„Historie minionych wieków
Rzucają mroczne cienie
Poprzez całą wieczność
Płacz ludzkości…”
– Donovan, „Hurdy Gurdy Man”.
Sprawy nie poszły zgodnie z planem.
Większość dnia była absolutnie cudowna – wspaniale było znów zobaczyć wszystkich, potrawy pani Weasley były jak zawsze doskonałe (co biorąc pod uwagę jak bardzo Hermiona była głodna, bardzo dobrze się składało), zaś popołudnie było przezabawne. Ale potem wszystko szlag trafił, tylko dlatego, że drażniąc się z nią wszyscy podpytywali o jej tajemniczego ukochanego, a ona powiedziała im, że był w Slytherinie.
Nikt nie przyjął tej wiadomości dobrze i teraz Hermiona próbowała zapanować nad głosem, mówiąc do swojego Patronusa.
– Severusie, tu Hermiona. Jestem w Norze, ale nie jestem w stanie aportować się z powrotem. Jeśli możesz, przyjdź i zabierz mnie, proszę! Dziękuję.
– Co ma z tym wspólnego nietoperz z lochów? – zapytał agresywnie Ron, gdy Wydra zniknęła.
Czując wzbierającą irytację z powodu jego głupoty Hermiona ledwie powstrzymała pierwszą, pełną jadu odpowiedź. Zrobiła wszystko prócz wypisania świecącymi literami „Kocham Severusa Snape’a”. Ilu wskazówek potrzebowali, żeby to do nich dotarło?! Ilu półkrwi Ślizgonów koło pięćdziesiątki, którzy walczyli na wojnie znała kiedyś i spotkała niespodziewanie półtora roku temu?!
Zaciskając zęby, odpowiedziała krótko:
– Skoro chcę wrócić do Hogwartu, byłoby sensowne poprosić o pomoc kogoś z Hogwartu, nie sądzisz? Zamiast kazać podróżować komuś innemu.
– Chyba nie prosisz… jego? – spytała Ginny przytłumionym głosem.
– Kiedy mu powiem, co się stało, prawdopodobnie będzie chciał tu wpaść i zacząć miotać klątwy. Nie chcecie, żeby był w pobliżu, kiedy się dowie. I szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę ogólne nastawienie, też nie chcę, żeby znalazł się koło was!
Choć właściwie taka perspektywa była bardzo kusząca. Żaden z tych tutaj nie mógł łudzić się, że może zmierzyć się z Severusem i wygrać. Jedynym, który mógłby próbować się z nim porównywać był Harry i może Bill, ale jeśli jej Ślizgon byłby na tyle wściekły, by przestać grać uczciwie, nie byli dla niego żadnymi przeciwnikami.
– Lepiej wyjdę na zewnątrz i poczekam. Wątpię, żeby Severus był w dobrym nastroju i na pewno nie będzie chciał widzieć żadnego z was.
– To uczucie jest odwzajemnione – warknął Ron, a Hermiona ledwo oparła się pokusie, by go rąbnąć.
– Dziękuję za lunch, Molly – powiedziała spokojnie. – Przepraszam, jeśli sprawiłam jakieś kłopoty.
– Nie, kochanie – zapewniła ją natychmiast pani Weasley. – Przepraszam za moje dzieci. Myślałam, że nauczyłam ich lepszych manier – dodała tonem, który zwiastował awanturę.
– Nie wszyscy oszaleliśmy słysząc słowo na „S” – zaprotestował łagodnie George – Niektórzy z nas…
– Nie teraz, George – poradził mu półgłosem ojciec.
Hermiona była zbyt zdenerwowana i zła, by się uśmiechnąć. Pożegnała się szybko i oschle, wwiercając ostre spojrzenie w Harry’ego, gdy ten próbował coś powiedzieć i wyszedłszy na zewnątrz skierowała się do punktu aportacyjnego za płotem ogrodu. Gdy czekała, trzęsąc się z zimna, zaczęła zastanawiać się, czy Severus wiedział, gdzie jest Nora. Jeśli nie, to wyjdzie na idiotkę. I może za dużo od niego wymagała – nawet gdyby wiedział, nie chciał stanąć twarzą w twarz z żadnym z Weasleyów i była pewna, że wolałby wypić wolno działającą truciznę niż znowu zobaczyć Harry’ego. Starając się o tym nie myśleć robiła co w jej mocy, by nie słyszeć podniesionych głosów dochodzących z wnętrza domu.
Po, wydawałoby się, godzinach rozległ się ostry trzask i pojawiła się znajoma ciemna postać. Rozejrzawszy się podejrzliwie Severus zobaczył, że była jedyną osobą w zasięgu wzroku i rozluźnił się.
– Przepraszam – skinął jej głową. – Zjawiłbym się wcześniej, ale nie było mnie tutaj od czasu zakończenia pierwszej wojny i aportacja była trudna.
– W porządku. Chcę tylko wrócić do domu.
Słysząc jej ton zamarł w bezruchu i zmarszczył brwi.
– Co się stało? – spytał rzeczowo. – Z twojej wiadomości wywnioskowałem, że po prostu za dużo wypiłaś.
– Nic się nie stało. Proszę, możemy już iść? – odparła.
– Najwyraźniej coś się stało, skoro jesteś tak rozzłoszczona – jego głos stał się cichy i jedwabisty, co wyraźnie świadczyło, że zaczął się denerwować. – Co ci kretyni tym razem ci powiedzieli?
Hermiona westchnęła ze znużeniem.
– Rozmawialiśmy pośrednio o tobie. Powiedziałam im, że mój tajemniczy mężczyzna był w Slytherinie. Wywiązała się kłótnia. Straciłam panowanie nad sobą. A teraz nie mogę się skoncentrować na tyle, by się aportować bez rozszczepienia. Ja… Nie, Severusie – warknęła, łapiąc go za ramię i wbijając w nie palce. Dopiero wtedy zauważyła, że ma na sobie nowy płaszcz. – Nie rób tego.
Spojrzał na nią, ale odwrócił się od domu.
– Mogłabyś mi powiedzieć, dlaczego nie? – zapytał bardzo niebezpiecznym głosem.
– Bo nie chcę konfrontacji. A oni mogą być niewrażliwymi, uprzedzonymi idiotami, ale… są też moimi przyjaciółmi i wolałabym, żeby tak zostało. Jeśli tam wejdziesz, rozpęta się piekło i wszystko szlag trafi. Daj proszę spokój.
Po tych słowach oczy Severusa stały się puste.
– Dobrze – odpowiedział krótko i bez słowa podał jej ramię.
Najwyraźniej był z tego powodu wściekły, ale Hermiona naprawdę nie chciała się z nim kłócić, nie gdy dzień zaczął się tak cudownie. Złapała podaną rękę, przez chwilę czuła nieprzyjemne wirowanie i nacisk towarzyszący aportacji, a gdy zjawiła się przed bramą szkoły i odzyskała równowagę, Severus szedł już podjazdem.
Była zbyt zmęczona i zdezorientowana, by tolerować takie zachowanie w momencie, kiedy potrzebowała jego wsparcia, więc zaklęła pod nosem i z trudem go dogoniła.
– Co jest z tobą nie tak?
– Dlaczego miałoby być coś nie tak? – odpowiedział szorstkim tonem.
– Nie wiem. Dlatego pytam – warknęła. – Wiedziałeś przecież, że oni wszyscy są uprzedzeni do Ślizgonów. Z pewnością już do tego przywykłeś.
– To nie jest… Nieważne.
– To nie dlatego tak się zachowujesz? – Zaczęła tracić oddech, próbując nadążyć za jego szybkimi krokami. – Więc dlaczego?! Cholera, Severusie, zatrzymaj się na chwilę. Porozmawiaj ze mną!
Zatrzymał się niechętnie, ale nie patrzył na nią. Po dłuższej chwili, gdy napięcie go opuściło jego ramiona opadły. Hermiona zdała sobie sprawę, że był raczej zdenerwowany niż zły.
— Severusie? – zapytała niepewnie, marszcząc brwi.
