Trzeci Raz – Rozdział XXXIII

 

ku jego wpierw rozbawieniu, a potem zgrozie, w wielu z nich znajdowali ślad Augustusa Rookwooda. Ponieważ w każdym takim przypadku otwierali „błyskawiczne, ukierunkowane śledztwa” jak to ujął Paul, Kingsley dał im prawo używania Zmieniaczy Czasu i od kilku godzin zaczęły spływać rezultaty. Naturalnie każde z nich okazywało się fiaskiem, lecz krótkie z początku cogodzinne narady poświęcone poszukiwaniu Gusa zaczęły się coraz bardziej przedłużać, a on w ramach nowego stanowiska musiał w nich uczestniczyć.

Jak Hermiona mogła używać Zmieniacza Czasu przez rok?? Nie mógł się temu nadziwić, on zaczynał słaniać się na nogach.

Obejrzał gruby plik „podejrzanych” listów i zakląwszy głośno pod nosem wybrał tylko jeden, który już na pierwszy rzut oka nie mógł mieć nic wspólnego z Rookwoodem, resztę zaś odłożył do pudełka z napisem „Sprawdzone, w porządku”.

Och, pieprzyć to! Od teraz koniec z podrzucaniem im kolejnych tropów!

Niestety było jeszcze pełno „błyskawicznych śledztw” w toku i na efekty tej decyzji musiał jeszcze długo czekać…

 

 

Gdzieś w Wielkiej Brytanii – druga posiadłość Malfoyów

O tej samej porze

 

– Opowiadałem ci, pamiętasz? Że na jej trzecim roku uderzyła Draco – mówił z rozbawieniem Lucjusz, gdy Severus wrócił do salonu.

Widząc Augustusa pocierającego lewy policzek miał ochotę się roześmiać, ale zdołał zachować poważny wyraz twarzy.

– Powiedz mi… – zaczął, siadając z powrotem na swoim miejscu. – Jak sądzisz, dlaczego to JA zabiłem Dumbledore’a, a nie Draco? Bo mu się nie chciało? Bo uznał, że to jeszcze nie ten moment? – uniósł brew i dodał. – Czy może dlatego, że nie potrafił? – pokiwał głową. – Następnym razem pomyśl. To nie boli.

– Wiem, wiem – westchnął ciężko Gus, przewracając oczami. – Swoją drogą myślałem, że ją zatrzymasz, bo naprawdę potrzebujemy jej pomocy.

– Dzięki twojemu wspaniałemu wyczuciu i jeszcze wspanialszym pomysłom musiałbyś rzucić na nią Imperiusa, żeby to zrobiła. A teraz, skoro odpada czekanie na Benhammadę przed wyjściami z Ministerstwa, zajmijmy się Kelty – Severus oderwał ciężkie spojrzenie od Augustusa i skierował je na Lucjusza. – Plus tej opcji jest taki, że zamiast dwóch miejsc do obserwowania mamy jedno.

– Mówiłem wam, że to zbyt ryzykowne – zaoponował Gus.

– Mówiłeś o wchodzeniu do środka. Więc zróbmy tak, by nie trzeba było tego robić.

 

Od tego momentu rozmowa potoczyła się łatwiej, w czym nie było nic dziwnego. Byli sami, znali się nawzajem, przed laty przeszli przez coś, co w pewien sposób ich złączyło i teraz nie potrzebowali wiele słów, by się zrozumieć.

Możliwości mieli bardzo ograniczone. Draco mógł pomóc im w pilnowaniu Benhammady, lecz z oczywistych względów jego rola na tym się kończyła. Gus musiał unikać Kelty, bo mógł tam spotkać Ifryta, zostawali więc tylko Severus i Lucjusz.

Zaraz po zjawieniu się w Kelty mieli upewnić się, że można się stamtąd deportować; zarówno sprzed domu jak i z ogrodu na tyłach. Ponieważ prędzej czy później Arab musiał wrócić do siebie, postanowili zaczekać na niego w ogrodzie. Wyszli od tego założenia i zaczęli rozważać przeróżne opcje.

Na najprostszą – że Benhammada rozsiądzie się gdzieś na odległość rzucenia klątwy przy otwartych oknach poświęcili ledwie kilka sekund, bo żaden z nich w nią nie wierzył. Oni, mając na karku byłego wspólnika, na pewno by się pilnowali i zakładali, że on też.

Mieli spróbować przekląć go, kiedy tylko pojawi się przed drzwiami. Gdyby Benhammada już zdążył wrócić, gdyby nie zdążyli, nie mogli się do niego wystarczająco zbliżyć bądź czarodziej był niewidzialny, mieli przenieść się przed dom i jeden z nich miał zapukać do drzwi wejściowych, drugi zaś go asekurować, wciąż pod Kameleonem.

