Trzeci Raz – Rozdział XXIII

W holu wejściowym czekał na nią Pimek, najpewniej wysłany przez Severusa, który zaprowadził ją do jego prywatnej pracowni. Hermiona próbowała wybadać go, czemu nazywa profesora Snape’a „dyrektorem”, ale skrzat był bardziej zajęty pomstowaniem na Irytka, który zniszczył jakiś dopiero co odrestaurowany portret. Musiał to być naprawdę cenny obraz, bo gdy weszli do pracowni, od razu zaczął się głośno użalać.

– Dość – przerwał mu po dłuższej chwili Severus. – Przyślij do mnie w południe Krwawego Barona. A teraz wracaj do swoich zajęć.

– Pimek bardzo dziękuje i na pewno to zrobi! – skrzat skłonił mu się głęboko. – Jeśli dyrektor Snape i profesor Granger czegoś potrzebują, oni zawsze mogą wezwać Pimka – rzucił jeszcze i zniknął z głośnym trzaskiem.

 

Severus odwrócił się w stronę Hermiony, obrzucił krótkim spojrzeniem jej ubranie robocze oraz porządnie spięte włosy i jego ściągnięte w lekkim grymasie rysy twarzy złagodniały. Następnie zerknął na trzy buteleczki ingrediencji, które zdążyła wystawić, zanim się zawahała czy powinna i jedna brew powędrowała do góry.

 

Hermiona uznała, że ta mina zdecydowanie zaliczała się do jej ulubionych i bezwiednie się uśmiechnęła. Robił to z wyraźną łatwością i była w niej gracja i pewna władczość, która z każdą chwilą podobała się jej coraz bardziej.

– Zamierzasz warzyć coś swojego?

– Tak, to znaczy… Właśnie chciałam panu o tym powiedzieć… Eliksir na poprawienie pamięci – odparła, z ręką w torebce.

– Ujmijmy to w ten sposób – powiedział wolno, chłodnym tonem. – Prosiłaś, bym zgodził się, żebyś mogła mi pomagać warzyć mój eliksir, bo ponoć mogłaś się przy tym dużo nauczyć. A teraz przychodzisz i zamierzasz warzyć coś dla siebie?

W trakcie jego przemowy Hermiona przygryzła mocno usta. To faktycznie wyglądało, jakby warzenie z nim to był tylko pretekst i stawiało ją w nieciekawym świetle. Merlinie, to nie tak!

– Oczywiście, że panu pomogę! Bardzo chętnie! Po prostu… – przesunęła znów zębami po dolnej wardze. – Muszę pilnie uwarzyć eliksir na pamięć i… miałam nadzieję, że się pan zgodzi. To naprawdę dla mnie bardzo ważne… Proszę…

 

I już wiesz, na czym jej tak zależało. Czemu się tak zachowywała… Udawała.

Hermiona Granger jest Gryfonką, ale rozegrała to doprawdy po ślizgońsku.

Nie żeby mu pochlebiało, że chciała z nim warzyć, czy żeby potrzebował jej pomocy, wystarczyłoby żeby podała mu dozy… Po prostu dobrze zgadłeś, stwierdził, patrząc na nią w milczeniu i starając się zignorować gorycz, którą poczuł, bo nie lubił czuć się wykorzystywany.

– Widzę, jak to wygląda, ale to nie tak – zaprzeczyła gorączkowo. – Kiedy prosiłam, żeby z panem warzyć, naprawdę o to mi chodziło. O tym, że muszę uwarzyć eliksir na pamięć dowiedziałam się dopiero wczoraj. Poza tym nie bardzo mam gdzie… to trochę skomplikowane… Nawet bardzo.

– Proszę wziąć swoje rzeczy i iść za mną, panno Granger – odparł na to i nie oglądając się na nią poszedł prędko do gabinetu obok.

 

Panno Granger…! Krzywiąc się rozpaczliwie Hermiona wrzuciła z powrotem buteleczki do torebki, złapała ją i ruszyła za nim.  O mój Boże… Po tym, co zrobiła i co powiedział mogła spodziewać się najgorszego. Stawiała kroki do przodu, ale miała pewność, że ile by ich nie zrobiła, nigdy nie odrobi tego olbrzymiego kroku wstecz, który właśnie uczyniła. Równie dobrze mogły ich teraz dzielić całe mile.

W każdym razie mogła przestać się bać, że zacznie się czerwienić.

Pomieszczenie tuż przy wejściu okazało się czymś na kształt gabinetu i saloniku jednocześnie. Tak jak pracownię, oświetlały je szklane kule unoszące się tuż pod sufitem.

Już przekraczając próg poczuła mocny aromat kawy. W pierwszej chwili po podniesieniu głowy nie dostrzegła źródła zapachu, bo jej wzrok padł na ścianę na wprost, całą pokrytą półkami z księgami. Niektóre wyglądały na tak stare, że mogłyby rozsypać się od samego dotknięcia, inne lśniły nowością; stały dumnie wyprostowane, jakby chciały zawstydzić sąsiadki.

Normalnie przyjrzałaby im się dokładniej, lecz teraz je zignorowała i spojrzała na prawo. Znajdowało się tam niewielkie, zupełnie puste mahoniowe biurko, obok którego stał wieszak, a na nim wisiało kilka kompletów ubrań roboczych. Severusa tam nie było, więc spojrzała w drugą stronę i zobaczyła, jak siada przy małym okrągłym stoliku zastawionym filiżankami, parującymi czajniczkami i dzbanuszkami z mlekiem.

– Mój eliksir należy do skomplikowanych i wymaga absolutnej koncentracji podczas warzenia – odezwał się, nalewając sobie kawy. – Dlatego przedyskutujemy sprawę Imperiusa zanim zabierzemy się do pracy. Ale wpierw oczekuję od ciebie wyjaśnień. Jeśli chcesz – wskazał stolik – napij się, bo jak pewnie się domyślasz, nie toleruję jedzenia czy picia w pracowni.

Podszedłszy, Hermiona przysiadła na brzegu fotela i po krótkim wahaniu sięgnęła po pierwszy z brzegu czajniczek. Był z herbatą. Może być. Było jej obojętne, czego się napije.

– Więc? – rzucił, siadając głębiej w fotelu.

– Wczoraj zajrzałam do mamy Arvina – zaczęła, nalewając połowę filiżanki. – I dowiedziałam się, że przepadły obie butelki eliksiru, który uwarzyłam dla jego babci. A ponieważ Ingrid, to znaczy jego mama teraz bardzo potrzebuje pomocy, obiecałam jej przygotować ten eliksir jak najszybciej.

– Właśnie widzę, że przepadły – stwierdził Severus z kpiną w głosie, unosząc kawę na wysokość twarzy i przesuwając palcem drugiej ręki po gładkim, nieco wypukłym pozłacanym brzegu. – Gdybyś się go napiła, byłaby szansa, że przypomnisz sobie drogę do Kliniki.

– … do Kliniki?

– Z pewnością nie zabraniają wysoko cenionym pracownikom dostępu do ich pracowni?

Hermiona westchnęła ciężko i machnęła ręką na cukier.

– Nie pracuję w Klinice. Ani teraz, ani nigdy – wyjaśniła i upiła odrobinę gorzkiej herbaty. Choć z pewnością więcej goryczy słychać było w jej głosie. – Pracuję w Departamencie Tajemnic.