Westchnął, wciąż nie patrząc na nią i wyszeptał:
– Naprawdę tak bardzo się mnie wstydzisz, Hermiono?
To jedno proste pytanie sprawiło, że aż się zachwiała, gdy poraziło ją zrozumienie. Świat zawirował, gdy pojęła czemu tak bardzo go to dotknęło, czemu był wściekły gdy nie pozwoliła mu jej bronić, czemu powinna była ostrożniej dobierać słowa, gdy powiedziała mu, żeby nie wchodził do środka i dziesiątki innych rzeczy.
– Boże, Severusie, nie! Nigdy!
Popatrzył na nią krótko, a potem znowu odwrócił wzrok, przyglądając się zaśnieżonym błoniom, na których stali. Spojrzała na niego; miał opuszczone ramiona i był spięty, jakby przygotowywał się na cios. O Boże. Przełknęła ślinę i spróbowała to wyjaśnić, mając nadzieję, że nie pogorszy sprawy. Całkowicie przypadkowo bardzo go zraniła.
– Zawsze planowałam im w końcu o nas powiedzieć, ale wiem, że nie przyjmą tego dobrze. Miałam nadzieję, że będzie lepiej zrobić to stopniowo, pokazując im jaki jesteś, zamiast powiedzieć od razu i pozwolić zablokować się na stereotypach na twój temat, w które wierzą.
– Nie rozważałem tego wcześniej – powiedział nijakim tonem Severus – ale… Ja nie mam nic do stracenia z powodu naszego… związku. Ty masz wszystko. – Patrzył teraz na nią, ale jego twarz była tak pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu, że równie dobrze mogłoby go nie być.
– To nie tak! – zaprotestowała żywiołowo. – Jeśli będę musiała wybrać między moimi przyjaciółmi lub tobą, wybiorę ciebie. Zawsze. Ale mam nadzieję, że nie będę musiała wybierać. Może to z mojej strony głupie, zwłaszcza dziś, lecz nadal mam nadzieję, że uda mi się ich przekonać, by nas zaakceptowali. Opinia innych nie ma znaczenia, zupełnie, ale… nadal są moimi przyjaciółmi i chciałabym, żeby się cieszyli, że jestem szczęśliwa. Wierz mi, zwlekam tak nie przez ciebie, tylko z powodu ich uprzedzeń. I na pewno nie wstydzę się ani ciebie, ani nas. Nie próbowałabym tak mocno, gdybym się wstydziła.
Hermiona obserwowała go, wstrzymując oddech. Jego poczucie własnej wartości było wciąż przerażająco niskie i nie była pewna, czy jej uwierzy, przede wszystkim dlatego, że chciałby, by to była prawda.
Pod wpływem nagłego impulsu zaproponowała:
– Sprawdź, jeśli mi nie wierzysz! Użyj Legilimencji!
Severus zesztywniał, bo tego zupełnie się nie spodziewał. Właściwie ją też to zaskoczyło, ale była na to gotowa, chociaż nie miała pojęcia, co mógł zobaczyć w jej umyśle ani jak to mogło na niego wpłynąć. Wiedziała, co do niego czuje, ale wiedziała też, co by się stało, gdyby mu to powiedziała.
– To nie będzie konieczne – powiedział w końcu dość napiętym głosem. – Wierzę ci. – Zamknął na chwilę oczy i wzdrygnął się – Jestem głupi. A ty już wcześniej byłaś zdenerwowana.
– Nie jesteś głupi. Rozumiem, dlaczego tak pomyślałeś. Przepraszam Severusie, ani przez chwilę nie chciałam, żebyś miał wrażenie, że się ciebie wstydzę i chcę to przed wszystkimi ukryć. – Z wahaniem dotknęła jego ramienia, czując, jak jego mięśnie sztywnieją i napinają się, ale po kolejnej boleśnie długiej chwili wyczuła, że się rozluźnia i usłyszała jak powoli wydycha powietrze. Ostrożnie dodała: – Prawdę mówiąc, myślałam, że wolałbyś zachować to w tajemnicy…
Jego oczy nieco złagodniały, a napięcie odpłynęło.
– Ja tak. Ale ty nie, przynajmniej jeśli chodzi o twoich przyjaciół. Zacząłem zakładać, że im nie powiedziałaś, bo uważałaś to za jakiś wstydliwy sekret. Cieszę się, że się myliłem.
Hermiona uśmiechnęła się z wahaniem, bo jej również ulżyło.
– Nie, nie powiedziałam im, bo chcę mieć i ciebie i ich – przyznała gorzko. – Wiem, że Ron nigdy tego nie zaakceptuje i sądzę, że Harry też nie. Reszta Weasleyów z czasem się pogodzi, ale to nie będzie łatwe. Luna już wie, Neville oszaleje i prawdopodobnie nigdy więcej się do mnie nie odezwie, a nasi koledzy po fachu będą mnie nienawidzić do końca świata. Odwlekanie powiedzenia im tego naprawdę niczego nie zmieni.
— W porządku. Mów o tym to, co chcesz, w tempie, które uznasz za stosowne — powiedział. – Teraz, gdy wiem o co ci chodzi, postaram się być mniej wrażliwy. – Tak typowy dla niego delikatny półuśmiech rozjaśnił jego twarz. – Chociaż jeśli zamieścisz ogłoszenie w Proroku, mogę stracić panowanie nad sobą – dodał ostrzegawczo.
Hermiona wzdrygnęła się ostentacyjnie.
– Nigdy nie zamierzałam ujawnić tego publicznie. Tylko bliskim przyjaciołom. I jakby nie byli tym zbulwersowani, lepiej niech nie mówią nikomu ani słowa, bo inaczej ja stracę panowanie nad sobą!
– Rzeczywiście przerażająca perspektywa – skomentował, a ona uśmiechnęła się, nie dając się sprowokować.
Nie była tak silna jak niektórzy z jej przyjaciół, ale jeśli było trzeba potrafiła walczyć, a gdyby do tego doszło, miałaby przewagę ponieważ byłaby o wiele bardziej skłonna do przemocy niż oni. Poza tym mam Ślizgona, który mnie broni.
– Mówiłam poważnie, kiedy zaproponowałam, żebyś zajrzał do mojego umysłu.
– Wiem, że tak, ale nie lubię używać Legilimencji na kimkolwiek. W pewnym sensie… nie, z całą pewnością to forma naruszenia prywatności, nawet jeśli dana osoba się na to zgadza. Nie jest to coś, co kiedykolwiek robiłem z ochotą i na pewno nie po to, by podbudować moje ego.
– Skoro zakładasz, że to co byś zobaczył podbudowałoby twoje ego, to nie sądzę, żeby tego potrzebowało – powiedziała z uśmiechem.
Severus parsknął w odpowiedzi, posyłając jej rozbawione spojrzenie i raptem, tak po prostu, zły nastrój się ulotnił, a konflikt został rozwiązany. Teraz, kiedy napięcie znikło zupełnie miała szansę docenić jego wygląd; skórzany płaszcz wyglądał tak, jak się spodziewała. Najwyraźniej prezent mu się podobał.
– Proszę przestać się na mnie gapić, profesor Granger. Co by pomyśleli uczniowie?
– Zastanawialiby się, dlaczego profesor Snape tak dobrze wygląda – odpowiedziała łagodnie. – Wątpię, żeby zauważyli, że tu jestem, gdyby mogli zobaczyć cię tak ubranego.
Rozbawiony Severus zmrużył oczy.
– Myślałem, że moje ego nie potrzebuje podbudowywania.
– Dobrze, w przyszłości nie powiem nic miłego – prychnęła z udawanym oburzeniem, uśmiechając się i ujmując go za ramię, gdy znów ruszyli w kierunku zamku. – Na wypadek gdybyś się zastanawiał, był jeszcze jeden powód, dla którego nie pozwoliłam ci się z nimi skonfrontować – dodała z namysłem.
– To znaczy?
– To nie byłoby wobec nich w porządku. Naprawdę, Severusie, nie możesz czepiać się kogoś, kto by ci dorównywał?
