Post Tenebras, Lux – Rozdział 5

„Potrzeba czasu, by nieobecni przybrali w naszych myślach swój prawdziwy kształt. Po śmierci nabierają mocniejszego zarysu, a potem przestają się zmieniać”.

– Colette.


 

Kilka dni później Hermiona znalazła się z powrotem w przyczepie kempingowej. Nietypowo jak na brytyjskie lato mocno padało, przez co kemping wyglądał jeszcze bardziej przygnębiająco niż dotychczas, a jej włosy puszyły się strasznie.

Drzwi były otwarte; drżąc weszła z ulgą do środka.

– Severusie?

– Tutaj.

Podążając za jego głosem wzdłuż wąskiej kuchni ujrzała niewielki korytarzyk, który kończył się trojgiem drzwi.

Pierwsze pomieszczenie było łazienką, ledwie wystarczająca na kabinę prysznicową, umywalkę i toaletę. Drzwi naprzeciwko niej otwierały się na sypialnię; podwójne łóżko zajmowało niewielką przestrzeń niemal od ściany do ściany, na jednym końcu starczyło miejsca na komodę i wąską szafę, a na małej półce nad łóżkiem stała lampa, książka i butelka wody. Ostatni pokój był kiedyś prawdopodobnie drugą sypialnią, teraz wzdłuż wszystkich ścian, od podłogi do sufitu ciągnęły się półki z książkami, każda z nich zabezpieczona wąską listwą, żeby książki nie spadały, gdy przyczepa się poruszała.

Gdy się po nim rozglądała, Snape spojrzał w górę z lekko drwiącym wyrazem twarzy.

– Proszę spróbować się powstrzymać, panno Granger.

Ignorując jego sarkazm, Hermiona z zainteresowaniem przyjrzała się najbliższym tytułom. O ile mogła to stwierdzić książki zostały pogrupowane raczej według rozmiaru niż gatunku i okazały się być fascynującą mieszanką tekstów z szerokiej gamy tematów zarówno mugolskich jak i czarodziejskich, a także dużą ilością opowiadań z gatunku fikcji literackiej. Wszystkie były mocno podniszczone; najwyraźniej pochodziły z drugiej ręki. Spoglądając za siebie na inne pomieszczenia powoli pokręciła głową.

– Dlaczego tak mieszkasz?

Wyprostował się powoli.

– JAK mieszkam? – zapytał z dziwną nutą w głosie.

– Cóż, na początek w przyczepie kempingowej. Nie jest zbyt luksusowa.

– Zapominasz – odparł twardo – że byłem oficjalnie martwy od prawie dziesięciu lat. Nie bardzo mogłem wstąpić do Gringotta i wyjąć pieniądze z mojego skarbca, prawda? I przede wszystkim nie byłem szczególnie bogaty. Poza tym są zalety bycia mobilnym.

Miał rację i Hermiona poczuła, że ​​go obraziła, krytykując jego dom. W dodatku jej własnym mieszkaniem też nie mogła się pochwalić.

– W porządku. Ale mogłeś ją powiększyć, żeby przynajmniej nie było tak ciasno.

– Czemu? – zapytał obojętnie. – I tak nie mam zbyt wielu rzeczy. Jest wystarczająco duża jak na moje potrzeby.

Wyczuwając, że tej rozmowy nie wygra, Hermiona się poddała.

– W porządku. Przepraszam.

Wzruszył ramionami, jakby nie miało to dla niego żadnego znaczenia i zmienił temat.

– Kawy?

– Proszę – odpowiedziała z wdzięcznością. – Jest zimno na dworze.

Nie skomentował tego, ale kiedy już usiadła w salonie z napojem otworzył szafkę i wyjąwszy grzejnik elektryczny podłączył go do gniazdka i postawił na stole. Hermiona wiedziała, że ​​lepiej nie dziękować mu za ten gest; tylko by go zignorował lub rzucił lekceważącą uwagę.

– A w ogóle, to skąd bierzesz prąd w przyczepie kempingowej? – zapytała.

– Nielegalnie – odparł spokojnie. – Podpiąłem się do zasilania kempingu. I wątpię, że przyszłaś tutaj, by krytykować moje warunki mieszkaniowe.

Przyjmując upomnienie, potrząsnęła głową.

– Nie. Przyszłam ci powiedzieć, że Minerwa zgodziła się porozmawiać z nami w przyszłym tygodniu.

– Gdzie?

– W moim mieszkaniu. Na neutralnym gruncie.

– Niezbyt neutralnym – mruknął.

Ignorując to, kobieta wręczyła mu kartkę z godziną i adresem. Przeczytał ją bez komentarza i schował do kieszeni.

Rozglądając się po saloniku i zwracając większą uwagę na rzeczy, które przeoczyła podczas poprzednich wizyt, Hermiona z zaskoczeniem dojrzała coś, co wyglądało jak torba na laptopa leżąca na podłodze pod stołem.

– Masz komputer?

– I telewizor, jak widziałaś – odparł zjadliwie. – Pamiętaj, jestem półkrwi. Właściwie wychowałem się jako mugol.

– Tak, ale komputer… – bąknęła.

Snape wzruszył jednym chudym ramieniem.

