Post Tenebras, Lux – Rozdział 6

„Myśli są cieniami naszych uczuć – zawsze mroczniejsze, posępniejsze i prostsze”.

– Fryderyk Nietzsche.


 

Kiedy następnego dnia Hermiona wpadła na chwilę, by zwrócić książkę, znalazła Snape’a siedzącego w słońcu na stopniach przyczepy, z wyprostowaną prawą nogą. Wyglądało, jakby bawił się kawałkiem papieru, ale kiedy podeszła bliżej, zobaczyła, że składa go ostrożnie i precyzyjnie.

– Czy to origami? – zaciekawiła się.

Jak zwykle nie wydawał się być zaskoczony jej widokiem.

– Tak.

– Niekonwencjonalne hobby – zauważyła, opierając się o bok przyczepy, żeby móc się przyglądać.

Jego długie palce starannie układały kolejną fałdę w linię.

– Jak wiele rzeczy, gdy przyjrzysz się bliżej, traci swoją tajemnicę – odpowiedział. – Dla kogoś tak niepopularnego jak ja origami jest idealne; jeśli komuś się nie spodoba, tracę tylko jeden kawałek papieru.

— Trafny i cyniczny jak zawsze — powiedziała łagodnie Hermiona. – Co robisz?

– Jeszcze nic – odparł z roztargnieniem, najwyraźniej koncentrując się na zaginaniu papieru.- Zaledwie eksperymentuję z kształtami.

– Skończyłam książkę, którą mi pożyczyłeś. Była bardzo interesująca. Czy wszystkie Patronusy reprezentują totemy?

– Nic mi o tym nie wiadomo. – Ostrożnie odchylając róg papieru spojrzał na nią, mrużąc nieco oczy od słońca; w jego świetle widać było, że są naprawdę czarne, a tęczówki prawie nie do odróżnienia od źrenic. – Przynajmniej nie do tego stopnia. Powiedziałbym, że wszystkie Patronusy ujawniają coś z natury czarownicy lub czarodzieja, który je przywołuje, ale większość, jeśli nie wszystkie, nie odzwierciedlają ich tak bardzo jak totemiczne zwierzę. Znasz kogoś, kto ma zupełnie nieodpowiedniego Patronusa?

– Teraz, kiedy twój się zmienił, nie – przyznała ostrożnie.  – Nawet znając powody, nigdy do ciebie pasował.

– Prawda – zgodził się z cichym parsknięciem, o dziwo nieurażony.

– Czy istnieje odpowiednik zaklęcia Patronus? – spytała z wahaniem.

– Masz na myśli dla czarnoksiężników? – rzucił bez ogródek. Kiedy skinęła głową, zastanawiał się przez chwilę. – Nie sądzę. Jeśli tak, nigdy się z tym nie spotkałem. Czarna magia pozwala w bardziej bezpośredni sposób radzić sobie z Dementorami i istnieją inne sposoby przekazywania wiadomości.

Hermiona skinęła głową i zapadła między nimi cisza. Jak zdążyła już zauważyć, wcale nie była niewygodna. Po kilku minutach Snape położył na wpół złożony papier w drzwiach i przesunął się, podciągnął na rękach i wstał, kompensując w ten sposób sztywną prawą nogę. Zrobił to najwyraźniej odruchowo, zupełnie o tym nie myśląc. Odzyskawszy równowagę, sięgnął do kieszeni dżinsów po paczkę papierosów i poobijaną, wgniecioną zapalniczkę Zippo.

– Wiesz, że palenie jest szkodliwe dla twojego zdrowia? – zapytała z dezaprobatą.

– Tak, panno Granger. Choć może się to wydawać zdumiewające, mój poziom inteligencji jest wystarczająco wysoki, a moje zrozumienie mugolskiego świata jest wystarczające, abym mógł zrozumieć tę koncepcję – odpowiedział Snape, przeciągając w irytujący sposób słowa, po czym zapalił papierosa i zaciągnął się, wypuszczając cienką smugę dymu.

Próbując uchylić się przed dymem zmarszczyła brwi i ostrożnie odetchnęła powietrzem.

– Nie pachnie jak zwykły papieros.

Rzucił jej rozbawione spojrzenie.

– Jak zapewne zauważyłaś, zwykłe papierosy często pachną nieprzyjemnie. Palę dla relaksu, a nie po to, by śmierdzieć jak zaułek przed pubem. To mój jedyny luksus. – Opierając się o ścianę przyczepy, spojrzał na nią z ukosa. – Nie rozumiem dlaczego nigdy nie studiowałaś Uzdrowicielstwa. Mogłabyś dręczyć ludzi przez cały dzień i zadawać tyle pytań, ile byś chciała. Jedynym innym stanowiskiem, które by do ciebie pasowało, byłaby bibliotekarka, ale obawiam się, że zostałabyś wywalona za czytanie całego księgozbioru zamiast pracować.

– Dziękuję za radę dotyczącą kariery, panie profesorze — odpowiedziała sarkastycznie. – To tylko dziesięć lat za późno.

– Mówią, że lepiej późno niż wcale – skwitował leniwie. – Kolejne mugolskie zdanie, którego nigdy w pełni nie zrozumiałem. W każdym razie to nie była rada, tylko spostrzeżenie. Z pewnością twoi rodzice byliby pod większym wrażeniem kariery jako Uzdrowicielki? Przypominam sobie, że są kimś w opiece zdrowotnej… – Widząc wyraz jej twarzy urwał i patrzył z wahaniem, jak Hermiona próbowała rozluźnić zaciśnięte pięści i powoli wypuściła powietrze.

– Nie wspominaj o moich rodzicach.

W czarnych oczach mignęło oszołomienie, po czym jego spojrzenie stwardniało i stało się obojętne.

– Jak sobie życzysz.

– Wiesz – rzuciła ze złością – przyzwoity człowiek by przeprosił.

Snape uniósł brew.

– Gdybym wiedział, za co miałbym przeprosić, mógłbym to rozważyć.

– Jakbyś nie wiedział – warknęła. – Przez tygodnie można było przeczytać o tym na pierwszych stronach gazet!

– Granger, nie mam pojęcia, o czym mówisz – westchnął. – Albo mów z sensem, albo idź sobie. Spędziłem zbyt wiele lat zmuszany do towarzystwa Albusa Dumbledore’a i słuchania jego niezwykle irytujących pogaduszek, by mieć jakiekolwiek zamiłowanie do zagadek.

Podniósłszy powoli głowę, Hermiona spojrzała mu prosto w oczy; coś czego nigdy nie robiła dłużej niż kilka sekund przez wszystkie lata znajomości. Ich ciemne głębie były tak trudne do odczytania jak zawsze, ale wyglądał na szczerze zdziwionego jej reakcją. Przypomniała sobie, co powiedział jej o swoim miejscu pobytu w ciągu ostatniej dekady i doszła do wniosku, że całkiem możliwe, że naprawdę nie wiedział.

– Po wojnie moi rodzice się mnie wyparli – wyjaśniła mu w końcu głosem, który nie brzmiał jak jej własny. – Nie widziałam ich ani nie rozmawiałam z nimi od ponad ośmiu lat; nie wiem, gdzie teraz są, Równie dobrze mogli umrzeć.

Nadal na siebie patrzyli. Z tak bliska widziała, że jego oczy rozwarły się lekko, źrenice rozszerzyły i Snape zmarszczył brwi; naprawdę był zaskoczony.

– Czemu? – zapytał łagodnie.

– Ponieważ starałam się zapewnić im bezpieczeństwo – powiedziała z goryczą.

Kiedy przywróciła im prawdziwe wspomnienia, nie wybaczyli jej. Jeśli miała być ze sobą szczera, nie mogła ich za to winić, ale to nie powstrzymało bólu.

Zapadła długa cisza. Hermiona nie wyjaśniała dalej i po kilku chwilach Snape opuścił wzrok i unikał jej oczu. Obrócił papierosa w palcach, bawiąc się nim niespokojnie, aż w końcu zgasił go i wrzucił niedopałek do butelki na schodach, jak to zwykle robił.

– Przepraszam, że o tym wspomniałem – odrzekł w końcu.

– Naprawdę nie wiedziałeś?

– Nie. Chociaż oczywiście masz na to tylko moje słowo – dodał z cieniem sarkazmu w głosie.

Hermiona westchnęła.

– Nie miałam tego na myśli. To po prostu… zaskoczyło mnie. Nadal trudno mi o nich rozmawiać. Wiesz, to naprawdę było na pierwszych stronach Proroka.

Napięcie rosło między nimi, aż roześmiał się swoim chrapliwym, na pół szyderczym śmiechem.

–  „Homines quod volunt credunt”. Ludzie wierzą w to, co chcą. Jestem pewien, że oboje coś o tym wiemy. Nie powinienem był o tym wspominać.

Skinęła głową i po chwili w milczeniu weszła za nim do przyczepy. Przyjęła napój, zwijając się na swoim zwykłym miejscu i spojrzała niewidzącym wzrokiem na kubek.

– Masz jakąś rodzinę? – zapytała w końcu.

Ta krótka przerwa pozwoliła jej zrozumieć to, co jej powiedział o nielubieniu ciszy. Bez czegoś, co odwracałoby jej uwagę nie była w stanie przestać myśleć. Może radio działało na niego, ale jej nie wystarczało.

– Nie – odmruknął. – Nigdy nie miałem wielu krewnych. Zanim przyjechałem do Hogwartu, pozostali mi tylko rodzice; zmarli, gdy miałem szesnaście lat.

Hermiona zaskoczona podniosła wzrok.

– Tak dawno temu? Ale…

– Wiem. Z moich dokumentów wynika, że ​​zginęli w wypadku, kiedy miałem dwadzieścia kilka. Jestem pewien, że nie zdziwisz się, że skłamałem. Wróciłem do domu z Hogwartu na letnie wakacje i znalazłem ich martwych w pokoju od frontu – powiedział beznamiętnie. – Nie chciałem, by oddano mnie pod opiekę, a ponieważ za praktycznie sześć miesięcy miałem osiągnąć pełnoletność w czarodziejskim świecie, postanowiłem nie informować o tym Hogwartu i skłamałem o swoim wieku mugolskim władzom.

– Przykro mi.

– Nie potrafię sobie wyobrazić, dlaczego miałoby ci być przykro. Śmierć żadnego z nich nie była wielką stratą.

Miała nieprzyjemne wrażenie, że naprawdę tak myślał. Harry powiedział jej o krótkim przebłysku scen z jego dzieciństwa, które widział podczas lekcji Oklumencji, a to co sama zobaczyła we wspomnieniach, upewniło ją, że najwyraźniej nie było ono szczęśliwe. Ale usłyszeć głos tak zupełnie wyprany z emocji było niepokojące. Być może tak sobie z tym radzi.

– Jak zginęli?

– Wyciek gazu. Zatrucie tlenkiem węgla* – skwitował krótko, najwyraźniej nie chcąc się nad tym rozwodzić.

Hermiona odpuściła temat. Po kilku chwilach Snape sięgnął po różdżkę i przywołał kawałek na wpół złożonego papieru, którym bawił się wcześniej. Studiował go przez chwilę, po czym wygładził i rozpoczął serię szybkich zagięć. Obserwowała go, pozwalając by muzyka z radia przepływała koło niej i zatraciła się w pewnych, zręcznych ruchach jego dłoni i tych długich, szczupłych palców pracujących z idealną precyzją pomimo dziesiątek malutkich blizn i zgrubień skóry.

Oczywiście wyczuł, że go obserwuje. Od czasu, gdy miała jedenaście lat zauważyła, że ​​zawsze wie, kiedy ktoś na niego patrzy. Zamiast oczekiwanego grymasu czy szyderstwa, poza lekkim napięciem ramion, zdawał się całkowicie ignorować jej spojrzenie, tak naprawdę jednak zwolnił ruchy rąk i ustawił palce tak, aby mogła widzieć wyraźniej. Obserwowanie, jak gazeta powoli nabiera kształtu było fascynujące i mogła zrozumieć, dlaczego znalazł sobie to szczególne hobby.

W końcu spojrzał na nią z lekko rozbawionym wyrazem twarzy i uniósł coś, co Hermiona postrzegała jak pognieciony bałagan. Chwytając papier w dwóch konkretnych miejscach wykonał jeden ruch i na jej oczach zamienił go w piękną, wieloramienną, trójwymiarową gwiazdę i pokazał jej nieco teatralnym gestem.

– To cudowne – przyznała szczerze. – Jak się tego nauczyłeś?

– Jestem pewien, że ​​doceni pani odpowiedź, panno Granger. Z książki.

– Masz jakieś książki o origami, które mogłabym pożyczyć? – zapytała żywo.

Jej entuzjazm sprawił, że uśmiechał się przez moment, lecz po chwili rozbawienie zniknęło z jego twarzy, a jego oczy znów straciły wyraz.

– Były w Spinner’s End.

Zostały spalone – przemknęło jej przez myśl

– Przykro mi.

– Jednym z bardziej irytujących nawyków Gryfonów – zauważył zgryźliwie – jest ich skłonność do przepraszania za rzeczy, które nie mają z nimi nic wspólnego. O ile nie podłożyłaś ognia, a jestem pewien, że tego nie zrobiłaś, twoje przeprosiny nie pasują do sytuacji.

– Podczas gdy Ślizgoni w ogóle nie przepraszają, chyba że nadzieją się na koniec różdżki?

Już otworzył usta by odpowiedzieć, gdy zamarł i przechylił lekko głowę, jakby przyszła mu do głowy jakaś myśl, a po chwili zachichotał cicho.

– Ach. Jakież to ironiczne

– Co takiego?

– Przyszło mi do głowy, że wiele razy umyślnie mówiłem coś, aby zadać ci ból. A ten jeden jedyny raz, za który przepraszam to czysty przypadek.

Musiała przyznać, że istotnie to było dość ironiczne.

 

 

Kolejny tydzień przyniósł oczekiwane medialne szaleństwo…

„SNAPE ŻYJE!”

Śmierciożerca będzie znów nauczać w Hogwarcie?”

„Do tej pory uważano, że jeden z największych przestępców z wojny z Voldemortem, Severus Snape (najbardziej znany z zamordowania Albusa Dumbledore’a) został zabity w Bitwie o Hogwart. Teraz wiemy, że w rzeczywistości żyje. Nie tylko to, ale że zaproponowano mu, aby powrócił do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie i wznowił karierę nauczyciela.

Na pytanie, po czyjej stronie był Snape (lat 48), nigdy nie udzielono zadowalającej odpowiedzi. Wielu wysoko postawionych członków Zakonu Feniksa, w szczególności sam Harry Potter (lat 28), potwierdziło, że mieli dostęp do informacji, których reszta z nas nie posiada i że wszystko, co robił Snape, było częścią planu Albusa Dumbledore’a, dotyczącego pokonania Voldemorta. Więcej szczegółów na stronie drugiej.

W 1981 roku Snape był sądzony jako Śmierciożerca i uniknął więzienia wyłącznie dzięki przekonującym zeznaniom samego Dumbledore’a, który ogłosił, że Snape był szpiegiem Zakonu

Feniksa, zaprzeczając dowodom wielu innych Śmierciożerców ujawnionych na ich własnych procesach (pełna historia na stronie szóstej).

Po zamordowaniu Albusa Dumbledore’a latem 1997 roku, Snape został mianowany dyrektorem Hogwartu przez samego Voldemorta i utrwalił rządy terroru wraz z innymi Śmierciożercami, Alecto i Amycusem Carrow (pełna relacja z tamtego roku znajduje się na stronie czwartej). Uciekł ze szkoły podczas Bitwy o Hogwart.

Biorąc pod uwagę liczne relacje naocznych świadków jego śmierci, na krótko przed pokonaniem Voldemorta przez Harry’ego Pottera, nie jest jasne, w jaki sposób Snape przeżył wojnę. Nic nie wiadomo też o miejscu jego pobytu od tamtego czasu. Jego obecna lokalizacja jest również tajemnicą, ale wydaje się, że we wrześniu wróci na miejsce swoich najgorszych zbrodni i zajmie swoje dawne stanowisko nauczyciela Eliksirów oraz Opiekuna Slytherinu.

Obecną dyrektorką jest profesor Minerwa McGonagall (lat 82), która jest również wysoko postawioną członkinią Zakonu Feniksa. Nie mieliśmy możliwości przeprowadzić z nią wywiadu, lecz przekazała nam następujące krótkie oświadczenie:

„Obojętnie co profesor Snape zrobił, a czego nie zrobił w przeszłości, nikt nie może zaprzeczyć, że jest wysoce kompetentnym nauczycielem. Nie było żadnych innych wykwalifikowanych kandydatów na to stanowisko, a on został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Widziałam dowody na to, że jego działania podczas wojny były częścią większego planu i jego rola okazała się niezbędna, by Harry Potter mógł pokonać Voldemorta. Biorąc to pod uwagę, ma pełne poparcie Hogwartu.”

Jak dotąd nie byliśmy w stanie zlokalizować samego zainteresowanego, aby zapytać go, gdzie był lub dlaczego zdecydował się ujawnić. Mamy bardzo negatywne doświadczenia jeśli chodzi o Snape’a, który w przeszłości był zdecydowanie niechętny do współpracy. Nasze wysiłki trwają.

(Prorok Codzienny, 2008).

 

Prorok Codzienny poświęcił całą edycję powrotowi Severusa Snape’a do czarodziejskiego świata, wykopując i roztrząsając każdy szczegół jego zbrodni – zarówno tych znanych jak i spekulowanych, oraz powtarzając wszystkie zeznania. Na ich podstawie bardzo niechętnie uznał, że Snape był po stronie Światła (co wcale nie znaczyło, że był niewinny).

Przez resztę tygodnia opublikowali mnóstwo listów od ludzi, z opiniami na temat jego powrotu do roli nauczyciela Eliksirów. Hermiona była prawie pewna, że ​​nie było ani jednego pozytywnego.

W samym środku tego chaosu nastąpiło spotkanie Snape’a i Minerwy McGonagall. Nie było takie, jakiego oczekiwała. Myślała, że ​​Snape będzie jak zwykle złośliwy, agresywny w swoich żądaniach i wyniosły w swojej odmowie kompromisu; zamiast tego wydawał się być prawie przygaszony, zmęczony i uległy. Czuł się nieswojo w nieznanym otoczeniu i wyraźnie niepewny relacji z Dyrektorką, co Hermiona uznała za zrozumiałe. Przez długi czas była między nimi relacja nauczyciel-uczeń, potem byli kolegami i nawet wtedy nie bardzo się lubili. A potem, oczywiście, Snape zabił Dumbledore’a i objął stanowisko dyrektora. Ginny, Neville i Luna nie wdawali się w zbyt szczegółowe wyjaśnianie dotyczące tamtego roku, ale wiedziała, że ​​torturował ich osobiście więcej niż jeden raz i pozwolił, by Carrowowie również to robili.

Spotkanie było niezręczne, ale nie tak złe, jak mogło być. Po części, o dziwo, z powodu Krzywołapa. Kot wyszedł mu na spotkanie, tak jak do każdego innego gościa. Ku jej zaskoczeniu Snape pochylił się i wyciągnął do kota rękę. Ten podejrzliwie obwąchał ją, a potem – co jeszcze bardziej zaskakujące – zaczął mruczeć i szturchać długie palce domagając się, by go pogłaskać. Hermiona od wielu lat wiedziała, że ​​jej pupil potrafi bardzo dobrze oceniać ludzi. Najwyraźniej Krzywołap uznał, że Snape nie jest taki zły.

Umowa Snape’a została sporządzona i obustronnie podpisana. Hermiona do końca nie była pewna, czy to było całkowicie sprawiedliwe; było w niej znacznie więcej klauzul niż jej własnej. Mimo to wydawał się nie mieć żadnych zastrzeżeń, a wychodząc zwierzył się, że było to więcej, niż się spodziewał.

Od teraz stało się to już oficjalne; od początku września Severus Snape miał ponownie dołączyć do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, pełniąc dawną rolę nauczyciela Eliksirów i Opiekuna Slytherinu.

Wśród jej przyjaciół tylko Harry i Ginny wiedzieli o tym już wcześniej. Neville był przerażony, gdy się dowiedział, że jego dawny wróg wraca do szkoły, ale Hermiona zauważyła, że ​​nauczyciel Zielarstwa i nauczyciel Eliksirów raczej się nie spotkają i że Snape byłby bardzo szczęśliwy gdyby, jeśli to tylko możliwe, móc całkowicie ignorować wszystkich swoich kolegów po fachu. Ron był oburzony i obecnie z nią nie rozmawiał. Nie było w tym nic nowego, na ogół co kilka miesięcy znajdował powód, by przestać to robić. Reszta Weasleyów była bardziej ostrożna i ogólny konsensus był taki, że poczekają i zobaczą, co się stanie.

Luna… Cóż, Luna nigdy nie reagowała w taki sam sposób jak większość ludzi. Hermiona opowiedziała jej całą historię powrotu Snape’a; byłą Krukonkę bardzo to zainteresowało i wydawała się być szczerze zadowolona, ze znanych tylko jej powodów.

Minął długi i chaotyczny tydzień, zanim Hermionie udało się wpaść do przyczepy.

Snape nie wydawał się cieszyć z powrotu do świata czarodziejów. Spodziewała się tego, mimo to jego widok nią wstrząsnął. Wyraźnie zmęczony i zirytowany, siedział przy stole, metodycznie rwał na strzępy strony Proroka i układał je na schludny stos.

Wiedząc, że lepiej nie pytać czy wszystko w porządku, usiadła naprzeciwko niego.

– To twoje bardzo stare zdjęcie, prawda?

– Istnieje bardzo niewiele moich zdjęć – odpowiedział, nie podnosząc wzroku. – Gdybym miał coś do powiedzenia, nie byłoby żadnego.

– Myślałam…

– Te słowa, pochodzące od ciebie, zawsze napełniają mnie lękiem.

– Daruj sobie sarkastyczne uwagi i posłuchaj, proszę. Pomyślałam, że może powinieneś udzielić wywiadu. Nic skomplikowanego, nic co można by przekręcić i wyśmiać. Tylko oświadczenie, opublikowane słowo w słowo. Coś, co ujawni twoją wersję historii.

– W Proroku? – zapytał jadowicie i uśmiechnął się. – Wygląda na to, że nadal boją się ze mną rozmawiać.

– Merlinie, nie, nie Prorok. Podejrzewam, że to, co zrobili z wywiadami Harry’ego, kiedy byliśmy młodsi, wyglądałoby jak niewinny żart w porównaniu do wywiadu z tobą. Nie, Luna zaproponowała, że ​​opublikuje to w Żonglerze. Od kiedy przejęła gazetę po ojcu jest redaktorem.

– W Żonglerze – powtórzył cierpko.

– Wiem, że to brzmi głupio, ale w przypadku Harry’ego w piątej klasie to zdało egzamin.

– Hmm – odpowiedział wymijająco.

– Co zrobiłeś, żeby reporterzy Proroka byli zbyt przerażeni, żeby cię szukać? – zainteresowała się. Znów się do niej uśmiechnął, ale nie odpowiedział i przez jakiś czas się nie odzywał. Obserwowała, jak systematycznie niszczy gazetę, strona po stronie, aż w końcu wyciągnął różdżkę, spalił poszarpane szczątki i usunął popiół.

– Poczułeś się lepiej? – zapytała sarkastycznie.

– Nie wierzę, żebym kiedykolwiek czytał choć jeden numer Proroka, który nie powinien spotkać tego samego losu – odparsknął Snape.  – W większości przypadków przed publikacją. A co do twojej sugestii… Pomyślę o tym.

 

Wyglądało na to, że zrobił więcej niż tylko pomyślał. Trzy dni później Hermiona otrzymała od Luny kopię Żonglera wraz ze znacznie nowszym zdjęciem Snape’a, krzywiącego się na nią z okładki. Rozbawiona otworzyła gazetę i przejrzała artykuł. Podobnie jak w przypadku samego mężczyzny, jego wypowiedź była krótka i rzeczowa:

„Wróciłem do Wielkiej Brytanii trzy lata temu, podróżując od zakończenia wojny. Decyzja o powrocie do czarodziejskiego świata w ogóle, a konkretnie do Hogwartu, nie została podjęta pochopnie; jednak doszły mnie słuchy, że Horacy Slughorn przechodzi na emeryturę i że Dyrektorka ma pewne trudności ze znalezieniem zastępstwa. Po długich dyskusjach została sporządzona umowa, która zadowoliła obie strony i dołączę do grona pedagogicznego na początku roku szkolnego.

Nie mam zamiaru mówić o tym, co wydarzyło się w czasie wojny. Jeśli o mnie chodzi, to już przeszłość i tak powinno pozostać. Ci, którzy mieli poznać prawdę, poznali ją. Nie mam też zamiaru ani potwierdzać, ani zaprzeczać niezliczonym plotkom, które rozeszły się po moim wyjeździe. Wracam jako nauczyciel Eliksirów i Opiekun Slytherinu, nic więcej. Chciałbym również poinformować wszystkich, którzy zamierzają wysyłać korespondencję w jakiejkolwiek formie, że Dyrektorka osobiście sprawdza wszystkie wiadomości adresowane do mnie i że w najbliżej przyszłości można się ze mną skontaktować tylko w Hogwarcie.”

(Żongler, 2008).

To była rozsądna decyzja, zdecydowała Hermiona, przypominając sobie swoje krótkie doświadczenie z nieżyczliwymi listami. Przemknęło jej przez myśl, że bez tego mógłby dostawać coś znacznie gorszego niż sterty Wyjców i listy z ropą z czyrakobulwy.

Nie była wcale zaskoczona, że ​​nie wspomniano o jej roli w powrocie Snape’a.

Zwijając gazetę udała się na kemping, rozpalony od fali upałów, które niedawno zapanowały.

Stosownie do pogody, w przyczepie było duszno i gorąco, co pewnie wyjaśniało, dlaczego siedział na schodach i czytał. Jednak nie to lecz jego ubranie sprawiło, że zatrzymała się w pewnej odległości i zaczęła się gapić. Bez wątpienia z powodu temperatury miał na sobie… nie mogła nazwać tego podkoszulkiem, nie w zestawieniu ze Snape’em, raczej „t-shirtem bez rękawów”.  Żeby zasłonić Mroczny Znak założył z powrotem sportowy bandaż, ale nie zadał sobie trudu, by ukryć inne blizny.

Było ich sporo na obu ramionach, co najmniej jeszcze jedna widoczna nad niskim dekoltem koszulki, sięgająca aż do ramienia, a także dwie postrzępione blizny po ukąszeniu węża na jego gardle.

Większość mężczyzn w jej mniemaniu nosiła koszulki bez rękawów tylko po to, by pokazać mięśnie; ale na pewno nie Snape. Był mocniej zbudowany niż sądziła, ale znów nie aż tak bardzo; nadal był chudy, a na całej jego sylwetce można było wyraźnie dostrzec zarysy kości.

Z wysiłkiem powstrzymała się od patrzenia zanim to wyczuł i podeszła do niego. Gdy się zbliżyła podniósł wzrok znad książki i zdjął okulary, a gdy pokazała Żonglera, uniósł jedną brew.

– I co o tym myślisz? – zapytał zjadliwie.

– To zdjęcie jest lepsze – powiedziała zgodnie z prawdą, kręcąc głową i starając się nie uśmiechać. – Ale jestem zdruzgotana, że nie złożyłeś publicznych wyrazów uznania dla moich starań, Severusie.

Snape przewrócił oczami.

– Założyłem, że do chwili obecnej masz dość rozgłosu na całe życie. Czyżbym się mylił? – rzucił na pozór wyzywającym tonem.

– Nie – przyznała. – Nie, nie pomyliłeś się. Dziękuję.

Chwile, kiedy wydawał się ją naprawdę rozumieć były zaskakujące, choć należały raczej do rzadkości.

Nie odpowiadając odwrócił wzrok, a Hermiona ze zgrozą uświadomiła sobie, że Snape nie potrafił przyjąć podziękowań, nawet za taki drobiazgi jak zrobienie jej filiżanki kawy – po prostu nie wiedział, jak się zachować. To była kolejna zaskakująca cecha charakteru tego najbardziej skomplikowanego człowieka, jakiego kiedykolwiek spotkała.

– Więc – odezwała się konwersacyjnym tonem – do początku semestru pozostał niecały miesiąc.

– Wiem.

– Jak się z tym czujesz?

Snape spojrzał na nią i uniósł brew.

– Prawdę mówiąc, zastanawiam się, dlaczego w ogóle pozwoliłem ci się do tego namówić.

– Ponieważ się nudzisz – powiedziała Hermiona, odhaczając powody na palcach – i ponieważ tęsknisz za Hogwartem, jeśli nie za tamtejszymi ludźmi i dlatego, że potrzebujesz pracowni, a jakaś część ciebie nie może się pozbyć poczucia odpowiedzialności za Slytherin.

O tym pytaniu i wszystkich odpowiedziach na nie myślała od tygodni.

Stawała się coraz lepsza w odczytywaniu drobnych zmian w jego wyrazie twarzy; wyglądał na wyraźnie zaskoczonego jej spostrzeżeniami i lekko zdenerwowanego. Tylko przez chwilę. Łagodną minę szybko zastąpiła szydercza, która stała się bez mała jego znakiem rozpoznawczym.

-Wciąż nieznośna Panna-Wiem-To-Wszystko, jak widzę – wycedził.

– Tak – zgodziła się spokojnie, starając się nie uśmiechać. – Nie sądzę, że kiedykolwiek z tego wyrosnę.

– Jak cudownie – powiedział kwaśno. – Rozumiem też, że będę musiał znów znosić obecność Longbottoma.

– Zapewniam cię, że on również chciałby tego uniknąć – starała się powstrzymać chichot. – Tak jak mu powiedziałam, prawdopodobnie nie będziecie się widywać poza posiłkami lub zebraniami nauczycielskimi. On większość czasu spędza w szklarniach i wyobrażam sobie, że ty nie wyjrzysz ze swoich lochów, chyba że to będzie absolutnie konieczne.

– Przenikliwa obserwacja. Jeśli pamiętasz, nalegałem na McGonagall, aby moja obecność na posiłkach nie była obowiązkowa, właśnie po to, żebym nie musiał spędzać więcej czasu niż to konieczne z… cóż, z nikim.

Hermiona teatralnie położyła dłoń na sercu.

– Ależ, Severusie. A ja łudziłam się, że od czasu do czasu będziesz tolerować moje towarzystwo.

– Na pewno znasz mnie na tyle dobrze, żeby przestać się łudzić – zripostował. – Nie toleruję żadnego towarzystwa oprócz własnego.

– A jednak jestem tutaj – zauważyła łagodnie. – Jeszcze mnie nie wyrzuciłeś.

– Mój błąd, najwyraźniej – odparł.

– Skoro tak mówisz – przewróciła oczami Hermiona. – Niemniej jednak mam nadzieję, że nie znikniesz całkowicie w czeluściach zamku. Przypominam sobie, jak powiedziałeś mi raz, w piątej klasie o ile dobrze pamiętam, że trzeba mnie regularnie temperować, żebym nie doprowadziła ludzi dookoła mnie do szaleństwa. Coś, do czego jestem pewna, że masz lepsze kwalifikacje niż ktokolwiek inny.

Uśmiechnął się, a ona odpowiedziała mu tym samym.

– A mówiąc poważniej – dodała ciszej – nie zapomniałam, dlaczego wziąłeś tę pracę. Chcę pomóc.

Skrzywił się.

– Nie potrzebuję, ani nie chcę twojej pomocy.

– Bez wątpienia to prawda – zgodziła się spokojnie. – Jednak nadal chcę pomóc. Chcę dowiedzieć się więcej o Cruciatusie i o spustoszeniu, który sieje w organizmie. Eliksir, który mi dałeś jak dotąd wydaje się działać, ale chciałabym nauczyć się go warzyć na wypadek, gdybym potrzebowała go ponownie i chcę też wiedzieć do jakiego stopnia może się to pogorszyć.

– Twój stan prawdopodobnie się nie pogorszy.

– Prawdopodobne nie znaczy niemożliwe. Nie sądzę, żeby mi się to przytrafiło, ale nadal chcę wiedzieć.

I chcę ci pomóc. Nie była na tyle głupia, by powiedzieć to na głos; nawet przy jej ograniczonej znajomości z tym człowiekiem wiedziała, że nic nie przepłoszy go bardziej.

– Mogę dostarczyć notatki – zaproponował sztywno.

Znowu przewróciła oczami.

– Och, przestań, Severusie. Nie mam już jedenastu lat; nie będę stać za tobą i machać ręką w powietrzu za każdym razem, gdy się odwrócisz. Wiem, że lubisz prywatność, ja też. Poza tym oboje będziemy mieli swoją pracę. Proszę tylko o kilka godzin tygodniowo w twojej pracowni, aby pomóc ci przy warzeniu. Obiecuję niczego nie stłuc, nie wchodzić w drogę ani nie zepsuć eliksiru.

Niechętnie skinął głową.

– Czy obiecujesz, że nie będziesz mnie denerwować?

– Nie, ponieważ kiedy jesteś w złym humorze, nie mogę nic zrobić, aby cię nie denerwować, z wyjątkiem może zaprzestania oddychania – odpowiedziała, uśmiechając się. –  Ale z pewnością musisz przyznać, że jestem znacznie mniej irytująca niż kiedyś.

– I to wszystko, czego chcesz? – spytał podejrzliwie.

– Cóż… – uśmiechnęła się do niego. – Może zechcę pożyczyć jeszcze kilka twoich książek…

Parsknął, a podejrzliwość ustąpiła miejsca szyderstwu.

– Dobrze. Wygląda na to, że znowu wygrałaś. Zobaczę, ile wolnego czasu będę miał po rozpoczęciu semestru.

 

Severus nie czuł się tak bezradnie od wielu lat. Właśnie dlatego tak długo opierał się myśli o powrocie do czarodziejskiego świata; sytuacji dokładnie takiej jak ta. No nie, nie dokładnie takiej, przyznał w duchu, gdy siedział na stopniach ciemnej przyczepy, a ciężka, upalna letnia noc spowiła go swoim płaszczem.

Wyobrażał sobie dziesiątki różnych scenariuszy, od aresztowania i procesu po powitanie bohatera – nie żeby to ostatnie było kiedykolwiek prawdopodobne – ale nie był nawet pewien, co to było. Nigdy tak naprawdę nie miał najmniejszego pojęcia, kto go znajdzie, gdy wymyślał swój niejasny plan wędrówek po Londynie, aż ktoś go wreszcie rozpozna. Ale nawet gdyby przewidział, że będzie to Granger, nie mógł sobie wyobrazić tego.

Wydawało się, że niczego od niego nie chce. To było najdziwniejsze. Przez prawie pięćdziesiąt lat wszyscy, których kiedykolwiek spotkał, czegoś od niego pragnęli – głównie jego bólu. Wszystko, czego najwyraźniej Granger chciała, to okazyjne rozmowy i możliwość spędzenia trochę czasu w pracowni, gdy doprowadzi ją do ładu. I pożyczać książki, przypomniał sobie cierpko.

Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś chciał po prostu usiąść i porozmawiać z nim. Nawet kiedy Dumbledore wyciągał go z jego ukochanych lochów, starzec zwykle robił to w jakimś konkretnym celu i zawsze dominował w rozmowie. Nawet w odległej przeszłości, kiedy on i Lily siedzieli i rozmawiali, zawsze jej ustępował i pozwalał decydować o temacie. On sam nigdy nie miał okazji wieść luźnych i niezobowiązujących rozmów, jakich był świadkiem między innymi.

Większość książek, które czytał od zakończenia wojny stanowiły teksty psychologiczne. Wiedział, że to, przez co przeszedł, odbiło się na nim negatywnie. Wiedział też, że nikt nie będzie chciał mu pomóc, więc postanowił sam spróbować sobie z tym poradzić – tak jak zawsze. Zdawał sobie sprawę z tego, jak samotny był przez lata narzucanego sobie wygnania, a jednak to nie przygotowało go na to, jak szybko zaczął łaknąć ludzkiego kontaktu.

To pragnienie owładnęło nim tak prędko i tak głęboko, że każdego dnia czekał na nią niecierpliwie i czuł się zawiedziony ilekroć nie zjawiła się z wizytą, choć przecież nie było między nimi żadnej umowy ani powodu, by jej oczekiwać. Zauważył, że gdy wreszcie przychodziła, walczył ze sobą, by się nie złościć, bo wewnątrz siebie miał do niej żal, że nie pojawiła się wcześniej.

Na litość boską, Severusie, sam jej powiedziałeś, jakie to było głupie z twojej strony przywiązać się do pierwszej osoby, która chciała z tobą rozmawiać. Teraz znowu robisz to samo, popełniając te same błędy prawie czterdzieści lat później. Niczego się nie nauczyłeś.

Prawda była taka, że doskonale wiedział, co to jest. Desperacja. Po tylu latach, po dwóch wojnach i wygnaniu rozpaczliwie tęsknił za zwykłym kontaktem z drugim człowiekiem i nie pragnął niczego więcej, jak nie być już sam. Nie było powodu, żeby mógł się tego spodziewać. To, że czegoś pragnął, nie oznaczało, że będzie mu to dane. Byłoby tak łatwo wykorzystać uprzejmość, którą okazywała mu Granger i zmanipulować ją tak, by spędzała z nim więcej czasu, ale to nie był dobry pomysł. Jak dotąd ich kontakty były niewymuszone i naturalne – o ile mógł to powiedzieć i fakt, że nie chciał tego stracić był żałosny.

W końcu cię złamali, powiedział sobie. Nie masz już dumy. Przyjąłby od niej wszystko, cokolwiek chciałaby mu zaoferować, każdy ochłap życzliwości, choćby odrobinę kontaktu… ponieważ nie był pewien, czy potrafiłby sobie tego odmówić.

W ciągu ostatnich lat był tak bliski nieodwracalnego załamania i teraz potrzebował czegoś, czego mógł się uchwycić. To było żałosne i poniżające, ale fakt, że przyznał to przed sobą nie zmieniał postaci rzeczy.

Mógł mieć tylko nadzieję, że ta dziewczyna – kobieta nigdy nie zrozumie, jak bardzo tego potrzebował.

Bo gdyby to zrobiła, miałaby nad nim absolutną władzę. A kiedy Czarny Pan upadł, obiecał sobie, że już nigdy nie zda się na łaskę innych.

Z drugiej strony nigdy nie złożył obietnicy, której nie złamał.

————————————

* Wyciek gazu a zatrucie tlenkiem węgla to dwie zupełnie różne przyczyny zgonu

Rozdziały<< Post Tenebras, Lux – Rozdział 5Post Tenebras, Lux – Rozdział 7 >>

Mamuś Anni

Wierna fanka HP, Czytelniczka Sevmione, Tłumaczka, Beta... !!! * Zakaz kopiowania moich tłumaczeń bez mojej zgody! * !!! !!! *! Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach *! !!!

Ten post ma 10 komentarzy

  1. To jest boskie. Robi się coraz ciekawiej. Dziękuję Ci dobra kobieto za trud tłumaczenia. Robisz to świetnie a ja dzięki tobie mogę się rozkoszować czytaniem. Niestety nie znam angielszczyzny i dużo na tym tracę. Ściskam mocno i niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały 😘❤️

  2. To czytanie książek jako bibliotekarz jest zabronione? :O a tak serio, to rozbawił mnie ten komentarz xDWróć do czytania

    1. Już poprawione! Dziękujemy! 😉

      To śmieszna sprawa – Word mojej Mamy CZASEM skleja niektóre wyrazy. Ja przesyłam plik ze spacjami, a on niektóre wywala.
      Od niedawna przestałyśmy więc zastępować kolejne wersje plików, tylko zaznaczamy poprawki na kolorowoi potem wyszukujemy je z ręki i poprawiamy.

      1. A może spróbujcie wspólnie przez chmurę? Ja gdy coś robię z kimś, to nie przesyłam plików, tylko np. używamy google dysku czy innych aplikacji zależnie od potrzeb, każdy ma swój kolor i można pracować.

Dodaj komentarz