Post Tenebras, Lux – Rozdział 20

„Każdy szuka tego czegoś,

Tej jednej rzeczy, która sprawia, że wszystko staje się całością

Odnajdziesz ją w najdziwniejszych miejscach

Takich, o których nawet nie pomyślałbyś że istnieją.”

– Westlife, „Flying Without Wings”.


 

Dojście do siebie zajęło Severusowi trzy następne dni. Hermiona wykorzystała ten czas, by zapytać kilku przyjaciół z Ministerstwa o aportację na duże odległości i doszła do wniosku, że powinno to zająć mu dużo więcej czasu i że był idiotą, żeby podróżować tak dużo, w tak krótkim czasie.

Wygarnęła mu za to oraz to, że używał seksu do odwrócenia uwagi, że oboje prawie zostali przyłapani przez Minerwę i że uciekł na dwór, w śnieżycę, by się dąsać. Severus zniósł docinki z dziwnym uśmiechem, którego nie rozumiała, po czym, gdy zrobiła przerwę na złapanie oddechu uciszył ją, komentując niemal tkliwym tonem:

– Jędza –  i delikatnie zakładając jej za ucho zabłąkany kosmyk włosów.

To sprawiło, że przestała się złościć; sądząc po jego uśmieszku, prawdopodobnie o to chodziło.

Do tego momentu rozmowa zdążyła przerodzić się już w rzucanie wyzwiskami – po tym w końcu poddała się i wyszła przy wtórze jego śmiechu.

Po tym incydencie ich związek wszedł w inną, nową fazę. W miarę jak przemijał grudzień, Severus był w znacznie lepszym nastroju. Nawet kiedy został wciągnięty w coś, co przypominało spotkanie towarzyskie, starał się w nim uczestniczyć, trzymając z boku, zamiast chować się w kącie z nieśmiertelnym grymasem na twarzy. Rzadziej też wpadał w zły humor.

Hermiona podejrzewała, że ​​po prostu czuł się pewniej. Kolejny raz zaryzykował, wyszedł poza ramy tego, co uważał za normalne, bezpieczne i nic złego się nie wydarzyło. Mógł więc się rozluźnić i przyzwyczaić do nowej sytuacji przed zrobieniem kolejnego kroku.

– W tym tempie minie mniej więcej dekada, zanim stanie się normalnym człowiekiem – powiedziała Lunie z przekąsem, gdy następnym razem spotkała się ze swoją przyjaciółką na zakupach na ostatnią chwilę, trzy dni przed Bożym Narodzeniem. Ginny była z nimi i chociaż młodsza kobieta była trochę rozkojarzona, ​​Hermiona musiała uważać na to, co mówiła.

– Cóż, wiedziałaś, że to nie będzie łatwe – odpowiedziała wesoło Luna.

– Przypuszczam, że nigdy nie było mi dane wybrać kogoś normalnego.

– Nie – Luna zajrzała do swojej torby, sprawdzając co kupiła. – Masz już coś dla niego na Boże Narodzenie?

– Nie – odparła zmartwiona Hermiona. – I boję się, że teraz jest praktycznie za późno, by coś znaleźć. Muszę mu kupić cokolwiek. Nie musi to być nic wymyślnego, ale chcę, żeby miało jakieś znaczenie, szczególnie, że jako prezent dla mnie odszukał moich rodziców. To znaczy zakładam, że właśnie dlatego zrobił to o tej porze roku.

– Spodziewa się czegoś od ciebie? – spytała Ginny.

– Znając go, nie – westchnęła – co znaczy, że tym bardziej muszę mu coś dać. Niech mnie szlag trafi, jeśli nie oduczę go bycia kompletnym pesymistą!

– Z tego, co mi o nim powiedziałaś, może się tak stać – zauważyła łagodnie Luna. – Jeśli chcesz, możemy wyjść do mugolskiego Londynu, może tam coś znajdziesz.

– Często odwiedzasz świat mugoli?

– Czasami. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale w sumie to całkiem interesujące – odpowiedziała Luna radośnie.

Hermiona spróbowała wyobrazić sobie Lunę, rozmarzoną i oderwaną od rzeczywistości, spacerującą po pogrążonym w chaosie Londynie i postanowiła tego nie robić. Nigdy nie była pewna ile ze świata dookoła docierało do Krukonki.

– Dlaczego nie kupisz czegoś dla was obojga? – zasugerowała Ginny, szczerząc się domyślnie.

– Na przykład? – zapytała ostrożnie Hermiona.

– Damską bieliznę?

Hermiona zamyśliła się. Starała się nie odrzucić natychmiast tego pomysłu, choć prawdę mówiąc nigdy nie widziała w tym nic ciekawego. Może fajnie byłoby ubrać się w coś wymyślnego tylko po to, by zobaczyć minę Severusa, ale nie była pewna, czy on zrozumiałby o co chodzi. Gdyby bielizna była ładna, pewnie by mu się spodobała, ale zainteresowanie, jakie kiedykolwiek okazywał jej bieliźnie, ograniczało się generalnie do tego, jak szybko – lub powoli, jeśli akurat miał ochotę się podroczyć – mógł ją zdjąć. I zdecydowanie wolał ją bez ubrania. Powiedziała to teraz, między napadami chichotu.

– Szczęściara – skomentowała pogodnieGinny. – Mam wrażenie, że znalazłaś jedynego mężczyznę, dla którego nie musisz ciągle się wysilać. Wygląda, jakby miał lekkie zaburzenia społeczne i był upośledzony emocjonalnie. Chcesz wymienić go na Harry’ego?

Luna wyglądała, jakby groziło jej zadławienie się na śmierć, a Hermiona mało nie upadła na zaśnieżoną ulicę.

– Hmmm… Mogę ci zagwarantować, że nie będziesz go chciała – wydusiła w końcu, zastanawiając się, czy odważyłaby się powiedzieć Severusowi o tej rozmowie. Dałaby wszystko, żeby zobaczyć jego twarz, ale najlepiej z bardzo dużej odległości. – W każdym razie wiesz, w sumie to chętnie bym go zatrzymała. Wszystko w porządku między tobą i Harry’m?

– O tak. Myślimy o staraniu się o kolejne dziecko. Właściwie chciał, żebym z tobą o tym porozmawiała…

 Ze mną? –  wykrztusiła oniemiała Hermiona. – Dlaczego ze mną?

– W zeszłym tygodniu rozmawialiśmy o imionach i Harry’emu przyszło do głowy, że jeśli to będzie chłopiec, to chciałby, żeby jedno z imion w jakiś sposób uhonorowało profesora Snape’a. Wygląda na to, że jesteś jedyną osobą, która z nim rozmawia. Co by sobie o tym pomyślał?

— Ja… naprawdę nie wiem, Gin — powiedziała powoli Hermiona. – Myślę, że teoretycznie to fajny pomysł, ale nie wiem, co by o tym pomyślał. Mogę go zapytać, jeśli chcesz, ale zajmie mi trochę czasu w miarę subtelne wspomnienie o tym w rozmowie. On nie lubi mówić o Harry’m, a ja nie chcę tak po prostu z tym wyskoczyć.

Osobiście uważała, że ​​gdyby Chłopiec-Który-Przeżył nadał swojemu synowi imię Severusa Snape’a, to byłby dla niego wspaniały hołd i na pewno bardzo poprawiłoby to, jak Severus jest postrzegany, ale biorąc pod uwagę historię i pogląd Severusa na własną reputację wątpiła czy miałyby podobne zdanie.

