Trzeci Raz – Rozdział VI

– Merlinie, biedny mały – stwierdziła Hermiona i dodała, wchodząc do znajomego pomieszczenia. – Całe szczęście, że macie Molly.

Drugie zdanie zabrzmiało o wiele szczerzej, ale nic nie mogła poradzić na to, że perspektywa spokojnej rozmowy z Harry’m jak najbardziej jej odpowiadała.

– Oj, całe szczęście! – potwierdził, wzdychając chłopak. – Chcesz herbaty, kawy czy może kremowego piwa? A może chcesz coś zjeść?

– Dzięki, przed przyjściem do was wstąpiłam na cornish pasty. Za to herbata może być.

W skrytości ducha Harry odetchnął z ulgą. Jasne, że fajnie było zobaczyć się z Hermioną, ale równie fajnie było móc rozsiąść się w spokoju i CISZY w salonie i przejrzeć „Z Quidditchem przez wieki”.

– Masz – ciągnęła Hermiona, stawiając na stole niewielkie pudełko z logo „Sweet Paradise”. – To żeby osłodzić ci nagłą wizytę.

– Oszalałaś – Harry zajrzał do środka i na widok ulubionej kajmakowej tarty aż gwizdnął z radości.

Merlinie, wieczór zapowiadał się WSPANIALE!

Robiąc sobie kawę a Hermionie herbatę, przekazał w telegraficznym skrócie co słychać u wszystkich z klanu Weasleyów, po czym usiadł naprzeciw przyjaciółki i przysunął do siebie pudełko z ciastem.

– Chcesz? – rzucił jeszcze dla porządku i wreszcie zamilkł.

Popijając herbatę i opowiadając o egzaminach Hermiona musiała przyznać, że druga połowa „dnia wolności” była o wiele bardziej udana. A przynajmniej popołudnie, dorzuciła od razu.

– Kyli machchpokóy – podsumował Harry i pomachał ręką, pospiesznie napił się kawy i głośno przełknął kawałek ciasta. – Sorry. Czyli teraz masz już luz, tak? To kiedy wybierasz się na długie wakacje?

Na myśl o nadchodzących dniach pełnych słońca, lekkości i spokoju Hermiona uśmiechnęła się marzycielsko.

– Niedługo. W przyszłym tygodniu muszę oddać zmieniacz czasu i przejść obowiązkowe badania, przy okazji Roger Cox chce się ze mną spotkać, nie wiem jeszcze w jakiej sprawie, muszę ustalić z Carpenterem i Neilem Wardem, kiedy dokładnie zaczynam pracę w Klinice. I muszę pozałatwiać trochę spraw administracyjnych, odebrać dyplomy na uczelniach… Więc daję sobie półtora, góra dwa tygodnie, a potem znikam!

Miała też w planach kilka całkiem prywatnych spotkań, z Barbarą z mugolskich studiów, Arvinem oraz Juanem, który zaprosił ją na sobotę na „obiad zapoznawczy”, jak to ujął.

– Więc jak spędziłaś pierwszy wolny dzień?

– Zajęłam się śledztwem – odparła i uśmiechnęła się, gdy Harry zamarł z tartą w połowie drogi do ust. – Już ci wyjaśniam.

O śmierci Hawkinsa Harry dowiedział się natychmiast, bo był akurat w Kwaterze i gdy usłyszał, że w sprawę zamieszany był Snape, ulżyło mu, że Gawain przydzielił ją komu innemu. Lecz gdy tydzień później doszły go słuchy, że durny Ślizgon i jego dziewczyna wytatuowali sobie Mroczny Znak, był zdegustowany faktem, że nikt nie powiedział mu o tym wcześniej. Merlinie, w końcu był tym, który wykończył Voldemorta, gdyby ten potwór faktycznie wrócił, byłby jego pierwszym celem! A tymczasem nikt nawet nie kwapił się, żeby mu powiedzieć, że znaleziono zwłoki kogoś, kto miał na przedramieniu jego Znak!

Ale nie miał pojęcia, że to Hermiona znalazła tego gówniarza, że to ona odkryła ten cholerny tatuaż i że zamiast powiedzieć o tym tobie poszła z tym do tłustowłosego dupka z lochów.

– Czemu nie wezwałaś Aurorów tylko Snape’a? – zapytał ostro, gdy tylko skończyła mówić.

Już w trakcie swojej relacji Hermiona dostrzegła zwiastuny nadchodzącej burzy – Harry wyprostował się, przekrzywił lekko głowę i praktycznie wdusił okulary na nos.

– Bo zmarł chłopak, którego opiekunem był akurat Snape, który akurat był w pobliżu.

– Hermiona, od takich rzeczy jesteśmy my, a nie Snape!

– Wiem, że tak, ale… Snape był pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl.

