Post Tenebras, Lux – Rozdział 4

„A ta nawiedzona przeszłość będzie podążać za tobą jak zagubiony pies na plaży, czepiając się twojego szlaku, dopóki nie odpłyniesz poza zasięg”.

– Josh Woodward, „Walcz z morzem”.


 

Kiedy Hermiona weszła, Harry i Ginny spojrzeli na nią z zaskoczeniem. Nie miała czasu na długie wyjaśnienia i miała bardzo poważną minę.

– Cóż, wiem, co się dzieje – oznajmiła. – Mamy dużo do zrobienia.

– Dlaczego, co on powiedział?

– Powiedział mi, dlaczego wrócił. Nie mogę ci podać powodów, obiecałam, że nic nie powiem. Nikomu – dodała stanowczo, widząc że Harry zamierza polemizować. – Wszystko, co mogę ci powiedzieć to to, że Snape potrzebuje dostępu do dobrze wyposażonej pracowni, aby przeprowadzić badania i mojej pomocy… Naszej pomocy, aby mieć pewność, że może pracować i nikt nie będzie próbował go aresztować czy zabić.

— Łatwiej powiedzieć niż zrobić — mruknął Harry, wyglądając na trochę zszokowanego szybkością rozwoju sytuacji. – Jesteś tego pewna, Hermiono?

– Tak. Jesteśmy mu to winni, Harry. To ważne, przysięgam.

– W porządku, znam to spojrzenie. Masz już pomysł. Więc?

Hermiona nakreśliła swój plan. Oboje wpatrywali się w nią, jakby była całkowicie szalona, ale była do tego przyzwyczajona i cierpliwie czekała. W końcu Ginny odezwała się słabo.

– Hermiono, to niemożliwe, wiesz o tym. Nikt się nie zgodzi.

– Będą kłótnie – zgodziła się spokojnie Hermiona. – Ale on ma kwalifikacje, wiemy o tym. I nie ma nikogo innego. Stanowisko jest wakujące od lat i nikt inny go nie chce.

– A czy on chce? – zapytał znacząco Harry.

Trzeba przyznać, że była to jedna z głównych potencjalnych wad jej planu.

– Nie pytałam go – przyznała otwarcie. – Jeśli przedstawimy to jako fakt dokonany, myślę że uda mi się go namówić, by się zgodził – dodała optymistycznie. – Ale najpierw przekonajmy wszystkich innych. Jeśli im się to nie spodoba, mogą spróbować znaleźć kogoś innego.

– Czy nie byłoby łatwiej po prostu zrobić dla niego miejsce w jednym z naszych domów i załatwić mu to, czego potrzebuje?

– Tak, ale prawda w końcu wyjdzie na jaw. Równie dobrze może to być teraz. I to nie fair, że musiałby się ciągle ukrywać. Ma prawo znów żyć normalnym życiem. Poza tym naprawdę sądzisz, że po tym wszystkim, co się wydarzyło i co teraz o nim wiemy, Snape chciałby spędzać czas z którymkolwiek z nas?

– Jesteś szalona – powiedział Harry z przekonaniem – ale w porządku. Od czego zaczniemy?

– Minerwa.

– Nie. – To była Ginny. – Najpierw powiemy Ronowi.

– Ronowi? Dlaczego?

– Bo jeśli ten szalony plan dojdzie do skutku, nie będziemy musieli zajmować się jego zranionymi uczuciami, kiedy policzy, ile osób wiedziało przed nim.

– W porządku, Ron, potem Minerwa, potem Kingsley i reszta Zakonu, po nich członkowie Rady Nadzorczej. A potem porozmawiam z Severusem…

— Severusem? – powtórzyła Ginny.

Hermiona wzruszyła ramionami.

– Przecież nie mogę nazywać go profesorem, prawda? A pan Snape brzmi głupio i trochę niezręcznie jest nazywać go po prostu Snape.

– Tak przypuszczam.

– W każdym razie jeśli to ma zadziałać, to w zupełności wystarczy do rozmów z nim,. Miejmy tylko nadzieję, że nikt nie odmówi Wybrańcowi.

 

Zorganizowanie wszystkiego zajęło prawie dwa tygodnie nieprzerwanych awantur. Wykłócając się, Hermiona przypominała sobie suchą, celną ocenę Snape’a, co się stanie, gdy rozejdą się wieści o tym, że przeżył; bała się tego, co będzie gdy Prorok opublikuje tę historię. Kingsley był najwyżej postawionym członkiem Zakonu w Ministerstwie i wstrzymał publikację tak długo jak tylko można, ale potem Snape zostanie rzucony na pożarcie lwom. Mimo to była dość optymistycznie nastawiona. Wszyscy byli przeciwko, ale tak naprawdę nie było nikogo innego, co było jedynym powodem dla którego udało się jej postawić na swoim. Teraz wszystko co musiała zrobić, to przekonać Snape’a.

