Post Tenebras, Lux – Rozdział 3

 

„Wątpliwość rośnie wraz z wiedzą”.

– von Goethe


 

Kiedy Hermiona wróciła tydzień później, znalazła Snape’a stojącego obok przyczepy, palącego papierosa. Nie wydawał się szczególnie zaskoczony jej widokiem, jedyną reakcją było lekkie zwężenie oczu, gdy do niego podeszła.

– Nie wiedziałam, że pan pali – skomentowała, bo nie miała nic więcej do powiedzenia.

– Zacząłem, gdy miałem czternaście lat – odparł. – Potem zdałem sobie sprawę, że to był napad melodramatycznej głupoty nastolatka i zrezygnowałem. W ostatnich latach wojny zacząłem od nowa, w końcu byłem pod ogromną presją – dodał sucho. – Przyszłaś zadać więcej pytań, jak przypuszczam?

– Obawiam się, że tak. Jednak nadal nikomu o tym nie powiedziałam. Czy to dobry moment?

– Ostatnio nie mam nic poza wolnym czasem – wycedził. – Będziesz musiała poczekać, aż skończę. Nie palę w środku, a wszyscy moi sąsiedzi to mugolscy wczasowicze, którzy nie powinni słyszeć tego rodzaju rozmowy.

Skinęła głową i oparła się o bok przyczepy, obserwując go kątem oka. Wyglądał lepiej niż podczas ich ostatniego spotkania i był o wiele bardziej czujny. Wydychając cienką smugę dymu, rzucił okiem w jej kierunku i jego spojrzenie stwardniało. Hermiona odwróciła wzrok, zdawszy sobie sprawę, że był w nastroju mniej chętnym do współpracy.

Kilka minut później zgasił papierosa o bok przyczepy kempingowej i wrzucił niedopałek do czegoś, co wyglądało jak butelka po winie przy schodach, do połowy napełniona wodą. Odwróciwszy się wszedł do środka, nie patrząc na nią. Stłumiwszy westchnienie Hermiona poszła za nim i zamknęła drzwi, zastanawiając się, czy w ciągu ostatnich dziesięciu lat zapomniał podstawowych dobrych manier, czy też nigdy ich nie miał.

– Co jeszcze chcesz wiedzieć? – zapytał.

Kiedy wchodziła, grało radio; ściszył je, po czym usiadł na sofie, tak jak poprzednio. Hermiona ponownie zajęła miejsce na drugiej i zerknęła na radio.

– Czy musimy tego słuchać?

– Tak – odpowiedział szorstko, niechętnie ściszając o kolejny stopień, zanim spojrzał na nią z niecierpliwością. Najwyraźniej tym razem nie zamierzał się tak łatwo tłumaczyć. – Jakie pani ma jeszcze pytania, panno Granger? Mogę mieć nieograniczony czas wolny, ale na pewno nie chcę go spędzać na rozmowie z panią.

– Z kim więc chciał pan porozmawiać? – rzuciła prowokacyjnie. – Kto pańskim zdaniem miał pana znaleźć?

Usta Snape’a wykrzywiły się.

– Przypuszczam, że nie oczekiwałem, że nieznośna Panna-Wiem-To-Wszystko będzie nadal mnie nękać – odpowiedział kwaśno. W odpowiedzi przewróciła oczami, nie dając się zastraszyć, a on zapytał chłodno: – Skąd to nagłe zainteresowanie moim życiem?

– Nie nagłe – poprawiła cicho, wyczuwając, że to ważne pytanie. – Szukaliśmy pana przez długi czas. Kiedy nie udało się nam znaleźć żadnego śladu, poszukiwania zostały przerwane, dopóki nie zobaczyłem pana w Londynie i nie zorientowałem się, że pan żyje i może być łatwiej pana znaleźć. Chociaż nie wiem dlaczego… Dlaczego teraz, po tylu latach?

Wzruszył jednym ramieniem, nie patrząc na nią.

– Mam swoje powody.

– Dlaczego nie przyszedł pan do nas wcześniej?

Snape przewrócił oczami.

– Nawet ja uznaję, że jest pani inteligentna, panno Granger. Zacznij myśleć. Jak myślisz, jak zareagowaliby ludzie gdybym wrócił? Nawet, gdy w końcu wszyscy poznali moje prawdziwe powody? Gdybym nie został zabity na miejscu, w krótkim czasie znalazłbym się w Azkabanie. Będąc tam przetrzymywanym po poprzedniej wojnie absolutnie nie mam ochoty powtarzać tego doświadczenia.

