Post Tenebras, Lux – Rozdział 24

Kiedy ktoś został potraktowany z wielką niesprawiedliwością, mniejszą traktuje jako przysługę.

Jane Welsh Carlyle.


 

 

W same walentynki Hermiona próbowała napisać list do rodziców. Będąc na dyżurze nie mogła ukryć się w lochach, a Severus nadal odmawiał usunięcia dekoracji z jakiegokolwiek innego miejsca poza własnymi kwaterami, więc starała się zignorować różowy odcień ścian swojego gabinetu.

Pisanie listu nie szło jej dobrze, to był trzeci projekt i była o krok od spalenia go, jak dwóch poprzednich, kiedy przerwało jej walenie do drzwi. Marszcząc brwi, podniosła wzrok.

– Tak?

Ktokolwiek był po drugiej stronie, otworzył drzwi tak mocno, że odbiły się od ściany. Okazało się, że był to bardzo zaczerwieniony i zdyszany Timothy Alton, który niemal zgiął się wpół i sapnął:

– Profesor Granger! Hogsmeade…! Kłopoty…

Wstając gwałtownie Hermiona upewniła się, że ma różdżkę w szacie.

– Powiedział pan Dyrektorce?

– Nie – wydyszał, łykając powietrze. – To profesor Snape…

– Powiesz mi w drodze do bramy – rozkazała, wskazując mu drzwi. Ślizgon wyszedł na korytarz chwiejąc się. – Biegłeś całą drogę z Hogsmeade?

– Proszę… – skinął głową bez tchu.

– Co się stało?

– Jeszcze nic – przyznał ochryple. – Ale… jest tłum… i mówią…

– Mówisz o tłumie – uświadomiła sobie powoli. – Panie Alton, proszę na mnie spojrzeć. – Chłopak ledwo patrzył prosto, ale skupił się na jej twarzy. – Niech zgadnę. W Hogsmeade zebrał się tłum. Konfrontują się z profesorem Snape’em i boisz się, że sytuacja się pogorszy i że może potrzebować pomocy, tak?

– Tak, pani profesor – zgodził się niepewnie. Wziął nierówny oddech, wyprostował się, przybierając dziwnie poważny wyraz twarzy i powiedział ciszej: – Nazywają go mordercą, pani profesor. Śmierciożercą.

Wszystkie emocje zniknęły z jego oczu i posłał jej przerażająco znajome ślizgońskie spojrzenie: zrezygnowany, martwy wyraz twarzy, który zbyt często widywała u Severusa. Wygląd kogoś, kto nie spodziewał się pomocy.

– Po prostu powiedz mi gdzie.

Odetchnął ciężko z ulgą.

– Przed sklepem Gladgara.

– Idź do gabinetu profesora Snape’a i poczekaj, aż wróci. Niczego nie dotykaj i nikomu o tym nie mów – powiedziała mu. – I, panie Alton?

– Tak, pani profesor?

– Trzydzieści punktów dla Slytherinu.

Jego nagły uśmiech był ostatnią rzeczą, jaką widziała wyraźnie, zdążyli bowiem wyjść na zewnątrz i rzuciła się biegiem przez błonia. Podjazd był zdradliwy, częściowo oblodzony, a częściowo błotnisty, ale to nie miało znaczenia, nie była pewna, czy kiedykolwiek wcześniej biegła tak szybko, ale jeśli Timothy miał rację, liczyła się każda sekunda. Przy bramie pośliznęła się, zacisnęła oczy i wznosząc w myślach modlitwę deportowała się.

Sklep odzieżowy Gladraga znajdował się na obrzeżach wioski. Ulica przed sklepem była pusta – najwyraźniej się spóźniła. Ściskając mocno różdżkę Hermiona rozejrzała się i po chwili usłyszała znajomy, chrapliwy głos.

– Cudowny dzień, prawda?

Czując ulgę odwróciła się i zobaczyła Severusa opartego o ścianę w zacienionym zaułku i obserwującego ją. Rozpoznając charakterystyczny brak wyrazu na jego twarzy i sposób, w jaki stał, westchnęła.

– Jak bardzo jesteś ranny?

– Przepraszam?

— Severusie, nie jestem ani ślepa, ani głupia. Nie możesz się ruszyć, prawda?

– Raczej nie – przyznał szczerze, bardzo ostrożnie odwracając się, by oprzeć się inaczej o ścianę i delikatnie przenosząc ciężar. – Dlaczego sądzisz, że zawsze mam problem z moją prawą nogą? – rzucił retorycznie, zręcznie rozcinając szatę machnięciem różdżki, by zbadać kończynę, o której mówił.

– Gdyby to była lewa, znalazłbyś sposób jak utykać na obie – zauważyła, kucając by oderwać rozdartą tkaninę, gdy rozcinał spodnie. – Znów masz zranione kolano?

– Naturalnie – odpowiedział z westchnieniem, ponuro przyglądając się stawowi. Było oczywiste, że rzepka została zmiażdżona.

– To boli? – zapytała, zanim zdołała się powstrzymać. – Przepraszam. Głupie pytanie. Musimy zabrać cię do Skrzydła Szpitalnego.

– Nie ma takiej potrzeby – odparł lakonicznie i stuknął różdżką w kolano, zanim zdążyła go powstrzymać. „Reparo”.

– Severusie! – jęknęła przerażona. – Tego zaklęcia nie można używać na kościach!

– Właściwie można – poprawił ją łagodnie. – Zwykle to nie jest dobry pomysł, ale to chyba jedyna rzecz, która utrzyma moje kolano na tyle długo, żebym mógł wrócić do zamku. Tam mogę to właściwie uleczyć.

– Severusie…

– To nie pierwszy raz, kiedy jestem w takiej sytuacji – powiedział sucho. – Zapewniam cię, wiem co robię.

– Ja też wiem, co robisz. Jesteś głupi i uparty.

Severus ją zignorował.

– Idziesz? – zapytał, oferując jej ramię.

Potrząsnęła głową i ujęła je.

Patrzenie na Severusa, jak szedł podjazdem sprawiało, że serce Hermiony się krajało. To co zrobił ze swoim kolanem najwyraźniej całkowicie je połączyło; jego noga w ogóle się nie zginała i chodzenie musiało być agonią, ponieważ jego twarz była tak bez wyrazu tylko wtedy, gdy bardzo cierpiał. Próbując odwrócić jego uwagę, zapytała:

– Co się stało?

– Myślałem, że to raczej oczywiste – odpowiedział znudzonym tonem. – Zostałem rozpoznany przez grupę ludzi, którzy zdawali się nie zgadzać z faktem, że chodzę zamiast… jak to było? Ach, tak, „gniję w Azkabanie, jak na to zasłużyłem”. – Wzruszył ramionami. – To nie pierwszy raz, kiedy coś takiego się wydarzyło i wątpię, żeby był ostatni.

– Byłeś już wcześniej atakowany? – zapytała w szoku, rozdarta między oburzeniem a gniewem.

– Nie za pomocą magii – odpowiedział z namysłem. – To było nowe. Wcześniej ludzie na ogół ograniczali się do obelg, chociaż niektórzy okazywali zamiłowanie do plucia i raz czy dwa we mnie rzucali, głównie kamienie i o ile pamiętam, raz stłuczoną butelką.

– Jeśli nie przestaniesz zachowywać się tak, jakby to było normalne, Severusie – zgrzytnęła zębami Hermiona – kopnę cię w zdrową nogę. Nie możesz przynajmniej udawać, że jesteś zdenerwowany, albo zaskoczony, cokolwiek?! Wiesz, że nienawidzę, kiedy zachowujesz się tak beznamiętnie!

– Aby się zdenerwować musiałbym dbać o to, co opinia publiczna o mnie myśli – odpowiedział łagodnie – a tak nie jest. Jest bardzo niewiele osób, których opinie mają dla mnie jakiekolwiek znaczenie i żadna z nich nie była dzisiaj obecna. I z pewnością nie było to zaskoczeniem. – Westchnął ze zmęczeniem. – To jest normalne, Hermiono, przynajmniej dla mnie. Za każdym razem, gdy wychodzę do Hogsmeade czy na Pokątną, jestem rozpoznawany i w przeciwieństwie do twoich sławnych przyjaciół nie przyciągam pozytywnej uwagi.

– Ale żeby ludzie zaatakowali cię na ulicy…

– To nie był poważny atak – poprawił ją ze znużeniem. – Ktoś rzucił Reducto pod moje stopy, aby zmusić mnie, żebym odskoczył. To nie było zbyt oryginalne. I kawałek odłamanego bruku uderzył mnie w kolano.

– Nie o to chodzi! – wysyczała wściekle. – Cholera, Severusie, nie jesteś przestępcą i nie powinieneś być tak traktowany!

Jego ciemne oczy wyglądały bardzo staro, gdy na nią spojrzał. Były pełne znużenia i bolesnego doświadczenia.

– Zachowujesz się, jakby to było coś nowego. Byłem tak traktowany od bardzo, bardzo dawna i takie rzeczy nie mają już mocy, by mnie zranić.

– To też nie o to chodzi – syknęła, mając niemal ochotę go uderzyć tylko po to, by wreszcie zareagował. – To nie jest… nie jest w porządku!

– A czy kiedykolwiek było? – spytał cicho Severus. – Nie wierzę, że po wszystkim, co widziałaś i robiłaś nadal jesteś idealistką. – Potrząsnął głową, koncentrując się na błotnistej ścieżce. – To naprawdę nie ma znaczenia, Hermiono. Po tym, co zrobiłem, ludzie mają prawo mnie nienawidzić. Jeśli dzięki temu poczują się lepiej, mogą na mnie pluć i przeklinać mnie na ulicy. To nie była napaść, to był wypadek, a moje kolano i tak jest uszkodzone. Mogło być znacznie gorzej.

Hermiona już nabrała powietrza, żeby zacząć krzyczeć, gdy zamarła i przyjrzała się uważnie jego twarzy. I ponownie zdała sobie sprawę, jak dobrym był kłamcą. Nigdy by się nie przyznał, nawet przed samym sobą, że bolało go, iż był tak pogardzany. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo z tego powodu cierpiał. Uparty, dumny mężczyzna. Wiedząc, że jest to kłótnia, której nigdy nie wygra westchnęła i zmieniła temat.

– Dojdziesz do Skrzydła Szpitalnego?

– To nie będzie konieczne – odpowiedział obojętnym tonem. – Mogę się tym zająć w moich komnatach.

– Dlaczego od powrotu do Hogwartu unikasz Poppy Pomfrey? – zapytała. – Zawsze miałam wrażenie, że ją lubiłeś. – Kiedy na nią spojrzał, uniosła brew. – Daj spokój, Severusie, naprawdę myślałeś, że nie zauważyłam?

Przez chwilę udawał, że jest zajęty stawianiem kroków na bardzo zdradzieckie gruncie, po czym nie patrząc na nią westchnął.

– Bo ją lubiłem. Bardzo mi pomogła, kiedy byłem uczniem, dopóki nie nauczyłem się podstaw uzdrawiania na tyle, by leczyć własne obrażenia. Była jedynym członkiem personelu, z którym kiedykolwiek byłem blisko. Kiedy dołączyłem do Śmierciożerców bardzo ją to zabolało, ale kiedy zostałem szpiegiem, przywitała mnie z powrotem, jakby nic się nie stało i pomagała mi w leczeniu wiele razy, kiedy byłem zbyt ciężko ranny, aby poradzić sobie samemu. Przez lata często z nią pracowałem i warzyłem dla niej praktycznie wszystkie eliksiry.

– Więc co się zmieniło? – zapytała miękko. Była pewna, że ​​zna odpowiedź, ale chciała odwrócić jego uwagę od bólu, jaki wywołała kontuzja.

– Wszystko – odpowiedział cicho, gdy dotarli do zamku i niespiesznie szli korytarzami. – Poppy wybaczyła mi bardzo dużo, ale nie mogła wybaczyć, że zabiłem Dumbledore’a. Nie mogła też wybaczyć tych wszystkich uczniów, którzy trafiali do Skrzydła Szpitalnego z mojego powodu. Nie żebym ją obwiniał, to były rzeczy niewybaczalne. Niektóre rany sięgają zbyt głęboko, by się zagoić.

Hermiona dotknęła jego ramienia.

– Przykro mi.

– Myślę, że mnie też – powiedział w zamyśleniu. – Ona jest dobrą osobą, a takich jest bardzo niewiele. – Po chwili szybko zmienił temat. – Skąd wiedziałaś, że coś się stało?

Hermiona uśmiechnęła się do niego krzywo.

– Mały ptaszek prawie się zabił biegnąc przez całą drogę z powrotem do Hogwartu, żeby powiedzieć mi, że w Hogsmeade zebrał się tłum, który wydawał się być wrogo nastawiony.

Severus westchnął z rezygnacją, ale na twarzy widać było przebłyski uśmiechu.

– Mogłem się domyśleć. Co z nim zrobiłaś?

– Przyznałam mu trzydzieści punktów i zostawiłam go w twoim gabinecie, żeby ochłonął, z instrukcją, żeby niczego nie dotykał. – Widząc jego spojrzenie uśmiechnęła się przelotnie. – Zarobiłby pięćdziesiąt, ale pomyślałam, że to będzie zbyt oczywiste i wszyscy się domyślą, że coś się stało. A gdybym wiedziała, że jesteś ranny, odesłałabym go z powrotem do pokoju wspólnego, dopóki nie miałbyś czasu z nim porozmawiać.

Severus uśmiechnął się z lekką drwiną. Gdy dotarli do drzwi jego gabinetu, zatrzymał się nieco teatralnie, po czym otworzył je z rozmachem i oznajmił:

– Jak pan widzi, panie Alton, nic mi nie jest.

Zaskoczony trzecioklasista prawie spadł z krzesła, gdy poderwał się na nogi.

– Tak, proszę pana.

– Sytuacja doprawy nie uzasadniała pańskich prób przebiegnięcia maratonu.

Timothy’emu udało się zachować neutralny wyraz twarzy.

– Nie, panie profesorze.

– Z ciekawości, panie Alton, dlaczego zwrócił się pan do profesor Granger, a nie do innego nauczyciela czy Dyrektorki?

– Nie mam pojęcia, panie profesorze – odpowiedział niewinnie chłopiec.

– Dobrze. – Severus spojrzał na niego z namysłem, zastanawiając się, po czym skinął lekko głową i obdarzył go jednym ze swoich bardzo rzadkich, lekkich uśmiechów. – Uciekaj. I staraj się nie stracić żadnego z punktów, które dziś zdobyłeś.

Ich rozmowa rozśmieszyła Hermionę, ale gdy tylko Timothy wybiegł, na nowo zaczęła się martwić o Severusa. Czarodziej stracił tę odrobinę koloru, który przed chwilą miał na twarzy i stał strasznie sztywno, co znaczyło, że trzymał się na nogach tylko dzięki silnej woli. Kiedy drzwi do jego kwater zamknęły się za nimi, zapytała z niepokojem:

– Wszystko w porządku?

– Jeszcze nie, ale będzie – mruknął, kuśtykając do sofy, siadając na niej ostrożnie i podpierając nogę wzdłuż krawędzi poduszek.

Wyciągnął różdżkę, ponownie rozchylił podarte ubranie, stuknął lekko w rzepkę i skrzywił się.

Hermiona przyglądała mu się chwilę, po czym zapytała cierpko:

– Robisz to niewerbalnie, żeby się popisać, czy żeby mnie zirytować?

Podniósł wzrok z cieniem uśmiechu.

– Tak. – Gdy przewróciła oczami, Severus spoważniał i ciągnął, wracając do tego, co robił. – Robię to niewerbalnie, ponieważ tak naprawdę to nie jest zaklęcie. Większość uzdrawiania odbywa się w ten sposób. Chodzi o manipulowanie energią, a nie o jakieś konkretne zaklęcia. Właśnie odwróciłem Reparo, którego użyłem wcześniej, a teraz muszę wyrównać wszystkie fragmenty kości, zanim będę mógł spróbować uleczyć staw.

– „Spróbować” uleczyć? – powtórzyła z niepokojem. – Severusie, jeśli nie możesz tego zrobić tak jak trzeba, musisz iść do Skrzydła Szpitalnego!

Westchnął i odpowiedział cierpliwie:

– Wbrew powszechnemu przekonaniu nie zadaję sobie bólu tylko po to, żeby go poczuć. Zapewniam cię, to nie jest tak, że nie zamierzam się nie leczyć. Po prostu może się okazać, że obrażeń nie można całkowicie wyleczyć. Przychodzi taki moment, kiedy nawet magia nie wystarcza. Prędzej czy później moje kolano się podda. Wtedy będę zmuszony usunąć kości i sprawić, żeby odrosły na nowo..

– Wciąż nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłeś. Powiedziałeś, że to nie jest warte wysiłku, ale zajęłoby to tylko jedną noc.

Severus nie spojrzał na nią, wciąż badał kolano, które teraz wyglądało na nieco posiniaczone i spuchnięte.

– Jeśli musisz wiedzieć, mam alergię na Szkiele-Wzro – powiedział zwięźle. – Po jedynym razie, kiedy musiałem go użyć, spędziłem prawie cały tydzień nie mogąc nic jeść ani pić i czułem się koszmarnie. W takim stanie na pewno nie mógłbym uczyć. Nie chcę tego znosić ponownie, chyba że naprawdę muszę.

– Cóż, mogłeś po prostu powiedzieć.

– Moja kartoteka medyczna zajmuje całą szufladę szafki na akta Poppy – parsknął cicho. – Waży prawdopodobnie więcej niż ty, a to tylko oficjalna dokumentacja. Nie byłbym w stanie opowiedzieć ci każdego szczegółu mojej historii medycznej, umarłbym ze starości w połowie opowiadania.

– Czy wiesz, na który składnik jesteś uczulony? Kto jak kto, ale ty mógłbyś znaleźć alternatywę.

Ostrożnie obmacując palcami kolano, odpowiedział:

– Nie wiem i tak naprawdę nie chcę tego testować i się dowiedzieć. Mogę uwarzyć ten eliksir bez problemu, ale ponieważ potrzebowałem go tylko raz w życiu, wydaje się to raczej stratą czasu, którą można by lepiej spożytkować na inne projekty.

– Może i masz rację – przyznała. – Jak ma się kolano?

Bardzo ostrożnie zgiął nogę, wydając okropny zgrzytliwy, chrzęszczący dźwięk.

– Tak jak się spodziewałem.

– To obrzydliwe. I robisz to teraz celowo – skrzywiła się. – Wiem, że masz wysoki próg bólu, ale to naprawdę nie było konieczne.

– Przepraszam.

– Kłamca.

Severus uniósł brew, uśmiechając się słabo w odpowiedzi i przesunął się, by wyprostować przed sobą chorą nogę.

– Gdy stan zapalny ustąpi, powinno być dobrze, tak samo, jak zawsze.

Hermiona przyglądała mu się w zamyśleniu.

– Jest jeszcze inny powód, dla którego nie chcesz tego leczyć? – zapytała. – Wiesz, coraz lepiej wyłapuję kiedy kłamiesz wprost. Jestem całkiem pewna, że alergia jest prawdziwa, ale jest jeszcze coś?

– Szkoda, że jesteś tak spostrzegawcza – zauważył. – Czasami jest to zdecydowanie niepokojące.

– Niezła próba. Proszę odpowiedz na pytanie.

Wyglądając na bardziej rozbawionego niż cokolwiek innego, przestał się wykręcać i odpowiedział z niezwykłą dosadnością.

– Zasłużyłem na obrażenia. Każda blizna jest przypomnieniem, które chcę zachować. I tak nie mogę zapomnieć, ale mimo wszystko chcę mieć dowody.

– Dla siebie, czy dla innych?

Posłał jej ironiczne spojrzenie.

– Jak zapewne widziałaś, staram się zmniejszyć utykanie przed innymi. Bardzo niewiele osób widziało mnie bez koszuli i gdy trzeba, używam zaklęć, aby ukryć najgorsze blizny. – Wykrzywił usta. – Nie widzę powodu, by się męczyć afiszując się z moimi ranami i nie jestem z nich dumny.

– Powinieneś, przynajmniej z większości z nich, ale to temat na inny czas – odpowiedziała z roztargnieniem, myśląc o tym wyznaniu. Po kilku chwilach powiedziała cicho: – Nigdy ich przede mną nie ukrywałeś.

Wciąż dobrze pamiętała ich pierwszy raz i sposób, w jaki zareagował, gdy poczuła jego blizny; myślał, że go odrzuci. Nie miała wątpliwości, że był wystarczająco dobry w czarach, by ukryć je przed wszystkimi jej zmysłami, więc dlaczego tego nie zrobił? Może to była część jego skłonności do karania siebie, może nawet po trosze liczył na jej odrzucenie, ale ten pomysł jakoś jej nie pasował. Spojrzała na niego niepewnie i stwierdziła, że ​​z determinacją przygląda się swojemu kolanu, bawiąc się różdżką, zamiast cokolwiek robić.

Cisza stała się bardziej intensywna, zanim w końcu powiedział cicho:

– Nie, nie zrobiłem tego.

Severus nie powiedział nic więcej, dopóki nie wyleczył kolana na tyle, by to go zadowoliło i nie naprawił ubrania. Odłożywszy różdżkę stanął i zaczął powoli chodzić po gabinecie, stopniowo rozluźniając się, gdy jego utykanie malało, aż zaczął chodzić tak łatwo jak zwykle. Obserwowała go w milczeniu, wiedząc, że ta rozmowa jeszcze się nie skończyła. Nie była najbardziej cierpliwą osobą na świecie, ale był to na tyle osobisty temat, że zbyt mocne naciskanie mogło być niebezpieczne. Jak dotąd było zaskakująco niewiele okazji, w których przypadkowo popchnęła go za daleko i sprawiła, że ​​warknął na nią, zanim się odsunął i nie miała ochoty wydłużać listy.

W końcu zatrzymał się i zobaczyła, jak szarpnął głową. Zdała sobie sprawę, że miał zamiar przechylić ją tak, żeby włosy zakrywały mu twarz, ale się powstrzymał. Ostatnimi czasy zaczął wreszcie się od tego odzwyczajać i widząc to poczuła się lepiej.

Nadal każde osobiste wyznanie było dla niego niezwykle trudne, teraz też wyglądał nieswojo i żeby przygotować się do rozmowy wziął głęboki oddech.

– Nie chciałem się już dłużej ukrywać – powiedział bez wstępów, najwyraźniej próbując szybko się z tym uporać. – Nienawidziłem ciągłej czujności, nigdy nie mogłem się całkowicie zrelaksować, musiałem utrzymywać czar nawet w intymnych sytuacjach. Zawsze czułem, że to było fałszywe. Chciałem mieć jedną osobę, z którą mógłbym być po prostu sobą, a ty byłaś… byłaś przyjaciółką i uznałem, że warto zaryzykować. Nie żebym miał szeroki wachlarz możliwości do wyboru – dodał z pewną ironią. – Byłaś jedyną osobą, którą często widywałem. – Po chwili niezdecydowania kontynuował łagodniej: – Nie spodziewałem się twojej reakcji.

– Wiem – odpowiedziała równie łagodnie. – Spodziewałeś się, że będę się nad tobą litować, będę przerażona, a może nawet zniesmaczona. – Sztywno skinął głową, a ona zastanowiła się nad kolejnymi słowami. – Byłam trochę przerażona, wiedziałam że cierpiałeś, ale sama świadomość i zobaczenie tego na własne oczy to dwie różne rzeczy, a to, co musiałeś znieść było koszmarem. Ale nigdy się nad tobą nie litowałam. Jest różnica między współczuciem a litością. I żadna blizna nie może cię uczynić brzydkim, Severusie. One nie budzą we mnie odrazy. Są tylko częścią ciebie i są symbolami twojej odwagi. Nie wyobrażam sobie ciebie bez blizn. To nie byłbyś ty.

– Byłem brzydki na długo przed pierwszą blizną – odpowiedział z szyderczym uśmiechem. Równie dobrze mógłby to wykrzyczeć, widać było, jak bardzo jest zakłopotany tym tematem.

Pozwalając mu zmienić kierunek rozmowy, Hermiona przewróciła oczami i uśmiechnęła się do niego.

– Nie byłeś specjalnie atrakcyjnym dzieckiem – zgodziła się – i nie jesteś typem przystojniaka. Ale to nie to samo co brzydki, zwłaszcza że w dużej mierze twój wygląd był maską, którą specjalnie nakładałeś. Nie jesteś nieatrakcyjny, chyba że obrażasz mój gust w kwestii mężczyzn?

– Ronald Weasley – zauważył dosadnie, unosząc brew.

– Hmmm. Byłam nastolatką. I naprawdę nie był taki zły, nie wtedy. Wydoroślał. Co prawda teraz wydaje się, że się cofnął, ale zapewniam cię, że nie był taki kiedy z nim byłam. – Uśmiechnęła się trochę smutno. – Naprawdę tego nie żałuję, ale wolałabym, żeby nie skończyło się to tak źle. Nie chciałam stracić go jako przyjaciela. Z perspektywy czasu nie było dla nas żadnej przyszłości.

– Nie mogę krytykować wyborów dotyczących związku – przyznał w bardzo znanych nie-przeprosinach. – Jakby nie patrzeć, moje doświadczenie pod tym względem jest wyjątkowo żałosne.

– Bo w twoim przypadku okoliczności były bardzo specyficzne. I szczerze mówiąc każdy kto teraz zobaczy Rona, będzie się zastanawiał co ja do diabła sobie myślałam – przyznała z krzywym uśmiechem. – Przypuszczam, że zastanawialiby się tak samo nad tobą, ale to dlatego, że ludzie jako zbiorowość są dość głupi. Nie ma to jednak nic wspólnego z twoim wyglądem, jesteś o wiele atrakcyjniejszy niż myślisz.

Już zamierzał coś powiedzieć, sądząc po wyrazie jego twarzy coś zjadliwego, ale się wstrzymał i uśmiechnął lekko.

– Wydaje mi się, że kiedyś powiedziałem ci coś podobnego.

– Myślę, że oboje mamy kilka problemów z samooceną – zgodziła się z uśmiechem. – Może powinniśmy zacząć prawić sobie komplementy. Pisać do siebie kwiecistą poezję, tego typu rzeczy, w końcu dzisiaj są Walentynki.

Severus zachichotał cicho.

– Słońce zgaśnie zanim to się stanie, zapewniam cię – powiedział. – Moja jedyna próba pisania poezji nie zakończyła się sukcesem. – Przerwał i nagle się uśmiechnął. – Jak na ironię wyszło na to, że napisałem ją dla ciebie, chociaż wtedy tego nie wiedziałem.

Wpatrywała się w niego pusto, zanim zorientowała się co mówi i się zaśmiała.

– Twoja zagadka! Prawie zapomniałam, że to ty ją napisałeś.

– Właściwie to sama zagadka zajęła mi kilka godzin, gdy już wpadłem na pomysł – parsknął śmiechem. – I miałem już truciznę i wino. Oba eliksiry zajęły mi trochę ponad dzień. Napisanie tego cholerstwa tak, żeby się dobrze rymowało, oczywiście pod naciskiem Dumbledore’a, zajęło mi prawie miesiąc, a pod koniec byłem gotów iść i udusić go jego własną brodą.

Wciąż się śmiejąc, zapytała:

– Był jakiś powód, żeby to się rymowało, czy po prostu był wredny?

– Po prostu był wredny – odpowiedział, potrząsając głową, a jego wyraz twarzy oscylował pomiędzy obrzydzeniem a rozbawieniem. – Choć być może to była jego reakcja na to, jak napawałem się radością, kiedy nie mógł rozwiązać zagadki.

– Naprawdę? Nie mógł jej rozwiązać?! – Hermiona nie mogła powstrzymać uczucia lekkiego zadowolenia z tego powodu.

Uśmiechnął się na wspomnienie.

– W końcu to zrobił, ale zajęło mu to trochę czasu i potrzebował do tego pióra i pergaminu. O ile sobie przypominam, zajęło ci to około dziesięciu minut – dodał z żalem.

– Nie, trochę dłużej. Miałam szczęście. I mówiłam ci, mugole lubią tego rodzaju zagadki logiczne.

Severus spojrzał na nią z rozbawieniem.

– A jednak przegapiłaś najbardziej logiczne rozwiązanie.

– Jakie? – zdziwiła się.

– Mogłaś po prostu powąchać każdą butelkę, aby sprawdzić, która zawiera wino z pokrzywy, co by powiedziało ci, które butelki zawierają truciznę i stąd to wywnioskować – uśmiechnął się. – Ani mikstury, ani trucizny nie miały żadnego szczególnego zapachu, opary by ci nie zaszkodziły, a wino było stare i mocne.

– Nie wiedziałam co to za trucizna – posłała mu ostre spojrzenie. – Równie dobrze mogła wydzielać toksyczne opary.

— Ale nie przyszło ci do głowy, żeby tego spróbować, prawda? – zapytał jedwabiście.

– Och, siedź cicho. W każdym razie Quirrell to rozpracował, prawda?

– Nie – odpowiedział kolejnym pogardliwym parsknięciem. – Wiedział już o moim wkładzie w obronę. Nie miał głowy do logiki, podobnie jak Czarny Pan, na szczęście dla wszystkich zainteresowanych.

– Był trochę krótkowzroczny – zgodziła się z namysłem Hermiona. – Przyszło mi to do głowy wiele lat temu. Gdyby po prostu zmusił wszystkich Śmierciożerców do złożenia Wieczystej Przysięgi, że nie zdradzą go po otrzymaniu Znaku, wygrałby. Nie byłbyś w stanie zmienić strony bo byś umarł, a bez ciebie Harry nigdy nie przeżyłby wystarczająco długo, by spełnić Przepowiednię. Można by pomyśleć, że ktoś tak paranoiczny jak Węża Morda pomyślałby o tym, naprawdę – dodała w zamyśleniu.

Severus zamarł na chwilę, po czym zaczął się śmiać.

– Boże, masz absolutną rację. Ale jego największą wadą była jego arogancja. Bez wątpienia spodziewał się, że niektórzy z jego zwolenników zwrócą się przeciwko niemu, spróbują ratować własną skórę, ale z pewnością nigdy nie rozważał bardziej altruistycznych motywów. Ale był tak pewny swoich umiejętności, że zakładał, że wykryje takie myśli od razu. I rzeczywiście, udawało mu się to wiele razy. Znał moje talenty, ale uważał, że zna się lepiej na Legilimencji niż ja na Oklumencji. I nie dałem mu żadnego powodu, by wątpił w moją lojalność — dodał bardzo ponuro. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale otrząsnął się, zanim zdążyła się odezwać i kontynuował: — Zawsze wierzył że jest potężniejszy niż był w rzeczywistości.

– Taka mała rzecz, jeśli wziąć pod uwagę jak wiele udało mu się kontrolować.

Severus spojrzał na nią z namysłem.

– Małe rzeczy są ważne – powiedział cicho. – Weźmy choć na przykład moje życie. Gdyby Pottera seniora sumienie ukłuło minutę lub dwie później, zostałbym zabity przez Lupina. Gdybym obraził Lily jakąkolwiek inną obelgą, która nie nawiązywałaby do idei Śmierciożerców, może w końcu by mi wybaczyła. Może nigdy nie wybrałbym Ciemności, a przynajmniej zrobiłbym to znacznie później niż zrobiłem i kto wie, co by się zmieniło? Gdybym potrafił spojrzeć na Pottera inaczej niż przez pryzmat jego ojca, być może nie nienawidziłby mnie tak bardzo, a ja mógłbym mu bardziej pomóc. Gdyby Dyrektor mnie wysłuchał i nie pozwolił, by odbyła się ostatnia próba Turnieju Trójmagicznego, możliwe, choć przyznaję mało prawdopodobne, że Czarny Pan mógłby nie móc powrócić. A przynajmniej Diggory by nie zginął. Gdyby Dumbledore miał na tyle rozsądku, by powiedzieć komuś, że umiera, albo nawet zostawić komuś list „otworzyć po mojej śmierci”, ostatni rok wojny byłby o wiele łatwiejszy nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich po naszej stronie. Gdyby twój pociąg spóźnił się choćby o kilka minut, nie spotkalibyśmy się w Waterloo i nie wiadomo, co by się ze mną stało – dodał cicho.

– Ale kiedy zaczniesz „co by było, gdyby było”, nie możesz przestać – odpowiedziała w zamyśleniu. -Gdyby Ron nie był takim palantem na pierwszym roku, nie chciałabym się schować w łazience, a chłopcy nie poszliby mnie ratować, nie zostalibyśmy zaatakowani przez trolla i nie stalibyśmy się przyjaciółmi. Nie pomagałabym Harry’emu przy Kamieniu Filozoficznym. A gdybym pozwoliła, żeby Tiara Przydziału umieściła mnie w Ravenclawie, albo gdyby Harry dał się przydzielić do Slytherinu? – spojrzała na niego. – A jeśli zostałbyś przydzielony do innego domu? Gdybyś nie był w Slytherinie, nie nauczyłbyś się jak przetrwać nawet w połowie tak dobrze… i pamiętam twoją minę, kiedy Dumbledore zasugerował, że mógłbyś zostać przydzielony gdzie indziej.

O dziwo Severus wyglądał na zadowolonego.

– Zauważyłaś to, prawda? Nie wierzę, żeby ten stary drań kiedykolwiek zdawał sobie sprawę, jak bardzo mnie obraził. W końcu jego zdaniem to miał być komplement, ​​ale sugerował, że musiałbym być Gryfonem, żebym był cokolwiek wart. Jakby Ślizgoni nie zasługiwali na szacunek.

– Czy Tiara dała ci wybór Domów? – zainteresowała się. – Wydaje się, że większości uczniów daje.

– Zawsze daje dwa do wyboru, chyba że jest boleśnie oczywiste, że istnieje tylko jedna możliwa opcja i pozwala podświadomym preferencjom ucznia wpłynąć na ostateczny wybór. Niektórzy nieliczni uczniowie otwarcie się z nią kłócą – wyjaśnił. – Mój przydział nie był prosty i nie pytała mnie o opinię. Podczas przydziału czas jest względny, z zewnątrz wygląda, jakby trwał tylko kilka sekund, ale zajęło jej sporo czasu, zanim zdecydowała, gdzie mnie umieścić.

– Mogę sobie wyobrazić – zgodziła się powoli Hermiona. – Masz cechy wszystkich Domów, nawet Puchonów – dodała, drocząc się i zobaczyła, jak w odpowiedzi się lekko uśmiechnął. – Masz ich lojalność i upór i jesteś opiekuńczy, nawet jeśli udajesz, że tak nie jest. Jesteś tak inteligentny, logiczny i analityczny jak żaden Krukon i znacznie odważniejszy niż większość Gryfonów. I masz niesamowite zdolności do przetrwania, wyjątkowo pokręcony umysł i wyjątkowe pragnienie, by udowodnić swoją wartość. Doskonale rozumiem, dlaczego Tiara nie wiedziała, gdzie cię umieścić.

Jego oczy złagodniały i uśmiechnął się niepewnie w odpowiedzi, wyglądając równocześnie na zadowolonego i zakłopotanego.

– Cóż, w każdym razie – mruknął – małe rzeczy są ważne.

 

Tego wieczoru, gdy leżała zwinięta wygodnie w jego ramionach znów przypomniała sobie jego słowa.

Żadne z nich jeszcze nie spało, ale była na tyle zmęczona, że to nie miało długo potrwać. W międzyczasie myślała. Małe rzeczy były ważne. Z pewnością w miarę jak rozwijały się jej uczucia do Severusa, małe codzienne drobiazgi były równie ważne co większe sprawy.

To były małe niewinne rzeczy, takie jak to, że widziała jakie są jego ulubione potrawy, czy że nie przepada za czekoladą, chyba że jest z dodatkiem wiśni lub imbiru, które uwielbiał. Że nie lubił większości słodyczy, z wyjątkiem staromodnych cukierków anyżowych czy landrynek i że nienawidził cytrynowych dropsów, raczej z powodu skojarzeń niż smaku. Że pijał czarną kawę, a jeśli w ogóle używał cukru, to tylko brązowego. Że nie lubił żadnej odmiany zwykłej herbaty, chociaż nie miał nic przeciwko herbatom owocowym czy ziołowym, za to o dziwo polubił gorącą czekoladę z pełnotłustym mlekiem, albo lepiej ze śmietanką. Że nie pił dużo alkoholu. Przy innych udawał, że lubi drogie wino, ale gdy był sam, wolał tradycyjne Ale* (to akurat było niespodzianką), albo wiekowy francuski koniak, chyba że chciał się upić, wtedy wystarczył każdy mocny alkohol. Że podczas jednej ze swoich całonocnych sesji warzenia, kiedy w zeszłym roku tworzyli jego kurację na nerwy zasmakował w Red Bullu. Kupiła mu puszkę dla żartu, a teraz zawsze pił go, jeśli pracował intensywnie i przez jakiś czas musiał obejść się bez snu.

To była znajomość jego codziennych nawyków i małych dziwactw. Na przykład że robił własne mydło i szampon, ponieważ nie lubił chemicznego zapachu produktów komercyjnych i wolał golić się staromodną brzytwą, niż używać zaklęcia lub bardziej nowoczesnych ostrzy. Że lubił przyrodę na tyle, że w każdym pokoju były gdzieś suszone kwiaty lub zioła. Że jedynym przedmiotem w szkole, z którego nigdy nie dostał Wybitnego była Opieka nad Magicznymi Stworzeniami. W rzeczywistości zrezygnował podczas pierwszego roku, podobnie jak ona w przypadku Wróżbiarstwa, po wielu bardzo specyficznych, ale niemożliwych do wyjaśnienia incydentach, o których nie chciał mówić. I tak jak ona, wziął dodatkową Numerologię i Starożytne Runy. Że jego ulubioną muzyką był soft rock lub klasyczny pop, a następny w kolejności był jazz, za to nie lubił niczego ciężkiego, mimo że dorastał w erze punka i metalu i że nie przepadał za muzyką country. Że czytał prawie wszystko z gorliwością prawdziwego bibliofila. Lubił kryminały, pod warunkiem, że były spokojne i na poziomie, jak „Inspektor Morse” czy „Sherlock Holmes”, ale nie znosił Dickensa i Wichrowych Wzgórz, ale nie sprzeciwiał się Austen czy Jane Eyre, uważał, że Szekspir był w dużej mierze przereklamowany i bardzo lubił poezję. Że rozmawiał z Krzywołapem w taki sam sposób jak ona, jakby kot był człowiekiem.

Wiedziała, że większość jego ubrań była w neutralnych kolorach: czarnym, białym lub szarym, czasem granatowym, brązowym lub kremowym i że nie miał za dużo zielonych. Że o dziwo lubił koszulki z mugolskimi postaciami z kreskówek lub z logo zespołów rockowych, w szkole zwykle ukryte pod bardziej formalnymi koszulami zapinanymi na guziki. Że zwykle nosił różne skarpetki, ponieważ wszystkie były gładkie i ciemne i nigdy nie chciało mu się sortować ich dokładnie w pary. Że przez krótki czas jako nastolatek miał przekłute ucho i brew. Że absolutnie nienawidził czerwieni i nie posiadał żadnych czerwonych ubrań, nie z powodu powiązań z Gryffindorem, chociaż to też miało znaczenie, ale dlatego, że przypominało mu to krew; kiedy zdała sobie z tego sprawę, zmieniła wszystkie swoje czerwone ubrania na odcienie bliższe fioletowi, różowi lub burgundowi. Że w przeciwieństwie do większości mężczyzn wolał ją bez makijażu i powiedział jej to nie dlatego, że mogła chcieć to usłyszeć, ale ponieważ naprawdę nie lubił kosmetyków. I z rozbrajającą szczerością wyjaśnił, że kosmetyki ukrywają tylko jej prawdziwy wygląd i zmieniają jej urodę w coś fałszywego i tandetnego (a także dlatego, że nie lubił tego, jak zmieniały smak jej skóry).

I to była również bardzo intymna znajomość jego ciała – wiedziała, że na jego plecach między łopatkami było miejsce, gdzie mogła przejechać paznokciem między bliznami wzdłuż jego kręgosłupa sprawiając, że wyginał się w łuk jak głaskany kot. Wiedziała, że nie znosił żadnego kontaktu z jego szyją, ale lubił, a przynajmniej nie miał nic przeciwko, by czuć jej zęby i paznokcie w każdym innym miejscu, o ile nie sprawiało to bólu. Wiedziała też, że na biodrze miał bliznę, która bolała w zimne dni i że to bardziej ona, niż kolano doskwierała mu zimą. Wiedziała, że podobał mu się sposób, w jaki wypowiadała jego imię pewnym bardzo szczególnym tonem głosu i że miał niewytłumaczalną słabość do jej palców zanurzających się we włosy i uwielbiał robić jej to samo. Że kiedy był szczególnie głęboko zamyślony, wodził palcem wskazującym po górnej wardze, kiedy się koncentrował, wsuwał język w miejsce brakującego zęba, kiedy był w furii, na skroni pulsowała mu żyła, zaś gdy był naprawdę zdenerwowany, drgał mu mięsień pod prawym okiem. Że lubił spać częściowo na prawym boku, a częściowo na plecach, w niemalże skręconej pozycji, która zawsze wydawała jej się niewygodna, ale jemu najwyraźniej odpowiadała – przynajmniej tak było do niedawna, bo ostatnio wolał spać ciasno przytulony do jej pleców i nóg. I oczywiście wiedziała, że wciąż płakał przez sen prawie każdej nocy, choć nie tak długo, jak kiedyś.

Umiała dobrze interpretować jego milczenie i wiedzieć czy jest zmęczony, zły, zadowolony czy niepewny, nawet jeśli nic nie mówił. Potrafiła dostrzec najmniejsze, najsubtelniejsze zmiany w jego oczach, których nikt inny by nie zobaczył, a tym bardziej nie byłby w stanie zinterpretować. Doskonale wiedziała, że nie lubił wszelkich prób skracania jego imienia; pozwolił na to tylko Lily i tylko dlatego, że nie miał na tyle pewności siebie, by powiedzieć jej, że nienawidził, gdy nazywano go „Sev”. To nie był problem, ponieważ Hermionie raczej podobało się pełne brzmienie jego imienia. Miała świadomość, że mimo pozornej sprzeczności potrafił być niezwykle zaborczy, a jednocześnie nie był o nią zazdrosny. Nie lubił, gdy spędzała czas ze swymi przyjaciółmi, głównie dlatego, że uważał ich za idiotów, co w pewnym sensie było uzasadnione, jak również dlatego, że chciał, aby zamiast tego spędzała czas z nim, ale ani chwilę nie podejrzewał, by między nią i nimi było coś poza przyjaźnią.

Miała też świadomość, że powierzyłby jej swoje życie.

Małe rzeczy były ważne.

 

W końcu udało się jej napisać do rodziców list, z którego była mniej więcej zadowolona. Severus zaproponował, że jeśli chce to sam do nich napisze, mówiąc po prostu, że jest jej przyjacielem i że chciałaby się z nimi skontaktować, ale nie jest pewna, co powiedzieć, lecz Hermiona poprosiła żeby tego nie robił. Teraz przejrzała dość krótki list z niepokojem.

– Pewnie nawet tego nie otworzą – mruknęła. – Rozpoznają moje pismo i prawdopodobnie zniszczą.

– Nie będziesz wiedziała, dopóki go nie wyślesz – odpowiedział logicznie, wstając od biurka i podchodząc do niej, by stanąć za nią i czytać jej przez ramię.

List był bardzo prosty; napisała, że niedawno znalazła ich obecny adres i chciała tylko dać im znać, że wszystko z nią w porządku, że uczy w Hogwarcie i w razie potrzeby można się z nią tam skontaktować i że ma nadzieję, że oboje czują się dobrze oraz że ich kocha. Tak naprawdę nie było wiele więcej do powiedzenia dopóki nie wiedziała, czy odpowiedzą, czy nie.

– Jeśli naprawdę się martwisz, wyślij to mugolską pocztą – zasugerował. – To może zrobić lepsze wrażenie niż pojawienie się sowy. Wyobrażam sobie, że minęło dość dużo czasu odkąd otrzymali jakąkolwiek magiczną pocztę.

– Dobry pomysł. Dziękuję. – Obróciwszy się na krześle uśmiechnęła się do niego, po czym wskazała głową jego biurko. – Mówiąc o sowiej poczcie, co to za plik listów?

– Administratorzy publikacji – skrzywił się Severus. – Próbuję zainteresować kogoś niektórymi miksturami leczniczymi, które stosowałem po incydencie we Wrzeszczącej Chacie; wiele z nich zostało zmodyfikowanych, a jedna była moim własnym wynalazkiem.

– Masz na myśli pochodną bezoaru, o której wspomniałeś? Brzmiało interesująco, ale było tyle innych rzeczy, o które cię pytałam, że nawet do tego nie dotarłam.

– Wyobraź sobie moje zdziwienie – mruknął, uśmiechając się lekko. — Tak. Znalazłem sposób na przekształcenie bezoaru w postać płynną. Mam gdzieś szkic artykułu, jeśli chcesz go przeczytać.

– Z przyjemnością. – Uśmiechnęła się do niego złośliwie. – Mogę nawet nabazgrać paskudne komentarze czerwonym atramentem na marginesach.

Severus prychnął na nią i odpowiedział wyniośle:

– Nie znalazłabyś nic do skrytykowania.

– Skoro tak mówisz. Właściwie to myślałam, że to mogły być listy od rodziców, do których napisałeś w zeszłym miesiącu…

– O nie, wszyscy odpowiedzieli w ciągu kilku dni. Ku irytacji McGonagall, wszyscy zgodzili się z moimi decyzjami – dodał z uśmieszkiem. – Wyobrażam sobie, że święta będą mało przyjemne dla tej trójki.

– Och, mój Boże – odpowiedziała sarkastycznie, a on zachichotał cicho, wracając do swojej pracy.

– Uważaj, zaczynasz brzmieć jak ja.

 

W następnym tygodniu obudziła się wcześnie i stwierdziła, że jest w łóżku sama. Nie było w tym nic niezwykłego, Severus wciąż cierpiał na bezsenność, chociaż sypiał znacznie lepiej niż kiedyś, a w naprawdę złe noce, kiedy absolutnie nie mógł spać, często wstawał i wychodził na zewnątrz na papierosa lub po prostu siadał w salonie z książką, gdzie mógł czytać bez przeszkadzania jej, dopóki nie poczuł się na tyle zmęczony, by wrócić do łóżka. Ale jego strona łóżka (kiedy doszło do tego, że mieli swoje strony łóżka? Nie pamiętała żadnej dyskusji na ten temat) była zimna, a gdyby poszedł na papierosa, wróciłby nim całkowicie ostygła. Poza tym miała niejasne wrażenie, że jego komnaty są puste.

Owinąwszy się szlafrokiem i włożywszy pantofle wyszła z sypialni, żeby to sprawdzić. Jego kwatery były ciemne i wyraźnie opustoszałe, ale usłyszała muzykę i zdała sobie sprawę, że spod drzwi które skrywały schody prowadzące do jego prywatnej pracowni, sączyło się słabe światło. Ciekawa, co może być tak ważne o czwartej rano zeszła po schodach tak cicho jak tylko mogła, chociaż w połowie drogi zdała sobie sprawę, że w żaden sposób nie mógł jej usłyszeć przez muzykę Death Cab for Cutie, amerykański zespół, którego płytę bezwstydnie jej ukradł. Nigdy o nich nie słyszał, dopóki pewnego dnia nie przeglądał kolekcji jej muzyki. Chwilę później uświadomiła sobie, że właściwie to śpiewał i natychmiast usiadła na jednym z dolnych stopni, żeby posłuchać.

Z rozbawieniem rozpoznała piosenkę; była to „Gdzie dusza spotyka ciało”, jedna z jej ulubionych. Chłód kamiennych stopni zaczął przenikać przez jej ubranie, więc skuliła się, by się ogrzać i zauważywszy, że ​​drzwi są uchylone, użyła bezróżdżkowej magii i pchnęła je ostrożnie, by mogła zobaczyć większą część pracowni. Przygryzając wargę, żeby powstrzymać się od chichotania, zastanawiała się, co pomyślałby świat, gdyby mógł teraz zobaczyć okrytego złą sławą Mistrza Eliksirów: włosy spiął niechlujnie w krótki kucyk, żeby nie przeszkadzały i miał na sobie jedną ze swoich ulubionych koszulek, nieco postrzępioną, w kolorze khaki, ozdobioną dużym rysunkiem Kojota z bajki „Wiluś E. Kojot i Struś Pędziwiatr” trzymającego w górze mały napis „Help!” i parę spłowiałych, czarnych spodni dresowych. Z roztargnieniem śpiewał do muzyki, ostrożnie mieszając zawartość małego tygla i był prawie zupełnie nierozpoznawalny jako Severus Snape.

Piosenka się skończyła i gdy rozległy się pierwsze nuty następnego utworu, nie odrywając wzroku od tego co robił, z roztargnieniem machnął ręką w stronę komputera i Death Cab zaczął grać ponownie. Hermiona zmarszczyła brwi, obserwując go – znała już większość jego ulubionych piosenek i to nie była jedna z nich, ale nawet jeśli by była, fakt, że powtarzał utwór był naprawdę niezwykły. Może dla nikogo innego to by wiele nie znaczyło, ale Severus był niezwykle przywiązany do swoich zwyczajów i jeśli odchodził od nich w najmniejszym stopniu, to musiało coś znaczyć.

Po trzech powtórzeniach utworu pozwolił muzyce grać dalej, zwracając tym razem większą uwagę na to co robił, niż na piosenki. Zawartość tygla zgęstniała do zielonkawo-białej mazi o konsystencji gęstej śmietany i nie miała pojęcia, co to takiego. Wstając, otworzyła drzwi i weszła.

– Severusie, zdajesz sobie sprawę, że jest wpół do czwartej rano?

Najwyraźniej trochę zaskoczony jej pojawieniem się – a na palcach jednej ręki mogła policzyć, ile razy udało jej się do niego podkraść – zamarł, po czym uśmiechnął się przepraszająco.

– Tak. Przepraszam, jeśli cię obudziłem.

– Nie zrobiłeś tego. Zmarzłam – dodała, robiąc dla żartu minę.

– Przepraszam – uśmiechnął się. – Coś nagle przyszło mi do głowy i chciałem spróbować, zanim zapomnę.

Podeszła bliżej i otoczyła ramieniem jego talię, wtulając się w jego ciepło, gdy oglądała gotowy produkt.

– Co to jest?

– Siódma wersja maści na blizny, nad którą pracowałem.

– Ma inny kolor. Co to jest to coś zielonego?

– Golteria. Przypomniałem sobie wcześniej, że podobno ma właściwości łamania klątw, więc wydawało się logiczne, że byłaby dobra w leczeniu blizn spowodowanych klątwami.

– W każdym razie pachnie o wiele ładniej niż ostatnia partia – powiedziała z uczuciem.

– Naprawdę przestań narzekać, kobieto – burknął Severus, uśmiechając się lekko. – Nikt nie kazał ci tego dotykać, wiesz.

– A jak zamierzałeś bez pomocy rozsmarować go sobie na blinach na plecach? – zapytała sarkastycznie i wyszczerzyła się, po czym przyjrzała się powoli stygnącej maści. – Myślałam, że chcesz czegoś podobnego do olejku. A może tylko żartowałeś?

Parsknął i choć próbował się skrzywić, jego uśmiech tylko się pogłębił.

– Musisz wiedzieć, że były ku temu uzasadnione powody. Olejek łatwiej wchłania się w skórę. Jeśli ta formuła zadziała, mogę zmienić konsystencję, aby była bardziej wydajna, ale nie ma sensu, dopóki nie została przetestowana.

– Nie rozumiem jednak, dlaczego musiałeś to robić o czwartej nad ranem. Mogłeś po prostu zrobić notatki, żeby spróbować o zwykłej porze, tak jak zrobiłby to człowiek przy zdrowych zmysłach.

– I tak nie spałem, a przyznałaś, że nie obudziłem cię, kiedy wstałem.

– Było mi zimno – powtórzyła.

Uśmiechnął się ponownie, unosząc brew.

– A co mam z tym zrobić?

– Ogrzać mnie, oczywiście – powiedziała Hermiona.

Po czym straciwszy cierpliwość do słownych gierek odwróciła się od stołu, sięgnęła ku jego twarzy i ująwszy ją w obie dłonie stanęła na palcach i pociągnęła jego głowę w dół, żeby go pocałować. Zawahał się przez chwilę, najwyraźniej zamierzając się odsunąć i dalej z nią droczyć, więc natychmiast oparła stopę o jego prawą nogę i wbiła piętę w tył jego chorego kolana. To wytrąciło go z równowagi na tyle, by mogła go przytrzymać, obejmując tylko jedną ręką za szyję.

Kiedy w końcu przerwała pocałunek, spojrzał na nią z dezaprobatą.

– To było oszustwo.

– Po prostu idę za twoim przykładem – odparła.

– Nonsens. Żaden Ślizgon nie byłby tak strasznie oczywisty.

– Sposób Gryffindoru oszczędza czas. A teraz przestań się kłócić, odłóż zabawki i wracaj do łóżka.

Uniósł brew, patrząc na nią z rozbawieniem.

– Ufam, że pamiętasz, że jestem o dwadzieścia lat starszy od ciebie?

– Ale mężczyźni są mniej dojrzali emocjonalnie i psychicznie niż kobiety – wyjaśniła, jakby to było całkowicie logiczne. Posyłając mu figlarny uśmiech dodała czule: – A ty zachowujesz się jak chłopiec z nową zabawką, kiedy skupiasz się na swoich eliksirach.

– Bo twoja reakcja na nową książkę jest szczytem dojrzałości i powściągliwości? – zakpił w odpowiedzi; ciepło zaczęło wkradać się do jego oczu, gdy jego kontrola zaczęła słabnąć.

Uwielbiała to widzieć, uwielbiała patrzeć, jak ta solidna tarcza z żelaza słabnie tylko z jej powodu. Nie miało znaczenia, że ​​miała na sobie za duży t-shirt, stary flanelowy szlafrok i wytarte pantofle, które Krzywołap wciąż szarpał, ani że jej włosy były tak potargane, że mogłaby na nich połamać grzebień, liczyło się tylko to, że Severus uważał ją za piękną i pragnął jej.

Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, szczęśliwa, że ​​tym razem do niego należało ostatnie słowo, a on po chwili odwzajemnił jej uśmiech. To był prawdziwy szeroki uśmiech i wątpiła, by ktokolwiek go widział odkąd był chłopcem, cieplejszy i czulszy, niż ktokolwiek mógłby sądzić, że był do tego zdolny. Sięgając w górę delikatnie zsunęła wiązanie przytrzymujące jego włosy i gdy pochylił głowę, wziął ją w ramiona i zaczął delikatnie całować, równie delikatnie przeczesała palcami ciemne pasma.

– Nadal ci zimno? – szepnął jej do ucha z aksamitnym pomrukiem, który zawsze sprawiał, że drżała.

– Zamarzam – wyszeptała w odpowiedzi.

Zachichotał gardłowo, a jego ręce zsunęły się z jej pleców na biodra. Poczuła, jak jego mięśnie napięły się i zaśmiała się cicho, gdy ją podniósł, najwyraźniej bez wysiłku. Trzymał ją pewnie, więc niewerbalnie i bezróżdżkowo wyciszyła jego laptopa i zgasiła wszystkie światła oprócz tego na szczycie schodów, a on zaśmiał się cicho w odpowiedzi.

– Popisujemy się, prawda? – mruknął, zacieśniając uścisk, z łatwością przeszedł przez pracownię i zaczął wspinać się po schodach. – W takim razie mam jedną lub dwie własne sztuczki do zademonstrowania…


 

*Ale – tradycyjne piwo

Rozdziały<< Post Tenebras, Lux – Rozdział 23Post Tenebras, Lux – Rozdział 25 >>

Mamuś Anni

Wierna fanka HP, Czytelniczka Sevmione, Tłumaczka, Beta... !!! * Zakaz kopiowania moich tłumaczeń bez mojej zgody! * !!! !!! *! Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach *! !!!

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Czytam to ponownie i dopiero teraz doceniam ten opis. Jaki on jest fantastyczny i w sumie piękny. Bo małe rzeczy są ważne, znajomość drugiej osoby, a tego że skarpetkami różnymi wcześniej jakoś nie wyłapałam.Wróć do czytania

  2. Prawda? Powiedzialabym, ze ujmujacy. Nie wiem, czy jest wiele fickow hgss, w ktorych oboje znaja sie tak dobrze. Tak doglebnie.
    Jakby przeszli na inny, bardziej zaawansowany etap zwiazku…Wróć do czytania

Dodaj komentarz