Post Tenebras, Lux – Rozdział 23

„Wielu jest upartych w pogoni za wybraną ścieżką, niewielu w dążeniu do celu”.

– Fryderyk Nietzsche.


 

W opustoszałym korytarzu przed gabinetem Dyrektorki Severus ciężko wypuścił powietrze i poruszył zesztywniałymi ramionami.

– Poszło znacznie lepiej, niż się spodziewałem – stwierdził.

– Nie bądź taki pewien – odpowiedziała ponuro Hermiona, wpatrując się w niego. – To jeszcze nie koniec.

Severus spojrzał na nią zaskoczony i uniósł brew.

– Chcesz się na mnie złościć za to, że nie przedyskutowałem tego z tobą wcześniej?

– Owszem. Między innymi. – Kładąc zupełnie nieświadomie ręce na biodrach zgromiła go wzrokiem. – Planowałeś mi powiedzieć, że zmuszasz swoich Ślizgonów do zapisania się na moje zajęcia?

– Nie zmuszałem ich…

– Nie okłamuj mnie! – syknęła. – Oboje wiemy, że żaden Ślizgon nie dotknąłby Mugoloznawstwa nawet końcem kija od miotły, gdyby nie został w nie wepchnięty!

– Skoro ich do tego zmuszałem – powiedział cierpliwie – dlaczego tylko dwóch wzięło je w zeszłym roku?

– Skoro ich do tego nie zmuszałeś – zareplikowała – dlaczego wszyscy wybrali je w tym roku?

– Oficjalnie nie wybiorą aż do lata, a ja…

Cholera, Severusie! – praktycznie wrzasnęła na niego. – Nie tego chciałam! Byłam zachwycona, gdy do klasy dołączyło dwóch Ślizgonów, bo myślałam, że wybrali ten przedmiot z własnej woli, że chcą się uczyć!  Nie chcę, ani nie potrzebuję, żebyś się wtrącał i nie chcę, żebyś zmuszał swoich uczniów do wybrania czegoś, co ich nie interesuje!

Po nieudanej próbie przerwania tej tyrady Severus westchnął i skrzyżował ręce na piersi, cierpliwie wpatrując się w ścianę nad jej głową i czekając, aż zrobi pauzę na oddech.

– Skończyłaś? – zapytał chłodno, a w jego czarnych oczach błysnęły iskierki gniewu.

Posławszy mu ostre spojrzenie w milczeniu potrząsnęła głową i odwróciła się, lecz Severus złapał jej ramię w żelazny uścisk i wpił palce z zaskakującą siłą.

– O nie, moja mała wiedźmo, nie pozwolę ci odejść dopóki nie wysłuchasz mojego zdania na ten temat – warknął.- Wyrządzasz mi i moim Ślizgonom krzywdę i dasz mi szansę, żebym ci odpowiedział. Nie kłamałem. Nie kazałem żadnemu uczniowi wybrać konkretnego przedmiotu, a zdecydowana większość wybiera swoje opcje bez konsultacji ze mną. Pan Alton i pan Erlmein wybrali Mugoloznawstwo z własnej woli. Wiesz, dlaczego wszyscy biorą pod uwagę twój przedmiot w tym roku? – syknął. – Ponieważ przed Bożym Narodzeniem zostawiłem ich pod twoją opieką i powiedziałem, że mogą ci ufać tak samo jak mnie. Zaufanie nie jest pojęciem, które Ślizgon traktuje lekko. Rozważają to ponieważ wiedzą, że nauczyciel będzie traktował ich sprawiedliwie, jak ludzi, a nie jak niebezpieczne robactwo. Dla moich uczniów to jest o wiele ważniejsze niż sam przedmiot. Nie są moimi marionetkami ani moimi niewolnikami, sami decydują czego chcą. Uwierz mi, gdybym miał moc wpływania na ich decyzje, nie straciłbym tak wielu z nich na rzecz Czarnego Pana!

– Jakby jakikolwiek Ślizgon oprócz ciebie kiedykolwiek zaufał szlamie! – zawołała z goryczą i dopiero kiedy śmiertelnie zbladł, zdała sobie sprawę, co powiedziała.

Jego dłonie zacisnęły się w pięści i przez chwilę myślała, że ​​ją uderzy.

– Jeśli kiedykolwiek powtórzysz to słowo w mojej obecności, będzie ci bardzo przykro – powiedział w końcu bardzo niebezpiecznym tonem, którego nigdy wcześniej od niego nie słyszała.

Nagle odwrócił się i rąbnął lewą pięścią w solidną kamienną ścianę obok niego; wyraźnie usłyszała trzask łamanych kości i wzdrygnęła się, nie mogąc powstrzymać westchnienia. Przez chwilę Severus stał nieruchomo, po czym powoli wypuścił powietrze i podniósł rękę, z obojętnym wyrazem twarzy przyglądając się swoim pokaleczonym i zakrwawionym kostkom.

Hermiona wzięła drżący oddech, przełykając coś, co ją dławiło. Ta nagła furia ją przestraszyła. Co gorsze, Severus nie wyglądał już na wściekłego czy zdenerwowanego – na jego twarzy nie malowały się żadne emocje, gdy przyglądał się pokiereszowanej z jednej strony dłoni. Z drugiej strony – Boże, co za idiotyczne powiedzenie! – widziała go już wcześniej rozwścieczonego; kiedy naprawdę tracił panowanie nad sobą, to było widać. Widziała też jego refleks – gdyby zamierzał ją skrzywdzić, wyciągnąłby różdżkę, rzuciłby na nią klątwę i odszedł, zanim zdążyłaby choćby mrugnąć. To było coś innego i z ulgą stwierdziła, że ​​po początkowym szoku właściwie się go nie bała; cóż, przynajmniej nie bardzo – przyznała przed sobą szczerze.

– Myślę, że teraz jest mi bardzo przykro – szepnęła.

– To była moja wina, nie twoja – odparł z wciąż zaskakującym spokojem, z rozmysłem zgiął złamane palce i skrzywił się lekko.

– Proszę, nie rób tego – zdołała powiedzieć z takim opanowaniem, jakie tylko było możliwe w tych okolicznościach. – Robi mi się niedobrze.

