Post Tenebras, Lux – Rozdział 2

„Spotkanie dwóch osobowości jest jak kontakt dwóch substancji chemicznych: jeśli zachodzi jakakolwiek reakcja, obie ulegają przemianie”.

– Carl Jung


 

Kiedy Hermiona zaczęła rozmyślać o swoim odkryciu, kilka rzeczy ją uderzyło. Na przykład brak tajemnicy. Gdy zaczęła porządnie szukać, nie miała większych problemów, żeby go znaleźć. Poza tym uznała, że jego wybór pseudonimu był oczywisty. Przyczepa nie była w żaden sposób chroniona ani magicznie ukryta, chociaż kobieta unikała podchodzenia zbyt blisko; całkiem możliwe, że rzucił na nią jakieś paskudne zaklęcia obronne.

Tak więc coś tu było nie tak: to był Severus Snape, człowiek, który przez dwie wojny był szpiegiem i podwójnym agentem, a jednak zupełnie się nie chronił! To nie miało sensu. Mógł ukryć się znacznie lepiej, więc dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego otwarcie spacerował po stacji Waterloo w godzinach szczytu? I dlaczego teraz, kiedy wiedział już, że został znaleziony, nie przeniósł się ani nie ukrył?

Tu się wszystko komplikowało. Po prostu nie znała go na tyle dobrze, by pozwolić sobie na zgadywanie. Tak naprawdę nikt go nie znał, nawet ludzie, którzy pracowali z nim przez dwadzieścia lat nie byli w stanie pomóc we wcześniejszych poszukiwaniach. Musiał wiedzieć, że ryzykuje, że zostanie zauważony, przechadzając się po Londynie, więc być może właśnie tego chciał – żeby ktoś odkrył, że wciąż żyje. A skoro teraz nie podjął żadnych kroków by się ukryć…

Istniało kilka możliwych wyjaśnień, zdecydowała w końcu. Po pierwsze, po prostu nie sądził, że była na tyle sprytna, by to rozgryźć. Po drugie, nie wierzył by zawracała sobie głowę szukaniem go. Albo po trzecie… Chciał być znaleziony.

Jej rozmyślania przerwał dzwonek telefonu.

– Halo?

– Hej, to ja – przywitał ją głos Harry’ego.

– Jakieś wieści?

– Nie jestem pewna – odpowiedziała powoli.

– Co się stało?

– Cóż… wcześniej nie byłam z tobą całkowicie szczera. Wiem, że Snape wciąż żyje dlatego, że go widziałam.

Co?

– Powinnam była ci powiedzieć, kiedy do ciebie zadzwoniłam, ale tak naprawdę to do mnie jeszcze nie dotarło. Sądzę, że byłam w szoku. Nie szukałam go ani nic z tych rzeczy. Szłam przez Londyn i dosłownie wpadłam na niego. Uciekł mi, ale dopiero po tym, jak niechętnie ze mną porozmawiał.  To na pewno był on. A teraz… Myślę, że znalazłam miejsce, w którym mieszka. Ale coś jest nie tak.

– CO nie tak?– wykrztusił słabo Harry.

– To było zbyt łatwe. – Zaczął się śmiać, a na jej ustach pojawił się uśmiech.- Wiem, wiem, ale wysłuchaj mnie. Przechadzał się po Londynie. Używa naprawdę oczywistego fałszywego nazwiska. Wytropienie go zajęło mi dwa tygodnie. Snape’a, na którego Ministerstwo i Zakon polują od dziesięciu lat! Nawet nie próbuje się ukryć, Harry. W ogóle nie ma tam zaklęć maskujących, nawet zaklęcia odstraszającego Mugoli, a on nie próbował zmienić swojego wyglądu. – Cóż, pomijając jeden czy dwa detale. – Czy to brzmi jak Snape? – zapytała.

– Kiedy tak mówisz, nie – Po głosie Harry’ego można było się domyśleć, że marszczy brwi i Hermiona wyobrażała sobie, jak mierzwi sobie włosy. – Więc co, myślisz, że to jest… nie wiem, pułapka?