– Ale wtedy mogę nie wygrać – roześmiał się, potrząsając głową.
– Podstępny ślizgoński drań.
– Nieznośna gryfońska Wiem-To-Wszystko.
Reszta ferii minęła znacznie przyjemniej, zwłaszcza że sowy nie mogły tak łatwo latać po Hogwarcie, czekając na odpowiedzi na wiadomości do nauczycieli. Poczta Hermiony została przyniesiona przez skrzata domowego z sowiarni do jej gabinetu i dlatego mogła bez trudu ją ignorować.
Gdy w końcu Hermiona usiadła, by ją przejrzeć (co nieco utrudniał stojący za nią, czytający jej przez ramię i rzucający sarkastyczne komentarze Severus), stos listów z mniej lub bardziej udolnymi próbami przeprosin był imponujący. W niektórych notatkach było kilka niepochlebnych wzmianek na jego temat, które były próbą wyjaśnienia uprzedzeń wobec Ślizgonów.
W końcu wysłała wszystkim po egzemplarzu ogólnej odpowiedzi, informując ich zjadliwie, że jest szczęśliwa, nie obchodzi jej, czy im się to podoba, czy nie, nie potrzebuje ich aprobaty, a obrażanie jej przyjaciela by usprawiedliwić obrażanie ukochanego nie jest najlepszym sposobem na przeprosiny. I tak, to oznacza ciebie, Ronaldzie i ciebie, Harry. Kiedy to zrobiła, uznała sprawę za zamkniętą, przynajmniej na razie.
Wiedziała, że kończyły jej się argumenty i w końcu będzie musiała powiedzieć im całą prawdę, ale to mogło poczekać. Kiedy minie Nowy Rok, będą urodziny Severusa, a po nich zamierzała zacząć budować mosty między nią i rodzicami. Potem będzie spokojniej i będzie mogła skoncentrować się na bardziej osobistych sprawach. I tak potrzebowała czasu by to dokładnie zaplanować, bo gdyby coś poszło nie tak, byłaby to katastrofa. Ostatnią rzeczą, której chciała lub potrzebowała, była czyjaś przesadna reakcja i rozgłaszanie wiadomości, które mogliby podsłuchać niewłaściwi ludzie. To mogło poczekać.
Nowy Rok minął znacznie lepiej niż poprzedni. Poinformowała resztę nauczycieli, że spędzi go ze swoim mężczyzną i dość wcześnie wieczorem uciekła do lochów i przyniosła ze sobą szampana. Severus tym razem się nie upił, przynajmniej nie bardziej niż ona i był w znacznie lepszym i bardziej pozytywnym nastroju (co nie było takie trudne, biorąc pod uwagę, jak bardzo przygnębiony był w zeszłym roku). Ich prywatne świętowanie rozpoczęło się od namiętnego, rozpalonego alkoholem pocałunku o północy, a zakończyło kilka godzin później odkryciem, że gdy pijący szampana dbają tylko o spijanie tego, co wylało się na skórę drugiej osoby, rozlana reszta ma tendencję do plamienia pościeli.
Kac następnego dnia wydawał się wart swojej ceny, a poza tym gdy mieszkało się z Mistrzem Eliksirów, nie stanowił większego problemu.
– Więc jakie jest twoje noworoczne postanowienie? – zapytała go leniwie Hermiona, kiedy po południu oboje czyści i trzeźwi w końcu wstali z łóżka.
– Aby zmienić nazwę Azkabanu na Dom Wschodzącego Słońca – odparł jadowicie, rozniecając ogień. – Skoro nikt nigdy nie dotrzymuje swoich postanowień, równie dobrze możesz w pierwszej kolejności podjąć całkowicie absurdalne.
Tłumiąc śmiech, potrząsnęła głową.
— Jesteś okropny. Nigdy nie podjąłeś poważnego postanowienia?
– Nie, w każdym razie nie w Nowy Rok. Jeśli wiem, że muszę coś zrobić, robię to lub znajduję sposób, aby tego uniknąć. Pora roku nie ma znaczenia.
– Słuszny punkt widzenia – przyznała.
– Zrobiłaś jakieś?
Uśmiechnęła się do niego kusicielsko.
– Aby kontynuować rok tak, jak go zaczęliśmy.
– Akurat to może być możliwe do zrealizowania – usta Severusa zadrgały. – Właściwie mogę to zagwarantować.
Hermiona miała plany na urodziny Severusa, ale nie miała szansy, aby wprowadzić je w życie. Oboje obudził przed świtem ktoś dobijający się do drzwi jego gabinetu. Severus pośpiesznie narzucił szatę i poszedł dowiedzieć się, o co chodzi. Hermiona wsłuchiwała się w odległe głosy, nie mogąc zrozumieć co mówią, dopóki nie usłyszała, jak wykrzykuje „Co?!”
Doszło ją więcej głosów, potem jego i wyższy ton, który prawdopodobnie należał do jakiegoś ucznia, a chwilę później Severus wpadł z powrotem do sypialni z pałającymi wściekłością oczami i zaczął szybko zakładać ubranie.
– Co się dzieje? – zapytała.
Szarpnął głową.
– Nie mam czasu. Powiem ci później – warknął, wyraźnie tak rozwścieczony, że mógłby zacząć mordować.
Jego samokontrola musiała się wyczerpywać, bo gdy wyszedł, w powietrzu pozostał słaby ślad magii.
Niestety przez cały dzień miał lekcje, więc „później” miało być bardzo późno. Widziała go przez cały dzień tylko raz, kiedy wszedł do pokoju nauczycielskiego, by zabrać jakieś papiery i jedno spojrzenie na jego wściekłą minę powiedziało jej, że był w niewiarygodnie podłym nastroju. Prawie widziała gotujące się wokół niego powietrze i atmosfera nagle złapała wszystkich za gardło. Nie spojrzał na nią i wychodząc rąbnął drzwiami tak mocno, że aż zadrżały ściany. Cokolwiek się wydarzyło, najwyraźniej nie przyjął tego dobrze; nie była pewna, czy kiedykolwiek widziała go w takiej furii, nawet wtedy, gdy w grę wchodzili Huncwoci.
– Czy ktoś wie, co się dzieje? – rzuciła, do nikogo konkretnie, ale pozostali w pokoju nauczyciele wyglądali na równie zdziwionych jak ona.
Miała nadzieję, że po jego ostatniej lekcji wróci do lochów, ale kiedy spojrzała na Mapę Huncwotów, był w gabinecie Minerwy. To było bardzo dziwne. Przygryzając wargę, Hermiona udała się na poszukiwanie kogoś, kto mógłby wiedzieć, co się stało i w pierwszej kolejności zaczęła sprawdzać korytarze w sąsiedztwie lochów w nadziei na znalezienie Krwawego Barona. W końcu zobaczyła znajomą postać i szybko pobiegła korytarzem w jego stronę.
– Nick!
Duch Gryffindoru odwrócił się i uśmiechnął, unosząc rękę na powitanie.
– Hermiono, miło cię widzieć. Szukałaś mnie?
– Szukałam jednego z duchów. Wiesz, co się stało dziś rano?
– Dziś rano?
– Przed świtem jakiś uczeń przyszedł zobaczyć się z Severusem – wyjaśniła półgłosem. – Z tego, co słyszałam, przez cały dzień był w morderczym nastroju, a teraz zaszył się z Minerwą w jej gabinecie. Co się stało?
Nick wyglądał poważnie, przynajmniej bardziej niż zwykle.
– Kiepska sprawa – mruknął emfatycznym tonem – bardzo kiepska sprawa. Czarna plama na dobrym imieniu Gryffindoru.
– Sir Nicholasie, proszę bez zagadek. Co się stało?
Potrząsnął głową ze smutkiem, prawie zrzucając ją z szyi, zanim się opanował.
– Trzy piątoklasistki z Gryffindoru wczesnym rankiem złapały drugoroczną Ślizgonkę w toalecie na drugim piętrze – powiedział. — Marta widziała, co się stało. One… — westchnął bezgłośnie. – Przyszpiliły dziewczynę do ziemi i rysowały na jej przedramieniu jakimś mugolskim długopisem, którego nie da się zmyć.
– Narysowały na jej… och, Merlinie! – zawołała Hermiona ze zgrozą. – Nick, powiedz, że nie narysowały Mrocznego Znaku?!
– Zrobiły to – potwierdził ponuro. – Marta powiedziała Baronowi, który obudził Ślizgonów. Kilku z nich pobiegło dziewczynie na ratunek, a inny do profesora Snape’a, aby poinformować go o tym, co się dzieje. Poleciało kilka bardzo nieprzyjemnych uroków. Dziewczyna jest w skrzydle szpitalnym i przesypia histerię, zaś dwie z jej dręczycielek i jeden z jej wybawców są w trakcie leczenia. Irytek powiedział mi, że Dyrektor – mam na myśli profesora Snape’a – kłóci się z Dyrektorką o to, kto powinien zostać ukarany.
– Och, niech to piekło pochłonie! Nic dziwnego, że był taki wściekły! – Hermiona przygryzła wargę. – Muszę wiedzieć, co się dzieje…
— Portrety i my, duchy, na pewno nie ujawnimy niczego, co zostało powiedziane w gabinecie Dyrektora — powiedział przepraszająco Nick. – Sugeruję abyś odwiedziła skrzydło szpitalne i poczekała, wyobrażam sobie, że profesor Snape będzie tam, kiedy zakończy spotkanie.
– Dziękuję, że mi powiedziałeś, Nick.
Ofiara zajścia była wciąż nieprzytomna. Pani Pomfrey została zmuszona do podania jej bardzo silnego eliksiru nasennego, ponieważ nic innego nie było w stanie uspokoić jej histerii. Znak na jej przedramieniu nie zniknął ani od zaklęć, ani bardziej przyziemnych metod i pielęgniarka nie wiedziała, jak Gryfonki sprawiły, że stał się trwały. Dwie z nich były ranne, bo zostały trafione czymś, co wyglądało na imponującą mieszankę zaklęć i uroków. Hermionę zaskoczyło, że pacjentem ze Slytherinu był nie kto inny jak Timothy, trzecioroczny z wyjątkowo poważnymi, pełnymi znużenia oczami, który rozmawiał z nią dwukrotnie, gdy nie było Severusa. Te znużone oczy były teraz trochę opuchnięte, ale gdy z nim rozmawiała, był zaskakująco wesoły. Zapewnił ją pełnym przekonania, lecz trochę niewyraźnym głosem, że „wszystko będzie dobrze, ponieważ profesor Snape się z nimi rozprawi”.
– Czy profesor Snape nie próbował nauczyć was unikania awantur? – zapytała go z pewnym rozbawieniem Hermiona. Lubiła tego chłopca; jako jeden z dwóch Ślizgonów do tej pory wybrał Mugoloznawstwo jako opcję. – Twoja twarz wygląda, jakbyś przegrał walkę ze ścianą.
– Spadłem ze schodów, profesor Granger – odpowiedział niewinnie, po czym dodał – ale schody zasłużyły na to, by się im oberwało.
– To nie ty decydujesz – skarciła go delikatnie.
– Pan Alton ma pewne problemy z kontrolą swoich odruchów – doszedł od drzwi cichy, znajomy głos. – Czasami można by się zastanawiać, dlaczego nie został przydzielony do Gryffindoru.
Hermiona odwróciła się z uśmiechem i zobaczyła bardzo zmęczonego Severusa opartego o framugę. Wyglądał jakby cała wcześniejsza złość ustąpiła znużeniu.
– Gryffindor by mnie nie przyjął, panie profesorze – odparł bezczelnie Timothy siadając ostrożnie z uwagi na złamaną rękę na temblaku.
– Uważaj na słowa – odpowiedział Severus z roztargnieniem, bez nagany w głosie. – Profesor Granger, na słowo, jeśli można.
Hermiona wyszła za nim do cichej sali głównej.
– Nick powiedział mi, co się stało – rzuciła półgłosem. – Co zdecydowała Minerwa?
W jego czarnych oczach zapłonęły iskry wściekłości.
– Możesz zgadywać trzy razy. A pierwsze dwa się nie liczą.
– O Boże, Severusie. Ona nie pozwoli, by to uszło bezkarnie?
– Nie do końca – mruknął, wykrzywiając usta. – Wszyscy zamieszani otrzymają szlaban, łącznie ze Ślizgonami. – Gorycz w jego głosie była nie do przeoczenia; dla Severusa była to aż nazbyt znajoma historia. – Jedynym ustępstwem, do jakiego przy pomocy portretów udało mi się ją zmusić, było to, że szlabany Gryffindoru odbędą się ze mną, ale pod warunkiem, że obecny będzie inny członek personelu, który dopilnuje, że nie zabiję bachorów.
– Zrobię to – powiedziała natychmiast, a jego oczy złagodniały.
– Dziękuję. Chciałem cię o to prosić. I dziękuję, że przyszłaś zobaczyć się z moimi Ślizgonami.
– Kto mówi, że po to tu jestem? – rzuciła niewinnym tonem, a on prawie się uśmiechnął.
– Poinformowano mnie, że twarz pana Altona z czasem się zagoi – zauważył. – Pozostali członkowie ekipy ratunkowej byli z szóstego i siódmego roku i wyszli stosunkowo bez szwanku.
– Lubię Timothy’ego.
– Widzę. Zajdzie daleko, jeśli najpierw się nie zabije. Przygotowałem rozpuszczalnik do usunięcia atramentu z ramienia panny Hampton. Wkrótce się obudzi i muszę z nią porozmawiać, zanim wróci pod opiekę swojego Domu. Rozmawiałem już z moimi Ślizgonami i wyznaczyłem niezbędne szlabany, z wyjątkiem młodego zabandażowanego lwa w sali za nami. Pozostają tylko trzy sprawczynie.
– Kiedy będą odbywać szlaban?
– Dziś wieczorem. Dokładnie za godzinę.
Hermiona poczuła ukłucie rozczarowania; tyle z jej planów na wieczór.
– Ominie ich kolacja. Tak jak i ciebie, skoro już o tym mowa.
– Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas chciał coś zjeść, kiedy to się skończy.
– Wiesz już, co chcesz zrobić? – zapytała łagodnie.
Gniew w jego oczach niezbyt jej się podobał. Skinął ponuro głową.
– Tak – odpowiedział krótko, nie rozwijając dalej.
– Wyglądasz na zmęczonego, Severusie – powiedziała mu cicho, gdy chwilę później opuścili Skrzydło Szpitalne i rozpoczęli długi spacer do lochów.
– Jestem zmęczony – odparł ze znużeniem. – Walczę o to samo od prawie czterdziestu lat i nie poczyniłem żadnych postępów.
– Twój Dom wierzy w ciebie. Widziałam to, kiedy cię nie było.
– Mogą się rozczarować. Nie mogę wygrać tej bitwy. Jedyne, co mogę zrobić, to dać trzem głupim dziewczynom szlaban i powiedzieć moim Ślizgonom, żeby byli ostrożniejsi.
– Próbujesz. To jest ważne. Wiesz, jak źle jest wiedzieć, że nikt nie jest po twojej stronie. Dzięki tobie nie muszą czuć się tak samo.
Nie odezwał się, ale po chwili krótko dotknął jej dłoni.
Nie powiedzieli nic więcej, dopóki drzwi do jego komnat nie zamknęły się za nimi. Wtedy Hermiona westchnęła i spojrzała na niego.
– Biorąc pod uwagę, jak „udany” był dzisiejszy dzień, nie mogę ci złożyć życzeń urodzinowych nie czując się głupio – zauważyła ciężko.
Kącik jego ust wykrzywił się w nieco gorzkim półuśmiechu.
– Mimo to doceniam, że pamiętałaś. – Westchnął cicho. – Dzisiejszego wieczoru czuję każde z moich pięćdziesięciu lat.
