Sojusz, Granger? – Rozdział 47

Cholerny Snape, pomyślała Hermiona, poprawiając się na kanapie. Księga na jej kolanach zaczęła nagle ważyć tonę, a słowa, które przeczytała nie miały dla niej absolutnie żadnego sensu. Próbowała skupić się na nauce, jednak wzrok Snape’a, który akurat kręcił się przy biurku, zdekoncentrował ją na resztę wieczoru. Zatrzasnęła twardą, skórzaną oprawkę i odłożyła księgę obok siebie. 

— Idziesz dziś znów do pracowni? — spytała, a Severus wyprostował się, układając w dłoniach papiery. 

— Taki miałem zamiar — odparł. 

— W takim razie może zanim pójdziesz napijemy się kawy? — zaproponowała Hermiona, unosząc brew. — Nie rozumiem już nic z tego, co czytam.

— Wątpię, aby brak kofeiny miał na to większy wpływ — zakpił Snape. Młoda kobieta uśmiechnęła się szeroko, posyłając mu wymowne spojrzenie i podniosła się dość energicznie, odkładając księgę na stolik kawowy, który służył jej w ostatnim czasie za stanowisko nauki. 

Ostatnie dwa dni weekendu kobieta spędziła głównie w gabinecie Severusa. Czytała, delektowała się pyszną kawą i czerpała ogromną przyjemność ze spokojnych popołudni, kiedy mogła po prostu przysiąść przed kominkiem i w ciszy pomyśleć. Poprzedniego wieczora odkryła zaklęcie, które w najbliższych dniach zamierzała przećwiczyć, ale póki co czuła, że nie jest na siłach poświęcić takiej ilości energii. Musiała najpierw zregenerować się po intensywnych świętach.

— Daj spokój, sam ślęczysz nad tymi papierami już od kilku godzin — mruknęła Hermiona z wyczuwalną lekko kpiną. Zerknęła na Snape’a, wyłapując jego prychnięcie i krzywy uśmiech. 

— I nie spodziewam się szybko skończyć — dodał. 

— To tym bardziej należy nam się przerwa — stwierdziła kobieta tonem, któremu Severus nawet nie próbował się sprzeciwić. Wywrócił oczami i wezwał Różyczkę, prosząc ją o dwie kawy i posłał przelotne spojrzenie Hermionie, kiedy skrzatka deportowała się z cichym pyknięciem. 

— Poczekaj tu — poprosił miękko, wychodząc niemal od razu do sypialni, w dłoni wciąż ściskając papiery wyciągnięte z szuflady. Hermiona bez wahania skinęła głową, wracając na kanapę i przysiadając wygodniej na miękkim meblu.  

Różyczka pojawiła się zaledwie kilka minut później, trzymając srebrną tacę w drobnych dłoniach. Młoda gryfonka posłała jej wdzięczny uśmiech i odprawiła ją, dając wolne na resztę wieczoru. Chciała wyciągnąć Severusa na spacer albo zagrać z nim w karty. Cokolwiek, byle otrzeźwić nieco otępiały umysł. 

— Severusie, kawa! — powiedziała głośniej Hermiona. Sięgnęła po swoją filiżankę, mieszając łyżeczką zabielony napój, którego aromat od razu dotarł do jej nozdrzy. Upiła łyk, delektując się aromatycznym smakiem naparu i oparła się wygodniej na kanapie, krzyżując nogi przed sobą. 

Naprawdę lubiła takie popołudnia. Lubiła spędzać w ten sposób czas, lubiła to, jak obecność Severusa dopełniała całą atmosferę i jak kojąca dla jej zmysłów była. Zerknęła na drzwi, zastanawiając się, co mężczyzna robi. Odkąd przesiadywała w jego gabinecie, zdecydował się wynieść biurko do sypialni, która była na tyle przestronna, aby je pomieścić. Siedział tyłem do wysokiej, zdobionej witrażem okiennicy i Hermiona czasem widziała go przez szparę w uchylonych drzwiach, co zawsze kończyło się końcem jej nauki na kilka dłuższych chwil. Starała się tego unikać, chłonąc wiedzę z podręczników, których przez dwa dni naczytała się tyle, że teraz jedyne o czym myślała, to zaklęcie, które miała przećwiczyć po Nowym Roku. Dała sobie odpocząć doskonale wiedząc, że nie zmarnuje swojej szansy kilkoma dniami wolnego. 

Usłyszała głośny dźwięk zza drzwi sypialni i zmarszczyła brwi. Zdążyła wypić pół filiżanki, a Severus dalej nie wrócił. Co on tam, do cholery, robi? Hermiona zauważyła, że drzwi nie są domknięte. 