– Nie sądzę. Nie ma ku temu powodu. Jeśli chce nawiązać kontakt, nie musi nas w żadną wciągać i nie sądzę, żeby zawracał sobie głowę gierkami. Nie, myślę że to coś innego.

– Czyli co?

– Myślę, że albo nie wierzy, że ktokolwiek będzie go szukał, albo chce być znaleziony. Przez chwilę sądziłam, że może po prostu nie przyszło mu do głowy, że będziemy wystarczająco zdolni, by go znaleźć, ale nawet jeśli by tak myślał, nie ryzykowałby, że nas nie doceni. Może po prostu chce żebyśmy to zrobili.

Zapadła krótka cisza, zanim Harry odezwał się ponownie zamyślonym tonem.

– Jeśli masz rację, dokąd nas to prowadzi?

– Nie wiem. Rozmawiałam z… sąsiadem; jest tam, gdzie jest zaledwie od kilku lat. Zakładam, że wcześniej na serio się ukrywał, a teraz chce, żebyśmy go znaleźli.

– Cóż, to skomplikowane – przyznał z westchnieniem. – Możesz wpaść? To nie sprawa na telefon.

– Tylko ty i ja?

– I Ginny.

– Więc kiedy prosiłam cię, żebyś nie mówił nikomu innemu… – zaśmiała się Hermiona.

Harry roześmiał się razem z nią.

– Ginny się zalicza się do „innych”, wiesz o tym.

– W porządku. Niedługo wpadnę.

 

– Więc uważasz, że to jakieś wyzwanie? Żeby nas sprowokować, by rozwiązać tę sprawę?– zapytał Harry.

– Nie wiem – odpowiedziała powoli Hermiona. – Być może. Myślę, że muszę z nim szczerze porozmawiać.

– Czy to dobry pomysł? On cię nienawidzi.

– Harry, on nienawidzi nas wszystkich – zauważyła. – Kto inny mógłby tam pójść? Na pewno nie będzie chciał rozmawiać z tobą, wiesz o tym. A Ginny…

– Nie znam go wystarczająco dobrze – pokręciła głową Ginny. – Poza tym tak bardzo stawiałam mu się na ostatnim roku, kiedy was nie było… Mnie też nienawidzi. Jeśli mamy nie mówić o tym reszcie, to to musi być Hermiona.

– Może faktycznie powinniśmy kogoś o tym poinformować. Kingsley powinien wiedzieć…

– Nie, nie Ministerstwo, jeszcze nie. To ostatnia rzecz, jakiej potrzebujemy.

– W porządku — przyznał Harry. – A co z McGonagall?

– To nie jest dobry pomysł. Ona nigdy tak naprawdę nie wybaczyła Snape’owi — stwierdziła z żalem Hermiona. – Najlepiej dowiedzmy, co się dzieje i dlaczego nagle przestał się ukrywać, zanim ponownie wciągniemy w to kogoś z Zakonu.

– Chcesz powiedzieć Ronowi? – zawahała się Ginny.

– Jeszcze nie – westchnęła Hermiona. – Nie chcę się kłócić, a ostatnio tylko to robimy. Wiesz, że trudno mu było zaakceptować fakt, że Snape nie był złym facetem; będzie przeciw bardziej niż ktokolwiek inny.  Nie mówmy mu dopóki naprawdę nie będziemy mieli innego wyjścia.

– Chociaż nie bardzo mi się to podoba, sądzę że masz rację – zgodził się Harry. – Więc idziesz z nim porozmawiać?

– W każdym razie spróbuję. Nie powiem wam jeszcze, gdzie on jest. Rozumiecie dlaczego, prawda?

Harry skinął głową.

– Żebyś mogła powiedzieć mu prawdę, że nikt inny nie wie.

– Tak. Nie jestem pewna czy w ogóle ze mną porozmawia, ale jeśli to zrobi, ja go okłamię, a on to przejrzy, to całkiem prawdopodobne że przeklnie mnie tak, że przez tydzień nie dojdę do siebie.

– Czy to będzie niebezpieczne? – zaniepokoiła się Ginny.

– Nie sądzę – powiedziała z namysłem. – Chce, żeby ktoś go znalazł. Wątpię żeby się ucieszył widząc, że ja to zrobiłam, ale prawdopodobnie jestem lepszą opcją niż Harry. Bardzo go irytowałam, ale nie sprawiłam mu żadnych poważnych problemów, w każdym razie poza kradzieżą z jego zapasów w drugiej klasie – dodała ze smutkiem. I podpaleniem jego szaty na pierwszym roku i zaatakowaniem go we Wrzeszczącej Chacie pod koniec trzeciej… Byłam niezłym ziółkiem! – W każdym razie kiedy go zobaczyłam, nie wydawał się być w zbyt dobrej formie. Jeśli zacznie robić się niebezpiecznie, przynajmniej będę mogła uciec.

— Uważaj, Hermiono — ostrzegł ją Harry. – Nikt nigdy nie pokonał Snape’a w pojedynku jeden na jednego. Od dziesięciu lat mieszka sam; mógł stać się tak samo zwariowany jak Szalonooki.

– Będę ostrożna.

 

Największym problemem było to, co powinna mu powiedzieć. To był jeden z głównych powodów, dla których za bardzo nie starali się znaleźć Snape’a; po prostu nie było słów, by przeprosić za błędne osądzanie go przez tyle lat, a swoją drogą on i tak by ich nie przyjął. Wiedziała, że ​​jeśli zdoła go przekonać, żeby z nią porozmawiał, w pewnym momencie zapyta, co tu robi, dlaczego do niego przyszła. Znalezienie na to odpowiedzi było trudne, ponieważ sama nie do końca wiedziała. W dużej części z powodu poczucia winy; wszyscy byli mu tak wiele winni i tak naprawdę nie próbowali ustalić, co się z nim stało. Chciała się upewnić, że wszystko z nim w porządku, że niczego nie potrzebuje. Była też i ciekawość; chciała dowiedzieć się, gdzie przez cały ten czas był i jak przeżył. I w końcu chciała jakoś spróbować zrekompensować mu to jak był przez te wszystkie lata traktowany.

Umrze ze śmiechu. A potem przeklnie tak, że załatwi mnie na tydzień. 

Mimo to musiała spróbować.

Hermiona wzięła głęboki oddech, przeszła przez gołą ziemię, na której była zaparkowana przyczepa kempingowa, weszła po rozklekotanych schodach i zastukała knykciami w drzwi. Po chwili, która wydawała się wiecznością usłyszała nierówne kroki i po drugiej stronie matowej szyby wbudowanej w drzwi pojawił się cień. Zamek kliknął i przez chwilę chciała uciec; jednak zanim zdążyła ulec impulsowi, drzwi otworzyły się i Hermiona ponownie znalazła się twarzą w twarz ze swoim byłym nauczycielem eliksirów.

Jego wyraz twarzy się nie zmienił, nawet lekkie rozszerzenie czarnych oczu nie zdradzało jego myśli, gdy ją zobaczył. Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu, zanim wypuścił powietrze.

– Przypuszczam, że mieć nadzieję, że zechcesz po prostu odejść to zbyt wiele.

– Obawiam się, że tak – odpowiedziała cicho, czując jak okropny ucisk w gardle zaczyna ustępować. Nie zamierzał jej zaatakować, inaczej już by to zrobił.

– Oczywiście nie – mruknął.

Odwrócił się bez słowa i wycofał do środka, pozostawiając za sobą otwarte drzwi. Decydując się zinterpretować to jako zaproszenie, choć niezbyt uprzejme, wsunęła się za nim i zamknęła je, rozglądając się z zaciekawieniem.

Weszła do czegoś, co okazało się być małym salonikiem zawierającym parę starych sof, stół i krzesła oraz kilka szafek stłoczonych razem. Wyglądało na to, że w ogóle nie powiększył w magiczny sposób wnętrza przyczepy. W kącie grało stare radio; ściszył je, ale nie wyłączył i przeszedłszy do długiej, wąskiej kuchni w stylu kambuza odwrócił się odchylając do tyłu i opierając biodra o blat. Założył ręce na piersi, spojrzał na nią ponuro i czekał.

Hermiona poświęciła chwilę, by mu się przyjrzeć. Stał przechylony, opierając się głównie na lewej nodze, ale o ile mogła to stwierdzić, nie wydawał się odczuwać bólu. Nie wyglądał też na tak zmęczonego jak ostatnim razem, kiedy go widziała. W jego oczach czaił się cień nieufności.

– Przyszłaś sama? – zapytał w końcu; wiedziała, o co naprawdę pytał.

— Tak — odpowiedziała i przez chwilę milczała, obserwując zmarszczki w kącikach jego oczu.

Minęły czasy, kiedy przerażał ją tym spojrzeniem. Był onieśmielający jak zawsze, ale przeżyła zbyt wiele, by tak łatwo się denerwować. Poddając się, powiedziała mu to, co tak ​​naprawdę chciał usłyszeć.

– Nikt nie wie, gdzie jest to miejsce ani jak je znalazłam. Dwie osoby wiedzą, że tu jestem i dlaczego. Nikt inny nie wie nawet, że szukałam. Jeszcze nie.

Odprężył się lekko, pokazując tym jak bardzo był wcześniej spięty, a po chwili jego usta wykrzywiły się z dobrze znajomą drwiną.

– Zatem w gruncie rzeczy nikt nie wie gdzie jesteś, a moje życie stałoby się o wiele łatwiejsze, gdybym rzucił na ciebie Obliviate tak jak tu stoisz.

– Gdyby miał pan to zrobić, już by to pan zrobił – odparła. – I nie wspomniał o tym i mnie nie ostrzegł.

Wyraz twarzy Snape’a zmienił się ledwie odrobinę i mężczyzna wycedził:

– Ach. Jak zawsze nie do zniesienia, jak widzę.

Powstrzymując uśmiech Hermiona obserwowała, jak sięgnął w poprzek maleńkiej kuchni do kuchenki i zamieszał zawartość garnka; zanim odłożył pokrywkę pomieszczenie wypełnił delikatny zapach przypraw. Znowu opierając się o blat spojrzał na nią ze swoim zwykłym wyrazem lekkiej pogardy.

– Zakładam, że te osoby to Potter i Weasley?

– Przepraszam?

– Powiedziałaś, że są dwie osoby, które wiedzą, co robisz – rozwinął z demonstracyjnie okazywaną cierpliwością, krzywiąc się lekko. — Potter i Weasley?

Hermiona potrząsnęła głową.

— Właściwie Potter i Potter.

Skrzywił się jeszcze bardziej, marszcząc brwi, jego czarne oczy stały się na chwilę zamyślone, po czym ponownie skupił się na niej.

– Ginewra?

– Ginny, tak. – Tym razem to Hermiona się skrzywiła – Nie zdawałam sobie sprawy, że pan o tym wie.

Uśmiechnął się niewesoło, z na pół szyderczym wyrazem twarzy.

– Mógłbym żyć nie wiedząc. Niestety jednym z efektów ubocznych ciągłego gromadzenia informacji jest to, że niektóre z nich są mniej niż przyjemne. – Potrząsnął głową, krytycznie obejrzał zawartość rondla na kuchence, westchnął i wyłączył gaz. — Przypuszczam, że nie powinienem się dziwić, że Potter nigdy nie przezwyciężył swojego kompleksu Edypa.

– Co?

– Nie wydaje ci się niesmaczne, że poślubił kobietę, która różni się od jego matki prawie wyłącznie kolorem oczu? – wykrzywił usta.

Fakt, że odniósł się do Lily nawet pośrednio sprawił, że Hermiona zawahała się, zanim odpowiedziała zgodnie z prawdą.