– Mogę sobie wyobrazić. Proszę…- Podała mu małe pudełko. – Wszystkiego najlepszego. Głupio czy nie.
– Czy jest jakiś sens, żebym ci mówił, że nie potrzebujesz mi niczego kupować? – zapytał, przyjmując jednak prezent.
– W żadnym wypadku, skoro już o tym wiem – odpowiedziała łagodnie, obserwując jego twarz, gdy odpakował małe pudełko i zobaczył w środku pierścień.
Miał formę obrączki, głęboko grawerowanej czarnymi literami. Hermiona obserwowała, jak wodzi palcem po łacińskich słowach.
– Gdzie go znalazłaś? – zapytał po dłuższej chwili, wpatrując się w nie. Uśmiechnęła się i powiedziała dobitnie:
– Na straganie w Camden.
Jego oczy powędrowały do jej, a potem wróciły do napisu.
– Ach. – W jego głosie zabrzmiała nutka wstydu, a Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie. Wiedziałam. Od dawna podejrzewała, że pierścionek z wydrą został wykonany na zamówienie i był bardzo drogi i dobrze było widzieć, że jej podejrzenia się potwierdziły. To tylko upewniło ją, że dobrze zrobiła, wydając niebotyczną sumę pieniędzy na prezent dla niego.
– „Ad Finem Fidelis” – wyszeptał bardziej do siebie niż do niej.
– „Wierny aż do końca” – przetłumaczyła miękko, chociaż tego nie potrzebował. – Uznałam, że to właściwe.
W przeszłości zawsze starannie odkładał prezenty, które mu podarowała i wkładał je dopiero później, gdy był sam, ale nie tym razem. Wpatrywał się w pierścień przez kilka minut, obracając go powoli w dłoniach, po czym ostrożnie wsunął na palec serdeczny prawej dłoni i wyjął różdżkę, aby go dopasować tak, by mieć pewność, że nie zsunie się przez przypadek. Kiedy to zrobił, przyglądał się mu jeszcze chwilę, zanim spojrzał na nią. Jego czarne oczy były nie do odczytania
– Dziękuję, Hermiono – powiedział cicho, a jego ton i wyraz twarzy jasno wskazywały, że nie chodziło tylko o prezent.
– Nie ma za co, Severusie – odpowiedziała cicho, uśmiechając się do niego.
Po długiej chwili ciszy jego twarz spochmurniała i westchnął.
– Muszę się do tego przygotować – powiedział niechętnie, otwierając drzwi i wchodząc do swojego gabinetu. – Nie spodoba ci się to, co zamierzam zrobić.
– W takim razie nie mów mi. Ufam ci, Severusie – odpowiedziała po prostu. -Daj mi znać, kiedy będziesz gotowy.
Kiedy rozległo się pukanie, Severus siedział za biurkiem, pozornie zajmując się papierkową robotą, a Hermiona usiadła w kącie z książką.
– Wejść – rzucił szorstko, nie podnosząc wzroku i Minerwa wprowadziła do pokoju trzy zdenerwowane dziewczyny.
– Profesorze Snape. Uczennice zjawiły się na szlaban – powiedziała Dyrektorka. – Czy znalazł pan innego członka personelu do obserwacji?
– Profesor Granger zgodziła się to zrobić – odpowiedział, odkładając swoją pracę na bok, prostując się i patrząc na trzy dziewczyny po kolei.
– Bardzo dobrze, zostawię je w takim razie. Nie trzymaj ich zbyt długo, rano mają zajęcia.
Kiedy drzwi zamknęły się za Minerwą, Severus usiadł na krześle i powoli splótł palce, w całkowitej ciszy przenosząc wzrok z jednej wystraszonej twarzy na drugą. Hermiona dobrze pamiętała, jak skuteczna była ta konkretna taktyka, ale trudno było jej im współczuć, kiedy przypomniała sobie, jak przerażona dziewczynka szlochała w ramię Severusa zaledwie godzinę wcześniej, gdy rozpuszczalnik, który stworzył w końcu zaczął usuwać tusz z jej przedramienia. Pozwolił, by cisza przeciągała się przez kilka minut, zanim przemówił miękkim i niebezpiecznie jedwabistym głosem.
– Zanim zaczniemy, czy któraś z was chciałby coś powiedzieć?
Jedna z nich – prawdopodobnie przywódczyni – odpowiedziała mu, co nie było zbyt rozsądne.
– To… to był tylko żart, panie profesorze.
– Żart – powtórzył zimno, a Hermiona spróbowała się nie skrzywić. Ile razy Huncwotom udało się usprawiedliwić swoje rażące okrucieństwo wobec Severusa dokładnie takim samym argumentem? – Twój „żart” sprawił, że dwoje uczniów Slytherinu zostało zatrzymanych na noc w Skrzydle Szpitalnym na obserwacji, a dwunastoletnia dziewczynka cierpi i jest w stanie histerii. Na szczęście dla waszej trójki nie sądzę, że za waszym zachowaniem kryła się prawdziwa złośliwość – kontynuował nieoczekiwanie. – Wyraźnie nie rozumiecie znaczenia tego, co zrobiłyście. I właśnie tym musimy się zająć.
Bardzo powoli i z premedytacją rozpiął lewy mankiet i podwinął rękaw szaty, a potem mankiet koszuli, upewniając się, że każdy ruch przykuł ich uwagę. Mroczny Znak wyróżniał się na jego bladej skórze, nawet choć bardzo wyblakł. Severus wyciągnął rękę, a wszystkie trzy dziewczyny wpatrywały się w niego szeroko otwartymi oczami, z fascynacją i absolutnym przerażeniem.
Spojrzał na jedną z nich.
– Panno Brooks. Z tego, co wiem jest pani mugolskiego pochodzenia?
– T-tak, panie profesorze.
– Czy ma pani dziadków lub pradziadków, którzy służyli w czasie II wojny światowej?
– Proszę pana? – zapytała, zdezorientowana.
– To bardzo proste pytanie.
– Mój pradziadek był w okopach, proszę pana — szepnęła.
– Więc oto analogia dla ciebie, chociaż nie jest idealna. To, co zrobiłaś pannie Hampton nie różni się od działań nazistów piętnujących jeńców wojennych w obozach koncentracyjnych. Można to porównać do trzymania żydowskiego dziecka i narysowania mu swastyki na czole. – Jego głos był teraz twardy jak stal i wszystkie trzy dziewczyny wzdrygnęły się, a ta do której się zwracał, zbladła jak kreda. – Panno Gibbs, panno Quarterhouse, obie jesteście czystej krwi, jak rozumiem?
– Tak, proszę pana…
– Tak, panie profesorze.
Severus przyglądał im się z kamienną twarzą.
– Rodzina panny Hampton nie należała do Śmierciożerców. Nie ma bliskich krewnych, którzy byli. Zapewniam was, że wiem to osobiście. Pozwólcie, że powiem coś wam obu. Każda rodzina czystej krwi ma dalekich krewnych, którzy służyli Czarnemu Panu. Każda. Dosłownie. Każda. Włączając w to was obie. Być może ci krewni byli bardzo odległymi, czwartymi lub piątymi kuzynami, być może nigdy nie przyjęli Znaku i nigdy nie stali się pełnoprawnymi Śmierciożercami, ale każda czarownica czy czarodziej czystej krwi i większość półkrwi ma koligacje ze zwolennikami Czarnego Pana. Bez względu na to, w którym Domu się znajdują. W rzeczywistości jednym z najbardziej niesławnych Śmierciożerców był Gryfon, nazywał się Peter Pettigrew i to dzięki niemu Harry Potter stał się sierotą i dzięki niemu Czarny Pan mógł powrócić na drugą wojnę.
Wziął oddech; jego ciemne oczy były zupełnie pozbawione wyrazu, martwe, zimne i szalenie onieśmielające, jeśli nie wręcz przerażające. Po raz pierwszy od dłuższego czasu Hermiona zobaczyła nauczyciela, którego kiedyś bała się wraz z przyjaciółmi, a nie mężczyznę, którego poznała.
– Wracając do waszych szlabanów. Na biurku przede mną jest myślodsiewnia. Jestem pewien, że wszystkie trzy wiecie, jak się jej używa. Są w niej pewne starannie wybrane wspomnienia, które obejrzycie. Kiedy wszystkie trzy zobaczycie wszystkie wspomnienia, możecie odejść.
– To wszystko? – wypaliła dziewczyna, która powiedziała, że to tylko żart, chyba panna Gibbs (Hermiona nie była pewna, bo nie uczyła żadnej z nich i nie pamiętała ich nazwisk).
Wyraz twarzy Severusa był ponury.
– To wszystko. Możesz iść pierwsza, skoro wydaje ci się, że to takie proste. Nie próbuj się odsuwać, zanim nie obejrzysz wszystkiego, bo jeśli będę musiał cię zmusić, to ci się to nie spodoba.
Usiadł wygodnie i patrzył chłodno, jak oszołomiona dziewczyna zbliża się do myślodsiewni i pochyla nad nią.
Hermiona nie miała pojęcia, jakie wspomnienia Severus tam umieścił, ale najwyraźniej nie były przyjemne. Gdy panna Gibbs wynurzyła się, była trupio blada i niemal histerycznie płakała, kręcąc głową i szepcząc w kółko:
– Nie… To nie było tak…
Ignorując ją całkowicie Severus spojrzał na następną uczennicę.
– Panno Brooks. Twoja kolej.
Jej reakcja była jeszcze gorsza; kiedy dziewczyna cofnęła się z myślodsiewni, była prawie zielona. Severus bez słowa, ramieniem na którym widniał Mroczny Znak wskazał stojącą na podłodze obok miednicę, a ona runęła obok niej i zaczęła wymiotować.
Spojrzenie Mistrza Eliksirów było całkowicie pozbawione litości, gdy patrzył na ostatnią z trójki, która ze strachem obserwowała swoje przyjaciółki.
– Panno Quarterhouse.
– Proszę pana… proszę…
Jego głos zabrzmiał jak trzask bicza.
– Zrób to. Albo cię zmuszę.
Blada i drżąca zrobiła, jak jej kazał. Kiedy cofnęła się ze szlochem, wyglądała na bliską omdlenia. Hermiona zastanawiała się, czy powinna się wtrącić. Severus jakby wyczuwając to przyciągnął jej wzrok i lekko potrząsnął głową. Została więc tam gdzie była, obserwując w milczeniu, jak trzy dziewczyny przytulają się do siebie i łkają.
– Wystarczy – warknął Severus.
Żadna z nich nie mogła przestać płakać, ale udało im się stanąć nierówno przed biurkiem. Wstał i obrzucił całą trójkę zimnym, bezlitosnym spojrzeniem.
– Dziś wieczorem napiszę do waszych rodzin, informując dokładnie co się wydarzyło i jeśli chodzi o oficjalną karę, sprawa się skończy.
Powoli obszedł biurko i stanął przed nimi, wpatrując się w nie z wyrazem absolutnej i lodowatej pogardy.
– To, co zrobiłyście dziś rano było odstręczające – powiedział cicho. – Zhańbiłyście swoje rodziny i swój Dom i zdradziłyście wszystko, o co walczyliśmy, za co krwawiliśmy i za co umieraliśmy podczas wojny. Ufam, że teraz to rozumiecie.
Wziął głęboki oddech, skrzyżował ręce na piersi i przygwoździł je ostatecznym argumentem.
– Gdyby Czarny Pan stał tutaj teraz, śmiałby się z waszego małego „żartu” i uważałby to za świetną rzecz. Byłby pod wrażeniem. A teraz zejdźcie mi z oczu.
Stał beznamiętnie obserwując ich odejście, dopóki drzwi się za nimi nie zamknęły. Wtedy opadł jak marionetka, której sznurki zostały przecięte i odwrócił się. Chwiejnie cofnął się za biurko i osunął na krzesło, po czym pochylił do przodu i ukrył głowę w dłoniach.
Hermiona wstała i podeszła do niego niepewnie.
— Severusie? – zapytała cicho.
Gdy odpowiedział, jego głos był niewyraźny.
– Ostrzegałem cię, że ci się to nie spodoba.
– Wszystko w porządku?
Nastąpiła przerwa, zanim odpowiedział pustym tonem:
– Nie. – Usłyszała, jak wciąga gwałtowny oddech. – W przeciwieństwie do tego co myślą prawie wszyscy moi uczniowie i koledzy po fachu, nie lubię doprowadzać dzieci do płaczu. Mam tego aż nadto na kilka wcieleń.
Powoli opuścił ręce i spojrzał na nią udręczonymi oczami, a ból w ich czarnej głębi prawie złamał jej serce.
— Och, Severusie — wyszeptała, wyciągając ręce i obejmując go ramionami. Mój Severusie. Odwrócił się na krześle i drżąc schował twarz w jej szacie. Nie sądziła, że naprawdę płakał, ale z pewnością był tego bliski i jedyne, co mogła zrobić, by go pocieszyć to pogłaskać jego włosy i ramiona, zanim pochyliła się i pocałowała czubek głowy .
– Nienawidziłem każdej sekundy – wymamrotał niewyraźnie.
– Wiem, mój drogi, wiem – mruknęła, mrugając szybko, by powstrzymać własne łzy. – Trzeba było to zrobić. Przykro mi, że to musiałeś być ty, bo już tak wiele przeszedłeś. Ale teraz to koniec i żaden uczeń nigdy więcej nie spróbuje czegoś tak brutalnego.
Wydał zdławiony dźwięk, jego ramiona zacisnęły się wokół jej talii.
– Prawda. – Stopniowo jego drżenie złagodniało i w końcu ustało i trochę się rozluźnił, opierając się o nią zamiast niemal kurczowo się jej trzymając. – To sir Nicholas cię znalazł?
– Nie, poszłam szukać jednego z duchów – wyjaśniła. – Powiedziałeś, że są twoimi sojusznikami, więc zakładałam, że będą wiedzieć, co się stało, albo będą mogły się dowiedzieć. Nie mógł mi powiedzieć, co się dzieje w gabinecie Minerwy ani jak długo tam będziesz, więc poszłam do Skrzydła Szpitalnego, żeby sprawdzić, co ze Ślizgonami i poczekać na ciebie.
– Dziękuję ci.
Odsunął się, by na nią spojrzeć; oczy miał suche, chociaż nadal wyglądał na nieszczęśliwego. Potarłszy ze znużeniem twarz z milczeniu sprzątnął biurko, po czym zaczął odzyskiwać wspomnienia z Myślodsiewni i umieszczać z umyśle z powrotem.
– Co im pokazałeś? – zapytała cicho Hermiona.
– Nic, co chciałbym, żebyś widziała – odpowiedział natychmiast i westchnął. – Nic, co chciałbym komukolwiek pokazać. – Po chwili wyjaśnił. – To były wspomnienia, które ukazywały znaczenie Mrocznego Znaku. Niektóre to starannie wybrane momenty ze znakowania nowych rekrutów. Pełne wspomnienia to byłoby zdecydowanie za dużo, nie chciałem pokazywać najgorszych szczegółów. Na innych był Czarny Pan uczący nas, jak rzucić Mroczny Znak, gdy zabiliśmy, sceny morderstw ze Znakiem na niebie, Bellatrix, wycinającą Znak w ciele niektórych swoich ofiar. – Zawahał się, wpatrując się w swoje przedramię. – Noc, kiedy się upiłem i zrobiłem to, próbując go zniszczyć – prześledził palcem bliznę, która biegła pod Mrocznym Znakiem. – Gdy rozciąłem przedramię aż do kości i zobaczyłem, że Znak sięgał jeszcze głębiej. Na wylot.
– Rozumiem.
– Nie pochwalasz tego.
– Nie, ale ty też nie i to był twój pomysł. – Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła jego policzka. – To było konieczne. Teraz rozumieją, co zrobiły. I wielu powiedziałoby, że uszło im to na sucho.
– „Abyssus abyssum invocat” – mruknął. „Piekło przywołuje piekło”.
– Co to znaczy?
– Potocznie, dwie krzywdy dodane do siebie nie czynią dobra.
– Nie. Ale to było mniejsze zło.
– A co byłoby większym? – zapytał łagodnie.
– Nie zrobić nic – odpowiedziała, wpatrując się w jego oczy. – Nie bronić twoich Ślizgonów. Pozwolić, by to, co ci się przydarzyło, powtarzało się przez kolejne pokolenie. To byłoby gorsze.
Wziął głęboki oddech, a w jego oczach obudziło się trochę życia, gdy czerpał siłę z jej słów.
– Tak. Dziękuję.
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem i wpadła Minerwa McGonagall, wściekła, z płonącymi oczami.
– Snape, co zrobiłeś tym dziewczynom?!
Zwykła beznamiętna maska Severusa opadła mu na twarz z niepokojącą szybkością, a jego oczy stały się pozbawione wyrazu, gdy odwrócił się od Hermiony i spojrzał na swoją pracodawczynię.
– Wyjaśniłem im, co zrobiły – odparł chłodno.
– I dlatego cała trójka jest w Skrzydle Szpitalnym i Poppy musiała dać im eliksir uspokajający, bo dostały histerii?!
Severus wyraźnie się rozzłościł.
– Nie powinna nic im dawać! Nic im nie dolega, poza zwykłymi gryfońskimi dolegliwościami, polegającymi na rażącej głupocie i niechęci do zasłużonej kary.
– Snape…
Hermiona zdecydowała się interweniować.
– Byłam tu cały czas, Minerwo. Severus nie zrobił nic, co mogłoby je skrzywdzić. W rzeczywistości nie był nawet tak surowy, jak na to zasługiwały.
– Skąd możesz to wiedzieć?! – zawołała zbulwersowana Minerwa.
Nagle Hermiona poczuła się chora z czystej wściekłości. Zrobiła krok do przodu, spojrzała w oczy starszej kobiety i warknęła:
– Trzy szesnastolatki dopadły dwunastolatkę, przytrzymały ją i narysowały na jej przedramieniu Mroczny Znak Voldemorta! Opluły ją, nazwały Śmierciożerczynią i śmiały się z tego! Zaatakowały trzynastoletniego chłopca, kiedy przyszedł ją ratować! Po odniesionych obrażeniach powiedziałabym, że uderzył twarzą w zlew. Myślę, że to obrzydliwe, że dostały za to tylko szlaban i podziwiam Severusa za jego powściągliwość, zwłaszcza po tym, jak zobaczyłam stan emocjonalny panny Hampton!
Dyrektorka wyglądała, jakby została spoliczkowana, ale w oczach Severusa błysnęło coś ciemnego i bardzo intensywnego. Hermiona wzięła głęboki oddech i powiedziała spokojniej:
— Severus pokazał im w myślodsiewni kilka wspomnień, które wyjaśniały prawdziwe znaczenie Mrocznego Znaku, żeby w pełni zrozumiały, co zrobiły. Nic więcej.
– Poppy poinformowała mnie, że nie przestają płakać… – powiedziała słabo Minerwa.
– Powinny płakać – odpowiedziała Hermiona ze zmęczeniem, gdy jej złość odpłynęła. – To, co zrobiły, było nikczemne i niewybaczalne. Myślę, że fakt, że nasze dzieci mogą traktować coś takiego tak beztrosko zaledwie dekadę po zakończeniu wojny jest warte płaczu, nie sądzisz?
Starsza kobieta powoli skinęła głową.
– Może i masz rację.
Severus odezwał się cicho:
– To była nasza wina. Te dziewczyny nie miały pojęcia, co zrobiły, dlatego uświadomienie sobie tego tak mocno je uderzyło. Nie uczyliśmy ich tak, jak powinniśmy. – Wziął oddech. – Pani Dyrektor, jeśli mogę coś zasugerować?
– Tak? – odpowiedziała automatycznie.
– To nie czas na długą dyskusję, ale niebawem chciałbym się z tobą spotkać i zaproponować kilka zmian. Mam jeden lub dwa pomysły, które mogą się przydać.
– Ja… Bardzo dobrze, Severusie. Niedługo o tym porozmawiamy. – Dyrektorka wyglądała na wstrząśniętą. – Hermiono, widziałaś te wspomnienia?
– Tak – skłamała stanowczo. – Jeśli będą miały koszmary, to tylko z powodu poczucia własnej winy.
Nie miała całkowitej pewności, ale Severus nie zrobił tego bez zastanowienia i nie pokazałby im niczego naprawdę krwawego bez ważnego powodu. Ufała mu na tyle, by kłamać dla niego Minerwie.
Dyrektorka westchnęła.
– Dobrze więc. Puszczę to w niepamięć. Porozmawiam z tobą w tę niedzielę, jeśli będziesz wolny. – Odwróciła się do wyjścia, ale zastopował ją głos Severusa:
– Minerwo. Musisz pamiętać, że nie jesteś już Opiekunką Gryffindoru, ale Dyrektorką Hogwartu.
– Co powiedziałeś, Snape?
– Nie chcę się dziś kłócić – Severus uniósł ręce. – Ale… dlaczego to ty przyprowadziłaś tę trójkę na szlaban? To profesor Longbottom jest Opiekunem ich Domu. Nie ty. To on powinien je tu sprowadzić i to on powinien tu teraz być. – Westchnął ze zmęczeniem. – Kiedy dziś wstąpiłaś do Skrzydła Szpitalnego, było w nim czworo dzieci. Jestem odpowiedzialny za dwoje z nich. Longbottom jest odpowiedzialny za dwoje. Ty jesteś odpowiedzialna za całą czwórkę. Rozmawiałaś choćby chwilę z panną Hampton czy panem Altonem? Czy wiesz w ogóle, jak bardzo został ranny lub jaką ona ma traumę? – Przetarł oczy. – Przepraszam, że teraz o tym wspominam. Jestem zmęczony i nie myślę jasno. Ale nie chcę, żeby jakiekolwiek dziecko pod moją opieką skończyło tak, jak ja.
Zapadła bardzo długa i bardzo nieprzyjemna cisza, zanim Minerwa bez słowa opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi trochę mocniej, niż było to konieczne.
– Poszło dobrze – zauważyła Hermiona.
Parsknął cicho, opierając łokcie na biurku i chowając głowę w dłoniach.
– Rzeczywiście. To był kiepski moment na tego rodzaju kłótnię.
– Od jakiegoś czasu chciałeś jej to powiedzieć.
– Odkąd wróciłem do szkoły. Nie jestem ślepy, Hermiono i jestem pewien, że zdajesz sobie sprawę, dlaczego spędzam część mojego cennego wolnego czasu w pokoju nauczycielskim.
– Tak. I nie mylisz się. Częściowo problem polega na tym, że Neville nie jest mistrzem asertywności, a po trosze dlatego, że nadal widzi Minerwę jako swoją Opiekunkę Domu. Został wychowany, aby robić to co ona mówi, więc nie przeciwstawia się jej tak, jak powinien.
– Wiem – odpowiedział ze znużeniem. – To straszny bałagan. A będzie tylko gorzej.
– Co masz na myśli, Severusie?
Zawahał się, zanim potrząsnął głową.
— Nie dzisiaj. Jestem zmęczony i przygnębiony, a do tego strasznie boli mnie głowa. Zbawmy świat innym razem. – Posłał jej krzywy uśmiech. – To jest cholernie dobry sposób na uczczenie półwiecza.
– Prawda – powiedziała cicho. – Chodź. Weź coś na ból głowy, nalej sobie drinka i weź gorącą kąpiel. Przyniosę coś do jedzenia. – Po chwili uśmiechnęła się do niego. – Wiesz, mam dla ciebie tort urodzinowy.
Severus zmarszczył brwi.
– Żartujesz.
– Nie – powiedziała radośnie. — Są na nim nawet świeczki.
Próbował się nie uśmiechnąć i tylko usta drgnęły mu lekko.
– Oczywiście. Jesteś kompletnie szalona, kobieto.
– Muszę być, żeby z tobą wytrzymać – powiedziała czule, wyciągając do niego rękę.
Ujął ją, pozwolił postawić się na nogi i przeszedł za nią przez drzwi do jego prywatnych komnat, zamykając je za sobą kopnięciem.
Severus uparł się, że zanim się uspokoi, napisze do rodzin wszystkich uczniów zaangażowanych w poranny incydent i wyśle listy, ale kiedy to zrobił, posłusznie wykonał jej polecenie. Prawie zasnął w wannie, ale zanim wyszedł z łazienki ból głowy minął i niemal całkowicie wrócił do siebie.
Kiedy jedli, zapytał łagodnie:
– Dlaczego Krzywołap był ze mną w łazience?
Hermiona uśmiechnęła się.
– Miał przykazane nie pozwolić ci zacząć się zamartwiać, nawet jeśli musiałby cię podrapać, aby cię powstrzymać.
– Typowe – mruknął, kręcąc głową. – Chciałbym wam obojgu przypomnieć, że to są moje komnaty. I technicznie rzecz biorąc mam wyższą pozycję niż ty.
– Jakie to ma znaczenie? – zapytała niewinnie, a on uśmiechnął się lekko, nie zawracając sobie głowy odpowiedzią.
Był w jednym ze swoich cichych, prawie zadumanych nastrojów. Hermionie zajęło kilka minut, zanim zdała sobie sprawę, że obraca rękę, by przyjrzeć się blaskowi świec odbijającemu się od szerokiej, gładkiej powierzchni obrączki.
Kiedy nieco nieśmiało wyczarowała obiecany tort urodzinowy, zaczął się śmiać. – Czy to jest to, o czym myślę?
– Czarny Las – potwierdziła.
– Popraw mnie, jeśli się mylę, ale to raczej twoje, a nie moje ulubione…
– Po pierwsze, nie wierzę, że to prawda, nie po twojej reakcji w Cambridge – przerwała mu – a po drugie, twoim ponoć ulubionym ciastem jest piernik, który owszem, jest całkiem dobry, ale nie nadaje się na tort urodzinowy.
– A dlaczegóż to?
– Bo to twoje urodziny, Severusie i powinieneś zjeść tyle cukru, żeby wywołać śpiączkę cukrzycową.
– To mówi córka dentystów?
Spojrzała się na niego kpiąco, zadowolona, że ta wzmianka nie zabolała i odparła:
– Jeśli będziesz się ze mną kłócił, nie dam ci ani kawałka.
– Zamierzasz sama zjeść cały tort? To naprawdę doprowadziłoby do śpiączki cukrzycowej, jeśli najpierw nie dostałabyś gwałtownych nudności.
– Severusie Snape, za chwilę mnie zdenerwujesz – obwieściła tak surowo, jak tylko mogła. – Teraz przestań się kłócić, zamknij oczy, pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki.
Jego usta drgnęły i mogła dojrzeć rozbawienie w jego oczach, ale posłusznie spojrzał na ciasto i przez dłuższą chwilę zastanawiał się, zanim zdmuchnął świeczki. Całkiem możliwe, że nawet wypowiedział życzenie.
Hermiona uświadomiła sobie że prawdopodobnie był to pierwszy raz, kiedy rzeczywiście miał tort urodzinowy, ponieważ z tego co wiedziała o jego rodzicach, wątpiła, żeby się tym przejmowali i nie wyobrażała sobie, żeby zaakceptował taki gest od kogokolwiek innego, gdy dzieciństwo miał już za sobą.
– Właściwie to napisałaś „50” świeczkami – skomentował miękko, krojąc dla nich obojga gruby kawałek, aby mogli się nim podzielić.
Uśmiechnęła się i podniosła widelec.
– Nie mogłam zmieścić pięćdziesięciu świeczek na torcie.
– Och, uważaj, by nie urazić starego człowieka. – Kiedy wziął kęs tortu, jego oczy zamknęły się na chwilę i wydał cichy pomruk aprobaty.
– Och, nie bądź taki wrażliwy. To niestosowne u mężczyzny w twoim wieku.
Wspaniały smak rozpłynął się jej w ustach i zamknęła oczy, delektując się nim. Gdy przełknęła i je otworzyła, uśmiechał się do niej z wyraźnym rozbawieniem, ale nic nie powiedział, tylko wziął kolejny kęs.
Skończywszy ciasto, usiadła wygodnie i odetchnęła z zadowoleniem.
– A teraz powiedz mi, że wolałbyś raczej piernik niż to.
Kiedy na nią patrzył, w jego ciemnych, głębokich oczach odbijał się blask świec.
– Masz czekoladę na ustach – zauważył bardzo cicho.
Hermiona uśmiechnęła się do niego powoli i uniosła palec do kącika ust.
– Tutaj?
– Nie… – ciepło wkradło się w jego spojrzenie.
– Tutaj? – zasugerowała.
Severus uśmiechnął się do niej równie wolno.
– Nie. – Wstał, pochylił się nad nią, a ona zamknęła oczy, gdy pocałował przeciwległy kącik jej ust. – Tutaj. I… tutaj – mruknął, wodząc językiem po jej dolnej wardze. – I…
Przestał mówić i całując ją uniósł dłoń, by delikatnie ująć jej policzek. Poruszając się powoli, żeby nie przerywać pocałunku, wstała i przeczesując palcami jego lekko wilgotne włosy zanurzyła się w jego objęcia.
Ich miłość była powolna i delikatna, bez żadnych przekomarzań, bez żartobliwej walki o dominację, tylko intensywna wzajemna przyjemność. Potem leżała w kręgu jego ramion, z głową na jego klatce piersiowej. Sypialnia była tak cicha, że słyszała bicie jego serca.
– Mój Severus – mruknęła cicho. – Twój cały dzień powinien tak wyglądać.
Zaśmiał się sennie.
– Wątpię, czy bym to przeżył – odpowiedział, po czym westchnął i odwrócił głowę, by oprzeć policzek o jej włosy. – Dzisiejszy dzień był… ciężki – przyznał – ale… nie do końca. Pomogłaś mi chronić i opiekować się moimi Ślizgonami, Hermiono. To wiele znaczy, zarówno dla mnie, jak i dla nich. Rozumiałaś dlaczego zachowywałem się tak, a nie inaczej i wspierałaś mnie i broniłaś. Nie jestem pewien, czy zdajesz sobie sprawę, jak to jest rzadkie … i jak ważne. A jeśli chodzi o mniej osobisty aspekt, mam teraz wystarczająco dużo argumentów i może uda mi się przekonać Minerwę, żeby mnie wysłuchała i wprowadziła niezbędne zmiany.
Przysunął się bliżej, jego ramiona zacisnęły się nieco, zanim przesunął rękę na jej ramię; Hermiona zdała sobie sprawę, że znowu patrzy na swój pierścień.
Potem bardzo, bardzo cicho powiedział:
– Dzisiaj zobaczyłem przebłysk tego, jak mogłoby wyglądać całe moje życie, gdybym nie musiał stawić mu czoła sam. Nie potrafię powiedzieć ci, co to dla mnie znaczy, ale myślę, że wiesz lub przynajmniej się domyślasz.
Koncentrując się na oddychaniu, Hermiona zamknęła oczy, starając się powstrzymać napływające łzy.
– Tak – odpowiedziała równie cicho.
Ciepła cisza otoczyła ich dwoje i prawie spała, zanim Severus odezwał się ponownie stłumionym szeptem, który ledwo słyszała.
– Dziękuję ci. – I powtórzył jej wcześniejsze słowa. – Moja Hermiono.
Nie odpowiedziała mu, ale zasypiając uśmiechała się.
Mają problem do Snape’a, ale nazwanie jego imieniem dziecka Harry’ego, to świetny pomysł xDD mhm mhmWróć do czytania
No ciut mało logiczne,
nie wyobrażam sobie krzywić się za każdym razem, jak wołam czy mówię o moim własnym dziecku…