– W porządku – przyznała. – Ale później?

– Reakcje byłyby takie same. I bez wątpienia będą, gdy już zdecydujesz, że masz wszystkie odpowiedzi i zaalarmujesz resztę świata.

– Nie może pan być tego pewien.

– Oh? – zapytał, a jego oczy błysnęły ostrzegawczo. – A jednak mój dom został doszczętnie spalony. – Hermiona nie mogła stłumić wzdrygnięcia, a Snape spojrzał na nią z drwiną. – Tak, wiem. Próbowałem wrócić po zapasy i znalazłem go w ruinie.

– Przykro mi.

– Dlaczego – zapytał. – To nie ty to zrobiłaś. To miejsce i tak było paskudne. – W jego głosie nie słychać było sarkazmu; musiało go to zranić. – W każdym razie nie było innego powodu do zniszczenia domu niż tożsamość jego właściciela. Wziąłem to jako ostrzeżenie przed ogólną opinią świata o mnie i zacząłem się ukrywać.

– Rozumiem to – stwierdziła niechętnie. – Ale jeśli uważa pan, że pańskie przyjęcie będzie tak wrogie, po co w ogóle wychodzić z ukrycia? Bez względu na to, jak bardzo jest pan zmęczony swoim własnym towarzystwem, z pewnością nie pomyślałby pan, że warto ryzykować.

– I oczywiście jesteś znawczynią i wiesz jak myślę – wycedził z gniewem w oczach. – Byłaś jedną z tych, którzy buntowali się przeciw mnie najbardziej, jedną z tych, którzy skomplikowali moje życie jeszcze bardziej niż już było, jedną z tych, którzy potrafili uwierzyć w najgorsze rzeczy, jakie o mnie opowiadano!

Cóż, to jest Snape, którego się spodziewałam.

– Ma pan rację – przyznała. — Ale pan też wszystko utrudniał. Sprawił, że było bardzo łatwo uwierzyć w najgorsze o panu.

Na chwilę wściekłość w jego oczach zastąpiła furia; wyglądał, jakby mógł ją uderzyć, gdy rzucił jej spojrzenie niemal czystej nienawiści. Potem nagle napięcie go opuściło i roześmiał się szorstko. Jego śmiech był chrapliwy, ostry, pełen gorzkiej ironii.

— Tak, przypuszczam, że tak. Jak to się chyba mówi, wpadłem we własne sidła.

Uspokojona, że ​​nie jest na nią tak zły, jak się wydawało ponownie zebrała myśli; jego zmienne nastroje były co najmniej niepokojące i musiała się skupić.

– Nie odpowiedział pan na moje pytanie, panie profesorze.

– Nie, nie zrobiłem tego – zgodził się. – Przypominam sobie, że podczas ostatniej wizyty prosiłem cię, abyś przestała mnie tak tytułować. Nie jestem twoim nauczycielem od bardzo dawna.

– Powinnam w takim razie mówić „Tobiasz”? – zapytała, drażniąc się z nim.

Snape skrzywił się.

– Zdecydowanie nie – odpowiedział, nie komentując tego niezwykle oczywistego wyboru aliasu.

Hermiona zawahała się.

– Więc Severus? – zasugerowała ostrożnie. Onieśmielała ją intymność, którą to wprowadzało, ale wiedziała, że nie może do niego powiedzieć Snape, nie czując się trochę głupio.

Przez chwilę coś przemknęło przez jego czarne oczy, chociaż nie mogła powiedzieć, co to było. Wzruszył lekceważąco ramionami, odwracając od niej wzrok, jakby to było zupełnie nieważne.

– Tak mam na imię.

Skinąwszy głową zastanawiała się, o co zapytać dalej. Najwyraźniej nie zamierzał jej powiedzieć, dlaczego zdecydował się wyjść z ukrycia.

– Czy wiesz, co się stało pod koniec wojny? – zapytała.

– Częściowo. Odzyskałem przytomność może minutę przed śmiercią Czarnego Pana, więc z pewnością byłem tego świadomy. Trudno byłoby to przegapić – dodał w zamyśleniu, ponownie pocierając z roztargnieniem lewe przedramię. Zastanawiała się czy w ogóle był świadomy, że to robił.

– Poczułeś to?

– Tak, poczułem to. – Skinął ponuro głową. Po chwili zmienił temat, wracając do jej wcześniejszego pytania. – Zaraz po tamtych wydarzeniach, może tydzień lub dwa później ukradłem kopię Proroka Codziennego. Wiem, kto zginął, a kto został uwięziony, niewiele więcej. Odkąd wróciłem do Wielkiej Brytanii, ponownie zasubskrybowałem Proroka, więc jestem lepiej poinformowany o tym, co się dzieje.