– W takim razie nie patrz – rzucił z roztargnieniem.

– Nie bądź niemądry. Możesz to sam uleczyć, czy chcesz, żebym spróbowała?

Skup się, to ci pomoże. Koncentrując się na fakcie, że Severus był ranny i nie myśląc o tym jak do tego doszło, łatwiej było sobie z tym radzić.

– Nie tutaj – uciął.

Odwrócił się i odszedł korytarzem. Hermiona wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym potrząsnęła głową i poszła za nim do lochów.

 

Zanim doszła na miejsce, zdążyła to przemyśleć i wiedziała, że ​​lepiej nie pozwalać mu się wymknąć i lizać swoich ran gdzieś samotnie. Spokojnie ignorując próbę uniknięcia jej pchnęła go na krzesło i chwyciła za nadgarstek, by zbadać jego rękę, która teraz zaczęła gwałtownie puchnąć. Gdyby naprawdę chciał ją powstrzymać, mógłby to bardzo łatwo zrobić, ale nie próbował, więc była pewna, że ​​nie był na nią tak zły jak się wydawało.

– Czy to naprawdę było konieczne? – zapytała łagodnie, przesuwając różdżką po wierzchu jego dłoni i licząc złamania.

– Tak – odpowiedział sztywno, unikając jej wzroku, zamiast tego przyglądał się cienkiej strużce krwi sączącej się z jednego skaleczonego knykcia. – Reaguję przesadnie na to konkretne słowo. Chociaż moja reakcja była dziś niezwykle powściągliwa. Zabijałem ludzi za wypowiadanie go – dodał cicho. – Och, oczywiście robili inne rzeczy – wyjaśnił, widząc jej pytające spojrzenie – ale robiłem to głównie z tego powodu. – Wypuścił powietrze. – Wiesz, na co źle reaguję. To jedno z najgorszych słów, zwłaszcza pochodzące od ciebie.

– Zapamiętam to na przyszłość – powiedziała pokornie. – Trzymaj rękę nieruchomo, bo to będzie boleć.

– Nie mów.

Sarkazm dodawał otuchy, oznaczało to, że prawdziwy Severus wciąż tam był. Ten przedziwny, zdławiony spokój, który do tej pory okazywał, był przerażający. Powstrzymując westchnienie ulgi stuknęła różdżką w grzbiet jego dłoni i mruknęła „Episkey”. Usłyszeli serię głuchych chrupnięć, gdy kości się wyrównały i Severus skrzywił się, po czym zgiął i rozprostował palce.

– Ał – powiedział poważnie.

– Nie bądź takim mięczakiem. Powiedziałeś mi, że możesz wytrzymać Cruciatusa bez krzyku, ale złamana ręka sprawia, że ​​jęczysz?

– Małe bóle często bolą bardziej niż większe urazy. Małe dzieci potrafią złamać rękę i ledwie pociągną nosem, ale jeśli potkną się i obetrą sobie kolana, wyją. A przecięcia papierem są niezwykle bolesne, biorąc pod uwagę jakie są małe i płytkie.

– W sumie masz rację – odpowiedziała z namysłem, przywołując łagodny środek dezynfekujący, by obmyć jego podrapane i zakrwawione knykcie. – Zastanawiam się, dlaczego.

– Sądzę, że to część reakcji obronnej organizmu na poważne obrażenia. Impulsy nerwowe ze zranionego miejsca są czasowo blokowane, dopóki nie znajdziesz się w bezpiecznym miejscu i nie będziesz mieć luksusu odczuwania bólu, dlatego wiele ran nie boli, dopóki nie zwrócisz na nie uwagi. Mniejsze obrażenia nie zagrażają życiu, więc być może nie są blokowane w ten sam sposób…

Umilkł, obserwując jej ręce, gdy delikatnie masowała jego zranioną dłoń, ostrożnie naciskając na kości, aby upewnić się, że wszystkie ułożyły się prawidłowo i pocierając rany na jego knykciach, gdy szeptała zaklęcie uzdrawiające. Pochłonięta tym co robiła, Hermiona pomyślała, że ​​nigdy wcześniej tak naprawdę nie zwracała uwagi na ludzką dłoń; sam fakt, jak bardzo była złożona, był zdumiewający.

I w sumie Severus miał ładne dłonie, pomyślała. Miał długie palce, które zwykle nazywano „dłońmi pianisty”, uważając, że reprezentują naturę artysty i krótkie i starannie przycięte paznokcie. Jego ręka była pokryta dziesiątkami malutkich blizn, plam i odcisków po latach warzenia eliksirów i innej pracy.

Z roztargnieniem sięgnęła po jego drugą rękę i porównała je z fascynacją.

Biorąc pod uwagę jak używał rąk, można było powiedzieć, że Severus był oburęczny. Pisał prawą, posługując się różdżką używał lewej, zaś podczas warzenia obu. Poza pracownią na ogół był praworęczny, ale nie zawsze. Potrafił sprawić jej przyjemność obiema dłońmi i przez przypadek wiedziała, że sam siebie wolał dotykać się lewą – a przynajmniej tak bywało w przeszłości, bo teraz już nie potrzebował.

Poruszała powoli po kolei każdym jego palcem, czując grę mięśni i obserwując, jak skóra napina się na kostkach. W miejscach, gdzie dopiero co się zagoiła była miękka i delikatna, zaś jego palce były niezwykle giętkie i Hermiona pomyślała, że ​​mogą mieć podwójne stawy. Następnie przyjrzała się delikatnym, niebieskim żyłkom pod bladą skórą, po czym odwróciła jego rękę, by zbadać jej wnętrze. Porzuciła Wróżbiarstwo, zanim doszli do czytania z dłoni i uważała że ​​to bzdura, ale przynajmniej znała nazwy oczywistych punktów, takich jak linia życia i linia miłości. Delikatnie ugniatając podstawę kciuka przesunęła palcami po wnętrzu dłoni, zataczając powoli kółka, zanim przeniosła swoją uwagę na jego drugą rękę i zrobiła to samo. W końcu przestała i delikatnie prześledziła litery wygrawerowane na pierścieniu. Srebro było ciepłe i wydawało się, że jest niemal jego integralną częścią.