– Cóż, jeszcze nie odstawiłam eliksiru antykoncepcyjnego, więc prawdopodobnie masz około roku, aby dowiedzieć się, czy się zgadza, czy nie – uspokoiła ją Ginny. – I być może to znów będzie dziewczynka.

– Co, z genami Weasleyów? – spytała z powątpiewaniem Luna. – Sześciu chłopców na jedną dziewczynkę?

– Na pewno nie chcę mieć siedmiorga dzieci! – Przyjaciółki spojrzały na nią, a ona skrzywiła się. – Nie, trójka to mój limit!

– Po urodzeniu Jamesa powiedziałaś, że jedno wystarczy – zauważyła Hermiona, śmiejąc się.

– A potem, po Lily, powiedziałeś, że dwoje to dużo – dodała Luna.

– Och, zamknijcie się, obie.

Szły razem, szukając inspiracji w witrynach sklepowych.

– Co Tajemniczy Mężczyzna myśli o dzieciach, Hermiono? – zainteresowała się po chwili Ginny.

– Surowe czy gotowane?

– Nie wydurniaj się. Chce mieć dzieci?

– Chce czy nie, to naprawdę bez znaczenia – odparła. – Jest bezpłodny.

– Naprawdę?!

– Tak. Powiedział mi wieki temu, po naszym pierwszym razie, kiedy zdałam sobie sprawę, że się nie zabezpieczyliśmy. Wie o tym, odkąd był nastolatkiem.

– Przepraszam, Hermiono.

– A niby za co?

– Cóż…

– Gin, przestań naśladować swojego brata. Nigdy nie chciałam się ustatkować i założyć rodziny –uspokoiła ją Hermiona. – I on też nie chce mieć dzieci.

– Mówisz to, bo tak wypada? – zaciekawiła się Luna.

– Nie, mówię poważnie. Och, gdyby zdarzył się jakiś cud i zaszłabym w ciążę to byśmy sobie z tym poradzili, przypuszczam że byłabym szczęśliwa i nie sądzę, żeby się sprzeciwiał, ale nigdy nie było to coś, co żadne z nas by naprawdę chciało.

– Więc w takim razie może być – przyznała Ginny. – Nie jesteś taka jak ja czy mama. Ale sprawy z tym facetem wydają się być całkiem poważne. Mieszkacie razem, on znalazł dla ciebie twoich rodziców. Myślisz, że się oświadczy?

– Nie – odparła Hermiona z pewnością. Co jak co, ale tego była pewna. – Nie, nie sądzę, żebyśmy się pobrali.

– Na brodę Merlina, czemu nie? Przyznałaś, że go kochasz. Wszystko wskazuje na to, że on kocha ciebie.

– Bo nie ma powodu – potrząsnęła głową i spróbowała wyjaśnić. – Gdybyśmy się pobrali, nic by się nie zmieniło. Już mieszkamy razem. Już noszę pierścionek, który mi dał i którego nigdy nie zdejmę – powiedziała, wskazując swój pierścionek z wydrą. – Gdybyśmy się pobrali, zachowałabym własne nazwisko, bo to moja ostatnia więź z rodziną, a on miał pewne problemy z rodzicami, więc pewnie nie chciałby, żeby ktokolwiek inny nosił jego. Dzieci nie będzie, z małżeństwa czy spoza. Wszystko, co by się zmieniło, to to, że mielibyśmy kawałek papieru i mnóstwo wyjątkowo niepożądanego rozgłosu. Dużo bólu bez żadnych realnych korzyści. Ogólnie jestem za małżeństwem, ale dla nas to nie jest dobry pomysł.

Poza tym wiedziała, że ​​Severus nigdy nie miałby odwagi się oświadczyć, nawet gdyby chciał; jego strach przed odrzuceniem nigdy nie wyleczy się całkowicie. Zawsze mogła go o to zapytać, ale jej to nie przeszkadzało i podejrzewała, że ​​biorąc pod uwagę jego dzieciństwo, nie miał pozytywnego poglądu na małżeństwo.

Ginny wyglądała, jakby miała polemizować, ale Luna przerwała.

– Daj spokój, Ginny. Wiem, kto to jest i Hermiona ma rację. Gdyby świat się dowiedział, reakcja byłaby… okropna.

Ginny zamrugała.

– Aż tak źle?

– Gorzej – powiedziała ponuro Hermiona. – Jak myślisz, dlaczego nie powiem nawet najbliższym przyjaciołom kim on jest?

– Ale Luna wie?

– Domyśliłam się – wyjaśniła Luna. – I tylko ja mogłam, bo już wcześniej wiedziałam, kto dał Hermionie pierścionek, inaczej bym nie wiedziała.

– Miona, nie przychodzi mi na myśl nikt tak potworny, żebym miała ci go nie wybaczyć, szczególnie, że widziałam, jak bardzo jesteś dzięki niemu szczęśliwa. Nie, no dobra, kilku przychodzi, ale żaden z nich nie żyje, a poza tym ten twój facet na pewno nie jest potworem.

– To nie o to chodzi, Gin. Myślę, że w końcu zrozumiesz, ale Harry zdecydowanie nie, a wiem, że nie znosisz czegokolwiek przed nim ukrywać. Reszta twojej rodziny by oszalała, może z wyjątkiem George’a, bo on pewnie uznałby to za zabawne. Sądzę, że Neville zaczyna podejrzewać i nie chcę być w pobliżu, kiedy w końcu się domyśli.

– Jeśli chcesz to z nim porozmawiam – zaproponowała Luna.

– Nie, w porządku. Zajmę się tym. Ale to nie będzie przyjemne.

– Dobra, pogubiłam się zupełnie – westchnęła Ginny – ale wierzę ci na słowo. Na razie. W końcu będziesz musiała nam o nim powiedzieć, chyba że planujesz trzymać go w ukryciu do końca życia. A może o to chodzi? – dodała ze znaczącym błyskiem w oku. – Tak? Po prostu przykułaś go do swojego łóżka.

W tym momencie Luna dostała ataku histerycznego śmiechu. Hermiona również, ale zdołała się choć trochę opanować.

– Nie – sapnęła, kiedy znów mogła oddychać. – Nie, planuję go od czasu do czasu wypuścić. Masz rację, kiedyś będę musiała ci powiedzieć. Ale nie teraz, dobra?

– Dobra. Teraz zajmijmy się tym, co masz mu dać na Boże Narodzenie, jeśli nie chcesz kupić obrączki.

– Cholera. Nie wiem, miałyście mi pomagać!

– Możesz go po prostu zapytać, czego chce – poradziła Ginny.

Mogłabym, ale wolałabym wymyślić coś sensownego sama. Nie dostaje czegoś zbyt często.

– Możesz go gdzieś zabrać – zasugerowała Luna, wciąż trochę zadyszana po ataku śmiechu. – Lubi mugolski świat. Idźcie gdzieś, ubierzcie się elegancko i spędźcie wieczór poza domem.

– To jest myśl. Może tak zrobię. Ale chciałabym, żeby miał coś do otwarcia w bożonarodzeniowy poranek, zwłaszcza że po południu go zostawię, bo idę do Nory.

– Nadal uważam, że najlepszym wyborem jest bielizna, jeśli chcesz, żeby miał coś do… rozpakowania – powiedziała złośliwie Ginny.

– Pewnie by porwał. Ostatnio dość bezceremonialnie obszedł się z moimi ubraniami — przyznała Hermiona żałośnie. – A nawet gdyby tego nie zrobił, strasznie spóźniłabym się na kolację z wami.

– Zrozumielibyśmy – zapewniła ją Ginny z szelmowskim uśmiechem. – Jeśli się spóźnisz, wierz mi, ogłoszę wszystkim, że jesteś właśnie w łóżku, a twój tajemniczy, wysoki, ciemnowłosy i przystojny czarodziej zrywa z ciebie bieliznę zanim cię weźmie.

– Dzięki – rzuciła zdawkowo, postanawiając być wcześnie, żeby do tego nie dopuścić. Severus nie byłby zachwycony, a ona prawdopodobnie umarłaby z zakłopotania. Zdecydowanie przyszedł czas na zmianę tematu. – Chodźcie. Jestem pewna, że coś znajdziemy. – Sugestia Luny, by wybrać się gdzieś z nim podsunęła jej pewien pomysł, ale najpierw musiała z nim o tym porozmawiać. – Znajdźmy gdzieś spokojne miejsce, chcę wysłać Patronusa i zapytać go o coś.

Znalazły mały park, na szczęście wolny od małych dzieci i usadowiły się na ławce.

– Co wymyśliłaś? – zainteresowała się Luna.

– Wiem, że lubi mugolskie kolędy i chcę spytać, czy był kiedykolwiek na pasterce w Boże Narodzenie. Jeśli tak, zabiorę go na nabożeństwo kolędowe w King’s College w Cambridge.

– Słyszałam o tym – powiedziała w zamyśleniu Ginny. – Nie przepadam za tym, Harry też nie, ale z tego, co wiem, to coś fajnego.

– To coś niesamowitego! Chcę się tylko upewnić, że nie zniechęci go aspekt religijny.

Żałując, że telefon Severusa nie mógł działać w Hogwarcie Hermiona wysłała mu srebrzystą Wydrę. Miała tylko nadzieję, że tak sformułowała pytanie, że dostanie krótką, zwięzłą odpowiedź.

– Jaki jest jego Patronus? – zapytała Ginny. Luna już wiedziała.

– Zobaczysz za chwilę, jeśli odpowie. Nie dostanie mojego Patronusa jeśli nie jest sam, więc jeśli akurat z kimś rozmawia, będę musiała poczekać. Poza tym może być w złym humorze. Dziś rano był w dobrym, ale do tej pory wszystko mogło się wydarzyć.

– Wymyśliłaś jakiś sposób na zapewnienie sobie prywatności przy przesyłaniu wiadomości Patronusami? To może być przydatne. Trudne to jest?

– Nie, pokażę wam wszystko w Boże Narodzenie.

Po kilku minutach Luna wskazała palcem.

– Tam. Czy to to?

Półprzezroczysty srebrny lis biegł w ich kierunku, nie pozostawiając śladów w śniegu.

– Lis! Coś pięknego – skomentowała Ginny, patrząc na niego. – Nie mogę się doczekać, kiedy usłyszę jego głos.

Hermiona pomyślała, że ​​jej serce się zatrzyma. Nie pomyślała o tym! Prędko wymieniła zaniepokojone spojrzenia z Luną. Głos Severusa był tak charakterystyczny, że można go było natychmiast rozpoznać. Merlinie, żeby tylko sobie przypomniał, że nie jestem sama…! Miała głęboką nadzieję. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że nie użył tego samego sposobu przesyłając jej odpowiedź, najprawdopodobniej pamiętał…

Kiedy lis do nich dotarł, spojrzał na Hermionę, otworzył szpiczasty pysk i przemówił:

– Taaa, bydzie c’rok.*

Słysząc slang odprężyła się i westchnęła z ulgą, choć wciąż wzdrygała się na dźwięk jego cudownego głosu zniekształconego szorstkim, ostrym akcentem. Lis mrugnął do niej, po czym odwrócił się zgrabnie w miejscu i rozpłynął się.

Luna wytrzeszczyła oczy.

– To nie był jego głos… prawda?

– To głos, którego używa, kiedy nie chce zostać rozpoznany – wyjaśniła Hermiona, wyraźnie rozluźniona. – Musiał pamiętać, że nie będę sama. Przepraszam, Gin, nie tym razem.

– Cholera – odpowiedziała pogodnie rudowłosa. – Przypuszczam, że teraz masz już pomysł na prezent świąteczny?

– Tak, ale nadal chcę mu coś kupić. Chodź, mamy kilka godzin do zamknięcia sklepów.

 

Hermiona żałowała, że ​​nie wpadła na ten pomysł kilka miesięcy temu. Aby zdobyć bilety i zarezerwować miejsca na Nine Lessons and Carols** w King’s College, trzeba było kupić je już w październiku. W przeciwnym razie trzeba było stać w kolejce. A jeśli chciało się mieć miejsce siedzące, trzeba było zjawić się bardzo wcześnie, przed 9-tą rano, bo inaczej trzeba było stać przez półtorej godziny nabożeństwa, które zaczynało się dopiero o 15-tej.

 

Severus nie był zadowolony z tego, że Hermiona obudziła go o szóstej rano w Wigilię, zapowiedziała bardzo długi dzień i kazała założyć eleganckie mugolskie ubrania, zwłaszcza że nie chciała mu powiedzieć dlaczego. Z początku myślała, że odmówi. Mogła to zrozumieć, Bóg wiedział, że na ogół nie był rannym ptaszkiem, ale była to szczególna okazja i trochę bezdusznie zignorowała jego protesty. Dopóki nie wziął prysznica i nie wypił filiżanki kawy był ponury i odpowiadał monosylabami. Potem rozbudził się na tyle, by zacząć narzekać i nie przestawał idąc ciemną, zaśnieżoną drogą do punktu aportacyjnego, a gdy odmówiła powiedzenia mu, dokąd idą i nalegała na aportację łączną, otwarcie się zirytował.

Najwyraźniej nie lubił tego rodzaju aportacji bardziej niż ktokolwiek inny i potrzebował kilku chwil na odzyskanie równowagi i dojście do siebie po dość nieprzyjemnym uczuciu, jakie jej towarzyszyło.

Wtedy rozejrzał się po zaśnieżonych ulicach i skrzywił.

– Gdzie jesteśmy?

– W Cambridge.

– A dlaczego jesteśmy w Cambridge o siódmej rano? – zapytał zrzędliwie.

– Ponieważ dołączymy do wielu innych ludzi przed tym budynkiem i będziemy stać w śniegu przez następne osiem godzin.

Spojrzał na nią bez słowa, po czym odwrócił się i przez chwilę patrzył w stronę budynku, o którym mówiła.

– Ach, rozumiem – odparł w końcu głosem, który wskazywał, że kończy mu się cierpliwość. – A dlaczego mamy coś takiego zrobić?

– To kaplica King’s College – odpowiedziała, jakby to wszystko wyjaśniało.

Jego oczy rozszerzyły się lekko ze zdumienia.

– Nabożeństwo Kolędowe? Więc dlatego pytałaś mnie o pasterkę któregoś dnia. Zastanawiałem się, czemu.

Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, po czym odwrócił się, by spojrzeć na kaplicę.

– Mogłaś po prostu powiedzieć – wypomniał jej w końcu lekko zirytowanym tonem.