– Czy jest coś, co chcesz wiedzieć o tym, co się stało, gdy… twoja rola się skończyła? – zapytała niepewnie.

– Jakie to ma teraz znaczenie? – odpowiedział cicho, najwyraźniej pochłonięty badaniem swojego rękawa.

Po dłuższej chwili podniósł na nią wzrok, a ona zobaczyła, że ​​tak naprawdę chciał wiedzieć, ale nigdy by nie zapytał. Odetchnęła głęboko i zaczęła opowiadać, zaczynając od ich wyjścia z Wrzeszczącej Chaty.

Przez cały czas, jak mówiła Snape w żaden sposób nie reagował. Wydawało się, że prawie w ogóle nie słucha, ale była pewna, że ​​był skupiony na każdym słowie. Kiedy zamilkła, przez chwilę wpatrywał się w ścianę w zamyśleniu, a po chwili jego usta wygięły się w cienkim uśmiechu, który nie sięgnął jego oczu.

– Szkoda, że ​​nie mogłem zobaczyć twarzy Belli, kiedy zdała sobie sprawę, że to zdrajczyni krwi ją zabiła.

– Muszę przyznać, że to był niezły widok – zgodziła się Hermiona, zaśmiawszy się cicho wbrew sobie.

Skinął lekko głową, wciąż wpatrując się w ścianę.

— I żałuję, że nie mogłem zobaczyć jego twarzy, kiedy dowiedział się, że go zdradziłem — dodał z nagłą zaciętością w głosie. Jego oczy płonęły; nie było potrzeby pytać, kogo miał na myśli. –   Jeżeli żałuję czegokolwiek z tego co się stało, to tego, że nie mogłem stanąć z nim twarzą w twarz, wyzwać go i powiedzieć mu, co naprawdę o nim myślałem.

Frustracja i nienawiść były wyraźnie słyszalne w jego głosie, który prawie przeszedł w warkot. Hermiona nie mogła nawet sobie wyobrazić, jak to jest służyć komuś, kogo nienawidzi się i którego tak bardzo się boi.

— Harry upewnił się, że wie — powiedziała, przypominając sobie krzyk przyjaciela „Severus Snape nie był twój.”

Nie odpowiedział, straszliwy gniew powoli zanikał, pozostawiając jego twarz tak samo bez wyrazu jak wcześniej.

– Dziękuję, że mi powiedziałaś – powiedział w końcu, trochę sztywno.

– Zasłużyłeś, by wiedzieć – odparła cicho. – To by się nigdy nie wydarzyło, gdyby nie ty.

Jego oczy rozszerzyły się lekko, coś nieznanego poruszyło się w ich ciemnych głębiach, zanim zadrwił:

– Jakież to chwytające za serce. Proszę przestać próbować mnie wzruszać, panno Granger. Prawie udało mi się zapomnieć, że byłaś Gryfonką.

Podejrzewając, że potrzebuje czasu na przetworzenie tego, co mu powiedziała, Hermiona wstała.

– W każdym razie powinnam już iść. Czy mogę cię odwiedzić ponownie?

– Jeszcze więcej pytań? – zapytał ponuro.

– Jedno lub dwa… – Zatrzymała się. – Sądzę, że Harry chciałby z tobą porozmawiać. Za jakiś czas – dodała ostrożnie.

Nerw podskoczył mu pod okiem, gdy spiął się prawie niezauważalnie i Hermiona zrozumiała bez słów, że to jeszcze nie wchodziło w grę.

– Jeszcze nie teraz – kontynuowała. – On też potrzebuje czasu, żeby się oswoić z tą myślą. Wrócę w przyszłym tygodniu, jeśli ci to nie przeszkadza?

– Rób, jak ci się podoba – odparł z goryczą. – I tak przyjdziesz.

Postanowiła nie odpowiadać na to, ponieważ gdyby naprawdę nie chciał z nią rozmawiać, bardzo łatwo byłoby mu ją powstrzymać.

– W takim razie do widzenia… Severusie.

.

– No, jak poszło tym razem?

– Och, bardziej przypominał dawnego Snape’a – westchnęła ciężko Hermiona, przewracając oczami i uśmiechając się lekko na to wspomnienie. – O wiele mniej rozmowny i znacznie bardziej sarkastyczny. To było prawie jak powrót do klasy.

– Więc już nie jest chory?