— Severusie? — spytała, jednak znów nie otrzymała odpowiedzi. Z pewnością ją słyszał. Kobieta czekała cierpliwie, wpatrując się w podłużną szparę pomiędzy drzwiami. A jeśli coś mu się stało? Gryfonka odstawiła filiżankę na stół i spojrzała na drzwi, broniąc się przed tym, aby sprawdzić, co się dzieje ze Snape’em. Wiedziała, że gdyby potrzebował pomocy, to by o nią poprosił. Mógł być uparty, ale nie głupi.

W pewnej chwili jednak ciekawość wzięła górę, a przedłużająca się nieobecność mężczyzny zaczęła Hermionę niepokoić. Wstała powoli, poprawiając materiał spódnicy i podeszła do drzwi, cicho pukając w ciemne drewno. Nie otrzymawszy odpowiedzi uchyliła skrzydło i zerknęła w głąb sypialni. Ku jej zaskoczeniu Severusa nie było w pomieszczeniu, a to znaczyło, że jedyne inne miejsce gdzie mógł być to… Podniosła wzrok w chwili, w której drzwi przylegającej do sypialni łazienki uchyliły się. Mężczyzna pojawił się w nich z rozpiętą koszulą, którą zapinał w kroku, nagle orientując się z obecności intruza. Zatrzymał się w progu, lustrując wzrokiem zaskoczoną Hermionę, która zmusiła się, aby nie uciec wzrokiem nigdzie poza jego twarz. Nie udało jej się to jednak, a odsłonięta klatka piersiowa przyciągnęła jej wzrok. Dostrzegła ranę, częściowo osłoniętą kawałkiem czarnego materiału  koszuli i podłużną bliznę biegnącą wzdłuż jego żeber, zupełnie jakby ktoś zatoczył wokół jego ciała okrąg nożem. Tej nie pamiętała. Wtedy w skrzydle szpitalnym starała się nie przyglądać jego ranom, wiedząc, że obecność trzech kobiet mogła Severusa wystarczająco speszyć. Teraz jednak nie była w stanie przestać. Wodziła wzrokiem po skórze, w końcu podnosząc wzrok na twarz Severusa, który mierzył ją czujnym spojrzeniem. 

Czekał, aż coś powie. Po jej minie widział jednak, że nie miała takiego zamiaru. Czego chcesz, Granger? Do tej pory próbował zrozumieć jej intencje, kiedy wtedy na Spinner’s End Hermiona dość wymownie odpowiedziała na jego dwuznaczną zaczepkę. Kiedy odruchowo chętnie odpowiadała na jego pocałunki. Kiedy patrzyła na niego tak, jak teraz. Podszedł do niej naprawdę wolnym krokiem, nie odrywając wzroku od jej twarzy. Była nad wyraz spokojna, choć widział w oczach, że coś targa jej emocjami. Nie pokazywała tego jednak, wodząc wzrokiem po jego zbliżającej się sylwetce i lekko uchylając usta, kiedy w końcu się przed nią zatrzymał. 

Poczuła się jak w pułapce. Ścisnęła mocniej dłoń na zimnych drzwiach, za plecami czując twardą framugę odcinającą jej drogę ucieczki. Mogła tylko stać i czekać na ruch Snape’a. Na jedno słowo. Była pewna, że cokolwiek by nie powiedział, ona by podążyła. 

Problem w tym, że nie padło między nimi nawet jedno słowo. Mężczyzna ledwo widocznie poruszył brwią, zupełnie jakby nie robił tego świadomie i minął Hermionę, rozchylając nieco drzwi sypialni. Podszedł do kanapy, dopinając koszulę niemal do końca i zerknął przez ramię na bacznie obserwującą go kobietę. 

— Kawa ci wystygnie — prychnął, siadając. 

— Twoja już wystygła — mruknęła Hermiona, podchodząc do swojego miejsca i niepewnie przysiadając obok Severusa. Mężczyzna bez słowa wyciągnął z kieszeni różdżkę i szybkim zaklęciem podgrzał filiżankę. Spojrzał kątem oka na kobietę, której dłonie ułożyły się wokół porcelanowego naczynka. Nie spuszczając z niego spojrzenia młoda gryfonka rzuciła niewerbalne zaklęcie, a z nad jej kawy zaczęła unosić się para. Zanim Snape zdążył skomentować nowe umiejętności swojej towarzyszki, Hermiona zmarszczyła brwi i posłała mu niepewne spojrzenie. — Skąd masz tę ranę, Severusie?

Severusie.

Posłał jej pytające spojrzenie, mrużąc nieco oczy i odstawiając filiżankę na stolik. 

— Dlaczego chcesz wiedzieć?

