Sojusz, Granger? – Rozdział 39

Czarnowłosy mężczyzna ciężko oparł się dłońmi o krawędź umywalki i przymknął zmęczone powieki. Przeszywający ból przemieszczał się dość szybko wzdłuż jego lewego ramienia, które drżało niekontrolowanie, kiedy mięśnie kurczyły się pod wpływem nieprzyjemnych spazmów. Dłoń zaciskała się na zimnej porcelanie, którą gdyby mógł, rozniósłby w drobny mak. Zrobiłby wszystko, aby pozbyć się tego uczucia. Spojrzał na ramię, na którym odznaczały się ciemne żyły. Przebijały się przez cienką, bladą skórę i pulsowały niebezpiecznie, kiedy kolejny bolesny skurcz przeszył na wylot ramię mężczyzny. Skrzywił się nieznacznie, kątem oka obserwując w lustrzanym odbiciu ciemny punkt na swojej piersi — ranę, która nigdy nie miała się zabliźnić. Która już zawsze miała mu przypominać, ile w życiu poświęcił. Nawet jeśli miała kiedyś zblednąć, Severus Snape już zawsze miał pamiętać, że była ona ceną jego wolności. 

Merlin jeden wiedział, jak bardzo chciał, aby to się w końcu skończyło. 

Dlaczego nie mógł być wolny, jak wszyscy inni? Dlaczego musiał zapłacić za swoją wolność, podczas kiedy inni odchodzili wydawałoby się zupełnie bez szwanku? Spuścił głowę znając odpowiedź na to pytanie. To nie rozdroże wyznaczało, którą ścieżką przyszło mu dalej iść, ale droga, którą dotarł na nie w pierwszej kolejności. To lata złych wyborów i kilka bardzo nieodpowiednich decyzji podjętych z równie wątpliwych pobudek doprowadziły go w to miejsce. I wiedział, że nawet cofnięcie się lata wstecz nie zmieniłoby niczego — nie pamiętał już, w którym momencie dało się to wszystko odwrócić. Nie wiedział, gdzie zacząć naprawiać.

Zmrużył oczy, zerkając na fiolkę stojącą na szafce obok umywalki. To mógłby być dobry start, pomyślał. Skrzywił się, kiedy zdał sobie sprawę, że we własnej głowie zaczyna brzmieć jak Granger czy Minerwa. Ale w jednym musiał przyznać im rację — nieprzyjęcie pomocy byłoby w tej sytuacji marnotrawstwem czasu ludzi, zwłaszcza Whitlocka, którzy zdecydowali się mu pomóc. Nie lubił litości, ale jeszcze bardziej nie lubił braku rozsądku. Odkorkował naczynko i przechylił je do góry dnem słysząc w tej samej chwili ciche pukanie do drzwi. Nie spodziewał się odwiedzin o tak wczesnej porze, dlatego zdecydował, że ktokolwiek postanowił dobijać się do jego gabinetu, usłyszy od niego kilka słów na ten temat. Narzucił na siebie czarną koszulę, którą zawsze nosił pod nieśmiertelnym surdutem i machnął różdżką, a rząd guzików zapiął się w mgnieniu oka aż pod samą szyję. 

Severus podszedł do drzwi i uchylił je, unosząc brew, kiedy zobaczył kobiecą postać stojącą po drugiej stronie. 

— Dzień dobry, profesorze Snape — usłyszał.

Christina Blakers uśmiechnęła się do niego nieco wymuszenie i przekrzywiła głowę. Porzuciła uczniowski mundurek na rzecz luźnej, ciemnej sukienki, która miała maskować zaokrąglony brzuch. Nawet nie wiedząc o jej stanie, Severus byłby w stanie to stwierdzić po sposobie, w jaki ubranie układało się na jej ciele. Mimo, iż Christina była dość wysoka, to była również niezwykle szczupła, co mogło przydać się w sporcie, ale nie w ukrywaniu ciąży.

— Nie możesz spać, Blakers, czy zwyczajnie nie masz szacunku dla cudzego snu? — spytał kpiąco, gestem zapraszając dziewczynę do gabinetu. Ta zaśmiała się pod nosem w odpowiedzi. Zamknąwszy drzwi Severus podszedł do niej i wskazał dłonią na fotel, na którym Christina przysiadła z wyraźną ulgą.

— Jedno i drugie — odparła. Snape zajął miejsce za biurkiem i przyjrzał się nastolatce uważnie; dostrzegł na jej twarzy zawadiacki uśmieszek, pod którym jednak czaiło się zmęczenie. Miała podkrążone oczy, co usilnie próbowała ukryć pod warstwą makijażu. Oddychała nieco ciężko, jakby nie mogąc nabrać powietrza do płuc. — Zresztą przecież wiem, że profesor Granger miała dziś nocny obchód więc to nie tak, że wam w czymś przeszkadzam.

— Istotnie, bystra obserwacja — sarknął mężczyzna. Uniósł brew i podążył za pytającym wzrokiem nastolatki, która ukradkiem spojrzała na drzwi prowadzące do prywatnych kwater Snape’a. Zupełnie jakby spodziewała się, że Granger w każdym momencie może stamtąd wyjść w samym szlafroku. Lub bez. — Czemu zawdzięczam tę wizytę, Blakers? 

Severus złapał się na tym, że jego ton podszyty był irytacją. Wyjątkowo niezamierzenie — dziewczyna po prostu przyszła w nieodpowiednim momencie. Severus czuł, że krew zaczęła napływać do chorego ramienia z coraz większą siłą. Lekarstwo zaczęło działać. Mrowienie zmusiło go, aby zacisnął mocno pięść u ręki, którą trzymał do tej pory na udzie. 

— Mam… mam coś dla pana — powiedziała dość niespodziewanie Christina. Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej drobne, owinięte kolorowym papierem zawiniątko. Severus zlustrował pakunek podejrzliwym spojrzeniem, a nastolatka zaśmiała się pod nosem. — Spokojnie, nie gryzie.

Widząc, że nie udało jej się przekonać Snape’a co do swoich dobrych intencji dziewczyna położyła pakunek na blacie biurka i spojrzała na byłego opiekuna nieco pobłażliwie.

— Czy to znaczy, że mam obawiać się innych rzeczy, które może zrobić? — prychnął mężczyzna. Nie mógł zaprzeczyć, znów dał się zaskoczyć.

— To tylko prezent, profesorze — stwierdziła Christina. — Może pan zrobić z nim co się panu żywnie podoba, nie musi pan go nawet otwierać. 

Znajomy głos nagle przestał brzmieć, jakby należał do tej samej osoby, co zmusiło Severusa, aby spojrzał w kierunku nastolatki.

— Skąd ten pomysł, Blakers? — spytał zaintrygowany, mrużąc lekko oczy. — Hormony powoli dają ci się we znaki, że stajesz się emocjonalna?

Christina prychnęła soczyście i skrzyżowała szczupłe ramiona przed sobą.

— Widać, że nigdy nie był pan w ciąży — odparła, wywracając oczami.

— Cóż, mógłbym mieć z tym pewne trudności — mruknął pod nosem Severus.

— Po prostu uznałam, że chcę panu coś dać. — Christina podniosła na niego poważniejsze spojrzenie. — Oboje wiemy, że nie musiał pan nic dla mnie robić, a jednak jesteśmy tu. Rozmawiamy. 

Severus nie odpowiedział. Wspomnienie feralnego wieczora stanęło mu przed oczami, jakby miało miejsce wczoraj. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie zastanawiał się nad tym, czy faktycznie udało mu się uchronić dziewczynę przed samobójstwem. Wiedział, że do odebrania sobie życia potrzeba ogromnej odwagi i siły. Zbyt dobrze to wiedział. Tak samo jak zdawał sobie sprawę z tego, że czasem nawet ktoś stojący tuż nad krawędzią rezygnuje. Nawet jeśli nie pojawi się nikt, kto spróbuje go powstrzymać. Tchórzy, obawiając się bólu i konsekwencji, jakie przyniosą jego działania. Co wydaje się irracjonalne zważywszy, że nie będą go one dotyczyły. 

— To, czy musiałem czy nie, to kwestia sporna — stwierdził po dłuższej chwili.

— Obiło mi się o uszy — mruknęła niemrawo Christina. — Dlatego nie mam na myśli tylko… tamtej nocy.

— Co nie znaczy, że musiałaś odstawiać tę szopkę — prychnął Snape, wskazując podbródkiem na leżący przed nim prezent. 

— Musiałam, moja mama nalegała — przyznała rozbawiona Christina. Snape uniósł pytająco brew i choć nie zdobył się na zadanie nurtującego go pytania, nastolatka postanowiła na nie odpowiedzieć: — Wyprowadziła się.

— Złożyła papiery rozwodowe? 

Christina skrzywiła się nieco.

— Nie — odparła. — To znaczy… Jeszcze nie. Ma taki zamiar.

Severus poczuł, że mięśnie w lewym ramieniu spięły się, kiedy elektryzująca fala przebiegła wzdłuż całej jego długości. Miał wrażenie, że im większy ból czuł, tym ucisk w ranie na piersi bardziej się rozluźniał. 

— Niech nie marnuje czasu — stwierdził. Christina skinęła głową, a po dłuższej chwili milczenia wstała i uśmiechnęła się do mężczyzny.

— Pójdę już. Wpadłam tylko dać panu to przed wyjazdem. Ben na mnie czeka — powiedziała, wskazując dłonią na prezent. Snape nie poruszył się, a jedynie obserwował dziewczynę, która obeszła fotel i ruszyła w stronę drzwi. Zwolniła, obracając się i wskazując dłonią na drzwi prowadzące do prywatnych kwater Severusa. — A jeśli chodzi o to, to jesteście strasznie słodcy. Jak mam być szczera, to nawet wam kibicuję.

— Nie wychodziłaś przypadkiem, Blakers? — warknął Snape, unosząc kpiąco brew. Christina prychnęła rozbawiona pod nosem. 

— Tak tylko stwierdzam fakty — mruknęła, wzruszając ramionami. — Przecież każdy widzi, że profesor Granger na pana leci.

Severus podniósł się z krzesła nieco zbyt gwałtownie. Oparł się dłońmi o blat biurka, mocno zaciskając palce na jego krawędzi. Posłał Christinie dość wymowne spojrzenie i uniósł brew. 

Nastolatka zaśmiała się i ruszyła do drzwi. Stojąc w progu rzuciła:

— Wesołych świąt, profesorze. 

Drzwi zatrzasnęły się, a Severus znów został sam. Przymknął oczy, kiedy ostatni, zaskakująco łagodny skurcz zmusił go, aby zacisnął lewą pięść. Mężczyzna spojrzał na swoją rozluźniającą się dłoń. Krew ponownie napłynęła do kłykci, kiedy rozprostował palce, w których w końcu wróciło krążenie. 

A więc Granger na mnie leci, pomyślał Snape. Uśmiechnął się pod nosem, czując satysfakcję, która zastąpiła miejsce blednącego powoli bólu. Jeśli nastolatki wierzyły w ich miłość, to znaczyło, że ich plan działał. Poniekąd osiągnęli cel. Teraz pozostawało podtrzymać tempo i oświadczyć się. Wywołać chaos. A potem patrzeć, jak świat płonie. Wesołych świąt, zakpił w myślach Severus. 

Spojrzał w dół i nieco skrzywił się, kiedy renifer na ozdobnym papierze po raz kolejny zlustrował go sztucznym, wymuszonym spojrzeniem. Uśmiechał się, jakby doskonale wiedział, co stary brodacz wiezie w saniach i bynajmniej nie były to prezenty.

— Sentymenty — mruknął pod nosem i pokręcił głową.

Przeszedł wolnym krokiem do prywatnych kwater i stanął przed szafą. Nie wiedział nawet po co przygląda się ubraniom, skoro wszystkie były w dokładnie takim samym tonie. Czarne i staroświeckie. Przestarzałe, pomyślał Snape. Takiego określenia był niemal pewny użyła Granger. 

Sięgnął po surdut i naciągnął go powoli łapiąc się na tym, że nie poczuł sztywności mięśni w ramieniu podczas ruchu. Zmarszczył brwi, zastanawiając się czy to możliwe, że jeden środek od Whitlocka zadziałał aż takie cuda czy to jego zmęczone ciało przyjęło wszystko niczym placebo i wyparło myśli o bólu dając mu fałszywe poczucie spokoju. Cokolwiek by to nie było… Severus się na to zgadzał.

Dopiął ostatnie guziki i wyszedł z gabinetu, a jego kroki echem odbijały się od wysokich ścian, kiedy przemierzał korytarze i schodził na niższe piętra. Dotarł pod gabinet Granger w momencie, w którym kobieta zamykała za sobą drzwi. Dostrzegła go kątem oka, a na jej ustach pojawił się pytający uśmiech. 

— Severusie — przywitała się, pozwalając, aby mężczyzna objął ją i złożył krótki pocałunek na jej skroni. — Co tu robisz?

— Mieszkam, pracuję okazjonalnie podrywam młodsze koleżanki po fachu — odparł. Hermiona zaśmiała się i posłała mu wymowne spojrzenie, na co Snape wyłącznie wzruszył ramionami. — Zadajesz głupie pytanie, to nie oczekuj mądrej odpowiedzi.

— Wybacz — mruknęła kobieta uśmiechając się pod nosem. — Sugerowałam się jedynie twoim wczorajszym stwierdzeniem, że mam się ciebie dziś nie spodziewać.

Severus pozwolił, aby czarownica złapała jego ramię i ruszył powoli w kierunku Wielkiej Sali czując przyjemny ciężar po prawej stronie. Posłał Hermionie przelotne spojrzenie, kiedy usłyszał jej zaczepkę.

— Czas spodziewać się niespodziewanego, Granger — stwierdził, a kobieta bez wahania mruknęła:

— Nie wiedziałam, że zwolniło się miejsce za profesor Trelawney.

Mężczyzna prychnął szczerze rozbawiony. Minęli rząd równo ustawionych kufrów przy jednej ze ścian w holu i skierowali się w stronę pokoju nauczycielskiego. W pomieszczeniu zebrało się już kilka osób, kiedy Hermiona i Severus dotarli na miejsce. Jak zawsze zlustrowali nowoprzybyłych krótkimi spojrzeniami, choć od jakiegoś czasu nie były one przesycone aż taką niechęcią i zdegustowaniem, jak na początku. 

Kilka długich minut później grono powiększyło się, a do pokoju zawitała Minerwa.

— Witajcie, kochani — zaczęła, ustawiając się w widocznym miejscu. — Pewnie część z was zwróciła uwagę, że w tym roku do domów odprawiamy dosłownie garstkę uczniów. Stąd też została podjęta decyzja, że nie będziecie musieli uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. — Hermiona uniosła brew, posyłając Severusowi zaskoczone spojrzenie. — Hagrid dopilnuje, aby bagaże znalazły się w pociągu, eskortą zajmę się osobiście. Was proszę, abyście pilnowali porządku w szkole w czasie mojej nieobecności. 

Informacja ta wywołała uzasadnioną radość wśród grona nauczycielskiego, jednak Severus dostrzegł, że Minerwa wcale nie jest tym faktem zadowolona. Na jej twarzy przemknął cień niepokoju, kiedy odwróciła się i wymieniła ciche uwagi z profesor Vector stojącą tuż obok niej. 

Hermiona z kolei posłała spojrzenie w stronę profesor Clark, która żywo dyskutowała z Horacym Slughornem. Z tego, co zdążyła się dowiedzieć od samej zainteresowanej, Anabella wyjeżdżała razem z uczniami i jako jedyna miała nie uczestniczyć w przyjęciu wigilijnym. Co znaczyło, iż miało ominąć ją piękne przedstawienie. Młoda kobieta spojrzała na Severusa i uśmiechnęła się do niego czule, delikatnie obejmując dłonią jego ramię.

—  Co teraz? — spytała cicho.

— Zamierzałem zjeść śniadanie — odparł bez wahania Severus. Hermiona nieznacznie zacisnęła dłoń na jego ramieniu, dając mu znać, że oczekiwała konkretnej odpowiedzi. — Potem jesteś mile widziana w moich komnatach.

Kąciki ust młodej gryfonki drgnęły ledwo zauważalnie.

— Nie omieszkam skorzystać z zaproszenia — odparła. — Ale za to później…

— Nie wspominałem nic o targowaniu — wtrącił Snape. Hermiona zlustrowała go wymownym spojrzeniem, unosząc nieco kpiąco brew.

— Za to wspominałeś coś o przerywaniu, jeśli mnie pamięć nie myli — mruknęła. — Filius będzie dziś wieczorem ustrajał choinkę w Wielkiej Sali, a ja obiecałam, że pomogę w dekorowaniu holu. 

Severus zmrużył oczy. Nie zamierzał dawać tego po sobie poznać, ale podobało mu się, że kobieta umiała mu się postawić. W pewien sposób pociągało go, że umiała znaleźć odpowiedzi na jego przytyki, które może i nie były bardzo złośliwe, ale potrafiły uszczypnąć. Na tyle, że miał ochotę uciszyć ją w dość skuteczny sposób.

— Bardzo szlachetnie z twojej strony — prychnął. — Jak zamierzasz to zrobić, skoro dalej nie możesz posługiwać się magią? 

Hermiona wywróciła oczami rozbawiona.

— Chyba zapomniałeś, że moi rodzice nie znają magii — mruknęła. — Umiem ubrać choinkę własnymi rękami.

Uniosła dłonie na wysokość oczu, machając nimi wymownie w stronę Severusa, który tylko zmierzył je kpiącym spojrzeniem i uniósł brew.

— Wątpię, aby Filius zadowolił się choinką wielkości niewyrośniętego krzaka — prychnął, łapiąc dłonie Hermiony i pobłażliwie je opuszczając. Przyjrzał się kobiecie nieco teatralnie i dodał: — Cztery stopy to nie jest imponujący wynik.

— Prawie pięć i pół — odparła oburzona Hermiona. 

— Imponujące. W takim razie z powodzeniem uda ci się dosięgnąć dolnych gałęzi — stwierdził Snape. Ruszył za innymi nauczycielami w stronę drzwi do Wielkiej Sali, zerkając przez ramię i upewniając się, że Hermiona ruszyła za nim. Uśmiechała się pod nosem, ale posłusznie podążała jego krokami.

— Przynajmniej nie muszę się schylać, kiedy przechodzę przez drzwi — odparła, kiedy siadali do stołu.

Severus posłał jej rozbawione spojrzenie, na które Hermiona odpowiedziała tylko krótkim uśmiechem. Sięgnęła od razu po jedzenie i kawę, oddając się rozmowie ze spóźnioną Aurorą, której przekazała dobre wieści. 

— Fantastycznie — mruknęła czarnoskóra nauczycielka. — Gdyby nie to, że jestem padnięta to mogłybyśmy nawet dziś wybrać się do Londynu.

Hermiona uśmiechnęła się ciepło.

— Nie ma pośpiechu. I tak mamy już plany na dzisiaj — odparła, a na jej usta wypłynął nieco złośliwy uśmieszek. — Severus zgodził się pomóc w wieszaniu dekoracji świątecznych.

Aurora posłała mężczyźnie rozbawione spojrzenie ponad ramieniem Hermiony, co ten skwitował prychnięciem i wywróceniem oczami. 

— Prędzej przyznałbym punkty Gryffindorowi — mruknął pod nosem. 

Kobiety zaśmiały się wesoło, przyciągając uwagę Minerwy McGonagall. Starsza czarownica zerknęła na przyjaciela, który pobłażliwie przyglądał się młodej kobiecie podczas kiedy ta nakładała sobie na talerz porcję grzanek. Hermiona powiedziała coś, co rozbawiło Severusa, bo mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem, wywracając oczami. Dość szybko jednak znów na spojrzał na kobietę, mimo, iż ta zajęta była dalszą dyskusją z Aurorą. Minerwa musiała przyznać, nie widziała go w tak dobrym humorze od… Cóż. Właściwie nigdy. 

Pamiętała, jak liczyła, że po śmierci Voldemorta Severus powoli zacznie odzyskiwać wewnętrzny spokój. Wiedziała, że kiedy z jego życia zniknie wszystko, co złe, mężczyzna będzie mógł w końcu skupić się na tym, czego chce, a nie na tym, czego się od niego oczekiwało. Minerwa naprawdę tego dla niego pragnęła. A teraz siedząc obok Severusa wpatrzonego w roześmianą Hermionę Granger widziała, że spełniło się dokładnie to, czego życzyła przyjacielowi. Choć miała ochotę przekląć samą siebie za niedoprecyzowanie swoich życzeń. 

— Severusie — przywitała przyjaciela, kiedy opuszczali Wielką Salę. Podeszła powoli do pary, która odwróciła się w jej stronę. Hermiona skinęła głową z uśmiechem, a mężczyzna zmierzył czarownicę uważnym spojrzeniem. — Hermiono.

— Dzień dobry, pani dyrektor — odparła młoda nauczycielka.

— Jak twoje zdrowie, moja droga? — zapytała Minerwa. 

— Z każdym dniem coraz lepiej — przyznała Hermiona nieco niemrawo, po czym uśmiechnęła się pod nosem. — Severus pilnuje, żebym nie kaleczyła zaklęć.

Minerwa uniosła brew i posłała przyjacielowi nieco pobłażliwe spojrzenie.

— Zostałeś etatową nianią? — spytała kąśliwie, a Snape zmrużył oczy, czując, że dłoń Hermiony na jego ramieniu lekko się zacisnęła. Tylko nie mów nic głupiego, poprosiła w myślach Hermiona. 

— Prędzej mentorem, niańki nie mają tak specyficznych metod wychowawczych — odparł Snape. Spojrzał kątem oka na Hermionę, która uśmiechnęła się teatralnie zawstydzona jego słowami i dodał: — I kar.

Gdyby Minerwa McGonagall miała choć znikome pojęcia ile energii kosztowało Hermionę, aby w tamtej chwili zachować spokojny, lekko teatralny wyraz twarzy pewnie doceniłaby kunszt aktorski kobiety. Młoda gryfonka powstrzymała prychnięcie, które niemal wydobyło się z jej gardła, kiedy usłyszała słowa Snape’a i pokręciła głową, licząc, że włosy choć nieco zasłonią twarz i ukryją niepożądane oznaki rozbawienia.

— W takim razie rozumiem, że sobotnia wizyta u Hugh przyniosła zadowalające rezultaty — stwierdziła Minerwa. Snape spoważniał nieco, posyłając przyjaciółce krótkie, surowe spojrzenie. Starsza czarownica uśmiechnęła się jedynie niewinnie w odpowiedzi. — Cieszy mnie to, Severusie. Czy powiedział ci coś na temat przebiegu diagnostyki i dalszych badań?

Hermiona zmarszczyła brwi i spojrzała przelotnie na Severusa. Więc to dlatego nie było go w Hogsmeade, pomyślała. Wbrew oczekiwaniom poczuła lekki zawód. Owszem, obiecała, że nie będzie się wtrącać w życie i prywatne sprawy mężczyzny i dalej zamierzała dotrzymywać danego słowa. Po cichu jednak liczyła, że sam Severus uzna, że wystarczająco dużo uwagi poświęciła jego zdrowiu, aby podzielić się z nią taką informacją. W tej samej chwili jednak poczuła się jak hipokrytka. Ona nie ufała mu na tyle, żeby wyjawić mu prawdę o tym, że zarówno Harry jak i Aurora wiedzą o ich sojuszu. Czy w takiej sytuacji miała w ogóle prawo mieć do niego pretensje?

— Być może — warknął pod nosem Snape. 

— Och, mój drogi, nie zasłaniaj się tajemnicą lekarską — żachnęła się Minerwa. — Martwię się o twoje zdrowie, to wszystko. Nie chciałabym, aby Hermiona musiała opiekować się starym, schorowanym partnerem będąc w tak młodym wieku.

Kolejny ucisk na ramieniu i kolejne krótkie spojrzenie jasno dały Severusowi do zrozumienia, że młoda czarownica poczuła się urażona dokładnie tak, jak Minerwa tego chciała. Nie do końca rozumiał motyw przyjaciółki — wyraźnie poprosił ją, aby nie mówiła tego nikomu z grona pedagogicznego. A zwłaszcza Hermionie. 

— Rozumiem zazdrość, Minerwo, ale zapewniam cię, że jest wiele instytucji, które za sowitą zapłatę zapewnią ci to samo — powiedział, zanim to Hermiona zdążyła się odezwać. Posłał “ukochanej” krótkie spojrzenie, widząc, że kobieta wpatruje się w niego z lekko rozchylonymi wargami i mruknął: — Prawie to samo, ale w twojej sytuacji nie radziłbym wybrzydzać.

Minerwa uśmiechnęła się kwaśno pod nosem. Severus skinął jej głową i wysunął ramię z uścisku Hermiony, kładąc dłoń na jej plecach i delikatnie popychając do przodu. Kobieta ruszyła przed siebie wciąż nie mówiąc ani słowa. Czuła palący dotyk na lędźwiach, a jednocześnie miała wrażenie, że cały jej dobry humor gdzieś wyparował. Mimo, że Snape odgryzł się Minerwie i to po jego stronie zostało ostatnie słowo, nie czuła się z tego powodu zwycięsko. 

Kiedy skręcili za kolejnym filarem w korytarz prowadzący ku klatce schodowej, Snape zabrał dłoń i wcisnął ją do kieszeni spodni. Hermiona posłała mu pytające spojrzenie, jednak kontynuowała spacer bez słowa. Kiedy dotarli pod jej gabinet kobieta nawet nie odwróciła się, aby pozwolić mu pocałować się w czoło. Nacisnęła klamkę zamierzając zaszyć się w gabinecie, poczytać, pouczyć się… Zrobić ze sobą cokolwiek, byle nie myśleć.

— Moja propozycja jest dalej aktualna — powiedział nagle Snape, a Hermiona odwróciła się powoli i posłała mu pytające spojrzenie. — Jeśli nie masz nic przeciwko towarzystwu starego, schorowanego dziada. 

Nie spodziewał się zobaczyć tak szerokiego i szczerego uśmiechu na twarzy panny Granger. Zwłaszcza, że zrodził się z wyjątkowo smutnego, rozgoryczonego grymasu. Kobieta bez słowa skinęła głową i przywołała do siebie kilka tomów leżących na biurku. Snape odebrał od niej książki, widząc kątem oka, że Hermiona posłała mu kolejny uśmiech. Nie odezwała jednak ani słowem, co z każdą minutą zaczynało coraz mocniej go irytować.

— Wracają ci siły — zauważył nieco retorycznie, przyglądając się lekturom, które Granger zabrała z gabinetu. Zmarszczył brwi, kiedy zrozumiał, że wszystkie dotyczą podstaw magomedycyny i podstawowych zaklęć leczniczych. W końcu to było jej nagrodą, przypomniał sobie. 

— Mhm — mruknęła w końcu Hermiona. — Co nie zmienia faktu, że łańcuchy na najniższych gałęziach choinki będę wieszać ręcznie.

Severus spojrzał na kobietę, która wspięła się akurat na najwyższe stopnie i zatrzymawszy się rzuciła mu przeciągłe spojrzenie z góry. Przystanął, czując dziwną satysfakcję z położenia, w jakim się znaleźli. Ku swojemu zaskoczeniu zauważył, że i Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, taksując go wzrokiem. Nie wiedziała czemu, ale było coś pociągającego w fakcie, iż dla odmiany to ona zdominowała Severusa Snape’a.

— Zetrzyj z twarzy ten uśmieszek — upomniał ją mężczyzna i wolnym krokiem pokonał dzielący ich dystans. Hermiona obserwowała, jak jego postać zbliża się zmuszając, aby zadarła głowę coraz mocniej, aż w końcu stanął obok niej i zmrużył oczy. — Wszystko jest kwestią perspektywy.

— Cóż, nie zabronisz mi się cieszyć moją — stwierdziła z przekąsem, choć nie zamierzała narzekać na żadną. — Czasem dla odmiany dobrze jest zobaczyć, jak widać świat z lotu ptaka.

Snape prychnął i pokręcił głową, kierując się w stronę kolejnych schodów. Kiedy dotarli pod drzwi jego gabinetu, otworzył kobiecie drzwi i zaprosił ją do środka, układając książki na stoliku kawowym, gdzie zwykle siadała. 

— No proszę. — Hermiona wskazała dłonią na świąteczne zawiniątko wciąż spoczywające na biurku Severusa. — Postrach Hogwartu, a dostaje prezenty? 

— Ach, to — jęknął, podchodząc bliżej i zgarniając pakunek. Wrzucił go szybko do szuflady i zatrząsł energicznie głową. — Nigdy nie zrozumiem huśtawki nastrojów nastolatek, a już zwłaszcza takich w ciąży.

Hermiona zaśmiała się, przysiadając na kanapie. 

— Aż boję się spytać, ile takich w karierze pan spotkał.

Ubodło go, że kiedy tylko zostawali sami, Hermiona natychmiast wracała do oficjalnego tytułowania. Wiedział jednak, że nie wyperswaduje tego kobiecie dopóki sama nie będzie gotowa podjąć takiego kroku. 

— Zaskoczę cię, ale niewiele — odparł Snape. Przysiadł na biurku i skrzyżował ramiona na piersi, przyglądając się kobiecie. — Za czasów mojego panowania ślizgoni wiedzieli, że istnieje coś takiego jak godność i granice dobrego smaku. 

Mężczyzna usłyszał prychnięcie i spostrzegł, że Hermiona zakryła usta dłonią.

— Przecież pan wie, że to mogło zdarzyć się w każdym domu — stwierdziła. 

— Ale nie zdarzyło.

— Grunt, że wszystko dobrze się skończyło — mruknęła nieco pocieszająco Hermiona. Spojrzała na zawiniątko i dodała: — Nie otworzył go pan.

— Nie miałem jeszcze okazji.

Hermiona zmrużyła oczy i posłała mężczyźnie zaciekawione spojrzenie.

— Kłamie pan — stwierdziła nagle.

— W jakim celu miałbym to robić, Granger? — Snape uniósł podbródek nieco wojowniczo i zmarszczył brwi. — Nie miałem czasu na takie bzdury.

Jego słowa przykuły uwagę Hermiony, która uchyliła usta. W jej oczach pojawił się błysk ekscytacji, kiedy poprawiała się na kanapie nieco pochylając w stronę siedzącego na biurku mężczyzny. 

— Brew panu nawet nie drgnęła. — Kobieta wskazała na niego palcem i uśmiechnęła się, wydawało się bardziej sama do siebie, niż do Severusa. — Zawsze, kiedy pan mówi, to ona się rusza, nawet jak pan nie kpi. Jakby nerwy były połączone.

— Lata pracy w stresujących warunkach — mruknął pod nosem Snape.

— Nie, nie. Zbyt długo pana znam. — Hermiona wstała powoli i podeszła do mężczyzny, uśmiechając się pod nosem. Czuła znajomą, fascynującą satysfakcję, która ogarniała jej ciało. Miała rację, a on wiedział, że go rozgryzła. — Mogę zobaczyć, co jest w środku?

Severus nie poruszył się, kiedy kobieta stanęła tuż przed nim i spojrzała na niego. Uniósł brew — tym razem całkiem świadomie — i posłał jej kpiące spojrzenie. 

— Czyżby ktoś tu był zazdrosny, Granger? — spytał. Zdał sobie sprawę, że w naturalny sposób dostosował się do humoru Hermiony, o zgrozo nie pierwszy raz, naśladując zarówno jej ton jak i zachowanie. — Czujesz się zagrożona?

— Rozumiem, że gustuje pan w młodszych, bezbronnych kobietach, ale nastolatki to przesada nawet jak na pana — stwierdziła Hermiona, na co Snape prychnął pod nosem.

— Brzmi niemal jak komplement — stwierdził.

Niespodziewanie mężczyzna poczuł przeszywający impuls w ramieniu i skrzywił się, nie będąc przygotowanym na ból po zażyciu lekarstwa. Rozprostował rękę, ale nagły skurcz zmusił go, aby zacisnął dłoń na oparciu mebla, na którym siedział. Zaniepokojona Hermiona podeszła bliżej, dostrzegając na twarzy Severusa krzywy grymas, który spotęgował się, kiedy dostrzegł jej troskę. Tym razem jednak nie zamierzała dać mu uciec. Spojrzała na niego łagodnie i powoli wyciągnęła przed siebie dłonie, czekając, aż mężczyzna jej zaufa. Nie chciała naruszać jego przestrzeni mimo, iż ewidentnie cierpiał, bo wiedziała, że tego nienawidził. Wolała, aby sam się na to zgodził. Snape zlustrował ją groźnym spojrzeniem, ale wiedząc, że nie ma nic do stracenia — poza godnością mężczyzny i honorem ślizgona — powoli ułożył przedramiona na jej dłoniach. 

Kobieta odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się niemrawo. Wiedziała, że nienawidził troski, ale widziała też, że cierpiał. Choć usilnie próbował to ukryć, ból musiał być dla niego nowy i nie do zniesienia, bo nieustannie marszczył brwi i mrużył oczy, nieregularnie mrugając. I dał sobie pomóc, co nie zdarzyło się chyba nigdy wcześniej.

Snape drgnął, czując, jak niezidentyfikowane ciepło zaczęło powoli rozchodzić się po jego przedramionach. Spojrzał w dół i szybko zrozumiał, że źródłem energii są dłonie Hermiony zaciskające się delikatnie na materiale rękawów. Zmarszczył brwi, czując jak niespodziewanie ciepło przybrało na sile. Promieniowało wzdłuż ramion, aż po obojczyki i rozlało się po ciele dając wprost niewypowiedzianą ulgę od bólu. Kobieta podniosła na niego równie zaskoczone, co podekscytowane spojrzenie, które co chwilę uciekało w kierunku jej własnych dłoni. 

— Zadziałało — szepnęła Hermiona. Uśmiechnęła się najpierw do siebie, a potem do Severusa, który wciąż nieco wytrącony z równowagi sytuacją, jaka chwilę wcześniej miała miejsce, przyglądał się jej pytająco. 

— Kiedy się tego nauczyłaś? — spytał Severus po dłuższej chwili. Rozmasował lewe ramię, czując, że przyjemne ciepło nie tylko pozbawiło go bólu, ale i zniwelowało dotychczasową sztywność mięśni. — I co właściwie mi zrobiłaś?

— Nie wiem — przyznała niespodziewanie kobieta. Zerknęła w dół na swoje zaróżowione dłonie, czując łaskoczące mrowienie przebiegające wzdłuż jej palców. — Czytałam ostatnio o kumulacji energii w wiązki i próbowałam to zrobić sama, ale wcześniej to wyglądało zupełnie inaczej… — Podniosła niepewne spojrzenie na Severusa i dodała: — Szczerze powiedziawszy nie miałam pojęcia, co się stanie.

Snape zmarszczył brwi. Granger najwyraźniej naprawdę posiadała ukryty potencjał, jaki wróżono jej odkąd zaczęła uczyć się w Hogwarcie. Pod akademicką inteligencją i wykutymi na pamięć regułkami kryło się coś więcej. Pokłady magii, których mężczyzna nie rozumiał i nie czuł się na siłach eksplorować. Pokłady, które czuł, że mogłyby przerosnąć jego oczekiwania.

— Więc zrobiłaś ze mnie królika doświadczalnego? — spytał nieco kpiąco Severus, a widząc, że na twarz Hermiony wypłynęło przerażenie dodał szybko: — Dobra robota, Granger. 

Skrzywił się, słysząc idiotyczne słowa, które przyszły mu na myśl. Nie wiedział, czy to Granger namieszała mu w głowie swoimi zaklęciami, czy po prostu miękł na starość, ale poczuł, że jest jej winny chociaż tyle. W końcu jakkolwiek nie chciał na to patrzeć, wiele kobiecie zawdzięczał. 

Szybko przekonał się, jak niewiele potrzeba, aby kogoś uszczęśliwić — na twarzy Hermiony pojawił się taki uśmiech, jakiego Severus jeszcze nigdy nie widział. Tak piękny, że przez chwilę po prostu patrzył na nią bez słowa. Tak szeroki i tak szczery, że mężczyzna miał wrażenie, jakby ból już nigdy miał do niego nie powrócić. Tak przyjemny, że mógłby go oglądać codziennie.

Hermiona dostrzegła, że wyraz twarzy Severusa nagle zmienił się — mężczyzna porzucił podszytą delikatną złośliwością kpinę, a na jej miejscu pojawiło się coś, czego nie umiała rozpoznać. Coś nowego, niezrozumiałego. Coś, co bacznie obserwowało każdy jej ruch. Coś co wdzierało się do jej wnętrza i siało w nim spustoszenie. A ona mimo to nie umiała oderwać spojrzenia od ciemnych oczu Severusa. Uchyliła usta, chcąc powiedzieć coś, zaprotestować przeciwko sile, jaka ciągnęła ją w jego stronę. Choć nie poruszyła się ani o milimetr, miała wrażenie, że nagle nie dzielił ich niemal żaden dystans — mogłaby wyciągnąć dłoń i dotknąć jego ciała. Poczuć materiał ubrania. Ciepło skóry. 

Jej serce na moment zatrzymało się, kiedy Severus powoli zsunął się z biurka i stanął naprzeciw niej zmuszając, aby zadarła głowę. Zmarszczył brwi, czując, że to, co się dzieje przekracza w jego kodeksie pewne granice, jednak za nic nie umiał i nie chciał tego powstrzymywać. Zbyt mocno pragnął poczuć znów smak jej ust. 

Gęsta atmosfera w gabinecie została brutalnie rozdarta donośnym pukaniem do drzwi. Hermiona odwróciła się gwałtownie, a Severus ponad jej ramieniem spojrzał w kierunku skąd dobiegł ich dźwięk. Przeklął w myślach osobę, która zakłóciła ich spokój i wyminął kobietę, podchodząc do drzwi. Otworzył je i spojrzał złowrogo na skrzata, który uprzejmie ukłonił się i wręczył mu bez słowa kawałek pergaminu. Snape posłał mu groźne spojrzenie i zatrzasnął drzwi, rozwijając kartkę. Poppy nie mogła wybrać bardziej odpowiedniego momentu, pomyślał. 

Kiedy spojrzał za siebie zorientował się, że Hermiony nie ma w pomieszczeniu. Zmarszczył brwi, słysząc szum wody dobiegający z jego prywatnych komnat i spojrzał w tamtą stronę. Dawno nie czuł tyle sprzecznych emocji, które kłóciły się ze sobą i przyprawiały go o grymas. Z jednej strony doskonale wiedział, czego chciał. Chciał jej. Chciał tego, co ona była skłonna mu dać. Z drugiej strony nie był pewien, czy swoim zachowaniem nie wywołał efektu domina. Flirtując z młodą kobietą, obdarzając się czułością — nawet udawaną — mógł niejako przyczynić się do jej zainteresowania i wzbudzić w niej emocje, które nie były prawdziwe.

Dlaczego musiał chcieć akurat tego, czego ludzie wmawiali, że nie może mieć? 

Hermiona nagle pojawiła się w drzwiach i spojrzała na niego pytająco.

— To coś ważnego? — spytała, unosząc brew i wskazując na pergamin w dłoniach Severusa. 

Mężczyzna machnął nim i prychnął.

— Naturalnie — odparł, podchodząc bliżej biurka. Rzucił pergamin na stół i posłał kobiecie wymowne spojrzenie. — Myślisz, że ktoś w błahej sprawie zawracałby mi głowę, kiedy oficjalnie rozpoczęliśmy już przerwę świąteczną?

Wesoły śmiech Hermiony rozniósł się po pomieszczeniu. Spojrzała na Severusa, który przyglądał się jej uważnie, jakby chciał dostrzec w jej twarzy coś, czego tam nie było. Za późno, pomyślała. Zimną wodą zmyła z siebie szalejące emocje i teraz była niczym czyste płótno — jakby nic się nie wydarzyło. Wiedziała, że dla dobra ich układu tak będzie lepiej. Nienawidziła niezręcznych spojrzeń i uśmiechów, więc nie chciała na siłę się w nie pakować. Severus pewnie też by tego nie chciał. 

Zadowolona stwierdziła, że nie musi się nawet tłumaczyć. Przysiadła na kanapie i sięgnęła po “Magomedycynę dla laików”, z ulgą widząc, że Severus bez słowa sprzeciwu przysiadł za biurkiem i wyciągnął długi kawałek czystego pergaminu. Zaczął kreślić na nim składniki dla eliksirów z listy od Poppy skupiając całą uwagę na pracy i choć żadne z nich nie odezwało się pierwsze, nie czuli, aby towarzyszyła temu krępacja. Jakby nic się nie wydarzyło.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 38Sojusz, Granger? – Rozdział 40 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 5 komentarzy

Dodaj komentarz