– Nie, jeśli na tym polegał problem. Zapytam go o to następnym razem. Zamierzałam dzisiaj, ale nie miałam odwagi.

– Następnym razem? – powtórzył Harry.

– Tak. Większość dzisiejszego dnia spędziłam na opowiadaniu mu, co się stało po tym, jak opuściliśmy Wrzeszczącą Chatę. Poczuł, kiedy Voldemort zginął i dowiedział się, kto jeszcze umarł, ale to było wszystko, co wiedział o końcu wojny, więc pomogłam wypełnić luki – zrelacjonowała szczegóły rozmowy.

– I zamierzasz znów się tam wybrać? – spytała Ginny z zaciekawieniem.

– Tak. Dowiedziałam się, co robił przez cały ten czas i dlaczego nie wrócił, to znaczy częściowo, chociaż nie jest już tak skory do wyjaśnień. Nadal chcę się dowiedzieć, co się z nim stało. Jak bardzo cierpiał z naszego powodu.

Zapadła nieprzyjemna cisza, zanim Harry powoli skinął głową.

– Myślę, że to w porządku. Po tym jednak sądzę, że musimy zacząć mówić innym.

– Wiem. Zamierzam spróbować dowiedzieć się, czego chce, dlaczego wrócił. Nie sądzę, że mi powie, ale może uda mi się coś wymyślić.

– Podoba ci się to, prawda? – zauważyła Ginny, uśmiechając się.

– Właściwie tak – odwzajemniła uśmiech Hermiona. –  Kłótnia z nim jest o wiele przyjemniejsza, kiedy nie może dać szlabanu.

To rozśmieszyło wszystkich, a Harry wyciągnął rękę i dotknął jej ramienia.

– Cieszę się, że go znalazłaś. Masz rację, jesteśmy mu winni wszystko. Może teraz możemy zacząć spłacać ten dług.

– Jeśli nam pozwoli.

.

Snape był na zewnątrz i znowu majstrował przy jednym z kół poobijanego jeepa, kiedy Hermiona pojawiła się w następnym tygodniu. Patrząc jak pochodzi, wskazał głową przyczepę. Zrozumiawszy aluzję weszła do środka, korzystając z okazji wyłączyła radio i obserwowała go przez okno jak pracował, przykucając całym ciężarem na lewej nodze i wyciągając niezdarnie na bok prawie nieruchomą prawą.

Po kilku minutach wstał powoli, rozprostował plecy i ramiona, po czym wszedł utykając, by do niej dołączyć. Posławszy jej zirytowane spojrzenie ponownie włączył radio, a Hermiona westchnęła.

– Nie możesz zostawić go wyłączonego?

– Nie – odpowiedział krótko. Po chwili dodał sztywno: – To… konieczne.

– Konieczne? –  zdziwiła się. – Nawet go dobrze nie słyszysz.

Skinął głową i po dłuższej chwili niechętnie wyjaśnił.

– Od jakiegoś czasu nie lubię ciszy. Dźwięki w tle pomagają… rozpraszają mnie. Powstrzymują od rozmyślania o rzeczach, o których nie chcę myśleć. – Zanim Hermiona to przyswoiła, dodał niezręcznie. – Jeśli nie odpowiada ci muzyka, mogę zmienić stację.

– Nie. W porządku. Po prostu nie jestem przyzwyczajona do dźwięków w tle, to wszystko.

Ponownie skinął głową i odwrócił wzrok, podchodząc do zlewu, by umyć ręce. Po chwili zapytał z przebłyskiem swojego zwykłego sarkazmu:

– Więc co jest przedmiotem dzisiejszej serii pytań?

Odetchnęła głęboko i zadała pytanie, które mogło wszystko zepsuć.

– Co było z tobą nie tak, kiedy pierwszy raz przyszłam?

Snape zmarszczył brwi.

– Nie wiem, co masz na myśli.

– Myślę, że wiesz – nacisnęła. – I myślę, że miałeś nadzieję, że nic nie zauważyłam.

— Nie chcę o tym rozmawiać — odpowiedział krótko. Jego ostry ton podkreślał jego słowa; to był niebezpieczny temat.

Przez lata Hermiona, podobnie jak każdy inny uczeń Hogwartu, była nauczona, by słysząc ten ton natychmiast milknąć. Kosztowało ją to całą odwagę by odpowiedzieć:

– Cóż, prędzej czy później to wyjdzie na jaw, chyba że był to odosobniony incydent, więc będziesz musiał komuś powiedzieć.

– I to niby powinnaś być ty? – zadrwił.

– To ja zadałam pytanie – przypomniała.

