Post Tenebras, Lux – Rozdział 35

„Gdybyś wiedział, jak samotne było moje życie i jak długo czułam się tak przygnębiona

Gdybyś wiedział, jak chciałam, żeby ktoś się pojawił

I odmienił moje życie tak, jak ty to zrobiłeś ”.

– Chantal Kreviazuk, „Feels Like Home”.


 

Było już dość późno, kiedy Hermiona wróciła do lochów, gdzie znalazła Severusa sprawdzającego stos esejów. Przywitała się radośnie, w odpowiedzi na co spojrzał w górę na tyle, by móc się skrzywić i zajął się z powrotem pergaminem przed sobą.

– Ach, więc wróciłaś – rzucił cierpko.

Nie wydawał się tak zły, jak mówił Neville, prawdopodobnie dlatego, że przez większość dnia wyładowywał wściekłość na wszystkich dookoła, ale najwyraźniej do końca mu nie przeszło, więc Hermiona skrzywiła się, po czym odpowiedziała tak spokojnie, jak tylko mogła.

– Miłe powitanie. I oczywiście tak, wróciłam.

– Och, przepraszam – podniósł wzrok i zadrwił. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Tak lepiej?

Hermiona westchnęła.

– Severusie, nie było nawet szóstej rano, kiedy wyszłam. Chciałam dać ci spać.

– Nie chciałem spać – poinformował ją nieco urażonym tonem i stłumiła uśmiech. Tak naprawdę nie był zły, przynajmniej już nie, był na to zbyt rozdrażniony. Z pewnością gdy był zdenerwowany potrafił się dąsać, ale nie aż tak melodramatycznie.

– Czy mogę założyć, że pokrzyżowałam jakiś nikczemny plan? – zapytała z domyślnym uśmieszkiem.

Severus wypuścił ostentacyjnie powietrze.

– Cóż, teraz to już nie ma znaczenia.

Przygryzając wargę, by powstrzymać uśmiech, przeszła przez pokój, stanęła za nim i celowo potargała mu włosy, wiedząc doskonale, że to ​​go irytuje.

– Wiesz, jesteś naprawdę uroczy, kiedy się gniewasz. – Warknął w odpowiedzi i odchylił głowę, ponownie się w nią wpatrując; z tej odległości dostrzegła niechętny błysk rozbawienia w jego oczach i powstrzymała chichot. Wepchnąwszy się między niego a biurko usiadła mu na kolanach i owinęła ramiona wokół szyi. – No dobrze, opowiedz mi o tym planie, które niechcący zniszczyłam…

– Hmm. Nie wiem, dlaczego miałbym to zrobić. Poza tym pracuję.

Zatrzepotała rzęsami i spróbowała najlepiej jak mogła udać Lavender Brown w wydaniu, które przyprawiało o mdłości:

– Bo mnie kochasz, Sevciu.

Wpatrywał się w nią beznamiętnie przez dłuższą chwilę z absolutnie nijakim wyrazem twarzy zanim poinformował ją oschłym tonem:

– Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie w ten sposób, obiecuję ci, wymyślę zupełnie nowe zaklęcie, które sprawi, że do końca życia już nigdy nie weźmiesz do ręki żadnej książki. Chyba że wymyślę gorszą karę.

Hermiona poddała się i wybuchnęła śmiechem.

– Przepraszam! Fakt, że to byłoby koszmarne. Ale prośba jest nadal aktualna.

– Można by z tym polemizować – mruknął niezbyt szczerze.– Jesteś niemożliwa.

– Jestem – zgodziła się radośnie. – Naprawdę przepraszam, jeśli zepsułam ci coś, co zaplanowałeś – dodała poważniej, odsuwając się na tyle, by na niego spojrzeć.

Poddawszy się Severus przestał udawać, że pracuje i usiadł wygodniej, obejmując ją lekko w talii.

– To nie było nic, czego nie możemy zrobić kiedy indziej. Oboje dzisiaj pracowaliśmy, więc nie było wiele możliwości.

– Prawda – zgodziła się, przytulając się do niego z ulgą i opierając głowę na jego ramieniu; była zadowolona, ​​że ​​jej wybaczył. – Ale musiałeś wyładować złość na wszystkich dookoła?

– Hmm?

– Neville mówił mi, że przez cały dzień byłeś w cudownym, słonecznym nastroju. Z tego wnioskuję, że polała się krew.

– Och, o to chodzi. – Severus zabrzmiał teraz trochę nieswojo i Hermiona uniosła głowę, by posłać mu pytające spojrzenie.

– To nie dlatego byłeś w tak złym humorze? W takim razie czemu? Coś nie tak? – Potrząsnął głową, ale teraz unikał jej wzroku.

– Nie, nic się nie stało.

— Severusie?

Westchnął wiercąc się lekko na krześle, po czym zamknął oczy, żeby nie musieć na nią patrzeć. Kiedy w końcu odpowiedział, jego głos był pusty i pozbawiony emocji, czego nienawidziła.

– Nie spodziewałem się, że obudzę się sam. Nie byłem przygotowany na to, jak zareagowałem – powiedział beznamiętnie.

Prostując się, Hermiona wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym delikatnie odgarnęła mu włosy z twarzy, tak by mogła go zobaczyć. Gdy to zrobiła otworzył oczy, ale były teraz zupełnie nieczytelne.

– Przestań używać Oklumencji, Severusie, proszę – westchnęła. – Wiesz, że tego nie lubię. Co masz na myśli? Budziłeś się beze mnie wiele razy.

Znowu poprawił się na krześle.

– Wiem o tym.

– Więc dlaczego tym razem było tak inaczej? – zapytała delikatnie. Nie lubiła na niego naciskać, ale naprawdę nie rozumiała i chciała się upewnić, że to się nie powtórzy, bo był wyraźnie zasmucony. Poza tym był najwyższy czas, aby zaczął przyzwyczajać się do mówienia nieco częściej o swoich emocjach.

Po dłuższej chwili znowu westchnął i spojrzał na nią z wyraźną niechęcią.

– Po prostu się tego nie spodziewałem, to wszystko. Jeśli śpimy osobno, wiem, że cię nie będzie, więc to nie jest zaskoczeniem. Wcześniej, kiedy budziłaś się przede mną, byłaś w łazience lub salonie, albo wiedziałem, że miałaś poranne spotkanie lub coś takiego. Dziś rano nie wiedziałem, gdzie jesteś i… to mnie uderzyło. – Na chwilę zacisnął wokół niej ramiona. – Nie chciałem o tym mówić, żeby nie zabrzmiało, jakbym zawsze musiał wiedzieć, gdzie jesteś o każdej porze dnia lub coś w tym stylu. Nie jestem aż tak zaborczy.

– Wiem – odpowiedziała uspokajająco, próbując zyskać czas i zrozumieć, co chciał jej przez to powiedzieć. – Naprawdę nadal czujesz się tak niepewnie? – zapytała po chwili cicho, patrząc na niego.

Severus pośpiesznie potrząsnął głową.

– Nie to miałem na myśli. Nie, nie sądziłem, że mnie zostawiłaś, nic podobnego. Ufam ci. – Prychnął sfrustrowany. – Nie o to chodziło. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego taka drobnostka tak bardzo mnie dotknęła. Nie powinna. – Po krótkiej przerwie dodał cicho: – Po prostu nie lubię budzić się sam. Robiłem to zbyt długo.

Odprężając się, Hermiona ponownie oparła mu głowę na ramieniu, czując ulgę, że problem nie był aż tak poważny. Mogli sobie z tym poradzić, zwłaszcza że sam Severus przyznał, że było to trochę głupie.

– Następnym razem zostawię notatkę dokąd się wybrałam. Ale to nie powinno zdarzać się zbyt często, bo ja też lubię budzić się koło ciebie – dodała, odsuwając się na tyle, by zobaczyć jego twarz i uspokoiła się, widząc cień uśmiechu w jego ciemnych oczach.

– Nie musisz stroić sobie ze mnie żartów. Teraz wiem, że mi to przeszkadza, więc będę próbował się opanować.

– Nie żartuję sobie z ciebie. W sumie było mi trochę głupio, że się tak wymknęłam. Nie byłabym zbyt szczęśliwa, gdybym się obudziła i stwierdziła, że zniknąłeś. To może być irracjonalne i głupie, ale nie sprawi, że przestaniemy się tak czuć. Więc przepraszam.

– Ja też – przyznał po chwili, jego usta podjechały odrobinę do góry w lekko żałosnym półuśmiechu. Wyglądało na to, że kryzys został zażegnany.

– I jesteś absolutnie pewien, że twój kiepski nastrój nie miał nic wspólnego z tym, że to był jeden z nielicznych poranków, kiedy nie kochaliśmy się zaraz po obudzeniu się? – zapytała figlarnie Hermiona.

Bo to była prawda. Jeśli któregoś ranka nie kochali się przed wstaniem z łóżka to tylko dlatego, że robili to chwilę później pod prysznicem.

– Cóż, to z pewnością nie pomogło – przyznał z niedwuznacznym uśmieszkiem i błyskiem w oku.

Hermiona przypomniała sobie, jak kilka miesięcy temu powiedziała mu, że generalnie niemal obsesyjna ​​namiętność w większości związków po pierwszych kilku miesiącach ostudza się, ponieważ pary przyzwyczajają się do siebie, czują się komfortowo i seks traci na znaczeniu, Severus posłał jej puste spojrzenie i zapytał dlaczego, tonem tak szczerego zdziwienia, że ​​zaczęła się śmiać. Najwyraźniej nigdy nie musiała się martwić, że jej mężczyzna pewnego dnia się znudzi lub nie będzie już uważał jej za tak atrakcyjną, jak na początku, co miło było wiedzieć. Szczerze mówiąc, Hermiona musiała przyznać, że była od niego tak samo uzależniona, jak on wydawał się być od niej.

– Wynagrodzę ci to – zapewniła go teraz i ciągnęła: – Więc gdzie jest mój prezent?

– Kto mówi, że jakiś dostaniesz? – odparł pytaniem.

– Cóż – zauważyła w zamyśleniu, powoli przesuwając palcem po jego klatce piersiowej – Liczę cię jako prezent, więc zakładając, że coś mi kupiłeś właściwie mam od ciebie dwa.

– Skoro uważasz, że jestem twój, to jesteś byt pewna siebie – poskarżył się łagodnie.

– Ależ oczywiście. Również wykorzystuję cię bezwstydnie, albo będę później – dodała śmiało, uśmiechając się na widok gorąca, które błysnęło w odpowiedzi w czarnych oczach. – Jesteś wyjątkowo ciężko poszkodowany i jestem pewna, że wszyscy bardzo by ci współczuli, gdyby wiedzieli, w jaki sposób jesteś maltretowany. A teraz przestań się dąsać i porozmawiaj ze mną.

Uniósł brew, po czym przechylił się, by spojrzeć na zegar.

– Niestety, dziś wieczorem mam dyżur – poinformował ją – więc masz, wyrażając się wulgarnie, przesrane. A teraz pozwól mi wstać, zanim zrzucę cię na podłogę.

Uśmiechnęła się do niego powoli i zmieniła pozycję tak, by się o niego otrzeć.

– Och, nie wiem, to brzmi raczej zabawnie…

W końcu znikły ostatnie ślady jego surowej maski, jego usta drgnęły, a oczy zaczęły błyszczeć.

– Dosyć, nienasycona kobieto, zejdź ze mnie.

Hermiona niechętnie wysunęła się z jego ramion, pozwoliła mu wstać i z pewnym rozczarowaniem patrzyła, jak nakłada szatę nauczyciela na mniej formalne ubranie i idzie w stronę drzwi. Zatrzymawszy się, Severus sięgnął do kieszeni i wyjąwszy małe pudełko rzucił w jej kierunku.

– Proszę. Wszystkiego najlepszego, moja nieznośna Wiem-To-Wszystko.

– Dziękuję, mój złośliwy draniu – powiedziała do jego pleców, gdy drzwi się za nim zamknęły. Usiadła na jego krześle ze starannie zapakowanym pudełkiem i uśmiechnęła się, gdy Krzywołap pojawił się niby znikąd, wskoczył jej na kolana i zaczął wąchać je z zaciekawieniem. – Wścibski kot – skarciła go delikatnie, głaszcząc po uszach. – Wygląda na to, że jesteś jedynym towarzystwem, jakie mam tego wieczoru. Chcesz pomóc w otwieraniu?

Mrucząc usiadł i podniósł łapę, lekko trącając pudełko, po czym wysunął pazur i zaskakująco ostrożnie rozciął papier wzdłuż jednej krawędzi.

– Dziękuję – powiedziała poważnie, odrywając papier i otwierając pudełko.

– …Cholera jasna – wyszeptała, kiedy mogła znowu oddychać, wpatrując się w lśniący łańcuch.

W pierwszej chwili Hermiona myślała, że ​​bransoletka jest srebrna, ale po bliższym przyjrzeniu stwierdziła, że jest to mieszanka srebra, białego złota i prawdziwej platyny, fantastycznie zapętlona i poskręcana w piękną, bezładną, ale niewiarygodnie złożoną plątaninę. Zdezorientowana, próbowała podążać za nią wzrokiem i po chwili zaczęła dostrzegać wzory ukryte w pofalowanym metalu, bardzo stare symbole, które poprzedzały większość znaków runicznych. Były tam symbole wieczności i miłości, ale także mocy, ochrony i siły, a bransoletka praktycznie wibrowała na jej skórze od zatopionej w niej magii.

Cholera jasna – powtórzyła słabo, podnosząc ją i obserwując niezwykły sposób, w jaki odbijało się od niej światło.

