Sojusz, Granger? – Rozdział 80

Cisza, jaka towarzyszyła im podczas śniadania następnego dnia jeszcze mocniej przytłoczyła ich swoim ciężarem, o ile było to w ogóle możliwe. Hermiona siedziała w bezruchu oparta na swoim fotelu, przyglądając się po kolei uczniom w rzędach najbliżej stołu nauczycielskiego i co jakiś czas stukała paznokciem w porcelanową filiżankę trzymaną w dłoniach.

Była w pracowni. Severusowi udało się w jakiś sposób ocalić część bazy, która cudem nie uległa zniszczeniu i ku jej zaskoczeniu zorientowała się, że mężczyzna dokończył eliksir — korzystając najwyraźniej z jej notatek, które czekały na nią w kantorku, odłożone w bezpieczne miejsce. Jego gest mocno ją zaskoczył i sprawił, że odkąd spóźniona dotarła do Wielkiej Sali, nie powiedziała ani słowa. Chciała powiedzieć mu tyle rzeczy; nie tylko przeprosić i podziękować, ale wyznać, jak tęskni za jego ramionami, które czule ją obejmowały czy za ustami, które całowały ją z ochotą. Za Snape’em, który czuł do niej cokolwiek.

Mężczyzna obserwował ją jednak ukradkiem, uwagę zwłaszcza skupiając na szczupłych dłoniach, pokrytych cienkimi, ledwo widocznymi żyłkami i jednym, ciemniejszym piegiem tuż przy załamaniu kciuka — kiedy Hermiona nalewała sobie kawy, przyjrzał się im uważniej, widząc, że posłuchała jego polecenia i pozwoliła Poppy opatrzyć swoje rany. Jeśli zrobiła to samodzielnie — nawet nie zamierzał jej besztać. Musiałby przy tym przyznać, że dobrze jej to wyszło, więc wybrał bezpieczną opcję i po prostu zdecydował się milczeć.

Niespodziewanie kątem oka Hermiona dostrzegła, że ramię Severusa drgnęło, a jego dłoń zacisnęła się w niekontrolowanym geście. Kobieta zmarszczyła natychmiast brwi, prostując się nieco, kiedy zobaczyła na bladym profilu wyraz zdezorientowania i szoku wywołanego bólem, którego Snape zwyczajnie się nie spodziewał. Gryfonka pochyliła się w jego stronę, zastygając jednak w miejscu, kiedy mężczyzna odwrócił głowę, posyłając jej mordercze, jednocześnie kompletnie zagubione spojrzenie.

Zanim młoda nauczycielka zdążyła cokolwiek zrobić, ciemnowłosy czarodziej wstał, gwałtownie odsuwając krzesło. Złapał je zdrowym ramieniem i obszedł, szybkim krokiem kierując się do wyjścia, a zaskoczona Hermiona odwróciła się za nim, zerkając pytająco na Aurorę, która zmarszczyła jedynie brwi. Przeprosiwszy ciemnoskórą profesor, młoda szatynka w pośpiechu dogoniła Severusa, którego długie nogi zdołały zaprowadzić aż pod drzwi wyjściowe z pokoju nauczycielskiego.

— Severusie.

Minerwa McGonagall, która niespodziewanie ukazała się im po uchyleniu ciemnego skrzydła, spojrzała na wysokiego mężczyznę uważnie, od razu dostrzegając jego zdenerwowanie. Ścięła go wzrokiem, po chwili spoglądając na równie poważną minę Hermiony, która powoli do nich podeszła. 

— Oboje tu jesteście, dobrze — mruknęła pod nosem. — Dostałam sowę z Mungo. Wygląda na to, że zgubiła drogę, bo list został nadany kilka dni temu. — Młoda gryfonka zamarła, słysząc słowa przełożonej, a Snape zmarszczył mocniej brwi. — Doktor Whitlock będzie tu dzisiaj.

Nie istniały słowa zdolne opisać uczucie ulgi, jakie rozlało się wtedy po ciele Hermiony. Wypuściła powietrze z urwanym śmiechem pełnym zmęczenia, którego ślad starła wszechogarniająca nadzieja i spokój, jaki w końcu obezwładnił zszargany niepewnością umysł.

— W takim razie nie ma potrzeby, żeby ciągnąć tę rozmowę — mruknął niespodziewanie Snape.

Kobiety spojrzały na niego zaskoczone, obserwując jak przedziera się przez drzwi bez dalszego słowa wyjaśnienia, zmuszając Minerwę, aby usunęła mu się z drogi. Starsza wiedźma spojrzała na stojącą z tyłu szatynkę nieco skonsternowana, widząc, że jej mina zrzedła, kiedy Severus oddalił się od nich szybkim krokiem.

— Powiadomię cię, kiedy Hugh się zjawi — powiedziała, a Hermiona posłała jej krótkie spojrzenie. — I porozmawiam z Severusem. A ty odpocznij, moja droga — dodała łagodniej. — Nie wyglądasz najlepiej.

Orzechowe oczy zmrużyły się nieco pod marszczącymi się mocno brwiami, kiedy kobieta odprowadzała wzrokiem swoją przełożoną. Też mi coś, prychnęła wściekła w myślach, wzruszając przy tym gniewnie ramionami. Wróciła do swojego gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi i stanęła przed lustrem w łazience, przeklinając pod nosem Minerwę i jej dobroduszność — choć wiedziała, że to nie dyrektorka odpowiadała za pociemniałe kręgi na dolnych powiekach, za uwydatnione zmarszczki przy ustach, które układały się w wiecznie niezadowolony, zrezygnowany grymas ani za zmętniałe, leniwie skanujące otoczenie oczy. Nie, pomyślała. Temu winna była tylko ona sama.

Co nie zmieniało faktu, że darowanie sobie komentarzy na ten temat było wysoce pożądane. Hermiona przemyła nieco zbyt agresywnie twarz, czując jak przyjemnie chłodna woda studzi rozgrzane od złości policzki i doprowadziła do porządku włosy oraz szatę. Spojrzała na swoje odbicie, wiedząc, że nie jest cudotwórczynią i to będzie musiało wystarczyć, po czym wróciła do części dziennej i zasiadła w swoim fotelu, przez chwilę po prostu patrząc na swoje biurko w bezruchu.

Nie potrafiła skupić myśli na niczym innym, niż na Whitlocku. Iskierka nadziei, jaka zapaliła się w niej na wieść o tym, że magomedyk przybędzie do Hogwartu teraz płonęła już pokaźnym płomieniem, choć Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę, że to wszystko mogło boleśnie zmiażdżyć jej oczekiwania. W końcu uzdrowiciel sam to przyznał — nie był w tej dziedzinie ekspertem. Na jego odpowiedź wciąż czekali.

Na szczęście dla Hermiony okazało się, że choć może i Hugh Whitlock nie był specjalistą od problemów neurologicznych, miał łeb na karku i powołanie do tego, aby pomagać ludziom w potrzebie. Oraz znajomości, które w kluczowych momentach okazywały się o wiele przydatniejsze, niż same umiejętności.

Kiedy notatka na biurku zabrzęczała, dając sygnał o wezwaniu, Hermiona pospiesznie wstała i opuściła swoje kwatery, kierując się szybkim krokiem na drugie piętro, prosto pod drzwi gabinetu McGonagall. Starsza czarownica otworzyła je po chwili i z kwaśnym uśmiechem zaprosiła przybyłą czarownicę do środka.

— Panno Granger — przywitał się z nią Whitlock, kiedy dostrzegł ją wchodzącą do pomieszczenia.

Młoda gryfonka uśmiechnęła się do niego, zerkając pobieżnie na Severusa i obcego jej mężczyznę, którzy siedzieli naprzeciw siebie w fotelach gościnnych przy biurku Minerwy. Blondyn o łagodnej, gładko ogolonej twarzy, mocno nakreślonej przez niemal kwadratową szczękę, wydawał polecenia milczącemu Snape’owi, który z ostentacyjną niechęcią spełniał je według szczegółowych zaleceń.

— Dziękuję, że znalazł pan dla nas czas — powiedziała cicho Hermiona, przyjmując wyciągniętą w jej stronę dłoń postawnego czarodzieja.

— W tym momencie to już ciekawość zawodowa — stwierdził nonszalancko Whitlock, rozluźniając tym nieco spiętą atmosferę. — Profesor Murray, którego pani poleciłem, jest niestety za granicą — dodał nieoczekiwanie, a młoda kobieta zmierzyła go pytającym wzrokiem. — Liczyłem, że przekonam go po starej znajomości do pomocy, ale okazuje się, że jest nieosiągalny. Póki co. — Uzdrowiciel zamilkł, marszcząc brwi i spojrzał na siedzących nieopodal mężczyzn. — Dlatego wziąłem ze sobą Bernarda. Myślę, że na tyle, na ile to wystarczy, będzie w stanie rzucić fachowym okiem na pani narzeczonego.

Hermiona aż wzdrygnęła się, słysząc jak magomedyk nazwał Snape’a. Jej wzrok mimowolnie podążył śladem Whitlocka i zatrzymał się na nieruchomej sylwetce ciemnowłosego mężczyzny, który z niezadowoloną miną odsunął się, kiedy pochylający się w jego stronę Bernard wstał niespodziewanie i podszedł bliżej.

— Proszę siedzieć spokojnie — powiedział spokojnym głosem, wyciągając dłonie przed siebie. — Tak jak mówiłem, to nie będzie długo trwało.

Snape ściął go wzrokiem, a kącik jego ust drgnął w agresywnym wyrazie. Pozwolił jednak, aby uzdrowiciel ułożył dłonie na jego skroniach i powstrzymał odruchowy syk, kiedy nagła fala przetoczyła się przez jego czaszkę. Młoda gryfonka, która ze zniecierpliwieniem wymalowanym na twarzy obserwowała całe badanie, podeszła krok bliżej, mnąc palce złożonych przed sobą dłoni.

— Zastanawiałem się, wie pani — zaczął przyciszonym głosem Whitlock, odciągając uwagę Hermiony od trwającego badania. — Czy może w rodzinie pana Snape’a były jakieś przypadki chorób układu nerwowego? Albo w ogóle… jakieś choroby? Wiadomo coś pani na ten temat?

Kobieta zmarszczyła brwi, chwilę wpatrując się w stojącego przed nią wysokiego medyka bez słowa. Nie znała odpowiedzi na to pytanie, choć wydawało się, że to właśnie ona powinna móc jej udzielić. W poszukiwaniu pomocy Hermiona zerknęła przez ramię w stronę Minerwy, której brwi mocno ściągały się ku sobie.

— Nic mi o tym nie wiadomo — mruknęła pod nosem siwiejąca czarownica. — Przynajmniej nikt w najbliższej rodzinie na nic podobnego nie cierpiał.

Hermiona spojrzała ponownie na Whitlocka, który zacmokał, pocierając brodę, po czym zerknął uważniej na niewysoką szatynkę.

— Może się pani dowiedzieć, czy w dalszej rodzinie coś takiego miało miejsce? — zapytał, unosząc brew, a młoda gryfonka wyprostowała się, słysząc jego prośbę. — Taki wywiad oszczędziłby czasu profesorowi Murrayowi, a i dałby nam pogląd na to, skąd przypadłość pana Snape’a się wzięła. I czym może dokładnie być.

— Dowiem się — odpowiedziała szybko Hermiona, kiwając energicznie głową. — Postaram się zebrać jak najwięcej informacji.

— Dobrze — przytaknął z aprobatą Whitlock. — Dobrze.

Niespodziewanie jego głos zagłuszyło warknięcie Severusa, które poniosło się echem po wysokim, owalnym sklepieniu i niemal natychmiast przyciągnęło uwagę stojących z boku czarodziejów. Młoda gryfonka obserwowała, jak ciemnowłosy mężczyzna odsuwa się, mierząc złowrogim wzrokiem lekarza, który wyprostował się zrezygnowany, choć niezrażony zachowaniem pacjenta.

— Będzie pan żyć, panie Snape — stwierdził nieco pobłażliwie Bernard, odchodząc od Snape’a. Podszedł do Whitlocka, lustrując przelotnym spojrzeniem Minerwę i przybyłą później Hermionę, po czym dodał: — Sploty kory mózgowej wydają się nienaruszone, zresztą jak sama struktura. — Widząc, że jedynie stojący obok niego uzdrowiciel zrozumiał w pełni, co znaczyły jego słowa, wyjaśnił: — Jak na moje oko, powinien odzyskać pamięć lada dzień. Bez żadnych, długotrwałych powikłań.

McGonagall odetchnęła głęboko, widząc kątem oka, że towarzysząca jej młoda gryfonka przymknęła oczy, równie ciężko wypuszczając powietrze z płuc. Uśmiechnęła się odruchowo, kiedy na ustach Hermiony pojawił się uradowany wyraz pełen ulgi i zerknęła na Whitlocka, który pokiwał głową, najwyraźniej równie usatysfakcjonowany z diagnozy, co obie kobiety.

Severus jedyny nie wyglądał, jakby cieszył go przebieg wizyty medyków w Hogwarcie. Po prawdzie — na jego twarzy nie było widać niczego. Siedział w fotelu i nie czuł absolutnie nic, nie umiejąc w żaden sposób utożsamić się ze swoją własną sytuacją. Mimo, iż poczuł odrobinę, jak to jest żyć we własnej skórze z “przyszłości”, dosłownie i w przenośni, wciąż nie potrafił oswoić się z powagą sytuacji, którą rozumiał, ale która jednocześnie nic dla niego nie znaczyła. Nie była “jego” problemem.

— To wszystko z mojej strony — powiedział Bernard, posyłając spojrzenie w stronę Hermiony. — Proszę poczekać na odpowiedź profesora Murraya, ja nie poczuwam się do bycia specjalistą w jego dziedzinie.

— Do tego czasu proszę posiłkować się tym, co pani ma, panno Granger — wtrącił Whitlock, niepewnie zerkając na Severusa. — Opatrunki i eliksir powinny wystarczyć, chyba, że potrzebuje pani świeży zapas?

Szatynka podążyła za spojrzeniem Whitlocka, kiedy ten skierował wzrok z powrotem ku niej i zmarszczyła brwi, widząc, że Snape popatrzył w jej stronę w tym samym momencie. Spotkała jego ciemne oczy znienacka, w pół drogi i uciekła im zdecydowanie zbyt niezręcznie.

— Z tego co wiem, eliksir był na wykończeniu — powiedziała.

Całe szczęście dla niej, Bernard zrobił zamieszanie, zabierając swoją torbę i kierując się ku drzwiom. Minerwa odprowadziła go z uprzejmym uśmiechem, a Hermiona posłała jej przeciągłe spojrzenie, zerkając na odchodnym na Whitlocka.

— Przyślę go do pani niezwłocznie po powrocie — obiecał lekarz, uśmiechając się na widok wdzięcznej miny stojącej przed nim szatynki.

— Dziękuję — mruknęła kobieta. — Również za podpowiedź o eliksirze ziołowym — dodała, uśmiechając się szerzej, a łysiejący czarodziej przyjrzał się jej zaciekawiony. — Faktycznie, żadna magia nie działa tak dobrze, jak zwykłe, mugolskie napary.

— Dlatego liczę, że uda się pani dowiedzieć tego, o czym rozmawialiśmy — stwierdził Whitlock.

Snape, który do tej pory jedynie przysłuchiwał się rozmowom dziejącym się obok niego, podniósł wzrok na siwego czarodzieja, który pożegnawszy się z panną Granger odwrócił się i skierował do wyjścia, gdzie czekał na niego jego towarzysz. Kobieta odprowadziła go wzrokiem, stając plecami do Severusa, który zmarszczył brwi tak mocno, że poczuł nieprzyjemny skurcz przeszywający jego twarz. Drzwi zamknęły się, a Minerwa wróciła w głąb gabinetu, zerkając kolejno na swoich podwładnych.

Żadnemu z nich nie spodobała się cisza, jaka zapadła w owalnym pomieszczeniu. Hermiona zerknęła na McGonagall, kątem oka dostrzegając nagle, że Snape podniósł się z miejsca, ruszając ku nim wolnym krokiem.

— Odprowadź mnie — polecił dość nieoczekiwanie.

Młoda gryfonka zadarła na niego pełne niezrozumienia spojrzenie i powiodła wzrokiem za sylwetką, kiedy mężczyzna minął ją i oddalił się w stronę drzwi. Spojrzała skonsternowana na Minerwę, ale ta nie wyglądała, jakby miała przyjść jej z pomocą. Zmrużyła oczy, uśmiechając się do Hermiony, kiedy ta pożegnała się z nią krótkim skinieniem głowy i obserwowała, jak była podopieczna opuszcza jej gabinet, zostawiając ją samą w gabinecie. Z pustą — pozornie — ramą.

— Czyli wszystko pod kontrolą — usłyszała i odwróciła się, posyłając Dumbledore’owi pobłażliwe, nieco poirytowane spojrzenie, któremu brak było iskierki rozbawienia.

— Jesteś żenujący, Albusie. Zachowujesz się jak gówniarz — skomentowała, niemal prychając w odpowiedzi na oburzoną minę starego czarodzieja.

— Unikam niepotrzebnych scysji, Minerwo — stwierdził niestrudzenie Albus.

— Jedyne, czego chcesz uniknąć to odpowiedzialność — skarciła go dyrektorka, siadając za swoim biurkiem. — Mam szczerą nadzieję, że nie dojdzie do kolejnej takiej sytuacji, ale i tak uważam, że nie możesz się przed nim chować jak tchórz.

— Słyszałaś tego, jak mu tam…

— Bernard — warknęła McGonagall, łagodniejąc jednak pod dobroduszną, spokorniałą miną Albusa, którą przybrał w reakcji na swoje zapominalstwo. — Słyszałam, co mówił. I mam nadzieję, że się nie myli.

Nie ona jedna miała taką nadzieję — Hermiona Granger wybiegła z owalnego gabinetu na korytarz, doganiając Severusa, który dotarł aż pod barierkę przy krętych schodach prowadzących na niższą część piętra. Przystanęła, zerkając na mężczyznę pytająco, ale ten nie uraczył jej żadną odpowiedzią, ani jednym słowem. Zszedł po stopniach, przelotnie jedynie kontrolując, czy kobieta podąża jego śladem, kiedy wychodził na główną część drugiego piętra.

Ruszył przed siebie, widząc, że drobna sylwetka zjawiła się obok i powiedział:

— Udało mi się uratować część bazy pod eliksir.

Hermiona zerknęłą na niego przez ramię, unosząc brew w zaskoczeniu.

— Tak, wiem. Widziałam — odparła szybko, czując że wbrew wszystkiemu na jej policzki wypływa rumieniec. Zawaliła, a on nawet mając ją dalej za nieznośną uczennicę, pomógł jej i uratował skórę. — Widziałam też, że dokończyłeś eliksir — dodała. — Dziękuję.

Snape po raz kolejny zobaczył to spojrzenie, które potrafił rozpoznać, ale nie zrozumieć — kobiety nie uśmiechały się do niego w ten sposób. Nie patrzyły na niego tak, jak ona. Ona nigdy wcześniej tak na niego nie patrzyła. I nie wiedział, jak się z tym czuć.

— Nie zrobiłem tego dla ciebie — stwierdził, odwracając wzrok, jednak niespodziewanie poruszył wymownie brwiami i dodał: — Właściwie zrobiłem to dla samego siebie, jakby na to nie patrzeć.

Usłyszał cichy śmiech obok siebie, jednak nie spojrzał w stronę jego źródła. Poprowadził ich ku klatce schodowej, a widząc, że kobieta nie oponuje, podążając za nim w ciemno, uśmiechnął się krzywo pod nosem i wspiął powoli po schodach.

— Teraz tylko pozostaje mieć nadzieję, że ten twój wynalazek nie wyrządzi mi jakiejś wielkiej krzywdy — sarknął, kiedy znaleźli się przy szczycie schodów przy rozwidleniu korytarzy trzeciego piętra. 

— To naprawdę był wypadek — wyjaśniła Hermiona i posłała mu pobłażliwy uśmiech. — Nawet najlepszym się zdarza.

Wystarczająco nawrzucała sobie poprzedniego wieczora przed pójściem spać, żeby teraz jeszcze słuchać jego przytyków.

— Nie pochlebiasz sobie? — zakpił Snape, zatrzymując się i stając przed kobietą, którą zmierzył przenikliwym, lekko prześmiewczym spojrzeniem. Nie spodziewał się, że ten ton tylko pogłębi rumieniec na speszonej twarzy i uniósł brew, przyglądając się Granger uciekającej przed jego wzrokiem.

— Może odrobinę — odparła, uśmiechając się szerzej.

A Severus pierwszy raz celowo zawiesił spojrzenie na tym widoku. To, co robiła — sposób, w jaki na niego patrzyła, jak się do niego uśmiechała i to nawet, kiedy próbowała się przed tym wzbraniać — doprowadziło do zatarcia się dla niego różnicy pomiędzy tym, kim dla niego była w “przeszłości” i tym, kim stała się dla niego w “teraźniejszości”. Stała się nagle po prostu Hermioną — kobietą, której serce zostało mu podstawione prosto pod nos i która nagle nie znaczyła dla niego nic poza tym.

— Pozwolisz, że sam to ocenię — powiedział, widząc, że szatynka zerknęła na niego pytająco.

Zrozumiała jednak, o co ją prosił i skinęła głową, kłaniając się lekko mężczyźnie, który wskazał jej dłonią korytarz prowadzący pod jego kwatery. 

— Skoro te twoje opatrunki naprawdę działają… — zaczął Snape, ale niespodziewanie towarzysząca mu gryfonka obruszyła się, zmuszając go do urwania zdania.

— A przyjmowałbyś je z litości? — zapytała kąśliwie, nie spodziewając się jednak, że jej ton spotka się z równie zjadliwym, choć wciąż rozbawionym barytonem.

— Wiedziałabyś, że tak jest. Nie pytałabyś.

Hermiona posłała Snape’owi nieco chełpliwe spojrzenie, po raz kolejny besztając się, kiedy jej policzki zapłonęły żywym ogniem. Gdyby nie to, o czym rozmawiali, nie uwierzyłaby, że stracił pamięć. Nieoczekiwanie odkryła też, że powrót do znajomego tonu rozmowy wcale nie obudził w niej wspomnień — za to przywołał znajome uczucie, które kobieta pamiętała aż za dobrze. Nie oczekiwała jednak poczuć go właśnie teraz. Nie teraz.

— I tak nie muszę — odparła przekornie, kiedy dotarli pod ciemne drzwi gabinetu. — Na tyle, na ile miały… pomogły. Spełniły swoje zadanie.

Ciemnowłosy czarodziej chwilę mierzył ją beznamiętnym wzrokiem, po czym uchylił przed nią skrzydło i wpuścił do gabinetu bez ani jednego słowa. Kiedy zamykał za nimi drzwi, zerknął na kobietę przelotnie i dostrzegł, że podeszła niepewnie do kanapy.

— Napijesz się herbaty? — zapytał, mijając Hermionę, która spojrzała na niego zaskoczona. Skinęła głową z szerokim uśmiechem, a kiedy Severus przywołał Różyczkę, zajęła miejsce na skórzanym meblu, składając dłonie przed sobą. — Dwie herbaty — poprosił, gdy skrzatka skłoniła się nisko.

— Właściwie… — mruknęła Hermiona, posyłając Różyczce przepraszające spojrzenie. — Jedną kawę.

Poczuła na sobie spojrzenie ciemnych oczu, ale zanim zdążyła zareagować, do jej uszu dobiegł nieco kpiący, męski głos.

— W takim razie dwie kawy — sprostował Snape. — Jedna z łyżeczką cukru.

Skrzatka ponownie skłoniła się i deportowała z cichym pyknięciem, a mężczyzna odwrócił się, widząc uśmiech, który Granger próbowała skrzętnie zamaskować. Przywołała niewerbalnym zaklęciem eliksir oraz niewielkie pudełko ze swojego gabinetu, a ciemnowłosy czarodziej obserwował w ciszy, jak powoli rozkłada je na stole, wyciągając i rozprostowując w dłoniach podłużny, jasny materiał.

— Więc jak to działa? — zapytał, wciskając dłonie do kieszeni spodni.

Hermiona podniosła na niego spojrzenie i zmarszczyła brwi.

— Jest samoprzylepny — wyjaśniła, zerkając na bandaż trzymany w dłoniach. — Naciągasz skórę i aplikujesz przez niego eliksir.

Kilka sekund, podczas których nie padło między nimi ani jedno słowo, a ona wiedziała, że jeśli podniesie głowę, odnajdzie jego ciemne oczy, dłużyły się w nieskończoność. Severus zdawał się jednak zaciekawiony, mimo niecodziennych okoliczności i pierwszy przerwał panującą w jego gabinecie ciszę.

— Skąd ten pomysł? — Jego brew uniosła się w drwiącym geście, choć nie przyćmiło to błysku zaintrygowania w ciemnych tęczówkach. — Jednego dnia po prostu to wymyśliłaś?

Kobieta prychnęła, prostując się i opierając wygodniej na kanapie.

— Prawdę mówiąc dokładnie tak było — zaśmiała się w odpowiedzi. — Czytałam książkę, nawet nie potrafię przypomnieć sobie, jaki był jej tytuł — dodała, a Snape jedynie uniósł pogardliwie brew. — Był tam artykuł o parze naukowców, którzy szukali sposobu na złagodzenie bólu migrenowego z użyciem mat rozgrzewających. Nasączyli je eliksirami przeciwbólowymi i rozkurczowymi, a potem kładli pod nich pacjentów na całą noc. Ponoć skóra jest najlepszym absorbentem wszelkich takich mikstur, stąd ten pomysł.

Mężczyzna zrozumiał co do niego powiedziała mimo rozemocjonowanego słowotoku. Wciąż jednak nie tłumaczyło to, w jaki sposób wpadła na tak konkretny pomysł. Granger jednak sama przyszła mu z pomocą i wyjaśniła:

— Zaczęłam zastanawiać się, w jaki sposób to wykorzystać, ale żebyś mógł normalnie funkcjonować. Wiem, że nie usiedziałbyś tyle czasu bezczynnie, więc to nie wchodziło w grę. — Snape prychnął, podchodząc bliżej fotela i przyjrzał się kobiecie uważniej. — Uznałam, że coś przypominającego plastry sprawdzi się najlepiej i… cóż, zdało to egzamin. Nie cierpiałeś już… tak bardzo.

Choć jej oczy pełne były litości, on po prostu się w nie patrzył. Przysiadłszy naprzeciw niej przyglądał się, jak w dziennym świetle orzechowe tęczówki nabierają złotawej, brudnej barwy, pięknej w swojej prostocie i nie miał jej za złe tego, że mu współczuła. Poczuł się dziwnie z tym, że wręcz podobało mu się to w jej wykonaniu.

Różyczka pojawiła się w gabinecie chwilę później. Ku zaskoczeniu zarówno Hermiony jak i Severusa, na tacy, którą dzierżyła w długich, wykrzywionych dłoniach, poza filiżankami znajdowały się dwie parujące miseczki, którym skrzatka posłała niepewne spojrzenie, zestawiając je na stół.

— Różyczka słyszała, że nie byli państwo na obiedzie — mruknęła cicho, spuszczając potulnie głowę. Nauczyciele spojrzeli na nią równocześnie, jedno z rozczuleniem, jedno z pobłażaniem, a stworzenie dodało: — Różyczka pozwoliła sobie przynieść państwu ciepłej zupy.

Kryształowo lśniące oczy zwróciły się na Severusa, a Hermiona niemal roześmiała się, widząc jego minę. Była jednak zbyt dotknięta gestem skrzatki, żeby cokolwiek przeszło jej przez gardło, poza wzruszonym podziękowaniem i przepyszną, przyjemnie rozgrzewającą miską jedzenia. Przyglądała się znad niej najpierw podejrzliwemu, a potem zachęconemu Snape’owi, który pochłonął całą miskę, nie potrafiąc oszukać ludzkiego, fizjologicznego uczucia, jakim był głód.

— Jestem skłonny wybaczyć ci zbałamucenie mojej skrzatki — rzucił w końcu, odstawiając porcelanowe naczynie na stolik kawowy.

Hermiona zaśmiała się, kończąc swoją zupę i zlustrowała go nieco drwiącym spojrzeniem.

— Naprawdę tyle wystarczyło? — zapytała, unosząc brew, co spotkało się z ostentacyjnym wywróceniem się ciemnych oczu ku sufitowi. — Poza tym szczerze wątpię, że zrobiła to tylko ze względu na mnie — dodała wymowniej.

To, że Różyczka lubiła i troszczyła się o Severusa nie ulegało wątpliwości, dlatego właśnie Hermiona podejrzewała, że skrzatka zrobiłaby dokładnie to samo, nawet, gdyby dotyczyło to tylko jego — pomimo tego, iż przez ostatnie tygodnie usługiwała im obojgu i otworzyła się na obecność młodej nauczycielki w życiu profesora, który do tej pory był jej jedynym “panem”.

— Ostatnio wiele rzeczy dzieje się z tego powodu — stwierdził nagle Snape. Kobieta odniosła wrażenie, że mu to przeszkadza; że znów poczuł presję wywieraną na niego przez zaistniałą sytuację. Ku jej zaskoczeniu jednak mężczyzna dodał: — Powiedz… jak uciążliwe było to, co się ze mną działo?

Hermiona zawiesiła nieruchome spojrzenie na twarzy ciemnowłosego czarodzieja, wiedząc, że są dwie odpowiedzi na jego pytanie — a ona nie miała bladego pojęcia, której od niej oczekiwał.

Dla niego — zdecydowanie. Nieprzyjemne, nawracające skurcze, przypadkowe, niekontrolowane ruchy bądź zaniki czucia, które uniemożliwiały mu w pełni korzystanie z władzy rąk doprowadzały go momentami do szału. “Młodszy” Severus nie pamiętał, jak nieprzyjemny był smak frustracji, rozgoryczenia i bezsilności, które towarzyszyły mu w tamtych momentach i zapomniał o tym, jak wiele oddałby, aby móc się go pozbyć. Zdążył poznać jednak uczucie strachu i niepewności, które za tym wszystkim szły — wtedy, siedząc w Wielkiej Sali, nie mając pojęcia co się stało z jego ciałem, poczuł przeszywające drganie w kręgosłupie, które spotęgowało ból o niezrozumienie skąd pochodzi. I spowodowało, że zaczął zastanawiać się, jak bardzo jego zły stan zdrowia wpłynął na komfort jego życia.

Dla niej — to zależało. Z jednej strony troska o niego i chęć odkrycia, co mu jest, przyszły naturalnie. Samoistnie pojawiły się wraz z kiełkującym niepohamowanie uczuciem. Nie czuła, że robi coś z przymusu ani presji, zwłaszcza, kiedy poświęcała swój własny czas na jego problemy. Wtedy zupełnie jej to nie wadziło. Z drugiej strony przyzwyczaiła się trochę do tego, że mężczyzna miewał gorsze dni i czasem ból był tak nieznośny, że odbijało się to na nich wszystkich. Przyzwyczaiła się też, niestety, do tego, że to bagatelizował, a mimo to była wściekła, kiedy uparcie odpychał jej pomoc. Wtedy było to uciążliwe. Kiedy jednak widziała, jak cierpiał, nie wiedząc jak mu pomóc, kiedy musiała patrzeć, jak rysy twarzy nabierają przerażającej ostrości wyrytej przez ból… Wtedy oddałaby wszystko, aby to zakończyć. 

— Czasem bywało gorzej — wyznała Hermiona, spoglądając na Snape’a z kwaśną miną. — Wtedy… wtedy tak, było to uciążliwe. Dla nas oboje. — Zmarszczyła brwi, odrzucając od siebie nieprzyjemne wspomnienia i dodała weselej: — Ale z reguły było dobrze. Do opanowania dzięki temu i eliksirowi, który Whitlock ci dał.

Uniosła opatrunek z pudełka, które przysunęła bliżej i zerknęła niepewnie na siedzącego przed nią mężczyznę.

— Nie wiesz, co powodowało te wyjątki? — zapytał Snape, unosząc brew, a Hermiona otaksowała go przeciągłym spojrzeniem, zanim odpowiedziała.

— Nie. Myślałam… początkowo sądziłam, że to coś prostego, jak stres czy nerwy. Cokolwiek, co podnosi ciśnienie, nawet… aktywność — dodała, czując, że gorąca zupa nie była jedyną rzeczą, która zagotowała jej krew w żyłach. Ciemne oczy jedynie zmrużyły się w reakcji na jej słowa. — Ale to nie zawsze się sprawdzało, dlatego tak ciężko było ustalić jakąś regułę.

— A co nią było? Jak to… wyglądało?

Zaskakujące pytanie Severusa zawisło na moment w powietrzu, przynosząc ze sobą kilka długich sekund ciszy. Hermiona nie rozumiała, czemu jego dociekania wywołały w niej taką złość. Skrzywiła się nieco, uchylając usta, ale nie od razu była zdolna coś odpowiedzieć. Owszem, rozumiała, że chciał wiedzieć — miał do tego prawo, to już ustalili. Nie rozumiała jednak, jak mógł prosić ją, aby opowiadała mu o bólu, jakiego doświadczał, zamiast cieszyć się, że nie musi się z nim zmagać. Może i chciał wiedzieć, za czym nie musi w tym przypadku tęsknić, ale mimo to ciężko przychodziło jej zrozumienie, jak mógł podchodzić do tematu tak masochistycznie.

— Naprawdę chcesz wiedzieć? — zapytała, od razu jednak widząc znajomą minę Snape’a.

— Zdaje się, że wszyscy dookoła mnie wiedzą — stwierdził pod nosem.

— To niesprawiedliwe, wiem — stwierdziła Hermiona, marszcząc mocniej brwi. — Ale sam mówiłeś, życie nie jest sprawiedliwe. A to, że nie pamiętasz bólu to akurat najlepsze, co wyszło z całej tej sytuacji.

Wiedział, że miała rację. Ciekawość zaprowadziła go na ścieżki, gdzie chciwość przesłaniała zdrowy rozsądek, ale zrozumiał, że może faktycznie powinien zawrócić. W końcu nie był masochistą; nie tęsknił do utraconych wspomnień cierpień, jakich doświadczył i właściwie nie był tak bardzo ciekaw, jak wyglądały. Bardziej interesowało go, w jakim stopniu uprzykrzało mu to życie, a tego już się dowiedział.

— Ty go pamiętasz — powiedział nagle.

Hermiona podniosła na niego zdezorientowany wzrok, który szybko nabrał nieco gorzkiego wyrazu.

— Taka moja niesprawiedliwość — stwierdziła siląc się na kpinę. — Na szczęście, póki co, to tylko wspomnienie.

— Dobrze, że mamy coś, żeby utrzymać ten stan rzeczy — odparł Snape, zerkając wymownie na pudełko leżące na stoliku. 

Uniósł brew w wyczekującym geście, obserwując, jak ciemne oczy najpierw kierują się na opatrunek, a potem z powrotem na niego. Kobieta podała mu jeden z podłużnych fragmentów materiału, czując, że powietrze gwałtownie uciekło z jej płuc, kiedy ich dłonie zetknęły się ponad blatem. Severus zmierzył plaster czujnym wzrokiem, marszcząc brwi i posłał Hermionie nieufne spojrzenie.

— Potrzebujesz pomocy? — zapytała, unosząc odruchowo brew i niemal roześmiała się, widząc morderczy grymas na twarzy ciemnowłosego czarodzieja.

— Wystarczy, że tu będziesz i upewnisz się, że tego nie schrzanię — burknął pod nosem, ale ona nie dosłyszała końcówki jego wypowiedzi, czując, jak jej serce niemal eksploduje w piersi, kiedy “wystarczy, że tu będziesz” wyryło się na jego powierzchni.

Uśmiechnęła się, spuszczając na moment spojrzenie i kątem oka obserwowała jak na twarzy Snape’a pojawia się konsternacja.

— Musisz nałożyć to na skórę — powiedziała. — Nagą.

Spaliła się przy tym ze wstydu niczym pochodnia. Ciemne oczy zwróciły się na nią z wściekłością, chociaż mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę, że tak to się skończy — był zdezorientowany, nie głupi. Nie oderwawszy spojrzenia od Granger rozpiął koszulę, wahając się dosłownie na moment. Widziała cię zapewne w gorszych sytuacjach, stwierdził w myślach. Poza tym, że rzekomo ze sobą sypiali, kobieta wydawała się mocno zaangażowana w jego sytuację zdrowotną, więc podejrzewał, że była przy większości “wyjątków” od reguły, której nie udało jej się jeszcze stworzyć. Choć liczył, że jednak się mylił. 

Nie mógł zaprzeczyć, że ta świadomość pomogła mu przemóc opór, jaki czuł nawet mimo zaistniałych okoliczności — w końcu rozbierał się przed zupełnie obcą kobietą, w dodatku byłą studentką. Ta na domiar złego zamarła, gdy Severus bez ostrzeżenia pozbawił się ubrania i niechcący rzuciła mu zdecydowanie za długie, zdecydowanie za tęskne spojrzenie, które nie umknęło uwadze obracających się ku niej ciemnych oczu.

— Musisz objąć całość — mruknęła, wskazując palcem na ranę Severusa. 

Czarodziej ściął ją niezadowolonym spojrzeniem, mając ochotę wyrzucić jej, że nie próbowała nawet dać mu szansy samemu poradzić sobie z aplikacją, pożal się Merlinie, wynalazku — która zresztą nie wydawała się na tyle skomplikowana, żeby potrzebował wskazówek. Przykleił jeden koniec plastra do skóry, której faktura ponownie zniesmaczyła go i wycisnęła na usta nieprzyjemny grymas. Pociągnął elastyczny materiał wzdłuż ramienia, przyciskając go do rany, jednak ku swojemu niezadowoleniu, ponownie usłyszał obok siebie cichy, łagodny głos — wyższy o oktawę przez rozbawienie, które się w nim czaiło.

— Musisz go naciągnąć dość mocno — powiedziała Hermiona. Wykonała obrazowy gest przy własnym ramieniu, obserwując, jak Snape próbuje go powtórzyć i uchyliła ponownie usta, szybko jednak zaciskając je w cienką linię. Nie miała skłonności samobójczych, ale rozczuliło ją to, że sobie nie radził. Więc może jednak mam takie skłonności, pomyślała. — Wygodniej ci będzie, jeśli złapiesz w połowie — mruknęła w końcu, śmiejąc się cicho pod nosem, kiedy dostrzegła kolejne, mordercze spojrzenie rzucone w jej stronę. Które pewnie i tak nie zrobiłoby na niej wielkiego wrażenia, gdyby działało, bo byłaby martwa od wszystkich ciśniętych w jej stronę gromów.

— Wystarczy, że będę mógł zrobić to w ciszy — warknął pod nosem Severus, choć nie zabrzmiało to o dziwo złośliwie, a zwyczajnie poirytowanie.

Młoda kobieta uśmiechnęła się, kręcąc głową i obserwowała, jak mężczyzna po raz kolejny próbuje zmierzyć się z elastycznym opatrunkiem. Wiedziała, że to wcale nie było tak proste, na jakie wyglądało, bo nawet ona, mając do dyspozycji dwie ręce, miała czasem problem z poradzeniem sobie ze sprężystym, twardym bandażem. Uniosła kącik ust, kiedy usłyszała zmięte w ustach przekleństwo i zaczęła:

— Może spróbuj… 

Zanim jednak dokończyła, plaster w dłoniach Snape’a wysunął się spomiędzy jego palców i odskoczył gwałtownie, zmuszając mężczyznę do szybkiego odsunięcia głowy. Za czym niemal od razu przyszło kolejna, niemal niema obelga i kontrastujący z nim wesoły chichot Hermiony.

— Daj, pomogę ci — powiedziała rozbawiona kobieta, wstając odruchowo. 

Zatrzymała się dopiero, kiedy dostrzegła podnoszącą się na nią wrogą twarz. Chwilę wpatrywała się w ostre rysy, doszukując protestu, ale ku swojemu zaskoczeniu, nie odnalazła tam nic, poza czujnie wpatrzonymi w nią obsydianowymi tęczówkami pełnymi coraz mniej nieufnej ciekawości.

Severus nie odpowiedział, co panna Granger wiedziała, że w tym wypadku oznaczało zgodę. Przysiadła na drugim fotelu i spojrzała wymownie na materiał, który mężczyzna podał jej z ciężkim westchnięciem i ostentacyjnym niezadowoleniem. Wyprostował się, kiedy drobne dłonie nieoczekiwanie szybko znalazły się w zasięgu jego wzroku tuż obok torsu; zdecydowanie bliżej niż się spodziewał, a już na pewno bliżej, niż  chciał.

— Siedź sztywno — poprosiła cicho Hermiona, przyklejając jeden koniec materiału do chłodnej skóry na spiętej klatce piersiowej.

Choć twarz zachowywała profesjonalne pozory, jej dłonie drżały jak nigdy. Zwłaszcza, że nagle znalazła się tak blisko bladej, posągowej twarzy, że wystarczyło, żeby odwróciła głowę i mogłaby przeglądnąć się w ciemnych jak denka źrenicach. Nie dbała nawet o to, że nie potrafiła ukryć zażenowania faktem, co ta możliwość w niej obudziła.

Naciągnęła bandaż wokół kościstego ramienia jednym, sprawnym ruchem, a ciało przed nią spięło się, kontrując jej sile. Hermiona powstrzymała sapnięcie, kiedy poczuła opór i dostrzegła, że Severus popatrzył na nią, gdy odsuwała dłonie od jego ramienia. Nieroztropnie poszła jego śladem, nie zdając sobie sprawy, że dla niej oznaczało to absolutny koniec — choć i on nie pozostał na to obojętny.

A przecież to było tylko głupie spojrzenie. Niezręcznie długie, przeszywające duszę na wylot spojrzenie pełne niewypowiedzianych słów, nadających mu niezrozumiałą siłę i potęgę, którego żadne z nich się nie spodziewało. Hermiona uchyliła lekko wargi, całkowicie niezamierzenie tnąc wzrokiem zastygłą twarz, która znajdowała się cale od niej i nabrała powietrza, czując, że nie jest w stanie swobodnie oddychać. Tak blisko.

Snape zmarszczył brwi, kiedy dostrzegł jak zaskoczenie miesza się na zarumienionych policzkach ze wstydem, jednak nieoczekiwana bliskość kobiety wywołała w nim coś, czego absolutnie nigdy by nie przewidział, a co zaskoczyło go swoją pospolitością. Podobało mu się to. Zazdrościł sobie samemu, że kobieta taka jak Granger — nawet Granger, w końcu ileż można przeżywać — była tak blisko niego. Że ktokolwiek był tak blisko niego. Wbrew temu, co sądził, było to zwyczajnie przyjemne. Jej towarzystwo i obecność w jego życiu były tak naturalne i normalne, że z pewnością byłby skłonny na nie przystać. Choć ten koncept początkowo wydał mu się całkowicie i niepodważalnie absurdalny.

To ona pierwsza się odsunęła. Obruszyła się, zerkając na fiolkę z eliksirem, którą odkorkowała, doskonale wiedząc, że dalej znajduje się pod ostrzałem wzroku Severusa. Nie mogła jednak nic na to poradzić, a skoro tak bohatersko wyrwała się do pomocy mu, to teraz musiała wypić herbatę, którą tym samym uwarzyła.

Mężczyzna przyglądał się, jak odmierza kilka kropel na rozciągnięty po jego ramieniu materiał i zmarszczył brwi, kiedy niespodziewane mrowienie rozeszło się z tego miejsca w zaskakującym tempie. Hermiona odnalazła jego zdezorientowany wzrok i przytrzymała w miejscu rękę, którą Severus odruchowo próbował zgiąć. Dotyk jej skóry zmącił nieco rozprzestrzeniający się po tułowiu nieprzyjemny dreszcz, jednak wywołał instynktownie odruch obronny całego ciała, które spięło się w reakcji na coś, co uznało za atak.

Spojrzenia, jakie sobie rzucali, były chyba ich piętą Achillesa i w każdych okolicznościach miały zawsze powodować ten sam błędny cykl. Wpadały w krzyżowy ogień, wzmagały wzajemne pragnienie, aby znów się spotkać, co jednak kończyło się niezręcznym odwróceniem głowy — tylko po to, aby chwilę później ponownie skierować się w te same strony. Jakby ciekawość była silniejsza, a nieporadność, która temu towarzyszyła, była jedynie pozorną przeszkodą.

— Powinien wytrzymać do rana — powiedziała w końcu Hermiona, odsuwając się na bezpieczną odległość. Uniosła przelotnie wzrok, przyglądając się jak zwinne palce zapinają guziki czarnej koszuli i skarciła się w myślach. — Zostawię pozostałe, żebyś mógł je sobie zmienić.

Mężczyzna posłał jej kpiące spojrzenie, po czym prychnął pod nosem.

— Może tym razem poradzę sobie sam — rzucił, czym rozbawił swoją rozmówczynię.

— Pierwszy raz jest o wiele łatwiejszy, kiedy już wiesz, jak to robić — stwierdziła, od razu niemal gryząc się w język, choć było za późno. Ciemna brew uniosła się w krótkim, szybkim geście, a kobieta od razu dodała: — Jestem pewna, że sobie poradzisz. Ale jeśli potrzebowałbyś pomocy… zawsze możesz po mnie posłać.

Brzmiała jak idiotka? Może odrobinę. Nie umiała, nie chciała i nie wiedziała nawet jak miałaby temu zapobiec. Chciała powiedzieć mu te wszystkie rzeczy, chciała, żeby wiedział, że może na nią liczyć.

— Wystarczająco masz przeze mnie problemów — mruknął Snape.

Brzmiał, jakby go to autentycznie drażniło. Choć wydawało się to dość nieprawdopodobnie, miała wrażenie, że czuł się ciężarem, który przypadł do niesienia jej samej. Absurd, pomyślała, uśmiechając się czule pod nosem.

— Kto chciałby mieć nudne życie? — zapytała, siląc się na krnąbrny ton, który zaskakująco przyszedł jej dość swobodnie. Zlustrowała siedzącego obok niej czarodzieja i uchyliła usta, niepewna, jak ubrać w słowa to, co przyszło jej na myśl. — Zresztą… To, co ci się przytrafiło nigdy mi nie ciążyło — powiedziała, marszcząc brwi. — Za to było powodem, dla którego tak ciężko było mi zaakceptować fakt, że życie jest niesprawiedliwe.

Severus zmrużył oczy, kompletnie nie oczekując tak szczerego, bezpośredniego wyznania ze strony młodej gryfonki.

— Brzmi niedorzecznie — stwierdził.

Cichy śmiech Hermiony wywołał przyjemny dreszcz wzdłuż jego kręgosłupa.

— Wbrew pozorom takie nie jest — mruknęła rozbawiona kobieta. — Wszyscy ponieśliśmy konsekwencje tej wojny, ale to, w jakim stopniu ciągnęły się one za tobą… — Jej ciemne brwi ściągnęły się ku sobie w zmartwionym wyrazie. — Po wszystkim, co przeszedłeś, wydawało się aż nazbyt niesprawiedliwe.

— Coraz częściej wszystko się takie okazuje — wtrącił Snape, widząc, że ramiona drobnej szatynki drgnęły w stłumionym prychnięciu. — A co z tobą? — zapytał, unosząc brew, a orzechowe oczy zwróciły się w jego kierunku. — Jakie konsekwencje ty poniosłaś?

Nie wiedząc, o co dokładnie pyta, Severus nie zrozumiał przelotnego strachu, jaki pojawił się w spojrzeniu Hermiony. Poczuła jednak, że obydwoje zasługują, aby odpowiedziała na jego pytanie i wyprostowała się, mnąc w dłoniach materiał spódnicy, który luźno spoczywał na jej udach. 

— Chciałam upewnić się, że moi rodzice będą bezpieczni — zaczęła, od razu marszcząc czoło. — Ubezpieczyć ich na wypadek, gdyby śmierciożercy chcieli ich wykorzystać. Lub skrzywdzić. — Zamilkła na ułamek sekundy, skubiąc nerwowo palce. — Wymazałam im pamięć i odesłałam do Australii, tylko, że… już ich nie odzyskałam.

Nie wiedział, czego się spodziewać, ale to nigdy nie pojawiłoby się na liście.

— Dlaczego? — zapytał.

A ona odpowiedziała bez strachu, że zbeszta jej logikę. Już raz w końcu to zrobił.

— Zaklęcie nie zadziałało — wyjaśniła. — Im bardziej się starałam tym… — Kobieta niespodziewanie prychnęła gorzko pod nosem, kręcąc głową z pobłażaniem. — Nie jestem przesądna, naprawdę, ale wydawało mi się, że wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie, im dłużej próbowałam. Jakby nie dane mi miało być to, żeby oddać im coś, co tak bez pytania im zabrałam. Dlatego w końcu się poddałam i nie… nie spróbowałam więcej.

Snape zmarszczył brwi, taksując sylwetkę Granger wytężonym wzrokiem. Widział, jak ulga rozluźniła napięte mięśnie na jej twarzy; jak coś opuszcza jej ciało razem ze słowami, które dziwnie pasowały do profilu, jaki był wyryty pod jej nazwiskiem w jego głowie.

— Kto jak kto, ale chyba akurat ty powinnaś wiedzieć, że porażka jest lepsza niż ucieczka — stwierdził dość obojętnie.

Wbrew pozorom — zadziałało. Nikły uśmiech przemknął przez twarz młodej gryfonki, docierając do oczu, które na moment skierowały się w stronę Severusa.

 — Dlatego nie poddałam się od razu — odparła, prostując się powoli. — Próbowałam wiele razy, być może za wiele — stwierdziła z kwaśną miną. — W pewnej chwili… czułam, jakbym nie miała już do tego prawa. Dawać, odbierać.

— Zabrałaś im coś w zamian za bezpieczeństwo — powiedział Severus, marszcząc brwi. — To rządzi się swoimi prawami.

Pustka, jaką napotkał w jej ładnych oczach nie była czymś, co chciał oglądać. Wywoływała nieprzyjemne, drażniące mrowienie na karku i śmierdziała zgnilizną zakopanych głęboko wspomnień, które rzadko wydobywane były na światło dzienne.

— A jednak to ich twarze wciąż mnie prześladują — mruknęła niemal szeptem. — Bardziej, niż twarze tych, którzy już nie żyją.

Pozwolili, aby cisza na kolejne kilka sekund spowiła pomieszczenie. Snape przyglądał się zmieniającej odcienie twarzy czując, że narasta w nim chęć poznania odpowiedzi na pewne pytanie — którą spotęgowała maska, jaka powoli zaczęła formować się na spokojnym, kobiecym obliczu.

— Czyje twarze?

Orzechowe oczy wytężyły się i skupiły nagle bezpośrednio na nim.

— Remusa Lupina na przykład — odpowiedziała Hermiona, zanim nawet pomyślała o tym, żeby po prostu skończyć tę rozmowę. Coś usilnie nakłaniało ją do zwierzeń, skutecznie walcząc przy okazji z żałobą, jaka się za nimi ciągnęła, więc dla młodej kobiety szybko przestał istnieć wybór. — Chyba głównie… przez jego syna.

Severus skrzywił się niespodziewanie na wspomnienie wysokiego, chudego jak szkapa wilkołaka, którego pooraną bliznami twarz pamiętał aż za dobrze, niezależnie od okoliczności i zapewne miał pamiętać aż do śmierci. A fakt, że ten spłodził potomka, ciągnąc dziedzictwo kretynizmu i bezmózgowia, sprawił, że Snape ponownie stracił wiarę w ludzkość.

— Im Teddy jest starszy — ciągnęła kobieta, zawieszając spojrzenie na swoich dłoniach — tym bardziej zaczyna mi go przypominać. Nadal… Nadal wygląda kropka w kropkę jak Tonks, zwłaszcza ze swoimi włosami, które ciągle zmieniają kolor, ale… — Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. — Ma oczy Lupina. Za niedługo zacznie wyglądać jak on.

— Mówisz o tym, jakby to nie miała być kolejna tragedia — rzucił szybko Snape, a Hermiona zerknęła na niego, rozbawiona jego słowami, za którymi przyszedł jeszcze cichszy, pochmurniejszy komentarz: — Niektórzy to naprawdę nie wiedzą, kiedy się nie rozmnażać.

Gryfonka niespodziewanie parsknęła pod nosem, posyłając siedzącemu obok mężczyźnie karcące spojrzenie.

— Przemawia przez ciebie uraza — mruknęła kąśliwie i szybko uniosła brew, dodając: — Znałeś innego człowieka. To, jak kiedyś się zachowywał, nie może powiedzieć ci jakim był ojcem.

Dlaczego przyszło mu żyć w rzeczywistości, w której zarozumiała kobieta mówiła do niego rzeczy, z którymi nie za bardzo miał jak się kłócić? Oczywiście — i tak zamierzał to zrobić. Nie widział jednak w tym aż takiego sensu i ekscytacji jak zwykle. Być może dlatego, że droczył się z nią dla zasady.

— Mówi wystarczająco wiele, aby mieć o tym jakieś wyobrażenie — stwierdził.

Ciemne brwi poruszyły się w wymownym geście w momencie, w którym rozbawione spojrzenie Hermiony uciekło spod czujnego wzroku Severusa, a sposób, w jaki rozciągnęły się jej wargi i na jego usta wycisnął krzywy grymas.

— To, że wydaje ci się, że ktoś nie nadaje się na rodzica nie znaczy, że taka jest prawda — odparła Hermiona. Nie miała pojęcia, dlaczego w ogóle o tym rozmawiali, ale myśl, że mężczyzna i tak o tym zapomni, wbiła cienką szpilkę pod jej skórę.

— Ale może — odgryzł się Snape. — Skoro jesteś w stanie ocenić to na sobie, czemu nie na innych?

Szatynka oparła się wygodniej w fotelu, sięgając po chłodną już kawę i zapatrzyła się w ciemną powierzchnię, falującą lekko pod wpływem ruchów jej dłoni, którą podgrzała temperaturę napoju.

— Bo o sobie wiesz najwięcej — mruknęła pobłażliwie. — Nawet to, czy w ogóle tego chcesz.

Nie miała zielonego pojęcia, po co to powiedziała, ale jeszcze bardziej zdezorientował ją fakt, iż otrzymała odpowiedź.

— W większości przypadków mogłoby zakończyć się na zastanawianiu — rzucił Severus. Hermiona prychnęła, rozbawiona jego komentarzem i posłała mu przeciągłe spojrzenie. — Dzieci są irytujące — dodał niespodziewanie mężczyzna. — Kto by chciał je mieć dla samego faktu posiadania, wiedząc z czym to się wiąże?

Większość ludzi, parsknęła w myślach gryfonka. Uśmiechnęła się nieco kpiąco, kręcąc głową i odparła:

— Jak widać nie jest to takie nie do przeżycia, skoro tyle ludzi się na to decyduje. — Popatrzyła na Snape’a, który zmrużył oczy, czekając na jej kolejne słowa, ale obruszyła się nieoczekiwanie, kiedy nieprzyjemnie mocny dreszcz przebiegł przez jej uda. — Ale, szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, więc to tylko domysły — mruknęła.

Wolała, żeby tak pozostało. Nie traktowała tego, co działo się pomiędzy nią i Severusem na tyle poważnie, aby o tym myśleć i nie czuła się z tym źle, a już zdecydowanie nie w takich okolicznościach. Nie brakowało jej tego, a i on sprawiał wrażenie niezainteresowanego — dlatego nawet nie wysiliła się na jedno słowo więcej.

On zresztą też już nic nie powiedział. Dopił kawę, którą ogrzał niewerbalnym zaklęciem, pozwalając Granger wrócić do siebie pod pretekstem pracy. Czuł, że musi odpocząć — przyjąć na spokojnie to, co się wokół niego działo, dać się temu poukładać w całość. Choć wiedział, że z jego zdrowiem nie było dobrze, celowo nie dopytywał wcześniej o szczegóły. Teraz jednak został postawiony przed faktem i poczuł na własnej skórze to, o co nie chciał pytać, żałując, że był tak arogancki w swojej dumie.

Będąc przy tym samotnym, pozostającym poza uwagą innych człowiekiem, Snape nie był też przyzwyczajony do odczuwania wdzięczności za okazaną mu troskę. Ani do dziwnego, chełpliwego uczucia satysfakcji, która jej towarzyszyła. Pierwszy raz poczuł, że sposób, w jaki ktoś o niego dbał, nie wadził mu ani nie irytował — za to przynosił dokładnie takie efekty, jakie powinien.

~

Cassie Jensen zapukała cicho do drzwi, a Hermiona, która otworzyła je kilka sekund później, zaskoczona obecnością uczennicy w swoim gabinecie zmarszczyła brwi, przyglądając się jej pytająco.

— Panno Jensen — mruknęła, widząc uśmiech wypływający na usta nastolatki. — Czy coś się stało?

Nie ukrywała — liczyła na zaprzeczenie.

— Och, nie! — zaśmiała się nerwowo nastolatka, kręcąc głową. Długie włosy rozsypały się po ramionach, które poruszyły się, wyciągając w stronę Hermiony i wręczając jej niewielkie pudełko owinięte brokatową wstążką. — Byliśmy dzisiaj w Hogsmeade. Pomyślałam… Nie wiedziałam, jakie profesor Snape lubi… — wydukała, a szok wycisnął na twarz gryfonki wyjątkowo głupią, otępiałą minę. — Więc wzięłam takie, jakie uznałam, że mu posmakują. Tylko nie chcę sama…

Rumieniec, jaki pojawił się na pulchnych policzkach przybrał odcień dorodnego pomidora, a jego widok uniemożliwił pannie Granger sklecenie prostego zdania.

— Cassie… — zaczęła w końcu. Otrząsnęła się z chwilowego letargu, odbierając od uczennicy pakunek i uśmiechnęła się wzruszona. — Jestem pewna, że będą mu smakowały. Przekażę je profesorowi w twoim imieniu, nie musisz się o to martwić.

Domyślała się, że po Hogwarcie zaczęły krążyć jakieś plotki. Choć nie dobiegły jeszcze do jej uszu, zakładała, że absencja Snape’a na zajęciach, ale nie w szkole, wywołała wiele pytań — które pozostawione zbyt długo bez odpowiedzi rodziły domysły i sugestywne teorie wśród zaintrygowanych, głodnych atrakcji uczniów. Hermiona miała ochotę roześmiać się, kiedy w jej głowie pojawiło się pytanie, jak często zaczną teraz dostawać takie prezenty, ale szybko przyćmiło je kolejne, jeszcze silniejsze uczucie.

Podobne do tego, które czuła, kiedy udało im się przekonać uczniów do podpisania petycji w sprawie zwolnienia Severusa. Coś się zmieniło — jego podejście, ich stosunek, być może obie te rzeczy — i sprawiło, że ktoś inny troszczył się o ponurego profesora, nawet po cichu, z daleka. Nawet jeśli była to jedna Cassie, Hermionie wystarczyło.

Chciała jednak dać mu póki co odpocząć. Chciała, żeby korzystał z tego, że ból nie był nawet wspomnieniem, a to, czego doświadczył dziś rano, było najgorszym, co pamiętał. Ona też zresztą potrzebowała oddechu. Naprawdę z trudem przychodziło jej zachowywanie dystansu, kiedy znajome, ciemne oczy coraz częściej kierowały się w jej stronę. Nie ułatwiał jej tego, ale nie była nawet pewna, czy naprawdę nie chciała, żeby to robił.

Z najszczerszymi chęciami zaszyła się w gabinecie i zaciekle wróciła do studiowania podręcznika, na którym ostatnio skończyła swoją lekturę. Nie łudziła się już, że cokolwiek w nim znajdzie — ale czuła się lepiej, wiedząc, że w ten sposób chociaż nie siedzi bezczynnie. Przeczytała akapit wspominający nagle o zagadnieniu, które była pewna, że pamiętała z innego tytułu i zmarszczyła brwi, rozglądając się chwilę po swoim biurku w skupieniu. Gdzie to było?

Odsunęła na bok leżący obok niej tomik i zerknęła na książkę spoczywającą pod pergaminem z jej notatkami. Nie, pomyślała, przygryzając wargi. Próbując przypomnieć sobie, w której książce czytała coś o neurodegeneracji, jej wzrok spoczął na pudełku owiniętym świecącą wstążką, a na ustach szybko pojawił się teatralny wręcz wyraz.

Oczywiście, że jest u niego, prychnęła, mając ochotę zdzielić się po czole otwartą dłonią. Jakby mało miała powodów, aby musieć go jeszcze dziś odwiedzić — i to po tym, jak zapewne nie raz przyłapał ją na wpatrywaniu się w niego jak cielę. Idiotka. Uśmiechnęła się jednak pod nosem, kiedy przypomniała sobie jego oczy tak blisko jej, kiedy zbliżyła się pomóc mu założyć opatrunek. Patrzył na nią, ale nie jak Snape patrzył na Granger — tylko jak Severus patrzył na Hermionę.

Po kolacji, na której się nie zjawił, kobieta złapała prezent od Cassie ze swoich kwater i ruszyła powoli na trzecie piętro. Niespodziewanie, kiedy skręciła w skrzydło prowadzące pod gabinet Snape’a, gryfonka usłyszała za sobą świst. Zwolniła, zerkając ukradkiem przez ramię, jednak nie dostrzegła w swoim otoczeniu nic niepokojącego. Mimo to jej kroki prześladował dziwny, szumiący dźwięk, który w końcu zmusił ją do zatrzymania się, kiedy znalazła się pod ciemnymi, drewnianymi drzwiami.

Odwróciła się, marszcząc mocno brwi i wytężyła spojrzenie, które momentalnie zastygło, kiedy odnalazło źródło jej niepokoju. Irytek. Poltergeist czaił się przy filarze po przeciwnej stronie korytarza, obserwując ją z dystansu i nie sprawiając wrażenia, jakby miał ją zaatakować. Nie mogąc być tego jednak w stu procentach pewna, Hermiona chwilę przyglądała się duchowi w oczekiwaniu, czy cokolwiek się stanie i zacisnęła mocniej dłoń na różdżce skrytej w kieszeni szaty — ale poza rzuceniem krótkiego, łobuzerskiego uśmiechu w jej stronę i odpłynięciem w siną dal, Irytek nie zrobił absolutnie nic. Nawet nic nie powiedział. Nic! Świat oszalał, pomyślała kobieta.

Zapukała dość energicznie do drzwi, a Severus otworzył jej chwilę później — ewidentnie zaskoczony, że to ona stoi po drugiej stronie.

— Granger? — zapytał, a jego zdezorientowaniu szybko odpowiedział wesoły głos Hermiony:

— Dobry wieczór. Mogę wejść?

Mężczyzna zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem, dopiero po chwili odsuwając się z przejścia, a niewysoka szatynka minęła go, przechodząc w głąb pomieszczenia i zerknęła na niego przez ramię z przekąsem. Snape zamknął drzwi, nie spuszczając z niej podejrzliwego wzroku i mocniej zmarszczył brwi, kiedy jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. Nie umknęło jego uwadze również to, co ze sobą przyniosła.

— Przynoszę podarki od twoich fanów — oznajmiła teatralnie poważnym tonem. Ciemne oczy zmrużyły się, najwyraźniej nie doceniając żartu, a młoda kobieta westchnęła, odkładając na stolik kawowy pudełeczko przewiązane dekoracyjną tasiemką, która — była niemal pewna — wywołała u Snape’a odruch wymiotny. — Nie znasz tej uczennicy, ale… cóż, powiedzmy, że zyskałeś sobie jej sympatię. — Mężczyzna uniósł wyżej brew, a Hermiona uśmiechnęła się szerzej. — Wciąż jednak, zasłużenie, trochę się ciebie boi, więc przekazuje prezent przeze mnie. 

— Dobrze wiedzieć, że pewne rzeczy pozostają niezmienne — rzucił Severus, wymownie poruszając brwiami.

— To ciasteczka — dodała niestrudzenie kobieta. Zaśmiała się, widząc krzywą minę wysokiego czarodzieja, który podszedł bliżej, wcisnąwszy dłonie do kieszeni ciemnych, dopasowanych spodni. — Przy okazji… chciałam zabrać od ciebie jedną książkę.

Mówił sobie już, że powinno przestać go zaskakiwać to, co słyszy? Mówił. Czy posłuchał? Skąd. Snape zerknął pytająco na rozbawioną Granger — bez szaty nauczycielskiej, co niecelowo zanotował, za to w prostej, szarej spódnicy, pod którą wciśnięty miała cienki, fiołkowy sweterek. Przestań. Patrzeć. — i przyjrzał się jej uważnie, celowo próbując ją tym speszyć.

— Co takiego interesuje cię w mojej kolekcji? — zadrwił, co niemal natychmiast spotkało się z pobłażliwym uśmiechem Hermiony.

— Moja własność — odparła, przechylając lekko głowę. — Zostawiłam u ciebie kilka moich podręczników.

Severus zamilkł na moment, a jego spojrzenie zobojętniało.

— Przynosisz do mnie swój bałagan — prychnął. —  Nieprofesjonalnie.

— Dlatego właśnie oddałeś mi jedną ze swoich półek — odgryzła się gryfonka. — Żeby zachować profesjonalny porządek i żebym nie musiała ciągle ich tu ze sobą taszczyć — dodała, odwracając spojrzenie w zbyt niezręczny sposób. — Albo aportować w tę i z powrotem.

Ciemnowłosy czarodziej kolejną długą chwilę po prostu się jej przyglądał. Skinął w końcu głową, dając znak, że Hermiona może zabrać to, po co przyszła — i mrużąc oczy obserwował, jak sięga szczupłymi ramionami po tomik z półki, na której faktycznie nie znajdowały się znajome mu rzeczy — choć wiele ich odkrył w “swoim” gabinecie, tej nie pamiętał zupełnie.

Kiedy kobieta stanęła przed nim dzierżąc w ramionach nieduży podręcznik, Snape bez słowa odebrał go jej, oceniająco przyglądając się okładce. Orzechowe oczy zmrużyły się od szerokiego uśmiechu, jaki pojawił się na twarzy gryfonki.

— Naprawdę to robisz w wolny wieczór? — zapytał z drwiną, wymownie unosząc książkę do góry, a Hermiona wywróciła oczami, odbierając od niego przedmiot z teatralnie naburmuszoną miną.

Kątem oka dostrzegła jednak, że kiedy Severus opuścił dłoń, długie palce rozprostowały się i zacisnęły w odruchowym geście, wyglądającym na zupełnie mimowolny. Widziała jednak już ten ruch — a kiedy przypomniała sobie, co mu wcześniej towarzyszyło, momentalnie zmarszczyła brwi i spojrzała na mężczyznę uważniej.

— Coś cię boli? — zapytała, a Snape zerknął na nią pytająco, widząc, że kobieta przypatruje się bacznie jego rękom. Sam zmrużył oczy, podążając za jej spojrzeniem i dość szybko zrozumiał, o co Granger pytała.

— To reakcja na stresujące warunki — odparł z kpiną, widząc ulgę, jaka odmalowała się w dużych, ciemnych oczach. 

Po niej szybko jednak przyszło coś, co znów spowodowało znajome mrowienie na potylicy.

— Często ci się coś takiego zdarzało?

Hermiona zawiesiła wzrok na dłoniach Severusa, które ten potarł w niedelikatnym geście. Może to zaczęło się już wcześniej? Może klątwa jedynie to pogorszyła, a on zwyczajnie nie wiedział, że to były objawy? Odruchy obronne, zakpiła gorzko w myślach.

— Nie na tyle, żebym uznał to za niepokojące — stwierdził.

Nie wystarczyło jej to. Liczyła, że jest w tym coś więcej. Musiało być w tym coś więcej.

— Mogło takie być — rzuciła pod nosem kobieta. 

Podniosła niepewne spojrzenie na Snape’a, chcąc zapytać o coś, co wiedziała, że bardzo mu się nie spodoba i chwilę wahała się przed wypowiedzeniem słów, które miała na końcu języka.

— Nie przypominam sobie, żeby było to bardzo dotkliwe — dodał nagle Snape.

A Hermiona nie mogła dłużej wytrzymać. Zmarszczyła mocno brwi i zapytała powoli:

— A pamiętasz czy… Widziałeś, żeby twój ojciec cierpiał na coś podobnego?

Severus znieruchomiał, czując, że jego ciało spina się w agresywnym odruchu. Chwilę po prostu gapił się pustym wzrokiem w przesiąkniętą obawą twarz gryfonki, która w napięciu oczekiwała na jego odpowiedź. Sama nie wiedziała, czy powinna na nią liczyć. Po części tak — liczyła, że mężczyzna rozumiał, skąd brały się jego problemy. Wiedziała też jednak, że ten temat był delikatny, choć nie wiedziała w jakim stopniu był on drażliwy dla “młodszego” Snape’a. Łudziła się, że niewystarczająco.

— Jedyne co widzę to brak związku — stwierdził mężczyzna.

Więc nie rozumiał, pomyślała Hermiona, wiedząc, że to nic straconego. Może musiała stanąć ponad jego trudną przeszłością, tak jak on odrzucił na bok jej strach pierwszego dnia, kiedy odkryli jego utratę pamięci. Karma.

— To, co ci dolega, musi być dziedziczne — powiedziała. — I nie ma żadnego związku z magią, co pozwala wysunąć dość oczywisty wniosek. — Severus zmierzył ją gniewnym spojrzeniem, ale ku jego zaskoczeniu młoda kobieta uśmiechnęła się do niego kwaśno. — Wiem, że nie miałeś łatwego dzieciństwa. — Zamilkła, nieco zafrasowana agresją, z jaką ciemnowłosy mężczyzna poruszył brwią. — Ale on może być kluczem do tego, żeby ci pomóc.

— W takim razie możesz już odpuścić — sarknął czarodziej, którego ton wręcz ociekał gorzkim jadem. — Od trupa raczej niewiele się dowiesz.

Nie spodziewał się zobaczyć szoku na jej twarzy. Orzechowe oczy rozszerzyły się, a wargi uchyliły z zamarłą na nich odpowiedzią. Jego ojciec nie żyje? Nie wiedziała dlaczego właściwie tak bardzo ją to zaskoczyło. Nigdy o tym nie myślała, nigdy nawet nie spytała… głównie ze względu na to, że wiedziała ile ta część przeszłości znaczyła dla Severusa. I jak bardzo nie chciał o niej mówić. Zrozumiała w dodatku, że skoro “ten” Snape wiedział o śmierci ojca, stało się to już naprawdę dawno temu.

— Przepraszam, ja… — Hermiona zmarszczyła brwi, krzywiąc się z zakłopotaną miną. — Nie miałam pojęcia.

Snape zmrużył oczy, lustrując ją bez słowa przez kilka długich sekund.

— Dziwne — stwierdził w końcu, po czym szybko dodał: — I nieistotne. Nie przypominam sobie, żeby coś takiego się z nim działo, kiedy jeszcze żył, a jak mówiłem… martwy niewiele ci powie.

Młoda kobieta przymknęła powieki, żałując, że jednak zapytała. Wiedziała, że nie obejdzie się w tej kwestii bez wizyty u Eileen — którą i tak odkładali już za długo. Hermiona nie chciała jednak odwiedzać jej sama, a Severus najwyraźniej sprzysiągł się, żeby jej to utrudnić.

— Obiecałam Whitlockowi, że się tego dowiem — mruknęła niespodziewanie, zadzierając spojrzenie na stojącego przed nią czarodzieja. — Martwy będzie musiał wystarczyć.

Nieoczekiwanie ponura uwaga ze strony niepozornej, raczej wesołej kobiety zaskoczyła Snape’a do tego stopnia, że aż prychnął w pierwszym odruchu, kręcąc przy tym głową. Jego rozmówczyni szybko mu zawtórowała, czując, że napięcie schodzi z niej jak powietrze z balonika, kiedy cichy śmiech wyrwał się z jej piersi.

— Nie masz już dość na głowie? — zapytał mężczyzna, przyglądając się uważniej szatynce, która zlustrowała go pobłażliwym wzrokiem. — Czy to przerost ambicji?

Tym razem jej wywrócenie oczami niespodziewanie go rozbawiło.

— Wyobraź sobie, że wplątałam się w to na własne życzenie i teraz zwyczajnie głupio mi odejść — odparła kpiąco, choć większa część z tego co powiedziała, była prawdą. Nie myślała nawet o tym, żeby odejść, więc nie czuła się z niczym głupio. No, chyba, że z tym jak się na niego patrzysz, zbeształa ją jej własna podświadomość. — Nie to, że czegokolwiek żałuję, rzecz jasna.

Po raz kolejny złapała się na mówieniu słów, które pojawiały się znikąd. Przychodziły zanim się orientowała i przynosiły zaskakujące rezultaty — i chyba tylko dlatego Hermiona wcale nie zamierzała narzekać na to, jak emocjonalna się stała. Jak narwana potrafiła być w uczuciu, które siłą rzeczy zawładnęło jej sercem i z każdym dniem — nawet w takich okolicznościach — tylko się pogłębiało.

Teraz w dodatku, od nowa. Z kimś innym. Młoda kobieta zadarła spojrzenie, odnajdując ciemne oczy świdrujące dziurę w jej brzuchu. Przyjemną, musiała przyznać. Na tyle przyjemną, że na moment świadomie i z premedytacją złamała obietnicę daną Severusowi, uciekając tęsknym wzrokiem ku wąskim, ściśniętych w wąską linię ustom. Wiedziała, że to zobaczy i wiedziała, że go to skołuje — ale nie mogła nic na to poradzić. Nigdy nie tęskniła za czymś w ten sposób i nie umiała do końca sobie z tym poradzić.

Nie wiedziała, że on — zupełnie nieświadomie — doskonale rozumiał, w jakim położeniu się znalazła. Podświadomie tęsknił za tym, co chciała mu dać i nie umiał poradzić sobie z tym, że nie chciał nawet nic z tym pragnieniem robić. Zmarszczył brwi, kiedy dostrzegł jej wzrok i przez moment, przez dosłownie ułamek sekundy myślał, że Hermiona sięgnie do niego, żeby go pocałować. Znieruchomiał, czekając na to, co się wydarzy — i zaskoczył go niesmak, jaki odczuł, gdy nie stało się absolutnie nic.

Kobieta odsunęła się o krok, mocniej przyciskając do piersi książkę i uśmiechnęła się nieco niezręcznie. Mając przy tym wrażenie, że ciśnienie rozsadzi jej serce na milion kawałków.

— Pójdę już — powiedziała. Wskazała brodą na pudełko, które złowrogo przypominało Severusowi o swoim istnieniu i dodała przekornie: — Spróbuj chociaż jedno. Były wybierane z myślą o tobie, więc skoro istnieją jakieś typy wypiekowe, będziesz miał jasną odpowiedź.

Choć wiedziała, że nie przepadał za słodkimi wypiekami, doskonale pamiętała sporadyczne przypadki, kiedy sama była świadkiem wyjątków od tej reguły — czytaj: babeczki Ginny Weasley. Liczyła, że Snape doceni wzruszający gest uczennicy, który przynajmniej Hermionę poruszył do głębi i aż roześmiała się na widok miny, jaka pojawiła się na twarzy ciemnowłosego czarodzieja po jej słowach.

— Pamiętliwa wiedźma — burknął pod nosem, na co kobieta jedynie pokręciła z pobłażaniem głową.

— Dobranoc, Severusie — powiedziała, uśmiechając się czule.

Tak czule, jak nawet nie wiedział, że potrzebuje. Patrzył, jak drobna sylwetka oddala się, a kiedy ciężkie skrzydło uchyliło się, zmarszczył brwi. Granger zerknęła na niego przez ramię, zanim wyszła, nie zdając sobie sprawy, że ten widok miał prześladować go przez resztę wieczora, jako coś, co rzekomo było niemożliwe.

Absurdalne.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 79Sojusz, Granger? – Rozdział 81 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 6 komentarzy

Dodaj komentarz