Podczas długiej ciszy, która nastąpiła jedyny dźwięk dochodził z radia w kącie. Po tym, co wydawało się wiecznością w milczeniu nalał im obojgu wody i przeszedł obok niej do salonu. Hermiona usiadła na sofie i czekała.

– To nie był odosobniony incydent – ​​przyznał w końcu, wpatrując się w ścianę z odległym wyrazem twarzy. – Ryzykując, że zabrzmi to banalnie, widziałaś mnie w gorszym dniu. Chociaż przypuszczam, że lepiej byłoby powiedzieć, że widziałaś mnie, gdy dochodziłem do siebie po kilku złych dniach.

Wydawało się, że nie zwraca uwagi na to co mówi, miała wrażenie, że bardzo się nad czymś zastanawiał.

– Czy dobrze zakładam, że dzisiejsze pytania dotyczą wyłącznie mojego zdrowia? – zapytał chłodno.

– Tak – przyznała.

Westchnął i zamknął oczy, ściskając nasadę nosa.

– Dlaczego zawsze muszę być zapędzony w róg? – wymamrotał.

Ta uwaga najwyraźniej nie była skierowana do niej, więc Hermiona milczała, czekając, aż przemyśli to, co go dręczy. Nie otwierając oczu, zwrócił się do niej ostrym i poważnym głosem.

– Będę z tobą szczery, bo nie widzę innego wyjścia. Zanim zacznę, chcę twoje słowo, że ​​nie zdradzisz nikomu tego, co mam do powiedzenia.

– Moje słowo? – powtórzyła niepewnie.

– Tak. Nie wymagam przysięgi tylko twojej obietnicy, że nie powiesz nikomu innemu. Niezależnie od mojej opinii o tobie, jesteś przynajmniej uczciwa – dodał, usiłując bezskutecznie zdobyć się na lekceważący ton.

– Nie mogę obiecać nie wiedząc, co powiesz – zaprotestowała.

– Zapewniam cię, że dotyczy to mojego zdrowia i powodów, dla których wyszedłem z ukrycia, nic więcej. Pani słowo, panno Granger, albo ta rozmowa dobiegła końca.

Lekceważąc jego wcześniejszy komentarz, że nie miał żadnego wyboru (choć jeśli to była prawda, to nie on mógł dyktować warunki), Hermiona zastanowiła się nad tym przez kilka minut.

Sądząc po błysku w jego oczach, czekanie na odpowiedź nie irytowało go, wydawał się raczej aprobować jej ostrożność. To co miał do powiedzenia, musiało być dla niego bardzo ważne i bez wątpienia nie chciał o tym z nikim rozmawiać. Dlaczego ja? Czy to tylko dlatego, że tu jestem? To mogło zostać wyjaśnione później.

– Masz moje słowo – powiedziała w końcu.

Snape skinął głową.

– Dobrze. Żadnych przerw dopóki nie skończę, jeśli można.

Wziął głęboki oddech, najwyraźniej zastanawiając się, co powiedzieć. Najwyraźniej nie planował jeszcze tej rozmowy, jeśli w ogóle.

– Kiedy po raz pierwszy mnie zobaczyłaś – zaczął powoli – właśnie skończyłem serię bardzo silnych eliksirów do leczenia ataku przewlekłej choroby. Eliksir został stworzony przeze mnie i ma wiele nieprzyjemnych skutków ubocznych. Jak widziałaś wpływa na mój nastrój i wymowę. W pewnym sensie te skutki uboczne są powodem, dla którego już się nie ukrywam; eliksir nie jest już naprawdę skuteczny. Jeśli mam być szczery, potrzebuję dostępu do ingrediencji, aby opracować lepszą metodę leczenia.

Spojrzał na nią przelotnie, po czym ponownie wbił wzrok w ścianę.

– Na pewno zastanawiasz się, co to za choroba. Nie mogę ci powiedzieć, bo nie wiem. Wpłynęła na mój układ nerwowy i prawdopodobnie na niektóre obszary mojego mózgu. Przez większość czasu czuję się dobrze. Łagodny atak może objawiać się słabymi skurczami mięśni w lewym ramieniu i dłoni oraz pewną sztywnością palców. Ciężki atak, taki jak ten, po którym dochodziłem do siebie jak przyszłaś, może doprowadzić do utraty przytomności, tymczasowego lokalnego paraliżu, silnych skurczów mięśni, które mogą przekształcić się w drgawki. Może spowodować również całkowitą utratę koncentracji i mowy, ciężkie migreny lub dowolną kombinację tych objawów.

Nastąpiła kolejna pauza, ale wydawało się, że nie skończył mówić. Po pewnym czasie kontynuował:

– Te ataki nie są częstsze od zakończenia wojny, ale mikstury, których używam do leczenia nie działają już tak, jak powinny. Mój organizm się na nie uodpornił. Próbuję stworzyć zamiennik, ale potrzebuję dostępu do dobrze wyposażonej pracowni i szerokiej gamy ingrediencji, a nie ograniczania się do tego, co mogę sam sprokurować. Dlatego wyszedłem z ukrycia, panno Granger; ponieważ nie mam wyboru.

Hermiona nie była pewna, co było gorsze; to co jej właśnie powiedział, całkowicie pozbawiony emocji ton głosu którego użył, czy posępny wyraz jego oczu, gdy wpatrywał się w ścianę. Drżąc, próbowała wymyślić coś sensownego do powiedzenia.

— Te… napady — zaczęła ostrożnie – brzmią podobnie do skutków klątwy Cruciatus. Czy ta… choroba mogła być przez to spowodowana? Prawdopodobnie byłeś na nią narażony bardziej niż ktokolwiek inny.

– Prawdopodobnie – zgodził się, kiwając głową. – Wyobrażam sobie, że to jest główna przyczyna, wraz ze skumulowanymi uszkodzeniami spowodowanymi innymi klątwami i obrażeniami. A Longbottomowie są dowodem, że Cruciatus wpływa na mózg.

– Frank i Alicja umarli siedem lat temu – szepnęła – w odstępie kilku tygodni od siebie.

– Dobrze – odpowiedział po chwili bez ogródek. – Nikt nie powinien tak żyć.

To brzmiało bezdusznie i nieczule, ale prywatnie Hermiona się z nim zgadzała, przynajmniej… trochę. Przyszło jej do głowy, że to możliwe, że tam był, kiedy Bellatrix i Barty Crouch torturowali dwoje Aurorów doprowadzając ich do szaleństwa. Zadrżała, usiłując pospiesznie zmienić tok myślenia, ale zanim zdążyła znaleźć kolejne pytanie, Snape przeniósł wzrok ze ściany na nią i popatrzył skupiony.

– Wiesz o następstwach Cruciatusa. Takie przypadki są rzadkie… – Jego oczy zwęziły się, gdy przesuwał wzrokiem po jej twarzy. – Potter nie, jeśli ktokolwiek zdołałby znieść Niewybaczalne bez szwanku, to byłby on… – Wziął głęboki oddech. – Kiedy byłaś torturowana?

Cóż, to było denerwujące. I mogło stać się niezręczne, jeśli nie mogła niczego przed nim ukryć. Nie sądziła też, że używał legilimencji; był po prostu bardzo dobry w odczytywaniu reakcji.

– Na ostatnim roku – przyznała cicho. – Kiedy byliśmy przetrzymywani w dworze Malfoya. To był tylko jeden raz, ale najwyraźniej wystarczył.

– To różnie wpływa na różnych ludzi – mruknął z roztargnieniem, jego spojrzenie wciąż było zaskakująco skupione. – Kto to był?

Czy to ma znaczenie?

– Bellatrix Lestrange.

Czarne oczy rozbłysły gniewem i Snape odwrócił wzrok.

– Żałuję wielu rzeczy z mojej przeszłości – powiedział w końcu. – Jedną z nich jest to, że nie zabiłem jej, kiedy miałem okazję. – Wypuścił powoli powietrze, a gniew zniknął, zastąpiony zwykłą, pozbawioną emocji maską. – Wygląda na to, że w przypadku ofiar Belli ryzyko komplikacji po klątwach jest większe. Pod warunkiem, że przeżyją.

– Przeklęła cię? – zapytała Hermiona, zaskoczona.

– Często – odparł beznamiętnie. – Była oprawczynią i katem Czarnego Pana, kiedy nie chciał robić tego osobiście. – Wrócił niebezpieczny ton głosu. Tym razem Hermiona milczała; to nie był temat, który chciała rozwijać.

– Jak poważne są twoje ataki? – zapytał.

– Po tym, co opisujesz, nie bardzo. Skurcze mięśni, czasem łagodny ból głowy. Nigdy nie trwają długo i nie zdarzają się zbyt często. Są…

– Nieprzyjemne – zasugerował sucho.

Kiwnęła głową ze smutkiem, doceniając ironiczne niedopowiedzenie zawarte w tym słowie.

Snape przechylił się niezręcznie po czym wstał i przeszedł do kuchni, by zajrzeć do szafki. Wyciągnął małą szklaną fiolkę wypełnioną mlecznoniebieskim eliksirem i podał jej.

– To pomoże. Jeśli ataki są łagodne, prawdopodobnie całkowicie je zatrzyma. – Jego oczy przesunęły się po niej badawczo; nie rozumiejąc o co mu chodzi, Hermiona poczuła się zdezorientowana, zanim znowu się odezwał. – Dla kogoś o twoim wzroście i wadze powiedziałbym, że trzy krople dziennie, dopóki fiolka nie będzie pusta. Jeśli ataki się utrzymają, mogę uwarzyć więcej. Ostatnio niewiele mi to pomaga.

– Dziękuję – mruknęła, ostrożnie wyjmując fiolkę z jego ręki. Jego palce były chłodne. Delikatnie otwierając fiolkę powąchała zawartość, po czym podniosła ją do ust. Eliksir smakował dziwnie i dziwnie przypominał TCP(anestetyk dysocjacyjny Tenocyklidyna).

Prawidłowo interpretując jej wyraz twarzy, Snape zauważył kwaśno:

– Smak to kolejna godna pożałowania właściwość, której nie miałem możliwości zmienić.

– Mimo wszystko dziękuję – powtórzyła, starannie zatykając fiolkę i wkładając ją do kieszeni. – Twoje ataki… – zaczęła z wahaniem. – Czy… się nasilają?

– Masz na myśli, czy w końcu zabiją mnie bez lepszego leczenia? – zapytał bez ogródek. – Nie wiem. Prawdopodobnie. Stąd moja obecność tam, gdzie mnie można znaleźć.

Powinien był poprosić o pomoc. Ale Hermiona wiedziała, dlaczego tego nie zrobił; wyraz jego oczu powiedział wszystko. Nie wierzył, że ktokolwiek by mu pomógł, a nawet teraz był zbyt dumny, by przyznać się do słabości. Jeśli perspektywa śmierci niepokoiła go, nie okazywał tego.

– Czego potrzebujesz? – zapytała równie otwarcie.

Przebiegł go wyraźny dreszcz i dziwny wyraz przemknął przez jego twarz. W oczach pojawiło się zaskoczenie, jakby nie spodziewał się jej pomocy, zabarwione czymś co wyglądało niemal na żal.

– Pracownię. Dostęp do wszelkich ingrediencji, których potrzebuję. Ochronę podczas pracy.

– Ochronę?

– Większość ludzi słysząc, że żyję, nie zareagowałaby lekko irytującym zainteresowaniem, panno Granger – odparł sucho. – Byliby znacznie bardziej skłonni do otwartej wrogości; najpierw klątwy, a potem pytania. Zapewniam cię, że unikanie prób zabicia mnie bardzo szybko traci swój urok.

– Gdzie…

– Nie wiem. Dlatego przestałem się ukrywać. Stawiałem na to, że znajdzie mnie Zakon, a nie Ministerstwo, które, jak podejrzewam, nadal kolektywnie nie jest w stanie znaleźć swoich własnych tyłków obiema rękami i z mapą.

– W Ministerstwie jest teraz całkiem sporo członków Zakonu – odpowiedziała łagodnie Hermiona, starając się nie chichotać z jego komentarza.

– I zobacz jak bardzo to pomogło – odparował z ironicznym uśmiechem.

Przyznając mu rację, wzruszyła ramionami.

– Co chcesz, żebym zrobiła?

– Nie wiem. Wyszedłem z założenia, że ​​jeśli ktoś z Zakonu mnie znajdzie, to będzie miał wystarczający wpływ, żeby znaleźć rozwiązanie, jeśli nie zostanę po prostu zabity na miejscu, co oczywiście uprościłoby sprawę.

– Oczywiście – powtórzyła z takim sarkazmem, na jaki się odważyła; słaby błysk w jego oczach mógł być rozbawieniem.

Zastanowiła się nad jego wymaganiami i cudowny, zwariowany pomysł zaczął się rozwijać w jej głowie. Byłoby to bardzo trudne, ale gdyby mogła to zrobić…

– Wymyśliłaś coś – stwierdził, obserwując ją uważnie.

– Myślę, że tak – odpowiedziała powoli. – To może nie być możliwe. Prawdopodobnie nie będzie. Będą… sprzeciwy. Zobaczę, co da się zrobić.

– Zdajesz sobie sprawę, że ktokolwiek inny będąc na twoim miejscu po prostu by odszedł.