– Cholera, wszystkim ludziom na całym świecie na widok trupa przychodzą na myśl Aurorzy, a tobie Snape, tak?

– Chyba nie zaprzeczysz, że biorąc pod uwagę sytuację Snape był najlepszy. Poza tym byłam w Hogwarcie, tam nie ja podejmuję decyzje tylko dyrektorka i opiekunowie Domów. Nawet Poppy nie wezwałaby Aurorów bez porozumienia z nimi – dodała.

Najlepszy. Jasne. W Harrym się zagotowało i tylko jak przez mgłę usłyszał resztę wyjaśnień Hermiony.

– Dobra – wymamrotał. – Mogłaś ściągnąć Snape’a, bo to był jego uczeń, ale o Mrocznym Znaku powinnaś powiedzieć Aurorom! Bo z tego co Usłyszałem, to wyszło na jaw dzień czy dwa później!

Hermiona odgarnęła włosy za ucho.

– Pewnie bym to zrobiła, ale Snape zakazał mi o tym mówić komukolwiek. Zwłaszcza tobie.

– Pieprzę „zakazał”! To jest ukrywanie faktów przed Aurorami, za coś takiego, zwłaszcza za ukrywanie Mrocznego Znaku można trafić przed Wizengamot!

Trafić przed Wizengamot?! Może jeszcze ześlesz mnie do Azkabanu, co?! Hermiona była pewna, że Harry się wkurzy, ale nie spodziewała się czegoś takiego! Poczuła się, jakby ją uderzył i to mocno.

– Harry, nie dość, że miałam przed sobą leżącego w kałuży krwi martwego ucznia, to jeszcze zobaczyłam świeży Mroczny Znak, możesz sobie wyobrazić, jak się czułam?! – wybuchła i czym prędzej się opanowała. – Studiowałam uzdrawianie umysłu, nie jestem przyzwyczajona do widoku trupów! Nie miałam pojęcia od czego umarł, nie miałam pojęcia, czy to prawdziwy Mroczny Znak, na miłość boską, nie rozumiałam nawet, co widzę! Dziwisz mi się? I przecież w końcu Minerwa was wezwała, więc w czym problem?

Harry zacisnął usta. Tak, dziwił się! To znaczy owszem, mógł zrozumieć jej argumenty, ale…

– Długo wam zajęło to wzywanie – stwierdził, patrząc niewidzącym wzrokiem gdzieś na ścianę. – Ślady wielu zaklęć znikają z otoczenia bardzo szybko, więc w takiej sytuacji liczy się każda chwila. Cholera wie, co tam mogło być rzucone!

– NIC nie było rzucone. Chłopak się wykrwawił, bo był chory na chorobę powodującą implozje magii w ciele i krwotoki.

– Ale tego dowiedziałaś się później.

– Harry, przestań choć na chwilę się wykłócać i posłuchaj mnie, dobrze?! – fuknęła Hermiona. Najchętniej kazałaby mu się zamknąć, ale to nie ułatwiłoby dalszej rozmowy. – Bo to nie koniec.

– Dobrze. Przestaję. Ucięliście sobie kilka miłych pogawędek ze starym nietoperzem z lochów i co dalej?

Hermiona musiała głęboko odetchnąć, żeby się opanować i go nie rąbnąć. Harry doskonale wiedział, jak bardzo nie lubiła pogardliwych określeń, które uczniowie wymyślili na Snape’a. Mogła za nim nie przepadać, ale po tym, czego się dowiedziała po Bitwie o Hogwart i w trakcie procesu jej opinia na temat Severusa Snape’a zmieniła się diametralnie, a lata studiów tylko ją ugruntowały.

– Dalej ucięłam sobie bardzo oświecającą pogawędkę z moimi rodzicami – warknęła i balon, który w niej rósł, trochę zmalał, zupełnie jakby spuściła z niego powietrze. – Harry, proszę. To ważne.

Chłopak westchnął i skinął głową, więc opowiedziała mu o jej uwadze na temat Aborygenów, odpowiedzi jej ojca i niedzielnej rozmowie.