Mówiąc sobie stanowczo, że to wcale nie było tchórzostwo, podniosła słuchawkę i wybrała numer, który jej podał. Zgodnie z jej przypuszczeniami włączyła się poczta głosowa; był zbyt antyspołeczny, żeby odbierać telefony. Zapowiedź była prosta; przeciągając słowa podał swój numer telefonu – ale nie imię – i poinstruował dzwoniących, aby nagrali wiadomość po sygnale, dodając: „Jeśli się z tobą nie skontaktuję, możesz śmiało uznać, że w ogóle nie chciałem z tobą rozmawiać”. To było tak typowe dla Snape’a, że ​​rozśmieszyło ją i ledwo udało jej się zostawić wiadomość.

– Tu Hermiona. Mój plan zadziałał. Nikt nie jest szczęśliwy, ale poszło lepiej niż myślałam. Niedługo się zjawię, by ci o wszystkim opowiedzieć.

 

Mimo całej swojej pozornej obojętności podczas ich ostatniego spotkania, Snape najwyraźniej odczuwał niepokój; otworzył drzwi gdy tylko ich dotknęła. Z całej jego postawy emanowało napięcie i zdenerwowanie

– A więc? – zapytał. – W jaką głupotę mnie wplątałaś?

– Ja też cię witam – powiedziała cierpko, przechodząc obok niego i siadając w salonie. Patrząc w górę, zmarszczyła brwi. – Powinieneś usiąść. To będzie długa rozmowa.

– Cudownie – wycedził, nie wykonując żadnego ruchu.

Hermiona obserwowała go krytycznie i zastanawiała się, czy przez przypadek noga mu nie dokucza, ale nawet gdyby tak było, nigdy by się do tego nie przyznał.

– W tej chwili kilku wysokich rangą urzędników zarówno w Zakonie jak i w Ministerstwie wie, że żyjesz. Nikt nie wie gdzie, jeszcze nie. Przypuszczam, że to czyni mnie kimś w rodzaju nieoficjalnego łącznika. Prorok wie, ale publikacja została wstrzymana, aby dać nam czas na sfinalizowanie ustaleń; jest wiele do załatwienia. Potem się wyda i dowie się opinia publiczna.

– Miałem nadzieję na coś mniej publicznego – wymamrotał, pomimo neutralnego wyrazu twarzy widać było po nim zawód.

– Wiem, ale nie było sposobu aby coś takiego zachować w tajemnicy, nie teraz, kiedy tak wiele osób już o tym wie. Poza tym w ten sposób może uda nam się do pewnego stopnia kontrolować reakcje.

– Wątpię.

– Chcesz usłyszeć jaki jest plan czy nie? – prychnęła.

Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, zanim niechętnie skinął głową i oparł się o ścianę, krzyżując ręce na piersi i patrząc na nią groźnie. Hermiona wzięła głęboki oddech; to nie miało mu się spodobać.

– Istnieje pewna oferta pracy, która jest twoja, jeśli chcesz. Obawiam się, że nikt nie jest zadowolony, ale masz kwalifikacje i nie ma innych kandydatów.

Oczy Snape’a zwęziły się podejrzliwie.

– Jaka oferta? – zapytał powoli.

Hermiona spuściła wzrok; ostatnią rzeczą jakiej pragnęła było to, żeby wyczytał to z jej umysłu.

– Ta, którą wykonywałeś wcześniej przez wiele lat.

Napięcie w pomieszczeniu eksplodowało. Podejrzliwość w jego oczach zastąpiła płonąca wściekłość, a kobieta dosłownie wcisnęła się w krzesło, gdy podskoczył do niej, pochylił gwałtownie i zajrzał jej w oczy, zaciskając pięści. Siła jego osobowości i jego magia momentalnie wypełniły małą przestrzeń.

 

– Co ty do diabła zrobiłaś?! – wypluł z siebie. – Hogwart? Proponujesz, żebym wrócił do Hogwartu?! Straciłaś rozum?!

– Nie – zaczęła i musiała przerwać, by złapać głęboki oddech i opanować drżenie głosu. – Nie, nie postradałam – kontynuowała już pewniej. – To logiczne. Miałbyś swoją pracownię i wszystkie składniki eliksirów, jakichkolwiek byś potrzebował. I jest tam bezpiecznie. Ponadto daje ci ponownie miejsce w czarodziejskim świecie. W czym problem?

– W czym… A może myliłem się co do ciebie? Może rzeczywiście jesteś tak głupia, na jaką wyglądasz? Moi byli koledzy już teraz polerują swoje różdżki i przygotowują klątwy specjalnie dla mnie! Czyżbyś jakimś cudem zapomniała, dlaczego wszyscy w Hogwarcie mną gardzą?!

Snape potrafił całkowicie się kontrolować i zwykle im ciszej mówił, tym bardziej był przerażający, ale w tej chwili krzyczał. Podniesiony głos niestety podrażnił nadwyrężone gardło; musiał przerwać, kaszląc chrapliwie, lecz furia w jego oczach nie zmniejszyła się, gdy na nią spojrzał.