Tym udało się jej Severusa zaskoczyć i kolejna zjadliwa uwaga, którą już zamierzał wygłosić zamarła mu na ustach. Żeby zyskać na czasie wziął porządny łyk kawy, wyprostowawszy się odstawił filiżankę, usiadł z powrotem w fotelu i dopiero wtedy posłał jej pytające spojrzenie.

– Interesujące. Odniosłem wrażenie, że mówiłaś, że jesteś Uzdrowicielką Umysłu?

– I tak, i nie. Gdy skończyłam studia, podpisałam umowę z Kliniką i od września miałam zacząć pracę na piątym piętrze. Ale wczoraj dowiedziałam się, że Sergiusz Carpenter, Naczelny Kliniki zmienił zdanie i zerwał ze mną umowę. I wysłał mi list mugolską pocztą – dodała, wbijając wściekły wzrok w ścianę, bo znów nią zatrzęsło. Dupek nie odważył się powiedzieć jej tego w twarz, tylko zawiadomił pocztą. I do tego niemagiczną!  – A jeśli chodzi o Ministerstwo… Mam z nimi umowę do końca sierpnia.

– W takim razie gdzie wcześniej warzyłaś?

– W CWSL. Ale to było dwa tygodnie temu, sesja jeszcze się nie skończyła i kręciło się tam pełno studentów. Teraz budynek jest pewnie zamknięty. A nawet jeśli jest otwarty, jako absolwentka nie mogę sobie tak po prostu wejść i zamknąć się w pracowni – Hermiona odnalazła wzrokiem cukierniczkę. Herbata bez cukru zdecydowanie jej nie smakowała. – Właśnie dlatego chciałabym warzyć w Hogwarcie – dodała, patrząc na siedzącego naprzeciw Severusa. – Albo w pańskiej pracowni, albo nawet w klasie eliksirów. Po prostu… nie mam gdzie się podziać.

Severus sięgnął po kawę.

– Rozważę to. Aczkolwiek to trochę… niefortunne. Mam tylko kociołki, a nie kotły dla olbrzymów – czarownica posłała mu zdezorientowane spojrzenie, więc wyjaśnił. – Biorąc pod uwagę zdolności twoich znajomych, pozostaje ci chyba tylko uwarzenie dziesięciu butelek, może choć jedna się ostanie.

Hermiona spuściła głowę. Widziała, co się dzieje – zraniła go, więc teraz on chciał zranić ją. I nawet jakby spytała go, czy może warzyć swój eliksir jeszcze przed wystawianiem buteleczek z ingrediencjami, odebrałby to w podobny sposób.

Co gorsza, w jego przypadku żadne przeprosiny nie rozwiązywały sytuacji, a naciskanie odniosłoby pewnie skutek odwrotny do zamierzonego. Merlinie, musiałaś zakochać się właśnie w nim? Jesteś idiotką.

Zakochać, zadurzyć, zauroczyć. Obojętnie. Szlag.

– To nie tak – odpowiedziała, siląc się na spokój. – Pierwsza owszem, gdzieś im zginęła, ale drugą mu ukradli. Nie zdążyłam panu powiedzieć, że ci mugole, którzy go zamordowali, również go okradli.

Severus posłał jej na poły rozbawione, na poły krzywe spojrzenie.

– Mugole ukradli mu magiczny eliksir na poprawianie pamięci. Wiesz, jak idiotycznie to brzmi?

– Wiem, ale ponoć wszystko wskazuje na mugoli.

Normalnie Severus nie kontynuowałby tej rozmowy, ale coś w niej przykuło jego uwagę i gdzieś w głowie zabrzęczał cichuśko ostrzegawczy dzwoneczek, którego lata doświadczeń nauczyły nigdy nie lekceważyć.

– Granger, kiedy ucieka się z miejsca morderstwa, zabiera się to, co najbardziej wartościowe. Ktoś zamordował czarodzieja, zabrał mu nieporęczną butelkę, która pomijając napis na naklejce, już na pierwszy rzut oka wygląda na lekarstwo i to ma wskazywać na mugoli? Kto to wymyślił? – Merlinie, kogo zatrudnia Robards?

Hermiona zmarszczyła brwi i patrząc niewidzącym wzrokiem na stół odstawiła powoli herbatę. Tak ujęte, wydawało się niemal oczywiste, że mordercami byli czarodzieje. Ale Merlinie, po co im eliksir?? Otworzyła usta i już zamierzała odpowiedzieć, gdy dotarło do niej, że nie wyjaśniła wszystkiego.

– Ingrid nie miała pojęcia o tej drugiej butelce. Dopiero wczoraj jej powiedziałam. Wygląda na to, że Arvina zabili jak tylko wrócił ode mnie i wtedy zabrali mu butelkę, bo później nikt już jej nie mógł znaleźć.

Dzwoneczek dzwonił nadal.

– Kto to wymyślił? – powtórzył Severus.

– Nie wiem. Ponieważ śledztwo prowadzi mugolska policja, interweniowali Amnezjatorzy i przekazali… domyślam się, że Aurorom, co tamci odkryli. To znaczy niemal całkowity brak odcisków palców, fakt, że Arvina związano i podcięto mu gardło nożem, zniknęły mugolskie funty i mordercy uciekli przez otwarte okno.

Oboje spojrzeli po sobie. Fakt, że zniknął eliksir bardzo dużo zmieniał. Pozwalał zobaczyć to z innej perspektywy. Tej czarodziejskiej.

– Posługiwanie się różdżką nie zostawia odcisków palców… – zaczęła.

– A do reszty wystarczy Incarcerous, zaklęcie tnące i deportacja – dokończył Severus.

– W zasadzie tylko kradzież funtów wskazuje na mugoli.

– Oczywiście, że nie. Zawsze możesz wymienić je na galeony.

Za to z eliksirem nic nie mogą zrobić… dopowiedziała w myślach Hermiona. Więc to na pewno musieli być czarodzieje! Merlinie, błagam, powiedz że nie zabili go dla jednej, durnej… butelki….

W tym momencie przypomniała sobie swoje wczorajsze przemyślenia i to ukazało wszystko w jeszcze innej perspektywie.

– Arvinowi zginęły DWIE butelki, nie jedna – powiedziała wolno, patrząc na kolana i podniosła wzrok. – Pierwsza, jak tylko dałam ją jego mamie, a druga jak tylko dałam ją jemu.

Ostrzegawczy dzwoneczek w głowie Severusa przybrał na sile.

– Komu powiedziałaś, że do eliksiru dodałaś mugolskie składniki, żeby spotęgować jego działanie?

Hermionę przeszedł dreszcz. O Jezu. To nie był zwykły, durny eliksir!

– Praktycznie nikomu. Tylko panu, gdy przyszłam tu warzyć i Arvinowi, ale dopiero jak przyszedł po drugą butelkę. Wcześniej nic nie wiedział. NIKT nic nie wiedział!

– Nie opowiadaj głupot – fuknął na to. – Ktoś musiał wiedzieć, zobaczył jak im je dajesz i to wykorzystał. Gdyby to był eliksir, którego pełno stoi na półkach w każdej aptece, nikt nie podejmowałby ryzyka kradzieży i zabójstwa, by go zabrać.

Ktoś musiał wiedzieć. A to znaczyło, że ktoś musiał ją obserwować…

Ktoś… Przed oczami stanęła jej powtarzana już kilkukrotnie ich ostatnia rozmowa i poczuła, jak jeżą się jej włoski na karku.

Albo to był ktoś inny, kto obserwował ją od jakiegoś czasu, bo przecież trudno założyć, że zaczął dwa tygodnie temu i akurat trafił na moment, gdy zaczęła warzyć, tylko w takim razie po co? Albo…

– O Boże… – wykrztusiła. – To chyba nie jest jedna i ta sama osoba…?!

Ich spojrzenia znów się skrzyżowały i zgroza w jej głosie odbiła się echem w jego myślach.

Fakt, że chodziło o eliksir przywołał w nim wspomnienie z chwili, gdy kobieta przyszła tu go warzyć. Kiedy jeszcze rozważał teorię Płynnego Imperiusa. Wręcz słyszał w głowie ich dyskusję.

„Jaki związek ma ten eliksir z PŁYNNYM Imperiusem?” – „Boże, nie myśli pan chyba, że to ja?!” – „Obawiam się Granger, że tak”. „- Myśli pan, że ktoś się mną posługuje…?” – „Dokładnie, Granger. Z ust mi to wyjęłaś”.

Bo w tym wypadku ktoś istotnie się nią posłużył.

Lecz niemal natychmiast, spóźnione zaledwie o jedno uderzenie serca, napłynęło inne skojarzenie, z ich ostatniej rozmowy, o tym, że ktoś ją obserwuje. Tego, że robi to człowiek od Imperiusa był absolutnie pewien, a skoro ktoś ukradł oba eliksiry zaraz po tym, gdy kobieta je przekazała, również musiał mieć ją na oku.

Więc albo to zbieg okoliczności i obserwuje ją równocześnie dwóch różnych ludzi, albo…

Albo złodziej eliksiru jest tym, kto stoi za Imperiusem…!

W tym momencie uzmysłowił sobie, że oba skojarzenia prowadzą do tej samej konkluzji, w umyśle eksplodowały mu różne sceny i rozkołysały w nim nie dzwoneczek, lecz dzwon na alarm.

Imperius to nic innego jak oddziaływanie na zachowania, przekonania i pragnienia, czyli na umysł! –słyszał swoje własne wczorajsze przemyślenia i równocześnie głos Granger: „Mugole próbują tylko pobudzić płaty mózgu, ale ich leki nic więcej nie robią, my zaś próbujemy aktywować połączenia, ale jeśli niektóre części mózgu są w stanie uśpienia, nie daje to jakiś spektakularnych efektów. Ale proszę sobie wyobrazić, jak może zareagować czarodziej, kiedy poda mu się eliksir, który pobudzi jego umysł…”

Pobudzić umysł!

Niczym iskierka jego myśl przeskoczyła na jej uwagę dotyczącą Imperiusa i wznieciła kolejny płomień. „Albo ludzie z czasem są coraz bardziej podatni, albo Imperius jest silniejszy”.

Kiedy ona warzyła ten eliksir na pobudzenie umysłu…? „W CWSL. Ale to było dwa tygodnie temu”. Istotnie, od dwóch tygodni wiele mogło się zmienić!

Poza tym zamordowany został jej znajomy, który tak silnie zareagował na tego Imperiusa! Może ten ktoś zrobił coś, co wywołało tak silną reakcję po to, żeby zobaczyć jak ONA się zachowa?!

Merlinie, kolejne zbiegi okoliczności…? Nie, niemożliwe, żeby to były tylko zbiegi okoliczności! Nie aż tyle!

Z drugiej strony to przecież miały być dwie różne sprawy: kradzież eliksiru i zabójstwo jej znajomego oraz Imperius rzucany, by zmanipulować całą społeczność czarodziejów; łączyła je tylko osoba Hermiony Granger i… jego podejrzenia…

To wszystko wybuchło mu w głowie w ciągu kilkunastu sekund, ciągnąc go w dwóch przeciwnych kierunkach – podpowiadając, iż nie należy mylić obu spraw i jednocześnie krzycząc, że to wcale nie były zbiegi okoliczności. Aż przeważył instynkt, wyćwiczony latami szpiegowania, który dostrzegł w tej drugiej opcji niebezpieczeństwo dla nich dwojga. I nie tylko.

– Nie będziesz warzyć tego eliksiru – powiedział stanowczo i dźwięk jego głosu uspokoił sztorm, jaki szalał w jego myślach. Granger drgnęła i spojrzała na niego rozszerzonymi oczami. – Jeśli to zrobisz, matka twojego znajomego też może zginąć, bo z pewnością ten ktoś wie, że o tym rozmawiałyście.

Hermiona skuliła się, bo dotarło do niej, dlaczego zginął Arvin i ta świadomość zdzieliła ją żelazną pięścią prosto w żołądek.

– O Boże – wykrztusiła. – Ale przecież to eliksir na poprawienie pamięci! Po co komuś nawet ulepszony eliksir na poprawienie pamięci?!

Severus odstawił filiżankę z kawą. Wyglądało na to, że rozmowę o Imperiusie już zaczęli. I że warzenie jego eliksiru będzie musiało poczekać. W tej chwili ważniejsza była sprawa Imperiusa i… znalezienie sposobu na chronienie Granger – bo jeśli się nie mylił i złodziej eliksiru był tym, który stał za Imperiusem, z pewnością dla całej brytyjskiej populacji potrzebował go więcej, to zaś znaczyło, że jeśli kobieta w ciągu najbliższych dni nie uwarzy kolejnych partii, może próbować zmusić ją do współpracy….

Lub zabić.

– Wyjaśnij mi bardzo dokładnie, jak działa twój eliksir – powiedział powoli.

 

Pierwsze zdania były chaotyczne, bo Hermiona nie potrafiła się skupić; zaczęła mówić o funkcjonowaniu mózgu, lecz jednocześnie jej myśli krążyły dookoła tego, co właśnie do niej dotarło. Severus słuchał jej z coraz mocniej ściągniętymi brwiami, aż w końcu rzucił:

– Granger, przestań. Rozpamiętywanie tego, co się stało niczego nie zmieni poza ranieniem samej siebie. Jeśli chcesz się na coś przydać, odetnij się od tego i… zacznij działać!

Merlinie, to była prawda! Ale tym, co pomogło się jej otrząsnąć nie był jego ostry ton, przyznanie mu racji czy nawet świadomość, że ma na myśli Oklumencję, lecz myśl, że mówi z własnego doświadczenia. Zacznij działać… Och, on sam dowiódł prawdziwości tego stwierdzenia ponad wszelką miarę!

Dlatego Hermiona skoncentrowała się na wyjaśnieniach i już po chwili wróciło jakże znajome, bliskie wrażenie bycia na egzaminie. Przed wybitnym gremium wykładowców z mugolskich i czarodziejskich uczelni.

Mugolskie zagadnienia wplatane w czarodziejskie teorie… Przykłady z obu światów… Naukowe terminy, których próbowała unikać, lecz których domagał się Severus; czasem wystarczały mu jej wyjaśnienia, innym razem szukał odniesienia do tego, co znał, a potem używał w dalszej dyskusji, jakby były czymś oczywistym i naturalnym.