– Internet jest użytecznym źródłem wiadomości. I zajmuje czas.

– Prawda. Co robisz przez cały dzień? – zainteresowała się. Sama miała trudności z wypełnieniem czasu, gdyby nie pracowała, w ciągu miesiąca oszalałaby z nudów i wątpiła, żeby ​​Snape radził sobie lepiej z bezczynnością.

– Oglądam telewizję, słucham radia. Biorę komputer. Przeważnie czytam.

– Nie nudzisz się?

– Nie bardzo… – Urwał, patrząc na nią, a potem przeniósł wzrok na ścianę. – Miałem tyle wrażeń, że wystarczyłoby na kilka wcieleń. Cisza i spokój…  przynoszą ulgę. A przynajmniej tak było do tej pory – dodał, posyłając jej krzywe spojrzenie.

Hermiona dyplomatycznie skinęła głową wiedząc, że tak naprawdę wcale tak nie myślał. Musiał się nudzić. Po tylu „ekscytujących” latach bez wątpienia trudno mu było przystosować się do tego, że nie ma nic do zrobienia. I już wcześniej wspomniał, że nie lubi ciszy, bo wtedy nic nie powstrzymywało go od myślenia o nieprzyjemnych sprawach.

Mając to na uwadze zmieniła przedmiot rozmowy, pytając o jedną z książek, które widziała w drugim pokoju. Stamtąd rozmowa zeszła na inny temat, a potem na kolejny… Snape był jeszcze bardziej oczytany niż ona. Mogłaby rozmawiać z nim godzinami nie nudząc się, ale kiedy robił im obojgu kolejną filiżankę kawy, nagle syknął i upuścił kubek.

Spojrzała na niego z zaskoczeniem i zauważyła, że ​​z rezygnacją wpatruje się w skorupy, machinalnie pocierając drżącymi palcami lewe ramię. Hermiona przygryzła wargę; to musiał być jeden z ataków, o których jej opowiadał.

Nie wiedząc co robić przyglądała się niepewnie, jak jego palce zaciskają się konwulsyjnie, dopóki Snape nie odwrócił się i nie spojrzał na nią.

– Chciałbym, żebyś teraz wyszła. Proszę – powiedział cichym, pełnym bólu głosem.

– Czy mogę w czymś pomóc? –  zapytała.

Potrząsnął gwałtownie głową i najwyraźniej od razu tego pożałował, bo sięgnął ręką do skroni.

– Po prostu idź.

– Severusie…

– Powiedziałem, wynoś się – warknął, zaciskając zęby i najwyraźniej zmuszając się by stać prosto i udawać, że nic się nie działo, gdy trząsł się coraz mocniej.

Zdała sobie sprawę, że nic dobrego nie wyniknie z jej pobytu. Najwyraźniej nie chciał, żeby to widziała i nie mogła go winić; w dodatku, gdyby to miał być zły epizod, byłaby bezradna.

– W porządku, już wychodzę. – Chciała dodać, żeby zadzwonił, gdyby czegoś potrzebował jednak powstrzymała się.

Daruj sobie, Hermiono. Nie zadzwoniłby, nawet gdyby umierał.

– Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.

 

Chodząc w tę i z powrotem po swoim, niewiele większym salonie, Hermiona martwiła się o niego, choć bez wątpienia była to strata czasu; śmiałby się z niej gdyby o tym wiedział.

Wspominając jego twarz, wyraźnie dostrzegła jego frustrację. Wiedziała, że ​​nienawidził czuć się w jakikolwiek sposób słabym i z pewnością musiał go dręczyć fakt, że cierpiał na wyniszczającą chorobę choć nie miał nawet pięćdziesięciu lat. Był przecież wciąż stosunkowo młody jak na mugolskie standardy, a już tym bardziej jak na czarodzieja, który mógł śmiało oczekiwać, że zobaczy dwa stulecia.

Ale czy na pewno może? Nawet bez tej choroby, która mogła, ale nie musiała okazać się śmiertelna, nie miał łatwego życia. Myśląc o katuszach, jakie przez lata doznało jego ciało, o tym że na każdy raz, o którym wiedziała musiały przypadać dziesiątki innych, znacznie gorszych, Hermiona zastanawiała się ze smutkiem, czy Snape osiągnie normalną długość życia i doszła do wniosku, że to mało prawdopodobne.

Co gorsza, bez wątpienia o tym wiedział. Dobrowolnie i świadomie poświęcił swoje zdrowie i wszelkie szanse na normalne życie, a jedynym warunkiem, jaki postawił było to, że nikt inny nie powinien o tym wiedzieć. Nie potrafiła sobie wyobrazić, ile musiał mieć siły, żeby to zrobić.

I teraz ciężko za to płacił. Pomyślała o swoich przyjaciołach i własnych przeżyciach podczas wojny. Żadne z nich nie wyszło bez szwanku; wszyscy mieli blizny psychiczne i fizyczne. I żadne z nich nie wycierpiało nawet ułamka tego, co Severus przez te wszystkie lata, przypomniała sobie. Uszczerbek na jego zdrowiu psychicznym musiał być gorszy niż fizyczne problemy, które miał teraz. Nie miała pojęcia jak przeżył; nie tylko przeżył, ale wydawał się – przynajmniej na zewnątrz – względnie normalny.

Zasługuje na coś lepszego.

Od samego początku Snape nalegał, by Albus nie mówił nikomu o tym, co robi i dlaczego. Nie chciał być bohaterem, nie chciał wdzięczności – na jego szczęście, przyznała z poczuciem winy Hermiona, ponieważ wątpiła, by jakąkolwiek otrzymał, ale z pewnością zasługiwał na coś więcej niż samotne leżenie i cierpienie w malutkiej, odrapanej przyczepie kempingowej, otoczony przez ludzi, którzy z radością zabiliby go na miejscu.

Surowo nakazała sobie nie płakać; skoro on to znosił, mogła choć próbować się nie załamać.

Jak na ironię biorąc pod uwagę wszystkie jego problemy, wyglądał teraz lepiej niż dziesięć lat temu. Bez wątpienia jego nieprzyjemna aparycja był jego odruchem obronnym lub jakimś dziwnym sposobem karania samego siebie.

Przypomniała sobie jak teraz wyglądał, porównała to ze swoimi wspomnieniami ze szkolnych czasów, starannie punktując główne różnice i uznała, że choć Snape z pewnością nigdy nie będzie atrakcyjny, teraz wyglądał lepiej niż kiedykolwiek, choć jego zdrowie było w o wiele gorszym stanie.

Ironia to czasami suka. Bez wątpienia wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek inny.

 

Nie mogąc dłużej czekać następnego dnia zjawiła się w przyczepie wcześnie. Początkowo rozważała zadzwonienie i zostawienie wiadomości, ale nie byłaby zaskoczona, gdyby nie odpowiedział – jeśli nie z poważnych powodów, to z czystej przekory.

Ku jej uldze zastała go na zewnątrz rozwieszającego czyste pranie na sznurku rozpiętym między przyczepą, a krzaczastym drzewem. Cienie pod jego oczami były głębsze i poruszał się sztywno, ale wydawał się być w formie.

Zaciekawiona zerknęła na odzież, którą wywieszał; wszystkie takie same mugolskie ubrania, jakie widziała wcześniej, dżinsy i T-shirty, noszące ślady zużycia. Było dziwne, że miał na sobie tak znoszone ciuchy. Po chwili Hermiona zdała sobie sprawę, że jeszcze dziwniejsze było robienie prania. W porządku, ona sama wolała ubrania prane ręcznie niż przy użyciu magii, ale teraz, kiedy o tym pomyślała, nie mogła sobie przypomnieć, żeby w ogóle widziała, jak używa magii odkąd go ponownie spotkała. Na myśl o tym zadrżała: co jeśli magię też stracił?! To było możliwe, a nawet bardzo prawdopodobne.

– Witam – przywitała go tak neutralnie, jak tylko mogła.

Tylko chrząknął w odpowiedzi, skupiając się na tym, co robił. Przyjrzała mu się uważniej i zauważyła, że starał się unikać używania lewej ręki. Wiedząc, że lepiej nie oferować pomocy poczekała, aż skończy, zanim weszła za nim do środka i dopiero wtedy zapytała cicho.

– Wszystko w porządku?

– Jak zwykle – wzruszył ramionami Snape. – Tym razem nie było źle.

– Czy wielu czarodziejów pierze ubrania ręcznie? – spytała, próbując podejść do tematu z pewną subtelnością.

– A skąd mam wiedzieć – odpowiedział powoli, posyłając jej dziwne, trochę zaskoczone spojrzenie.

Hermiona musiała przyznać, że to było dziwne pytanie, nawet dla niej. Tyle jeśli chodzi o subtelność.

– Cóż – zaczęła ostrożnie – po prostu przyszło mi do głowy, że odkąd się spotkaliśmy nie widziałam, jak używałeś magii. Twoja różdżka została złamana we Wrzeszczącej Chacie…

Jego oczy zmatowiały, gdy zdał sobie sprawę, co ma na myśli.

– Sprawiłem sobie nową w ciągu kilku dni – wyjaśnił krótko. – Nie miałem zamiaru być bezbronnym. A moje używanie magii to naprawdę nie twoja sprawa.

– Może nie, ale od czasu wojny wszyscy doskonale wiemy, co może się zdarzyć w wyniku długotrwałego stresu lub kontuzji – powiedziała, starając się go nie rozzłościć. Lecz jej sugestia raczej go zirytowała.

– Nie jestem ci winien żadnych wyjaśnień, ale wykonywanie prac domowych w mugolski sposób zabija czas i przypomina mi, że dla wszystkich dookoła staram się wyglądać jak mugol. Zapewniam cię, że gdybym stracił magię przez stres lub kontuzję, stałoby się to na długo przed końcem wojny. I gdybym został zredukowany do statusu charłaka, nie zgodziłbym się wrócić do Hogwartu, magicznej szkoły, żeby uczyć magicznego przedmiotu – dodał szyderczo i obrzucił ją miażdżącym spojrzeniem.

Ignorując celną uwagę Hermiona popatrzyła na niego z poważną miną.

– I oczywiście jesteś tak uczciwym i otwartym człowiekiem, że powinnam przyjąć to na wiarę? – zapytała tak sarkastycznie, jak się odważyła.

Wyraz jego oczu zmienił się, ale zanim zdążyła go zidentyfikować, znalazła się w uścisku Pełnego Porażenia Ciała. Nie mogąc się poruszyć ani nawet mrugnąć spojrzała na niego gniewnie, ale musiała przyznać, choć niechętnie, że była pod wrażeniem. Nawet nie zauważyła, żeby wyciągał różdżkę, którą teraz trzymał wycelowaną w nią. Uśmiechał się z wyraźnym rozbawieniem na twarzy. Gdy wreszcie nacieszył się tym widokiem, machnął od niechcenia różdżką i zdjął zaklęcie.

– Zadowolona?

Wpatrując się w niego skinęła krótko głową, zarówno zirytowana jak i zawstydzona.

– Skąd masz różdżkę?

– Oczywiście od Ollivandera. Nadal jest najlepszym żyjącym wytwórcą różdżek. Dwanaście cali, jarzębina i włókno ze smoczego serca. – W zamyśleniu kontemplował smukły kawałek drewna. – Pasuje do mnie lepiej niż moja stara.

– Potem usunąłeś mu pamięć?

– Naturalnie, inaczej pobiegłby powiedzieć Zakonowi o mojej wizycie.

– To nie było miłe.

– Oszczędź mi rozdzierających serce uwag – przewrócił oczami. – Mogłem go zabić. I zapłaciłem za różdżkę.

Krzywiąc się, zamilkła. Minęło dużo czasu, odkąd widziała Snape’a posługującego się magią. Nigdy nie spotkała kogoś, kto wyciągałby różdżkę tak szybko. I wyglądało na to, że nadal był mistrzem zaklęć niewerbalnych. Jego refleks się nie przytępił. Nic dziwnego, że przeżył, doprawdy, nadal był bardzo niebezpiecznym człowiekiem.

Gdy ponownie na niego spojrzała, kartkował jakąś książkę, Nie dostrzegała tytułu, ale to, co przykuło jej uwagę to to, że założył okulary – nigdy wcześniej nie widziała, żeby je nosił. W przedziwny sposób pasowały do niego.

– Gapisz się – poinformował ją, nie podnosząc wzroku.

– Przepraszam. Nie wiedziałam, że nosisz okulary.

– Wiele gadzich jadów wpływa na nerwy wzrokowe – odpowiedział, przewracając stronę.

W pierwszej chwili Hermiona nie widziała związku i zajęło jej chwilę, zanim zorientowała się, co miał na myśli; ukąszenie węża wpłynęło również na jego wzrok.

– Czy możesz coś z tym zrobić?

– Ja sam nie. Może Uzdrowiciel mógłby, ale noszenie okularów nie jest jakąś specjalną niedogodnością. Poza tym potrzebuję ich tylko wtedy, gdy jestem zmęczony. Wada wzroku jest niewielka i się nie pogorszy, przynajmniej dopóki się nie zestarzeję. Zakładając, że pożyję tak długo. Więc nie widzę sensu.

– A co z twoim kolanem?

Wzruszył ramionami, odkładając książkę i okulary.

– Niestety. Minęło za dużo czasu; staw jest częściowo zrośnięty. Poza czymś drastycznym, takim jak usunięcie i odrośnięcie kości w nodze nie można nic zrobić. Poza tym to nie boli. Staw jest na tyle ruchomy, że mogę łatwo chodzić po schodach i prowadzić samochód. Więc też nie widzę sensu.

– Spodziewałam się, że będziesz bardziej zły z tego powodu – stwierdziła bez zastanowienia.

Snape wyglądał na lekko rozbawionego.

– Minęło prawie dziesięć lat, panno Granger. Ludzie się zmieniają. Miałem dużo czasu, by przemyśleć to, co mi się przydarzyło. Zapewniam panią, gdyby to spotkanie odbyło się nawet pięć lat temu, byłoby bardzo mało prawdopodobne, aby przeżyła pani to doświadczenie. Zespół stresu pourazowego nawet tego nie obejmuje.

Hermiona przypuszczała, że ​​to prawda. Zaraz po wojnie wszyscy zachowywali się zupełnie inaczej; zagojenie tych ran wymagało czasu.

– Mówiąc o tym, że ludzie się zmieniają – odezwała się z zaciekawieniem – powiedziałeś, że twoja nowa różdżka pasuje do ciebie bardziej niż stara?

– Używałem jej od jedenastego roku życia – skinął głową. – Wtedy pasowała do mnie doskonale, ale w miarę upływu czasu coraz mniej. Ci z twoich przyjaciół, którzy złamali różdżki i musieli je wymienić przekonali się, że nowa różdżka wydaje się być silniejsza i bardziej skuteczna niż stara. To co pasuje do ludzi, gdy są dziećmi, bardzo rzadko będzie pasować w wieku dorosłym. Istnieje wiele aspektów magii, które zmieniają się wraz z upływem czasu, gdy czarownica lub czarodziej dojrzewa. Innym przykładem może być Patronus. Nie każdy ma tego samego Patronusa przez całe życie.