– Dzisiaj wreszcie miałam czas, żeby to sprawdzić, więc poszłam do redakcji Proroka, zaczęłam przeglądać wydania wstecz i… COŚ się dzieje – podsumowała poważnym, ponurym tonem. – Nie wiem CO, ale coś jest nie tak. Wystarczy popatrzeć, co się dzieje w Ministerstwie. Na przykład zobacz, co się stało z ustawami dla charłaków. Było kilka, miały im pomóc i wszystkie są porzucone. Tak samo jak współpraca z ICW*, która de facto nie istnieje czy międzynarodowa współpraca badawcza. Za to Ministerstwo przepycha zupełnie absurdalne ustawy, jak ta o ich nieomylności czy kretyński zakaz rozwodów! Zupełnie jakby siedzieli tam inni ludzie, których interesuje tylko bezpieczne trzymanie tyłków na stołkach! Ale tak naprawdę to dotyczy wszystkich – dorzuciła szybko, bo akurat Harry miał inny pogląd na ustawę rozwodową i inne, które ją mierziły. – Wiem, że Prorok wyolbrzymia fakty, ale to nie zmienia ogólnej tendencji. W ciągu ostatnich kilku miesięcy wzrosła liczba kradzieży, napadów, gwałtów i nawet zabójstw. Sam powinieneś to zauważyć. Tak samo samobójstw. Sądząc po prośbach o porady, ludzie robią z igły widły i irytuje ich dosłownie wszystko. Wizengamot tonie w sprawach najlżejszej kategorii oraz odwołaniach od ich decyzji. Poza tym ludzie stracili ochotę na… na cokolwiek – zawahała się, bo nie bardzo wiedziała, jak to ująć. – Nie ma już wieczorków tanecznych w sobotnie wieczory „U Barda” z powodu braku chętnych, z tego samego powodu zamknięto aż trzy bary i kawiarnie na Pokątnej – umilkła na chwilę, po czym dodała. – Mogę to potwierdzić z autopsji. Skończyłam właśnie studia na dwóch uczelniach. Cały nasz rocznik z King’s świętuje w tę sobotę koniec egzaminów, wynajęli specjalnie na tę okazję pub w Londynie. Cały rocznik, Harry! Po egzaminach w CWSL wszyscy po prostu rozeszli się. Na naszym roku było kilka fajnych zgranych ekip, ale… wszystko się skończyło. Umarło. Oczywiście ludzie z King’s też w końcu stracą ze sobą kontakt, tak zawsze w życiu bywa, ale są o wiele bardziej zgrani niż czarodzieje. MAJĄ OCHOTĘ coś robić. I wiesz, na czym polega ironia? Że ponieważ czarodziejska społeczność jest o wiele mniejsza, mamy niemal pewność, że wszyscy gdzieś się spotkamy, czy to w Mungu czy w lokalnych ośrodkach uzdrawiających. Tymczasem wygląda to tak, jakby ludzie się wypalili. Dają się biernie popychać, odseparowują od innych, z tej samotności wpadają w depresje i izolują się jeszcze bardziej.

Przez chwilę oboje siedzieli w milczeniu. Harry rysował bezmyślnie jakieś wzory na stole obróconą do góry nogami łyżeczką, Hermiona zaś czekała w napięciu na jego reakcję.

– Z polityką zawsze tak jest – odezwał się w końcu niechętnym tonem. – Cokolwiek nie zrobią, zawsze będą ci, którym to się nie będzie podobało.

To był najlepszy sposób na zamknięcie tematu. Wiedział, że zdaniem Hermiony zmienił wiele poglądów pod wpływem Weasleyów, zwłaszcza te dotyczące rodziny i nie miał ochoty o tym rozmawiać.

Hermiona zacisnęła usta i spojrzała w bok. Ciekawe czy będziesz myślał tak samo, jeśli przestanie ci się układać z Ginny. I czy powiesz maltretowanym kobietom, że muszą zaakceptować, że będą bite i przeklinane do końca życia.

– Co do charłaków to być może mają jakieś powody – ciągnął Harry. – Nie wiem, nie dotyczy mnie to, więc nie próbuję się dowiadywać. A co do reszty… Owszem, fakt że jest więcej zabójstw, kradzieży czy gwałtów, ale to zawsze następuje falami. Być może dwa, trzy czy pięć lat temu też się nasiliły, a potem ta fala opadła.

– I akurat zbiegło się to z jakimś takim ogólnym marazmem? – zauważyła krytycznie Hermiona. – Jak Merlinowi gacie.

– Na podstawie czego wnosisz, że to ogólny marazm? Bo jakieś stare pryki nie mają ochoty iść potańczyć do Barda? Czy że wymęczeni egzaminami studenci mają ochotę wrócić do domu i odpocząć? A właśnie, idziesz w sobotę świętować z twoimi znajomymi z King’s?

– Idę! – rzuciła Hermiona niemal wyzywającym tonem, jakby właśnie obwieściła światu, że zaczyna rewolucję. – Co prawda nie chciało mi się, ale w końcu się przełamałam i postanowiłam pójść! A jestem jeszcze bardziej zmęczona niż wszyscy inni studenci w CWSL!