Przyglądając mu się uważniej pomyślała, że ​​te ręce zabiły nie raz, ale wiele razy, przelały więcej krwi i sprawiły więcej bólu, niż mogła sobie wyobrazić, a jednocześnie były to dłonie, które dotykały jej tak delikatnie i z taką czułością gdy się kochali i potrafiły tworzyć dzieła sztuki. To była kolejna z wielu sprzeczności, które składały się na jego naturę i było to absolutnie fascynujące.

Nagle zdała sobie sprawę, co robi i spojrzała w górę, by zobaczyć Severusa obserwującego ją w milczeniu; jego oczy były poważne i skupione. Rumieniąc się, puściła jego ręce.

– Przepraszam.

– Naprawdę? – zapytał cicho.

– No… nie.

– Więc tego nie mów.

Severus przeniósł wzrok z jej twarzy na dłonie, a po chwili spojrzał na nią jeszcze raz. Chwilę zajęło jej zrozumienie tej niemej prośby i nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy ponownie sięgnęła po jego dłoń i delikatnie splotła ich palce.

Robiąc to, przypomniała sobie jedną z wcześniejszych rozmów, jakie odbyła na jego temat z Luną, kiedy omawiały znaczenie dotyku. Nie po raz pierwszy zastanawiała się, ile czasu minęło odkąd ktokolwiek oprócz niej naprawdę dotknął Severusa. Nie chodziło o przypadkowy kontakt, jak otarcie się w autobusie, ale zwykłe codzienne przyjazne dotknięcia. Nie była szczególnie wylewna, ale gdy spotykała się z przyjaciółmi, ściskała ich i często siadała na tyle blisko, że dotykali lub ocierali się ręką lub ramieniem w przelocie, choć zupełnie o tym nie myślała. Taki przypadkowy kontakt był dla niej normalny, ale wątpiła, żeby Severus również tego doświadczał w swoim życiu. Był bardzo odizolowany psychicznie i emocjonalnie i z pewnością na początku ich przyjaźni czuł się niesamowicie nieswojo, nawet w przypadku niewielkiego kontaktu fizycznego i nawet teraz czasami spinał się nerwowo.

A jednocześnie czasami wyraźnie go szukał, momentami wręcz nie potrafił się od niej odsunąć, zwłaszcza po seksie. Podejrzewała, że ​​to głównie dlatego, że seks dawał mu wiarygodną wymówkę do szukania bliskości, uczucia i kontaktu, którego pragnął. Od tamtej rozmowy z Luną czytała wiele o psychologii dotyku i przypomniała sobie opisy tak zwanego „głodu skóry” – rozpaczliwego szukania kontaktu, do którego doprowadzała ludzi samotność.

Teraz, kiedy znów dotykała jego dłoni, przypomniała sobie, że w Wigilię Bożego Narodzenia w Cambridge puścił jej rękę tylko jeden raz, dlatego, że objął ją ramieniem. Wspomniała niemal zaborczy sposób, w jaki przytulał ją po seksie, niezliczone wieczory spędzone razem, gdy czytali lub pracowali przy kominku i zdała sobie sprawę, że prawie zawsze ją dotykał w jakiś sposób – czy była to ręka spoczywająca na jej nodze, czy po prostu siedząc na tyle blisko, że stykały się ich nogi lub ramiona. Gdy tak o tym myślała, uzmysłowiła sobie, że zwykle kochali się w pozycjach zapewniających maksymalny kontakt ich ciał oraz, że ostatnio nabrał zwyczaju bawić się jej włosami. Wątpiła, żeby zdawał sobie sprawę, że to robi. A gdy budziła się w nocy, prawie zawsze znajdowała go skulonego wokół niej i przytulonego tak blisko, jak tylko możliwe.

To tylko potwierdziło to, co podejrzewała od dawna; że jako dziecko był maltretowany fizycznie. Harry był haniebnie zaniedbany, lecz Dursleyowie tak naprawdę nigdy go nie bili, zapewniali mu minimalną bo minimalną, ale jednak ilość jedzenia i dawali schronienie, aczkolwiek niechętnie; jego maltretowanie było w dużej mierze emocjonalne. To sprawiło, że miał własne problemy, ale sytuacja nie była taka sama. W przypadku Severusa problem był spotęgowany, ponieważ fizyczne znęcanie się tak naprawdę nigdy nie ustało: był nieustannie nękany i maltretowany w szkole, nie tylko przez Huncwotów, po czym nastąpiły lata tortur, które wycierpiał pod rządami Voldemorta. I prawie wszystko znosił w samotności. Całkowicie możliwe, a nawet prawdopodobne, że od dziesięcioleci nie znał żadnego przyjacielskiego kontaktu.

Naprawdę nie było zaskoczeniem, że był spragniony dotyku i czasami potrzebował wsparcia, a momentami miał załamania i wtedy robił coś gwałtownego, jak choćby uderzenie ręką o kamienną ścianę. Prawdziwą niespodzianką było to, że przez większość czasu zachowywał się normalnie, biorąc pod uwagę fakt, że doświadczył o wiele więcej niż tylko fizyczne i psychiczne maltretowanie.

Z pewnością mogłaby doprowadzić go do szaleństwa jednym uderzeniem w twarz czy jedną, trafną obelgą. To, jak wielką miała nad nim władzę było trochę przerażające.

Hermiona powoli rozpięła mankiety jego szaty, surduta oraz koszuli pod spodem i podwinęła rękawy do łokci, by móc dosięgnąć jego przedramion. Jej palce śledziły delikatne kości i żyły na nadgarstkach, gładziły cienkie czarne włosy na przedramionach i czuła mocne mięśnie biegnące wzdłuż kości. Po tak długim czasie znała jego ciało tak dobrze jak swoje, ale teraz dotykała go jakby to był pierwszy raz, odkrywając powoli, delikatnie jego skórę i blizny. Gdyby miała zamknięte oczy, nie wiedziałaby, że przesunęła palcami po Mrocznym Znaku; dawno temu, w przyczepie kempingowej Severus miał rację, że dotykając Znaku czuło się po prostu zwykłą skórę.

Blizny pod nim były wystarczająco stare, by nie mogła ich wyczuć, widziała tylko wyblakłe, białe linie. O ile się nie myliła, były jedynymi bliznami samookaleczania, jakie miał.

Siedział na krześle z zamkniętymi oczami poddając się jej zupełnie i tylko lekko drgnął, kiedy zdjęła ręce z przedramienia i dotknęła jego twarzy. Tutaj przynajmniej praktycznie nie miał blizn; jedną niewielką, przechodzącą przez lewą brew, dwie równoległe i bardzo cienkie linie na kości policzkowej, które były już ledwo widoczne i ostatnią na czole, która ginęła we włosach i wyglądała jak biała smuga. Jego twarz nie była tak chuda jak kiedyś, policzki mniej zapadnięte, a oczy mniej podkrążone. Gdy delikatnie obrysowała kontur jego ust, stwierdziła, że były pełniejsze niż się wydawało.

Pogładziła grzbiet jego orlego nosa, czując pod palcami nierówne fałdy chrząstki w miejscu, gdzie była wielokrotnie łamana i nie całkiem prosto nastawiona i dotknęła nieco ciemniejszej skóry pod oczami, która wciąż wyglądała jak u osób cierpiących na chroniczną bezsenność.

Skóra na skroniach była miękka. Jej palce podążyły dalej, delikatnie zanurzając się we włosy, pomimo najlepszych starań wciąż lekko tłuste u nasady, ale nie na tyle, by było to nieprzyjemne. Czuła kształt jego czaszki i ciepło głowy, gdy grube, ciemne kosmyki, leciutko oprószone siwizną prześlizgiwały się między jej palcami.

Pół wieku dla czarodzieja to nie było wiele, więc te kilka siwych włosów które miał było prawdopodobnie wynikiem stresu, a nie podeszłego wieku.

Przeczesując jedną ręką włosy Hermiona przesunęła drugą po twarzy Severusa, podążając za silną linią szczęki do gardła, rozpinając kołnierzyk i wysoki dekolt szaty. Znalazła nieco szorstkie miejsce na szyi, gdzie wyższa z blizn po ukąszeniu węża utrudniała golenie i prześledziła same blizny. Dwie małe postrzępione łzy. Jej palce zadrżały, gdy przypomniała sobie ile krwi stracił z powodu tych stosunkowo małych i niewinnie wyglądających ran. Miał znacznie gorsze blizny, ale te dwie go zabiły – choć tylko tymczasowo. Ale teraz jego puls bił miarowo i mocno pod jej palcami i dzięki temu łatwiej było zapomnieć o dotyku jego skóry sprzed dziesięciu lat, gdy stygła, a krew zaczęła krzepnąć.

Odpychając wspomnienie Hermiona zostawiła blizny i musnęła palcami po jabłku Adama i krtani, po czym zeszła w dół, by zarysować zagłębienie u podstawy gardła.

Gdy cofnęła rękę i delikatnie ujęła jego policzek, Severus był całkowicie zrelaksowany; nieświadomie pochylił się do dotyku, wyglądając, jakby drzemał. Odwróciwszy się nieznacznie Hermiona zdała sobie sprawę, że Krzywołap zdecydował się do nich dołączyć; w którymś momencie kot wskoczył lekko na kolana czarodzieja i ułożył się pod jedną ręką Severusa i teraz mruczał w najlepsze. Uśmiechając się z czułością na ten widok, przesunęła się by usiąść na poręczy krzesła, a Severus, wciąż z zamkniętymi oczami odruchowo przechylił się, by się o nią oprzeć.

– Jak się ma twoja ręka? – szepnęła, patrząc jak jego palce zanurzają się w futro Krzywołapa.

– Trochę sztywna, ale będzie dobrze. Dziękuję.

– Byłoby lepiej, gdybyś tego nie zrobił – skarciła go delikatnie, uśmiechając się do niego i poważniejąc, dodała: – Przykro mi, że to powiedziałam.

– Powinno ci być przykro – odpowiedział cicho. – To okropne mówić tak o kimkolwiek. I całkowicie niezasłużone. Wiem, że masz o sobie wyższe mniemanie.

– Tak. Ale to nie było również w porządku wobec Slytherinu.

To sprawiło, że na jego twarzy pojawił się prawdziwy uśmiech, a kiedy otworzył oczy, by na nią spojrzeć, było w nich zadziwiająco dużo ciepła.

— I właśnie dlatego, pani profesor, podejrzewam, że moi uczniowie będą walczyć zawzięcie, żeby móc uczyć się Mugoloznawstwa w przyszłym roku.

– Naprawdę na większości lekcji mają tak trudno?

– Tak – powiedział stanowczo. – To nic rzucającego się w oczy, o co mógłbym mieć pretensje do innych nauczycieli, ale ich praca nigdy nie jest odpowiednio nagradzana ani doceniana, a wszelkie wykroczenia są bezwzględnie karane. Ślizgonom rzadko pozwala się odpowiadać na pytania w klasie… – Przerwał i zmarszczył brwi, po czym uśmiechnął się smutno. – Jak na ironię, wydaje mi się, że zazwyczaj są traktowani w taki sposób, w jaki ja traktowałem ciebie.

– Ojej – rzuciła żartobliwie i spoważniała. – Czy od zeszłego roku się poprawiło?

Severus przechylił głowę, wyglądając na zamyślonego.

– Nie do końca – powiedział wreszcie – ale nie przeszkadza im to tak bardzo jak kiedyś. Fakt, że mają Opiekuna Domu, który jest gotów ich bronić i słuchać znacząco wpłynął na ich samoocenę.

Hermiona wyciągnęła rękę i zmierzwiła mu włosy, tłumiąc śmiech, kiedy posłał jej pełne dezaprobaty spojrzenie.

– Naprawdę musisz przestać być tak opiekuńczy, bo zapomnę, że jesteś draniem.

– Och, bądź cicho – mruknął, ponownie zamykając oczy i opierając się o nią.

– Severusie?

– Tak?

– Co właściwie wydarzyło się dziś rano?

– Hmm?

– Nie znam się za bardzo na polityce, ale mogę powiedzieć, że w gabinecie działo się wiele niejako w tle. Co ty kombinujesz?

Uśmiechnął się i zmienił pozycję. Hermiona zrozumiała aluzję, wstała i przenieśli się na kanapę, gdzie mogli usiąść obok siebie z mruczącym Krzywołapem rozciągniętym na ich kolanach. Dopiero gdy ponownie się rozsiedli, odpowiedział.

– A jak myślisz?

– Myślę, że próbowałeś przeforsować szereg reform, które są dla ciebie bardzo ważne, tylko nie wiem dlaczego.

Wyraz twarzy Severusa stał się zamyślony.

– Głównie są to zmiany, które wprowadziłbym, gdybym jako Dyrektor miał jakąkolwiek władzę, a nie był tylko figurantem psychicznego pół-człowieka potwora. Ma to również wiele wspólnego z hierarchią wśród kadry nauczycielskiej. Nie wiem jak wiele wiesz o hierarchii ważności?

– Hm. To nie jest oficjalna hierarchia, ale wiem, do czego zmierzasz. To trochę jak zasady dominacji w stadzie wilków, prawda?

– Są gorsze analogie – zgodził się cierpko. – W każdym razie byłem… trzeci w kolejce, jeśli wolisz. Gdyby wojna całkowicie wszystkiego nie zniszczyła, Dumbledore przeszedłby na emeryturę lub zmarł z przyczyn naturalnych, McGonagall zostałaby Dyrektorką, a ja zastępcą. Przez lata byłem przekonany, że kiedyś zostanę Dyrektorem, więc często zastanawiałem się, co bym zrobił gdybym mógł. Sprawy nie do końca tak się potoczyły… – dodał, ironicznie zawieszając głos.  – I teraz zdecydowanie jestem… wilkiem omega. Dziś rano postanowiłem ponownie stanąć w rankingu i potrząsnąć wszystkim, żeby hierarchia ułożyła się tak, jak powinna.

Z roztargnieniem zaczął przeczesywać palcami długie futro na brzuchu Krzywołapa, uśmiechając się lekko, gdy mruczenie kota stało się głośniejsze.

– Problem polega na tym, że hierarchia jest zła. – Wyciągnąwszy różdżkę, zaczął w powietrzu szkicować świecącymi liniami rodzaj schematu zależności. – Dyrektor lub Dyrektorka jest na górze. Ich zastępca jest pod nimi. Poniżej zastępcy są Opiekunowie Domów, a potem pozostali nauczyciele. Widzisz wadę?

Hermiona przyjrzała się diagramowi, zauważając, że widniało na nim tylko trzech Opiekunów Domów.

– Zastępca? – zaryzykowała.

– Tak. Filius Flitwick to dobry człowiek i dobry nauczyciel, ale… – szturchnął mały kwadrat, który reprezentował profesora Zaklęć. – Jest stary. Nie znam jego dokładnego wieku, ale nie może być dużo młodszy od Dumbledore’a. Z pewnością jest o kilkadziesiąt lat starszy od McGonagall, więc praktycznie rzecz biorąc nie może jej zastąpić. Prawie na pewno będzie zmuszony przejść na emeryturę w ciągu najbliższych kilku lat. Co rodzi pewien problem. – Znowu szturchnął kwadrat, który zbladł i prawie zgasł.

– Więc próbujesz nastawić się na przejęcie funkcji zastępcy? – zapytała z dużą dozą sceptycyzmu.

Severus posłał jej pełne aprobaty spojrzenie, zanim się uśmiechnął.

– Po dzisiejszym dniu McGonagall z pewnością tak myśli, co było jedną z rzeczy, które miałem nadzieję osiągnąć. Chcę, żeby wpadła w paranoję myśląc o tym, jak zablokować moją rzekomą próbę zamachu stanu.

– Żebyś mógł ją skierować w stronę swojego prawdziwego kandydata – domyśliła się, nie po raz pierwszy zachwycając się wrodzoną przebiegłością i ślizgońską zdolnością do spiskowania. –  Nie sądziłam, że chciałbyś to stanowisko, nie po tym wszystkim, co wydarzyło się wcześniej.

– Nie, chociaż nie jest to jedyny powód, dla którego nie chcę tego stanowiska. Slytherin potrzebuje mnie bardziej niż Hogwart jako taki. Co prowadzi nas do drugiej wady w hierarchii… – ponownie szturchnął świecący diagram, a pola zmieniły kolor. – Tak wyglądała sytuacja, kiedy byłaś w szkole. I kiedy ja byłem, jeśli chodzi o ścisłość. – Pola się poruszyły; czerwone prowadziło do czerwonego pola pod nim, a następnie do trzech pól na kolejnym poziomie: niebieskiego, zielonego i żółtego. Pozostałe pola na dolnym poziomie pozostały białe. – Taka jest obecna sytuacja – kontynuował; drugie pole zmieniło się z czerwonego na niebieskie, a niebieskie pole na trzecim poziomie zmieniło kolor na czerwony. Severus przyglądał się schematowi przez półprzymknięte oczy. – A tak powinno być – powiedział i machnął różdżką. Pola na górze i pod nim zrobiły się białe; czwarte pole dołączyło do trzech na kolejnym poziomie niżej, teraz składające się z czerwonego, niebieskiego, zielonego i żółtego. Dolna warstwa pozostała biała. – Widzisz?

– Tak – powiedziała powoli. – Chcesz zastępcy Dyrektora lub Dyrektorki, która nie jest jednocześnie Opiekunem Domu. – Myśląc o tym, skinęła głową. – To ma sens.

– Nie tylko ma sens, ale jest konieczne. Zastępca Dyrektora jest jednakowo odpowiedzialny za wszystkich uczniów, zaś Opiekun Domu musi być stronniczy i bronić własnych uczniów. Te dwie role są nie do pogodzenia. Kiedy byłem uczniem, McGonagall zawsze stawała po stronie swoich Gryfonów, gdy ty się uczyłaś, zawsze była przeciw Draco, a w latach pomiędzy przeciw uczniom z innych Domów, niezależnie od tego kto był właściwie winny. Stawiała rolę Opiekunki Domu ponad rolę zastępcą Dyrektora. Z byłym Gryfonem jako Dyrektorem było jeszcze gorsze. Z tego powodu nie byłem jedynym Ślizgonem sprowadzonym na Ciemną Ścieżkę. Dumbledore nigdy nie był naprawdę neutralny. Miał swoich ulubieńców, zwykle w typie chłopców przydzielonych do Gryffindoru: odważnych, żądnych przygód, skłonnych do łamania zasad i nie potrafiących dojrzeć czy rozważyć konsekwencji swoich zachowań. – Westchnął. – Zdaję sobie sprawę, że brzmię zgorzkniale, ale nie odnoszę się tylko do mojej własnej sytuacji.

— Wiem, Severusie — powiedziała uspokajająco. – Ale z pewnością żaden Dyrektor czy Dyrektorka nie mogą być naprawdę neutralni. Zawsze będą mieli tendencję do faworyzowania swoich dawnych Domów.

– Tak – przyznał – ale Dumbledore był skrajnym przykładem, podobnie jak McGonagall, która była Opiekunką Gryffindoru tak długo, że nie może się od tego odzwyczaić. Niewątpliwie byłbym taki sam, gdyby nie było wojny kiedy byłem Dyrektorem – dodał szczerze. – Jeśli Longbottom naprawdę może pokazać trochę odwagi typowej dla swojego Domu, rzucić jej wyzwanie i przejąć kontrolę nad Gryffindorem, to pomoże. Ktokolwiek zastąpi Flitwicka, musi być neutralny. Krukoni zwykle nie wplątują się w żadne groźne sytuacje, ale Filius był ich Opiekunem od wielu dziesięcioleci i automatycznie stanie po ich stronie, bez względu na to, jak bardzo chce być sprawiedliwy.

– Więc kogo masz na myśli? – spytała, ponownie studiując diagram.

Wyraźnie przemyślał to przez lata i miał rację. Jedynymi stronniczymi członkami personelu powinni być czterej Opiekunowie Domów, z kolei Dyrektor i zastępca Dyrektora powinni być neutralni. Gdy zwrócił jej na to uwagę, wydawało się to oczywiste.

Severus zaczął się cicho śmiać. Marszcząc brwi Hermiona spojrzała na niego pustym wzrokiem, co tylko rozśmieszyło go jeszcze bardziej.

— Naprawdę nie przychodzi ci do głowy nikt, kogo chciałbym widzieć jako zastępcę? – zapytał, wciąż się śmiejąc.

Ja? Severusie, nie mówisz poważnie!

– A czemu niby nie? – zapytał, patrząc na nią ze skupieniem. – Jesteś inteligentna i bezstronna, z dobrze rozwiniętym poczuciem sprawiedliwości, potrafisz współczuć i jesteś rozważna, ale też nie jesteś słaba czy przesadnie emocjonalna. Nie boisz się bronić tych, którzy są bezbronni. Jesteś uparta, gdy musisz być i nie wdajesz się w bezsensowne sprzeczki oraz zachowujesz głowę w kryzysowych sytuacjach. I jesteś wyjątkowo uzdolniona. – Na jego twarzy nie było już śladu śmiechu. – Mówię bardzo poważnie, Hermiono.

Nie znajdując słów wpatrywała się w niego, starając się to ogarnąć. On naprawdę mówi to serio, uświadomiła sobie ze zdumieniem i niedowierzeniem. Analizując jego słowa wzięła głębszy oddech, odwróciła wzrok i skoncentrowała na głaskaniu Krzywołapa.

To nie wynikało z żadnych powodów osobistych. Niezależnie od tego, co Severus do niej czuł, nie pozwoliłby, aby wpłynęło to na jego osąd. Hogwart wiele dla niego znaczył i miał zupełnie odrębny zestaw priorytetów dotyczących jego miejsca pracy. Nie starał się jej awansować, bo uroił sobie, że musi jej pomóc, po prostu naprawdę wierzył, że leży to w najlepszym interesie szkoły. Oczywiście mając przełożonego, który traktowałby sprawiedliwie jego Ślizgonów i z którym dobrze się dogadywał skorzystałby na tym, ale to nie był jego główny cel.

Zastanawiała się jak długo o tym myślał; była prawie pewna, że ​​powoli budował tę strategię od miesięcy, jeśli nie od zeszłego roku, stopniowo pnąc się w górę w hierarchii, aż był w stanie zobaczyć cały obraz i czekać na swoją szansę, by zacząć forsować zmiany. Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze słowa, prawdopodobnie rozważał to przez dziesięciolecia, czekając tylko na pojawienie się odpowiedniego potencjalnego kandydata, chociaż niewątpliwie wcześniejsza wersja tego planu miała na celu wybór we właściwym czasie własnego zastępcy i następcy.

I spośród wszystkich możliwych osób, które spełniłyby jego kryteria uważał, że była najlepszym wyborem, by przejąć odpowiedzialność za szkołę, którą kochał. To był największy komplement, jaki kiedykolwiek jej złożył.

– Ja… Severusie, nie wiem, co powiedzieć.

– Dobry Boże.

– Nie jesteś zabawny.

– Możesz powiedzieć: „Dziękuję, Severusie”  – zasugerował kpiącym tonem.

– Dziękuję, że jesteś takim protekcjonalnym draniem, Severusie.

– Nie ma za co – uśmiechnął się lekko. – Z pewnością to nie jest dla ciebie tak wielka niespodzianka?

– A wyglądam, jakbym się tego spodziewała?

– W tej chwili wyglądasz trochę tak, jakbyś próbowała powstrzymać się, żeby mnie nie przekląć – zauważył. – To oczywiście żadna rzadkość, ale mimo to nie widzę… Ach. – Zamilkł na chwilę, lekko mrużąc oczy. – Sądzisz, że jestem szowinistą zakładając, że prawdopodobnie nie uzyskałabyś tego hipotetycznego awansu za swoje własne zasługi, ale tylko dzięki sprytnym ślizgońskim manipulacjom. Zapewniam cię, że nie o to mi chodzi. Już teraz jesteś jednym z najbardziej prawdopodobnych kandydatów, ale po prostu nie wierzę w osąd Minerwy McGonagall i pragnę zachować ostrożność. W każdym razie nie jestem tak arogancki, aby zakładać, że mogę wpływać na sprawy w taki czy inny sposób. Nie, po prostu wprawiłem machinę w ruch.

Dopóki tego nie powiedział nie zdawała sobie sprawy, że była zła, ale miał rację, była trochę urażona jego postawą. Jak zawsze udało mu się rozładować jej gniew bez przeprosin, co było jednym z jego bardziej irytujących nawyków. Łagodniejąc odnalazła jego dłoń i splotła swoje palce z jego.

– Skąd nagła potrzeba rewolucji i reform społecznych?

– Nie nagła – zaoponował. – Pod wieloma względami bardzo zawiodłem Hogwart. Chciałbym pomóc to naprawić, jeśli mogę. Chociaż zawsze będę pamiętany tylko jako Śmierciożerca, który zamordował Dumbledore’a, chciałbym zostawić za sobą coś dobrego, niezależnie od tego czy będzie to mi przypisane, czy nie.

– Och, Severusie. – Oparła się o jego ramię i delikatnie ścisnęła jego dłoń. – Już to zrobiłeś. Gdyby nie ty, nikogo z nas by tu teraz nie było. To prawda, że to Harry rzucił ostatnie zaklęcie, ale bez ciebie nigdy nie zaszedłby tak daleko. – Uniosła jego rękę i pocałowała lekko jego knykcie, a on po chwili bez słowa objął ją ramieniem, by przyciągnąć do siebie. – A więc – zauważyła radośniej – masz zamiar samodzielnie zreformować jedną z najstarszych instytucji czarodziejów i na zawsze zmienić oblicze czarodziejskiej edukacji. A jaka jest twoja następna sztuczka?

Zaśmiał się cicho, opierając policzek o jej włosy.

– Och, to co zwykle: obalić Ministerstwo, rząd, ogłosić się królem czarodziejskiej Brytanii i założyć imperium. My, Ślizgoni, mamy reputację ambitnych, którą w końcu muszę podtrzymywać.

– Brzmi fajnie, ale może mógłbyś poczekać do wakacji? W ciągu najbliższych kilku miesięcy będę trochę zajęta.

– Kto powiedział, że będziesz w to zaangażowana? – zapytał z ironią. – Kiedy będę królem, będę mógł mieć każdą kobietę, jaką zechcę.

Hermiona stłumiła śmiech.

– A tak naprawdę chcesz tylko mnie, czyż nie? – odparła, zanim zdołała się powstrzymać i wstrzymała oddech, kiedy zdała sobie sprawę, co powiedziała. Jego jedyną odpowiedzią był cichy śmiech, bez kpiny, jego ramię zacisnęło się wokół niej, a ona powoli pozwoliła sobie na odprężenie.

 

W miarę jak mijał styczeń, Hermiona zauważyła pewne zmiany. Severus nie zadowalał się już czajeniem w kącie pokoju nauczycielskiego i biernym obserwowaniem. Teraz brał udział w każdym spotkaniu, często obracając drobne problemy w prawdziwe konflikty. Wiedziała, że ​​to częściowo z powodu planu, który jego pokręcony umysł zdołał wymyślić, ale ci, którzy dostrzegliby jego uśmieszek gdy przyglądał się rezultatom, zorientowaliby się, że robił to również dlatego, że uznawał to za zabawne. Niemniej jednak wciąż można było dostrzec przebłyski Snape’a-nauczyciela, który naciskał na swoich kolegów i rzucał im wyzwania, zmuszając ich do myślenia, zanim się odezwą.

Fascynujące było również obserwowanie subtelnych gierek o władzę. Pozycja Hermiony w hierarchii była dość solidna: „stara gwardia”, czyli nauczyciele tacy jak Minerwa i Filius Flitwick przewyższali ją rangą z oczywistych względów i nie czuła się komfortowo rzucając im wyzwanie, ale poza tym w hierarchii stała dość wysoko. Jej status bohaterki wojennej gwarantował szacunek, a jej inteligencja i odwaga w obliczu wyzwań sprawiały, że inni na ogół chętnie jej ulegali. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi.

Z drugiej strony Severus był, jak powiedział, zdecydowanie wilkiem omega*. Wszyscy patrzyli na niego z góry, a raczej próbowali. Problem polegał na tym, że Severus był o wiele inteligentniejszy niż większość z nich, a teraz, gdy zdecydował się wejść do gry, nie dało się go pokonać w kłótni. Jego połączenie ostrej jak brzytwa logiki i miażdżącej pogardy, złagodzonej kilkoma rozsądnymi obelgami oznaczało, że był oczywistym zwycięzcą w każdym konflikcie i szybko wspiął się na swoje obecne miejsce wśród innych Opiekunów Domów.

Pod tym względem nie miał konkurencji; Neville wciąż trochę się go bał i wyglądał chorobliwie blado, gdy Severus i Hermiona byli w tym samym pokoju. Kiedy Pomona Sprout odeszła kilka lat temu, pani Hooch przejęła stanowisko Opiekunki Puchonów; była zaskakująco silną czarownicą, ale nie mogła nawet marzyć, by równać się z Severusem. Flitwick nie był na tyle bezwzględny, by wszczynać kłótnie, a poza tym najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że młodszy czarodziej rzucił mu wyzwanie.

Byli naprawdę jak wataha wilków.

W trzeciej klasie Hermiona dużo o nich czytała i wiedziała, że wilk omega był o wiele potężniejszy, niż większość ludzi sądziła. Wszyscy myśleli, że omega był najsłabszym w stadzie, tym, którego inne wilki gryzły i przepędzały. Bynajmniej, omega był zwykle jednym z najsilniejszych i celowo utrzymywał swój niższy status. Kiedy dwa wilki wysokiej rangi walczyły, jeden lub obaj mogli zostać ranni, a wataha mogła stracić myśliwego. Jeśli dochodziło do takiej sytuacji, omega rzucał się w środek walki, rozpraszając ich, ściągając ich agresję i rozładowując sytuację.

To była bardzo silna pozycja, zwłaszcza jeśli omega miał ludzką inteligencję i był biegły w manipulacji.

Zauważyła również, że Severus w bardzo dyskretny sposób podniósł jej własny status, po prostu dlatego, że kiedy mówiła na jakiś temat, słuchał. Niedawno wdali się w kilka pamiętnych debat w pokoju nauczycielskim, prawdę mówiąc bardziej kłótni niż debat. Nie przerywał jej i nie obrażał, jeśli się nie zgadzał. Ich dyskusje mogły i często przeradzały się w zaciekłe walki, podczas których krzyczeli na siebie nawzajem, ale przegrywał ich tyle, ile wygrywał. Była to bardzo delikatna, ale skuteczna strategia; ogłosił się jednym z najsilniejszych i traktował ją jak równą.

Co było fascynujące to to, że nikt nie był tego świadomy. Ludzie nie funkcjonowali już w ten sam sposób co zwierzęta i zapomnieli, jak odczytywać różne sygnały, ale jakaś część ich mózgu wciąż pamiętała; nauczyciele (i uczniowie, kiedy zaczęła obserwować ich interakcje) reagowali na mowę ciała i sygnały niewerbalne, nie zdając sobie z tego sprawy. Ta gra o władzę całkowicie wszystkim umknęła. Severus był w stanie manipulować nimi wszystkimi tylko dlatego, że nie wiedzieli, że to robi; to było oczywiste kiedy już wiedziało się, na co zwracać uwagę.

– Jakim cudem kiedykolwiek przegrałeś? – zapytała po jednym spotkaniu, podczas którego wywiązała się zażarta dyskusja, kręcąc głową na wpół z podziwem, na wpół z niedowierzaniem.

– Rzadko mi się to zdarzało  – odparł bez przechwałek. – Tylko wtedy, gdy popełniłem poważny błąd lub gdy byłem w zdecydowanej mniejszości. – Uśmiechnął się lekko. – Najlepsza walka to taka, w której nie trzeba walczyć; większość konfliktów kończy się przed rozpoczęciem. Dlatego często przegrywa ten, kto uderza pierwszy.

Ach, ci Ślizgoni.

Jednak nie zawsze to działało, jak zauważyła Hermiona na początku lutego.

Zebranie nauczycieli osiągnęło etap „spraw innych”, kiedy Minerwa rzuciła energicznym tonem:

– A teraz walentynkowy harmonogram dyżurów. Severusie, wyznaczyłam cię na opiekuna w Hogsmeade.

To było zadanie, którego nienawidzili wszyscy i Hermiona nie mogła go winić za to, że wyglądał na zirytowanego.

– Czemu? – odgryzł się zwięźle.

Dyrektorka uniosła brwi.

– Z nas wszystkich jesteś ostatnia osobą, która może mieć plany na weekend – odpowiedziała nieco nieuprzejmie.

Jego oczy zmartwiały, a szczęka zacisnęła się, ale nie zareagował na zniewagę.

– Kiedy wróciłem do nauczania, jasno dałem do zrozumienia, że ​​mam być zwolniony z obowiązków w Hogsmeade – powiedział stanowczo.

To prawda, pomyślała Hermiona. Severus nigdy nie wyjaśnił, dlaczego na to nalegał. Założyła, że ​​dlatego, że tego nienawidził, ale patrząc teraz na niego wydawało się, że może być w tym coś więcej.

– Niemniej jednak twój kontrakt wymaga, abyś w razie potrzeby przejmował obowiązki innych nauczycieli. To nie podlega dyskusji.

– Dobrze – warknął, krzywiąc się. – Przynajmniej przez kilka godzin oszczędzę sobie widoku przyprawiającego o mdłości różowego budynku.

Minerwa kontynuowała:

– Potrzebuję ochotników, którzy będą dyżurować w zamku… – Zapisała jedno lub dwa nazwiska, zanim Hermiona westchnęła.

– Ja to zrobię.

– Jesteś pewna, moja droga? Spodziewałam się, że masz plany…

– Właściwie to dzisiaj dowiedziałam się, że mój tajemniczy mężczyzna musi pracować w ten weekend – odparła Hermiona, dodając niechętnym tonem.  – To z powodu jego przełożonej. Czasami potrafi być małostkową i mściwą starą czarownicą i go nie lubi.

Neville zakrztusił się z ustami pełnymi kawy i opluł sobie szatę, bo dostał nagłego ataku kaszlu. Zanim się opanował, miał wściekle czerwoną twarz i oddychał chrapliwie, a Hermiona walczyła z chichotem. Severus tylko spojrzał na nią, unosząc brew, ale wyraźnie widziała błysk rozbawienia na jego twarzy.

– Cóż, to nadal nie jest wytłumaczenie – powiedziała jej Minerwa. – Upewnij się, że ci to wynagrodzi.

– Zamierzam – odpowiedziała, siląc się na niewinny ton.

Mało brakowałoby, by się to jej nie udało. W tym momencie Neville znowu się zakrztusił. Brzmiało, jakby miał wypluć sobie płuca, ale przynajmniej nikt inny nie usłyszał parsknięcia Severusa.


* Wilk Omega – za https://www.ican.pl/b/przywodztwo-w-grupie-wilkow/PBIghXRxU

Najniżej w hierarchii watahy plasują się tzw. osobniki omega, czyli outsiderzy. Są to osobniki pozostające na peryferiach terytorium grupy. Powody mogą być różne: starość, choroba, odrzucenie przez watahę, przegrana potyczka o status dominanta itd. Wilki takie mogą mieć też trudności z podporządkowaniem się przywódcom, nie opuszczają jednak na stałe watahy. Przez dominującą w grupie parę i przez pozostałych członków są tolerowane, ale często zdarza się, że są atakowane i przeganiane, szczególnie gdy próbują przyłączyć się do uczty na świeżo upolowanej ofierze, a jedzenia jest mało (…). Nie każda grupa ma takiego wilka, notowano jednak przypadki (…), gdy osobnik o najniższym statusie po kilku latach życia na uboczu nagle wygrywał walkę o przywództwo w grupie i przeganiał dotychczasowego dominanta.

 

 

Rozdziały<< Post Tenebras, Lux – Rozdział 22Post Tenebras, Lux – Rozdział 24 >>

Mamuś Anni

Wierna fanka HP, Czytelniczka Sevmione, Tłumaczka, Beta... !!! * Zakaz kopiowania moich tłumaczeń bez mojej zgody! * !!! !!! *! Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach *! !!!

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz