnie. Uznała, że nie będzie próbowała. Odwróciła się, podążając za wzrokiem Ginny i poczuła, że jej policzki znów stają się gorące. Po co myśleć o tym, jaki był kiedyś skoro miała go teraz, tutaj, na wyciągnięcie ręki. 

— Nie poznaję cię — parsknęła rudowłosa kobieta, odwracając się i sięgając po ciastko leżące na niewielkim talerzyku za jej plecami. Pochłonęła je w całości, przypatrując się Hermionie z szerokim, wymownym uśmiechem. — Wpadłaś po uszy.

Oh, Ginny, pomyślała kwaśno starsza gryfonka. 

Zmusiła się, aby nie odwrócić spojrzenia od Severusa, bo wiedziała, że nie będzie w stanie spojrzeć w oczy przyjaciółki. Nie podejrzewała, że byłaby w stanie znieść winę i bezsilność, którą poczuje, kiedy zobaczy nadzieję w spojrzeniu Ginny. 

— Może — mruknęła Hermiona, uśmiechając się krzywo pod nosem. 

Molly prychnęła, widząc niezadowoloną minę Minerwy i podeszła do stojącej w drzwiach kobiety, wycierając ręce w lnianą ściereczkę, którą rzuciła na kuchenny blat.

— To naprawdę aż takie złe, że sobie kogoś znalazł? — spytała, unosząc brew, a starsza czarownica prychnęła, wywracając oczami.

— Oczywiście, że nie — odparła McGonagall. — Tylko o tego kogoś chodzi.

Rudowłosa gospodyni zaśmiała się wesoło, zerkając w stronę wspomnianej kobiety i przekrzywiła lekko głowę, lustrując Hermionę Granger oceniającym spojrzeniem. Minerwa widziała kątem oka zachowanie Molly i miała ochotę wyśmiać ją za marne próby pocieszenia jej w kryzysie. 

— Mów co chcesz, ale mnie wygląda na szczęśliwą — przyznała w końcu Molly.

Wszystko dlatego, że Hermiona naprawdę tak się czuła. Będąc pośród przyjaciół w końcu nie myślała o tym, czego nie ma, a skupiała się na namiastce rodzinnego ciepła, która ją otaczała. Czuła, że ta namiastka powoli, ale skutecznie wypełniała tęsknotę za rodziną i potrzebę bliskości drugiej osoby, która nie dawała Hermionie spokoju.

— Martwi mnie tylko, jak długo tak będzie — mruknęła Minerwa. Ona również zerknęła przez ramię na plotkujące w drugim końcu pomieszczenia kobiety i przyjrzała się uważniej pannie Granger, która lekkim ruchem obracała na palcu srebrny pierścionek. Jej wzrok uciekał co jakiś czas w stronę Severusa, który pogrążony w rozmowie z Andromedą nawet nie zwracał na nią uwagi. Na twarzy młodej gryfonki pojawiał się zawstydzony uśmiech, ilekroć Ginewra jej to wypominała. 

— Zachowujesz się, jakbyś nie wiedziała, jakimi prawami rządzi się miłość — prychnęła Molly, śmiejąc się weselej, kiedy Minerwa posłała jej gorzkie spojrzenie. 

— Wiem, co chcesz powiedzieć, ale wierz mi. Różnica wieku to w tym przypadku najmniejszy problem — stwierdziła McGonagall. 

— Różnica wieku to żaden problem, Minerwo — odparła ze śmiechem gospodyni.

Z salonu dobiegł ich krzyk Teddy’ego, a Andromeda wstała z cichym westchnięciem, szukając wnuczka z nieco pobłażliwym wyrazem twarzy. Minerwa zauważyła kątem oka, że Hermiona przeprasza Ginewrę i dołącza do Severusa, przysiadając się do niego z szerokim uśmiechem. Córka Molly podeszła do matki i byłej opiekunki, uśmiechając się wesoło. Nastawiła czajnik i stanęła obok swojej starszej kopii, opierając się biodrami o blat kuchenny.

— Dziwnie to brzmi, ale pasują do siebie — mruknęła w pewnej chwili, widząc, że wszystkie trzy przyglądają się parze narzeczonych rozmawiających o czymś cicho. Pochylali się ku sobie, a ręka Severusa otaczała lekko ramię Hermiony spoczywając na oparciu jej krzesła.

Molly prychnęła cicho pod nosem, posyłając Minerwie rozbawione spojrzenie.

— Ciężko się nie zgodzić, Ginny — przyznała ze śmiechem. McGonagall wywróciła oczami i westchnęła ciężko.

— Pasują pod jakim względem? — zapytała sceptycznie, krzyżując szczupłe ramiona na piersi. Ginewra skrzywiła się nieco, słysząc słowa dyrektorki, ale Molly uprzedziła ją w komentarzu:

— Przecież doskonale wiesz, Minerwo. Hermiona jest bardzo mądrą dziewczyną, miałaby problem ze znalezieniem kogoś w swoim wieku, kto dorównywałby jej poziomem rozmowy. — Rudowłosa gospodyni zerknęła przez ramię w stronę stołu, dostrzegając, że młoda kobieta pochyliła się nieco w stronę czarnowłosego mężczyzny i szepnęła mu coś na ucho. — A on zdaje się dawać jej to, czego potrzebuje.

Nie miała nawet pojęcia, jak bliska prawdy była. Minerwa ponownie westchnęła, wiedząc, że rozmowa z Weasley’em nie ma najmniejszego sensu, zwłaszcza, gdy przebywa się w pomieszczeniu z dwoma. I to w dodatku z kobietami. Dwiema upartymi, zawziętymi czarownicami, które zaśmiały się cicho, widząc, jak Severus krzywi się na widok podchodzącego do niego Teddy’ego. 

— Daj spokój, sam byś takie chciał — zakpiła soczyście Andromeda, uderzając lekko w ramię mężczyzny. Niefortunnie wybrała chorą rękę, co szybko skończyło się skrzywieniem Snape’a i napięciem poirytowanych mięśni. Hermiona spostrzegła jego minę, jednak nie zdążyła w porę zareagować, bo Teddy pociągnął ją mocno w stronę Harry’ego, który właśnie wracał do salonu. — Stęsknił się za nią — dodała starsza czarownica cicho. 

— W końcu to tylko dzieciak — prychnął kpiąco Snape. 

— Nie, to ona — odparła ze śmiechem Andromeda. Posłała Hermionie i Teddy’emu przelotne spojrzenie, widząc kątem oka, że czarnowłosy mężczyzna podążył jej śladem. — To kiedy Teddy może spodziewać się kuzynostwa?

Severus miał niską tolerancję cierpliwości dla głupich pytań, a siwiejąca czarownica powoli docierała do jej granicy. Nie zrozumiała najwyraźniej, co znaczyło ostre spojrzenie mężczyzny, bo sięgnęła beznamiętnie po wino, upijając sowity łyk.

— Na szczęście dzieci to coś, co mnie już nie dotyczy — odparł.

Andromeda, ku jego zaskoczeniu, ponownie prychnęła pod nosem. Tym razem jednak towarzyszyło temu gorzkie spojrzenie i wywrócenie oczami.

— Bredzisz — zaśmiała się cicho. — Czemu niby cię nie dotyczy?

— Tak jakby w naszym wieku to, o czym się myśli to bachory — prychnął Snape. Starsza czarownica uniosła brew i zacisnęła wymownie kąciki ust, wyginając usta w podkówkę.

— Dlaczego na siłę się postarzasz? Masz czterdzieści lat, nie sześćdziesiąt — zakpiła. Zauważyła, że po drugiej stronie pokoju Hermiona wyczarowała nad głową chłopca magiczną kulę, z której po chwili zaczęło wydostawać się pełno mniejszych, kolorowych baniek. — Ja już jedno mam i tylko dlatego nie mam własnego — dodała Andromeda, posyłając mężczyźnie oczko.

Snape skrzywił się, zerkając przez ramię na Hermionę.

Znów popełnił ten głupi błąd i zawiesił na niej spojrzenie.

Ciekawiło go, o czym rozmawiała z Minerwą w kuchni. Tylko dlatego, że dosiadła się do niego Andromeda nie był w stanie rzucić zaklęcia gumowego ucha. Pozostało mu obserwowanie drobnej figury kobiety, która opierała się nonszalancko o blat i co jakiś czas zerkała w jego stronę. Myślała, że jej nie widział, że skupiał się na rozmowie ze starą znajomą, tymczasem on doskonale dostrzegał uciekające oczy i unoszące się kąciki ust. Cieszyło go, że zawierzył w umiejętności aktorskie Granger.

Na szczęście dla Severusa, Teddy Lupin — mimo, iż absolutnie chłonący atencję wszystkich dookoła — wciąż był tylko małym dzieckiem. Zabawa, którą zafundowali mu Harry i Hermiona szybko skończyła się wyczerpaniem baterii i chłopiec w końcu padł wykończony, układając się wygodniej na kolanach Hermiony. Victoire, która dołączyła do nich w pewnej chwili usiadła koło niego i oparła zmęczoną główkę na jego ciele. 

Andromeda wstała, widząc, że dzieciaki przysypiają i uśmiechnęła się do młodej gryfonki, podchodząc do kanapy, na której wszyscy siedzieli.

— Oszczędziłaś mi wiele pracy, nie chciałabyś może sobie dorobić w przyszłości? — spytała pod nosem, stając obok oparcia. Hermiona prychnęła cicho, posyłając starszej czarownicy rozbawione spojrzenie. 

— Przemyślę propozycję — stwierdziła. Severus prychnął bezgłośnie, a jego poruszające się kpiąco ramiona przyciągnęły uwagę młodej kobiety. Andromeda delikatnie odebrała od niej wnuka, układając go wygodniej na kanapie, a mała Victoire na chwilę się przebudziła.

— Śpij, aniołku, śpij — mruknęła kobieta, przykrywając dziewczynkę kocem, który Fleur przewiesiła dla niej przez oparcie kanapy. Razem z Billem i Arturem przenieśli rozmowę do mniejszego salonu, poruszając tematy nieprzeznaczone najwyraźniej dla uszu osób trzecich. 

Hermiona podeszła powoli do Severusa, poprawiając spódnicę wymiętą przez leżącego na niej Teddy’ego. Posłała mu pytające spojrzenie, zastanawiając się, ile gry aktorskiej jest w jego beznamiętnej, ale spokojniej twarzy. 

— Wody — mruknęła, sięgając po szklankę i upijając kilka łapczywych łyków. Snape zlustrował ją pobłażliwym spojrzeniem, kręcąc z dezaprobatą głową.

— Bo się utopisz — zakpił. Wymowna mina Hermiony niemal go rozbawiła.

Andromeda zajęła miejsce Hermiony, przysiadając obok śpiącego Teddy’ego i delikatnie głaskała jego plecy. Ten obraz był tak relaksujący, tak uspokajający, że młoda gryfonka aż uśmiechnęła się pod nosem. 

Spojrzała przez ramię na krzywiącego się Severusa i odstawiła szklankę na stół.

— Chodź — powiedziała nagle, wyciągając do niego dłoń. Andromeda najwyraźniej miała w planach na dobre przejęcie od Hermiony obowiązku czuwania nad dzieciakami, więc kobieta postanowiła wykorzystać okazję.

Czując zaciskającą się na jej dłoni dłoń Snape’a pociągnęła ramieniem i zmusiła mężczyznę do wstania z krzesła. Ruszył za nią nie bardzo mając wybór — dostrzegł kątem oka, że Minerwa rzuciła w ich stronę zniesmaczone spojrzenie, zanim zdążyli zniknąć w przedsionku.

Hermiona poprowadziła go ku schodom, puszczając jego dłoń dopiero w wąskiej klatce schodowej. Wspięła się na piętro, oglądając za siebie i posyłając rozbawione spojrzenie nieufnemu Severusowi. Ruszyła ku jednemu z głębiej usytuowanych pokoi, otwierając niepewnie drzwi i zaglądając do środka.

— Co robisz? — spytał Snape, nieco skonsternowany zachowaniem Granger. 

— Tutaj — powiedziała kobieta, wystawiając głowę na korytarz i zachęcająco się uśmiechając. — Chodź. — Nie rozumiał, czemu tak posłusznie wykonał jej polecenie. Nie zawahał się nawet na moment, nie pomyślał, że to może być podstęp. Podstęp? Dureń. Wszedł do pogrążonego w półmroku pomieszczenia i spojrzał na Hermionę.

Uśmiechała się do niego wyczekująco. Na co czekasz, Granger?, pomyślał Snape.

— Co ty znów wymyśliłaś? — spytał pod nosem, nie oczekując odpowiedzi, której i tak nie otrzymał. Hermiona uniosła brew, wymownie kiwając głową.

— Zamknij drzwi — poprosiła. I znów, bez mrugnięcia okiem Severus wszedł głębiej do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi i nawet nie zakwestionował faktu, że Hermiona Granger, przeklęta Wiem-To-Wszystko właśnie wydała mu polecenie. — Słyszysz?

Pytanie wyrwało go z myślenia o tym, z jaką chęcią starłby uśmieszek z jej ust. 

— Ciszę? — zakpił, krzyżując ramiona na piersi.

Młoda gryfonka uśmiechnęła się promienniej, co jednak Snape ledwo dostrzegł w panującym dookoła półmroku. Nie czuł potrzeby zmieniania tego stanu rzeczy. O ile odczuwał przyjemność z obserwowania atrakcyjnej partnerki, tak chwila wytchnienia dla zmęczonych oczu była czymś, co Severus przyjął bez wahania.

— Wesołych świąt — powiedziała nagle Hermiona. Wzrok przyzwyczaił się nieco do ciemności i Severus dostrzegł cień uśmiechu na ustach kobiety. Zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc, o czym kobieta mówi. — Wiem, że obecność tutaj nie znajduje się w granicach twojej strefy komfortu.

W tej chwili był wdzięczny, że kobieta miała ograniczoną widoczność. Musiał mieć wyjątkowo głupi wyraz twarzy, bo nie potrafił ukryć zaskoczenia faktem, że gryfonka zaskoczyła go swoimi słowami. 

— Więc postanowiłaś dać mi chwilę ciszy i spokoju? — spytał kpiąco i skrzywił się, słysząc dumę i uznanie, które czaiły się w jego głosie. 

Hermiona zaśmiała się pod nosem.

— Uznałam, że docenisz praktyczny prezent — odparła.

— Dałaś mi już taki — stwierdził Snape niemal odruchowo. W mdłym świetle zza okna dostrzegł, że Hermiona uśmiechnęła się szerzej, jednak nie był w stanie dostrzec łez wzruszenia, które pojawiły się w jej oczach chwilę później.

Już od rana widziała, że mężczyzna czuje się lepiej, ale wiele razy dał jej do zrozumienia, że nie lubi być pytany o stan zdrowia. Stwierdziła, że gdyby plastry nie zadziałały nie przepuściłby okazji, żeby dać jej o tym znać. Nie odpuściłby sobie wytknięcia jej porażki. Taki już był i dzięki temu w Hermionie zapaliła się lampka nadziei, że mężczyźnie naprawdę przydał się jej prezent.

Zaśmiała się pod nosem nieco nerwowo, odwracając się i podchodząc powoli do wysokiej, przestronnej okiennicy. Rama dawała niewiele światła będąc na wschodniej części budynku, ale rzucała przyjemny cień na posturę kobiety, która oparła się biodrami o parapet i uśmiechnęła do Severusa.

— Nie będę ukrywać, ten prezent jest dla nas obojga — przyznała Hermiona. Mężczyzna zrobił kilka kroków w jej stronę i przyjrzał się uważnie spokojnej twarzy gryfonki. W lepszym świetle dostrzegł, że marszczyła nieco nos, obserwując sypiący się z nieba drobny śnieg. 

— Odniosłem wrażenie, że jest tak, jak od początku chciałaś — mruknął nieco pytająco. Po części chciał wiedzieć, czy kobieta jest szczęśliwa. Nie miało sensu ciągnięcie czegoś, co sprawiało jej dyskomfort. Z drugiej jednak strony wiedział, że Hermiona lubi, jak okazuje się jej uwagę. Była w końcu tylko kobietą. 

— Bo jest — odparła szybko gryfonka. Uśmiechnęła się krzywo i dodała ciszej: — Ale oboje wiemy, że Weasley’owie potrafią być… przytłaczający.

Snape prychnął pod nosem. Zbliżył się na tyle, że machinalnie oparł się o parapet zajmując miejsce po prawicy Granger, która wspięła się na szeroki parapet i podciągnęła jedną nogę bliżej ciała. 

— Interesujący dobór słów — stwierdził Severus, unosząc wymownie brew.

— Adekwatny, zważywszy na fakt, że na co dzień tyle nie rozmawiamy.

Hermiona posłała mężczyźnie wymowne spojrzenie, które ten skomentował jedynie bezgłośny prychnięciem.

— Nie próbuj nawet zmienić tego stanu rzeczy — warknął, ale w jego głosie czaiło się rozbawienie. Kobieta wystarczająco już zmieniła jego życie, żeby proszenie jej o przestanie miało jakikolwiek sens. 

— Nie śmiałabym — zakpiła Hermiona, uśmiechając się pod nosem z przekąsem. 

Cisza była naprawdę przyjemna. Snape potrafił docenić wartościowy prezent, a to, co dawała mu Granger zdecydowanie spełniało kryteria praktycznego, użytecznego podarunku. Spojrzał na kobietę, która przymknęła oczy opierając głowę o framugę okna. Patrząc na nią nie potrafił przestać myśleć o ich pocałunku. Nie rozumiał, czemu to wywołało w nim tyle niechcianych emocji. Stało się tak jednak i teraz na siłę szukał rozwiązania problemu, żeby móc normalnie rozmawiać ze swoją partnerką.

Kobieta nagle poruszyła się, zsuwając z parapetu i sięgnęła do klamry mocującej framugi. Uchyliła okno, nabierając głęboko powietrza i ponownie przymykając powieki. Stanęła przy oknie, wyciągając ramiona przed siebie i opierając łokcie na framudze. Jej dłonie luźno zwisały za oknem, a kobieta zawiesiła spojrzenie na przenikliwej ciemności przed sobą, w której pogrążony był ogródek państwa Weasley. 

Snape, do tej pory stojący tyłem do okna, odwrócił się i również wyciągnął ręce przed siebie. Kolejny dobry pomysł panny Granger. Dziesięć punktów dla Gryffindoru, pomyślał. Prychnął pod nosem, przyciągając pytające, rozbawione spojrzenie Hermiony. Nie spytała jednak o co chodziło, ciesząc się ciszą i spokojem, którego oboje potrzebowali. Złapała swoje dłonie i splotła palce, obracając powoli pierścionek. Severus dostrzegł jej ruchy i bezwiednie sięgnął do jej dłoni.

Zdążyła jedynie drgnąć. Czując dotyk jego skóry na wierzchu dłoni uchyliła usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Hermiona wodziła spojrzeniem za palcami Severusa, które delikatnie przejechały pod kamieniu na biżuterii i pogładziły skórę dookoła. 

— Zadowolony? — spytała cicho, nie podnosząc jednak wzroku na mężczyznę. Ten również na nią nie spojrzał. Nie do końca wiedział, jak odpowiedzieć na jej z pozoru proste pytanie. Mina Minerwy zdecydowanie spełniła jego oczekiwania i wypełnia część chęci zemsty, jaka tliła się w mężczyźnie. Czuł jednak, że po drodze pojawiło się dodatkowe kryterium jego satysfakcji, które zależało od gryfonki. 

— Powiedzmy — mruknął nieco kpiąco. Hermiona uniosła brew, zerkając na Severusa przez ramię. 

— Czy jesteś już skłonny przyznać, że nie warto było wydawać na to tyle pieniędzy? — spytała, jednak tym razem nieco bardzo kąśliwie. Jej rozmówca prychnął, wywracając oczami.

— Wydałbym i więcej, żeby zobaczyć minę Minerwy jeszcze raz — odparł ciszej Snape. Naprawdę? Hermiona nie była pewna. Naprawdę aż tak pragnął zemsty, że był w stanie tracić na to pieniądze? Skarciła się w myślach, przypominając sobie słowa Aurory. Powinna się cieszyć. Powinna być wdzięczna, że Severus jest dla niej dobry. Wiedziała, że jako wolny człowiek mógłby zwyczajnie być gburem i nie zwracać uwagi na jej komfort, jednak robił to i — Hermiona musiała przyznać — wychodziło mu to całkiem dobrze. Nie sądziła, że będzie się tak dobrze bawić w towarzystwie wiecznie posępnego profesora, który na wszystkich patrzył krzywym wzrokiem. 

— Była wściekła, kiedy Ginny stwierdziła, że do siebie pasujemy, a Molly jej zawtórowała — stwierdziła pod nosem Hermiona. Uśmiechnęła się nagle tak złowieszczo i tak maniakalnie, że Snape aż prychnął pod nosem. Widział, że jej to wystarczyło. Dla niej najwyraźniej czerwona twarz dyrektorki i krzywy grymas były warte tego, żeby go pocałować. Dwa razy. Severus skrzywił się, kiedy wspomnienie drugiego pocałunku znów stanęło przed jego oczami.

— Wściekła? — powtórzył, unosząc wymownie brew. — Spodziewałem się, że ktoś padnie tam trupem, ale nie byłem pewien kto pierwszy.

Hermiona parsknęła cicho śmiechem, pochylając się do przodu i kładąc na moment na przedramionach. Poczuła przyjemny powiew na twarzy i zaczerpnęła powietrza do płuc, czując jakby nowa energia wstąpiła w jej ciało. 

— Tak jak wtedy, kiedy powiedziałeś o zaręczynach — prychnęła, podnosząc się i posyłając Severusowi wymowne spojrzenie. 

Ah, tak, pomyślał Snape. Wyrzuty sumienia zostały skutecznie zagłuszone satysfakcją z odniesionego sukcesu i na moment mężczyzna zapomniał, że postawił swoją towarzyszkę w nieco niezręcznej sytuacji. Nie to, że mu to przeszkadzało. Uprzedzał Granger, że będzie musiała nauczyć się dostosować. Wiedział jednak, że mieli różne definicje tego pojęcia. 

— Uznałem to za dobry moment — stwierdził, wzruszając ramionami.

Ku jego zaskoczeniu, Hermiona uśmiechnęła się do niego.

— Był dobry — przyznała. Jej oczy zalśniły w słabym świetle księżyca docierającym do nich zza krawędzi domu. — Idealny. 

— To dlaczego nie jesteś zadowolona, Granger? — spytał niespodziewanie Snape, a kobieta wzdrygnęła się lekko, słysząc swoje nazwisko. Jego pytanie wstrząsnęło nią o wiele mocniej, niż się spodziewała; nie rozumiała, jak mężczyzna doszedł do takiego wniosku i skąd, na Merlina, wiedział, że w ogóle coś ją gryzie? No tak, przypomniała sobie. To on nauczył mnie kłamać i oszukiwać.

— Jestem — odparła po dłuższej chwili milczenia. Podniosła na Snape’a spojrzenie i zmarszczyła brwi, czując, że jej maska pęka. To, co robiła z nią obecność Severusa była poza jej kontrolą. — To wszystko po prostu… — Hermiona skrzywiła się nieco, czując niechciane łzy napływające do oczu. Stłumiła je jednak wiedząc, że nie może rozkleić się w obecności Snape’a. — Trochę mnie to przytłacza. 

Nie spodziewała się krótkiego, niezwykle pospolitego pytania, które usłyszała.

— Dlaczego? — Severus patrzył na nią ciemnymi, czujnymi oczami i marszczył brwi, uważnie badając jej twarz. Hermiona zesztywniała, wyswobadzając dłoń z uścisku mężczyzny. Piekła od zbyt długiej interakcji ze skórą dłoni Snape’a, który wiercił dziurę w jej brzuchu.

— Bo przypomina mi o mojej własnej rodzinie — wyrwało się jej, zupełnie jakby jej umysł potrzebował tego, aby podzielić się tą informacją z mężczyzną. Ten przekręcił nieco głowę, mrużąc oczy. — O rodzicach.

Sama nie wiedziała, dlaczego w ogóle zaczęła ten temat. Przecież tyle się przed tym broniła, tak bardzo chciała zatrzymać to dla siebie. Dlaczego bała się powiedzieć Harry’emu, ale czuła, że to Severusowi może się zwierzyć? Przecież to nie miało żadnego sensu. Potter był jej przyjacielem, powiernikiem największych tajemnic i bratem, którego nigdy nie miała. Do tej pory. A Snape… Snape. Był kimś, kogo nie spodziewała się mieć. Przyjacielem w niedoli, którego poznaje się wtedy, kiedy człowiek najmniej się tego spodziewa. Siłą rzeczy stał się kimś jeszcze — kimś, z kim łączył ją wspólny sekret i tajemnica, której powiernikami byli wyłącznie oni dwoje. A przynajmniej tak wydawało się Severusowi.

— Co się z nimi stało? — spytał mężczyzna, obracając się w stronę Hermiony. Ta uchyliła usta, ale natychmiast je zamknęła, nie mając nic do powiedzenia. Nie mogła. Nie chciała. Nie dziś. Nie tak. — Tylko nie mów, że to długa historia. Jestem pewien, że dałaś nam przepustkę na wieczór popisem rodzicielskich umiejętności.

Hermiona zaśmiała się cicho pod nosem, przecierając go rękawem koszuli. 

— To nie to, że jest długa — odparła, unosząc kąciki ust. — To nie jest historia, której chcesz słuchać w Boże Narodzenie.

Snape wywrócił oczami i odwrócił spojrzenie od kobiety.

 — To udawaj, że jest jakikolwiek inny dzień — prychnął kpiąco. 

Dlaczego tak ci zależy? Hermiona pokręciła głową z pobłażaniem, widząc próby Severusa, aby dotrzymać jej towarzyskiej atmosfery. Prychnęła bezgłośnie, szczelniej otulając się ramionami. Mimo zimna nie zamierzała zamykać okna, bo przy takiej ilości osób atmosfera na parterze była gęsta niczym mleko. Czuła, że oboje zasługują na chwilę oddechu.

— Może dla odmiany poudawajmy, że przyszliśmy tu cieszyć się ciszą i spokojem — odparła z przekąsem, unosząc wymownie brew. Snape posłał jej kpiące spojrzenie, wyłapując niemą prośbę w jej wzroku. 

— Czy to nie ty mówiłaś, że lepiej coś z siebie wyrzucić niż dusić w środku? — spytał pogardliwie, na co Hermiona ponownie się roześmiała. 

— Cóż — zaczęła, poruszając wymownie brwiami. — Zdawało mi się, że ustaliliśmy już, że nie jesteś jedynym hipokrytą w towarzystwie. 

Bezczelna, pomyślał nieco zaskoczony Snape. Postanowił jednak uszanować jej prośbę, bo marudna Granger nie była mu na nic potrzebna. I tak zamierzał dowiedzieć się, na czym polegał jej problem z rodzicami. Tym, czy innym sposobem Severus Snape zamierzał odkryć, co stoi za złymi wspomnieniami Hermiony Granger.

Nagle za drzwiami usłyszeli kroki. Ktoś szwędał się po korytarzu, zbliżając powoli pod drzwi pokoju, w którym przebywali Hermiona i Snape. Dźwięk ustał jednak w pewnym momencie, a młoda gryfonka przeniosła nieco przestraszone spojrzenie z drzwi na stojącego obok czarnowłosego mężczyznę.

— Chyba ktoś tu ma gumowe uszy — wyszeptał tak niskim głosem, że ciałem Hermiony wstrząsnął lekki dreszcz. Stała zdecydowanie za blisko, przysunąwszy się odruchowo, kiedy usłyszała pierwsze szmery z korytarza.

— Nie wierzę — szepnęła Hermiona, kręcąc z niedowierzaniem głową.

Snape prychnął bezgłośnie, utrzymując rozmowę na niemal niesłyszalnym poziomie.

— Naprawdę? — zakpił. — Bo to absolutnie pasuje do każdej z nich. — Na moment zapadła kompletna, niczym niezmącona cisza. Wdzierała się w bębenki i rozdzierała je, powodując nieprzyjemne mrowienie. Hermiona poruszyła się niepewnie, zerkając uważniej na drzwi. Znajdowało się w nich nieprzezroczyste, mleczne szkło, zza którego dochodziło mdłe światło lamp z korytarza. Próbowała doszukać się postury osoby, która podsłuchiwała ich rozmowę. Tego, że właśnie to się teraz działo była niemal pewna. Nie zanotowała, aby kroki oddaliły się po tym, jak je pierwszy raz usłyszała. — Może powinnaś jęknąć — wypalił nagle Snape. Hermiona nie powstrzymała głośnego parsknięcia i niemal natychmiast przytknęła dłoń do ust, słysząc poruszenie za drzwiami. Kroki ponownie zbliżyły się, a w cieniu zza szyby para dostrzegła zarys postaci. 

— Powinnam co, przepraszam? — spytała zszokowana kobieta, a jej towarzysz wzruszył ramionami, prychając pod nosem. 

— Spodziewam się, że wtedy mamy przynajmniej jeden gwarantowany zgon — mruknął. Hermiona posłała mu oburzone spojrzenie, w którym jednak czaiło się rozbawienie. 

— Nie będę jęczeć — zaprotestowała, krzywiąc się na samą myśl o czymś tak idiotycznym. Nie miała bladego pojęcia, skąd mężczyźnie przyszedł do głowy tak dziwaczny pomysł.

— Racja — stwierdził Snape. — Może lepiej niech Minerwa żyje w nieświadomości, co robimy w moich komnatach.

Młoda gryfonka uniosła wymownie brew i posłała swojemu rozmówcy nieco wymowne spojrzenie.

— Na to trochę za późno — odparła. — Mogłam… całkiem przypadkiem… uświadomić ją w tym, co robimy jak zostajemy sami.

Severus Snape po raz kolejny był zaskoczony.

— Zostawić cię samą na moment… — zaczął nieco kpiąco, a Hermiona prychnęła.

— Czy to nie ty mówiłeś, że lepiej wychodzi nam improwizowanie?

Gdyby wiedziała, co zaraz się stanie, prawdopodobnie nie wypowiedziałaby w tamtej chwili tych konkretnych słów. Kątem oka Hermiona zdążyła dostrzec, że postać za drzwiami podchodzi bliżej, a klamka w drzwiach porusza się. Zanim jednak zdążyła zareagować poczuła, że dłoń Severusa układa się na jej talii. Spojrzała na niego w chwili, w której mężczyzna przyciągnął ją do siebie, łącząc ich usta w pocałunku. 

Nie spodziewała się go.
Nie była na niego gotowa.

Ale tak bardzo go pragnęła.

Niemal odruchowo wczepiła dłoń w materiał surduta, który miał na sobie Snape. Nie potrafiła oderwać się od jego spierzchniętych warg, od ciepłego ciała, które napierało na nią z nieznaną siłą. Oddała pocałunek zaskakując się chęcią, z jaką to zrobiła. Chęcią, która ją przestraszyła. Krótka chwila, w której mężczyzna pozwolił jej smakować czym jest prawdziwe pożądanie, została brutalnie przerwana przez Molly Weasley, która wcisnęła głowę w szparę uchylonych drzwi i niespodziewanie zapaliła światło.

Szybko zrozumiała, że przerwała coś, co nie było przeznaczone dla jej oczu. Oczywiście takie pozorne wrażenie celowo utrzymywali Hermiona i Severus — młoda kobieta odskoczyła od wysokiego czarodzieja, który posłał w stronę intruza wściekłe spojrzenie.

— Ojej, przepraszam was najmocniej — mruknęła speszona Molly, posyłając parze wymowne spojrzenie. Zerknęła na zarumienioną wściekle Hermionę, która skrzywiła się, kiedy nagła światłość oślepiła jej spojrzenie. — Napijecie się herbaty?

— Dziękujemy. — Hermiona pokręciła przecząco głową, nie będąc w stanie zdobyć się na nic więcej. Nie potrafiła poruszyć nawet jednym mięśniem, ani jedna komórka jej ciała nie chciała z nią współpracować. Wciąż czuła siłę, z jaką napierały na nią usta Severusa. Cholera. Dlaczego musiała chcieć czegoś, co nie było dla niej?

— Przyjdźcie do nas za chwilkę, dzieciaki poszły spać, to już zrobiło się spokojniej — poprosiła. Hermiona uśmiechnęła się do gospodyni przyjaźnie, wciąż czująć dłoń Snape’a obejmującą jej talię. Parzyło jak cholera.

— Oczywiście, zaraz zejdziemy — obiecała. Rudowłosa czarownica odpowiedziała jej uśmiechem i niespiesznie wycofała się na korytarz. Zamknęła za sobą drzwi, powoli oddalając się korytarzem, czemu Hermiona przysłuchiwała się wstrzymując oddech. Kiedy schody zaskrzypiały lekko pod ciężarem schodzącej po nich kobiety, gryfonka odetchnęła. Nie zdobyła się jednak na powiedzenie ani jednego słowa. 

Snape nie odrywał spojrzenia od drzwi, za którymi zniknęła Molly próbując zwalczyć w sobie coś, co obudziła bliskość Granger. Nie umiał tego nazwać. Nie wiedział czym było, ale cholernie mu przeszkadzało. Zupełnie jak talia kobiety, którą wciąż obejmował. Poruszył dłonią, chcąc ją odsunąć jednak nagle poczuł, że ciało Hermiony drgnęło. Spojrzał w dół, wyłapując jej spojrzenie i odruchowo zacisnął palce na materiale jej kamizelki. Młoda gryfonka na ułamek sekundy zjechała wzrokiem ku jego ustom, po czym podniosła oczy, uśmiechając się do Severusa szeroko.

— Chodźmy — powiedziała, czując jak ochrypłe jest jej gardło. 

Oderwała się od niego zbyt nagle. Zbyt niespodziewanie pozbawiła go ciepła, jakie przylegało do jego ciała.

— Tak. Trzeba wmówić Arturowi, że jesteś w ciąży — mruknął nieco posępnie, a Hermiona zaśmiała się wesoło. — To poważna sprawa, dorośnij.

— Skoro mam być matką, to w końcu wypada — odparła kobieta. Sięgnęła do drzwiczek okiennych i zatrzasnęła je, ryglując metalowym zamkiem. Posłała Severusowi przelotne spojrzenie i ruszyła ku drzwiom, poprawiając nieco nerwowym ruchem kamizelkę. Wciąż czuła na plecach jego palce wrzynające się w materiał. Nie potrafiła pozbyć się tego uczucia ani schodząc po schodach, ani siadając przy stole ani nawet pogrążając się w rozmowie z Ginny. Próbowała zapomnieć, odsunąć od siebie myśli o jego ustach. O tych cholernych, zimnych ustach. 

Severus tylko ją obserwował. Siedział koło niej czując, że jej ciało znów znajduje się w zasięgu dłoni. Stwierdził, że być może rozmowa z Andromedą odsunie jego myśli od młodego, atrakcyjnego ciała. Tak się jednak nie stało. Kiedy dość niespodziewanie Molly zaproponowała dolewkę alkoholu, Snape posłał jej wymowne spojrzenie. 

— Na co reflektujesz, Severusie? — spytała uradowana gospodyni. — Mam przepyszne wino domowej roboty.

Mężczyzna przytaknął jej bez słowa, a Molly uśmiechnęła się, kiwając głową. Zerknęła w stronę Hermiony i uniosła pytająco brew. Artur Weasley posłał kobietom rozbawione, nieco już podchmielone spojrzenie i zaśmiał się gardłowo. 

— Mówiłem ci, Molly… 

Zanim gospodarz zdążył dokończyć, Hermiona uśmiechnęła się szeroko.

— Może faktycznie podziękuję. Lepiej nie kusić losu — powiedziała wchodząc w słowo Arturowi. Doskonale wiedziała, że Minerwa nie siedzi wystarczająco daleko, aby mogła zignorować jej słowa.

— To kiedy wesele, Snape? — zapytał bezpardonowo rudowłosy gospodarz, zaskakując tym zarówno Hermionę, Severusa jak i resztę siedzących przy stole gości. Ginny zaśmiała się nerwowo, posyłając ojcu nieco oburzone spojrzenie.

— Tato, przecież dopiero co się zaręczyli — mruknęła karcąco, a Artur prychnął pod nosem, upijając łyk alkoholu ze swojej szklanki. 

— No dobrze, dobrze — powiedział, unosząc szklankę, kiedy Molly wróciła z tacą szklanek. Rozdała każdemu naczynie, dołączając do męża, który wciąż czekał z toastem. Molly zaśmiała się pobłażliwie widząc, że nie opuścił ręki. — Kochani, wesołych świąt. Co by nam się życia układały i wiodło tylko lepiej.

Hermiona sięgnęła po szklankę soku, nie chcąc zostać w tyle z toastem, który liczyła, że w nowym roku się spełni. Chciała w końcu wiedzieć, czego chce w życiu. Staż u Rodovica był idealną okazją, aby mogła to sprawdzić i przetestować, czy medycyna jest jej wymarzonym zajęciem. Czymś, co będzie sprawiało jej radość. Satysfakcję. 

Zerknęła na Severusa, który bez słowa upił łyk z kieliszka i skrzywił się nieco. Zapomniał już, jak gorzki posmak ma alkohol. Nie pamiętał, jakie uczucie na języku pozostawiał. Za to nazbyt dobrze pamiętał smak rozgrzanych warg Hermiony Granger. Widział kątem oka, że go obserwowała. Upił kolejny, nieprzyjemny łyk i odstawił naczynie na stół, obracając się w stronę młodej czarownicy.

— Zmęczona? — spytał od niechcenia i uniósł lekko brew.

Hermiona uśmiechnęła się półgębkiem.

— A wy nie mieliście przypadkiem odwiedzić Eileen, Severusie? — spytała nagle Minerwa, pochylając się nieco i opierając łokcie na stole. Czarnowłosy mężczyzna posłał jej wściekłe spojrzenie, za późno orientując się, że Molly zbyt entuzjastycznie zareagowała na słowa dyrektorki.

— O, a to się bardzo dobrze składa! — Wstała i pospiesznie wyszła do kuchni, a po chwili dobiegły ich dźwięki krzątania się. Hermiona również spojrzała na Minerwę, ale odwróciła się, kiedy tylko zielone oczy skierowały się w jej stronę. Cholera, pomyślała. Liczyła, że Molly nie wymyśli czegoś głupiego. Kobieta pojawiła się w salonie po krótkiej chwili, trzymając w dłoniach zawiniątko. — Przekażcie proszę ciasto twojej mamie, Severusie. 

Hermiona uchyliła usta, chcąc jakoś zaprotestować, ale nie miała bladego pojęcia, co mogłaby powiedzieć. Nie, dziękuję. Tak naprawdę nie będziemy się z nią widzieć, co najwyżej sami zjemy ciasto. Tak, brzmiało idealnie. Młoda kobieta odebrała od Molly pakunek, który ta niemal wcisnęła w jej dłonie, a Severus nagle wstał, przymierzając się do wyjścia.

— Dziękujemy za kolację, pani Weasley — powiedziała Hermiona widząc, że jej partner najwyraźniej nie zamierza nic mówić. — Wszystko było fantastyczne.

Molly posłała jej dwuznaczny uśmiech i podeszła do niej, ściskając ją mocno. Dreszcz, jaki wstrząsnął ciałem młodej gryfonki musiał być wyczuwalny dla starszej kobiety. Hermiona objęła ramionami ciało Molly i wtuliła się w nie, chłonąc do nozdrzy przyjemny, subtelny zapach wanilii. 

— To ja dziękuję, że przyszliście — odparła rudowłosa kobieta. Zerknęła na Snape’a i dodała: — Oboje. Dobrze cię było widzieć, Severusie.

Ten jedynie skinął jej głową. Obserwował kątem oka, jak pozostali goście zaczęli powoli wstawać. Fleur posłała Billowi wymowne spojrzenie i zerknęła w stronę kanapy.

— Myślę, że im też już wystarczy — stwierdziła. Bill przytaknął jej ze śmiechem, dopijając łyk ze swojej szklanki. 

— Chodź, odprowadzę was — mruknęła Ginny, widząc, że Fleur zamierza otworzyć puszkę Pandory i obudzić małego Lupina. Wycofała się z jadalni, ciągnąc za sobą Hermionę, która przez ramię zaśmiała się i kiwnęła głową do Snape’a. Ten bez słowa podążył za młodymi kobietami i posłał w ich stronę kpiące spojrzenie. — Dzięki, że wpadliście — powiedziała, kiedy dotarli do przedsionka. Podała Hermionie płaszcz, kątem oka dostrzegając, że Snape sięgnął po swój. — Nie jest pan taki zły, profesorze — dodała nagle, uśmiechając się szeroko do Severusa.

— Ginny, no coś ty — zaśmiała się Hermiona, ale czarnowłosy nauczyciel uciszył ją gestem dłoni. Młoda kobieta obserwowała rozbawiona, jak Snape mruży oczy i przypatruje się niczym nieprzejętej Ginewrze. 

— Serio, jest pan całkiem spoko — mruknęła, widząc pytające spojrzenie przyjaciółki. Prychnęła i odczekała, aż Hermiona naciągnie na siebie płaszcz, po czym zarzuciła jej ramiona na szyję. — Ja tam wam kibicuję, nikogo innego słuchać nie musicie — mruknęła cicho. Gryfonki zaśmiały się wesoło, a Snape wywrócił oczami.

— Severusie — usłyszał za plecami, a zza framugi wyłoniła się postać Molly. — Czy kominek u twojej mamy jest podłączony do sieci Fiuu?

Hermiona zamarła, co nie umknęło uwadze Ginewry. Młodsza kobieta odsunęła się, zerkając pytająco na matkę, kiedy nagle zza pleców Molly usłyszeli kolejny, niespodziewany głos.

— Jest. — Minerwa pojawiła się za ramieniem pani Weasley i posłała Severusowi przyjazne spojrzenie podszyte nieco kpiącym uśmiechem. — A skoro Hermiona naprawdę może być w ciąży, bezpieczniej będzie, jeśli oszczędzicie sobie ryzyka. — Dyrektor uniosła brodę, mrużąc oczy i spoglądając na Snape’a bardziej lodowato. — Na Spinner’s End najszybciej będzie wam kominkiem.

Severus doskonale wiedział, że Minerwa celowo powiedziała na głos, gdzie mieszka jego matka. Wiedział, że przyjaciółka mogła spodziewać się, że będzie chciał przekonać swoją “narzeczoną”, żeby odpuścili sobie kolację u jego matki. Na tyle go znała, że nie byłoby to nic dziwnego. Poza częścią o narzeczonej, oczywiście.

— Damy radę się teleportować, to nie jest daleko — zaprotestowała nagle Hermiona, podchodząc do Severusa. Mężczyzna zerknął na nią ukradkiem,

— Nonsens, kominek będzie dobry. Chodźcie! — ponagliła ich Molly. 

Nie, nie, nie. Hermiona miała ochotę wykląć wszystkie świętości, żeby Minerwa smażyła się w piekle. Nie była pewna, czy dyrektorka zrobiła to z premedytacją, czy po prostu przypomniało jej się o tym w nieodpowiednim momencie. Nie wiedziała. Wolała nie dochodzić prawdy, aby zachować resztki szacunku dla przełożonej. 

Kobieta tępo podążyła za Severusem w stronę kominka, który znajdował się w mniejszym salonie z tyłu Nory. Dostrzegła, że czeka tam na nią Harry i szybkim krokiem wyminęła wysokiego mężczyznę, podchodząc do przyjaciela.

— Pisz do mnie — poprosiła, wtulając się w ciało Harry’ego. Młody gryfon objął ją mocno ramieniem i uśmiechnął się, spostrzegając nagle uważny wzrok Snape’a.

— Obiecuję — mruknął, wypuszczając przyjaciółkę z objęć. 

— Trzymaj się, Hermiona — powiedział Ron, stojący nieco za Potterem. Skinął parze głową, uśmiechając się krzywo do młodej kobiety, która odpowiedziała mu tym samym. Zerknęła przez ramię na Severusa, który marszczył nieco nos niezadowolony z przebiegu wydarzeń wieczora. Nie miał w planach odwiedzin u matki, ale widząc dokąd zmierzał ciąg zdarzeń domyślał się, że dokładnie to go czeka. Przeklęta Minerwa. 

— Życzcie mamie wesołych świąt, kochani — poprosiła Molly, kiedy Hermiona i Severus wchodzili do kominka. Był na tyle przestronny, że nie musieli się gnieść, za co kobieta była wdzięczna. Pamiętała jednak, że magiczne przejście w domu rodzinnych Snape’ów nie było już tak komfortowe. 

Poczuła, że ramię mężczyzny otoczyło jej talię, a dłoń zacisnęła się na materiale jej płaszcza w okolicach talii. Jego palce wrzynały się niczym rozżarzone pręty i powodowały dyskomfort, pieczenie. Nieznośny skurcz. Posłała Severusowi przelotne spojrzenie widząc, że nabiera proszku w prawą dłoń. Ciemne oczy skierowały się na nią pytająco i z wyrzutem, choć wiedziała, że nie kierował go w jej stronę. Oboje zostali skrzywdzeni zachowaniem Minerwy. Po raz kolejny dyrektorka dała im powód, aby sprzymierzyć się przeciw niej, wspólnemu wrogowi. Hermiona skinęła głową, dając znak, że jest gotowa. Nie była. Ale musiała udawać, tak jak robiła to przez ostatnich kilka godzin. Dni. Przerażał ją fakt, że wieczór się jeszcze nie kończył. I przerażało ją to, jak bardzo była już zmęczona. 

— Spinner’s End — usłyszała i zamknęła oczy, czując ciągnięcie w podbrzuszu.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 43Sojusz, Granger? – Rozdział 45 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 5 komentarzy

Dodaj komentarz