– Och, ty zawsze byłaś inna – odpalił Harry. Usłyszał swój własny głos, dotarło do niego, CO powiedział i zrobiło mu się głupio. Czując jak się czerwieni zaczął pospiesznie mówić; cokolwiek, byle się usprawiedliwić. I zatrzeć durne wrażenie. – To znaczy wiesz, zawsze wiedziałaś czego chcesz, w porównaniu do nas wszystkich. Potrafiłaś się dużo uczyć… ciężej pracować… nawet wzięłaś dodatkowe zajęcia. Dziewczyna z jajami, jakby to u mnie powiedzieli. Masz bardzo dużo silnej woli i… na pewno jesteś o wiele lepsza… i udaje ci się… no wiesz, wszystko znosić…

INNA?! Zawsze byłaś INNA?! ZAWSZE??!! Coś lodowatego rozlało się Hermionie po piersi i z każdą chwilą zaczęło coraz bardziej ciążyć, a te kilka słów odbijały się bolesnym echem w jej głowie. ZAWSZE INNA?!

Oczywiście to nie przekreślało ich przyjaźni przez te wszystkie lata, ale… poczuła się, jakby została nagle zdradzona. Człowiek, który jest dla ciebie jak brat właśnie powiedział ci, że zawsze byłaś inna…

Już zamierzała spuścić wzrok, gdy nagle coś się w niej szarpnęło. To Harry się wygłupił! To on, a nie ty powinien czuć się źle!

Wbiła więc w niego długie, ostre spojrzenie i chłopak zaczął się coraz bardziej zacinać, aż w końcu zamilkł, spojrzał na blat stołu i przez długą chwilę siedzieli w milczeniu, które powoli zaczęło stawać się coraz trudniejsze do zniesienia.

– No dobra – odezwał się po jakimś czasie bardzo potulnie. – Ale dlaczego przyszłaś z tym do mnie? Co ja mogę z tym zrobić?

– Przyszłam, żeby powiedzieć ci, co odkryłam. Żebyś nie wypominał mi potem, że cię nie poinformowałam! I żeby się dowiedzieć, czy u was ktoś coś zauważył. Może obiło ci się o uszy, że inni mają jakieś dziwne sprawy albo chodzą jakieś słuchy, że coś się dzieje.

Chłopak wzruszył ramionami i prychnął na to.

– Taki zwykły Auror jak ja ma wiedzieć co robią inni?

Tu cię boli… pomyślała Hermiona, bo dopiero teraz przypomniała sobie, jak kilka razy narzekał, że niektórzy pną się wyżej, dostają ciekawsze sprawy, a on… cóż, był traktowany na równi z innymi. Nie żeby Gawain Robards był wredny – wręcz przeciwnie, od samego początku dał Harry’emu do zrozumienia, że owszem, to co zrobił było wielkie, ale nie będzie traktowany lepiej tylko z tego powodu. W szkole na ogół zawsze wszystko uchodziło mu na sucho, z tego co słyszała, cieszył się również specjalnymi względami w Szkole Aurorów, więc podejście Robardsa musiało być jak zimny prysznic.

– Poza tym chciałam z tobą o tym porozmawiać – dodała. – Widzę, że coś się dzieje, ale nie rozumiem co i to mnie martwi.

Harry westchnął ciężko. Niezależnie od tego czy Hermiona coś sobie ubzdurała, czy nie, nie miał ochoty się tym dziś zajmować. Miał przed sobą spokojny wieczór, drugi od niemal dziewięciu miesięcy i chciał wyciągnąć się na kanapie i zapomnieć o całym świecie.

– Ok, pomyślę o tym.

—-

* ICW – International Confederation of Wizards – czyli Międzynarodowa Konfederacja Czarodziejów. Dotychczas w każdym ficku używałam angielskiej nazwy, więc niech tradycji stanie się zadość 😉

 

 

Pięć minut później

Mieszkanie Hermiony

 

Gdy tylko Hermiona fiuuknęła do siebie i usiadła na kanapie w salonie, przybiegł Krzywołap i wskoczył jej na kolana. Drapiąc go za uszami kobieta uśmiechnęła się gorzko.

– Ty też uważasz, że jestem inna? Od zawsze? Znasz mnie prawie tyle samo co Harry, więc chyba zdążyłeś wyrobić sobie opinię? – kot zamruczał, bardzo delikatnie złapał zębami jej kciuk i natychmiast go polizał. – Pewnie się boisz, że jak powiesz „tak”, to przestanę dawać ci jedzenie, co?

Zaiste, koty to bardzo pragmatyczne stworzenia.

Choć od dawna zdążyła przyzwyczaić się do krytyki, zwłaszcza ze strony bliskich znajomych i przyjaciół, słowa Harry’ego nadal trochę bolały. Były niczym drobne igiełki, które wbiły się w serce i uwierały i podejrzewała, że minie sporo czasu, zanim znikną zupełnie.

– Przestań się tym zadręczać – powiedziała na głos, tym razem do siebie. – To najlepszy dowód, że cokolwiek to jest, jego też dotknęło.

Bo w sumie czego się spodziewałaś? Że tak natychmiast złapie twoją teorię i powie, że się tym zajmie, czy nawet że coś o tym słyszał i masz rację? Jak to nie jest jego pomysł, zawsze strasznie trudno go przekonać. Zwłaszcza po tym, jak uraziłaś jego dumę mówiąc, że ściągnęłaś Snape’a i przez jakiś czas z nim…

Hermiona zamarła. Krzywołap szturchnął ją głową, dopominając się o głaskanie, ale nawet nie zareagowała – przed oczami stanął jej widok profesora Snape’a przed drzwiami do swoich komnat (nie wiedzieć czemu akurat ten obraz wrył się jej w pamięć).

Jeśli nie mogła liczyć na Harry’ego, to Snape był… no właśnie, w tej sytuacji był Najlepszy! Nie tylko wiedział o tatuażu Hawkinsa, ale sam nosił Mroczny Znak na przedramieniu i doskonale wiedział, co on reprezentuje. Żaden Auror nie widział tego, co on. I przypuszczała, że gdyby Voldemort powrócił, w pierwszej kolejności zająłby się właśnie Snape’em, nie Harry’m.

Co prawda podczas ich ostatniego spotkania powtórzył jej, że…

Nie powiedział, że NIC się nie dzieje! Powiedział tylko, że to był zwykły tatuaż! Tak naprawdę tylko mu wspomniałaś o swoich podejrzeniach, ale o nich nie rozmawialiście!

Więc teraz porozmawiacie!

Prostując się gwałtownie na kanapie złapała różdżkę i… zawahała się. Z Harry’m rozmawiała nie mając żadnych konkretnych argumentów – nic dziwnego, idąc do Proroka nie miała nawet pojęcia czego szukać, przeglądała gazety na oślep w poszukiwaniu czegokolwiek, co potwierdziłoby jej przypuszczenia. Teraz wiedziała już dokładnie. Musiała tylko zebrać je wszystkie i przedstawić w przekonujący sposób.

Tym bardziej, że o ile przekonanie Harry’ego było trudne, wyobrażała sobie, że przekonanie Snape’a zakrawało na cud.

Przez chwilę układała w głowie wiadomość. Gdy wyrosła przed nią świetlista Wydra, powiedziała na pozór spokojnym tonem:

– Panie profesorze, odkryłam coś bardzo niepokojącego. Być może wiąże się to z ostatnimi wydarzeniami, ale tylko być może. Czy mógłby pan porozmawiać ze mną o tym jutro o dwudziestej? Bardzo proszę. To naprawdę ważne. Z góry dziękuję.

Gdy Wydra znikła, wypuściła resztę powietrza drżąc lekko i osunęła się na oparcie kanapy.

– Przeklnie cię. Każe ci spadać. Powie „nie”. Zobaczysz. Na pewno powie „nie”…

 

 

Spinner’s End

Chwilę później

 

Kuchnia w Spinner’s End stanowiła całkowite przeciwieństwo pracowni. Przez niewielkie, zachlapane okienko wpadało niewiele światła, pomalowane na ciemno drewniane meble były zniszczone i tak wypaczone, że drzwiczki i szuflady się nie domykały, zaś starodawny piec z dużą żeliwną płytą został przetransmutowany i zamiast węgla czy drewna Snape używał tych samych zaklęć, co podczas warzenia. Sufitu na ciemno nie trzeba było malować.

Snape kończył właśnie kolację – niedogotowane ziemniaki i żylasty stek, gdy wyrosła przed nim lśniąca Wydra. Zatrzymała się dość daleko od niego, głosem Hermiony Granger przekazała krótką wiadomość i czym prędzej znikła.

Kącik ust mężczyzny zadrgał lekko, zarówno na widok zachowania Patronusa jak i na samą wiadomość.  Od wczoraj szukał sposobu, żeby skontaktować się z Potterem – czy raczej od wczoraj WALCZYŁ ze sobą, bo irytował go już sam pomysł, że to on miałby taki kontakt inicjować. Przez całe życie ciągle robił rzeczy bo musiał i marzył, żeby wreszcie przestać. Jakaś część jego umysłu wiedziała, że powinien to zrobić, wiedziała czemu, ale ta druga protestowała zawzięcie. I… póki co wygrywała.

To zaś była wspaniała okazja – mógł udawać, że łaskawie zgodził się na spotkanie z Granger, a potem tak pokierować rozmową, żeby to ona wpadła na pomysł spotkania z Potterem.

Zdecydowanie.

Inna rzecz, że intrygowało go, co takiego odkryła. Nie miała kontaktu ani z Malfoyami, ani z Rowle’em czy Traversem, czterema innymi Śmierciożercami, którzy uniknęli Azkabanu, więc nie miała możliwości dowiedzieć się, że coś było nie tak z Mrocznym Znakiem.

Co ona mówiła ostatnio? Że jej rodzice odkryli, że ludzie się dziwnie zachowują.

Jej zaproszenie było mu bardzo na rękę, ale też lepiej, żeby nie wyglądało, że zgodził się zbyt łatwo – niech nie będzie zbyt pewna siebie. Dlatego odczekał pół godziny i dopiero wtedy przywołał swojego Jastrzębia.

– Jutro o osiemnastej na końcu Pokątnej.

Wydra pojawiła się po jakiejś minucie i, mógłby przysiąc! zagryzała dolną wargę!

– Może być trochę później?

– Masz dwie opcje. Druga ci się nie spodoba.

Tak się akurat składało, że jutro wieczorem musiał dokończyć bardzo rzadki eliksir, który miał oddać pojutrze o dziesiątej rano, minimum 12 godzin od zakończenia warzenia. Równie dobrze mógł zabrać się za niego o dwudziestej.

Wydra nie pojawiła się drugi raz.

 

 

Czwartek, 24 czerwca,

Londyn, Pokątna

18:00

 

– To się, kurczę, nazywa Wybór Hobsona – mruczała pod nosem Hermiona, drepcąc w kółko na samym końcu Pokątnej. – Bierz co ci daję albo spadaj.*

Ledwo zdążyła przygotować dla Snape’a statystyki, żeby zobrazować to, o czym chciała z nim rozmawiać. Z jego powodu musiała też przełożyć na piątek spotkanie z Arvinen.

Kolejny raz zerknęła na zegarek, spojrzała w dal i w tym momencie usłyszała za sobą cichy trzask.

– Granger – odezwał się Snape i skinął jej głową na powitanie.

Hermiona odruchowo zauważyła, że nie był ubrany tak nieformalnie jak ostatnim razem. Na czarną koszulę i spodnie nałożył równie czarną szeroką szatę aż do ziemi, ale teraz wiedziała, jak był szczupły i poły szaty już tego nie ukrywały.

– Dzień dobry, panie profesorze. Już zaczęłam się bać, że się pan spóźni.

Czarodziej uniósł lekko brew.

– Spóźnianie się nie leży w moim zwyczaju. To raczej ja mógłbym się bać, że cię nie będzie. Nie potwierdziłaś mojej propozycji. To nie należy do dobrych manier – dodał lekko drwiącym tonem.

Dobre maniery, też coś! żachnęła się w duchu.

– Nie dał mi pan wielkiego wyboru. Ale skoro jakimś cudem udało się nam spotkać… – sięgnęła do torby po gruby zwój pergaminów.

– Nie tutaj – syknął Snape, złapał ją za łokieć i deportował.

Zupełnie nieprzygotowana do teleportacji Hermiona nie miała okazji nawet nabrać powietrza czy wepchnąć notatek do torebki, gdy świat dookoła zawirował, pociemniał i zwęził się straszliwie, wypychając powietrze z płuc i przyciskając do boku mężczyzny obok. Lecz nieprzyjemne wrażanie skończyło się równie szybko jak zaczęło i nagle wszystko stało się jasne i odległe.

Stali koło grubego pnia zwalonego drzewa pośrodku małej polanki w jakimś lesie. Nie mógł to być Zakazany Las, bo drzewa rosły tu o wiele rzadziej, przepuszczając promienie słoneczne, które kładły się roztańczoną mozaiką światła i cienia na miękkim poszyciu. Gdzieś wysoko w koronach szumiał łagodnie wiatr, ten sam, który gnał po niebie białe obłoki, lecz tu gdzie stali panowała cisza, przerywana tylko miarowym stukaniem dzięcioła i świergotem innych ptaków.

– Mógł mnie pan uprzedzić! – fuknęła, złapawszy łapczywie haust powietrza i odetchnąwszy głęboko.

Merlinie, ależ on ją denerwował!

– Nie zachowuj się, jakbyś nigdy nie praktykowała aportacji łącznych – odparł na to i oczyścił zaklęciem pień.

– Wie pan, że istnieje takie coś jak rozszczepienie? Poza tym mogłam zgubić notatki – całe szczęście, że zdążyła zacisnąć dookoła nich rękę, inaczej szlag trafiłby cały dzień spędzony w archiwum Proroka.

I zapomniał pan najwyraźniej o dobrych manierach. Tego ostatniego nie odważyła mu się powiedzieć.

– Rozszczepienie ze mną nie ma prawa się wydarzyć. Granger, czy możemy przejść do sedna? – uciął dalszą dyskusję, opierając się o pień i prostując nogi. – Nie dysponuję nieograniczonym czasem.

Merlinie, on ją CHOLERNIE denerwował.

– Ja też nie. Proszę – wręczyła mu zwoje pergaminu i zaczęła wyjaśniać.

Oczywiście Snape wiedział, że miał do czynienia z panną Granger, ale mimo to był pod wrażeniem. Niektóre strony zawierały listę wydarzeń, o których mówiła, inne trzeba było oglądać poziomo; były długimi wykresami, przedstawiającymi wzrost licznych przypadków, naniesionych na oś czasu. Jej wyjaśnienia zbiegały się niemal idealnie z rytmem, w jakim je przeglądał, choć może to on odruchowo dopasowywał się do niej.

Odłożona „na później” ustawa o współpracy z Międzynarodowym Kręgiem Badawczym w Wiedniu, mająca gwarantować wymianę studentów, szereg porzuconych ustaw dla charłaków, niesławny DRZ – Dekret o Regulacji Związków, znoszący całkowicie prawo do rozwodów, tak zwana Przerywanka czyli nieprzeforsowana z powodu braku jednego głosu ustawa o Przerywanym Pocałunku Dementora dla transwestytów, mająca ponoć pozbawić ich niebezpiecznych popędów, zignorowana przez wszystkich propozycja Ministra dotycząca złagodzenia wyroków za wykroczenia najcięższego, trzeciego stopnia, kolejna propozycja, tym razem w toku, wprowadzająca dla kobiet wymóg przejścia badań do zawarcia związku małżeńskiego, absurdalna ustawa o nieomylności wyższych urzędników Ministerstwa, JESZCZE BARDZIEJ absurdalna ustawa o zasadach obrotu substancjami leczniczymi, zgodnie z którą musiał starać się o otrzymanie trzeciej Kropli..!

Obrócił bokiem kolejny pergamin i śledził wzrokiem krzywą spraw najlżejszego stopnia, która potroiła się w stosunku do lutego, niemal podwójny wzrost odwołań od decyzji Wizengamotu, który zaskutkował karą stu galeonów w przypadku ich odrzucenia, nakładaną, o Merlinie! oczywiście przez tenże sąd… Przyjrzał się pofalowanym, pnącym się wzwyż liniom obrazującym napady, kradzieże, gwałty i morderstwa oraz samobójstwa i znów musiał obrócić kolejną kartkę, bo zawierała listę protestów miesiąc po miesiącu, przyczyn, sposobu zakończenia oraz rezultatów.

Na przedostatniej znajdowało się krótkie zestawienie zamkniętych lokali, anulowanych corocznych wydarzeń z powodu braku chętnych lub relacje reporterów z niskiej frekwencji i krótka notatka o wzroście ilości porad u Uzdrowicieli Umysłu, zrobiona na podstawie wykładów na CWSL. Na ostatniej zaś…

– Tu ma pan wszystkie wykresy naniesione na jeden zbiorczy. Dlatego każdy z nich był w innym kolorze – wyjaśniła Granger. – Musiałam też procentowo sprowadzić je do takich samych wartości, żeby widać było dobrze ogólną tendencję.

Tendencję, która od lutego wygląda jak wjazd pod górę rozpędzonym wózkiem w banku Gringotta.

Jasna cholera.

Czy to o tym chciał rozmawiać Lucjusz? To było mało prawdopodobne, wymuskany arystokrata ani nie miał czasu, ani ochoty na tego typu analizy. Snape miał raczej przeczucie, że ich spotkanie wiązało się z Mrocznym Znakiem. Z PRAWDZIWYM Mrocznym Znakiem. Który pociemniał, choć nie tak, jak dziewięć lat temu. Z drugiej strony z każdą odwróconą kartką nabierał coraz większej pewności, że obie te sprawy się łączą.

Już sama Granger mówiła o tym ostatnim razem, choć nie z powodu podejrzeń, ale strachu (ujrzenie na własne oczy Mrocznego Znaku musiało ją przerazić i wcale się temu nie dziwił).

Teraz to już nie są podejrzenia. Masz przed sobą fakty nie do podważenia, uznał, wodząc wzrokiem po kolorowych kreskach.

Hermiona zamilkła i przyglądała się Snape’owi. Po przejrzeniu jeszcze raz wszystkich pergaminów czarodziej zapatrzył się w dal. Nie była w stanie nic wyczytać w jego czarnych, enigmatycznych oczach, ale sądząc po tym, że na ogół patrzył w lewo, musiał się nad czymś głęboko zastanawiać. W którymś momencie sięgnął do ust i zaczął wodzić po nich długim, wąskim palcem. To był tak dziwny widok, że zmieszana czarownica spuściła wzrok.

W miarę wyjaśnień jej głos stawał się coraz bardziej zdecydowany, lecz teraz niepewność wróciła na nowo. W porównaniu do Harry’ego, Snape słuchał jej uważnie, to jednak wcale nic nie oznaczało. Mógł mimo wszystko uznać, że się myliła. Mógł najzwyczajniej w świecie być niezainteresowany. Mógł również nie chcieć przyznać jej racji. No i mógł potwierdzić, że tak, miała rację i kazać jej o wszystkim zapomnieć. A tymczasem obudziła się w niej ochota zajęcia się tą sprawą, rozpracowania tego…

Może stęskniłaś się za dawnymi czasami, gdy w Hogwarcie ciągle rozwiązywaliście jakieś zagadki…

Choć podejrzewała, że chciała też udowodnić coś Snape’owi. Własną wartość, wiedzę, zdolność kojarzenia faktów… Gdy była w szkole, udało się jej zaimponować wszystkim nauczycielom z wyjątkiem niego – on zawsze ignorował wszystkie jej próby, ale teraz już nie mógł. Teraz rozmawiali na innych warunkach i wreszcie miała szansę, której przez te lata tak szukała.

Dopiero gdy usłyszała cichy głos obok zdała sobie sprawę, że w oczekiwaniu niemal wstrzymuje powietrze.

– Możesz sprawdzić, czy coś podobnego dzieje się u mugoli?

Na dźwięk pierwszego słowa poderwała głowę i jednocześnie drgnęła w niej nadzieja. Była słaba, zaledwie jak muśnięcie skrzydła motyla i tak samo zwiewna, ale była!

– Zrobienie takiej analizy zajęłoby mi pewnie sporo czasu, ale nie ma takiej potrzeby. U mugoli wszystko wygląda jak zwykle.

– Skąd wiesz?

– Bo codziennie oglądam wiadomości – wzruszyła ramionami. – I nie mogę powiedzieć, żeby od jakiegoś czasu podskoczyły statystyki napadów, było więcej protestów czy ludzie odsuwali się od siebie nawzajem. A jeśli chodzi o politykę, to największe kontrowersje budzi projekt wprowadzenia zakazu palenia w miejscach publicznych. Poza tym nie wie pan, ale studiowałam równolegle w CWSL i na mugolskiej uczelni, więc naprawdę jestem w miarę na bieżąco z tym, co się dzieje.

Severus Snape wpatrywał się w nią chwilę w zamyśleniu, lecz miała wrażenie, że jej nie widzi. W końcu skinął głową.

– Skąd wzięłaś dane do tego… raportu?

Raportu! Hermiona wyprostowała się odruchowo.

– Przejrzałam wszystkie numery Proroka z ostatniego półrocza – widząc, jak zwęził lekko oczy stwierdziła cierpko. – Lepszy Prorok niż Kulisy Magii.

– Rozmawiałaś o tym z kimś?

– Tylko z Harry’m. Nie był specjalnie przekonany, ale też nie miałam argumentów – Hermiona wskazała na plik pergaminów.

– Z mojego doświadczenia wynika, że rzadko kiedy trafiają się argumenty, które potrafią przekonać Pottera – skrzywił się Snape.

– Jestem pewna, że jak zobaczy mój raport, spojrzy na to zupełnie inaczej! – zaprotestowała i gdy uniósł lekko jedną brew dodała. – Wiem, że nie może zdradzić szczegółów związanych ze śledztwami, ale pracuje w Ministerstwie, może coś obiło mu się o uszy i to skojarzy?

Ku jej zaskoczeniu mężczyzna potaknął.

– Porozmawiaj z nim i przekaż, że czekam na was oboje w sobotę o… szesnastej na Pokątnej. W tym samym miejscu – zdecydował, wstając z pnia.

– W… o szesnastej…? – Hermiona przypomniała sobie, że o czternastej miała spotkanie z Juanem i spróbowała pospiesznie ocenić, czy zdąży na czwartą po południu.

– Nie mam zwyczaju powtarzać, Granger. Jeśli masz o tej porze jakieś nadzwyczaj ważne spotkanie… – używając Geminio zrobił kopię notatek i podając jej oryginały dokończył – to będziesz musiała je przełożyć.

Po czym skinął jej głową i się deportował.

Hermiona przez moment wpatrywała się w miejsce, w którym przed chwilą stał, rozdzierana sprzecznymi emocjami. Najwyraźniej potraktował bardzo poważnie jej… raport, skoro postanowił spotkać się z nią i z Harry’m i być może miała szansę na jakąś… współpracę. Lecz wyglądało na to, że ta współpraca będzie bardzo skomplikowana i prędzej czy później go udusi!

Jeśli masz jakieś spotkanie to będziesz musiała je przełożyć! Snape, ty…!!! pokręciła wściekle głową.

Wyglądało na to, że nastąpi to prędzej.

——

* po angielsku nazywa się Take it or leave it. Wybór między czymś i niczym.

Rozdziały<< Trzeci Raz – Rozdział VTrzeci Raz – Rozdział VII >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Dodaj komentarz