– Nie, nie zapomniałam – odparła cicho Hermiona, przerażona jego gwałtowną reakcją. – Ani nikt inny. Ale teraz znają prawdziwą historię, wiedzą dlaczego zrobiłeś to, co zrobiłeś. Nie miałeś wyboru. Nawet Minerwa to przyznaje. Jeśli wrócisz… – urwała.

Jego wyraz twarzy wyraźnie wskazywał, że gdyby tylko mógł przestać kaszleć na tyle długo, by wyartykułować zaklęcie, przekląłby ją, jeśli natychmiast by nie zamilkła. Hermiona podejrzewała, że ​​powinna się cieszyć, że dusząc się, prawdopodobnie nie mógł skoncentrować się wystarczająco na zaklęciu niewerbalnym.

Odzyskawszy oddech bez słowa wszedł do kuchni, napełnił szklankę wodą z kranu i powoli popijał, patrząc ponuro przez okno na kemping.

Nie chcąc być zaatakowana na krześle, gdyby naprawdę stracił panowanie nad sobą Hermiona wstała, ale została na miejscu, pozwalając mu to przemyśleć.

W końcu poruszył się. Podszedł powoli, stanął w drzwiach i oparłszy się o framugę spojrzał na nią. Gniew w jego oczach nie zniknął, ale wyraz twarzy miał teraz chłodniejszy, bardziej opanowany.

– Wyjaśnij – rozkazał krótko.

– Horacy Slughorn wciąż jest nauczycielem eliksirów i Opiekunem Slytherinu. Jest teraz bardzo stary i chciałby przejść na emeryturę. Minerwa od kilku lat szuka zastępcy. Żaden wykwalifikowany Ślizgon i żaden były uczeń innego Domu nie jest zainteresowany objęciem tej funkcji, nawet choć uznaliśmy, że to dobry pomysł.

– My? – warknął. Jego wyraz twarzy się zmienił. – Granger, proszę powiedz mi, że nie jesteś nauczycielką.

– Tylko w niepełnym wymiarze godzin. Uczę mugoloznawstwa – przyznała cicho.

Snape wymamrotał coś pod nosem. Sądząc po wyrazie jego twarzy była pewna, że ​​lepiej tego nie słyszeć. Przeczesując palcami włosy na chwilę zamknął oczy, po czym ponownie na nią spojrzał.

– Mów dalej.

– Nie ma wiele więcej do powiedzenia. Stanowisko jest wciąż wolne. Robiłeś to już wcześniej. Jesteś bardziej niż wykwalifikowany. Nawet ci najbardziej przeciwni musieli przyznać, że jesteś dobrym nauczycielem. Nie ma nikogo innego. I w ten sposób miałbyś wszystko, o co mnie prosiłeś – dodała dobitnie.

Snape zacisnął szczękę; najwyraźniej nie doceniał tej subtelnej aluzji. Krzywiąc się odwrócił wzrok, zastanawiając się nad tym.

– Wszyscy się zgodzili?

– Minerwa zgodziła się w imieniu całego personelu. Kingsley zgodził się w imieniu reszty Zakonu i pomógł przekonać Ministerstwo. Rada Nadzorcza zgodziła się… w końcu.

– To zły pomysł – mruknął.

– Nie zgadzam się.

– To nie ty będziesz musiała stawić im czoła.

Słysząc jego ton głosu Hermiona zamarła; nie wyglądał na rozwścieczonego. Marszcząc brwi przyjrzała się jego twarzy, jak zwykle bez wyrazu i uświadomiła sobie; on jest przerażony. Nie sądziła, by kiedykolwiek widziała, żeby Severus Snape bał się czegokolwiek.

– Czego się boisz? – zapytała ostrożnie.

Posłał jej ostre spojrzenie, ale w jego wzroku nie było już furii – przynajmniej w porównaniu do tego, jak patrzył na nią wcześniej.

– Zabiłem prawdopodobnie największego dyrektora, jakiego Hogwart kiedykolwiek widział – powiedział. – W następnym roku na rozkaz największego czarnoksiężnika jakiego znał świat zająłem jego miejsce i służąc mu, świadomie przerażałem i torturowałem uczniów, których miałem chronić. I teraz chcesz, żebym wrócił, z całą tą krwią na rękach…

Hermiona poczuła na chwilę dławiący ucisk w gardle, na myśl o tym, do czego ten człowiek był zmuszony dla dobra ich wszystkich i ogarnął ją przejmujący smutek i współczucie.

– Wiem, Severusie. Wybacz. Ale nic więcej nie mogłam zrobić, aby ci pomóc. I… Jesteś potrzebny. Horacy jest bardzo starym człowiekiem. Nie daje już sobie rady…. Studenci potrzebują…

– Horacy Slughorn jest aroganckim, ograniczonym bufonem – mruknął, bez większego przekonania. – Jako Opiekun Domu był mniej więcej tak skuteczny, jak słomiana kukła.

– A zatem tym bardziej masz powód, by go zastąpić – zasugerowała z nadzieją.

