HGSS Trzeci Raz

Sevmione.com does not claim, nor does it intend to imply, ownership of, or proprietary rights to, any of the fictional character or place names mentioned within JKR’s Harry Potter novels, nor any of the titles or terminology used or created by JKR within her books or within the movies made thereof.


Kochani, witam serdecznie w moim nowym opowiadaniu!

Jest to długi Thriller/Drama/Romans. Z uwagu na niektóre sceny, drastyczne treści i słownictwo zdecydowanie +18!

Opowiadanie nawiązuje do aktualnych wydarzeń w kraju i na świecie (głównie na Ukrainie), więc znajdziecie tu trochę aluzji politycznych.

Jak zwykle w moich opowiadaniach – nie ma tu nic, co nie miałoby znaczenia, więc czytajcie z uwagą. Przy okazji zachęcam do rzucenia okiem do Słowa od Autora – na postacie, które w tym ficku występują oraz zdjęcia miejsc, w których rozgrywa się akcja.

Fick betuje moja Mama – Mamus-Anni oraz równie nieoceniona Ava – Aventia Wolf – dziewczyny, bardzo Wam za to dziękuję!


 

– Mogę go zdawać choćby jutro – zapewniła ją Hermiona i westchnąwszy ciężko, dodała. – No dobrze, może nie, jutro mam egzamin na mugolskiej uczelni.

Poppy odruchowo spojrzała na zegarek.

– W takim razie uciekaj już, moja droga. Ach, wychodząc wstąp do Filiusa, w południe powiedział mi, że będzie musiał z tobą porozmawiać.

Pewnie znów w sprawie zastępstwa, przemknęło Hermionie przez myśl, gdy żegnała się ze starszą czarownicą.

Choć jak na początek czerwca zrobiło się bardzo ciepło, w zamku nadal panował chłód i wychodząc na korytarz nie mogła powstrzymać dreszczu, który przebiegł jej po plecach. Co prawda nie była dziś jakoś specjalnie lekko ubrana, a w ciągu ostatnich dni temperatura musiała podnieść się o kilka stopni, lecz nagle zrobiło się jej dziwnie zimno i… ciężko.

Bo jesteś przemęczona. Bo masz dość nauki, egzaminów, dwóch uczelni i praktyk. I nieprzewidzianych zastępstw. Pięć lat zmieniacza czasu też pewnie nie pomogło, skoro nie wykorzystywałaś go, żeby się przespać. I do tego te częste podróże do Australii…

Wyliczając w myślach wszystkie możliwe powody szybko szła w kierunku wieży Ravenclawu. Regularne plamy światła wpadającego przez okna, przedzielone węższymi ciemnymi pasami defilowały jej pod stopami, miarowy odgłos kroków odbijał się echem od ścian i wysokiego sklepienia i dudnił jej w piersi.

Była w połowie długiego korytarza, gdy zza rogu naprzeciw wybiegł jakiś uczeń. Na jej widok krzyknął i rzucił się ku niej.

– Pani profesor! Pani profesor!

Hermiona nie była nauczycielką, tylko od czasu do czasu zastępowała Filiusa Flitwicka, a na rozmowy do niej jako przyszłej Uzdrowicielki Umysłu przychodzili tylko niektórzy uczniowie, więc wielu nie poznawała. Ten wyglądał na drugo, może trzeciorocznego Ślizgona, ale zupełnie go nie pamiętała.

Chłopiec wpadł na nią, niemal ją przewracając.

– Co się stało? – rzuciła Hermiona, patrząc czy na końcu korytarza nie pojawi się grupka starszych uczniów lub Irytek, który ostatnimi czasy stawał się coraz bardziej złośliwy. – Panie…

– Szybko! Pani profesor… chodzi o Steva…!

– Steva? – tego imienia Hermiona też nie kojarzyła. – Coś ci zrobił?

– Proszę! – zawołał i szarpnął ją za rękę. – Jest chory!

Hermiona dała się pociągnąć i oboje puścili się biegiem. Chory…? Merlinie, jak bardzo musi być chory, skoro ten tak biegnie?!

Wypadli z korytarza i mały Ślizgon skręcił ostro w stronę nieużywanych przez niemal nikogo schodów do Wieży Ravenclawu. Przebiegli kilka kroków i chłopiec zwolnił i poluźnił kurczowy uścisk ręki.

Za to na widok, który ukazał się jej oczom, Hermionę wręcz rzuciło do przodu.

Dobry Boże!

Steve leżał bez ruchu na podłodze pod ścianą. Twarz i szyję miał zalane krwią, która rozlała się szeroko dookoła jego głowy i… Merlinie, musiała tryskać tak mocno, że aż obryzgała mur!

Oczy miał zamknięte i wyglądało, jakby nie oddychał.

Hermiona przykucnęła koło niego tak gwałtownie, że mało nie straciła równowagi, ujęła ostrożnie jego głowę i przechyliła na bok. Szukała rozcięcia, złamania, choćby najmniejszej rany, czegokolwiek!, byle tylko móc rzucić na nie zaklęcie i zatamować krew, ale nic nie znalazła!

Bzdura! To nie może być mała rana! Nie przy takiej ilości krwi…

Merlinie, pospiesz się!!!

Czując rosnącą gulę w gardle wyszarpnęła różdżkę z kieszeni żakietu i rzuciła pierwsze, podstawowe zaklęcie diagnostyczne, jednak nie dostała spodziewanej odpowiedzi. ŻADNEJ odpowiedzi. Gdyby żył…

– Boże – wyrwało jej się.

Ściskając różdżkę przesunęła nią nad chłopakiem w poszukiwaniu uszkodzonych czy obolałych organów. Wibracje nad głową były tak gwałtowne, że mało nie wyrwały jej różdżki z ręki, lecz reszta przerażająco nieruchomego ciała wydawała się nietknięta. Jakby… pusta.

Hermiona rzuciła jeszcze jedno zaklęcie, ujawniające jego własną magię. Normalnie całe ciało powinno rozbłysnąć ostrym światłem, szczególnie w okolicach głowy i serca. Lecz nie dostrzegła nawet najlżejszego migotania!

Wiedząc, że nie można polegać tylko na magii, odrzuciła różdżkę i złapała lewą rękę chłopaka. Była ciepła, więc w przypływie nadziei kobieta szarpnięciem odsunęła długi, luźny rękaw koszuli i sięgnęła do pulsu.

I zamarła.

Gwałtowny ruch podciągnął materiał wysoko do góry i na bladym przedramieniu ukazał się widok, który zmroził jej krew w żyłach.

Potworna czaszka, z ust której wysuwał się wijący się wąż.

Przerażający znak, który był symbolem śmierci, cierpienia i terroru. Który po latach wojny zostawił w umyśle wciąż żywą, krwawiącą ranę. I którego nikt, kto przeżył tamte czasy, nie był w stanie zapomnieć.

Lecz tamten koszmar skończył się sześć lat temu, gdy Bitwa o Hogwart zakończyła wreszcie drugą wojnę czarodziejów! I miał już nigdy nie wrócić! Ten Znak zaś był rozpaczliwie świeży…

 

RozdziałyTrzeci Raz – Rozdział I >>

Anni

Zakaz kopiowania i publikowania opowiadań jak również używania wykreowanych przeze mnie bohaterów i świata bez mojej zgody. !!! * Bardzo proszę BEZ WULGARYZMÓW w komentarzach * !!!

Ten post ma jeden komentarz

  1. jakby mu ktoś łeb odciął. A tak w ogóle to pamiętam, jak byłam kiedyś na badaniach i po oddaniu krwi siedziałam przed punktem pobierania, czekając aż będę mogła pójść, a wtedy wyszedł jakiś dziad, od razu zgiął rękę i krew mu trysnela na jakiś metr do przodu. Myślałam że się zrzygamWróć do czytania

Dodaj komentarz