– Ty miałeś – powiedziała bez zastanowienia i natychmiast przeklęła się za wspomnienie o tym, zerkając na niego niespokojnie.

Wbrew jej oczekiwaniom nie wyglądał na złego ani zdenerwowanego, był tylko zamyślony.

– Tak, przez bardzo długi czas – zgodził się cicho. – Okoliczności były… nieco wyjątkowe. – Zawahał się, zerknął na nią i odwrócił wzrok, najwyraźniej zmagając się ze sobą. W końcu wypuścił powietrze i kontynuował jeszcze ciszej: – Jednakże… nawet ktoś taki jak ja może się zmienić.

Zamrugała, wpatrując się w niego.

– Masz na myśli, że twój Patronus się zmienił? To już nie jest Łania?

– Nie.

– Ale dlaczego?

– Zakładam, że nie było to już potrzebne. – Wyglądał teraz trochę nieswojo, ale nadal wydawał się zaskakująco chętny do rozmowy o tym. – Mówiłem ci, miałem dużo czasu na przemyślenie pewnych spraw. O niektórych z nich wcześniej nie miałem czasu ani ochoty myśleć, w tym o… Lily.

Hermiona po raz pierwszy usłyszała, jak wypowiada jej imię. Nie patrzył jej w oczy, ale mówił dalej, wyraźnie usiłując wyjaśnić coś tak bardzo osobistego, że to ona poczuła się zakłopotana.

– To, co robiłem podczas drugiej wojny nie było tylko i wyłącznie dla niej, w przeciwieństwie do pierwszej. W tamtym momencie w dużej mierze spłaciłem już mój dług wobec niej, przynajmniej na tyle, na ile coś takiego można spłacić. Ona… Lily… była… symbolem, jeśli wolisz, figurą reprezentującą…

– Wszystkich, którzy przez ciebie zginęli – dokończyła cicho. – Wszystkich, co do których czułeś, że masz dług. – Zastanawiała się, ile osób było na tej liście i po szybkim spojrzeniu na jego twarz zdecydowała, że ​​nie chce wiedzieć.

– Tak.

– Więc kiedy Vol… Czarny Pan umarł, twój dług został spłacony, na ile to możliwe – powiedziała z namysłem. – Czy to dlatego zmienił się twój Patronus?

– To najważniejszy z powodów, jak sądzę. Nie mogę być pewny, ale myślę, że tak. Jego obecna forma jest prawdopodobnie taka, jaka byłaby zawsze, gdyby okoliczności nie stworzyły Łani; być może prawdziwa reprezentacja mnie samego. To nie jest coś, co łatwo wyjaśnić.

Hermiona potaknęła.

– Myślę, że wiem, co masz na myśli. Powiedziałeś „najważniejszy z powodów”? – spytała z wahaniem, wiedząc, że prędzej czy później z pewnością naciśnie za bardzo i Snape się wycofa. Wyglądał na bardzo zakłopotanego, siedząc niezręcznie przechylony, więc prędko dodała: – Wiem, to nie moja sprawa. Nie musisz mi mówić.

– Nie – mruknął – ale powoli dochodzę do wniosku, że muszę komuś powiedzieć. Równie dobrze możesz to być ty. Jak sama dobrze wiesz, ukrywanie takich spraw nie jest… właściwe. I jak również wiesz, unikałem takich dyskusji przez większość mojego życia.

Choć wiedział, że nikomu tego nie powtórzy, mimo tego wyznania zamilkł i patrzył w dal niewidzącym spojrzeniem. Zapadła między nimi ciężka cisza, przerywana jedynie słabym dźwiękiem nieustannie grającego radia. Najwyraźniej potrzeba i chęć rozmowy to dwie bardzo różne rzeczy. Kobieta czekała w milczeniu aż w końcu zaczął znowu mówić, wciąż wpatrując się w nicość.

– Moje uczucia do niej się nie zmieniły, ale teraz lepiej je rozumiem. To nigdy nie była miłość. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale wierzę, że wiem czym jest miłość, a Lily… to nie była miłość. To była…… potrzeba… Nie wiem, jak to lepiej określić. Była pierwszą i jedyną osobą, która kiedykolwiek chciała ze mną porozmawiać. Nic dziwnego, że tak rozpaczliwie się do niej przywiązałem; była wszystkim, co miałem. Postrzegałem świat jej oczami. Patrząc wstecz widzę, jakie to było chore i obsesyjne i na pewno nie było w żaden sposób odwzajemnione. Lily miała za przyjaciół wszystkich, których chciała mieć, mnie nie potrzebowała.

– Jestem pewna, że ​​dbała o ciebie – zauważyła ostrożnie Hermiona.

Nie miała pojęcia, dlaczego to powiedziała, ale martwiła się, że Snape w każdej chwili zorientuje się co mówi i straci panowanie nad sobą. W dodatku nie miała pojęcia jak go pocieszyć, jeśli tego szukał. Wydawał się bardziej zamyślony niż cokolwiek innego i miał nieprzenikniony wyraz twarzy.

– Nie tak jak chciałem, jak potrzebowałem. Bardzo wcześnie zrozumiałem, że nigdy nic by między nami nie było. Nie akceptowała mnie takiego, jakim byłem, ciągle próbowała coś we mnie zmieniać. Oczywiście na ogół miała dobre intencje, ale wiesz co mówią o dobrych intencjach… – Po chwili ciągnął już energiczniej. – Wracając do pierwotnego tematu, mój Patronus pozostał Łanią z powodów symbolicznych, a nie emocjonalnych. Kiedy symbol nie był już potrzebny, zmienił się.

– Czym teraz jest ? – zaciekawiła się.

Snape powoli wyciągnął różdżkę zza pasa.

– To może nie zadziałać – ostrzegł ją. –  Zaklęcie Patronusa zawsze sprawiało mi trudności. Byłem jedynym Śmierciożercą, który mógł go wyczarować i przez pewien czas po wojnie w ogóle nie mogłem go rzucić. W najgorszych momentach sądziłem, że to dlatego, że Zaklęcie Patronusa jest bardzo pozytywnym zaklęciem. Ale szczerze mówiąc podejrzewam, że po prostu nie mam żadnych szczęśliwych wspomnień, które byłyby wystarczająco silne.

Zamykając oczy, skoncentrował się.

– Expecto Patronum.

Hermiona momentalnie zorientowała się, co miał na myśli. W porównaniu z innymi Patronusami, które widziała, w tym z jej własnym, srebrna mgła, która wypłynęła z jego różdżki, wydawała się prawie bez życia. Szara, przygaszona, dopiero po chwili utworzyła konkretny kształt. Kiedy jednak Hermiona zobaczyła formę jaką przybrała, wybuchnęła śmiechem.

– Jest absolutnie doskonały.

Snape przewrócił oczami.

– Mi również nie umknęła ironia – skomentował jadowicie, gdy Patronus zniknął.

– Czy to oznacza, że ​​mój Patronus zmieni się w miarę upływu czasu? Jak dotąd tak się nie stało.

– Nie wiem, ale jest to możliwe. Wciąż jesteś młoda… Właściwie nie pamiętam twojego wieku – przyznał. – Straciłem rachubę czasu.

– Mam dwadzieścia osiem lat – odpowiedziała, wciąż rozbawiona jego nowym Patronusem. – Myślę, że o dwadzieścia lat młodsza od ciebie.

– Tak – zgodził się. – W każdym razie jak na czarownicę jesteś bardzo młoda. Przez całe życie zdążysz jeszcze bardzo się zmienić. Patronus czasami to odzwierciedla. Jaka jest jego forma? – zainteresował się.

– Wydra.

Zamrugał, marszcząc brwi, a ona spojrzała na niego.

– Wydajesz się być zaskoczony.

– To… nie jest to, czego bym się spodziewał – odpowiedział powoli, po czym lekko wzruszył ramionami. – Ciekawa forma.

– Jak to… ciekawa? – zapytała lekko zirytowana.

Jego usta drgnęły.

– Wydra jest jednym z indiańskich zwierząt totemowych. Wiesz coś o nich?

– Rdzenni Amerykanie wierzą, że każdy z nich ma swoje zwierzę totemiczne, które działa jak duch opiekuńczy – odpowiedziała powoli. – Ich totemy zmieniają się w miarę ich potrzeb.

– Zasadniczo poprawne – zgodził się. – Każdy totem ma inne cechy. Wiesz, co reprezentuje Wydra?

– Nie.

– Chodź.

Wstawszy, poprowadził ją korytarzem do małego, wyłożonego książkami pokoju na drugim końcu. Przesuwając palcami po półce wybrał książkę, założył okulary i zręcznie przerzucił strony do wybranej sekcji. Uśmiechając się, zaczął głośno czytać.

Wydry budzą ciekawość. Przypominają nam, że wszystko jest interesujące, jeśli spojrzymy na to pod odpowiednim kątem. Totem Wydry jest połączony z pierwotnymi kobiecymi energiami życia – zawiera pierwiastki zarówno Ziemi jak i Wody. Mając Wydrę jako totem musisz pamiętać o pięknie zrównoważonej kobiecej natury, tworzyć przestrzeń dla innych, by mogli wejść w twoje życie bez uprzedzeń i podejrzeń. Wydra uczy nas, że zrównoważona kobieca energia nie jest zjadliwa czy zazdrosna lecz jest siostrzaną miłością i chęcią dzielenia się z innymi. Wydra wyraża radość w stosunku do innych…

– O Boże! –Hermiona zanosiła się śmiechem, że ledwo mogła mówić. — To okropne. Naprawdę tam jest tak napisane?

– Sama zobacz.

– To nie jest książka rdzennych Amerykanów! – zaprotestowała, wciąż się śmiejąc.

Znów się uśmiechnął.

– Nie, nie jest. To jedna z tych dziwacznych książek New Age o Gai i karmie i uzdrawiającej mocy kryształów. Radzi ci również, że jeśli Wydra wkroczyła w twoje życie, to powinnaś obudzić swoje wewnętrzne dziecko.

Po raz kolejny Hermiona straciła kontrolę, chichocząc bezradnie.

– Pierwotne energie kobiece – wykrztusiła.

Jego usta znowu drgnęły.

– Komentarze na temat siostrzanej miłości są gorsze. Będąc w pokoju nauczycielskim w trakcie kilku naprawdę pamiętnych kłótni mogę osobiście zaświadczyć, że kobieca energia jest niezwykle zjadliwa.

– Może po prostu nie była zbalansowana – zasugerowała bez tchu, starając się przestać śmiać. – Jeśli chodzi o Trelawney, zawsze wydawała mi się wyjątkowo niezrównoważona.

Jego twarz wykrzywiła się i po dłuższej chwili wybuchnął śmiechem. Czysty szok powstrzymał chichot Hermiony; nigdy wcześniej nie słyszała, żeby Snape naprawdę się śmiał. Nie był to szorstki, gorzki, pełen kpiny dźwięk, do którego była przyzwyczajona, ale prawdziwy głęboki, lekko ochrypły śmiech. Brzmiał wspaniale i natychmiast postanowiła spróbować częściej go rozśmieszać. Był również zaraźliwy i spojrzawszy na książkę, którą trzymał znów zaczęła się śmiać.

Zanim oboje zdołali się opanować, rozbolały ją żebra. Jego twarz była zarumieniona, a oczy błyszczały życiem bardziej niż kiedykolwiek przedtem.

– W porządku, wystarczy – wykrztusiła z trudem. – Co mówią rdzenni Amerykanie?

Oddając uśmiech w bardzo rzadkim pokazie dobrego humoru, znalazł odpowiednią książkę. Czytając powoli zmarszczył brwi, stukając w stronę wąskim palcem.

— Właściwie może Wydra nie jest aż tak zaskakującym totemem — mruknął. – Ciekawe.

– Severusie, nie denerwuj mnie.

– To naturalny dar – odparł krótko, zamykając książkę i wręczając jej. – Możesz ją pożyczyć, jeśli chcesz. Myślę, że uznasz to za interesujące.

– Dziękuję.

– Ufam, że nie muszę mówić, że jeśli w jakikolwiek sposób ją zniszczysz, pożałujesz?

– Czy ja ci wyglądam na osobę, która pozwala na zniszczenie książki? – odparowała.

– Prawda.

– Wcześniej powiedziałeś, że wiesz, czym jest miłość…

Snape przewrócił oczami.

– Proszę wracać do siebie, panno Granger. Otworzyłem się dziś już wystarczająco i bardziej nie zamierzam – powiedział sucho. – Moje leki mogą sprawić, że będę rozmowny, ale są pewne granice.

– Nie jesteś zabawny.

– Nie obudziłem mojego wewnętrznego dziecka – powiedział sarkastycznie i Hermiona zwalczyła kolejny atak śmiechu. – I przypuszczam, że to wewnętrzne jest jeszcze gorsze niż zewnętrzne dorosłe. A teraz odejdź.

— Tak, panie profesorze Snape — odpowiedziała wyzywająco i widząc jak się skrzywił przygryzła usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

Hermiona wyszła sama i idąc przez kemping myślała z uśmiechem o jego nowym Patronusie. Kiedy zamknęła oczy, wciąż widziała szczupłego, srebrzystego lisa o ostrym pysku, stojącego w mrocznej przyczepie.

 

Trochę później leżała zwinięta w kłębek w swoim łóżku z mruczącym Krzywołapem obok, przeglądając książkę, którą jej pożyczył. Miał rację, to było fascynujące. Przewracając strony dodarła do Wydry jako totemu i zaczęła czytać kotu.

„Trochę dziwaczna i niekonwencjonalna, Wydra jest czasami trudna do zrozumienia.

Metody Wydry, postrzegane jako dziwaczne, wręcz kontrowersyjne, nie należą do takich, które wybraliby inni. To duży błąd ze ich strony – bo choć kontrowersyjne, są zazwyczaj całkiem skuteczne. Tak, Wydra ma niezwykły sposób patrzenia na sprawy, ale posiada błyskotliwą wyobraźnię i inteligencję, pozwalające mu/jej mieć przewagę nad wszystkimi innymi. Wydra, często wnikliwa i kierująca się intuicją, jest bardzo dobrym przyjacielem i potrafi być bardzo spostrzegawcza. W odpowiednim otoczeniu Wydra jest wrażliwa, sympatyczna, odważna i uczciwa. Pozostawiona sama sobie, Wydra może być pozbawiona skrupułów, lubieżna, buntownicza i odizolowana”.

Hermiona w zamyśleniu przygryzła wargę.

– Miał rację – powiedziała niezainteresowanemu kotu. – W zasadzie pasuje. Dobra, z wyjątkiem „lubieżnej” – dodała. – Co tu piszą o Lisie?

Przerzuciła kartki i po chwili włączyła komputer, żeby zrobić notatki.

„Kulturowy konsensus w sprawie symboliki Lisów w przeważającej mierze dotyczy przebiegłości, strategii, szybkiego myślenia, zdolności adaptacyjnych, sprytu i mądrości. W tradycji rdzennych Amerykanów symbolika Lisów dotyczy dwóch interpretacji. Pierwsza (plemiona północne) widzi Lisa jako szlachetnego posłańca. Druga (plemiona Wielkich Równin) postrzega Lisa jako oszusta płatającego figle lub co gorsza wiodącego na zgubę. Inne uogólnione symboliczne znaczenia Lisa dotyczą skupienia, determinacji i właściwego działania.

