„Jeśli twój czas ma dla ciebie wartość,
Lepiej naucz się pływać”
Albo zatoniesz jak kamień
Bo czasy wciąż, wciąż się zmieniają.”
– Bob Dylan, „The Times They Are A-Changin”.
W połowie stycznia Hermiona znalazła w porannej poczcie interesującą notatkę…
Dobra, Hermiono, masz rację, to było zabawne i Merlin wie, że Ron zasługuje na wszystko co zrobiłaś, a nawet więcej, ale nie może iść do pracy w takim stanie. Jak to odwrócić?
Harry.
Chwilę patrzyła zaskoczona na list, marszcząc lekko brwi, po czym westchnęła z rezygnacją, gdy zrozumiała.
— Severusie? – zawołała.
– Tak? – usłyszała odległą odpowiedź.
– Chodź tutaj. Teraz, proszę.
– Robię coś, zaraz skończę. To ważne?
– Tak.
– Dobrze, daj mi chwilę.
Kilka minut później wyszedł od strony pracowni, wycierając ręce w szatę i pytająco uniósł brwi.
– O co chodzi?
– Co zrobiłeś Ronowi?
– Przepraszam?
Podniosła list.
– Harry napisał do mnie, prosząc o przeciwzaklęcie, ponieważ Ron nie może iść do pracy. Nic mu nie zrobiłam, głównie dlatego, że gdybym zaczęła, to bym nigdy nie przestała. Gdyby to był ktoś z pozostałych, przypuszczam, że już dawno by to przyznał. Zostajesz więc ty. Co mu zrobiłeś?
Opierając się o framugę drzwi, Severus uśmiechnął się do niej.
– Absolutnie nic.
– Severusie.
– Przysięgam, że nic nie zrobiłem Ronaldowi Weasleyowi.
Hermiona zastanowiła się nad tym; nie była na tyle głupia, by przyjąć to oświadczenie za dobrą monetę, nie od Opiekuna Domu Slytherinu i znała Severusa zbyt długo, by dać mu się z tego wywinąć.
— No dobrze, więc co takiego wymyśliłeś, żeby sobie zrobił?
– Ach, to ciekawe pytanie.
– Severusie, po prostu mi odpowiedz – westchnęła.
Wszedł do pokoju i przewrócił oczami.
– Potter myślał, że to ty? Sprawienie, że włosy Weasleya nabrały dokładnego odcienia ślizgońskiej zieleni było dość czasochłonne. Nie zdawałem sobie sprawy, że będę musiał napisać swoje imię na jego twarzy, żeby ludzie to zrozumieli.
Hermiona wpatrywała się w niego.
– Zamieniłeś jego włosy na zielone – powiedziała powoli.
Machnął lekceważąco ręką.
– To był tylko efekt uboczny, żeby wiedział, kto jest za to odpowiedzialny, chociaż najwyraźniej nadal byłem dla niego zbyt subtelny.
– Więc co właściwie zrobiłeś?
Uśmiechnął się do niej ponownie i nie odpowiedział.
– Severusie, proszę, żadnych więcej gierek. Jeśli przez ciebie nie może chodzić do pracy…
– Nie przeze mnie. Fizycznie może wykonywać swoją pracę, ale biorąc pod uwagę okoliczności, jest po prostu zbyt próżny, żeby chcieć.- Wciąż się uśmiechając przeszedł przez pokój i oparł się swobodnie o ścianę, nad wyraz z siebie zadowolony i z mściwym błyskiem w oczach. – Zastanawiam się, czy odkrył już wszystkie problemy.
– Jeśli nie udzielisz mi jasnej odpowiedzi, Severusie Tobiaszu Snape, śpisz dziś wieczorem na sofie.
– Nie możesz wrzucić mnie z mojego własnego łóżka, zwłaszcza w Hogwarcie – zauważył celnie, a ona spojrzała na niego.
– Nawet nie próbuj.
Jego oczy błyszczały i przez chwilę wyglądał, jakby chciał podjąć wyzwanie, ale w końcu parsknął i oparł głowę o kamień, a jego uśmieszek przeszedł w złowieszczy uśmiech.
– Jest całkiem sporo objawów. Podejrzewam, że ten, z którego jest najmniej zadowolony, to impotencja…
– Sprawiłeś, że stał się impotentem?!
– Tak i nie. Nadal może… do chwili, gdy spróbuje coś zrobić, bo wtedy okaże się, że nie jest w stanie, ale nie sądzę, żeby to był duży problem, skoro przy okazji dopadł go smród smoczego oddechu – Severus przyjrzał się swoim paznokciom. – Jak wspomniałem, jego włosy mają obecnie żywy kolor Slytherinu. W każdym razie to, co z nich zostało, bo zaczął też łysieć. I raczej sporo przytył – dodał nonszalancko. – Jeśli zadziałało tak, jak powinno, do tej pory będzie mniej więcej wielkości Slughorna, chociaż bez wąsów.
Hermiona zastanawiała się nad tym przez kilka minut. Nie trzeba było geniusza, żeby zrozumieć, dlaczego to zrobił – Ron nazwał ją starą, brzydką i grubą, oraz dziwką, więc w odwecie Severus sprawił, że stał się starym, brzydkim i grubym i niezdolnym do bycia dziwkarzem. Musiała przyznać, że była w tym pewna sprawiedliwość i wyobrażając sobie to, część niej odczuwała ogromną ilość złośliwej satysfakcji,
– Jak to zrobiłeś? – zapytała z roztargnieniem.
Wzruszył ramionami.
– Wysłałem mu list. Zaklęcie było w wosku do pieczętowania. Kiedy je złamał, aktywowało się.
Myślała o tym przez chwilę, zanim na niego spojrzała. Już się nie uśmiechał i przyglądając się jego poważnej twarzy, zdała sobie sprawę, że myślał, że jest na niego zła za to, że to zrobił.
– Jak na ciebie…. To wydaje się raczej dość dziecinne – powiedziała powoli. – Spodziewałam się, że będziesz bardziej złośliwy.
Severus ponownie wzruszył ramionami, wpatrując się gdzieś w przestrzeń.
– Weasley jest Aurorem, ich biura są otoczone zaklęciami wykrywającymi szkodliwą magię. W każdym razie w grę wchodziło upokorzenie go lub zabicie i miałem wrażenie, że wolisz, żebym pozwolił mu żyć. – Zawahał się, po czym westchnął, lekko opuszczając ramiona. – Poza tym byłoby hipokryzją z mojej strony, gdybym ukarał go zbyt surowo za mówienie bez zastanowienia, skoro sam zrobiłem dokładnie to samo.
Oczywiście… To było całkiem normalne, że to co zrobił Ron tak się na nim odbiło – widział jak młodszy czarodziej powiela jego błąd z równie poważnymi konsekwencjami. Kiedy o tym pomyślała, dostrzegła oczywiste podobieństwa z jego własnym życiem.
– Na szczęście dla Ronalda jestem bardziej wyrozumiała niż Lily – powiedziała.
Nie wybaczyła mu jeszcze i nie zamierzała tego robić przez bardzo długi czas, ale nie zamierzała też zrywać z nim wszystkich kontaktów do końca życia, aczkolwiek z pewnością byłoby miło, gdyby spróbował ją od razu przeprosić, tak jak zrobił to Severus.
Severus nie odpowiedział, więc po chwili zapytała:
– Jakie jest przeciwzaklęcie.
– Nie ma żadnego.
Jego głos był teraz płaski, a na twarzy widać było niepewność, gdy czekał aż Hermiona straci panowanie nad sobą.
– Przekląłeś go nie przygotowawszy żadnego sposobu, by to powstrzymać?
– Efekty będą się stopniowo ustępować.
– Jak stopniowo?
Przed oczami pojawiła się jej wizja Rona z nadwagą, zielonowłosego, łysiejącego, miesiącami błąkającego się po okolicy i ukryła uśmiech. To nie jest śmieszne, powiedziała sobie surowo, czekając na odpowiedź.