Ponieważ drzwi były przeszklone, ale korytarz ciemny, ze środka można było zobaczyć kogoś na zewnątrz samemu nie będąc widzianym, więc wybór który z nich miał to zrobić był prosty – po porannym spotkaniu wizyta Severusa byłaby co najmniej dziwna i niepokojąca, natomiast Lucjusz był jakby stworzony do tej roli. Malfoyowie znani byli ze znajomości z wysoko postawionymi osobami, syn króla dużego państwa, doradca Ministra i choćby czasowo Wice-Minister na pewno się do takich zaliczał i Lucjusz mógł chcieć złożyć mu wizytę. Co prawda osobista wizyta była trochę naciągana; wykwintny i zmanierowany arystokrata przesłałby raczej bilecik z zaproszeniem do swojego dworu czy wysłał do Kelty służbę, lecz to przychodziło do głowy po krótkim namyśle – a ich plan polegał na tym, by Benhammadzie nie dać na to czasu. Gwoli ścisłości miał dostać sekundę.

Lucjusz nie pałał entuzjazmem do tego pomysłu, bo ryzykował Azkabanem, ale Severus nie miał uwarzonego eliksiru wielosokowego, nie mieli więc innego wyjścia.

Istniała naturalnie możliwość, że Arab nie będzie chciał mu otworzyć, lecz Gus bardzo w to wątpił – nie przy manii Drisa zawierania przyjaźni z wpływowymi ludźmi.

– W sumie to jest o wiele lepszy plan niż czekanie pod Ministerstwem – ocenił Draco, który zjawił się pod koniec narady.

– Długo cię nie było, nie mogłeś trafić tu z powrotem? – spytał zrzędliwie Lucjusz. – To Severus i Gus nie znają adresu.

– Chciałem porządnie ukryć Granger – odparł chłopak i dodał, zwracając się do Severusa. – Jest bezpieczna. Choć nie można powiedzieć, żeby była zadowolona.

Lucjusz szepnął coś do syna, ten odpowiedział, mówiąc mu do ucha; oczy starszego Malfoya się rozszerzyły, po czym czarodziej zacisnął usta i posłał Severusowi krzywe spojrzenie.

– Chodźmy, im szybciej się to skończy, tym lepiej.

Skłonił się lekko Gusowi, ścisnął mocniej laskę i wyszedł.

 

 

Maroko, Rabat, Ministerstwo Magii

17:20

 

Oualid Hammouch dał wycieńczonej sowie wodę i garść karmy i pogłaskał ją po gładkich piórkach. Już na pierwszy rzut oka widać było, że przyleciała gdzieś z Europy, najprawdopodobniej z północy – w Maroku używano przede wszystkich różnych gatunków ptaków migrujących, które nie rzucały się w oczy, a z sów praktycznie tylko sowy mauretańskiej.

Dopiero, gdy nacieszył się dotykiem, sięgnął po kopertę. Ta też wyglądała na europejską. Na kopercie było napisane: Do Aurorów / Wydziału Bezpieczeństwa  WAŻNE PILNE. Nadawcy nie było.

Oualid zerknął na zegarek. Do końca pracy zostało raptem dziesięć minut, a gdyby poszedł do jednych czy drugich, na pewno by go zatrzymali i zaczęli zadawać pytania.

Z drugiej strony mógł spędzić ten czas podziwiając rzadkiego ptaka. Jutro. Zaniesiesz im to jutro. A że dla tego kogoś to było pilne…?

– In Shaa Allah* – mruknął, wracając do przyglądania się sowie.

—————————

* In Shaa Allah – arabskie przysłowie „Jeśli Bóg pozwoli” (jeśli będzie chciał, jeśli taka jego wola… itd.).

 

 

Londyn, Ministerstwo Magii,

Po 18-tej

 

– Jakieś nowe ślady? – spytał Drisa Kingsley po tym, jak Paul skończył swój raport.

Arab potarł zaczerwienione, zmęczone oczy i potrząsnął głową.

– Nic. Ludzie Archiego odłożyli kilka listów, ale mi żaden z nich nie wydawał się podejrzany. Myślę, że to dzięki naszym naradom i przede wszystkim twoim wyjaśnieniom – zwrócił się do Paula. – Po tym, jak wyjaśniłeś, co bierzecie pod uwagę, nauczyłem się je analizować i teraz łatwiej mi odsiewać te, które z Rookwoodem nie mają nic wspólnego. Wcześniej przekazywałem wam pełno śmieci.

– Bardzo panu dziękuję! – zawołał ożywiony chłopak. – I proszę się nie przejmować, w przypadku tego ssss… drania lepiej sprawdzić zbyt dokładnie niż coś pominąć!

Dris odwzajemnił jego uśmiech. Jeszcze dużo musisz się nauczyć. Gdyby ktoś ośmielił się wytknąć mu, że ilość przekazywanych listów drastycznie zmalała, zawsze mógł zrzucić winę na Paula. Choć wolałby tego uniknąć – ten dzień pokazał, że młody Auror jadł mu z ręki i w związku z tym był doskonałym następcą Robardsa, na którego trzeba było uważać.

Kingsley podniósł się ciężko od stołu, dając tym sygnał do zakończenia spotkania, gdy rozległo się pukanie do drzwi i do sali zajrzała panna Brown.

– Przepraszam panów… – sekretarka zerknęła na Ministra i od razu przeniosła wzrok na Drisa. – Właśnie dostałam pilną sowę z ICW z Francji… Za godzinę chce zjawić się Jean-Pierre Charasse w sprawie Czarnego Klucza…

Wszyscy byli tak skonani, że odpowiedziała jej cisza i dopiero po kilku sekundach odezwał się Dris.

– Miałem wrażenie, że teraz to Wielka Brytania przewodniczy ICW.

– List był po angielsku, na pewno niczego nie pomyliłam – zarumieniła się dziewczyna.

– Kochanie, to nie była uwaga do ciebie – sprostował natychmiast i panna Brown musiała przytrzymać się framugi. Dris zaś odwrócił się do Kingsleya. – Co może chcieć ICW?

Niezależnie od tego, co mogło chcieć ICW były pewne sprawy, których Wielka Brytania mogła nie chcieć wyjaśniać. Obaj mężczyźni wymienili pełne zrozumienia spojrzenia.

– Dziękuję – Minister skinął głową dziewczynie. – Oczywiście, że go przyjmiemy. Paul – dodał do Aurora. – Musimy się z Drisem przygotować, zajrzyj tu za… czterdzieści pięć minut, powiemy ci, co ustaliliśmy.

Gdy drzwi się zamknęły i zostali sami, Kingsley usiadł równie ciężko co wstał i odchylił się na wysokie oparcie krzesła.

– Dziwne. Zarówno godzina jak i sposób, w jaki się zjawia. Jakby nie chciał dać nam czasu na uzgodnienie tego, co mamy mu powiedzieć.

Dris zdjął chustę, którą dziś miał luźno udrapowaną na głowie i złożył ją pieczołowicie w równiutki trójkąt.

W planach miał cofnięcie się wieczorem w czasie, by zająć się własnymi sprawami: przygotowaniem przesłania, tym razem wyraźnego rozkazu absolutnego mu posłuszeństwa i wiary we wszystko, cokolwiek powie oraz wysłaniem go z potrójną czy nawet poczwórną dozą eliksiru. W obecnej sytuacji to było konieczne, jak również pasowało do Hermiony, której czas się kończył.

Lecz biorąc pod uwagę coś, co wyglądało na inspekcję ICW posłużenie się Zmieniaczem Czasu mogło być bardzo ryzykowne.

– Jeśli chodzi o zniknięcia i Te-Z-Drugiej-Strony, dużo mu nie powiemy z uwagi na Gwarancję Milczenia – odezwał się, odchylając głowę do tyłu i zarzuciwszy na nią chustę sięgnął po oba długie końce i zaczął je skręcać. – Skoro poinformowaliśmy wszystkich, że to Roger je powstrzymał, musimy mu to powiedzieć – zagiął pierwszy koniec, owinął elegancko dookoła głowy i założył za warstwę materiału. – A jeśli chodzi o poszukiwania Rookwooda, proponowałbym pominąć fakt używania Zmieniaczy Czasu.

– Nie da rady – westchnął Kingsley, przyglądając mu się mimo woli. – To i tak wyjdzie na jaw. Ale trzymamy się reguł, więc nic nie mogą nam zarzucić, wręcz przeciwnie, to świadczy o tym, że staramy się jak najszybciej zażegnać kryzys. Jak chcą, niech sprawdzą wszystkie Zmieniacze, sami zobaczą.

Zawijając starannie skręcony drugi koniec Dris pochylił głowę i ukrył w ten sposób wyraz twarzy.

A niech cię Iblis* porwie.

Ten dzień trwał stanowczo za długo i czas było go skończyć.

———————–

* Iblis – odpowiednik szatana w wierzeniach muzułmańskich

 

 

Gdzieś w Wielkiej Brytanii – Miejsce pobytu Hermiony

Koło 23-ciej

 

Ponad cztery godziny później na świat spłynęła głęboka noc.

Leżąca na sofie Hermiona zgasiła lampę gazową i skuliwszy się na boku spojrzała przez ledwo uchylone powieki w nagle zapadłą ciemność.

Gdy Draco aportował ją tu, usiedli na chwilę w saloniku, żeby porozmawiać – głównie to on opowiadał o swoich dwóch ostatnich latach w Hogwarcie. Przy okazji procesu Severusa już o tym rozmawiali, ale dopiero teraz poczuła, że naprawdę go rozumie. Tak jak przypuszczała, bardzo jej to pomogło, na koniec nawet udało mu się ją rozśmieszyć pytając, czy miał taką samą minę jak Rookwood, gdy go rąbnęła w nos.

Lecz potem chłopak musiał wracać i została sama w niewielkim domku. Sama ze swoimi własnymi upiorami, szepczącymi oskarżycielsko z każdego kąta. By od nich uciec, wybrała sobie jakąś książkę ze sporej biblioteczki i spróbowała pogrążyć się w lekturze

Na nic. Litery rozpływały się jej przed oczami, a potem łączyły na nowo, opowiadając zupełnie inną historię – historię dwóch znanych jej mężczyzn, którzy spotykali się, a chwilę później jeden z nich padał z krzykiem na ziemię… Zaciskała powieki i odwracała z mocnym szarpnięciem głowę, lecz gdy wracała do książki, widziała zapisane w niej nowe sceny i znów kogoś dosięgała śmierć. Bo tak to musiało się skończyć.

Merlinie, sama już nie wiedziała, co chciała, a może raczej czego NIE chciała.

Nie chciała, żeby zginął Severus. Nie chciała, by znów stał się mordercą – nie potrafiłaby tego znieść. Nie człowiek, który ledwie dzień wcześniej trzymał ją w ramionach. I do którego wciąż coś czuła.

Po trosze nie chciała, żeby zginął Dris. Niby wiedziała, że jest winny, ale… Po prostu… nie. Może chodziło o to, że Przyjęła to do wiadomości, a nie Zrozumiała.

I jednocześnie chciała, żeby to wszystko wreszcie się skończyło. Żeby obudzić się z tego koszmaru i móc żyć dalej, bez wyrzutów sumienia i nienawiści do samej siebie.

W końcu wydarzenia ostatnich dni ją dogoniły i ogarnęło ją przemożne zmęczenie. Powinna pójść do sypialni, którą pokazał jej Draco, ale wolała czekać na Severusa w saloniku, żeby usłyszeć, jak się zjawi.

Bo musiał się zjawić.

Musiał.

 

 

Londyn, Ministerstwo Magii / Kelty

O tej samej porze

 

Wizyta Monsieur Charasse’a faktycznie okazała się inspekcją ICW, ale na całe szczęście poszła wręcz rewelacyjnie dzięki jednemu z pomysłów Drisa.

Angielszczyzna Charasse’a była całkiem znośna, ale ponieważ zgodnie z planem Dris i Kingsley mówili bardzo szybko, z akcentem i zjadając końcówki słów, czarodziej miał wyraźne problemy, żeby ich zrozumieć. W którymś momencie przestał nawet wyłapywać pytania, jeśli nie zaczynały się od „czy”. Wtedy Dris przeszedł na francuski i zaproponował wystąpić w roli tłumacza.

Charasse z miejsca zapałał do niego sympatią i od tej chwili dyskusja zaczęła toczyć się praktycznie między nimi dwoma, choć urągało to wszelkim zasadom protokołu dyplomatycznego. Lecz czegóż to się nie robi dla dobra reprezentanta ICW, prawda?

Kilkanaście minut później, również zgodnie z planem, zajrzała do nich panna Brown z wiadomością, że Aurorzy mają jakieś informacje; Kingsley poprosił Drisa o zastąpienie go i wyszedł.

Proponując takie rozwiązanie Dris wyjaśnił, że Francuzi kochają wszystkich, którzy mówią w ich języku i powiedział, że to z pewnością ułagodzi Charasse’a, ale w rzeczywistości chodziło mu o coś zupełnie innego. Nie chciał, żeby Charasse, podobnie jak Hermiona wychwycił jego francuski akcent, więc celowo stworzył sytuację, w której mógł go bezpiecznie zmienić oraz szybko przejść na francuski. Od tego czasu mógł zacząć mówić z akcentem arabskim – Kingsley nigdy nie słyszał go mówiącego w tym języku, więc niczego się nie domyślił, Charasse tym bardziej.

Kolejnym plusem tego rozwiązania było to, że mógł przedstawić sytuację tak, jak mu to było na rękę, czyli z pominięciem korzystania przez niego ze Zmieniacza Czasu.

Po drobiazgowych wyjaśnieniach francuski czarodziej wziął udział w naradzie z Paulem i Kingsleyem, którą na bieżąco tłumaczył Dris i nad wyraz usatysfakcjonowany zakończył swoja wizytę.

I wtedy Aurorzy naprawdę (ich zdaniem) wpadli na ślad Rookwooda i Dris ugrzązł na kolejne półtorej godziny, a potem został kolejne pół, żeby oficjalnie przejrzeć ostatnie odłożone dla niego podejrzane przesyłki, a tak naprawdę zająć się korespondencją do Ministra i Szefa Aurorów.

Jutro znajdziesz tylko garstkę „podejrzanych listów”, pomyślał, rzucając na siebie Kameleona przed wyjściem z Ministerstwa. Co prawda robił to z myślą o Gusie, lecz przyszło mu do głowy, że dzięki temu nikt nie zobaczy, jak słania się na nogach. W każdym razie przygotowanie Przesłania musiało poczekać, bo w tym stanie ledwo udawało mu się myśleć.

Chyba cudem aportował się tuż przed drzwiami jego posiadłości. Pstryknięciem palców otworzył drzwi, marząc o wygodnym łóżku wszedł pospiesznie do środka i nie silił się już nawet, by je łagodnie zamknąć – po prostu trzasnął przeszklonym skrzydłem i ruszywszy prosto do sypialni obrócił się w myślach, by przywołać Ifryta, żeby go strzegł.

 

– Cholerny świat – mruknął Severus, krzywiąc się na dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.

– Doskonale to ująłeś – zawtórował mu Lucjusz, obaj odwrócili wzrok od wejścia do pawilonu, majaczącego niewyraźnie w ciemności przed nimi i westchnęli ciężko. – Był pod Kameleonem, widziałeś?

– NIE widziałem. W tym rzecz. Gdybym go zobaczył, moglibyśmy już wracać do twojej posiadłości.

– Teraz też możemy wracać – orzekł starszy czarodziej, patrząc na zupełnie ciemne okna domu i złapał Severusa za ramię. – Chodź.

To powiedziawszy deportował ich z cichym trzaskiem.

Nawet gdyby poczekał kilka sekund, z pewnością nie zobaczyłby, że za gęstymi zasłonami sypialni rozbłysło światło i ciężkie tkaniny poruszyły się, jakby porwane gwałtownym podmuchem wiatru.

Co w sumie wyszło im na dobre.

 

Gdy weszli do salonu chwilę później, spacerujący pod oknem Gus zatrzymał się i obrzucił obu czarodziejów uważnym spojrzeniem. Wystarczył mu jeden rzut oka, by nie musieć zadawać pytań. I by zakląć głośno.

– Opowiedzcie wszystko dokładnie – poprosił, nadal stojąc. Bał się, że jeśli usiądzie, przygnębienie wbije go w krzesło tak, że się nigdy nie podniesie.

Severus opowiedział więc, że po upewnieniu się, że wejście od frontu i ogród nie są objęte barierą antydeportacyjną usiedli w sporej odległości od wejścia i zaczęli czekać na Benhammadę. Po ósmej wieczorem opcja złożenia mu wizyty przez Lucjusza odpadła, lecz cały czas mieli nadzieję, że niebawem się zjawi i zatrzyma przed drzwiami wystarczająco długo, by mogli rzucić na niego klątwę.

– Takie czekanie jest bez sensu – zawyrokował Lucjusz, gdy Severus skończył mówić. – Pomijając fakt, że jeśli dziś ukrywał się pod Kameleonem, być może zawsze to robi, to żeby móc go złapać musimy wiedzieć, kiedy będzie wchodził i wychodził. Nie możemy siedzieć godzinami w ogrodzie, z różdżkami wycelowanymi w drzwi.

– Nie mówiąc o tym, że żeby rzucić Avadę, trzeba móc się skupić – dorzucił Gus, patrząc w czarną szybę i najwyraźniej dostrzegając w niej coś więcej niż tylko ich odbicia.

Severus milczał. Nie podobała mu się niewypowiedziana, ale pęczniejąca w powietrzu konkluzja i nie chciał zrobić nic, by ją usłyszeć. Niestety Lucjusz miał inne zdanie.

– Nie mamy innego wyjścia – ton głosu jego byłego dobrego przyjaciela sprawił, że jego serce zabiło mocniej. A jego spojrzenie, że zerwało się do galopu. – Ktoś z nas będzie musiał podjąć ryzyko…

 

 

Miejsce pobytu Hermiony

Tuż przed północą

 

Litery z książki bardzo prędko zostały zastąpione przez sny, które podjęły tę samą historię. Tylko były o wiele intensywniejsze, o wiele bardziej REALNE. Hermiona budziła się co chwilę i choć z początku krótkie okresy świadomości witała z ulgą, w miarę upływu czasu te również stały się koszmarem; za każdym razem sprawdzała godzinę i absolutna cisza dookoła odzywała się w niej krzykiem rozpaczy.

Gdy w końcu zbudził ją czyjś cichy głos, przez moment nie wierzyła, że go słyszy, a potem usiadła gwałtownie, wbijając spojrzenie w mrok korytarza, rozjaśniony odbitym od dużych luster Lumos.

Już siadając rozpoznała Draco i nagła nadzieja zmieszała się z paniką.

– Draco?! – zerwała się z kanapy. – Gdzie Severus…?!

Miała nie nazywać go już nigdy po imieniu, ale szlag z tym postanowieniem!

W tym momencie usłyszała drugi głos.

– Tutaj.

Równocześnie dotarło do niej, że drugi lśniący punkcik to nie odbicie w lustrze tylko światło drugiej różdżki i z ulgi aż zakręciło się jej w głowie.

O Boże…! O Merlinie…! Żyje! I sądząc po tym, jak gładko światełko popłynęło ku niej, nie był nawet ranny!

Ale to również oznaczało, że Dris…

– Czy… Czy… zrobiliście…

– Nie.

Hermiona przestała rozumieć cokolwiek.

 

Severus odesłał Draco i wszedł do nieznanego mu saloniku. Granger zapaliła światła i mimo woli rozejrzał się dookoła; na ścianach wisiały dwa zupełnie nieznane mu portrety, a ponieważ po częstych wizytach w dworze Lucjusza znał wszystkich jego przodków, wywnioskował że muszą się znajdować w jakiejś posiadłości Greengraasów.

Usiadłszy w jednym z przepastnych foteli pośrodku pomieszczenia opowiedział w wielkim skrócie, jaki był ich plan i jak wyglądała rzeczywistość, po czym zamilkł na moment. Normalnie nie zawracałby sobie tym głowy, ale jak to powiedział Gus…

– Potrzebujemy twojej pomocy.

Siedząca na wprost Hermiona drgnęła i spojrzała na niego. Do tej pory patrzyła na podłokietnik jego fotela i miarowo zaciskała dłonie trzymane na złączonych mocno nogach.

– Co… miałabym zrobić? – spytała po chwili ciszy.

To już było coś. Pewnie dlatego, że to nie Augustus to powiedział. Severus zaczął mówić i do zaciskania dłoni dołączyło równie miarowe kołysanie się.