Warto przyjrzeć się Lisowi, gdy poluje. Widzimy, że całe jego ciało jest naprężone jak strzała. Jest to symboliczne przesłanie dla nas, abyśmy byli zdeterminowani i skoncentrowani, aby „trafić w cel” naszych pragnień.

Kolor rudy reprezentuje słońce. Symbolika Lisa jako emblematu słonecznego odnosi się do pasji, pragnienia, gwałtowności i ekspresyjności. Lis zachęca nas do nieszablonowego myślenia i wykorzystywania naszej inteligencji na różne, kreatywne sposoby. Lis radzi nam również, abyśmy spróbowali podejść do naszych problemów w sposób inny niż dotychczas. Być świadomym niektórych naszych nawyków i spróbować działać inaczej.

Lis jest również dla nas przypomnieniem, że musimy wykorzystać wszystkie nasze zasoby (te, które widzimy i te ukryte), aby osiągnąć nasze cele. Czasami oznacza to sięgnięcie do niekonwencjonalnych metod. Co więcej, Lis jest znakiem, aby zwracać uwagę na nasze otoczenie. Zmiennokształtny, potrafiący doskonale przystosować się do okoliczności Lis wzywa nas, abyśmy nie zwracali na siebie uwagi, ale raczej dostosowali się do naszego otoczenia, wtopili się w tło i wykorzystali je (oraz okoliczności) na naszą korzyść.

Z tego podsumowania powinno jasno wynikać, że symbolika Lisów wykracza daleko poza to, co możemy dostrzec na pierwszy rzut oka. Wręcz przeciwnie, Lis ma niesamowitą wiedzę i mądrość, którymi może się z nami podzielić, jeśli/kiedy zechcemy z nich skorzystać.”

– Miałam rację, Krzywołapku  – powiedziała kotu. – To do niego idealnie pasuje.

Myśląc o tym później, Hermiona uznała, że w sumie te dwa totemy aż tak bardzo się nie różniły.  Zarówno Lis jak i Wydra byli najwyraźniej bardzo inteligentni, niekonwencjonalni i nie zawsze łatwi do zrozumienia.

Musiała przyznać, że to doskonale pasowało zarówno do niej, jak i do Snape’a.

Podobała jej się ich rozmowa; dobrze było móc usiąść i podyskutować na tak abstrakcyjne tematy. Żaden z jej przyjaciół nie byłby tym w najmniejszym stopniu zainteresowany. Nawet jej koledzy-nauczyciele rzadko interesowali się głębokimi intelektualnymi dyskusjami, z wyjątkiem ich własnego przedmiotu.

Przynajmniej kiedy Snape wróci do nauczania, jeśli zdoła go przekonać, by jej nie unikał będzie miała z kim porozmawiać.

Rozdziały<< Post Tenebras, Lux – Rozdział 4Post Tenebras, Lux – Rozdział 6 >>

Mamuś Anni

Wierna fanka HP, Czytelniczka Sevmione, Tłumaczka, Beta... !!! * Zakaz kopiowania moich tłumaczeń bez mojej zgody! * !!! !!! *! Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach *! !!!

Ten post ma 8 komentarzy

  1. Lisek!! Uwielbiam ❤
    Rozdział bardzo ciekawie napisany, intrygujące wstawki z książki o wydrze i lisie.
    Nie mogę się doczekać ich spotkania z Minerwą, rozwinięcia się relacji, wszystkiego…
    Czekanie mnie zabija 😉
    Powodzenia, czekam na kolejny rozdział.

    1. No niestety tak to już z tym angielskim i tłumaczeniami bywa 😉
      W angielskim nie ma różnicy między YOU – Ty i You – Pani czy Panno. Jedynie jeśli dorzuci się Sir czy Miss. Dlatego w angielskojęzycznych fickach ten etap przejścia na „ty” między nimi jest całkowicie naturalny – powiedziałabym Instynktowny. Każdy czytelnik może go wyczuć w innym momencie. Właśnie – „Wyczuć”, nie „Przeczytać”
      Niestety tłumaczenie wszystko… psuje ;(
      W bardzo wielu fickach widzę tłumaczenia „chodź tu, panno Granger” – może i to jest rozwiązanie tego problemu, ale jest zupełnie nienaturalne i dla mnie brzmi strasznie, jak głośne zgrzytanie zębów i mnie odrzuca. W normalnym życiu nie zwrócisz się do nikogo w ten sposób. Więc ponieważ i mnie i moją Mamę to szalenie drażni, wybrałyśmy „Proszę tu podejść, panno Granger”, z całą świadomością, że w zdaniu wyżej jest to nieszczęsne „ty”…
      Poza tym obie staramy się zachowywać poprawną polszczyznę, bo mierzi nas to, co się z tym językiem teraz dzieje…

      1. Bez obaw, rozumiem. W angielskim jest sporo takich rzeczy, których nie można przetłumaczyć słowo w słowo, ponieważ tracą sens. Sama, gdy widzę, że dane opowiadanie jest tłumaczone, mam z tylu głowy tą myśl

Dodaj komentarz