— Na pewno nie, panie pro… Severusie – poprawiła się z zakłopotaniem, widząc jego naganne spojrzenie. – Przynajmniej nie z Zakonu. Za dużo ci zawdzięczamy. Postaram się znaleźć sposób. Czy to… to znaczy, ile mam czasu?

– Nie grozi mi natychmiastowa śmierć – powiedział sucho. – Wyobrażam sobie, że został mi może rok zanim eliksir w ogóle przestanie być przydatny, a ataki niekoniecznie muszą mnie zabić, kiedy do tego dojdzie.

– Nie zajmie mi to dużo czasu. Będę musiała jednak poinformować pewne osoby, że przeżyłeś, a to może trochę potrwać.

– To wywoła mnóstwo kłótni – zgodził się cierpko. – I oskarżenia o fałsz lub szaleństwo, a następnie żądania dowodów i niekończące się debaty na temat tego, co zrobić z tą wiedzą i prawdziwy cyrk na kółkach.

Hermiona znów spróbowała nie parsknąć śmiechem.

– Coś w tym stylu, bez wątpienia – stwierdziła dyplomatycznie, jej usta wykrzywiły się, gdy próbowała się nie uśmiechnąć. — W każdym razie chyba powinnam iść. Będzie wiele do załatwienia. – Wstając, spojrzała na niego. – Dziękuję za eliksir. I dziękuję, że mi zaufałeś.

– Nie miałem wyboru – zauważył, zsuwając sztywną nogę z kanapy i wstając powoli. – Niemniej jednak przypuszczam, że były gorsze opcje niż ty – dodał trochę niechętnie.

– Dziękuję – odpowiedziała sarkastycznie, posyłając mu słaby uśmiech, który całkowicie zignorował. – Nie wiem, kiedy wrócę. Jestem pewna, że przeżyjesz.

– Myślę, że z heroicznym wysiłkiem przetrwam kilka dni – zgodził się, wracając do swojego zwykłego kpiącego tonu. – W każdym razie mam telefon komórkowy.

– Naprawdę?

– Naprawdę – powtórzył z chłodnym rozbawieniem.

Wyjął z kieszeni skrawek papieru, znalazł ołówek i napisał na nim numer.

– Do widzenia. I… dziękuję – dodał niezręcznie, najwyraźniej nieprzyzwyczajony do tego.

– Do widzenia.

.

Zamiast iść prosto do Harry’ego i Ginny aby złożyć raport, Hermiona wróciła do swojego mieszkania i opadła na łóżko emocjonalnie wyczerpana. Łzy pojawiły się w kącikach jej oczu, gdy myślała o tym czego się dowiedziała; to było zbyt straszne, żeby o tym myśleć, nie mówiąc już by móc tak żyć. Wszystko, co wycierpiał, wszystko przez co musiał dla nich przejść – dla nich Wszystkich, doprowadziło go do tak strasznego stanu, niemal zabiło. Po chwili namysłu doszła do wniosku, że najgorszy w tym wszystkim był apatyczny, zgaszony wyraz jego twarzy; te puste, zrezygnowane oczy miały prześladować ją w snach przez wiele nadchodzących nocy. Wydawało się, że pogodził się z tym, że będzie nadal cierpieć i nikt nie będzie chciał mu pomóc, jakby taki był jego los.

Cóż, bo taka jest prawda? Tak było do tej pory! Boże… Zrobiło jej się niedobrze i po chwili wtuliła twarz w poduszkę. To nie był pierwszy raz, kiedy płakała nad Severusem Snape’em i miała przeczucie, że nie będzie to ostatni.

Rozdziały<< Post Tenebras, Lux – Rozdział 2Post Tenebras, Lux – Rozdział 4 >>

Mamuś Anni

Wierna fanka HP, Czytelniczka Sevmione, Tłumaczka, Beta... !!! * Zakaz kopiowania moich tłumaczeń bez mojej zgody! * !!! !!! *! Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach *! !!!

Ten post ma 3 komentarzy

  1. Bardzo, bardzo podoba mi się ten rozdział. Severus jest w nim dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałam (po kilku latach spędzonych w ukryciu).
    Harry jest dla mnie zadziwiająco za rozsądny, tak samo jak Ginny, ale skoro tak to pewnie inni *kaszel* RON *kaszel* będą totalnymi bęcwałami.
    Tłumaczenie też bardzo mi się podoba, czyta się płynnie i bez żadnych problemów.
    Czekam na kolejny rozdział ❤

  2. Mamuś-Anni

    Sky, dziękuję, ale to nie tylko moja zasługa!
    Wierzę, że kolejne rozdziały będą dla Ciebie równie interesujące.

Dodaj komentarz