– Żałosna próba, panno Granger – ocenił z cieniem swojego zwykłego szyderstwa. – Z pewnością kto jak kto, ale ty musisz zdać sobie sprawę, jak skuteczny jest szantaż emocjonalny.

– Tak, zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedziała bardzo powoli, patrząc mu w oczy.

To Snape pierwszy odwrócił wzrok, wycofując się lekko, a w jego postawie można było dostrzec mniej agresji.

– Potrzebuję czasu do namysłu – powiedział w końcu, unikając jej spojrzenia.

Hermiona skinęła głową.

– Skontaktuj się ze mną, kiedy podejmiesz decyzję

 

Kiedy kilka dni później Hermiona wróciła do domu z nocnego sklepu spożywczego, znalazła bardzo krótką wiadomość na swojej automatycznej sekretarce; dwa słowa wypowiedziane bardzo znajomym głosem.

– Zgadzam się.

Aportowała się natychmiast na kemping, mimo późnej godziny i nie zdziwiło jej zbytnio, że Snape​​ wciąż nie śpi. On też nie wydawał się zaskoczony jej widokiem. To była ważna sprawa i musiała zostać rozwiązana tak szybko, jak to możliwe.

Usiadła, z wdzięcznością przyjęła filiżankę kawy i spojrzała na niego.

– Co teraz?

Przesunął się na sofie poprawiając chorą nogę, upił kawę i odpowiedział.

– W ciągu najbliższych dni muszę spotkać się z McGonagall. Nie tutaj, wolałbym, aby nikt nie znał tego adresu. I nie w Hogwarcie. Moja noga tam nie postanie, dopóki wszystko nie będzie załatwione. – Zawahał się, wpatrując się w kubek, który trzymał w długich palcach, jakby oczekiwał odpowiedzi, po czym niezręcznie dodał: – Jeśli mogłabyś być obecna na spotkaniu, byłoby to mile widziane.

Hermiona potrzebowała chwili, by przetłumaczyć sobie jego odpowiedź i uświadomić, że prosił ją by była obecna i pilnowała, aby rozmowa odbyła się na poziomie, bo obawiał się, jak zareaguje Minerwa. To chyba nie był zły pomysł. W ciągu ostatniego roku McGonagall była jedną z jego najzagorzalszych przeciwniczek i z tego, co Hermiona mogła powiedzieć, ich relacje nigdy nie wyszły poza niechętne porozumienie.

– Myślę, że mogę to załatwić – odparła dyplomatycznie. – Czego ma dotyczyć to spotkanie?

– Mojego kontraktu – wyjaśnił.  – Chcę pisemnego zapewnienia, że nikt nie będzie próbował mnie zabić na miejscu, chcę aby warunki mojego zatrudnienia były dokładnie sprecyzowane. I jeśli to możliwe, chcę dużej swobody jako Opiekuna Domu. Skoro już nim będę, równie dobrze tym razem mogę zrobić to tak, jak trzeba.

– Nie rozumiem.

– Wyobraź sobie moje zdziwienie – wycedził, kręcąc głową. – Nie oczekuję, że zrozumiesz. Nigdy nie byłaś Opiekunką Domu, chociaż bez wątpienia kiedyś nią zostaniesz.

Czy to był komplement?

Snape kontynuował:

– Mówiąc dokładniej, nigdy nie byłaś Opiekunką Domu, którego wszyscy nienawidzą. Slytherin ma większe potrzeby niż trzy pozostałe Domy. Zwłaszcza skoro odkąd Dumbledore… umarł naprawdę mieli za Opiekuna Slughorna.

– Nie ma nic złego w Horacym…

– Jego stosunek do swojego Domu jest taki sam, jak jego stosunek do wszystkich uczniów. Jeśli pochodzisz ze sławnej i wpływowej rodziny lub jeśli masz potencjał, aby stać się kimś sławnym, potężnym i wpływowym, spróbuje ci pomóc. Wszyscy pozostali są niewarci jego uwagi.

– Brzmisz… zgorzkniale – stwierdziła ostrożnie, podejrzewając, że Severus może mieć rację.

– Był również Opiekunem mojego Domu.

– Myślałam, że byłeś jednym z jego ulubieńców, z twoimi umiejętnościami w dziedzinie eliksirów – powiedziała zaskoczona.

Potrząsnął głową.

– Kłóciłem się z nim, nie trzymałem się jego instrukcji na każdej lekcji i zwykle osiągałem lepsze wyniki niż on. Wymyślał mi od lekkomyślnych i niebezpiecznych. Ponadto ciągłe konflikty z Gryffindorem przysparzały mu wiele kłopotów, a on obwiniał o to mnie. Byłem częścią jego głupiego klubu na wypadek, gdybym miał cokolwiek osiągnąć, ale nigdy specjalnie mnie nie lubił.

Brzmiał jeszcze bardziej ponuro. Hermiona chciała zapytać o więcej, ale gdy tylko otworzyła usta, zgromił ją ostrym spojrzeniem i natychmiast zmieniła zdanie na temat tego, co chciała powiedzieć.