Kobieta uchyliła usta, jednak zanim zdążyła coś odpowiedzieć, jej wzrok uciekł ku dłoniom, które mocniej zacisnęła na ciepłym naczyniu.

— Pewnie z ciekawości. Kiedy się dowiedziałam, było już po procesie. Prasa rozpisywała się o wszystkim, tylko nie o twoim zdrowiu — odparła. —  Poza tym chciałabym… zrozumieć.

Co chcesz zrozumieć, Granger? 

Severus wyłapał jej spojrzenie, które dość jasno sugerowało strach. Bała się tego, że ją odepchnie czy tego, że przekracza granicę, którą ustanowił? Widział jej ciekawość. Widział błysk w oku, ale widział też smutek — coś, czego zdecydowanie nie spodziewał się i czego nie chciał widzieć. O czym myślisz?

— Zrozumieć? — powtórzył, a Hermiona uniosła kącik ust.

— Co doprowadziło do twojego stanu. Do tego, że cierpisz — odparła. W jednej chwili słaby uśmiech zastygł na jej ustach, kiedy ciemne tęczówki ponownie odnalazły jej spojrzenie. Była pewna, że dostrzegł jej niepewność, ale nie umiała jej kontrolować. Wchodziła na nieznane rejony, wcześniej sparzywszy się na próbie wydobycia z Severusa jakichkolwiek informacji. Ciekawiło ją, czy ich relacja uległa poprawie i czy mężczyzna był gotów jej zaufać. Czy domyślił się, że pyta go, bo jej na nim zależy. 

Snape uniósł kącik ust, uśmiechając się kpiąco pod nosem i wyprostował się. 

— To długa historia, Granger — powiedział, unosząc wymownie brew.

Hermiona słysząc jego słowa niemal od razu się uśmiechnęła; słabo, ale wciąż rozbawiona tym, że ze wszystkich osób jakie znała to właśnie Severus był kimś, kto żartował w nieodpowiednich sytuacjach. 

— Zważ, że to ja pierwsza spytałam — odparła, widząc błysk w ciemnych oczach Snape’a. Kącik jego ust drgnął ponownie, a mężczyzna spuścił spojrzenie, kręcąc pobłażliwie głową.

— Myślałem, że ustaliliśmy jakiś kompromis — prychnął. Czy to był moment, w którym powinien odpłacić jej za szczerość, jaką mu okazała? Czy powinien opowiedzieć jej o tym, co stało się przed bitwą, skoro ona wyjawiła mu swój sekret? Czy tylko dlatego, że kobieta zdecydowała się otworzyć przed nim, on również powinien zrobić to samo? Powinien. Powinien. Chrzanić to, co powinien. Pierwszy raz poczuł, że chce komuś powiedzieć. — Ta rana to pozostałość mojej służby.

Młoda kobieta, wyraźnie zaskoczona jego wyznaniem, podniosła wzrok znad filiżanki i zmarszczyła brwi. Myślała, że zakończył ten temat; że jego zachowanie świadczyło o zamknięciu się przed nią. Severus Snape tymczasem zaskoczył ją, spoglądając na nią z ukosa i krzywiąc się ledwo dostrzegalnie, kiedy wyłapał jej spojrzenie. Widziała, że się wahał.

— To on ci to zrobił? — zapytała cicho Hermiona, wzdychając, kiedy Snape bez słowa skinął głową potwierdzając jej słowa. 

— To miała być kara — powiedział. Jego niski głos rezonował po niewielkim pomieszczeniu, a Hermiona zadrżała, obracając się nieco w stronę ciemnowłosego czarodzieja. — Żebym pamiętał, że jego się nie zdradza.

Kiedy kobieta zrozumiała, co Severus powiedział, uchyliła usta.

— Skąd…

— Nie wiem — odparł nagle mężczyzna. Posłał jej takie spojrzenie, jakiego nigdy nie widziała; nie tylko u niego, ale u nikogo, kogo znała. Spojrzenie pełne wypalonego szaleństwa, zmęczenia i porażki, ale jednocześnie pełne zdeterminowania i odwagi. — Wierz mi, Granger. Miałem cały ten czas i do tej pory nie wiem, w jaki sposób Voldemort dowiedział się, że go zdradziłem.

Był taki bezradny. Nigdy w swoim życiu Severus nie czuł takiej przeraźliwej bezsilności jak wtedy, kiedy zrozumiał, że to koniec. Zastanawiał się jak mógł dopuścić do sytuacji, w której jego życie wymknęło się spod kontroli. Jak doszło do tego, że z szczegółowo zaplanowanej akcji zrobiło się piekło, którego nie brał jako możliwości. 

— Jak…

Wiedział, o co Hermiona chce spytać.

— To było zaraz po tym, jak was złapali — wyjaśnił. Usiadł wygodniej na kanapie wiedząc, że teraz nie miał już wyjścia. Nie było odwrotu ze ścieżki, którą obrał. — Znaleźli przy was miecz Gryffindora.

— Szmalcownicy — szepnęła Hermiona. Niespodziewanie wspomnienia z potyczki w dworze Malfoy’ów zaczęły zalewać jej umysł, a kobieta przymknęła oczy, chcąc wyprzeć nieprzyjemne wspomnienia.

— Nie wiem, czy któryś mnie widział — powiedział Snape. — Nie wiem jak, ale Voldemort dowiedział się, że to ja go wam podrzuciłem. — Hermiona podniosła na niego spojrzenie. Wiedziała o tym, ale do tej pory zupełnie nie poświęcała temu myśli. Harry wyjawił im po wojnie dość szczegółowo, co widział we wspomnieniach Snape’a. Doskonale wiedziała, co Snape dla nich zrobił; jak planował potajemnie ucieczkę Harry’ego, ochraniał Dracona, a także uczniów pozostałych w Hogwarcie pod jego pieczą. — Co nie było łatwe, zważywszy na to, jakie kładłaś zaklęcia.

Jego uwaga sprawiła, że na ustach kobiety pojawił się słaby uśmiech. 

— Przypominam, kto mnie uczył rzucania tych zaklęć — mruknęła wymownie, przypominając sobie przypadkową lekcję na szóstym roku, kiedy Severus tłumaczył im jak poprawnie rzucać zaklęcia tarczy. Uśmiechnęła się nieco szerzej, wyłapując kątem oka równie rozbawione spojrzenie Snape’a.

— Masz rację, sam jestem sobie winien — prychnął. Spoważniał jednak, marszcząc brwi i dodał: — Tak jak tego, że mnie złapał.

— Nie mów tak — przerwała mu dość niespodziewanie Hermiona. — Nie wierzę, że nie dołożyłeś wszelkich starań, żeby tak się nie stało.

— Nie zmienia to faktu, że się stało, Granger. — Nie był poirytowany, choć zdecydowanie tak zabrzmiał. W porę zreflektował się, posyłając Hermionie nieco łagodniejsze spojrzenie i odetchnął, ciągnąc wypowiedź: — Nie byłem zupełnie przygotowany na to, co mi zrobił. W ogóle. — Severus brzmiał pusto. Wyzuty ze wszystkich emocji patrzył przed siebie, a w jego ciemnych oczach nie było widać nic. — Właściwie nie wiem, czemu mnie nie zabił. Pastwił się nade mną. — Mężczyzna prychnął gorzko. — Pewnie chciał, żeby wiedział, dlaczego lepiej było być mu wiernym.

— Torturował cię? — spytała słabo Hermiona.

— Kilka dni. Zamknął mnie w kryptach pod lochami, głęboko w tunelach. — Mężczyzna skrzywił się, przypominając sobie celę, w jakiej przyszło mu spędzić najdłuższe, najczarniejsze godziny jego życia. Godziny, które wtedy trwały w nieskończoność. — Chciał wiedzieć, gdzie jesteście. Myślał, że pomagam wam szukać horkruksów, że wiem, co robicie i jak was znaleźć. — Hermiona zdała sobie sprawę, że to o czym mówił Severus działo się, kiedy oni nabierali sił w Muszelce. Podczas kiedy oni mieli schronienie i ciepłe łóżka do spania, on był trzymany w lochu; związany, torturowany, poniżany i upadlany. Przełknęła ślinę, czując przeraźliwie suchą gulę w gardle, która na moment odebrała jej oddech. — Aż w końcu Potter sam do niego przyszedł. Dał mu się na złotej tacy.

— Musiał to zrobić, wiesz o tym — szepnęła kobieta. 

Podniosła na niego spojrzenie, a wyłapawszy czarne oczy Severusa wiedziała już, że on rozumiał. On jak nikt inny rozumiał, że Harry musiał umrzeć. Choć tą część historii Potter zostawił dla siebie, Severus do tej pory pamiętał, jak jego wciąż żywe serce pękło, kiedy zrozumiał, że będzie musiał złamać obietnicę daną przyjaciółce. Lily. Nigdy nie wybaczył sobie, że ją zawiódł. Ona jedyna dostrzegła w nim coś więcej. Ona i Hermiona. Tylko ta druga dostrzegła w nim coś jeszcze — coś, co nie było pisane Lily. 

— Voldemort chciał, żebym to widział — powiedział Snape. Poprawił się na kanapie, marszcząc brwi i zerknął na filiżankę z kawą. Wspomnienie przeszywającego bólu, kiedy wtedy, na sam koniec, Czarny Pan pastwił się nad nim na deskach Wrzeszczącej Chaty, wycisnęło na jego usta krzywy grymas. — Chciał, żebym widział jak zabija Pottera. — Hermiona sapnęła, spuszczając głowę. — Potem jednak stwierdził, że na to nie zasłużyłem. Że gorszą karą będzie dla mnie śmierć z wiedzą, że nie zdołam ocalić chłopaka. — Ich spojrzenia spotkały się, kiedy oboje zdali sprawę, co się stało później. Młoda kobieta zmarszczyła brwi, przypominając sobie krew na dłoniach i pulsujące w piersi serce, kiedy półprzytomne ciało Snape’a przelewało się przez jej ramiona. Umarłby wtedy, gdyby nie ona, i oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. — Resztę znasz — dodał Snape, odwracając spojrzenie i sięgając w końcu po filiżankę. Dopił ostatni łyk  i skrzywił się, czując gorycz zgromadzoną na dnie naparu. 

— I to wszystko dlatego, że chciałeś nam pomóc — powiedziała Hermiona. Widział, że jest skołowana natłokiem informacji, jaki na nią zrzucił. Czekał cierpliwie, aż szok w jej oczach zmaleje, a twarz uspokoi się. — Przykro mi, że musisz dalej za to cierpieć.

Nie oczekiwał od niej tego usłyszeć. Nie wiedział, czego właściwie oczekiwał, ale zdecydowanie nie tego. Kobieta posłała mu zmartwione, pełne smutku spojrzenie i uśmiechnęła się słabo. Nie rozumiał, dlaczego się tak zachowywała.

— Każdy ponosi konsekwencje swoich czynów — prychnął.

— Ty poniosłeś też konsekwencje naszych — szepnęła Hermiona, a do Snape’a dotarło, co kobieta miała na myśli. Spojrzał na nią karcąco, licząc, że zrozumie ostrość w jego spojrzeniu. — Nie krzyw się, taka jest prawda.

— Zrobiłbym to drugi raz, Granger — odparł i prychnął pod nosem. — Niekoniecznie w taki sposób.

Młoda kobieta wpatrywała się w niego beznamiętnym spojrzeniem, chłonąc wszystko, co usłyszała. Choć jako jedna z nielicznych nie oceniała przeszłości Severusa, to miała wrażenie, że i tak nie doceniła tego, co dla nich zrobił. Istniało duże prawdopodobieństwo, że bez jego pomocy przebieg wydarzeń byłby zgoła inny. To wszystko mogło inaczej wyglądać. Ona mogła nie żyć, Harry i Ron mogli zginąć. 

Snape dostrzegł, że kobieta objęła się ramionami, a jedna z jej dłoni dosięgnęła szyi. Obserwował, jak kobieta wolnym ruchem przesuwa palcem wskazującym wzdłuż rany, która odznaczała się na jej skórze. Rany, która paliła opuszki Hermiony, kiedy kobieta zdała sobie sprawę, ile mieli szczęścia. Ile pomocy, którą dopiero po latach potrafili docenić.

— Wtedy na pewno nie pozwoliłabym ci tak cierpieć — zaśmiała się w końcu Hermiona. Posłała rozbawione spojrzenie w stronę Severusa, nie szukając jednak jego wzroku. — Znaleźlibyśmy jakieś rozwiązanie, w końcu co dwie głowy to nie jedna.

Mężczyzna prychnął pod nosem, kątem oka lustrując Hermionę. 

— Naiwna jesteś, wiesz? — rzucił, choć bardziej żartem, niż na poważnie. — Wszystko skończyło się tak, jak miało się skończyć. 

— Zawsze mogliśmy obejść się bez tak dużych strat — odparła, poważniejąc. 

Wiedziała, że to kłamstwo. Dorosła w momencie, w którym zrozumiała, że na wojnie ofiary są nieuniknione. Że w życiu przychodzą takie momenty, kiedy trzeba swoje wycierpieć, aby dostać to, czego się chce. I choć dalej czuła smutek na myśl o wszystkich, których stracili podczas wojny, to cieszyła się, że dzięki nim przeżyła zdecydowana większość — mogąca cieszyć się nową, lepszą rzeczywistością.

— Ponieślibyśmy większe, gdyby nie Potter — przyznał Snape. Mimo niechęci z jego strony, która nie ustała mimo odkrycia prawdy przez Harry’ego, mężczyzna cieszył się, że Wybraniec dopełnił swego zadania dzięki czemu ich ofiary nie poszły na marne. — Choć podejrzewam, że sam do wszystkiego nie doszedł, zwłaszcza na początku.

Severus uniósł wymownie brew, a Hermiona zaśmiała się wesoło. Podniosła się nieco, poprawiając ścierpnięte nogi i posłała mężczyźnie przelotne spojrzenie.

— Nigdy nie był sam. Od tego ma się przyjaciół — odparła. 

— Jak dobrze, że w takim razie Potter miał ciebie i Weasleya — zakpił i prychnął, kiedy zobaczył wymowny wzrok swojej rozmówczyni. Wytrzymał przedłużające się spojrzenie, zwalczając ochotę odgarnięcia za ucho niesfornego kosmyka włosów na jej twarzy. Zauważył go już jakiś czas temu, do tej pory starając się nie poświęcać mu zbyt wiele myśli. 

— I ciebie — dodała kobieta, unosząc wymownie brew.

Tym dla ciebie jestem? Snape zmarszczył brwi, widząc minę, jaką posłała mu Hermiona. Wymowną, kiedy umiało się czytać między wierszami, co nie zawsze działało na korzyść. 

— Nazywaj mnie jak chcesz, tylko nie przyjacielem Pottera — wymamrotał pod nosem, a Hermiona wybuchnęła śmiechem, słysząc niechęć w jego głosie i widząc grymas na twarzy, jakby poczuł nieprzyjemny zapach. 

— A moim? — spytała wesoło.

Wolałbym nie. Chociaż właściwie stwierdzenie, że nie chce być kimś dla niej bliskim było kłamstwem. Czuł, że to i tak mimowolnie się stało. Zarówno Severus stał się dla Hermiony kimś na kształt przyjaciela, jak i ona dla niego była kimś więcej, niż tylko znajomą osobą. Choć żadne nie potrafiło nazwać uczuć, jakie się między nimi kształtowały, jedno, co umieli nazwać to przyjaźń. Wbrew wszelkim oczekiwaniom.

— Jeśli musisz — mruknął. 

Hermiona uśmiechnęła się, zadowolona z jego odpowiedzi. Skąpej w uczucia, ubogiej w emocje, ale zdecydowanie wystarczającej po tym, co usłyszała. Chwilę wpatrywała się w profil siedzącego obok niej mężczyzny, bez słowa śledząc wzrokiem poruszające się mięśnie na jego twarzy. Kiedy zacisnął mocniej szczękę, jego żuchwa uwydatniła się, nadając całemu obrazowi ostrości i wrogości. Wiedziała jednak, że to reakcja na wyznanie, którego nie planował. Za które była mu wdzięczna, zwłaszcza, że wiedziała ile go kosztowało.

Tej nocy długo nie mogła zasnąć. Rozmowa z Severusem uruchomiła w niej machinę, której nie umiała zatrzymać. Lawina wspomnień zalała jej umysł, a kobieta poddała się im bezbronna, zupełnie niezdolna do stawiania oporu. Pamiętała piłujący, wszechobecny ból, kiedy sztylet Bellatrix wżynał się w skórę na jej szyi. Pamiętała wybuch muru Hogwartu, który pozbawił ją równowagi, powodując, że ostre kamienie wbiły się w jej dłonie i kolana, kiedy upadła na nie z impetem. Pamiętała też zielony promień, który wystrzelił z jej różdżki w stronę śmierciożercy taranującemu sobie ku niej drogę. Zostawiła za sobą martwe ciało, uciekając z zamku ku Wrzeszczącej Chacie, gdzie rozegrała się tragedia, która długo po wojnie nawiedzała jej senne koszmary. Kobieta przewróciła się na bok, układając głowę wygodniej na poduszce. To nie w niej był jednak problem, a Hermiona westchnęła, kiedy to do niej dotarło. Musiała przestać myśleć. Inaczej była pewna, że przed końcem roku popadnie w szaleństwo. 

Po dwóch nieprzespanych nocach kobieta wiedziała już, że sama nie poradzi sobie z traumą, która wyryła skazę w jej umyśle. Przestała odwiedzać Severusa i to był błąd, którego żałowała. Jednak od ich rozmowy nie była w stanie na niego patrzeć — ilekroć natrafiła na jego twarz, widziała krew na jego szyi i oczy patrzące na nią z zimnych, mokrych desek. Leżał na jej kolanach. Martwy. 

— Hermiono. — Młoda kobieta, tępo idąca przed siebie wąskim korytarzem, podniosła spojrzenie i napotkała przyjazny uśmiech Minerwy McGonagall. Dyrektor szła w jej stronę wolnym krokiem, ramiona założywszy za plecami. Po jej prawicy kroczył Severus, przyglądający się młodej gryfonce uważnie. — Już po śniadaniu?

Nawet nic nie przełknęłam, pomyślała gorzko Hermiona.

— Tak. Mam dziś dużo pracy i musiałam wstać wcześnie — skłamała bez wahania. Snape zmarszczył brwi, czego na szczęście nie miała prawa dostrzec Minerwa.

— Liczyłam, że dołączysz do nas na wieczorną herbatę — mruknęła starsza czarownica, wymownie się uśmiechając. Już to widzę, zakpiła Hermiona w myślach. 

— Z ogromną przyjemnością, jeśli tylko czas na to pozwoli — odparła, posyłając przełożonej przyjazne spojrzenie. Nie uśmiechało jej się spędzanie wieczoru na udawaniu narzeczonej Snape’a, nie tym razem. Nie kiedy musiała mierzyć się z demonami przeszłości, które nawiedzały ją od czasu rozmowy ze Snape’em. — Severusie. Pani dyrektor. 

Skinęła mężczyźnie głową i uśmiechnęła się na pożegnanie do Minerwy, po czym minęła ich i szybkim krokiem oddaliła się, znikając za rogiem korytarza. Czuła na sobie jego wzrok. Nie wiedziała, czy się martwił, ale widziała, że szukał w niej odpowiedzi na pytanie, którego nie znała. 

Nie miała oczywiście żadnych planów — jej wczesne pojawienie się w Wielkiej Sali wynikało tylko i wyłącznie z braku snu, którego od kilku dni doświadczała. Ratowała się jak mogła, licząc że kawa i obfite śniadanie pozwolą jej przeżyć kolejny dzień. Powinna teraz nabierać sił przed Sylwestrem. Powinna odpoczywać. Ona tymczasem przeżywała wojnę na nowo, ilekroć zamykała oczy. Widziała wszystko. Ciała. Krew. Wszechobecną, zieloną poświatę. 

Stwierdziła, że nie może dać sobą kontrolować. Nikomu i niczemu. Wróciła do gabinetu i zamknęła się w nim, przezornie wyciszając pomieszczenie. Albert zerknął na nią z obrazu, marszcząc brwi.

— Spodziewałem się po pani więcej, profesor Granger — mruknął, odwracając się od księgi, którą czytał. Hermiona spojrzała na niego pytająco, unosząc brew.

— Nie rozumiem — powiedziała.

— Takie hałasy w środku nocy są karygodne — wyjaśnił Albert oschle. Młoda kobieta skrzywiła się wymownie, posyłając staremu profesorowi pobłażliwe spojrzenie. Ah to, pomyślała. Poprzedniej nocy straciła panowanie nad swoją magią, kiedy nie mogąc zasnąć próbowała nowo poznanych zaklęć niewerbalnych z podręcznika, który studiowała. Sama była zaskoczona, że zrobiła aż takie szkody, uszkadzając stelaż baldachimu, który wisiał nad jej łóżkiem. 

— Proszę się nie martwić, profesorze. Nic mi nie jest — prychnęła pod nosem, uśmiechając się jednak przyjaźnie. Albert wywrócił oczami i wrócił do lektury, a kobieta pokręciła głową i przeszła do sypialni. Ciekawiło ją, czy może zrobić to samo, co wczoraj, ale pod kontrolą.

Zdecydowała, że jest jeden sposób, aby to sprawdzić. 

Usiadła na łóżku, twarzą do komody, która stała przy ścianie. Wisiał nad nią duży obraz przedstawiający krajobraz, którego Hermiona nie ruszyła wyłącznie ze względu na to w jakim miejscu wisiał. Kobieta rzadko korzystała z szuflad, większość ciuchów trzymając w przestronnej szafie w drugiej części pokoju. Spojrzała na taflę jeziora namalowaną ciemnogranatową farbą i zmarszczyła brwi, widząc jego ujście do morza. Wypełniało całą górną połowę krajobrazu, wtapiając się w tło i dopiero po dłuższym przyglądaniu się Hermiona zrozumiała, na co patrzy. 

Spuściła spojrzenie na swoje dłonie, zastanawiając się jak to zrobić. Poczuła elektryzujący promień pełzający pod skórą i mrowienie w opuszkach palców, co zmusiło ją do zaciśnięcia pięści. Uspokój się, pomyślała. Zamknęła oczy, przypominając sobie co czytała w pierwszej księdze o magomedycynie, jaka wpadła w jej dłonie — nie można pozwolić, aby emocje wzięły górę nad magią. Stabilne zaklęcia sprawiały wiele problemów, nawet człowiekowi bez problemów. Wymagały precyzji, opanowania i ogromnej samokontroli. Drżenie dłoni i złe wspomnienia osłabiające koncentrację zdecydowanie nie były teraz pożądane. 

Hermiona spojrzała na swoje dłonie i odetchnęła głęboko, a nagle we wnętrzach jej dłoni pojawiła się delikatna, mleczna poświata. Zniknęła szybko, ale kiedy kobieta ponownie skupiła myśli, poświata pojawiła się ponownie. Tym razem nieco gęstsza, pełniejsza, mieniąca się jaskrawym, błękitnym światłem. Łaskotała wnętrze jej dłoni, w pewnym momencie formując się w bezkształtną masę. Hermiona zmarszczyła brwi, czując jak jej ramiona drżą pod wpływem skumulowanej magii i niespodziewanie pisnęła, kiedy materia w jej dłoniach eksplodowała, wywołując lekki podmuch powietrza. Rozwiał jej włosy do góry i sprawił, że kobieta odskoczyła w tył łóżka, chwilę patrząc przed siebie w miejsce, gdzie przed chwilą zrobiła coś, co ją przestraszyło, zaskoczyło. Zrobiła coś. 

Nie umiała tego kontrolować ani nad tym panować, ale wiedziała, że konsekwentna praca nad tym mogła przynieść rezultaty. Zsunęła się na krawędź łóżka, przypatrując się swoim dłoniom. Skupiła myśli, chcąc ponownie spróbować wytworzyć wiązkę energii, jednak tym razem nic się nie stało. Kobieta zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, co robi źle. Przecież wcześniej robiłam to samo, pomyślała. Ugięła lekko palce, czując znajome mrowienie i przymknęła oczy, kiedy elektryzujący promień ponownie rozszedł się po jej ciele. Tym razem jednak nie zatrzymał się na dłoniach, rozlewając się po tułowiu oraz nogach, na koniec przeszywając na wylot pierś kobiety. 

Otworzyła oczy, od razu uchylając usta. Przerażona obserwowała zawieszoną w powietrzu błyszczącą poświatę, która formowała się w coś na kształt tarczy. Hermiona uniosła dłoń, jednak zanim zdążyła dosięgnąć otaczającej ją materii, ta zniknęła, rozpływając się nagle w ciężkim powietrzu. Długą chwilę młoda gryfonka nie poruszyła się nawet o cal, oddychając płytko i cicho. Nie wiedziała, co zrobiła i jak mogłaby zrobić to ponownie. Zerwała się z łóżka i podeszła szybko do drzwi. Usiadła za biurkiem, sięgając po podręcznik leżący pod tym, co aktualnie czytała. Pamiętała, że było tam coś o tarczach — ale nie mogła przypomnieć sobie co.

Ponad godzinę zajęło jej szukanie wzmianki, którą przeczytała, a koniec końców jej próby i tak spełzły na niczym. Skup się, poleciła sobie. Podniosła się, sięgając inny, bardziej opasły tom, którego faktura oprawki zostawiała na jej palcach nieprzyjemne, zimne uczucie. Otworzyła spis treści i przewertowała go wzrokiem, szukając czegoś znajomego. Bez większych nadziei otworzyła przypadkową stronę i czytała półsłówka, nie skupiając się zbytnio nad tym, co widzą jej oczy. Nie umiała nawet sformułować pytania, na które szukała odpowiedzi. Chciała wiedzieć, co zrobiła. Chciała wiedzieć czym to było. I jak mogła to ujarzmić.

Kilka następnych dni pokazało jej jednak, że przypadkowe wydarzenia jak wybuchy mocy nie świadczą absolutnie o jej umiejętnościach. Nie udało jej się ani powtórzyć swojego dokonania, ani doszukać w książkach informacji na temat tego, co mogła wytworzyć. Nieco poirytowana swoją niekompetentnością Hermiona snuła się po gabinecie, rzadko schodząc na posiłki i izolując od zewnętrznego otoczenia. Zatonęła w fali własnej ambicji, która pochłonęła ją i z każdą chwilą stawała się cięższa do ujarzmienia. 

Chociaż był w tym pozytywny aspekt — kobiecie skutecznie udało się zagłuszyć głosy przeszłości, które teraz niczym szepty wypełniały pomieszczenie, ale nie absorbowały całej jej energii i uwagi. Tak jak Severus. 

Severus.

Rozdziały<< Sojusz, Granger? – Rozdział 46Sojusz, Granger? – Rozdział 48 >>

Hachi ✨

Nieuleczalna fanka Pottera, zakochana w Sevmione. Wolne pisanie to moja pasja. Jeśli oczekujecie nowego rozdziału codziennie, to zły adres. Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań bez mojej zgody. wattpad: https://www.wattpad.com/user/HachiYuuko blogspot: (tylko stare opowiadania) https://acciosevmione.blogspot.com/

Ten post ma 3 komentarzy

Dodaj komentarz