Hermiona uśmiechnęła się i ujęła go pod ramię.

– Wiem, że mogłabym. Ale to nie byłoby śmieszne.

Severus posłał jej krótkie spojrzenie, a ona stłumiła chichot.

– Wiem, wiem, jestem nieznośna.

– Yhm – to była jedyna odpowiedź, którą dostała, gdy szli ostrożnie po oblodzonej ścieżce, aby dołączyć do powoli formującej się kolejki.

 

Osiem godzin stania na zimnie dało im dużo czasu na rozmowę. Nie musieli się martwić o podsłuchanie, w końcu to Severus wymyślił mały, przydatny urok, który przed tym zabezpieczał.

Gdy rzuciła Muffliato, uśmiechnął się krzywo, najwyraźniej w nieco lepszym humorze.

– Więc jakie masz teraz pytania?

Hermiona oddała mu uśmiech.

– Zastanawiałam się, jak było u ciebie z religią w dzieciństwie. Nie znam wielu czarodziejów, którzy chodziliby do kościoła.

Wzruszył ramionami.

– Moi rodzice w ogóle nie byli religijni i nie odegrało to żadnej roli w moim wychowaniu. To czysty zbieg okoliczności, że zacząłem chodzić na pasterkę w Boże Narodzenie. Miałem… dwadzieścia trzy, może dwadzieścia cztery lata. Wróciłem na święta do Spinner’s End, ponieważ Dumbledore doprowadzał mnie do szaleństwa w Hogwarcie i nie byłem w stanie już tego znieść. Nie mogłem spać i poszedłem się przejść. I kiedy mijałem miejscowy kościół katolicki, usłyszałem muzykę. Zaciekawiło mnie to, wszedłem i stanąłem z tyłu, żeby posłuchać. Wiedziałem o tej religii  wystarczająco, by uważać, że z pewnością to stek bzdur, ale nigdy wcześniej nie byłem zainteresowany. Znalazłem ulotkę z porządkiem nabożeństwa i przejrzałem ją. W większości nie miała sensu, ale muzyka… była piękna. Wsłuchując się w organy i wiernych śpiewających wraz z chórem… To była atmosfera, której nigdy wcześniej nie czułem, dawała poczucie spokoju i… je ne sais quoi. (fr. sam nie bardzo wiem co).  Cokolwiek to było, wiedziałem, że do tego nie należę, ale wciąż to czułem i mi się podobało. Przy następnej okazji wyszedłem i kupiłem kasetę z mugolskimi kolędami, a potem starałem się co roku chodzić do kościoła, jeśli tylko mogłem.

– Zastanawiałam się, czy jesteś Żydem, właściwie to częściowo Żydem – powiedziała w zamyśleniu Hermiona. To znaczy myślała o tym dopóki nie zaczęli ze sobą sypiać, bo nie był obrzezany.

– Naprawdę? Dlaczego? – zapytał ciekawie.

– Cóż, 'Tobiasz” to hebrajskie imię, a niektóre z twoich rysów…

– Mój nos – podsunął beznamiętnie, a jego oczy zwęziły się lekko.

– …Tak – przyznała ostrożnie – ale twoje oczy też. Są naprawdę czarne, nie brązowe, a czarne oczy nie są typowo kaukaskie.

Severus rozważył to w zamyśleniu.

– Przypuszczam, że masz rację – potwierdził w końcu z lekkim wahaniem. – Mój ojciec mógł być Żydem lub częściowo Żydem. Jeśli tak, to przestał wierzyć. Ale faktycznie mógł nim być. Niewiele wiem o obu stronach mojego drzewa genealogicznego. Rodzina ze strony mojej matki niemal zupełnie odcięła się od niej za poślubienie mugola, ale i tak nie było ich zbyt wielu, linia była prawie na wymarciu, pewnie dlatego się na to poważyła. Niejasno pamiętam moich mugolskich dziadków. Moja babcia zmarła, kiedy byłem bardzo mały i miałem może siedem lub osiem lat, gdy zobaczyłem, jak mój dziadek umiera w szpitalu, ale spotkałem ich tylko raz czy dwa. Ale moje pochodzenie nie interesowało mnie na tyle, żeby szukać korzeni – dodał obojętnie. Przez kilka minut stali w milczeniu, zanim zapytał: – A jak było u ciebie?

– Moi rodzice są protestantami, ale nigdy nie byli szczególnie pobożni. Chodziliśmy do kościoła w niedziele, jeśli nie mieliśmy nic lepszego do roboty, a ja zostałam ochrzczona, aby uszczęśliwić moich dziadków. Ale jak tylko byłam wystarczająco duża, aby wytrzymać całe nabożeństwo bez robienia zamieszania zawsze chodziliśmy na mszę o północy w Boże Narodzenie. Wiem, co masz na myśli jeśli chodzi o atmosferę. Prawie czujesz wiarę, prawda? Nie jestem wierząca, ale na pewno coś w tym jest.

– Tak – zgodził się cicho.

 

Gdy tak stali na zimnie, godziny dłużyły się, przerywane tylko chodzeniem na zmianę do najbliższej toalety publicznej albo po kawę lub jedzenie. Było strasznie zimno i w pewnym momencie Severus rycersko zdjął płaszcz i owinął go wokół jej ramion. Zasłużył sobie tym na pełne aprobaty uśmiechy od wszystkich w kolejce, na co skrzywił się strasznie, a Hermiona uśmiechnęła się, otulając się nieco zniszczonym płaszczem i ciesząc się ciepłem oraz jego zapachem.

Wreszcie około wpół do drugiej drzwi otworzyły się i wpuszczono ich do środka. W tym momencie Severus utykał już coraz wyraźniej.

– Wszystko w porządku? – zapytała półgłosem. – Wiem, że boli cię kolano jak jest zimno.

– Tak – mruknął w odpowiedzi. – Po prostu zbyt długo stałem w tym samym miejscu. Kiedy już usiądę, wszystko będzie dobrze.

– Właściwie pomyślałam o znalezieniu ci ładnej laski na Boże Narodzenie – przyznała, gdy już znaleźli swoje miejsca. – Nic strasznego, może coś, co wyglądałoby na antyczny miecz lub coś podobnego. Ale wszystkie, które widziałam, przypominały mi tylko alfonsią laskę Lucjusza Malfoya.

Severus aż się zakrztusił.

– Jego co? – zapytał zduszonym głosem, a Hermiona uśmiechnęła się szeroko.

– Tak właśnie pomyślałam, kiedy go zobaczyłam po raz pierwszy. Laska, płaszcz… wszystko, czego potrzebował, to wielki złoty medalion na łańcuchu, kilka błyszczących pierścieni i złoty ząb.

Trzęsąc się z bezgłośnego śmiechu Severus zacisnął powieki i przygryzł wargę, by się opanować.

– Oddałbym każdego galeona, jakiego kiedykolwiek miałem lub będę miał, by móc zobaczyć jego minę, gdyby usłyszał, jak to mówisz – powiedział z trudem, bo usta wciąż mu drżały. – W porównaniu do tego Bellatrix ze swoimi atakami szału nie miałaby szans. – Po chwili zaś dodał z żalem. – Chociaż jak tak teraz myślę, nie zrozumiałby co masz na myśli. To kolejny powód, dla którego twój nowy program nauczania powinien być wprowadzony tak szybko, jak to możliwe, aby takie nadęte durnie jak Lucjusz mogły zrozumieć, że nie są tak onieśmielający, jak im się wydaje.

– Myślę, że Minerwa poruszy to na następnym zebraniu kadry nauczycielskiej. Chce, aby uczniowie mogli wybrać Mugoloznawstwo od pierwszego roku wzwyż. Nie rozmawiałyśmy o tym.

– Hmm.

Wyglądał na zamyślonego, ale Hermiona poznała ten wyraz twarzy i uśmiechnęła się: coś kombinował.

– Zachowaj swój niecny pomysł na inny moment, Ślizgonie – przykazała cicho. – To jest miejsce kultu.

– Spodziewasz się, że boski piorun przebije się przez sufit? – zakpił. – Jestem nieco zdziwiony, że nie stanąłem w płomieniach po przekroczeniu progu.

– Severusie – skarciła miękko, a on się uśmiechnął.

– Wyobrażasz sobie, że nie znam plotki, która głosi, że jestem wampirem? – zapytał sucho – pomimo faktu, że od czasu do czasu jem w miejscach publicznych i często chodzę w ciągu dnia? Ze wszystkich niezliczonych wymysłów na mój temat ten ma najmniej sensu.

– Kiedy byłam w szkole, jedną z popularnych plotek było, że jesteś niezarejestrowanym animagiem – uśmiechnęła się na samo wspomnienie.

– To staroć – parsknął na to. – Którą wersję słyszałaś: kruk, nietoperz czy wąż?

– Wszystkie – przyznała Hermiona. – W grę wchodził również pająk.

– Tej ostatniej nie znam. Sądzę, że z tych czterech mógłbym zaakceptować kruka. Nie przepadam za pomysłem nietoperza czy pająka, a węży nigdy za bardzo nie lubiłem. Nawet przed Wrzeszczącą Chatą.

– Opiekun Slytherinu nie lubi węży? – zapytała, zanim zdążyła się powstrzymać. Teraz to miało sens, ze względu na Nagini, ale w przeszłości…

– Ironia nie umknęła mojej uwadze – skomentował chłodno. – W każdym razie zapewniam cię, że nie jestem wampirem ani animagiem.

– Myślę, że gdybyś był wampirem to bym zauważyła – odparła, a on prychnął cicho. – Byłbyś dobrym krukiem – dodała w zamyśleniu. – A może panterą! Mogę to sobie wyobrazić.

Tak, byłby imponującą panterą: mroczną, lśniącą, drapieżną i pełną niebezpiecznego wdzięku. A może orłem…

– Bardziej prawdopodobny byłby rosomak – mruknął, wykrzywiając usta i Hermiona zachichotała.

– Nie, jesteś zbyt chudy i zbyt opanowany. Rozważałeś kiedykolwiek zostanie animagiem?

– Krótko. Wyobrażam sobie, że większość ludzi myśli o tym przynajmniej raz. Ale nigdy poważnie się nad tym nie zastanawiałem. Transmutacja i tak nie jest moją mocną stroną i nie podobała mi się myśl, że mógłbym zostać w formie, której nie lubiłem. Znając moje szczęście, byłby to pająk. Pamiętam, że zawsze byłaś bardzo dobra w Transmutacji, próbowałaś?

– Wstępnie – przyznała. – Dotarłam wystarczająco daleko, by wiedzieć, że to mogło zadziałać. Ale nigdy nie posunęłam się dalej. Nie sądzę, żebym chciała ponownie zmienić się w zwierzę. Raz wystarczyło.

Severus zdusił śmiech, potrząsając głową.

– Dokładnie na to zasłużyłaś. Masz szczęście, że udało mi się stworzyć antidotum, bo do dziś miałabyś ogon. Wypadki z wielosokowym są niezwykle trudne do naprawienia.

– Tak, tak, jestem ci dozgonnie wdzięczna, szanowny Mistrzu Eliksirów – odpowiedziała sarkastycznie. – Ale wiesz, chciałabym wiedzieć, jaka byłaby moja forma.

– Miniaturowy pudel – rzucił natychmiast, a w jego roześmianych oczach błysnęła złośliwość. – Z niewiarygodną ilością kręcących się włosów i niezamykającą się jadaczką.

– Ty dupku! – sapnęła z oburzenia, ledwo powstrzymując się przed przeklęciem go; w końcu byli w kościele i zadowoliła się wbiciem mu łokcia w żebra na tyle mocno, by stęknął.

Starając się powstrzymać śmiech Severus posłał jej wredny uśmieszek, jego oczy zwęziły się z rozbawienia i gdy odchylił się na swoim miejscu wyglądał na bardziej zrelaksowanego, niż kiedykolwiek widziała w miejscach publicznych. Powoli uśmiech zniknął, tylko w oczach widać było jeszcze jego cień. Jego wyraz twarzy stał się poważniejszy, po czym opuścił wzrok i odwrócił spojrzenie.

– Nie – powiedział cicho – nie byłabyś czymś tak absurdalnym. Byłabyś lwicą, piękną, pełną ognia i pasji.

Zrobił to ponownie – rozbroił ją całkowicie i zostawił wpatrzoną w niego, gdy jej gniew odpłynął. Hermiona powoli pokręciła głową, oszołomiona komplementem. Od czasu do czasu mówił coś tak wspaniałego, najwyraźniej szczerze. Teraz nie patrzył na nią, zamiast tego najwyraźniej był pochłonięty studiowaniem podłogi pod nogami, aż wreszcie uśmiechnęła się i pogodziła z porażką; nigdy nie udałoby się jej wygrać z nim wojny na słowa. Otuliwszy się mocniej płaszczem położyła dłoń na jego udzie i ścisnęła delikatnie. Wiedziała, że ​​lepiej nie dziękować mu ani nie próbować wyrazić innymi słowami tego, co czuła. Severus przykrył jej rękę swoją, jego długie palce splotły się z jej palcami, a kciuk wsunął się pod jej dłoń, by oprzeć o jej pierścionek i siedzieli w milczeniu, czekając na rozpoczęcie nabożeństwa.

 

To było niesamowite; żałowała, że ​​nie zjawiła się tu wcześniej. Sama kaplica budziła podziw, zaś akustyka była marzeniem chórzysty. Kolędy były absolutnie piękne, a atmosfera nabożeństwa miała swoją własną, niepowtarzalną magię. Ale co najważniejsze, usłyszała śpiewającego Severusa – początkowo bardzo cicho, ponieważ wyraźnie starał się, by nikt go nie słyszał, ale stopniowo, gdy wczuł się w atmosferę, przestał się powstrzymać i pierwszy raz usłyszała, jak śpiewa. Jego głos przyprawił ją o dreszcze, aż miała łzy w oczach, lecz nie dlatego, że był piękny (była trochę stronnicza w tej kwestii), czy z powodu wrażenia, jaki zwykle na nią wywierał (choć nie mogła temu zaprzeczyć), ale dlatego, że przestał się ukrywać. Całkowicie opuścił wszelkie osłony i był po prostu sobą. To zdarzało się bardzo rzadko, zwykle tylko wtedy, gdy byli sami za zamkniętymi i zabezpieczonymi drzwiami. Nie puścił też jej ręki w żadnym momencie nabożeństwa.

Kiedy wyszli później z resztą tłumu, Hermiona przyjrzała mu się. Był zrelaksowany i uśmiechnięty, jego oczy błyszczały i były pełne ciepła, gdy rozglądał się wokół i w tym momencie ponownie zobaczyła mężczyznę, którym mógłby być, gdyby miał życie, na które zasługiwał. Wyglądał młodziej i szczęśliwiej tak bardzo, że wątpiła, by ktokolwiek rozpoznał w nim Severusa Snape’a. Wyczuwając jej spojrzenie, spojrzał w dół i uniósł pytająco brew. Hermiona lekko pokręciła głową i uśmiechnęła się do niego. Odpowiedział jej uśmiechem i rozejrzał się jeszcze raz, gdy szli w jakieś ustronne miejsce, z którego mieli się aportować.

– Jest dopiero wpół do czwartej – stwierdził zaskoczony, spoglądając na zegarek.

– Wiem… wydaje się później, prawda? Jednak nabożeństwo trwało tylko półtorej godziny.

– Spieszy ci się? – zapytał ostrożnie.

– Nie – odpowiedziała powoli, patrząc na niego. – Masz jakiś pomysł?

– Nic konkretnego – wzruszył lekko ramionami. – Ale dzisiejszy dzień był… tak przyjemny i…

– Ja też nie chcę, żeby się skończył – przyznała, a w jego oczach na nowo pojawił się uśmiech.

– A więc – powiedział z galanterią – dokąd, moja pani?

Zaskoczona, zamarła na chwilę, po czym roześmiała się cicho.

– Nie wiem.

– Gdziekolwiek zechcesz – zaproponował.

– Nie dbam o to, gdzie pójdziemy, Severusie, dopóki jestem z tobą – powiedziała szczerze i jego oczy rozszerzyły się nieznacznie. Mając nadzieję, że nie wpadnie w panikę delikatnie uścisnęła jego rękę i kontynuowała. – Pospacerujmy po prostu przez chwilę i zobaczymy, czy coś nam przyjdzie do głowy.

Po chwili napięcia wypuścił powietrze i rozluźnił się, ściskając lekko jej palce.

– Bardzo dobrze.

 

Skończyło się na tym, że spacerowali godzinami, trzymając się za ręce i rozmawiając, ciesząc się możliwością przebywania razem, nie musząc pilnować czasu czy być w jakimś konkretnym miejscu. Bez uczniów na głowie, bez zebrań personelu, bez zobowiązań. Severus dokonał małego cudu, znajdując w Wigilię chyba jedyną restaurację w Cambridge z wolnym stolikiem dla dwojga z powodu odwołanej w ostatniej chwili rezerwacji. Co lepsze, stół był w przytulnym przyciemnionym kącie małego, ale doskonałego bistro, mogli więc cieszyć się prywatnością i bardzo dobrym jedzeniem. Przez chwilę Hermiona zastanawiała się, czy użył magii, żeby to zaaranżować, ale wtedy na deser został podany jej ukochany Czarny Las – czekoladowy biszkopt przekładany bitą śmietaną z wiśniami, który Severus najwyraźniej lubił prawie tak samo jak ona i zdecydowała, że ​​tym razem jej to nie obchodzi.

Za kolację oczywiście zapłacił podstępem – odwrócił jej uwagę, zaczynając sprzeczkę na temat pochodzenia zwrotu „ja stawiam” (bynajmniej w nie seksualnym kontekście), uiścił rachunek i gdy go obsztorcowała, tylko się roześmiał. Wziąwszy ją za rękę ruszył w stronę pogrążonej w półmroku ulicy, po czym objął ramieniem i przyciągnął do siebie.

– Bądź tak miła i przestań się kłócić – poprosił miękko. – Ty zorganizowałaś ten dzień, więc ja zapłaciłem za kolację. A teraz spokój.

Poddawszy się Hermiona otoczyła ramieniem jego talię.

– Nie rozkazuj mi – burknęła, wiedząc, że nawet gdyby była naprawdę zła, nie byłaby w stanie długo się gniewać.

To był jeden z tych idealnych dni, które nie zdarzają się często, ale które pozostają w pamięci na całe życie i po prostu nie można było być nieszczęśliwym. Zwłaszcza, kiedy Severus zatrzymał się na środku ulicy, odwróciwszy do niej uniósł jej twarz do góry, pochylił głowę i pocałował ją. Smakował słodką czekoladą, wiśniami i alkoholem, zaś gdy pierwsze wrażenie minęło, mogła wyczuć znane nuty melasy i deszczu. Dookoła wirował śnieg, a posmak jej ulubionego jedzenia mieszał się ze smakiem ust mężczyzny, którego kochała.

Kiedy się od niej odsunął, miał poważną minę, ale jego oczy były ciepłe.

– Wesołych Świąt, Hermiono – szepnął.

Technicznie rzecz biorąc Boże Narodzenie zaczynało się dopiero za trzy godziny, ale z pewnością nie zamierzała o tym dyskutować.

– Wesołych Świąt, Severusie – odszepnęła.

Aportowali się z powrotem pod bramę szkoły i wciąż trzymając za ręce zaczęli wspinać się po zaśnieżonym podjeździe w kierunku zamku. Severus potarł kciukiem jej knykcie.

– Zmarzłaś – zauważył.

– Trochę – przyznała. – Nic mi nie będzie.

– Niemniej jednak sądzę, że przydałaby się gorąca kąpiel.

Hermiona już chciała zaprotestować, że nie trzeba, gdy dostrzegła błysk w jego oczach i powoli się uśmiechnęła.

– Wiesz, jak o tym wspomniałeś, to przyszło mi na myśl, że faktycznie, to wskazane – powiedziała, obłudnie. – W końcu hipotermia jest strasznie niebezpieczna. Lepiej nie ryzykować. Ty też zmarzłeś…

– Doprawdy? Ale Dyrektorka mówiła w zeszłym tygodniu, że powinniśmy być bardziej oszczędni, więc niestety mogę napełnić wannę tylko raz.

– Cóż za szkoda. Całe szczęście, że masz dużą wannę.

– Szczęśliwy zbieg okoliczności – światła zamku pojawiły się w polu widzenia i puścił jej rękę.

 

Leżąc w gorącej wodzie Hermiona odchyliła się do tyłu z błogim westchnieniem, oparła plecami o tors Severusa, a głowę położyła na jego ramieniu.

– Cudownie – mruknęła cicho, zamykając oczy z uśmiechem na twarzy, gdy jego ramiona oplotły się wokół niej. – Gdybym była podejrzliwa, Severusie, mogłabym się zastanawiać, czy uwiodłeś mnie przez przypadek, czy też to było zaplanowane.

– Nie wiedziałem, że zamierzasz zaciągnąć mnie do Cambridge przed świtem – odpowiedział logicznie. Jego głos można było wyczuć jako głębokie dudnienie na plecach. – Gdybym coś zaplanował, zepsułabyś to. I kto tu mówił o uwodzeniu? – dodał kpiąco, starając się zabrzmieć niewinnie, co mu się kompletnie nie udało.

– Twierdzisz, że nie masz żadnych ukrytych zamiarów, Ślizgonie? – zapytała rozbawiona. – Nawet gdybym ci uwierzyła… twoje ciało mówi co innego.

Aby pokazać mu co ma na myśli przysunęła się do niego bliżej, ocierając plecami o jego coraz bardziej rosnące podniecenie.

– Siedzę nagi w wannie otoczonej świecami, z piękną i równie nagą młodą kobietą w ramionach – zauważył łagodnym tonem. – Myślę, że musiałbym być w stanie śmierci klinicznej od trzech dni, żeby w tych okolicznościach nie zareagować, niezależnie od tego, co planowałem. – Musnął nosem jej szyję, a jego ramiona zacisnęły się wokół niej.

Odchylając głowę do tyłu, by dać mu dostęp, Hermiona rozluźniła się pod jego dotykiem.

– Wiesz, przez cały czas miałam rację.

Jego ręce zaczęły wędrować po jej ciele.

– Odnośnie czego? –  zapytał z roztargnieniem, zwracając większą uwagę na jej skórę.

– Twoja łazienka. Wiedziałam, że wygląda tak nie tylko z powodów medycznych.

Severus prychnął cicho i nie zawracał sobie głowy odpowiedzią. Oboje wiedzieli, że tylko się droczyła i żadne z nich nie miało ochoty wdawać się w dyskusję na ten temat. Był o wiele bardziej zainteresowany dotykaniem i całowaniem jej ciała wszędzie tam, gdzie tylko był w stanie dosięgnąć. Najwyraźniej miał w głowie konkretny plan, a ona była bardziej niż szczęśliwa, mogąc się na niego zgodzić. Część nieustannego żaru w ich związku brała się z tego, że była zachwycona niezwykle intensywną uwagą, jaką pod tym względem ją obdarzał.

W tym przypadku jej nagrodą za absolutne poddanie mu się była romantyczna kąpiel w blasku świec, po której wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie wyjątkowo dokładnie ją wysuszył. Było to bardziej skomplikowane i o wiele przyjemniejsze, bo uparł się używać ust zamiast ręcznika i scałowywał każdą kroplę wody z jej skóry, zatrzymując się we wszystkich wrażliwych miejscach, które poznał w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Dopiero gdy skończył, pochylił się nad nią, przycisnął do łóżka i w rozkosznie znajomy sposób ułożył się między jej nogami, a kiedy w nią wchodził, nie odrywał wzroku od jej oczu.

Poruszając się razem z nim Hermiona pomyślała, że ​​był to prawdopodobnie najbardziej romantyczny wieczór w jej życiu, tym bardziej, że był zupełnie niezaplanowany. Severus zupełnie nie znał jej zamiarów na dzisiaj i nie było mowy, żeby mógł to wcześniej zaaranżować. Wszystko było zupełnie spontaniczne, niewinne i było w tym coś słodkiego, choć jednocześnie banalnego, wręcz śmiesznego, jednak w jego czarnych oczach widziała, że dobrze o tym wiedział i nic sobie z tego nie robił. Od wzniosłości do śmieszności to tylko krok, pomyślała z roztargnieniem, wyginając plecy i jęcząc w jego usta, gdy ją całował, a to z pewnością jest wzniosłe. Dalsze myślenie stało się niemożliwe i zatraciła się dla niego, ledwo świadoma, że wzdycha z rozkoszy jej imię.

 

Następnego ranka obudziła się pierwsza, co nie zdarzało się zbyt często i uśmiechnęła się, gdy uświadomiła sobie, że są Święta Bożego Narodzenia i że jest wtulona w ramiona ukochanego mężczyzny. Doprawdy, życie nie mogło być lepsze. Przytulając się bliżej i delektując ciepłem jego ciała rozejrzała się po zaciemnionej sypialni i zdała sobie sprawę, że Severus musiał na tę okazję złagodzić swój zakaz wstępu dla skrzatów domowych, ponieważ to one musiały ułożyć jej prezenty obok łóżka. Albo to, albo wstał wcześniej i przyniósł je z pokoju nauczycielskiego lub z jej komnat, co w sumie było bardziej prawdopodobne.

Ze swojego miejsca Hermiona nie mogła zobaczyć podłogi po jego stronie łóżka, ale nie musiała, domyślała się, że jedyny prezent jaki tam leży jest od niej. Nie było to tak denerwujące jak mogłoby być, ponieważ wiedziała, że ​​naprawdę go to nie obchodziło, ale to wciąż było przykre. Jednak w tej chwili wzywały ją pilniejsze potrzeby, więc zaczęła powoli wysuwać się z jego ramion, by udać się do łazienki.

Kiedy wróciła, Severus nie spał. Był uroczo rozczochrany i uśmiechnął się do niej sennie. Hermiona również posłała mu uśmiech.

– Wesołych Świąt, Severusie.

– Nawzajem, jak sądzę – mruknął zaspanym głosem, tłumiąc ziewnięcie, po czym przewrócił się i przeciągnął.

Bezskutecznie próbując nie chichotać, potrząsnęła głową.

– Idź się umyć i ogolić, zanim znów zaśniesz. Ja zaparzę kawę.

Naprawdę nie był rannym ptaszkiem, o czym świadczył fakt, że słysząc jej słowa tylko mruknął w odpowiedzi zanim jej posłuchał.

Kiedy znów leżeli w łóżku z kubkami kawy i mruczącym Krzywołapem, Severus wyglądał bardziej jak człowiek i z rozbawieniem obserwował, jak sięgnęła po pierwszy prezent ze swojego stosu. Po chwili uśmiech zniknął i powiedział cicho:

– Nic ci nie dałem…

– Nie bądź niemądry – odpowiedziała natychmiast, odwracając głowę, by się do niego uśmiechnąć. – Znalazłeś dla mnie moich rodziców. I bardzo mnie uszczęśliwiłeś.

– Zgodnie z tą logiką nie powinnaś była dawać mi prezentu – Uniósł brew.

– Ach. Cóż, ten prezent jest właściwie tak samo dla mnie jak dla ciebie – przyznała, uśmiechając się nieśmiało. – Zrozumiesz, kiedy go otworzysz.

Zaciekawiony podniósł duże, płaskie pudełko i przyjrzał mu się, zanim rozwiązał wstążkę i ostrożnie zdjął opakowanie. Otwierając równie ostrożnie pudełko odsunął na bok papier, a Hermiona uśmiechnęła się, obserwując jego twarz. Nie dała się namówić Ginny na kupno bielizny, ale pomysł ubrania ją zainspirował.

Severus wyciągnął powoli z pudła czarny skórzany płaszcz i podniósłszy go, przyjrzał mu się z nieczytelnym wyrazem twarzy.

Płaszcz kosztował ją fortunę, ale był tego wart, a teraz, kiedy nie płaciła już czynszu, miała więcej pieniędzy do dyspozycji.

– Nie widzę, jaką ty masz z tego korzyść – powiedział w końcu, przechylając głowę i zerkając na nią.

– Ponieważ będę mogła patrzeć, jak go nosisz. To przecież oczywiste – powiedziała. To naprawdę powinno być oczywiste.

Po jego twarzy przemknął znaczący uśmieszek.

– Ach. Oczywiście.

– Przestań się tak uśmiechać. To płaszcz, a nie obroża. Nie mam fetyszu na skórzane ubrania i dodatki.

– Nie sugerowałam, że masz.

– Nie musiałeś. Masz szatański uśmiech, kiedy nasz kosmate myśli.

Jego uśmieszek się pogłębił, ale nie skomentował, zamiast tego skierował wzrok na płaszcz, a jego długie palce muskały skórę.

– Dziękuję – powiedział w końcu cicho.

– Proszę bardzo.

Bardzo ostrożnie włożył płaszcz z powrotem do pudełka i odłożył go na bok, po czym oparł się z powrotem na poduszkach z kawą i patrzył z pobłażliwym uśmiechem, jak zaczęła rozpakowywać własne prezenty. Były to głównie zwykłe książki i słodycze, ale jeden wywołał u niej pełen zachwytu śmiech.

– Co? – zapytał z zaciekawieniem Severus.

Hermiona uśmiechnęła się i podniosła go.

– Spójrz, co dała mi Luna.

Był to miękki sweter z głębokim dekoltem, zrobiony z cętkowanej włóczki będącej mieszanką szarości i zieleni – kolorów Slytherinu. Był o wiele ładniejszy niż sweter Weasley’ów, chociaż postanowiła nie mówić tego Molly; zwykle lubiła swój tradycyjny świąteczny prezent, ale tegoroczny miał odcień spranego beżu. Pewnie kończą się jej kolory.

Gdy Severus przyglądał się prezentowi od Luny, jego oczy błyszczały rozbawieniem i aprobatą.

– Bardzo ładny… – zamruczał.

– Podejrzewam, że to było przeznaczone dla ciebie i dla mnie – zauważyła Hermiona z uśmiechem. – Założyłabym go dzisiaj, ale nie sądzę, żeby został dobrze przyjęty. Poza tym może powinnam go zachować na mecze Quidditcha.

W odpowiedzi zachichotał cicho i dopił kawę.

– O której mnie porzucasz?

– Przeżyjesz – odparła. – Powiedziałam, że będę tam o wpół do pierwszej, ale jeśli nie dotrę wcześniej, Ginny prawdopodobnie zacznie wymyślać całkowicie przejaskrawione scenariusze, dlaczego się spóźniłam.

– Cóż za interesujący pomysł – zauważył.

– Zachowuj się – rozkazała, z pewnym trudem tłumiąc uśmiech. Błysk w jego oczach pogłębił się, gdy odstawiał kubek, ale nie zdążyła zareagować, gdy raptem przechylił się szybko i pociągnął ją w ramiona, niemal wylewając resztki jej kawy.

Śmiejąc się i z trudem łapiąc powietrze Hermiona przerwała pocałunek i spróbowała się uwolnić.

– Severusie! Powiedziałam, zachowuj się!

– Hmmm – mruknął z uśmieszkiem – ale zapomniałaś sprecyzować, że mam być grzeczny.

– Och, ty…! –  zaczęła protestować, ale uciszył ją tak skutecznie jak zawsze, a gdy pocałunek się pogłębił, trudno było jej przypomnieć sobie, dlaczego się sprzeciwiała. Kiedy udało się jej na chwilę odsunąć, wymamrotała: – Przysięgam, pewnego dnia nie pozwolę, żeby uszło ci to na sucho – i pocałowała go ponownie, aby przestał się śmiać.

Rzadko było jej dane dostrzec tę jego stronę, cudownie było widzieć go szczęśliwego i nawet gdyby nie był w tym dobry, poddałaby mu się chętnie już dla samego takiego widoku.

 

– Mam nadzieję, że jesteś zadowolony – burknęła jakiś czas później, gdy wyszła spod prysznica. – Teraz z pewnością się spóźnię.

Leżąc bezwstydnie nagi w pomiętej pościeli, z rękoma założonymi niedbale za głowę, Severus uśmiechnął się do niej. Ze zmierzwionymi włosami wyglądał wyjątkowo seksownie.

– Tak, jestem. I nie spóźnisz się, nie ma jeszcze nawet wpół do dwunastej.

– Jestem głodna, nie jadłam nic od wczorajszego wieczora – poskarżyła się.

– Molly Weasley przygotuje dość jedzenia dla armii. Zapewniam cię, że nie będziesz głodować.

– Ach, ale w ciągu ostatnich kilku dni spaliłam kalorie z około sześciu miesięcy – odpowiedziała, a on zachichotał cicho.

– Doskonała uwaga. Sugeruję, abyś dziś jadła tyle, ile to tylko możliwe, ponieważ po powrocie znów trochę spalisz.

– To żałośnie przejrzysta próba przekonania mnie, żebym nie szła – skarciła go, uśmiechając się, gdy ciepły dreszcz przebiegł jej po plecach. – Co się stało z tą słynną ślizgońską subtelnością?

Rzucił jej na pół kpiące, na pół smutne spojrzenie.

– Spędziłem zbyt dużo czasu z pewną Gryfonką.

Decydując, że takie stwierdzenie nie jest warte odpowiedzi, Hermiona zrobiła, co w jej mocy, by go zignorować i przygotowała swoje ubrania na ten dzień, niechętnie decydując, że założenie swetra Luny będzie przegięciem. Mimo to chciała założyć coś, co by jej o nim przypominało – oczywiście oprócz pierścionka – i znalazła z tyłu szafy złotą bluzkę z zielonym haftem wokół szyi i guzików. Sądząc po miękkim, niemal zdziwionym uśmiechu Severusa zrozumiał ten gest. Albo, sądząc po reakcji jego ciała, może tylko docenił niski dekolt i dopasowany krój.

Zignorowała go jeszcze bardziej, wiedząc, że jeśli tego nie zrobi, naprawdę się spóźni.

– Lepiej pójdę – powiedziała, gdy była już ubrana.

– Nie rozumiem dlaczego – mruknął, a ona uśmiechnęła się do niego.

– Nie dąsaj się. Chociaż spędzenie z tobą całego dnia jest niezwykle kuszące, mogę to robić w każdej chwili…

– I kto to mówi? – wtrącił.

Hermiona nadal go ignorowała.

– … ale nie widuję zbyt często moich przyjaciół. Wrócę dziś wieczorem. Jestem pewna, że znajdziesz sobie jakieś zajęcie do tego czasu.

– Hmm. Życzyłbym ci, żebyś się dobrze bawiła, ale nie wiem, jak to jest możliwe. Lunch z Weasley’ami i ich niezliczonymi krewnymi i potomstwem… Nie wyobrażam sobie niczego gorszego.

– Do widzenia, Severusie – powiedziała mu stanowczo, lecz zanim wyszła poważną minę zastąpił uśmiech.

 


* W oryginale Yeah; every year, near as – ciężko przetłumaczyć akcent i slang, próbowałyśmy w jakiś sposób go oddać, ale nie chciałyśmy używać kaszubskiego, góralskiego czy śląskiego.

**Nine Lessons and Carols – czyli Dziewięć Lekcji i Kolęd – msza w Wigilię Bożego Narodzenia, tak popularna, że co roku transmituje ją BBC

Rozdziały<< Post Tenebras, Lux – Rozdział 19Post Tenebras, Lux – Rozdział 21 >>

Mamuś Anni

Wierna fanka HP, Czytelniczka Sevmione, Tłumaczka, Beta... !!! * Zakaz kopiowania moich tłumaczeń bez mojej zgody! * !!! !!! *! Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach *! !!!

Ten post ma 18 komentarzy

  1. To, jak ludzie wokół Hermiony są niedomyślni, jest porażające 😁choć z drugiej strony, czy sama wpadłabym na to, mając w głowie tylko kanon? Hmm…Wróć do czytania

    1. Ja na miejscu Severusa bym się nie zakrztusiła, ja bym ryknęła takim śmiechem, że aż by się dzwony zakołysały! 😉

Dodaj komentarz