– Czy niesprawiedliwe faworyzowanie własnego domu jest lepsze?

– Kto teraz brzmi zgorzkniale? – zapytał z kpiną. – Każdy Opiekun Domu faworyzuje swoich podopiecznych. A co do niesprawiedliwości, cóż, kto inny faworyzowałby Slytherin, kiedy dyrektorem lub dyrektorką jest Opiekun Gryffindoru?

– To niesprawiedliwe – zaprotestowała z oburzeniem.

– Nie wiesz, o czym mówisz – warknął. – Nie masz pojęcia, jak ciężko miał mój Dom pod rządami Dumbledore’a, szczególnie kiedy ty i twoi drodzy przyjaciele zaczęliście naukę. – Wziął oddech i odezwał się ponownie, zanim Hermiona zdążyła odpowiedzieć na to oskarżenie. – Na przykład, kiedy zdobyliście Puchar Domów w pierwszej klasie chroniąc Kamień Filozoficzny, pamiętasz, że przyznał wam te punkty w czasie uczty kończącej rok szkolny?

– Co to ma za znaczenie?

– Wielka Sala została udekorowana barwami Slytherinu. Dla wszystkich to Slytherin wygrał puchar. Dumbledore nikomu nie powiedział o swoich planach, a już na pewno nie mnie. Ogłosił klasyfikację Domów i przygotowywałem się do świętowania z moimi Ślizgonami. A potem w ostatnim możliwym momencie odebrał im zwycięstwo i przekazał puchar Gryffindorowi. Nie ostrzegł mnie w żaden sposób. Publicznie upokorzył mój Dom bez słowa przeprosin czy wyjaśnienia. Gdyby mnie uprzedził, mógłbym spróbować złagodzić to trochę. Biorąc pod uwagę, jak to wyglądało… – westchnął. – Bez wątpienia spędziłaś tę noc na świętowaniu. Ja spędziłem ją, próbując wyjaśnić Ślizgonom, że dyrektor ich nie nienawidzi, nie mówiąc im prawdy, czyli że go po prostu nie obchodzą.

Cisza, która zapadła, podkreślona dodatkowo grającym w tle radiem, była pełna napięcia, złości i goryczy. Prawdę mówiąc Hermiona nigdy nie zastanawiała się nad tym, jak musieli to odebrać Ślizgoni.

– Nie chodziło o to, że go to nie obchodziło… – zaczęła słabo, a mężczyzna prychnął ze złością.

– Owszem, chodziło. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że takie zachowanie może zranić uczniów z mojego Domu. Uczucia Ślizgonów nie były dla niego wystarczająco ważne, żeby sobie nimi zawracać głowę. Gdy skończyłem bezskutecznie próbować pocieszać niektórych rozżalonych i wściekłych uczniów, poszedłem z nim o tym porozmawiać. I roześmiał się. Mrugnął do mnie i powiedział, żebym przestał być tak wrażliwy, że Slytherin wygrywał puchar przez ostatnie kilka lat i nadszedł czas, by to inny go dostał.

Gdy odstawił kubek z kawą jego czarne oczy pałały gniewem. Hermiona nie miała pojęcia, co powiedzieć. Po dłuższej chwili Snape potrząsnął głową i westchnął, a gniew zniknął i znów wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego.

– W tej chwili Dom Slytherinu jest najmniejszym z czterech, z największą liczbą uczniów, którzy odchodzą przed ukończeniem siódmej klasy. Mają najwyższe statystyki dotyczące oblanych egzaminów, chorób i wizyt w Skrzydle Szpitalnym. Mają też największą liczbę szlabanów i co roku zajmują czwarte miejsce od ponownego otwarcia Hogwartu.

Przyjrzała mu się uważnie.

– Skąd to wszystko wiesz? – zapytała i po gorzkim triumfie na jego twarzy poznała, że w ogóle nie wiedział, tylko zgadywał.

Jej odpowiedź potwierdziła jego przypuszczenia, ale najwyraźniej to nie przyniosło mu satysfakcji.

– A więc miałem rację. Nie trzeba być geniuszem, żeby móc się domyślić, panno Granger. Sprawy nie mogły się potoczyć w żaden inny sposób. Dam sobie głowę uciąć, że wśród personelu ani w którymkolwiek z pozostałych Domów nie ma nawet jednej osoby, która od zakończenia wojny choć raz nie utożsamiała Ślizgonów ze Śmierciożercami.

Hermiona już zamierzała zaprotestować, że tak nie myślała, ale słowa zamarły jej na ustach i odwróciła wzrok z poczuciem winy, wiedząc, że lepiej nie próbować go okłamywać. To była prawda.

Skinął głową, zupełnie niezaskoczony.

– I dlatego, panno Granger, żaden inny uczeń Slytherinu nigdy nie wróci dobrowolnie, by uczyć w Hogwarcie. Dlatego nie możecie znaleźć nikogo, kto zastąpiłby Slughorna. Od chwili, gdy uczniowie zjawiają się w tej szkole, wbija im się do głowy, że Slytherin jest gorszy od pozostałych Domów.

– Nie sądzę, że to była prawda… – szepnęła, wciąż nie odważając się spojrzeć mu w oczy.

Zaczęła się zastanawiać, od jak dawna go to gnębiło – najwyraźniej od lat, jeśli nie dziesięcioleci. Może nawet od czasów szkolnych.

– Nie? Nie wiem, jak teraz to wszystko się odbywa, ale przypomnij sobie, jak byłaś w szkole. Pierwszoroczni byli witani przez Opiekunkę Gryffindoru, a nie przez neutralnego profesora i opowiadano im o czterech Domach. Slytherin był zawsze wymieniany na końcu i nigdy obiektywnym tonem. Tiara Przydziału śpiewała tę swoją głupią piosenkę; znowu, Slytherin był zwykle wymieniany jako ostatni i na ogół w niepochlebny sposób. Wszyscy oklaskiwali większość uczniów podczas Ceremonii Przydziału, ale tylko Slytherin bił brawo Ślizgonom. Kwatery Slytherinu znajdowały się pod ziemią, praktycznie w lochach; zapewniam cię, że nie dlatego, że lubiliśmy ciemność i wilgoć. To niby są drobiazgi, ale wpływają na podświadomość. Choćby Potter. Był tak zdeterminowany, żeby nie zostać przydzielony do Slytherinu, pomimo że usłyszał o nas raptem pół godziny wcześniej, za co nawiasem mówiąc, Dumbledore go chwalił. Każdy pierwszoroczny Ślizgon pod koniec pierwszego dnia wiedział już, że reszta szkoły go nie lubi, a każdy następny dzień spędzony w Hogwarcie tylko podkreślał tę lekcję. Nasza legendarna arogancja była próbą obrony, niczym więcej.

Naprawdę ciężko było temu zaprzeczyć, to wszystko była prawda.

– Nigdy wcześniej tak o tym nie myślałam.

– Oczywiście, że nie. Byłaś w złotym Gryffindorze; jedynymi Ślizgonami, jakich kiedykolwiek dostrzegałaś, był Draco i jego sługusy. Wątpię, abyś mogła wymienić choćby jednego Ślizgona, który nie należał do tej grupy. Ale teraz jesteś w kadrze nauczycielskiej i masz być neutralna; nie sądzisz, że powinnaś?

Hermiona niechętnie zaakceptowała ten przytyk.

– Czy zamierzasz coś z tego powiedzieć Minerwie?

– Nie będę marnować oddechu. Ona ma mniej sympatii do Slytherinu niż ktokolwiek inny. Podejrzewam, że głównie przeze mnie; za moich szkolnych lat byłem cierniem w jej boku.

– Więc o co ją poprosisz?

– Jeśli kwatery Slytherinu wciąż są w lochach, chcę je przenieść. Prosiłem o to Dumbledore’a co roku i co roku odmawiał.

– Zostały przeniesione. Każdy Dom ma teraz swoją wieżę w jednym w rogów zamku, z Wieżą Astronomiczną pośrodku.

– Cóż, to jakiś początek. Wolałbym, żeby było to zrobione ze względu na równość, a nie estetykę, ale lepsze to niż nic. – Zabębnił długimi palcami po udzie; jego oczy wciąż były zamyślone. – Będę potrzebował dostępu do wszystkich żałosnych zapisów, które Slughorn zachował w ciągu ostatnich lat. Chcę też dostępu do dokumentacji medycznej. Ale przede wszystkim chcę wolnej ręki w rządzeniu moim Domem oraz uczenia jak uznam za stosowne. Jeśli McGonagall choć raz wspomni o okresie próbnym lub procesie, odchodzę i nawet ty mnie nie znajdziesz.

– Jestem pewna, że ​​w rozsądnych granicach mogę to sprzedać – odpowiedziała ostrożnie. – Możemy omówić szczegóły z Minerwą, kiedy się spotkamy, a ja dopilnuję, żebyś dostał wszystkie zapiski Horacego.

Skinął głową i strzelił palcami.

– Mówiąc o procesach… Przypuszczam, że w którymś momencie prawdopodobnie odwiedzą mnie urzędnicy Ministerstwa?- zapytał.

– Nie. Nie zostaniesz o nic oskarżony. Myślę, że jeśli chodzi o ciebie, Ministerstwo przyjęło zasadę „nie pytaj, nie mów”. Nikt nie chce otwierać tej Puszki Pandory. To znaczy nikt nie chce wnikać w to, co zrobiłeś, będąc po naszej stronie, ponieważ nie chcą wiedzieć.

– Zrozumiałem mugolski slang – odpowiedział łagodnie, wyglądając na lekko rozbawionego. – I masz rację. Nie chcesz wiedzieć.

– W każdym razie członkowie Zakonu zeznali, że wszystko, co robiłeś jako szpieg było na polecenie Dumbledore’a, z jego śmiercią włącznie i że bez ciebie Voldemort by wygrał.

Wzdrygnął się widocznie, odruchowo dotykając lewego przedramienia i Hermiona spojrzała na niego uważnie. Snape odwrócił wzrok, spinając się wyraźnie.

– Wolałbym, żebyś nie używała tego imienia – mruknął.

– Po tylu latach?

– To nie z powodu fanatyzmu Śmierciożerców go nie używaliśmy. W każdym razie nie większość z nas. Bella i inni zaślepieni wierzyli, że to bluźnierstwo, reszta z nas była o wiele bardziej szczera. To boli.

– Co?

– To boli – powtórzył stanowczo. – Coś związanego z Mrocznym Znakiem; dźwięk jego imienia wywołuje ból; boli mnie przedramię i nie jestem w stanie tego powiedzieć, nawet teraz.

– Nie miałam pojęcia… – szepnęła.

Wzruszył ramionami.

– Nie ma powodu, dla którego miałabyś wiedzieć. Nikomu nie powiedziałem. Ale teraz… jestem starszy, mam dość bólu i… wolałbym, gdybyś przy mnie nie używała imienia Czarnego Pana. Proszę.

– Oczywiście – zapewniła go pospiesznie.

Kiwnął głową, wciąż na nią nie patrząc i przez moment Hermiona czuła dla niego litość. Tak wiele wycierpiał… Po chwili powiedziała łagodnie:

– Myślałam, że Mroczny Znak zniknął. Uzdrowił się.

– Nie. Dlaczego? To przeklęta blizna. Blizna Pottera nie wyblakła całkowicie, prawda? Tylko dlatego, że ten, kto ją zadał nie żyje, nie oznacza, że się zagoi.

Powoli podwinął lewy rękaw do łokcia i wyciągnął rękę, pozwalając jej zobaczyć wyraźnie węża i czaszkę. Mroczny Znak nie był już czarny, ale prawie fioletowoszary i wyglądał jak tatuaż, który wyblakł przez lata wystawiania na słońce, albo jak wyjątkowo dziwnie ukształtowany siniak. Powtarzając na głos swoje myśli, Hermiona powiedziała cicho:

– Wygląda jak tatuaż.

– Bardziej jak znakowanie bydła – odpowiedział miękko, wpatrując się w niego i powoli śledząc palcem kontury.

– Czy to… Czy to boli? – zapytała niepewnie. Nie sądziła, że ​​odpowie i przez kilka minut faktycznie milczał.

– Kiedy po raz pierwszy zostałem nim napiętnowany, ból był gorszy niż wszystko, co kiedykolwiek czułem. Po jakichś sześciu miesiącach zanikł. Po tym Halloween, kiedy On… upadł, czy jakkolwiek to nazwać, sam Mroczny Znak wyblakł, aż stał się prawie niewidoczny i mogłem zapomnieć, że tam jest. W twojej czwartej klasie zaczął mrowić, swędzieć i pociemniał. Jego powrót był prawdziwą katuszą. Podczas wojny bolał ostro tylko kiedy byłem wzywany lub gdy chciał mnie ukarać na odległość. Drobne bóle, takie jak po usłyszeniu jego imienia, są integralną częścią Znaku i nie ustały od jego śmierci, która bolała bardziej niż jego powrót. Bardziej niż wszystko inne z wyjątkiem chwili, gdy przyjąłem Znak. Od tego czasu nie, to nie boli.

– Cóż, przynajmniej to coś – mruknęła Hermiona.

Snape cofnął gwałtownie ramię, a ona zdała sobie sprawę, że bezmyślnie wyciągnęła rękę, by dotknąć Mrocznego Znaku. Spojrzała na niego przepraszająco, gdy opuścił rękaw.

– W dotyku jest jak normalna skóra – powiedział cicho, unikając jej oczu i zdobył się na trochę sarkazmu. – Nie staniesz w płomieniach, gdy go dotkniesz, nie poczujesz jak wycieka z niego czarna magia i nie pachnie siarką. Po prostu jest jak skóra.

Hermiona przypomniała sobie, że nigdy nie przepadał za przypadkowym dotykiem.

Rozglądając się w poszukiwaniu tematu do dyskusji zauważyła zegar i zamrugała.

– Boże, już po północy! Powinieneś był coś powiedzieć, siedzę tu od kilku godzin.

Snape obojętnie wzruszył ramionami.

– Nie zwracam już uwagi na pory dnia czy nocy. Zawsze miałem problemy ze snem; od ostatniej wojny rzadko śpię dłużej niż godzinę lub dwie naraz. Założyłem, że jeśli będziesz zmęczona, zbierzesz się i wyjdziesz. I mogłem się domyślić, że wolisz zadawać pytania niż spać – dodał zjadliwie.

Hermiona nie mogła się powstrzymać od uśmiechu, bo to była prawda. Jego głos zawsze ociekał sarkazmem, ze wszystkimi możliwymi niuansami i pod tym względem nic się nie zmieniło. Tak naprawdę nie protestował przeciw jej pytaniom, inaczej odmówiłby odpowiedzi.

– Prawdę mówiąc, ja też czasami nie śpię zbyt dobrze – przyznała cicho – chociaż twoje koszmary muszą być gorsze od moich

Spodziewała się, że zaprzeczy, że miał koszmary. Kiedy nie odpowiedział, spojrzała w górę i stwierdziła, że wpatruje się w nią bardzo uważnie, co oznaczało, że widział znacznie więcej, niż kiedykolwiek planowała ujawnić. Pospiesznie odwróciła wzrok, a Snape po chwili westchnął.

– Gdybym posłużył się Legilimencją, wiedziałabyś o tym. Nie jestem wystarczająco uzdolniony, by zrobić to niepostrzeżenie; znam się na Oklumencji. I nie użyłbym Legilimencji bez twojej zgody. Poza tym unikanie kontaktu wzrokowego i tak by cię nie uratowało. –  Pomimo tego, co powiedział o swoim rytmie snu, wyglądał na zmęczonego.

– Przepraszam. Po prostu… zawsze wydajesz się wiedzieć, co myślą ludzie. To… denerwujące – przyznała, podnosząc głowę na czas, by złapać przelotny półuśmiech.

– To nie Legilimencja. Byłem szpiegiem i to dobrym. Jestem dobry w odczytywaniu wyrazu twarzy i mowy ciała, w słyszeniu niewypowiedzianych słów. A ty nadal jesteś Gryfonką, ze wszystkimi uczuciami wypisanymi na czole.

– Prawdopodobnie muszę coś z tym zrobić, skoro mamy pracować razem – skomentowała smutno.

Snape odparsknął.

– Nie sądzę, żebyśmy mieli ze sobą pracować. Eliksiry i Mugoloznawstwo to całkowicie odrębne dyscypliny. I nie zamierzam zadawać się z moimi kolegami po fachu, chyba że będę do tego zmuszony.

Dlaczego mnie to nie dziwi?

– Wiesz, co miałam na myśli.

– Ja owszem. Pytanie czy ty sama wiesz.

– Zdecydowanie za późno na zagadki. Powinnam iść. – Teraz, kiedy Hermiona zauważyła upływ czasu, poczuła się zmęczona.

Gdy się podniosła, Snape również wstał.

– Umówię się na spotkanie z Minerwą tak szybko, jak będę mogła.

Skinął głową.

– Jeśli chcesz, mogę zrobić dla ciebie trochę eliksiru na Sen Bez Snów – zaoferował niezręcznie; podejrzewała, że zrobił to, by uniknąć podziękowania.

– Nie masz jakiegoś już teraz?

– Uzależnia, jeśli jest zażywany zbyt często. Nie mogę go już używać.

To jedno krótkie zdanie powiedziało jej więcej, niż chciała wiedzieć. Skrzętnie ukrywając wszelkie ślady litości, skinęła głową.

– Rozumiem. Dziękuję za ofertę, ale nic mi nie będzie. Zostawię wiadomość ze szczegółami spotkania. Dobranoc, Severusie i dziękuję za rozmowę.

– Dobranoc – odpowiedział cicho.

Wychodząc Hermiona czuła, jak ją obserwuje.

Rozdziały<< Post Tenebras, Lux – Rozdział 3Post Tenebras, Lux – Rozdział 5 >>

Mamuś Anni

Wierna fanka HP, Czytelniczka Sevmione, Tłumaczka, Beta... !!! * Zakaz kopiowania moich tłumaczeń bez mojej zgody! * !!! !!! *! Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach *! !!!

Ten post ma 13 komentarzy

    1. to, w jaki sposób próbował podziękować – bardzo nieumiejętnie, wyraźnie widać, że tego nie potrafi
      – czy też że w ogóle cokolwiek jej zaproponował?

  1. Bardzo podoba mi się ten rozdział (jak i wszystkie dotychczas), więc nie mogę się doczekać kontynuacji. Ciekawi mnie reakcja Minerwy, skoro podobno była jego przeciwniczką…
    A co do Slytherinu – jest to po prostu prawdziwe i okropnie smutne.Wróć do czytania

    1. fakt, że jak o tym przeczytałam – to mnie uderzyło, jak musieli poczuć się Ślizgoni.
      To jak odbieranie kości głodnemu psu.
      Jak na geniusza, za jakiego go wszyscy brali, dyrektora szkoły, Dumbledore postąpił wtedy strasznie.

  2. To opowiadanie ujawnia sporo prawdy, które były, a których nikt nie widać, jak właśnie to ze Slytherinem. Serio uwielbiam je i dziękowałam już za tłumaczenie go? Chyba nie, więc dziękuję obu paniom 😀

  3. A otrzymywanie punktów i wygrywanie Pucharu Domu, ze względu na ładne sznurówki w butach Harrego, było sprawiedliwe?Wróć do czytania

Dodaj komentarz