Bo – zorientowała się w którymś momencie – to była dyskusja. Zachowywał się niczym wymagający profesor, który jednocześnie potrafił sprawić, że drętwy egzamin przeradzał się w porywającą wymianę opinii.

Po drobiazgowym omówieniu funkcjonowania mózgu i działania eliksiru wyjaśniła mu, na czym polegał problem z pamięcią u jej rodziców i jak dokładnie odbywało się leczenie.

– Oczywiście bez sesji w Klinikach, tylko dzięki eliksirowi, pamięć na pewno nie wróciłaby im zupełnie – stwierdziła na koniec. – Zaklęcia i zabiegi, którym nasi i australijscy Uzdrowiciele poddawali ich umysły również miały znaczenie. Właśnie dlatego nalegałam, żeby babcia Arvina miała przynajmniej kilka.

Severus spojrzał w zamyśleniu na stolik. Jej wyjaśnienia odsłoniły jakiś fragment układanki, lecz równocześnie inny, który przed chwilą wydawał się oczywisty, pogrążyły w półmroku. Lekkim półmroku.

Fakt, że eliksir Hermiony Granger pozwalał oddziaływać na tę część mózgu, w której znajdowały się nie tylko wspomnienia, lecz również nowe fakty i emocje pasował idealnie do tego, co już ustalili: że zachowania ludzi to reakcja wtórna na coś, co zostało im wmówione. Można było powiedzieć, że teoria się zgadzała, gorzej z praktyką.

Żeby osiągnąć zadowalające rezultaty, należało podawać go regularnie – Granger dostosowała proporcje mugolskich substancji do magicznego eliksiru i zgodnie z nią trzeba było pić pół łyżeczki rano i wieczorem. Standardowa butelka, jak ta, którą tu przygotowała zawierała sześćdziesiąt doz i wystarczała na miesiąc kuracji.

– Na ile wystarczała pierwsza butelka? – spytał, zerkając na nią. – Mówiłaś, że była mniejsza.

Kobieta drgnęła gwałtownie, przeniosła wzrok gdzieś z jego twarzy na jego oczy i spojrzała na niego z lekko przestraszoną miną. Jak uczennica przyłapana na gorącym uczynku.

– Na pół miesiąca.

– Czyli mamy raptem dziewięćdziesiąt doz. Mało jak na Imperiusa, biorąc pod uwagę, że w Wielkiej Brytanii żyje kilka tysięcy czarodziejów.

Hermiona wyprostowała się i uniosła głowę w desperackiej nadziei, że to powstrzyma rumieniec, który powolutku zaczął wspinać się na policzki. Przed chwilą wodziła wzrokiem po jego twarzy i gdy nieoczekiwanie się odezwał, przyglądała się właśnie głębokiej zmarszczce między brwiami i wyobraźnia podsunęła jej obraz, jak przesuwa po niej palcem.

– To znaczy… – odezwała się prędko i odchrząknęła. – To znaczy, że…

– Granger, są niewątpliwie bardzo ważne sprawy, które wymagają twojej uwagi, lecz ta również do takich należy, więc byłoby miło, gdybyś się skupiła – skrzywił się Severus. – To znaczy, że wystarczyło mu raptem dla garstki z nas.

Mniej więcej to samo pomyślała Hermiona. Skup się, bo wasza rozmowa zaraz się skończy. Dokonała wręcz nadludzkiego wysiłku i udało się znaleźć jakąś sensowną odpowiedź.

– To są dozy stosowane przy przywracaniu wspomnień. W tym przypadku chodzi o wchłanianie rozkazu znajdującego się w czymś, z czym mamy styczność.

Mówiąc to zaczerwieniła się, lecz Severus to zignorował. Napomniał ją, ponieważ nie zamierzał pozwolić jej na bujanie w obłokach, nie tylko podczas warzenia, ale i rozmowy z nim. O którą sama przecież prosiła. Za to jej uwaga nasunęła mu pewną myśl.

– Istnieje możliwość, że potrzebował twojego eliksiru do czegoś innego, albo postanowił go przetestować na wąskiej grupie osób.

Hermionie po plecach przeleciał dreszcz i jednocześnie jak na dłoni zobaczyła trzy różne sprawy.

– Jeśli go testuje, pewnie i tak zaraz mu go zabraknie – zaczęła i pospiesznie uniosła rękę, żeby powstrzymać Severusa od mówienia, bo bała się, że zaraz o nich zapomni. – Chwileczkę. To jedna rzecz, która chodzi mi po głowie. Druga, że wszystko wydaje się kręcić wokół mnie. A trzecia to kwestia ilości eliksiru – Severus znów się skrzywił; najwyraźniej nie bawił go ten bełkot, ale mimo to ciągnęła dalej. – Zgodnie z drugim wyjątkiem od prawa Gampa wszelkie przedmioty i substancje magiczne nie podlegają transmutacji. Nie można też ich duplikować, to, co się uzyska…

– Nie będzie miało żadnej mocy magicznej – dokończył.

– Czy jest od tego jakiś wyjątek? Choćby czarnomagiczny? Cokolwiek – dodała z naciskiem, choć potrząsnął głową. – Szukam magicznego sposobu, w który ten ktoś mógłby zwiększyć ilość eliksiru albo zwiększyć jego moc.

– Wszystkie sposoby, jakie znam stosuje się w trakcie warzenia – odparł spokojnie i rozwinął, bo wyraźnie było widać, że o coś jej chodzi. – Kamień Saargo dodaje się na samym początku, żeby zwiększyć ilość eliksiru, a proszek z otwornic służy do intensyfikacji mocy składników, lecz jak się domyślasz, dodaje się go podczas procesu warzenia, przed składnikiem wiążącym. Do czego zmierzasz?

Hermiona przygryzła na chwilę usta, szukając słów.

– Skoro kradzież i morderstwo to wielkie ryzyko – odezwała się po chwili, ujmując trochę inaczej to, co powiedział niedawno Severus – to ciężko mi sobie wyobrazić, że ktoś mógł je podjąć, żeby zdobyć eliksir, który po pierwsze mógł nie zadziałać, a po drugie po tak niewielką ilość.

Severus patrzył na nią chwilę w milczeniu. Dobrze to ujęła… Nawet doskonale. Błądzili niczym dzieci w gęstej mgle, ale miał nieodparte wrażenie, że nie byli daleko od tego, czego szukali. Jednak naprawdę nie było żadnego sposobu. Gdyby był, nikt nie potrzebowałby eliksirotwórców; wystarczyłoby mieć po jednej buteleczce każdego eliksiru, maści czy nalewki i zrobić z nich miliony.

– Jakkolwiek… słuszna by to nie była uwaga, niestety nie ma takiej możliwości. Jedyna opcja jest taka, że istotnie do Imperiusa potrzebuje śladowe ilości. I nie zapominaj, że mógł też potrzebować go do czegoś innego.

Hermiona uśmiechnęła się leciutko i pogładziła po szyi koło ucha.

– To najłatwiej byłoby, gdyby się ze mną skontaktował, wymyślił jak niby się o nim dowiedział… choćby od Uzdrowicieli z Metropolii* i mnie o niego po…prosił – to się jej skojarzyło z Arvinem, który zrobił coś podobnego. – Miał pan rację, tajemnice rzadko kiedy długo nimi pozostają.

– Być może najłatwiej dla ciebie, ale nie dla niego – skomentował to Severus, śledząc ruch jej dłoni.– Coś ci się właśnie przypomniało?

– Owszem, ale bez sensu – westchnęła i sięgnęła po herbatę. Zdążyła ją posłodzić, teraz wystarczyło tylko rzucić czar ogrzewający. – Arvin nie prosił mnie otwarcie o pomoc, po prostu zaczął opowiadać o swojej babci i to ja zaproponowałam, że uwarzę dla niej mój eliksir.

Dziwne roztargnienie, które go ogarnęło, minęło jak za smagnięciem różdżki, barwy wszystkiego dookoła wyostrzyły się i Severus poczuł, że właśnie kolejny kawałek układanki wskoczył na swoje miejsce. A nawet dwa, i to bardzo duże.

– Wręcz przeciwnie – zaoponował. – Pamiętasz, jak dwa tygodnie temu powiedziałem ci, że ktoś może się tobą posługiwać?

– Arvin? Niemożliwe!

– Jesteś typową Gryfonką, Granger. A na waszą chęć zbawienia całego świata można liczyć z zamkniętymi oczami.

Hermiona zamarła z filiżanką w ręce. Pamiętała swoje rozważania, czy ktoś nie podszył się pod Norwega, ale dotyczyły ostatniego spotkania, poprzednie zaś trwały ponad godzinę, więc wielosokowy odpadał. Poza tym doskonale pamiętała, jak niepewnie czuła się, udając Mafaldę Hopkrik, a potem Bellatrix. Tymczasem Arvin zachowywał się… jak Arvin. W każdym calu.

Powiedziała to teraz obronnym tonem, bo wewnątrz siebie boleśnie czuła już, że się myliła. Lekko szydercze spojrzenie Severusa tylko to potwierdziło.

– Jak wiele czasu poświęciłaś, by poznać Hopkrik i Bellatrix? – uniósł jedną brew i pokiwał głową. – Człowiek, który stoi za Imperiusem na pewno nie jest naiwnym siódmoklasistą. I możesz darować sobie urażone miny, bo tacy właśnie byliście – dorzucił i ciągnął. – To tłumaczy też kwestię ilości eliksiru. Ten ktoś zamierzał zapewne wyciągnąć od ciebie więcej za pomocą twojego znajomego. Choćby pod pretekstem zapodziania butelki. Przypuszczam też, że nie planował zabicia go… tak szybko, lecz został do tego zmuszony, choćby dlatego, że twój znajomy się zorientował.

Hermiona odstawiła herbatę i ukryła twarz w drżących dłoniach. Siedziała w przytulnym gabinecie, w towarzystwie innego człowieka, ale poczuła się, jakby stała sama na końcu świata. A przynajmniej tam pragnęła się teraz znaleźć. Boże kochany…

– Będziemy musieli zająć się kwestią twojego bezpieczeństwa – usłyszała Severusa i przemknęło jej przez myśl, że nie powinna stamtąd wracać. Może w ten sposób nikt inny już nie zginie. – A teraz wyjaśnij, co miałaś na myśli, że wszystko kręci się dookoła ciebie?

Westchnąwszy ciężko osunęła się na oparcie fotela.

– Przyszło mi to do głowy, jak powiedział pan o teście eliksiru na wąskiej grupie osób. Od jakiegoś czasu przyglądam się reakcjom ludzi dookoła i wydaje mi się, że niektórzy reagują mocniej niż inni.

W kilku słowach opowiedziała mu o rozmowie z Neilem w Klinice oraz o jego stwierdzeniu, że to nie jest praca dla kobiet i ciągnęła.

– Znam Neila od kilku lat, to przede wszystkim on zajmował się moimi rodzicami i nigdy wcześniej nie usłyszałam od niego podobnych bredni! Dość podobną refleksję uczynił Dris Benhammada, ten nowy doradca Kingsleya, kiedy ostatnio zajrzał do Departamentu Tajemnic. Od pana wiem o głupotach, które opowiadał Artur, sama widzę, jak bardzo zmienił się Harry… Ginny w zasadzie też… Zachowanie Arvina to już zupełnie inny wymiar. Natomiast nie mam wrażenia, żeby zmienili się tak strasznie inni ludzie z pracy, choćby Cox, jego sekretarka czy parę osób, z którymi czasem jem obiad. Lecz z nimi poza układami służbowymi nie mam nic wspólnego. Więc skoro to ma być garstka osób, to chyba nie przez przypadek w skład tej garstki wchodzą ludzie, z którymi coś mnie łączy? – zauważyła i dodała uspokajająco. – Pana to nie powinno dotyczyć, nikt o nas nie wie.

Swoje ostatnie słowa słyszała, jakby stała obok i już mówiąc je próbowała się powstrzymać, ale było za późno! O Merlinie…!!!!

„Nikt o nas nie wie”?! Boże, to zabrzmiało, jakby… mieli co najmniej jakiś sekretny romans!

Wstrzymała oddech i wzniosła gorące modły, by nie odczytał tego w ten sam sposób. By tego tak nie odebrał. Wziął to za luźną uwagę. Cokolwiek, Merlinie…

Takiego lapsusu Severus chyba jeszcze nigdy nie usłyszał! Nikt o nas nie wie… Jego brew powędrowała wysoko do góry. No pięknie, pięknie…

– Wybacz – rzucił rozbawionym tonem. – Nie zdawałem sobie sprawy, że istnieje coś takiego jak „my”.

W odpowiedzi Granger zaczerwieniła się mocno.

– Prze-szam. To znaczy… nikt nie wie, że… pracujemy razem. Rozumie pan…

Kobieta przygryzła dolną wargę i nagle coś w Severusie zapragnęło móc zrobić to samemu. Zamknąć jej w ten sposób usta… Wpić się w nie, posmakować ich… I nie tylko ich… A wtedy pozwoliłby jej krzyczeć do woli…

Przestań marzyć. Kolejnym powodem, dla których szukał kobiet na Kontynencie i podawał się za kogoś innego był fakt, że wątpił, by jakakolwiek czarownica, która o nim słyszała, chciała go tknąć. Nie kolejnym. TO jest prawdziwy powód. Reszta to twoje wymysły. Jesteś przecież mordercą, byłym Śmierciożercą, masz krew na rękach i Mroczny Znak na przedramieniu. Jesteś napiętnowany.

Kilka razy był zmuszony go pokazać i odrazy na twarzy ludzi dookoła nie mógł pomylić z niczym innym.

Hermiona Granger z pewnością musiała czuć do niego to samo. Broniła go z litości, podobnie jak skrzaty domowe, szukała jego pomocy, bo była przerażona, a on był najlepszą opcją, ale na tym wszystko się kończyło.

Teraz zaś wstydziła się na samą myśl o takiej możliwości, o czym świadczył głęboki szkarłat, którym pokryła się jej twarz.

– Chodziło mi o to, że nie afiszujemy się, że…

– Daruj sobie – przerwał jej ostro, prostując się. – Doskonale zdaję sobie sprawę, o co ci chodzi.

– Ja… – Znów przygryzła te cholerne usta.

– Powiedziałem, dość – warknął. – Nie sądzę, Granger, żeby wszystko kręciło się dookoła ciebie. Lucjusz i Draco również mocno zareagowali, a nie przypuszczam, żeby… coś cię z nimi łączyło – wycedził. – Poza tym chyba nie chcesz, żebym jeszcze raz pokazał ci moje przedramię? Za to, jeśli to prawda, że nie dostrzegasz u siebie żadnych reakcji, wygląda na to, że tylko ty na niego nie reagujesz, więc jeśli chcesz się na coś przydać, proponuję zająć się twoją cenną osobą.

Hermiona potrzebowała kilku sekund, żeby zrozumieć, że coś od niej chce i kolejnych kilku, CO chce. Bo powodu tego dziwnego ataku pojąć nie mogła. Już dawno Severus Snape nie wściekł się na nią i teraz zrobiło się jej słabo. Przecież nie mogła go AŻ TAK obrazić głupią sugestią…?

Merlinie, gdyby nie to, że wciąż się czerwieniła, teraz byłaby pewnie blada jak kreda. Byłabyś jak durny kameleon chodzący po fladze Indonezji. Albo Monako. Albo…

Jezu…

W dodatku po następnych sekundach dotarło do niej, że nie może zaprzeczyć, że ona też reaguje na Imperiusa. Nie może, bo to strasznie wszystko zamąci i nigdy już nic nie zrozumieją. I w dodatku Severus mógłby użyć Legilimencji, żeby się przekonać, a wtedy…

O Boże….

Musiała mu odpowiedzieć!

– Niestety ja… – przełknęła z trudem ślinę – też reaguję. Zorientowałam się całkiem niedawno.

– Jak? – spytał krótko, zakładając nogę na nogę i podpierając lekko głowę na ręku.

– Ja… Nie bardzo umiem protestować. Kłócić się – odparła. Nie odpowiedział, ale zaczynała już poznawać niektóre jego miny i po tej widać było, że czeka na wyjaśnienie. – Dotarło to do mnie po rozmowie z Neilem. To, co czułam było strasznie przytłumione w porównaniu do tego, jak kiedyś bym zareagowała. I jak zaczęłam o tym myśleć i porównywać inne sytuacje, to uzmysłowiłam sobie, że nie potrafię powiedzieć „nie”. Nie wiem, jak to zrobić… Jak dzieje się coś, czego nie chcę, czuję się strasznie… ogłupiała. Bezwolna – skrzywiła się. – Zupełnie jakby ktoś zabronił mi protestować. I wcześniej też reagowałam – dodała. – Nawet rodzice to zauważyli, ale to nie było nic specjalnego, żadna zmiana przekonań, tylko ogólne rozdrażnienie i sądziłam, że to z przemęczenia.

To była prawda. Gdy wczoraj wieczorem wróciła myślami do rozmowy z Neilem, zorientowała się, że kiedyś na pewno zareagowałaby ostrzej. Tymczasem teraz na dobrą sprawę była spokojna, dopiero jego wzmianka o pieluchach nią rzuciła, ale to od dawna działało na nią jak płachta na byka, nie dlatego, że ogólnie miała coś przeciw dzieciom, ale ponieważ oczekiwano po niej, że wyjdzie za mąż i zajdzie w ciążę. Jej ojciec powiedział kiedyś, że reaguje jak sprężyna – im bardziej się na nią naciska, tym bardziej się opiera.

Potem przypomniała sobie ostatnie spotkania z Drisem i jej bezwolność wręcz ją uderzyła. Do tej pory nie zrywano z nią umowy o pracę, za to kręciło się dookoła niej dużo idiotów i nigdy dotąd nie miała problemów, żeby kazać im się odczepić.

Severus przyglądał się jej chwilę w milczeniu. A więc Hermiona Granger również reagowała.

Można się było tego spodziewać – samemu ciężko odkryć, że się zmieniło. Natomiast jej reakcja była jeszcze inna niż te, z którymi już się zetknęli. W każdym razie on sam z pewnością nie czuł się bezwolny.

W sumie, gdyby się tak zastanowić, większość z nich na swój sposób się łączyła. Przeświadczenie Lucjusza i Weasleya, że należy odbudować społeczeństwo czarodziejów, idące w tym samym kierunku sugestie Pottera, reakcję jej znajomego, który ją pocałował, uwagę Warda i być może Carpentera, bo przecież to on zerwał z nią umowę… Oraz twoją narastającą ochotę, żeby się z nią przespać. Więc może to miało coś wspólnego z płcią i ona z kolei miała się temu poddać?

Oczyma wyobraźni ujrzał natychmiast, jak mogłaby poddać się jemu. Całkowicie. Z ochotą. Dziko. Ale przy nim z pewnością by nie protestowała. Lepiej żeby oddech zachowała na co innego. Póki go jeszcze miała, bo zadbałby o to, by go straciła, och i to jeszcze jak…!

PRZESTAŃ! SKUP SIĘ! Przełknął ślinę na tyle głośno, że Granger musiała go usłyszeć!

– Po kolei – zdobył się na suchy, rzeczowy ton. – Twoja reakcja jest inna od pozostałych, ale sądzę, że pasuje. Albo jako kobiety, albo ogólnie.

– Jako kobiety?? – powtórzyła po nim, przekrzywiając głowę i marszcząc brwi.

– Dokładnie, Granger – rzucił ze zniecierpliwieniem. – Zestaw sobie uwagę Warda z zachowaniem twojego znajomego i kilkoma innymi i wyciągnij wnioski, bo nie zamierzam robić tego za ciebie. To jedna możliwość – kontynuował, nie czekając na jej odpowiedź. – Druga, że ten ktoś próbuje wywołać taką reakcję u wszystkich. Nie tylko każe nam coś zrobić, ale jednocześnie dba o to, byśmy nie próbowali się mu opierać. Czyli panuje zupełnie nad naszymi umysłami.

Dobiegło go niewyraźne „su…syn” i Granger posłała mu spojrzenie mogące zabić bazyliszka.

– Zdecydowanie wolę tę drugą – warknęła. – I chyba zaczynam widzieć, o co mu chodzi. Chciałby, żeby kobiety wróciły do domów, garów i dzieci w imię ocalenia społeczności czarodziejskiej. Nie wiem, co jeszcze chce, bo nieufność Harry’ego mi tu nie pasuje. Natomiast fakt, że Malfoy zdecydował się zaakceptować… mugolaki owszem, bo to stwarza większe możliwości – ostatnie słowa wymówiła z drwiną, jakiej nawet on by się nie powstydził. – Ale przecież ludzie protestują… – zawahała się i dodała. – W każdym razie protestowali. Pamięta pan mój raport? Było pełno protestów, nawet pytał pan, czy u mugoli jest to samo.

Severus pokiwał z namysłem głową.

– Owszem, ludzie zachowywali się tak jeszcze do niedawna, lecz sądząc po ostatnich tygodniach, najwyraźniej ochota do protestów im przeszła. Być może właśnie z powodu Imperiusa – postukał palcem po policzku. – To zaś by przemawiało za panowaniem nad umysłami wszystkich z nas.

Hermiona zamarła, bo odniosła wrażenie déjà-vu, lecz nie potrafiła określić, z czym się łączyło. Z czymś, co właśnie powiedział? Jak się zachował? Może z czymś, o czym pomyślała…?

Raczej nie z tym, co właśnie powiedział, bo rozmawiacie o tym pierwszy raz, więc… Im bardziej się skupiała, tym bardziej dziwne skojarzenie jej umykało. Powtórzyła w myślach jego słowa, wrażenie znów się pojawiło, ale jeszcze bardziej ulotne.

Może chodzi o coś, o czym mówiliście wcześniej?

– Zastanawia mnie jednak pewna rzecz – głos Severusa wrócił ją do rzeczywistości. – Nie wydajesz się być…. entuzjastką tego pomysłu, wygląda na to, że poza uległością nie reagujesz na tego Imperiusa. Dlaczego? Czym różnisz się od ludzi dookoła? Bierzesz jakieś mugolskie leki, a może eliksiry?

– Raz czy dwa wypiłam odrobinę eliksiru Słodkiego Snu, poza tym bardzo rzadko piję eliksir przeciwbólowy albo biorę mugolskie proszki – pokręciła głową. – Więc to musi być coś innego.

Spróbowała się skoncentrować, ale tak naprawdę ledwie muskała myślami ten temat. To znaczy, że on też reaguje? Jak?

I jej myśli, niczym przyciągane magnesem, znów odpłynęły w stronę dziwnego wrażenia. O czym mówili wcześniej? O Malfoyu… O Harry’m i jego nieufności, która tu nie pasowała… O ludziach, którzy jeszcze do niedawna protestowali, ale….

TAK! Do niedawna!

Jeszcze do niedawna każdy weekend spędzałaś w Australii!

To o to chodzi!

– Mam! Wiem! – zawołała. – Nie reaguję, bo każdy weekend spędzam w Australii! Wyjeżdżam z Anglii na kilka dni! To chyba drugi, kiedy tu jestem…!

I w tym momencie pewność, że to o to chodziło prysła i Hermiona oklapła jak przekłuty balon. Nie Chodzi o coś innego. Cholera, tylko O CO??!

– Bardzo interesujące – zauważył równocześnie Severus. – To by znaczyło… – ciągnął, wyraźnie myśląc na głos – że tego Imperiusa… przyjmuje się każdego dnia.

– Nie jestem pewna – zaoponowała. – Zgoda, nie było mnie tu dzień, dwa, nawet trzy w tygodniu, ale w pozostałe używałam często Zmieniacza Czasu. Nawet bardzo często – zabrzmiało to wyjątkowo cierpko. – Ten czas dla mojego ciała liczył się podwójnie, niekiedy nawet więcej. Więc jeśli każdego dnia były tu dwie moje „ja”, to chyba również przyjmowałam go podwójnie?

Do tej pory nikomu nie mówiła o Zmieniaczu Czasu, wiedzieli o nim tylko Niewymowni, Kingsley i jej rodzice, ale teraz nie miała innego wyjścia, musiała to powiedzieć, bo to mogło mieć znaczenie. Choć to był temat do unikania – uznała, widząc lekki grymas na twarzy Severusa i czym prędzej spuściła wzrok. Była pewna, że oboje przypomnieli sobie właśnie ten sam wieczór sprzed wielu lat.

– Widzę, że twoje zamiłowanie do tak niebezpiecznych obiektów magicznych z wiekiem ci nie mija – skonstatował oschłym tonem. – Nie jest to dziedzina magii, z którą JA miałem do czynienia, przypuszczam, że to raczej ty i twoi koledzy po fachu możecie wiedzieć coś więcej na ten temat, ale… taka reakcja nie jest wcale oczywista. Niektóre reakcje ciała, duszy czy umysłu nie powielają się.

Po krótkim namyśle Hermiona musiała przyznać mu rację. Nie opaliła się przecież podwójnie przez ten czas, włosy też jej szybciej nie urosły, ani nie miała ich więcej…

Zgodnie z mugolską logiką skoro była tu niejako podwójnie, powinna przyjąć podwójną dawkę Imperiusa, lecz to była magia, a nieraz już przekonała się, że zasad działania magii nie można było przekładać na mugolską rzeczywistość.

Gdy dostała Zmieniacz Czasu nikt nie chciał wyjaśnić jej szczegółów, Cox ograniczył się tylko do niewyraźnych ostrzeżeń, ale skoro teraz była Niewymowną, może zgodziłby się pozwolić jej przejrzeć akta w Sekcji Czasu?

Wrażenie déjà-vu znów wróciło z całą mocą i równie szybko odpłynęło. Niech to szlag! Zaczynało ją to już męczyć!

– No dobrze – sapnęła i dodała, zanim zdążył na nią fuknąć. – To by mogło tłumaczyć, czemu nie reaguję mocniej. Ale mam inną teorię. Może po prostu to, co ten ktoś każe jest całkowicie sprzeczne z moimi przekonaniami i po prostu… mój umysł to odrzuca?

Być może jej umysł odrzucał tylko CZĘŚĆ Imperiusa – zawsze ciągnęło ją do pracy i nauki, więc pomysł siedzenia w domu był jej tak obcy, że nie była w stanie go zaakceptować. Natomiast jeśli temu komuś zależało na zwiększeniu liczby małżeństw… może COŚ Z TEGO przyjęła? I dlatego zakochała się akurat teraz? Bo z oszałamiającą łatwością mogła wyobrazić sobie nie tylko, jak się kochają, lecz jak siedzą razem na kanapie i czytają książki, jak wtula się w jego objęcia, opiera mu głowę na ramieniu, jak spacerują trzymając się za ręce…warzą… rozmawiają… Po prostu są ze sobą. I z każdą chwilą pragnęła tego coraz bardziej.

Severus przyglądał się jej, starając się skupić na jej teorii, lecz jego myśli odpływały. Ku jej szerzej otwartym oczom i lekko rozchylonym ustom… Ku uniesionym rękom i powolnemu, hipnotyzującemu ruchowi jej palców błądzących po wnętrzu dłoni i nadgarstku… Ileż by dał, by móc zastąpić je swoimi…

Może i ma rację? Może dlatego ty nie masz ochoty się poddać – służyłeś dwóm Panom i nie zgodziłbyś się na to nigdy więcej. Nigdy też nie chciałeś dzieciaków. Po prostu masz ochotę… na nią. A jeśli to jest sprzeczne z jej przekonaniami, może ona też reaguje tak jak ty?  

W tym momencie naszła go inna myśl, która go otrzeźwiła. Może i tak, ale nie na ciebie.

– Całkiem możliwe, Granger – odezwał się i oboje drgnęli. – A masz teorię, w czym może być ten Imperius?

Czując bolesne ukłucie zawodu Hermiona stłumiła westchnienie.

– Nie bardzo. Poza tym, że jednak nie w Proroku. Gdyby był w nim, po dwóch dniach spędzonych w Redakcji, żeby przygotować raport powinnam była wyjść stamtąd jak pijana.

I albo rozszarpać gardło pierwszej spotkanej osoby, albo rzucić na najbliższego mężczyznę, dodała w duchu. Tymczasem uspokajałaś Harry’ego i Severusa.

– To musi być coś, z czym ma do czynienia każdy. Codziennie. I tylko będąc w Wielkiej Brytanii – sprecyzowała. Severus pokiwał głową i oboje pogrążyli się w myślach.

Coś, z czym ma do czynienia każdy. Codziennie. Tutaj. Miała ochotę parsknąć śmiechem. Z pewnością kiedy już to odkryją, klepną się w czoło i stwierdzą „ależ to było proste!”. Jak każda zagadka.

Odpadały ubrania. Ludzie kupowali je w różnych miejscach, ale nawet jakby przyjąć, że na każde rzucony został Imperius, nie zakładali przecież codziennie nowo kupionych ciuchów. Jeśli było coś, co każdy dotykał codziennie, to to była różdżka. Ona sama będąc w Australii używała jej bardzo rzadko, lecz była pewna, że nikt na świecie nie mógł rzucić ogólnej klątwy na tak potężny magiczny przedmiot i właściciele by tego nie wyczuli.

Odrzuciła też jedzenie – nie było jakiegoś jednego posiłku, który jadałby każdy czarodziej i czarownica. Z wyjątkiem wody – tę przecież używało się do wszystkiego i chyba każdy znał Aquamenti.

Co prawda Severus powiedział, że wszczepienie zalążka magii w ciecz było szalenie trudne, ale to nie oznaczało, że niemożliwe. To w powietrze jak dotąd nikomu nie udało się tego zrobić. Poza tym powietrze na pewno odpada. Przecież facet nie aportuje się codziennie w innym miejscu kraju i nie rzuca Imperiusa w zależności od prognozy pogody! Żeby nie było tak, że powieje wiatr i tę jego zarazę złapią tylko ludzie w Edynburgu, czy w Irlandii. Albo niechcący przewieje ją do Francji i Belgii.

Z przedmiotów stałych zaś w grę mógł wchodzić pergamin, choć istniało tu duże „ale”.

– Ten ktoś musiałby rzucić Imperiusa na tysiące rolek i to od dawna, żeby mieć pewność, że JEGO pergamin wszedł do obiegu – przyznała, gdy przedstawiła Severusowi swoje przemyślenia. – Ale nawet jeśli założymy, że do Imperiusa potrzeba znikomej ilości mojego eliksiru, to zarówno do pergaminu jak i do wody potrzeba o wiele więcej niż kilka butelek.

Severus przyglądał się jej chwilę, gładząc palcem po ustach, lecz Hermiona była zbyt zafrapowana tematem, żeby zareagować.

– Zmieńmy trochę założenia – odezwał się w końcu z namysłem. – Imperius musi być w czymś, co znajduje się na terenie Wielkiej Brytanii i z czym większość z nas ma do czynienia bardzo regularnie, aczkolwiek niekoniecznie codziennie. Jednocześnie ilość tych… przedmiotów lub miejsc musi być ograniczona, żeby kilka butelek eliksiru – uniósł dłoń, bo Hermiona już chciała zaprotestować – mogło wystarczyć temu komuś na dość długo. Kilka – dodał, – bo musiałby być szaleńcem, by wyobrażać sobie, że uda mu się cię zwodzić w nieskończoność. Co powiesz na… schody do Gringotta? Klątwę rzuconą na powierzchnię ulicy Pokątnej? Posadzkę w Atrium w Ministerstwie?

Hermiona natychmiast pojęła, o co mu chodzi i jej myśli pobiegły tym samym torem.

– Albo wejście do Kliniki – podchwyciła z ożywieniem. – A żeby objąć większą ilość ludzi, bo przecież nie każdy bywa na Pokątnej czy w Ministerstwie, może na całą sieć Fiuu?! Genialne! Poza tym kto powiedział, że Imperius musi być rzucany codziennie? To my mamy mieć z nim codziennie styczność. Być może wystarczy go ponawiać tylko od czasu do czasu! Co pasowałoby do ograniczonej ilości eliksiru!

Severus skinął krótko głową.

– To niestety nie przybliża nas za bardzo do rozwiązania problemu – powiedział i uśmiech, który pojawił się na jej twarzy znikł. – Domyślamy się, CO ten ktoś chce osiągnąć i CZYM się posługuje, ale na tym koniec. Nie wiemy, jak to robi, kto to może być, ani… jak to ustalić.

Entuzjazm Hermiony zgasł niczym zdmuchnięta gwałtownie świeczka. Pomijając fakt, że schody do Gringotta czy sieć Fiuu były tylko hipotezami, mogło się okazać, że Imperius był w innych regularnie odwiedzanych miejscach. Przecież nie mogli sprawić, żeby ludzie przestali wychodzić z domu. Albo żeby rzucili wszystko i uciekali z Wielkiej Brytanii.

Szlag. Pomimo wszystkiego co odkryli, wciąż byli w martwym punkcie.

– Udało się panu sprawdzić Sferę Decyzyjną?

– Będę miał odpowiedzi dopiero za półtora tygodnia – odparł Severus. Lucjusz zorganizował bal dobroczynny na przyszłą niedzielę, bo jeśli chcieli, żeby wszyscy się zjawili, musieli dać im czas. – Myślisz, że to ktoś z nich?

– Myślę – odpowiedziała bardzo poważnym tonem – że czas o tym kogoś poinformować. Sami tego nie rozwiążemy, a im dłużej czekamy, tym gorzej. Ale sądzę też, że w grę wchodzi tylko Kingsley albo Gawain Robards. Szef Amnezjatorów czy Wypadków i Katastrof w niczym tu nie pomoże. Nawet Cox odpada.

W pierwszej chwili Severus zamierzał zaprotestować. Lata bycia podwójnym szpiegiem wyrobiły w nim odruch ograniczenia liczby wtajemniczonych osób do absolutnego minimum, a następnie ograniczenia jej jeszcze raz. I jeszcze raz. Od tego zależało nie tylko jego życie, ale wszystkich czarodziejów.

Lecz zanim zdążył otworzyć usta, przyszło mu do głowy, że tym razem jest inaczej. To nie jest JEGO wojna, nie musi grać w niej żadnej roli. Może z całkowitym spokojem zostawić ten problem innym – i niech się cieszą, że przekaże im, co ustalili.

On natomiast mógł zająć się czymś, co miało dla niego wielkie znaczenie – ulepszeniem eliksirów tak, by móc zostawić wreszcie Hogwart oraz bandę rozwrzeszczanych bałwanów i żyć tylko z własnego biznesu. I możesz zająć się tym już teraz.

Dlatego skinął głową.

– W grę wchodzi tylko i wyłącznie Shacklebolt – po swoim procesie znienawidził imię i nazwisko Szefa Aurorów na równi z „Jamesem Potterem”. Poza tym biorąc pod uwagę dość kontrowersyjny sposób, w jaki Shacklebolt został Ministrem Magii i sensację na bankiecie, o której wciąż aż huczało, istniała szansa, że Narcyza wiedziała o jego życiu więcej niż on sam. – Zobaczę, czy uda mi się ustalić coś wcześniej i cię poinformuję – spojrzał na zegarek i podniósł się. – Zastanowię się nad kwestią twojego bezpieczeństwa jeszcze dziś i również dam ci znać. A teraz czas zająć się moim eliksirem. Przygotuj dwa miedziane kociołki rozmiar trzy oraz sprzęt do warzenia dla dwóch osób, dołączę do ciebie za chwilę.

————-

* Metropolia – za Goniąc Szczęście magiczna stolica Australii

Rozdziały<< Trzeci Raz – Rozdział XXIITrzeci Raz – Rozdział XXIV >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz