Sojusz, Granger? – Rozdział 64

Severus Snape prychnął siarczyście, kręcąc pobłażliwie głową. Siedział za biurkiem w swoim gabinecie, ze szklanką nalewki Rosmerty, której nawet nie napoczął i obserwował, jak Hermiona Granger zaciekle próbowała udowodnić mu, że nauczyła się w końcu tańczyć. 

Nie pamiętał nawet, od czego zaczęła się ta durna dyskusja. Ach, przypomniał sobie. Kobieta usłyszała znajomą melodię z gramofonu, który jak co wieczór cicho przygrywał im przy pracy czy odpoczynku. Zaczęła wspominać bal, przypominając, jak tańczyli w okręgu i zarzekała się, że umiała powtórzyć kroki. Nie był pewien, w którym momencie powrócili do tradycji wspólnego spędzania wieczorów, ale nie zamierzał narzekać. Lubił towarzystwo młodej czarownicy, która fascynowała go coraz mocniej z każdym dniem. 

Od czasu incydentu z jego zwolnieniem minął niemal tydzień. Snape dość szybko oswoił się z faktem, co się stało, kiedy już zdał sobie sprawę, co się stało. Przyzwyczaił się też do myśli, że między nim, a Hermioną działo się coś, nad czym wiedział, że nie ma kontroli. Widział każde, ukradkowe spojrzenie z jej strony i łapał się na tym, że pozwalał jej wiedzieć, że i on śledził jej ruchy kątem oka. Ruchy tak łagodne, a zarazem pełne życia, że jego ból niemal całkowicie zanikł. Severus wciąż posiłkował się opatrunkami, które młoda czarownica dla niego tworzyła i eliksirem Whitlocka, ale to wystarczyło, aby utrzymać poziom dyskomfortu na zadowalająco niskim poziomie. 

— Uważaj, bo jak drugi raz rozbijesz mój stół to już nie będę tak miły — rzucił pod nosem, a Hermiona zatrzymała się w pół obrotu, zdyszana i czerwona jak dojrzała piwonia. Zatknęła ręce na biodrach w teatralnym geście i uniosła wyzywająco brew.

— A to wtedy byłeś, tak?

Żałosna, marna próba naśladowania jego kpiącego tonu, rozbawiła Severusa. Mężczyzna przytknął do ust szklankę z alkoholem i zlustrował figurę Hermiony, unosząc brew. Kobieta nie ustąpiła w próbach dowiedzenia swojej racji i zaczęła niezgrabnie powtarzać kroki, śmiejąc się przy tym wesoło. Tak wyglądał niemal każdy ich wieczór — znajdowali podczas luźnej rozmowy temat, który wywoływał dyskusję, a Hermiona zaciekle walczyła, aby udowodnić Severusowi, że nie ma racji. Podczas kiedy on jednym, krótkim zdaniem lub spojrzeniem ucinał jej próby. 

Nie mogła zaprzeczyć. Podobało jej się podniecenie, które ogarniało ją na myśl o każdym spotkaniu z mężczyzną. Czuła się jak te głupiutkie, niewinne nastolatki z komedii romantycznych, ale choć usilnie próbowała, nie potrafiła pozbyć się tego uczucia. Choć nie było tak uciążliwe i infantylne — a raczej nieznośne i natarczywe. Pojawiało się w niespodziewanych momentach, czasem na dłużej, czasem na krótko. Zawsze przynosząc ze sobą przyspieszony puls i niekontrolowany uśmiech, który czaił się w kącikach jej ust.

— Profesorze!

Snape zmarszczył brwi i zerknął na drzwi, do których ktoś natarczywie zaczął się dobijać. Rozpoznał głos Bena Starricka i odstawił szklankę, szybko podchodząc do drzwi, a Hermiona zaniepokojona podążyła powoli jego śladem, sięgając po buty, które odrzuciła wcześniej obok kanapy.

— Opanuj się, Starrick — warknął Snape, otwierając na oścież skrzydło. 

Nastolatek niemal przewrócił się, kiedy stracił niespodziewanie oparcie i spojrzał na wysokiego nauczyciela, oddychając ciężko.

— Chrissy… — zaczął. — Chrissy jest w szpitalu.

Hermiona uchyliła usta, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Severus odwrócił się w jej stronę, przywołując do siebie niewerbalnie różdżkę z biurka.

— Zaraz przyjdę — mruknęła, kiwając mu porozumiewawczo głową. 

Snape jedynie zmarszczył brwi i wyszedł za Benem, podążając do skrzydła szpitalnego. Oby ktoś umierał, pomyślał, choć skrzywił się natychmiast, woląc jednak nie życzyć sobie tego w przypadku Christiny Blakers.

— Co się stało? — zapytał, a nastolatek pokręcił zrezygnowany głową. 

— Matka Chrissy… Dowiedziała się o tym, że szukamy jej siostry. — Snape zwolnił kroku, przyglądając się chłopakowi z wyczekiwaniem. — Była strasznie zła. Miała pretensje do Chrissy, że się wtrąca, mówiła… — Ben skrzywił się nieco, zatrzymując tuż przed drzwiami ambulatorium. — Mówiła, że Chrissy nie rozumie tego, że ona nie ma wyjścia. Że jest jakoś związana z ojcem i nie jest w stanie od niego odejść.

Związana. Ciemne brwi zmarszczyły się na myśl, że przynajmniej jedna kwestia się wyjaśniła. Severus domyślił się, że w grę musiała wchodzić jakaś zależność finansowa pomiędzy rodzicami nastolatki. Wiedząc o czym mowa, wiedziałby jak to rozwiązać, ale z doświadczenia, jakie miał już z panią Blakers, nie spodziewał się tego usłyszeć od niej. 

— Związana? — powtórzył Severus, ale w tej chwili zza przeszklonych drzwi rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Ben wpadł do środka, a wysoki czarodziej podążył za nim, czujnym wzrokiem skanując otoczenie.

Christina leżała na kozetce szpitalnej i zapłakana przepraszała panią Pomfrey, która szybkim zaklęciem posprzątała stłuczoną fiolkę i zerknęła na przybyłych do skrzydła mężczyzn. 

— Severusie, dobrze, że jesteś — mruknęła, odchodząc od dziewczyny. Miejsce pielęgniarki zajął Ben, a Severus podszedł do Poppy, która zerknęła na nastolatkę z troską i niepokojem. — Coś musiało ją mocno zdenerwować. 

Snape spojrzał na wykrzywioną w bólu twarz Christiny i zmarszczył brwi, widząc, jak łzy gęstymi strugami płynęły po jej rozgrzanych policzkach. Wyglądała żałośnie. Trzęsła się, nieco czerwona na twarzy i żywo gestykulowała, choć widać było, że jej ruchy powoli stają się nieco otępiałe. 

— Daj jej coś na uspokojenie — poprosił i ignorując niepewne spojrzenie Poppy podszedł do kozetki. Widząc, że dziewczyna powoli uspokaja się odczekał, aż zanotuje jego obecność i stanął tuż przy krawędzi łóżka. — Co ty wyprawiasz, Blakers?

Christina usiadła ociężale na łóżku i podniosła na niego zmęczone spojrzenie.

— Próbowałam… — powiedziała cicho. Snape podszedł bliżej, ledwo słysząc jej słowa. — Naprawdę próbowałam… — Christina pokręciła energicznie głową. — Nie rozumiem jej. Nie rozumiem, czemu nie może mi powiedzieć… 

Poppy zmarszczyła brwi, słysząc, że oddech nastolatki przyspieszył, ale zanim zdążyła do niej podejść Severus przysiadł na łóżku, łapiąc ramiona dziewczyny na sztywno. 

— Uspokój się — polecił ostro. 

Widział, że znów wpadła w panikę. Podejrzewał, że hormony rozedrgały jej i tak już niestabilny stan emocjonalny stąd tak silna reakcja na nowiny, które, po prawdzie, nie zaskoczyły Severusa. Doskonale rozumiał, jak ciężko było wykonać pierwszy krok. 

— To takie trudne? — zapytała Christina, spoglądając na niego z krzywym uśmiechem. — Naprawdę, to takie trudne powiedzieć, dlaczego…

Nastolatka niespodziewanie zamilkła, zachłystując się powietrzem, a Snape uważnie się jej przyjrzał, skanując twarz, która powoli blakła z emocji. 

— Miałaś się uspokoić — powtórzył. — To, co robisz, niczemu nie służy.

Ciemnowłosa dziewczyna prychnęła pod nosem i skinęła lekceważąco głową, ale kiedy jej spojrzenie uniosło się na Severusa, mężczyzna wiedział już, że logicznymi argumentami nie miał szans przemówić jej do rozumu. Christina rozpłakała się, pochylając w jego stronę i wczepiła dłonie w materiał grubej szaty. Snape uniósł wysoko brwi, zastygając w bezruchu, kiedy nastolatka przytuliła się do jego ramienia, mocząc ubranie je słonymi łzami.

— Kategorycznie nie — warknął pod nosem, czując niemal od razu, jak drobne ramiona zaciskają się dookoła jego tułowia, kiedy spróbował ją odsunąć.

Christina załkała żałośnie, a Snape usłyszał, że drzwi do skrzydła szpitalnego otworzyły się ponownie i kątem oka dostrzegł zbliżającą się do nich Hermionę. Młoda kobieta zatrzymała się, kiedy dostrzegła cudaczną scenę i zacisnęła mocno usta, mało nie parskając śmiechem na widok miny Severusa. 

— Panno Blakers, to nie przystoi — jęknęła oburzona Poppy, podchodząc do łóżka Christiny, która oderwała się od Severusa i spojrzała na niego słabo. 

— Bo zajęty, czy za stary? — sarknęła, krzywiąc się na smak łez w ustach. Prychnęła, widząc jego ostrzegawczą minę i opadła plecami na poduszkę. — Przepraszam — mruknęła pod nosem, o wiele ciszej i spokojniej.

Mężczyzna wstał, krzywiąc się na wspomnienie niechcianego kontaktu i obszedł łóżko, przy okazji posyłając kolejne, mordercze spojrzenie. Tym razem jednak w stronę Hermiony, która przytknęła dłoń do ust, powstrzymując śmiech.

— Wiecie co, taka duża dziewucha. — Poppy podeszła bliżej i pochyliła się nieco w stronę młodej nauczycielki, a upewniwszy się, że nikt ich nie słyszy, dodała: — Kto to widział, przecież to nauczyciel! 

Hermiona miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Zerknęła na niczego nieświadomego Severusa, słuchając pomruków Poppy, zgorszonej do szpiku kości faktem, że nastolatka nie ma żadnych zahamowań i inicjuje kontakt fizyczny ze starszym mężczyzną. Dostrzegła, że Snape zmarszczył brwi, zaciskając ręce na poręczy kozetki.

— Co się tak właściwie stało, Poppy? — zapytała, posyłając ostatnie, przelotne spojrzenie szczupłym dłoniom Snape’a i zerknęła na pielęgniarkę, która sięgnęła po fiolkę z regału, obok którego stały i podeszła do stołu w rogu pomieszczenia.

— Atak paniki — odparła beznamiętnie pani Pomfrey, przygotowując dla dziewczyny eliksir uspokajający. — W kółko powtarzała coś o matce.

Kobieta machnęła lekceważąco ręką, kontynuując sporządzanie szybkiego wywaru, a Hermiona spojrzała na łóżko, gdzie Christina i Ben rozmawiali przyciszonymi głosami. Nastolatka obejmowała dłonią brzuch, który wyraźnie odznaczał się na tle jej ubrania, a chłopak głaskał czuło jej drugą rękę.

Kątem oka Hermiona dostrzegła, że Severus odwrócił się, szukając jej wzrokiem.

— Myślę, że na dziś dość tego przedstawienia — powiedział, podchodząc do czarownic i skrzywił się, widząc przelotne, oburzone spojrzenie Poppy. Pielęgniarka wzięła z blatu gotową fiolkę i wyminęła mężczyznę, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa. Odeszła do łóżka pacjentki, podając jej lekarstwo z autorytatywną miną, a Hermiona parsknęła cicho śmiechem, zerkając na skonsternowanego Snape’a.

— To nie przystoi, Severusie — mruknęła na tyle cicho, żeby pielęgniarka jej nie usłyszała, a wysoki czarodziej posłał jej wściekłe spojrzenie i wywrócił oczami. 

— Też mi coś — prychnął pod nosem. — Dorosła baba, a zachowuje się gorzej niż…

— Ja? — fuknęła się cicho Hermiona, zakrywając szeroki uśmiech dłonią. — To nie ja posądzam cię o romans z nastolatką — szepnęła konspiracyjnie, a Snape uniósł brew, myśląc, że się przesłyszał.

Posłał pytające spojrzenie stojącej obok kobiecie, ale w tej chwili nieopodal nich pojawiła się pani Pomfrey, wyganiając ich z gabinetu. Wylądowali na korytarzu w towarzystwie Bena, który nieco rozbity podziękował im, że z nim poszli, po czym pożegnał się i odszedł, a Hermiona i Severus patrzyli chwilę za jego plecami w kompletnej ciszy. 

— Nie wiedziałam, że masz upodobania do młodszych kobiet — zakpiła gryfonka, posyłając wymowne spojrzenie Snape’owi, który jedynie prychnął w odpowiedzi. 

Ruszyła korytarzem, odruchowo kierując się do gabinetu na trzecim piętrze. Chciała spędzić w nim ostatnie godziny niedzieli, po której czekał ją dwutygodniowy wyjazd. Sama nie wiedziała, co czuła na myśl, że znajoma twarz, którą widywała codziennie, nie będzie przez jakiś czas w zasięgu jej wzroku. Zdecydowała o tym nie myśleć. Chciała wykorzystać to jako okazję, aby poukładać sobie w głowie wszystko to, co stało się w przeciągu ostatniego tygodnia. 

— Pedofila jeszcze nie grali — prychnął wściekle Snape, kiedy zamykał za nimi drzwi. Hermiona roześmiała się wesoło i podeszła do kanapy, zajmując miejsce, które wcześniej opuściła. 

— Nie przesadzaj, aż tak dosadnie się nie wyraziła — stwierdziła z pobłażliwą miną. Severus zmierzył ją krótkim, zeźlonym spojrzeniem i podszedł do biurka, sięgając po szklankę z alkoholem. 

— Przynajmniej nie wywalą mnie drugi raz — mruknął, przechylając naczynie, a Hermiona zmierzyła go zaskoczonym spojrzeniem. 

Od czasu przesłuchania nie rozmawiali o tym, co się wtedy wydarzyło. Nie poruszyli tematu Murphy, protestu młodej gryfonki ani zaangażowania w to bandy dzieciaków. Nie debatowali nad tym, co tak naprawdę oznaczało zachowanie Hermiony i dlaczego nie powinna była się tak poświęcać, tak jak nie debatowali nad tym, co znaczył ich pocałunek. 

Nieświadomie dawali sobie nawzajem coś, czego oboje pragnęli, a co każde z nich miało do zaoferowania i umiało docenić — czas. W tym taki na przyzwyczajenie się do tego, co się między nimi rozwijało.

— Całe szczęście — odparła Hermiona, naśladując jego sarkastyczną minę. Poddała się, uśmiechając pod nosem i dodała: — Nie wiem, czy drugi raz znaleźlibyśmy taki punkt przewagi, jaki zyskaliśmy dzięki Christinie.

Snape odstawił szklankę na stół, posyłając młodej czarownicy pytające spojrzenie, co ta skomentowała cichym prychnięciem. Mimo iż doskonale wiedział, co zrobiła Blakers, chciał to usłyszeć od niej. Licząc po cichu, że wyjawi więcej niż by chciała. 

— Wytłumacz mi proszę — zaczął, opierając dłonie na blacie i pochylił się w stronę Hermiony — jakiż to udział panna Blakers miała w całym tym przedsięwzięciu?

Patrz się tak dłużej, a będziesz mógł poprosić o wszystko, stwierdziła w duchu kobieta. Severus, jakby czytając jej w myślach, uniósł brew.

— Christina dowiedziała się, że Frank Gray i Amanda Murphy dobrze się znają — odpowiedziała Hermiona nawet nie mrugnąwszy. Dopiero po chwili poruszyła wymownie brwiami, odwracając spojrzenie i podciągnęła nogi na kanapę. Mężczyzna odepchnął się od biurka i zmarszczył brwi, przyglądając się, jak ciemne loki zsuwają się z ramienia gryfonki, przysłaniając policzek. — Znaczy… właściwie nie oni się znają.

Młoda czarownica wywróciła wymownie oczami.

— To znają się czy nie? — zapytał z kpiną Snape.

— Ich mamy się znają — sprostowała teatralnie oburzona Hermiona, od razu dodając pod nosem: — Z tego co pamiętam, chociaż mogłam coś pomieszać, bo to trochę zawiła historia. — Brew Snape’a poszybowała w górę w wymownym komentarzu, a kobieta wywróciła oczami. — Mama Amandy i mama Franka to jakieś koleżanki, ponoć jeszcze ze szkolnych lat. Spotykają się co jakiś czas na obiadach, dlatego Christina wpadła na pomysł, że może to on przekonałby ją do podpisania petycji.

Severus zlustrował siedzącą na klęczkach kobietę, zastanawiając się, dlaczego ton i barwa jej głosu nie zirytowały go tak, jak się tego spodziewał. Dlaczego skrzekliwe paplanie młodej czarownicy nie wzbudziło w nim żadnej reakcji. 

— A skąd ona o tym wiedziała? — zapytał, odchodząc w głąb gabinetu. 

Podszedł do regału i nalał dwa kieliszki nalewki, kiedy Hermiona tłumaczyła:

— Nie ona. To znaczy ona dowiedziała się od tej swojej przyjaciółki, Beth, że mama jej koleżanki z roku była na jakiejś herbatce właśnie z Murphy i panią Gray. — Młoda kobieta skrzywiła się na wspomnienie wrednego, złośliwego uśmieszku blondynki. — Stąd wiedziała, że się znały. A całkowitym przypadkiem dowiedziała się, że znam Franka, bo był u mnie z Cassie Jensen, tą dziewczynką… — Wskazała na Severusa wymownie, a ten posłał jej pytające spojrzenie, prychając, kiedy zrozumiał, że chodziło o “dziewczynkę, którą rzekomo uratował”. — Stąd nagły pomysł — dodała z uśmiechem Hermiona.

— I całkiem niezła egzekucja — mruknął Snape, podchodząc bliżej stołu.

Wyciągnął w stronę kobiety dłoń, podając jej naczynie z alkoholem i obserwował, jak jej wzrok powoli prześlizgnął się wzdłuż jego ramienia, w końcu dosięgając oczu. Hermiona przyjęła kieliszek z uśmiechem, po chwili jednak poważniejąc. Odczekała, aż mężczyzna zajmie miejsce obok niej, na końcu kanapy i powiedziała:

— Powiedziała mi też, co dla niej zrobiłeś. — Wytrzymała cięte, pytające spojrzenie i zlustrowała twarz Snape’a, uśmiechając się łagodnie. — Co zrobiłeś dla jej matki. 

— Oczywiście, że ci powiedziała — mruknął pod nosem Severus. 

Hermiona zaśmiała się wesoło, czując się, jakby rozmawiała z dzieckiem. 

— Ja nie pytałam — wyjaśniła, wymownie poruszając brwiami. — W czwartek… chyba w czwartek — mruknęła, krzywiąc się lekko — przyszła do mnie akurat, jak Frank i Cassie wychodzili. Od słowa do słowa dowiedziała się, jak chłopak się nazywa i od razu zaczęła paplać. — Paplać, mówisz. Snape upił łyk nalewki, czując, że gorycz wywołuje nieprzyjemny, cierpki posmak na języku. — A potem się rozkleiła. 

— Klasyka — prychnął Severus, wywracając oczami.

Dostrzegł kątem oka wesoły ruch obok i wyłapał karcące spojrzenie Hermiony.

— Pomijając to, co zrobiłeś dla niej na początku roku — ciągnęła — mówiła, że pomagałeś jej szukać rodziny matki, żeby mogła stanąć na nogi. 

Snape skrzywił się, lekko poirytowany tonem i słowami młodej czarownicy.

— “Pomagałem” to naprawdę spore wyolbrzymienie — mruknął pod nosem. 

— Na swój sposób pomagałeś — stwierdziła Hermiona. Uśmiechnęła się, widząc kolejny grymas na twarzy siedzącego przed nią mężczyzny i uniosła kieliszek do ust. — Rosmerta ma rozmach — jęknęła, krzywiąc się mimochodem, kiedy poczuła intensywny smak alkoholu w ustach. Severus prychnął pogardliwie, kręcąc głową, a kobieta obruszyła się, nie potrafiąc jednak zetrzeć uśmiechu z twarzy. — To naprawdę… bardzo miłe, co dla nich robisz. 

Merlinie, bardziej oklepanego tekstu chyba nie było. Gryfonka przeklęła w myślach, z drugiej strony jednak nie mając bladego pojęcia, jak powiedzieć mu, że naprawdę była pod wrażeniem tego, co zrobił. Wyszedł ze swojej strefy komfortu dla tej dziewczyny. Zaangażował się w jej problemy, w dodatku takie, które nie kończyły się na murach tej szkoły. Nawet jeśli jedynie jego pomoc była tak znikoma, jak twierdził, Christinie najwyraźniej pomagała bardziej, niż się spodziewał. I śmiał twierdzić, że to nic.

— To już nie, że “nie przystoi”? — zakpił Severus, posyłając jej złośliwe spojrzenie. 

Tyle wystarczyło, aby serce kobiety przeskoczyło jedno bicie. Przełknęła ślinę, poprawiając się na kanapie i prychnęła pod nosem.

— Przecież to nie tak, że masz jakieś upodobania — mruknęła zaczepnie.

Poczuła się, jakby została rozebrana wzrokiem. Ciemne oczy spenetrowały każdy zakamarek jej ciała, które zadrżało odruchowo, a Hermiona sięgnęła po naczynie i zapominając o nieprzyjemnym, alkoholowym doznaniu sprzed chwili, upiła łyk. Czuła, że musi złagodzić w jakiś sposób pożar, jaki tlił się w jej wnętrzu. Pożar… alkoholem. 

— Kto tak twierdzi? — zapytał Snape, unosząc wysoko brew. 

Podobało mu się, co z nią robił samym spojrzeniem. Podobał mu się rumieniec na policzkach, które unosiły się pod pięknym uśmiechem. Podobało mu się jej swobodne, młode ciało, chętne jego dotyku. I dłonie, które sama po niego wyciągała. 

— A więc masz? — Hermiona przekrzywiła zadziornie głowę, posyłając mu rozbawione spojrzenie, a Snape prychnął gorzko, upijając łyk alkoholu. — Znając facetów takich jak ty — zakpiła, imitując ton mężczyzny — to pewnie lubisz długonogie blondynki.

Dopiero, kiedy powiedziała to na głos, zdała sobie sprawę, że Severus nigdy nie umówiłby się z kobietą taką jak na przykład Elisabeth Murphy, choć ta idealnie pasowała do opisu. Nie miała pojęcia dlaczego, ale wyobraziła sobie parę obok siebie i skrzywiła się nieco, kompletnie zdegustowana połączeniem, jakie otrzymała.

— Zadowolę się okazjonalnie karłowatymi szatynkami — odparł beznamiętnie Snape.

Hermiona spojrzała na niego orientując się, że mężczyzna znajduje się o wiele bliżej, niż myślała. Jego wymowny wzrok w połączeniu z niespodziewanymi słowami odebrał jej na moment zdolność myślenia. Zdołała jedynie uśmiechnąć się w odpowiedzi, a Severus aż zmarszczył brwi, czując, że coś nie pozwala mu oderwać spojrzenia od świdrujących go tęczówek, które mieniły się łagodnym, przyjemnym odcieniem złota. Pochylił się, odstawiając naczynie po alkoholu na stół i zerknął na Hermionę przelotnie przypominając sobie, że w ich świecie tyle wystarczyło. 

Kobieta zbliżyła się, przywierając do jego ust, a on niemal odruchowo sięgnął po jej ciało, zagarniając je do siebie. Subtelny zapach orchidei, którą wyczuł w jej perfumach, dotarł do jego nozdrzy, kiedy przyciągnął Hermionę bliżej i pozwolił, aby wczepiła palce w mankiet surduta. Całowała go tak chętnie. Snape zmarszczył mocno brwi, zatapiając palce w kasztanowych włosach i przycisnął do siebie twarz kobiety. Słysząc jej cichy jęk zrozumiał, że nie panował nad siłą, z jaką jej pragnął, a i ona wydawała się tracić nad tym kontrolę. 

Przesunął dłoń na szyję, niemal niewyczuwalnym gestem muskając opuszkami wrażliwe miejsce za uchem. Ciało pod jego władzą zadrżało, a on odsunął się na cal i zlustrował uważnie spiętą z wyczekiwania twarz Hermiony. Przejechał kciukiem wzdłuż gardzieli, badając granice wyblakłej blizny na gładkiej skórze, kiedy niespodziewanie poczuł gorzki smak ust na wargach. Kobieta naparła na jego dłoń, a on odruchowo pogłębił pocałunek, czując pod palcami jej szybki puls. 

Była jego. Znaczył jej ciało zaborczymi ruchami, czując, że chaotyczne odpowiedzi tylko podsycają płomień zapalczywości. Wyczuł gorący oddech na wargach, kiedy Hermiona sapnęła gwałtownie i sięgnęła dłonią do jego policzka. Otworzył oczy, widząc jej rozpalone spojrzenie i niespodziewanie usłyszał bicie zegara, które rozdarło naelektryzowane powietrze. 

Północ. Młoda gryfonka spojrzała nieprzytomnie na stary, ścienny mebel i dostrzegła wskazówki na tarczy, od razu trzeźwiejąc. Północ!

— Nie skończyłam się pakować — mruknęła, zaskoczona, że ze wszystkich myśli, które w ostatnich sekundach przewinęły się w jej głowie, akurat ta wyrwała się na głos. Nie spodziewała się, że aż tyle czasu minęło, odkąd wrócili i że aż tak mało czasu zostało jej na dokończenie wszystkiego przed wyjazdem. Zupełnie nie odczuła upływu czasu, zatopiona w ramionach Snape’a, który teraz mierzył ją pytającym, mocno skonsternowanym spojrzeniem. 

Pozwolił wyswobodzić się jej z uścisku, czując mrowienie w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą natarczywe ciało stykało się z jego sztywnym tułowiem. Zmarszczył brwi, w milczeniu obserwując, jak Hermiona poprawia włosy i wstaje, przetrzepując szatę nerwowym gestem. 

— Nie jedziesz na drugi koniec świata — zakpił pod nosem.

Przelotne spojrzenie dosięgnęło Severusa, a na ustach kobiety pojawił się piękny, szeroki uśmiech. Nie chciał, żeby wychodziła. Przyzwyczaił się do tego, że po prostu była i ilekroć obrócił głowę, natrafiał na jej wesołe oczy. Przyzwyczaił się do tego, że spędzała z nim wieczory, zostawiając po sobie zapach kwiatów i talerzyki z okruchami po cieście. Nie podobało mu się to, że teraz czuł się z tego przyzwyczajenia okradziony. 

Hermiona ruszyła do drzwi, choć jej nogi jedynie sprawiały pozory twardych. Usłyszała za sobą skrzypnięcie kanapy i odwróciła się, widząc, że Snape rusza w jej stronę, wciskając dłonie do kieszeni wymiętych jej bliskością spodni. 

— Mogę jutro liczyć na twoje towarzystwo? 

Znała odpowiedź, a mimo to zadała pytanie, licząc, że może mężczyzna powie o jedno słowo więcej, niż by chciał. Ten jedynie posłał jej wymowne spojrzenie, tak jakby miał w ogóle możliwość odmówić. Tak jakby kobieta naprawdę spodziewała się, że z jakiegoś powodu chciałby to zrobić. 

— Kiedy wracasz? — zapytał od niechcenia, wytrzymując kolejne ciekawskie spojrzenie Hermiony. 

— Za dwa tygodnie — odparła po chwili. Przekrzywiła z rozbawieniem głowę, widząc, że Severus skrzywił się teatralnie i dodała: — Możesz chociaż spróbować obiecać, przez ten czas nie zajdziesz nikomu za skórę i wciąż będziesz w Hogwarcie, kiedy wrócę? — Hermiona uniosła brew, kiedy mężczyzna wywrócił oczami i poczuła, że jej żołądek zaciska się w ciasny supeł. — Chciałabym kontynuować to, co zaczęliśmy.

Nie lubiła wyznań i nie lubiła ciężaru, jaki za sobą niosły. Nie przepadała za presją, którą wywoływały i nienawidziła konieczności wypełnienia narzuconego obowiązku. Nie chciała obietnic ani zapewnień — ale nie chciała też zaczynać czegoś tuż przed wyjazdem, jakby kierowała nią desperacka tęsknota. Chciała doświadczyć wszystkiego, co ta znajomość miała jej do zaoferowania, choć nie miała kompletnie pojęcia, czego się spodziewać. 

Severus nie poruszył się, skonsternowany jej słowami i ciepłym uśmiechem. Zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć — jak nie przyznać się, że i on pragnął jej obecności, że nie chciał w ogóle, żeby wyjeżdżała. Nie lubił zmian, a w końcu zaczynał czuć, że oswoił się z myślą, że Hermiona stała się w jakiś sposób częścią jego życia. Ze swoimi ciepłymi dłońmi, promiennym uśmiechem i spojrzeniem, które odnajdowało go często w pół drogi. Spojrzeniem, które utwierdzało go w przekonaniu, że już nigdy nie spojrzy na nią tak, jak do tej pory. Jakkolwiek miała się potoczyć ich relacja, Granger już zawsze miała coś dla niego znaczyć — nie jako kobieta, ale jako człowiek.

Podszedł do niej w końcu, wiedząc, że nie przyjdzie mu do głowy żadna, nawet idiotycznie głupia odpowiedź. Sięgnął do jej twarzy, wczepiając palce w gęste włosy i przyciągnął do siebie jej twarz, pozwalając, aby przywarła do jego ust z ochotą. Nie zamierzał niczego na niej wymuszać, ale nie był do końca gotów pozwolić jej zabrać mu coś, co stało się pewnym stałym elementem w jego smutnej egzystencji. Trzymał ją przez moment zaborczo, wciskając palce w talię i wypalając dziury w materiale, który topił się przez gorącą skórę, a Hermiona miała wrażenie, że tylko ta dłoń dzieliła ją od upadku. 

Czuła przyjemne spazmy w podbrzuszu, kiedy zaciskał ją na jej ciele. Czuła dreszcz, który przebiegał przez jej uda, kiedy Severus pogłębiał pocałunek, natarczywie mnąc jej włosy. W pewnej chwili poczuła lekkie szarpnięcie i odchyliła odruchowo głowę, jęcząc w usta mężczyzny, który jedynie mocniej przywarł do jej warg. Zdusił jej westchnienie, czując, jak spięła ciało pod wpływem jego dotyku i poczuł dłoń, która niespodziewanie dotknęła jego piersi.

Napotkał jej spojrzenie i zmarszczył brwi, widząc wyraz, który pojawił się na twarzy kobiety. Hermiona chwilę stała w bezruchu oddychając ciężko, aż w końcu jej wzrok prześlizgnął się na usta Snape’a. Odsunęła się, skanując powoli jego twarz, a na zaczerwienionych od jego pocałunków ustach pojawił się słaby, nieco chełpliwy uśmiech. 

— Dobranoc, Severusie — powiedziała.

Sięgnęła do klamki, czując jego obecność tuż za sobą, kiedy przekraczała próg. Zatrzymała się, zerkając przez ramię na mężczyznę i ostatni raz przeciągle otaksowała jego twarz. Musiałam zostawić wszystko na ostatnią chwilę, prawda? Musiałam. Odwróciła się, wiedząc, że im dłużej będzie na niego patrzeć, tym bardziej zacznie kwestionować swoje decyzje. Wróciła do siebie, a ciemne oczy śledziły każdy jej ruch, dopóki nie zniknęła za winklem korytarza.

Zapowiadały się interesujące dwa tygodnie, bez dwóch zdań.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 63Sojusz, Granger? – Rozdział 65 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 3 komentarzy

Dodaj komentarz