– Właściwie byłam zaskoczona, że wie pan, co to jest kompleks Edypa… panie profesorze.

Posłał jej lekko zirytowane spojrzenie.

– Nie byłem pani nauczycielem od jedenastu lat, panno Granger… Chyba że teraz to pani Weasley? – dodał złośliwie, obrzucając ją spojrzeniem od stóp do głów. – Nie widzę obrączki.

– Wciąż panna Granger i to nie pańska sprawa – rzuciła cierpko, starając się nie zarumienić. Nie zdawała sobie sprawy, że o tym również wiedział.

– W dzisiejszych czasach niewiele mam do roboty poza czytaniem – powiedział spokojnie. – Mitologia grecka i psychologia to interesujące tematy.

Hermiona dopiero po chwili uświadomiła sobie, że odpowiada na jej wcześniejszy komentarz na temat Edypa. Wydawało się, że nie ma nic więcej do powiedzenia. W milczeniu obserwowała, jak otwiera drzwiczki szafki odsłaniając maleńką lodówkę i wyjmując karton soku pomarańczowego. Wyjął szklankę z szafki, zatrzymał się i spojrzał na nią z ukosa. Chwilę zajęło jej zrozumienie niemego pytania, skinęła głową, a on wyjął drugą szklankę i nalał napój dla nich obojga.

– Dziękuję – szepnęła, biorąc naczynie i popijając z wdzięcznością.

Nie odpowiedział. Cofnął się do małego salonu i sięgnął do góry, żeby wyłączyć czarno-biały telewizor, grający cicho na szafce. Patrzyła jak ostrożnie siada na jednej z sof, odwracając się, by ułożyć prawą nogę wzdłuż krawędzi poduszek. Podnosząc wzrok, napotkał jej spojrzenie i uniósł brew, po czym skinął głową w stronę drugiej sofy. Siadając, Hermiona przez chwilę zbierała myśli.

– Pańska noga jest w złym stanie? – zapytała cicho.

– Większość mnie jest w złym stanie – odpowiedział sarkastycznie, wzruszywszy jednym ramieniem – w taki czy inny sposób.

– Czy to boli?

– Nie. Jednak kolano ma bardzo ograniczoną mobilność. – Pociągnął łyk soku, przenosząc wzrok na omawianą kończynę. – Obrażenia skumulowane – stwierdził w końcu, odpowiadając na pytanie, którego nie miała odwagi zadać. – Przez lata doznałem wielu kontuzji prawej nogi. Osłabiło to staw. Pod koniec… we Wrzeszczącej Chacie… zakładam, że na nią upadłem, co spowodowało dalsze urazy. Kiedy wreszcie udało mi się wyleczyć moje obrażenia, to było najlepsze, co mogłem zrobić.

– Czy pański głos jest… z powodu…? – Urwała, a kiedy spojrzał na nią, musnęła palcami gardło.

– Tak – rzucił, krzywiąc się. – Czy moja historia medyczna to naprawdę twoja sprawa?

– Biorąc pod uwagę z jakiego powodu doznał pan tych obrażeń jak i to, że byłam we Wrzeszczącej Chacie, tak, powiedziałabym, że tak – odrzekła i po raz pierwszy od chwili, kiedy poznała tego człowieka miała wątpliwą przyjemność zobaczenia Severusa Snape’a całkowicie zaskoczonego.

– Jak dużo wiesz? – zapytał cicho.

Jego głos był niebezpiecznie spokojny; na zajęciach ten ton pojawiał się zwykle na kilka sekund przed wybuchem wściekłości na ucznia, który miał nieszczęście ściągnąć na siebie jego gniew.

– Wszystko, co przekazał pan Harry’emu, potwierdzone przez portret Albusa.

Zacisnął szczękę i odwrócił wzrok, a mięsień na jego policzku zadrgał.

– Jeśli dzięki temu poczuje się pan lepiej – napomknęła – bardzo niewiele osób o tym wie. Nikt spoza Zakonu. I tylko kilkoro z nas widziało wszystko. – Chociaż wiele osób słyszało, jak Harry wrzeszczał do Voldemorta o uczuciach Snape’a do swojej matki; na wszelki wypadek postanowiła o tym nie wspominać.

Nie odpowiedział; obserwowała jego dłonie, gdy odstawił szklankę i powoli uniósł prawą rękę, by sięgnąć lekko do lewego przedramienia. Ewidentnie jej zapewnienia nie poprawiły mu nastroju. Najwyraźniej nadal zachował swój stary nerwowy nawyk dotykania Mrocznego Znaku podczas niewygodnych rozmów, który zaobserwowała wiele lat temu. Dopiero dziesięć minut później odezwał się ponownie, ale Hermionie ta cisza nie przeszkadzała. Nie wydawał się szczególnie wrogo nastawiony, co było nieco zaskakujące; sytuacja była trochę niezręczna, ale nie tak przerażająca, jak myślała.

– No więc? Dlaczego tu jesteś?

To było pytanie, którego się spodziewała.

– Aby zdecydować, co dalej – odpowiedziała po prostu.

Spojrzał na nią, krzywiąc się lekko, a ona rozwinęła.

– Kiedy dowiedziałam się, że pan żyje, chciałam z panem porozmawiać, zanim zdecydujemy, czy ktokolwiek inny powinien o tym wiedzieć. I chciałam dowiedzieć się, co się z panem stało.

Snape spojrzał na nią z drwiną, ale jakby bez przekonania.

– Niech pani poczeka na moją autobiografię, panno Granger.

Dopiła sok i odstawiła szklankę.

– Jak pan przeżył? – zapytała bez ogródek, uznając że nadszedł czas na własne pytania.

Westchnął, znów wyglądając na zmęczonego, gdy drwina spełzła mu z twarzy.

– Nie mam ochoty grać z tobą w Dwadzieścia Pytań. Czy nie ma żadnej szansy, że po prostu odejdziesz i zostawisz mnie w spokoju?

Hermiona zaryzykowała.

– Gdyby naprawdę chciał pan zostać sam, ukryłby się pan o wiele lepiej.

Kącik jego oka zadrgał i Snape odwrócił wzrok, gdy jej słowa trafiły w sedno. Cisza przeciągnęła się przez kilka minut, przerywana jedynie słabym dźwiękiem radia, które wciąż grało.

– Traf – powiedział w końcu.

– Przepraszam?

– Jak przeżyłem. To było zrządzenie losu. Jeszcze nie zdecydowałem, czy to szczęście, czy pech.

– Musi być w tym coś więcej. Widziałam pańskie obrażenia. Nie mogliśmy znaleźć pulsu.

– Jestem zdumiony, że zadałaś sobie trud sprawdzenia – odparł zjadliwie. – Ale nie dziwi mnie, że nie znalazłaś tętna. Jestem całkiem pewien, że nie było żadnego. Sądzę, że byłem klinicznie martwy przez kilka minut. Nie wiem, jak długo. O ile sobie przypominam, czytałem kiedyś, że mózg może przetrwać bez tlenu tylko sześć minut, zanim uszkodzenie stanie się zbyt poważne, ale może jest w tym jakiś błąd.

– Jak pan przeżył? – powtórzyła.

– Po tym, jak Arthur Weasley został zaatakowany przez Nagini w Ministerstwie, byłem jednym z tych, którzy odpowiadali za jego leczenie… – zaczął powoli.

– Nie wiedziałam – przerwała, zaskoczona.

– Nikt tego nie wiedział oprócz Dumbledore’a i jednego z Uzdrowicieli. O to właśnie chodziło – odpowiedział sucho. – W każdym razie nie byłem w stanie opracować idealnej metody, ale udało mi się wynaleźć częściową antytoksynę. Na podstawie tamtego doświadczenia sporządziłem coś, co miałem nadzieję, że było w miarę wierną kopią trucizny Nagini. Bo oczywiście nie miałem możliwości analizować prawdziwej. Dawkowałem sobie zsyntetyzowany jad, próbując zbudować tolerancję. To samo robiłem z wieloma innymi truciznami i przez cały czas nosiłem ze sobą kilka mikstur, w tym pochodną bezoaru mojego własnego pomysłu, Eliksir Uzupełniający Krew, różne powszechne antidota i inne eliksiry lecznicze. Zestaw Pierwszej Pomocy, jeśli chcesz to tak nazwać, zaprojektowany tak, aby być gotowym na wszystko, co może się wydarzyć.

Zmarszczyła brwi. Zobaczył to i cicho kontynuował:

– Zawsze spodziewałem się, że umrę. To było nieuniknione. Jedyną wątpliwość budził czas i metoda. Tak się składa, że ​​ten zestaw pozwolił mi przetrwać więcej niż jeden raz. Idealne rozwiązanie, jak widać.

– Wydaje się pan być w formie – powiedziała bez zastanowienia.

Snape uniósł brew, a w jego oczach pojawiła się gorycz.

– Nie wiesz – odparł ciężko – o czym mówisz. Jak zwykle – dodał złośliwie, ale w tej zniewadze zabrakło prawdziwego jadu.

Znowu wydawał się zmęczony, a jego palce nie przestawały bezwiednie błądzić po przedramieniu, gdzie pod rękawem ukryty był Mroczny Znak.

– Nie mogę być aż taką ignorantką – sprzeciwiła się. – Znalazłam pana, prawda?

Hermiona rozpoznała ten grymas. To był wyraz twarzy, który nosił na zajęciach kiedy nie był w stanie znaleźć niczego, co mógłby skrytykować. Nie odpowiedział, tylko przetarł ze znużeniem oczy. Zbierając się na odwagę, przeszła do następnego pytania.

– Gdzie pan poszedł po Wrzeszczącej Chacie?

Tak naprawdę nie spodziewała się, że odpowie, ale zrobił to wciąż w tym dziwnie rozmownym nastroju.

– Tu i tam, na początku szukając tymczasowych kryjówek podczas leczenia. Potem wyjechałem z kraju. Spędziłem trochę czasu w Azji, później w Ameryce. Nic nie robiąc. Podróżując. Zwiedzając świat – dodał z ciężką ironią w głosie. Jego oczy były teraz zamknięte, końcówki jego słów lekko ucięte; brzmiał niemal jak pijany, a ona zastanawiała się, jakie leki w tej chwili zażywa, że tak na niego wpływają.

– Przyjechał pan tu dwa lata temu – zauważyła cicho, kiedy przestał mówić.

Snape popatrzył na nią, zanim westchnął.

– Mój przemiły właściciel terenu mówi za dużo. Tak. Wróciłem do Wielkiej Brytanii trzy lata temu przenosząc się z miejsca na miejsce. Zmęczyłem się tym wszystkim. Przez kilka miesięcy jeździłem po kraju. Widziałem przyczepę kempingową na sprzedaż. Kupiłem ją i samochód. Pojeździłem trochę po okolicy, znalazłem to miejsce. Uznałem, że może być. Zaparkowałem tutaj. Koniec historii. – Jego zdania stawały się coraz krótsze, a historia coraz bardziej chaotyczna. – Jakieś pytania?

– Nie w tej chwili – odpowiedziała powoli, pewna, że ​​coś jest nie tak. – Sądzę, że powinnam już iść. Ale jeszcze nie podjęłam decyzji. Czy mogę wrócić, by porozmawiać z panem innym razem?

– Czy jest jakiś sposób, żebym cię powstrzymał i nie skończyło się to aresztem?

To było najbliższe zgody. Decydując się nie kusić losu, skinęła głową i wstała.

– Dziękuję za rozmowę.

 

– No więc? Jak poszło? – spytał z niecierpliwością Harry, kiedy wróciła i zmarszczył brwi. – Wyglądasz dziwnie. Co się stało? Czy on… nie wiem, zaatakował cię czy coś?

– Nie – odpowiedziała powoli Hermiona, również je marszcząc. – To było… Znowu, to było zbyt łatwe. Wpuścił mnie bez problemu, odpowiedział na moje pytania. Och, był tak nieprzyjemny jak zawsze, ale nie sądzę, żeby rzeczywiście miał to na myśli. To było naprawdę dziwne.

– Wszystko było z nim w porządku? – spytała Ginny.

– Nie – powtórzyła Hermiona z pewnością w głosie. – Nie, zdecydowanie nie było w porządku. – Opisała jego obrażenia, przynajmniej te, o których wiedziała i powtórzyła co jej powiedział o tym, co mu się przydarzyło.

– I powiedział ci to wszystko bez oporów? – zdziwił się Harry. – Coś tu się nie zgadza. Jesteś pewna, że to Snape, a nie jakiś wariat, który się tam kręcił?

– To na pewno był on. Myślę, że jest lub ostatnio był chory. Myślę też że był po jakichś lekach. Pod koniec jego głos się zmienił i gdybym nie była tam przez ostatnią godzinę, to bym myślała, że jest pijany. Przypuszczam, że przez to był trochę bardziej rozmowny, ale jest w tym coś więcej.

– To znaczy?

– Jestem teraz prawie pewna, że chciał być znaleziony. Wspomniał, że zanim przeniósł się w miejsce, w którym jest teraz zmęczył się tym wszystkim. Kiedy się nad tym zastanowić… Był sam i uciekał przez dziesięć lat. Musiały się z nim dziać dziwne rzeczy.

– Myślisz, że on co… zwariował?

– Nie. Zdecydowanie nie. Nie… Po prostu sądzę, że był strasznie samotny przez bardzo długi czas. Wyglądał niemal, jakby rozmowa z kimś przynosiła mu ulgę.

— Przypuszczam, że to ma sens — zgodził się powoli Harry. – To znaczy ta pomoc, którą otrzymaliśmy po wojnie, nie była zbyt duża, ale przynajmniej zaoferowano nam jakiś terapię. Skoro był sam na sam ze swoimi wspomnieniami przez ponad dziesięć lat…  myślę, że mógłby stać się trochę dziwny.

– Co teraz zrobisz? – spytała Ginny.

– Nie wiem. Wrócę i jeszcze raz z nim porozmawiam, dowiem się, czy to był tylko jednorazowy przypadek, czy coś mu się… pomieszało, czy coś. Mam więcej pytań, które i tak chcę mu zadać. Kiedy będziemy wiedzieć w jakim jest stanie, może uda nam się coś wymyślić. Ale… jesteśmy mu to winni. Wszyscy. Zakon, Ministerstwo, cały czarodziejski świat. Chcę spróbować i dowiedzieć się, czego on chce. Zobaczyć, czy możemy choć trochę spłacić ten dług. Wrócił z jakiegoś powodu; po prostu nie wiem jeszcze z jakiego.

– I nigdy nie byłaś w stanie oprzeć się zagadkom – dodał Harry ze śmiechem.

Hermiona spróbowała zgromić go spojrzeniem, ale miał rację. Snape zawsze był zagadką, a teraz miała szansę ją rozwikłać.

Nie mogła się doczekać.

 

 

Rozdziały<< Post Tenebras, Lux – Po Ciemności ŚwiatłoPost Tenebras, Lux – Rozdział 3 >>

Mamuś Anni

Wierna fanka HP, Czytelniczka Sevmione, Tłumaczka, Beta... !!! * Zakaz kopiowania moich tłumaczeń bez mojej zgody! * !!! !!! *! Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach *! !!!

Ten post ma 9 komentarzy

  1. Bardzo interesujący rozdział – nigdy nie czytałam tego opowiadania, więc wręcz zżera mnie ciekawość.
    Czekam do następnego piątku.

    PS. Szczęśliwego nowego roku 🙂

Dodaj komentarz