– Tydzień lub dwa. Najwyżej miesiąc. – Po chwili Severus dodał chłodniej – chyba że będzie na tyle głupi, by ponownie użyć tego słowa.
– Co się z nim stanie, jeśli to zrobi?
– Nic przyjemnego.
Przyglądając się wyrazowi jego twarzy, Hermiona doszła do wniosku, że prawdopodobnie nie chce wiedzieć. Podejrzewała, że to nie będzie coś tak łagodnego, dziecinnego czy bezbolesnego jak śmierdzący oddech.
– Nie potrzebuję nikogo, żeby mnie bronił, Severusie.
Severus posłał jej obronne spojrzenie.
– W tym przypadku tak – odparł. – Zamierzałaś pozwolić, żeby uszło mu to na sucho. Nie rozmawianie z nim działa tylko wtedy, gdy boleśnie odczuwa, co stracił. Zasłużył na to, żeby pocierpieć.
– To nie ciebie obraził – przypomniała mu cicho.
– Mam prawo cię bronić – odpowiedział, posyłając jej dziwnie wyzywające spojrzenie.
Tymi czterema słowami wskrzesił starożytny zwyczaj, którego nie używały już nawet najstarsze rodziny czystej krwi, to znaczy właśnie ogłosił się jej obrońcą, gotów umrzeć za jej honor. To było bardzo średniowieczne i niezaprzeczalnie szowinistyczne, a jednak część jej omdlała na ten gest.
– To dotyczy tylko małżeństw…
– Nie dziel włosa na czworo – warknął, zaczynając się teraz złościć. – Zgodnie z prawem powinienem był go wyzwać na pojedynek i rozerwać na strzępy w twoim imieniu.
– Z prawnego punktu widzenia nie masz takiego prawa.
Zamarł na boleśnie długą chwilę.
– Nie mam? – zapytał w końcu tak lodowatym tonem, jakiego nie słyszała od lat.
Zdawszy sobie sprawę, że zapędziła się w kozi róg, co było strasznym błędem, Hermiona spróbowała to wyjaśnić.
– Powiedziałam „z prawnego punktu widzenia” – powiedziała pospiesznie. – Nie jestem pewna, czy te prawa w ogóle istnieją.
Severus rozluźnił się nieznacznie, ale jego ciemne oczy nadal płonęły.
– Niemniej jednak roszczę sobie prawo – powiedział stanowczo. – Weasley musiał zostać ukarany za to, co powiedział. Czasami jesteś zbyt sentymentalna, więc zrobiłem to za ciebie. Ze względu na twój sentymentalizm zostawiłem go przy życiu, w mniej lub bardziej nietkniętym stanie.
– Złamałeś mu nos – zauważyła, na co posłał jej pełne satysfakcji spojrzenie.
— Naprawdę? To dobrze.
Hermiona powoli podeszła do niego przez pokój, patrząc mu w oczy.
– Rościsz sobie to prawo? – mruknęła; feminizm był bardzo dobry, ale z pewnością nie mogła zaprzeczyć, że kolana się pod nią ugięły.
Jego oczy były bardzo ciemne, gdy przyglądał się jej spokojnie.
– Tak.
Oddychając powoli, uśmiechnęła się do niego i sięgnęła, by dotknąć jego policzka.
– Cóż, nie mogę się z tym nie zgodzić.
Odwzajemnił uśmiech i rozluźnił się, pochylając się pod jej dotykiem.
Harry, to nie miało ze mną nic wspólnego. Ronowi właściwie nic się nie stało. Jak mi powiedziano, to przestanie działać za tydzień lub dwa i lepiej, żeby w przyszłości trzymał gębę na kłódkę. Następnym razem, gdy tylko rzuci mi nieciekawe spojrzenie, Severus go zabije, bo od Bożego Narodzenia stał się bardzo opiekuńczy. A oboje wiemy, że Ron zasługuje na coś znacznie gorszego niż to, co go spotkało. Niech przez chwilę pocierpi. Może mu to dobrze zrobi, chociaż po tylu latach już się nie łudzę.
Hermiona.
– Mówisz poważnie? Rzeczywiście powoływał się na prawo do obrony honoru?
– Mm-hm. – Hermiona zamieszała herbatę.
– Ale to jest… to znaczy, wow. – Neville wpatrywał się w nią. – To… całkiem poważna sprawa, Miona. To znaczy tak poważna, jak to tylko możliwe. Zasadniczo powiedział, że umrze, by cię pomścić, jeśli ktoś… Nie wiem, gwizdnie na ciebie, czy coś. Nikt już tego nie używa.
– Wiem. – Wzięła swój kubek i zaczęła popijać ostrożnie.
– Dlaczego mi o tym mówisz? To znaczy, nie mam nic przeciwko, ale…
– Ponieważ jesteś czystej krwi, więc możesz to właściwie wyjaśnić i jesteś mężczyzną, więc nie będziesz piszczeć ani nie zaczniesz płakać – odpowiedziała logicznie. – Kocham Ginny jak siostrę, ale kiedy jest podekscytowana, uderza w nuty, które słyszą tylko psy.
Neville uśmiechnął się.
– Czy to cytat Snape’a? Brzmi jak on.
– Nie, ale obawiam się, że jestem pod jego wpływem.
– No dobrze, tak jak powiedziałem, tak naprawdę nikt już tego nie używa. Nie wiem, czy to nadal byłoby legalne, czy nie. – Skinęła głową, a on kontynuował: – Czarodziej mógłby wyzwać kogoś na pojedynek i zabić go, gdyby mógł udowodnić, że broni honoru kobiety i że ma do tego prawo. Tak naprawdę tylko mężowie bronili swoich żon, ale czasami w pewnych okolicznościach ojciec mógł wystąpić w imieniu swojej niezamężnej córki. Nie sądzę, żeby Snape’owi uszło to płazem, ponieważ nie jesteście po ślubie.
Hermiona machnęła lekceważąco ręką.
– Nie brakuje nam wiele, więc nie powinno to robić żadnej różnicy. To tylko kawałek papieru, Neville, już mamy obrączki.
– Zgodnie z prawem to dość ważny kawałek papieru – odpowiedział z uśmiechem, po czym wzruszył ramionami i zaśmiał się. – Zapłaciłbym dużo pieniędzy, żeby zobaczyć, jak spiera się w sądzie. Więc powiedział, że to dlatego przeklął Rona?
– Mm-hm.
Neville przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, po czym uśmiechnął się i potrząsnął głową.
– Ziemia do Hermiony.
– Co?
– Wpatrujesz się z rozmarzeniem w ścianę – poinformował ją przyjaciel – z najbardziej ckliwym uśmiechem na twarzy, który kiedykolwiek widziałem. Co jest trochę przerażające. Nigdy wcześniej nie widziałem cię marzącej na jawie.
– O Boże. Naprawdę?
– Tak, obawiam się, że tak. – Uśmiechnął się do niej. – W końcu zamieniłaś się w kobietę. Zawsze wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie.
– Och, siedź cicho.
– Ale to takie romantyczne – zatrzepotał rzęsami Neville.
– Śmiało, śmiało, drażnij się ze mną dalej – zmrużyła oczy. – Powiem Severusowi, że kpiłeś z jego romantycznych skłonności.
Przez chwilę próbowali wyobrazić sobie reakcję Mistrza Eliksirów, a potem Hermiona pochwyciła spojrzenie Neville’a i oboje wybuchnęli śmiechem.
Kiedy złapali oddech, znów wyszczerzył do niej zęby.
– Przy okazji, widziałaś już Żonglera?
– Nie, Luna nie mogła wysłać mi przedpremierowego egzemplarza w tym miesiącu, była zbyt zajęta… – Hermiona urwała. – Ale sądząc po twoim wyrazie twarzy, dostałeś go. Och, do diabła. Co napisała?!
– Nic złego. Czekaj, niech go znajdę… – Pogrzebał w stosie gazet i wyciągnął Żonglera. – Jest na końcu jej kolumny redakcyjnej, na dole wstępniaka.
Hermiona powoli przeczytała go na głos.
– „A z innych wiadomości, z przyjemnością zauważyłam, że ktoś w końcu zajął się dodaniem nazwiska profesora Snape’a do pomnika wojennego Zakonu Feniksa. Po tylu latach miło widzieć go tam, gdzie jego miejsce, prawda?
– Cóż – opuściła gazetę – przypuszczam, że nie ma w tym nic dziwnego, że to ona go zauważyła i lepszy Żongler niż Prorok.
– A więc to byłaś ty?
– Kto inny to mógł być? – odparła. – Harry by o tym nie pomyślał, a gdyby tak było, rozpocząłby kampanię, by zrobić to oficjalnie. Nikt inny by się tym nie przejmował.
– Myślę, że to prawda, ale trochę się zastanawiałem, czy nie zrobił tego sam…
Potrząsnęła głową.
– Nie, nie zrobiłby tego. Nadal nie ma wysokiego mniemania o sobie i o tym, co zrobił.
– Pomimo twoich najlepszych wysiłków? – zasugerował niewinnie Neville, a ona uśmiechnęła się w odpowiedzi.
– Niestety nie, ale na pewno nie z powodu braku starań. W każdym razie tak, to ja. Właściwie nie spodziewałam się, że ktoś tak szybko to zauważy. Zrobiłam to raptem kilka tygodni temu. Cóż, to powinno być interesujące.
Ministerstwo doszło do tego samego wniosku, co Neville. Dwa dni później Severus otrzymał długi list z pogróżkami oskarżający go o zniszczenie pomnika, które tak naprawdę były niezbyt subtelną próbą dowiedzenia się, jak to zrobił – najwyraźniej myśleli, że magia chroniąca obeliski jest nie do pokonania. Zareagował od razu, odsyłając im list ze słowami „Udowodnijcie to”, napisanymi przy najbardziej pompatycznym akapicie i zaczął palić wszystko inne, co Ministerstwo mu przysłało nawet nie czytając i powiedział Hermionie, że zamierza to robić, aż im się znudzi bo żadne listy od nich i tak nigdy nie były warte przeczytania.
Prorok podjął tę historię w następnym tygodniu, ale nawet oni nie potrafili jej za bardzo rozdmuchać. Tak, jego nazwisko zostało dodane, ale co z tego? Zacytowano kilku anonimowych członków Zakonu, którzy powiedzieli, że nie mają nic przeciwko, a redaktorzy gazety wciąż bali się rozmawiać z Severusem, więc napisali tylko kilka akapitów bezsensownych spekulacji, dlaczego mógł to zrobić. Wydawało się, że nikt nie bierze pod uwagę, że mógł to wcale nie być on.
W Hogwarcie uczniowie zupełnie się tym nie przejmowali. Wśród personelu Minerwa i stara gwardia przez kilka dni przyglądali się Severusowi z ukosa, a Dyrektorka rzuciła krótki komentarz, że nie bardzo podoba jej się, że jego nazwisko jest wyżej niż jej, ale ich reakcje był dość powściągliwe. Hermiona przekazała to Severusowi, który uniósł brew i odpowiedział łagodnie:
– Czas leczy wiele ran. Lepiej sobie nie wyobrażać, co by się stało, gdybyś zrobiła to w zeszłym roku.
Miał rację.
W zimną i śnieżną niedzielę pod koniec stycznia mały srebrzysty Terier przerwał Hermionie czytanie. Patronus wyglądał na zakłopotanego, gdy przemówił głosem Rona.
– Jestem w drodze do Hogwartu. Hermiono, czy mogłabyś spotkać się ze mną przy bramie? Przyszedłem przeprosić. Niedługo tam będę.
Pies rozpłynął się w nicość, a Hermiona wpatrywała się w zamyśleniu na miejsce, w którym wcześniej stał, zanim poczuła na sobie wzrok i spojrzała w górę. Krzywołap siedział w pobliżu z postawionymi uszami i pełnym dezaprobaty spojrzeniem na spłaszczonym pyszczku; nigdy za bardzo nie lubił Rona. Severus stał w drzwiach za kotem, z podobnym wyrazem twarzy, choć bez sterczących uszu i nastroszonego ogona.
– Zamierzasz się z nim spotkać? – zapytał cichym głosem.
Westchnęła i odłożyła książkę.
– Jeśli tego nie zrobię, będzie tutaj przychodził i robił zamieszanie, aż się zgodzę.
– Nie, jeśli brama nie pozwoli mu przejść – mruknął.
– A jak byś to wytłumaczył? – odparła. – Minerwa przeprowadziłaby dochodzenie by ustalić kto to zrobił i wyszłoby na jaw, że podważyłeś jej decyzje. Dobrze o tym wiesz. – Wstała. – W porządku, Severusie. Nie spróbuje niczego, a jeśli to zrobi, przeklnę go tak, że nie dojdzie do siebie przez tydzień. I wie o tym. Wysłucham go, a potem tu wrócę.
– Idę z tobą.
– Severusie…
– Powiedziałem, idę z tobą – powiedział stanowczo.
Patrząc w jego czarne oczy, zdała sobie sprawę, że nie ma sensu się z nim kłócić. Nawet jeśli by mu tego zabroniła, albo całkowicie by to zignorował, albo poszedł chwilę po niej. Choć ta jego nowa, opiekuńcza strona była słodka miała nadzieję, że się odpręży.
– Zdajesz sobie sprawę, że nie potrzebuję ochrony, a już na pewno nie przed Ronem? – zapytała łagodnie.
Spojrzał na nią.
– Nie idę tam, bo uważam, że potrzebujesz ochrony. Idę, bo chcę porozmawiać z Weasleyem i nie jestem przekonany, że będziesz nadal zła, jeśli zacznie błagać, a ja nie chcę, żebyś się poddała i mu wybaczyła.
– I ponieważ jest duża szansa, że powie coś, co da ci pretekst, by znów go rąbnąć? – zapytała cierpko i nie czekając na odpowiedź, pokręciła głową. – Dobrze, ale na wszelki wypadek oddajesz mi swoją różdżkę. I chcę, żebyś obiecał, że będziesz się zachowywać.
Severus spojrzał na nią kwaśno, ale wyciągnął różdżkę i oddał ją bez dyskusji.
– Będę się zachowywał, jeśli on też będzie.
– To nie wystarczy, Severusie. Ufam ci bardziej niż jemu, więc musisz być odpowiedzialny i obiecać, że będziesz się zachowywać. Dla mnie.
Po dłuższej chwili westchnął.
– Nie mogę złożyć tej obietnicy bezwarunkowo, Hermiono. Ale zrobię co w mojej mocy.
Zastanowiła się nad tym. Jeśli Ron powiedziałby coś, co doprowadzało Severusa do szału to szczerze mówiąc, zasługiwałby, żeby go przekląć. Severus był w stanie zignorować prawie każdą zniewagę, więc uznała, że mogła zaakceptować tych kilka, których nie tolerował.
– W takim razie w porządku. Dziękuję.
Gdy zobaczyła swojego byłego chłopaka, musiała bardzo się postarać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Klątwa nie znikła jeszcze zupełnie – jego włosy z przodu powoli odrastały i miały naturalny kolor, ale reszta głowy miała kolor wypłowiałej zieleni i nadal miał lekką nadwagę. Hermiona delektowała się swoim rozbawieniem, ponieważ na jego widok znów poczuła się zła i zraniona, a takie uczucia zaczęły ją męczyć, kiedy miała dwanaście lat.
Ron wpatrywał się w ziemię i gdy brnęła ku niemu przez śnieg, a za nią niczym cień szedł Severus, nie podniósł głowy.
– Jeśli przyszedłeś przeprosić tylko dlatego, że masz nadzieję, że to szybciej minie, możesz odejść już teraz, Ronaldzie Weasley – oznajmiła na powitanie.
– Nie dlatego tu jestem – mruknął w odpowiedzi i spojrzał na nią.
Gdy ujrzał Severusa, jego oczy rozszerzyły się trochę, jego już blada twarz straciła jeszcze więcej koloru i przełknąwszy z trudem wyprostował ramiona i wziął głęboki oddech, najwyraźniej by zebrać się w sobie. Hermiona zauważyła, że jego nos był teraz jeszcze bardziej skrzywiony, bo niedawne złamanie dołączyło do wielu starych, które zarobił podczas gry w Quidditcha.
– To twoja matka lub Harry kazali ci przyjść i przeprosić? – zapytała cierpko.
– Nie – potrząsnął głową. – Myślisz, że potrzebuję kogoś, żeby mnie zmusić?
– Mówisz, jakbyś ostatnio dał mi wiele powodów, by lepiej o tobie myśleć.
Nie tylko ostatnio. Sam fakt, że przyszedł dopiero po miesiącu mówił sam za siebie.
– Chyba nie. – Westchnął. – Przepraszam, Hermiono. Byłem… pijany i straciłem nad sobą panowanie.
– Alkohol nigdy nie jest wymówką, Weasley – powiedział cicho Severus, stając obok Hermiony, zamiast stać za nią. – Wydobywa to, co już w człowieku jest, nic więcej.
– Wiem, że to nie jest wymówka… proszę pana. Ja tylko… – Zachwiał się, gestykulując niepewnie i próbując znaleźć właściwe słowa. Zauważyła, że Severus nie powiedział mu, żeby nie nazywał go „pan”, wyraźnie nie uważał, że młodszy czarodziej zasłużył na prawo do używania jego imienia. Ron prychnął i zwiesił ramiona. – Nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć.
– W takim razie pozwól mi mówić – odpowiedział miękko Severus. Jego głos był niski, zimny, aksamitny i bardzo, bardzo niebezpieczny. – Jeśli kiedykolwiek powiesz coś takiego Hermionie lub o Hermionie i usłyszę o tym, zabiję cię. Czy to zrozumiałe?
Nikt nie mógł mieć wątpliwości, że nie zachowywał się melodramatycznie i nie mówił tego dla efektu, ale miał na myśli każde słowo i Hermiona cieszyła się, że ma jego różdżkę. Prawdopodobnie mógłby zabić i bez różdżki, ale miała nadzieję, że to było mniej prawdopodobne.
Ron przełknął ślinę i skinął głową.
– Tak pszepana.
– Dobrze. – Severus podszedł kilka kroków bliżej. Ron był kilka cali wyższy, ale jakimś cudem starszy czarodziej zdawał się patrzeć na niego z góry. – Zraniłeś ją bardzo głęboko – powiedział jeszcze ciszej. – Nie rób tego ponownie. Mam nadzieję, że wyciągnąłeś z tego wnioski.
Odwróciwszy się gwałtownie na pięcie odszedł kilka jardów, na tyle daleko, by dać im trochę prywatności, po czym odwrócił się przodem do nich, skrzyżował ręce na piersi i spojrzał w inną stronę.
Ron posłał Hermionie drżący i niepewny uśmiech.
– Wciąż jest przerażający jak zawsze.
– Właściwie to się powstrzymuje – odparła sucho Hermiona, spoglądając czule na swojego bardzo opiekuńczego ostatnio czarodzieja.
Doceniła, że dał im obojgu trochę przestrzeni, ale mocno podejrzewała, że potrafi czytać z ruchu warg, co niweczyło jego gest. Spoglądając z powrotem na Rona, skrzyżowała ręce pod biustem i czekała – jeśli sądził, że tak krótkie przeprosiny ujdą mu na sucho, niestety się mylił.
Pod jej spojrzeniem wyraźnie zmiękł i spojrzał w dół na śnieg.
– Naprawdę przepraszam, Hermiono. Nie wiem, dlaczego powiedziałem coś takiego. To nie była zazdrość, bo już dawno się rozstaliśmy. Chyba byłem zły, że wszyscy inni już wiedzieli i nie mogłem zrozumieć, dlaczego nikt inny nie uważał, że to… coś dziwnego. I nie rozumiałem dlaczego wybrałaś jego, skoro zawsze był dla nas wredny. I w dodatku byłem pijany. Wiem, że to nie jest wyjaśnienie, ale… – Uśmiechnął się krzywo. – Nigdy nie byłem dobry w trzymaniu gęby na kłódkę, nawet kiedy byłem trzeźwy.
– To niedopowiedzenie – zgodziła się cicho, po czym westchnęła. – Chciałam ci to powiedzieć wcześniej, Ron. To niesprawiedliwe, że dowiedziałeś się w ten sposób. Ale wiedziałam, że źle to przyjmiesz i chciałam móc cię zobaczyć wystarczająco długo, by powiedzieć „Wesołych Świąt”, zanim stracisz panowanie nad sobą i wypadniesz z Nory jak burza. Wiem też, że nie lubisz Severusa, przez lata dałeś to jasno do zrozumienia. To jednak nie usprawiedliwia niczego, co powiedziałeś.
Ron potulnie skinął głową.
– Wiem. Ale nigdy… to znaczy, nie akceptuję… tego słowa. Nigdy nie przeszkadzało mi, że jesteś mugolskiego pochodzenia. Wiesz o tym, prawda? – dodał, rozglądając się z niepokojem. Miał przynajmniej na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie powtarzać tego słowa, bo nie sądziła, że mogłaby powstrzymać Severusa drugi raz i naprawdę nie chciała dowiedzieć się, jaką klątwę by na niego rzucił.
– Wiem. Powiedziałeś to, żeby mnie zranić i rozgniewać Severusa. Udało ci się wspaniale jedno i drugie – dodała chłodno.
Wzdrygnął się.
– Tak – przyznał. – I nie miałem na myśli nic innego z tego, co powiedziałem. Po prostu chciałem cię zranić. Nic z tego nie jest prawdą. I naprawdę przepraszam.
Hermiona uznała, że na tym przeprosiny się kończyły. Poza tym nie było niczego co mógł powiedzieć, co zrekompensowałoby to, co się stało.
– Wiem że tak. – Westchnęła, rozluźniając się nieco i zapytała: – Harry już z tobą rozmawia?
Wtedy jej to nie uderzyło, ale później zdała sobie sprawę, że Ron również pośrednio obraził Lily i to walnie przyczyniło się do tego, że Severus stracił panowanie nad sobą.
– Tak jakby – kopnął nogą śnieg i włożył ręce do kieszeni. Z ukłuciem lekkiej satysfakcji zauważyła, że jego szata była za ciasna. Sama nienawidziła czuć się źle i niepewnie w związku z tym jak wygląda. – Wciąż jest zły, ale… tak jakby. Wszyscy są wściekli – dodał – ale myślę, że zdecydowali, że to ty masz prawo mnie nienawidzić.
– Nie nienawidzę cię, Ron – odpowiedziała ze znużeniem. – W tej chwili cię nie lubię, to prawda, ale tak naprawdę cię nie nienawidzę.
Przypuszczała, że to z powodu wojny; trudno było naprawdę nienawidzić przyjaciela, który powiedział coś złośliwego w chwili złości, kiedy razem walczyliście z Voldemortem i jego zwolennikami. Nic innego nie mogło równać się z tamtą nienawiścią.
— No cóż. To już coś. – Po krótkiej przerwie zaryzykował krótkie spojrzenie na Severusa, zanim spojrzał na nią. – Tak naprawdę to on nie ma prawa tak się złościć w twoim imieniu. Rozumiem, dlaczego sam byłby zły, masz rację, z powodu tego co powiedziałem, ale nie ma prawa tak cię bronić.
W innych okolicznościach wybuchnęłaby śmiechem na wspomnienie tego, co już zostało powiedziane, ale w tym momencie zdołała się uśmiechnąć, po czym cicho i z rozmyślnym naciskiem powiedziała:
– On rości sobie do tego prawo.
Po raz pierwszy Ron natychmiast zrozumiał, o co chodzi i jego oczy się rozszerzyły.
– Naprawdę? – gdy potaknęła, rozejrzał się niepewnie, po czym przełknął i dotknął swoich wciąż cienkich, zielonkawych włosów. – … W takim razie nie złoszczę się aż tak z tego powodu.
Hermiona skinęła głową.
– Jedynym powodem, dla którego cię nie zabił, jest to, że myślał, że to mnie jeszcze bardziej zdenerwuje.
Cóż, to i fakt, że Severus sam popełnił dokładnie ten sam błąd w przeszłości, ale chociaż Ron już znał tę historię, nie zamierzała o tym teraz wspominać.
– Przyjąłem do wiadomości – odpowiedział rudowłosy zduszonym tonem. Zawahał się i spojrzał na nią błagalnie. – Wybaczycie mi? – zapytał żałośnie.
Severus nie musiał się martwić, pomyślała, patrząc na niego. Takie podejście zawsze ją denerwowało, nawet gdy byli młodzi.
– Severus nigdy ci tego nie wybaczy i nie zapomni, nawet jeśli będzie żył jeszcze sto lat lub dłużej. Ale jeśli będziesz się pilnował, nie będzie do tego wracać – spojrzała z czułością na ciemną postać w pobliżu i odwróciła się do Rona z westchnieniem. – Ja też ci jeszcze nie wybaczyłam, ale nie chowam urazy tak długo jak Severus. Kiedyś w końcu ci wybaczę, zawsze to robię. Ale prędzej czy później, Ron, popchniesz mnie za daleko. Tym razem byłeś bardzo blisko.
Została bardzo mocno zraniona, ale Severus również i to było trudniejsze do wybaczenia. Ron skinął potulnie głową.
– W sumie to sprawiedliwe. – Po chwili zaryzykował uśmiech. – Nigdy nie tolerowałaś nadopiekuńczego faceta.
Hermiona również się uśmiechnęła.
– Jeśli Severus coś postanowił, bardzo ciężko go przekonać, by tego nie robił. Udaje się to tylko przy specjalnych okazjach. Doceniam to, że ostatnio bardzo się mną opiekował i wiem, że przestanie, gdy będzie przekonany, że poczuję się lepiej. – po chwili dodała, ściszając głos: – Przy okazji, Ron, nigdy więcej nie nazywaj go Smarkerusem. Boli go to bardziej, niż kiedykolwiek przyzna i jeśli jeszcze raz usłyszę, że używasz tego imienia, zapłacisz za to.
Severus ani razu nie wspomniał o używaniu przez Rona tego starego, pogardzanego przezwiska, ale nie musiał tego robić, wiedziała, jak bardzo go nienawidził i jak bardzo go to bolało. Zrobiłaby znacznie więcej, niż tylko ukarała Rona, aby nie widzieć znów tego zranionego spojrzenia w jego oczach. Patrząc teraz na Rona, zobaczyła że zrozumiał co miała na myśli i skinął powoli głową, mając na tyle przyzwoitości, by wyglądać na zawstydzonego.
– Ty też go bronisz?
– Na to wygląda, prawda? – Nie, żeby Severus szczególnie potrzebował ochrony.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że wy dwoje tak na poważnie…
– Nie chciałeś zdać sobie sprawy – poprawiła go delikatnie. – Nie zachowuję się jak przeciętna osoba, wiesz o tym. Daj spokój, Ron, naprawdę myślisz, że zaryzykowałabym mówienie wam wszystkich o nim, gdyby to nie było poważne? W końcu spodziewałam się kilku negatywnych reakcji.
– Słuszna uwaga. – Zerknął z wahaniem na starszego czarodzieja, marszcząc brwi, najwyraźniej zdziwiony, a potem z powrotem na nią. – …Ale wciąż nie rozumiem dlaczego… Dlaczego właśnie on?
Hermiona wzruszyła ramionami z uśmiechem.
– Ponieważ. Miłość nie potrzebuje powodów, Ron. Jest wiele rzeczy, które mogłabym ci powiedzieć. Jest inteligentny, opiekuńczy, mamy podobne poczucie humoru, mamy podobne zainteresowania, był dla mnie bardzo dobry, przeprosił i wytłumaczył większość tego, co mówił kiedy byłam młodsza i wiem, że nie będziesz chciał tego słuchać, ale jest bardzo dobry w łóżku… ale przede wszystkim Ponieważ.
Ron skinął powoli głową, marszcząc brwi i próbując to przyswoić.
Jak na zawołanie Severus wybrał ten moment, by uznać, że rozmawiali wystarczająco długo i podszedł, stając w milczeniu obok Hermiony, która kolejny raz stwierdziła, że uwielbia siłę jego osobowości. Nie powiedział ani słowa, a w porównaniu z wcześniejszą rozmową nie wyglądał nawet szczególnie groźnie, ale sam fakt, że stał obok sprawił, że Ron zbladł i znów zaczął się wiercić. Uścisnęła lekko ramię Severusa, czując jak bardzo był spięty, co znaczyło, że nie był zadowolony i odwróciwszy się do niego uśmiechnęła się, a jego ciemne oczy złagodniały w odpowiedzi.
– W porządku, Severusie. Ron już idzie.
Ron potaknął energicznie w odpowiedzi, wyraźnie chcąc uniknąć kolejnej katastrofy. Hermiona pomyślała z rozbawieniem, że to musiało to być dla niego poniżające – był Aurorem i zawodnikiem Quidditcha, a niższy, szczuplejszy, mniej umięśniony i prawdopodobnie mniej sprawny fizycznie mężczyzna, dwadzieścia lat starszy od niego powalił go bez żadnego wysiłku i bez użycia magii.
Severus nic nie powiedział, po prostu wpatrywał się w Rona bez wyrazu i czekał. Po chwili młodszy czarodziej przełknął ślinę.
– No cóż… do widzenia, Miona. Do zobaczenia, tak?
Powstrzymując uśmiech Hermiona potaknęła.
– Do widzenia, Ron.
Rzuciwszy ostatnie nerwowe spojrzenie na Severusa, Ron odwrócił się i deportował.
Hermiona popatrzyła na ukochanego z wyrazem udawanej dezaprobaty.
– Ten mały pokaz naprawdę był konieczny?
– Właściwie nic nie zrobiłem – zauważył.
– Nie musiałeś, Severusie. Możesz sprawić, że pierwszoroczni zsikają się nawet jak tylko stoisz pięćdziesiąt kroków dalej i patrzysz na nich bez słowa.
– Pochlebiasz mi – stwierdził z rozbawieniem.
Śmiejąc się cicho ujęła go za ramię, przeszli przez bramę i ruszyli ośnieżonym podjazdem.
– Dziękuję, że się dobrze zachowywałeś.
– Nie zrobiłem tego dla ciebie – odpowiedział nieszczerze. – Jeszcze jedno morderstwo i naprawdę wylądowałbym w Azkabanie.
– Oczywiście – mruknęła, opierając głowę na jego ramieniu. Oboje wiedzieli, że kłamie, ale to nie miało znaczenia. – Myślałam, że jesteś odporny na przedawkowanie testosteronu.
– Nie ma nic złego z moim poziomem testosteronu, o czym powinnaś już dawno wiedzieć.
Słysząc wyraźną sugestię w jego głosie Hermiona przewróciła oczami.
– Zbereźnik. Wiesz, że nie o to mi chodziło. Jesteś całkowicie niepoprawny – dodała patrząc na niego radośnie.
Posłał jej szeroki uśmiech i objąwszy ją ramieniem przyciągnął do siebie i poszli dalej.
Walentynki jak zwykle przyniosły ze sobą falę różu. Hermiona obudziła się wcześnie, jęknęła i czym prędzej zbudziła Severusa, aby mógł się go pozbyć. Czarodziej otworzył jedno oko, rozejrzał się krótko po pokoju i zamknął je ponownie. Przewracając się, wyciągnął rękę i położył dłoń na ścianie nad wezgłowiem i po chwili różowy odcień powoli zniknął z sypialni.
– Słyszę nawet muzykę. W tym roku przeszła samą siebie – skomentowała sennie Hermiona.
– Mm – wymamrotał w odpowiedzi, zwijając się ponownie pod kołdrą.
– Jeśli ładnie poproszę, zajmiesz się w tym roku moją klasą i gabinetem? – zapytała z nadzieją.
– Nie.
– Dlaczego nie?
Najwyraźniej zdając sobie sprawę, że nie pozwoli mu ponownie zasnąć ponownie otworzył jedno oko.
– Jak byś to wytłumaczyła?
– Jak wytłumaczysz, że twoja klasa nie jest różowa?
– Nie muszę. Ludzie nie zadają mi pytań.
– Cóż, to prawda – stwierdziła. – Dlaczego Minerwa to robi? Mogę zrozumieć, że tęskni za Albusem i jego kompletnym brakiem gustu, ale to za bardzo przypomina mi Umbridge.
Severus jęknął cicho i przewrócił się ponownie.
– Jest zdecydowanie za wcześnie rano, żeby przypominać mi o tej kobiecie – poskarżył się przytłumionym głosem.
– Rozumiem, że wśród personelu była równie popularna jak wśród nas?
– Nie możesz nawet sobie wyobrazić – Otworzył oczy i stłumił ziewnięcie, rozbudzając się powoli. – Mieliśmy kilka konkursów i zakładów w pokoju nauczycielskim, aby zobaczyć, kto wkurzy ją najbardziej. Wygrała Minerwa, ale było bardzo blisko.
– Co jej zrobiliście?
– Po jej trzecim ataku grypy żołądkowej Albus zabronił mi robienia czegokolwiek, co niestety wykluczyło mnie z udziału w konkursie i może tym lepiej, bo niewiele brakowało, żebym ją otruł. Filius w pojedynkę rujnował każde spotkanie personelu, a Minerwa włamała się raz do jej gabinetu i zmieniła kolory wszystkich upiornych talerzy z kotami na prawdziwe: pręgowane, rude i tak dalej, zamiast różowych czy fioletowych, poprawiła ich zezowate oczy i zdjęła kokardki. Myślę, że zagrywka z talerzami naprawdę ją ubodła. Na ogół po prostu graliśmy pasywno-agresywnie i bezwstydnie zachęcaliśmy co lepszych żartownisiów wśród uczniów.
– Tak? – zapytała, uśmiechając się i wspominając Minerwę udzielającą rady Irykowi.
Skinął głową i przeciągnął się leniwie.
– Mój wkład polegał przede wszystkim na odwracaniu wzroku… chociaż jedno lub dwa ulubione zaklęcia Księcia Półkrwi mogły trafić w ręce Weasleyów – dodał niewinnie i obdarzył ją szyderczym spojrzeniem. – Interweniowałem też kilka razy, aby uniemożliwić jej odkrycie spotkań GD. Jeśli chodzi o zachowanie sekretu byliście naprawdę beznadziejni, większość waszych nauczycieli robiła co mogła, by was kryć, inaczej zostalibyście złapani kilka miesięcy wcześniej.
Hermiona skrzywiła się w odpowiedzi
– Co jeszcze mieliśmy zrobić? Musieliśmy się uczyć, a nikt nie chciał tego robić.
– Tylko dlatego pozwoliliśmy wam na to i dlatego Albus w końcu wziął odpowiedzialność na siebie. – Usiadł powoli i ponownie się przeciągnął. – Głównie po prostu udawaliśmy, że nic nie wiemy o tym co robią uczniowie i odmawialiśmy karania za psoty jeśli to mogło ją zirytować. – Uśmiechnął się lekko. – Szczególnie zabawne były fajerwerki. Miałem wtedy wolny czas i spędziłem go wędrując po tajnych przejściach i rzucając na wszystkie, które mogłem znaleźć Evanesco, a na koniec przymocowałem do drzwi jej komnat Zaklęciem Trwałego Przylepca duże płonące koło.
– Słyszałam, jak rozmawiałeś z nią podczas wizytacji – zachichotała Hermiona. – Zawsze byłam zaskoczona, że nie próbowała się ciebie pozbyć.
– Nie mogłem sobie pozwolić na utratę pracy – odparł kwaśno. – Gdybym został usunięty z Hogwartu, nie byłbym już użyteczny dla Czarnego Pana i moje życie można by mierzyć w najlepszym razie tygodniami. Musiałem sprawiać wrażenie, że z nią współpracuję, chociaż nie wpłynęło to specjalnie na moje zachowanie, gdy rozmawialiśmy. A mój Dom zhańbił się, stając się jej małymi pupilkami – dodał zdegustowanym tonem.
– Dobra uwaga – zgodziła się.
Zapowiadała się bardzo ciekawa rozmowa, ale Krzywołap wybrał ten moment, by dać im żałosnym i głośnym przypomnieniem, że nadeszła jego pora śniadania, więc Hermiona poddała się i wstała.
– Naprawdę nie usuniesz różu?
– Naprawdę nie.
– Drań.
– W rzeczy samej. Do zobaczenia na śniadaniu.
Muzyka nie umilkła i miłosne piosenki grały cichutko cały czas. Po kilku godzinach słuchania Michaela Boltona, Elvisa Presleya, Stevie Wondera, The Carpenters i innych Hermiona w końcu zorientowała się, że Minerwa nic nie wie o mugolskiej muzyce, więc nie mogła za tym stać. Jeszcze dłużej zajęło jej uświadomienie sobie, że odtwarzane piosenki należą do jej ulubionych, poza jedną lub dwoma, które wiedziała, że Severus lubi i że gdy się obudziła, nie słyszała muzyki – ta zaczęła się dopiero wtedy, gdy usunął róż z lochów. Kiedy w końcu to do niej dotarło, poczuła się głupio, że wcześniej tego nie zauważyła.
Nie pojmowała, czemu Severus zdecydował się to zrobić. Nigdy nie uznawał Walentynek i nie ukrywał faktu, że uważał je za jeszcze bardziej tandetne i irytujące niż ona, więc ten gest był co najmniej zaskakujący i nie pasował do niego. Kiedy już zwróciła na to uwagę, myślała o tym z przerwami przez cały dzień i w końcu uznała, że po prostu próbował ją pocieszyć, najwyraźniej widząc, że nadal nie doszła do siebie po tym, co Ron powiedział w Boże Narodzenie, pomimo jego nieudolnych przeprosin.
Po obiedzie zaczęła go szukać i zastała go w gabinecie, sprawdzającego prace domowe. Z pewnością wiedział, że tam jest, ale nie podniósł wzroku, koncentrując się na eseju, który oceniał – już to było doskonałą wskazówką. Doprawdy czasami potrafił być bardzo słodki! Stojąc w drzwiach i patrząc na niego, Hermiona oparła ręce na biodrach, starając się nie uśmiechać.
— Severusie Snape — powiedziała uroczyście — jesteś starym, romantycznym, sentymentalnym wariatem.
Wciąż nie podniósł wzroku, ale się zarumienił, po raz pierwszy, od kiedy go poznała. To była jedna z najbardziej uroczych rzeczy, jakie kiedykolwiek widziała.
– Nie wiem, o czym mówisz, ale brzmi to zupełnie nieprawdopodobnie – odpowiedział, przechylając głowę, by włosy opadły mu na twarz, co miało ukryć fakt, że się zaczerwienił. Hermiona zauważyła, że muzyka od razu ucichła.
– Zwykle jesteś lepszym kłamcą – zauważyła, kręcąc głową i uśmiechnąwszy się podeszła do niego, wsunęła rękę pod jego podbródek i uniosła jego twarz, by móc się pochylić i delikatnie go pocałować.
– Jesteś słodki, kiedy jesteś zakłopotany.
– Odejdź. Jestem zajęty.
Śmiejąc się teraz otwarcie z rozmysłem potargała mu włosy i wreszcie się nad nim zlitowała.
– W porządku, zostawię cię w spokoju. Szalony człowieku. Nie dąsaj się, to było miłe z twojej strony i bardzo ci dziękuję.
– Powiedziałem, odejdź.
– Idę, idę.
Pewnego marcowego poranka Hermionę obudził bardzo wcześnie Patronus Minerwy, wzywając ją do pokoju nauczycielskiego na nadzwyczajne zebranie. Gdy oszołomiona pospiesznie się ubierała, Severusa nie było, lecz sądziła, że wyszedł na zewnątrz na papierosa i tam usłyszał wiadomość.
Kiedy zaspani i zaintrygowani nauczyciele zeszli się, ubrani mniej lub bardziej odpowiednio, do pokoju weszła Minerwa, wyglądając na zmęczoną i zdenerwowaną.
– Wszyscy już są?
– Nie ma Filiusa, podobnie jak Poppy i Severusa.
Dyrektorka z roztargnieniem skinęła głową.
– Nie przyjdą. – Gdy nauczyciele wymienili zmieszane spojrzenia wzięła głęboki oddech. – Muszę wam powiedzieć, że jakieś dwie godziny temu Filius miał atak serca. – Podniosła rękę, by powstrzymać okrzyki szoku i mówiła dalej, szybko i z mocniejszym niż zwykle akcentem. – Żyje i jest w stabilnym stanie, w Skrzydle Szpitalnym. Poppy jest z nim. Atak nie był tak poważny, jak mógłby być i normalnie nie powinien mieć problemów z powrotem do zdrowia… ale… Filius ma w swoim rodowodzie krew goblinów i zwykłe eliksiry na niego nie zadziałają. Kontaktowałam się ze Świętym Mungiem. Istnieje eliksir, ale jest bardzo rzadki i skomplikowany i nie ma nikogo, kto by potrafił go uwarzyć.
Wciąż zdrętwiała w szoku z powodu takich wiadomości Hermiona przerwała ciszę.
– Severus.
Minerwa skinęła głową.
— Tak. Klinika przesłała nam przepis jakieś pół godziny temu, razem z kilkoma składnikami, których nie mieliśmy i Severus już nad nim pracuje. Mówi, że sądzi, że może to zrobić, ale nie chce niczego gwarantować, mówi również, że to zajmie trochę czasu, potencjalnie do tygodnia. Jeśli stan Filiusa w tym czasie się nie pogorszy, jeśli Severusowi się powiedzie i jeśli ten eliksir zadziała, bo był używany bardzo rzadko i z różnymi rezultatami, to wszystko będzie dobrze.
Zamilkła na chwilę, pozwalając im przyswoić tę ponurą wiadomość. Profesor Flitwick był najdłużej pracującym członkiem personelu, nauczał nawet dłużej niż sama Minerwa; powiedzieć „Hogwart” było tym samym co powiedzieć „Filius Flitwick”. Wreszcie Minerwa znów się odezwała.
– Ogłoszę to uczniom dziś rano przy śniadaniu, bo nie da się tego przemilczeć. Ale to znaczy, że zabraknie nam dwóch nauczycieli… Hermiono.
Zaskoczona spojrzała w górę.
– Tak?
Dyrektorka westchnęła i skrzywiła się.
– Severus twierdzi, że jesteś jedynym członkiem personelu na tyle kompetentnym, by nadzorować Eliksiry, chce również, abyś ponownie zastępowała go również jako Opiekuna Slytherinu. To dużo pracy…
Hermiona skinęła głową – powinna się tego spodziewać, ale nie myślała jeszcze jasno.
– Oczywiście. Mogę na kilka dni dawać moim uczniom coś do czytania i nie powinni potrzebować ciągłego nadzoru, wystarczy ktoś, kto zajrzy i upewni się, że nie sieją spustoszenia.
Minerwa skinęła głową.
– Bardzo dobrze. Dopóki Filius nie wyzdrowieje, wszyscy będziemy musieli prowadzić lekcje Zaklęć, kiedy tylko będziemy mogli, a ja przez krótki czas będę musiała obejść się bez mojego Zastępcy. Auroro, będziesz opiekować się Krukonami przez jakiś czas?
– Oczywiście – zapewniła ją nauczycielka Astronomii.
– Dobrze więc. – Westchnęła Minerwa. – Wszystko, co możemy teraz zrobić, to mieć nadzieję.
Trzy dni później Hermiona spotkała Minerwę na korytarzu, gdy zmęczona wracała do swoich komnat.
– Dobry wieczór, pani Dyrektor.
– Dobry wieczór, Hermiono. – Starsza kobieta uśmiechnęła się do niej. – Jak sobie radzisz będąc Severusem?
Zaśmiała się żałośnie.
– Nie wiem, jak mu się to udaje, jestem wykończona. Ale nie było żadnych problemów. Wszyscy uczniowie lubią Filiusa, a Ślizgoni trochę mnie znają, więc wszyscy są grzeczni, chociaż jestem pewna, że to nie potrwa długo.
– Cóż, w każdym razie dobrze to usłyszeć. Właśnie idę zobaczyć, jak sobie radzi nasz Mistrz Eliksirów, chcesz iść ze mną? Z pewnością lepiej ode mnie zrozumiesz, co on robi.
Hermiona osobiście nie uważała, że to dobry pomysł. Od czasu ataku serca Filiusa nie widziała Severusa i o ile wiedziała, nie opuścił swojej pracowni, to zaś znaczyło, że bardzo ciężko pracował i z pewnością nie chciałby, aby mu przeszkadzano. Ale ciekawość i troska przezwyciężyły ostrożność (wiedziała, że kiedy był tak skupiony na czymś, zapomniał o siebie dbać) i zgodziła się towarzyszyć Minerwie do lochów.
Na szczęście w komnatach Severusa nie było żadnej z jej rzeczy, była na tyle dalekowzroczna, że zdążyła je sprzątnąć, kiedy przyszła po jego plany lekcji i po Krzywołapa. Tu i tak było trochę rudego futra, ale na szczęście nie na tyle, by zauważyła to Minerwa, kiedy przeszły przez jego komnaty do pracowni; z jakiegoś powodu tęskniła za tymi pomieszczeniami. W lochach zaczęła się czuć jak w domu.
Minerwa zapukała do drzwi pracowni.
— Severusie? – zawołała. – Przyszłyśmy z Hermioną zobaczyć, jak sobie radzisz. To dobry moment?
Nastąpiła długa przerwa, zanim odpowiedział stanowczo:
– Nie.
Minerwa wyglądała na trochę zakłopotaną tą odpowiedzią, ale zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej, drzwi kliknęły i otworzyły się, Severus niechętnie je wpuścił i Hermiona zobaczyła Mistrza przy pracy.
To był naprawdę niesamowity widok.
W pracowni było duszno, nieznośnie gorąco, a powietrze było zamglone od pary. Severus zdjął szaty i surdut, podwinął rękawy przepoconej koszuli. Pot spływał mu nawet po twarzy. Odgarnął włosy i sądząc po jego wyglądzie, rozpaczliwie potrzebował umycia się, ogolenia i snu, chociaż chyba tego nie zauważał. Kiedy weszły, nawet nie spojrzał na nie, był skupiony, między brwiami widać było głęboką zmarszczkę, a na twarzy wyraźne zmęczenie.
Nie grała muzyka, jedynie dźwięki poza trzaskającym ogniem i bulgoczącym sykiem co najmniej trzech kociołków, pochodziły z tykającego miarowo metronomu stojącego na półce nad stołem roboczym. Mieszał lewą ręką w jednym z trzech kociołków, dokładnie w rytm tykania metronomu, podczas gdy prawą ręką odmierzał gęsty płyn do tygla i jednocześnie niewerbalnie i bezróżdżkowo przywołał słój z proszkiem. Gdy obserwowały go zupełnie oczarowane, miarowe tykanie metronomu zmieniło się, a on natychmiast dopasował do niego rytm mieszania, odkładając zlewkę z płynem do drugiej ręki i regulując temperaturę płomieni pod kociołkiem.
Hermiona wpatrywała się z fascynacją i podziwem, jak zaczął dodawać proszek ze słoika do płynu w tyglu i jednocześnie odwrócił głowę, by otrzeć pot z twarzy w rękaw koszuli. Mimo to rytm mieszania nawet odrobinę się nie zmienił. To co robił wymagało niesamowitej koncentracji i zdolności robienia wielu różnych rzeczy jednocześnie. I w tym momencie zaczęła rozumieć, co odróżnia prawdziwego Mistrza od zwykłego eksperta.
Minerwa też wpatrywała się w niego w podziwie; nie trzeba było żadnej znajomości Eliksirów, aby wiedzieć, że ma się do czynienia z czymś niezwykłym. W końcu odzyskała głos i odezwała się trochę słabo.
– Jak idzie, Severusie?
– Tak dobrze, jak można się tego spodziewać – odpowiedział po chwili, całą uwagę poświęcając temu co robił. – Nie było jeszcze poważnych problemów, ale najtrudniejsza część jeszcze przed nami.
– To może być jeszcze trudniejsze niż to? – zapytała Hermiona z niedowierzaniem.
– Same zobaczcie – kiwnął głową w stronę arkusza pergaminu przypiętego do pobliskiej ściany.
Obie czarownice pochyliły się nad pergaminem i przyjrzały najbardziej skomplikowanemu przepisowi na eliksir, jaki Hermiona kiedykolwiek widziała. Poza wynalezieniem kilku dodatkowych ramion nie widziała, jak ktokolwiek – nawet Severus – mógłby sobie z tym poradzić. Tyle procesów musiało zachodzić jednocześnie i z taką precyzją… Już od samego czytania poczuła się zamroczona. Nigdy nie odważyłaby się spróbować tego uwarzyć, zwłaszcza gdy tak wiele zależało od wyniku. Ilość pracy, którą trzeba było w to włożyć…
Podejrzliwie spojrzała na Severusa, skupiając na jego twarzy. Choć jego czarne oczy były zaczerwienione i podkrążone, były zbyt jasne, a kiedy podeszła bliżej, by odłożyć pergamin, a on zlizał pot z górnej wargi, w jego oddechu wyczuła mieszankę eliksirów i napojów wzmacniających.
– Spałeś w ogóle?
– Nie.
Krótka odpowiedź i płaski ton były potwierdzeniem samym w sobie.
Minerwa wyraźnie się zaniepokoiła.
– Severusie, tylko ty jesteś w stanie to zrobić. Jeśli ci się nie uda, Filius umrze.
– Wiem – warknął niecierpliwie, wciąż nie odwracając się w ich stronę. Teraz mieszał w dwóch kociołkach w zupełnie różnym rytmie, oba co kilka ruchów się zmieniały i tylko metronom mu pomagał. – Wiem, co robię. Jak ten etap się skończy mogę się przespać godzinę czy dwie. A jeśli trzeba, mogę wytrzymać bez snu dłużej, niż to będzie trwało. Robiłem już takie rzeczy wiele razy.
Mówiąc dopasował rytm wypowiadanych słów do tego co robił, bo nawet te kilka sekund pozwalały wygrać z czasem.
To nie znaczy, że powinieneś, Severusie. Gdyby byli sami, Hermiona byłaby bardziej surowa i nalegałaby, żeby zadbał o siebie, ale z drugiej strony, gdyby byli sami, nie przerwałaby mu.
– Czy ktoś może ci pomóc? – zapytała, od razu domyślając się jego odpowiedzi.
– Nie. W tym przepisie nie ma żadnych podstawowych etapów. Nawet samo przygotowanie składników musi być wykonane w określony sposób. Nie masz odpowiedniego przeszkolenia, a ja nie mam czasu, aby cię uczyć.
– Możesz to zrobić? – spytała bez ogródek Minerwa.
Do tej pory założyła, że Severus celowo nie chciał niczego zagwarantować i że to tylko kwestia czasu, ale najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, jak złożony będzie ten eliksir.
– Nie wiem – odpowiedział równie dosadnie. – Zapytaj mnie, kiedy skończę. – Odkładając jedno mieszadło, przyciągnął do siebie deskę do krojenia i zaczął ostrożnie kroić jakieś kolczaste, twarde i obrzydliwie wyglądające łodygi roślin, używając tylko jednej ręki. – Ale jak tak przenikliwie zauważyłaś, jeśli nie będę w stanie to Filius Flitwick umrze, więc lepiej miej nadzieję, że mogę. – Z kociołka, w którym wciąż mieszał posypały się iskry, lądując na jego dłoni i ramieniu. Jego usta i oczy zacisnęły się nieznacznie, ale poza tym nie zareagował, nawet gdy skóra się zaczerwieniła. –
A teraz muszę nalegać, żebyście wyszły, muszę się skoncentrować.
Nie mając innego wyboru, wycofały się i zostawiły go samego.
Ich kolejna próba sprawdzenia co się z nim dzieje była jeszcze mniej udana. Severus nie wpuścił ich, a kiedy Minerwa i tak próbowała otworzyć drzwi do pracowni, jego Osłony poparzyły jej rękę, a on wygłosił pod ich adresem ostrą tyradę, która (być może na szczęście) przez drzwi była w większości niezrozumiała. Hermiona była prawie pewna, że słyszała, jak przeklinał w języku, który brzmiał jak średniowieczny niemiecki, a może rosyjski. Nie rozumiała niczego, co powiedział, ale z jego tonu wynikało, że przeklinał dość długo.
W zrozumiałych fragmentach poinformował je, że eliksir jest na bardzo trudnym etapie i że najmniejsza zmiana w atmosferze, ciśnieniu lub temperaturze spowoduje, że całość wybuchnie mu w twarz, że wiedział co robi, pracował tak szybko, jak tylko mógł żeby to ukończyć, a tymczasem niech uprzejmie zostawią go w spokoju.
Posłuchały go.
W wolnym czasie Hermiona nadal martwiła się o niego, ale była bardzo zajęta. Same Eliksiry były pracą na pełen etat i zaczęła bardzo dobrze rozumieć temperament Severusa, gdy uczniowie wciąż popełniali podstawowe błędy. Miała też do oceny własne eseje z Mugoloznawstwa, a także próbowała dostosować się do standardów Severusa w pracach domowych z jego zajęć. Prefektowie Slytherinu powiedzieli jej pod koniec jednej z ich lekcji Eliksirów, że pilnują swojego domu i będą jej przeszkadzać tylko w nagłych wypadkach; z wdzięcznością przyznała im po dwadzieścia punktów za to, że miała o jedną rzecz mniej, o którą musiała się martwić i nie mogła powstrzymać uśmiechu, widząc jak bardzo ją zaaprobowali.
Stan Flitwicka nie poprawił się, ale też nie pogorszył. Pani Pomfrey wprowadziła go w stan śpiączki, aby zachować jak najwięcej jego sił.
Teraz wszystko zależało od Severusa.
Z każdym kolejnym rozdziałem kocham to opowiadanie coraz bardziej 💜
bo warto, oj warto…! 😉