Nie było mowy, żeby mógł sobie na to pozwolić! Nigdy nie widziała czegoś tak złożonego i potężnego. Kiedy rzuciła proste zaklęcie wykrywające, powstałe w ten sposób rozbłyski prawie ją oślepiły. W każde ogniwo wpleciona została warstwa po warstwie magia; w większości były to zaklęcia ochronne lub wykrywające wrogą magię, ale była pewna, że ​​przenikała przez nie również magia krwi. Nie mogła sobie wyobrazić czemu u licha sądził, że będzie jej potrzebować – sama ilość magii w bransolecie zatrzymałaby na miejscu olbrzyma!

– Boże, Krzywołapku – szepnęła do kota. – Jest piękna… ale nie ma mowy, żeby mógł sobie na coś takiego pozwolić. Można by opróżnić Gringotta, a i tak nie wystarczyłoby złota na coś takiego. Co on wykombinował?

Krzywołap obwąchał dokładnie bransoletę i zaczął mruczeć z wyraźną aprobatą. Marszcząc lekko brwi, Hermiona spojrzała na kota, a potem w zamyśleniu przyjrzała się bransoletce.

– Chyba że… Chodź, Krzywołapku, chcę coś sprawdzić. – Wstała i wziąwszy go na ręce i włożywszy bransoletę do kieszeni zeszła do pracowni Severusa.

Powitała ją absolutna pustka; prawdę mówiąc pracownia była ZBYT uporządkowana, z wyjątkiem jednego stołu. Obok grubego zeszytu dostrzegła ułożone w zgrabny stosik książki najeżone zakładkami, a poplamiona powierzchnia zaśmiecona była skrawkami i wiórami błyszczącego metalu. Jak podejrzewała, wszystkie zakładki oznaczały rozdziały poświęcone wytwarzaniu biżuterii lub układaniu zaklęć ochronnych. Kiedy podniosła zeszyt, wypadł z niego kawałek papieru. Zerknęła na odręczne ścisłe pismo i wybuchnęła śmiechem.

Wszystkiego najlepszego, wścibska babo.

Wciąż się śmiejąc, podniosła Krzywołapa i przytuliła go, tłumiąc chichot w grubym futrze.

– Krzywołapku, wierz mi, ten człowiek kiedyś mnie wykończy. Jest draniem, podstępnym, złośliwym, seksownym draniem…

Zaniosła kota z powrotem na górę i położyła go na ulubionym krześle przy kominku. Dopiero wtedy zapięła bransoletkę wokół nadgarstka; jakoś nie była zaskoczona, kiedy ta poruszyła się i zacisnęła lekko, dopasowując idealnie do jej ręki. Sądząc po wyglądzie, powinna być ostra i z zadziorami, ale Hermiona wątpiła, by cokolwiek się o nią zaczepiło. Jednocześnie ostra i gładka, zupełnie jak mężczyzna, który ją zrobił, pomyślała.

– Drań – mruknęła znowu z czułością.

Przez chwilę podziwiała odbicia światła na powierzchni, aż nagle podjęła impulsywną decyzję i skierowała się do drzwi.

Większość ludzi myślało, że nocne patrole Severusa były zupełnie przypadkowe. Zwykle byli to uczniowie, którzy nie mieli czystego sumienia i byli przerażeni spotkaniem Mistrza Eliksirów, pojawiającego się znikąd w najgorszym możliwym momencie. Lecz to nie była prawda. Trasa była dokładnie zaplanowana, w sposób, który mu pozwalał na stosunkowo szybkie sprawdzenie większości zamku. Żaden uczeń nigdy na to nie wpadł, ona sama za szkolnych czasów również nie, ale bezsenne noce spędzone w zeszłym roku z kotem i Mapą Huncwotów pozwoliły jej w końcu zauważyć pewien wzór.

Gdy wspinała się po schodach, próbowała szybko wyliczyć jak długo nie było Severusa, jak szybko mógł iść oraz jakie jest prawdopodobieństwo, że wpadł na coś, co mogło go zatrzymać. W końcu znalazła miejsce, gdzie mogła go spotkać i ruszyła szybko na czwarte piętro, wykorzystując wszystkie sekretne przejścia, które jej kiedykolwiek pokazał. Zamek to aprobował, wszystkie schody na nią czekały, co bardzo ją cieszyło.

Trafiła idealnie – gdy wyszła zza rogu i znalazła się w długim korytarzu, Severus zmierzał właśnie w jej kierunku, niczym niebezpieczny drapieżnik polujący na niesfornych uczniów.

Nie wyglądał na zaskoczonego jej widokiem, ale prawda była taka, że nigdy nie był. Hermiona ruszyła spokojnie w jego stronę i gdy spotkali się w połowie korytarza, spojrzała na niego.

— Och, panie profesorze, właśnie chciałam się z panem zobaczyć.

Uniósł brew, patrząc na nią znad haczykowatego nosa.

– W czasie ciszy nocnej, panno Granger? – wycedził. – Ufam, że jest ku temu powód?

Zdusiła śmiech i spojrzała skromnie na ziemię.

– Rzeczywiście jest, panie profesorze – mruknęła. – Jest coś ważnego, co chciałam zrobić.

– I nie mogło to czekać do rana?

– Nie, panie profesorze, nie mogło.

– A cóż to jest, ta niezwykle ważna rzecz, której nie można odłożyć na później? – zapytał jedwabiście.

Hermiona nie zauważyła by któreś z nich się poruszyło, ale Severus stał teraz bardzo blisko niej, wystarczająco blisko, by mogła poczuć jego zapach; sama siła jego obecności sprawiła, że ​​jej ciało napięło się w wyczekiwaniu. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy, ciemniejsze niż kiedykolwiek w zacienionym korytarzu.

– To – mruknęła, stanęła na palcach i wsunąwszy dłonie w jego włosy przyciągnęła go, by go pocałować.

Byli w szerokim korytarzu, popularnym miejscu spotkań uczniów, a tym samym również czujnych członków personelu, ale jej to zupełnie nie obchodziło.

Severusa najwyraźniej też nie, bo odpowiedział z pasją, która ją zaskoczyła. Przyciągnął ją mocno do siebie, rozchylił jej wargi językiem i zanurzył go w jej ustach. Rozpływając się od jego dotyku odwzajemniła pocałunek równie gorąco. Przechyliwszy się trochę uniosła nogę, owinęła wokół jego uda i przyciągnęła go do siebie. Czując jak jego ciało odpowiada jęknęła mu cicho w usta.

Kiedy w końcu odsunęli się od siebie by zaczerpnąć powietrza, oboje oddychali z trudem.

– Zakładam, że to oznacza, że ​​prezent ci się podobał? – zapytał trochę niepewnie.

Hermiona uniosła rękę i spojrzała na nadgarstek; łańcuch trochę błyszczał nawet w półmroku.

– Jesteś geniuszem. I draniem, ta notatka była niegrzeczna.

– Jeśli ją znalazłaś, węszyłaś, co też jest niegrzeczne – zauważył, uśmiechając się lekko.

Jak na jej gust był trochę zbyt zadowolony z siebie. Ignorując jego odpowiedź ponownie zanurzyła ręce w jego włosy, tym razem ostrzej i znów przyciągnęła jego usta do swoich. Oddał pocałunek i następną rzeczą, jaką poczuła było uderzenie w plecy, gdy pchnął ją na ścianę. Czując jak przywiera do niej, zanurza język w jej ustach, a jego dłonie zaczynają wędrować po jej ciele, jęknęła głośno.

Hermiona wiedziała, że powinna go powstrzymać. Powinna przerwać pocałunek, uśmiechnąć się i obiecać, że spotkają się jak wróci z patrolu. Powinna go zostawić i pozwolić, by wyładował swoją frustrację na uczniach głupich na tyle, że dali się złapać. Naprawdę powinna iść do lochów i czekać na niego, kiedy wróci. Najwyraźniej jej rozsądek diabli wzięli, bo stwierdziła, że bezwiednie podciąga spódnicę i szarpie za guziki jego szaty, a on sięgnął pod nie, by rozpiąć spodnie i oboje ciężko oddychają.

Całując się gorączkowo i obmacując, odsuwali pospiesznie na bok swoje ubrania. Dłoń Severusa wśliznęła się pod spódnicę, dalej, między jej nogi, odciągnęła na bok majtki i jego palce zanurzyły się w nią. Hermiona przygryzła wargę, by stłumić krzyk i zaczęła wychodzić im na spotkanie, wbijając mu paznokcie w ramiona, on zaś jęknął przy jej szyi i przygryzł ją.

Wtem Severus zawahał się, podniósł głowę i spojrzał na nią; najwyraźniej uzmysłowił sobie, gdzie się znajdowali.

– Przestań, a cię przeklnę – syknęła, zaciskając mięśnie wokół jego palców.

Nie potrzebował dalszej zachęty. Cofnąwszy dłoń przesunął rękoma po jej ciele aż do pośladków, podniósł ją z podłogi i pchnął na ścianę. Gdy całym ciałem przycisnął ją do kamienia, owinęła nogi wokół jego talii, uświadamiając sobie jak przez mgłę, że jej bielizna musiała zniknąć w ciągu ostatniej minuty czy dwóch. Odchyliwszy się do tyłu oparła mocno ramiona o ścianę, sięgnęła między nich i trzęsącymi się dłońmi skończyła rozpinać jego rozporek. Uwolniła go z ubrania i ścisnęła lekko, a Severus stłumił jęk.

– Hermiono… – warknął zachrypniętym z podniecenia głosem i odsunął się na tyle by spojrzeć jej w twarz. Jego oczy płonęły. – Proszę…

— Tak, Severusie — wydyszała, zarzucając mu ręce na szyję i niemal desperacko ocierając o niego.

Jego usta ponownie odnalazły jej wargi, oparł się o nią podtrzymując ciężar jedną ręką, a drugą zapierając o ścianę, podciągnął ją trochę wyżej i z warknięciem wbił się w nią jednym mocnym pchnięciem, zanurzając się całkowicie. Na chwilę zatrzymał się z zamkniętymi oczami, zadrżał oddychając nierówno, po czym podtrzymał ją i zaczął się poruszać.

Ryzyko odkrycia było niewiarygodnie wysokie i kochali się w niemal całkowitej ciszy, powstrzymując krzyki i jęki, gdy ich oddechy stawały się coraz cięższe. Severus brał ją mocno, ostro i dokładnie tego chciała. Poruszała się razem z nim, dostosowując się do rytmu, który nadawał i z każdym desperackim pchnięciem jej plecy uderzały o ścianę.

Tłumiąc krzyki na jego szyi, usłyszała jak jęknął chrapliwie i zmienił nieco pozycję, wbijając się w nią jeszcze bardziej brutalnie i dotykając właściwego miejsca. Gdy wstrząsnęły nią pierwsze spazmy orgazmu, Severus wydał z siebie stłumiony krzyk i choć przeszywała ją jej własna rozkosz poczuła, jak dochodzi gwałtownie.

Wstrząśnięta Hermiona oparła głowę o chłodny kamień, zamrugała i spojrzała na niego, gdy zaczęli się od siebie odsuwać.

– Cholera – szepnęła. – Boże, Severusie, przepraszam. Powinieneś był coś powiedzieć, wiem, że nie znosisz gryzienia w szyję…

Podciągając niezgrabnie spodnie drżącymi palcami, spojrzał na nią i uniósł brew. Wciąż był zarumieniony i dyszał ciężko.

– Może zauważyłaś, jak bardzo mi się to nie podobało – odpowiedział ciężko. – Bo właśnie od tego doszedłem.

Zdumiona Hermiona uniosła rękę i delikatnie dotknęła czerwonego znaku, który już zaczął się formować między dwiema bliznami po ukąszeniu węża.

– Żadnej paniki?

– Żadnej paniki – potwierdził, uśmiechając się do niej, gdy zaczął ponownie zapinać szaty i kącik ust zadrgał mu lekko. – Poza tym teraz moja kolej na chodzenie z malinką. Wydaje mi się, że często ci je robię.

– Prawda – zgodziła się z kpiącym uśmieszkiem, wygładzając spódnicę i poprawiając koszulę. – Zaborczy i prawdopodobnie wampiryczny drań. Zostawiłeś tym razem jakieś widoczne ślady?

– Nie wiem. – Rozejrzał się i zaśmiał krótko. – Ach. – Schyliwszy się, podniósł coś i wręczył jej to, co pozostało z jej majtek.

Kręcąc głową, wsunęła je do kieszeni; nawet nie dotarło do niej, że je zerwał, ale wyraźnie tak było.

– Skończyłeś już udawać jaskiniowca?

Parsknął cicho i zlustrował krótkim spojrzeniem, by mieć pewność, że nic po nim nie widać.

– Nie możesz mnie za to winić. Pracowałem i zajmowałem się własnymi sprawami. Jeśli rzucasz się na mnie w ciemnych korytarzach, możesz mieć pretensje tylko do siebie. –Wyprostował się i skrzywił lekko. – Jeśli zamierzasz robić to częściej, czy mogę cię prosić, żebyś następnym razem zdjęła buty lub przynajmniej założyła inne obcasy? Te są za duże i jak na mógł gust wbijają się za bardzo.

– W takim razie powinieneś był coś powiedzieć.

Wtedy nie zwracałem na to uwagi – odpowiedział, ponownie się uśmiechając i pocierając ślady z lekkim grymasem.

– Cóż, będę miała z pewnością kilka ciekawych siniaków na plecach, więc nie marudź – odpowiedziała bezlitośnie, uśmiechając się i przyciągnąwszy jego głowę pocałowała delikatnie. – Poza tym jeśli będziesz zbytnio narzekał, mogę przestać dopadać cię na korytarzach. Czy nie byłoby szkoda?

– Nie przypominam sobie, żebym narzekał – oddał równie delikatny pocałunek, po czym odsunął się i obdarzył ją niemal bezczelnym uśmiechem. – Wszystkiego najlepszego.

Idąc obok Severusa, gdy kontynuował przerwany patrol Hermiona splotła swoje palce z jego.

– Kocham tę bransoletkę! – przyznała, gdy szli ciemnymi korytarzami. – Jest piękna i ma wielką moc. Skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł?

Zaśmiał się cicho i ścisnął jej palce.

– Zaczęło się od srebrnej bransoletki z celtyckim węzłem. Nałożyłem na nią jedno czy dwa podstawowe zaklęcia i zmodyfikowałem nieco wzór. Potem dodałem białe złoto i platynę, w których zawarłem inne zaklęcia i znów zmieniłem wzór by dodać inne metale i kilka nieco bardziej złożonych zaklęć… Wydaje mi się, że trochę mnie poniosło, ale kiedy już zaczniesz, to naprawdę bardzo interesujące zajęcie.

– Cóż, w każdym razie jest przepiękna – powiedziała ze śmiechem. – Dziękuję.

– Nie ma za co. Zwłaszcza jeśli tak mi dziękujesz.

Hermiona stłumiła chichot.

– Boże, to było naprawdę niewiarygodnie głupie. A jakby ktoś by nas przyłapał?

Oczywiście w normalnych okolicznościach Severus od razu wiedziałby, czy ktoś jest w pobliżu, co było prawdziwym przekleństwem dla uczniów naruszających nocną ciszę podczas jego patrolu, bo dawało mu nad nimi zdecydowaną przewagę, ale tej nocy był raczej rozkojarzony.

Jej mężczyzna posłał jej rozbawione spojrzenie.

– Dlatego wynaleziono zaklęcia pamięci.

– Severusie, nie wolno używać ich na uczniach!

– Byłoby to dla ich własnego dobra – odpowiedział, wykrzywiając usta. – Podejrzewam, że każdy z nich wolałby modyfikację pamięci niż wspomnienie widoku swoich nauczycieli…

– …parzących się przy ścianie jak zwierzęta w rui? – podsunęła, starając nie śmiać.

– Bardzo romantycznie ujęte, moja droga – zgodził się z błyskiem w oku. – Naprawdę spędzasz ze mną zbyt dużo czasu.

– Zaryzykuję. – Ścisnęła jego dłoń. – Chociaż to było naprawdę głupie, nie sądzisz? Nie żebym narzekała, było fantastycznie. Ale wciąż trochę głupie.

Wymruczał coś w odpowiedzi, chociaż podejrzewała, że ​​zgadzał się raczej z „fantastycznie”, a nie „głupie”.

– Być może – przyznał w końcu, najwyraźniej się tym nie przejmując.

 

Reszta września, jak to zwykle bywało, minęła w mgnieniu oka i spokój na początku przyniósł mile widzianą ulgę. Cały personel był bardzo zapracowany i w pokoju nauczycielskim z wyjątkiem zwykłych drobnych sprzeczek panowała niezwykła cisza.

Zapowiedziana wizytacja z Ministerstwa była zaplanowana na pierwszą sobotę października.

Większość starszych uczniów była w Hogsmeade, więc w zamku panował spokój, szczególnie że cały personel był w komplecie.

Severus próbował nakłonić Hermionę, by została dzisiaj w łóżku; był bardzo przekonujący, a ona miała wielką ochotę się poddać, ale w końcu oboje wstali, ubrali się i niechętnie poszli do pokoju nauczycielskiego by, jak to ujął Severus, „dać sobą pomiatać bandzie nastolatków udających Aurorów i nadętym biurokratom z Ministerstwa łudzącym się, że mają jakąkolwiek realną władzę lub autorytet”.

– Jesteś dziś rano w niezwykłej formie – pogratulowała mu Hermiona wesołym i szalenie irytującym głosem. – Frustracja seksualna poprawia twój nastrój.

Posłał jej krzywe spojrzenie i przyspieszył kroku. Doszedłszy do drzwi, zamiast otworzyć je jej rycersko jak zawsze to robił, wszedł przed nią i zatrzymał się jak wmurowany.

– W porządku, zrzędo, zrozumiałam twoją niemą aluzję. A teraz wpuść mnie – westchnęła z rozbawieniem. Kiedy się nie poruszył, zauważyła napięcie w jego ramionach i zmarszczyła brwi; wyglądał jakby przestał oddychać, co zawsze było złym znakiem. – …Severus? – sięgnęła do jego pleców.

Ledwie go dotknęła wzdrygnął się lekko i jej zmarszczka się pogłębiła. Od bardzo dawna nie reagował tak na jej dotyk.

W końcu usłyszała, jak bierze głęboki oddech, po czym ruszył do przodu na sztywnych nogach. Gdy podszedł szybko do swojego kąta, w jego kroku nie było ani krztyny zwykłej gracji. Cokolwiek sprawiło, że tak zareagował nie mogło być dobre. Zdenerwowana Hermiona podążyła za nim i gdy tylko ujrzała innych obecnych w pokoju, zrozumiała jego szok. Wpatrując się w parę bardzo znajomych zielonych oczu, powiedziała spokojnie:

– Cześć, Harry.

– Cześć, Miona – przywitał ją radośnie, podchodząc do niej z szerokim uśmiechem, który wyglądał raczej na desperacki , przytulił ją i wyszeptał prędko do ucha, ledwo łapiąc oddech. – Przepraszam, naprawdę! Do dziś, do rana nie miałem pojęcia, że ​​mam tu przyjść! Nie miałem czasu, aby wysłać ostrzeżenie. Powiedz mu, że przepraszam! – po czym puścił ją i wykrzywił się radośnie. – Mam nadzieję, że to niespodzianka!

– To niespodziewana niespodzianka* – odpowiedziała z poważną miną, zanim uśmiechnęła się do niego. – Wiesz, że nie lubię niespodzianek, Harry.

Bezradnie rozłożył ręce.

– To nie moja wina, przysięgam. Dowiedziałem się o tym dopiero dziś rano. Przełożeni uznali, że miło by było, gdybym wpadł w odwiedziny.

– Udzielaj się towarzysko we własnym czasie, Potter – warknął jeden z ludzi z Ministerstwa, siląc się na twardy i onieśmielający ton. – Mamy dziś dużo do zrobienia.

Pewnie wypadłoby to lepiej, gdyby miał więcej niż pięć, sześć stóp wzrostu. Harry przewrócił komicznie oczami i cofnął się na miejsce pod ścianą. Hermiona zajęła swoje, zerkając na Severusa. Jego twarz była tak pozbawiona wyrazu jak jeszcze nigdy dotąd, a oczy puste i nieobecne. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, miałby dużo czasu, by przygotować się na spotkanie z Harry’m. Nieoczekiwane wpadnięcie na niego przyjął bardzo źle, czemu nie można było się dziwić – ostatnim razem gdy widzieli się nawzajem, Severus umierał i przed śmiercią chciał ostatni raz spojrzeć w oczy, które były oczami matki Harry’ego. To sprawiło, że atmosfera w pokoju była bardziej niż niezręczna.

Żaden z czarodziejów w szatach Ministerstwa nie zadał sobie trudu, by się przedstawić. Zwięźle poprosili wszystkich, aby zajęli swoje miejsca i po wezwaniu w porządku alfabetycznym usiedli na krześle ustawionym w jednym końcu sali.

Patrząc w skupieniu na krzesło, Severus przemówił po raz pierwszy od wejścia do pomieszczenia.

— To Krzesło Sądu z Sali Przesłuchań Wizengamotu – nawet jego głos brzmiał pusto.

– Rozpoznajesz je, prawda, Snape? – spytał niski mężczyzna. – Łańcuchy chwilowo nie działają. Nie ma powodu do paniki.

Severus bardzo powoli odwrócił głowę i przygwoździł go wściekłym spojrzeniem.

Odchrząknąwszy z niepokojem jeden z jego kolegów ciągnął, wyjaśniając działanie zaklęcia wykrywającego, które rzucił Harry. Kula niebieskiego światła miała unosić się nad lewym ramieniem osoby siedzącej na krześle i w przypadku kłamstwa miała zmienić kolor na czerwony.

Co prawda z punktu widzenia prawa nie mieli obowiązku odpowiadać na pytania, ale zostali zachęceni do tego, „w duchu przyjaznej współpracy” – słysząc to zdanie kilka osób parsknęło, w tym Hermiona, a Harry przewrócił oczami.

Przesłuchanie – bo tym właśnie było, obojętnie co próbowali im wmówić – było strasznie długie i niezwykle żmudne. Hermiona podkradła gazetę Severusa i zaczęła rozwiązywać krzyżówkę, Neville zaczął oceniać eseje, a większość pozostałych zaczęła cicho rozmawiać, ignorując tego, kto akurat siedział na krześle. Severus wpatrywał się w ścianę pustym wzrokiem – cokolwiek widział, nie sprawiało mu to przyjemności.

– Granger – zawołał niski mężczyzna po, jak się wydawało i pewnie było, kilku godzinach. Hermiona westchnęła teatralnie, odłożyła gazetę i podszedłszy do krzesła usiadła tak swobodnie, jak tylko mogła. Nie wiedziała, jakich pytań się spodziewać, była zbyt zajęta martwieniem się o Severusa, by zwracać uwagę na Filiusa, który był jedynym członkiem personelu, którego nazwisko było przed jej (no cóż, z wyjątkiem Binnsa, ale nikt nie zawracał sobie głowy przesłuchaniem go).

– Pełne imię i nazwisko oraz stanowisko?

– Hermiona Jean Granger, Profesor Mugoloznawstwa w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Odznaczona Orderem Merlina Pierwszej Klasy – dodała złośliwie, z taką miażdżącą, szyderczą pogardą, z jaką tylko mogła się zdobyć wymawiając te pięć słów. Naprawdę spędziła z Severusem zbyt wiele czasu; jej ton ścinał krew w żyłach i zyskał aprobatę i złośliwe uśmieszki od wszystkich członków Zakonu w pokoju (w tym Harry’ego, który uśmiechnął się zasłoniwszy sobie usta). Wszystkich z wyjątkiem Severusa, wciąż pogrążonego we własnych, ponurych myślach.

– Status krwi?

– Mugolaczka?

Fakt, że mieli czelność zadać to pytanie, przekraczało jej pojęcie. Po pierwsze doskonale wiedzieli, po drugie nie miało to najmniejszego znaczenia.

– Data urodzenia?

– 19 września 1979 roku.

– Imiona rodziców i status krwi?

– Ojciec, doktor John Granger, mugol. Matka, doktor Helen Granger, z domu Lynton, mugolka.

– Najbliższa rodzina?

– Moja matka.

– Pani obecne miejsce zamieszkania?

– Mieszkam z moim partnerem. Nie podam jego nazwiska i adresu bez jego zgody.

Nieczęsto musiała tak odnosić się do Severusa, przemknęło jej przez myśl. Kochanek brzmiał powierzchownie, jakby chodziło tylko o seks, a w jego wieku z pewnością nie kwalifikował się na jej chłopaka, chociaż wyraz jego twarzy, gdyby kiedykolwiek tak do niego powiedziała, byłby bezcenny. Nie był też ani jej narzeczonym ani mężem. Partner brzmiał jednak dobrze. Chętnie dowiedziałaby się, co Severus sądził o tym określeniu, ale stąd gdzie siedziała nie mogła go zobaczyć i wątpiła, czy w ogóle słucha.

– Decyzja nie należy do pani, profesor Granger. Będziemy potrzebować jego danych kontaktowych.

– Nie są moje, więc nie mogę ich podać – odpowiedziała spokojnie. – I nie ma sensu patrzeć na moich przyjaciół czy kolegów. Nie wiedzą, gdzie mieszkamy. Nie zamierzam podawać jego danych osobowych bez jego zgody.

Chociaż jakaś cząstka jej umysłu bardzo chętnie by zobaczyła, co zrobiłby Severus, gdyby ktoś z Ministerstwa miał skłonności samobójcze i spróbował skonfrontować się z nim na jego własnym terytorium. Podejrzewała, że ​​musiałby wyczyścić pamięć dziesiątkom mugolskich turystów po tym, jak zobaczyliby zaciętą bitwę na środku kempingu.

Po wielu narzekaniach Ministerstwo zaakceptowało, przynajmniej na razie jej decyzję i przeszło do dalszych pytań.

– Parametry różdżki?

– Dziesięć i trzy czwarte cala, winorośl, pióro feniksa.

— Forma bogina, jeśli jest znana?

— Zwolniona z odpowiedzi z powodu traumy wojennej — wtrącił Harry spod ściany, gdy się wahała, ku jej uldze. Nie była pewna, jaką formę miał ostatnio jej bogin, ale mocno podejrzewała, że ​​w jakiś sposób dotyczyła Severusa i nie miała ochoty tego widzieć. Miała wystarczająco przykrych wspomnień na jego temat. Nie mówiąc już o tym, że w ten sposób musiałaby się przyznać Ministerstwu do bycia z nim.

– Forma Patronusa?

Hermiona już zamierzała powiedzieć im, że to Wydra, ale zawahała się i postanowiła nie ułatwiać im przesłuchania. Zerknęła na Severusa, po czym złośliwie odpowiedziała po łacinie.

Lutra lutra.

Jeden lub dwa stłumione chichoty dobiegały z różnych kątów pomieszczenia, po czym nastąpiła lawina szeptów, gdy niektórzy członkowie personelu pospiesznie próbowali przypomnieć sobie naukową łacińską nazwę zwierzęcych form własnych Patronusów.

– Proszę zademonstrować – powiedział czarodziej po krótkiej przerwie, spojrzawszy na swojego kolegę; wyraźnie żaden z nich nie rozpoznał naukowej nazwy.

— Nie zdawałam sobie sprawy, że to egzamin — mruknęła kwaśno Hermiona, podnosząc różdżkę. Zwisające bezwładnie z podłokietników krzesła łańcuchy lekko zagrzechotały. – Wiecie, to krzesło jest naprawdę przerażające.

– Tak powinno być – zapewnił Harry z uśmiechem. – Nie wiem, dlaczego go tu używamy, ale takie były instrukcje.

– Zamknij się, Potter – warknął urzędnik Ministerstwa.

— Tak jest, proszę pana — odpowiedział sarkastycznie Harry, salutując.

Hermiona uśmiechnęła się i uniosła różdżkę, myśląc o tym, jak obudziła się tego ranka obok Severusa. Widząc w myślach jego senny uśmiech mruknęła „Expecto Patronum” i przyglądała się, jak znajoma srebrna Wydra skacze z gracją w powietrzu obok niej, zanim zniknęła.

Przesłuchiwanie trwało dalej i dotyczyło wyników egzaminów i innych kwalifikacji, historii nauczania i tak dalej. Wyglądało na to, że darowali sobie historię z Amortencją, co w sumie było dobrym pomysłem. Przypomniała się jej Umbridge przesłuchująca nauczycieli w piątej klasie i to wspomnienie było najwyraźniej podzielane przez jej kolegów, którzy wyglądali na niezbyt zachwyconych. W końcu Hermiona zaczęła tracić panowanie nad sobą.

– Mam tego dosyć – powiedziała konwersacyjnym tonem. – Większość mojego życia i tak od lat jest opisywana przez Proroka Codziennego, jeśli chcecie to możecie sobie tam poszukać. Większość jest całkowicie błędna, ale to już wasz problem. To przepytywanie to tylko bezsensowne marnowanie mojego cennego czasu i nie zamierzam dłużej pozwolić, żeby wasz paranoiczny pracodawca zaspokajał swoje potrzeby moim kosztem.

Harry się uśmiechnął, a jego koledzy zaczęli bełkotać.

– Profesor Granger, zgodziła się pani współpracować z Ministerstwem! – zaprotestował jeden z nich.

– I współpracowałam – odpowiedziała krótko Hermiona. – Wszystkie te informacje i tak są powszechnie znane. Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia. Minerwo?

– Całkiem się zgadzam, Hermiono. Czas przejść do Rolandy Hooch, skończmy z tą farsą. Wszyscy mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia.

 

– Snape – zawołał w końcu mężczyzna.

Spoza gazety Hermiona obserwowała z niepokojem, jak jej partner wstał sztywno i podszedł do krzesła. Jeśli był zdenerwowany, to tego nie okazywał. Jego oczy były wciąż puste i Hermiona nienawidziła tego martwego, pozbawionego życia spojrzenia. Po mężczyźnie, którego znała, nie pozostało żadnego śladu.

– Pełne imię i nazwisko oraz stanowisko?

– Severus Tobias Snape, Mistrz Eliksirów, Opiekun Domu Slytherin i Profesor Eliksirów w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

Jego głos również był pozbawiony życia, zimny i płaski; Hermiona podejrzewała, że ustawił bardzo silne Osłony, ukrywając swoje myśli i emocje nawet przed sobą samym. Dało się również zauważyć, że po jego nazwisku nie było wzmianki o Orderze Merlina – wszyscy ich koledzy poszli w ślady Hermiony i ci którzy je mieli, wymienili swoje tak pogardliwie, jak tylko mogli.

– Status krwi?

– Półkrwi.

– Data urodzenia?

– 9 stycznia 1960.

– Imiona rodziców i status krwi?

– Ojciec, Tobiasz Snape, mugol, nie żyje. Matka, Eileen Snape, z domu Prince, czystej krwi, nie żyje.

– Najbliższa rodzina?

– Brak.

– Brak? – powtórzył mężczyzna, zaskoczony nieoczekiwaną odpowiedzią.

Severus uniósł brew i w jego głosie pojawiła się nutka chłodu.

– Brak – potwierdził krótko. – Nie mam żyjących krewnych ani nie jestem żonaty. Dlatego nie mam legalnej najbliższej rodziny.

– Czy ma pan testament?

– Tak.

– Kto jest głównym beneficjentem?

– Dopóki nie umrę to tylko moja sprawa.

Skonsternowany mężczyzna wymienił spojrzenia ze swoim kolegą, po czym dzielnie zadał kolejne pytanie.

– Pana obecne miejsce zamieszkania?

— Oczywiście Hogwart — odparł sarkastycznie Severus.

Najwyraźniej postanowił przestać rozmyślać i w zamian za to zawstydzić małego czarodzieja, chociaż unikał patrzenia w stronę Harry’ego. Unikał też patrzenia w kierunku Hermiony, a sądząc po sposobie, w jaki się trzymał, najwyraźniej starał się udawać, że krzesła, na którym siedział, też nie było.

– Miejsce zamieszkania poza szkołą? – zapytał mężczyzna przez zaciśnięte zęby.

Severus posłał mu bardzo nieprzyjemny uśmiech.

– To nie pańska sprawa.

– Potrzebujemy miejsca do kontaktu…

– Nie, nie potrzebujecie – odpowiedział krótko. – Przez większą część roku przebywam w Hogwarcie, a w letnie wakacje w nagłych wypadkach można się ze mną skontaktować za pośrednictwem Dyrektorki.

– Obawiam się, że to jest nie do przyjęcia, profesorze Snape.

– Obawiam się, że mnie to nie obchodzi – odparł. – Ministerstwo nie ma absolutnie żadnego powodu, aby się ze mną kontaktować. Jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebować, możecie to zrobić pisząc za pośrednictwem szkoły, tak jak wszyscy inni.

Jego spojrzenie jasno pokazało, że duch przyjaznej współpracy wyparował, jeśli w ogóle kiedykolwiek istniał. Mały człowieczek skrzywił się, ale najwyraźniej zdecydował, że nie wygra, jeśli będzie naciskał. Zrobiwszy notatkę zamaszystym pismem przeszedł do następnego zestawu pytań.

– Parametry różdżki?

– Dwanaście cali, jarzębina, włókno ze smoczego serca.

— Forma bogina, jeśli jest znana?

Wszyscy członkowie Zakonu, którzy zostali przesłuchani, byli zwolnieni z tego pytania z powodu ich zaangażowania w wojnę, ale tym razem Harry zagryzł wargę i milczał, zmuszając Severusa do podania powodu samemu.

– Zwolniony z powodu traumy wojennej.

– Nie zgadzam się – powiedział lekceważąco urzędnik. – Forma bogina?

Severus wyszczerzył krzywe zęby w czymś, co zupełnie nie przypominało uśmiechu.

— Nie bądź głupcem. Większość mojej historii jest publicznie znana, więc domyśl się, czego mógłbym się obawiać. Chcesz, żebym zaczął to opisywać?

– Severusie, nie doprowadź nikogo do wymiotów w pokoju nauczycielskim – rzuciła Minerwa z roztargnieniem, siedząc i rozmawiając z Filiusem. – Chyba że to wyczyścisz. Bez użycia magii.

Dwaj urzędnicy Ministerstwa byli wyraźnie wytrąceni z równowagi i odsunęli się na pospieszną, pełną gorączkowych szeptów naradę, uzupełnioną kilkoma dość stanowczymi gestami rąk. W końcu postanowili darować sobie ten punkt, co Hermiona prywatnie uważała za słuszne; nawet Severus nie wiedział, czym jest jego bogin, a przynajmniej tak twierdził, ale było bardzo mało prawdopodobne, aby było to coś nieszkodliwego. Prawdopodobnie nie poprawiłoby to morale, gdyby na środku pokoju nauczycielskiego pojawił się Voldemort, albo wilkołak, albo gigantyczny wąż, albo jakaś dziwaczna kombinacja wszystkiego naraz i zdawała sobie sprawę, że mógł mieć wiele innych lęków, o których wiedziała.

Zirytowany niski mężczyzna kontynuował pytania.

– Forma Patronusa?

Severus pochylił nieco głowę, żeby upewnić się, że nikt nie może zobaczyć jego twarzy, gdy jego włosy opadły do przodu.

Vulpes alopecoides – brzmiała zwięzła odpowiedź.

Słysząc lekkie poruszenie jego ramiona spięły się lekko – większość obecnych wiedziała o łani i kilku znało łacinę na tyle, by rozpoznać, że vulpes oznacza lisa, chociaż Hermiona nigdy nie słyszała o podgatunku.

Cieszyła się, że Harry wiedział już o tej zmianie, inaczej nigdy nie byłby w stanie ukryć swojej reakcji. Zastanowiła się, jaka jest naukowa łacińska nazwa jelenia, bo nie była pewna, jakiego gatunku był jego Patronus. Sądząc po wyglądzie Patronusa Jamesa, jego jeleń był szlachetny, pewnie tak jak Łania Lily, więc i Severusa… Uważaj, Hermiono, skarciła się.

– Proszę pokazać.

Łańcuchy znów zagrzechotały, gdy Severus wyciągnął różdżkę. Spiął się jeszcze bardziej i zacisnął szczękę podnosząc głowę i patrząc przed siebie, z lekko zmarszczonymi brwiami.

– Expecto Patronum – rzucił po chwili i z czubka jego różdżki wyprysnął srebrny lis.

Hermiona zamarła, zdziwiona – Patronus był jaśniejszy i wyraźniejszy niż kiedykolwiek. Najwyraźniej Severus znalazł silniejsze wspomnienie. Lis obrócił się zgrabnie, machnął pogardliwie puszystym ogonem w sposób przypominający szaty Severusa i powoli się rozpłynął. Wyglądał jakby się uśmiechał i uśmieszek zniknął na samym końcu. Jak złowroga wersja Kota-Dziwaka, uznała Hermiona, tłumiąc uśmiech.

Severus podniósł się gwałtownie. Gdy łańcuchy poruszyły się, lekko zmrużył oczy.

– Mam już dosyć – oświadczył stanowczo. – Nigdy nie lubiłem być przez was przesłuchiwany i to że tym razem nie krwawię nie jest powodem, bym miał to dłużej tolerować. Jeśli chcecie bawić się dalej, będziecie musieli aresztować mnie ponownie, chociaż naprawdę nie polecam. Życzę wszystkim miłego dnia.

Wyszedł z pokoju, zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, pozostawiając za sobą bardzo niezręczną i bardzo napiętą ciszę.

– McGonagall, proszę zawołać go z powrotem – warknął po chwili jeden z mężczyzn, starając się brzmieć, jakby nadal panował nad sytuacją.

Dyrektorka parsknęła na niego.

– Nie bądź głupi, młody człowieku. Jeszcze całkiem niedawno profesor Snape był twoim nauczycielem, więc z pewnością wyobrażasz sobie, że to, że będzie słuchał jest zupełnie nieprawdopodobne. Poza tym powiedział dokładnie to, co myślą wszyscy i pamiętam, co się z nim działo, gdy ostatnio był pod troskliwą opieką Ministerstwa. Potrzebuję nauczyciela Eliksirów, który będzie w stanie funkcjonować o wiele bardziej niż to, żeby rząd był zadowolony. Zmarnowaliście dzisiaj dość cennego czasu mojego personelu bezsensownymi pytaniami. Mam nadzieję, że zdaliście sobie już sprawę, że nikt z nas nie próbuje obalić Ministerstwa?

– Jeszcze nie zakończyliśmy przesłuchań…

– Tak, zakończyliście – przerwała mu ponuro Hermiona.

Pośród nauczycieli było wielu weteranów wojennych i nikt nie został poproszony o oddanie różdżek przed przesłuchaniem. Posłała Harry’emu znaczące spojrzenie – ten skinął lekko głową i rozejrzał się po pokoju, krzywiąc się odrobinę, gdy zdał sobie sprawę, jak wielu ludzi było bliskich rzucania urokami.

– Tak, myślę, że już skończyliśmy – powiedział po chwili, wzdychając i przeczesał palcami włosy.

Jego koledzy spojrzeli na niego gniewnie, więc szerokim gestem wskazał obecnych w pokoju ludzi. Widok rzucanych ich wrogich spojrzeń wyraźnie ich zaskoczył.

Minerwa wstała, patrząc na nich obu z pogardą.

– Moi poprzednicy nie pozwolili Ministerstwu ingerować w Hogwart i ja też nie pozwolę. Harry, mój drogi, możesz zostać na chwilę, tak rzadko się widujemy. A co do twoich kolegów… Miłego dnia, panowie.

Obaj popatrzyli z niedowierzaniem, a spojrzenie Minerwy stwardniało.

– Powiedziałam do widzenia – warknęła. – Ufam, że obaj wciąż pamiętacie drogę do wyjścia.


*  – za Loten – It is a surprisingsurprise  (precyzujemy to, żeby nie wyglądało, że zwariowałyśmy przy tłumaczeniu i betowaniu 😉

 

 

Rozdziały<< Post Tenebras, Lux – Rozdział 34Post Tenebras, Lux – Rozdział 36 >>

Mamuś Anni

Wierna fanka HP, Czytelniczka Sevmione, Tłumaczka, Beta... !!! * Zakaz kopiowania moich tłumaczeń bez mojej zgody! * !!! !!! *! Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach *! !!!

Dodaj komentarz