Zgodnie z planem Hermiona miała umówić się z Benhammadą w Kelty, najlepiej jutro w południe i zjawić się tam razem z nim – w ten sposób mogła informować ich w razie jakichkolwiek zmian i ewentualnie wpuścić do środka. Zaraz po tym miała aportować się gdzieś, gdzie mogło zobaczyć ją wiele osób, żeby zapewnić sobie alibi, zaś tego samego dnia Augustus miał zmodyfikować jej wspomnienia tak, by nikt prócz Niewymownych nie był w stanie tego zauważyć.

Oni mieli zająć się resztą. Po rzuceniu na okolicę Zaklęcia Odrazy Lucjusz miał zapukać do drzwi i rzucić na Araba Avadę, jak tylko ten je otworzy. Severus miał go asekurować, a następnie obaj mieli upozorować morderstwo przez mugoli, po czym zdjąć zaklęcie i się deportować – istniała możliwość, że do czasu, gdy Benhammadę znajdą Aurorzy po ich zaklęciach nie będzie ani śladu, jeśli zaś nie, szanse że zostaną znalezieni były bliskie zeru.

Hermiona mogła być podejrzana, ale skoro Priori Incantatem nie wykaże śladów po Niewybaczalnym, ona zaś nie będzie pamiętać nic poza wejściem do domu Benhammady, krótką rozmową i deportacją od niego, powinna z łatwością się wybronić. Szczególnie że – jak dowodził Augustus – nikt przy zdrowych zmysłach nie posądzi przyjaciółki Pottera, świętej Granger ze Złotego Trio o rzucenie na kogoś Avady.

Severus zmienił część planu, która jej dotyczyła. Zgodnie z jego wersją miała umówić się z Arabem w Kelty jak najszybciej się da, ale pod żadnym pozorem nie zjawiać u niego tylko przebywać ciągle między ludźmi.

I nie chodziło tylko o alibi czy ryzyko, że zostanie jednak oskarżona o morderstwo – on także uważał, że nikomu nie przyjdzie do głowy posądzić o to słynną Hermionę Granger. Chodziło mu co innego – to, co może się z nią stać, jak wpadnie w ręce Benhammady, a ten zajrzy do jej jaźni – i nie zamierzał na to pozwolić.

A Lucjusz i Augustus… cóż, dowiedzą się o tym jutro i będą musieli to zaakceptować.

 

Gdy skończył mówić, Hermiona milczała chwilę, śledząc wzrokiem rysunki na grubym dywanie. Kształty wiły się w różne strony, lecz w końcu wracały do punktu wyjścia.

Zupełnie jak jej myśli.

– Więc… mam wam go wystawić – podsumowała.

Brzmiało to okrutnie, jakby to było polowanie i Dris był zwierzyną, którą należało podprowadzić prosto pod strzelby myśliwych, ale też taka była prawda. Mieli go zabić dzięki jej pomocy.

– Dokładnie – potwierdził Severus.

Hermiona znów spuściła wzrok. A więc to, czego tak się bała, co ze wszystkich sił starała się od siebie odepchnąć ją dosięgło. Teraz nie wystarczyło już milczeć, teraz musiała zdecydować czy wziąć udział w morderstwie, czy nie.

Na chwilę nawet zamknęła oczy, lecz czym prędzej je otworzyła. Bała się, że jeśli nie będzie patrzeć, naprawdę zapadnie się w bagno. Wręcz czuła, jak grząskie błoto zalepia jej nos i usta i zaczyna się dusić!

Severus nie potrzebował Legilimencji, by widzieć jej myśli. Gdy w końcu poderwała głowę i wciągnęła mocniej powietrze, pochylił się lekko w fotelu.

– Czy gdyby Potter musiał rzucić Avadę na Czarnego Pana, by go zabić, znienawidziłabyś go? Przekreśliłabyś waszą przyjaźń? – spytał spokojnym tonem.

Hermiona powoli pokręciła głową.

– Czy uważasz Molly Weasley za morderczynię, bo zabiła Bellatrix? – ciągnął.

– Nie – mimo woli sięgnęła ręką do szyi. Nie było tam żadnej blizny, Fleur dobrze się nią zajęła, ale ta w jej umyśle nigdy nie miała zniknąć. Tak samo jak nienawiść do tamtej wiedźmy. – Na pewno nie!

– Czy gdy szukaliście horkruksów i planowaliście, jak pozbyć się Czarnego Pana, uważałaś że będziesz współwinna morderstwu?

– Nie… Ale… – za każdym razem pytania Severusa ukazywały jej tamte wydarzenia w nieco innym zwierciadle, z innej perspektywy. Jednak miały zawsze ten sam wspólny mianownik. – To była wojna. To co innego.

Severus przyglądał się jej uważnie, po czym pokręcił głową.

– Wojna nie zawsze oznacza otwarty konflikt, pełen tysięcy zamordowanych brutalnie ofiar. Na ogół zaczyna się o wiele wcześniej. Ale ponieważ wszyscy myślą w ten sposób, boją się zrobić właściwą rzecz, by do niej nie dopuścić. Boją się ocalić ludzkie życie, kiedy jeszcze można to zrobić. Tysiące kosztem jednego.

W jego głosie Hermiona usłyszała coś, czego z początku nie umiała określić, aż przypomniało się jedno ze wspomnień, które ujawnił Harry – gdy Dumbledore spytał Severusa, ile osób zginęło ostatnio na jego oczach, a ten odparł, że tylko ci, których nie mógł uratować. To znaczyło, że widział, jak umierali inni. Może nawet na niektórych z nich sam musiał rzucić Avadę czy ich torturować. Merlinie, to musiał być koszmar…!

Nadal nie potrafiła tego nazwać, ale doskonale czuła.

– Powiedz – ciągnął twardszym tonem Severus. – Nigdy nie myślałaś, że gdyby tylko to było możliwe, jak dobrze byłoby cofnąć się w czasie do dzieciństwa Riddle’a i go zabić?

Hermiona spuściła głowę. Dziesiątki razy. Taka była prawda. Po każdej śmierci kogoś bliskiego o tym marzyła. Marzyła o tym, gdy musiała wyczyścić pamięć rodziców i osierocić się na własne życzenie. I gdy Uzdrowiciele nie byli w stanie przywrócić im całkowicie pamięci. Marzyła o tym również po Bitwie, widząc ciała Freda, Lupina, Tonks… Marzyła myśląc o rodzicach Neville’a i wielu innych bezimiennych ofiarach, marzyła walcząc z Wizengamotem w obronie Severusa Snape’a, uczestnicząc w jego procesie i odkrywając koszmar jego życia…

I zżymała się na myśl, że nikt nigdy wcześniej o tym nie pomyślał. I pieprzyć prawa czarodziejów.

– Benhammada to drugi Riddle – odezwał się znów Severus. – Drugi Czarny Pan. Z tym, że on nie musi toczyć wojny. Wygrał zanim jeszcze ją zaczął, bo…

– Zrobię to – powiedziała, podnosząc na niego wzrok.

Przez moment wpatrywali się w siebie, pozwalając słowom zawisnąć w ciszy nocy dookoła. Hermiona przesunęła dłońmi po tłoczonym aksamitnym obiciu fotela; delikatny dotyk był w przedziwny sposób bardzo uspokajający.

– Zrobię to – powtórzyła. – Wystawię go wam.

Severus kiwnął głową i uczynił gest, jakby chciał, żeby kontynuowała. Odwróciwszy spojrzenie Hermiona zaczęła się zastanawiać.

W sumie umówienie się z Drisem nie było skomplikowane. W poniedziałek powiedział jej, że ma się przenieść do niego, a kiedy powiedziała mu, że przenosi się do „chłopaka”, dał jej czas na to, by z nim zerwać. Niewiele czasu.

Możesz to wykorzystać. Przyjść do niego i powiedzieć, że się zgadzasz. Zniknięcia się skończyły, ale Rookwood jest cały czas na wolności, więc się boisz i chciałabyś to zrobić na przykład tego samego dnia.

Musiała tylko przemyśleć to dokładnie i dopracować detale. Zwłaszcza co zrobić, żeby mieć pewność, że nie będzie chciał zabrać cię do siebie osobiście i… że nie zacznie się do ciebie dobierać. To, czego dowiedziała się od Rookwooda o planach Drisa względem niej i ich pomyśle wprowadzenia prawa małżeńskiego oraz, jak to ujęli z Severusem, „odbudowy społeczeństwa” ją przerażało.

– No więc chyba mam pomysł – oznajmiła zupełnie nieswoim głosem. – Spróbuję go doszlifować i… może omówimy go razem rano, jeśli mam jakieś wątpliwości?

– Nie – Hermiona zamarła, a Severus dodał. – Omówimy go i doszlifujemy TERAZ.

Cholera, pomyślała, przygryzając usta. Severus również słuchał wyjaśnień Rookwooda, więc doskonale zdawał sobie sprawę, czego chciał Dris. A rozmawianie na ten temat z człowiekiem, z którym wczoraj się kochała… stop, to był tylko seks! i który w rozmowie z Drisem wystąpił w roli jej „chłopaka”, z którym miała niby zerwać, by pójść do niego było… co najmniej delikatne. Ale wygląda na to, że nie masz wyboru, uznała, widząc unoszącą się coraz wyżej brew.

Przedstawiła więc swój pomysł i ledwie zaczęli go analizować, bardzo szybko zmieniała zdanie co do omawiania go z nim. Mężczyzna powoli i metodycznie zaczął przewidywać wszystkie możliwe reakcje Drisa, układać do nich odpowiedzi, wymyślać kolejne reakcje i kolejne odpowiedzi… Rysował w głowie coraz bardziej rozgałęziający się schemat, co pozwalało mu pamiętać o zawiłościach planu i nie zapominając o żadnej ewentualności tak układać odpowiedzi, by poprowadzić Drisa drogą, którą chcieli, żeby poszedł.

Teraz już wiesz, jak to możliwe, żeby przez tyle lat mógł grać przed Voldemortem i innymi Śmierciożercami, powiedziała sobie, gdy skończyli ponad godzinę później.

Czuła się, jakby przebiegła maraton. Jutro miała przebiec kolejny, ale miała świadomość, że nie jest sama. Jest z nią człowiek, który włożył całe swoje doświadczenie w to, żeby jej pomóc i ją chronić.

Miał to być maraton do samego piekła, lecz nie mieli innej możliwości.

Jeśli zaś o nie bycie samą…

Wściekłość, która w niej wczoraj buzowała dawno już zgasła. Do końca dnia tliła się jeszcze złość, ta jednak zdążyła zgasnąć, zastąpiona rosnącą obawą. Zaś kiedy zaczęli rozmawiać, ożywał w niej podziw do niego, wdzięczność i… ukrywanie tego przed sobą nie miało sensu – tęsknota. Z każdą minutą coraz bardziej – jakby każda chwila była gorącą kroplą wpadającą do misy z chłodną wodą, którą było jej serce i rozgrzewającą ją coraz mocniej.

Więc gdy przeszli korytarzem do sypialni, Hermiona zatrzymała się przed drzwiami do pierwszej z nich i ucichł odgłos nie tylko jej kroków, serce w niej zamarło.

Stał tak blisko, że mogła wyczuć promieniujące od niego ciepło… i zapach, ten sam, który odkryła wczoraj…

Ledwie zdążyła zdać sobie z tego sprawę, coś musnęło jej prawe ramię i niemal równocześnie poczuła jego usta na karku, tuż koło szyi.

O, Merlinie… Jakże łatwo byłoby osunąć się w jego ramiona, znaleźć w nich bezpieczeństwo, ukojenie i choć przez chwilę pomyśleć o czymś innym… Czy raczej przestać myśleć, tylko pozwolić sobie czuć…

Bogowie, chciała z nim być do szaleństwa…! Okłamać się – jeszcze raz, ten jeden ostatni raz i z nim być!

Do ust dołączyły palce, odgarniające jej włosy i jednocześnie w myślach wypłynęło wspomnienie z chwili PO. „Dobranoc, Granger”.

!!!!! Boże, dlaczego??! Dlaczego nie mogli chcieć tego samego?! Ona pragnęła, desperacko chciała iść dalej, on zaś zatrzymać się po jednym kroku, odwrócić się i odejść. Zostawić ją.

– Severus… – szepnęła zdławionym głosem, odchylając się na bok.

– Nie wchodzisz? – niski pomruk był równie gorący co jego oddech, który owionął jej szyję czy dotyk na biodrze, gdy ją przytrzymał.

– Owszem… Ale… – przełknęła ślinę i zacisnęła oczy, podejmując decyzję. – Sama.

Na kilka chwil zaległa cisza; z pewnością mógł usłyszeć, jak szamoce się w niej serce.

– Dobranoc – szepnęła.

Dwa szalone uderzenia serca później dotyk na biodrze ustał, usłyszała krótkie prychnięcie i pełen drwiny głos:

– Jak chcesz, Granger.

Zimno, które ją owiało, nie miało nic wspólnego z chłodem nocy. Nawet nie z tym, że zniknęła jego dłoń i ciepło koło niej. I sprawiło, że serce, które odtajało, na nowo skuł lód.

Wszedłszy do sypialni Hermiona zamknęła drzwi i oparłszy się o nie zacisnęła mocno oczy, żeby powstrzymać w ten sposób pieczenie pod powiekami.

„Granger”. Miałaś rację.

Hermiono.

Stała tak nawet jak już minął uścisk w gardle i wyschły ślady pocałunków.

 

Wszedłszy do swojej sypialni Severus zamknął drzwi i oparłszy się o nie spojrzał na swoją torbę na łóżku. Torbę, w której między innymi miał jeszcze dwie fiolki eliksiru.

„Sama”.

Skrzywił się strasznie i czym prędzej rozluźnił mięśnie twarzy i nałożył maskę obojętności. Naprawdę możesz o niej zapomnieć. Koniec, przygoda się skończyła.

I nie powinieneś się dziwić. Prawdę mówiąc, to nawet powinieneś się tego spodziewać.

Tak bardzo chciał usłyszeć, jak go woła, chciał usłyszeć swoje imię z jej ust, ale od kiedy dziś się spotkali, wyraźnie widział, jak kobieta unika wypowiedzenia go. Jakby było… Tabu.

Zakazane.

Przeklęte.

Zupełnie jak ty.

Na myśl o tym znów się skrzywił i tym razem już nie sięgnął po maskę. Nie było sensu udawać przed samym sobą, że przegrał.

Pragniesz jej tylko z powodu idiotycznego pomysłu Augustusa i tego arabskiego sukinsyna. Już za chwilę te ich fale osłabną i ci przejdzie. Zapomnisz o niej.

Ale choć tak sobie wmawiał, miał absolutną pewność, że NIE zapomni.

Stał tak krzywiąc się w mroku, ukryty przed innymi lecz nie przed samym sobą, nawet kiedy zaciskając oczy przestał czuć ulotny zapach jej włosów i wilgotnej skóry.

Nawet kiedy przestał umieć sobie go wyobrazić.

 

Rozdziały<< Trzeci Raz – Rozdział XXXIITrzeci Raz – Rozdział XXXIV >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz