Sojusz, Granger? – Rozdział 61

Może to zwyczajnie był sen? 

Hermiona przygryzła opuszek kciuka, który bezwiednie wodził po jej wardze i podniosła spojrzenie na rozpościerający się za oknem krajobraz. Gęsta mgła osiadła na koronach drzew, przez które powoli przedzierały się pierwsze promienie słońca wyłaniające się zza gór. Niczym puszysta, mleczna pianka powoli opadała ku zimnemu, pokrytemu grubą warstwą śniegu poszyciu leśnemu, niknąc tuż przy nagich korzeniach. Nie, pomyślała. Nie miała dostatecznie bujnej wyobraźni, a posmak ust Severusa był zbyt wyraźny, żeby był jedynie wytworem jej umysłu. 

Odwróciła się na fotelu i zerknęła na ścienny zegar. W takim razie dlaczego nie przyszedł? Czekała cierpliwie, żeby jak co dzień odebrał ją z jej gabinetu. Czekała, licząc, że to, co wydarzyło się między nimi poprzedniego wieczora nie zepchnie ich ze ścieżki, na której się znaleźli — nie sprawi, że zamiast kroku w przód, zrobią dwa kroki w tył. Poczuła mrowienie na karku i zmarszczyła brwi, przejeżdżając dłonią w miejscu, gdzie niemal czuła bruzdy po palcach Severusa zaciskających się na jej skórze.

Uśmiechnęła się do siebie i wstała z fotela, poprawiając ulubioną, rozkloszowaną spódnicę i kamizelkę. Nie potrzebowała męskiej eskorty na śniadanie — a skoro Severus nie dotarł do jej gabinetu o zwyczajowej porze, założyła, że coś mu wypadło. Miała cichą nadzieję, że nie miało to związku z wczorajszym wtargnięciem Minerwy, którego wspomnienie wciąż wywoływało słodko-gorzki niesmak w jej ustach, choć przeczucie podpowiadało jej, że mogło. Wolała jednak nie skupiać się na nim, czując, że ssanie w żołądku powoli staje się zbyt nieznośne.

Dotarła do holu pod Wielką Salą i szybko zrozumiała, że nie powinna nigdy uciszać swojego złego przeczucia. Usłyszała świśnięcie powietrza nad głową, kiedy pokonywała ostatnie stopnie i zadarła brodę, dostrzegając przemykającego wzdłuż sufitu Irytka.

Tylko jego tu brakowało. 

— Dzieeeń dooobeeereeek — zaryczał słodkim głosikiem, ściągając na siebie uwagę zarówno uczniów, jak i nauczycieli powoli schodzących się na śniadanie. 

Hermiona nie odpowiedziała ani słowem, licząc, że jej milczenie zniechęci go do wybryków. Poltergeist podpłynął niżej i zatoczył nad jej głową kilka kółek, a młoda nauczycielka bez słowa obserwowała jego poczynania. Instynktownie sięgnęła do kieszeni, zaciskając palce na różdżce, skoro duch tym razem dał jej czas na ewentualną reakcję — ale szybko się okazało, że poza słabymi rymami nie było na co reagować. 

— A co, to Sranger… tak całkiem sama? Gdzie twój przydupas? — Po prostu… idź przed siebie, upomniała się. — Ach, no taaak — jęknął Irytek przeciągle. — Pewnie gna już w siną dal. Aż mi nawet nie jest żal!

Nie zatrzymuj się, nie… Hermiona przystanęła tuż przy rogu korytarza prowadzącego pod pokój nauczycielski, ciskając gromy na wiszącego przy suficie poltergeista. Czuła, że skierowało się na nią każde spojrzenie w holu — włącznie z cynicznym, ociekającym kpiną wzrokiem Irytka, który nie zareagował w żaden sposób na jej upominającą minę. 

— Snapuś-rogacz dał ci dyla, pewnie z inną se popyla — zawył, okręcając się na żyrandolu, który zaskrzypiał złowrogo. Młoda nauczycielka wywróciła oczami, posyłając pobłażliwe spojrzenie w stronę poltergeista, a ten, niezadowolony z faktu, że został zlekceważony, dodał: — Chłop nam chyba się odkochał, aż manatki swe spakował! — Hermiona zmarszczyła brwi. Nie pytaj, nie reaguj. — Och, nie słyszałaś plotek, Sranger? — Irytek był najwyraźniej uradowany faktem, iż będzie pierwszą osobą, od której Hermiona miała się dowiedzieć tylko jemu znanych informacji. — Ktoś tu poszedł w odstaaawkęęę!

Kątem oka Hermiona dostrzegła, że Aurora i Henry zjawili się z odsieczą, przybywając pod Wielką Salę i dołączając do zgromadzenia. 

— Co tu się dzieje? — Aurora zmarszczyła brwi, zerkając krzywo na wiszącego na żyrandolu rechoczącego Irytka i uczniów, którzy z zaciekawieniem przysłuchiwali się całemu zajściu. — Rozejść się, ale już! — Tłum rozpierzchł się w mig, a czarownica podeszła do Hermiony, zerkając na nią z troską. — Hermiona, wszystko w porządku? Czy ten zidiociały kapeć znów cię prześladuje? — zapytała głośniej, unosząc kpiąco brew.

Irytek nastroszył się niczym zwierz i wystrzelił w powietrze, krążąc nad głowami nauczycieli.

— Zidiociały kapeć?! — fuknął oburzony, prychając pod nosem. Po chwili jednak dodał: — Mnie przynajmniej nie da się stąd wyrzucić, szach mat Snapuś-srapuś.

Henry zlustrował ducha groźnym spojrzeniem i machnął różdżką, odganiając go niegroźnym zaklęciem.

— Spływaj stąd — rzucił, ale Hermiona w tej samej chwili zapytała:

— O czym ty mówisz?

Słowa poltergeista dudniły w jej głowie niczym echo starego zegara, a mrowienie na karku stało się niemal drażniące — piekło, szczypało i nie dawało o sobie zapomnieć. Między słabymi rymami zrozumiała, że Irytek wie coś, co dla niej wybrzmiewało tylko jednym słowem: kłopoty.

— Nie bądź taki odważny, profesorku — parsknął duch, a z jego gardła niespodziewanie wydobył się wysoki, skrzekliwy pisk, kiedy odfruwał na widok Hermiony robiącej krok w jego stronę.

— Mów albo Krwawy Baron stanie się twoją ulubioną osobą w tym zamku.

Słysząc cichą groźbę, Irytek niespodziewanie zamilkł i spoważniał. Zmrużył świńskie oczka i przekręcił głowę, przyglądając się Hermionie jakby sama była duchem, a po chwili uniósł brew i podpłynął do niej, nie odrywając od niej ciekawskiego wzroku.

— Hola, hola — upomniał ją. Hermiona poczuła, że na jej ramionach pojawia się gęsia skórka, kiedy usłyszała, że jego głos spadł o oktawę i nie ociekał już cynizmem, a z ust zniknął zawadiacki uśmieszek. — Czy ja wyglądam na przewodnik informacyjny?

Młoda nauczycielka zignorowała dłoń Aurory, która zacisnęła się lekko na jej przedramieniu i zbliżyła się do Irytka o kolejny krok, marszcząc mocno brwi.

— Gadaj — warknęła.

Ku jej zaskoczeniu Irytek nie zrobił nic poza wolnym, dokładnym skanowaniem jej twarzy zza zmrużonych oczu. W pewnej chwili uniósł brew, a kącik szerokich ust drgnął w złośliwym, kpiącym grymasie.

— Twojego chłoptasia wyrzucili ze szkoły — powiedział w końcu.

Żołądek Hermiony ścisnął się w nagłym, bolesnym spazmie. Niemożliwe. Choć doskonale wiedziała, że słowa Irytka powinno się dzielić na dwoje, a nawet na troje, cichy głos z tyłu głowy podpowiadał jej, że tym razem duch nie kłamał. Zbyt dużą satysfakcję odniósł z tego, jaki wyraz pojawił się na jej twarzy. 

— Oszalałaś? — Aurora złapała ją za ramię w momencie, w którym Hermiona zrobiła krok w stronę schodów. — Przecież to patologiczny kłamca, nie daj mu sobie wejść do głowy.

— Hejże, wypraszam sobie! — oburzył się duch, ale młoda nauczycielka weszła mu w słowo, przysuwając się bliżej ciemnoskórej nauczycielki i jej towarzysza.

— A co jeśli nie kłamie? Mówił, że jakaś kobieta zjawiła się w Hogwarcie — mruknęła. — Sama doskonale wiesz, kto lubi odwiedzać Minerwę w cholerną niedzielę!

Irytek z niemal chorobliwą fascynacją przyglądał się, jak nauczyciele konspiracyjnie zerkają po sobie, coraz mocniej zaniepokojeni. 

— Przecież dopiero co rozmawialiście, widzieliście się wczoraj — rzuciła ciszej Aurora. — Nie powiedział ci, że coś się stało?

W normalnych okolicznościach Hermiona prawdopodobnie spaliłaby się ze wstydu. Teraz jednak zmierzyła Aurorę przelotnym spojrzeniem, kręcąc głową i gestykulując żywo ręką. Czuła, że jej gardło ścisnęło się tak mocno, że ledwo mogła nabrać oddech.

— Nie rozmawialiśmy o pracy — mruknęła, zerkając w stronę schodów. — Muszę iść. Muszę to sprawdzić.

Brwi Sinistry zmarszczyły się, kiedy wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Henrym. Oboje widzieli po minie Hermiony, że ta nie odpuści — determinacja wyryła się na jej twarzy równie mocno, co upór w spojrzeniu. Choć Aurora liczyła, że to kolejny parszywy żart poltergeista, ona również miała w głowie cichy głosik, mówiący jej, że jest inaczej. Skinęła porozumiewawczo głową i złapała ramię Henry’ego, rzucając:

— Chodź, dżentelmenie. Trzeba skopać parę tyłków.

Severus Snape tymczasem stał w gabinecie Minerwy, mocno zaciskając szczękę. Musiał to robić, inaczej był pewien, że nie powstrzymałby się przed wyrzuceniem Murphy co sądzi o całym tym cyrku, w którym brali właśnie udział. Choć szczerze powiedziawszy — powoli zaczynało mu być wszystko jedno. Wisząca nad nim perspektywa zwolnienia sprawiała, że nie widział sensu w samokontroli nad językiem i dobrym wychowaniu, które Minerwa błagała, aby zachował podczas spotkania z Murphy i jej zastępcą. Głupia, naiwna albo jedno w drugie, pomyślał. Liczyła, że Murphy zmieni zdanie, że cokolwiek wpłynie na jej decyzję. Severusowi wystarczyło jedno spojrzenie w błękitne oczy wysokiej czarownicy, żeby zrozumieć, że nie ma co liczyć na jej łaskę. I dobrze, stwierdził kwaśno. Nienawidził być na nią zdany.

— Daliśmy panu każdą możliwą szansę, ale widzę, że człowiek pana pokroju po prostu nie umie z nich korzystać — stwierdziła kobieta, lustrując nauczyciela przeciągłym spojrzeniem. — Ostrzegałam pana, profesorze Snape, że kolejny incydent z pana udziałem zakończy się terminacją pana umowy.

— Nie przypominam sobie, żeby ten warunek uwzględniał udział pani własnego dziecka — prychnął cicho Snape. 

Minerwa posłała mu oburzone, karcące spojrzenie, ale kompletnie je zignorował. Elisabeth Murphy jakby tylko czekała, aby usłyszeć choć jedno słowo na temat swojej córki — uśmiechnęła się pod nosem, unosząc kpiąco brew i odparła:

— Niech się pan cieszy, że nie poprowadzimy pana do odpowiedzialności — mruknęła ciszej. Z jadowitą satysfakcją, jakiej Snape dawno nie słyszał w innym głosie, niż własnym. — Naraził pan zdrowie, a może nawet życie panny Fletcher. 

Severus zmrużył oczy, gryząc się w język. Był zbyt zmęczony, aby prowadzić bezsensowne dysputy z kobietą, która mogła mu jedynie zaszkodzić — a on jedyne, co mógł, to nagadać jej tak, aby poszło jej w pięty. Szala nie była i nigdy nie miała być w tym wypadku przechylona na jego korzyść. 

— Pani Murphy, ustaliliśmy już, że ten wypadek nie został spowodowany zaniedbaniem ze strony profesora Snape’a — stwierdziła Minerwa, podchodząc bliżej. — Rozumiem, że jest pani wzburzona, ale osobiście uważam…

— Z całym szacunkiem, dyrektor McGonagall — przerwała jej Elisabeth — pani opinia w tej kwestii nie rozstrzyga tego sporu. Decyzja została już podjęta. 

Minerwa posłała pytające spojrzenie najpierw wysokiej blondynce, a potem tęgiemu czarodziejowi stojącemu obok. Żadne jednak nie wyglądało, jakby jej słowa zrobiły na nich jakiekolwiek wrażenie. Mężczyzna w dodatku nabrał wody w usta, zupełnie jakby jego los również leżał w drobnych dłoniach Murphy — a Severus posłał mu spojrzenie jasno sugerujące, co myśli o pantoflarzach jego pokroju.

— Ilu członków rady głosowało za taką decyzją? — zapytała Minerwa, a Snape posłał jej ukradkowe spojrzenie, zaskoczony wrogością, jaką wyczuł w jej spokojnym dotąd głosie. 

Elisabeth Murphy nie była zadowolona zadanym niewygodnym pytaniem.

— Głosowanie nie jest konieczne w sytuacji zagrożenia zdrowia bądź życia ucznia — przypomniała, unosząc wysoko brodę. — Taka sytuacja kończy się natychmiastowym wydaleniem nauczyciela i odebraniem mu praw do nauczania.

Minerwa tylko czekała, aż kobieta rzuci w jej stronę formułkę z regulaminu, który sama pomagała układać Albusowi — który poinstruowany przez nią dość dobitnie przysłuchiwał się wymianie zdań zza ramy w milczeniu i uśmiechnął się, widząc triumfującą minę wypływającą na twarz McGonagall. 

— Pod warunkiem, że nie dopełnił on należytych środków ostrożności rażąco zaniedbując swoje obowiązki i — czarownica uniosła brew — nie istniało żadne realne zagrożenie ze strony ucznia. 

Cisza, jaka zapadła w gabinecie została zagłuszona jedynie przez głośny, zdenerwowany oddech Elisabeth Murphy. Minerwa wiedziała, że tę bitwę wygrała ona — choć wciąż mieli do wygrania wojnę, a Severus, ciskający gromy w stronę Murphy i nie odzywający się ani słowem w swojej własnej obronie nie pomagał jej prowadzić bitew. 

Blondynka podeszła do dyrektorki, lustrując ją powoli, dokładnie i w sposób, który ewidentnie miał ją onieśmielić. A przynajmniej taki efekt próbowała osiągnąć — bo Minerwa McGonagall, mimo swoich wad, nie była kimś kto łatwo daje się upokorzyć i złamać. Murphy prychnęła niemal prosto w twarz Minerwy, kiwając głową podczas kiedy koniec jej języka pogardliwie muskał kącik ust. 

— W porządku — powiedziała w końcu lodowatym tonem. — Głosowanie to i tak tylko formalność. — Urwała, teatralnie przeciągając wypowiedź i posłała Minerwie kolejne, pełne frustracji spojrzenie. — Zwołam zebranie na przyszły weekend.

Skinęła głową swojemu zastępcy, który posłał Minerwie nieco przepraszające spojrzenie i ruszył za nią do wyjścia. Starsza czarownica odetchnęła głęboko, zerkając porozumiewawczo na Severusa, który tylko czekał na ten sygnał — wystrzelił w kierunku drzwi, czując, że wściekłość i bezradność powoli odbierają mu władzę nad ciałem. Poczuł, że przez jego ramię przeszedł elektryzujący, nieprzyjemny impuls i skrzywił się, licząc, że szybko będzie mógł zniknąć w swoim gabinecie niedręczony już przez absolutnie nikogo.

— Proszę nie przywiązywać zbyt wiele nadziei do tego głosowania, profesorze Snape — usłyszał, kiedy już miał zamiar odejść. Odwrócił się, widząc, że Murphy na odchodnym zmierzyła go kpiącym spojrzeniem.

Po prostu milcz, polecił sobie Snape. Wiedział, że traktowanie jej jak dziecka było złotą receptą, bo nie dając atencji żałosnym próbom poniżenia go, odbierał kobiecie satysfakcję z tego, że czuła się od niego lepsza. Ale skoro i tak był na przegranej pozycji… co stało na przeszkodzie, aby wyprowadzić ją z błędu?

— Domyślam się, że nie jest pani fanką demokracji — zakpił, unosząc brew.

Minerwa przymknęła na moment powieki, mając ochotę głośno westchnąć. Dać mu łopatę, a sam sobie grób wykopie. Niespodziewanie za plecami przyjaciela dostrzegła drobną, kobiecą postać, za którą podążały kolejne dwie, których kompletnie nie spodziewała się zobaczyć. Spięła się, widząc, że nad głowami nauczycieli idących w ich kierunku swobodnie lewitował Irytek i modliła się, aby niewyparzony język Severusa był tu największym problemem.

— Och, demokracja nie ma tu nic do rzeczy — zaśmiała się pogardliwie Elisabeth. — Tak, jak wspominałam, to będzie czysta formalność i myślę, że w tej kwestii doskonale się rozumiemy. — Severus zmarszczył brwi, skanując jej rozciągniętą w samozadowoleniu twarz. Oczywiście, że ją zrozumiał. To nigdy nie miało być uczciwe głosowanie, a on doskonale wiedział, że Murphy była skłonna do poświęceń, aby się go pozbyć. — Polecam rozglądanie się za nową pracą. I jeśli mogę coś zasugerować… — Kobieta zrobiła kilka kroków w jego stronę, uśmiechając się złośliwie. — Na pana miejscu stroniłabym od kierunków akademickich. Mogą nie być do pana przyjaźnie nastawieni. 

— Całe szczęście — stwierdził Snape, unosząc brew w wymownym wyrazie. — Przynajmniej miałbym spokój od roszczeniowych gówniarzy i jeszcze bardziej roszczeniowych rodziców. 

Minerwa liczyła, że Severus dostrzegł jej oburzone spojrzenie. Widziała, że był zmęczony i wiedziała, że uczestnictwo w takich przedsięwzięciach nie należało do jego ulubionych — zwłaszcza, że nie umknęło jej uwadze, że co jakiś czas zaciskał mocno dłoń, kiedy spazm bólu przeszywał jego ramię. 

— W takim razie liczę, że wypowiedzenie w pełni pana usatysfakcjonuje, profesorze Snape — odparła Murphy jadowicie słodkim głosem. 

— Obawiam się, że będzie pani musiała wręczyć jedno więcej. 

Hermiona niczym cień zjawiła się u boku Severusa i zadarła brodę, spoglądając na Murphy walecznym wzrokiem. Aurora bez słowa stanęła obok niej w towarzystwie Henry’ego, który zmierzył przewodniczącą Rady Rodziców oschłym spojrzeniem i uśmiechnął się teatralnie uprzejmie. 

Minerwa obrzuciła całą trójkę zszokowanym spojrzeniem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Zastanawiała się, jak w ułamku sekundy sytuacja wymknęła się spod jej kontroli w tak absurdalny sposób — a Irytek jako jedyny obecny nie był absolutnie winien temu zajściu. 

— Ach, tak — mruknęła Murphy. Cofnęła się o krok, mierząc przeciągłym spojrzeniem Hermionę, po czym spojrzała na Severusa i uśmiechnęła się kpiąco. — To dlatego czuje się pan taki nietykalny. Coś słyszałam. — Kobieta prychnęła, widząc, że drobna ręka Hermiony odruchowo wysunęła się nieco przed ramię Snape’a. Cienkie brwi poruszyły się wymownie, a błękitne oczy ześlizgnęły się po sylwetce drobnej nauczycielki, której brwi mocno ściągały się ku sobie we wzburzonym wyrazie. — Nie ma problemu, profesor Granger — mruknęła, uśmiechając się. — Z przyjemnością rzucę temat pani wypowiedzenia na zebraniu Rady Rodziców. 

Posłała całej czwórce przelotne spojrzenie i odeszła, zostawiając po sobie przeraźliwy chłód i ciężką, dudniącą wręcz ciszę. Hermiona wypuściła z płuc wstrzymywane powietrze, oglądając się przez ramię i upewniając, że wysoka czarownica i człapiący za nią korpulentny mężczyzna zniknęli. Niespodziewanie jednak poczuła na przedramieniu dłoń Severusa, która mocno zacisnęła się na materiale jej koszuli i odwróciła na niego spojrzenie, czując, jakby cały świat zatrzymał się dosłownie na ułamek sekundy.

— Zadowoleni? — Minerwa McGonagall podeszła do nich, marszcząc brwi. Aurora poruszyła wymownie brwiami, Henry spuścił oczy w podłogę, a Hermiona dopiero po chwili oderwała wzrok od Severusa i skrzywiła się przepraszająco. — Mam nadzieję, że chociaż jesteście z siebie dumni, bo popis daliście przepiękny. — Patrzyła po twarzach wszystkich swoich podwładnych, widząc doskonale, że wszyscy są mocno skonsternowani; a Severus wyglądał na równie zszokowanego, co ona sama. — Idźcie. Zejdźcie mi z oczu, bo dostanę przez was migreny.

Sinistra wywróciła oczami, słysząc słowa starszej czarownicy i uśmiechnęła się, zerkając na Hermionę i jej zaczerwienione od emocji policzki. Młoda czarownica skinęła głową, odwracając się na pięcie i niemal biegiem ruszyła w stronę klatki schodowej, a Snape posłał przyjaciółce przelotne spojrzenie, dopiero po chwili doganiając swoją “narzeczoną”. 

— Nie sądziłam, że się do tego posunie — mruknęła Aurora. 

Wyłapała porozumiewawcze spojrzenie Minerwy, widząc, że dyrektorka wcale nie była tak zła, jak brzmiała — a w jej oczach przemknęło coś na kształt dumy. 

— Teraz tylko miejmy nadzieję, że Murphy nie zdecyduje się wywalić ich oboje na zbity pysk — powiedziała zmęczonym tonem. 

Zerknęła na plecy znikających w korytarzu nauczycieli, którzy w kompletnej ciszy dotarli do gabinetu na trzecim piętrze. Hermiona czuła, że im dalej od gabinetu Minerwy się znajdowała, tym jej nogi były słabsze. Kiedy przekraczała próg kwater Severusa miała wrażenie, jakby całe jej ciało było wykonane z waty. Przystanęła przy jednym ze skórzanych foteli, czując, że słowa same zaczęły cisnąć się jej na język.

— Co za wstrętne babsko! — fuknęła, mnąc w palcach sztywny materiał obicia. — Nie rozumiem, jak można być tak okropną osobą! Jak można być tak upartym, zadufanym w sobie snobem i to w imię czego? Satysfakcji? Poczucia wyższości?

Hermiona pokręciła głową, krzywiąc się na wspomnienie jadowitego tonu kobiety, której piękna twarz kompletnie kłóciła się z paskudnym charakterem. Odwróciła się, nie słysząc żadnej reakcji ze strony Severusa i zamilkła natychmiast, widząc, że ciemne oczy lustrowały ją ze złością.

— Co ty, do cholery jasnej, wyprawiasz? 

Kobieta uchyliła usta, zaskoczona pytaniem i tonem pełnym pretensji, wyrzutu i wściekłości. Pokręciła głową, nie rozumiejąc, jakiej odpowiedzi Severus od niej oczekuje.

— O co ci chodzi? — zapytała, marszcząc brwi, kiedy wysoki czarodziej zrobił kilka kroków w jej stronę, odpychając się od drzwi.

— Dobrze wiesz — warknął Snape, stając naprzeciw niej. Hermiona zadarła brodę, czując, jak gula utyka w jej gardle. — Naprawdę nie mogłaś odpuścić?

Hermiona spojrzała na niego łagodnie, licząc, że Severus zrozumie, że to nie ona była jego wrogiem i stali po tej samej stronie barykady — czy tego chciał, czy nie. 

— Stanęłam tylko w obronie narzeczonego — mruknęła.

Nigdy chyba nie widziała tylu emocji, które naraz przewinęły się w ciemnych, niemal czarnych oczach Snape’a pod fałszywą zasłoną kompletnej obojętności. Gdyby nie wpatrywała się w nie zapalczywie, pewnie przegapiłaby ten moment i drgnięcie brwi, kiedy mężczyzna zlustrował jej twarz.

— Udawanego — rzucił pod nosem.

Severus szybko pożałował swoich słów. Obserwował, jak wąskie nozdrza Hermiony rozchylają się na sekundę w towarzystwie warg, które kobieta momentalnie zamknęła. Zmarszczyła na nowo brwi, odrywając od niego spojrzenie i cofnęła się o krok, uśmiechając kwaśno.

— Każdy się czasem poświęca, zwłaszcza w słusznej sprawie.

Wiedziała, że jego emocje nie było skierowane do niej i to co mówił, było kierowane wyłącznie złością na Murphy — choć jednocześnie zdawała sobie sprawę, że to nie stanowiło żadnego wytłumaczenia. On po prostu nie umiał tego kontrolować.

— Nie prosiłem cię o to — powiedział Severus gorzko

— Nie musiałeś — stwierdziła Hermiona nieco oschłym tonem, wchodząc mu w słowo. Była zła, że musi się powtarzać i po raz kolejny przypominać, że nie broni jego godności, tylko racji i praw. A on znów wziął to za wyraz litości, której zapomniał, że Hermiona do niego nie czuła. — Poza tym z nas dwojga to ja nie mam nic do stracenia, pamiętasz? — Snape zmarszczył brwi, słysząc jej słowa. — W końcu to i tak mój ostatni rok w tej szkole.

Hermiona poczuła, że gorycz przesiąka przez jej język i słowa, które się na nim pojawiły. Niczym chorągiewka dopasowała się do tonu rozmowy, jaką narzucił Severus i poddała się jego emocjom, czując, że jego złość stała się jej własną.

— To nie znaczy, że mają cię nienawidzić — warknął cicho mężczyzna.

— Och, możesz się zamknąć, proszę? — Hermiona machnęła bezradnie dłonią, czując, że czara się przelała. — Murphy może sobie myśleć o mnie co jej się żywnie podoba, a mnie i tak nie będzie to obchodzić. Nie, kiedy grozi komuś bezpodstawnym zwolnieniem, bo jest przebrzydłą, uprzedzoną babą! — Chorągiewka zerwała się z masztu i dała ponieść się porywistemu wiatrowi, który zwiastował burzę. — A ty nie zachowuj się, jakbym zrobiła ci krzywdę, bo jedyne co zrobiłam, to stanęłam po twojej stronie. I nie mam zamiaru ani za to przepraszać, ani się z tego tłumaczyć.

Co właśnie zrobiłaś, wyrzuciła sobie, czując, że serce pulsuje jej niebezpiecznie mocno. Spojrzała na Severusa, który uniósł brew, skanując beznamiętnie jej twarz, choć w jego spojrzeniu przemknęło coś na kształt niezrozumienia.

— Stanęłaś po mojej stronie ryzykując swoją reputacją i posadą, do cholery — rzucił, po raz kolejny zbliżając się do Hermiony. — Z całym szacunkiem dla twojej gryfońskiej godności, Granger, ale nie mogę ci na to pozwolić. Nie tym razem.

Pusty żołądek wywrócił się na drugą stronę, kiedy kobieta usłyszała swoje nazwisko wypowiedziane lodowatym, gniewnym tonem.

— Nie pamiętam, żebym prosiła o twoje pozwolenie, Severusie — odparła.

Snape zrozumiał, do czego doprowadził, kiedy tylko usłyszał, że jej ton ochłodził się próbując przybrać barwę podobną do jego własnego głosu. Stał w milczeniu, wpatrując się w zaczerwienioną twarz i piękne, orzechowe oczy, które patrzyły na niego z wyrzutem i złością. Przez dłuższą chwilę po prostu milczał. Nie wiedział, co powiedzieć. Walczyła o niego bardziej, niż on kiedykolwiek walczył o cokolwiek — włącznie z samym sobą. I mimo iż uparcie próbował ją od tego odwieść, ona brnęła w to pchana siłą, której nie rozumiał. 

— Skąd założenie, że to wszystko jest bezpodstawne? — zapytał w końcu. — Zachowałaś się absolutnie bezmyślnie, a nawet nie wiesz, czy było warto.

Hermiona prychnęła gorzko, marszcząc brwi i kręcąc głową.

— Do tego wcale nie muszę wiedzieć, co się stało — burknęła pod nosem i uśmiechnęła się ironicznie. — Ale proszę, oświeć mnie. Powiedz, co takiego zrobiłeś Amandzie Murphy, żeby zasłużyć na wypowiedzenie.

Zadrżała, kiedy wzrok Snape’a na moment ześlizgnął się po jej twarzy, lustrując wykrzywione w grymasie usta. Zanim jednak zdążyła dostać odpowiedź, gęstą atmosferę w gabinecie rozdarło pukanie do drzwi. Severus warknął pod nosem, energicznie do nich podchodząc i otworzył je na oścież. 

— To prawda? — Christina wparowała do jego gabinetu jak wystrzelona z procy. Stanęła pomiędzy Severusem, a Hermioną, patrząc to na jedno, to na drugie i uniosła brwi w wyczekujący wyrazie. — To prawda, że Murphy chce pana zwolnić?

Hermiona posłała nastolatce zaskoczone spojrzenie.

— Skąd…

Odpowiedź sama nasunęła się jej na język, zanim Christina zdążyła się odezwać.

— Irytek, oczywiście — sarknęła wściekle dziewczyna. — Cała szkoła już huczy od plotek.

Oczy nastolatki skierowały się na Severusa, który zamknął ociężale drzwi i spojrzał na obie kobiety spod byka. Zastanawiał się, czy proszenie o święty spokój to naprawdę tak wiele.

— I co, Blakers? — zapytał cynicznie, unosząc brew. — Ty też zamierzasz rzucić się pod rozpędzony pociąg ratując moje dobre imię?

Christina uchyliła usta, posyłając mu pytające spojrzenie, ale szybko zerknęła na Hermionę, która przymknęła powieki i westchnęła. 

— Tak — odparła buntowniczo i zrobiła krok w stronę Snape’a. — Tak, oczywiście. Przecież to nie pana wina. Eloise powiedziała, że to Amanda spowodowała ten wypadek, tak? 

Hermiona uniosła wymownie brew i posłała spojrzenie w stronę Severusa, który wywrócił oczami, widząc jej minę.

— To niczego nie zmienia, Blakers — mruknął pod nosem. 

— Jak to?

Christina była zaskoczona. Hermiona pokręciła głową, widząc, że Severus marszczy brwi i zmęczony obchodzi nastolatkę, która nie rozumiała zrezygnowania swojego byłego opiekuna. 

— Oczywiście, że zmienia — powiedziała łagodnie, zerkając pocieszająco na Christinę. — Dyrektor McGonagall nie da nikogo zwolnić bez powodu.

Severus zatrzymał się na wysokości biurka i odwrócił do Hermiony, posyłając jej nieco pobłażliwe spojrzenie.

— Głos ci drży. Czyżbyś sama nie wierzyła w to, co mówisz? — Miał ochotę roześmiać się, widząc wywracające się oczy kobiety. — Może trzeba było to przemyśleć zanim zasugerowałaś, żeby cię solidarnie zwolnili.

Christina uniosła wysoko brwi i uchyliła usta, prześlizgując się spojrzeniem po nauczycielach, jakby oboje oszaleli albo co najmniej postradali zmysły. Hermiona jednak dostrzegła, że za kpiącym uśmieszkiem na twarzy Snape’a pojawił się grymas bólu i sama zmarszczyła brwi.

— Przecież nie zwolnią was oboje… — zaczęła skonsternowana nastolatka, kręcąc głową w niedowierzaniu. — To jakieś szaleństwo.

Hermiona jednak już jej nie słuchała. Zauważyła, że dłoń Severusa mocno zacisnęła się na krawędzi biurka, a nozdrza orlego nosa rozszerzyły się, kiedy stłumił syknięcie.

— Christino, zostaw nas samych, proszę — powiedziała poważniej, zerkając przelotnie na dziewczynę. 

Kątem oka dostrzegła, że Severus złapał się za ramię i zrozumiała, że za moment miało ono przestać być dla niego oparciem. Rzuciła się do przodu w porę, aby stanąć przed mężczyzną, kiedy spazm bólu przeszył jego rękę wyciskając zza mocno zaciśniętych ust warknięcie. Podtrzymała jego ciało, czując, że dłoń Snape’a zaciska się na jej łokciu, próbując ją odepchnąć. Posłała mu ostre spojrzenie, dając do zrozumienia, że nie powinien nawet próbować tego robić.

— Wynoś się stąd — warknął, patrząc prosto w jej oczy. 

Hermiona zmarszczyła mocno brwi, czując palce wżynające się w skórę na jej przedramieniu. Odruchowo przycisnęła się do ciała Severusa, próbując z całych sił walczyć z oporem, jaki stawiał. 

— Zapomnij — powiedziała niemal szeptem. 

Dotknęła dłonią rany na piersi Severusa, czując, że im waleczniejsze stawało się jej spojrzenie, tym mocniejszy stawał się uścisk jego dłoni. Szarpnęła ramieniem, czując, że nie drgnęło nawet o cal, ale nie ugięła się, a mężczyzna poczuł nagle, że mięśnie w jego ręce kurczą się w przeraźliwym spazmie, który niemal zmiażdżył drobne ramię Hermiony zamknięte w żelaznym uścisku.

Ona jednak zupełnie zdawała się tego nie czuć. Błękitna mgła wydobyła się spod jej dłoni, a zaraz za nią pojawiło się tak przyjemne ciepło, że Severus aż uchylił usta. Objął ramię Hermiony, przyciągając ją do siebie i spojrzał prosto w orzechowe oczy, które nie przestawały skanować jego twarzy, podczas kiedy kojąca fala rozpływała się po jego ciele, łagodząc każde zakończenie nerwowe, jakie znalazła się na jej drodze. 

Trwali w takim zamknięciu naprawdę długą chwilę. Hermiona poczuła, że magia powoli wysysa z niej siły i odetchnęła głęboko, wiedząc, że nie może się teraz poddać — jeszcze nie. Musiała poczuć ulgę, która zniwelowała ból siejący spustoszenie w ciele Severusa. Musiała zobaczyć ją w jego oczach. Niespodziewanie dostrzegła, że twarz mężczyzny przysuwa się bliżej i poczuła, że przytknął swoje chłodne czoło do jej rozgrzanego. Przymknęła powieki, pozwalając, aby magia swobodnie płynęła przez jej dłonie, a Severus wsłuchał się w jej oddech, chłonąc spokój z powoli poruszającego się przy nim drobnego ciała.

Nagle Hermiona poczuła, że uścisk dłoni zelżał, a Severus wyprostował się powoli. Odsunęła dłoń, kończąc zaklęcie i od razu odnalazła ciemne oczy. Zmarszczyła brwi, widząc, że napięte rysy twarzy rozluźniły się — zniknęła ostro zarysowana pod naciskiem żuchwy szczęka, nozdrza rozrzerzające się w spazmatycznym oddechu i usta, wykrzywiające się w koszmarnym grymasie.

— Pójdę po panią Pomfrey… — usłyszeli za plecami Hermiony i jednocześnie spojrzeli na Christinę, w oczach której malował się strach i zdezorientowanie. 

Młoda nauczycielka uśmiechnęła się, robiąc kolejny krok do tyłu i rozmasowała ścierpnięte dłonie, które szczypały od użycia tak skondensowanej magii. Dopiero teraz poczuła też, jak silny w rzeczywistości był uścisk dłoni, która zamknęła się na jej ramieniu. Palce Severusa, które werżnęły się pod jej skórę zostawiły niemal piekący ślad, dziurę, którą czuła pod materiałem szaty.

— Jak będziesz wychodzić zabierz ze sobą Hermionę — mruknął Snape. — Nie zniosę tylu upartych wiedźm naraz w moim gabinecie.

Gryfonka zaśmiała się pod nosem, słysząc znajomą kpinę w jego słabym głosie i posłała mężczyźnie przelotne spojrzenie. Był blady, ale wyglądało na to, że póki co zażegnali kryzys. 

— W takim razie ja zostaję — stwierdziła, unosząc nonszalancko brew. Zerknęła na nastolatkę i dodała: — Nie ma potrzeby fatygować Poppy, panno Blakers. Poradzę sobie. — Skinęła Christinie głową, uśmiechając się łagodnie i mruknęła: — Idź już. 

Dziewczyna zmarszczyła niepewnie brwi, wciąż nieco oszołomiona tym, czego była świadkiem. Lustrowała Hermionę wzrokiem pełnym podziwu i szoku, a wzrok, a kiedy spojrzała na Severusa, widać w nim było niepokój i troskę. W końcu skinęła głową, odwracając się i posłusznie wycofała z gabinetu. Kiedy drzwi zamknęły się za nią, Hermiona spojrzała na Severusa, wymownie wskazując brodą kanapę.

— Nie żartowałem, każąc ci się wynosić — powiedział Snape.

Hermiona nie odwróciła spojrzenia, mimo iż wypalało ono dziurę w jej brzuchu. Choć było słabe i sfatygowane bólem, wciąż miało w sobie moc, jakiej kobieta nie widziała w żadnych innych oczach.

— Jak widzisz wcale się nie śmieję — odparła.

Severus westchnął i odepchnął się ociężale od biurka, podchodząc do kanapy. Jego opór względem niepozornie wyglądającej czarownicy był bezcelowy, a jego złowrogie spojrzenia w jej kierunku nigdy nie miały już działać tak, jak tego chciał. Pozwolił, aby Hermiona przyniosła eliksir od Whitlocka i plastry, które trzymał w sypialnianej gablocie i w milczeniu obserwował jej poczynania.

Wzdrygnął się, kiedy usiadła obok niego i sięgnęła do zapięcia jego szaty. Miał wrażenie, że od wczorajszego wieczora, kiedy robiła to w zupełnie innym kontekście, minęła wieczność — a jego życie dosłownie obróciło się wokół własnej osi, stając na opak i śmiejąc mu się prosto w twarz. Zaskoczyło go spojrzenie, jakie posłała mu Hermiona — i równie mocno zaskoczyło go to, że doskonale zrozumiał, co chciała mu tym powiedzieć. Zupełnie, jakby rozumiał ją bez słów. Czytam w myślach gryfonom, cudownie. 

Pozwolił, aby uchyliła poły jego koszuli i nie poruszył się nawet o milimetr, kiedy drobne dłonie dotknęły jego skóry. Kobieta w milczeniu obserwowała zaczerwienioną, wysuszoną skórę, którą mocno opinał elastyczny opatrunek nasączony intensywnym, ziołowym lekarstwem. Powoli ściągnęła go, odsłaniając zaczernioną ranę, ale nie powiedziała ani słowa — uniosła spojrzenie na posągową, obojętną twarz Severusa, który patrzył przed siebie, jakby czekał na ścięcie. Przyłożyła dłoń do poszarpanej skóry, a Snape poczuł, że w niewielkiej przestrzeni, jaka oddzielała wnętrze jej ręki od jego ciała wytworzyła się kolejna, przyjemna fala ciepła. Dopiero wtedy zdecydował się zerknąć na kobietę — lecz zamiast odrazy i niechęci, jedyne co dostrzegł, to jej uważne spojrzenie utkwione we własnych dłoniach podążających powoli wzdłuż jego obojczyka. Nie spuścił wzroku ze skupionej twarzy, czując, jak mięśnie rozluźniają się pod wpływem jej zaklęć. Zacisnął dłoń, która luźno spoczywała pomiędzy nimi na kanapie i przymknął oczy, czując błogą ulgę. 

Hermiona uśmiechnęła się, słysząc stłumione westchnienie i dokończyła zaklęcie, po czym sięgnęła po nowy opatrunek. Podniosła się na kolanach, pochylając ku Severusowi i jednym sprawnym ruchem naciągnęła materiał wokół jego ramienia, czując, że spiął ciało, aby ułatwić ten ruch. Zerknęła w dół, widząc utkwione w niej ciemne oczy i chwilę wpatrywała się w nie bez słowa, przypominając sobie, jak łapczywie patrzyły na nią poprzedniego wieczora.

— Odpocznij — poprosiła ciepłym głosem, łagodnie dotykając jego przedramienia. — Przyjdę do ciebie później. — Odsunęła się, obserwując, jak Severus naciąga materiał koszuli na nagą skórę i uśmiechnęła się, słysząc niezadowolone prychnięcie z jego ust. — Żeby sprawdzić, czy żyjesz. Nie chciałabym mieć cię na sumieniu — dodała, wymownie poruszając brwiami. —  W porządku?

Snape wywrócił oczami teatralnie, co spotkało się z cichym śmiechem Hermiony.

— Skoro musisz — mruknął.

Hermiona wstała, zerkając na niego z ukosa i prychnęła bezgłośnie pod nosem.

— Nie muszę — stwierdziła. — Chcę.

Nie umknęło jej uwadze przelotne spojrzenie, którym Severus ją obrzucił i skinienie głowy, które odpowiedziało na jej nieme pytanie o to, czy on również tego chce. Chciał. Czuł, że potrzebował tego bardziej, niż był skłonny przyznać i bardziej, niż kiedykolwiek się spodziewał.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 60Sojusz, Granger? – Rozdział 62 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Hej. Z wielką chęcią zagłębiłam się w nową historię, której nie znałam wcześniej i pora na mój komentarz. Wybacz, że nie pisałam ich na bieżąco, ale zaczęłam czytać zanim założyłam tu konto, a później postanowiłam podsumować. Ogólnie na początku nie byłam zachwycona pomysłem, wybrałam to opowiadanie z racji na objętość, bo nie znoszę miniaturek. (Pozostawiają za dużo niedosytu.) I o ile chęć utarcie nosa Minerwie wydaje mi się zbyt błaha aby zmusić pierwszoplanowych bohaterów do takiej intrygi, o tyle niesamowicie mnie zaskoczyło, jak to pociągnęłaś. Zdecydowanie polubiłam Twoje postaci, są bardzo realne – co w fanfikach kocham! Tak więc, jak fabularny początek nie przypadł mi do gustu, tak opowiadanie jako całość bardzo lubię. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam serdecznie, AR.

Dodaj komentarz